Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Ostateczny rozkład wojska w Polsce.
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 16, 17, 18  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:15, 16 Wrz 2014    Temat postu:

"Dziennik Gazeta Prawna": z polskiej armii będą musiały odejść tysiące żołnierzy

Polską armię czeka wielka demobilizacja - pisze "Dziennik Gazeta Prawna". Jak podaje gazeta, w latach 2016-2022 wojskowe szeregi będzie musiało opuścić 34,6 tys. żołnierz - ponad jedna trzecia wszystkich.

"Żołnierze kontraktowi mogą służyć w korpusie szeregowych najwyżej 12 lat. A to oznacza, że w najbliższych latach znakomita większość musi odejść ze służby" - wyjaśnia "Dziennik Gazeta Prawna". Jak pisze gazeta, spowoduje to luki kadrowe.

Nie lepsza sytuacja jest w Narodowych Siłach Rezerwowych, które są o połowę mniejsze niż przewidywano.

Tymczasem rzecznik Ministerstwa Obrony Narodowej Jacek Sońta uspokajał w rozmowie z dziennikiem, że nie brakuje kandydatów na miejsca odchodzących żołnierzy.

Taki stan rzeczy krytykują jednak wojskowi eksperci "DGP", podkreślając doświadczenie, także zdobyte na misjach zagranicznych, odchodzących do rezerwy.

Źródło: "Dziennik Gazeta Prawna".

...

Kto wymyślił te bzdurne 12 lat ? Przecież to mogą być 30 latkowie ? Bardzo dobry worek zolnierski ... Wbrew pozorom rozum też się liczy . Nie tylko świeżość biologiczna ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:44, 05 Gru 2014    Temat postu:

Przepłacamy kilkakrotnie za amerykańskie pociski JASSM? Cena odzwierciedla zawartość transakcji

Czy Polska przepłaca kilkakrotnie za nowoczesne pociski manewrujące JASSM, które kupujemy od Amerykanów? Takie zarzuty pojawiły się po ujawnieniu kosztów transakcji, która wkrótce zostanie zawarta. Postanowiliśmy sprawdzić, jak jest naprawdę.

Przed kilkoma dniami Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że 11 grudnia w 31 Bazie Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach podpisana zostanie umowa na dostawę rakiet AGM-158A JASSM dla naszych F-16. Jak informowaliśmy już wcześniej, jest to oręż niezwykle zaawansowany nawet jak na warunki amerykańskie, który ma być kluczowym elementem polskiej strategii odstraszania.

Ogromne kontrowersje wzbudziła jednak ujawniona cena transakcji. Za pakiet 40 pocisków wraz z dodatkami zapłacimy 250 milionów dolarów. Krytycy tej umowy twierdzą, że w ten sposób Polska przepłaca kilkakrotnie - nawet o 200 milionów dolarów, czyli prawie 700 milionów złotych. Pojawiły się też duże wątpliwości, czy rakiety JASSM są nam rzeczywiście potrzebne i zwiększają nasze bezpieczeństwo.

Kłopoty z ceną

Podstawowym zarzutem jest fakt, że Amerykanie za jeden pocisk JASSM przeznaczony dla własnych sił zbrojnych płacą tylko 850 tys. dolarów - teoretycznie więc cena rynkowa 40 rakiet powinna oscylować wokół 35 milionów dolarów. Szkopuł w tym, że nie jest to cała prawda. Jak wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską Andrzej Kiński, redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej", jest to realna cena, ale różni się ona w zależności od konkretnego kontraktu, bo bywają takie, gdzie za jeden pocisk Pentagon musi zapłacić ponad milion dolarów. Ponadto są to zamówienia nieporównywalnie większe, liczone często w setkach sztuk, w związku z tym koszty jednostkowe są inne.

Nie można zapominać, że Stany Zjednoczone poniosły całość kosztów przeznaczonych na badanie i rozwój JASSM, a wyniosły one grubo ponad miliard dolarów. Nic powinno więc dziwić, że państwa, które chcą nabyć te nowoczesne systemy, muszą zapłacić więcej niż armia amerykańska. Ceny uzbrojenia dla zagranicznych odbiorców przeważnie uwzględniają poniesione wcześniej przez Pentagon nakłady. Gdyby przeanalizować, ile płacą Amerykanom za jeden pocisk manewrujący Tomahawk tak bliscy sojusznicy, jak Brytyjczycy, to wyszyłoby podobnie.

Dwa lata temu Finlandia za nieco ponad 70 pocisków zapłaciła również ok. 250 milionów dolarów, choć transakcja może okazać się jeszcze droższa, bo program zakupu jeszcze się nie zakończył. Trzeba jednak pamiętać, że kontrakt nie obejmuje modernizacji fińskich myśliwców F/A-18 Hornet, co odbywa się w ramach odrębnego, kosztownego programu. Uwzględniając więc ten fakt, warunki fińskiego kontraktu są porównywalne do naszych.

Płacimy za gwarancję jakości

- Proszę zwrócić uwagę na konstrukcję polskiego zamówienia. Tam jest 40 pocisków bojowych i sześć przeznaczonych do badań i certyfikacji. Są one potrzebne do przeprowadzenia koniecznych niezbędnych prób w locie F-16 w konfiguracji polskiej, która jest odmienna od konfiguracji amerykańskiej. Choć samolot F-16 został zintegrowany z pociskami JASSM, to nie w takiej odmianie, jak nasza - wskazuje Andrzej Kiński.

Przykładowo nasze F-16 latają standardowo z tzw. konforemnymi zbiornikami paliwa, które powodują, że aerodynamika samolotu jest inna. Żeby dostarczający uzbrojenie i samolot producent zagwarantował to, że nie pojawią się żadne problemy, że podwieszenie tych pocisków i ich odpalanie nie spowoduje jakichś negatywnych konsekwencji, będą musiały zostać przeprowadzone dodatkowe próby. - My oczywiście ponosimy tego koszty, bo nikt nam tego "na piękne oczy" nie zrobi, jeżeli chcemy mieć gwarancję poprawnego funkcjonowania JASSM na naszych myśliwcach - podkreśla ekspert.

- Nie neguję tego, że wskazana cena wydaje się być wygórowana za 40 pocisków. Ale zwróćmy uwagę na konieczność dostosowania samolotu. Nasze F-16 są inne, nowocześniejsze od amerykańskich - i to znacznie. Są inaczej wyposażone i mają inną konfigurację aerodynamiczną. Stąd konieczność przeprowadzenia dodatkowych prób - podkreśla redaktor naczelny "Nowej Techniki Wojskowej".

...

Fajnie sie rozpieprzylo przemysl zbrojeniowy w Polsce a teraz nadchodza profity .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:27, 22 Kwi 2015    Temat postu:

Siemoniak: śmigłowce i zestawy przeciwlotnicze wybrane prawidłowo

Przetarg na śmigłowce dla wojska i postępowanie w sprawie zestawów obrony powietrznej przebiegały zgodnie z prawem, MON kierowało się interesem wojska – powiedział wicepremier, minister obrony Tomasz Siemoniak.

- Ci oferenci, którzy nie spełnili wymogów, powinni mieć pretensje przede wszystkim do siebie. Liczyliśmy, że będą dobre oferty, konkurencja i że w testach wezmą udział trzy typy śmigłowców – powiedział Siemoniak dziennikarzom, odnosząc się do zarzutów opozycji i przegranych oferentów w przetargu śmigłowcowym. Przypomniał, że dwie oferty odrzucono ze względów formalnych, dotyczących np. uzbrojenia śmigłowca i terminu dostaw.

- Zaprzeczam, by były tu jakieś nieprawidłowości nazywane +ustawieniem+. To postępowanie było pod stałą kontrolą biura procedur antykorupcyjnych i Służby Kontrwywiadu Wojskowego – podkreślił Siemoniak. Dodał, że rząd zdaje sobie sprawę, iż dokumentacja przetargu będzie skrupulatnie sprawdzana.

Głosy związkowców uznał za "wyraz rozczarowania", ale – zaznaczył, "trzeba pamiętać, że nowa oferta też przynosi miejsca pracy" – w należących do Polskiej Grupy Zbrojeniowej wojskowych zakładach lotniczych w Łodzi, Bydgoszczy i Warszawie.

- Jeśli chodzi o głosy polityczne, to choć kalendarz modernizacyjny nie ma związku z kalendarzem politycznym, zdajemy sobie sprawę, że nasze decyzje będą oceniane pod tym kątem – powiedział.

- O ile jeśli w przypadku systemu obrony powietrznej jedno z kryteriów było polityczne – dotyczyło bezpieczeństwa Polski, o tyle w przypadku śmigłowców decydowały wyłącznie względy merytoryczne – dodał.

Za "niestosowne" uznał sugestie, że wybór Airbusa jako dostawcy śmigłowców zagraża miejscom pracy w Mielcu i Świdniku, które przegrały rywalizację. - Co by było, gdyby jeden zakład z Polski wygrał, drugi nie? Co by było, gdybyśmy się zdecydowali nie kupować śmigłowców? Te zakłady zostały wiele lat temu kupione przez zagranicznych inwestorów. Pracują, przynoszą dochody, mają swoje portfele zamówień – argumentował.

- Jestem otwarty na dialog, zaprosiliśmy obserwatora związkowego, zapoznał się z dokumentami. Ale to nie związki zawodowe będą decydować, jaki sprzęt ma armia – powiedział szef MON. W piątek na spotkaniu ze związkowcami resort ma przedstawić informacje na temat postępowania.

Wicepremier odrzucił zarzut, by wybrane zestawy obrony powietrznej nie były zdolne przechwytywać rakiet Iskander, sugestię, by w obu postępowaniach naruszono przepisy offsetowe uznał za dziwną. Przypomniał, że oferty śmigłowców oceniało pod kątem offsetu Ministerstwo Gospodarki i wszyscy oferenci spełnili te wymagania, "natomiast jeśli chodzi o system obrony powietrznej, nie operujemy kategorią offsetu, bo będzie to umowa międzyrządowa; będziemy oczekiwali oferty przemysłowej, nazywamy to inaczej".

- To nietrafne zarzuty, warto zanim się coś powie, opierać się na faktach – podsumował Siemoniak, który powiedział, że nie boi się zarzutu złamania prawa.

Informacja MON w sprawie przetargu na śmigłowce i wskazania zestawu Patriot dla obrony powietrznej ma być jeszcze w środę tematem posiedzenia sejmowej komisji obrony.

We wtorek rząd postanowił o wyborze dla systemu obrony powietrznej zestawów średniego zasięgu Patriot amerykańskiej firmy Raytheon, której rywalem było konsorcjum Eurosam, zawiązane przez francuskie oddziały MBDA i Thalesa. W przetargu na śmigłowce wielozadaniowe zdecydował się na ofertę Airbus Helicopters, odrzucając propozycje konsorcjum Sikorsky-PZL Mielec z maszyną Black Hawk i włosko-brytyjskiej grupy AgustaWestland z należącym do niej PZL Świdnik, oferujących maszynę AW149. Popisanie kontraktu na śmigłowce jest planowane na jesień tego roku, a na zestawy przeciwlotnicze - na przyszły rok.

PZL Mielec i PZL Świdnik wyraziły zawód decyzją MON. „S” przemysłu lotniczego zapowiedziała, że będzie się domagać ujawnienia kryteriów wyboru śmigłowca. W środę SLD zapowiedział wystąpienie o zbadanie postępowań przez NIK i poddanie ich pod sejmową debatę.

...

Oby to była prawda. Znów Zachód zarobi na ciężko zdobytych przez Polaków pieniądzach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:24, 29 Cze 2015    Temat postu:

Za co tyle płacimy? Katastrofalny zakup śmigłowców
akt. 29 czerwca 2015, 02:42
Wybrany przez Polskę śmigłowiec EC725 Caracal nie tylko jest horrendalnie drogi i, delikatnie mówiąc, nie najnowszy, ale też wypada znacznie gorzej w porównaniu z tańszym i zdecydowanie nowocześniejszym śmigłowcem AgustaWestland AW149. Przy Mi-17, którego docelowo ma zastąpić, też wygląda raczej blado.

Zacznijmy od tego, że same wymagania przetargowe zostały źle napisane. Chodziło wszak o średniej wielkości śmigłowiec transportowy, który mógłby być też używany do zadań bojowego ratownictwa lotniczego (czyli podejmowania personelu ewakuowanego z wrogiego terytorium), zwykłych zadań ratowniczych i do zwalczania okrętów podwodnych.

Oczywiście, w pierwotnych planach zakupu 70 śmigłowców najważniejsza miała być wersja transportowa, dla zastąpienia Mi-8 i Mi-17. I tu od razu pojawiają się schody. Mi-8 i jego nowsza wersja wpisywały się w model radziecki jako wielozadaniowy śmigłowiec transportowy do wysadzania taktycznych desantów powietrznych, zaopatrywania wysuniętych oddziałów i jako powietrzne stanowisko dowodzenia. Jednakże nawet w ZSRR był on uzupełniony ciężkim śmigłowcem Mi-6, a później Mi-26 do transportu najcięższego sprzętu. Udźwig Mi-8 i Mi-17 oraz wyposażenie go w tylną rampę ładunkową pozwalało na stosowanie go w wielu państwach w roli śmigłowca do transportu cięższego sprzętu dla stosunkowo lekko uzbrojonej piechoty powietrzno-desantowej.

Wątpliwe wymiary

Słowo klucz to właśnie owa tylna rampa. No i oczywiście odpowiednie wymiary kabiny oraz udźwig. Dlaczego? Nie ma sensu kupowanie śmigłowca o dużej pojemności i udźwigu, jeśli nie ma on tylnej rampy ładunkowej. To trochę tak, jakbyśmy chcieli otworzyć sklep z fortepianami, ale zapomnieli o wyposażeniu go w odpowiedniej szerokości bramę. Co z tego, że caracal ma większą przestrzeń, skoro nie da się załadować do niego ciężkiego sprzętu pozostającego w wyposażeniu 25. Brygady Kawalerii Powietrznej?

Idąc dalej, co nam z tego, że caracal zabiera 20 żołnierzy z pełnym wyposażeniem, skoro ci żołnierze zostaną pozbawieni ciężkiego sprzętu? Najchętniej tych, którzy decydowali o tym wyborze, wpakowałbym w caracale z tym, co te śmigłowce są w stanie zabrać, i wysłał na pole walki. Jak śpiewał Kaczmarski, „a karabin im dać, a do boju ich gnać...". I niech sobie radzą. Obawiam się jednak, że wiele czasu nie będą mieli na przemyślenie swojej decyzji i że będą błagali przez radio o pilne wsparcie z powietrza... Bo tylko to by im pozostało.

Odporność na przeciążenia

Wielokrotnie mówiłem i pisałem, że powinniśmy kupić lżejsze, tańsze w eksploatacji śmigłowce do transportu wojsk i kilka dużych, pojemnych śmigłowców transportowych do transportu ciężkiego sprzętu.

Warto też wyjaśnić sporne kwestie dotyczące tego, czy oferowane w przetargu śmigłowce były wojskowej czy cywilnej proweniencji. EC725 nie był projektowany jako śmigłowiec pola walki. A za taki ma być uważany przez nas, stąd wymóg jego uzbrojenia, a także zamiar zastosowania do bojowych akcji ratowniczych. Wytrzymuje on tylko 4 g przeciążenia w przypadku nagłego spadnięcia na ziemię. Dla konkurencyjnych maszyn ta wartość jest znacznie większa. Dla UH-60 blackhawk jest to co najmniej 10 g, a dla niedawno zaprojektowanego z użyciem nowych technologii konstrukcji płatowca AW149 - to aż 20 g. Świadczy to o wysokim poziomie odporności konstrukcji śmigłowca na uszkodzenia, można się domyślać, że EC725 nie jest już tak odporny. Świadczy zresztą o tym i inny parametr. Przekładnia główna EC725 może pracować bez smarowania przez 30 minut. Dla UH-60 blackhawk to 40 minut, a dla AW149 - aż 50 minut. To bardzo ważny parametr, bo pozwala dolecieć nad własne terytorium po trafieniu w ten newralgiczny dla śmigłowca element przez nieprzyjacielski ogień. Przypomnijmy, że caracal to duży i łatwy cel, cięższe śmigłowce są z natury mniej zwinne od lżejszych.

Wysokie koszty eksploatacji

Duży śmigłowiec to także duże koszty eksploatacji. Co prawda, w działaniach bojowych nie będą one miały większego znaczenia, bo desant, załóżmy, 200 żołnierzy 20 większymi, ale bardziej paliwożernymi śmigłowcami czy mniejszymi i oszczędniejszymi 30 śmigłowcami, będzie oznaczał zbliżone zużycie paliwa, ale na wojnie i tak nikt oszczędności nie robi. Ale na co dzień, w czasie pokoju, to zupełnie inna sprawa. Przykładowo szkolenie 24 załóg w wymiarze 500 godzin oznacza 12 tys. wylatanych godzin. Porównajmy teraz zużycie paliwa: caracal - 650 kg, UH-60 - 550 kg, a AW149 - 500 kg. Gdyby zamiast caracala wprowadzić do użycia AW149, to do solidnego wyszkolenia 24 załóg zużyje się o 1800 ton paliwa mniej. I już mamy blisko milion złotych. Ale to nie wszystko. Dodatkowe koszty wynikną z eksploatacji kilku różnych typów śmigłowców w tych samych jednostkach. A pamiętajmy, że kluczowym założeniem przetargu MON był wymóg „wspólnej platformy", czyli unifikacji sprzętu. Ponieważ kupowane śmigłowce są drogie, to kupujemy ich 50, a nie 70, jak pierwotnie zakładano. A to z kolei oznacza, że nie wszystkie stare śmigłowce będzie można wycofać. Na przykład w dywizjonie w Łęczycy będą równolegle eksploatowane Mi-17 i caracale. Chcieliśmy jednej platformy w skali całych sił zbrojnych, a mamy dwie w jednej jednostce!

Cóż, porównanie caracala z potencjalnymi konkurentami nie wypada dla niego najlepiej. Mimo to kupujemy bardzo drogi śmigłowiec u zagranicznego dostawcy, mając w kraju dwa duże zakłady śmigłowcowe (ewenement w skali europejskiej! - Niemcy, Francja, Wielka Brytania i Włochy mają po jednym takim zakładzie), a w dodatku wcale nie daje on więcej możliwości niż konkurentci. No więc o co tu chodzi?

Autor jest majorem rezerwy, byłym pilotem wojskowym. Obecnie jest publicystą, zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika "Lotnictwo" i wykładowcą w Collegium Civitas

Michał Fiszer

...

Widzimy jakie są opinie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:10, 02 Lip 2015    Temat postu:

Armia zagranicznych interesów

- Shutterstock

Polska w latach 2013-2022 ma wydać 130 mld zł na modernizację uzbrojenia armii. Tak duże pieniądze mogłyby nie tylko dźwignąć, ale i rozwinąć polski przemysł zbrojeniowy. Rządzący są jednak „na kursie i ścieżce”, by tę szansę zaprzepaścić…

Niedawne rozstrzygnięcie przetargów na zakup śmigłowców wielozadaniowo-transportowych oraz systemu rakietowego średniego zasięgu to niesłychanie ważne wydarzenie dla naszego przemysłu obronnego. Dlatego, że to dwa z trzech największych, najbardziej lukratywnych kontraktów w – pierwszym tak ambitnym i „bogatym” po 1989 r. – programie modernizacji uzbrojenia naszego wojska na lata 2013-2022. Ich skala jest porównywalna do „kontraktu stulecia”, czyli zakupu 48 samolotów F-16. Tylko za 50 francuskich śmigłowców Caracal mamy zapłacić około 13 mld zł, a osiem amerykańskich baterii rakietowych Patriot będzie kosztować zapewne kolejne kilkanaście miliardów. To, w jakim stopniu i w jaki sposób polskie firmy będą uczestniczyć w realizacji tych kontraktów, będzie mieć ogromny wpływ na przyszłość naszej zbrojeniówki – dotychczas zwijającej się i nastawionej raczej na przetrwanie niż na rozwój.
REKLAMA


Zanim przejdę do poświęconej temu analizy, zacytuję fragment napisanej tuż przed II wojną światową przez Melchiora Wańkowicza, wielkiego reportera i pisarza, książki pt. „Sztafeta”. Opisuje ona odbudowę polskiego przemysłu w latach międzywojennych, ówczesne przedsięwzięcia mające na celu zwiększenie siły i niezależności ekonomicznej naszego kraju, zastąpienie importu produkcją krajową. Po I wojnie światowej i konflikcie zbrojnym z bolszewicką Rosją, Polska była wyniszczona i dużo biedniejsza niż dziś. Mimo to porwała się nie tylko na budowę portu w Gdyni, wielkiej elektrowni wodnej w Rożnowie, kopalni gazu i gazociągów, ale też wielu zakładów przemysłowych – nie tylko w ramach tworzenia Centralnego Okręgu Przemysłowego. Były to m.in. fabryka celulozy w Niedomicach, opon w Dębicy, zakłady azotowe w Tarnowie, ale także wytwórnie broni, prywatne i państwowe: w Skarżysku, Starachowicach, Ostrowcu, Pionkach, Radomiu, a nawet fabryka samolotów w Lublinie. Oddajmy głos Wańkowiczowi (rozdział pt. „Stalowa Wola”): „Kiedy się wojna skończyła – mieliśmy kraj, pusty i rozbrojony. Żadna tu od 1831 roku w żadnych z zaborów nie pracowała fabryka broni. Ani złota nie mieliśmy na kupno, ani wolnych dróg na transport. Jedno było szczęście w nieszczęściu: mieliśmy wolne ręce w wyborze typu. Nałazili nas agenci demobilów obcych – sama tylko Francja trzy miliony karabinów miała na zbyciu. Trzęśliśmy uparcie łbem, oganialiśmy się od ofert, a ten łeb myślał jedno: Wizja Polski Zbrojnej Samodzielnej… O tym myśleliśmy, gdy opuszczali nasze progi skwaszeni międzynarodowi handlarze. Jako pierwszą fabrykę karabinów uruchomiliśmy zakłady »Gerlach« i »Pulst« w Warszawie…”.

Zbrojeniówka, czyli kwestia suwerenności

Dlaczego rządzącym przed II wojną światową tak zależało, żeby Polska sama produkowała broń? M.in. dlatego, żeby w razie konfliktów zbrojnych z innymi krajami nasze państwo nie zostało odcięte od jej dostaw. Dziś jesteśmy w innej rzeczywistości, ale eksperci wciąż podkreślają przy okazji dozbrajania armii kwestię suwerenności i naszych interesów gospodarczych. Marek Borejko, jeden z menedżerów Polskiego Holdingu Obronnego, w wywiadzie, jakiego udzielił w zeszłym roku portalowi Money.pl, powiedział, że własny przemysł zbrojeniowy to nie tylko miejsca pracy w Polsce i fakt, że pieniądze z polskiego budżetu wydane na zakup broni zostaną w naszym kraju. Ale że tenże przemysł to także część naszego systemu obronnego, bo dostęp do technologii zbrojeniowych, opracowanie polskich rozwiązań w tej dziedzinie, zapewnia nam suwerenność i daje korzyści ekonomiczne.

„Nie chodzi o produkcję według kupionej technologii” – mówił w tym wywiadzie Borejko. „Polonizacja nie polega na wytwarzaniu na podstawie zakupionej dokumentacji, z importowanych materiałów. Ważne jest wykorzystanie polskich rozwiązań. Serwisowanie polegające na wymianie kupowanych części to też nie jest interes, który zostawia pieniądze w kraju. Chodzi o to, by nie kupować za granicą w całości czegoś, co potem generuje kolejne wydatki, a musimy pamiętać, że cena zakupu sprzętu to około 30 proc. wszystkich kosztów ponoszonych przez cały okres eksploatacji”.

To właśnie ze względu na podobne argumenty, a zwłaszcza na miejsca pracy w kraju, Niemcy chcą dziś wymienić zestawy rakietowe Patriot (zamiast zmodernizować je, jak zaoferował ich amerykański producent) na system obrony powietrznej MEADS, bo ten drugi powstał przy udziale Niemiec i jest w tym kraju produkowany.

Strzał w stopę

Teraz zderzmy to wszystko ze sposobem, w jaki polski rząd rozstrzygnął ostatnio przetargi na zakup dla armii śmigłowców wielozadaniowo-transportowych i systemu rakietowego średniego zasięgu, zwanego popularnie „tarczą rakietową”. Zacznijmy od tego drugiego, bo temu przetargowi i jego rozstrzygnięciu polskie media poświęciły bardzo niewiele uwagi. Choć warto mu się przyjrzeć. Do ostatniego etapu przetargu na zakup tarczy rakietowej zakwalifikowało się dwóch oferentów: europejskie konsorcjum EUROSAM (złożone z francuskiego koncernu Thales i firmy MBDA, w której udziałowcami są Airbus, mający swą główną siedzibę we Francji, brytyjski BAE System i włoska Finmeccanica), proponujące zestaw SAMP/T z pociskami Aster-30 oraz amerykański koncern Raytheon z bateriami Patriot.

Konsorcjum EUROSOAM proponowało, że nawet 70 proc. całej produkcji sprzedawanych Polsce zestawów ulokuje w naszym kraju i że będzie wytwarzać u nas także najbardziej kluczowe ich części: pociski, radary i wyrzutnie. Współpracując z polskimi firmami przy konstruowaniu systemów rakietowych, ale i ich późniejszym serwisowaniu.

Tymczasem Raytheon zaoferował, że tylko połowę produkcji umieści w Polsce. I jak się okazało, sprzeda nam zestawy Patriot starszej generacji, a nie ich najnowocześniejszą wersję (PAC-3 MSE), bo na eksport tej technologii nie wydały zgody władze USA.

Co w tej sytuacji robi nasz rząd? Wybiera Patrioty, ofertę gorszą, biorąc pod uwagę interes naszego przemysłu zbrojeniowego, ale i nasze interesy międzynarodowe. By jednak nie urazić Francuzów, w drugim wielkim przetargu, na zakup śmigłowców, decyduje się na ofertę francusko-niemieckiej firmy Airbus Helicopters (dawnego Eurocoptera), której cztery główne fabryki znajdują się we Francji i w Niemczech. Mimo że Airbus Helicopters zaproponował śmigłowce dużo droższe (ze względu na to polski rząd musiał zmniejszyć liczbę kupowanych maszyn z 70 do 50) i wcale nie lepsze niż dwaj pozostali oferenci: polski WSK PZL Świdnik (należący do brytyjsko-włoskiej Agusty Westland i produkujący śmigłowce tej firmy) oraz konsorcjum amerykańskiego koncernu Sikorsky i należącej do niego polskiej fabryki PZL Mielec, w której produkuje Black Hawki, uznawane na najlepsze śmigłowce wojskowe na świecie.

Ministerstwo Obrony Narodowej uzasadniało taki wybór, twierdząc, że tylko Airbus Helicopters spełnił wymogi formalne i techniczne przetargu. I że choć ten producent nie ma jeszcze fabryki w Polsce – w przeciwieństwie do dwóch pozostałych oferentów – to ją u nas zbuduje i ulokuje część produkcji oraz późniejszego serwisowania w polskich zakładach zbrojeniowych.

Za tę decyzję na rząd spadł grad krytyki. Nawet Jerzy Buzek, były premier i szef Parlamentu Europejskiego, od dwóch kadencji europarlamentarzysta z listy PO, nie przebierał w słowach: „Wybór MON w sprawie śmigłowców to szokująca decyzja. Nie wyobrażam sobie, żeby Francja, USA czy jakikolwiek inny kraj, który produkuje na swoim terenie dwa niezłe śmigłowce, które kupuje cały świat, zdecydował się na zakup innych maszyn”.

Zakładnicy offsetu

Menedżerowie polskich fabryk, które przegrały śmigłowcowy przetarg, zwracali uwagę m.in. na dwa bardzo istotne czynniki. Pierwszym jest to, że najlepszą, najbardziej wiarygodną reklamą dla sprzętu zbrojeniowego z danego kraju stanowi fakt, iż właśnie rząd tego państwa go zamawia. M.in. dlatego Niemcy czy Francuzi starają się kupować uzbrojenie w swoich fabrykach. Tak robią np. w przypadku okrętów wojennych. Drugim czynnikiem jest fakt, że na świecie nie ma obecnie, poza USA (przeznaczającymi na armię dziesiątki razy więcej niż my), kraju, który miałby na swoim terenie trzy fabryki helikopterów. Airbus Helicopters, mając fabryki we Francji i Niemczech, poprzestanie więc zapewne na budowie w Polsce jedynie prostej montowni, którą rozbierze lub przeznaczy na inny cel po dostarczeniu zamówionych przez polski rząd śmigłowców dla wojska.

MON odpierał takie argumenty, twierdząc, że zobowiązania Airbus Helicopters względem ulokowania w Polsce części produkcji i współpracy z naszym przemysłem gwarantuje przedstawiona przez tę firmę oferta offsetowa. Związkowcy z polskich fabryk helikopterów natychmiast jednak ripostowali, twierdząc, że Airbus Helicopters, jeszcze jako Eurocopter, wygrał już kiedyś w Polsce przetarg, na dostawę śmigłowców ratownictwa medycznego, zapewniając, że utworzy w naszym kraju ponad 200 miejsc pracy. Ale potem – według relacji związkowców – tych miejsc nie stworzył.

Airbus Helicopters dementuje to, ale niezależnie od tego, jak było w tej sprawie naprawdę, Polska powinna mieć duży dystans do umów offsetowych – po bardzo kiepskich doświadczeniach z offsetem, związanych z zakupem amerykańskich samolotów F-16. Najwyższa Izba Kontroli, która skontrolowała ów offset w 2009 r., stwierdziła, że wynikające z niego zobowiązania zostały wypełnione tylko w części, ale co gorsza, że projekty, wchodzące w jego skład, w większości nie spełniają założonych wymagań. Czyli są po prostu nietrafione, nie gwarantują „maksymalizacji efektów offsetu z punktu widzenia potrzeb modernizacyjnych polskiej gospodarki”, nie były przez Ministerstwo Gospodarki weryfikowane „ani pod kątem preferowanych kierunków i miejsc ich lokowania, ani realności ich wykonania”. Zaś Amerykanie – według NIK – próbowali, wykorzystując błędy polskich negocjatorów, zmniejszać kwoty, które mieli zainwestować w polski przemysł. W efekcie trzeba było, w latach 2004-2008, wprowadzać wiele zmian w umowie offsetowej z amerykańskim dostawcą, ale i to według NIK niewiele dało. Reasumując, dla tych polskich fabryk, do których adresowany był offset na F-16, oznaczał on nie rozwój i pozyskanie najnowszych technologii, ale pomagał im jedynie dalej trwać, nie upaść.

Wiele wskazuje na to, że tak samo może skończyć się z offsetem związanym z zakupem śmigłowców Caracal i baterii rakietowych Patriot. Na domiar złego takie rozstrzygnięcie obu tych przetargów może zachęcić obecnych właścicieli fabryk helikopterów w Mielcu i Świdniku do wycofania się z nich lub ograniczania w nich produkcji bądź przynajmniej ograniczenia inwestowania w ich rozwój. Obydwie te fabryki to przykład, że możemy mieć w kraju świetne, należące do światowej czołówki technologicznej, zakłady zbrojeniowe. Nawet jeśli ceną za to było sprzedanie ich zagranicznym inwestorom. Lepsze to jednak niż offset, którego rolą było dotąd bardziej ratowanie przed upadkiem kulejących państwowych fabryk broni niż ich rzeczywisty rozwój.

Cudze chwalicie…

Lepsze także dlatego, że sprzedane zagranicznym inwestorom fabryki mogą odkupić w przyszłości polscy przedsiębiorcy. Bo mamy już w naszym kraju rodzime firmy, również w produkcji na rzecz wojska, np. radarów i systemów łączności dla systemu obrony powietrznej, które w niczym nie ustępują zachodnim. To m.in. prywatna firma z Ożarowa Mazowieckiego WB Electronics czy państwowe PIT-Radwar oraz Huta Stalowa Wola, która wygrała przetargi na dostawę dla polskiej armii wyrzutni rakietowych „HOMAR”, samobieżnych haubic i moździerzy. Konsorcjum należącej do polskiego kapitału, trójmiejskiej Stoczni Remontowej buduje dla polskiego wojska niszczyciele min, wygrywając przetarg na ich dostawę z niemieckim konkurentem.

Dzięki takim firmom wydatki z polskiego budżetu na dozbrojenie naszej armii wciąż konsumuje w większości – nie licząc spłat za zakup samolotów F-16 – polski przemysł. Jednak chodzi o to, żeby nie tylko je konsumował, ale także się rozwijał, doszlusowywał do światowej czołówki (konstruując np. nowoczesne czołgi, zamiast sprowadzać używane Leopardy z Niemiec). Program modernizacji uzbrojenia naszej armii za 130 mld zł stwarza ku temu możliwości. Nie wierzycie? Spójrzcie więc na maleńki Izrael, który sprzedaje większość swej produkcji zbrojeniowej za granicę, jest – obok USA, Rosji, Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec – jednym z sześciu największych eksporterów broni na świecie, wytwarzając m.in. samoloty wojskowe własnej konstrukcji, drony i systemy tarczy rakietowej (Rafael). To przykład, który pokazuje, że i Polska, także „kraj frontowy”, może być w tej branży potentatem. Przed II wojną światową Polskie Zakłady Lotnicze produkowały rodzimej konstrukcji myśliwce, samoloty bombowo-rozpoznawcze PZL „Karaś” oraz słynne bombowce PZL „Łoś”. Sporą ich część eksportowały, m.in. do Grecji i Turcji. Licencję na produkcję „Łosia” kupiła od nas belgijska firma „Renard Constructions Aéronautiques”, od której te samoloty chciała kupować Hiszpania. Dziś brzmi to jak science-fiction. Ciekawe, dlaczego.

Jacek Krzemiński

...

Bo przed wojna rządzili patrioci, Mogli sie mylić ale nie mogli bezmyślnie szkodzić. A teraz rządzi holota. Najgorszy upadek w historii Polski.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:19, 23 Lip 2015    Temat postu:

Czy Caracal pogrążył Polskie Zakłady Lotnicze?
Jakub Pilch

- Shutterstock

Odrzucenie ofert Świdnika i Mielca, w sprawie dostarczenia śmigłowców dla polskiej armii, będzie miało długofalowe skutki dla Polskich Zakładów Lotniczych. Zarówno w Świdniku jak i w Mielcu opracowano już projekty redukcji etatów.

Choć Polskie Zakłady Lotnicze wygranej w ogłoszonym przez MON przetargu potrzebowały bardziej niż francuski Airbus, to właśnie ten ostatni okazał się zwycięzcą. PZL Świdnik złożył w sądzie pozew i będzie liczył na ponowny przetarg. PZL Mielec nie chce ujawniać swoich planów na przyszłość, w tym planów awaryjnych. A Airbus? Zaciera ręce, bo oto prawdopodobnie dobił złotego interesu.
REKLAMA


Mielecki Black Hawk

Uruchomione wiosną 1939 roku mieleckie zakłady należą do amerykańskiego koncernu Sikorsky Aircraft Corporation. Do przetargu wytypowały helikoptery Black Hawk, które latają w armiach 28 państw. Sprawdziły się także na polskich misjach w Iraku, Czadzie czy w Afganistanie. Ich atutem na tle konkurencji jest m.in. ekonomiczność oraz atrakcyjna cena. Mimo tych walorów, mielecki Black Hawk przegrał z francuskim Caracalem EC-725. Co prawda poza Black Hawkiem fabryka ma w ofercie jeszcze inny helikopter i trzy samoloty, ale i tak stara się zaciskać pasa. Przez ostatnie lata zakład był sponsorem dwóch klubów sportowych: FKS Stal Mielec (piłka nożna) oraz PGE Stal Mielec (piłka ręczna). Jednak 27 maja na stronie internetowej firmy pojawił się komunikat, w którym zarząd informuje, że wraz z zakończeniem sezonu 2014/2015 kończy się również rola zakładów jako sponsora. W informacji czytamy: „Bieżący rok jest dla Spółki czasem trudnym, niosącym strategiczne rozstrzygnięcia (...)”.

Czy to zwiastun kłopotów jakie mogą nadciągnąć nad PZL Mielec?

-Sikorsky, do którego należą mieleckie zakłady jest wystawiony na sprzedaż. Do tego czasu powstrzymujemy się od komentarzy, ponieważ dopiero po sprzedaży będzie można mówić o planach na przyszłość - ucina dyrektor ds. komunikacji, Andrzej Talaga.

-Trudno zgodzić się z twierdzeniem, że nie wybranie w przetargu ofert AgustaWestland i Sikorksy będzie oznaczało likwidację tych zakładów w naszym kraju. Co najmniej od kilku lat są to dobrze funkcjonujące zakłady, których byt z pewnością nie zależał od produkcji 50 maszyn dla polskiej armii. - twierdzi płk Jacek Sońta, rzecznik prasowy Ministerstwa Obrony Narodowej.

Przedstawiciele mieleckich zakładów są jednak zgodni, że zwycięstwo w przetargu byłoby niebagatelne w historii marki. Trudno się dziwić. Choć MON podkreśla, że faktyczna wartość kontraktu znana będzie po zakończeniu negocjacji, to jednak szacunkowe liczby mówią o 13 mld złotych. W tej kwocie zawiera się nie tylko zakup śmigłowców, ale również systemu szkoleniowego i pakietów: logistycznego oraz szkoleniowego. Początkowo helikopterów miało być 70, a kontrakt szacowano na 10 mld złotych. Jednak w maju br. media podały, że polską armię ma zasilić nie 70, a 50 helikopterów. Jednocześnie szacunkowa wartość kontraktu... wzrosła o 3 mld złotych. Jak to możliwe? -Podczas analizy rynku w latach 2010-2011 wstępnie oszacowaliśmy koszt kupna 70 śmigłowców. Jednak wszystkie trzy oferty złożone w 2014 znacznie przewyższały zakładaną wartość. Mieliśmy więc do wyboru: unieważnić postępowanie lub zmniejszyć liczbę zamawianych śmigłowców. Wybraliśmy drugą opcję - mówi Sońta.

Świdnicki AW-149

Umowa na zbudowanie 50 maszyn i dostarczenie ich w latach 2017-2018 byłaby największą w przeszło 60-letniej historii firmy. Wygrana zapewniłaby przychody, jakich zakłady nigdy dotąd nie miały. O wygranej Airbusa, francuskie media nie bez powodu pisały: „Kolejny złoty kontrakt dla francuskiego przemysłu obronnego”.

W ofercie WSK „PZL Świdnik” pozostają obecnie śmigłowce: SW-4 w wersji cywilnej i wojskowej „Puszczyk”, W-3 Sokół (także w obydwu wersjach) oraz najnowszy AW-149. Dla porównania, Airbus Helicopters ma w ofercie ponad 20 śmigłowców.

-PZL Świdnik potrzebuje produktu finalnego, budowanego na miejscu od początku do końca. Owszem, mamy produkcję kadłubów i innych komponentów, ale nie mamy maszyny tworzonej u nas w 100 proc. - mówi Tomasz Kasperski, wiceprzewodniczący Związku Zawodowego „Solidarność”.

PZL Mielec wycofał się ze sponsorowania drużyn sportowych. Jaki sposób na zaciśnięcie pasa ma Świdnik? -Uruchomiony został system dobrowolnych odejść obejmujący pracowników mogących skorzystać ze świadczeń przedemerytalnych. Do końca 2015 może on objąć do 100 osób. Większe tąpnięcie szykuje się w roku 2017. Wówczas kończą się umowy z wieloma kontrahentami. Spodziewamy się odejścia nawet 700 czy 800 osób.

-przyznaje Kasperski. Po chwili dodaje: -AW-149 został oblatany w 2009 roku. To nowa konstrukcja, w przeciwieństwie do wersji Caracala jaką chcą nam sprzedać Francuzi. Obecnie jest już w przygotowaniu kolejna generacja tego śmigłowca. A Polska bierze „rzutem na taśmę” serię, która ukaże się na krótko przed zakończeniem produkcji.

Na inny aspekt sprawy zwraca uwagę przedstawiciel Świdnika pragnący zachować anonimowość: -Powiedzmy co Świdnik traci: Włosi nadzorujący nasz zakład postawili sprawę jasno: jeżeli MON wybierze AW-149, to jego wytwarzanie w całości będzie odbywać się w Świdniku. Oznaczałoby to pracę na co najmniej 30-40 najbliższych lat, z czym łączy się zatrudnienie najmniej kilkuset nowych osób. Nasza oferta została odrzucona, więc śmigłowiec będzie powstawał we Włoszech - włoski MON jest tym helikopterem jak najbardziej zainteresowany.

W oficjalnym komunikacie MON stwierdził, że PZL Świdnik zaoferował dostarczenie w 2017 kilku śmigłowców w wersji cywilnej. Co na to nasz informator? -To tak jakby powiedzieć, ze istnieją czołgi w wersjach cywilnych. AW-149 to helikopter wojskowy. Spośród trzech ofert, jakie startowały w przetargu tylko jedna wywodzi się z produktu cywilnego. Jest nią Caracal – mówi.

Airbus i Caracal EC 725

Airbus Helicopters jest zakładem istniejącym od 1992 roku. Powstał z połączenia działów helikopterowych francuskiego Aerospatiale i niemieckiego DaimlerChrysler Aerospace AG. Mimo historii znacznie krótszej niż historia PZL, Airbus Helicopters wypracował sobie niebagatelną pozycję. Potentat zatrudnia ponad 20 tys. osób, a każdego roku sprzedaje kilkaset helikopterów, które latają w 150 krajach. W 2013 roku przychód Airbus Helicopters oszacowano na 6,3 mld euro. Jeśli obecne stanowisko MON nie ulegnie zmianie, wówczas Airbus będzie zobowiązany do dostarczenia 50 maszyn mających zastąpić leciwe Mi-2, Mi-8 oraz Mi-17. Umowa mówi o śmigłowcach w wersjach wielozadaniowo-transportowej, bojowego poszukiwania i ratownictwa oraz zwalczania okrętów podwodnych.

Nie byłaby to pierwsza sytuacja, gdy na naszym podwórku Airbus Helicopters wyprzedza działającą w Polsce konkurencję. W 2007 roku po myśli potentata rozstrzygnięty został przetarg na dostawę 23 śmigłowców i jednego symulatora lotu dla Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Umowę podpisano w roku 2008, a maszyny EC 135 zostały dostarczone w latach 2009-2010. Wówczas jedynym rywalem zwycięzcy był PZL Świdnik, którego oferta z przyczyn formalnych została odrzucona. AgustaWestland, w skład której wchodzi Świdnik walczyła na drodze sądowej o unieważnienie przetargu. Wskazywano, że w zwycięskiej ofercie Francuzów również można natrafić na formalne uchybienia, jednak w lutym 2008 roku Sąd Okręgowy w Warszawie prawomocnie uznał, że wynik przetargu jest ważny.

W roku 2015 historia się powtórzyła. Świdnicki wyrób został odrzucony, a sprawa wylądowała w sądzie. PZL pozwał Inspektorat MON, wnosząc o zamknięcie przetargu bez wybrania oferty. -Pozew rzeczywiście został złożony, jednak z powodu braku wyznaczonego terminu rozprawy, ciężko powiedzieć na ten temat coś więcej - mówi Tomasz Kasperski.

W polskiej armii prawdopodobnie służyć będą Caracale EC-725. Chyba, że sąd przychyli się do wniosku Świdnika i na nowo rozpatrzy złożone oferty. Jeśli jednak tak się nie stanie, polski przemysł zyska szansę montowania, serwisu i napraw francuskich maszyn. Szansa na produkcję i rozwój autorskich projektów pozostanie niewykorzystana.

...

Do tej władzy możemy mieć zero zaufania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 18:49, 09 Sie 2015    Temat postu:

"Wprost": MON mogło sfałszować przetarg na śmigłowce. Siemoniak błyskawicznie odpowiada

W przetargu organizowanym przez MON zwyciężył śmigłowiec Caracal - AFP

Ministerstwo Obrony Narodowej mogło sfałszować wynik przetargu na śmigłowce dla polskiej armii - twierdzi tygodnik "Wprost". Z tymi ustaleniami nie zgadza się wicepremier i szef MON Tomasz Siemoniak.

Według doniesień gazety, komisja przetargowa potwierdziła nieprawdę. Urzędnicy mają również zwlekać z podjęciem rozmów offsetowych z Francuzami z Airbus Helicopters. Spółka ma dostarczyć Polsce 50 helikopterów Caracal.
REKLAMA


"Wprost" twierdzi, że po polskiej stronie widać chęć uniknięcia odpowiedzialności za ewentualne nieprawidłowości. A decyzja w sprawie śmigłowców ma być spychana na kolejny rząd.

Na takie sugestie ostro zareagował wicepremier i szef MON Tomasz Siemoniak. "Państwo żartują w upale? "Jak 11- osobowa komisja pod nadzorem służb może coś fałszować?" - napisał na Twitterze. W dyskusji z redaktorem naczelnym "Wprost" Tomaszem Wróblewskim szef MON argumentował, że postępowanie przetargowe nadzorują służby, będzie badane przez sąd oraz prokuraturę.

Minister zadeklarował również, że jego resort wysłał odpowiedzi na szczegółowe pytania dziennikarzy tygodnika. Jak stwierdził, "nie było w nich zarzutów ani nawet ich sugestii". Tomasz Siemoniak stwierdził, że "Wprost" zapytał MON o 4 szczegółowe wymogi przetargu, które są niejawne. Dodał, ze jego resort na inne pytania odpowiedział. Niejawne wyjaśnienia zostały przekazane komisji sejmowej - tłumaczył szef MON.

...

Zakupy byly podejrzane jakby robione pod konkretne panstwa. Czy to nie bylo Caracale za Mistrale?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:32, 16 Sie 2015    Temat postu:

Rzecznik MON wysłał list do Rady Etyki Mediów ws. publikacji "Wprost"

Jacek Sońta - Leszek Szymański / PAP

W ubiegłym tygodniu tygodnik "Wprost" poinformował, że resort obrony mógł sfałszować przetarg na śmigłowce dla polskiej armii. Ministerstwo zapowiedziało pozew w tej sprawie. Dzisiaj ma miejsce kolejny akord tej sprawy. List do Rady Etyki Mediów w sprawie publikacji "Wprost" i powiązań redaktora naczelnego opublikował rzecznik MON - Jacek Sońta.

"Kierując się dobrym imieniem Ministerstwa Obrony Narodowej, pragnę zawiadomić Radę Etyki Mediów o rozpowszechnianiu przez Redaktora Naczelnego tygodnika "Wprost" nieprawdziwych informacji na temat postępowania na dostawę śmigłowców wielozadaniowych dla Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej" - czytamy w liście Jacka Sońty.
REKLAMA


Rzecznik resortu pisze w nim również o powiązaniach redaktora naczelnego tygodnika - Tomasza Wróblewskiego z byłym zastępcą redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" - Andrzejem Talagą. Obaj od września 2014 roku do kwietnia 2015 roku byli wiceprezesami w fundacji Warsaw Enterprise Institute. Obecnie Tomasz Wróblewski ciągle piastuje tę funkcję, a Andrzej Talaga jest jej ekspertem.

Jak dodaje Sońta, Andrzej Talaga równocześnie jest od kwietnia dyrektorem ds. komunikacji w zakładach PZL Mielec, które w związku z wskazaniem przez rząd dla Sił Zbrojnych RP francuskiego śmigłowca caracal firmy Airbus, nie będą mogły dostarczyć polskiemu wojsku swojego sprzętu produkowanego w Mielcu.

Tomasz Wróblewski odpowiedział na ten list krótkim wpisem: "Żałosna próba manipulacji. WEI nie zajmował się śmigłowcami". Rzecznik MON nie napisał jednak tego w swoim liście. Dla ministerstwa problemem są "biznesowe powiązania z oferentem".

"Pan Tomasz Wróblewski i tygodnik "Wprost" atakują rozstrzygnięcia niekorzystne dla PZL Mielec i starają się wpływać na opinię publiczną, nie ujawniając swoich powiązań biznesowych z oferentem. Dlatego też, proszę Radę Etyki Mediów o ocenę, czy sytuacja nieujawnionych Czytelnikom związków biznesowych nie narusza etycznych standardów zawodu dziennikarza" - kończy swój list Jacek Sońta.

"Wprost": MON mogło sfałszować przetarg na śmigłowce

Według ubiegłotygodniowych doniesień gazety, komisja przetargowa potwierdziła nieprawdę. Urzędnicy mają również zwlekać z podjęciem rozmów offsetowych z Francuzami z Airbus Helicopters. Spółka ma dostarczyć Polsce 50 helikopterów Caracal."Wprost" twierdzi, że po polskiej stronie widać chęć uniknięcia odpowiedzialności za ewentualne nieprawidłowości. A decyzja w sprawie śmigłowców ma być spychana na kolejny rząd.

Siemoniak: dlaczego kłamiecie?

Na tę publikację błyskawicznie odpowiedział Tomasz Siemoniak. "Dlaczego nie chce Wam się nawet sprawdzić podstawowych faktów? Dlaczego kłamiecie?" - pytał na Twitterze.

