Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Mafia pokonała Tuska!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 22, 23, 24  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:28, 23 Lut 2015    Temat postu:

Radio Rzeszów

Bulwersujące odkrycia w tarnobrzeskim magistracie

Damskie pantofelki i skórzane buty za kilkaset złotych - jako obuwie robocze do prac interwencyjnych - zakupił w ubiegłym roku Urząd Miasta w Tarnobrzegu. To pierwsze ustalenia wewnętrznej kontroli magistratu zleconej przez Grzegorza Kiełba na starcie jego prezydentury - podaje Radio Rzeszów.

Prowadzony tam od niespełna trzech miesięcy audyt wykazał także zakup akcesoriów samochodowych, które do służbowych pojazdów ani nie pasowały, ani do nich nie trafiły. Odbiór akumulatorów i opon pokwitowany podpisami kierowców urzędu nigdy nie nastąpił, a sami kierowcy oświadczyli, że ich podpisy zostały sfałszowane.

Zatuszowaniu tego procederu miało prawdopodobnie służyć poplamienie oryginalnych faktur w miejscach wpisania szczegółów pozwalających na identyfikację towaru. Sprawę ostatecznie wyjaśniły duplikaty. Mimo wystawionych faktur zakupy na łączną kwotę kilkunastu tysięcy złotych nie zostały wprowadzone do ewidencji.

Osoby odpowiedzialne za ich zamawianie i rejestrowanie prezydent zwolnił z pracy. Urzędnicze posady stracili były naczelnik i pracownica Wydziału Organizacyjnego. Grzegorz Kiełb zapowiedział, że skieruje sprawę do prokuratury. Jego radcy prawni przygotowują już stosowną dokumentację.

>>>

Top niezbedne minimum zakupow .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:14, 25 Lut 2015    Temat postu:

Urzędnicy winni pożaru w Kamieniu Pomorskim

Dwoje byłych urzędników winnych w sprawie tragicznego pożaru w Kamieniu Pomorskim, do którego doszło 6 lat temu. Sąd Okręgowy w Szczecinie skazał Krzysztofa G., byłego dyrektora Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, na 3 lata więzienia, a Barbarę K., starszego inspektora do spraw inwestycyjno-budowlanych, na 2 lata pozbawienia wolności.

Zarówno Krzysztof G., jak i Barbara K. byli oskarżeni o niedopełnienie obowiązków. Budynek socjalny nie spełniał norm prawa budowlanego, nie dokonywano również jego okresowych kontroli - uzasadniał w mowie końcowej prokurator.

Działanie oskarżonych miało doprowadzić do tragicznego pożaru w budynku w Kamieniu Pomorskim. W poniedziałek wielkanocny 2009 roku zginęło 23 osoby, w tym 13 dzieci. Był to jeden z najtragiczniejszych pożarów w historii powojennej Polski.

Obrońcy domagali się uniewinnienia swoich klientów.

Czego żądał prokurator?

18 lutego prokurator zażądał dla dwojga byłych urzędników z Kamienia Pomorskiego kar 4,5 roku oraz 2,5 roku więzienia.

Prokurator chciał też zakazu dla obojga wykonywania zawodu zarządcy nieruchomości na - kolejno - 6 i 4 lata. Dla byłego dyrektora wnosił też o zakaz sprawowania stanowisk kierowniczych w administracji państwowej i samorządowej na 6 lat.

...

Nie pchajcie sie bezmyslnie do wladzy bo wtedy ponosicie odpowiedzialnosc i to najwazniejsza ... PRZED BOGIEM !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:52, 02 Mar 2015    Temat postu:

~emeryt : Szanowni Państwo, znam tę formację policyjną, gdyż służyłem w niej ponad 30 lat. W 2012 roku, gdy już przeszedłem w stan spoczynku przyjęli od mojej pijanej w tym czasie żony zawiadomienie o przestępstwie znęcania się, uszkodzenia ciała i zatrzymania dowodu osobistego oraz karty bankomatowej, której byłem prawnym posiadaczem. Przyjęli w domu złośliwych sąsiadów, którzy dyktowali do protokołu treść zawiadomienia i zeznań. Zadziwiającym jest fakt, że nie zweryfikowali od razu zgłoszenia, które kwalifikowało się co najwyżej na interwencję. Obawiali się, że upadnie misternie utkana intryga. Z utrwalonej relacji dzielnicowego wynika, ze czynili tak na polecenie Komendanta Policji, z którym powyższy tryb postępowania uzgadniał były of. SB, który w okresie pełnienia służby ciągle mnie indagował skąd mam pieniądze na budowę domu (przez blisko 18 lat pracowałem dodatkowo poza służbą). Obawiając się kłopotów związanych z przekroczeniem uprawnień i niedopełnieniem obowiązków służbowych, aby zakneblować mi usta pisali nieprawdziwe notatki i składali nieprawdziwe, skandaliczne zeznania. Chociaż moja żona na drugi dzień, gdy wytrzeźwiała, odwołała wszystko, to prowadzili postępowanie w sposób wyjątkowo tendencyjny. Dzielnicowy nakłaniał moją chorą, uzależnioną od alkoholu żonę, aby się ze mną rozwiodła, to łatwiej mnie będzie oskarżyć i skazać. Powoływał się przy tym na rzekome polecenia prokuratora nadzorującego śledztwo. Jeśli nawet takie polecenia były, to przecież prokurator przekazywał je drogą służbową za pośrednictwem Komendanta Miejskiego Policji. Postępowanie prowadził Prokurator Rejonowy z tego samego okręgu co KMP. Pomimo wystąpień moich i mojej żony do Prokuratora Generalnego o wyłączenie prokuratora z uwagi na powiązania służbowe i towarzyskie z kierownictwem miejscowej jednostki oraz charakter pełnionej przeze mnie służby i działalności społecznej, nie uwzględniono naszych wniosków. Zaszczuci przez funkcjonariuszy jak i prokuratora moja żona jak i ja podejmowaliśmy próby samobójcze. Dwukrotnie rozbiłem samochód, z uwagi na stan psychiczny do jakiego mnie doprowadzono. Nakłaniano rodzinę mojej żony i koleżanki z jej pracy do składania nieprawdziwych, obciążających mnie zeznań. Grożąc, że jeżeli nie będą mnie oskarżać, to ja zabiję żonę. Zastraszano nasze dzieci. Oparto się na nieprawdziwych, skandalicznych zeznaniach skonfliktowanego sąsiada i jego żony. Jestem przekonany, że sąsiad ze swoją żoną musieli co najmniej otrzymać gwarancje bezkarności za złożenie tak skandalicznych, nieprawdziwych zeznań. Biorąc pod uwagę moją wzorowo pełnioną służbę i działalność społeczną na rzecz środowiska kosztem prywatnego czasu, który zabierałem rodzinie, a także chorobę małżonki miałem prawo oczekiwać rzetelnie przeprowadzonego postępowania, a nie tworzenia nieprawdziwych dowodów. Uważam, że Komendant jako policjant, oficer, a przede wszystkim człowiek winien udzielić pomocy mnie, a przede wszystkim mojej chorej żonie. Poświęciłem służbie całe swoje zawodowe życie. Faktem jest, że ujawniałem i piętnowałem zło, lecz nie byłem przecież nawiedzony i z niczym nie przesadzałem, a wręcz odwrotnie. Zniszczono życie mnie i mojej Rodzinie, licząc, że popełnię skutecznie samobójstwo i zabiorę do przysłowiowego grobu wiadomości dot. działalności tej jednostki. W akcie oskarżenia znalazły się sformułowania, które nie mają jakiegokolwiek oparcia w zgromadzonym "materiale dowodowym"i są sprzeczne z faktami. Złośliwy sąsiad, nie pozwala nam teraz żyć, nasyłając różnego rodzaju kontrole. Czuje się bowiem bezkarny, gdyż pozostaje w swoistej zmowie z policjantami, obawiającymi się odpowiedzialności za przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków służbowych. Nie pozwalano mi niczego wyjaśnić. Prokurator Rejonowy podczas przesłuchania "darł" się na mnie. Nie wiem dlaczego, skoro "zgromadził dowody". Ostatecznie sąd na podstawie zeznań sąsiadki i jej męża skazał mnie za znieważenie żony, chociaż w co najmniej kilkunastu punktach wyartykułowałem nieprawdziwość zeznań wymienionych. Żyjemy w państwie bezprawia i powinniśmy sobie to uświadomić. Wszystkim tym policjantom, którzy fałszywie zeznawali i nakłaniali do fałszywych zeznań, życzę, aby to "dobro" wróciło do nich i ich rodzin. A może ktoś uzna, że znieważam Policję? Może w demokratycznym państwie prawa, jakim chce mienić się RP nie wolno krytykować bezprawia? Pozdrawiam, Polska południowa

...

Takie rzeczy ludzie pisza .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 17:45, 04 Mar 2015    Temat postu:

Marszałkowie i członkowie zarządu mają aż sześciu doradców - Nowiny 24

Asystenci zarabiają średnio 3,2 tys. zł. - To kompetentni ludzie - zapewnia rzecznik podkarpackiego marszałka.

Zarząd województwa podkarpackiego, oprócz sześciorga doradców, ma do dyspozycji sześć sekretarek, sekretarza, który także ma sekretarkę, dyrektora kancelarii zarządu - i tutaj jest sekretarka - sześcioosobowe biuro prasowe, oddział współpracy z samorządami i organizacjami, oddział współpracy międzynarodowej i biuro koordynacyjne zarządu. Na czele trzech ostatnich wymienionych oddziałów stoją kierownicy.

Teraz zarząd zatrudnia pięcioro doradców. Są to: Krystyna Kasprzyk, Jolanta Kozłowska, Andrzej Ćwierz, Jerzy Klisowski i Mateusz Werner. Ostatnio wicemarszałek Stanisław Kruczek też zatrudnił doradcę-asystenta. Został nim Bartłomiej Ćwikła.

- Będzie pracował nie tylko dla mnie, ale i dla zarządu - zapewnia wicemarszałek. - To młody człowiek, dopiero po studiach - dodaje. Doradcy zarabiają średnio 3200 zł brutto.

Zatrudnili swoich

Sejmikowa opozycja nie ma wątpliwości, że zarząd na stanowiska asystentów zatrudnił swoich ludzi. - Nie patrzą na kompetencje, tylko zatrudniają swoich za zasługi - ocenia jeden z radnych PSL. - Żeby to jeszcze byli ludzie przygotowani merytorycznie, tobym się nie dziwił, ale to są ludzie po prostu wierni PiS-owi.

Jako przykład radny podaje Jolantę Kozłowską. - To jest doradca marszałka do spraw międzynarodowych. Ta pani była konsulem w Kolonii, została zwolniona dyscyplinarnie przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych. To chyba o czymś świadczy. Podobnie jest z panią Krystyną Kasprzyk. Była dyrektorem krośnieńskiego domu kultury, zwolniono ją za brak kompetencji, potem została dyrektorem Jasielskiego Domu Kultury, też ją zwolnili. A teraz doradza wicemarszałek Marii Kurowskiej, która jest przecież z Jasła - wylicza.

- To są ludzie kompetentni, którzy dobrze i ciężko pracują - twierdzi Tomasz Leyko, rzecznik marszałka. - Każdy z asystentów odpowiada za inną działkę, każdy jest ze swojej pracy rozliczany.

W tej chwili w urzędzie marszałkowskim pracuje ponad 800 osób. Sześcioro doradców zatrudnionych jest na umowy o pracę, jeden z nich - były poseł PiS Andrzej Ćwierz - pracuje na połowę etatu. Jego umowa wygasa 31 marca.

Walczą z biurokracją

Dr Krzysztof Prendecki, socjolog z Politechniki Rzeszowskiej, ostro ocenia takie działania władz województwa.

- Już w 1986 roku Józef Maria Bocheński w "Stu zabobonach" pisał: "Urzędnicy mają bowiem naturalną skłonność do mnożenia się jak króliki" - tłumaczy Prendecki. - Wszystko po to, aby zapewnić posady swoim kuzynom i przyjaciołom. Niestety, patologiczny rozrost biurokracji mamy obecnie większy niż za tzw. komuny, pomimo niesłychanego postępu informacyjno-komunikacyjnego. Partie głównego nurtu walczą z biurokracją na zasadzie: ich wywalimy, wsadzimy swoich. Młodzi ludzie często stoją przed wyborem: albo zapiszą się do odpowiedniej partii, albo wyjadą na Wyspy - ocenia socjolog.

....

Józef Maria Bocheński w "Stu zabobonach"
"Urzędnicy mają bowiem naturalną skłonność do mnożenia się jak króliki"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:58, 19 Mar 2015    Temat postu:

Czym jeżdżą urzędnicy państwowi?

Fundacja Republikańska opublikowała raport dotyczący floty samochodowej wszystkich podmiotów finansowanych z budżetu państwa. Okazuje się, że polscy urzędnicy mają do dyspozycji kilka tysięcy aut służbowych.

"Samochody w instytucjach publicznych" to ponad 20-stronnicowy raport, z którego wynika m. in., że najwięcej luksusowych samochodów mają ministerstwa obsadzone przez PSL.

Z analiz wynika również, że większość urzędów wojewódzkich preferuje auta terenowe, klasy SUV i typowo rekreacyjne, których zakup przez instytucje finansowane z kieszeni podatnika jest całkowicie nieuzasadniony.

...

O no prosze !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:06, 27 Mar 2015    Temat postu:

Sąd przyznał odszkodowanie Rybczyńskiemu za zwolnienie z CeTA

Wrocławski sad przyznał reżyserowi Zbigniewowi Rybczyńskiemu 20 tys. zł odszkodowania za niezgodne z prawem zwolnienie z Centrum Technologii Audiowizualnych (CeTA). Umowę z reżyserem, który był dyrektorem artystycznym w CeTA, rozwiązano w październiku 2013 r.

Jak poinformowała PAP w piątek Monika Mora z biura prasowego Sądu Okręgowego we Wrocławiu, sąd uznał, że pracodawca rozwiązał umowę niezgodnie z prawem, ponieważ nie zachował odpowiedniego okresu wypowiedzenia.

- Z tego tytułu przyznał powodowi jednorazowe odszkodowanie w kwocie 20 tys. zł z odsetkami oraz nadał temu orzeczeniu klauzulę natychmiastowej wykonalności - dodała Mora.

Na początku października 2013 r. dyrektor CeTA Robert Banasiak poinformował o rozwiązaniu umowy o pracę z Rybczyńskim, który w CeTA był dyrektorem artystycznym. Jednocześnie przekazał, że zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, które miało polegać "na wyprowadzeniu środków publicznych z Wytwórni Filmów Fabularnych WFF we Wrocławiu, a potem z CeTA; podrabianiu dokumentów, niegospodarności oraz zawieraniu niekorzystnych umów w zakresie wykonywanych na rzecz instytucji prac i usług". Doniesienie dotyczyło poprzedniej dyrekcji instytucji. Wymieniono w nim nazwiska b. dyrektora Roberta Gawłowskiego, Zbigniewa Rybczyńskiego oraz kierownika jednego z projektów Dawida Kmiecika.

Z kolei Rybczyński złożył doniesienie do wrocławskiej prokuratury na ówczesnego ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego oraz Banasiaka, argumentując, że zbyt późno zawiadomiono śledczych o nieprawidłowościach. Rybczyński twierdził, że na początku marca 2012 r. wykrył, iż środki przeznaczone na powstanie CeTA zostały sprzeniewierzone m.in. na zatrudnianie fikcyjnych osób, zawyżanie rachunków czy kilkukrotne fakturowanie tych samych robót. Twierdził, że informował o tym ministerstwo.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego komentowało wtedy, że "nie chce przesądzać o winie" Rybczyńskiego; na podstawie informacji otrzymanych m.in. z Urzędu Kontroli Skarbowej. Resort kultury nieprawidłowości określał jednak jako "poważne".

W październiku 2014 r. Rybczyński wygrał przed wrocławskim sądem proces o zniesławienie przez Zdrojewskiego, który powiedział w wywiadzie dla lokalnej gazety, że Rybczyński "żądał zatrudnienia swojej żony (w CeTA-PAP) na stanowisku dyrektorskim, ale otrzymał odmowę". Ta wypowiedź stała się powodem pozwu o naruszenie dóbr osobistych. B. minister kultury, obecnie europoseł PO, ma przeprosić Rybczyńskiego za tę wypowiedź. Wyrok nie jest prawomocny. Zdrojewski zapowiedział apelację.

Cywilny proces, w którym Rybczyński pozwał Zdrojewskiego, ma się również toczyć przed warszawskim sądem. Oprócz Zdrojewskiego, b. dyrektor artystyczny CeTA pozwał Skarb Państwa oraz Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego; domaga się od nich zadośćuczynienia w kwocie 100 tys. zł.

Zbigniew Rybczyński jest absolwentem wydziału operatorskiego łódzkiej filmówki. Reżyser jest laureatem Oscara z 1983 r. za film krótkometrażowy "Tango".

...

Cos tu smierdzi .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:33, 11 Kwi 2015    Temat postu:

Zorganizowali protest w sprawie smogu. Teraz grozi im więzienie
Piotr Halicki

Zorganizowali protest w sprawie smogu. Teraz grozi im więzienie - PAP

Za naruszenie miru będą odpowiadać ekolodzy, którzy w środę zorganizowali w Warszawie protest przeciwko polityce rządu w sprawie ochrony powietrza w Polsce. Stołeczni policjanci zatrzymali w sumie siedem osób, które rozwiesiły wielki transparent na gmachu ministerstwa środowiska. Grozi im nawet do roku więzienia.

Wszystko wydarzyło się w środę rano. Tuż po godz. 8 kilku śmiałków, wyposażonych w sprzęt wspinaczkowy, weszło na dach budynku Ministerstwa Środowiska przy ul. Wawelskiej w Warszawie i rozwiesiło na jego fasadzie wielki transparent. Widniały na nim trzy podobizny szefa resortu Macieja Grabowskiego, który "zakrywał" usta, oczy i uszy. Pod rysunkami znajdował się napis: "Smog nas truje, dlaczego minister nie reaguje?".

Okazało się, że to protest zorganizowany przez aktywistów z ekologicznej organizacji Greenpeace. Jak podkreślali jej członkowie, to właśnie do ministra środowiska należy poprawa jakości powietrza w Polsce, a on tymczasem cały czas - ich zdaniem – lekceważy problem, pozorując tylko podejmowanie kroków na rzecz zmiany.

- Zaniedbania ministra Grabowskiego w próbach rozwiązania problemu zanieczyszczenia powietrza są skandaliczne i zagrażają zdrowiu nas wszystkich. Bez prawnie wiążących działań zmierzających do zmniejszenia poziomu zanieczyszczeń ze wszystkich źródeł, nic się nie zmieni. Będziemy dalej wdychać toksyczny koktajl, który powoduje przedwczesną śmierć około 45 tys. osób rocznie – powiedział Iwo Łoś, ekspert ds. energetyki w Greenpeace.

Na miejsce wezwani zostali policjanci. – Funkcjonariusze zabezpieczali teren wokół budynku i wzywali do zejścia z jego dachu. Protest trwał kilka godzin, podczas których na miejsce wezwano policyjnych negocjatorów, którzy rozmawiali z przebywającymi na dachu i wiszącymi na budynku protestującymi – relacjonuje aspirant Edyta Wisowska z Komendy Rejonowej Policji Warszawa III.

Po zejściu z budynku aktywiści zostali przez mundurowych zatrzymani. Do komendy przy ul. Opaczewskiej na Ochocie trafiło w sumie siedem osób - dwie obywatelki Austrii, jeden Węgier i czworo Polaków.

- Dzisiaj wszyscy usłyszą zarzuty za naruszenie miru. Może im grozić kara do roku pozbawienia wolności – poinformowała Edyta Wisowska.

...

Znowu z tym mirem . Nauczyli się nowego słowa . Radzieckiego . Miru mir !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:34, 22 Kwi 2015    Temat postu:

Kolejny urzędniczy absurd. Strona GIIF czynna od 8:30 do 15:30

[link widoczny dla zalogowanych]

Prawnik i dziennikarz obywatelski Piotr "VaGla" Waglowski słynący w sieci z tropienia prawnych i urzędniczych absurdów odkrył kolejną groteskową sprawę. Okazuje się, że strona Generalnego Inspektora Informacji Finansowej jest czynna od 8:30 do 15:30.

Należy zacząć od tego, że - jak zauważa portal Spider'sWeb - strona Generalnego Inspektora Informacji Finansowej działa tylko w przeglądarce Internet Explorer i to po zainstalowaniu odpowiednich dodatków i zainstalowaniu właściwych certyfikatów.

To jednak nie koniec. Piotr Waglowski, bloger, prawnik i dziennikarz obywatelski zwrócił uwagę, że ta strona dostępna jest tylko od godziny 8:30 do 15:30.

"Strona Generalnego Inspektora Informacji Finansowej działa w dni robocze od 8:30 do 15:30." pic.twitter.com/ef6MMdDzVh
— VaGla (@VaGla)April 21, 2015

Generalny Inspektor Informacji Finansowej to organ powołany ustawą z 2000 roku o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu. Inspektora powołuje premier na wniosek ministra finansów. Jego główne kompetencje to przestrzeganie, aby w obrocie finansowym nie znajdowały się pieniądze z nielegalnych bądź nieujawnionych źródeł.

Strona Generalnego Inspektora Informacji Finansowej może służyć m.in. do przesyłania podpisanych i zaszyfrowanych wykazów transakcji. Jednak obecnie jest to możliwe tylko w wyznaczonych przez GIIF godzinach.

..

Serwery też muszą odpocząć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 20:36, 24 Kwi 2015    Temat postu:

Biurokraci zablokowali ujawnienie majątków

Nie będzie powszechnej i jawnej lustracji majątków niemal wszystkich urzędników państwowych i samorządowych. Pod naporem gigantycznych protestów resort sprawiedliwości zrezygnował z rozszerzenia wymogu oświadczeń majątkowych na 330 tysięcy urzędników - pisze "Puls Biznesu".

Jak mówi gazecie wiceminister sprawiedliwości Jerzy Kozdroń, do projektu napłynęło 800 stron zastrzeżeń i protestów praktycznie ze wszystkich środowisk, które miały być objęte obowiązkiem składania oświadczeń majątkowych.

"Doszliśmy do wniosku, że stworzenie takiego projektu, który nie budziłby kolejnych protestów, byłoby niezwykle trudno. Tym bardziej, że minimalne są szanse na to, by udało się go jeszcze w tej kadencji szeroko skonsultować i przeprowadzić w parlamencie. Niewykluczone, że wrócimy do niego po wyborach" - mówi Jerzy Kozdroń.

...

Nikt nie lubi ujawniać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:29, 30 Kwi 2015    Temat postu:

"Zniosę dziurawe drogi i pieniądze wydawane na błoto, ale tego już za wiele"

Kto powinien pomóc niepełnosprawnemu w urzędzie?

- Ja wszystko zniosę: dziurawe drogi, pieniądze wydawane w błoto, ale tego już jest za wiele - tak o sytuacji, do jakiej doszło dzisiaj w Urzędzie Skarbowym Kraków-Śródmieście, mówi świadek całej sytuacji. Jak relacjonuje, mężczyzna na wózku inwalidzkim przez kilka godzin czekał na pomoc, jednak żaden z urzędników nie reagował. Problemu nie widzi rzecznik Izby Skarbowej w Krakowie.

Do krakowskiej redakcji Onetu zadzwonił dzisiaj zdenerwowany użytkownik z prośbą o interwencję ws. wydarzeń, jakie miały miejsce w Urzędzie Skarbowym Kraków-Śródmieście przy ul. Krowoderskich Zuchów.

- Stałem w kolejce, kiedy zauważyłem niepełnosprawnego starszego mężczyznę, który potrzebował pomocy. Siedział przed komputerem i od razu było widać, że nie może sobie poradzić - relacjonuje nasz użytkownik. W tym samym czasie w urzędzie obsługą petentów zajmowały się cztery osoby, jednak żadna z nich nie podeszła do niepełnosprawnego, żeby mu pomóc. - Zapytałem, dlaczego nikt nie podejdzie do tego mężczyzny, żeby mu pomóc, ale oczywiście nikt się nie zainteresował - twierdzi nasz rozmówca.

Co więcej, po chwili awanturę w urzędzie zrobiła jedna z oczekujących kobiet, która zarzuciła niepełnosprawnemu mężczyźnie, że ten... zbyt długo blokuje komputer. - Podeszła do "Informacji", powiedziała, że to skandal, a urzędnik zaprosił ją do pokoju naczelnika i wypełnił z nią PIT - mówi informator.

- Ja wszystko zniosę: dziurawe drogi, pieniądze wydawane w błoto, ale tego już jest za wiele. Ludzka znieczulica nie zna granic - dodaje. Dopiero po awanturze i interwencji zainteresowano się starszym mężczyzną i udzielono mu pomocy.

Inaczej całą sprawę opisuje rzecznik prasowy Izby Skarbowej w Krakowie Konrad Zawada. - Żadne nieprawidłowości nie miały miejsca. Wyjaśniliśmy tę sytuację - mówi Onetowi. I zrzuca winę na świadka całego zajścia. - Ku naszemu sporemu zaskoczeniu, sprawą zainteresowała się osoba z zewnątrz, która zwróciła uwagę, że nikt się nie zajmuje tym mężczyzną - mówi.

I właśnie ten fakt wydaje się być najbardziej zastanawiający. Bo to, że mężczyzną nie zainteresowali się inni oczekujący w kolejce petenci boli mniej. Najgorsze jest to, jeśli urzędnicy są "zaskoczeni" interwencją człowieka, który pochylił się nad problemem starszego i schorowanego mężczyzny.

...

Życzliwe urzędy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:44, 07 Maj 2015    Temat postu:

"Rzeczpospolita": drogie biura urzędników

W 2012 r. rząd wydał na wynajem 14,1 mln

Zamiast kupować biurowce, rząd woli je wynajmować. Same tylko ministerstwa na najem powierzchni biurowych wydały w 2014 r. 16,9 mln zł - informuje "Rzeczpospolita".

Na takie rozwiązanie zdecydowało się 7 z 17 resortów. A z roku na rok idzie na to coraz więcej pieniędzy – w 2012 r. rząd wydał na wynajem 14,1 mln zł, w 2013 r. – 15,3 mln zł. Zaś instytucje podległe poszczególnym ministrom płaciły kolejne dziesiątki milionów – wylicza "Rz".

Najem to standard w biznesie, ale działalność instytucji komercyjnych, np. banków, podlega zmianom w czasie – zauważa doradca rynku nieruchomości Tomasz Błeszyński. Inną politykę powinny zaś prowadzić trwałe instytucje rządowe – przekonuje.

Jak dodaje, inwestycja w nieruchomości biurowe zwraca się zwykle po 10 latach. Ministerstwom opłacałoby się więc zainwestować w nowe siedziby. A takie plany ma tylko MSZ – zauważa "Rz".

...

A zasiłki obcinac ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:32, 11 Maj 2015    Temat postu:

W Polsce wzrasta liczba urzędników. Jest ich już ponad 700 tysięcy
Tomasz Gdaniec
11 maja 2015, 11:03
GUS opublikował dane dotyczące zatrudnienia w administracji publicznej. W ciągu ubiegłego roku przybyło w Polsce ponad 5,6 tys. urzędników. Tym samym ich liczba przekroczyła 444 tys. zatrudnionych. W samorządzie pracuje obecnie ponad 260 tys. osób.

Najwięcej nowych urzędników w ubiegłym roku zatrudnił samorząd terytorialny. Pracę w lokalnych strukturach władzy znalazło 6,7 tys. osób. Większość z nich wypełnia swoje obowiązki służbowe w urzędach gmin i miast na prawach powiatów.

Liczba urzędników samorządowych oraz centralnych w Polsce od 1989 roku stale wzrasta. W roku 1989 administracja publiczna zatrudniała 160 tys. osób. W grudniu ubiegłego roku liczba ta osiągnęła poziom 444 tys. Tym samym zwiększyła się ponad 2,5 razy, przy zbliżonej liczbie ludności. Analizując przyrost kadry urzędniczej w perspektywie ostatnich 14 lat najwięcej osób zatrudniono w czasie rządów SLD. W ciągu czterech lat 2001-2005 przyjęto ponad 67 tys. osób. Dość marnie na tym tle wypada Jarosław Kaczyński i jego 13 tys. nowych urzędników. Donald Tusk wygrał wybory parlamentarne w 2007 roku między innymi, dzięki postulatowi redukcji etatów. Jednak to mu się nie udało. Co więcej, zatrudnienie w administracji znalazło 60 tys. kolejnych pracowników.

- Może być tak, że wzrost liczby urzędników jest pozorny. Kilka lat temu GUS zmienił metodologię, co wpłynęło na wyniki. Niewątpliwie jednak za taką liczbą zatrudnionych powinna iść ich jakość - mówi Wirtualnej Polsce Aleksander Łaszek, ekonomista z Forum Obywatelskiego Rozwoju. - Na szerszą skalę można by wykorzystywać centra usług wspólnych np. dla kilku gmin w zakresie księgowości. Bardzo często jest tak, że w małych gminach koszty administracyjne są większe, niż w dużych urzędach – dodaje Łaszek.

Podana przez GUS liczba urzędników to oczywiście nie wszyscy zatrudnieni w sektorze publicznym. Szacuje się, że pracuje w nim ponad 3 mln osób, czyli 20 proc. ogółu Polaków posiadających pracę. Każdego roku na obsługę sektora publicznego wydawane jest ponad 80 mld złotych z budżetu. Dodatkowo obciążają go świadczenia na rzecz emerytów, rencistów i bezrobotnych.

Wzrost liczby urzędników w Polsce jest odwrotnością trendu panującego w Unii Europejskiej. W ciągu ostatnich siedmiu lat w 19 spośród 28 państw członkowskich zlikwidowano ponad 800 tys. posad. Przyczynił się do tego kryzys ekonomiczny powodujący cięcia w wydatkach administracyjnych. Bruksela planuje kolejne cięcia związane głównie ze zmniejszeniem ilości przyznawanych dotacji.

...

Kompletna degeneracja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:21, 17 Maj 2015    Temat postu:

Europa już ich nie chce, Warszawa kupuje coraz więcej. Te urządzenia "utrudniają życie pieszym"?
Michał Fabisiak

Służą do włączania zielonego światła. Praktyka pokazuje jednak, że pożytek z nich niewielki. Mowa o przyciskach znajdujących się przy przejściach z sygnalizacją. - W większości przypadków utrudniają pieszym życie i pogarszają ich bezpieczeństwo - mówi Wirtualnej Polsce Michał Beim z Instytutu Sobieskiego. Krytycznie na temat tych urządzeń wypowiadają się również warszawiacy, z którymi rozmawialiśmy. W tej sytuacji należy zadać pytanie czy przyciski dla pieszych są potrzebne?

- Niezależnie od tego czy wcisnę guzik czy nie i tak czekam tyle samo czasu, więc do czego służą te urządzania - pyta w rozmowie z Wirtualną Polską Tomek, mieszkaniec warszawskiego Mokotowa. Postanowiliśmy zweryfikować informację naszego rozmówcy na stołecznym skrzyżowaniu, Alei Jerozolimskich z ulicą Popularną. Nasz eksperyment potwierdził to, o czym mówił czytelnik WP. Zielone światło dla pieszych zapaliło się zarówno w sytuacji, gdy nacisnęliśmy przycisk jak i wtedy, gdy tego nie zrobiliśmy. W obu przypadkach zmiana koloru nastąpiła po upływie około 40 sekund.

To nie jedyny zarzut jaki warszawiacy kierują pod adresem wspomnianych przycisków. - Auta właśnie zatrzymywały się na czerwonym świetle. Taki sam kolor palił się dla pieszych. Nacisnęłam przycisk, żeby włączyć zielone, ale zmiana koloru nie nastąpiła. Postanowiłam przejść i gdy byłam w połowie drogi, dla samochodów zapaliło się światło do jazdy - wspomina starsza pani. Opisywana sytuacja miała miejsce na skrzyżowaniu Dolinki Służewieckiej z Wilanowską w Warszawie. Podobną opowieść przytacza jeszcze kilku naszych rozmówców.

Zdaniem Michała Beima z Instytutu Sobieskiego przyciski są rozwiązaniem niszowym, z którego warto korzystać tylko w jednej sytuacji. - Jeśli trzeba zrobić przejście dla pieszych w miejscu, gdzie nie ma żadnego skrzyżowania, np. w pobliżu szkoły - uważa ekspert. I dodaje, że w pozostałych przypadkach przyciski narażają pieszych na niebezpieczeństwo.

Ekspert uważa, że tak się dzieję, gdy samochody skręcające w prawo przecinają przejście dla pieszych. - Kierowcy, którzy ruszają na zielonym świetle widzą kątem oka, że piesi mają czerwone. Stają się mniej ostrożni. Pieszy przypomina sobie o przycisku, udaje mu się zapalić zielone światło i wchodzi na jezdnie - zdaniem Beima w ten sposób często dochodzi do sytuacji kolizyjnych.

Ekspert Instytutu Sobieskiego zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. Przyciski wydłużają czas przejścia przez jezdnię w porównaniu do zielonego światła zapalanego automatycznie. - Musimy dojść do masztu, wyciągnąć dłoń, co zajmuje kilka sekunda. Nie wszyscy o tym pamiętają, więc można nie zdążyć na cykl zielonego światła i trzeba czekać na kolejny - tłumaczy Beim. Warszawiacy, z którymi rozmawialiśmy przyznają, że często tracą cierpliwość i przechodzą na czerwonym. W ten sposób narażają się nie tylko na niebezpieczeństwo.

- Jeśli ktoś nie wytrzyma, nie skorzysta z przycisku i po pewnym czasie oczekiwania przejdzie na czerwonym świetle, to łamie prawo - tłumaczy WP Marek Kąkolewski z Komendy Głównej Policji. Funkcjonariusz tłumaczy, że taka osoba musi liczyć się z sankcjami, również finansowymi. Za przejścia na czerwonym świetle grozi mandat do 100 zł. Policja zapewnia jednak, że każdą taką sytuacje rozpatruj indywidualnie.

Urządzeń broni Zarząd Dróg Miejskich. - Przyciski usprawniają ruch - mówi Wirtualnej Polsce Karolina Gałecka, rzeczniczka prasowa ZDM. Występują one na skrzyżowaniach, gdzie obowiązuje system akomodacyjny. Polega on na tym, że za pomocą czujników rozpoznawana jest ilość i kierunki dojeżdżających pojazdów. Następnie na tej podstawie dostosowuje się cykl sygnalizacji. - Gdyby wciąż obowiązywał system stałoczasowy, na stołecznych ulicach mielibyśmy jeszcze większe zatory, ponieważ dla każdej strony sygnał zielony paliłby się tyle samo czasu - tłumaczy Gałecka.

Zdaniem Beima przyciski sprawiają, że piesi traktowani są jak obywatele drugiej kategorii. - Muszą grzecznie "poprosić" o przejście, czyli nacisnąć guzik i odczekać na pozwolenie - uważa ekspert. Przedstawiciel Instytutu Sobieskiego dodaje, że coraz więcej europejskich państw rezygnuje z tych urządzeń. - Nie rozumiem, dlaczego w Polsce panuje moda na przyciski. Pieniądze przeznaczane na ten cel można lepiej zagospodarować, np. inwestując w chodniki - kończy Beim.

W Warszawie skrzyżowań wyposażonych w przyciski przybywa. Koszt jednego takiego urządzenia to 2000 zł.

...

Koszmarne marnotrawstwo. I faktycznie trzeba wcisnąć przed cyklem. W trakcie już się nie da i trzeba czekać. A normalnie gdyby się człowiek pospieszył to by zdążył na zielonym. Nie mówiąc o źle ustawionych. Zapala się tylko przejście przez jeden pas. A drugi dopiero w połowie. Tak że trzeba z jednej strony czekać dwa razy. Absurd. Ja tam przechodzę w takich wypadkach na czerwonym bo samochody i tak mają czerwone. ZIELONE MA SIĘ ZAPALIĆ RÓWNO PO PRAWEJ I PO LEWEJ STRONIE RUCHU! PRZECIEŻ TRZEBA W OBIE STRONY PRZEJŚĆ TAK SAMO! TAK JAK W ODWROTNA STRONĘ BYŁO KRÓCEJ! W PRL BYŁO LEPIEJ OKAZUJE SIĘSmile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:48, 22 Maj 2015    Temat postu:

"Rzeczpospolita": rząd sypnie medalami


Ministrowie tworzą nowe odznaczenia. Nad ustanowieniem odznaki "Za zasługi dla samorządu terytorialnego" pracuje Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji – donosi "Rzeczpospolita".

- Nie ma obecnie wyróżnienia umożliwiającego nagrodzenie pracy i służby dla samorządu terytorialnego – tłumaczy Artur Koziołek, rzecznik ministerstwa. Odznaka dołączy do listy tzw. odznaczeń resortowych, które nie mają rangi odznaczeń państwowych nadawanych przez prezydenta.
REKLAMA


Ministerstwa pytane o sens tworzenia nowych odznaczeń zazwyczaj odpowiadają, że wciąż jest ich za mało. - Obecnie nie ma możliwości, by w stosowny sposób docenić wyróżniające się postawy i działania z obszaru praca, zabezpieczenie społeczne i rodzina - twierdzi biuro prasowe resortu pracy.

- To dobry sposób, by zbudować poparcie wśród liderów opinii, którzy mają z kolei wpływ na wyborców mniej zainteresowanych polityką - mówi specjalista od marketingu politycznego dr hab. Norbert Maliszewski.

...

Za zaslugi dla cyfryzacji Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:41, 26 Maj 2015    Temat postu:

Kieżun: gigantomania chorobą samorządów

Kieżun: gigantomania chorobą samorządów - istock

- Od lat obserwujemy w samorządach gigantomanię: niekontrolowane mnożenie etatów i rozrastanie jednostek organizacyjnych - mówi ekonomista prof. Witold Kieżun. - To jest całkowicie nieuzasadnione rozwojem gospodarczym - podkreśla ekspert. I postuluje likwidację powiatów.

Przy okazji 25. rocznicy pierwszych wyborów do rad gmin prof. Kieżun ocenia, że samorządu nie udało się uchronić przed tym, na co cierpi cała polska administracja - przed gigantomanią, czyli - według niego - nadmiernym rozrastaniem się jednostek organizacyjnych.
REKLAMA


Jednym z przejawów owej gigantomanii - zdaniem eksperta - był powrót do idei powiatów. Dla przywrócenia tych jednostek samorządu w 1999 roku nie było innego uzasadnienia innego niż polityczny - mówi Kieżun. - To miała być - i jest - struktura służąca zapewnieniu stanowisk ludziom władzy i budowaniu podstaw elektoratu w terenie. Wówczas mówiono mi o tym otwarcie: budujemy powiaty, to będzie nasz teren wyborczy, tam będziemy mieć swoich ludzi - zaznaczył.

Jak mówił, odbudowanie powiatów było działaniem "wbrew zdrowemu rozsądkowi i ogólnoświatowym trendom". - Likwidację średnich szczebli samorządu obserwowałem w latach 80. jako ekspert ONZ w Burundi. A potem przyjechałem do Polski i z przerażeniem zobaczyłem, że odbudowujemy powiaty - powiedział. W jego ocenie gminy i województwa wystarczyłyby dla decentralizacji państwa.

- Stworzono też - równolegle do państwowych urzędów wojewódzkich - samorządowe jednostki tego szczebla - zaznaczył profesor. Jak tłumaczył, w wyniku tej reformy funkcjonują państwowe urzędy wojewódzkie kierowane przez mianowanego przez premiera wojewodę i samorządowe wojewódzkie urzędy marszałkowskie. - To jest fenomen w skali światowej - podkreślił.

- Jak się spojrzy z kolei na strukturę wewnętrzną obu urzędów, to na każdym szczeblu są wydziały, które zajmują się tym samym i nikt nie wie, jakie są odrębne kompetencje - mówił.

Według niego zatrudnienie w administracji samorządu terytorialnego między 1990 r. a 2007 r. wzrosło o ponad 250 proc. - I ta liczba po każdych wyborach się zwiększa - przekonuje. - W tych jednostkach zatrudnionych jest bardzo wielu pracowników i oni, by zachować pracę, szukają sobie zajęcia. To powoduje np. masę zmian przepisów szczegółowych, one co roku się zmieniają - mówił.

Prof. Kieżun uważa, że walkę z gigantomanią należy zacząć od likwidacji powiatów. Co jednak ze zwolnionymi pracownikami? - To bardzo proste - odpowiada Kieżun. - Wystarczyłoby czerpać z pozytywnych doświadczeń innych państw. W Kanadzie w ramach reformy administracji zwolniono 45 tysięcy pracowników. Nie pozostawiono ich jednak samym sobie. Dano im dwukrotnie tańsze kredyty na rozwinięcie własnej działalności albo możliwość współuczestniczenia w już istniejącej działalności. To kapitalnie zdało egzamin - mówił. - U nas to jest o tyle niemożliwe, że nawet gdybyśmy chcieli dać kredyty, to nie mamy banków, które mogłyby je dać. Są raptem trzy banki polskie, a żaden bank zagraniczny nie da dwa razy tańszego kredytu - dodaje.

Ekspert proponuje, by kompetencje powiatów przekazać gminom. - To wszystko w myśl generalnej zasady, że najważniejszym ośrodkiem władzy jest ten, który jest najbliższy obywatelowi. Po przejęciu kompetencji powiatów gminy powinny zostać odpowiednio rozbudowane. Dlaczego po prawo jazdy mamy jechać do powiatu? Czy nie możemy załatwić tego we własnej gminie? - mówił Kieżun.

Prof. Kieżun podkreśla, że samorządy obciąża także dominacja partii w życiu publicznym. Profesor uważa, że w wyborach samorządowych nie powinny być wystawiane listy partyjne. - Na listach powinny być osoby mające realne kompetencje do zarządzania gminą czy województwem - zaznaczył. Ekspert jest za wyłanianiem osób zarządzających gminą i województwem w wyborach bezpośrednich, w jednomandatowych okręgach wyborczych; dotyczy to także wojewodów.

- Administracja jest pełna ludzi bez kwalifikacji - mówił profesor. - Wprowadzenie racjonalnego systemu doboru kadr wymaga przede wszystkim zmiany myślenia i podwyższenia poziomu etyki. Na wszystkich poziomach, nie tylko tym samorządowym. Nie do akceptacji jest powierzanie funkcji ministrów czy wiceministrów osobom bez żadnej wiedzy, którzy nigdy w administracji nie pracowali. Najważniejsze jest, by byli lojalni wobec swojego przełożonego, reszty się nauczą. I potem wchodzi minister do gabinetu i nie wie, co ma robić. Prosi sekretarkę, by mu powiedziała - mówił.

- Jesteśmy też niesłychanie zapóźnieni. W 2015 r. administracja w Polsce jest minimalnie zinformatyzowana, co sprawia, że wszystko trzeba załatwiać osobiście w urzędzie - dodaje.

Profesor podkreśla, że reforma samorządu wymaga dokonania szczegółowej analizy przez specjalistów od teorii zarządzania.

Kieżun jest zdania, że błędem było powierzenie reformy samorządowej wyłącznie prawnikom, bez zaangażowania teoretyków zarządzania. Według niego skutkiem tego jest m.in. nadmierne obciążanie samorządów zadaniami. - Jedną z podstawowych zasad teorii zarządzania publicznego jest dostosowanie zadań do możliwości. To oznacza, że na wszystkie obciążenia muszą być odpowiednie środki pieniężne. Tymczasem stale do samorządów przychodzą zarządzenia, że trzeba coś zrobić, ale nie daje się na to pieniędzy - mówił.

....

Wszedzie kleska po 89 roku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:05, 27 Maj 2015    Temat postu:

Po "orlikach" czas na "delfinki". Urzędnicy planują budowę pływalni przyszkolnych na Dolnym Śląsku
Michał Dzierżak
27 maja 2015, 11:42
Na Dolnym Śląsku powstanie pięć "delfinków" - niedużych przyszkolnych basenów. Prace przy ich budowie mogą ruszyć już na początku 2016 r.

Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego rozstrzygnął przetarg na firmę, która opracuje koncepcja powstania na Dolnym Śląsku sieci małych pływalni, które będą mieściły się obok szkół. Projekty związane z programem "Dolnośląski Delfinek" mają być gotowe do końca lipca, a pierwsze przetargi na budowę rozpisane powinny zostać jesienią.

- Już na początku przyszłego roku chcielibyśmy ruszyć z faktyczną budową pierwszych obiektów. "Dolnośląski Delfinek" jest kolejnym programem samorządu województwa zorientowanym na promocję sportu wśród mieszkańców, a już teraz jesteśmy w czołówce polskich regionów pod względem inwestycji w rozbudowę infrastruktury sportowej - mówi marszałek województwa dolnośląskiego, Cezary Przybylski.

Wybrana w przetargu firma ETC Architekci zajmie się analizą zapotrzebowania materiałów, kosztów budowy i eksploatacji obiektów, a także zaprojektuje wizualizację "delfinków". Jarosław Perduta z Urzędu Marszałkowskiego mówi, że choć koszty wybudowania jednego obiektu nie są na razie dokładnie znane, to nie powinny one przekroczyć kilku milionów złotych.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to już na jesieni województwo planuje ogłosić przetargi na budowę pływalni. W pierwszym etapie ma powstać pięć niewielkich, kilkutorowych basenów przy obiektach szkolnych, jednak na chwilę obecną nie wiadomo, w jakich gminach znajdą się one.

Urząd Marszałkowski zakłada, że obiekty będą służyć wszystkim mieszkańcom danej gminy, nie tylko uczniom. Pojawiła się już propozycja, by czasie pozalekcyjnym udostępniać pływalnie pozostałym zainteresowanym.

...

A pozniej szkoly zamkna razem z delfinkami z braku dzieci. Mundrzy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:32, 29 Maj 2015    Temat postu:

Jeśli zapomnisz zgłosić urodzenie swojego dziecka to imię wybierze urzędnik
Płaczące niemowlę - Shutterstock

Jeśli rodzicie nie zgłoszą do urzędu stanu cywilnego urodzenia dziecka w ciągu 21 dni to imię dla noworodka wybierze urzędnik. Od 1 marca w Polsce aż 196 dzieci otrzymało imię wybrane przez urzędnika.

Od 1 marca obowiązuje nowa ustawa - "Prawo o aktach stanu cywilnego". Jedna ze zmian dotyczy ułatwienia rodzicom nadawania dzieciom imion o obcym pochodzeniu. Druga istotna kwestia dotyczy zgłoszenia urodzenia dziecka i wybranie jego imienia w ciągu 21 dni.
REKLAMA

Na szczęście jest dobra wiadomość dla spóźnialskich. W okresie 6 miesięcy od sporządzenia aktu można złożyć pisemne oświadczenie o wyborze innego imienia dla malucha. Koszt opłaty skarbowej wynosi 11 zł. Sytuacja komplikuje się, kiedy rodzice nie dotrzymają również tego terminu. Wówczas koniecznością jest wszczęcie postępowania administracyjnego. Koszt opłaty skarbowej wzrasta do 39 zł.

Z najnowszych danych wynika, że sytuacja kiedy rodzice w okresie 6 miesięcy zapominają złożyć oświadczenie zdarza się bardzo rzadko. Urzędnicy starają się przypominać o terminie sporządzenia aktu urodzenia.

>>>

To swietnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:53, 02 Cze 2015    Temat postu:

Głos Szczeciński
Kultowy zakład w Szczecinie pod ostrzałem urzędników

Pasztecik - Głos Szczeciński

Napis "Pasztecik" na ścianie baru w Szczecinie wisi od 40 lat. Wcześniej nikomu nie przeszkadzał. Teraz miasto uważa, że ściana jest... pasem drogowym, a zatem właścicielka baru powinna za napis płacić. Sprawa będzie miała swój finał w sądzie – czytamy w "Głosie Szczecińskim".

Bogumiła Polańska chciałaby, żeby produkt, który rozsławił miasto, był traktowany jako jedna z wizytówek Szczecina. Warto odnotować, że pasztecik szczeciński znajduje się na unikalnej liście ministerialnej produktów tradycyjnych.
REKLAMA


Właścicielkę zakładu martwi traktowanie przez włodarzy stolicy regionu nielicznego grona osób, które prowadzą biznes w mieście. Twierdzi, że napis "Pasztecik" jest nazwą zakładu, a nie reklamą.

Tymczasem w oświadczeniu ZDiTM przesłanym redakcji "Głosu Szczecińskiego" czytamy, że "zgodnie z art. 40 ust. 1 i 2 pkt. 3 ustawy o drogach publicznych (Dz.U. z 2015 r., poz. 460) umieszczenie reklamy w pasie drogowym wymaga zezwolenia zarządcy drogi wydawanej w formie decyzji administracyjnej". Zdaniem miasta, napis narusza przestrzeń nad drogą publiczną i jest niezgodny z prawem, ponieważ nie uzyskano stosownego zezwolenia zarządcy drogi. Ten w związku z tym ma prawo pobierać opłaty.

Sprawa będzie miała swój finał w sądzie. Polańska liczy, że decyzja Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego będzie dla niej korzystna.

Więcej na ten temat w "Głosie Szczecińskim".

...

Jeszcze lepiej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:10, 06 Cze 2015    Temat postu:

Afera gruntowa w Koszalinie. Powinny zostać tu tylko łąki

Od lat 70. na części sprzedanego przez AMW terenu działał wojskowy ogród działkowy. Obecnie jest zamknięty, a prywatne inwestycje emerytowanych wojskowych popadają w ruinę - Głos Koszaliński

Opisywana przez "Głos Koszaliński" w zeszłym roku kontrowersyjna sprzedaż 27 hektarów w pobliżu koszalińskiego zalewu wciąż nie została wyjaśniona. Ustaliliśmy jednak, że trwają aż trzy postępowania prokuratorskie w tej sprawie.

Dwa z nich prowadzi Prokuratura Rejonowa Warszawa-Ochota, a jedno Prokuratura Okręgowa w Koszalinie. Śledczy analizują między innymi prawidłowość ogłoszenia przetargu na sprzedaż gruntów przez Agencję Mienia Wojskowego oraz podejrzenie wyrządzenia znacznej szkody majątkowej poprzez ich zbycie poniżej rzeczywistej wartości.
REKLAMA


Jak przypomina "Głos", 27 hektarów atrakcyjnie położonej ziemi sprzedano ledwie za kwotę około... 850 tysięcy złotych. Do tego krótko po kupnie gruntów nowi właściciele wystąpili do ratusza o ich przekształcenie z terenów zielonych w budowlane, co znacznie podniosłoby ich wartość.

Koszaliński magistrat przystąpił do prac nad zmianą planu zagospodarowania przestrzennego dla tych okolic. Prawidłowość związanej z tym procedury również znalazła się wśród wątków, które stały się obiektem badań śledczych.

Przy postępowaniu pracuje między innymi Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Z informacji "Głosu" wynika, że przy okazji postępowań miano przesłuchać również przedstawicieli władz.

Jako pierwszy podejrzeń co do prawidłowości sprzedaży atrakcyjnych gruntów w pobliżu zbiornika retencyjnego nabrał gen. Witold Niedek. Emerytowany dowódca Centrum Szkolenia Sił Powietrznych w Koszalinie był jednym z użytkowników znajdujących się na sprzedanym terenie wojskowym ogrodów działkowych. To właśnie on złożył do warszawskiej prokuratury wniosek o zbadanie ogłoszonego przez Agencję Mienia Wojskowego przetargu.

Jednocześnie sam wystąpił na drogę sądową, domagając się od AMW odszkodowania za utracone mienie. - Nie dość, że jako działkowcy nie otrzymaliśmy prawa pierwokupu, to z dnia na dzień sprzedano grunt wraz z naszymi nasadzeniami, instalacjami i zabudowaniami. Tych inwestycji ani nie uwzględniono w wycenie, ani nie wypłacono nam rekompensaty - podnosi Witold Niedek, który do pozwu o zapłatę dołączył szczegółowy operat wartości zagospodarowanej działki.

W postępowaniu upominawczym Sąd Rejonowy w Koszalinie uznał jego racje i nakazał AMW zapłacenie mu 17,5 tys. zł. Agencja zgłosiła jednak swój sprzeciw i sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Szczecinie (nie ma jeszcze terminu posiedzenia).

W szerszym zakresie prawidłowość działań agencji badają także prokuratury. Rejonowa dla Warszawy-Ochoty wszczęła aż dwa odrębne postępowania, ale przed długim weekendem śledczy nie byli w stanie przekazać nam szczegółów dotyczących ich zakresu. Znamy natomiast wątki sprawdzane przez koszalińską "okręgówkę". - Postępowanie dotyczy podejrzenia wyrządzenia znacznej szkody majątkowej w AMW, poprzez sprzedaż gruntów za kwotę niższą od ich wartości - informuje rzeczniczka Aneta Skupień. - Drugim wątkiem jest kwestia prawidłowości przygotowania zmian w planie zagospodarowania przestrzennego dla tego terenu.

Śledczy powołali biegłego, który ma ocenić realną wartość rzeczonych gruntów. Na zlecenie prokuratury czynności w sprawie prowadzi także Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.

Jak zapewniono "Głos" w ratuszu, w przygotowywanym planie zagospodarowania przestrzennego dla tych okolic kontrowersyjne 27 ha pozostanie jako teren pod zieleń nieurządzoną. - Możliwość inwestycji w budownictwo jedno- i wielorodzinne ustalimy tylko dla terenów sąsiadujących od strony zalewu. Przewidziane będzie tu także miejsce na hotel - uściśla Robert Grabowski, rzecznik magistratu.

Grunt kilkaset metrów od zbiornika retencyjnego AMW wystawiła na sprzedaż w 2012 r. Cena wywoławcza za 6 ha, na których znajdował się ogród działkowy wyniosła 160 tys. zł, a 21 ha obok wystawiono za 550 tys. zł. Dla porównania 10 arów działki budowlanej po sąsiedzku kosztuje 100-120 tys. zł. Niską cenę AMW tłumaczyła m.in. faktem, że w planie zagospodarowania przeznaczono ten teren pod "zieleń nieurządzoną, łąki i ogrody".

Miasto nie skorzystało z atrakcyjnej oferty, co wiceprezydent Tomasz Sobieraj tłumaczył... brakiem wiedzy i niechęcią do spekulacji. Ostatecznie ziemię kupiły osoby z branży nieruchomości oraz pośrednio i bezpośrednio związane z politykami. Mniejszą działkę za 300 tys. zł, większą za 555 tys. zł. Krótko po zakupie złożyli w ratuszu wnioski o zmianę planu zagospodarowania na "zabudowę mieszkaniową, jednorodzinną".

...

Znowu smierdzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:53, 19 Cze 2015    Temat postu:

Zielona Góra: urzędniczka straciła pracę, bo nie orzekła o niepełnosprawności prezydenta?

Prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki - Anna Kraśko / Agencja Gazeta

Prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki odnosi się do oskarżeń ze strony Stanisławy Fórmanowicz - byłej sekretarz Miejskiego Zespołu Orzekania o Niepełnosprawności, którą w 2013 roku zdymisjonował. Powodem zwolnienia - według Fórmanowicz - miała być odmowa wydania Kubickiemu orzeczenia o niepełnosprawności. Kobieta została usunięta ze stanowiska po 37-latach pracy.

Jak mówi Kubicki, podjął decyzję o zwolnieniu Fórmanowicz, ponieważ nie posiadała ona właściwych kwalifikacji zawodowych. - Nigdy nikogo nie prosiłem o to, żeby rozwiązać umowę o pracę z tą panią. Jestem gotów się poddać badaniom na wariografie, jeżeli jest taka konieczność. Jeszcze nie spotkałem się z tym, żebym zwolnił jakiegoś pracownika i ten pracownik po zwolnieniu stwierdził, że popełnił błąd. Najczęściej wszyscy mówią, że ja się mszczę za coś - komentuje Kubicki.
REKLAMA


Fórmanowicz natomiast twierdzi, że została poinformowana, z jakim stopniem niepełnosprawności ma zostać wydane orzeczenie oraz że musi być bezterminowe. Miał być też zapis na karcie parkingowej. Kobieta nie chciała orzekać w sprawie własnego szefa, dlatego skierowała sprawę do Świebodzina. Kilka miesięcy później straciła pracę, a wcześniej zdegradowano ją ze stanowiska kierowniczki do rangi najniższego stopniem pracownika.

Prezydent Zielonej Góry usprawiedliwia się, że ma poważne schorzenia kręgosłupa, co uprawnia go do posiadania orzeczenia o niepełnosprawności.

- Ja bazuję na faktach, na dokumentach. Jest mi przykro. Poważnie rozważam skierowanie wniosku do sądu, bo na podstawie dokumentów jestem w stanie udowodnić tej pani, że ona kłamie, że mnie pomawia, bo przyznam się, że jest to dla mnie trudna sytuacja - stwierdza Kubicki w rozmowie z Radiem.

...

To musi być wyjasnione. Brzmi strasznie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 12:50, 20 Cze 2015    Temat postu:

Gazeta Pomorska

Sekretarka prezydenta Włocławka została dyrektorem Miejskiego Zarządu Usług Komunalnych i Dróg

Dorota Cecot - Gazeta Pomorska

Dawno decyzja kadrowa nie wywołała we Włocławku takiej burzy jak ta, która rozpętała się po konkursie na dyrektora MZUKiD.

Konkurs na dyrektora Miejskiego Zarządu Usług Komunalnych i Dróg rozstrzygnięty. Najlepsza kandydatką, zdaniem komisji konkursowej, okazała się Dorota Cecot. I to dopiero było zaskoczenie. Do niedawna bowiem Dorota Cecot pracowała w sekretariacie prezydenta Marka Wojtkowskiego. Zajmowała się korespondencją, odbierała telefony.
REKLAMA


Do sekretariatu prezydenta Marka Wojtkowskiego Dorota Cecot trafiła z sekretariatu Jacka Kuźniewicza, byłego zastępcy prezydenta Andrzeja Pałuckiego. Wcześniej obsługiwała też sekretariat Andrzeja Pałuckiego, gdy był wiceprezydentem i byłego wiceprezydenta Józefa Mazierskiego.

Zanim urzędniczka z sekretariatu stanęła do konkursu na dyrektora Miejskiego Zarządu Usług Komunalnych i Dróg, ukończyła studia licencjackie z zakresu administracji samorządowej w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej i zdobyła tytuł magistra w Szkole Wyższej im. Pawła Włodkowica w Płocku.

Ale krytyków tej decyzji nie brakuje. Jednym z nich jest poseł Prawa i Sprawiedliwości Łukasz Zbonikowski. I nie chodzi mu tylko o kompetencje Doroty Cecot. Również o to, że zwyciężczyni konkursu uważana jest za osobę zaufaną Jacka Ku prezesa Miejskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, radnego wojewódzkiego Platformy Obywatelskiej.

...

Siermiezna trepowatosc...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:31, 24 Cze 2015    Temat postu:

Przyciski dla pieszych znikną z warszawskich skrzyżowań? "Utrudniają życie"
Michał Fabisiak
akt. 24 czerwca 2015, 17:02
- W większości przypadków utrudniają życie pieszym i pogarszają ich bezpieczeństwo - mówił na łamach WP o przyciskach znajdujących się przy skrzyżowaniach, Michał Beim z Instytutu Sobieskiego. Urządzenia krytykują również warszawiacy. Do zwolenników przycisków nie należy także Łukasz Puchalski, nowy szef Zarządu Dróg Miejskich. Czy w związku z tym jest szansa, że urządzenia znikną ze stołecznych skrzyżowań, a przynajmniej nie będą masowo montowane?

- Dyrektor będzie chciał porozmawiać o tym z wydziałem sygnalizacji. W sytuacji, gdy pojawi się szansa, aby nie montować tych urządzeń w danej lokalizacji, to będziemy wychodzić z taką inicjatywą - mówi Wirtualnej Polsce Karolina Gałecka, rzeczniczka prasowa ZDM. I zaznacza, że finalna decyzja w sprawie przycisków należy do inżyniera ruchu. - To on jest ostatnim ogniwem, osobą zatwierdzającą projekty i odpowiadającą swoim podpisem za organizację ruchu - tłumaczy Gałecka.

Krytycznie pod adresem przycisków wypowiadają się stołeczni piesi. Niezależnie od tego czy wcisnę guzik czy nie i tak czekam tyle samo czasu, więc do czego służą te urządzania - pyta w rozmowie z Wirtualną Polską Tomek, mieszkaniec warszawskiego Mokotowa. Postanowiliśmy zweryfikować informację naszego rozmówcy na stołecznym skrzyżowaniu, Alei Jerozolimskich z ulicą Popularną. Nasz eksperyment potwierdził to, o czym mówił czytelnik WP. Zielone światło dla pieszych zapaliło się zarówno w sytuacji, gdy nacisnęliśmy przycisk jak i wtedy, gdy tego nie zrobiliśmy. W obu przypadkach zmiana koloru nastąpiła po upływie około 40 sekund.

To nie jedyny zarzut jaki warszawiacy kierują pod adresem wspomnianych przycisków. - Auta właśnie zatrzymywały się na czerwonym świetle. Taki sam kolor palił się dla pieszych. Nacisnęłam przycisk, żeby włączyć zielone, ale zmiana koloru nie nastąpiła. Postanowiłam przejść i gdy byłam w połowie drogi, dla samochodów zapaliło się światło do jazdy - wspomina starsza pani. Opisywana sytuacja miała miejsce na skrzyżowaniu Dolinki Służewieckiej z Wilanowską w Warszawie. Podobną opowieść przytacza jeszcze kilku naszych rozmówców.

Zdaniem Michała Beima z Instytutu Sobieskiego przyciski są rozwiązaniem niszowym, z którego warto korzystać tylko w jednej sytuacji. - Jeśli trzeba zrobić przejście dla pieszych w miejscu, gdzie nie ma żadnego skrzyżowania, np. w pobliżu szkoły - uważa ekspert. I dodaje, że w pozostałych przypadkach przyciski narażają pieszych na niebezpieczeństwo.

Ekspert uważa, że tak się dzieję, gdy samochody skręcające w prawo przecinają przejście dla pieszych. - Kierowcy, którzy ruszają na zielonym świetle widzą kątem oka, że piesi mają czerwone. Stają się mniej ostrożni. Pieszy przypomina sobie o przycisku, udaje mu się zapalić zielone światło i wchodzi na jezdnie - zdaniem Beima w ten sposób często dochodzi do sytuacji kolizyjnych.

Ekspert Instytutu Sobieskiego zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt. Przyciski wydłużają czas przejścia przez jezdnię w porównaniu do zielonego światła zapalanego automatycznie. - Musimy dojść do masztu, wyciągnąć dłoń, co zajmuje kilka sekunda. Nie wszyscy o tym pamiętają, więc można nie zdążyć na cykl zielonego światła i trzeba czekać na kolejny - tłumaczy Beim. Warszawiacy, z którymi rozmawialiśmy przyznają, że często tracą cierpliwość i przechodzą na czerwonym. W ten sposób narażają się nie tylko na niebezpieczeństwo.

Zdaniem pieszych, z którymi rozmawialiśmy często dochodzi do sytuacji, w której czerwone światło pali się jednocześnie dla pieszych jak i kierowców. Dzieję się tak, ponieważ pieszy nacisnął guzik. Jeśli zrobi to zbyt późno, to jest zmuszony odstać kolejkę świateł więcej. Wiele osób widząc oczekujące samochody, decyduje się przejść na czerwonym świetle. - Jeśli ktoś nie wytrzyma, nie skorzysta z przycisku i przejdzie na czerwonym świetle, to łamie prawo - tłumaczy WP Marek Kąkolewski z Komendy Głównej Policji. Funkcjonariusz tłumaczy, że taka osoba musi liczyć się z sankcjami, również finansowymi. Za przejścia na czerwonym świetle grozi mandat do 100 zł. Policja zapewnia jednak, że każdą taką sytuacje rozpatruj indywidualnie.

Zdaniem Beima przyciski sprawiają, że piesi traktowani są jak obywatele drugiej kategorii. - Muszą grzecznie "poprosić" o przejście, czyli nacisnąć guzik i odczekać na pozwolenie - uważa ekspert. Przedstawiciel Instytutu Sobieskiego dodaje, że coraz więcej europejskich państw rezygnuje z tych urządzeń. - Nie rozumiem, dlaczego w Polsce panuje moda na przyciski. Pieniądze przeznaczane na ten cel można lepiej zagospodarować, np. inwestując w chodniki - kończy Beim.

Urządzeń jeszcze niedawno na naszych łamach bronił Zarząd Dróg Miejskich. - Przyciski usprawniają ruch - mówiła Wirtualnej Polsce Karolina Gałecka, rzeczniczka prasowa ZDM. I przypominała, że występują one na skrzyżowaniach, gdzie obowiązuje system akomodacyjny. Polega on na tym, że za pomocą czujników rozpoznawana jest ilość i kierunki dojeżdżających pojazdów. Następnie na tej podstawie dostosowuje się cykl sygnalizacji. - Gdyby wciąż obowiązywał system stałoczasowy, na stołecznych ulicach mielibyśmy jeszcze większe zatory, ponieważ dla każdej strony sygnał zielony paliłby się tyle samo czasu - tłumaczyła Gałecka.

Po zmianie dyrektora ZDM nieco zmodyfikował swoje stanowisko w sprawie przycisków. - Zastanowimy się jak i gdzie ewentualnie moglibyśmy zlikwidować te urządzenia. Na pewno nie usuniemy ich nagle, z dnia na dzień - mówi Gałecka. I dodaje, że sprawa przycisków zostanie poddana wewnętrznej analizie.

W Warszawie skrzyżowań wyposażonych w przyciski przybywa. Koszt jednego takiego urządzenia to 2000 zł.

...

Czekamy kiedy w Łodzi znikną. Oczywiście gdzieś może są z sensem. Te mają zniknąć które nic dają tylko nie zapala się jak nie wcisniesz.
Jest wielkim kłamstwem to co okraglostolowcy rozpowszechniali po 89.
1. Nic się nie da zrobić.
2. Bo nie ma pieniędzy.
Są. Jak widać na bzdurne przyciski były. Jest olbrzymie marnotrawstwo. Bo rządzą nieudacznicy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:55, 06 Lip 2015    Temat postu:

Urzędniczka jest bezkarna. Arkadiusz Nowalski: to jakaś kpina

- Shutterstock

Choć skarbnik popełnia błędy w dokumentacji, to sejneńscy radni nie zgodzili się na jej odwołanie. Uznali, że nie należy rujnować dotychczasowego dorobku kobiety - podaje "Gazeta Współczesna".

A poza tym, argumentowali, to burmistrz odpowiada za treść dokumentów, które wychodzą z ratusza, a nie urzędniczka. Jeśli zawierają błędy, to powinien zastanowić się nad tym, czy nie złożyć dymisji. - To chyba jakaś kpina - nie może zrozumieć rządzący miastem Arkadiusz Nowalski. - Mam sprawdzać rachunki i bilanse?
REKLAMA


Powołanie i odwołanie skarbnik leży w gestii radnych. Do nich, kilka dni temu burmistrz złożył wniosek, aby urzędniczkę pozbawić funkcji. Tłumaczył, że stracił do niej zaufanie.

Nie podejrzewam złej woli - zastrzegł włodarz. - Ale w kilku przypadkach podała mi nieprawdziwe informacje.

Przykładów nie trzeba daleko szukać. Kilka miesięcy temu burmistrz w ramach oszczędności, o czym pisaliśmy, przesiadł się ze służbowego auta na rower. Skarbniczka wyliczała wówczas, ile dzięki temu miasto oszczędzi. Ale podawana przez nią kwota nie była prawdziwa. - To nie jedyny przykład, kiedy zostałem wprowadzony w błąd - twierdzi Nowalski. - Przestałem ufać skarbnik, a w takiej sytuacji nasza dalsza współpraca byłaby bardzo trudna.

Ale większość radnych, która pozostaje w opozycji do burmistrza i neguje większość jego wniosków miała odmienne zdanie. Wniosek o odwołanie skarbnik przepadł więc w głosowaniu. To dość kontrowersyjna decyzja zwłaszcza w kontekście tych, które zostały w ostatnim czasie podjęte w ościennych samorządach. Np. w Augustowie skarbnik straciła pracę tylko dlatego, że przyjęła wyższe wynagrodzenie, niż przewiduje ustawa.

- Powinna znać przepisy - tłumaczył włodarz grodu nad Nettą Wojciech Walulik.

A w Płaskiej skarbnik odwołano za to, że wzięła udział w referendum w sprawie odwołania wójta.

...

O no proszę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:56, 06 Lip 2015    Temat postu:

Park w Koszalinie. Wydali 5 milionów złotych i zapomnieli

Miasto liczy na odszkodowanie za zniszczenia - Radosław Brzostek / Głos Koszaliński

Zniszczone alejki, zaniedbana zieleń, bałagan - tak wygląda "centralny" park w Koszalinie dwa lata po rewitalizacji - informuje "Głos Koszaliński".

Już w chwili zakończenia remontu, stan parku pozostawiał wiele do życzenia, dziś wygląda, jakby wcale nie był odnowiony. Pierwszy problem, to spływające z deszczem alejki od strony ul. Grodzkiej. Pisaliśmy o nich już w sierpniu 2013 r. Problem rozwiązać miała budowa kanalizacji deszczowej, która przyjmowałaby nadmiar wody. Studzienki wykonano, ale alejki wciąż podmywa - obecnie koryta są tak duże, że zagrażają bezpieczeństwu i zostały ogrodzone. - To przede wszystkim wina ostatnich bardzo intensywnych opadów - zauważa Robert Grabowski, rzecznik ratusza, z którym wybraliśmy się na "spacer" po parku. - Wkrótce nawierzchnia zostanie naprawiona.
REKLAMA


Również intensywnymi opadami tłumaczy wymycie alejki pomiędzy stawem a rzeczką: - W pobliskiej elektrowni wodnej nie otwarto wystarczająco przegród i przez kilka godzin woda się przelewała, wymywając alejkę.

Miasto wyceniło straty na ok. 30 tys. zł i teraz czeka na opinię ubezpieczyciela. - Dopiero kiedy cała procedura się zakończy, będziemy mogli naprawić alejkę - dodaje Robert Grabowski.

Innym problemem jest zaniedbana roślinność. Okolice stawu od strony ul. Młyńskiej są zarośnięte chwastami. Od pracownic Zarządu Dróg Miejskich, które towarzyszyły nam w spacerze, usłyszeliśmy jednak, że półtorametrowe "kwiaty" okalające ławeczki mają tak wyglądać. Obiecały za to, że pobliskie chaszcze zostaną uporządkowane.

Zarządca nie poczuwa się do winy za stan wybrakowanych w wielu miejscach krzewów i zieleńców. - Nasadzenia były kompletne i są regularnie pielęgnowane, ale mieszkańcy kradną rośliny - ubolewają przedstawicielki ZDM.

Przykładem jest zagajnik z dwiema altankami, które miały okalać pnącza. Choć panie zapewniają, że nasadzenia były - nie został po nich ślad. Za to "posadzkę" pokrywa gruba warstwa piachu, którego być nie powinno. - Zostanie to wysprzątane - zapewniono nas.

....

Woda zmyla remont.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:23, 07 Lip 2015    Temat postu:

Łódź: zmarła cały dzień leżała na balkonie z powodu źle wypełnionej karty zgonu
7 lipca 2015, 12:19
56-letnia kobieta zmarła w Łodzi, gdy opalała się na balkonie. Mimo upału przez kilka godzin nie pozwolono stamtąd zabrać jej ciała. Powodem była źle wypełniona karta zgonu. Policja musiała zwrócić się o pomoc do prokuratury rejonowej Łódź Górna. - Zabrakło empatii i zwykłej wrażliwości - komentuje podinsp. Joanna Kącka z komendy wojewódzkiej w Łodzi.

56-letnia mieszkanka Łodzi w niedzielę po południu opalała się na swoim balkonie. Nie wiadomo, co było przyczyną jej zgonu, ale jak informuje "Dziennik Łódzki", kobieta od dawna chorowała. Jej ciało małżonek znalazł dopiero w poniedziałek wczesnym rankiem.

Choć w mieszkaniu nie było śladów włamania ani innych oznak przestępstwa, lekarka w karcie zgonu napisała, że "nie wyklucza udziału osób trzecich". W związku z tym w mieszkaniu pojawiła się policja i biegła medycyny sądowej.

Na miejscu biegła uznała, że karta zgonu została błędnie wypełniona. Dlatego jej zdaniem nie nastąpiło formalne stwierdzenie zgonu. A bez niego nie mogła przystąpić do pracy. Ciała kobiety nie można więc było zabrać, choć temperatura w dzień przekraczała 30 stopni. - Lekarka była już poza miastem i nie dało się jej sprowadzić, by poprawiła błąd w formularzu - mówi Wirtualnej Polsce podisnp. Joanna Kącka, rzeczniczka prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.

W końcu policja zwróciła się o pomoc do prokuratury rejonowej Łódź Górna. Prokurator nakazał biegłej dokonać oględzin ciała, mimo braku formalnego stwierdzenia zgonu. W poniedziałek godz. 16.30 zwłoki przetransportowano do kostnicy.

Policja wyjaśnia tę sprawę, nie wyklucza skierowania sprawy do sądu. - Pierwszy raz mieliśmy do czynienia z takim przypadkiem - podinsp. Kącka nie kryje zdziwienia w rozmowie z WP. Funkcjonariuszy głównie zaskoczyło zachowanie biegłej.

...

Tepota urzedasow niemożliwa...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:52, 09 Lip 2015    Temat postu:

NIK negatywnie ocenił portal za 66 mln złotych. "Można było zrezygnować wcześniej"
Michał Dzierżak
9 lipca 2015, 11:49
Miażdżące wyniki kontroli NIK w sprawie portalu E-Dolny Śląsk. Izba oceniła przygotowanie i realizację projektu za jednoznacznie negatywne. Radny sejmiku województwa dolnośląskiego, Paweł Hreniak, stwierdza, że odpowiada za to zarząd województwa i dolnośląska Platforma Obywatelska.

Do urzędu marszałkowskiego województwa dolnośląskiego trafiło wystąpienie pokontrolne Najwyższej Izby Kontroli w sprawie przygotowania i realizacji projektu portalu internetowego e-Dolny Śląsk. Z częścią zapisów tego dokumentu zapoznał opinię publiczną radny sejmiku województwa z ramienia Prawa i Sprawiedliwości, Paweł Hreniak, stojący również na czele Komisji Rewizyjnej sejmiku, która od kilku miesięcy również bada sprawę portalu za 66 mln złotych.

- Przygotowanie i realizacja projektu zostały przez NIK ocenione jednoznacznie negatywnie. Przede wszystkim wskazano na to, że od momentu podjęcia decyzji o realizacji projektu do rezygnacji minęło siedem lat, podczas których nastąpiły zmiany i rozwój Internetu w Polsce w takim stopniu, że w momencie wdrożenia portal nie byłby tak innowacyjny jak zakładano – mówi Hreniak.

Jak zaznacza radny, NIK wskazał również na fakt, że jeszcze przed podpisaniem umowy z wykonawcą projektu w 2013 r. zarząd województwa otrzymał dwie niezależne ekspertyzy, które poddały w wątpliwość kwestię pomyślnej realizacji projektu w terminie oraz wykorzystania unijnego dofinansowania.

- Mimo to zarząd nie podjął decyzji o rezygnacji z realizacji projektu. W wystąpieniu czytamy również, że nadzór nad projektem leżący po stronie urzędu sprawowany był nierzetelnie, nieefektywnie i nieskutecznie. Polityczną odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi zarząd województwa i dolnośląska Platforma Obywatelska, która w sprawie portalu zaprezentowała amatorszczyznę i niekompetencję – dodaje Paweł Hreniak.

Jerzy Michalak, wicemarszałek województwa dolnośląskiego, który w lutym 2015 r. zdecydował o rezygnacji z projektu również zapoznał się z dokumentem Najwyższej Izby Kontroli. W poście, który opublikował na swoim profilu na Facebooku, podobnie jak Hreniak wskazał na dwa zarzuty NIK wobec realizacji – anachroniczności oraz braku decyzji o rezygnacji z projektu po przedstawieniu ekspertyz. Swój wpis zakończył zdaniem:

„Mówiąc w skrócie: kończ waść, wstydu oszczędź – należało powiedzieć wcześniej”.

Pewien czas temu opisywaliśmy sprawę roszczeń wynikających z rezygnacji z przedsięwzięcia między firmą-wykonawcą portalu e-Dolny Śląsk a urzędem marszałkowskim, a także zagospodarowania unijnej dotacji na ten cel, która wynosiła ok. 54 mln złotych. W połowie czerwca 2015 r. doszło do ugody między stronami, na mocy której urząd za 1,6 mln zł odkupił od wykonawcy zrealizowane części projektu, a firma zrzekła się roszczeń odszkodowawczych.

Urzędnicy podjęli również po ustaleniach z Komisja Europejską decyzję dotyczącą zagospodarowania unijnej dotacji. Znaczna jej część przeznaczona została na unowocześnienie taboru kolejowego na Dolnym Śląsku oraz inwestycje w zakresie opieki zdrowotnej. Niedawno Koleje Dolnośląskie poinformowały o przygotowaniu przetargu na zakup czterech spalinowych zespołów trakcyjnych za kwotę 34 mln złotych pochodzącą z dotacji pierwotnie przeznaczonej na portal.

- NIK zwrócił również uwagę na zagospodarowanie dotacji unijnej. Według danych, na jakie powołał się zespół kontrolujący, na jej spożytkowanie urząd ma czas tylko do końca 2015 r. - komentuje Paweł Hreniak.

...

Państwo nie ma pieniędzy! Nic się nie da zrobić.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:39, 13 Lip 2015    Temat postu:

Poznań chce walczyć o czyste słupy
Janusz Ludwiczak
Dziennikarz Onetu

Stolica Wielkopolski chce walczyć z reklamodawcami rozklejającymi nielegalnie ogłoszenia na słupach - UM w Poznaniu / Materiały prasowe

Stolica Wielkopolski chce walczyć z reklamodawcami rozklejającymi ogłoszenia, ulotki czy plakaty na słupach sieci trakcyjnych, ulicznych latarniach czy skrzynkach energetycznych.

Urząd Miasta wspólnie z Zarządem Dróg Miejskich, MPK i Zarządem Transportu Miejskiego przygotowują akcję "Czyste słupy", której celem będzie uświadomienie wszystkich, że reklamy na miejskiej infrastrukturze są nielegalne, a do tego ich usuwanie sporo kosztuje.
REKLAMA


Tylko w rejonie Starego Miasta do wyczyszczenia są 54 słupy sieci trakcyjnych, 45 ulicznych latarni, 5 sygnalizacji świetlnych z szafkami sterowniczymi oraz 80 słupków do znaków drogowych. Oczyszczenie ich z plakatów oraz wymalowanie kosztować będzie ponad 100 tysięcy złotych. Najwięcej nielegalnych plakatów, które są zapowiedziami koncertów i imprez organizowanych w klubach pojawia się w rejonie Starego Rynku, Placu Wolności czy Mostu Teatralnego.

– Koszt czyszczenia i malowania jest spory. To są pieniądze poznańskich podatników, dlatego apeluje do reklamodawców i sponsorów imprez, by zwracali uwagę gdzie przyklejane są ich reklamy – powiedział Maciej Wudarski, zastępca prezydenta Poznania.

W ubiegłym roku Straż Miejska podjęła ponad 100 interwencji dotyczących nielegalnego plakatowania w Poznaniu. Większość z nich zakończyła się ukaraniem mandatem, choć był też przypadek skierowania sprawy do sądu.

W sobotę Urząd Miasta, ZDM, MPK i ZTM rozpoczną wielkie czyszczenie miasta. Do akcji mogą włączyć się również sami mieszkańcy.

– Zapraszamy wszystkich poznaniaków, którzy zechcą wesprzeć nas siłą własnych rąk. Spotykamy się na Placu Wolności w sobotę, 18 lipca o godz. 10:00. Powstanie tam punkt informacyjny, w którym na poznaniaków czekać będą pracownicy miejskich jednostek. Specjalnie oznakowane osoby zorganizują grupy, wskażą słup do czyszczenia, udostępnią szczotki, szpachle, wodę, a wreszcie - pomogą w czyszczeniu słupów – zapowiada Paweł Marciniak, p.o. rzecznika prasowego Urzędu Miasta i Prezydenta Poznania.

Po oczyszczeniu słupy zostaną pomalowane oraz pojawią się na nich naklejki informujące o zakazie naklejania.

– Przyjęliśmy zasadę, że w czasie takich akcji, a także remontów czy budowy nowej infrastruktury wszędzie kolor grafitowy traktować będziemy jako podstawowy dla słupów, latarni czy barierek – uważa Piotr Libicki, plastyk miejski.

Zgodnie z artykułem 63a Kodeksu Wykroczeń za umieszczanie ogłoszeń, plakatów, ulotek, afiszy, napisów czy rysunków w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym grozi kara grzywny od 20 do 5 tysięcy złotych.

...

A gdzie niby umieszczać? Często są kartki zginął pies czy co gorszą człowiek. Więc nie bredzccie. To nie jest wielki biznes.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:13, 16 Lip 2015    Temat postu:

Antyterroryści pomylili mieszkania w Poznaniu. Poturbowali niewinnych ludzi i zdemolowali lokal
Janusz Ludwiczak
Dziennikarz Onetu

Antyterroryści pomylili mieszkania w Poznaniu. Poturbowali niewinnych ludzi i zdemolowali mieszkanie - Wojciech Nekanda Trepka / Agencja Gazeta

Wczoraj rano grupa antyterrorystów przez pomyłkę wtargnęła siłą do niewłaściwego mieszkania na poznańskim Piątkowie. Policjanci szukali osób związanych z wyłudzaniem pieniędzy od osób starszych.

W środę ok. godz. 7 rano policyjni antyterroryści mieli zatrzymać mężczyznę podejrzanego o wyłudzenie pieniędzy od osób starszych. Zamiast do mieszkania pod numerem 5 wkroczyli pod "trójkę". Do zdarzenia doszło przy ul. Królewskiej na poznańskim Piątkowie.
REKLAMA


Jak informuje radio RMF FM, mundurowi wyważyli drzwi i użyli granatu hukowego, który spowodował straty w mieszkaniu. Mieszkanie wymaga odmalowania i naprawy parkietu. Mężczyznę mieszkającego w tym lokalu raniły odłamki granatu, ale obrażenia okazały się niegroźne.

– Wczoraj rano policjanci pełnili czynności związane ze śledztwem w sprawie wyłudzania pieniędzy od osób starszych. Mieli zatrzymać podejrzanego. Doszło niestety do pomyłki. W mieszkaniu były dwie osoby dorosłe, nie było wśród nich dzieci. Nikomu nic się poważnego nie stało. Policjanci zapewnili poszkodowanemu pomoc medyczną. Przepraszamy za pomyłkę. Pokryjemy wszelkie szkody – powiedziała nadkomisarz Iwona Liszczyńska z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu

Szczegóły pomyłki antyterrorystów wyjaśnia Biuro Spraw Wewnętrznych i Wydział Kontroli Komendy Głównej Policji.

...

Po prostu wspaniale...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:57, 29 Lip 2015    Temat postu:

Radio Lublin

Jakie nagrody dostali urzędnicy? Fundacja pyta, ratusz ma odpowiedzieć

Jakie nagrody dostali urzędnicy? Fundacja pyta, ratusz ma odpowiedzieć - Shutterstock

Urząd Miasta w Lublinie ma udostępnić Fundacji Wolności informację o nagrodach wypłaconych poszczególnym urzędnikom - tak wynika z orzeczenia Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Lublinie.

Chodzi głównie o osoby piastujące funkcje publiczne. Z prośbą o udostępnienie danych zwróciła się do prezydenta jeszcze w kwietniu Fundacja Wolności - mówi jej prezes, Krzysztof Jakubowski.
REKLAMA


Jak mówi Maciej Gapski, do Samorządowego Kolegium Odwoławczego wpływa co roku kilkanaście podobnych spraw. Ostatnio rozpatrywane dotyczyły informacji o wynagrodzeniach urzędników w Urzędzie Marszałkowskim oraz w Urzędzie Gminy Niedrzwica.

...

To powinna byc norma.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136441
Przeczytał: 59 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 0:18, 30 Lip 2015    Temat postu:

Jan Tajster dyrektorem ZIKiT. PO i PiS mówią jednym głosem: to jest skandal
Piotr Ogórek
Dziennikarz Onetu

Jan Tajster - Piotr Ogórek / Onet

Decyzja o powołaniu przez Jacka Majchrowskiego Jana Tajstera na dyrektora Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu w Krakowie wywołała burzę. PO i PiS mówią jednym głosem, że to skandal. Ci pierwsi rozważają wyjście z koalicji z prezydentem. - To graniczy z absurdem, po prostu Bareja – stwierdza z kolei radny PiS Włodzimierz Pietrus. A lider PO w regionie mówi o "zniesmaczeniu".

Prezydent Krakowa swoją decyzją zaskoczył absolutnie wszystkich. Większość obserwatorów życia publicznego w mieście zakładała, że start Jana Tajstera na szefa ZIKiT-u to forma żartu politycznego, a na koniec prezydent wybierze kogoś innego. Stało się jednak inaczej, a Jackowi Majchrowskiemu nie przeszkadza, że nowy szef jednostki ma 12 aktów oskarżenia i prawomocny wyrok grzywny za zimowy paraliż komunikacyjny miasta w 2005 roku. Sąd swoją decyzją z 2008 roku przyznał więc, że Tajster, jako szef jednostki zarządzającej drogami i transportem publicznym, jest odpowiedzialny za paraliż. Pomimo tego Jan Tajster, zdaniem prezydenta, jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. Wyrok ten jednak po pięciu latach zatarł się, więc na chwilę obecną Tajster nie ma żadnego prawomocnego wyroku.
REKLAMA


Powyższa decyzja odbija się szerokim echem w Krakowie i jak żadna inna łączy nawet Platformę Obywatelską oraz Prawo i Sprawiedliwość. PO jest w koalicji z Jackiem Majchrowskim, ale po jego kontrowersyjnej nominacji dla Tajstera, nie wyklucza, że wkrótce się ona zakończy.

- Nie wykluczamy niczego, w tym wyjścia z koalicji w Radzie Miasta Krakowa. Decyzje polityczne zostaną podjęte po zarządzie krakowskiej PO, który planujemy na weekend lub pierwsze dni po nim – mówi Onetowi Grzegorz Lipiec, szef krakowskich struktur Platformy. - Na pewno będziemy się domagać wyjaśnień. Ta informacja strzeliła jak grom z jasnego nieba, bo jednak wszyscy myśleli, że będzie to żart. Jesteśmy zniesmaczeni – dodaje Lipiec.

- Ta nominacja do skandal i całkowite lekceważenie mieszkańców Krakowa – wtóruje Lipcowi Andrzej Hawranek, szef klubu PO w radzie miasta. - Powoływanie na takie stanowisko kogoś, kto ma 12 spraw sądowych na biegu jest skandaliczne. W słowniku ludzi kulturalnych brakuje słów, żeby wyrazić swoje emocje na to. Skandal jest najłagodniejszym – mówi radny. I jak dodaje, "współpraca z Jackiem Majchrowskim po tego typu decyzjach może się okazać bardzo trudno, żeby nie powiedzieć niemożliwa".

W najbliższych tygodnia wiele będzie zależało od radnych i ich aktywności. Rada miasta może bowiem podjąć decyzję o likwidacji ZIKiT-u i powołanie w jej miejsce innej jednostki, z nowym statutem, co doprowadzi do usunięcia Tajstera i wybrania nowego szefa takiej jednostki. Tak się już zresztą stało parę lat temu, kiedy powołano ZIKiT w 2008 roku w miejsce Zarządu Dróg i Transportu, któremu szefował właśnie Tajster. Jak na ironię, zrobiono to właśnie po to, żeby Tajster nie mógł kierować miejską jednostką.

Innym możliwym scenariuszem jest zainicjowanie referendum odwoławczego wobec prezydenta Krakowa. Takie głosy pojawią się zapewne wkrótce. - Można zrobić jeden i drugi ruch, ale to komentowanie na gorąco. Najbliższe posiedzenie rady miasta jest 26 sierpnia. Wcześniej będą znane decyzje polityczne zarówno PO, jak i PiS. Wszystkie rozwiązania są możliwe, łącznie z referendum odwoławczym – uważa Hawranek.

Wspomniane PiS jest zgodne z PO w ocenie tego, co się stało. - To decyzja skandaliczna. Na pewno będziemy weryfikować czy wszystko było zgodne z obowiązującym prawem i czy ten konkurs nie miał żadnych uchybień. Jeśli prezydent nie wycofa się z tej decyzji, to będziemy się starali ją jakoś zniwelować – mówi Onetowi Włodzimierz Pietrus, szef klubu PiS w radzie miasta.

Radny PiS nie wyklucza np. powołania dwóch nowych jednostek w miejsce ZIKiT-u, czym "zniweluje się" Jana Tajstera. - Taki ruch byłby bardziej sensowny. Natomiast my na pewno uruchomimy komisję rewizyjną, żeby się przyglądnęła całej sprawie. Nie wykluczamy także, że wniesiemy sprawę do organu nadzorczego czyli do wojewody – dodaje Pietrus.

Reprezentant PiS jest natomiast bardziej sceptyczny w kwestii ewentualnego referendum odwoławczego. - W najbliższym czasie mamy referendum ogólnopolskie, a potem wybory. Dla nas priorytetem są wybory, bo chcemy zmienić sytuację w Polsce, bowiem większość wyborców odczuwa potrzebę zmian. To jest priorytet. Wikłanie się w akcję referendalną w Krakowie może nie być teraz najlepsze. To nie jest odpowiedni moment – uważa radny.

Pietrus podkreśla poza tym, że wybór Jana Tajstera to skrajny przypadek tego, co się dzieje w innych spółkach i jednostkach miejskich. - Mamy karuzelę stanowisk, te same nazwiska są cięgle w obiegu. A wszystko ma to miejsce w mieście akademickim, gdzie mamy Politechnikę i Akademię Górniczo-Hutniczą. Aż dziwne, że nie możemy znaleźć właściwego kandydata na szefa ZIKiT-u. To graniczy z absurdem, po prostu Bareja – komentuje radny.

...

O tam wyroki. Przy Bodnarze to wysokiej klasy fachowiec.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 12, 13, 14 ... 22, 23, 24  Następny
Strona 13 z 24

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy