Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:01, 07 Gru 2010 Temat postu: "NYT": Złoty winduje polską gospodarkę |
|
|
Pozostanie poza strefą euro działa na korzyść polskiej gospodarki - pisze we wtorek amerykański dziennik "New York Times", podkreślając, że Polska, jako jedno z niewielu państw UE, jest w dobrej kondycji finansowej.
"Istnieją uderzające podobieństwa między dzisiejszą Polską a Irlandią z lat dziewięćdziesiątych. Podobnie jak Irlandczycy kilkadziesiąt lat temu, Polacy to naród ciężko doświadczony przez historię, ale stojący u progu dobrobytu. Kapitał zagraniczny napływa, a banki inwestycyjne otwierają siedziby, przyciągane prężnym wzrostem i 38,5 mln ludzi, którzy są bliscy pozbycia się etykietki +rynku wschodzącego+" - pisze "NYT".
38,5 mln to nie 3,85 mln.A poza tym porownanie do Irlandii sugeruje ze w Polsce tez nastapi katastrofa...
Według dziennika "fakt, że Polska nie jest związana wspólną walutą, działa na jej korzyść w sytuacji, gdy takie kraje strefy euro jak Irlandia mają trudności z posiłkowaniem się tanim eksportem, by wydobyć się z tarapatów".
Gazeta uważa, że płynny kurs złotówki, który spadł w stosunku do euro o 18 proc. od początku 2009 r., zadziałał jak zawór bezpieczeństwa, przyczyniając się do konkurencyjności polskich produktów na rynku światowym i chroniąc Polskę przed nadmiernym długiem państwowym.
Polska okazała się w ciągu ostatnich dwóch lat najbardziej zawziętą gospodarką Europy. Jako jedyny członek Unii Europejskiej uniknęła recesji. Żaden bank nie wymagał akcji ratunkowej" - podkreśla "NYT".
Dziennik zwraca jednak również uwagę na różnice między Polską a Irlandią. Po pierwsze, Polska jest dużo większa od Irlandii, która liczy tylko nieco ponad 4 mln mieszkańców.
"Poza tym cudowne bez mała wyniki gospodarcze Polski podczas światowego kryzysu finansowego były spowodowane połączeniem umiejętnych działań i szczęścia" - zwraca uwagę gazeta.
"NYT" podkreśla, że rząd wpompował do gospodarki znaczne sumy w 2009 r. i wykorzystał linię kredytową MFW, by uspokoić inwestorów.
>>>>>
Zachod tez pompowal i co?Dzieki temu wlasnie za malo pompowali to nie zpesuli za duzo....
>>>>
"Ale Polska miała także szczęście pod tym względem, że w odróżnieniu do Irlandii jej sektor bankowy był jeszcze niewielki w stosunku do całości gospodarki, a zatem mógł spowodować mniejsze szkody. Zadłużenie gospodarstw domowych jest stosunkowo niewielkie.
>>>>>
Ale spoko to tak nie bedzie!Matołki pracują:
Premier: Polska będzie konsekwentnie zmierzać do strefy euro
Premier Donald Tusk zapowiedział w poniedziałek w Berlinie, że Polska będzie "konsekwentnie, niczego nie przyspieszając, zmierzać do strefy euro". "Polska jest zdeterminowana do tego, by znaleźć się w tej strefie" - zapewnił szef rządu.
Premier podkreślił, że nie widzi powodu, by "komukolwiek rozluźniać" kryteria (z Maastricht) dotyczące przystąpienia do strefy euro. "Wręcz przeciwnie - czas kryzysu pokazał, że kryteria, które obowiązują państwa członkowskie strefy euro, dobrze służą tym państwom i całej strefie" - ocenił Tusk.
REKLAMA
Jego zdaniem "strefie euro potrzebne są także takie państwa jak Polska".
W momencie, kiedy pojawia się zbyt duży deficyt, podejmujemy naprawdę twarde działania i w roku 2011 będziemy ograniczali deficyt poprzez rzeczywiście twarde cięcia na poziomie 1 proc. PKB, mimo relatywnie dużego wzrostu" - zapowiedział premier.
"I dlatego wydaje się, że nie tylko Polska potrzebuje strefy euro, ale strefa euro potrzebuje takich gospodarek i takich państw jak Polska. I dlatego będziemy konsekwentnie, nie przyspieszając na siłę, do strefy euro zmierzali" - zaznaczył szef rządu.
"Polska jest teraz, tak jak była dotychczas i będzie w przyszłości, zdeterminowana, aby w strefie euro się znaleźć po wypełnieniu kryteriów" - zapewnił Tusk.
>>>>>>
Tak wiec spoko!BEDZIE DRUGA IRLANDIA!TE MATOLKI NIE POPUSZCZA AZ WSZYSTKO ROZWALA!!!
Zreszta matolkow ci nie brak:
Kanclerz Niemiec Angela Merkel zwróciła uwagę, że jej kraj odniósł bardzo wiele korzyści z wprowadzenia wspólnej waluty. "To jest podstawa eksportu Niemiec i dlatego będziemy robić wszystko, żeby mieć silne euro.
>>>>
Bredzila pijana Angela.Dzieki Euro oni eksportuja przed 1999 to byl glod a Niemcy byly krajem zbieracko-lowieckim nic nie eksportujacym...Dopiero Euro uczynilo ich potega!
I dlatego...
SILNE EURO POMOZE IM W EKSPORCIE!!!
SILNA WALUTA POMAGA EKSPORTOWI!!!!
To nie zart to jest poziom wiedzy wlatcuff UE ktorzy decyduja O GOSPODARCE!!!!
Zreszta dobrze!Z takimi psycholami szybciej to upadnie!NA SZCZESCIE!
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Czw 13:39, 12 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:03, 08 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
"FT": optymistyczni Polacy wciąż wydają pieniądze
Europejska gospodarka jest u kresu sił, ale wygląda na to, że nikt nie powiedział o tym Polakom - pisze we wtorek brytyjski dziennik "Financial Times" w artykule "Optymistyczni Polacy wciąż wydają pieniądze".
Dziennik podkreśla, że sprzedaż detaliczna w Polsce wzrosła we wrześniu o 11,4 proc. rok do roku i że to właśnie sektor detaliczny był jednym z głównych czynników, które zapobiegły recesji w polskiej gospodarce w 2009. "Wszystko wskazuje na to, że polscy nabywcy powtórzą ten wyczyn w tym roku" - czytamy. Jak podkreśla "FT", w odróżnieniu od zachodnich sąsiadów polska gospodarka jeszcze nie odczuła schłodzenia i produkcja przemysłowa wzrosła tu we wrześniu o 7,7 proc. rok do roku, przy czym są oznaki przyśpieszenia tego wzrostu.
Gazeta tłumaczy, że Polska jest bardziej odporna na zewnętrzne wstrząsy niż reszta nowych państw UE, gdyż w przeciwieństwie do takich małych państw jak Czechy czy Węgry, gdzie na eksport przypada 80 proc. PKB, tu odsetek ten stanowi tylko 40 proc. I zwraca uwagę, że Narodowy Bank Polski prognozuje na przyszły rok wzrost rzędu 2,3 proc. PKB, czyli niemal najwięcej ze wszystkich państw UE.
W artykule przytoczono wypowiedzi polskich nabywców, w tym małżeństwa, które wydało 2500 zł w Media Markt, i instruktorki jazdy konnej, która właśnie wzięła kredyt na zakup konia za 25 tys. zł.
"Nie oznacza to, że nie ma obaw. Według instytutu badawczego Samar rejestracja nowych samochodów spadła w październiku o 16 proc. w stosunku do analogicznego okresu ubiegłego roku. Jest jednak nadzieja, że polska gospodarka będzie w stanie oprzeć się szerszemu spadkowi koniunktury" - podkreśla gazeta.
>>>>>
No bo Polsak am wspaniala samowystarczalna gospodarke ! Jestesmy producentem i zywnosci i przemyslowym i amy rope i gaz i wegiel i miedz i co tam jeszcze . Gdyby nie nikczemnicy ktorzy schlodzili gospodarke i zamkneli nas w euro-trumnie to Polska mogal by byc potega a PKB miec na poziomie Szwajcarii . Ale musicie glosowac jesli chcecie miec cos dobrego w kraju ... Samo sie nie zrobi !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:21, 15 Lis 2011 Temat postu: |
|
|
Monti wskazuje na Polskę jako kraj, który będzie "Europą pędzącą z większą prędkością"
Desygnowany na premiera Włoch Mario Monti mówiąc niedawno o grożących UE podziałach sugerował, że pewne kraje poza strefą euro, jak Polska, mogą być tą Europą, która popędzi z większą prędkością dzięki międzynarodowej konkurencyjności ich gospodarek.
Mamy ryzyko Europy dwóch prędkości, gdzie kraje poza strefą euro będą w Europie pierwszej prędkości, zwłaszcza w kontekście międzynarodowej konkurencyjności - mówił Mario Monti odnosząc się do tematu zacieśniania integracji strefy euro i ryzyka powstania Europy dwóch prędkości w UE.
- Gdy się popatrzy na podejście państw UE do rynku wewnętrznego, konkurencyjności, otwartości, reform strukturalnych, to widać, że w najmniejszym stopniu zaangażowana jest w to większość krajów ze strefy euro, a w największym - te, które są poza strefą euro - powiedział Monti. Jako pozytywne przykłady wymienił m.in. Polskę i Wielką Brytanię.
>>>>>
A wiec Monti powoli z trudem zaczyna rozumiec sytuacje . Im mniej UE tym lepsza kondycja ekonomii... Ale jego obawy ze Polska z wielka predkoscia wyprzedzi UE nie maja podstaw bo :
W maju 2010 roku na zamówienie Barroso przygotował raport o tym, co "Odkryłem w nowych krajach potencjalne olbrzymie poparcie polityczne dla jeszcze większego rozwoju jednolitego rynku: te państwa mają apetyt na wzrost, apetyt na konkurencyjność" - mówił były komisarz, prezentując swój raport.
>>>>
A wiec wiecej regulacji wieciej biurokracji wiecej urzednikow aby ,,dogonic'' ,,stare'' kraje UE ... A wiec nie z madrosci tych krajow wynika ich wieksza szybkosc a z tego ze sa krotko w UE ... Zreszat Litwa Lotwa Estonia Slowacja juz popsuly sobie szybkosc i sa obecnie chorymi krajami Europy ... Bez obaw z takimi ,,przywodcami'' i Polske doprowadza do ,,szybkosci'' Brukseli ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:08, 09 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
MFW: płynny kurs złotego powinien pozostać
Płynny kurs złotego dobrze służył Polsce i powinna ona przy nim pozostać - uważa misja MFW w Polsce.
Płynny kurs walutowy dobrze służył Polsce i obecnie lepiej byłoby przy tym pozostać - powiedział szef misji James Morsink.
>>>>
No prosze ! Nawet zbrodniarze z MFW niszczacy kraje jednak wykazuja wiecej troski o dobro kraju niz miejscowa swołocz . Cale te madia uczelnie ,,polityki'' i tym podobne dziadostwo . Te jełopy tylko interesuja sie osobista korzyscia ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:20, 13 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Gazeta Finansowa Liberalizm jest dla ludzi biednych!Z prof. Robertem Gwiazdowskim rozmawia Roman Mańka
Polska zaakceptowała warunki umowy w sprawie Unii Fiskalnej. Co to oznacza? Euro nigdy nie było dobrym pomysłem, a więc obecne próby ratowania wspólnej waluty przypominają polityczny zamęt, jaki występował przy jej tworzeniu. Polska, podobnie jak wiele innych państw, zaakceptowała warunki umowy zawartej pomiędzy Niemcami a Francją o Unii Fiskalnej. Kraje europejskie, z wyjątkiem Wielkiej Brytanii i Czech, nie wiedzą, co w tej sytuacji robić;chociaż w przypadku naszych południowych sąsiadów sprawa nie jest jeszcze do końca przesądzona. Natomiast Brytyjczycy od początku nie chcieli wspólnej waluty i w dalszym ciągu to podkreślają. Osobiście życzę im powodzenia, bo euro nie jest dobrym projektem.
Ale nasi politycy chcieli wejść do strefy euro. W 2008 r. słyszeliśmy deklarację premiera Donalda Tuska, że Polska ma przyjąć wspólną walutę w perspektywie czterech lat, czyli – jeżeli umiem dobrze liczyć – od 1 stycznia tego roku powinniśmy być już w strefie euro.
Wieść gminna niesie, że w 2008 r., w drodze na Forum Ekonomiczne do Krynicy, PR-owcy premiera doszli do wniosku, że zaproponowanie hasło 2xEURO będzie świetnym pomysłem marketingowym: skoro Polska organizuje Mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej EURO 2012, zrealizujmy również projekt przyjęcia wspólnej waluty pod taką samą nazwą. Propagandowo brzmiało to bardzo obiecująco. Jednak pewnie nikt nawet nie zapytał ministra finansów, Jacka Rostowskiego, czy jest to obiektywnie wykonalne. Zaś prawda jest taka, że nie było realne od samego początku. Zapowiedź padła, ale na szczęście nie została dotrzymana. Właśnie dzięki temu polscy politycy mogli się chwalić w 2009 r., że zostaliśmy „zieloną wyspą”. Jeżeli naszego kraju nie dotknął kryzys, to między innymi dlatego, że nie weszliśmy w obszar wspólnej waluty. Złotówka się zdewaluowała, w związku z tym inaczej przeliczaliśmy eksport, który pociągnął naszą gospodarkę do góry.
Czy rzeczywiście byliśmy „zieloną wyspą”. Niektórzy ekonomiści twierdzą, że jest to manipulacja?
Z punktu widzenia sposobu liczenia PKB byliśmy „zieloną wyspą”. Ale problem polega na tym, że to odmieniane na wszelkie możliwe sposoby PKB nie jest specjalnie istotną wartością gospodarczą. Jest to miernik dochodu narodowego, czyli wartości towarów i usług wytworzonych w danym czasie i na danym terenie. Jednak kluczowe pytanie sprowadza się do kwestii, wedle jakich kryteriów to wszystko mierzyć. Wymyślono formułę pomiaru poprzez wydatki na towary i usługi. A więc na PKB składają się wydatki inwestycyjne państwa i przedsiębiorstw, a także konsumpcja bieżąca. Czyli im więcej wybudujemy, np. „stołówek dla bocianów” albo rozsuwanych dachów na stadionach, które nie funkcjonują przy niskich temperaturach (a tak jest w przypadku Stadionu Narodowego), tym bardziej PKB nam rośnie, ale nie ma to większego przełożenia na realną siłę gospodarki. W tym kontekści, o „stołówkach dla bocianów” mówię z pewną ironią, dlatego, że w Polsce budujemy jedne z najdroższych autostrad na świecie, według najnowocześniejszych wzorców, z tzw. przepustami dla płazów i gadów. Statystycznie, wybudowanie jednego takiego przepustu kosztuje ok. 20 mln zł, tymczasem konsekwencje są takie, że wiosną, w okolicy ich powstawania, zlatuje się więcej bocianów. Przecież bociany nie są głupie i szybko się orientują, że w jednym miejscu, na jednej polanie, pojawia się więcej żab.
Czyli byliśmy „zieloną wyspą” czy nie?
W wymiarze sposobu liczenia PKB – tak, ale również w wymiarze realnej sytuacji gospodarczej jesteśmy „zieloną wyspą”. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że leżymy w centrum Europy, na skrzyżowaniu głównych szlaków komunikacyjnych. Kiedyś było to nasze polityczne nieszczęście, jednak dziś jest to nasz ekonomiczny handicap: rozwijają się firmy logistyczne, wzrasta rola transportu. I mimo że tych wymarzonych autostrad ciągle nie ma, przedsiębiorcy działający w segmencie logistycznym dają sobie świetnie radę. Ponadto dysponujemy atutem, którego nie posiada nikt inny w Europie. Dzięki gen. Jaruzelskiemu i stanowi wojennemu mamy wyż demograficzny z lat 80. Nie mieliśmy wtedy co robić, więc „robiliśmy” dzieci. Pokolenie, które obecnie wchodzi na rynek pracy, jest zgłodniałe sukcesu. Są to ludzie nieźle wykształceni, nie przyzwyczajeni do pracy w systemie ośmiogodzinnym. Oni nie narzekają, nie zapisują się do związków zawodowych, tylko po prostu ciężko pracują. Na tle tych czynników, w sytuacji, kiedy Europa znajduje się w kryzysie, Polska posiada suwerenność walutową, czego też nie można przecenić.
Ale to wszystko osiągnęliśmy przypadkowo. Te elementy, wymienione przez Pana trochę z ironią, nie wynikają zwizji jakiegoś przemyślanego, strategicznego działania, tylko z przypadku albo szczęśliwego zbiegu okoliczności.
Generalnie wszystko na świecie dzieje się przez przypadek. Mówi o tym dobitnie teoria niezamierzonych konsekwencji Adama Smitha. Każdy coś tam robi, z punktu widzenia swojego własnego, egoistycznego, interesu i jakby niechcący, przez przypadek, przyczynia się do realizacji interesów innych ludzi. Właśnie na tym mechanizmie polega gospodarka wolnorynkowa. Nie da się z góry czegoś zaplanować. W tym kontekście zawsze przywołuję przykład książki Leonarda Reada pt. „Ja ołówek”. Ołówek opowiada Readowi swoją genologię, mówi o zaangażowaniu w działania, bez żadnego planu odgórnego, milionów ludzi na całym świecie, którzy powodują, że ten ołówek istnieje i dzieci w szkole czy urzędnicy w biurach mogą nim pisać. Bo przecież żaden z górników wydobywających grafit ani też bądź drwali ścinających drzewo nie myśli, wykonując te czynności, o ołówku. A jednak ołówek powstaje. W dobrze funkcjonującej gospodarce następuje cudowne pomieszanie rozmaitych interesów, co powoduje, że gdzieś na końcu wytwarzany jest określony produkt. Gospodarka wolnorynkowa, to z jednej strony wielki chaos, ale z drugiej – on również ma swoje pozytywne konsekwencje.
I swoją logikę.
Jest to logika rynku.
Jednak „zieloną wyspą” chwalił się rząd i sobie przypisywał sukcesy gospodarcze?
Można na to odpowiedzieć dowcipem. W dawnych czasach woźnica rozwoził wozem konnym węgiel i kiedy wjechał na teren jakiegoś osiedla krzyknął: „Węgiel przywiozłem!”, a koń się odwrócił i powiedział: „No rzeczywiście, ty przywiozłeś”.. Podobnie rząd się chwali, że my byliśmy „zieloną wyspą”, zaś tak naprawdę jest to zasługa polskich przedsiębiorców, w żadnej mierze rządu. To znaczy o sukcesie rządu można mówić jedynie w tym sensie, że niczego nie robił. Dlatego, że nie wiedział, co zrobić, gdyż był mocno przestraszony. W związku z tym nie zrobił niczego, co akurat gospodarce wyszło na zdrowie. Generalnie rzecz biorąc, gdy się rządy nie wtrącają do gospodarki, to ona wtedy o wiele lepiej funkcjonuje. Rządy raczej przeszkadzają niż pomagają.
Czyli, paradoksalnie, gdy rząd niczego nie robi, to jest to dobry rząd?
Ronald Reagan powiedział kiedyś: „Rząd nie jest rozwiązaniem, rząd jest problemem”.. A więc im mniej rządu, tym lepiej. Absolutnie tak jest.
To może trzeba usunąć ten problem?
Rząd jest potrzebny, ale w pewnym ograniczonym zakresie. Nie jestem anarchistą czy libertarianinem – których łączy jedna wspólna cecha, bo mówią, że państwo jest niepotrzebne. Osobiście nie wierzę w prywatne sądy – choć oczywiście arbitraż może działać, ale obok – czy w prywatne więzienia albo armie – mieliśmy tego typu formy organizacji w czasach I Rzeczypospolitej i niestety nie najlepiej się to skończyło. A więc pamiętając o tych doświadczeniach historycznych, musimy zaakceptować pogląd, zgodnie z którym państwo jednak ma jakieś funkcje do spełnienia. Ale nie jest od tego, aby produkować ołówki, talerze, żyrandole, itp., tylko powinno się zająć obroną wspólnoty przed wrogiem wewnętrznym i zewnętrznym, czyli z jednej strony – ścigać i karać przestępców, zaś z drugiej – prowadzić politykę zagraniczną oraz obronną.
Tymczasem mam wrażenie, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat państwo polskie próbowało być aktywne tam, gdzie nie powinno, czyli w sferze gospodarki, zaś prawie całkowicie zaniedbało swoje obowiązki w zakresie zapewnienia ludziom bezpieczeństwa, zbudowania sprawnego wymiaru sprawiedliwości czy prowadzenia rozsądnej polityki obronnej?
Rafał Ziemkiewicz ukuł tezę, która bardzo mi się podoba, w której państwo wydaje środki finansowe na rzeczy, za które płacić nie musi. Tylko dlatego w pewnych obszarach pojawiają się pieniądze. Na przykład gdy ludzie potrzebują lekarza, państwo może zminimalizować wydatki na służbę zdrowia, gdyż ludzie mogą się leczyć prywatnie. Podobnie w sferze edukacji państwo nie musi ponosić kosztów korepetytora, gdyż ludzie, kiedy zajdzie konieczność, sami go zatrudnią. W sferze ochrony osób i mienia ludzie zatrudnią agencje ochrony, więc państwo nie musi łożyć pieniędzy na policję. Natomiast nikt nie zatrudni urzędnika. Zatem większość środków finansowych i większość aktywności państwa idzie w kierunku, którego rynek w ogóle nie potrzebuje i którego ludzie też w ogóle nie potrzebują.
Przedsiębiorcy, o których mówi Pan w kontekście uniknięcia przez Polskę kryzysu i wypracowania wzrostu gospodarczego, mówią tak: „Gdyby było lepsze otoczenie prawne, gdyby były korzystniejsze warunki do działania – zrobilibyśmy jeszcze więcej”. Na jaki wzrost gospodarczy stać Polskę, gdybyśmy wreszcie zrobili coś dla polskich przedsiębiorców, czyli zmienili prawo pracy, wprowadzili lepszy system podatkowy, uelastycznili relacje gospodarcze?
Myślę, że poniżej 5 proc. PKB w ogóle byśmy nie schodzili, zaś prawdopodobnie byłoby to znacznie więcej. Skoro na początku lat 90., startując od zera, bez niczego, potrafiliśmy osiągać tak wysokie tempo rozwoju gospodarczego, a przypomnę, że w niektórych okresach ono przekraczało 7 proc., to tym bardziej dlaczego teraz nie mielibyśmy tego zrobić?! Przecież wtedy w ogóle nie było autostrad, infrastruktura telekomunikacyjna znajdowała się na anachronicznym poziomie, mało kto znał język angielski, a jednak osiągaliśmy relatywnie wysokie tempo wzrostu gospodarczego. Teraz też to jest możliwe, jednak pod warunkiem, że nie będzie tak wiele czasu zajmowało nam mitrężenie się z biurokracją – i tą unijną, i tą rodzimą. Trzeba pamiętać o starej zasadzie, że w każdym równaniu ekonomicznym jedna zmienna jest niezmienna: doba liczy sobie 24 godziny i więcej ich mieć nie będzie. A więc im więcej czasu w ramach tych godzin poświęcamy na pracę nikomu do niczego niepotrzebną, czyli bieganie po urzędach, zbieranie rozmaitych druczków, wypełnianie różnego rodzaju formularzy, biurokratyczną mitręgę podatkową itp., tym mniej czasu możemy poświęcić na pracę efektywną ekonomicznie, na tworzenie wartości dodanej. Bieganie po urzędach na pewno wartości dodanej nie stworzy.
Pański kolega z Centrum im. Adama Smitha, Andrzej Sadowski, twierdzi, że Polskę stać na dwucyfrowy wzrost gospodarczy. Podziela Pan tę opinię?
Myślę, że tak, bo ja generalnie bardzo mocno wierzę w polskich przedsiębiorców. My, Polacy, naprawdę potrafimy dokonywać cudów, czego najlepszym przykładem była „zielona wyspa”. Polscy przedsiębiorcy słusznie dziwią się, gdy pytamy ich o kryzys, mówią: „Jaki kryzys?!”, my z identyczną sytuacją borykamy się od 70 lat. A więc w naszej sytuacji nic specjalnie się nie zmieniło. Proszę zwrócić uwagę, że w tzw. sektorze MSP, czyli małych i średnich przedsiębiorstw, w którym wytwarzane jest ponad 65 proc. PKB,70 proc. przedsiębiorców w ogóle nie posiada ekspozycji kredytowej. Czyli cały rozwój finansuje gotówką z własnych środków. To pokazuje siłę polskiej gospodarki! O ile trudno nasze wielkie przedsiębiorstwa porównywać w tej samej kategorii z niemieckimi czy francuskimi, np. nie da się porównać PKN Orlen czy Lotosu z BP czy Shellem, o tyle polskie przedsiębiorstwa z sektora MSP dokonują kolonizacji we wschodnich landach niemieckich. Z kolei w Polsce działają mali i średni przedsiębiorcy z Włoch, ale niemieckich czy francuskich przedsiębiorców w ogóle u nas nie widać. Nasi żartują czasem, może w sposób nieco dla Niemców obraźliwy – niech te „Helmuty” przyjadą do nas, to popadają jak muchy, oni sobie przez pół roku nawet nie załatwią REGON-u. I coś w tym, niestety, jest. Jednak problem polega na tym, że ta nasza innowacyjność niepotrzebnie musi się koncentrować na przezwyciężaniu sytuacji, których mogłoby w ogóle nie być. Jak słusznie kiedyś pisał Stefan Kisielewski: socjalizm to taki ustrój, który w bohaterski sposób zwalcza problemy nie znane w żadnym innym ustroju. Niestety, nasi rodzimi przedsiębiorcy muszą borykać się z utrudnieniami, których w ogóle mogłoby nie być, gdyby nie socjalizm, w którym w dalszym ciągu tkwimy.
Mamy dalej socjalizm?
Polska gospodarka jest mocno przeregulowana, istnieje zły system podatkowy, utrzymuje się przerośniętą biurokrację. A to wszystko są przejawy gospodarki socjalistycznej. Mówiąc innymi słowy: mamy bogatą własność państwa w gospodarce.
Chciał Pan przed chwilą powiedzieć, że jesteśmy bardziej przedsiębiorczy od Niemców, mówiąc o sukcesach polskich małych i średnich przedsiębiorców?
Nie mam w tej sprawie najmniejszych wątpliwości. Jeżeli chodzi o sektor MSP, to jesteśmy bardziej innowacyjni w tym, co robimy, bardziej pomysłowi, bardziej elastyczni, dajemy sobie radę bez kredytów, których banki działające w Polsce nie udzielają polskim przedsiębiorcom. A więc tę przewagę polskich małych i średnich przedsiębiorstw widać gołym okiem. Oczywiście polski przemysł, szczególnie ten wielki, nie może konkurować z przemysłem niemieckim z uwagi na istniejące po naszej stronie zapóźnienia. Jednak tam, gdzie jest potrzebna zwykła praca, tam Polacy pracują lepiej.
A gdyby nie 45 lat komunizmu, bylibyśmy przed Niemcami?
Oni wiele skorzystali z planu Marshalla. Ale nie wiadomo, czy my bylibyśmy tym programem objęci i na jakich warunkach. Poza tym, 45 lat komunizmu jednak w jakiś sposób wpłynęło korzystnie na sytuację – nasi przedsiębiorcy dobrze funkcjonują, dynamicznie się rozwijają, również dlatego, że niektórzy z nich działali w czasach komunistycznych, kiedy było jeszcze gorzej. Więc w tym kontekście mówią, że są przyzwyczajeni do kryzysu, że dla nich nie jest to żadna nowa sytuacja, tylko chleb powszedni.
Korciło mnie kiedyś, nawiązując trochę do paradoksu Chyla z Tybetu, żeby napisać artykuł dowodzący,iż to tak naprawdę Niemcy wygrali II wojnę światową, w sensie pozytywnych konsekwencji politycznych dla własnej gospodarki.
Niemcy postąpili zgodnie z prawem Murphy’ego. Jedno z popularniejszych twierdzeń Murphy’ego mówi, że ludzie postępują rozsądnie dopiero wówczas, kiedy wszystkie inne możliwości zawiodą. Niemcy nie mieli alternatywnego ruchu. A więc po II wojnie światowej dokonali zmian gospodarczych, kierowanych przez Ludwiga Erharda. Niektórzy mówią, że to był cud gospodarczy. To nie był żaden cud, tylko wprowadzenie normalnych reguł rynkowych do gospodarki niemieckiej.
A czy dzisiaj nie grozi nam hegemonia Niemiec w Europie i odrodzenie niemieckiego imperializmu pod nową, ekonomiczną, postacią?
Grozi nam po części hegemonia gospodarki niemieckiej, ale ja bym się tym specjalnie nie przejmował. Jeszcze raz powtarzam: w sektorze małych i średnich przedsiębiorstw bez problemu możemy z Niemcami konkurować i gdybyśmy mieli lepsze warunki działania, osiągalibyśmy jeszcze lepsze rezultaty. Fakt, iż leżymy pomiędzy Niemcami a Rosją może stać się w końcu naszym handicapem. Nie wierzę w III wojnę światową w Europie. Bo jeżeli na Starym Kontynencie wybuchłaby wojna, jedynym rozwiązaniem będzie ubranie się w prześcieradło i czołganie na cmentarz. Ale pod tym względem jestem optymistą, wojny raczej nie będzie i ktokolwiek i w jakikolwiek sposób będzie rządził w Europie, zostanie zmuszony do wykorzystania potencjału; tymczasem polski potencjał jest całkiem spory. Na razie wykorzystywany jest on w ten sposób, że państwa, które po wejściu Polski do Unii Europejskiej w 2004 r. broniły się przed polską tanią siłą roboczą, niczym diabeł przed święconą wodą i wprowadzały okresy przejściowe, dziś proszą Polaków, aby przyjeżdżali do nich do pracy.
George Friedman w książce „Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek”, twierdzi, że Polska będzie jednym z pięciu najpotężniejszych światowych mocarstw.
Być może jest to prognoza nieco przesadzona, ale uważam, że nie powinniśmy mieć kompleksów. A niestety jest to przypadłość naszych polityków, naszych „wielkich” menedżerów czy makroekonomistów, gdy jadą do Waszyngtonu. Natomiast kompleksów nie mają polscy przedsiębiorcy i wymyślają rzeczy, które Amerykanom, Niemcom czy Francuzom w ogóle nie przyszłyby do głowy, jeżeli chodzi o rozwój swojego własnego biznesu czy swojej własnej przedsiębiorczości.
Jest Pan już moim chyba czwartym z rzędu rozmówcą, który mówi, że polscy politycy są zakompleksieni. Czy rzeczywiście nasza elita polityczna jest aż tak bardzo siebie niepewna?
Przecież to „widać, słychać i czuć” – jak śpiewały „Elektryczne Gitary”.
A przedsiębiorcy nie mają kompleksów?
Polscy przedsiębiorcy absolutnie nie mają kompleksów. Polska gospodarka się rozwija dzięki temu, że nasi przedsiębiorcy ciężko pracują, tymczasem gospodarki w innych krajach mają kłopoty dlatego, że przedsiębiorstwa pracowały coraz gorzej, bo wszyscy żyli w przeświadczeniu, że bogactwo powstaje w sektorze finansowym, że bogactwo bierze się z wypłukiwania złota z powietrza – jak złośliwi mówią o działalności banków. W 2000 r. Europa przyjęła strategię lizbońską, która miała doprowadzić do zrównania konkurencyjności gospodarki europejskiej z amerykańską, po czym się z tej strategii wycofano, gdyż zakładała ona liberalizację całej gospodarki, tymczasem zliberalizowano tylko i wyłącznie obszar finansowy. Zapomnieliśmy, że to nie ziemia jest centrum wszechświata, jak twierdzili geocentrycy. Natomiast dzisiaj stała się rzecz jeszcze gorsza, bo geocentryków zastąpili bankocentrycy, którzy twierdzą, że sektor finansowy jest w centrum wszechświata gospodarczego, a to absolutnie nie jest prawda. Bo centrum gospodarcze to realna gospodarka. To wszystko, co dzieje się z dnia na dzień w realu, a nie tylko w wirtualnej księgowości, prowadzonej w programie Excel.
Kto doprowadził do kryzysu? Niektórzy mówią, że liberalizm, zaś inni, że właśnie odejście od liberalizmu?
Trudno liberalizm oskarżać o spowodowanie kryzysu, skoro w Polsce klasycznego liberalizmu nigdy nie mieliśmy. Najbardziej liberalny okres w naszej historii przypadł na lata 1988-1992, kiedy obowiązywała ustawa Mieczysława Wilczka. Niestety później, pod hasłem walki z nomenklaturą, wylaliśmy przysłowiowe dziecko z kąpielą. Czyli zamiast wzmocnić państwo w tych obszarach, w których powinno być aktywne, tak jak policja czy wymiar sprawiedliwości, aby ścigać rozmaite przekręty i nadużycia, w Polsce przykręcono śrubę wszystkim przedsiębiorcom. Jeżeli były takie czasy, kiedy państwo zabierało w postaci różnych podatków 80 proc. wynagrodzenia netto pracownika, to nie było to opodatkowanie tylko wywłaszczenie.
Czyli istnieje pewne wielkie przekłamanie funkcjonujące w opinii publicznej, bo liberalizm pomaga tak naprawdę ludziom najbiedniejszym?
Liberalizm powstał przeciwko feudalizmowi i w momencie, gdy był tworzony pomógł właśnie ludziom ubogim. To feudałowie byli bogaci, zaś mieszczanie – biedni. I to właśnie dzięki filozofii liberalnej nastąpiło uwolnienie ducha przedsiębiorczości, który zmniejszył dysproporcje społeczne. Liberalizm jest dla ludzi biednych, a nie dla bogatych. Jest to ideologia ludzi przedsiębiorczych, którzy chcieliby coś zrobić, a ograniczają ich różnego rodzaju bariery. Należy pamiętać, że merkantylizm, czyli etatyzm gospodarczy państwa feudalnego, szkodził w największym stopniu ludziom ubogim. Przywileje stanowe szkodziły ludziom biednym. Do momentu, kiedy istniały silne przywileje stanowe wobec władzy, zbudowaliśmy w Polsce najsilniejsze państwo w Europie, ale w chwili, gdy przywileje przestały oznaczać ograniczanie władzy, zaś przerodziły się w uprzywilejowanie jednego stanu kosztem innych, Rzeczpospolita upadła. Obecnie mamy do czynienia z podobną sytuacją. Obowiązuje uprzywilejowanie rozmaitych kast, np. sektora finansowego, urzędników, górników czy związków zawodowych, kosztem innych grup społecznych, które ciężko pracują. I to, niestety, przypomina czasy feudalne. Wolność liberalna powinna nas uwolnić z biurokratyczno-stanowych więzów.
Robert Gwiazdowski
Polski prawnik i ekonomista, czołowy komentator gospodarczy, od 2004 r. Prezydent Centrum im. Adama Smitha; jest doktorem habilitowanym nauk prawnych, wykłada na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Ukończył Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, na którym w 1984 r. otrzymał wyróżnienie za jeden z najlepszych wyników w historii wydziału. W okresie stanu wojennego był przewodniczącym samorządu studenckiego. Posiada uprawnienia adwokackie. 12 kwietnia 2008 r. został honorowym członkiem stowarzyszenia KoLiber.
>>>>
Ciekawy wywiad i wiele trafnych stwierdzen zwlacza o euro choc i sa nietrafne ze Niemcom pomogl Plan Marshalla ... Nie pomogl bo musieli placic pewne odszkodowania i wiecej zaplacili niz dostali ... Troche ale zawsze ... STAD TAKI ICH SUKCES w latach 50 tych zgodnie ze slynnymi prawami Murphyego ... Gdyby dosatli duze dotacje byliby jak obecna Grecja ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:55, 14 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Moody's nadał Polsce najwyższy rating
Przyznanie przez agencję ratingową Moody's krótkoterminowym zobowiązaniom Polski najwyższego ratingu pokazuje, że Polska jest na dobrej drodze, jeśli chodzi o wzmacnianie swojej wiarygodności - powiedział we wtorek minister finansów Jacek Rostowski.
- Mam dobrą wiadomość. Dzisiaj agencja ratingowa Moody's podwyższyła do najwyższego z możliwych poziomów rating Polski, jeśli chodzi o krótkoterminowe zobowiązania. Oczywiście jesteśmy z tego zadowoleni, myślimy, że to pokazuje, że Polska jest na dobrej drodze, jeśli chodzi o utwierdzanie i wzmacnianie swojej wiarygodności - powiedział Rostowski dziennikarzom w Brukseli.
Agencja ratingowa Moody's poinformowała, że przyznała dla polskiego zadłużenia krótkoterminowego rating Prime-1. "Ocena dla krótkoterminowego długu Polski jest wsparta przez poprawę płynności kraju, którego rezerwy gotówkowe stale rosną od 2008 roku, podczas gdy wolumen krótkoterminowego zadłużenia zmniejszył się znacząco do poziomu poniżej 1 proc. PKB na koniec 2011 roku z około 4 proc." - napisano w komunikacie.
Długoterminowe zadłużenie Polski ma rating na poziomie A2, perspektywa ratingu jest stabilna.
>>>>
To oczywiste zwazywszy komu rajtingowcy daja AAA z USA na czele . To Polska musi miec wyzej bo i dlug i deficyt ma nizszy ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:06, 02 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Krugman: przed recesją Polskę broni jej waluta
Amerykański ekonomista i laureat Nagrody Nobla Paul Krugman krytykuje Mitta Romneya za jego wiedzę o polskiej gospodarce. Na swoim blogu Krugman wskazał, że prawdopodobny kandydat republikanów w wyborach prezydenckich w trakcie swojej wizyty w Polsce, chwalił jej liberalną gospodarkę.
Krugman przypomniał, że wbrew ocenom Romneya, udział wydatków rządowych w polskim PKB jest znaczący i wynosi 42 procent, w porównaniu do 37 procent w USA. Krugman wskazuje, że przed recesją Polskę broni jej waluta, która uległa silnej deprecjacji, wraz z odpływem z niej kapitału, wzmacniając swoją konkurencyjność.
Nie musiała przy tym przeprowadzać "wewnętrznej dewaluacji" czyli zmniejszania kosztów produkcji, tak jak ma to się w przypadku Grecji.
"Sukces Polski pokazuje, że duży rząd nie jest taki zły oraz, że czasem warto osłabić swoją walutę" - kończy Krugman, który jest wielkim zwolennikiem zwiększania wydatków rządowych w celu zwalczenia kryzysu.
>>>>
Ktos mu zle przygotowal . Istotnie w Polsce mamy abbercyjny system . Duzy udzial wydatkow publicznych w PKB i mikroskopijna opieka spoleczna . Po prostu gigantyczne marnowanie kasy na nic . Ale oczywiscie zloty nas ratuje . A przypomne ze uczelnie wladze i media nie mogly sie doczekac aby nasza walute zlikwidowac ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:19, 14 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Ekonomiści: Polska nie powinna wchodzić do pogrążonej w kryzysie strefy euro
Polska nie powinna wchodzić do pogrążonej w kryzysie strefy euro - uważają ekonomiści, z którymi w piątek rozmawiała PAP.
Były wiceprezes Narodowego Banku Polskiego Krzysztof Rybiński uważa, że teraz Polska nie powinna przystępować do strefy euro, bo - jego zdaniem - nie należy się wprowadzać do domu, który może się zawalić. "Dopóki strefa euro nie poradzi sobie z kryzysem, który dopiero się zaczyna, to w ogóle nie ma o czym mówić. W naszym interesie narodowym jest pozostanie poza strefą euro" - powiedział.
....
Nie ma o czym mowic a mowia . Lubia zadawac cierpienie .
Według niego ktoś, kto podjąłby obecnie decyzję o przystąpieniu Polski do strefy euro naraziłby nasz kraj na olbrzymie koszty kryzysu finansowego.
....
Nalezalo by go rozstrzelac mowiac krotko jak radzil pewien rezyser tylko niestety on chcial robic wyliczanki a tutaj mamy konkretnych gosci .
"Jeżeli warunki przystąpienia do strefy euro się nie zmienią, to Polska i tak do niej nie wejdzie. Recesja lub stagnacja, która nas czeka w przyszłym roku i potrwa dłużej niż rok, spowoduje, że dług publiczny Polski liczony według kryteriów unijnych przekroczy 60 proc. PKB i będzie dalej rósł" - dodał.
Zgodnie z tzw. kryterium fiskalnym, dług publiczny kraju, który chce przystąpić do strefy euro nie może m.in. przekroczyć 60 proc. PKB. "Począwszy do przyszłego roku Polska tego kryterium spełniać nie będzie, w związku z tym nie będzie mogła wejść do strefy euro" - powiedział. Rybiński uważa, że obniżenie długu, który przekroczy 60 proc. PKB będzie bardzo trudne, nasz kraj czekają bowiem problemy wynikające z dużych wydatków publicznych.
W jego ocenie, gdyby strefa euro się zreformowała i stała się bardzo dobrze funkcjonującym wspólnym rynkiem, a Polska na skutek mądrej strategii rozwoju stałaby się krajem innowacyjnym i spełniła kryteria konwergencji, to bylibyśmy mile widziani w strefie euro i w naszym interesie byłoby do niej wejść.
....
Ohoho . Gdyby Polska byla monarchia z bajki ...
"To scenariusz bardzo optymistyczny, niestety bardzo mało prawdopodobny. Najbardziej prawdopodobna jest dekada kryzysu w strefie euro (...), a w Polsce, przy bardzo złej strukturze wydatków publicznych, dług będzie musiał rosnąć" - zaznaczył Rybiński .
....
Oczywiscie przypominam ze w Grecji Hiszpanii na razie bezrobocie wzroslo 4krotnie do ponad 25% . W Polsce juz jest 25 % . 4 razy to 100 % . To mozecie od razu kopac grob i kupic trumne . Goscie ktorzy maja czelnosc o tym wspominac powinni dostawac kare smierci z automatu .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:36, 10 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Jeśli Polska wejdzie do strefy euro, to nawet gaz łupkowy nas nie uratuje
- W dającej się przewidzieć przyszłości Polska nie powinna wchodzić do strefy euro - powiedział Stefan Kawalec, prezes Capital Strategy w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Jego zdaniem przyjęcie wspólnej waluty może zniwelować korzyści z eksploatacji gazu łupkowego.
- Wejście do strefy euro pozbawia kraj możliwości korekty kursu walutowego - tłumaczył Kawalec. Jak przekonuje ekspert, wpływ na własną walutę pomaga w zwiększaniu konkurencyjności gospodarki, zwłaszcza w sytuacji kryzysowej. Obecnie kraje strefy euro, takie jak Grecja, Hiszpania, Portugalia i Włochy nie są w stanie odzyskać konkurencyjności.
- Kraj należący do strefy euro, który z jakichś powodów utraci konkurencyjność, znajdzie się zawsze w dramatycznej pułapce - powiedział Kawalec. Zauważył również, że Polsce obniżenie konkurencyjności grozi w skutek uruchomienia wydobycia gazu łupkowego. Jeśli na skutek eksportu surowca Polska stanie się bogatsza i szybko wzrosną płace w gospodarce, wywoła to regres w branżach innych niż wydobywcza i osłabienie konkurencyjności.
- Takie zjawisko określane jest w ekonomii jako choroba holenderska, gdyż po raz pierwszy opisano je w odniesieniu do sytuacji Holandii po odkryciu dużych złóż gazu ziemnego w latach 60. XX w. - wyjaśnia ekspert. - Jeśli Polska będzie miała własną walutę, to poradzenie sobie z chorobą holenderską i jej skutkami będzie znacznie łatwiejsze.
Zdaniem Kawalca, jeśli Polska wejdzie do strefy euro, to po latach łupkowego eldorado grożą nam lata stagnacji i wysokiego bezrobocia.
...
Spadku nie stagnacji . W euro obowiazuje napis :
Porzuccir wszelka nadzieje - wy ktorzy tu wchodzicie .
Jest to napis na bramie piekla u Dantego .
Dobrze mowi . Kolejny . Trzeba zrobic baze danych ekonomistow mowiacych z sensem . Rybinski Kawalec Rysiek Mbebwe . Sa tylko w rezimowych mediach Gomulki Orlowskie i inne upiory .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:09, 09 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Stefan Kawalec | Biznes.pl
Nie dajmy się złapać w pułapkę euro
Wspólna waluta europejska "euro" miało być kolejnym etapem integracji wzmacniającym Unię i jednolity rynek. Mimo najlepszych intencji, okazało się to poważnym błędem.
Fundamentalny problem
Kraje należące do strefy euro pozbawione zostały bardzo skutecznego i trudnego do zastąpienia w sytuacji kryzysowej instrumentem dostosowawczym, jakim jest możliwość korekty kursu walutowego. Istotą kryzysu grupy zagrożonych krajów takich jak Grecja, Portugalia, Hiszpania i Włochy jest niemożność odzyskania utraconej konkurencyjności. Płace w gospodarkach tych państw stały się zbyt wysokie w stosunku do produktywności w sektorze wytwarzającym dobra podlegające wymianie międzynarodowej i oceniano, że powinny zostać obniżone o 20-30 proc. W przypadku kraju z własną walutą taka obniżka płac w relacji do płac głównych partnerów handlowych mogłaby się dokonać w krótkim czasie w wyniku osłabienia krajowej waluty. Wobec braku własnej waluty zagrożone kraje strefy euro starają się poprawić konkurencyjność przez zacieśnienie fiskalne.
Ma ono doprowadzić do nominalnego spadku płac, świadczeń i - w efekcie - cen. Politykę taką określa się terminem "wewnętrzna dewaluacja", choć w rzeczywistości jest po prostu polityka deflacyjna realizowaną narzędziami fiskalnymi. W porównaniu z dewaluacją waluty deflacja jest z natury swojej instrumentem znacznie mniej skutecznym i bardziej kosztownym ekonomicznie i społecznie. Polityka deflacyjna przez redukcję płac w sektorze publicznym, ograniczenie transferów socjalnych i wyższe podatki musi najpierw spowodować spadek popytu, produkcji i zatrudnienia, po to by rosnące bezrobocie mogło skłaniać pracowników w sektorze prywatnym do akceptowania obniżek płac. Usunięcie poważnej luki w konkurencyjności kraju bez zmiany kursu walutowego wymaga długotrwałego prowadzenia polityki deflacyjnej i akceptowania bardzo wysokiego bezrobocia. Takie próby w państwach demokratycznych kończą się zwykle niepowodzeniem, bo rządowi brakuje konsekwencji bądź jest odsuwany od władzy w wyniku wyborów lub wybuchu niepokojów społecznych.
Braku krajowej waluty nie zrekompensuje większa centralizacja na poziomie strefy euro
Braku własnej krajowej waluty nie zrekompensuje żadna forma pogłębionej integracji na poziomie strefy euro - ani unia bankowa, ani unia fiskalna ani unia polityczna. Doświadczenia Włoch i Niemiec pokazują dobitnie, że usiłowania poprawienia konkurencyjności zacofanych regionów w ramach jednego obszaru walutowego przez politykę pomocy strukturalnej i transfery budżetowe są bardzo kosztowne i nieskuteczne. Do Południowych Włoch trafia corocznie pomoc finansowa wysokości 16 proc. PKB tego obszaru. Niemcy Wschodnie w ciągu ostatnich 20 lat otrzymywały pomoc w wysokości wynoszącej średnio rocznie ponad 25 proc. PKB tego regionu. Mimo tak monstrualnej pomocy, bezrobocie w Południowych Włoszech i Wschodnich Niemczech jest od lat dwukrotnie wyższe niż w pozostałych częściach tych krajów.
Problemy z konkurencyjnością w przyszłości będą się pojawiać
Złudne jest również przekonanie, że dzięki paktowi fiskalnemu, w przyszłości nie powtórzą przypadki poważnego pogorszenia konkurencyjności przez kraje członkowskie strefy euro. Utrata konkurencyjności nastąpić może nie tylko z powodu rozwiązłej polityki fiskalnej. Przykładem jest Hiszpania, która - w przeciwieństwie do Niemiec i Francji - do chwili wybuchu światowego kryzysu przestrzegała kryteriów fiskalnych Maastricht. Utrata konkurencyjności w tym kraju nastąpiła w wyniku ekspansji zadłużenia prywatnego napędzającego boom budowlany i wzrost płac. W przyszłości problemy z konkurencyjnością mogą się pojawiać w poszczególnych krajach z różnych przyczyn, takich jak: nadmierna ekspansja kredytu sektora prywatnego, napływu kapitał zagranicznego (w tym transferów unijnych) finansujący inwestycje w sektorach nie-eksportowych, szybsza poprawy konkurencyjności partnerów handlowych, zmiany technologiczne lub demograficzne, szybki wzrost dochodów z wydobycia surowców naturalnych.
Euro a gaz łupkowy
Jeżeli ziszczą się polskie nadzieje na wydobycie gazu łupkowego, to dochody z wydobycia gazu i wywołany tym wzrost płac w gospodarce spowodują osłabienie konkurencyjności i regres w wielu w innych branżach gospodarki. Jest to zjawisko nazywane "chorobą holenderską", gdyż po raz pierwszy opisano je w odniesieniu do sytuacji Holandii po odkryciu złóż gazu ziemnego w latach 1960-tych. Jeśli Polska będzie miała własną walutę, to z chorobą holenderską będzie można sobie łatwiej poradzić. Po pierwsze w okresie wysokich dochodów z wydobycia gazu, NBP będzie mógł poprzez akumulowanie rezerw walutowych spowalniać nieco tempo aprecjacji złotego. Po drugie, gdy dochody z gazu łupkowego zaczną maleć i pojawi się luka w bilansie płatniczym, nastąpi naturalne osłabienie złotego, co poprawi automatycznie konkurencyjność pozostałych branż gospodarki i bilans handlowy. Jeżeli Polska będzie w strefie euro, to w momencie, gdy dochody z wydobycia gazu przestaną rosną lub zaczną się obniżać, sytuacja stać się może dramatyczna. Bez własnej waluty, poprawa konkurencyjności będzie bardzo trudna. W efekcie po łupkowym eldorado, kraj może zostać na długie lata dotknięty stagnacją gospodarczą i wysokim bezrobociem.
Przypadek gazu łupkowego, to tylko przykład wskazujący niebezpieczeństwa związane z wejściem do strefy euro. Pogorszenie konkurencyjności kraju może nastąpić z różnych przyczyn, które nie zawsze można na czas przewidzieć i którym może być trudno zapobiec. Dlatego rezygnacja z mechanizmu dostosowawczego jakim dysponujemy dzięki własnej walucie, byłaby katastrofalnym błędem.
Korzyści polityczne z przynależności do strefy Euro mogą okazać się iluzoryczne
W ostatnich tygodniach pojawiły się głosy, że powinniśmy w ciągu najbliższych kilku miesięcy zadeklarować przyszłe wejście do strefy euro, po to by znaleźć się w centrum decyzyjnym, a nie na peryferiach Europy. Uważam, że zwolennicy tego poglądu nie doceniają potencjalnych kosztów ekonomiczne rezygnacji z własnej waluty, które moim zdaniem są większe niż oczekiwane korzyści polityczne. Ponadto uważam, że oczekiwane korzyści polityczne mogą się w ogóle nie zmaterializować. Możliwości wpływu na nasz los w UE mogą się w ramach strefy euro okazać znacznie mniejsze niż dzisiaj. Możliwości te zależą bowiem od swobody decyzji. Dzisiaj, dzięki temu, że mamy własną walutę, własny bank centralny i radzimy sobie relatywnie dobrze, mamy swobodę wyrażania poglądów, możemy na poziomie UE sprzeciwiać się niekorzystnym dla nas rozwiązaniom, a w ostateczności skorzystać z veta. W ramach strefy euro swoboda poszczególnych członków jest znacznie mniejsza, gdyż są powiązani wspólną walutą i wspólnym losem. Komisarz UE Janusz Lewandowski - skądinąd zwolennik szybkiej deklaracji wejścia Polski do strefy euro - powiedział "Wspólnota połączona wspólną walutą jest bardzo zimna. Decydują ci, którzy w razie czego są w stanie dorzucić pieniądze" (wideo rozmowa z Ryszardem Petru w Biznes.pl, 4 grudnia 2012).
Dlatego budowanie w umysłach Polaków wyobrażenia, że wejście do strefy euro, to uzyskania stałego miejsca przy stole obrad, gdzie podejmowane są najważniejsze decyzje dotyczące Europy jest złudne. Moim zdanie bardziej właściwy jest inny obraz. Członków strefy euro trzeba sobie wyobrazić jako grupę ludzi, którzy powiązani liną udali w góry na trasę, która okazała się znacznie trudniejsza niż sądzili, lecz z której trudno się wycofać. Część osób słabnie, silniejsi musza nieść ich bagaż i ich podpierać. Pozostali członkowie UE tacy jak Polska, to turyści idący na ten sam szczyt trasą o mniejszym poziomie trudności, gdzie nie trzeba wiązać się z nikim liną i można tempo marszu dostosować do własnych sił. Dzisiaj idąc łatwiejszą trasą przyglądamy się zmaganiom grupy powiązanej liną i tylko komentujemy jej działania. Jeśli zdecydujemy się w pewnym momencie dołączyć do grupy powiązanej liną, nasza swoboda decyzji zdecydowanie się zmniejszy. W ramach grupy powiązanej liną nie ma miejsca na zdania odrębne i realizacje przez poszczególnych wspinaczy strategii indywidualnych. Decyzje trzeba podejmować szybko i wszyscy muszą się im podporządkować, a decydują najmocniejsi od których potencjału i siły zależy ostatecznie los całej grupy.
Jeszcze w 2009 roku krajami do których eksportowaliśmy najwięcej były kolejno: Niemcy, Francja i Włochy, a więc kraje strefy euro. Lecz w roku 2011, na drugiej i trzeciej pozycji za Niemcami znajdowała Wielka Brytania i Czechy, a więc kraje spoza strefy euro. Wielka Brytania jest przy tym krajem z którym mamy zdecydowanie najwyższe ze wszystkich krajów na świecie dodatnie saldo handlowe wynoszące 5 mld euro. W Wielkiej Brytanii żyje blisko milion Polaków z emigracji ostatnich lat, a ponadto Wielka Brytania jest naturalnym sojusznikiem Polski w staraniach o zachowanie możliwości eksploatacji gazu łupkowego. Jeśli Brytyjczyków zabraknie w Unii Europejskiej, to zwiększy się znacznie prawdopodobieństwo wprowadzenia w UE zakazu stosowania jedynej znanej dotychczas metody eksploatacji gazu jaką jest szczelinowanie.
Trzeba zaprzestać powtarzania mantry, że "musimy być w centrum, aby nie pozostać na peryferiach". Nie powinniśmy wstępować do strefy euro, gdzie nasze interesy ekonomiczne będą zagrożone, a swoboda decyzji ulegnie silnemu ograniczeniu.
Zamiast fiksować się na myśleniu, że musimy uzyskać stałe miejsce przy stole z Niemcami i Francją, powinniśmy więcej myśleć o wspólnocie interesów z krajami, które pozostają poza strefą euro i nie spieszą się aby do niej wstąpić, takimi jak: Wielka Brytania, Czechy, Szwecja, Dania i Węgry. Powinniśmy przeciwdziałać w miarę swoich możliwości rozwiązaniom, które dzielą Europę, rozwiązaniom, które będą zachęcać lub zmuszać Wielką Brytanie do opuszczenia UE.
Wykorzystano wypowiedzi zawarte w następujących tekstach:
Stefan Kawalec, Ernest Pytlarczyk, "Controlled Dismantlement of the Eurozone: A Strategy to Save the European Union and the Single European Market", German Economic Review, 14 (1), February 2013.
Stefan Kawalec, “Nie wpadnijmy w pułapkę euro", Forbes 2/2013.
"Euro zagrozi łupkom", rozmowa Agnieszki Kamińskiej ze Stefanem Kawalcem, Rzeczpospolita, 10.01.2013.
....
Bardzo trafne argumenty ! Jestem zbudowany ! Widzicie ze to co wam wciskaja media to totalne klamstwo . Jest akurat odwrotnie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|