Minister zadeklarował również, że jego resort wysłał odpowiedzi na szczegółowe pytania dziennikarzy tygodnika. Jak stwierdził, "nie było w nich zarzutów ani nawet ich sugestii". Tomasz Siemoniak stwierdził, że "Wprost" zapytał MON o 4 szczegółowe wymogi przetargu, które są niejawne. Dodał, że jego resort na inne pytania odpowiedział. Niejawne wyjaśnienia zostały przekazane komisji sejmowej - tłumaczył szef MON.

...

Rynek medialny w Polsce na skutek niszczenia kraju jest malutki. W tej sytuacji Wroblewski jako redaktor naczelny kilku pism jest ,,powiazny" praktycznie ze wszystkimi na nim osobami. Tutaj ciekawe jest czy byl uklad Caracale za Mistrale. Bo o to tutaj mozna podejrzewac. Nie o prostackie zlodziejstwo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:24, 19 Sie 2015    Temat postu:

MON uderza we "Wprost". Siemoniak tłumaczy
Kamil Turecki
Redaktor Onet Wiadomości


- Nasze stanowisko jest absolutnie jednoznaczne. Nie ma mowy o żadnych nieprawidłowościach insynuowanych nam przez tygodnik "Wprost". Nie mamy nic do ukrycia - powiedział w rozmowie z Onetem wicepremier Tomasz Siemoniak. Szef MON odniósł się do zarzutów gazety, jakoby resort obrony mógł fałszować przetarg na śmigłowce dla polskiej armii.

Przypomnijmy. Ministerstwo Obrony Narodowej zapowiedziało pozew wobec "Wprost" w związku z artykułem sugerującym, że resort mógł sfałszować wynik przetargu na śmigłowce wielozadaniowe dla armii. MON wybrało w kwietniu oferowany przez Airbus Helicopters śmigłowiec H225M Caracal.

- My dalej robimy swoje. Realizujemy program modernizacji sił zbrojnych. Jest to pod opieką i osłoną wszystkich służb, także CBA. Jeśli chodzi o to postępowanie, wiele wskazuje na to, że to przyszły rząd się tym zajmie. Chciałbym, żeby towarzyszyło temu jak najmniej emocji. Nie mamy nic do ukrycia. Wszystko jest uczciwie i rzetelnie prowadzone – powiedział Onetowi Siemoniak. Wicepremier nie chciał skomentować listu rzecznika MON Jacka Sońty do Rady Etyki Mediów w sprawie publikacji "Wprost" i powiązań redaktora naczelnego.

"Kierując się dobrym imieniem Ministerstwa Obrony Narodowej, pragnę zawiadomić Radę Etyki Mediów o rozpowszechnianiu przez Redaktora Naczelnego tygodnika "Wprost" nieprawdziwych informacji na temat postępowania na dostawę śmigłowców wielozadaniowych dla Sił Zbrojnych Rzeczpospolitej Polskiej" - czytamy w liście Jacka Sońty.

Rzecznik resortu pisze w nim również o powiązaniach redaktora naczelnego tygodnika - Tomasza Wróblewskiego z byłym zastępcą redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" - Andrzejem Talagą. Obaj od września 2014 roku do kwietnia 2015 roku byli wiceprezesami w fundacji Warsaw Enterprise Institute. Obecnie Tomasz Wróblewski ciągle piastuje tę funkcję, a Andrzej Talaga jest jej ekspertem.

Jak dodaje Sońta, Andrzej Talaga równocześnie jest od kwietnia dyrektorem ds. komunikacji w zakładach PZL Mielec, które w związku z wskazaniem przez rząd dla Sił Zbrojnych RP francuskiego śmigłowca caracal firmy Airbus, nie będą mogły dostarczyć polskiemu wojsku swojego sprzętu produkowanego w Mielcu.

Tomasz Wróblewski odpowiedział na ten list krótkim wpisem: "Żałosna próba manipulacji. WEI nie zajmował się śmigłowcami". Rzecznik MON nie napisał jednak tego w swoim liście. Dla ministerstwa problemem są "biznesowe powiązania z oferentem".

"Pan Tomasz Wróblewski i tygodnik "Wprost" atakują rozstrzygnięcia niekorzystne dla PZL Mielec i starają się wpływać na opinię publiczną, nie ujawniając swoich powiązań biznesowych z oferentem. Dlatego też, proszę Radę Etyki Mediów o ocenę, czy sytuacja nieujawnionych Czytelnikom związków biznesowych nie narusza etycznych standardów zawodu dziennikarza" - kończy swój list Jacek Sońta.

"Wprost" żąda publikacji oświadczenia

"W związku z opublikowaniem w Liście do Rady Etyki Mediów z dnia 16.08.2015 r. zamieszczonym na stronie internetowej MON, nieprawdziwych, naruszających moje dobra osobiste informacji (...) żądam opublikowania na głównej stronie internetowej MON (...) oświadczenia" - czytamy w piśmie.

Tomasz Wróblewski napisał także, że żąda opublikowania oświadczenia w ciągu 24 godzin od otrzymania pisma, pod rygorem skierowania sprawy do sądu. Podkreślił, że informacje zamieszczone przez MON w Liście do Rady Etyki Mediów są fałszywe i bezpodstawne. Dodał, że informacji publicznych nie wynika, że Tomasz Wróblewski i Andrzej Talaga pełnią obecnie funkcje w Fundacji Warsaw Enterprise Institute (WEI).

...

Dalszy ciag.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:22, 03 Wrz 2015    Temat postu:

"Przetarg na śmigłowce prowadzony był w sposób niewłaściwy, pełen błędów i pomyłek"

ZPP: Przetarg na śmigłowce dla polskiej armii należy zamknąć bez wyboru oferty - Turkish Aerospace Industries / Materiały prasowe

Przetarg na śmigłowce dla polskiej armii w dotychczasowym trybie trzeba zamknąć bez wyboru oferty, a następnie dokonać dwóch zamówień z wolnej ręki, w trybie zamkniętym. Śmigłowce powinny być dostarczone przez firmy działające w Polsce - PZL Świdnik i PZL Mielec, wynika z raportu przygotowanego przez Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP).

"Przetarg prowadzony był w sposób niewłaściwy, pełen błędów i pomyłek. Stosowanie szczególnego trybu, przeznaczonego dla części zamówień obronnych, doprowadziło do pewnych komplikacji, a kryteria zastosowane przez zamawiającego do oceny ofert, budzą poważne wątpliwości. Istnieje również możliwość, że w toku przetargu złamano tzw. ustawę offsetową" - czytamy w raporcie.
REKLAMA


Zdaniem Związku, błędne było założenie o potrzebie oparcia wszystkich, tak bardzo różniących się od siebie konstrukcji na jednej platformie bazowej. Jak wielokrotnie zaznaczali przytaczani eksperci - takiego rozwiązania nie stosuje nikt na świecie i jest ono w zasadzie niemożliwe do urzeczywistnienia.

"Polska jest w unikatowej na skalę europejską, komfortowej sytuacji - mamy na terenie kraju dwóch producentów śmigłowców. Niewykorzystanie tej ogromnej szansy i przewagi zdecydowanie byłoby przejawem bezmyślności" - czytamy dalej w raporcie.

W czerwcu br. PZL-Świdnik złożył pozew do Sądu Okręgowego w Warszawie, wnosząc o zamknięcie postępowania przetargowego na śmigłowce dla polskiej armii bez wyboru oferty. Według Świdnika, w przetargu zastosowano "wątpliwe kryteria selekcji". PZL-Świdnik brał udział w przetargu na 70 śmigłowców (ich liczbę zmniejszono później do 50) dla polskich sił zbrojnych. MON w postępowaniu zakwalifikował do sprawdzeń weryfikacyjnych śmigłowiec oferowany przez konsorcjum Airbusa - "Program EC-725 CARACAL-Polska". Do przetargu przystąpił też Sikorsky z PZL Mielec ze śmigłowcem S70i Black Hawk.

...

Kolejne takie wiesci.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:12, 11 Wrz 2015    Temat postu:

Kulisy przetargu MON. Jak izraelski trabant pokonał polskiego mercedesa
10 września 2015, 06:34
Jak to możliwe, że przetarg na wyposażenie polskiej armii w bezzałogowe roboty wygrywa handlująca izraelskim sprzętem nikomu nieznana spółka, mieszcząca się w szeregowcu na warszawskim Mokotowie, a nie doświadczony polski producent z zapleczem naukowo- badawczym, produkujący roboty od lat?

Nie pierwszy już raz MON preferuje zagraniczne firmy kosztem polskiego producenta.

- Niesamowity wstyd i poruta - podsumowuje wyniki przetargu Michał Likowski, redaktor naczelny miesięcznika "Raport. Wojsko. Technika. Obronność”. Sam opisał kulisy tego przetargu w tekście "Antypolski Inspektorat Uzbrojenia MON". Teraz mówi, że w cywilizowanych krajach europejskich coś takiego nie powinno się zdarzyć. - Mimo obowiązywania unijnych przepisów o otwartych przetargach zwykle wygrywa producent krajowy. Robi się to tak, że specyfikacja przetargu idealnie pasuje do tego, co wytwarza ten producent. Trudno sobie wyobrazić by przetargu we Francji na dostarczenie samochodów nie wygrał Renault, a w Niemczech - Mercedes.

Jedynym polskim producentem robotów wojskowych jest warszawski Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów PIAP, który od dwudziestu lat zajmuje się podobną produkcją, ma doświadczenie i bazę naukową. Od czasu konfliktu w Iraku i Afganistanie PIAP pracuje nad niewielkimi wojskowymi robotami, które może obsługiwać jeden człowiek. Dziś instytut produkuje dziewięć typów robotów, w tym przebój eksportowy - robota PIAP GRYF oraz najnowszego RMI (nagrodzonego nagrodą DEFENDER na ostatnich targach MSPO w Kielcach). Te ostatnie kupione zostały na wyposażenie kilku armii w świecie - m.in. Korei Południowej, Hiszpanii, Szwajcarii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich czy Nigerii.

Dlatego, gdy MON ogłaszał pod koniec 2014 roku przetarg na wyposażenie polskiej armii w 50 przenośnych, bezzałogowych robotów Tarantula, PIAP był od razu faworytem przetargu. Zgłosiło się kilkanaście firm, z których Inspektorat Uzbrojenia MON wybrał dwie: Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów i niewielką spółkę Reago Group, bez doświadczenia, ale reprezentującą izraelskiego producenta Robo-Team.

Wtedy Inspektorat Uzbrojenia MON doprecyzował warunki przetargu - zdaniem PIAP w taki sposób, że dopuszczono słabszego konstrukcyjnie i wytrzymałościowo robota izraelskiego. MON zrezygnował np. z wymogu posiadania przez robota długiego ramienia obracającego się wokół korpusu, wydłużono o dwa tygodnie termin napraw gwarancyjnych, preferując w ten sposób firmy spoza Europy, oraz dopuszczono konstrukcje w układzie calowym, a nie jak dotychczas, tylko metrycznym.

Ppłk Małgorzata Ossolińska z Inspektoratu Uzbrojenia twierdzi, że nie można mówić o zmianie warunków przetargu. – To były negocjacje - wyjaśnia. - Są stałym elementem tego rodzaju procedury. Miały za zadanie doprecyzowanie i uszczegółowienie zamówienia.

Profesor Piotr Szynkarczyk, dyrektor PIAP twierdzi, że te wszystkie wprowadzone zmiany preferowały zagranicznego dostawcę, reprezentowanego przez polskiego pośrednika. Ale dopiero w czerwcu o Reago Group zrobiło się głośno w środowisku producentów sprzętu wojskowego. Okazało się, że wart 15 mln złotych przetarg wygrała właśnie spółka z Mokotowa.

- W świecie robotyki o tej firmie dotychczas nikt nie słyszał - przyznaje prof. Piotr Szynkarczyk, dyrektor PIAP.

Co wiadomo o Reago Group?

Spółkę zarejestrował cztery lata temu 42-letni Michał Soczyński. Od tego momentu mieści się ona w jego mieszkaniu przy ulicy Wróbla na Mokotowie. Kapitał założycielski wynosi 50 tysięcy złotych i poza tym firma nie ma żadnego innego majątku. Reago Group zajmuje się bardzo szeroką działalnością, od handlu nieruchomościami i ochroną, przez reklamę, badanie rynku, działalności rozrywkowej, a na sprzedaży wyrobów tytoniowych kończąc. Wszystko to można wyczytać w dokumentach założycielskich.

Czym się jeszcze zajmuje?

Ponoć prowadzi szkolenia medyczne dla wojska. Ponoć, bo trudno to wszystko sprawdzić. Zwłaszcza, że spółka nie ma nawet własnej strony internetowej, choć jej adres prezes wpisał, gdy wysyłał ofertę dla MON.

Z dokumentów w Krajowym Rejestrze Sądowym też niewiele więcej wynika, bo brakuje dokumentów. Przez ostatnie dwa lata władze firmy nie składały raportów do KRS, choć były do tego zobligowane. Z jedynego złożonego w sądzie bilansu, za rok 2012, można się dowiedzieć, że przychody firmy nie są wielkie i odpowiadają niewielkiemu osiedlowemu sklepikowi. W 2011 firma miała 123 tysiące zł rocznych przychodów, rok później kwota urosła do 207 tys. zł.

W tych dokumentach jest jeszcze coś dziwnego i zastanawiającego. Otóż dwa lata temu Michał Soczyński sprzedał spółkę swojemu ojcu – Marianowi Soczyńskiemu, a pół roku temu znów ją od niego odkupił. Jaki w tym sens, poza ewentualny ukryciem się właściciela?

- Różne są uwarunkowania, ale to historia na dłuższą opowieść – mówi obecny prezes Reago Grup.

Po lekturze akt Reago Grup pojawiają się pytania, czy MON w ogóle badał wiarygodność firmy? Zwłaszcza, że firma nigdy dotąd nie dostarczała wojsku żadnego sprzętu.

Ppłk Ossolińska twierdzi, że MON zbadał wiarygodność spółki i uznało, że posiada ona wiedzę, doświadczenie i dysponuje odpowiednim potencjałem technicznym by zamówienie to zrealizować. A precyzyjniej, spółka przedstawiła w MON zobowiązanie Roboteama Ltd., że izraelska firma tę wiedzę i potencjał techniczny na potrzeby kontraktu udostępni.

Jest jeszcze jedno pytanie. Jak to możliwe , że niewielka spółka pokonuje krajowego giganta?

- Po prostu – odpowiada jej prezes Michał Soczyński - zaoferowaliśmy najlepszego robota na świecie. W przeciwieństwie do naszych krajowych producentów - mówi - mających minimalne doświadczenie w produkcji robotów, my reprezentujemy firmę specjalizującą się w takiej produkcji.

Prezes Soczyński mówi, że izraelski robot MTGRR, który kupił od nich MON, przewyższa wszystkie wymagania wynikające z umowy, wykorzystuje go wiele armii świata (USA, Wielka Brytania, Izrael) i nie jest prawdą, że urządzenie nie istnieje. - Wymaga tylko pewnego dostosowania – precyzuje prezes. – Zobaczy pan, za kilka miesięcy jak nadejdą testy, jak pokażemy naszego robota to się od razu skończy dyskusja.

- PIAP nie musi tak długo czekać – odpowiadam. Oni mają gotowego robota - dodaję. - Jakby pan miał wybrać samochód, to czy kupiłby pan najnowsze Daewoo, czy poczekał chwilę na konstruktorów BMW, którzy szykują już nowy model? - pyta prezes Soczyński.

- Dla mnie bardziej adekwatne byłoby porównanie mercedesa z trabantem – odpowiada profesor Szynkarczyk z PIAP. - Przy czym konfrontując obie konstrukcje to my jesteśmy mercedesem.

Ostatecznie o zwycięstwie w przetargu zdecydowały, nie osiągnięcia techniczne, bo tu więcej punktów uzyskał produkt PIAP, ale cena. Niewiele niższą zaoferowała spółka z Mokotowa. To dlatego, że Robo-Team specjalizuje się w uproszczonych konstrukcjach i cena ich sprzętu może być nawet o 1/4 niższa. - Uzyskują to stosując tańsze i mniej wytrzymałe materiały. Zamiast korpusów z włókiem sztucznych stosują w swoich robotach plastik z wtryskarki - tłumaczu dyrektor PIAP.

- Moim zdaniem te konstrukcje nie są dostosowane do polskich warunków - mówi dyrektor Piotr Szynkarczyk, zwracając uwagę na jeszcze jeden absurd. Od lat MON finansuje program badań i budowy robotów dla celów wojskowych, który realizowany jest w PIAP, a jednocześnie, gdy przychodzi do ich zakupów to wybiera zagranicznego dostawcę. - W ten sposób marnuje się publiczne pieniądze - mówi prof. Szynkarczyk.

- Rozumiem rozżalenie naszego konkurenta - odpowiada na to Soczyński. - Sam w życiu przegrałem wiele przetargów i wiem jak to smakuje. Ale atak na nas jest bezpardonową próbą utrudniania nam pozyskiwania nowych zamówień i realizacji dotychczasowych.

- Najgorszym modelem jaki można sobie wyobrazić przy modernizacji armii jest właśnie ten, gdy krajowe firmy występują jako pośrednicy w sprzedaży zagranicznego sprzętu, wypierając z rynku krajowych producentów - mówi poseł PiS i były minister transportu Jerzy Polaczek. - Pieniądze, które wojsko zapłaciłoby za sprzęt naszym producentom poszłyby na rozwój technologii.

MON zapewnia, że przy modernizacji armii chce stawiać na polski przemysł, ale nie pierwszy już raz krajowi producenci zostali na lodzie. Podobnie było z zakupem bezzałogowych statków powietrznych, czyli dronów, gdzie MON nie dopuścił do przetargu polskich firm, tłumacząc że tylko dwa kraje mają w produkcji doświadczenie: USA i Izrael.

Z robotami wojskowymi jest inaczej, bo PIAP konkuruje z najlepszymi. Dlatego po przegranym przetargu poseł Jerzy Polaczek złożył interpelacje, domagając się od MON odpowiedzi na pytanie, dlaczego preferuje obce firmy kosztem uznanego producenta krajowego.

Wiceminister MON Czesław Mroczek, odpowiadając na interpelacje zauważył, że dla MON nie ma znaczenia czy robot zaoferowany przez Przemysłowy Instytut Automatyki i Pomiarów z Warszawy został opracowany z wykorzystaniem środków budżetowych państwa i czy przegrana źle wpłynie na rozwój tej technologii w Polsce.

"Rozwój własny technologii tego Instytutu jest jego suwerenną decyzją” - odpisał wiceminister Mroczek.

Cezary Łazarewicz

...

Rece opadaja...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:12, 30 Wrz 2015    Temat postu:

Zaskakujący ranking: Polska ma silniejszą armię niż Niemcy
Środa, 30 września 2015, źródło:Jacek Bereźnicki

Znacznie słabsze niż rosyjskie, ale za to nieco silniejsze niż niemieckie. W opublikowanym właśnie przez bank Credit Suisse raporcie na temat trendów globalizacji, polskie siły zbrojne pod względem siły militarnej zostały zakwalifikowane na 17. miejscu na świecie i 4. w Europie.


Ranking dotyczy wyłącznie sił konwencjonalnych, z całkowitym pominięciem arsenałów atomowych.



Pierwsze miejsce, głównie dzięki bezkonkurencyjnej liczbie lotniskowców (20), zajęły siły zbrojne Stanów Zjednoczonych. Druga w rankingu Rosja niewiele ustępuje USA pod względem liczebności sił powietrznych, a nawet wygrywa liczbą czołgów, których ma ponad 15 tysięcy. Trzecie miejsce zajmują Chiny dysponując największą liczbą żołnierzy, a także wielką flotą okrętów podwodnych, ustępującą tylko US Navy.

Bardzo dużym zaskoczeniem jest bardzo wysokie, czwarte miejsce Japonii, która na mocy narzuconych po II wojnie światowej przez USA ograniczeń, formalnie posiada jedynie siły samoobrony o ograniczonej sile militarnej w stosunku do klasycznych sił zbrojnych. Do niedawna japońska konstytucja zakazywała udziału sił samoobrony w operacjach zagranicznych.

Warto zaznaczyć, że według popularnego rankingu Global Firpower Japonia ma 9. najsilniejszą armię świata. Poza pierwszą trójką, która jest identyczna z rankingiem Credit Suisse, Global Firpower wyżej niż siły militarne Japonii stawia kolejno armie Indii, Wielkiej Brytanii, Francji, Korei Południowej i Niemiec.

W ten sposób przechodzimy do kolejnej niespodzianki rankingu Credit Suisse. Armia Niemiec została bowiem zaklasyfikowana dopiero na 18. miejscu, tuż za Wojskiem Polskim. Autorzy raportu zdają sobie sprawę, że powszechnie przypisuje się niemieckim siłom zbrojnym znacznie większą potęgę, ale tłumaczą, że za tak niskie miejsce odpowiada brak lotniskowców, a także bardzo mała liczba okrętów podwodnych (według Global Firepower: 4)

Polska oczywiście także nie dysponuje lotniskowcem, ale ma o jeden okręt podwodny więcej niż nasz zachodni sąsiad. Militarne górowanie Polski nad Niemcami wynika jednak głównie z naszej wręcz miażdżącej przewagi pod względem liczby czołgów, zupełnie odwrotnie niż w 1939 r. W polskiej armii jest ich nieco ponad tysiąc, a niemieckiej zaledwie ok. 400, jeśli dane Global Power uznać za wiarygodne.

W rankingu Credit Suisse, który objął wyłącznie 20 najsilniejszych militarnie państw, Polska w tyle zostawiła także armię indonezyjską oraz kanadyjską.

...

Blad polega w liczeniu tylko ilosci. Ilosc bardzo malo znaczy obecnie. Liczy sie jakosc. Te ruskie 15 tys. czolgow bylo by dobrym celem dla nowoczesnego sprzetu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:52, 16 Paź 2015    Temat postu:

Związkowcy z PZL Świdnik: cena za Caracale - oburzająca
Czwartek, 15 października 2015, źródło:PAP
Jako "oburzającą" i "dyskredytującą polskich negocjatorów" określili związkowcy z PZL Świdnik cenę śmigłowców Caracal. Według informacji przekazanej związkowcom przez Ministerstwa Gospodarki śmigłowce mają kosztować 13,3 mld zł.


Na konferencji prasowej w czwartek związkowcy z PZL-Świdnik rozdali dziennikarzom kopie pisma, w którym wiceminister gospodarki Arkadiusz Bąk poinformował NSZZ "Solidarność", że wartość dostawy śmigłowców to 13.347.856.087,58 zł. Podał, że 30 września tego roku rozpoczęły się negocjacje offsetowa związane z tym przetargiem.



"To cena nie tylko oburzająca, ale wręcz dyskredytująca polskich negocjatorów. Należy zapytać MON, jak ten przetarg został przygotowany, czy jego założenia były dobre, skoro cena tak drastycznie wzrosła" - powiedział przewodniczący Solidarności w PZL-Świdnik Andrzej Kuchta.

Jak dodał, związkowcy wystąpili o spotkanie z ministrem gospodarki, aby porozmawiać w sprawie offsetu. "Mamy też nadzieję, że ministerstwo gospodarki nie zdąży wynegocjować tej umowy offsetowej do wyborów, a po wyborach sytuacja może się zmienić i ten przetarg zostanie wstrzymany" - dodał Kuchta.

Sekretarz miasta Świdnik, radny wojewódzki Artur Soboń (PiS), przypomniał, że w kwietniu tego roku MON informował posłów i opinię publiczną, że zamierza kupić 70 śmigłowców wielozadaniowych za 11,5 mld zł. "W tej chwili wiemy już oficjalnie, że przy obniżonej liczbie śmigłowców wielozadaniowych do 50 sztuk, zapłacimy za nie 13 mld 347 mln zł" - powiedział Soboń.

"Każdy dzień negocjacji oznaczał kolejne 15 mln zł dla francuskiego oferenta w tym przetargu" - dodał Soboń. Rozdał dziennikarzom ironiczny "list gratulacyjny" do szefa MON Tomasza Siemoniaka za negocjacje cenowe śmigłowców.

W kwietniu MON do testów i ostatecznych negocjacji w sprawie śmigłowców wielozadaniowych zakwalifikowało firmę Airbus Helicopters oferującą wiropłaty H225M Caracal. Oferty PZL Świdnik, własność włosko-brytyjskiej firmy AgustaWestland i PZL Mielec należących do amerykańskiej korporacji Sikorsky odrzucono ze względów formalnych: propozycji zbyt późnego rozpoczęcia dostaw w przypadku Świdnika i wersji bez wymaganego uzbrojenia.

Umowa ma zostać podpisana jeszcze w tym roku, dostawy maszyn mają się rozpocząć w 2017 r.

Zastrzeżenia wobec wyboru wyrażała opozycja; PiS złożyło w maju zawiadomienie do prokuratury o możliwości ustawienia przetargu, wątpliwości formułował też obecny prezydent Andrzej Duda. Zdaniem resortu działania PiS i związkowców to element kampanii wyborczej.

...

Jesli cena jest niz bylo umowione PRZETARG NIRWAZNY!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:45, 22 Gru 2015    Temat postu:

O nich nie zapomniało Wojsko Polskie. Nowe szanse przed rannymi żołnierzami
Monika Krześniak
22 grudnia 2015, 14:09
• Żołnierze poszkodowani podczas służby będą mogli zostać podoficerami
• Ukończenie kursu jest przepustką do stałej służby wojskowej
• Gen. Roman Polko: ci żołnierze mają ogromne doświadczenie

Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych organizuje kurs na podoficerów z myślą o żołnierzach w korpusie szeregowych, którzy doznali uszczerbku na zdrowiu podczas służby, a mimo to nie kwalifikują się do kategorii "zdolny z ograniczeniami". - Urazy, jakich doznali żołnierze służąc na misji poza granicami, czy podczas szkolenia w kraju powodują ograniczenia w wymiarze sprawnościowym. Często uniemożliwia to bardzo doświadczonym żołnierzom zdanie egzaminów do szkoły podoficerskiej - mówi ppłk Marek Pietrzak, rzecznik prasowy Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.

Ten kurs organizacyjnie ma być zbliżony do tego, który jest przeznaczony dla szeregowych z orzeczoną kategorią zdrowia "zdolny z ograniczeniami". Jednak ze względu na okoliczności, nie będzie na nim pełnego szkolenia ogniowego, zajęć z taktyki, musztry czy wychowania fizycznego. - W założeniach nie muszą być to nawet weterani. Jeśli ktoś nie był na misji zagranicznej, ale doznał wypadku podczas szkolenia, również może starać się o przyjęcie na ten kurs. Komisja oceni wnioski i podejmie decyzje o kwalifikacji. W tym przypadku „taryfa ulgowa” będzie dotyczyła egzaminów sprawnościowych - mówi ppłk Marek Pietrzak.

Jak podaje Pietrzak, obecnie w Wojsku Polskim służy 68 żołnierzy posiadających kategorię zdrowia „zdolny do służby z ograniczeniami”. - Są to głównie weterani misji w Afganistanie, a najczęstsze kontuzje i urazy, jakich doznali, to uszkodzenia kręgosłupa - spowodowane wybuchami improwizowanych urządzeń wybuchowych, rozległe poparzenia, urazy głowy, postrzały oraz poważne złamania po utraty kończyn - zaznacza.

- Wojsko wykorzystuje doświadczenie weteranów zatrudniając ich w roli instruktorów lub doradców w procesie szkolenia, część z nich pełni też służbę w administracji - dodaje ppłk Pietrzak.

Pomysł gen. Mirosława Różańskiego, Dowódcy Generalnego RSZ popiera gen. Roman Polko. - Dobrze, że ten kurs jest organizowany. Do tej pory największym problemem było to, że takich żołnierzy pozostawiano samych sobie, a ci wojskowi mają ogromne doświadczenie. Nie jest tak, że z powodu pewnych zdrowotnych uszczerbków, nie są w pełni wartościowi - mówi.

Według generała, ci szeregowcy mają określone predyspozycje i są doświadczeni. - Przeszli już chrzest bojowy w trudnych misjach, chociażby w Afganistanie. Dlatego warto ten ich kapitał rozwijać, tak aby zdobyte doświadczenie mogli przekazywać swoim podwładnym - twierdzi.

Gen. Polko wspomina, że pełniąc służbę w Jugosławii w 1992 roku, przyjął zasadę, która w jego przekonaniu "teraz nigdy by nie przeszła". - Wówczas, jeżeli żołnierz przyjeżdżał na misję, niezależnie w jakim był stopniu wojskowym, zdejmował pagony i był, podobnie jak inni, szeregowym. Dopiero po pół roku misji, sprawdzaliśmy, jak się dany żołnierz zachowuje i jakie ma predyspozycje do bycia liderem. Przywódcę wybieraliśmy na zasadzie obserwacji, a nie poprzez organizowanie kursów czy szkółek - dodaje.

- Biorąc pod uwagę wysoką cenę własnego zdrowia, jaką zapłacili weterani, podjęcie inicjatywy ugruntuje wśród żołnierzy przekonanie, że problemy zdrowotne i kadrowe nie są pozostawiane bez reakcji przełożonych, a weterani mogą liczyć na pomoc i wsparcie dowódców - twierdzi z kolei ppłk Paweł Mela.

Zdaniem ppłk. Pietrzaka, "ukończenie kursu jest przepustką do stałej służby wojskowej". Dowódcy jednostek mają czas do 11 stycznia 2016 roku, aby przesłać DG RSZ listę kandydatów. Niezbędnym wymogiem, który będzie musiał spełnić każdy wojskowy, jest minimum średnie wykształcenie, pięcioletni staż służby i bardzo dobra ocena z opiniowania służbowego. Przesyłając zgłoszenia żołnierzy, dowódcy jednostek muszą zagwarantować kandydatom stanowisko po ukończeniu kursu. DG RSZ planuje zorganizować kurs w kwietniu 2016 roku.

..

Wreszcie koniec z sowiecka mentalnoscia ze zolnierz to bydlo.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:02, 26 Sty 2017    Temat postu:

Miał być innowacyjny, a jest przestarzały. Projekt polskich naukowców za 2,5 mln wykorzystywany jest w wojsku od lat
Monika Rozpędek
26 stycznia 2017, 12:51
2,5 miliona z budżetu państwa zostanie przeznaczone na projekt "przyszłościowej technologii dla obronności", która, jak się okazuje, w wojsku wykorzystywana jest od około 20 lat. Mowa o tarczy antyterrorystycznej, urządzeniu do zagłuszania częstotliwości, z którym pracowali już m.in. polscy żołnierze na misji w Iraku.



O projekcie, który zwyciężył w konkursie "Przyszłościowe technologie dla obronności – konkurs młodych naukowców" pisaliśmy na początku stycznia tego roku. Pod artykułem opublikowanym na łamach Wirtualnej Polski pojawił się komentarz jednego z doświadczonych żołnierzy, który uczestniczył między innymi w misji w Iraku. - Budują coś, co jest w powszechnym użytku we wszystkich konfliktach asymetrycznych od bez mała 20 lat? Polska to bogaty kraj - napisał.

- Ci, którzy byli na misjach, doskonale wiedzą, iż urządzenia zagłuszające wykorzystywane są od lat i na pewno niejeden się zdziwił, że taki projekt został stworzony - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Maciej Milczanowski, oficer Wojska Polskiego w stanie spoczynku, obecnie dyrektor Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Narodowym w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzana w Rzeszowie, który także służył w Iraku.

"Nie wiedzą, z czym mają do czynienia"

Tarcza antyterrorystyczna, czyli przenośne urządzenie do wytwarzania kurtyny elektromagnetycznej, zagłusza sygnały radiowe, co z kolei uniemożliwia detonację ładunków wybuchowych. Ma udaremniać ataki terrorystyczne. Podczas misji polskich żołnierzy w Iraku wykorzystywana była między innymi podczas przejazdów patrolowych. Gdzie w takim razie ukryta jest innowacyjność projektu, który zgarnął grant w wysokości 2,5 mln?


Dr Sławomir Ambroziak z Politechniki Gdańskiej, który ma nadzorować tworzenie projektu i budowę prototypu, w styczniu na łamach Wirtualnej Polski mówił o zdalnym sterowaniu przewodowym i wózku samojezdnym, do którego urządzenie ma być przymocowane. - To w jaki sposób w artykule WP dr Amboziak motywował powstanie projektu, jest absurdalne. Podkreślał rzeczy, które od lat są znane i wykorzystywane. Taka argumentacja świadczy o tym, że zespół dr Ambroziaka nie do końca zdaje sobie sprawę, z czym ma do czynienia - komentuje dr Milczanowski.


Jaka zatem argumentacja przemawiała za tym, by właśnie owy projekt, dawno już znanego w środowisku wojskowym urządzenia, zgarnął pierwsze miejsce, tytuł "przyszłościowego" oraz całkiem pokaźną sumę?

Organizatorem konkursu jest Narodowe Centrum Badań i Rozwoju - agencja wykonawcza Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Resort nie chce wypowiadać się w tej sprawie i całą odpowiedzialność ceduje na Centrum. - To NCBR jest najwłaściwszym adresatem pytania, dlaczego to właśnie ten projekt zwyciężył - poinformowało Wirtualną Polskę biuro prasowe ministerstwa.

Stara technologia w "innowacyjnym" projekcie?

Jak się okazuje, organizatorzy konkursu doskonale zdają sobie sprawę, że tego typu urządzenia zagłuszające są już na rynku dostępne. Podkreślają jednak, iż nie spełniają one wymaganej funkcjonalności. - Chodzi o zdalne sterowanie przewodowe, wózek samojezdny, programowanie zakresów częstotliwości zagłuszanych i częstotliwości chronionych - poinformował Wirtualną Polskę zespół prasowy NCBR.


Wygląda jednak na to, że argumenty Centrum także nie są dość silne, albo wynikają z nieznajomości tematu. Każdy z wymienionych wyżej elementów funkcjonalności jest wykorzystywany w obecnych już urządzeniach. - Wózek samojezdny absolutnie nie jest nowatorskim rozwiązaniem. W Iraku tarcze montowano na Hummerach, które wyjeżdżały na patrol, i które z naturalnych względów pełniły funkcję wózka samojezdnego. Można było ustawić go w dowolnym miejscu. Taki dodatek niewiele zmienia w użyteczności projektu - zaznacza dr Maciej Milczanowski. Podobnie ma się rzecz ze zdalnym sterowaniem. Wykorzystywane już w wojsku urządzenia zagłuszające w całości zbudowane są tak, by mogły być obsługiwane właśnie w ten sposób.

Jedyny element, w którym można upatrywać odrobiny innowacyjności, to programowanie zakresów częstotliwości zagłuszanych i częstotliwości chronionych. - Dobieramy częstotliwości, które blokujemy i które puszczamy. Możemy zatem zablokować w istocie wszystkie z nich, a puścić wyłącznie te, którymi posługują się służby bezpieczeństwa - tłumaczy Milczanowski, ale zaznacza jednocześnie, że takie technologie także są już wykorzystywane w dostępnych urządzeniach.

Decyzja o dofinansowaniu projektu została podjęta na podstawie ocen i opinii łącznie 8 niezależnych ekspertów, w tym ekspertów reprezentujących takie instytucje jak MON, MSWiA oraz ABW. Jak to się stało, że żaden z nich nie dopatrzył się w projekcie braku innowacyjności, a tym bardziej faktu, iż nie można go określić jako "przyszłościowy"?

Patriotyzm kontra bezpieczeństwo

Prototyp urządzenia, który ma zostać ukończony za około 36 miesięcy, w całości przejdzie na własność Ministerstwa Obrony Narodowej. Dlaczego resort pokusił się o wybranie lekko przestarzałej technologii?

- Pomimo że technologia tego typu jest znana, oraz istnieją urządzenia gotowe u producentów zagranicznych, istnieje potrzeba posiadania własnych, krajowych rozwiązań technologicznych, które będzie można rozwijać i modyfikować według potrzeb użytkownika końcowego - poinformowało Wirtualną Polskę biuro prasowe MON.

Nikt nie ma wątpliwości, że produkcja tarczy antyterrorystycznej w kraju jest dobrym pomysłem, ale, bądźmy szczerzy, wyłącznie patriotycznym. Niewiele wspólnego ma jednak z innowacyjnością i popchnięciem do przodu jakości obronności kraju. W całej sytuacji można zauważyć jeden plus. Przy wykorzystaniu urządzeń produkcji krajowej możemy liczyć na ich modyfikację i udoskonalania, co w przypadku technologii od producenta zagranicznego słono kosztuje. Jednak wszystko wskazuje na to, że prototyp urządzenia zespołu dr Ambroziaka wymagałby takiego udoskonalenia zaraz po jego stworzeniu.

- Nie siliłbym się na to, by w polskich warunkach szukać czegoś zupełnie nowego. Nie mamy na to odpowiedniego budżetu. Ale jeśli dysponujemy urządzeniem, które stosowane jest od lat, wykorzystajmy w nim choćby jeden nowatorski element tak, by spełnił oczekiwania żołnierza - mówi dr Milczanowski.

Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, dopiero po opublikowaniu pierwszego artykułu o tarczy antyterrorystycznej na łamach Wirtualnej Polski, zespół dr Ambroziaka poprosił o konsultacje projektu z wojskiem, ekspertem ds. bezpieczeństwa i antyterroryzmu oraz z saperem, który kilkakrotnie uczestniczył w misji i zna ewolucję urządzenia zagłuszającego. Zespół naukowców ma zdobyć informacje, jak tarcza sprawowała się podczas misji w Iraku i co należy w niej udoskonalić.

...

Wojsko teraz to zbior specjalistow nikt praktycznie sie na tym nie zna. Tylko poszczegolni fachowcy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:40, 27 Sty 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Gen. Gocuł: 31 stycznia pożegnam się z mundurem
Gen. Gocuł: 31 stycznia pożegnam się z mundurem

1 godz. 35 minut temu

"Dobiega końca służba pełniona przeze mnie na stanowisku szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Jednocześnie 31 stycznia 2017 roku zakończę zawodową służbę wojskową i pożegnam się z mundurem" - napisał szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Mieczysław Gocuł w piśmie do żołnierzy i pracowników wojska, weteranów i kombatantów oraz rodzin wojskowych. Zostało ono opublikowane na stronie internetowej SG WP.
Gen. Mieczysław Gocuł
/PAP/Tomasz Gzell /PAP


"Zjawiska zachodzące w świecie i środowisku bezpieczeństwa pokazują, jak trudno jest przewidywać bieg spraw. Dylematów do rozstrzygnięcia w przyszłości nie zabraknie. Jestem głęboko przekonany, że mój następca będzie mógł liczyć na Państwa pomoc w każdej sytuacji. Razem wykonacie najtrudniejsze zadania. Sprostacie wszelkim wyzwaniom. Zapewnicie Ojczyźnie bezpieczny, stabilny rozwój" - napisał generał do podwładnych.

Nowy szef SG WP nie został do tej pory wyznaczony. Z nieoficjalnych informacji PAP wynika, że może się to stać w pierwszej połowie przyszłego tygodnia. Jeśli do 31 stycznia następca nie zostanie wyznaczony, zgodnie z prawem obowiązki szefa SG WP będzie pełnił jego I zastępca gen. broni Michał Sikora.

Gen. Mieczysław Gocuł w maju skończył 53 lata. W wojsku mógł służyć jeszcze siedem lat, a gdyby pełnił jedną z najważniejszych funkcji w Wojsku Polskim albo służył na stanowisku w organizacji międzynarodowej lub międzynarodowej strukturze wojskowej - jeszcze dziesięć lat.

Gen. Gocuł szefem SG WP jest od maja 2013 r. Zastąpił tym stanowisku gen. Mieczysława Cieniucha i jako szef Sztabu Generalnego w sierpniu 2014 r. odebrał awans na najwyższy stopień - "czterogwiazdkowego" generała. Jako szef SG WP słynął z bardzo dobrych kontaktów z najważniejszymi dowódca sił zbrojnych państw NATO.

Kandydata na szefa SG WP wskazuje prezydent. Zgodnie z konstytucją, postanowienia prezydenta o mianowaniu najwyższych dowódców wojskowych wymagają kontrasygnaty premiera.

...

Obecnie po wyczynach Miśka i Macia tylko kompletny debil moze twierdzic ze zachodza pozytywne zmiany i Macierewicz usuwa radzieckich gienieralow z czasow Jaruzela. Tutaj mamy osobe ktora w 1990 roku miala 27 lat! To jest bezmyslna destrukcja. Jak w kazdej dziedzinie ktorej tkną.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:22, 31 Sty 2017    Temat postu:

Wiemy, kto zastąpi gen. Mieczysława Gocuła na stanowisku szefa Sztabu Generalnego
oprac.Natalia Durman
31 stycznia 2017, 08:40
Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Mieczysław Gocuł we wtorek zakończy służbę wojskową. Jak poinformował rzecznik rządu Rafał Bochenek, jego obowiązki do czasu powołania nowego szefa będzie pełnił jego dotychczasowy I zastępca, gen. Michał Sikora. Bochenek, dopytywany czy Sikora będzie zastępował, czy też dostanie nominację na szefa SG, odpowiedział, że "teraz go będzie zastępował".



- Jeżeli będzie ostateczna decyzja co do tego, czy już na stałe będzie pełnił tę funkcję, to oczywiście państwa poinformujemy - dodał Bochenek.

Na pytanie, dlaczego decyzji ws. nowego szefa SG nie ma, choć już od kilku miesięcy było wiadomo, że gen. Gocuł z końcem stycznia skończy swoją misję, rzecznik rządu odpowiedział, że jest ciągłość, bo gen. Sikora był długo zastępcą gen. Gocuła i "będzie pełnił obowiązki do czasu powołania nowego szefa".

Prezydent Andrzej Duda w maju 2016 r. wyznaczył gen. Gocuła na drugą kadencję na stanowisku szefa SG WP. Miała ona trwać trzy lata.


O tym, że gen. Gocuł miałby odejść pod koniec stycznia 2017 r., w październiku 2016 r. poinformowało Radio ZET. MON jeszcze w połowie grudnia 2016 r. podawało, że gen. Gocuł realizuje bieżące zadania i jednocześnie prosiło o "zaprzestanie rozpowszechniania spekulacji, niemających pokrycia w rzeczywistości". Informację o tym, że gen. Gocuł złożył rezygnację, potwierdził w rozmowie z PAP pod koniec grudnia 2016 r. szef BBN Paweł Soloch.

W ubiegły piątek na stronie internetowej SG WP opublikowano pismo gen. Gocuła do żołnierzy, pracowników wojska, weteranów, kombatantów oraz rodzin wojskowych. Jest ono opatrzone datą 31 stycznia 2017 r. Gen. Gocuł napisał w nim m.in., że dobiega końca jego służba na stanowisku szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, a jednocześnie 31 stycznia 2017 roku zakończy zawodową służbę wojskową i pożegna się z mundurem.
PAP

...

Chaos narasta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:33, 02 Lut 2017    Temat postu:

Gen. Skrzypczak zwolniony z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia

31 minut temu
Aktualizacja: 1 minuta temu

Generał Waldemar Skrzypczak został zwolniony z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia w Zielonce. "To decyzja polityczna, która przyszła z góry" - stwierdził w rozmowie z dziennikarzem RMF FM. Zdaniem Skrzypczaka, przyczyną zwolnienia była jego krytyka rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza.
Gen. Waldemar Skrzypczak
/PAP/Adam Warżawa /PAP

Przyczyna mojego zwolnienia może być tylko jedna - to ocena sytuacji, w której żołnierze oddają honor osobie nieuprawnionej - tak swoje zwolnienie w rozmowie z dziennikarzem RMF FM komentuje generał Waldemar Skrzypczak.

Mówiąc o osobie nieuprawnionej, gen. Skrzypczak miał na myśli rzecznika Ministra Obrony Narodowej Bartłomieja Misiewicza.

Rzecznik prasowy Ministerstwa Obrony Narodowej nie jest osobą uprawnioną do przyjmowania meldunków i występowania w roli ministra. Nie ma mojej zgody na takie zachowanie - usłyszał nasz dziennikarz od generała Skrzypczaka.

Były dowódca wojsk lądowych, od prawie roku był etatowym doradcą Instytutu do spraw kluczowych programów w zakresie technologii oraz kontaktów międzynarodowych.

...

Byc zwolnionym przez tych ciołów to zaszczyt. Nie podawal nazwisk. Mowil rzeczy oczywiste. To ze caryca kogos lubi to nie znaczy ze maja mu oddawac honory ktore w wojsku maja olbrzymie znaczenie w utrzymywaniu hierarchii. Ktora jest podstawa dowodzenia. Tu nie ma miejsca na bananowych mlodzencow...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 11:23, 04 Lut 2017    Temat postu:

Odwołany generał jednym wpisem pokazał problem z Misiewiczem
oprac.Patryk Skrzat
3 lutego 2017, 14:19
Zwolnienie gen. Skrzypczaka odbiło się szerokim echem w mediach. Sytuację skomentował inny niedawno odwołany wojskowy - Mirosław Różański.



W czwartek gen. Waldemar Skrzypczak został zwolniony z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia w Zielonce. - To decyzja polityczna, która przyszła z góry. (...) Przyczyna mojego zwolnienia może być tylko jedna - to ocena sytuacji, w której żołnierze oddają honor osobie nieuprawnionej - powiedział generał.

Głos w sprawie sytuacji w wojsku zabrał także gen. Mirosław Różański, o którego zwolnieniu ze stanowiska Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych 31 stycznia poinformowało Biuro Bezpieczeństwa Narodowego.

(fot. Twitter)




Gen. Różański znany jest z mocnych i bezkompromisowych opinii, którymi dzieli się w mediach społecznościowych.


Krytyka nie może się odnosić do ogółu. pic.twitter.com/RgvYZ45iqW
— Mirosław Różański (@MirekRozanski) 27 stycznia 2017
Twitter

...

Po prostu dzieje sie zle. To nie sa ludzie zajmujacy sie partyjniactwem. Zreszta wojsko w tej roli jest potworne i obrzydliwe. Zolnierz do partii nie pasuje. Ksiadz tez zreszta. Juz pomijajac jak denne one sa teraz...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 9:10, 06 Lut 2017    Temat postu:

Gen. Skrzypczak: moja dymisja jest związana z Misiewiczem
oprac.Michał Kurek
akt. 5 lutego 2017, 22:31
Generał Waldemar Skrzypczak stwierdził w Polsat News, że został zwolniony z Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia, ponieważ skrytykowała rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza.



Zdaniem Generała Waldemara Skrzypczaka w MON-nie nie spodobały się słowa, które wypowiedział w Polsacie pod koniec stycznia. Powiedział wtedy, że "jeżeli żołnierz jest zmuszany do oddawania honoru osobie, która na dobrą sprawę nie ma żadnych uprawnień do tego, żeby być tym, za kogo się podaje, to pomijam, że to łamanie prawa i regulaminów wojskowych, ale jest to pogardzanie żołnierzem i mundurem żołnierskim". Kilka dni później gen. Skrzypczak stracił pracę.

- Tak. Na pewno tak i w pełni jestem świadom, dlaczego tak się stało. Wyraźnie powiedziałem wcześniej w Polsacie, że sposób traktowania przez pana Misiewicza moich kolegów generałów i pułkowników urąga zasadom wojskowego zachowania się. I mam tego świadomość, że te moje słowa spowodowały to, że zostałem usunięty. Sam złożyłem wniosek o zwolnienie, z uwagi na to, żeby z ludźmi, z którymi pracowałem przeprosić za to, że oni są narażeni na kłopoty przez moją osobę i to co powiedziałem - odparł w Polsat News gen. Skrzypczak.

Zapytany o to, dlaczego jego zdaniem pozycja rzecznika MON jest tak silna. Tłumaczył, że: trudno sobie wyobrazić, żeby osoba, która jest rzecznikiem prasowym miała tak silną pozycję w MON". - Gdy byłem dowódcą sił lądowych też miałem rzecznika. Jak przyjeżdżał rzecznik od ministra Szczygły (minister obrony narodowej w 2007 roku - red.) do mnie na Cytadelę, do niego wychodził rzecznik, a nie ja. Ja mu żadnych ukłonów nie składałem i nie czapkowałem i nie stawałem na baczność - mówił.


- Dziennikarze niebawem rozwikłają tę tajemnicę, skąd siła i taka pozycja pana Misiewicza i skąd tak wielkie wsparcie ze strony PiS-u - dodał.

Zobacz także: Łazarewicz o Misiewiczu: nadęty małolat, który jeździ rządowymi samochodami


wp,polsat news

...

Jesli ulubieniec carycy jest wazniejszy niz generalowie to jest koniec wojska. Zaczynaja sie ruskie hordy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:29, 06 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Żołnierze odpowiedzialni za przetargi żegnają się z wojskiem. "Sami złożyli wnioski o odejście"
Żołnierze odpowiedzialni za przetargi żegnają się z wojskiem. "Sami złożyli wnioski o odejście"

1 godz. 37 minut temu
Aktualizacja: 1 godz. 26 minut temu

Doświadczeni żołnierze odchodzą z Inspektoratu Uzbrojenia Ministerstwa Obrony Narodowej. W styczniu z inspektoratem, który odpowiada za warte dziesiątki miliardów złotych zakupy dla polskiej armii, rozstało się dwunastu oficerów w stopniu podpułkownika lub wyższym - ustalił reporter RMF FM Grzegorz Kwolek.


Według Sławomira Lewandowskiego z biura prasowego Inspektoratu Uzbrojenia MON, to sami żołnierze, jeszcze w lipcu, złożyli wnioski o odejście. Wszyscy mieli pełne uprawnienia emerytalne. Podobna liczba oficerów odeszła rok temu - usłyszał nasz reporter.
Bartłomiej Misiewicz odchodzi z Ministerstwa Obrony Narodowej

Były wiceminister obrony wskazuje jednak na dymisję szefa Inspektoratu generała Andrzeja Dudy. Żołnierze teraz mogą obawiać się odpowiedzialności - uważa Czesław Mroczek z PO. Odszedł pan generał Duda, który był gwarantem bezpieczeństwa dla wszystkich pracowników tej instytucji, że to co robią jest profesjonalne, zgodne z prawem. Że nigdy żadna instytucja nadzoru nie postawi im zarzutów działania niezgodnego z prawem - tłumaczy.

W tych nowych warunkach, z tym kierownictwem MON, które działa od ściany do ściany w warunkach totalnego chaosu. Program śmigłowcowy, w którym najpierw minister zlecił zakup, a potem się zaczęto zastanawiać jak dorobić papiery do tych jego decyzji. W takich warunkach będzie coraz mniej chętnych do pracy - podkreśla Czesław Mroczek.

Doświadczeni żołnierze, którzy odeszli, odpowiadali między innymi za zakupy systemów obrony powietrznej, przeciwpancernych pocisków kierowanych oraz współpracę z przemysłem.
Odchodzą żołnierze odpowiedzialni za przetargi w wojsku. Zdjęcie ilustracyjne
/iu.wp.mil.pl /

(ug)
Grzegorz Kwolek

...

A oczywiscie PiS nie mianuje tutaj nikogo komptentnego. Najwyzej jakichs Misiakow.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:54, 06 Lut 2017    Temat postu:

Gen. rez. Piotr C. prawomocnie skazany. Wykorzystywał pracę żołnierzy do budowy domu
oprac.Magdalena Wojnarowska
akt. 6 lutego 2017, 13:02
Sąd Najwyższy utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji ws. wyroku dla gen. dyw. rezerwy Piotra C. Za wykorzystywanie żołnierzy do pracy przy budowie domu i używanie służbowych samochodów do celów prywatnych wojskowy został skazany na 45 tys. zł grzywny. Wyrok jest prawomocny.



W połowie lat 2000, Piotr C. który wówczas był dowódcą 1. Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej, wykorzystał pracę żołnierzy (wówczas jeszcze - służby zasadniczej) do budowy swego domu. Ponadto używał pojazdów wojskowych do celów prywatnych. W związku z tym oskarżono go o przekroczenie uprawnień funkcjonariusza publicznego. Miał działać na szkodę interesu publicznego, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, co zagrożone jest karą do 10 lat więzienia.

W 2016 r. wyrok w tej sprawie wydał Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie. który uznał Piotra C. za winnego zarzucanych mu czynów i skazał go na grzywnę w wysokości 45 tys. zł. Od decyzji sądu odwołała się obrona wojskowego, która w apelacji podkreślała, że oskarżony nie działał w z góry powziętym zamiarze uzyskania korzyści majątkowej i chciała uniewinnienia lub zwrotu sprawy WSO. Z kolei prokurator wniósł o utrzymanie wyroku WSO.

W poniedziałek Sąd Najwyższy przychylił się do wniosku prokuratury i utrzymał w mocy wyrok Wojskowego Sądu Okręgowego. Trzech sędziów SN uznało, że - wbrew twierdzeniom apelacji - WSO ustalił stan faktyczny w sposób nie budzący wątpliwości i należycie to uzasadnił. Jak mówił w uzasadnieniu wyroku Izby Wojskowej SN sędzia Marek Pietruszyński, "zatrudnianie żołnierzy - nawet za ich zgodą i za wynagrodzeniem - w czasie, gdy powinni wykonywać swe zadania, stanowi przekroczenie uprawnień". - Oskarżony miał świadomość, że korzystając z samochodów służbowych, musi za to zapłacić - argumentował sędzia.


W sierpniu 2003 r. Piotr C. został awansowany do stopnia generała brygady. Od stycznia do lipca 2004 r. był zastępcą dowódcy Wielonarodowej Dywizji Sił Stabilizacyjnych w Iraku. Po powrocie do kraju awansowany na generała dywizji. Od sierpnia 2004 r. dowodził 1. Warszawską Dywizją Zmechanizowaną im. Tadeusza Kościuszki. W lipcu 2005 r. wrócił do Iraku - jako dowódca V zmiany Wielonarodowej Dywizji (która jako jedyna wróciła do kraju bez strat). Po powrocie w lutym 2006 r. do kraju był znów dowódcą 1. Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej. Od listopada 2007 r. do stycznia 2008 r. był sekretarzem stanu w MON. Podał się do dymisji, której powodów wówczas nie podano - mówiono o możliwych zarzutach przekroczeniu przezeń obowiązków.

(ŁS)
PAP

...

Sowieckie obyczaje niewolnicze. Cos obrzydliwego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:55, 08 Lut 2017    Temat postu:

Mocne słowa generała. Na odchodne polecił "kolegom" lekturę Konstytucji
oprac.Patryk Skrzat
8 lutego 2017, 20:13
W środę odbyła się uroczystość mianowania gen. dyw. Jarosława Miki na stanowisko dowódcy generalnego rodzajów sił zbrojnych. Jednocześnie pożegnano odchodzącego gen. Mirosława Różańskiego. Ten nie odmówił sobie na koniec drobnej uszczypliwości.



Gen. Różański na wstępie podziękował rodzinie i przełożonym. Zwrócił się także do wojskowych. – Moim kolegom generałom, szczególnie tych ostatnio mianowanym i awansowym, oprócz instrukcji i regulaminów rekomenduję lekturę Konstytucji i ustaw, aby poznać, czym jest polityczno-strategiczna dyrektywa obronna, czym są plany reagowania obronnego czy program pozamilitarnych przygotowań obronnych – powiedział gen. Różański.

Przypomnijmy, że szef MON Antoni Macierewicz przyjął w grudniu rezygnację dowódcy generalnego rodzajów sił zbrojnych gen. broni Mirosława Różańskiego i polecił mu wykorzystać zaległy urlop.

Różański wielokrotnie podkreślał, że nie zgadza się na to, co obecnie dzieje się w MON i polskim wojsku.
Facebook

...

Nie widze uszczypliwosci. Jak szalenstwo ktore ogarnelo kraj to szczyt powsciagliwosci. Az milo sluchac.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:07, 15 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Po interwencji RMF FM MON nie kupi taktycznych długopisów. "Zbyt drogie"
Po interwencji RMF FM MON nie kupi taktycznych długopisów. "Zbyt drogie"

1 godz. 43 minuty temu

Ministerstwo Obrony Narodowej nie kupi tysiąca taktycznych długopisów, które poza pisaniem w ekstremalnych warunkach miały mieć zbijak do szyb, nożyk i latarkę. Resort Antoniego Macierewicza, po interwencji naszego reportera, wycofał się z przetargu.
Antoni Macierewicz
/Radek Pietruszka /PAP

Resort tłumaczy w komunikacie, że "długopisowe gadżety w oczywisty sposób nie spełniają roli promocyjnej". Po drugie ministerstwo przyznaje, że długopisy są za drogie. Zamówienie zostało wycofane - podkreśla MON.


Treść e-maila do szago reportera
/



Przypomnijmy, że MON za tysiąc długopisów z lotniczego aluminium, z wygrawerowanym logiem resortu, było gotowe zapłacić 83 tysiące złotych.

Prawdopodobnie jest jeszcze jeden powód rezygnacji z przetargu, który MON pomija w komunikacie. Jak wykazaliśmy, na posiadanie takich długopisów z ukrytym ostrzem, wymagane jest pozwolenie na broń. Polska ustawa stwierdza bowiem, że ostrza ukryte w przedmiotach niemających wyglądu broni" są bronią białą, co stawia je w tym samym rzędzie co kastety, laski z ukrytym ostrzem, metalowe pałki z twardą końcówką, nunczaku, kije przypominające baseballowe i inne zakazane przedmioty".

Być może dopiero nasza interwencja zmusiła urzędników ministra obrony, by przed zakupem długopisów spojrzeli do ustawy o broni.
Zmienili zamówienie. Nie długopis taktyczny, a elegancki
Tak wyglądają długopisy, które MON chce zakupić
/

MON zmienił więc zamówienie na długopisy: nie maja być "taktyczne", a "eleganckie".

Nowe zamówienie MON
/

Jak już wspominaliśmy, na świecie istnieje bodaj tylko jeden model długopisu taktycznego, wyposażony jednocześnie w nożyk, zbijak do szyb i latarkę. Wytwarza go pod różnymi markami producent w Chinach. Inni producenci ograniczają i różnicują wyposażenie długopisów taktycznych ze względu na przeznaczenie. Niektóre zamiast wolframowych końcówek do wybijania szyb mają miękkie końcówki służące do pracy na ekranach dotykowych, inne w miejsce latarki osadzają gumki, etc. Nie bez znaczenia są też obowiązujące w wielu krajach ograniczenia prawne, dotyczące noży.

(mal)
Mariusz Piekarski

...

Dlugopisy ,,taktyczne" ale odlot! Wunderwaffe Macia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:46, 16 Mar 2017    Temat postu:

Politycy zdradzili żołnierzy w Afganistanie. Tragedia uderzyła w polskie wojsko
Jarosław Kociszewski
15 marca 2017, 17:22
Najpierw najważniejsi ludzie w Polsce wysłali żołnierzy bez odpowiedniego sprzętu, przygotowania i wywiadu w najniebezpieczniejsze miejsce na świecie, a następnie dla własnych celów wykorzystali tragiczny wypadek. Edyta Żemła, autorka książki „Zdradzeni”, w rozmowie z Jarosławem Kociszewski przekonuje, że to politycy, a nie żołnierze splamili honor polskiej armii pod Nangar Khel w Afganistanie.



Książkę zatytułowałaś „Zdradzeni”. Naturalne jest więc pytanie, przez kogo zostali zdradzeni polscy żołnierze walczący w Afganistanie?

- Polskie państwo, które wysłało tych żołnierzy na wojnę w 2007 r. miało wobec nich zobowiązania. Musiało zapewnić im wyposażenie, rozpoznanie, sprzęt. Wiadomo było, że nie jadą w miejsce w którym strzela się kapiszonami. To nie była zabawa w wojnę ani poligon w Żaganiu tylko miejsce, gdzie ludzie giną i to tysiącami. Tego podstawowego rozpoznania czy sprzętu państwo polskie im nie zapewniło, natomiast z dużą nonszalancją wysłało kontyngent na pogranicze afgańsko – pakistańskie. To jest kolebka Pasztunów, którzy sprzyjają Talibom.

Żołnierze pierwszej zmiany dowiedzieli się dokąd lecą dopiero w bazie przerzutowej w Kuwejcie. Wcześniej wiedzieli, że jadą do prowincji Paktia w Aftanistanie, do bazy Wazi Khwa. To niewiele. W drodze rozmawiali z amerykańskim sierżantem, który stamtąd wracał. Gdy usłyszał, dokąd jadą był pełen szacunku, bo myślał, że to siły specjalne. W tym czasie operowały tam praktycznie wyłącznie wojska specjalne. Najlepsi komandosi świata. A naszych spadochroniarzy wysłano jeszcze dalej. W jeszcze bardziej niebezpieczne tereny, choć trzeba przyznać, że byli świetnie wyszkoleni. Wazi Khwa nazwali bazą na końcu świata. Ona leży na wysokości polskich Rysów.



(fot. WP)



Chcesz powiedzieć, że polscy żołnierze zostali wysłani na śmiertelne niebezpieczeństwo i zdradzeni...


- … zanim zostali tam wysłani. Ja mam poczucie, że jeżeli politycy decydują się na wysłanie wojska w miejsce nierozpoznane, bez dobrego sprzętu, bez odpowiednich warunków, to jest to co najmniej nonszalancja.

Kto podejmował te decyzje?

- Wtedy decyzje o wysłaniu większego kontyngentu podejmował prezydent Lech Kaczyński, premier Jarosław Kaczyński i minister obrony Radosław Sikorski, a szefem kontrwywiadu był obecny minister obrony Antoni Maciarewicz. Doszło wtedy do kuriozalnej sytuacji. Nasi żołnierze byli w drodze do najniebezpieczniejszego miejsca na świecie, a Antoni Maciarewicz i prezydent Lech Kaczyński ujawnili raport z likwidacji WSI. Ujawnili agentów, ich źródła i kulisy operacji Kandahar, którą ówczesne służby wojskowe prowadziły w Afganistanu w celu wywiadowczego i kontrwywiadowczego zabezpieczenia naszego kontyngentu.

Czy myślisz, że ostrzał Nangar Khel było skutkiem złego przygotowania misji? Czy można jasno powiązać nonszalancję, o której wspomniałaś, ze skutkiem, jakim była śmierć sześciu afgańskich cywili?


Minister Sikorski ponosił odpowiedzialność polityczną za wysłanie kontyngentu. W związku z tym bardzo zależało mu na przygotowaniu misji pod względem rozpoznawczym. On w tym samym momencie podał się do dymisji mówiąc, że działania Antoniego Macierewicza będą tragiczne w skutkach.

Żołnierze nie mogli wysiąść z samolotu. Oni musieli tam być i działać. Na miejscu okazało się, że nie ma rozpoznania, informacji o nieznanej i bardzo niebezpiecznej okolicy. Razem z nimi do bazy przyjechało dwóch oficerów Służby Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) z nowego zaciągu, którzy ukończyli 17-dniowe kursy. Oni nie jeździli na patrole. Siedzieli w bazie, a żołnierze z plutonu Delta z każdego patrolu przywozili im informacje.

W jaki sposób tragedia w Nangar Khel i doprowadziła do oskarżenia siedmiu żołnierzy o ludobójstwo i zbrodnie wojenne?

Rano dwa pojazdy, polski i amerykański, wyleciały w powietrze na minach. Żołnierze w polu byli unieruchomieni. Z bazy wysłano wsparcie logistyczne do ściągnięcia pojazdów i QRF, czyli siły szybkiego reagowania. Pojechał pluton Delta, którym dowodził porucznik Łukasz Bywalec. Gdy ruszyli w pole wiedzieli tylko, że to jest zasadzka kombinowana, czyli wybuch i wymiana ognia. Wiedzieli, że Talibowie tam są, ale nie wiedzieli ilu ani jak uzbrojonych. Rozumieli, że na wzgórzach są snajperzy i obserwatorzy Talibów.

Żołnierze plutonu Delta ruszyli w pole pomimo tego, że wcześniej spędzili 10 dni w afgańskim piachu, na pustyni. Nie myli się, jedli suche amerykańskie racje. Byli potwornie zmęczeni. Oni praktycznie z miejsca ruszyli w teren, ale nie dyskutowali. Była robota, którą musieli zrobić. Mieli ogólne zadania, czyli demonstrację siły i ostrzał punktów obserwacyjnych Talibów. Dowódca drużyny z moździerzem 60 mm dostał koordynaty i cele na wzgórzach. Wiedzieli, że w okolicy jest wioska, a obok jeszcze „coś”. Ale co? Jakieś zamieszkałe lub niezamieszkałe zabudowania, których tam jest mnóstwo.

Próbowali kierować ogień na cele, ale mieli parę niedolotów. Moździerz już wcześniej szwankował. To był składak zrobiony z dwóch zepsutych na zasadzie „Polak potrafi”. Mieli też problemy z wadliwą amunicją.

Jeden pocisk trafił w zabudowania. Niespecjalnie się przejęli, bo nie wiedzieli, co tam jest. Nie widzieli ludzi ani zwierząt. Żadnego ruchu. Dopiero snajperzy ze wzgórz dostrzegli, że coś zaczyna się dziać i poinformowali bazę. Dowódca rozkazał przerwać ogień i rozkazał innym żołnierzom pojechać, żeby zobaczyć, co się dzieje.

Wielu z nich pierwszy raz zobaczyło wtedy trupy. To byli szeregowi, młodzi chłopcy. Zobaczyli martwe dzieci i kobiety. Podejrzewam, że nie potrafili sobie z tym poradzić. Całą swoją nienawiść przelali na pluton Delta. Obwinili ich natychmiast i bez analizy sytuacji. Dowódca bazy pojechał na miejsce, ale nie zabrał oficerów SKW ze sobą. Poczuli się pominięci. Potoczyła się kula śnieżna.

Dlaczego nikt jej nie zatrzymał w tym momencie?

- Żołnierze Delty byli straumatyzowani i zmęczeni. Oni sami potrzebowali pomocy. SKW potrzebowała wielkiego sukcesu i za wszelką cenę chciała zrobić z nich przestępców i mieć sprawę. Myślę, że dowódca wtedy też nie potrafił się odnaleźć.

A dlaczego w Polsce nikt tego nie przerwał?

Tego samego dnia, czyli 16 sierpnia wieczorem w MON trwała odprawa kadry dowódczej z ministrem obrony Aleksandrem Szczygłem. Był tam też Antoni Macierewicz. Generał Kwiatkowski odpowiedzialny za misje zagraniczne odebrał telefon i powiedział, że w Afganistanie doszło do wymiany ognia pomiędzy polskimi żołnierzami a Talibami w wyniku czego zginęli cywile. Tylko takie informacje wtedy do niego dotarły. Minister obrony nakazał kontrwywiadowi to sprawdzić. Sprawa uzyskała priorytet na szczeblach politycznych.

SKW szybko namówiła dwóch żołnierzy w bazie, żeby zostali świadkami incognito. To byli zwykli żołnierze. Stali się agentami służby, donosicielami i naopowiadali o czymś, czego sami nie widzieli. Dlaczego? Wszyscy chyba zazdrościli plutonowi Delta, bo był najlepszy. Gdy machina ruszyła SKW rozpoczęła przesłuchania, choć nie miała uprawnień śledczych. Prokurator nie mógł dotrzeć do Wazi Khwa i tydzień czekał na transport lotniczy. W tym czasie żandarmi i oficerowie SWK maglowali żołnierzy. W czasie przesłuchań żołnierze dostali jakieś leki. Nie wiemy jakie i to też jest dziwne.

Czy sądzisz, że ktoś miał interes polityczny w nagłośnieniu tej sprawy? A może sytuacja po prostu wymknęła się spod kontroli, bo każdy chciał ugrać coś dla siebie?

- Na pewno SKW, nowa służba Antoniego Maciarewicza chciała się wykazać. Po zlikwidowaniu WSI na nowe służby spadła fala krytyki. Mówiono, że się nie znają i są nieprzygotowani. A tutaj proszę! Wykrywają taką sprawę! Wysłano ich do Afganistanu, a oni bardzo szybko wykazali się i wykryli przeoczenie poprzedników. Stare służby nie upilnowały wojska, które wyhodowało sobie zimnych morderców, a SKW walczy z tą patologią.

Jak myślisz, dlaczego polskie społeczeństwo tak łatwo zaakceptowało tę wersję wydarzeń?

- Kluczowy jest tu sposób zatrzymania żołnierzy w Polsce. Prokuratorzy przygotowywali sprawę Nangar Khel z dużą pieczołowitością na podstawie tego, co dostali od służb. Z tyłu głowy mieli świadomość przyzwolenia politycznego. Wiedzieli, że sprawa ma priorytet.

W Afganistanie odsunięto od śledztwa prokuratora płk. Raczkiewicza, który jako jedyny mógł rzetelnie wyjaśnić przyczyny tragedii. On prowadził śledztwo pod kątem nieostrożnego obchodzenia się z bronią.


W polce sprawa trafiła do Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej w Wojsku. To był nowy wydział i jego pierwsza sprawa. Borys mnie pytał: „Edyta, czy ja się zorganizowałem, czy państwo mnie zorganizowało? Czy ja się uzbroiłem, czy państwo dało mi broń?” Kuriozalne.





Prokuratorzy z tego wydziału też chcieli się wykazać. Żadnej grupy przestępczej nie zatrzymywały takie siły. Prokuratorzy powiedzieli żandarmerii: „Dajcie nam komandosów na komandosów”. A przecież oni byli żołnierzami i gdyby im powiedziano, że mają się stawić u dowódcy, to oni by to zrobili.

Mało tego. Przy zatrzymaniach były media. Karmiono nas obrazkami bandziorów, którzy strzelają do dzieci. Mówiono o zbrodni wojennej i ludobójstwie. Władza i prokuratura chciały pokazać, że zatrzymują groźnych bandziorów.

Jakie są z tego wnioski? Poza tym, że każdy z tych żołnierzy ma własną historię. Po uniewinnieniu w 2011 r. część została w wojsku, a część nie, ale czy armia i państwo wyciągnęły z tego wnioski?

- Po sprawie Nangar Khel w wojsku zawrzało. Żołnierze, którzy przygotowywali się do misji żartowali, że misja nie trwa już półtora roku, czyli rok przygotowań i rok misji, tylko dwa lata: rok przygotowań, pół roku misji i pół roku więzienia. Nikt nie chciał być wyprowadzany jak Borys czy Osa w kajdankach w świetle kamer, na oczach dzieci i żon.

Żołnierze na misji bali się strzelać, bali się jeździć na patrole, bali się operować. Ten syndrom trwał praktycznie do końca misji w Afganistanie. Ludzie bali się o swoje życie, ale bali się też reagować w obliczu zagrożenia życia.

Pytasz, czy wojsko wyciągnęło wnioski? Wojsko nie potrafiło się skonfrontować z tym wszystkim. Było szoku. Widok najlepszych z najlepszych wyprowadzanych z domów w haniebny sposób stał się traumą dla wszystkich. Myślę, że nadal jest to żywy i ważny temat dla żołnierzy z doświadczeniami na misjach. Żołnierze nie mogli zrozumieć, dlaczego tak ich potraktowano. Armia straciła też w oczach społeczeństwa. Oczywiście mówimy również o takich rzeczach, jak zmiany procedur, ale tak naprawdę to Nangar Khel bardziej wojsko zepsuło niż naprawiło.

...

Bez watpliwosci po 89 rzadza kretyni i łajdacy. ALE TO BEDZIE NA NICH KARA! WY BADZCIE PORZADNI!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:24, 17 Mar 2017    Temat postu:

Marek Mecherzyński odchodzi z wojska
oprac.Radosław Rosiejka
17 marca 2017, 10:32
Z wojska odchodzi generał Marek Mecherzyński. Był dowódcą pierwszej zmiany wojsk w Afganistanie. W 2008 roku ukończył studia podyplomowe w prestiżowej Royal College of Defence Studies w Londynie.



O sprawie poinformował były szef MON Tomasz Siemoniak.


Odchodzi gen.dyw.M.Mecherzyński,absolwent Royal College of Defence i NATO Academy.B.dowódca I zmiany Afganistan i 12 Dywizji.#czystkawwojsku
— Tomasz Siemoniak (@TomaszSiemoniak) 17 marca 2017


Generał brygady Marek Mecherzyński jest absolwentem Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych we Wrocławiu. Na pierwszy stopień oficerski został mianowany w 1985 toku. Od 1997 roku pełnił obowiązki na różnych stanowiskach w pionie operacyjnym Dowództwa Wojsk Lądowych. Kiedy rozpoczęto operacje w Iraku, został dowodził pierwszą zmianą polskiego kontyngentu wojskowego i pełnił obowiązki szefa polskiego zespołu operacyjnego przy koalicji antyirackiej.


Od 2009 roku generał Marek Mecherzyński był dowódcą 7. Pomorskiej Brygady Obrony Wybrzeża w Słupsku. W 2014 roku został awansowany na generała dywizji.

Według "Wprostu", rok temu był przymierzany na zastępcę dowódcy Wielonarodowego Korpusu Północny Wschód w Szczecinie, ale generał nie przeszedł pozytywnej oceny ministra obrony.
WP

...

Co tam. Jest Misiewicz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:27, 20 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Gen. Bronowicz: Oficerami odchodzącymi z armii najpewniej kierowały powody honorowe
Gen. Bronowicz: Oficerami odchodzącymi z armii najpewniej kierowały powody honorowe

Dzisiaj, 20 marca (15:36)

„Z armii odchodzą oficerowie w kwiecie wieku, przy pełnym potencjale twórczym” - mówi w Popołudniowej rozmowie w RMF FM gość Marcina Zaborskiego generał Janusz Bronowicz. „Najprawdopodobniej kierowały nimi powody honorowe” – dodaje były dowódca dywizji w Wojsku Polskim pytany o falę odejść wojskowych.

Marcin Zaborski, RMF FM: Człowiek, który otworzył worek z dymisjami w polskiej armii. Z mundurem pożegnał się pan dokładnie rok temu.

Gen. Janusz Bronowicz: Tak, mija rocznica, kiedy jestem poza wojskiem, ale w kwestii formalnej muszę sprostować pańską zapowiedź - nie jestem w stanie spoczynku, jeszcze jestem w rezerwie z możliwością wykorzystania dalej w siłach zbrojnych.

Panie generale, kiedy dziś pan słyszy, że jakiś generał odchodzi z armii z powodów osobistych, bo takie słyszymy informacje, to jakie powody przychodzą panu do głowy?

Panie redaktorze, biorąc pod uwagę to, że odchodzą oficerowie w kwiecie wieku, przy pełnym potencjale twórczym, możliwości rozwijania się i wnoszenia największych korzyści dla rozwoju sił zbrojnych, nasuwa mi się jedno spostrzeżenie, że najprawdopodobniej kierowały nimi powody honorowe. Być może były też inne. Faktyczne powody znają oni, należałoby zapytać ich o to samych. Mogę tylko przypuszczać, że powody mieli takie, jak i ja.

Kiedy pan odchodził, to przyznał pan później, po kilku miesiącach, że decyzję o odejściu z wojska podjął pan w grudniu 2015 roku, kiedy pojawiło się zamieszanie z Trybunałem Konstytucyjnym, czyli nie chodziło wcale o to, co się dzieje w armii, czy na linii MON a dowódcy wojskowi.

I znowu, żeby być precyzyjnym, nie w grudniu, a w lutym podjąłem taką decyzję, natomiast w grudniu zaczęła ta decyzja kiełkować. W styczniu następnego roku uczestniczyłem w uroczystości, w ramach której wiceminister obrony narodowej w czasie przedstawiania nowego komendanta uczelni, którą ukończyłem, przepraszam za brak zgodności, jako prymus, w której również byłem po latach zastępcą komendanta, nazwał uprawianiem bolszewii. Z tym absolutnie nie można się zgodzić, to był drugi poważny sygnał...
...

Wlasciwie to mozemy zaoszczedzic likwidujac armie. Wystarczy ze prezes odzyska wszystkie media. Wtedy gdy bedzie wojna oglosi zwyciestwo w tv jak po Brukseli i wojna wygrana. Po co tyle miliardow w bloto?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:51, 05 Kwi 2017    Temat postu:

Rekordowa liczba odejść z GROM. "Nie minął rok, a już mam trzeciego dowódcę"
mako
05.04.2017 13:33




Ćwieczenia GROM (Fot. Wojciech Olkuśnik / AG)




Zobacz zdjęcia (7)
- Będziemy pierwszym krajem na świecie, w którym elitarna jednostka będzie szkolić weekendowe wojsko - komentuje w rozmowie z "Polityką" sytuację w GROM jeden z oficerów. W ostatnim czasie z jednostki odeszły 74 osoby.

Na początku marca dowództwo nad GROM objął płk Mariusz Pawluk. Były dowódca Wojsk Lądowych i były doradca MON gen. Waldemar Skrzypczak powiedział wtedy portalowi Gazeta.pl, że "w ten sposób dąży się do zaorania" elitarnej jednostki. Ta i inne decyzje MON zaczęły zbierać żniwa. W ostatnim czasie odeszły z niej 74 osoby. "To czarny rekord" - czytamy w "Polityce".

Tygodnik dotarł do części odchodzących oficerów. Swoją decyzję motywowali m.in. ciągłymi zmianami w dowództwie armii oraz pogłoskami, że jednostka będzie odpowiedzialna za wyszkolenie wojsk Obrony Terytorialnej. - Będziemy pierwszym krajem na świecie, w którym elitarna jednostka będzie szkolić weekendowe wojsko - poskarżył się były oficer. Inny dodaje: – Nie minął jeszcze rok, a ja już mam trzeciego dowódcę.
"Symboliczne policzki"

O tym, że źle dzieje się w jednostce opowiadał też jej weteran ppłk Krzysztof Przepiórka. Wśród powodów licznych dymisji oficerskich wymieniał "symboliczne policzki, które wymierza im minister Macierewicz". Jako przykład podał bezpodstawne skierowanie psychiatry na dowódcę batalionu czołgów. - To pastwienie się nad ofiarami i czerpanie z tego zoologicznej satysfakcji - mówił w wywiadzie dla Gazety.pl.

..

Zaorali Grom...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:58, 09 Maj 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Odurzeni żołnierze zatrzymani przez Żandarmerię Wojskową
Odurzeni żołnierze zatrzymani przez Żandarmerię Wojskową

1 godz. 56 minut temu

Żandarmeria Wojskowa rozbiła grupę przestępczą zajmującą się rozprowadzaniem narkotyków w garnizonach na Warmii i Mazurach. zatrzymano 10 osób, w tym pięciu żołnierzy. Znaleziono ponad 1700 porcji narkotyków.
Żandarmeria zatrzymała 10 osób, w tym pięciu żołnierzy (zdj. ilustracyjne)
/Jacek Skóra /RMF FM


Jak poinformował p.o. rzecznika prasowego Komendy Głównej Żandarmerii Wojskowej ppłk Marcin Wiącek, grupa została rozbita w poniedziałek i wtorek.

W grupie przestępczej działało 5 żołnierzy z 15. Brygady Zmechanizowanej w Giżycku oraz 5 osób cywilnych. W trakcie zatrzymania żołnierze ci znajdowali się pod wpływem środków odurzających. W miejscu zamieszkania członków grupy przestępczej zabezpieczono plantację 74 krzaków konopi indyjskich. Ujawniono także amfetaminę, marihuanę oraz akcesoria służące do ważenia i zażywania narkotyków. W sumie zabezpieczono ponad 1700 porcji narkotyków - poinformował ppłk Wiącek.

Zaznaczył, że zgromadzone materiały pozwalają na przedstawienie zatrzymanym zarzutów nielegalnego posiadania i udzielania narkotyków w celu osiągnięcia korzyści majątkowych, za co grozi do 10 lat więzienia. ŻW przekazała materiały Wydziałowi do spraw Wojskowych Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Żandarmeria Wojskowa planuje kolejne zatrzymania.

...

Hanba.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:14, 22 Maj 2017    Temat postu:

wojsko
+2
oprac. Magdalena Nałęcz
,1h temu
Kilkudziesięciu żołnierzy z zatruciem pokarmowym na poligonie w Nadarzycach. Wojsko nie poczuwa się do winy
Pod opieką lekarzy znajduje się ok. 50 żołnierzy ćwiczących na 21. Centralnym Poligonie Lotniczym w wielkopolskich Nadarzycach. Zdaniem mediów to efekt złych warunków sanitarnych. Wojsko zdecydowanie zaprzecza i twierdzi, że zarażenie pochodzi od którejś z chorych już wcześniej osób.

+1
Głosuj

+1
Głosuj

Podziel się
Opinie


(WP.PL)

- Powodem problemów zdrowotnych żołnierzy nie było np. zatrucie pokarmowe, czy złe warunki sanitarne, ale norowirusy. Ktoś chory zaraził inne osoby – powiedział rzecznik prasowy Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych ppłk Szczepan Głuszczak.

Macierewicz zdecydowanie broni WOT. "Nazywanie ich 'mięsem armatnim' jest haniebne i niegodne"

Ok. 50 żołnierzy ćwiczących na 21. Centralnym Poligonie Lotniczym w wielkopolskich Nadarzycach trafiło pod opiekę lekarzy po tym, jak w zeszłym tygodniu wystąpiły u nich objawy grypy jelitowej. O sprawie napisała w poniedziałek "Gazeta Wyborcza". Według jej źródeł żołnierze byli pozbawieni dostępu do ciepłej wody, nie mieli też wody do umycia rąk po wyjściu z ubikacji. Skarżyli się również na biegunki, wymioty i osłabienie organizmu.
Wojsko twierdzi, że woda była

Ppłk Głuszczak powiedział, że do dyspozycji żołnierzy na poligonie przygotowane były kontenery sanitarne i toalety przenośnie. - Oprócz tego, przy każdym miejscu, gdzie spożywane są posiłki, można umyć ręce – zapewnił.

Antoni Macierewicz odwiedził żołnierza poszkodowanego na poligonie

Po tym, gdy w ub. tygodniu zauważono problem, odizolowano ok. 50 osób. Żołnierzami zajęli się lekarze z Wojskowego Ośrodka Medycyny Prewencyjnej w Bydgoszczy. Miejsca, w których przebywały osoby chore, zostały zdezynfekowane.

Od czwartku nie odnotowano kolejnych zachorowań. We wtorek do ćwiczeń mają przystąpić już wszyscy żołnierze.

...

Czy az taki juz upadek?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 16, 17, 18  Następny
Strona 2 z 18

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy