Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Kolejna kompromitacja sądowa!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 34, 35, 36  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:07, 14 Lis 2012    Temat postu:

Głodująca w sądzie w Poznaniu 76-latka trafiła do szpitala

Sąd Okręgowy w Poznaniu zbada sprawę 76-letniej kobiety, która od poniedziałku prowadziła w budynku tego sądu protest głodowy. Twierdzi, że wskutek błędu sądowego straciła swą ziemię. Wieczorem kobieta źle się poczuła i trafiła do szpitala.

- W piątek sąd na niejawnym posiedzeniu zajmie się wnioskiem o wznowienie postępowania w sprawie uwłaszczenia z 1994 roku - powiedziała Agnieszka Weichert-Urban z biura prasowego sądu.

76-letnia kobieta rozpoczęła głodówkę w poznańskim sądzie w poniedziałek. Usiadła na korytarzu z wypisaną na piersiach tabliczką "protest głodowy". Twierdzi, że wskutek błędu sądowego, który pomylił księgi wieczyste, straciła swoją działkę.

- Będę głodowała do skutku. Według mecenasów, którzy mnie reprezentowali, uwłaszczenie się sąsiada na mojej działce nastąpiło z naruszeniem prawa. Chcę ponownego rozpatrzenia sprawy uwłaszczenia z 1994 roku - powiedział Jadwiga Brygier.

We wtorek wieczorem po opuszczeniu budynku sądu kobietę zabrała karetka pogotowia.

- Mama poczuła się źle, pogotowie zabrało ją do szpitala, ale zapowiedziała, że jak tylko opuści szpital, wróci do głodówki - powiedział syn głodującej Grzegorz Brygier.

Kobieta protestowała w sądzie w godzinach jego pracy, w nocy koczowała na sądowych schodach.

Sporna działka ma powierzchnię 2,5 ha i jest ziemią rolną leżącą nad jeziorem w jednej z podpoznańskich miejscowości. Protestująca do dziś użytkuje sporną działkę, obsiewając ją i zbierając z niej plony.

>>>>

Coraz lepiej ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:10, 20 Lis 2012    Temat postu:

Właściciel słynnego poznańskiego sklepu poddaje się

Prowadzony przez Marka Obtuło­wicza sklep "Mikrus" stał się znany w całej Polsce, gdy bezradny właści­ciel, w związku z licznymi kradzie­żami, zaczął umieszczać w Interne­cie nagrania z monitoringu dema­skujące włamywaczy. W tym tygo­dniu właściciel ogłosił, że zamyka lokal, bo poniósł klęskę w walce o sprawiedliwość - sprawy włamań zostały umorzone a złodzieje są na wolności.

...

Koszmar . Strach sie bac z takimi sadami ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:48, 20 Lis 2012    Temat postu:

Agnieszka Pruszkowska-Jarosz
Ile kosztuje sprawiedliwość?

Sta­rusz­ce za­da­no 23 ciosy tłucz­kiem do mięsa. Spraw­czy­nią była opie­ku­ją­ca się nią są­siad­ka. Wyrok za­padł do­pie­ro w tym roku po 16 la­tach i 4 pro­ce­sach! Nie za­koń­czy­ła się jed­nak jesz­cze spra­wa Wal­de­ma­ra T. oskar­żo­ne­go o mor­der­stwo. W 1998 r. zo­stał ska­za­ny na 15 lat wię­zie­nia, potem czte­ry razy unie­win­nio­ny. Dziś spra­wa toczy się od nowa. Po raz szó­sty. Dla­cze­go pol­skie sądy dzia­ła­ją tak wolno i ile to kosz­tu­je?

Pięć lat temu do pol­skich sądów wpły­nę­ło 10,6 mln spraw. W roku ubie­głym 15,3 mln. Naj­wię­cej, bo ponad 8 mi­lio­nów, to spra­wy cy­wil­ne. We­dług da­nych Mi­ni­ster­stwa Spra­wie­dli­wo­ści wy­dłu­żył się także czas trwa­nia po­stę­po­wa­nia. W są­dach re­jo­no­wych w 2011 r., zgod­nie z tzw. śred­nim wskaź­ni­kiem, spra­wy karne trwa­ły sta­ty­stycz­nie 4,2 mie­sią­ca, spra­wy cy­wil­ne pro­ce­so­we 6,9, ro­dzin­ne pro­ce­so­we 3,8, prawa pracy 5,1, go­spo­dar­cze pro­ce­so­we 6,3, czyli o po­ło­wę dłu­żej niż pięć lat temu.

Przy­pa­tru­jąc się do­kład­niej licz­bom można za­uwa­żyć, że nie bra­ku­je pro­ce­sów, które trwa­ją ponad 8 lat. Cza­sa­mi do­ty­czą spraw bła­hych, innym razem bar­dzo po­waż­nych i dra­ma­tycz­nych. I jedne, i dru­gie nie są tanie, w nie­któ­rych przy­pad­kach mogą prze­kro­czyć nawet 2 mln zło­tych, o czym po­ni­żej.

Naj­dłuż­sze spra­wy są­do­we

Naj­bar­dziej zna­nym przy­kła­dem naj­dłuż­sze­go pro­ce­su w Pol­sce jest spra­wa spad­ko­wa to­czą­ca się od 35 lat w Są­dzie Re­jo­no­wym w So­snow­cu. Roz­po­czę­ła się w 1977 roku i trwa nadal. Do­ty­czy po­dzia­łu trzech dzia­łek o łącz­nej po­wierzch­ni 4 tys. mkw., od­szko­do­wa­nia za ka­mie­ni­cę wy­bu­rzo­ną z po­wo­du szkód gór­ni­czych oraz znaj­du­ją­cą się obok niej ofi­cy­nę z 10 miesz­ka­nia­mi. Dziś ma­ją­tek warty jest ponad 2 mln zł. Naj­pierw wal­czy­ło o niego 10 spad­ko­bier­ców. Po ich śmier­ci – ich dzie­ci i wnuki. Sąd co jakiś czas za­wie­sza spra­wę – głów­nie po to, by usta­lić ko­lej­nych spad­ko­bier­ców. Kilka lat temu oka­za­ło się do­dat­ko­wo, że dział­ki nie mają wy­ty­czo­nych gra­nic.

Po­dob­ny spór o ma­ją­tek trwa ponad 21 lat w Kra­ko­wie. Cho­dzi o ka­mie­ni­cę na­le­żą­cą nie­gdyś do słyn­ne­go Wita Stwo­sza. Jej dzi­siej­sza war­tość to kil­ka­dzie­siąt mi­lio­nów zło­tych. Prawa do niej mają trzy osoby. Nie jest tak skom­pli­ko­wa­na jak po­przed­nia, mimo to końca nie widać. W tym przy­pad­ku winę w dużej mie­rze po­no­si sąd, wy­zna­czał bo­wiem ter­mi­ny co 9 mie­się­cy, wydał także 8 sprzecz­nych roz­strzy­gnięć. Dwa razy zaj­mo­wał się tą spra­wą sąd pierw­szej in­stan­cji, dwa razy dru­giej i aż 4 razy Sąd Naj­wyż­szy. Tym­cza­sem ka­mie­ni­ca po­pa­da­ła w ruinę, aż w końcu dwóch spad­ko­bier­ców roz­po­czę­ło re­mont nie pa­trząc na to­czą­cy się pro­ces.

Nie­wie­le mniej, bo 19 lat trwa pro­ces Cze­sła­wa Kisz­cza­ka oskar­żo­ne­go o przy­czy­nie­nie się do śmier­ci dzie­wię­ciu gór­ni­ków z ko­pal­ni Wujek. Po­wo­dem tak dłu­gie­go po­stę­po­wa­nia jest głów­nie czę­sta nie­obec­ność oskar­żo­ne­go na roz­pra­wach, do­star­cza­nie zwol­nień le­kar­skich czy nie­obec­ność obroń­cy. Raz ge­ne­rał zo­stał unie­win­nio­ny, raz ska­za­ny, raz sąd spra­wę umo­rzył z po­wo­du przedaw­nie­nia i potem znów unie­win­nił. Wy­ro­ki za­wsze uchy­la­no. Fi­na­łu jesz­cze nie ma.

W opa­rach ab­sur­dów...

Kłopotliwa sprawa. Mają mieszkanie, a nie mogą w nim zamieszkać

Kłopotliwa sprawa. Mają mieszkanie, a nie mogą w nim zamieszkać - Rodzina z Radymna na Podkarpaciu ma mieszkanie własnościowe, ale - jak mówi - tylko na papierze. Pomimo prób wypowiedzenia lokatorom umowy najmu nie może w nim zamieszkać. Sąd Rejonowy w Jarosławiu uznał, że wypowiedzenie było nieskuteczne i oddalił powództwo rodziny o usunięcie niesumiennych lokatorów z mieszkania.

O dwa lata kró­cej trwa w Są­dzie Okrę­go­wym w War­sza­wie pro­ces Wal­de­ma­ra T. oskar­żo­ne­go o mor­der­stwo. W 1998 roku zo­stał ska­za­ny na 15 lat wię­zie­nia, jed­nak sąd wyż­szej in­stan­cji uchy­lił wyrok. Potem czte­ry razy zo­stał unie­win­nio­ny i spra­wę prze­ka­zy­wa­no do po­now­ne­go roz­pa­trze­nia. Dziś spra­wa toczy się od nowa. Po raz szó­sty.

Przy­kła­dy można mno­żyć w nie­skoń­czo­ność. Co sąd, to przy­pa­dek. Kil­ka­na­ście lat na wyrok cze­ka­li po­szko­do­wa­ni przez pożar z 1994 roku w Stocz­ni Gdań­skiej, w któ­rej trwał wów­czas kon­cert ze­spół Gol­den Life. Po 16 la­tach sąd w Szcze­ci­nie wydał wyrok w spra­wie za­bój­stwa star­szej ko­bie­ty. Za­da­no jej 23 ciosy tłucz­kiem do mięsa. Spraw­czy­nią oka­za­ła się są­siad­ka opie­ku­ją­ca się sta­rusz­ką. W tej spra­wie od­by­ły się 4 pro­ce­sy. Wyrok 8 lat wię­zie­nia za­padł do­pie­ro w stycz­niu tego roku. W Są­dzie Okrę­go­wym w Lu­bli­nie jedna z dłuż­szych spraw do­ty­czy­ła za­bój­stwa dwóch li­ce­ali­stów w Cheł­mie. Do tra­ge­dii tej do­szło w maju 2000 r. O prze­stęp­stwo oskar­żo­no 4 osoby. Wyrok za­padł w sierp­niu tego roku. Dla­cze­go tak długo trwa­ła spra­wa? - Była skom­pli­ko­wa­na pod wzglę­dem fak­tycz­nym i była dwa razy uchy­la­na przez sąd ape­la­cyj­ny do po­now­ne­go roz­po­zna­nia – wy­ja­śnia rzecz­nik pra­so­wy Sądu Okrę­go­we­go w Lu­bli­nie sę­dzia Artur Ozi­mek.

W opa­rach ab­sur­dów

- Choć od zda­rze­nia mi­nę­ło wiele lat, do dziś pa­mię­tam tę spra­wę. Jeden z ko­le­gów bez zgody dru­gie­go prze­cią­gnął rury wo­do­cią­go­we przez jego dział­kę. Tam­ten je wy­ko­pał. Za­czę­li się spie­rać i spra­wa zna­la­zła finał w są­dzie. To­czy­ła się 20 lat. Po­chło­nę­ła mnó­stwo pie­nię­dzy i przy­nio­sła wiele ner­wów i nie­na­wi­ści. Spra­wa za­koń­czy­ła się, gdy jeden z nich zmarł na są­do­wym ko­ry­ta­rzu – opo­wia­da Ka­zi­mierz, miesz­ka­niec po­wia­tu mi­lic­kie­go.

Inna, dość nie­ty­po­wa zda­rzy­ła się w małym mia­stecz­ku na po­łu­dniu Wiel­ko­pol­ski. Do­ty­czy­ła koła od sa­mo­cho­du. Trwa­ła ponad osiem lat. Na do­da­tek mię­dzy ojcem i synem. - Tak na­praw­dę koło było tylko przy­czyn­kiem do kon­flik­tu, jaki na­ra­stał od dawna – wy­ja­śnia Beata, córka i wnucz­ka stron kon­flik­tu. - Cho­dzi­ło głów­nie o to, kto ma rację. Nie pa­mię­tam nawet, jaki był finał tej spra­wy, ale wiem, że za pie­nią­dze, które obaj stra­ci­li mo­gli­by kupić po 2 sa­mo­cho­dy lub setkę in­nych kół - do­da­je.

W tym roku do Sądu Re­jo­no­we­go w Lu­bli­nie tra­fi­ła dość cie­ka­wa spra­wa - o stwier­dze­nie zgonu Hen­ry­ka Goldsz­mid­ta, pseu­do­nim Ja­nusz Kor­czak. War­szaw­ska fun­da­cja wnio­sko­wa­ła, by za datę jego śmier­ci przy­jąć dzień 6 sierp­nia 1942 r. Dla­cze­go? Jak wy­ja­śnia rzecz­nik pra­so­wy to po­zwo­li­ło­by na wy­ga­śnie­cie 50-let­niej ochro­ny praw au­tor­skich i wy­da­wa­nie ksią­żek bez opła­ty za te prawa. Spra­wa jest w toku. Przed­mio­tem dru­giej z nie­ty­po­wych spraw, też z Lu­bli­na, jest wnio­sek do sądu o na­ka­za­nie le­kar­ce za­pi­sa­nia pa­cjen­ta do swo­jej przy­chod­ni. Le­kar­ka od­mó­wi­ła przy­ję­cia de­kla­ra­cji, gdyż nie­do­szły pa­cjent za­miesz­ki­wał inny rejon i pod­le­gał pod inne pla­ców­ki. Ten jed­nak nie przy­jął tego do wia­do­mo­ści i zwró­cił się do sądu o na­ka­za­nie le­kar­ce przy­ję­cia go do grona swo­ich pa­cjen­tów. Spra­wa zo­sta­ła prze­ka­za­na do Za­mo­ścia.

Czy­taj dalej na stro­nie 3: Kto za to za­pła­ci?...

Ciąg dal­szy ar­ty­ku­łu...

Kto za to płaci?

Przed ob­li­czem Te­mi­dy w sto­li­cy wo­je­wódz­twa lu­bu­skie­go sta­nę­li dział­ko­wi­cze, po­li­cja bo­wiem u czte­rech z nich wy­kry­ła po jed­nym krzacz­ku maku. W trak­cie pro­ce­su oka­za­ło się, że był to mak polny, a nie le­kar­ski (mor­fi­no­daj­ny). Sąd spra­wę umo­rzył, ale ob­cią­żył eme­ry­tów-dział­kow­ców kosz­ta­mi po­stę­po­wa­nia w wy­so­ko­ści po 130 zł. Ogól­ny koszt pro­ce­su to 5 tys. zł, w tym wy­na­gro­dze­nie bie­głej, które wy­nio­sło ponad 1 tys. zł.

Jak ostat­nio podał PAP, na ponad 2 mln zł sza­cu­je się koszt koń­czą­ce­go się pro­ce­su 15-oso­bo­we­go gangu kie­ro­wa­ne­go przez Jana R., pseu­do­nim „Ku­la­wy”. Jedna z naj­bar­dziej nie­bez­piecz­nych grup oskar­żo­na zo­sta­ła m.​in. o za­bój­stwo dwóch biz­nes­me­nów ze Szcze­ci­na, prze­myt al­ko­ho­lu, nar­ko­ty­ków i pa­pie­ro­sów. Pro­ces za­czął się 6 lat temu przed Sądem Okrę­go­wym w El­blą­gu. Co zło­ży­ło się na tak duże kosz­ty? Głów­nie opła­ce­nie obroń­ców z urzę­du – ok. 500 tys. zł, kosz­ty opi­nii le­kar­skich oraz opie­ki me­dycz­nej spa­ra­li­żo­wa­ne­go od pasa w dół głów­ne­go oskar­żo­ne­go. Po­nad­to duże kosz­ty ge­ne­ro­wa­li sami świad­ko­wie, a było ich ponad 200. Wielu z nich trze­ba było ścią­gać z za­gra­ni­cy.

Jak wy­ni­ka z da­nych CEPEJ (Eu­ro­pe­an Com­mis­sion for Ef­fi­cien­cy of Ju­sti­ce) ba­da­ją­cej funk­cjo­no­wa­nie sys­te­mu wy­mia­ru spra­wie­dli­wo­ści w kra­jach człon­kow­skich Rady Eu­ro­py, Pol­ska prze­zna­cza na utrzy­ma­nie wy­mia­ru spra­wie­dli­wo­ści naj­więk­szą część swo­je­go bu­dże­tu spo­śród państw UE. Wy­dat­ki te z roku na rok rosną.

- Pol­ski wy­miar spra­wie­dli­wo­ści wciąż cier­pi na niską wy­dol­ność, po­stę­po­wa­nia toczą się zde­cy­do­wa­nie zbyt wolno. Wzrost na­kła­dów na są­dow­nic­two nie prze­kła­da się bez­po­śred­nio na wy­ni­ki. Sę­dziom nie­trud­no od­po­wie­dzieć na py­ta­nie, dla­cze­go tak się dzie­je. Jedną z przy­czyn jest prze­rost biu­ro­kra­cji – pisze sę­dzia Jo­lan­ta Ma­chu­ra-Szczę­sna na ła­mach Kwar­tal­ni­ka In­for­ma­cyj­ne­go Mi­ni­ster­stwa Spra­wie­dli­wo­ści „Na wo­kan­dzie”.

- To pa­ra­doks: im wię­cej sę­dziów i in­nych urzęd­ni­ków są­do­wych, tym dłuż­sze pro­ce­du­ry, po­wol­niej­sze po­stę­po­wa­nie, tym wię­cej zadań urzęd­ni­czych spa­da­ją­cych na sę­dzie­go – do­da­je sę­dzia.

W ubie­głym roku wy­dat­ki na sądy po­wszech­ne wy­nio­sły 5, 9 mld zł. Do­cho­dy zaś 2,08 mld zł. Cały re­sort spra­wie­dli­wo­ści kosz­to­wał po­dat­ni­ków 9, 8 mld zł. W są­dach za­trud­nio­nych było 52 143 pra­cow­ni­ków, w tym ponad 10 tys. sę­dziów, ponad 27 tys. urzęd­ni­ków, apli­kan­tów, re­fe­ren­da­rzy, asy­sten­tów, ku­ra­to­rów, pe­da­go­gów i in­nych. Łącz­ne wy­na­gro­dze­nie dla nich wy­nio­sło 3,3 mld zł. Te­go­rocz­ny bu­dżet na sądy po­wszech­ne opie­wa na 6,08 mld zł. Na wy­na­gro­dze­nia za­re­zer­wo­wa­no pulę w wy­so­ko­ści 3,4 mld zł.

Do tego do­cho­dzą od­szko­do­wa­nia i re­kom­pen­sa­ty dla nie­słusz­nie ska­za­nych. Skarb Pań­stwa w ubie­głym roku wydał ponad 14,5 mln zł. Eks­per­ci sza­cu­ją, że sądy nie­słusz­nie i bez­pod­staw­nie oskar­ża­ją nawet 300 osób rocz­nie. To jest licz­ba za­trwa­ża­ją­ca, bo zgod­nie z da­ny­mi, w la­tach 2000-2009, czyli przez dzie­więć lat za­są­dzo­no od­szko­do­wa­nia dla 2181 osób na ponad 40 mln zł.

>>>>

Po prostu wspaniale ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:34, 22 Lis 2012    Temat postu:

Komornika nie obchodzi czy masz dług

Nieważne, czy masz dług. Komornik może zabrać ci pieniądze - alarmuje "Dziennik Gazeta Prawna".

Według informacji gazety wystarczy podać imię i nazwisko dłużnika, a egzekucja komornicza nastąpi od dowolnej osoby o tych samych danych.

"DGP" przytacza fakty: wskutek zbieżności nazwisk komornik zajął ponad 26 tys. zł emerytce z Sochaczewa. Nikt nie kwestionuje pomyłki, ale też nikt nie zwraca pieniędzy. Komornik może pomylić osoby, skoro w orzeczeniach sądowych dotyczących spłaty wierzytelności nie podaje się ani PESEL-u, ani daty urodzenia dłużnika.

Podstawowa reguła postępowania komorniczego sprowadza się do tego, że komornik nie jest od weryfikowania sensu i podstawy egzekucji kwot wskazanych w tytule wykonawczym.

Więcej w "DGP".

....

System prawny super .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:07, 04 Gru 2012    Temat postu:

Śledztwo ws. narkotyków dla psa Kory umorzone

Z powodu niewykrycia sprawcy, stołeczna prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie przesłania 60 g marihuany z USA do domu znanej wokalistki Olgi J. i jej partnera Kamila Sipowicza. Paczka zaadresowana była do psa Kory, Ramony.

- Decyzję taką podjęła pod koniec listopada Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów - powiedział rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prok. Dariusz Ślepokura.

Prokurator poinformował, że biegły z zakresu pisma porównawczego wykluczył, aby to adresaci sami napisali swój adres na przesyłce. Nie udało się też ustalić jej nadawcy.

Według tvp.info prokuratura rozważała zwrócenie się o pomoc prawną w tej sprawie do USA, ale zrezygnowano z tego pomysłu, gdy okazało się, że nazwisko nadawcy jest zbyt nieczytelne.

W czerwcu br. policja zatrzymała Olgę J., bo w paczce nadesłanej na jej adres celnicy znaleźli marihuanę (przesyłkę zaadresowano na jej psa).

W jej domu znaleziono wtedy ok. trzech gramów narkotyku. Postawiono jej zarzuty i zwolniono. Akt oskarżenia trafił do Sądu Rejonowego Warszawa-Żoliborz w sierpniu. We wrześniu sąd ten zwrócił sprawę do prokuratury w celu uzupełnienia braków postępowania. Sąd zobowiązał prokuratora m.in. do przeprowadzenia badań psychiatrycznych Olgi J. Zgodnie z ustawą o przeciwdziałaniu narkomanii obowiązkowe jest też sporządzenie przez specjalistę wywiadu, czyli rozmowy z oskarżonym na temat środków, których dotyczy sprawa.

W październiku br. Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił decyzję żoliborskiego sądu, któremu nakazał merytoryczne rozpoznanie całej sprawy. Według SO zleconą czynność może przeprowadzić sam sąd w toku procesu. SO ocenił, iż wątpliwości SR co do poczytalności oskarżonej nie były oczywiste, bo ona sama mówiła, że nie jest uzależniona.

W myśl ustawy antynarkotykowej za posiadanie środków odurzających lub substancji psychotropowych grozi do trzech lat więzienia, ale w przypadkach mniejszej wagi, sprawca podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Gdyby udowodniono komuś posiadanie znacznej ilości narkotyków, groziłoby mu od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.

....

Wiedzialem ze tak bedzie . Scigaja bidokow na chodnikach walczacych o przezycie handelkiem a degeneratom celebrytom umarzaja jawne przestepstwa . Tfu . ,,Sondy" .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:18, 07 Gru 2012    Temat postu:

Nikogo nie skrzywdził, a trafił na lata do więzienia

Łukasz Zawadzki powinien być leczony w zakładzie zamkniętym, ale zamiast na leczenie trafił do celi - informuje "Rzeczpospolita". Mężczyzna pisał listy do sędziów, prokuratorów, dziennikarzy i instytucji publicznych, w których wyzywał, znieważał i groził zamachami. Ale był to tylko przejaw jego choroby.

Zawadzki nikomu krzywdy nie zrobił. Cierpi jednak na schizofrenię paranoidalną.

Chorobę zdiagnozowano u niego w wieku 12 lat. Powinien być leczony w zakładzie psychiatrycznym, ale trafił do więzienia - czytamy w "Rzeczpospolitej". Tam prawie dwa lata spędził w izolatce, gdzie zamyka się najbardziej niebezpiecznych przestępców. To tylko pogłębiło jego chorobę.

"Przypadek Łukasza Zawadzkiego ujawnia, że polski system sprawiedliwości nie jest przygotowany do identyfikowania takich przypadków i adekwatnego reagowania na nie przy uwzględnieniu interesu publicznego i indywidualnego" - napisano w ekspertyzie Katedry Kryminologii i Polityki Kryminalnej UW, którą możemy przeczytać w "Rzeczpospolitej".

Chory 31-latek spędził już w zakładach karnych dziewięć lat. Gdy przebywał w więzieniu w Piotrkowie Trybunalskim, był bity przez współwięźniów, przypalany i torturowany.

"Przedstawialiśmy opinie specjalistów wskazujące, że Łukasz jest chory, że powinien podlegać internacji i leczeniu w szpitalu. Ale sądy uważały inaczej. Gdyby był leczony, choroba by się nie rozwijała, nie zapadałyby kolejne wyroki" – powiedziała dla dziennika Jadwiga Zawadzka, matka skazanego.

Dziennikarze "Rzeczpospolitej" ustalili, że w sprawie Zawadzkiego dwukrotnie interweniował rzecznik praw obywatelskich, ale nic nie zdziałał.

"Dotychczasowe i obecne postępowanie z aresztowanym oraz procedowanie przed sądami jest nie do pogodzenia z wolnością od nieludzkiego i poniżającego traktowania, ani prawa do bezpieczeństwa osobistego, prawa do rzetelnego procesu" - to także fragment cytowanej wcześniej ekspertyzy.

....

Ilu takich siedzi ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:49, 11 Gru 2012    Temat postu:

Kary więzienia bez zawieszenia za propagowanie faszyzmu

Sąd Apelacyjny w Białymstoku utrzymał kary po roku więzienia bez zawieszenia wobec czterech młodych ludzi, w procesie dotyczącym publicznego propagowania faszyzmu. Sąd uznał, że działali w zorganizowanej grupie przestępczej. Wyrok jest prawomocny.

Sprawa dotyczy wydarzeń z 2007 r. w Białymstoku. Na pomniku ofiar tamtejszego getta, cmentarzu żydowskim i tablicy upamiętniającej twórcę esperanto, pochodzącego z Białegostoku Ludwika Zamenhofa, namalowane zostały wówczas swastyki, napisy "SS" i antyżydowskie hasła. Przygotowany też został wielki baner ze swastykami i napisem "Jude raus", który miał zawisnąć w centrum miasta.

To powtórny proces w tej sprawie - w pierwszym zapadły wyroki w zawieszeniu. Tym razem sąd miał zbadać przede wszystkim, czy oskarżonym można przypisać działanie w zorganizowanej grupie przestępczej, która miała za cel publiczne propagowanie faszyzmu i nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym i wyznaniowym.

W pierwszym procesie sądy obu instancji uznały, że takiej grupy nie było, ale po wniesieniu kasacji przez osobę prywatną, która w procesie miała status oskarżyciela posiłkowego, Sąd Najwyższy nakazał jeszcze raz zbadać ten aspekt sprawy.

W sierpniu, w drugim procesie, Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał czterech młodych mężczyzn na kary po roku więzienia bez zawieszenia, przyjmując też, że oskarżeni działali w zorganizowanej grupie przestępczej o nazwie "IV Edycja", która istniała w środowisku białostockich skinheadów.

Apelacje złożyli obrońcy wszystkich skazanych, którzy chcieli albo umorzenia postępowania, albo uniewinnienia lub przynajmniej orzeczenia kar w zawieszeniu. We wtorek sąd odwoławczy wszystkie je jednak oddalił, uznając za bezzasadne.

Sędzia Leszek Kulik mówił, że nie ulega wątpliwości, iż "IV Edycja" była grupą przestępczą w definicji kodeksu karnego, o czym świadczy stopień jej zorganizowania. Choć formalnie nie miała przywódcy, miała strukturę poziomą i przyjęte zasady przystępowania do niej czy spotkań.

- Wszystkich członków łączyła jedna wyznawana ideologia czy poglądy o charakterze faszystowskim, antysemickim czy rasistowskim - mówił sędzia. Grupa miała też na celu popełnianie przestępstw, a - jak zaznaczył sędzia - wystarczyło popełnienie jednego przestępstwa.

Oceniając kary orzeczone wobec oskarżonych, sąd zwrócił uwagę, że wszyscy byli wcześniej karani, a na ich korzyść przemawia jedynie młody wiek. Sędzia Kulik mówił, że w ich przypadku kary bez zawieszenia spełnią "pokładane w nich cele zapobiegawcze i wychowawcze i wdrożą tak niepoprawnych sprawców do przestrzegania porządku prawnego".

Uzasadniając wyrok, sędzia podkreślił, że działalność grupy "IV Edycja" była wysoce szkodliwa społecznie, zbulwersowała opinię publiczną i odbiła się szerokim echem w mediach. Jak mówił Kulik, takie kary powinny uświadomić społeczeństwu, że "popełnianie tego rodzaju przestępstw nie popłaca, spotyka się ze stosowną reakcją karną".

Mówił, że ma to szczególne znaczenie obecnie, gdy - jak to ujął - "tego rodzaju rasistowska działalność niektórych grup, nietolerancja czy ksenofobia, nasilają się".

>>>>

Wsadzaja kolejnych politycznych . DZIECIAKOW ZA MAZANIE PO MURACH ! Koszmar !!! A mafiozi wolni ! BRAK SLOW !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:45, 20 Gru 2012    Temat postu:

Ksiądz Zbigniew R. skazany na 2 lata więzienia za pedofilię

Sąd Okręgowy w Koszalinie (Zachodniopomorskie) oddalił apelację obrony ws. oskarżonego o pedofilię księdza Zbigniewa R. i utrzymał w mocy wyrok 2 lat bezwzględnego więzienia.

Jak poinformował rzecznik SO sędzia Sławomir Przykucki wyrok jest prawomocny.

Zbigniew R. był oskarżony o popełnienie w latach 2000 - 2001 piętnastu czynów pedofilskich wobec 12-letniego wówczas Marcina K. i jednego takiego samego czynu w 1999 r. wobec 14-letniego Piotra K. (pokrzywdzeni nie są krewnymi).

We wrześniu br. Sąd Rejonowy w Kołobrzegu uznał kapłana za winnego jedenastokrotnego doprowadzenia małoletnich do poddania się czynnościom seksualnym i skazał na 2 lata pozbawienia wolności. Wyrok ten został utrzymany przez sąd odwoławczy.

W śledztwie - jak informowała prokuratura - ksiądz nie przyznawał się do zarzutów. Na początkowym etapie postępowania duchowny był aresztowany. Potem zamieniono mu ten środek na dozór policji i poręczenie majątkowe w wysokości 20 tys. zł.

Proces kapłana ze względu na charakter sprawy zarówno w I jak II instancji toczył się z wyłączoną jawnością. Niejawne były również uzasadnienia obu wyroków.

Ksiądz Zbigniew R. był w latach 1998 - 2008 proboszczem jednej z parafii w Kołobrzegu (Zachodniopomorskie). Odwołano go z tej funkcji z powodu podejrzenia naruszenia zasad celibatu przez kontakty seksualne z dorosłym mężczyzną. Ksiądz został suspendowany przez biskupa, co oznacza, że jest zawieszony w pełnieniu obowiązków kapłana.

....

Dziwny wyrok . Jak za 11 gwaltow to za malo . A jesli niewinny to za duzo . Nie znam sprawy . Za pedofilie nalezy karac tak samo kazdego . Jednakze tutaj moze byc pomowienie . Trzeba przygotowywac juz w seminarium mlodziez ze moga niewinnie siedziec za pedofilie . W koncu co zrobili z Jezusem a to jest pojscie jego droga . Trzeba odwagi .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:40, 27 Gru 2012    Temat postu:

Tysiące skazanych chodzi po ulicach, bo na celę czeka się... 10 lat

W Polsce ponad 41 tys. skazanych chodzi po ulicach, bo nie ma dla nich miejsca w zakładach karnych, alarmuje "Dziennik Polski".

Według danych Centralnego Zarządu Służby Więziennej w aresztach śledczych i zakładach karnych znajduje się ponad 83 tys. miejsc dla aresztantów i osadzonych. Prawie wszystkie są zajęte. W kolejce na odbycie wyroku czeka ponad 41 tys. skazanych.

Do biura Rzecznika Praw Obywatelskich napływa wiele skarg na naruszenie zasady wykonywania kary więzienia bez zbędnej zwłoki. W jednej ze spraw skazany otrzymał wezwanie do odbycia kary półtora roku pozbawienia wolności dopiero po 10 latach od wydania prawomocnego wyroku. W tym czasie człowiek ten skończył studia i założył rodzinę.

Według orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Krakowie takie działanie sprawia, że po latach kara staje się dolegliwością abstrakcyjną, odczuwalną przez skazanego i jego bliskich bardziej jako krzywda niż jako zapłata za skrzywdzenie innej osoby.

....

Tu akurat jednak nie chodzi o wiecej wiezien . Widac brak kar typu prace spoleczne itp . Za drobne wykroczenia .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:53, 07 Sty 2013    Temat postu:

Prokuratura "zdumiona" aktywnością medialną sędziego Igora Tulei

Prokuratura wyraziła "zdumienie" aktywnością medialną sędziego Igora Tulei po wyroku wobec Mirosława G. Według prokuratury sędzia "zdaje się świadomie łamać powszechnie obowiązujące w tym zakresie reguły i zwyczaj", co może burzyć zaufanie do prokuratury.

W oświadczeniu rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura napisał, że prokuratura z należytym szacunkiem i uwagą przyjęła wyrok Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa wobec dr. Mirosława G. "Respektując obowiązujący w państwie polskim podział władzy, uwzględniający aspekt niezawisłości sędziowskiej, dobrego zwyczaju i kultury prawnej Prokuratura Okręgowa w Warszawie, powstrzymuje się od komentarza w sprawie samego wyroku, jak i jego ustnego uzasadnienia" - dodał Ślepokura. Podkreślił, że jedyną możliwą i przyjętą w państwie prawa formą dyskusji z orzeczeniem niezawisłego sądu jest skorzystanie z apelacji.

"Tym samym zdumienie wywołuje aktywność medialna w kolejnych dniach sędziego orzekającego, w trakcie której on sam nawiązując do wydanego orzeczenia, zdaje się świadomie łamać powszechnie obowiązujące w tym zakresie reguły i zwyczaj" - głosi oświadczenie Ślepokury. Dodał w nim, że prokuratura nie podejmuje publicznej polemiki z wypowiedziami występującego w roli rzecznika prasowego sądu Igora Tulei, oczekując na wyniki postępowania związanego z zapowiadanymi przez sędziego zawiadomieniami o przestępstwie.

"Niepokój wywołuje jednak okoliczność, iż zachowanie, które do tej pory było domeną osób przejawiających aktywność polityczną czy niezadowolonych stron postępowania, zostało przyjęte jako właściwe przez osobę piastującą urząd sędziego. Urząd, który z racji powagi i władzy powinien kierować się umiarem, obiektywizmem, powściągliwością i odpowiedzialnością i to niezależnie od oczekiwań wiodących mediów" - oświadczył prokurator.

Według niego nie sposób przy tym nie podnieść refleksji płynącej z aktywności medialnej rzecznika Sądu Okręgowego. "Medialny przekaz wypowiedzi niezawisłego sędziego, który koncentrując się na porównywaniu czynności procesowych wszystkich funkcjonariuszy publicznych, a więc także prokuratorów prowadzących postępowanie przygotowawcze, do działań stalinowskich, wydaje się jednak na obecnym etapie dowolnie i przedwcześnie burzyć w niniejszej sprawie zaufanie do organu ochrony prawnej, jakim jest prokuratura" - głosi oświadczenie.

Zdaniem prokuratury jedynym skutkiem tych medialnych wystąpień jest "przekaz koncentrujący się na skrzywdzeniu oskarżonego i przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariuszy publicznych". "Poza horyzontem zainteresowania głównych mediów pozostaje kwestia potępienia łapownictwa i uznania oskarżonego przez sąd I instancji nieprawomocnym wyrokiem za winnego przyjęcia przez okres niewiele dłuższy od dwóch miesięcy korzyści majątkowej w kwocie przekraczającej 17 tys. zł" - dodał Ślepokura.

Sąd skazał dr. Mirosława G., b. ordynatora kardiochirurgii stołecznego szpitala MSWiA, na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę za korupcję - przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów; uniewinnił go od 23 zarzutów, m.in. mobbingu wobec podwładnych.

Zarazem sąd krytycznie ocenił metody działania CBA i prokuratury w sprawie kardiochirurga. - Nocne przesłuchania, zatrzymania - taktyka organów ścigania w tej sprawie dr. Mirosława G. może budzić przerażenie - mówił w ustnym uzasadnieniu sędzia Tuleya. Dodał, że nie potrafi wytłumaczyć, czemu dr G. "został poddany takiemu atakowi i postawiono mu takie zarzuty bez należytego uzasadnienia". - Budzi to skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z lat 40. i 50. - czasów największego stalinizmu - dodał sąd. Jak podkreślił, zatrzymania dr. G., jak i innych oskarżonych w całej sprawie należy uznać za niezasadne i gdyby te osoby wystąpiły do sądu o odszkodowanie i zadośćuczynienie z tego tytułu, "to z pewnością sąd by im je zasądził".

Tuleya zapowiedział złożenie do prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu składania fałszywych zeznań przez świadków w procesie kardiochirurga dr. Mirosława G. oraz naruszenia pewnych procedur przez organy ścigania w śledztwie wobec skazanego za korupcję lekarza.

W poniedziałek Tuleya powiedział, że zawiadomienie jest przygotowywane i nie zostanie wysłane tego dnia.

B. szef CBA Mariusz Kamiński (obecnie wiceprezes PiS) zapowiedział z kolei, że złoży skargę wobec sędziego Tulei. Zapowiedział, że oczekuje, iż przełożeni wypowiedzą się, czy jego zachowania nie wystawiają godności wykonywania zawodu sędziego na szwank. Kamiński uważa wypowiedzi sędziego za niedopuszczalne.

>>>>

No tak . Sedzia potepil Ziobre ze chcial sie lansowac medialnie i przystapil do lansowania siebie ! Uczyl Marcin Marcina !
Widzicie jak slawa kusi ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:14, 08 Sty 2013    Temat postu:

Został skazany na dożywocie. Twierdzi, że jest niewinny

Prokuratura Okręgowa w Białym­stoku, wbrew dowodom, zezna­niom świadków i opiniom biegłych, skazała za zabójstwo człowieka, który od 2001 roku utrzymuje, że jest niewinny - czytamy w "Uwa­żam Rze".

Jan Ptaszyński został skazany na dożywocie za zabójstwo kobiety i jej córeczki, choć posiadał alibi. - Usłyszałam bardzo wyraźną suge­stię przez telefon, że ten człowiek nie może chodzić na wolności, bo to seryjny morderca na tle seksual­nym. (...) Powiedziano mi, że trzeba ustalić czas zgonu tak, by było to trzy dni przed odkryciem zwłok - mówi biegła dr Maria Rydzewska-Dudek. Na ten dzień mężczyzna nie posiadał już alibi.

Dlaczego Ptaszyński musiał zostać skazany i skąd wiadomo, że jest se­ryjnym mordercą? Choć zabójca zo­stawił na miejscu zbrodni wiele śla­dów (m.​in. odciski palców, krew, włos) i żadne nie należały do skaza­nego, trzeba było kogoś postawić przed sądem, by uspokoić przerażo­ną opinię publiczną - wyjaśnia "Uważam Rze". Biegły po dwóch go­dzinach rozmowy z Ptaszyńskim uznał, że ma on "zaburzoną sferę popędu seksualnego", rysy psycho­patyczne, skłonności do sadyzmu i chorobliwą nienawiść do kobiet.

W 2006 roku Sąd Apelacyjny utrzy­mał wyrok dożywocia, a Sąd Naj­wyższy oddalił kasację. Ptaszyński próbował raz popełnić w celi samo­bójstwo. - Gdyby miała pani ze sobą truciznę, wypiłbym ją od razu. Nie chcę już żyć, to nie jest życie - mówi dziennikarce skazany.

....

Super . Coraz lepiej ! Wyrokow sie nie komentuje co ? Wspaniala zasada michnikowska .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:25, 15 Sty 2013    Temat postu:

Niewinni

Najsłabszym ogniwem procesu sądowego jest zazwyczaj człowiek - sędzia, obrońca, prokurator. Dlatego co roku nawet trzysta osób w Polsce zostaje niesłusznie skazanych - uważają eksperci. To tylko szacunki, bo dokładnych statystyk nikt nie prowadzi.

Miesiąc wolności Roberta dla lubelskiego sądu wart jest dziesięć tysięcy złotych. Te dziesięć tysięcy trzeba pomnożyć jeszcze przez szesnaście, bo właśnie tyle miesięcy mężczyzna przesiedział w tymczasowym areszcie z zarzutem morderstwa, którego nie popełnił. To razem 160 tysięcy złotych zadośćuczynienia za piekło więziennej celi, strach przed skazującym wyrokiem, piętno mordercy, które tak naprawdę do końca życia trudno będzie zmyć. Bo zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie wiedział lepiej.

Ale Robert jest niewinny. W lipcu 2007 roku prokuratura oskarżyła go o współudział w morderstwie właściciela warsztatu samochodowego w Lubartowie, swojego kolegi. Robert trafił do aresztu. Spędził w nim blisko półtora roku. Wyszedł oczyszczony z zarzutów, śledztwo umorzono. Nie zmienia to faktu, że przeżył piekło - po odzyskaniu wolności opowiadał, że w areszcie był upokarzany przez współwięźniów, widział dwie próby samobójcze, źle sypia, chodzi do psychologa. Od państwa domagał się 700 tys. złotych zadośćuczynienia, w grudniu 2012 roku sąd przyznał mu 160 tysięcy. Po 10 tysięcy złotych za każdy miesiąc niesłusznego aresztu. Do tego jeszcze niecałe 17 tys. odszkodowania.

Ten sam sąd w Lublinie będzie musiał zdecydować ile zadośćuczynienia należy się Pawłowi Guzowi, który razem z Robertem został oskarżony o popełnienie morderstwa w Lubartowie. Również niesłusznie, bo okazało się, że Guz jest niewinny. O swoim horrorze opowiadał Onetowi w 2011 roku.

- Odzyskałem wolność po półtora roku. Powrót do domu nie był łatwy. Na ulicy spotkałem rodzinę Pawła (zamordowanego właściciela warsztatu - red.). Matkę, brata. Dla nich wciąż byłem mordercą, powiedzieli mi to prosto w twarz. Uwierzyli w to, co wcześniej mówiła prokuratura. Nawet im się nie dziwię, być może i ja bym w to uwierzył. Są głęboko zranieni. Wiem to. Ale przykro jest usłyszeć na ulicy - ty morderco, kiedy naprawdę jesteś niewinny. Nic nie zrobiłeś - mówił nam Paweł Guz.

W więziennej celi mężczyzna przesiedział osiemnaście miesięcy. Domaga się 5 mln złotych rekompensaty. W ubiegłym roku jego proces ruszył przed lubelskim sądem. Na wyrok trzeba jednak jeszcze poczekać.

Temida ślepa na sprawiedliwość

Sprawę Pawła Guza monitoruje Helsińska Fundacja Praw Człowieka, w ramach prowadzonego od 1999 roku programu "Niewinność". To właśnie tam zgłaszają się osoby, przekonane, że Temida jest ślepa na sprawiedliwość. Eksperci fundacji analizują akta, sporządzają opinie prawne, przyglądają się toczącym procesom i kiedy zachodzi taka potrzeba interweniują. Kilka takich interwencji zakończyło się wznowieniem postępowań i uniewinnieniem rzekomych sprawców. Wiele takich spraw wciąż znajduje się na wokandzie.

Niektóre tego typu przypadki są naprawdę spektakularne. Jak choćby głośna w ubiegłym roku sprawa Czesława Kowalczyka. Mężczyzna został oskarżony o zabójstwo instruktora jazdy konnej. W 2003 roku usłyszał wyrok dożywotniego więzienia, po apelacji w 2008 roku zmniejszony do 25 lat pozbawienia wolności. Ale kiedy jeden ze współoskarżonych "postanowił powiedzieć prawdę" wszczęto kolejny proces i w końcu sąd w Gdańsku uniewinnił Kowalczyka. Mężczyzna przesiedział w więzieniu ponad 12 lat.

Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w 2011 roku uniewinniono 9,4 proc. osób, które usłyszały wyroki w sądach rejonowych i okręgowych (w sprawach karnych). Oznacza to, że średnio co dziesiątej osobie niesłusznie postawiono zarzuty, albo materiał dowodowy zgromadzony przez śledczych był za słaby i nie obronił się przed sądem.

Ze statystyk resortu sprawiedliwości dowiedzieć możemy się również, że w 2011 roku prawomocnie zasądzone odszkodowania i zadośćuczynienia za niesłuszne skazanie otrzymało 19 osób. Odszkodowania opiewały na kwotę ponad 326 tys. złotych, a zadośćuczynienia na ponad 651 tys. złotych. Kwoty rosną, kiedy przyjrzymy się danym dotyczącym wypłaconych rekompensat za niesłuszne stosowanie tymczasowego aresztowania. W 2011 roku odszkodowanie zasądzono w 204 takich przypadkach (na kwotę ponad 4,2 mln złotych), a zadośćuczynienie o łącznej wartości ponad 9,2 mln złotych dostało 312 osób.

Dla przykładu, 110 tys. złotych odszkodowania za miesiące spędzone za kratkami otrzymała w 2011 roku Barbara S., matka czteroletniego Michałka, którego historią śmierci w 2001 roku żyła cała Polska. Śledczy uznali, że kobieta poleciła utopić syna w Wiśle, a sąd wymierzył jej karę 25 lat odsiadki. Media i politycy grzmiały domagając się przywrócenia kary śmierci. Sąd Najwyższy skasował wyrok i cofnął sprawę do ponownego rozpatrzenia. W dwóch kolejnych procesach kobietę dwa razy uniewinniano, aż w końcu w 2011 roku państwo wypłaciło Barbarze S. odszkodowanie. To jeden z najgłośniejszych przypadków sądowej pomyłki ostatnich lat.

Ekspertów nie do końca jednak liczby przedstawiane przez resort sprawiedliwości przekonują. Podstawową wadą ministerialnych statystyk, ich zdaniem, jest to fakt, że obejmują one tylko przypadki, w których niesłusznie skazana czy aresztowana osoba wywalczyła rekompensatę. Dane resortu mogą więc różnić się od faktycznego stanu.

- Szacujemy, że co roku 200-300 osób jest ofiarą niesłusznych skazań. Statystyki resortu sprawiedliwości mówią tylko o przypadkach, w których wypłacono rekompensaty. Nie każdy decyduje się jednak na ponowną batalię w sądzie. Inna sprawa, że na podjęcie decyzji taka osoba ma tylko rok od chwili uprawomocnienia się wyroku sądu. Później roszczenie przedawnia się - mówi nam Łukasz Chojniak, prawnik i ekspert Fundacji Obywatelskiego Rozwoju.

Mylą się ludzie, nie dowody

Chojniak wraz z Łukaszem Wiśniewskim, również prawnikiem opublikowali w ubiegłym roku raport dotyczący przyczyn niesłusznych skazań w Polsce. To pionierskie badanie w naszym kraju. Młodzi prawnicy spędzili dwa lata na analizie akt spraw, które Sąd Najwyższy kazał powtórzyć. Chojniak z Wiśniewskim przyjrzeli się aktom i ocenili, że w 68 przypadkach (na 119 zbadanych) sąd się pomylił i wydał niesłuszny wyrok.

"Niesłuszne skazania nie są, paradoksalnie, spowodowane tylko nierzetelnym dowodem prowadzącym do mylnych wniosków. Najsłabszym ogniwem procesu jest zazwyczaj człowiek (sędzia, obrońca, prokurator), a nie sam dowód" - czytamy w podsumowaniu raportu. Powstaje właśnie jego druga część. Prawnicy analizują teraz sprawy z apelacji warszawskiej i łódzkiej. Opublikowany w 2012 roku raport opiera się na analizie akt spraw z apelacji poznańskiej.

- Wyniki prowadzonych analiz opublikujemy w pierwszej części 2013 roku - zapowiada w rozmowie z Onetem Łukasz Chojniak.

Szacowana przez niego liczba 200-300 niesłusznych skazań być może nie rzuca na kolana, kiedy spojrzymy na kolosalną ilość spraw, które co roku trafiają na wokandy polskich sądów. Nie zmienia to jednak faktu, że za każdym takim przypadkiem kryje się ludzki dramat.

...

Niestety niechlujstwo dotyczy i sadow ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:49, 29 Sty 2013    Temat postu:

Piotr S. ps. "Staruch" wychodzi na wolność

Sąd uchylił areszt nieformalnemu liderowi pseudokibiców Legii Warszawa, 29-letniemu Piotrowi S., ps. Staruch, oskarżonemu w sprawie handlu amfetaminą. Wyjdzie on na wolność, jeśli do 12 lutego wpłaci 80 tys. zł kaucji.

Na wniosek obrony S. trzyosobowy skład Sądu Okręgowego Warszawa-Praga uznał, że nie ma obawy matactwa ze strony S. i zastosował wobec niego zakaz opuszczania kraju połączony z zatrzymaniem paszportu.

- To słuszna decyzja - ocenił jeden z obrońców S. mec. Marek Małecki. Dodał, że wyznaczona kaucja jest duża jak dla młodego człowieka, ale wyraził nadzieję, że "z pomocą przyjaciół uda się ją zebrać".
W grudniu 2012 r. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie wysłała do Sądu Rejonowego Warszawa-Praga akt oskarżenia przeciw S. Jest oskarżony w sprawie kupna w maju 2010 r. kilograma amfetaminy. Drugi zarzut dotyczy przygotowania do "wprowadzenia do obrotu" 5 kg amfetaminy. Ponadto S. ma też dwa zarzuty ukrywania dowodów osobistych innych osób. Grozi mu do 10 lat więzienia.

3 stycznia sąd rejonowy przedłużył areszt S. do 27 kwietnia, podkreślając "duże prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa" i "realną obawę surowej kary". Obrońca S. mec. Krzysztof Wąsowski odwołał się od tej decyzji do SO.
Podczas jawnego dla mediów posiedzenia sądu mec. Wąsowski wniósł o uchylenie aresztu, bo według niego nie istnieje obawa, by S. na wolności wpływał na świadków. Zdaniem mecenasa można wobec S. zastosować poręczenia osobiste i majątkowe oraz dozór policji i zakaz opuszczania kraju.

Adwokat dodał, że jedynym obciążającym dowodem są "nieweryfikowalne" - jak się wyraził - zeznania świadka koronnego (Marka H., ps. "Hanior", handlarza narkotyków). Wąsowski dodał, że obciążających S. zeznań świadka koronnego nikt nie potwierdza; ani żadne billingi, ani nagrania kamer ze stacji benzynowej (gdzie miało dojść do przekazania narkotyków), a pośrednik całej transakcji zniknął.

Autor aktu oskarżenia prok. Walerian Janas wniósł o nieuchylanie aresztu, powołując się na obawę, że S. na wolności wpływałby na świadków. Zebrany materiał prokurator uznał za "wiarygodny, rzetelny i uprawdopodobniający przestępstwo". Zwrócił uwagę, że w sprawie nie sięgnięto po billingi, a na stacji nie było w ogóle kamer. - Te argumenty rzuca się po to, by podjęła je prasa - dodał. Podkreślił, że pośrednik wciąż jest poszukiwany.

Sąd uznał, że obrona nie ma racji co do nieistnienia prawdopodobieństwa popełnienia przez S. zarzucanych mu czynów. Sąd uznał, że takie prawdopodobieństwo wynika z zeznań świadka koronnego, które oceni sąd w wyroku.

Zarazem sąd podzielił opinię obrony, że nie ma obawy matactwa. - Trudno zgodzić się z poglądem o takiej obawie, skoro jedyny obciążający go świadek jest w dyspozycji organów ścigania - uzasadniała decyzję sędzia Ludmiła Tułaczko. Dodała, że nie jest znane miejsce pobytu pośrednika, ale nie wiadomo przecież, czy obciążyłby on S., czy też nie.

Wypowiadając się co do kwestii zagrożenia surową karą, sędzia podkreśliła, że "w sprawie są okoliczności, które uzasadniają także inne rozstrzygnięcie".

S. przebywa w areszcie od maja 2012 r., kiedy 42 osoby aresztowano w sprawie przemytu i handlu narkotykami na dużą skalę. CBŚ zatrzymało m.in. "szalikowców" z grupy "Teddy Boys 95" i członków tzw. gangu Szkatuły. W latach 2008-2011 mieli oni brać udział w przemycie narkotyków w państwach UE, w tym Polski, i wprowadzaniu ich do obrotu. W sumie chodzi o 3,7 tony marihuany, ponad 500 kg amfetaminy, 300 kg kokainy i blisko 250 kg heroiny - informowała wtedy prokuratura. Śledczy zaprzeczali, by zatrzymania pseudokibiców miały związek z tym, że na początku czerwca zaczynało się w Polsce Euro 2012.

W grudniu 2012 r. prok. Szymon Liszewski, naczelnik wydziału Prokuratury Apelacyjnej ds. przestępczości zorganizowanej, przyznał, że oba zarzuty narkotykowe oparto na zeznaniach świadka koronnego. - To typowa sytuacja "jeden na jeden": ktoś twierdzi, że sprzedał narkotyki, ktoś inny zaprzecza, by kupił - mówił prokurator. - My daliśmy wiarę świadkowi koronnemu, co oceni sąd - dodał.

Przez swoich sympatyków oraz część polityków prawicy S. jest uznawany za "więźnia politycznego". - To typowa sprawa kryminalna, która nie wiem czemu nabiera jakiegoś niebotycznego wymiaru - mówił wtedy prok. Liszewski. - Jakiekolwiek kwestie pozaprocesowe nie mają tu znaczenia - zapewniał.

Nie wiadomo jeszcze, kiedy ruszy proces S. Na razie sąd rejonowy wystąpił do sądu apelacyjnego przeniesienie jego sprawy do sądu okręgowego.

S. był już karany za rozbój. W grudniu 2011 r. przed stołecznym sądem rejonowym poddał się karze dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat za taki czyn.

Trwa także inny proces S., oskarżonego przez stołeczną prokuraturę za uderzenie w kwietniu 2011 r. w twarz piłkarza Legii Jakuba Rzeźniczaka po przegranym meczu. Grozi za to do roku więzienia. Zdarzenie zarejestrowała kamera, a nagranie opublikowano w internecie, pokazały je także media. Piotr S. nie przyznał się w tej sprawie do winy.

"Staruch" został też zatrzymany przez policję w czasie akcji przeciw chuliganom, którzy brali udział w zamieszkach 3 maja 2011 r. na stadionie w Bydgoszczy, po finałowym meczu Pucharu Polski. W związku z tą sprawą S. usłyszał zarzut wtargnięcia na murawę; zastosowano wobec niego dozór policyjny.

W czerwcu 2011 r. prawomocny zakaz stadionowy wobec Piotra S. orzekł warszawski sąd. Sprawa dotyczyła zdarzeń z października 2009 r., gdy przed meczem Legii spiker prosił o uczczenie chwilą ciszy pamięci zmarłego Jana Wejcherta, jednego z założycieli ITI. "Staruch", jako wodzirej kibiców, zaintonował wtedy okrzyk: "Jeszcze jeden!", adresowany do Mariusza Waltera, drugiego ze współwłaścicieli. Ochroniarze siłą wyprowadzili go ze stadionu.

Grupa "Teddy Boys 95" to najbardziej radykalna, obok "Turystów", bojówka "szalikowców" Legii. Nieoficjalnie wiąże się ją z licznymi "ustawkami" - bójkami z pseudokibicami innych drużyn oraz "zadymami" na stadionach - także poza granicami Polski. W październiku 2011 r. CBŚ zatrzymało pięć osób z tej bojówki za przemyt narkotyków z Holandii.

....

Kolejne przyblizenie kaczyzmu . Swiadek koronny zeznal wsadzili i posiedzial ... az wreszcie musieli puscic . Obyczaje sowieckie ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:38, 10 Lut 2013    Temat postu:

TK zbada przepisy, które ułatwiły dostęp do zawodu adwokata


Trybunał Konstytucyjny rozstrzygnie we wtorek, czy zgodne z konstytucją było otwarcie w 2009 r. dostępu do zawodu adwokata dla osób, które nie odbyły aplikacji adwokackiej, a nawet nie zdawały egzaminu, ale mają kwalifikacje i praktykę prawniczą.

Z wnioskiem o to zwróciła się do Trybunału Naczelna Rada Adwokacka (NRA). Otwarcie zawodu adwokata dla dużej grupy prawników, którzy nie mają za sobą aplikacji adwokackiej i egzaminu adwokackiego, przyniosła nowelizacja Prawa o adwokaturze z 2009 r.

W wyniku tej nowelizacji na listę adwokatów mogły - i nadal mogą - zostać wpisane osoby, które zdały egzamin sędziowski lub prokuratorski, pracowały co najmniej trzy lata w kancelariach lub spółkach adwokackich czy radcowskich i wykonywały czynności wymagające wiedzy prawniczej bezpośrednio związane z udzielaniem pomocy prawnej.

Nowelizacja pozwoliła też dopuścić do egzaminu adwokackiego, bez odbycia aplikacji, doktorów nauk prawnych mających taką samą praktykę. Dotyczy to również innych prawników, którzy mogą zdawać egzamin bez aplikacji adwokackiej, jeśli mają za sobą pięcioletni okres pracy w kancelariach lub spółkach adwokackich czy radcowskich, przy czym nie musi to być praca na etacie, może być również na podstawie umów-zleceń i o dzieło.

NRA zwróciła się do TK, by stwierdził niekonstytucyjność przepisów, które wprowadziły takie możliwości. Zakwestionowała też nowy model egzaminu adwokackiego, w tym głównie brak egzaminu ustnego i ograniczenie się do testów. Zdaniem Rady taki model egzaminu "sprawdza dość elementarną wiedzę prawniczą, a nie umiejętność jej stosowania".

Według NRA podział zadań między ministra sprawiedliwości i samorząd adwokacki przy organizacji egzaminu wkracza w kompetencje tego samorządu, wskazane w art. 17 konstytucji, który mówi, że samorządy zawodów zaufania publicznego (takich jak adwokacki - PAP) sprawują pieczę nad wykonywaniem tych zawodów.

Z wnioskiem NRA nie zgodził się Sejm i prokurator generalny - ich zdaniem żaden z zakwestionowanych przepisów nie narusza konstytucji.

Trybunał już dwukrotnie rozpatrywał przepisy dotyczące otwarcia w 2009 r. dostępu do zawodów prawniczych, z tym że wówczas zajmował się rozszerzeniem dostępu do zawodów: radcy prawnego i notariusza.

W wyroku z 12 marca 2012 r. (sygn. K 3/10) TK badał przepisy zwalniające z obowiązku zdawania egzaminu i odbycia aplikacji radcowskiej. Natomiast wcześniej, 30 listopada 2011 r. (sygn. K 1/10), oceniał przepisy zwalniające z odbycia aplikacji notarialnej. W obu wyrokach Trybunał orzekł, że otwarcie dostępu do zawodów radcy prawnego i notariusza było zgodne z konstytucją.

...

Mafia atakuje . Oczywiscie jest to nikczemne .
Egzaminem wystarczajacym jest magisterski . Skoro ktos zdal to znaczy ze zaliczyl kooejne przedmioty . Jeszcze jeden egzamin nie wiadomo na jakiej zasadzie to jest podwazanie wiarygodnosci uczelni . Nie mowiac o tym ze jest on pamieciowy i losowy . Kto trafi . Prawnik po to ma kodeksy aby nie wkuwal na pamiec prawa . Umiejetnosc czytania wystarczy .
Mlodzi musza zaczac prace i z zasady na poczatku nie maja doswiadczenia . Wymaganie tego od nich to podlosc . Tworza oni rynek dla biednych . Proste sprawy za male pieniadze . Jest to bardzo korzystne dla obywateli .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:51, 25 Lut 2013    Temat postu:

Spowiedź "Starucha": kwestie polityczne zaprowadziły mnie do więzienia

- Chcę być da­le­ko od po­li­ty­ki, cho­ciaż wia­do­mo, że kwe­stie po­li­tycz­ne za­pro­wa­dzi­ły mnie do wię­zie­nia - po­wie­dział Piotr Sta­ru­cho­wicz w wy­wia­dzie dla "Uwa­żam Rze". Szef ki­bi­ców klubu pił­kar­skie­go Legia War­sza­wa za­zna­czył, że nie czuje się "więź­niem po­li­tycz­nym, ale bar­dziej ofia­rą całej na­gon­ki na ki­bi­ców. Cią­gnę­ła się od po­przed­nich wy­bo­rów par­la­men­tar­nych".

"Sta­ruch" w roz­mo­wie z "Uwa­żam Rze" stwier­dził, że tuż po za­trzy­ma­niu przez po­li­cję zo­stał bru­tal­nie po­bi­ty. - To był tak zwany pla­to­nicz­ny pi***. To był dra­mat - po­wie­dział.

- Zgło­si­łem prze­stęp­stwo, pani pro­ku­ra­tor zro­bi­ła wszyst­ko, żeby po­wie­dzieć, że bar­dzo trud­no bę­dzie usta­lić spraw­ców. Było bar­dzo trud­no spraw­dzić na­zwi­ska za­ło­gi, która po mnie wy­je­cha­ła. To prze­ro­sło siły po­li­cji - stwier­dził.

- Do dziś nie do­sta­łem żad­ne­go listu, czy spra­wa jest, czy jej nie ma, czy zo­sta­ła umo­rzo­na. Nie mam żad­ne­go świst­ka - dodał.

Sta­ru­cho­wicz przy­znał, że to on wy­my­ślił żart w po­sta­ci trans­pa­ren­tu z ha­słem "Do­nald Ma Tolę". - To był żar­to­bli­wy hap­pe­ning, a zro­bi­ła się wojna z ki­bi­ca­mi - stwier­dził.

Jak za­zna­czył, za­an­ga­żo­wa­nych w ruch ki­bi­cow­ski jest w całej Pol­sce 100-150 ty­się­cy osób. - Wciąż je­ste­śmy oby­wa­te­la­mi pol­ski­mi z pra­wem do gło­so­wa­nia i w wy­bo­rach mo­że­my być ję­zycz­kiem uwagi. Per­ma­nent­ne igno­ro­wa­nie nas i sta­wia­nie nas w po­zy­cji ludzi nie­ma­ją­cych nic do po­wie­dze­nia nie jest fair - po­wie­dział.

Pod­kre­ślił przy tym, że w "usta­wie o bez­pie­czeń­stwie im­prez ma­so­wych ki­bi­com dano prawa jak Żydom z oku­pa­cji".

We­dług niego sta­wia­ne mu pro­ku­ra­tor­skie za­rzu­ty han­dlu am­fe­ta­mi­ną są wy­ssa­ne z palca. - My­śla­łem, że za­rzu­cą mi han­del czę­ścia­mi do miga albo wzbo­ga­co­nym ura­nem, a tu tylko am­fe­ta­mi­na. To mia­ło­by tyle samo wspól­ne­go z praw­dą co am­fe­ta­mi­na, ale czy­ta­ło­by się le­piej - po­wie­dział.

Jak oce­nił, pol­skie "prawo po­zwa­la za­my­kać ludzi tylko na pod­sta­wie jed­ne­go po­mó­wie­nia, bez żad­ne­go po­twier­dze­nia". - To jest wła­śnie sta­li­now­skie prawo, ono w ten spo­sób się wła­śnie re­ali­zu­je. Pol­ska po­li­cja i pro­ku­ra­tu­ra, gdyby nie ich świad­ko­wie ko­ron­ni i kon­fi­den­ci, nie mia­ła­by żad­nej wy­kry­wal­no­ści prze­stępstw - za­zna­czył.

Cały wy­wiad ze "Sta­ru­chem" do prze­czy­ta­nia na ła­mach "Uwa­żam Rze".

Wy­szedł z aresz­tu po wpła­ce­niu kau­cji

1 lu­te­go br. nie­for­mal­ny lider ki­bi­ców Legii War­sza­wa opu­ścił sto­łecz­ny areszt. Aby wyjść, mu­siał wpła­cić 80 ty­się­cy zło­tych kau­cji. Męż­czy­zna oskar­żo­ny jest w spra­wie han­dlu am­fe­ta­mi­ną.

Wcze­śniej sąd uchy­lił "Sta­ru­cho­wi" areszt. Jak uznał, nie ma obawy ma­tac­twa ze stro­ny ki­bi­ca i za­sto­so­wał wobec niego zakaz opusz­cza­nia kraju po­łą­czo­ny z za­trzy­ma­niem pasz­por­tu.

"Sta­ruch" jest oskar­żo­ny w spra­wie kupna w maju 2010 r. ki­lo­gra­ma am­fe­ta­mi­ny. Drugi za­rzut do­ty­czy przy­go­to­wa­nia do "wpro­wa­dze­nia do ob­ro­tu" 5 kg am­fe­ta­mi­ny. Po­nad­to ma też dwa za­rzu­ty ukry­wa­nia do­wo­dów oso­bi­stych in­nych osób. Grozi mu za to kara do 10 lat wię­zie­nia.

Kibic był już ka­ra­ny za roz­bój. W grud­niu 2011 r. przed sto­łecz­nym sądem pod­dał się on karze dwóch lat wię­zie­nia w za­wie­sze­niu na pięć lat za taki czyn. Trwa także inny pro­ces, w któ­rym "Sta­ruch" jest oskar­żo­ny za ude­rze­nie w twarz pił­ka­rza war­szaw­skiej Legii Ja­ku­ba Rzeź­ni­cza­ka.

>>>>

Oczywiscie doniesienia o pobiciach nalezy traktowac powaznie . Swiadczyly by one ze w policji sa silne standardy PRLowskie .
Podobnie z tym ,,koronnym'' swiadkiem ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 21:24, 26 Lut 2013    Temat postu:

Dziennikarka Elżbieta Jaworowicz przegrała w sądzie

Ireneusz Kujawa wygrał w sądzie z TVP i Elżbietą Jaworowicz. Przedsiębiorca z Osia w Borach Tucholskich czeka na pieniądze od dziennikarki i przeprosiny w lokalnej gazecie. Sprawę przekazał komornikowi - podaje dziennik.pl

Sprawa dotyczy pokazanego pięć lat temu odcinka "Sprawa dla reportera" pt. "W bankowej spirali długu", którego Kujawa był bohaterem. Kilka miesięcy przed emisją Jaworowicz, bez uprzedzenia przyjechała do jego domu wraz z ekipą i poprzednimi właścicielami majątku. Dziennikarka domagała się od Kujawy przedstawienia swojego stanowiska. Towarzyszył jej wściekły tłum, który wyzywał mężczyznę od "złodziei".

Kujawa odmówił udziału w programie i zażądał opuszczenia posesji. Ostatecznie musiał wezwać policję. Wysłał także pismo do TVP, w którym zakazał naruszania jego dobrego imienia w programie. Odcinek jednak wyemitowano.

Spór o dom toczy się miedzy Kujawą, a poprzednimi właścicielami - Gretkowskimi. Przedsiębiorca kupił budynek na licytacji komorniczej, razem z byłymi właścicielami. Lokatorzy odmówili jednak opuszczenia domu, argumentując, że należy do nich, bo spłacili kredyt na jego budowę. Sąd nie przyznał im jednak racji. Aby rozwiązać sprawę Kujawa musiał eksmitować byłych właścicieli.

Przedsiębiorca postanowił także walczyć o swoje dobre imię przed sądem. We wrześniu ub.r. - po kilkuletniej batalii - zapadł wyrok. Sąd orzekł, że Elżbieta Jaworowicz naruszyła "cześć, wizerunek oraz mir domowy (spokój zamieszkiwania) Kujawy, gdyż program poddawał w wątpliwość legalne i uczciwe nabycie nieruchomości". Według sądu dziennikarka nie dołożyła należytej staranności i przedstawiła problem jednostronnie.

Sąd nakazał dziennikarce i TVP przeprosić Kujawę i zwrócić koszty procesu oraz zapłacić 2 tys. złotych na rzecz domu dziecka w Bąkowie i 4 tys. złotych samemu poszkodowanemu.

Jak podaje dziennik. pl, TVP wykonała już swoją część wyroku.

!!!!

Co to za wyrok ??? Tlum skandujacy zlodzieje to byl fakt a nie informacja ze koles cos ukradl . Co to za wyrok ?? Jaworowicz zajmuje sie konfliktami i niejednokrotnie padaja oskarzenia . Jak mozna za to skazywac !!!???
Ale sady !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:35, 09 Mar 2013    Temat postu:

E-(nie)sprawiedliwość


E-sądy miały być panaceum na szwankujące tradycyjne sądownictwo, a z powodu ludzkiej nieuczciwości bywają zaprzeczeniem sprawiedliwości.

Ogólnopolski e-sąd (Elektroniczne Postępowanie Upominawcze) z siedzibą w Lublinie rozpoczął działalność w styczniu 2010 roku. Do tej pory przeszło przez niego ponad 4,6 mln spraw, co zaowocowało wydaniem blisko 3,8 mln nakazów zapłaty. EPU zostało przewidziane przez ustawodawcę jako odrębne postępowanie, mające charakter wezwania do zapłaty w sytuacjach, w których stan faktyczny nie jest skomplikowany i nie wymaga przeprowadzenia postępowania dowodowego, np. aby przyspieszyć postępowanie w sprawach bezspornych wobec osób niepłacących za telefon czy gaz. W e-sądzie postępowanie procesowe jest maksymalnie uproszczone. E-sąd wydaje nakaz zapłaty na podstawie przesyłanych dokumentów. Nie ma przesłuchania świadków, nie występują biegli, nikt nie zapoznaje się ze stanowiskiem pozwanego.

Sprytni windykatorzy

Wraz z powstaniem e-sądu powstały także firmy windykacyjne (często zagraniczne lub za granicą zarejestrowane), które skupują przedawnione długi, a następnie wnoszą pozwy do e-sądów o egzekucję roszczenia. "Operatywni" windykatorzy używają kilku sposobów: domagają się roszczeń przedawnionych, tych samych po kilka razy, a nawet roszczeń nieistniejących. Mają sprawdzony patent na postępowanie. Podają nieaktualne lub błędne adresy dłużników, ponieważ prawdziwości tych danych nie weryfikują e-sądy. Jeżeli sąd nie wyda nakazu zapłaty, dług zostaje sprzedany ponownie innej firmie windykacyjnej, która ponownie wnosi pozew. Efekt jest taki, że nakaz zapłaty zostaje wydany, a dłużnik dowiaduje się o nim dopiero od komornika. Od dłuższego czasu prawnicy oraz niektórzy sędziowie zwracali uwagę na możliwości nadużywania e-sądu, ponieważ wzrosła liczba pozwów, dotyczących przedawnionych długów, roszczeń wobec osób zmarłych. Wskazywano, że przed powstaniem e-sądu takich pozwów wnoszono mniej.

Windykator podaje byle jaki adres dłużnika, najlepiej taki, pod którym pozwany nie mieszka od lat, albo nigdy nie mieszkał. A dla e-sądu liczy się, że listonosz napisał adnotację, że nie zastał adresata. To w zupełności wystarczy e-sądowi, żeby uznać prawidłowe doręczenie. Komornik natomiast trafia pod właściwy adres i zaczyna się egzekucja należności zaskoczonej ofiary.

"Pojawiają się sugestie, że e-sąd stanowi narzędzie ułatwiające firmom windykacyjnym nadużycia wobec wierzycieli. Podnoszone jest, że EPU umożliwia dochodzenie przedawnionych roszczeń, a także - poprzez możliwość podania nieaktualnego adresu pozwanego - przeprowadzenie całego postępowania bez wiedzy pozwanego (w konsekwencji pozwany dowiaduje się o sprawie dopiero od komornika). Kwestia w tym, że podobne sytuacje zdarzają są również w każdym innym postępowaniu przed sądem, wszczynanym drogą tradycyjną. Z uwagi na masowość zastosowania EPU sytuacje takie są po prostu częstsze, a tym samym bardziej widoczne - wyjaśnia prof. Jacek Gołaczyński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości (nawokandzie.ms.gov.pl - 02.01.2013 r.).

To nie precedens

Przypadek 1: Stałem się ofiarą tego "wspaniałego" wynalazku, jakim jest e-sąd. Wiele lat temu skradziono mi dokumenty, o czym natychmiast zawiadomiłem organy ścigania. Dokumenty te znajdują się w rejestrze dokumentów skradzionych. Mimo to jakiś nieznany mi osobnik bezproblemowo posługiwał się nimi, zawierając z różnymi firmami umowy. Jakimś cudem firma windykacyjna kierowała korespondencję pod niewłaściwy adres, pod którym nigdy nie zamieszkiwałem. Co dziwniejsze, komornik bezproblemowo znalazł mój adres i przesłał pismo z nakazem zapłaty. Jestem tym, którego osądzono bez jego wiedzy.

Przypadek 2: Po 18 latach od utraty dowodu osobistego do drzwi zapukał komornik po dług, którego Marzena L. nie zaciągała. Kłopoty pani Marzeny zaczęły się w 1994 roku. Podczas zakupów skradziono jej torebkę z dokumentami, m.in. z dowodem osobistym. Sprawę zgłosiła policji, ale jak w wielu takich przypadkach sprawca nie został schwytany. Osiem lat później ktoś wyłudził z banku kredyt, posługując się danymi personalnymi z tego dokumentu.

Media wzięły na celownik e-sąd w Lublinie, który wydał nakaz zapłaty w sprawie Marzeny L. oraz inny przypadek opisany przez kobietę, która otrzymała awizo adresowane na poprzedniego lokatora. "Na poczcie poprosiłam o adnotację na liście, że adresat się wyprowadził, jednak pani z okienka oświadczyła że e-sąd z Lublina nie życzy sobie takich adnotacji i list zostanie zwrócony do sądu jako "dwukrotnie awizowany i niepodjęty w terminie". Nie chce mi się wierzyć, że poczta ma prawo odmówić adnotacji o wyprowadzeniu się adresata i napisać, że listu nie podjęto w terminie. Czy sąd ma prawo tego od poczty żądać? I jak tu nie snuć teorii spiskowej, że ten sąd działa na zlecenie firm windykacyjnych? - pyta odbiorca listu.

W jej imieniu wysłałam zapytanie do rzecznika e-sądu w Lublinie. Oto odpowiedź: "Nie jest prawdziwe stwierdzenie, że "e-sąd z Lublina nie życzy sobie adnotacji" o wyprowadzeniu się adresata. Na pracowniku poczty spoczywa obowiązek dokonania adnotacji; zgodnie z § 11 ust. 1 rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości z dnia 12 października 2010 r. w sprawie szczegółowego trybu i sposobu doręczania pism sądowych w postępowaniu cywilnym (Dz. U. Nr 190, poz. 1277). Jeżeli do doręczenia przesyłki nie doszło, w razie odmowy przyjęcia przesyłki, a także jeżeli przesyłki nie można doręczyć z powodów określonych w art. 136 § 2 i art. 139 § 3 Kodeksu postępowania cywilnego, doręczający dokonuje adnotacji o przyczynie niedoręczenia przesyłki na formularzu potwierdzenia odbioru, umieszcza datę i składa swój podpis" - napisał sędzia SO Artur Ozimek, rzecznik prasowy SO w Lublinie.

Poczta - chłopiec do bicia?

Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia" wielokrotnie sygnalizowało, że w postępowaniu elektronicznym "szczególnie stały się widoczne problemy związane z uznaniem nakazu zapłaty za doręczony przy zastosowaniu instytucji tzw. podwójnego awizowania przesyłki i uprawomocnienia nakazu, mimo że pozwany nie miał nawet szans na otrzymanie korespondencji", że trzeba to uregulować, aby nie dochodziło do patologii w wymiarze sprawiedliwości. W tej kwestii Poczta Polska "umywa ręce". "Zgodnie z art. 37 ust. 1 ustawy z dnia 23 listopada 2012 r. Prawo pocztowe (Dz. U. 2012 r., 1529) przesyłkę pocztową doręcza się adresatowi pod adresem wskazanym na przesyłce, spełniając w ten sposób dyspozycję nadawcy. Poczta Polska jest operatorem pocztowym, nie zaś stroną w relacjach nadawca - adresat. Jeżeli chodzi o pisma nadawane w sprawach «urzędowych», to kwestie nadawania pisma na zasadach szczególnych regulują określone przepisy, takie jak KPA, KPC, KPK, Ordynacja podatkowa, rozporządzenia Ministra Sprawiedliwości w sprawie doręczania pism w postępowaniu cywilnym i karnym. Przepisy te szczegółowo wskazują zasady postępowania przy doręczaniu, awizowaniu, zwracaniu tego rodzaju pism. Ogólną zasadą wynikająca z tych przepisów jest fakt, że obowiązkiem obywatela jest przekazanie aktualnego adresu danemu organowi. Poczta Polska nie ma uprawnień pełnić w tym zakresie roli pośredniczącej" - poinformował Zbigniew Baranowski, rzecznik prasowy Poczty Polskiej SA.

Nie daj się wrobić

Złapany w sieć e-sądu może się skutecznie bronić. Należy złożyć do e-sądu zażalenie na postanowienie o nadaniu nakazowi zapłaty klauzuli wykonalności, wystąpić o doręczenie nakazu pod wskazany adres i złożyć od niego sprzeciw. "Pozwany, który w skutek niedoręczenia mu nakazu dowie się o postępowaniu dopiero od komornika, uprawniony jest - jak w każdym innym postępowaniu - do wniesienia zażalenia lub skargi na postanowienie o nadaniu klauzuli wykonalności w terminie tygodnia od doręczenia mu zawiadomienia o wszczęciu egzekucji" - twierdzi prof. Jacek Gołaczyński, podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości.

Sprzeciw od nakazu zapłaty nie wymaga uzasadnienia ani przedstawienia dowodów, a w razie prawidłowego (i w terminie) wniesienia go nakaz zapłaty traci moc w całości, a sąd przekazuje sprawę do zwykłego sądu. Najczęściej będzie to sąd miejsca zamieszkania pozwanego. Najbardziej typową formą sprzeciwu jest forma pisemna i wysłanie go pocztą. Przy ustalaniu terminu liczy się data stempla pocztowego.

"Jeśli zaś chodzi o zarzut związany z dochodzeniem roszczeń przedawnionych, warto zauważyć, że roszczenie przedawnione istnieje i jako takie może być dochodzone przez wierzyciela w każdym czasie - z zastrzeżeniem, że dopiero złożenie stosownego zarzutu przez dłużnika wyklucza dochodzenie roszczenia w drodze przymusu państwowego" - dodaje prof. Gołaczyński. Poszczególne roszczenia przedawniają się po upływie różnych terminów, np. czynsz po trzech latach, a roszczenia z tytułu umowy o dzieło - po dwóch. Najdłuższy okres przedawnienia to dziesięć lat.

Zmiany w prawie

Po "burzy" w mediach dotyczącej nieprawidłowości e-sądów pod koniec stycznia br. skierowano projekt nowelizacji Kodeksu postępowania cywilnego do podkomisji zajmującej się reformą prawa cywilnego. Pozytywnie zaopiniowała projekt także Krajowa Rada Sądownictwa. Prof. Jacek Gołaczyński odpowiedzialny za informatyzację sądownictwa zapowiedział zmiany, które mają zapobiec patologiom w e-sądach. Najistotniejsze zmiany dotyczą ochrony dłużników przed nadużyciami wierzycieli. W nowelizacji k.p.c. zaproponowano:

* Nałożenie na komornika obowiązku pouczenia pozwanego, który był o sprawie zawiadamiany tylko przez awizo (i może o niej nie wiedzieć), o przysługujących mu prawach, zwłaszcza o możliwości sprzeciwu czy wystąpienia o wstrzymanie egzekucji. Egzekucja będzie wstrzymywana na 14 dni, by nie miała nieodwracalnych skutków, by np. zajęte pieniądze nie trafiły do nieuprawnionego.

*Proponuje się, aby przed e-sądem nie mogły być dochodzone roszczenia powstałe wcześniej niż pięć lat przed wniesieniem pozwu.

*Aby powodów czy ich pełnomocników sąd mógł ukarać grzywną do 5 tys. zł, jeśli stwierdzi, że w złej wierze lub lekkomyślnie oznaczyli nieprawidłowo adres zamieszkania lub siedzibę pozwanego.

"Podjęto już działania, które pomogą w wychwytywaniu prób dochodzenia niezasadnych roszczeń. Planujemy m.in. wprowadzić, na podstawie danych z bazy PESEL, obowiązek weryfikacji przez referendarzy orzekających w e-sądzie adresów pozwanych. Pozwoli to uniknąć doręczania nakazu zapłaty na błędny adres, pod którym pozwany nie zamieszkuje, a także uniknąć sytuacji, w których nakaz wydawany jest przeciwko osobie nieżyjącej. Wprowadzenie tej zamiany nie wymaga ingerencji legislacyjnej i możliwe jest na drodze zmian technologicznych. Na podobnej zasadzie chcemy wprowadzić do systemu mechanizm weryfikujący, czy dana sprawa pomiędzy tymi samymi stronami i o to samo roszczenie nie została wszczęta już wcześniej" - wyjaśnia prof. Gołaczyński (nawokandzie.ms.gov.pl - 02.01.2013 r.).

Elektroniczne postępowanie upominawcze

Elektroniczne Postępowanie Upominawcze przewidziane jest dla roszczeń pieniężnych dochodzonych w trybie przepisów rozdziału 3, działu V tytułu VII księgi pierwszej części pierwszej Kodeksu postępowania cywilnego. Elektroniczne postępowanie upominawcze zostało wprowadzone jako odrębne postępowanie, mające charakter wezwania do zapłaty w sprawach, w których stan faktyczny nie jest skomplikowany i nie wymaga przeprowadzenia postępowania dowodowego. Nakaz zapłaty wydany w elektronicznym postępowaniu upominawczym ma postać wyłącznie elektroniczną i jest dostępny w systemie teleinformatycznym na [link widoczny dla zalogowanych] po podaniu unikalnego kodu nakazu (20-znakowego) umieszczonego w lewym górnym rogu wydruku weryfikacyjnego. Klauzula wykonalności wydana w elektronicznym postępowaniu upominawczym ma postać wyłącznie elektroniczną i jest dostępna zawsze wraz z nakazem zapłaty, do którego została wydana, w systemie teleinformatycznym (ze strony WWW).

Małgorzata Dygas

....

Gdzie spojrzysz łajdactwo i oszustwo .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:23, 15 Mar 2013    Temat postu:

Komornik się pomylił. Prokuratura "zamyka oczy"

Pro­ku­ra­tu­ra uzna­ła za nie­za­sad­ne za­ża­le­nie na umo­rze­nie śledz­twa prze­ciw­ko ko­mor­ni­ko­wi, który w wy­ni­ku błędu zajął konto miesz­kan­ki So­cha­cze­wa o takim samym imie­niu i na­zwi­sku jak dłuż­nicz­ka. Za­ża­le­nie zło­ży­ła po­krzyw­dzo­na. Teraz tra­fi­ło ono do sądu.

Jak po­in­for­mo­wa­ła rzecz­nicz­ka płoc­kiej pro­ku­ra­tu­ry okrę­go­wej Iwona Śmi­giel­ska-Ko­wal­ska, za­ża­le­nie roz­po­zna­wa­ła Pro­ku­ra­tu­ra Re­jo­no­wa w So­cha­cze­wie, po­dej­mu­jąc osta­tecz­nie de­cy­zję o skie­ro­wa­niu go do roz­strzy­gnię­cia przez tam­tej­szy sąd re­jo­no­wy.

- Pro­ku­ra­tor nie przy­chy­lił się do za­ża­le­nia i skie­ro­wał je do roz­po­zna­nia przez Sąd Re­jo­no­wy w So­cha­cze­wie - po­wie­dzia­ła Śmi­giel­ska-Ko­wal­ska.

Pro­ku­ra­tu­ra Re­jo­no­wa w So­cha­cze­wie umo­rzy­ła śledz­two prze­ciw­ko ko­mor­ni­ko­wi, wska­zu­jąc na brak zna­mion czynu za­bro­nio­ne­go. Wcze­śniej po­sta­wio­no mu za­rzut nie­do­peł­nie­nia obo­wiąz­ków w po­stę­po­wa­niu eg­ze­ku­cyj­nym.

Po­krzyw­dzo­na w spra­wie miesz­kan­ka So­cha­cze­wa, któ­rej ko­mor­nik nie­za­sad­nie zajął konto, zło­ży­ła za­ża­le­nie 7 marca. Teraz sąd, roz­po­zna­jąc za­ża­le­nie, może pod­jąć dwie de­cy­zje: uwzględ­nić i prze­ka­zać spra­wę pro­ku­ra­to­ro­wi, wska­zu­jąc jed­no­cze­śnie, co po­wi­nien pro­ku­ra­tor w spra­wie zro­bić, lub uznać za­ża­le­nie za nie­za­sad­ne, co ozna­cza­ło­by utrzy­ma­nie w mocy po­sta­no­wie­nia pro­ku­ra­tu­ry o umo­rze­niu śledz­twa.

W ko­mu­ni­ka­cie in­for­mu­ją­cym o umo­rze­niu śledz­twa Pro­ku­ra­tu­ra Okrę­go­wa w Płoc­ku, która nad­zo­ro­wa­ła śledz­two w spra­wie dzia­łań ko­mor­ni­ka, in­for­mo­wa­ła, że ko­mor­nik wsz­czął po­stę­po­wa­nie eg­ze­ku­cyj­ne na pod­sta­wie wnio­sku zło­żo­ne­go przez wie­rzy­cie­la. Do wnio­sku za­łą­czo­ne było pismo Sądu Re­jo­no­we­go w So­cha­cze­wie wraz z wy­ka­zem z ksiąg wie­czy­stych, gdzie fi­gu­ro­wa­ły dane dwóch osób o ta­kich sa­mych imio­nach i na­zwi­skach, przy czym przy jed­nym z nich wid­niał numer PESEL.

- Wie­rzy­ciel wska­zał ten numer jako na­le­żą­cy do dłuż­nicz­ki. Prze­pi­sy pro­ce­du­ry cy­wil­nej, od­no­szą­ce się do po­stę­po­wa­nia eg­ze­ku­cyj­ne­go, nie na­kła­da­ją na ko­mor­ni­ka obo­wiąz­ku we­ry­fi­ko­wa­nia da­nych dłuż­ni­ka wska­za­nych przez wie­rzy­cie­la - za­zna­czy­ła pro­ku­ra­tu­ra.

Pro­ku­ra­tu­ra po­da­ła też, że po­stę­po­wa­nie zo­sta­ło umo­rzo­ne - wobec braku zna­mion czynu za­bro­nio­ne­go - także w po­zo­sta­łych wąt­kach, w tym: ujaw­nie­nia ta­jem­ni­cy ban­ko­wej przez pra­cow­ni­ków dwóch ban­ków w związ­ku z re­ali­za­cją za­ję­cia środ­ków pie­nięż­nych oraz wpro­wa­dze­nia w błąd ko­mor­ni­ka przez peł­no­moc­ni­ka wie­rzy­cie­la, po­przez wska­za­nie nie­wła­ści­wych da­nych dłuż­ni­ka, co do­pro­wa­dzi­ło do nie­ko­rzyst­ne­go roz­po­rzą­dze­nia mie­niem innej osoby niż dłuż­nik.

- Sa­mo­rząd ko­mor­ni­czy z sa­tys­fak­cją i ulgą przy­jął in­for­ma­cję o po­sta­no­wie­niu pro­ku­ra­tu­ry - na­pi­sał w wy­da­nym oświad­cze­niu pre­zes Kra­jo­wej Rady Ko­mor­ni­czej Rafał Fron­czek. Dodał, że do ko­mor­ni­ków do­cie­ra­ją już sy­gna­ły "o po­wsta­łej prak­ty­ce wpi­sy­wa­nia nu­me­ru PESEL dłuż­ni­ka w orze­cze­niach sądów, co nie­wąt­pli­wie przy­czy­ni się do zmi­ni­ma­li­zo­wa­nia moż­li­wo­ści po­wsta­wa­nia po­dob­nych po­my­łek w przy­szło­ści".

Po­cząt­ko­wo w paź­dzier­ni­ku 2012 r. so­cha­czew­ska pro­ku­ra­tu­ra umo­rzy­ła po­stę­po­wa­nie, uzna­jąc, że do­szło do błędu ko­mor­ni­ka, ale był on nie­umyśl­ny. De­cy­zję tę uchy­li­ła potem płoc­ka pro­ku­ra­tu­ra, która na­ka­za­ła pod­jąć śledz­two.

Pod ko­niec stycz­nia br. Pro­ku­ra­tu­ra Re­jo­no­wa w So­cha­cze­wie po­sta­wi­ła ko­mor­ni­ko­wi, Ry­szar­do­wi M., za­rzut nie­do­peł­nie­nia obo­wiąz­ków służ­bo­wych po­przez nie­zwe­ry­fi­ko­wa­nie toż­sa­mo­ści osoby wska­za­nej jako dłuż­nik. Ko­mor­nik - za­wie­szo­ny w czyn­no­ściach przez mi­ni­stra spra­wie­dli­wo­ści - bro­nił się, ar­gu­men­tu­jąc, że PESEL dłuż­ni­ka wska­zał mu ad­wo­kat wie­rzy­cie­la, a on sam nie miał obo­wiąz­ku tego we­ry­fi­ko­wać.

Spra­wa, która była sze­ro­ko opi­sy­wa­na w me­diach, do­ty­czy­ła po­stę­po­wa­nia eg­ze­ku­cyj­ne­go pro­wa­dzo­ne­go od 30 marca do 11 kwiet­nia 2012 r., a nie­do­peł­nie­nie obo­wiąz­ków miało po­le­gać na nie­zwe­ry­fi­ko­wa­niu toż­sa­mo­ści dłuż­ni­ka mimo ist­nie­ją­cych co do tego wąt­pli­wo­ści.

W stycz­niu br. rada ko­mor­ni­cza prze­ka­za­ła po­szko­do­wa­nej Da­nu­cie B. za­ję­te 28 tys. zł wraz z od­set­ka­mi. Wy­ra­zi­ła też ubo­le­wa­nie z po­wo­du sy­tu­acji, w któ­rej ko­bie­ta się zna­la­zła. Rada oznaj­mi­ła wów­czas, że za­mie­rza do­cho­dzić zwro­tu tych pie­nię­dzy od ad­wo­ka­ta wie­rzy­cie­la, jej zda­niem win­ne­go błędu.

Okrę­go­wa Rada Ad­wo­kac­ka w War­sza­wie pod ko­niec stycz­nia in­for­mo­wa­ła, że ad­wo­ka­to­wi, który wska­zał ko­mor­ni­ko­wi PESEL ko­bie­ty z So­cha­cze­wa, nie­bę­dą­cej dłuż­ni­kiem, grozi po­stę­po­wa­nie dys­cy­pli­nar­ne.

>>>>

Widzimy tutaj ,,wysoki poziom uslug" dostepny dzieki blokowaniu doplywu mlodych do zawodow prawniczych .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:53, 19 Mar 2013    Temat postu:

Kary grzywny za zakłócenie Marszu Jedności w Białymstoku

Na kary 800 zł i 1 tys. zł grzywny skazał we wtorek Sąd Rejonowy w Białymstoku w sumie trzynastu młodych mężczyzn, obwinionych o zakłócenie Marszu Jedności, zorganizowanego w mieście we wrześniu 2011 roku. Wyroki nie są prawomocne.

Marsz został zorganizowany po serii incydentów o charakterze nacjonalistycznym i antysemickim w regionie, m.in. po zniszczeniu polsko-litewskich tablic w gminie Puńsk oraz pomnika upamiętniającego ofiary mordu Żydów w Jedwabnem.

Sprawców tych czynów nie udało się ustalić, a śledztwa zostały umorzone.

W marszu sprzeciwu wobec takich zachowań, wzięło udział ponad sto osób: władze miasta, politycy, mieszkańcy, działacze organizacji pozarządowych, przedstawiciele mniejszości narodowych. Próbowała go jednak zakłócać kilkudziesięcioosobowa grupa młodych mężczyzn, którzy szli obok uczestników marszu i wznosili okrzyki, m.in. "Jedna Polska narodowa", "Naszą bronią nacjonalizm", "Precz z komuną", "Nie przepraszam za Jedwabne", "Polska cała tylko biała", "Bóg, honor, ojczyzna".

Policja nie interweniowała, na miejscu nikogo nie zatrzymano. Potem skierowała jednak do sądu wnioski o ukaranie 35 osób, obwinionych o zakłócanie legalnej manifestacji.

Wnioskowała także o to, by osoby te odpowiedziały za demonstracyjne okazywanie w miejscu publicznym lekceważenia narodowi polskiemu, Rzeczypospolitej Polskiej lub jej konstytucyjnym organom. Chodziło o okrzyki wznoszone pod adresem premiera Donalda Tuska.

W sierpniu 2012 roku, wyrokami nakazowymi, sąd skazał część z tych obwinionych na kary po 600 zł grzywny, pozostałych na kary miesiąca ograniczenia wolności, z obowiązkiem wykonania nieodpłatnej, kontrolowanej pracy w wymiarze 40 godzin.

Trzynaście osób wyroki te zaskarżyło, więc w ich sprawie odbyło się postępowanie przed sądem i we wtorek zapadły wyroki. 9 osób białostocki sąd rejonowy skazał na kary po 800 zł grzywny, 4 kolejne - po 1 tys. zł. W ich przypadku kary są surowsze, bo byli już w przeszłości karani.

Wszystkich sąd uznał za winnych zakłócenia legalnego zgromadzenia. Jak mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Ewa Kurowska, wszyscy zostali rozpoznani na nagraniach policji i zapisach z monitoringu miejskiego oraz na zdjęciach.
Sąd ocenił, że okrzyki wznoszone przez uczestników "kontrmarszu", były nawoływaniem do nietolerancji i wskazywały na lekceważący stosunek obwinionych do konstytucyjnych organów państwowych. - Bynajmniej nie były to poglądy zbieżne z poglądami, które miały być wyrażone w toku tego Marszu Jedności - mówiła sędzia Kurowska.

Zwróciła też uwagę, że wszystko działo się w miejscu publicznym, w centrum Białegostoku, a marsz miał przebiegać w ciszy i spokoju i propagować ważne i uniwersalne idee. Tymczasem jego uczestnicy, widząc głośną grupę wyrażającą zupełnie inne poglądy, obawiali się o swoje bezpieczeństwo. Sędzia zaznaczyła jednak, że do aktów agresji czy wandalizmu nie doszło.

To bardzo przykre, że taka sytuacja zdarzyła się w Białymstoku, gdzie różnorodność powinna być atutem - mówiła o działaniach obwinionych sędzia Kurowska, kończąc uzasadnienie wyroku. - Tu wygląda na to, że bardzo młodzi ludzie nie potrafią tego uszanować. A szkoda, bo jest to ważne, piękne, bo warto takie rzeczy pielęgnować. Każdy może być piękny w swojej odmienności, nie wszyscy muszą być jednakowi, by być dobrymi ludźmi i by przedstawiać jakieś wartości - dodała sędzia.

W związku z zakłóceniem Marszu Jedności, pięciu osobom postawiono zarzuty karne. Dwa tygodnie temu Sąd Rejonowy w Białymstoku uznał ich za winnych i ocenił, że w ich przypadku miało miejsce nawoływanie do nienawiści na tle narodowościowym i wyznaniowym.

Uznał też, że nie miało to związku z wolnością słowa (taka była linia obrony niektórych oskarżonych), a wiązało się z sianiem nienawiści i wrogości. Jednego z oskarżonych sąd skazał na 10 miesięcy, pozostałych czterech na pół roku więzienia, zawieszając wszystkim wykonanie kar na 3 lata. Czterej z nich mają też zapłacić po 500 zł grzywny. Te wyroki także nie są prawomocne.

...

O hoho ! To sie rezim rozbestwia ! To juz nie mozna kontrdemonstracji robic przeciw robieniu z Polakow nazistow . A ,,Precz z komuna" to wyraz nietolerancji ! Bialostoccy bolszewicy przoduja ! A na ile to skazal wymiar niesprawiedliwosci rozbijaczy Marszu Niepodleglosci ? Nie za okrzyki a za przemoc ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:35, 26 Mar 2013    Temat postu:

"Rzeczpospolita": kieszonkowcy niemal całkowicie bezkarni

Średnio co trzeci sprawca kradzieży jest ustalany. Ale w przypadku kieszonkowców najwyżej kilka procent spraw kończy się sukcesem - donosi "Rzeczpospolita".

Według danych Komendy Głównej Policji w 2012 r. dokonano w całym kraju 4085 kradzieży kieszonkowych, które były przestępstwem - ofiary straciły rzeczy warte co najmniej 250 zł. Przy czym, takich w przedziale 250-1000 zł, było 2729, a tylko w 55 przypadkach (ok. 2 proc.) ujęto i oskarżono sprawców, w pozostałych sprawach ich nie wykryto.

Policjanci wskazują, że kieszonkowcy są nieuchwytni, bo takie kradzieże trudno udowodnić.

- Tutaj sprawcę trzeba złapać za rękę, na gorącym uczynku - wyjaśnia Bogdan Krzyszczak z Komendy Stołecznej Policji. Jak dodaje, nawet jeśli na nagraniu monitoringu można rozpoznać znanego policji złodzieja, to jeśli nie sięga ręką do cudzej torebki, nie ma dowodu, że to on ukradł.

- Sposobem na złodziei są np. wmieszani w tłum policjanci ubrani po cywilnemu. M.in. dzięki nim w stolicy w 5 lat liczbę kradzieży kieszonkowych udało się ograniczyć o blisko połowę - mówi Krzyszczak.

Kieszonkowcy są aktywniejsi przed świętami. Dlatego policja prowadzi akcje ostrzegawcze i przypomina, jak nie stwarzać im okazji.

....

Znow niedowlad wymiaru s .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:36, 08 Kwi 2013    Temat postu:

Dziecko wypiło w żłobku płyn do zmywarek; opiekunki oskarżone

Kra­kow­ska pro­ku­ra­tu­ra oskar­ży­ła o nie­pra­wi­dło­wą opie­kę dwie opie­kun­ki z pry­wat­ne­go żłob­ka w pod­kra­kow­skich Zie­lon­kach, w któ­rym 1,5-rocz­ny chło­piec wypił płyn do zmy­wa­rek. Dziec­ko miało opa­rze­nia błon ślu­zo­wych, które - w wy­ni­ku le­cze­nia - wy­go­iły się.

- Akt oskar­że­nia w tej spra­wie prze­ciw­ko Ju­sty­nie K. oraz Pau­li­nie H. prze­ka­za­no do sądu - po­wie­dzia­ła rzecz­nicz­ka pra­so­wa Pro­ku­ra­tu­ry Okrę­go­wej w Kra­ko­wie Bo­gu­sła­wa Mar­cin­kow­ska.

Zda­niem pro­ku­ra­tu­ry opie­kun­ki będąc zo­bo­wią­za­ne do opie­ki nad dziec­kiem nie­umyśl­nie na­ra­zi­ły go na bez­po­śred­nie nie­bez­pie­czeń­stwo utra­ty życia lub cięż­kie­go uszczerb­ku na zdro­wiu po­przez nie­pra­wi­dło­wy nad­zór oraz nie­pra­wi­dło­wą or­ga­ni­za­cję opie­ki pod­czas prze­bie­ra­nia dzie­ci po po­wro­cie ze spa­ce­ru.

Pół­to­ra­rocz­ny chłop­czyk w marcu 2012 zo­stał przy­ję­ty do pry­wat­ne­go przed­szko­la w Zie­lon­kach i przy­dzie­lo­ny do grupy dwu­lat­ków. 20 kwiet­nia po po­wro­cie ze spa­ce­ru dzie­ci były prze­bie­ra­ne w szat­ni. Chło­piec prze­szedł do ja­dal­ni, a stam­tąd do po­miesz­cze­nia go­spo­dar­cze­go i wypił nie­du­żą ilość płynu do zmy­wa­rek. Po­miesz­cze­nie go­spo­dar­cze za­my­ka­ne jest na drzwi z wy­so­ko umiesz­czo­ną klam­ką. Tego dnia drzwi były otwar­te.

Kiedy dziec­ko krzyk­nę­ło, przy­bie­gła opie­kun­ka Ju­sty­na K. i po­in­for­mo­wa­ła wła­ści­ciel­kę żłob­ka, a ta z kolei ro­dzi­ców i po­go­to­wie. Dziec­ko tra­fi­ło do szpi­ta­la. Stwier­dzo­no u niego m.​in. opa­rze­nia che­micz­ne błon ślu­zo­wych prze­ły­ku i żo­łąd­ka, bez uszko­dze­nia głęb­szych struk­tur ścia­ny i tka­nek. Zmia­ny po­pa­rze­nio­we wy­go­iły się na sku­tek le­cze­nia za­cho­waw­cze­go i na­tu­ral­nych pro­ce­sów go­je­nia.

Pro­ku­ra­tu­ra uzna­ła, że na Ju­sty­nie K. oraz Pau­li­nie H. cią­żył obo­wią­zek opie­ki nad dziec­kiem i po­win­ny one tak zor­ga­ni­zo­wać pracę pod­czas prze­bie­ra­nia dzie­ci, aby kon­tro­lo­wać za­cho­wa­nie wszyst­kich dzie­ci. Winny rów­nież spraw­dzić, czy szat­nia jest miej­scem bez­piecz­nym i nie ge­ne­ru­je za­gro­żeń dla dzie­ci. Nie zwra­ca­jąc uwagi na otwar­te drzwi do ja­dal­ni, jed­no­cze­śnie nie za­pew­ni­ły dzie­ciom wła­ści­we­go nad­zo­ru i na­ru­szy­ły re­gu­ły ostroż­no­ści wią­żą­ce się z prze­wi­dy­wa­niem lub moż­li­wo­ścią prze­wi­dy­wa­nia wy­pad­ku.

Jed­no­cze­śnie, zda­niem pro­ku­ra­tu­ry, nie można przy­pi­sać oskar­żo­nym od­po­wie­dzial­no­ści za ob­ra­że­nia ciała u dziec­ka.

Ju­sty­na K. nie przy­zna­ła się do za­rzu­tu, po­nie­waż jej zda­niem był to wy­łącz­nie nie­szczę­śli­wy wy­pa­dek. Pau­li­na H. rów­nież nie przy­zna­ła się do za­rzu­tu i sko­rzy­sta­ła z prawa do od­mo­wy skła­da­nia wy­ja­śnień. Opie­kun­kom grozi kara grzyw­ny, ogra­ni­cze­nia wol­no­ści lub po­zba­wie­nia wol­no­ści do roku.

>>>>

Bez sensu . Jesli dzieciak wlazl do pomieszczenia gospodarczego i tam byl plyn to o co proces ? A gdzie mial byc ? Dzieciaki laza tu i tam i zawsze moze sie zdarzyc . Proces to moglby byc gdyby plyn trzymali w pomieszczeniach bawialni albo w stolowce . Faktycznie wypadek . Trzeba by udowodnic ze dzieci godzinami nie mialy nadzoru i i lazily gdzie chcialy . Ale jak to byla minuta i juz . To wypadek . Dzieci czasem robia sobie KRZYWDE . Nie mozna ich przywiazac .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:24, 18 Kwi 2013    Temat postu:

Łatwiej unikniesz odziedziczenia długów w spadku

Sąd Najwyższy wydał decyzję, która jest bardzo korzystna dla potencjalnych spadkobierców. Łatwiej teraz będzie odmówić przyjęcia długów w spadku, jeśli wykaże się błędną ocenę prawną - podaje "Rzeczpospolita".

W polskim prawie spadkowym istnieje swoista pułapka. Jeśli spadkobierca nie złoży w ciągu sześciu miesięcy oświadczenia o odrzuceniu spadku bądź przyjęciu go z dobrodziejstwem inwentarza, to dziedziczy zarówno majątek, jak i długi zmarłego. Czasem tylko to drugie. Może się zdarzyć, że do spadku będzie trzeba wręcz dopłacić.

Gazeta przytacza przykład pani Wiesławy, która miała podpisaną intercyzę ze zmarłym mężem prowadzącym własny biznes. Chciała w ten sposób uniknąć odpowiedzialności za jego długi, np. niespłacone kredyty. Kiedy mąż zmarł, nie zgłaszała chęci uchylenia się od spadku, bo sądziła, że umowa o rozdzielności majątkowej chroni ją też przed długami po śmierci. Wyraziła tym samym tzw. milczącą zgodę.

Postanowienie wydane przez SN pozwala na wycofanie się z przyjęcia spadku, jeśli okazuje się, że długi spadkodawcy są za wysokie.

- Przyjęcie spadku poprzez milczące zachowanie spadkobiercy można zaakceptować jedynie pod warunkiem, że ma możliwość skorygowania jego skutków - uzasadniał sędzia sprawozdawca Kazimierz Zawada.

To oznacza, że błąd co do skutków rozdzielności majątkowej powinien upoważniać do odrzucenia spadku bądź przyjęcia go z dobrodziejstwem inwentarza - napisano w "Dzienniku Gazecie Prawnej".

Gazeta podaje też, że trwają prace nad nowelizacją prawa spadkowego. Polegają one na tym, że spadkobierca nie będzie odpowiadał za długi zmarłego poza wysokość tego, co realnie dostał w spadku.

...

Widzicie jakie bestialstwo ! Milczace przyjecie spadku !!! Toz Lenin tylko takie prawa wymyslal ! Jak ktos sie nie zglasza znaczy chce przyjac spadek !!! Choc baran by sie domyslil ze nie chce skoro sie nie zglasza ! Takie barany w Polsce prawo robia !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:18, 18 Kwi 2013    Temat postu:

9 miesięcy za kratami. Bez winy, bez dowodów, bez powodu

Historia życia tego człowieka jest jak najgorszy koszmar. Miał dosłownie wszystko. I w jednej chwili został z niczym. Oto dramatyczne losy biznesmena Lecha Jeziornego i jego wspólników, których bez żadnych dowodów winy wtrącono na wiele miesięcy za kraty. Na ich kanwie nakręcono wstrząsający i dający do myślenia film "Układ zamknięty".

Czy Lech Jeziorny, którego internowano w 1981 roku mógł przypuszczać, że w wolnej Polsce zostanie potraktowany niczym bandyta?

Dobre złego początki

Tuż po przełomie - Jeziorny wystartował z własną działalnością gospodarczą. Odniósł sukces restrukturyzując Krakowskie Zakłady Mięsne. Ze wspólnikami w latach 1999-2003 stworzył z nich zakład pracy, który dał zatrudnienie 350 osobom. No ale niestety jest i tak, że szybki sukces potrafi wzbudzać zawiść. Co ciekawe jednak nie u konkurencji, a... instytucji, które powinny stać na straży prawa!

Chcieli ich wykończyć

Do zakładu z prokuraturą wkroczyli urzędnicy skarbówki. Jeziornego ze wspólnikami zatrzymano tuż przed podpisaniem przez nich umowy z inwestorem. Po latach wiemy, że wszystkie zarzuty które im stawiano m.in. dotyczące prania brudnych pieniędzy - były dęte. Tyle tylko, że represje, które ich dotknęły były jak najbardziej realne i bolesne.

Gehenna trwała 6 lat

Jeziorny przesiedział za kratami dziewięć długich miesięcy. Bez winy, bez dowodów, bez powodu. W tym czasie śledczy przesłuchali go tylko... raz. Aby zgnoić biznesmena - na 3 miesiące zakazano mu kontaktu z ukochaną córką. On jednak wytrzymał. - Byliśmy w tej dobrej sytuacji, że w życiu mieliśmy już podobny epizod, internowanie w stanie wojennym - mówi Jeziorny o losie swoim i wspólników.

Ich gehenna nie skończyła się po wyjściu zza krat. Sprawa w sądzie ciągnęła się jeszcze przez 6 lat. Dopiero sędzia Andrzej Seremet - obecny prokurator generalny - nakazał prokuraturze wniesienie oskarżenia, lub umorzenie sprawy. Śledczy jak gdyby nigdy nic przyznali, że nie mają nic na biznesmenów, którym zrujnowali życie. Bo firma w tym czasie zbankrutowała, majątek przepadł a Lech Jeziorny stracił wszystko.

A prokurator awansuje!

Paweł Rey: Oni mogą zniszczyć każdego

Paweł Rey to jeden ze wspólników Lecha Jeziornego, których postanowił zniszczyć prokuratorsko-urzędniczy układ. Przyszli po niego nad ranem, zatrzymali i traktowali jak bandziora. Teraz gdy przeszedł to piekło nie ma już żadnych wątpliwości - Oni mogą tak zniszczyć każdego! - przestrzega. 25 września 2003 roku, godzina 6. rano. W domach Pawła Reya i jego wspólników rozgrywają się sceny niczym z filmów. Wkraczają bowiem do nich funkcjonariusze CBŚ.Mają prokuratorskie nakazy zatrzymania. Przeczesują ich domy. Gdy w domu Reya znajdują dokumenty z 1981 roku o jego internowaniu przez komunistów - nie obywa się bez uwagi:- Ludzie z biografią też bywają przestępcami - wyrokuje jeden z oficerów. Rey trafia na 9 miesięcy za kratki. Tam chcą go złamać, próbują zmusić by sam przyznał się do winy. Za kratami usłyszał, że takich jak on widzieli już wielu. - Mówili, że nie wyjdę szybciej niż za pięć lat - opowiadał "Gazecie Wyborczej" swą historię. Z zarzutów został oczyszczony dopiero 4 lata temu.

Zobacz co o sprawie myśli minister sprawiedliwości

Grzegorz Nicia. Chcieli odebrać mu dzieci Grzegorz Nicia - jego zatrzymanie miało najbardziej dramatyczny przebieg. Wyrwano go bowiem z domu na oczach ciężarnej żony i dzieci! Matka biznesmena pisała potem wzruszające listy do prokuratora prowadzącego sprawę Krakmeatu. Błagała o jego zwolnienie ze względu na zagrożoną ciążę synowej i zmiany psychologiczne starszego syna spowodowane traumą po zatrzymaniu ojca. - Mówi, że musi pilnować mamy, aby mu jej też nie zabrano - pisała zrozpaczona matka przedsiębiorcy. Co na to bezduszny prokurator? Złożył wtedy wniosek do sądu rodzinnego, aby dzieci umieścić w... placówce opiekuńczej! A przecież ich ojciec, trzeci z zatrzymanych wspólników, nie zrobił nic złego. I świetnie zdawał sobie z tego sprawę. W końcu jest prawnikiem z wykształcenia. Nie ugiął się namowom aby dobrowolnie poddać się każe. Tak jak i wspólnicy - spędził w areszcie wiele miesięcy. Jego rodzina zapłaciła za to ogromną cenę. Żona, w zagrożonej ciąży trafiła do szpitala. Cierpiała na depresję i anemię. W ten sposób "układ" dobrał się nie tylko do znienawidzonych biznesmenów. Zaatakował także ich bezbronne rodziny.

....

Ohydne bydlaki !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 17:01, 19 Kwi 2013    Temat postu:

Matka Zbyszka Godlewskiego: nie na taki wyrok czekaliśmy

- Nie na taki wyrok cze­ka­li­śmy; de­cy­zja sądu o unie­win­nie­niu i wy­ro­kach w za­wie­sze­niu zwa­li­ła nas z nóg - po­wie­dzia­ła, ko­men­tu­jąc wyrok w pro­ce­sie oskar­żo­nych o spraw­stwa kie­row­ni­cze ma­sa­kry ro­bot­ni­ków na Wy­brze­żu, matka el­blą­ża­ni­na Zbysz­ka Go­dlew­skie­go.

18-let­ni Go­dlew­ski zo­stał za­strze­lo­ny 17 grud­nia 1970 roku w Gdyni.

Sąd Okrę­go­wy w War­sza­wie unie­win­nił b. pre­mie­ra PRL Sta­ni­sła­wa Ko­cioł­ka, a do­wód­ców woj­ska pa­cy­fi­ku­ją­cych pro­te­sty ro­bot­ni­ków na Wy­brze­żu w grud­niu 1970 r. ska­zał na kary 2 lat wię­zie­nia w za­wie­sze­niu na 4 lata nie za za­bój­stwo, a za śmier­tel­ne po­bi­cie.

- Wyrok, jaki usły­sze­li­śmy, zu­peł­nie nas zwa­lił z nóg, to nie do po­my­śle­nia, my­śle­li­śmy, że za­pad­ną su­ro­we kary, a tym­cza­sem to żadne wy­ro­ki. My­śla­łam, że pój­dzie­my dziś na grób Zbysz­ka i po­wie­my mu, jaka kara do­się­gła spraw­ców, a tym­cza­sem to żadne kary - po­wie­dzia­ła 87-let­nia Iza­be­la Go­dlew­ska.

- Nic na to nie po­ra­dzi­my, mu­si­my żyć dalej, głową muru nie prze­bi­je­my. Bę­dzie­my może spo­koj­niej­si umie­ra­jąc, że do­cze­ka­li­śmy końca pro­ce­su - pod­kre­śli­ła Go­dlew­ska. Jej mąż ma także 87 lat.

18-let­ni Zby­szek Go­dlew­ski zgi­nął 17 grud­nia w Gdyni za­strze­lo­ny z ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we­go. Ciało chło­pa­ka ro­bot­ni­cy po­ło­ży­li na drzwiach i wy­ru­szy­li spod stocz­ni do cen­trum ulicą Świę­to­jań­ską.

Dzień póź­niej Go­dlew­scy do­sta­li te­le­gram z wia­do­mo­ścią o śmier­ci Zbysz­ka od przy­ja­cie­la syna. Po­grzeb Zbysz­ka Go­dlew­skie­go odbył się nocą 20 grud­nia na cmen­ta­rzu w Gdań­sku Oli­wie.

Go­dlew­ski był pier­wo­wzo­rem bo­ha­te­ra bal­la­dy o Janku Wi­śniew­skim.

Sąd unie­win­nił w pią­tek Sta­ni­sła­wa Ko­cioł­ka od za­rzu­tu po­le­ga­ją­ce­go na na­ma­wia­niu w wy­stą­pie­niu te­le­wi­zyj­nym z 16 grud­nia 1970 r. ro­bot­ni­ków do pój­ścia na­za­jutrz do pracy, w wy­ni­ku czego w Gdyni śmierć po­nio­sło 13 osób, a wielu zo­sta­ło ran­nych.

Ska­za­ni zo­sta­li Bo­le­sław F. (za­stęp­ca do­wód­cy jed­nost­ki ds. po­li­tycz­nych w Gdyni) i Mi­ro­sław W. (do­wód­ca kom­pa­nii tłu­mią­cej pro­te­sty 16 grud­nia w Gdań­sku), któ­rzy wy­da­wa­li roz­kaz uży­cia broni wobec ro­bot­ni­ków. Sąd uznał, że nie są winni za­bój­stwa, lecz po­bi­cia ze skut­kiem śmier­tel­nym i ska­zał ich za to na kary po 4 lata wię­zie­nia, które na mocy amne­stii z 1989 r. ob­ni­żył o po­ło­wę i za­wie­sił ich wy­ko­na­nie.

>>>>

Super . Niewinni ... Nie wiadomo kto strzelal skoro wladze niewinne ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:24, 02 Maj 2013    Temat postu:

Zabrali matce dziecko, bo… przyniosła mu kołderkę

Matka popadła w spór z personelem lekarskim, bo przyniosła dziecku do szpitala kołderkę. Po kilku dniach nie mogła już zobaczyć swojej pociechy. Od kilku miesięcy sąd jest głuchy na jej zażalenia.

Sprawa Kornelii Zdańskiej z Moskrzyna (woj. Dolnośląskie) może budzić przerażenie, jak wiele może w Polsce wymiar sprawiedliwości wobec rodziców i ich dzieci. Zdańska jest samotną matką dwóch córek – trzyletniej Anety i pięciomiesięcznej Małgosi. Rodzina utrzymuje się z zasiłków, matka jest bez pracy. Dziewczynki zapadły na chorobę objawami przypominającą grypę żołądkową. Gdy Zdańska zjawiła się z córkami w szpitalu w Lubinie, nie wiedziała jeszcze, że będzie to początek rodzinnej tragedii.

Matka spędzała u łóżek dziewczynek bardzo dużo czasu. Mimo, że była pięć miesięcy po porodzie, w szpitalu nie otrzymała żadnego łóżka. Spędziła na krześle kilka bezsennych nocy. Pewnego dnia najmłodszej dziewczynce przyniosła z domu kołderkę. To stało się przyczyną sporu ze szpitalnym personelem

Po kilku dniach małą Małgosię wypisano ze szpitala, ale objawy nie ustąpiły. Zduńską odesłano więc do szpitala we Wrocławiu. Tamtejsi lekarze zostali uprzedzeni o tym, że jest ona „dziwną i trudną matką”. Po pewnym czasie pracownicy wrocławskiej lecznicy poinformowali Zdańską, że może wrócić do domu, ale bez córki.

Lekarze zawiadomili sąd we Wrocławiu, a ten Sąd Rejonowy w Lubinie, że matka zachowuje się „niepokojąco”. 18 stycznia 2013 r. Sąd Rejonowy w Lubinie wydał postanowienie o zabezpieczeniu dobra pięciomiesięcznej Małgorzaty Zdańskiej. Dziecko prosto ze szpitala trafiło do pieczy zastępczej w Domu Małych Dzieci w Jaworze, 60 kilometrów od miejsca zamieszkania matki.

Przez kolejne tygodnie Zdańska walczyła o swoje dziecko, sąd jednak traktował ją jak intruza. Na przykład złożone przez nią zażalenie uznał za… wniosek. I uniemożliwił w ten sposób instancyjną kontrolę nad decyzją. Sąd, zakładając, że dobro dziecka jest zagrożone, oparł się na przepisach kodeksu rodzinnego i opiekuńczego (art. 109 § 1 i 2 pkt 5), które pozwalają wydać postanowienie w sytuacji zagrożenia dziecka w sposób natychmiastowy, bez przeprowadzenia rozprawy. Jako okoliczności uzasadniające wskazano na „niepokój lekarza prowadzącego dziewczynkę na temat stanu zdrowia psychicznego matki”. W swojej opinii sędzia oparł się na relacji lekarzy.

Zdańska jednak nie odpuściła. 25 marca złożyła wniosek do Sądu Rejonowego w Lubinie, by zwrócił jej dziecko na czas postępowania. Wniosek został jednak oddalony. Dziecko nadal przebywa w Domu Małych Dzieci, 60 km od miejsca zamieszkania Zdańskiej.

To już drugi, głośny przypadek odebrania dziecka przez sąd rodzicom na podstawie niejasnych przesłanek. O swoje pociechy cały czas walczy rodzina Bajkowskich, którym odebrano dzieci na wniosek psychologów. Rodzice z własnej woli zgłosili się do Krakowskiego Instytutu Psychologii, dostrzegając problemy z nauką swoich dzieci. W „nagrodę” te wylądowały w domu dziecka. Zabrano je tam prosto ze szkoły. Najbardziej bulwersuje fakt, że nie ma w tej sprawie dowodów potwierdzających jakiekolwiek nieprawidłowości.

....

Kompletne bydlaki . W sadach coraz wieksza swolocz .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:49, 10 Maj 2013    Temat postu:

Córka Kapuścińskiego zeznawała w procesie za książkę Domosławskiego

Córka Ry­szar­da Ka­pu­ściń­skie­go ze­zna­wa­ła w pro­ce­sie cy­wil­nym o gło­śną bio­gra­fię ojca, wy­to­czo­nym przez wdowę po pi­sa­rzu au­to­ro­wi książ­ki Ar­tu­ro­wi Do­mo­sław­skie­mu i jej wy­daw­cy. Pro­ces za­pew­ne nie skoń­czy się w tym roku - usta­li­ła PAP w źró­dłach są­do­wych.

Dzi­siaj Sąd Okrę­go­wy w War­sza­wie kon­ty­nu­ował ten roz­po­czę­ty w 2010 r. pro­ces cy­wil­ny. Za za­mknię­ty­mi drzwia­mi sądu ze­zna­wa­ła jako świa­dek miesz­ka­ją­ca w Ka­na­dzie córka pi­sa­rza Rene Ma­isner. Za na­ru­sze­nie w książ­ce jej prawa do pry­wat­no­ści wy­to­czy­ła ona au­to­ro­wi i wy­daw­cy od­dziel­ny pro­ces przed tym samym sądem.

Ma­isner nie chcia­ła wy­po­wia­dać się na są­do­wym ko­ry­ta­rzu dla PAP. "W Ka­na­dzie jest za­sa­da, że nie ko­men­tu­je się trwa­ją­cych spraw" - po­wie­dzia­ła.

Jak do­wie­dzia­ła się PAP, stro­na po­wo­do­wa bę­dzie jesz­cze wno­sić o prze­słu­cha­nie ko­lej­nych świad­ków.

W marcu 2010 r. do księ­garń tra­fi­ła książ­ka Do­mo­sław­skie­go pt. "Ka­pu­ściń­ski non-fic­tion". Pu­bli­ka­cja kwe­stio­nu­je m.​in. wier­ność szcze­gó­łów opi­sy­wa­nych w słyn­nych re­por­ta­żach Ka­pu­ściń­skie­go; opi­su­je jego po­wi­kła­ne związ­ki z wła­dza­mi i taj­ny­mi służ­ba­mi PRL; za­wie­ra szcze­gó­ły o życiu in­tym­nym pi­sa­rza i o trud­nych re­la­cjach z córką. Nie­któ­re tezy opar­to na wy­po­wie­dziach osób za­cho­wu­ją­cych ano­ni­mo­wość. Książ­ka wy­wo­ła­ła sze­ro­ką dys­ku­sję nt. warsz­ta­tu re­por­te­ra i pi­sa­rza oraz cza­sów, w któ­rych przy­szło dzia­łać Ka­pu­ściń­skie­mu.

Wdowa po zmar­łym w 2007 r. pi­sa­rzu w po­zwie za­rzu­ci­ła au­to­ro­wi i wy­daw­cy na­ru­sze­nie dóbr oso­bi­stych. Do­ma­ga się od nich wpła­ty 50 tys. zł na Fun­da­cję im. Ry­szar­da Ka­pu­ściń­skie­go. We­dług pozwu na­ru­szo­ny­mi do­bra­mi są: prawo do do­brej pa­mię­ci po zmar­łym mężu, prawo do życia pry­wat­ne­go oraz prawa au­tor­skie po mężu. Pozew żąda od po­zwa­nych za­nie­cha­nia na­ru­sza­nia tych dóbr i za­nie­cha­nia in­kry­mi­no­wa­nej pu­bli­ka­cji - w czę­ści lub w ca­ło­ści.

Jesz­cze w 2010 r. sąd uwzględ­nił wnio­sek jej ad­wo­ka­tów o pro­wa­dze­nie pro­ce­su przy drzwiach za­mknię­tych. Sę­dzia Mał­go­rza­ta Bor­kow­ska uza­sad­ni­ła to "po­trze­bą ochro­ny życia pry­wat­ne­go i ro­dzin­ne­go po­wód­ki".

Do pozwu do­łą­czo­no wnio­sek o tzw. za­bez­pie­cze­nie po­wódz­twa, czyli zakaz roz­po­wszech­nia­nia książ­ki do wy­da­nia pra­wo­moc­ne­go wy­ro­ku w spra­wie. Sąd nie uwzględ­nił wtedy tego wnio­sku, bo "po­wód­ka nie upraw­do­po­dob­ni­ła wy­star­cza­ją­co swego rosz­cze­nia". Sąd wziął pod uwagę, że wie­dzia­ła ona, że autor pisze książ­kę i zgo­dzi­ła się na ko­rzy­sta­nie prze­zeń z ar­chi­wum pi­sa­rza. Sąd zwa­żył też, że spra­wa do­ty­czy osoby pu­blicz­nej, wobec któ­rej kry­te­ria ochro­ny praw­nej są od­mien­ne niż wobec zwy­kłe­go czło­wie­ka. Od­da­le­nie wnio­sku o za­bez­pie­cze­nie po­wódz­twa nie prze­są­dza wy­ni­ku pro­ce­su.

"Ta książ­ce za­sko­czy­ła mnie. Ja sama po­wie­rzy­łam Ar­tu­ro­wi Do­mo­sław­skie­mu na­pi­sa­nie książ­ki pod ro­bo­czym ty­tu­łem +Ka­pu­ściń­ski w oczach świa­ta+" - mó­wi­ła w 2010 r. Ka­pu­ściń­ska. Do­pie­ro po ja­kimś cza­sie do­wie­dzia­ła się, że autor pisze bio­gra­fię i wyda ją w innym wy­daw­nic­twie. Pod­kre­śla­ła, że autor nie miał prawa pisać o życiu oso­bi­stym i "nie zo­stał upo­waż­nio­ny do pi­sa­nia o córce".

Po­zwa­ni wno­szą o od­da­le­nie pozwu, ar­gu­men­tu­jąc, że nie na­ru­szy­li dóbr oso­bi­stych wdowy. "Ro­zu­miem, że w książ­ce są frag­men­ty, które mogą pani Ali­cji Ka­pu­ściń­skiej spra­wić przy­krość, nie było to jed­nak moim za­mia­rem. Wy­da­je mi się, że nie da się na­pi­sać praw­dzi­wej bio­gra­fii ja­kie­go­kol­wiek czło­wie­ka i za­ra­zem nie spra­wić ni­ko­mu przy­kro­ści i za­do­wo­lić wszyst­kich" - mówił wcze­śniej Do­mo­sław­ski. Na­zy­wał dzia­ła­nia Ka­pu­ściń­skiej próbą "cen­zu­ry pre­wen­cyj­nej".

Ka­pu­ściń­ski zmarł w stycz­niu 2007 r. w wieku 74 lat. Pi­sa­no o nim jako o mi­strzu re­por­ta­żu li­te­rac­kie­go i naj­wy­bit­niej­szym pi­sa­rzu wśród re­por­te­rów. Był po­dróż­ni­kiem, re­por­te­rem, pi­sa­rzem, w la­tach 1958-1972 dzien­ni­ka­rzem i ko­re­spon­den­tem Pol­skiej Agen­cji Pra­so­wej. Mó­wio­no o nim, jako o kan­dy­da­cie do li­te­rac­kiej Na­gro­dy Nobla. Dzię­ki wy­pra­wom do Etio­pii i Iranu po­wsta­ły książ­ki, które przy­nio­sły Ka­pu­ściń­skie­mu mię­dzy­na­ro­do­wą sławę - "Ce­sarz" (1978) i "Sza­chin­szach" (1982).

W war­szaw­skim są­dzie trwa­ją też inne pro­ce­sy o książ­ki. Wdowa po Wła­dy­sła­wie Szpil­ma­nie i jego syn, za przy­to­cze­nie w książ­ce o pio­sen­kar­ce z war­szaw­skie­go getta Wie­rze Gran jej opi­nii, ja­ko­by pia­ni­sta słu­żył w ży­dow­skiej po­li­cji, pro­ce­su­ją się z au­tor­ką książ­ki pt. "Oskar­żo­na Wiera Gran" Agatą Tu­szyń­ską i wy­daw­cą (sąd od­da­lił wnio­sek po­wo­dów o zakaz roz­po­wszech­nia­nia pu­bli­ka­cji). Trwa też spra­wa wy­to­czo­na przez ak­tor­kę We­ro­ni­kę Ro­sa­ti zna­ne­mu re­ży­se­ro­wi An­drze­jo­wi Żu­ław­skie­mu za jego książ­kę pt. "Noc­nik" (sąd za­ka­zał jej roz­po­wszech­nia­nia na czas pro­ce­su).

>>>>

Nie porownujcie debile ksiazek typu ,,Nocnik" z biografia Kapuscinskiego . TO DIAMETRALNIE NIE TO SAMO ! Co za cwoki .
To absurd . Dlaczego sedzia nie zakonczy tej farsy . Czytalem poczatek ksiazki i jest to normalna biografia . Ani cienia porno . Autora mozna co najwyzej krytykowac za pomylki ALE NIE PROCES ! GDZIE MY ZYJEMY !
Sedziowie maja OBOWIAZEK ucinac takie procesy natychmiast . Kazdy moze wytoczyc ale tez KAZDY SEDZIA MA OBOWIAZEK SZYBKO JE ZAKONCZYC GDY WIDZI ABSURD >


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:46, 21 Maj 2013    Temat postu:

KRS negatywnie o projekcie izolowania groźnych zabójców

Krajowa Rada Sądownictwa negatywnie zaopiniowała projekt dotyczący izolacji seryjnych zabójców, już po odbyciu przez nich kary. Rada podkreśliła jednak, że istnieje konieczność zabezpieczenia społeczeństwa przed takimi przestępcami.

Przekazana we wtorek opinia KRS w tej sprawie, podpisana przez przewodniczącego sędziego Antoniego Górskiego, formalnie przyjęta została na posiedzeniu Rady w piątek.

"Projektowana ustawa budzi wątpliwości w zakresie respektowania podstawowych zasad prawa karnego: niedziałania prawa karnego wstecz oraz niekarania dwa razy za to samo przestępstwo" - głosi tekst opinii. Dodano w niej, że istotne zastrzeżenia związane z projektem dotyczą także możliwości orzekania bezterminowej izolacji potencjalnych sprawców.

Prace nad przepisami umożliwiającymi terapię najgroźniejszych zabójców - już po odbyciu przez nich kary - do czasu aż ustaną wątpliwości, czy te osoby nie powrócą do zabijania, są prowadzone od kilku miesięcy. Zmiany są związane z tym, że za kilkanaście miesięcy więzienia zaczną opuszczać zbrodniarze, w tym seryjni zabójcy dzieci, skazani w PRL na karę śmierci, którym następnie wyroki zamieniono na 25 lat. W połowie kwietnia resort sprawiedliwości przekazał do konsultacji kolejną z wersji projektu.

KRS, opiniując projekt negatywnie, zaznaczyła, że "dostrzega konieczność zabezpieczenia społeczeństwa przed potencjalnymi sprawcami przestępstw, którzy z powodu zaburzonej psychiki lub defektów zdrowia psychicznego mogą popełniać przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu, bezpieczeństwu powszechnemu, rozwojowi seksualnemu małoletnich lub wolności seksualnej".

Dlatego, jak wskazano w opinii, KRS widzi potrzebę takiej regulacji prawnej, która "będzie w sposób niebudzący zastrzeżeń respektować zarówno naczelne zasady prawa karnego, jak też prawa i wolności obywatelskie". "W świetle powyższego wydaje się celowe rozważenie możliwości stosowania do osób, u których stwierdzono zaburzenia psychiczne, środków mniej inwazyjnych; o charakterze wolnościowym" - napisano w opinii.

KRS zaleciła przygotowanie przepisów umożliwiających "sprawowanie realnej kontroli nad osobami potencjalnie niebezpiecznymi dla społeczeństwa w sposób jak najmniej ingerujący w ich konstytucyjne prawa, a zwłaszcza nie ograniczający ich wolności osobistej".

Prezentując w listopadzie ub. roku założenia projektu, ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin mówił, że przewidywana ewentualna izolacja takich przestępców nie byłaby kolejną formą kary za popełnione zbrodnie, tylko sposobem "zapobiegania popełnieniu kolejnych" poprzez leczenie takich osób w zamkniętych zakładach psychiatrycznych.

W uzasadnieniu propozycji zaznaczono, że przepisy mają dać "możliwość terapii szczególnej kategorii osób: sprawców przestępstw z użyciem przemocy, którzy są zwalniani z zakładów karnych po odbyciu kary, lecz zachodzi obawa, że popełnią nowe groźne przestępstwo przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej, ponieważ występują u nich specyficzne zaburzenia osobowości lub zaburzenia preferencji seksualnych".

Wobec takich osób można byłoby zainicjować postępowanie przed sądem. Sąd decydowałby, czy trzeba zwalnianą osobę umieścić w ośrodku terapeutycznym, bądź ewentualnie zastosować wobec niej dozór policyjny. Postępowanie wszczynane byłoby na wniosek dyrektora zakładu karnego, jeśli konieczność taką wskażą opinie psychiatryczne i psychologiczne. Terapia miałaby się odbywać w utworzonym ustawą Krajowym Ośrodku Terapii Zaburzeń Psychicznych.

....

Trudno uznac to orzeczenie za chlube polskiego sadownictwa . To goscie ktorzy mieli kare smierci i na mocy kolejnych amnestii wyszli ! Zyja z łaski spoleczenstwa a nie po odbyciu sprawiedliwej kary bo nie odbyli jej ! Nie sa zatem niewinni a maja darowana wine z miłosierdzia .
Poza tym obowiazuje zasada ograniczonego zaufania . Oraz zapobiegania uzasadnionym podejrzeniom popelnienia przestepstwa . Tutaj mamy az nadto uzasadnione podejrzenia a zbrodnie wyjatkowe . Nie ma o czym mowic nawet .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:09, 29 Maj 2013    Temat postu:

Lekarze uszkodzili chłopcu krtań, śledcza utrudniła ustalenie winy

Wrocławska prokurator zablokowała Katarzynie Brońskiej, matce Kuby, szansę na ukaranie lekarzy, którzy skrzywdzili jej dziecko - informuje "Rzeczpospolita". Lekarze z wrocławskiego szpitala uszkodzili chłopcu krtań.

Kobieta nie może się zażalić na umorzenie śledztwa. "Rz" donosi, że prokurator trzymała akta sprawy przez trzy tygodnie i nie wysłała do sądu, który mieści się przy tej samej ulicy. Wczoraj sprawa się przedawniła.

Brońska zapowiada, że wystąpi do prokuratora apelacyjnego z wnioskiem o postępowanie dyscyplinarne wobec prokurator.

Po interwencji matki u prezesa sądu rozpatrzenie zażalenia nastąpi dopiero 4 czerwca, gdy sprawa będzie przedawniona. – Lekarze nie odpowiedzą za narażenie mojego syna na śmierć, ale kwalifikacja fałszowania dokumentów medycznych (o nowy wątek, który znalazł się w zażaleniu Brońskiej) przedawnia się po ośmiu latach. Ja tej sprawy nie odpuszczę – wskazuje Katarzyna Brońska.

Pięć lat zajęło Prokuraturze Rejonowej Wrocław-Śródmieście wyjaśnienie, kto okaleczył noworodka. Kubie podczas prób założenia rurki do tchawicy (intubacji) rozerwano struny głosowe i krtań.

Prokuratura nie znalazła winnych tragedii dziecka.

>>>

No to super !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:15, 03 Cze 2013    Temat postu:

Korporacja notarialna domaga się trudniejszego egzaminu

Notariusze zerwali obrady zespołu przygotowującego zadania na wrześniowy egzamin notarialny. Domagają się trudniejszych pytań, niż zaproponował resort sprawiedliwości. O sprawie pisze "Dziennik Gazeta Prawna".

Gazeta zauważa, że przepychanki między korporacją notarialną, a ministerstwem mogą odbić się na aplikantach. Termin egzaminu wyznaczony przez resort - 11, 12 i 13 września - jest bowiem zagrożony.

- Notariusze nie chcą zrozumieć, że ten egzamin jest organizowany przez ministerstwo i to ono ponosi odpowiedzialność za jego przeprowadzenie - mówi "Dziennikowi Gazecie Prawnej" osoba uczestnicząca w obradach.

Z kolei reprezentanci korporacji twierdzą, że obrady zakończyły się brakiem porozumienia, ponieważ w pracach zespołu aktywnie uczestniczyła osoba spoza jego składu, określonego zarządzeniem ministra sprawiedliwości. - Poza tym zaproponowany przez resort jeden z kazusów na egzamin był na zbyt niskim poziomie trudności - wskazuje Tomasz Janik, prezes Krajowej Rady Notarialnej.

Nieoficjalnie w ministerstwie mówi się - czytamy w "Dzienniku Gazecie Prawnej" - że korporacja robi, co może, by zapobiec znacznemu poszerzeniu grona notariuszy, które będzie skutkiem wejścia w życie ustawy deregulacyjnej.

>>>>

Dobra jest ! Jak chca niech maja ! Zrobic im super trudny egzamin . Kto nie zda wypieprzyc z zawodu ! Wedele zyczenia ! TYM CO CHCIELI TRUDNEGO !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135933
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:32, 18 Cze 2013    Temat postu:

Sąd: kary dla dziennikarzy za zniesławienie Eugeniusza Grzeszczaka

Sąd w Słupcy (Wielkopolskie) skazał dziennikarzy "Kuriera Słupeckiego" na kary grzywny w zawieszeniu za zniesławienie polityka PSL Eugeniusza Grzeszczaka. Chodzi o artykuł, w którym napisano, że polityk finansował z budżetowych pieniędzy firmę syna.

Zgodnie z wyrokiem jeśli redaktor naczelny "Kuriera Słupeckiego" i dziennikarz, autor artykułu, popełnią przez rok podobne przestępstwo, będą musieli zapłacić grzywnę po 2 tys. zł - kara ta została wymierzona w zawieszeniu na roczny okres próby.

Sąd nakazał też oskarżonym wpłatę po 1 tys. zł nawiązki na Caritas Polska, zamieszczenie sentencji wyroku w lokalnej prasie oraz opłacenie kosztów procesu - poinformował PAP rzecznik Sądu Okręgowego w Koninie sędzia Robert Kwieciński.

Wyrok jest nieprawomocny, proces toczył się z wyłączeniem jawności. Skazani zapowiadają, że będą się odwoływać.

W sierpniu 2012 roku "Kurier Słupecki" w artykule "Ujawniamy kolejną aferę PSL-u" napisał, że Michał Grzeszczak, syn polityka PSL, na początku 2011 r. uruchomił firmę, na konto której zaczęły wpływać dziesiątki tysięcy złotych z kasy PSL. W sumie - według artykułu - Eugeniusz Grzeszczak, szef sztabu wyborczego PSL i jednocześnie kandydat do parlamentu, tylko przez dwa miesiące zasilił konto firmy Michała Grzeszczaka kwotą przekraczającą 121 tys. zł.

Redaktor naczelny i wydawca "Kuriera Słupeckiego", jeden ze skazanych Janusz Ansion po wyroku powiedział: - Według sądu określiliśmy w artykule m.in. odpowiedzialność szefa sztabu wyborczego za finansowanie kampanii wyborczej. Okazało się, że nie wolno nam było tego robić. Mam nadzieję, że w procesie apelacyjnym uda nam się to wyjaśnić.

Poproszony o komentarz wicemarszałek Eugeniusz Grzeszczak, przesłał oświadczenie, podpisane przez pełnomocniczkę mec. Monikę Brzozowską. - Jesteśmy bardzo zadowoleni z wyroku. Warto podkreślić, że każdy - w tym również polityk - ma prawo do ochrony godności i dobrego imienia. O tym stanowi nie tylko polski kodeks karny, ale również europejska konwencja praw człowieka. Wolność słowa nie może prowadzić do naruszania praw innych osób - napisała mec. Brzozowska.

Równolegle w sądzie w Koninie toczy się postępowanie cywilne w tej sprawie przeciwko wydawcy pisma i dziennikarzowi; Grzeszczak domaga się od nich przeproszenia w krajowych i lokalnych mediach oraz zadośćuczynienia w kwocie 30 tys. zł.

....

O co chodzi !?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 34, 35, 36  Następny
Strona 2 z 36

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy