Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 14:52, 22 Gru 2007 Temat postu: Mamy panstwo Indian! |
|
|
Indianie oglosili niepodleglosc!
Wreszcie!
Oto slynny pomnik wielkiego wodza Szalonego Konia:
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:29, 11 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Mają dość rządu. Poproszą ONZ o pomoc
Kanadyjscy Indianie mają dość rządu w Ottawie. Wodzowie przegłosowali w minionym tygodniu wniosek, na podstawie którego chcą zwrócić się do ONZ o wydelegowanie specjalnego wysłannika do Kanady, aby przyjrzał się im problemom.
W rezolucji, przyjętej jednogłośnie przez Zgromadzenie Pierwszych Narodów (Indian, Inuitów i Metysów), wodzowie proszą ONZ o wyznaczenie specjalnego sprawozdawcy, który osądzi, czy rząd federalny w Ottawie wywiązuje się ze zobowiązań wobec tych mniejszości etnicznych, nałożonych na władze przez kanadyjskie prawo i traktaty międzynarodowe. Choć Kanada jest bogatym krajem, wiele spośród ok. 600 społeczności Pierwszych Narodów żyjących w rezerwatach, boryka się z problemami mimo rządowej pomocy finansowej dla Indian.
Obecny bezprecedensowy krok to skutek kryzysu mieszkaniowego w Attawapiskat w prowincji Ontario na północy kraju. Od kilku dni w mediach dominują doniesienia o fatalnych warunkach, w jakich żyją mieszkańcy. Pomocy plemieniu w Attawapiskat, które od miesiąca prosi rząd o uznanie, że zaistniał stan wyjątkowy, udzielił już Czerwony Krzyż.
Problem nie jest nowy i od kilkudziesięciu lat regularnie powraca. Kłopoty dotyczą nie tylko domów, ale także np. złej jakości wody pitnej czy braku elektryczności. Tym razem sytuacja się zaogniła, bo rząd Stephena Harpera postanowił odebrać lokalnym przywódcom kontrolę nad finansami społeczności w Attawapiskat i przekazać ją niezależnemu audytorowi. Rząd chce ponadto zmusić już i tak zadłużonych mieszkańców Attawapiskat, by pokryli wynoszące 180 tys. dolarów wynagrodzenie specjalisty z otrzymywanego od rządu federalnego budżetu plemiennego. W poniedziałek Indianie wyprosili audytora z rezerwatu.
Status Indian mieszkających w kanadyjskich rezerwatach oraz ich finansowanie reguluje specjalna ustawa, tzw. Indian Act z XIX wieku, która była już wielokrotnie zmieniana. Główny wódz Indian kanadyjskich Shawn Atleo mówi wprost, że należy przeprowadzić "reset" w stosunkach na linii Indianie–rząd federalny. Zdaniem Atleo, Indian Act to "relikt dziewiętnastego wieku", który hamuje rozwój Indian. "Musimy przeprowadzić dekolonizację naszego myślenia" – powiedział.
Komentatorzy zwracają uwagę, że Indianie chcą większej niezależności od rządu i faktycznej politycznej kontroli nad własnymi sprawami. 24 stycznia 2012 roku dojdzie do kluczowego, oficjalnego spotkania indiańskich wodzów z kanadyjskim premierem.
Indianie - którzy otrzymują dofinansowanie z budżetu pod warunkiem pozostania w rezerwatach - pokazują, że nie są całkowicie zależni od dotacji. Widać to chociażby w sytuacjach, gdy od zgody plemion indiańskich zależą inwestycje firm na terenach, gdzie są atrakcyjne złoża mineralne, czy tam, gdzie koncerny paliwowe chcą prowadzić rurociągi.
W komentarzach coraz częściej pojawia się pytanie, dlaczego rząd kanadyjski wspomaga kraje takie jak Haiti, zamiast najpierw rozwiązać problemy własnych obywateli. To Indianom zabrano ziemie, zamknięto ich w rezerwatach, próbowano na siłę integrować ze społeczeństwem białych Kanadyjczyków, to im wreszcie odbierano dzieci, wysyłając je przymusowo do przykościelnych szkół; stąd wiele dzisiejszych problemów, takich jak przemoc czy alkoholizm - wskazują media.
Obecnie w rezerwatach mieszka już tylko połowa z liczącej 1,2 mln osób grupy Pierwszych Narodów - wynika z raportu opublikowanego w 2010 roku przez ośrodek badania opinii publicznej Environics Institute. Choć Indianin to dla wielu Kanadyjczyków wciąż synonim człowieka z problemem alkoholowym, rośnie liczba osób, które chętnie przyznają się do swoich indiańskich czy inuickich korzeni. W spisie powszechnym z 2001 roku na takie pochodzenie wskazało ponad 976 tysięcy osób, a to oznacza, że liczba "pierwotnych mieszkańców" wzrosła do dziś o prawie jedną czwartą.
>>>>
Maj duzy przyrost ! To cieszy ! Tak jest ! Trzeab by pomyslec o Autonomii Indiańskiej ! W koncu to rodowita ludnosc ! TO ICH ZIEMIA !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:17, 15 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
James Dao / New York Times
Indianie bez rodowodu
Indiańskie plemiona z Kalifornii wyrzucają ze swych szeregów tysiące współbratymców.
Sześciostronicowy list, który w zeszłym miesiącu otrzymała Nancy Dondero i około 50 jej krewnych, był suto okraszony prawnymi cytatami i przypisami. Jednak wymowa pisma była brutalnie prosta. "Decyzją większości Rady Plemiennej zostaje Pani wykluczona". Tym samym członkostwo w plemieniu Indian Chukchansi, z którym 58-letnia Dondero była związana całe życie, zostało oficjalnie zakończone. - To koniec, nie mamy już plemienia – mówi Dondero.
Dondero i jej klan dołączyli do tysięcy kalifornijskich Indian, którzy zostali w ostatnich latach wyrzuceni ze swoich plemion za to, że nie mają właściwego rodowodu.
Od setek lat amerykańskie plemiona indiańskie eliminowały ze swoich szeregów członków, którzy dopuścili się poważnych przewinień. Ale dopiero przez kilka ostatnich lat zaczęły rutynowo pozbywać się "nieautentycznych" Indian. Prym w tej praktyce wiedzie Kalifornia. Kilkadziesiąt żyjących tam plemion było dziesiątkowanych, rozpraszanych, a potem tworzonych na nowo, często z Indian o różnym pochodzeniu.
Nierzadko impulsem do wykluczeń są polityczne sprzeczki bądź rywalizacja pomiędzy klanami, ale czynnikiem o decydującym znaczeniu są kasyna. W stanie jest przeszło 60 indiańskich kasyn, które zainkasowały w zeszłym roku niemal 7 miliardów dolarów dochodu (najwięcej ze wszystkich stanów).
Utrata członkostwa w plemieniu może być więc ogromnym finansowym ciosem. Niektóre niewielkie, ale prowadzące kasyna plemiona z przychodów z hazardu wypłacają swoim członkom miesięcznie od 15 tys. dolarów wzwyż. Wiele zapewnia dodatki mieszkaniowe i stypendia. Dzieci wykluczone z plemienia mogą stracić dostęp do plemiennych szkół.
Pieniądze i ogromna władza, jaką zyskały plemiona, które przez dziesiątki lat żyły w skrajnej nędzy, skusiły liczne plemienne samorządy do przejęcia ściślejszej kontroli nad swoimi hazardowymi przedsiębiorstwami i skrócenia list członków.
- Czasem chodzi o polityczną wendettę lub rodzinne waśnie, które wymknęły się spod kontroli. Jednak w Kalifornii najczęściej o wykluczeniu decydują zyski z hazardu – mówi David Wilkins, Indianin Lumbee i profesor z wydziału Studiów Indian Amerykańskich na University of Minnesota, który bada problem na terenie całego kraju.
W ciągu ostatniej dekady dwadzieścia parę kalifornijskich plemion pozbyło się co najmniej 2500 członków. Niemal we wszystkich przypadkach plemienne samorządy (działające na podstawie władzy nadanej im przez rząd federalny) stwierdziły, że wykluczeni Indianie nie mieli odpowiedniego rodowodu. Według spisu powszechnego z 2010 roku w Kalifornii żyje przeszło 362 tysiące Indian.
Samorządy zgodnym chórem zaprzeczają, że motywacją ich działania jest chciwość czy żądza władzy. Twierdzą, że po prostu egzekwują zasady członkostwa ustalone w ich konstytucjach. W tym też celu usuwają ludzi, którzy mając niewielki związek z ich plemieniem dołączyli do niego ze względu na dodatkowe świadczenia, stypendia czy miesięczne wypłaty z zysków kasyna.
- Są tacy, którzy domagają się przynależności do plemienia, ale nikt nie wie, skąd się wzięli – wyjaśnia Reggie Lewis, przewodniczący Rady Plemiennej Chukchansi. - Przysięgaliśmy dbać o przestrzeganie konstytucji i to właśnie usiłujemy robić.
Plemię Indian Chukchansi w ciągu pięciu lat wykluczyło przeszło 400 członków, a wielu kolejnych wkrótce podzieli ich los. Niektórzy szacują, że plemię liczy teraz mniej niż tysiąc członków.
Czasem Indianie, którzy stracili miejsce w plemieniu, są też zmuszeni do opuszczenia plemiennej ziemi. Jednak w Kalifornii wielu Indian nie mieszka w małych rezerwatach, zwanych też rancheriami.
Plemię Chukchansi, którego kasyno z 2000 tysiącami automatów do gier mieści się na pogórzu Sierra Nevada niedaleko Parku Narodowego Yosemite, wypłaca każdemu członkowi miesięczne uposażenie wynoszące nieco poniżej 300 dolarów. Jednak płaci też za świadczenia, jedzenie i naukę. Nikah Dondero, 32-letnia córka Nancy, musiała zrezygnować z pisania pracy magisterskiej, bo wraz z członkostwem straciła stypendium.
- To tak jakbyśmy z dziećmi nagle stali się biali – mówi Dondero, mama dwójki dzieci.
Krytycy wykluczeń twierdzą, że są one dotkliwe nie tylko z finansowego, ale i z psychologicznego punktu widzenia. - Ludzie tracą swoje kulturowe dziedzictwo i tradycję. Muszą błagać o wpuszczenie na ich własną ziemię – mówi Laura Wass, szefowa Amerykańskiego Ruchu Indian.
Walki związane z wykluczaniem doprowadziły do powstania całej rzeszy badaczy rodowodów. Wiele plemiennych samorządów zatrudnia teraz prawników, którzy przeczesują rządowe archiwa w poszukiwaniu dowodów na przynależność plemienną. W całym kraju pojawiły się firmy badające indiańskie DNA. Rada Chukchansi najęła dawnego urzędnika Biura Spraw Indian obeznanego w aktach federalnych, aby przeanalizował genealogię każdego z członków plemienia.
Wielopokoleniowa rodzina Nancy Dondero została wykluczona przez jednego przodka: pradziadka Jacka Roana, który zmarł w 1942 roku w wieku 76 lat. Komisja plemienna stwierdziła na podstawie orzeczenia woli i pisemnych deklaracji Roana, że nie był on Indianinem Chukchansi, lecz przynależał do innego plemienia. Na rozprawie, która odbyła się we wrześniu, potomkom Roana pozwolono przedstawić swoje dowody, wśród których znalazły się wyciągi ze spisu powszechnego i rejestru własności ziemi. Zostały one jednak odrzucone jako zawierające błędne informacje od białych ludzi. Roana i jego potomków wykluczono.
Paradoksalnie twarz Roana symbolicznie reprezentuje Indian Chukchansi dzięki zdjęciu zrobionemu przez Edwarda S. Curtisa. Ten słynny dokumentalista amerykańskiego Zachodu sfotografował Roana w latach 20. właśnie jako Indianina Chukchansi.
Jedna z córek Roana, Ruby Cordero, również uważana jest za kulturowy filar plemienia, ponieważ jest ekspertką w wyplataniu koszyków i należy do ostatnich rodzimych użytkowników języka Chukchansi. Jednak także i ją – w wieku 87 lat – wykluczono z plemienia. - Urodziła się i wychowała na tej ziemi – opowiada Nancy Dondero, wnuczka siostry Ruby.
Od wykluczeń nie ma odwołania. Jednak na początku listopada u Indian Chukchansi odbyły się wybory plemienne, które mogą wyłonić nowych członków rady (głosy nadal są liczone). Gdyby tak się stało, nowa rada mogłaby w poczet członków ponownie wciągnąć potomków Roana. Sprawa jest jednak mocno niepewna.
Niektórzy twierdzą, że najwyższy już czas, aby Kongres upoważnił sądy federalne lub Biuro Spraw Indian do rozstrzygania w sprawach Indian, którzy uważają, że zostali niesłusznie wykluczeni. Tony Cohen, prawnik z Północnej Kalifornii, który od trzydziestu lat reprezentuje Indian i plemiennych urzędników, mówi że Kongres mógłby wprowadzić przepisy pozwalające Indianom pozywać samorządy plemienne przed sąd federalny. Jednak takie przepisy jak dotąd się nie pojawiły, a Kongres nie wykazuje chęci ingerowania w sprawę plemiennego członkostwa.
- Nie podoba mi się myśl o tym, że Kongres miałby ingerować w suwerenność Indian, ale też nie podoba mi się, że samorządom plemiennym pozwala się wprowadzać dyktaturę.
Biuro Spraw Indian cytuje decyzję Sądu Najwyższego z 1978 roku napisaną przez sędziego Thurgooda Marshalla, która stwierdza, że samorządy plemienne mają wyłączne prawo rozstrzygania o członkostwie, chyba że konstytucja plemienia dopuszcza ingerencję rządu. Jednak takie zapisy są rzadkością. - Plemię od zawsze było władne usuwać ludzi ze swoich szeregów – tłumaczy Kevin Bearquiver, zastępca dyrektora Biura. - Tolerancja to specjalność europejska, sprowadzona do tego kraju. My nigdy nie byliśmy tolerancyjni – zamiast tego odwracaliśmy się do ludzi plecami.
????
Szok ? Co to za rasizm ? Indianie nigdy tak nie postepowali . Nalezy wyrzucic tych co wyrzucaja ! Jak ktos zostaje przyjety do plemienia TO NA ZAWSZE !
Koszmar ! Prawdziwych Indian juz nawet nie ma !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:30, 22 Gru 2011 Temat postu: |
|
|
Brazylia: płatni zabójcy mordowali Indian Guarani Kaiowa
Komisja parlamentu Brazylii opublikowała dzisiaj raport na temat "etnicznego ludobójstwa" Indian Guarani Kaiowa w stanie Mato Grosso do Sul, w południowo-zachodniej części kraju.
"Les pistoleros", czyli płatni zabójcy wynajmowani przez wielkich posiadaczy ziemskich, popełniają "mordy etniczne" na Indianach Guarani Kaiowa - głosi raport komisji ds. praw człowieka i ludów indiańskich. Członkowie komisji odwiedzili wioski, w których dochodzi do szczególnie licznych mordów. Mieszkający tam Indianie chcą odzyskać zabrane im ziemie - pisze AFP. "Wielcy posiadacze rozwiązują na swój sposób problem własności ziemi, uciekając się do morderstw i masakr" - twierdzą autorzy raportu.
"150 Indian Kaiowa zostało zabitych w ciągu pięciu lat, a państwo pozostało bierne" - powiedziała przywódczyni Indian podczas prezentacji raportu.
Komisja przypomniała, że konflikt pomiędzy rdzenną ludnością a właścicielami ziemskimi sięga lat 70., gdy zamieszkali w stanie Mato Grosso do Sul Guarani Kaiowa stracili swoje terytoria i zostali wydaleni do rezerwatów, gdzie pozbawieni byli elementarnych warunków do życia.
Indianie chcą teraz odzyskać swoje ziemie, co prowadzi do "krwawych konfliktów z właścicielami ziemskimi" - wyjaśnia AFP cytując raport.
>>>>
Tak wygladaly ,,dzieje'' Indian po kolonizacji . Przy czym Latynosi to jeszcze ,,mniejsze zło'' bo Indianie ocaleli ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:47, 29 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Kanada: Indianie domagają się zmian w prawie
Kanadyjscy Indianie domagają się pilnych zmian w prawie, gdyż uważają, że nie są traktowani jak pełnoprawni partnerzy. Sprawie tej poświęcono specjalny szczyt, na którym wodzowie rdzennych ludów, nazywanych Pierwszymi Narodami, spotkali się z premierem Kanady.
Sprawy relacji państwa z Indianami są w Kanadzie regulowane przez ustawę sprzed około 140 lat o nazwie Indian Act. Podlegali jej Indianie wpisani do specjalnego rejestru i mający tym samym oficjalny status Indianina. To właśnie ta ustawa umożliwiała przymusowe zabieranie dzieci indiańskich do prowadzonych aż do 1996 roku przez różne Kościoły szkół, gdzie były przypadki wynaradawiania, przemocy i molestowania seksualnie. Dopiero cztery lata temu premier Kanady Stephen Harper oficjalnie przeprosił Indian za takie traktowanie; ofiarom wypłacane są odszkodowania. Ustawa Indian Act zakazywała tradycyjnych ceremonii i aż do 1960 roku uniemożliwiała Indianom głosowanie w wyborach federalnych, jeśli nie zrezygnowali oni ze swojego statusu. Wiele praw Indian do własnych terytoriów było po prostu ignorowanych. W niedawnym reportażu telewizja CBC informowała, że np. dopiero przed zimowymi igrzyskami olimpijskimi w Vancouver w 2010 roku miejscowy zakład energetyczny po raz pierwszy negocjował z Indianami przeprowadzenie linii dostarczającej prąd.
Od kilkunastu tygodni, po ujawnieniu sytuacji w Attawapiskat na północy prowincji Ontario, gdzie Indianie mieszkają w warunkach zagrażających zdrowiu, organizacja Indian pod nazwą Zgromadzenie Pierwszych Narodów (AFN), domagała się rozmów z rządem. Chciała dyskutować o rozwiązaniu problemów społeczności indiańskich i zakończeniu ery kolonialnego - jej zdaniem - traktowania. Do tego spotkania doszło w miniony wtorek.
Indianie i rząd, choć zgadzają się, że coś trzeba zrobić, by m.in. poprawić jakość szkolnictwa w rezerwatach i zwiększyć możliwości rozwoju ekonomicznego, to wciąż mówią różnymi językami - podsumowywały kanadyjskie media.
Na przykład, Indianie domagają się korzystniejszego udziału w dochodach z eksploatacji surowców naturalnych na ich terenach, czy większej samodzielności finansowej w sprawach dotacji otrzymywanych z budżetu. Chcą też rozwiązania sporów terytorialnych. Ze strony rządu jednak nie ma na razie deklaracji szybkich zmian w Indian Act.
Niemniej, jak zwracały uwagę kanadyjskie media, Indianie mają w rękach silne argumenty. Sprzeciwiają się na przykład poprowadzeniu przez ich tereny z Alberty do Kolumbii Brytyjskiej gazociągu i ropociągu projektowanych przez firmę Enbridge; zwracają uwagę na zagrożenia ochrony środowiska. Rząd w ostatnich dniach, choć niebezpośrednio, ale zagroził indiańskim oponentom rurociągów wprowadzeniem prawa upraszczającego rozpatrywanie trudnych ekologicznie projektów.
Wódz Shawn Atleo, który pełni obecnie funkcję szefa AFN i - co jest zauważane - prowadzi zręczną politykę stawiania konkretnych, ale nie agresywnych żądań, nie krytykuje ostro rządu. Natomiast niektórzy inni wodzowie otwarcie grożą, że jeśli rząd Harpera nie przeprowadzi głębokich zmian, to - jak relacjonował dziennik "National Post" - Kanadzie grozi indiańskie powstanie na miarę arabskiej wiosny.
Nie byłoby to zresztą pierwsze siłowe demonstrowanie obrony własnych interesów przez Indian we współczesnej historii Kanady. W 1990 roku tzw. kryzys w Oka (Quebec), doprowadził do starć między wojskiem a plemieniem Mohawków, broniącym swego cmentarza, którego teren miasto Oka przekształciło w pole golfowe.
Od tego czasu jednak zmienił się zarówno wizerunek Indian, bo coraz więcej Kanadyjczyków jest świadomych niechlubnej karty w historii własnego kraju, jak i metody informowania o wydarzeniach, dzięki pojawieniu się internetu. W dodatku, jak zwracają uwagę sami Indianie, jest ich coraz więcej. Na przykład, według prognoz Uniwersytetu Regina, w prowincji Saskatchewan udział Indian w ludności tej prowincji wzrośnie w 2045 roku z obecnych niecałych 20 proc. do 33 proc. W całej Kanadzie, gdzie mieszka obecnie 32,8 mln osób, pierwotna ludność (Indianie i Eskimosi) stanowi 2 proc. ogółu.
>>>>
Ale przrost ich jest duzy a bialych zaden . Indianie musza miec oplaty za tranzyt przez ich terytorium . Takie sa cywilizowane zasaady . To nie Rosja !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:41, 25 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Gethin Chamberlain / The Guardian
Najbardziej zagrożone plemię
Firmy zajmujące się wyrębem brazylijskich lasów deszczowych oskarżane są przez obrońców praw człowieka o wynajmowanie uzbrojonych bandytów do pozbycia się Indian Awá, plemienia liczącego obecnie zaledwie 355 osób. Organizacja Survival International, wspierana przez aktora Colina Firtha, prowadzi kampanię na rzecz powstrzymania działań, które jeden z sędziów nazwał już "ludobójstwem".
Ogromna ciężarówka załadowana ściętymi pniami drzew powoli jechała bitymi drogami przez amazońską puszczę. W porównaniu z olbrzymią maszyną jadący za nią samochód ze śledzącymi ją ludźmi wydawał się zabawką. Dziewięć potężnych pni przymocowanych do specjalnej przyczepy stanowiło niepodważalny dowód na postępujący proces wycinania największych na świecie lasów deszczowych, stanowiących schronienie dla ginącego plemienia Indian Awá. Jadący samochodem członkowie zespołu Funai – Fundaçao Nacional do Índio, czyli brazylijskiej Narodowej Fundacji na rzecz Indian – nie próbowali zatrzymać ciężarówki. Była na to o wiele za duża, a poza tym jadący nią ludzie niemal na pewno byli uzbrojeni. Jedyną bronią ludzi z Funai była kamera: przejazd ciężarówki został sfilmowany i dodany do bazy materiałów świadczących o zagrożeniu plemienia Awá, liczącego obecnie zaledwie 355 członków, z których ponad setka nigdy nie miała kontaktów ze światem zewnętrznym.
Podobne sceny można dziś oglądać niemal w całej Amazonii, gdzie władze usiłują przeciwstawiać się potędze nielegalnie działających firm drzewnych. Tym razem jednak nie chodzi tylko o ochronę przyrody, ale o sytuację, którą brazylijski sędzia José Carlos do Vale Madeira nazwał "prawdziwym ludobójstwem". Na tereny należące do Awá napływa coraz więcej ludzi. Powstają nielegalne budynki i rancza, na których hoduje się bydło. Wynajęci bandyci – nazywani tu "pistoleros" – polują na Indian, którzy stają na drodze ludziom przejmującym ich ziemię. Członkowie plemienia relacjonują, że ich rodziny znikają. Członkowie organizacji walczących o prawa człowieka alarmują, że Awá znajdują się na granicy wyginięcia i tylko podjęcie natychmiastowych, zdecydowanych działań przez władze Brazylii może ich jeszcze uratować.
W tym tygodniu organizacja Survival International rozpoczyna nowa kampanię mającą uświadomić światu tragedię Awá. Twarzą kampanii jest znany aktor, zdobywca Oscara, Colin Firth. W środę ukaże się spot reklamowy, w którym Firth zwraca się do rządu Brazylii o ratunek dla Indian. 51-letni aktor, który został uhonorowany nagrodą Amerykańskiej Akademii Filmowej za główną rolę w filmie "Jak zostać królem", zwraca się wprost do brazylijskiego ministra sprawiedliwości, aby wysłał na miejsce oddziały policji, które wyrzuciłyby z tych terenów drwali.
Awá to jedno z dwóch ostatnich koczowniczych plemion łowców-zbieraczy żyjących jeszcze w Amazonii. Według Survival International są oni obecnie najbardziej zagrożonym plemieniem na świecie – ich istnieniu zagrażają uzbrojeni bandyci, drwale i wrogo nastawieni osadnicy.
Poważne problemy Indian Awá zaczęły się w 1982 r., kiedy ruszył finansowany przez Europejską Wspólnotę Gospodarczą (EWG) i Bank Światowy program eksploatacji ogromnych złóż rud żelaza znalezionych w górach Carajás. EWG dała Brazylii 600 milionów dolarów na budowę linii kolejowej z kopalń na wybrzeże – w zamian Europa miała przez 15 lat otrzymywać trzecią część wydobywanej rudy, nie mniej niż 13,6 miliona ton rocznie. Linia kolejowa przecięła tereny, na których żyli Awá, a zaraz za budowniczymi kolei pojawili się osadnicy. Wkrótce ruszył także program budowy dróg, przez co tereny należące do Indian stanęły otworem przed przyjeżdżającymi tu ze wschodu drwalami.
Jak mówi Fiona Watson, dyrektorka pionu badawczego Survival International, to był początek katastrofy. Od tego czasu wycięto już jedną trzecią część lasów deszczowych porastających terytoria zamieszkane przez Awá w stanie Maranhao na północnym wschodzie Brazylii. Pojawienie się obcych sprawiło, że Indianie po raz pierwszy zetknęli się z wieloma chorobami, przeciwko którym nie mieli naturalnej odporności.
– Awá są dziś na granicy wyginięcia – komentuje Watson. – To mała grupka ludzi, przeciwko której występują ogromne siły. Drwale, osadnicy, hodowcy bydła… To prawdziwa inwazja. Życie tych Indian zależy od puszczy. "Jeśli nie będzie lasu, nie nakarmimy naszych dzieci i umrzemy", mówią.
Ale Awá stoją także w obliczu dużo bardziej bezpośredniego zagrożenia. Na początku tego roku prowadzone było dochodzenie w sprawie śmierci dziecka Awá. Śledczy znaleźli ślady traktorów należących do drwali, którzy zniszczyli indiański obóz. – Tu nie chodzi już tylko o niszczenie ziemi – podkreśla Fiona Watson. – Mamy do czynienia z aktami bezpośredniej przemocy. Rozmawiałam z Awá, którzy przeżyli masakry. Opowiadali mi, że ich rodziny zostały zastrzelone na ich oczach. Ich przeciwnicy to potężni i bogaci ludzie. Chcą przejąć ziemię, więc wynajmują uzbrojonych bandytów, pistoleros, którzy maja tę ziemię "oczyścić". Jeśli się ich nie powstrzyma, Awá wkrótce znikną. To ludobójstwo, które rozgrywa się na naszych oczach.
Kiedy ogląda się film nakręcony przez zespól z Funai, tym co uderza najbardziej – poza ogromnym rozmiarami przewożonych pni – jest faktyczny brak puszczy wzdłuż drogi, którą jeżdżą ciężarówki. A przecież jeszcze niedawno rosły tu bujne lasy deszczowe! Dziś zniknęły – została tylko trawa i krzaki z rozrzuconymi gdzieniegdzie niewielkimi kępami drzew.
Indianie Awá czują się tak związani z lasem i jego mieszkańcami, że kiedy w czasie swoich wypraw myśliwskich znajdują opuszczone młode zwierzę, zabierają je ze sobą i traktują niemal jak własne dziecko – zdarza się nawet, że kobiety karmią je piersią. Utrata lasu to dla nich powód do prawdziwej rozpaczy. – Ścinają drzewa i wszystko niszczą – mówi Pire’i Ma’a, jeden z członków plemienia. – Małpy, pekari, tapiry, wszystkie zwierzęta uciekają. Nie wiem, co będziemy jedli. Wszystko zostanie zniszczone, cały teren! A przecież ta ziemia należy do mnie, do nas. Oni mogą wyjechać do miasta, ale my, Indianie, mieszkamy w lesie. Oni wszystko zabiją. Tak, wszystko umiera. Będziemy głodować, nasze dzieci będą głodować, moja córka będzie głodować i ja też…
W czasie wcześniejszej rozmowy z przedstawicielami Survival International inny Awá, niejaki Karapiru, opisał jak zginęła cała jego rodzina. "Ukryłem się w lesie przed białymi ludźmi. Oni zabili moją matkę, moich braci i siostry, moją żonę. Ja także zostałem postrzelony, bardzo cierpiałem, bo nie miałem żadnych lekarstw. Rana była na plecach, nawet nie mogłem jej opatrzyć. To cud, że udało mi się uciec, musiał mi pomagać Tupa [duch]. Długo ukrywałem się w puszczy, byłem głodny, ścigali mnie hodowcy bydła. Uciekałem sam. Nie mam już rodziny, która mogłaby mi pomóc, nie mam z kim rozmawiać. Uciekałem coraz głębiej w las. Mam nadzieję, że kiedy moja córka dorośnie, będzie miała lepsze życie niż ja. Że wszystko będzie lepiej. Mam nadzieję, że nie spotka jej to, co spotkało mnie."
Kampania organizowana przez Survival International wpisuje się w szerszy kontekst podejmowanych na całym świecie starań o ratowanie ostatnich pierwotnych plemion. Na początku 2012 r. "Observer" opisywał jak na indyjskich Andamanach policja współpracowała z firmami turystycznymi w organizowaniu "ludzkich safari" – wypraw do siedlisk objętego programem ochronnym plemienia Jarawa. Na nakręconym w czasie jednej z takich wypraw filmie wideo widać półnagie kobiety i dziewczęta Jarawa tańczące dla turystów w zamian za jedzenie. Film wywołał oburzenie w Indiach i na świecie. Później okazało się, że podobne "safari" organizowano także w indyjskim stanie Orissa i w Peru, gdzie agencje turystyczne czerpały niemałe zyski z wycieczek do plemion żyjących w lasach Amazonii.
Inne plemiona Indian amazońskich zagrożone są z kolei przez handlarzy narkotyków. W ubiegłym roku członkowie plemienia, z którym do niedawna nie było żadnego kontaktu, zostali sfotografowani z powietrza w pobliżu granicy peruwiańsko-brazylijskiej, a kilka tygodni później zniknęli, najprawdopodobniej zabici przez gang przemycający przez ich ziemie narkotyki.
Poprosiliśmy o opinię przedstawicieli ambasady brazylijskiej w Londynie. Jej pracownicy odesłali nas do Sekretariatu do spraw Praw Człowieka działającego przy prezydencie Brazylii. Niestety, jego pracownicy nie odpowiedzieli na nasze pytania.
Ostatnio władze Brazylii podkreślają jednak, że coraz skuteczniej walczą z nielegalnym wyrębem lasów. Instituto Nacional de Pesquisas Espaciais (Narodowy Instytut Badań Kosmicznych) ocenia na podstawie zdjęć satelitarnych, że w latach 2010–11 na skutek wyrębu zniknęło 6238 kilometrów kwadratowych lasu – to zdecydowany spadek w stosunku do roku 2004, kiedy wyrąbano aż 27 700 kilometrów kwadratowych. Brazylia zamierza ograniczyć tempo wylesiania o 80 procent do 2020 r.
Spadek tempa wylesiania w porównaniu rok do roku wyniósł w 2011 roku 11 procent. Ministerstwo leśnictwa zamknęło 14 nielegalnych tartaków działających na obrzeżach terenów zamieszkiwanych przez Awá. Mimo to dwa stany odnotowały rekordowe tempo wylesiania, a nielegalny wyrąb lasów nadal pozbawia Indian Awá ich środowiska życia w tempie szybszym niż w przypadku jakiegokolwiek innego plemienia.
Organizacja Survival International wydała oświadczenie, w którym wzywa rząd Brazylii do wspierania Funai i zwiększenia wysiłków w celu powstrzymania nielegalnego wyrębu na terenach należących do Awá:
"Kluczową role odgrywa czas, a czasu jest coraz mniej. Jest jeszcze nadzieja na uratowanie plemienia Awá – ale to naprawdę ostatnia chwila. Uważamy, że jesteśmy moralnie odpowiedzialni za podjęcie niezbędnych działań, bo eksploatacja ziem Awá zaczęła się od projektu finansowanego przez Europę i Bank Światowy. To ten projekt stworzył infrastrukturę, która umożliwiła dalsze działania drwalom, osadnikom i ranczerom." Kampania Survival International rozpocznie się jeszcze w tym tygodniu. Jej przebieg będzie można śledzić na stronie survivalinternational.org
>>>>
Niestety tak to wyglada . Tak przez wieki wykanczali Indian i metody sa te same i dzis ...
Jeden z członków plemienia Awá, fot. Reuters
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:55, 19 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Kanadyjskie Pierwsze Narody wybrały wielkiego wodza
Kanadyjscy Indianie, Innuici i Metysi wybrali w środę głównego wodza organizacji pod nazwą Zgromadzenie Pierwszych Narodów (AFN). Dla obserwatorów to fascynujące połączenie dawnych obyczajów i nowoczesności.
W środowych wyborach w Toronto wodzowie Pierwszych Narodów wybierali wśród ośmiorga kandydatów - czterech kobiet i czterech mężczyzn. Ostatecznie, w trzeciej turze, zwyciężył wódz Shawn Atleo. Będzie on sprawował urząd głównego wodza już drugą kadencję, a więc przez kolejne trzy lata.
Obrady 512 wodzów to interesujące widowisko dla poszukujących obrazków z przeszłości - bębnów, indiańskich śpiewów czy pióropuszy. Jeśli ktoś oglądał ceremonię otwarcia igrzysk zimowych w Vancouver w 2010 r., to może również pamiętać indiańską część uroczystości i dzięki temu wyobrazić sobie, jak rozpoczynają się wybory wodza.
Z drugiej jednak strony myli się ten, kto sądzi, że kanadyjskie Pierwsze Narody tkwią w przeszłości. Od lat jednym z priorytetów jest dla nich edukacja - niedoinwestowane szkolnictwo w rezerwatach oraz wiążący się z tym problem narkomanii i alkoholizmu należą do najważniejszych zagadnień, jakimi zajmują się Pierwsze Narody. Drugi priorytet to korzystanie przez pierwotnych mieszkańców Kanady z należących do nich terenów. Chodzi przede wszystkim o pożytki z eksploatacji surowców naturalnych czy uświadomienie firmom energetycznym i kanadyjskim politykom, że np. budowanie rurociągów na terenach rezerwatów nie może odbywać się bez zgody mieszkańców. "Odrzucimy wszelkie próby rządu polegające na odmawianiu nam praw" - powiedział po swoim wyborze Atleo, cytowany przez telewizję APTN. Jest to stacja telewizyjna Pierwszych Narodów.
Przed wyborem nowego krajowego przywódcy w APTN zorganizowano debatę kandydatów. Na Twitterze toczyła się ostra polityczna dyskusja. Choć krajowa organizacja Pierwszych Narodów stara się występować ze wspólnymi i uzgodnionymi stanowiskami, to mają one swoje frakcje polityczne, a obecnie Zgromadzeniu grozi rozłam. Wobec Atleo wysunięto np. zarzuty, że zbyt ugodowo odnosi się do obecnego konserwatywnego rządu, podczas gdy powinien zajmować ostrzejsze stanowisko.
Polemiki między kandydatami to spory między dobrze wykształconymi wodzami. Shawn Atleo, który utrzymał stanowisko, kończył studia w Sydney w Australii. Jego główna konkurentka - Pamela Palmater - jest prawnikiem, profesorem na uniwersytecie Ryerson w Toronto. Wśród pozostałych konkurentów są adwokaci, absolwenci wydziałów nauk politycznych czy socjologii.
Środowe wybory nowego głównego wodza były interesujące z jeszcze jednego względu - po raz pierwszy w historii kandydowało tyle samo pań co panów. Choć wiele społeczności indiańskich jest matrylinearnych, to jednak problem niedoceniania roli kobiet, seksizmu czy przemocy domowej jest obecny także w Pierwszych Narodach. Wśród 512 wodzów Zgromadzenia większość to mężczyźni. Tak jak we wszystkim modernizujących się społeczeństwach kwestia znaczenia kobiet jest, jak komentowały kanadyjskie media, jedną z kluczowych dla dalszego rozwoju społeczności Pierwszych Narodów.
>>>>>
To bardzo cieszy . Trzeba odrodzic Indian w Ameryce . To prawowici gospodarze tej ziemi . Anglosasi zamiast zaniesc im Ewangelie zaniesli zaglade ... Anglosasi sa po Niemcach najwiekszymi zbrodniarzami swiata ... To smutne ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:27, 13 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Rdzenne ludy Ameryki świętowały swój dzień
Kraje latynoskie obchodziły święto rdzennych ludów kontynentu pod hasłami rewindykacji polityczno-społecznej oraz duchowej odnowy. W teorii prawo chroni interesy Indian, w praktyce doświadczają oni wciąż wielu form dyskryminacji we własnych krajach.
W rocznicę odkrycia Ameryki przez Krzysztofa Kolumba (12 października 1492 roku), kraje Ameryki Łacińskiej w różny sposób przypomniały o prawach ich pierwotnych mieszkańców.
Wenezuela świętowała Dzień Oporu Rdzennej Ludności, który zastąpił w 2002 r. Dzień Rasy. Decyzję o zmianie nazwy podjął prezydent Hugo Chavez z powodu "rasistowskich i dyskryminujących" skojarzeń łączących się z tym określeniem. Wenezuelscy Indianie wspominają więc w tym dniu walkę o wolność, cierpienia i przelew krwi, którego dopuścili się europejscy kolonizatorzy.
Indiańskie święto stało się dla Chaveza (który w ostatnią niedzielę wygrał kolejne wybory) okazją do zaprezentowania się jako "indiański" trybun oraz obrońca interesów najbiedniejszej części społeczeństwa. Wayuu Denni Gonzalez, przemawiający w imieniu wszystkich rdzennych ludów kraju, dziękował nawet Chavezowi, mówiąc: "Dziś nasze prawa są gwarantowane przez konstytucję - dzięki panu, panie prezydencie".
Jego słowa nie mówią jednak całej prawdy o sytuacji Indian w Wenezueli. W kraju jest 2888 indiańskich wspólnot przynależących do 44 ludów, z których znaczna większość zamieszkuje porośnięty dżunglą interior. Żyjący często w pierwotnych wspólnotach Indianie są stale narażeni na przemoc ze strony miejscowych i zagranicznych przedsiębiorców, eksploatujących bogactwa naturalne Amazonii.
W Boliwii dzień rdzennych ludów upływa pod znakiem indiańskiej duchowości. Obchody rozpoczęły się w piątek od odtańczenia rytualnego tańca Taki Onqoy. Celem rytuału jest oczyszczenie chorej duszy współczesnego społeczeństwa oraz przywrócenie równowagi między ludźmi a Matką Ziemią.
Przedstawiciele Indian z całego kraju zebrali się w stolicy Boliwii La Paz. W tym roku uroczystość miała szczególny charakter, bowiem rozpoczęła cykl rytuałów Zmiany Ery (Pachakuti), co ma nastąpić według kalendarza Majów 21 grudnia. W tym dniu na Wyspie Słońca na jeziorze Titicaca odbędzie się Światowe Spotkanie Przywódców Duchowych.
Znany ze swej "proindiańskiej" postawy i indiańskiego ubioru prezydent Boliwii Evo Morales pochodzi z ludu Ajmarów, który razem z Indianami Keczua stanowi ponad 60 proc. populacji kraju. Nie chroni go to jednak przed popadaniem w konflikt z rdzennymi mieszkańcami bogatych w złoża mineralne prowincji. Ci domagają się od władz większych udziałów w zyskach z wydobycia surowców.
Argentyna obchodzi w rocznicę odkrycia Ameryki Dzień Szacunku Różnorodności Kulturowej, którego celem jest upowszechnianie dialogu międzykulturowego, praw człowieka i rdzennych ludów.
W Kolumbii Indianie cierpią z powodu wojny domowej. W 2011 r. Krajowej Władzy Rdzennych Ludów Rządu Kolumbii (ONIC) udało się skłonić ONZ do rozpoczęcia kampanii w obronie 35 plemion zagrożonych zagładą, fizyczną i kulturową.
W Kolumbii istnieje 87 narodowości, 64 języki i około 300 indiańskich dialektów. W spisie ludności z 2005 r. ponad 1,38 mln osób (3,28 proc. populacji kraju) zdeklarowało przynależność do wspólnot indiańskich zamieszkujących 228 gminy i 710 rezerwatów (29,8 proc. powierzchni kraju).
Konstytucja z 1991 r. uznaje indiańskie rządy za oficjalne władze terytoriów zamieszkanych w większości przez Indian. Indiańskie rady "współpracują w utrzymywaniu porządku publicznego na swoim terytorium zgodnie z instrukcjami i poleceniami rządu Kolumbii".
Meksyk obchodził Międzynarodowy Dzień Ludów Rdzennych wcześniej, bo 9 sierpnia. Około 30 proc. mieszkańców stanowią tam rdzenne ludy posługujące się 63 językami indiańskimi (nie licząc dialektów), które posiadają status "języka narodowego" zagwarantowany przez Ogólną Ustawę o Prawach Językowych.
W wypowiedzi dla PAP Carlos Ramirez, wykładowca Uniwersytetu Iberoamerykańskiego powiedział, że sytuacja prawna Indian poprawiła się dzięki zapatystom (powstańcom ze stanu Chiapas, którzy wszczęli rewoltę w 1994 r.). "Wniesiono poprawki do konstytucji, której art. 2 daje rdzennym ludom m.in. prawo do dysponowania ziemią przodków czy organizowania niezależnych samorządów. Niestety, w praktyce ich los wciąż nie uległ znaczącej poprawie" - ocenia Ramirez.
W Ameryce Łacińskiej podziały społeczne, majątkowe i polityczne nadal przebiegają wzdłuż różnic rasowych. Rdzenni mieszkańcy, choć w teorii mają zagwarantowane prawa, muszą pokonywać wiele barier, jak analfabetyzm czy skrajne ubóstwo, które wykluczają ich z życia publicznego.
W kwestii rozwiązania "problemu indiańskiego" rywalizują dwa podejścia: "indiańskość", propagująca różnorodność kulturową i etniczną, broniąca prawa do samoidentyfikacji i tożsamości wspólnot indiańskich oraz indygenizm, kładący nacisk na asymilację Indian do nowoczesnych struktur narodowych.
>>>>
Takie oficjlane obchody zawsze maja wiele sztucznosci ale prablem jest realny . Oczywiscie zadnej ,,asymilacji'' . Indianie to Indianie i takimi maja byc ! Nawet jak pracuja w banku . Bo oczywiscie tozsamosc nie polega na siedzeniu w buszu w chacie ze slomy . Tylko na duchowych wartosciach !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:51, 30 Gru 2012 Temat postu: |
|
|
Protesty Indian przeciw zmniejszeniu liczby chronionych akwenów
Od kilku tygodni w Kanadzie trwają protesty Indian, organizowane przez ruch Idle No More, przeciw ustawie budżetowej wprowadzającej m.in. zmiany w prawie o ochronie rzek i jezior. Według Indian zmiany te drastycznie zmniejszają liczbę chronionych akwenów.
Autochtoni zarzucają też rządowi kanadyjskiemu, że niczego z nimi nie konsultował.
Najbardziej widoczną postacią ruchu Idle No More ("dość próżnego gadania", czy "dość pustych gestów") jest indiańska wódz Theresa Spence. Kobieta, która przewodzi społeczności z Attawapiskat na północy prowincji Ontario, prowadzi od 11 grudnia protest głodowy w tipi przed siedzibą parlamentu w Ottawie, chcąc doprowadzić do rozmów z premierem Stephenem Harperem. W miniony czwartek solidarnościowy strajk głodowy rozpoczęła także grupa Indian w Reginie w prowincji Saskatchewan.
Przedstawiciele indiańskich plemion stosują od kilku tygodni różne formy protestu. Próbowali już wejść na salę obrad Izby Gmin, ale zatrzymała ich straż parlamentarna, a od kilku dni blokują jedną z linii kolejowych, a także niektóre drogi i autostrady. W wielu kanadyjskich miastach odbyły się też demonstracje - protestowano na ulicach i w centrach handlowych.
Katalizatorem stała się ustawa budżetowa, która ma charakter tzw. omnibus bill, czyli zawiera również nowelizacje wielu ustaw. Jedna ze zmian dotyczy prawa o ochronie rzek i jezior. Indianie zwracają uwagę, że poprawka drastycznie zmniejsza liczbę chronionych akwenów z 2,5 mln do zaledwie 82.
Ruch Idle No More stworzyły w listopadzie cztery kobiety z Saskatchewan, krytyczne wobec kształtu budżetu. Ruch ma swoją stronę internetową oraz profil na Facebooku i Twitterze.
First Nations, czyli pierwotne narody Kanady, zawierały ponad 100 lat temu traktaty z Koroną Brytyjską. Przekazywały swoje ziemie w zamian za gwarancje rekompensat i stąd m.in. wypłaty rządowe dla Indian w rezerwatach. Jednak wielu praw Pierwsze Narody nie mogły wyegzekwować. Obecnie w związku z rozwijającą się eksploatacją bogactw naturalnych domagają się udziału w zyskach za korzystanie z ich ziemi. Podkreślają też konieczność odpowiedzialnej eksploatacji.
Początkowo na protest głodowy Theresy Spence politycy nie zwracali uwagi. Jednak w ostatnich dniach poparcie wyrazili dwaj kandydaci na stanowisko szefa partii liberalnej: popularny Justin Trudeau i jego konkurent Marc Garneau.
Coraz więcej jest wypowiedzi, także znanych dziennikarzy, że premier Harper powinien spotkać się z panią Spence. W ubiegłym tygodniu w jednym z największych dzienników "Globe and Mail" ukazał się komentarz krytykujący Harpera za ignorowanie First Nations.
Ruch Idle No More uzyskał oficjalne poparcie Zgromadzenia Pierwszych Narodów, największej organizacji kanadyjskich autochtonów, dotychczas spokojnie rozmawiającej z rządem. Idle No More popierają największe organizacje ekologiczne. Wsparcie dla ruchu przekroczyło nawet granice Kanady, a udzieliła go np. organizacja autochtonów Australii.
Opinie Kanadyjczyków w sprawie sytuacji Indian są podzielone. Wielu białych Kanadyjczyków uważa, że Indianie i tak dostają za dużo, choć przyznają, że bieda w rezerwatach, niski poziom szkolnictwa i opieki zdrowotnej są skandalem. Szczególnie wśród gorzej wykształconych Kanadyjczyków panuje stereotyp na temat alkoholizmu Indian. Z drugiej strony badania socjologów pokazują, że Indianie z coraz większą dumą przyznają się do swoich korzeni, wracają otwarcie do tradycji, wykorzystując je także do zwalczania problemu alkoholizmu, narkomanii i przestępczości, ale i stawiają na nowoczesną edukację.
W komentarzach zwraca się uwagę, że prowadzony głodowy protest może nie być najlepszym zaproszeniem do negocjacji. Z drugiej strony protesty są na razie pokojowe, a rząd z pewnością pamięta o kryzysie w Oka w 1990 roku, kiedy do Mohawków, protestujących przeciwko wykorzystaniu ich cmentarza pod budowę pola golfowego, strzelało wojsko.
....
Konflikty trwaja . To sa prawowici gospodarze tej ziemi .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:19, 24 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Sojusz kanadyjskich i amerykańskich Indian przeciw ropociągom
Kanadyjscy Indianie postanowili zawrzeć sojusz z Indianami ze Stanów Zjednoczonych, by przeciwdziałać budowie rurociągów naftowych z Kanady do USA. Zapowiadają blokady, demonstracje i działania w sądach.
Indianie z Kanady, na których terenach powstaje coraz więcej kopalni surowców naturalnych, od dawna domagają się większego wpływu na decyzje rządu federalnego w sprawie wydawania zgody na uruchamianie nowych projektów. Z jednej strony zwracają uwagę na rosnące problemy z ochroną środowiska i na zmiany klimatu, z drugiej - chcą mieć wymierne finansowe korzyści z eksploatacji złóż surowców.
W środę Indianie kanadyjscy zawarli porozumienie z Indianami w USA. Wspólnie zamierzają przeszkodzić budowie Keystone XL, uważanego przez rząd Kanady za strategiczny projekt prowadzący z roponośnych piasków Alberty do USA. Chcą też przeciwdziałać budowie ropociągu Northern Gateway do zachodnich wybrzeży Kanady. O wszystkim poinformowali w Ottawie.
Rząd Kanady chce z jednej strony sprzedawać ropę do krajów Azji, ale też chce dostarczać ją do USA, zapewniając kanadyjskim firmom zbyt. Administracja Baracka Obamy, nim ten ponownie został wybrany na prezydenta, zablokowała projekt Keystone XL. Problemem stał się przebieg rurociągu przez tereny wrażliwe środowiskowo. Obecnie jednak kolejne przeszkody formalne związane z budowa Keystone XL są likwidowane.
Indianie zapowiedzieli więc, że wykorzystując organizacyjne doświadczenia ruchu Idle No More, który w ostatnich miesiącach skutecznie połączył działania kanadyjskich plemion, zamierzają utrudnić realizację naftowych projektów. Uważają, że władze omijają postanowienia traktatów zawartych ponad sto lat temu przez brytyjską Koronę, której prawnym następcą jest rząd federalny Kanady.
Indianie podkreślają, że jeśli trzeba będzie blokować nawet przejazd maszyn i sprzętu, to zamierzają skutecznie to robić. Teraz kanadyjscy Indianie mają sojuszników po południowej stronie granicy.
Rząd federalny Kanady oficjalnie podkreśla, że nowe projekty infrastrukturalne są niezbędne. We wtorek wyznaczył prawnika do rozmów z Indianami, zapewniając przy tym, że pokojowe protesty są normalną częścią życia w demokratycznym państwie. Jak jednak mówił minister bogactw naturalnych Joe Oliver, "oczekujemy, że obywatele będą działać w granicach prawa", a minister ds. rdzennej ludności Bernard Valcourt wyraził nadzieję, że nie dojdzie do konfrontacji.
Indianie już w styczniu zapowiadali, że na konkretne przedsięwzięcia i protesty trzeba poczekać do końca zimy. Blokując jednak niektóre drogi i linie kolejowe pokazali, że potrafią być skuteczni.
Na początku roku część wodzów spotkała się z premierem Kanady Stephenem Harperem. Nie ustalono wiele, poza tym, że dojdzie do następnych spotkań. Jednak rzecznik prasowy premiera przekazał wówczas mediom, że "rząd nie ma żadnych planów zmian w przedstawionych projektach". Wówczas niektórzy wodzowie zapowiadali, że jeśli nie będzie zmian w polityce rządu, utrudnią inwestycje w sektorze surowcowym.
Styczniowe blokady zostały zorganizowane przez zwolenników Idle No More, ("dość próżnego gadania", czy "dość pustych gestów"), coraz lepiej zorganizowanego ruchu niezadowolonych Indian. Idle No More został zapoczątkowany w listopadzie 2012 roku przez cztery kobiety z Saskatchewan, krytykujące ustawę budżetową. Dotyczy ona bowiem nie tylko budżetu, lecz wprowadza zmiany w wielu innych ustawach, w tym bezpośrednio dotyczących Indian i, jak podkreślają, pogarsza ich sytuację.
Komentatorzy w Kanadzie twierdzą, że Idle No More ma dużo wspólnego z ruchem Occupy. Jest podobnie zdecentralizowany, posługuje się metodami komunikacji dostępnymi w internecie. O ile jednak hasła Occupy o wyrównaniu ekonomicznych szans spotkały się z poparciem Kanadyjczyków, o tyle postulaty Indian często nie są rozumiane, nawet jeśli dotyczą ochrony środowiska i zrównoważonego rozwoju. Funkcjonuje stereotyp Indianina - alkoholika, który mieszka w rezerwacie i dostaje od państwa pieniądze.
Według spisu powszechnego z 2006 roku, w liczącej wówczas ponad 31,6 mln ludności Kanadzie było prawie 1,2 mln osób deklarujących przynależność do tzw. pierwotnych narodów, z czego 60 proc. to Indianie.
....
Oczywiscie popieram prawa Indian . Ale popieran tez rurociagi . Zycie wspolczesne wymaga ropy a ta rur do transportu . Same bezludne przestrzenie sensu nie maja . Ziemia jest dla ludzi nie dla siebie . Tu akurat ekologia nie ma nic do rzeczy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:21, 07 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Brazylia: amazońscy Indianie zablokowali budowę wielkiej elektrowni wodnej
Około 200 amazońskich Indian i rybaków od pięciu dni blokuje w Brazylii budowę trzeciej co do wielkości w świecie elektrowni wodnej w Belo Monte na rzece Xingu, domagając się spotkania z przedstawicielami rządu.
- Chcemy, aby nas wysłuchano. Żądamy, aby zobaczył się z nami najbliższy reprezentant prezydent Dilmy Rouseff - oświadczył w poniedziałek cytowany przez AFP jeden z organizatorów protestu z Amazonii, wódz Valdemir Munduruku.
Do blokady przystąpili rdzenni mieszkańcy Amazonii. Indianie Munduruku, Xypaia, Kuruaya, Canela i Juruna mają bowiem prawo do "konsultacji przysługującej ludom rdzennym", nakazującym władzom skonsultowanie z nimi decyzji mającej wpływ na ich środowisko.
- Muszą z nami rozmawiać, lecz w tym wypadku wysłali na nas policję i żołnierzy sił narodowych. Nie dopuszczają adwokata, który nas broni - tłumaczył wódz Munduruku.
Nawet jeśli ich ziemie nie zostaną zalane, budowa zapory zagraża narzuceniem pobliskim społecznościom, trudniącym się głównie rybołówstwem, nowego trybu życia.
Rzecznik budującego elektrownię konsorcjum Norte Energia powiedział, że prace budowlane w Belo Monte, gdzie zostanie zainstalowana większość turbin, rzeczywiście zostały przerwane. Od pięciu dni około sześciu tysięcy robotników ma przymusową przerwę techniczną.
Pierwsze turbiny w Belo Monte mają zacząć pracę w 2015 roku. Po zakończeniu budowy w 2019 roku cała elektrownia wodna ma wytwarzać 11 233 MW energii. Towarzysząca jej zapora spiętrzy wody rzeki i utworzy zalew o powierzchni 502 km kwadratowych.
...
Kolejny spor .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 21:10, 31 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
ONZ wzywa Chile do rozwiązania sporu z Indianami Mapucze
Prawnik Organizacji Narodów Zjednoczonych wezwał władze Chile, aby przestały wykorzystywać prawo antyterrorystyczne przeciw Indianom Mapucze, którzy walczą o odzyskanie ziem przodków.
Przemoc w sporze rządu w Santiago de Chile z Mapuczami wybuchła w ubiegłym roku; doszło do serii podpaleń, w tym ataku, w którym zginęło starsze małżeństwo. Śmierć pary wstrząsnęła opinią publiczną w Chile i wzbudziła pytania dotyczące trudności władz prezydenta Sebastiano Pinery z zadośćuczynieniem indiańskim żądaniom oraz pogróżek, mówiących o wykorzystaniu środków z epoki dyktatury wojskowej.
Specjalny oenzetowski śledczy do spraw praw człowieka i zwalczania terroryzmu Ben Emmerson powiedział, że sytuacja w położonych na południu kraju regionach Araukania i Bio Bio jest niestabilna. Żyje tam około 1 mln Mapuczów. W sumie Indianie z tego plemienia stanowią około 9 proc. mieszkańców kraju.
Po dwóch tygodniach pobytu w Chile powiedział, że "może się ona przerodzić w większy konflikt regionalny, jeśli nie zostaną podjęte pilne działania przeciw przemocy".
Jak podkreślił, chilijskie władze dysponują wystarczającą gamą środków prawnych, aby ukarać za przestępstwa bez potrzeby uciekania się do legislacji antyterrorystycznej z czasów dyktatury gen. Augusto Pinocheta z lat 1973-1990.
- Prawo antyterrorystyczne było wykorzystywane w sposób dyskryminujący Mapuczów. Stosowano je niejasno i arbitralnie, co przeszło w jawną niesprawiedliwość, osłabiającą prawo do sprawiedliwego procesu - dodał Emmerson.
Radykalna frakcja Indian okupowała i paliła farmy oraz ciężarówki z drewnem żądając zwrotu ziem. W czasie jednej z akcji ekstremiści podpalili dom dwójki starszych ludzi, którzy zginęli w płomieniach. Jedyny oskarżony w tej sprawie jest Mapuczem.
Również policji zarzucano nadużywanie przemocy w czasie przeszukań w indiańskich domach, a także strzelanie gumowymi kulami w kobiety i dzieci.
Emmerson był w Chile na zaproszenie rządu w Santiago.
Mapucze opierali się hiszpańskiej kolonizacji przez około 300 lat. Dopiero w XIX wieku koloniści pokonali ich i zmusili do zamieszkania w Araukanii, na południe od rzeki Bio Bio, blisko 500 kilometrów na południe od stolicy kraju.
Większość Indian żyje w ubóstwie, pracując przy wyrębie drzew lub jako robotnicy najemni w gospodarstwach rolnych.
....
Zamieszkuja zwarcie swoje ziemie jest ich milion . Moga miec panstwo to nie bedzie problemow .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:25, 12 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Maski wrócą do Indian Hopi
Amerykańska organizacja charytatywna Fundacja Annenberga ogłosiła, że to ona wylicytowała wczoraj na aukcji w Paryżu 24 maski i inne artefakty plemion Hopi i Apaczów za ok. 0,5 mln USD. Fundacja zapowiedziała, że zwróci je pierwotnym właścicielom.
- To nie są trofea, które można zawiesić nad kominkiem (...). One nie należą do domów aukcyjnych ani prywatnych kolekcji - powiedział dyrektor fundacji, która ma siedzibę w Los Angeles Gregory Annenberg Weingarten.
Całą sprawę skomentował amerykański ambasador przy oenzetowskiej agencji ds. kultury David Killon, który wyraził zadowolenie z decyzji fundacji, nazywając jej działanie "aktem hojności". Jego zdaniem należy zweryfikować dotychczasowy porządek prawny dotyczący handlu przedmiotami, które mogą być określone jako dziedzictwo kulturowe.
"Ten tydzień pokazał, że potrzeba dialogu poprzedzającego takie publiczne aukcje wraz z zapewnieniem im większej ochrony prawnej" - napisano w oficjalnym oświadczeniu wydanym przez Amerykanów.
- Mamy nadzieję, że tego typu działania staną się przykładem dla innych i pokażą, że przedmioty o wyjątkowym znaczeniu kulturowym i religijnym będą odpowiednio ostrożnie traktowane przez osoby z szeroką wiedzą i odpowiedzialnością. One zwyczajnie nie mogą być wystawiane na sprzedaż - podkreślił jeden z przywódców Indian Hopi Sam Tenakhongva.
Paryski dom aukcyjny sprzedał w poniedziałek 24 maski i inne artefakty plemion Hopi i Apaczów za łączną kwotę ponad 520 tys. dolarów, mimo że przedstawiciele Indian, wspierani przez ambasadę amerykańską, domagali się wstrzymania sprzedaży świętych dla nich przedmiotów.
Aukcja przyniosła więcej pieniędzy, niż się spodziewano. Najdrożej sprzedano "kask wotywny" ze skrzydłami kruka, który osiągnął cenę 125 tys. euro. Oprócz masek sprzedano ponad 20 figurek Kaczynów z legend Indian Hopi i Zuni (nowy Meksyk) oraz artefakty plemienia Apaczów Chiricahua z San Carlos w Arizonie.
W USA od 1990 roku obowiązuje zakaz sprzedaży świętych artefaktów Indian. We Francji na sprzedaż masek w zeszłym tygodniu wyraził zgodę sąd francuski. Sędzia uznał że we Francji nie ma praw chroniących rdzenne ludy.
Przeciwko sprzedaży protestowała w sobotę amerykańska ambasada w Paryżu, twierdząc, że przedstawiciele Hopi i Apaczów Chiricahua z San Carlos nie mieli dość czasu, aby dochodzić swych praw we francuskim sądzie i powołać się na konwencję UNESCO o środkach zapobiegania i zakazie nielegalnego importu, eksportu i transferu dóbr kulturalnych z 1970 roku. Zarówno Francja, jak i USA są jej sygnatariuszami.
Prawnik reprezentujący plemię Hopi, Pierre Servan-Schreiber, który kupił jedną z masek, by zwrócić ją plemieniu, mówił, że sprzedane na aukcji przedmioty mają dla istniejącego nadal ludu szczególne znaczenie. - Kiedy ktoś wreszcie zda sobie sprawę, że nie wszystko można sprzedać i kupić? - dodał.
W sprawie masek występowała również międzynarodowa organizacja pozarządowa Survival International, broniąca praw rdzennych ludów amerykańskich. Poprzednim razem organizacja ta próbowała nie dopuścić do aukcji w kwietniu 70 masek i figurek Kaczynów, które sprzedano za ponad milion euro.
Plemię Hopi, dla którego maski i figurki w jaskrawych kolorach, wykonane z drewna, skóry, końskiego włosia i piór, przedstawiają duchy ich przodków, sił przyrody, roślin i nadprzyrodzone istoty mitologiczne, liczy od 8 do 18 tys. członków na terenie obecnego stanu Arizona. Indianie utrzymują, że maski, używane do obrzędowych tańców, zostały nielegalnie zabrane z ich rezerwatu na początku XX wieku.
W kwietniu na aukcji w Paryżu za 931 tys. euro sprzedano kilkanaście masek Hopi z końca XIX i początku XX wieku, pomimo głośnego protestu amerykańskiego aktora Roberta Redforda. Zgodę na licytację wydał paryski sąd, odrzucając wniosek plemienia i amerykańskiego rządu o zakaz sprzedaży. Maski te według domu akcyjnego zostały w przeszłości sprzedane i odkupione legalnie.
...
Dobra ! USA niech oddadza dziela z Europy . Co maja wspolnego zdziejami USA mistrzowie włoskiego Renesansu w galeriach USA ??? Tylko tyle ze USA mialy duzo kasy aby je zdobyc ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:07, 24 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Kanadyjska gospodarka i polityka kontra Indianie
Budowa Northern Gateway, rurociągu z Alberty do Kolumbii Brytyjskiej, otrzymała w miniony czwartek zielone światło od grupy doradców opiniujących projekt przed decyzją rządu. Wśród warunków jest respektowanie praw Indian.
Northern Gateway ma być liczącym prawie 1,2 tys. km rurociągiem, którym ropa z piasków bitumicznych Alberty miałaby dopłynąć do zachodnich wybrzeży Kanady i dalej być eksportowana do Azji. To projekt kontrowersyjny ze względów ekologicznych i ponad 200 warunków stawianych przez panel doradców dotyczy m.in. właśnie odpowiednich zabezpieczeń. Rząd ma na podjęcie decyzji 180 dni, a przy okazji tego wartego prawie 8 mld dolarów kanadyjskich projektu widać, jak bardzo w ostatnich latach zmieniła się pozycja negocjacyjna Pierwszych Narodów.
Pierwsze gwarancje terytorialne dla Indian pochodzą z 1763 r., ale, co otwarcie się w Kanadzie przyznaje, budowy kopalni czy linii energetycznych przez wiele lat prowadzono bez żadnych konsultacji z pierwotnymi mieszkańcami.
Ponad 130 plemion podpisało już wcześniej deklarację przeciw rurociągowi. Jak mówili przedstawiciele plemion indiańskich w czwartkowych komentarzach dla telewizji CBC, są przygotowani na protest wobec budowy Northern Gateway, bo „nie mają wyboru”. Pojawiły się też już pierwsze zapowiedzi skierowania sprawy do sądu. Na stronie internetowej telewizji APTN, zajmującej się sprawami Indian, pojawiły się już wypowiedzi, że „ten projekt nigdy nie zostanie zrealizowany” - jak stwierdził Martin Louie, wódz Nadleh Whut'en.
Sprawa Northern Gateway pokazuje, jak skutecznie w ciągu minionych lat Indianie doprowadzali do zmiany postawy rządu federalnego. Indianie nie tylko protestują blokując drogi czy linie kolejowe, ale coraz częściej kierują po prostu sprawy do sądów. Jak informowała APTN, Indianie z Quebecu właśnie zapowiedzieli wniesienie sprawy przeciw rządowi prowincji, który zredukował prawa Pierwszych Narodów do udziału w konsultacjach dotyczących nowych projektów kopalni.
W grudniu br. mija rok od powstania ruchu Idle No More, wymyślonego przez cztery kobiety z Saskatchewan, krytyczne wobec ustawy budżetowej. Ustawa ta miała charakter „omnibus bill”, co oznacza, że znowelizowała wiele ustaw, w tym prawo o ochronie rzek i jezior. Jak policzyli Indianie, liczba chronionych akwenów spadła z 2,5 mln do zaledwie 82.
Idle No More – ruch, który rozpoczął się właśnie od ekologii - ma oficjalne poparcie Zgromadzenia Pierwszych Narodów, największej organizacji kanadyjskich autochtonów.
Choć wielu białych Kanadyjczyków nadal uważa, że Indianie powinni siedzieć cicho, to Pierwsze Narody mają coraz więcej sojuszników, zarówno po stronie organizacji ekologicznych, jak i wśród sław świata rozrywki. Do osób wspierających Indian dołączył Neil Young (Crosby, Stills, Nash & Young). Po zobaczeniu jak wygląda eksploatacja piasków roponośnych zaoferował swoją pomoc i w styczniu 2014 r. zagra w Kanadzie cztery koncerty, z których dochód zostanie przeznaczony na pomoc Indianom Athabasca Chipewyan, którzy nieskutecznie protestowali przeciw jednemu z projektów realizowanych przez Shella. Gościem tych koncertów będzie też jazzowa sława Diana Krall.
Badania socjologów wskazują, że zwracanie przez Indian uwagi na ekologię może być właśnie tym argumentem, który trafia do Kanadyjczyków.
„W porównaniu z Kanadyjczykami, Amerykanie skłaniają się do ekologicznego fatalizmu (zanieczyszczenie środowiska to koszt prowadzenia biznesu – trudno), podczas gdy Kanadyjczycy są bardziej skłonni do brania pod uwagę obaw związanych z ekologią. Kanadyjczycy na ogół nie postrzegają obrońców środowiska jako ekstremistów i nie uważają szkód środowiskowych za możliwą do przyjęcia cenę za miejsca pracy i rozwój gospodarczy, ani nie akceptują stanowiska, według którego zanieczyszczenie środowiska jest do przyjęcia w społeczeństwie industrialnym. (…) Co należy podkreślić – jeśli są zmuszani do wyboru, Kanadyjczycy przedkładają ochronę środowiska nad rozwój gospodarczy w stosunku dwa do jednego” - napisał w komentarzu Tony Coulson, wiceprezes Environics Research.
Autochtoni, z których dwie trzecie stanowią Indianie, to grupa Kanadyjczyków o największym przyroście naturalnym i szybko rosnącej świadomości kulturowej. Według danych kanadyjskiego urzędu statystycznego, o ile jeszcze w spisie powszechnym 1996 r. przynależność do autochtonów deklarowało 2,8 proc., to w 2011 – już 4,3 proc. Członkowie pierwszych narodów są też coraz lepiej wykształceni. Jak mówią znajomi korespondentki PAP, w nadchodzących latach będą coraz ciekawszą siłą polityczną i gospodarczą w Kanadzie.
....
Oczywiscie popieramy Indian . Ale bez przesady . Nie moze byc tak ze powiedza NIE BO NIE ! rurze z gazem czy ropa . To przeciez smieszne ze ona zniszczy im tozsamosc kulturowa . Gdyby tam jakies tamy planowali zalewy zrobic jakies jezioro olbrzyma to tak ale nitka w ogole nie przeszkadza . Zatem rozsadnie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:37, 22 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Kanadyjscy Indianie: premier Harper wypowiedział nam wojnę
Zgoda kanadyjskiego rządu na budowę ropociągu Northern Gateway wywołała takie protesty, że do inwestycji może w ogóle nie dojść. Indianie uznali, że premier Stephen Harper wypowiedział wojnę mieszkańcom prowincji Kolumbia Brytyjska.
Jak relacjonowały media po ogłoszeniu w tym tygodniu decyzji rządu, jeden z wodzów indiańskich, Stewart Phillip, ostrzegł podczas manifestacji w Vancouver: "W związku z faktem, że w naszej opinii Harper wypowiedział wojnę mieszkańcom Kolumbii Brytyjskiej i Pierwszym Narodom, nie będzie on mile widziany w prowincji". Indianie już zapowiadają protesty wszędzie tam, gdzie pojawiłby się premier Harper; mają też znacznie skuteczniejszą broń – sądy.
Northern Gateway ma być liczącym prawie 1,2 tys. km rurociągiem, którym ropa z piasków bitumicznych Alberty płynęłaby do zachodnich wybrzeży Kanady i następnie byłaby eksportowana do Azji. Wartość tego projektu, który chce realizować firma Enbridge, szacuje się na prawie 8 mld dolarów kanadyjskich.
W grudniu 2013 roku grupa doradców rządu zaopiniowała pozytywnie ten projekt, opatrując go jednak ponad 200 warunkami związanymi z bezpieczeństwem i respektowaniem praw Indian.
Problem jednak polega na tym, że Indianie, przez których tereny miałby przebiegać rurociąg, w większości nie chcą tego projektu. Ponad 130 plemion już w ubiegłym roku podpisało deklarację przeciw ropociągowi. Indianie odwołują się do haseł ekologicznych, a - jak wskazują badania socjologów - takie argumenty znajdują duży oddźwięk wśród Kanadyjczyków. Indianie otwarcie mówią po decyzji rządu federalnego, że będą walczyć o zatrzymanie budowy Northern Gateway zarówno w sądach, jak i organizując protesty i blokady. Niektórzy z nas pójdą do więzienia, bo tak będzie trzeba" - uważa wódz Phillip.
Pozytywna dla Northern Gateway decyzja nikogo nie zdziwiła. Jak można przeczytać w komentarzu Marilyn Slett, przywódczyni Indian Heiltsuk, na stronach Coastal First Nations, Indian z wybrzeża Kolumbii Brytyjskiej, "rząd jasno od początku projektu deklarował, że wyrazi zgodę nawet bez poparcia Pierwszych Narodów". Z drugiej strony Indianie uważają, że projekt i tak nie zostanie zrealizowany, ponieważ firmie Enbridge nigdy nie uda się sprostać nałożonym na nią warunkom.
Kontrowersyjny projekt nie ma żadnego wsparcia opozycji. Thomas Mulcair, lider NDP - głównej partii opozycyjnej w federalnym parlamencie, zapowiedział, że w razie wygranych wyborów wstrzyma budowę Northern Gateway. Podobną deklarację złożył Justin Trudeau, przywódca federalnych Liberałów. Zaś według doniesień mediów, wśród 21 konserwatywnych deputowanych z Kolumbii Brytyjskiej nie ma jedności w poparciu dla rurociągu. Co prawda Enbridge chciałby rozpocząć pracę w przyszłym roku, ale opozycyjni politycy uważają, że nie będzie to możliwe przed październikowymi wyborami.
Ponadto nawet rząd Kolumbii Brytyjskiej nie jest przekonany do bezpieczeństwa projektu, czemu wielokrotnie dawał wyraz. Minister środowiska prowincji Mary Polak powiedziała, że "stanowisko rządu się nie zmieniło i brzmi: nie".
Eksperci zwracają uwagę, że kanadyjskie organizacje ekologiczne mają korzenie w Kolumbii Brytyjskiej, więc ochrona środowiska nie jest dla mieszkańców prowincji pojęciem abstrakcyjnym. Tym bardziej, że to właśnie na pobliskim wybrzeżu Alaski w 1989 roku doszło do katastrofy tankowca Exxon Valdez. Według sondaży dwie trzecie mieszkańców prowincji jest przeciwnych nowemu ropociągowi. Zaś mieszkańcy Kitimat, gdzie miałby znajdować się port dla tankowców, w niedawnym referendum sprzeciwili się budowie terminalu przeładunkowego.
Kanadyjscy komentatorzy już wskazują, że sprawa Northern Gateway może stać się jedną z kluczowych kwestii w wyborach federalnych w 2015 roku, zaś organizacja Greenpeace skomentowała w swoim blogu: Harper wybrał walkę, której nie może wygrać.
...
Owszem Indianie na pierwszym miejscu ale nie za wszelka cene ! Zycie musi sie toczyc .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:22, 07 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Kanadyjsko-indiańskie porachunki z tragiczną przeszłością
Szkoły dla Indian w Kanadzie, do których przymusowo trafiło ponad 150 tysięcy dzieci to "kulturowe ludobójstwo" - napisano w opublikowanym właśnie raporcie Komisji Prawdy i Pojednania.
Komisja zakończyła we wtorek swoje sześcioletnie prace, po wysłuchaniu prawie siedmiu tysięcy byłych uczniów tzw. „residential schools”, byłych pracowników i analizie dokumentów na temat istniejących aż do lat 90. XX w. szkół. Były one finansowane z federalnego budżetu i prowadzone przez Kościoły: katolicki (60 proc.) i protestanckie (40 proc.).
Przez 150 lat działało 139 szkół, przeszło przez nie ponad 150 tysięcy dzieci indiańskich, inuickich i Metysów. Miały dostosowywać do nowoczesnego życia, a stały się miejscami, gdzie wynaradawiano, maltretowano i gwałcono dzieci. Do dziś żyje 80 tys. byłych uczniów tych szkół.
Jak wynika ze statystyk, prawdopodobieństwo śmierci dzieci w "residential schools" wynosiło 1 do 25, prawdopodobieństwo śmierci kanadyjskich żołnierzy podczas II wojny światowej – 1 do 26.
Marlene Kayseas opisywała przed Komisją, jak zabrano ją z rodzinnego domu w Wadena. "Stała tam duża ciężarówka. Miała drzwi z tyłu, była pełna dzieci i nie było w niej żadnych okien". Inna była uczennica Nellie Ningewance opowiadała o pierwszym dniu w szkole w Hudson (Ontario): kiedy przyjechaliśmy, musieliśmy się zarejestrować, a potem zabrano nas by obciąć nam włosy.
Campbell Papequash wspominał, że po przyjeździe do szkoły "zabrano mi ubranie i poddano odwszeniu". W niektórych szkołach dzieci oznaczano numerami. Gilles Petiquay mówił, że "pierwszy numer, który dostałem w szkole, to był 95, przez rok. Potem był to 4, a następny – 56. Również ten miałem przez długi czas. Nosiliśmy te numery na sobie".
Raport Komisji zawiera 94 zalecenia, dotyczą one edukacji, ochrony zdrowia, wymiaru sprawiedliwości, ochrony języków. Znajduje się wśród nich także bezpośredni apel do papieża Franciszka, by przeprosił za rolę Kościoła katolickiego w prowadzeniu szkół. Jak informował przedstawiciel nuncjatury, ten wniosek zostanie niezwłocznie przekazany - podał dziennik "Ottawa Citizen".
"Przez ponad wiek główne cele polityki Kanady wobec pierwotnych mieszkańców polegały na eliminacji miejscowych władz, ignorowaniu praw, zaprzestaniu honorowania traktatów i, poprzez proces asymilacji, doprowadzeniu pierwotnych narodów do zaniku jako odrębnych bytów prawnych, społecznych, kulturalnych, religijnych i rasowych w Kanadzie. Utworzenie i działanie »residential schools« było centralnym elementem tej polityki, która może zostać najlepiej opisana jako »kulturowe ludobójstwo«" - napisano w raporcie.
Pierwszy premier Kanady, sir John A. Macdonald w 1883 r. mówił w parlamencie, że Indianie w rezerwatach są dzikusami, a na niego naciskano, by "indiańskie dzieci były zabierane tak szybko jak to możliwe spod wpływu rodziców, jako że to jedyna droga, by trafiły do szkół zawodowych, gdzie nabyłyby obyczajów i sposobu myślenia białego człowieka". Rząd razem z Kościołami prowadzącymi szkoły doprowadził m.in. do zakazu tradycyjnych praktyk religijnych, jak potlacz (ceremonia oddawania posiadanych dóbr) czy Taniec Słońca. Raport cytuje przełożonego szkoły w Kenora, który napisał w 1953 r., że "jedyną nadzieją dla kanadyjskich Indian jest zasymilowanie się wśród białej rasy". Jak podkreślają publicyści, "residential schools" to ciemna karta kanadyjskiej historii.
Relacje między pierwotnymi mieszkańcami Kanady a pozostałymi Kanadyjczykami wciąż jeszcze nie są relacjami wzajemnego szacunku, jednak odpowiednia edukacja jest w stanie to zmienić - uznano. Problemem są pogarszające się stosunki z rządem federalnym, choć jeszcze w 2008 r. premier Stephen Harper przeprosił w parlamencie za "residential schools". W ramach odszkodowań wypłacono już 2,8 mld dolarów kanadyjskich.
Raport porusza kwestie ekonomiczne i ekologiczne, podkreśla, że tereny, do których prawa potwierdzono w traktatach, należą do pierwotnych mieszkańców i to oni mają prawo decydować np. o wydobyciu surowców naturalnych.
Raport jest też dużą porcją wiedzy o tradycyjnym prawie i możliwościach jego zastosowania dziś. Odwołuje się np. do zasady milczenia u Indian Mi'kmaq, gdzie milczenie przez wyznaczony czas oznacza refleksję, a po nim następuje wzajemne uzgadnianie punktów widzenia, zaś wszystko to stanowi część procesu uzdrawiania sytuacji.
Komisja powstała w 2008 r. jako efekt porozumienia z rządem w sprawie "residential schools". W najbliższych miesiącach na Uniwersytecie Manitoby zostanie otwarte Krajowe Centrum Prawdy i Pojednania, gdzie dokumenty zebrane przez Komisję będą na stałe dostępne.
...
Zaraz to bylo 150 lat temu? To wtedy srednia zycia byla wsrod Indian ile? 1 na 25 to 25 lat sredniej zycia. Zawsze w kazdym wieku umieraja ale 150 lat temu NAPRAWDE MNOSTWO DZIECI UMIERALO! W krajach dzis rozwinietych. Trzeba BADAN POROWNAWCZYCH LUDZI KTORZY ZNAJA TEMAT!
Glowna zbrodnia bylo WYNARODOWIENIE! PRZYMUSOWA ANGLIZACJA!
A NIE LUDOBOJSTWO! Trzeba obiektywnie zbadac jak to bylo bo pewnie w kazdej szkole inaczej.
Kosciol zabrania wynarodowienia. OD POCZATKU GLOSI EWANGELIE W JEZYKU NARODOWYM! GREKOW RZYMIAN SLOWIAN! Wiec to co robily wladze Kanady bylo PRZECIWNE NAUCE KOSCIOLA!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 15:33, 12 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Protest przeciwko sprzedaży zabytków kultury Indian Hopi
Indianie Hopi i Acoma starali się nie dopuścić do rozpoczęcia aukcji artefaktów ich kultur. Jak mówią, czują ścisły duchowy związek z przedmiotami i uważają, że nie powinno się nimi handlować.
- Dla nas to nie są zwykłe przedmioty, tylko wyobrażenia bóstw, które pozostają szalenie ważnym elementem naszej kultury. Są one elementem tożsamości Indian Hopi - mówią. Jak tłumaczą, część z nich została odebrana siłą – m.in. przez władze, muzea, a potem poszczególne kolekcje uległy rozproszeniu. Dlatego postanowili zaprotestować wobec planowanej publicznej sprzedaży podczas aukcji.
...
A o co chodzi?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 15:34, 26 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
The Economist
The Economist
Słowa już nie wystarczą
Grupa dziewcząt, pochodzacych z rdzennych kanadyjskich plemion, w jednej ze szkół w 1940 r. - Reuters
Przez ponad sto lat rządy Kanady zabierały dzieci rdzennych mieszkańców z ich domów i umieszczały je w szkołach z internatem stworzonych na wzór wiktoriańskich przytułków, gdzie często padały ofiarą przemocy, a nawet ginęły.
Od 1883 do 1998 roku około 150 tys. dzieci przeszło przez 139 tych dickensowskich placówek. W latach 40. XX wieku znajdowała się w nich blisko jedna trzecia rdzennych dzieci w wieku szkolnym. Połowa z nich padła ofiarą przemocy fizycznej lub seksualnej, a około 6 tys. zmarło. Dziś 1,4 mln rdzennych mieszkańców Kanady ma niższe średnie zarobki, a także częściej trafia do więzienia, popełnia samobójstwa i choruje niż przeciętna wśród całej ludności. Jednym z powodów są te okrutne szkoły.
W 2008 roku utworzono "komisję prawdy i pojednania" w ramach ugody dotyczącej pozwu zbiorowego ofiar przeciwko rządowi i Kościołom, które kierowały szkołami. Rząd wypłacił dotąd 4,4 mld dolarów kanadyjskich odszkodowania.
2d69512c-7333-4488-adb0-e16c28f730d0
Reuters
2 czerwca, po siedmiu latach składania w sądzie koszmarnych niekiedy zeznań, komisja wydała 94 rekomendacje. Mają one jako całość stanowić plan pojednania między nierdzennymi Kanadyjczykami z trzema grupami tubylczych mieszkańców: Indian kanadyjskich (odpowiedników Indian amerykańskich w Stanach Zjednoczonych), Inuitów oraz Metysów (mieszanych rasowo potomków francuskich osadników).
Politykę przymusowej asymilacji wprowadziła Wielka Brytania, a rządy Kanady kontynuowały ją po uzyskaniu w 1867 roku autonomii. Jej celem była próba wytępienia rdzennych narodów jako odrębnych grup prawnych, kulturowych i religijnych.
2d69512c-7333-4488-adb0-e16c28f730d0
Reuters
Szkoły z internatami stanowiły element tego projektu, który komisja określiła jako "ludobójstwo kulturalne". Kanada ostatecznie zrezygnowała z tej polityki; uchwalona w 1982 roku konstytucja uznała prawa rdzennych narodów.
Komisja domaga się ambitnego programu zadośćuczynienia, który wykracza daleko poza szkody spowodowane przez szkoły z internatem. Wiele rekomendacji dotyczy sposobu nauczania historii w Kanadzie. Postulują one wprowadzenie zmian do podręczników, by odzwierciedlić wkład rdzennych grup w budowanie kraju, zwłaszcza w latach kolonizacji, gdy europejscy osadnicy potrzebowali ich pomocy, aby przeżyć. Ten okres, jak również późniejsza historia prześladowań, powinny znaleźć się w programie wszystkich szkół podstawowych – twierdzi komisja.
2d69512c-7333-4488-adb0-e16c28f730d0
Reuters
Komisja wzywa rząd i Kościoły do zarzucenia "doktryny odkrycia" – idei z XV wieku, zaaprobowanej swego czasu przez Kościół katolicki – głoszącej, że Europejczycy mieli prawo kolonizować ziemie, które odkryli.
Zerwanie z tą doktryną nie odwróci wywłaszczeń tubylczych ziem, ale pomoże rdzennym narodom – jak sądzi komisja – się z nimi pogodzić. Komisja chce, by rząd objął lepszym systemem opieki społecznej dzisiejsze rdzenne dzieci i wydawał roczne raporty o stanie gospodarczym i społecznym tubylczych narodów.
2d69512c-7333-4488-adb0-e16c28f730d0
Reuters
W 2008 roku premier Stephen Harper przeprosił za przemoc w szkołach z internatem, budząc nadzieje na naprawienie relacji między rdzennymi Kanadyjczykami i ich współobywatelami. Przewodniczący komisji Murray Sinclair, który sam jest tubylczego pochodzenia, wykazuje ostrożny optymizm co do tego, czy Harper spełni postulaty raportu.
Doświadczenie przemawia przeciwko temu. Ustalenia królewskiej komisji ds. rdzennej ludności z 1996 roku zostały w większości zignorowane. Tym razem "słowa już nie wystarczą" – mówi Sinclair.
>>>
Anglosasi po Niemcach to najwieksi zbrodniarze.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:13, 12 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Kanadyjscy Indianie wkraczają do polityki
Kanadyjscy Indianie stali się siłą, której politycy nie mogą już ignorować, a ich głosy będą kluczowe w październikowych wyborach federalnych – takie wnioski wyciągają analitycy.
W Montrealu zakończyło się w czwartek trzydniowa doroczne spotkanie Zgromadzenia Pierwszych Narodów (Assembly of First Nations - AFN), grupującego wodzów kanadyjskich Indian. To największa organizacja tzw. Pierwszych Narodów w Kanadzie. Politycznym wydarzeniem stało się wystąpienie Pierre'a Bellegarde'a, nowego szefa AFN, który wezwał Indian do masowego udziału w wyborach. Część wodzów wezwała też do głosowania przeciwko konserwatystom premiera Stephena Harpera. Według szacunków głosy Indian mogą wpłynąć na wyniki w 51 z 308 obwodów wyborczych.
REKLAMA
Indianie dotychczas brali niewielki udział w wyborach, ale w ostatnich dwóch latach kanadyjskie media coraz częściej poruszają sprawy Pierwszych Narodów - jak zauważył John Lagimodiere, wydawca miesięcznika "Eagle Feather News", poświęconego problemom ludności autochtońskiej. Dla Lagimodiere'a, cytowanego przez portal telewizji CBC, to "przełomowa chwila w kanadyjskiej historii", a wśród Indian jest już duża grupa wykształconych młodych ludzi, która zdaje sobie sprawę, że aby mieć coś do powiedzenia, musi brać udział w wyborach.
Indianie, Inuici i Metysi stanowią 4,3 proc. ludności Kanady, przy tym sami Indianie to ponad 850 tys. osób, czyli 2,6 proc. Kanadyjczyków - według spisu powszechnego z 2011 r. (Dla porównania: polskie korzenie ma w Kanadzie ok. 3 proc. ludności.) Autochtoni to także najszybciej rosnąca grupa w Kanadzie – w latach 2006-11 r. powiększyła się o 20,1 proc., podczas gdy grupy ludności o innym pochodzeniu etnicznym – o 5,2 proc.
Ten wzrost liczby i politycznej aktywności Indian zauważyli politycy, na razie opozycyjni. Na spotkaniu AFN byli liderzy dwóch największych opozycyjnych partii – Nowych Demokratów (Tom Mulcair) i liberałów (Justin Trudeau), którzy w swoich wystąpieniach obiecywali naprawę stosunków z Indianami. Media zwróciły uwagę, że zabrakło ministra Bernarda Valcourta, odpowiedzialnego za sprawy pierwotnych narodów Kanady.
Indianie, szczególnie w społecznościach położonych daleko od większych ośrodków często jednak nie mają dokumentów pozwalających na udział w głosowaniu. W dodatku niedawne zmiany w prawie przeprowadzone przez konserwatywny rząd uniemożliwiają wykorzystanie np. poręczania za kogoś, że jest uprawniony do głosowania. Dlatego pojawiła się np. specjalna strona na Facebooku (First Nations Rock the Vote), której celem jest zachęcenie Indian do udziału w wyborach oraz pomoc w przygotowaniu dokumentów poświadczających tożsamość.
Ta polityczna ewolucja jest zaskoczeniem dla przeciętnych Kanadyjczyków, z których wielu uważa Indian za finansowanych przez rząd alkoholików. Trudną prawdą był dla nich opublikowany niedawno raport Komisji Prawdy i Pojednania o tzw. residential schools, istniejących przez 150 lat, do połowy lat 90. XX wieku. W szkołach przymusowo znalazło się 150 tys. dzieci indiańskich i inuickich, którym zakazywano używania własnego języka i obyczajów. Dzieci maltretowano, wykorzystywano seksualnie. Specjaliści zwracali wielokrotnie uwagę, że problemy alkoholowe wielu Indian to właśnie jeden z efektów "residential schools".
Wielu Kanadyjczyków nie chce też pogodzić się z faktem, że Kanada powstała na terenach indiańskich. Obecna pozycja Kanady na rynku ropy naftowej jest np. konsekwencją eksploatacji piasków bitumicznych, a te często znajdują się na terenach, do których prawa, na podstawie zawieranych ponad sto lat temu traktatów, nadal mają Indianie, choć nie mają żadnych korzyści. Ich sprzeciw wobec trudnych ekologicznie projektów jest przez analityków uważany za jedną z kluczowych kwestii w tegorocznych wyborach.
Jeszcze na początku 2013 r. część Indian chciała rozmawiać z rządem federalnym, a w Ottawie odbyły się rozmowy premiera Harpera z częścią indiańskich wodzów, w tym z ówczesnym szefem AFN Shawnem Atleo. Czas pokazał, że do żadnych istotnych zmian nie doszło, rząd federalny nie rezygnuje z projektów eksploatacji surowców, więc Indianie zaczęli zawierać sojusze międzynarodowe – ponad dwa lata temu porozumieli się z Indianami w USA w sprawie utrudniania budowy rurociągu Keystone XL.
Tradycynie kanadyjscy politycy przed wyborami szukają wsparcia wśród dużych liczebnie grup imigrantów. Dotychczas oznaczało to pozyskiwanie głosów np. wśród Kanadyjczyków pochodzenia azjatyckiego. Teraz na znaczeniu zyskali rdzenni Kanadyjczycy.
...
Przeżyło ich więcej niż w USA ale też mało.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:26, 01 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Szyfr kanadyjskich Indian, którego nigdy nie złamali Niemcy
Podczas drugiej wojny światowej ok. 3 tys. kanadyjskich Indian służyło w armii - EVA HAMBACH / AFP
Nieznana rola kanadyjskich Indian w zwycięstwie nad hitlerowskimi Niemcami jest tematem filmu, do którego właśnie zakończyły się zdjęcia. Kanadyjczycy odkrywają, jak istotne dla zwycięstwa były indiańskie języki.
Historia amerykańskich "code talkers", Indian używających m.in. języka nawaho do szyfrowanej komunikacji podczas II wojny światowej na Pacyfiku jest już dobrze znana, opowiedziana m.in. w filmie "The Windtalkers" z 2002 r. Ale nawaho (a także inne języki – Komanczów, czy Czoktawów), to niejedyne indiańskie języki wykorzystywane do bezpiecznego przesyłania wiadomości. Wojska aliantów korzystały także z pomocy kanadyjskich Indian Cree, a Niemcy nie byli w stanie złamać opracowanego przez nich szyfru.
REKLAMA
Cała historia bezpiecznych indiańskich szyfrów zaczęła się od tego, że amerykański oficer usłyszał przypadkiem żołnierzy rozmawiających w języku czoktaw.
Tajemnica przed rodziną
Film dokumentalny "Cree Code Talker", kręcony przez Alexandrę Lazarowich, to historia Charlesa "Checkersa" Tomkinsa z Grouard w Albercie i jego kolegów. Reżyserka jest kuzynką Tomkinsa. Film będzie gotowy w marcu przyszłego roku.
Tomkins swoją wojenną historię trzymał w tajemnicy nawet przed rodziną, chociaż fakt istnienia szyfrantów Cree został odtajniony w 1963 r. Jak podano na stronie internetowej Southpeacenews.com babcia Tomkinsa była Indianką Cree, jego dziadek był biały – ale swobodnie używał języka Cree. Tomkins sam zgłosił się do służby wojskowej w maju 1940 r.
Praca z Ósmą Armią Powietrzną
Jak opowiada brat Tomkinsa, Frank, w nagraniu dostępnym na stronie Thememoryproject.com, szyfrancka służba Charlesa zaczęła się od rozmowy z oficerem armii amerykańskiej, który podszedł do niego i zapytał, ilu zna Cree mówiących jednocześnie po angielsku. Ten wspomniał o innym swoim bracie oraz kilku znajomych.
W efekcie tej rozmowy Charles Tomkins, po odbyciu szkolenia podstawowego w Kanadzie, został wysłany do Wielkiej Brytanii, do dowództwa armii kanadyjskiej. Nawet jego dowódca nie wiedział, po co młody żołnierz został wezwany do Londynu. Dopiero na miejscu Tomkins dowiedział się, że razem z grupą żołnierzy mówiących w języku Cree mają ułożyć system szyfrów wykorzystujących właśnie ten indiański język – od ułożenia kodowych określeń dla poszczególnych typów samolotów po nazwy lotnisk. Tomkins i jego koledzy pracowali ostatecznie z amerykańską Ósmą Armią Powietrzną.
"Mała strzelba, która szybko strzela"
Jak napisał Marc Montgomery w artykule dostępnym na stronie internetowej Radio Canada International, np. dla określenia karabinów maszynowych szyfranci Cree wymyślili słowo, które można przetłumaczyć jako "mała strzelba, która szybko strzela", zaś na określenie myśliwców Mosquito (komar) używano po prostu indiańskiego słowa "sakimes" (komar).
Wspomnienia wielu kanadyjskich szyfrantów Cree nigdy nie zostały spisane. Informacje o Tomkinsie Lazarowich odnalazła zresztą nie w archiwach kanadyjskich, ale w archiwach sił zbrojnych USA. Jak mówiła w wywiadzie dla radia CBC, dla Indian Cree, takich jak ona, wiedza o tym, że ich własny język pomógł pokonać hitlerowskie Niemcy jest powodem do dumy. Samego Tomkinsa nagrano tylko raz – w 2003 r., gdy miał 85 lat, rozmawiali z nim przedstawiciele waszyngtońskiego Smithsonian Institution.
Niedocenieni "code talkers"
Kanadyjski rząd nigdy nie wyraził oficjalnych podziękowań dla "code talkers", chociaż wzmiankę o Tomkinsie można znaleźć na stronach internetowych kanadyjskiego rządu. Natomiast w USA w 2008 r. przyjęto specjalną ustawę uznającą zasługi Indian - Code Talkers Recognition Act. W listopadzie 2013 roku wszystkie plemiona, których członkowie brali udział w wojnie jako indiańscy szyfranci, zostały uhonorowane Złotym Medalem Kongresu.
Podczas drugiej wojny światowej ok. 3 tys. kanadyjskich Indian służyło w armii, mimo że Indianie mieszkający w rezerwatach aż do 1960 r. nie byli uznawani za kanadyjskich obywateli.
Kanadyjski paradoks
Tomkins – podobnie jak inni indiańscy szyfranci – chodził do tzw. residential school, przymusowej szkoły dla indiańskich dzieci. Niedawno ukazał się raport Komisji Prawdy i Pojednania, który opisał jak w ciągu 150 lat istnienia residential schools, prowadzonych na zlecenie kanadyjskiego rządu przez rozmaite Kościoły, wynaradawiano Indian, pozbawiając ich prawa używania własnych języków i własnych obyczajów.
Jak zwracała uwagę Lazarowich w wywiadzie dla CBC, paradoksem jest to, że wojnę pomogli wygrać Indianie, dzięki językowi, który w Kanadzie próbowano zniszczyć.
...
Niezwykle historie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:36, 25 Lut 2016 Temat postu: |
|
|
Tysiące zabitych i zaginionych kobiet - Kanada chce się rozliczyć z ataków na rdzenną ludność
oprac.Małgorzata Gorol
25 lutego 2016, 17:09
• Władze Kanady obiecały śledztwo ws. zabitych i zaginionych Indianek i Inuitek
• Ofiar wśród kobiet rdzennych społeczności może być nawet 4 tys.
• Aktywiści od lat alarmują, że znalazły się one w grupie ryzyka
• Władzom wytyka się dyskryminację pierwotnych mieszkańców Kanady
Amanda Bartlett ma ciemnobrązowe oczy i czarne krótkie włosy. Rodzina szuka jej od 1997 r. Gdy dziewczyna zaginęła, miała 17 lat. Claudette Osborne przepadła bez wieści w 2008 r., miała wówczas 22 lata i była już matką czwórki dzieci. Jej bliscy przyznają, że miała problemy z narkotykami. Próbują ją jednak odnaleźć ze wszystkich sił - wyznaczyli nawet 20 tys. dolarów nagrody z informację, gdzie jest Claudette. Marie Kreiser ma charakterystyczny tatuaż na lewym nadgarstku - literę "M". Miała 49 lat, gdy zaginęła - był rok 1987. Do dziś nie wiadomo, co się dzieje z tą matką pięciorga dzieci.
Wszystkie te kobiety dzieli wiele, ale łączy jedno - należały do różnych grup rdzennej ludności Kanady, Indian, Inuitów czy Metysów.
Na stronie Kanadyjskiego Stowarzyszenia Kobiet Rdzennej Ludności (NWAC), które zamieściło informacje o zaginionych, są w sumie dane kilkunastu kobiet. Ale to i tak zaledwie kropla w morzu. Według statystyk kanadyjskiej policji w ciągu ostatnich trzech dekad zostało zamordowanych lub zaginęło w sumie ok. 1200 kobiet wywodzących się z autochtonicznych grup. NWAC podaje jednak dużo wyższą liczbę ofiar - 4 tys. Już ta rozbieżność pokazuje część problemu.
Patologia rodzi patologię
Kobiety rdzennej ludności Kanady są kilkakrotnie bardziej narażone na to, że padną ofiarą morderstwa niż inne mieszkanki tego kraju. Według rządowych danych za rok 2014, które w listopadzie przytaczała kanadyjska stacja CBC, aż sześciokrotnie. To zagrożenie dotyczy zresztą również autochtonicznych mężczyzn. Jak podawało CBC, dwa lata temu aż 23 proc. wszystkich ofiar zabójstw w kraju to osoby należące do grup rdzennej ludności, przy czym stanowią one zaledwie około 5 proc. populacji Kanady. Spory (32 proc.) był również odsetek autochtonów wśród oskarżonych o mordy. Jak to się stało, że rdzenna ludność Kanady wpadła w taki wir przemocy?
Organizacje Indian oraz obrońcy praw człowieka wymieniają cały szereg przyczyn fatalnej sytuacji autochtonicznych mieszkanek Kanady, które sprawiają, że są one bardziej zagrożone. Większość z nich wydaje się jednak sprowadzać do jednego - rasizmu i dyskryminacji, które wystawiły kobiety na większe ryzyko, zepchnęły część rdzennej kanadyjskiej ludności na margines społeczny lub sprawiły, że sprawcy ataków czuli się bezkarni. A korzenie takiego stanu są naprawdę głębokie.
...
Co tez sie dzieje...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:21, 02 Lip 2016 Temat postu: |
|
|
Pomóż plemieniu Munduruku walczyć z brazylijskim rządem. Podpisz petycję w obronie Amazonii
po/kan
2016-07-02, 15:13
Ponieważ brazylijski rząd pozwolił na budowę zapór hydroelektrycznych na rzece Tapajós, znajdującej się w sercu Puszczy Amazońskiej, terytorium przez wieki zamieszkiwane przez członków plemienia Munduruku może zniknąć. W obronie swojej egzystencji plemię Munduruku apeluje do całego świata o wsparcie. Odpowiedziało już niemal milion osób.
Instagram.com/greenpeaceuk
Technologie i Medycyna
Rio - odkryto "superbakterię". Ryzyko zgonu...
Plemię Munduruku to 13 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci, którzy żyją w pobliżu mierzącej 850 kilometrów rzeki Tapajós i jej dopływów znajdujących się w północnej i środkowo-wschodniej Brazylii.
Jeśli rządowy projekt budowy w tym regionie rzeczywiście ruszy, większa część ich wiosek może zniknąć, a w ich miejsce pojawią się wielomilionowe inwestycje.
Niszczenie ekosystemu i tradycyjnego trybu życia
Jeżeli zapora São Luiz do Tapajós powstanie, będzie trzecią największą w Brazylii, z budżetem szacowanym na 30 miliardów realów brazylijskich (około 11 miliardów dolarów). Tama spowoduje zalanie znacznej części Sawré Muybu (terytorium uznawanego przez Munduruku jako święte, a nigdy nie uznane przez rząd brazylijski). Oznacza to, że życie na tym terenie nie będzie możliwe. Prognozowane jest zmniejszenie populacji ryb i dzikich zwierząt – niezbędnych do przetrwania dla mieszkań okolicznych wiosek.
Życie ludu Munduruku jest całkowicie uzależnione od pobliskiej rzeki. Umożliwia im transport, zachowanie kultury, odprawianie rytuałów i dostarczanie jedzenia. Utrata rzeki wiązałaby się więc z utratą tradycyjnego trybu życia.
Plemię apeluje o wsparcie w wywieraniu presji na brazylijskim rządzie. Do tej pory odzew jest na prawdę imponujący, a na stronie internetowej heartoftheamazon.org zebrać udało się już ponad 820 tys. podpisów wspierających walkę o ochronę Amazonii i przetrwanie członków plemienia Munduruku.
W Brazylii żyje obecnie niecałe 900 tysięcy Indian, stanowiąc tym samym znikomy procent (około 0,4-0,5) ludności. Życia autochtonom nie ułatwia też rząd oraz prezydent Dilma Rousseff, oskarżani o celowe opóźnianie procesów przyznawania ziem rdzennym mieszkańcom Brazylii.
polsatnews.pl, iberoameryka.com, heartoftheamazon.org
..
Buduja jakies piramidy.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 11:43, 05 Sie 2016 Temat postu: |
|
|
w Kanadzie zbada specjalna komisja
grz/
2016-08-05, 08:41
Kanadyjski rząd powołał specjalną komisję, która zajmie się setkami spraw zaginionych i zamordowanych kobiet indiańskich i inuickich. W latach 1980-2012, według danych policji, ok. 1200 dziewczynek i kobiet z indiańskich i inuickich plemion zostało zamordowanych lub zaginęło. Komisja ma ustalić czemu te sprawy pozostają przez lata niewyjaśnione.
Flickr/Franco Folini/CC BY 2.0
Świat
Kanadyjski sędzia nakazał publikację wyroku...
Świat
Kanadyjski sędzia nakazał publikację wyroku...
Dotychczas wyjaśnieniem problemu zwanego w skrócie MMIW (Missing and Murdered Indigenous Women - zaginionych i zamordowanych kobiet rdzennych mieszkańców) nikt w Kanadzie się nie zajmował.
W 2004 roku Amnesty International opublikowała raport „Ukradzione Siostry”, opisujący dziewięć morderstw i wskazujący na historyczne uwarunkowania stosunku do Indian w Kanadzie. W latach 1980-2012, według danych policji, ok. 1200 dziewczynek i kobiet z indiańskich i inuickich plemion zostało zamordowanych lub zaginęło. Według Kanadyjskiego Stowarzyszenia Kobiet Pierwotnych Narodów (Native Women's Association of Canada - NWAC), rejestrującego tego typu przypadki, ta liczba przekracza 4 tysiące.
Na wydatki komisji przeznaczono 53,8 mln dolarów
W tym tygodniu rząd Kanady, zgodnie z obietnicami wyborczymi premiera Justina Trudeau, powołał specjalną komisję, która rozpocznie pracę 1 września i ma do końca 2018 roku przeprowadzić dochodzenie w sprawie kobiet ginących bez śladu. Na wydatki komisji przeznaczono 53,8 mln dolarów kanadyjskich. Poprzedni rząd Stephena Harpera był przeciwny powoływaniu takiej komisji śledczej tłumacząc, że sprawami zaginięć i morderstw powinna zajmować się policja.
Indianie i Inuici zwracają od wielu lat uwagę, że to problem bardziej systemowy, wskazując m.in. na rasistowskie postawy części policjantów, którzy bagatelizują zgłoszenia rodzin. Stąd pojawiają się takie przypadki jak kobiety w Halifaksie, która miała ranę postrzałową z tyłu głowy, a policja stwierdziła samobójstwo. Problem związany jest z uprzedzeniami wobec pierwotnych mieszkańców Kanady, a także z obecną wśród nich przemocą w rodzinie, alkoholizmem oraz niedoinwestowaniem edukacji i opieki zdrowotnej.
W pierwszej połowie roku odbyły się spotkania przedstawicieli rządu z rdzennymi mieszkańcami. Podczas nich rodziny zaginionych kobiet skarżyły się na zaniedbania ze strony policji. W grudniu 2015 roku szef policji federalnej RCMP Bob Paulson przyznał, że prawdą jest to o czym od lat mówią Indianie, że wśród policjantów występuje problem rasizmu.
Nowa komisja ma nie tyle zastępować policję, ile zidentyfikować przyczyny tak wielu przypadków zaginięć i morderstw. Indianki stanowią 4,3 proc. kanadyjskiej populacji kobiet, ale są ofiarami aż 16 proc. morderstw popełnionych na nich.
Sędzia indiańskiego pochodzenia
Gronu pięciu komisarzy prawników będzie przewodniczyć Marion Buller, pierwsza w Kolumbii Brytyjskiej sędzia indiańskiego pochodzenia.
To właśnie w Kolumbii Brytyjskiej, wzdłuż autostrady nr 16, na ponad 700 kilometrach nazywanych Highway of Tears (Autostradą Łez) zdarza się najwięcej przypadków zaginięć i morderstw. Autostrada przebiega przez obszary, na których mieszkają Indianie, często żyjący w biedzie. Wielu specjalistów wskazuje, że ze względu na brak komunikacji publicznej na autostradzie, młode indiańskie kobiety, które próbują dojechać do większych ośrodków w poszukiwaniu pracy, korzystają z autostopu. Dla wielu kończy się to śmiercią, a jak wielokrotnie sygnalizowały kanadyjskie media, część z nich jest zmuszana do świadczenia usług seksualnych.
Powołanie komisji śledczej to drugie w ostatnich latach przedsięwzięcie, którego celem jest opisanie ciemnej karty w historii Kanady i relacji władz z rdzennymi mieszkańcami kraju. Zakończone w ubiegłym roku prace Komisji Prawdy i Pojednania, dokumentujące 150 lat przymusowych szkół dla indiańskich dzieci (tzw. residential schools), pokazały obraz zaplanowanego niszczenia języka i kultury, prześladowań i przemocy. Ostatnie szkoły, przez które przeszło ok. 150 tys. dzieci, zamykano dopiero w latach 90.
PAP
...
Straszne rzeczy wychodza...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:34, 10 Wrz 2016 Temat postu: |
|
|
Kontrowersyjny rurociag przez święte tereny Siuksów ma zielone światło
wyślij
drukuj
rt, kaien | publikacja: 09.09.2016 | aktualizacja: 22:26 wyślij
drukuj
Pomimo protestów rurociąg będzie budowany (fot. Christopher Furlong/Getty Images)
Amerykański sędzia odrzucił wniosek o wstrzymanie budowy kontrowersyjnego ropociągu. Przeciwko budowie rurociągu Dakota Access Pipeline protestuje ponad 200 indiańskich plemion oraz grup środowiskowych.
Ostatnia wojna Siouxsów. Tym razem walczą przeciwko wielkiej rurze
Rurociąg ma przebiegać przez wiejskie tereny stanu Północna Dakota, niedaleko ziem, które przez członków plemienia Siuksów są uznawane za święte. Mający kosztować 3,7 miliarda dolarów rurociąg będzie przebiegał przez cztery stany i ma mieć około 1900 kilometrów długości.
Sędzia James Boasberg zasądził, że Korpus Inżynieryjny amerykańskiej armii „prawdopodobnie” zastosował się do prawa federalnego, kiedy wydawał pozwolenia na budowę firmie Energy Transfer Partners z Teksasu, która prowadzi budowę rurociągu.
#wieszwiecej | Polub nas
Ropa naftowa wydobywana na terenie Formacji Bakkena, ma być przesyłana rurociągiem do rafinerii znajdujących się na amerykańskim wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej.
Amerykański Departament Sprawiedliwości wezwał przedsiębiorstwo energetyczne do dobrowolnego czasowego wstrzymania budowy rurociągu w odległości 20 mil od jeziora Oahe, które jest uważane za święte przez rdzenne plemiona w regionie. BBC
...
Naprawde swiete tereny? Czy jak zwykle chodzi o kase?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:17, 16 Wrz 2016 Temat postu: |
|
|
Ostatnia bitwa Indian Dakota. Nafciarze krytykują wstrzymanie budowy rurociągu
wyślij
drukuj
pch,az | publikacja: 16.09.2016 | aktualizacja: 07:11 wyślij
drukuj
Przeciwko budowie rurociągu protestują Indianie mieszkający w północnej Dakocie (fot. PAP/EPA/SHAWN THEW)
Amerykańska branża paliwowa krytykuje Biały Dom za decyzję o wstrzymaniu budowy rurociągu, którego trasa przebiegać ma od Północnej Dakoty do Illinois. Powodem takiej decyzji władz są protesty Indian, rdzennych mieszkańców USA. Paliwowi biznesmeni uważają, że rząd przekroczył swoje uprawnienia.
Kontrowersyjny rurociag przez święte tereny Siuksów ma zielone światło
Przeciwko decyzji Białego Domu protestują nie tylko przedstawiciele przemysłu naftowego, ale również pracodawcy. Uważają oni, że dzięki rurociągowi powstanie nawet 12 tysięcy mniejsc pracy, a tylko w najbliższym czasie przyniesie on gospodarce 156 milionów dolarów zysku. Przeciwnicy z kolei twierdzą, że kwestie ochrony środowiska są ważniejsze niż korzyści ekonomiczne.
Dakotowie walczą o Missouri
Przeciwko budowie rurociągu protestują Indianie mieszkający w północnej Dakocie. Wspierają ich aktywiści z całego świata. Nie obyło się bez aresztowań. Rdzenni mieszkańcy USA uważają, że inwestycja zagraża m.in. rzece Missouri, która jest dla nich źródłem wody pitnej. Podkreślają, że budowa przekracza granice rezerwatu.
Strategiczna inwestycja
Amerykańskie media uważają, że w tej chwili nie ma pomysłu aby pogodzić obie strony konfliktu, który nabrał światowego rozgłosu. Wartość tego projektu oceniana jest na blisko cztery miliardy dolarów. Rurociąg ma mieć długość około dwóch tysięcy kilometrów. Inwestycja ta w przyszłości ma zmniejszyć koszty transportu ropy z Pólnocnej Dakoty do środkowych części kraju. Dzięki temu cena surowca będzie niższa, co pozwoli skuteczniej konkurować z ropą sprowadzaną z Kanady. IAR
...
Kolejny taki fakt.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:28, 28 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Władze tłumią protest Indian przeciw budowie ropociągu
Władze tłumią protest Indian przeciw budowie ropociągu
Dzisiaj, 28 października (06:30)
Trwający od kilku miesięcy protest Indian w stanie Dakota Północna przeciw budowie ropociągu grozi siłową konfrontacją. Około 200 protestujących okupuje tam prywatne tereny domagając się przerwania inwestycji. Władze przystąpiły do likwidacji ogniska protestu.
Protest Indian w stanie Dakota Północna
/SHAWN THEW /PAP/EPA
Przedmiotem sporu jest budowany kosztem 3,8 miliarda dolarów ropociąg, znany pod skrótem DAPL (Dakota Access Pipeline), którym ma płynąć ropa z łupków z Północnej Dakoty do Patoka w stanie Illinois, skąd będzie transportowana do rafinerii nad Zatoką Meksykańską. Indianie z plemienia Standing Rock Sioux mieszkający w Dakocie Płn. twierdzą, że ropociąg grozi zanieczyszczeniem wody pitnej doprowadzanej z rzeki Missouri i bezczeszczeniem ich świętych miejsc.
Latem tego roku Indianie wnieśli pozew przeciw budowie ropociągu, argumentując, że rozpoczęto ją bez konsultacji z samorządem Standing Rock Sioux. Sąd federalny w Waszyngtonie wydał orzeczenie na niekorzyść plemienia. Ponad 1000 Indian, w tym przedstawiciele innych plemion, i solidaryzujących się z nimi działaczy rozbiło obozowisko na terenie budowy.
Przeciw inwestycji protestują także zwolennicy restrykcji na eksploatację tradycyjnych źródeł energii, jak ropa i węgiel, które przyczyniają się do niebezpiecznego w skutkach ocieplania się klimatu. W obozie protestujących zjawili się m.in. znani lewicowi politycy, jak senator Bernie Sanders, afroamerykański przywódca Jesse Jackson, i kandydatka Partii Zielonych w tegorocznych wyborach, Jill Stein. Na teren budowy przyjechali zaangażowani politycznie aktorzy, jak Mark Ruffalo i Shailene Woodley.
Władze aresztowały ponad 260 uczestników protestu. W czwartek wojsko w pojazdach opancerzonych i policja w oporządzeniu do tłumienia rozruchów (w hełmach, kamizelkach kuloodpornych i z tarczami) przystąpiły do likwidacji obozowiska. Operację rozpoczęto nazajutrz po tym jak demonstranci odmówili dobrowolnego opuszczenia okupowanych terenów, będących własnością budowniczego ropociągu, firmy Energy Transfer Partners.
Wodzowie plemienia Standing Rock Sioux zapowiadają, że nawet jeśli nastąpią kolejne aresztowania, protest będzie kontynuowany.
W Dakocie Północnej znajduje się rezerwat Pine Ridge, znany jako jedno z najbiedniejszych miejsce w USA. W latach 70. ubiegłego wieku był on terenem radykalnego ruchu Indian domagających się uznania ich praw wynikających z traktatów zawieranych przez rząd USA z plemionami, które były systematycznie łamane.
...
Wyrzut sumienia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 10:01, 11 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Indianie nie chcą rurociągu. Protestują przed Białym Domem
Indianie nie chcą rurociągu. Protestują przed Białym Domem
Wczoraj, 10 marca (21:15)
Indianie z Dakoty Północnej nie dają za wygraną. I protestują przed Białym Domem przeciwko budowie ropociągu, który ma przebiegać w pobliżu ich rezerwatu. Donald Trump chce postawić jednak na swoim. Już w pierwszych dniach swojej prezydentury podpisał rozporządzenie w sprawie budowy kontrowersyjnych rurociągów, które wcześniej oprotestowali ekolodzy, a także Indianie.
Indianie protestują przed Białym Domem
/Paweł Żuchowski /RMF FM
Indianie z Dakoty Północnej protestują przed Białym Domem przeciwko budowie ropociągu, który ma przebiegać w pobliżu ich rezerwatu. /Paweł Żuchowski, RMF FM
Ropociąg Dacota Access, który ma mieć 2 tysiące kilometrów jest niemal ukończony. Kością niezgody jest właśnie fragment tuż obok rezerwatu Siuksów. Cała ta inwestycja ma pochłonąć niemal 4 miliardy dolarów. Ropociąg miałby zostać położony pod dnem rzeki Missouri.
Indianie z rezerwatu Standing Rock przywołują starą legendę o czarnym wężu, który ma zanieczyścić ich ziemię i wodę, którą czerpią właśnie z tej rzeki. Obawiają się katastrofy ekologicznej. Podkreślają też, że ropociąg ma powstać na świętej ziemi. Tam, według nich, leżą prochy ich przodków. Chociaż według wielu ekspertów jest to nieprawda. W każdym razie Indianie zapowiadają, że nie zamierzają odpuścić. Chcą protestować do skutku.
Do Waszyngtonu przyjechała naprawdę duża grupa Indian z różnych plemion. Rozbili wioskę indiańską, czyli Tipi Camp w jednym z najbardziej reprezentacyjnych i najważniejszych miejsc stolicy USA - tuż obok Monumentu Waszyngtona. Przy okazji wioska stała się wielką atrakcją turystyczną.
Indianie uważają, że biały człowiek chce kolejny raz ich okraść. W 1868 roku podpisali specjalny traktat, według którego tereny na zachód od rzeki Missouri miały należeć właśnie do nich. Ale oczywiście zapisy tego dokumentu zostały złamane. Utworzono kilka rezerwatów.
W 1980 roku Sąd Najwyższy potwierdził w swym orzeczeniu, że Indianie zostali oszukani. Przyznano im odszkodowanie. Ale Indianie nie chcą tych pieniędzy. Dziś to już grubo ponad miliard dolarów. Nie przyjmują ich dlatego, że woleliby zwrotu terenów, które zostały im skradzione.
Indianie z Dakoty Północnej protestują przed Białym Domem (9 zdjęć)
+ 6
Sprawa jest bardzo trudna i pewnie nie szybko będzie rozwiązana. Donald Trump raczej nie jest skłonny ustąpić z ropociągiem i sprawić, by został on poprowadzony inną drogą. Uważa, że to jest w interesie Ameryki.
To nie jest tak, że Indianie dopiero teraz zaczęli protestować. Budowie ropociągu w pobliżu ich rezerwatu sprzeciwiają się od dawna. W ubiegłym roku w czasie protestów doszło nawet do starć z policją.
W grudniu, niemal przed samym końcem swojej prezydentury, Barack Obama zablokował inwestycję. Wówczas Indianie bardzo się ucieszyli, bo ówczesna administracja uznała, że trzeba wytyczyć inną trasę dla ropociągu.
W pierwszych dniach prezydentury nowe rozporządzenie w tej sprawie podpisał Donald Trump, który ma inne zdanie niż Obama.
(łł)
Paweł Żuchowski
...
Trzeba rozwazyc madrze.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:18, 11 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Masakra plemienia w Brazylii. Górnicy "kroili ich ciała i wyrzucali do rzeki"
Masakra plemienia w Brazylii. Górnicy "kroili ich ciała i wyrzucali do rzeki"
1 godz. 53 minuty temu
Masakra w Brazylii. Górnicy pracujący w kopalni złota spotkali członków jednego z plemion mieszkającego na tych obszarach. Mężczyźni zmasakrowali 10 członków plemienia - informuje dziennik "Independent". To już kolejna taka sytuacja. Aktywiści alarmują, że może dojść do ludobójstwa odizolowanych od świata grup.
Zdj. ilustracyjne
/FERNANDO BIZERRA JR /PAP/EPA
Sprawa wyszła na jaw, gdy górnicy wybrali się do baru przy granicy z Kolumbią. Tam zaczęli chwalić się morderstwami. Szczycili się tym, że kroili ciała i wyrzucali je do rzeki - mówi Leila Silvia Burger Sotto-Maior z agencji Funai, która pomaga pierwotnym plemionom w Brazylii.
Prokurator Pablo Luz de Beltrand poinformował, że wszczęto w tej sprawie śledztwo. Prawdopodobnie do zbrodni doszło nieopodal Vale do Javari, będącego jednym z największych rezerwatów w Brazylii. Terytoria są olbrzymie, a nasz dostęp jest ograniczony. Z niektórymi z plemion nie można się skontaktować, nawet agencja Funai ma niewiele informacji. To bardzo trudne śledztwo, które wymaga współpracy wszystkich departamentów - zaznaczył prokurator.
To już drugie tak trudne śledztwo, które prokuratura wszczęła w tym roku. W lutym w tym samym regionie także doszło do morderstw rdzennych ludów. Wcześniej nie dochodziło do takich sytuacji - mówi Beltrand.
Aktywiści zwracają uwagę, że z powodu ograniczonych informacji o regionie, liczba egzekucji amazońskich plemion może być większa. Jeśli doniesienia się potwierdzą, to będzie to kolejna porażka brazylijskiego rządu, który nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa rdzennym ludom, a przecież to jest zapisane w konstytucji - mówił Sarah Shenker z Survival International.
Brazylijski rząd w tym roku ograniczył finansowanie placówek, które utrzymywały kontakty z plemionami w kraju. W kwietniu trzeba było zamknąć pięć z 19 baz, które monitorują działania plemion. Trzy z zamkniętych placówek znajdowały się w Vale do Javari, gdzie górnicy zabili 10 osób.
Szacuje się, że w Brazylii żyją nawet 103 odizolowane od świata plemiona.
(az)
...
Zagłada Indian trwa. To nie jest czas przeszly.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:12, 20 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
Ostatni członek wymarłego plemienia odnaleziony w Puszczy Amazońskiej.
Brazylijska agencja zajmująca się ochroną praw Indian i ich dziedzictwa kulturowego (FUNAI) pokazała film, na którym widać ostatniego członka nieistniejącego już plemienia, które mieszkało kiedyś w Puszczy Amazońskiej. Mężczyzna prawdopodobnie żyje w samotności od 22 lat.
...
Prawdziwy dramat.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 8:57, 23 Lip 2018 Temat postu: |
|
|
JEDYNY OCALAŁY Z WYMORDOWANEGO PLEMIENIA. OD PONAD 22 LAT ŻYJE SAMOTNIE
ŚWIAT Sobota, 21 lipca (17:55)
Udostępnij
Komentuj (528)
528
Do sieci trafiło nagranie, które wywołało sensację. Przedstawia mężczyznę usiłującego ściąć drzewo w środku Amazonii. To - jak ustalili naukowcy - około 50-latek, który od ponad 22 lat żyje samotnie. Jego plemię zostało wymordowane. Nazywany jest "człowiekiem z dziury".
/YouTube /Zrzut ekranu
/YouTube /Zrzut ekranu
Film powstał w brazylijskim regionie Rondônia. Ukazuje półnagiego mężczyznę, którego wiek oceniono na około 50 lat. Las, w którym żyje, jest otoczony przez farmy i rancza.
REKLAMA
Mężczyzna był obserwowany od 1996 roku - rok po masakrze, w której stracił bliskich. Brazylijska agencja zajmująca się ochroną praw Indian i ich dziedzictwa kulturowego (FUNAI) podkreśla, że nigdy wcześniej nie został jednak zarejestrowany w tak dokładny sposób, jak na najnowszym nagraniu.
O tubylcu nie wiadomo wiele, mimo że był on częstym tematem badań, artykułów czy książek. Uznaje się, że nikt ze świata zewnętrznego nie miał z nim kontaktu.
Naukowcy twierdzą, że jest on jedynym żywym członkiem plemienia wymordowanego w 1995 roku przez farmerów. Plemienia nigdy nie nazwano, nieznany jest także język, jakiego używali jego członkowie.
Mężczyzna ma się dobrze - mówi w rozmowie z The Guardian Altair Algayer z agencji FUNAI. Poluje, uprawia na swój użytek papaje i kukurydzę - dodaje.
Jest symbolem czegoś, co tracimy - ogromnej różnorodności - mówi Fiona Watson z organizacji non-profit zajmującej się prawami plemion.
...
Jeszcze dzis mamy eksterminacje Indian jak we wspanialy XIX wieku.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|