Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:44, 29 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
"Dziennik Polski": Biegłym brakuje biegłości
Ekspertyzy niezbędne do wydawania wyroków może sporządzać tylko specjalista. Okazuje się jednak, że nie musi być fachowcem w danej dziedzinie. Wystarczy, że potrafi przekonać sędziego o swoich kwalifikacjach – alarmuje "Dziennik Polski".
Prokuratura w Nowym Sączu już dwa lata czeka na opinię biegłego w sprawie śmierci bliźniąt na porodówce Szpitala Powiatowego w Limanowej. Ponieważ raportu z sekcji zwłok wciąż nie ma, śledztwo zawieszono.
- Te przykłady doskonale odzwierciedlają katastrofalny stan instytucji biegłych sądowych. Jedni są niekompetentni, a na opinie innych czeka się latami - mówi mecenas Zbigniew Ćwiąkalski. Były minister sprawiedliwości ocenia, że problem z biegłymi wynika głównie z braku systemu powoływania takich ekspertów.
- Rozmowę kwalifikacyjną z kandydatem na biegłego przeprowadza sędzia, którego wiedza na temat specjalizacji takiej osoby zazwyczaj jest mała. Wystarczy, że kandydat potrafi się dobrze sprzedać i już jest przyjęty - przyznaje sędzia Paweł Szewczyk, zajmujący się listą biegłych krakowskiego sądu.
A jeśli już ktoś raz trafi na sądową listę, to raczej z niej nie wypadnie. Sędzia Szewczyk zauważa, że kandydatów na biegłych z roku na rok przybywa. Zainteresowanie nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę zarobki ekspertów.
....
Sundy ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:50, 05 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Wojna cenowa u prawników
Stawki za niektóre usługi adwokatów i radców spadły nawet o jedną dziesiątą. To efekt otwarcia tych zawodów - donosi "Rzeczpospolita".
Godzina pracy prawnika kosztuje od kilkudziesięciu do 1,5 tys. złotych. I przynajmniej na razie drożej nie będzie. Jak wynika z informacji "Rzeczpospolitej", stawki za usługi prawnicze stoją w miejscu. A według niektórych kancelarii jest nawet taniej o 10 proc.
Na niższe ceny mogą liczyć zwłaszcza niewielkie firmy i klienci indywidualni. Obsługujące ich małe kancelarie odczuwają bowiem konkurencję tych, którzy właśnie zdobywają uprawnienia. W 2013 r. na rynek trafiło ok. 5,5 tys. nowych radców i adwokatów.
"Ci młodzi ludzie są w stanie konkurować właśnie z kilkuosobowymi kancelariami zajmującymi się mniej skomplikowanymi sprawami. Wkrótce jednak zdobędą doświadczenie i staną do rywalizacji z większymi" - mówi Jarosław Ostrowski, partner zarządzający w kancelarii Ostrowski i Wspólnicy.
Co więcej, klienci coraz mniej chętnie rozliczają się według stawek godzinowych. Wolą od razu ustalić kwotę za pełną usługę. A to może być niekorzystne dla prawników w razie komplikacji i przeciągania się sprawy.
>>>
Ceny spadly 10 KROTNIE W WYNIKU WPROWADZENIA WOLNEGO RYNKU !!! Widzicie ile oni kradli !!! 90 % ich wynagrodzen to byla KRADZIEZ !!! Przez ostatnie 20 lat !!! Po to to bylo I ONI REPREZENTOWALI ,,PRAWO" !!! Dlatego nie zdziwcie sie jak w niebie zobaczycie zlodziei przestepcow tych kryminalnych ! Zreszta Jezus niejednokrotnie daje do zrozumienia to samo . PIERWSZY KANONIZOWANY SWIETY TO BANDYTA !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:07, 14 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Maciej Stańczyk | Onet
Paweł Guz: czuję się tak, jakbym drugi raz dostał w twarz
Sąd udowodnił, że nie potrafi uczciwie zrekompensować doznanej krzywdy, komuś, kto spędził półtora roku w więzieniu z zarzutami przestępstwa, którego nie popełnił. Ten wyrok pokazuje, że w naszym kraju liczą się tylko ci, co mają władzę i znajomości, że prawa człowieka tak naprawdę nic nie znaczą – mówi nam Paweł Guz. W miniony wtorek zapadł nieprawomocny wyrok. Sąd uznał, że mężczyźnie należy się niecałe 300 tys. złotych.
Z Pawłem Guzem pierwszy raz rozmawiałem w 2011 roku. Mężczyzna miał już za sobą osiemnaście miesięcy spędzone w więzieniu z zarzutami popełnienia najcięższej zbrodni - morderstwa, którego w rzeczywistości nie dokonał. - Byłem dla nich (dla prokuratury - red.) tylko statystyką, rubryką w dokumentach, numerem, dzięki któremu mieli premię za rozwiązanie sprawy – mówił mi wtedy Paweł Guz.
Odzyskał wolność po półtora roku odsiadki. Prawomocnie został uznany za niewinnego. - Odzyskałem wolność, zostałem oczyszczony z zarzutów, ale już do końca życia będę postrzegany jak morderca, przynajmniej przez niektórych ludzi, przez rodzinę Pawła (zamordowanego mężczyzny – red.) - tłumaczył, kiedy rozmawialiśmy w jego lubelskim mieszkaniu w 2011 roku.
Już wtedy Paweł Guz domagał się od państwa w sumie 5 mln złotych odszkodowania i zadośćuczynienia. Kiedy rozmawialiśmy, czekał na wyznaczenie terminu pierwszej rozprawy sądowej. W miniony wtorek mężczyzna usłyszał wyrok, jeszcze nieprawomocny. Sąd uznał, że należy mu się niecałe 300 tys. złotych.
Maciej Stańczyk: Jesteś zawiedziony wyrokiem sądu?
Paweł Guz: Oczywiście, że tak. Uważam, że większej kompromitacji sądu nie można sobie wyobrazić. Dzisiejszym wyrokiem (rozmawiamy we wtorek 13 maja – red.) sąd udowodnił, że nie potrafi uczciwie zrekompensować doznanej krzywdy, komuś, kto spędził półtora roku w więzieniu z zarzutami przestępstwa, którego nie popełnił. Ten wyrok pokazuje, że w naszym kraju liczą się tylko ci, co mają władzę i znajomości, że prawa człowieka nic nie znaczą.
Nie przesadzasz. Sędzia Piotr Łaguna tłumaczył, że bardzo trudno ustalić kwotę zadośćuczynienia, że "są to rzeczy bardzo trudne do miarkowania". Uznał też, że przyznana ci kwota zrekompensuje doznane krzywdy i dolegliwości "oczywiście na tyle, na ile sama kwota może zadośćuczynić doznanym krzywdom moralnym". Nie przekonuje Cię ta argumentacja?
Nie. Czuję się po dzisiejszym wyroku, jakbym drugi raz dostał w twarz. Pierwszy raz – od prokuratury, która mnie bezpodstawnie oskarżała, drugi raz – dziś od sądu. Nie wiem nawet czy śmiać się, czy płakać. Przecież to kpina ze sprawiedliwości, wyparcie się prawdy. Sąd np. dysponował opiniami biegłych, którzy uznali, że doznałem uszczerbku na zdrowiu. Przyjął je do wiadomości, ale nie wziął pod uwagę, wydając wyrok. A przecież uszczerbek na zdrowiu to tylko jedna ze strat, której doznałem.
Straciłeś też firmę
Firmę, oszczędności, dziewczynę. Przede wszystkim straciłem dobre imię, żyję z piętnem mordercy, półtora roku spędziłem w więzieniu za przestępstwo, którego nie popełniłem. Jestem przekonany, że gdyby taka sytuacja miała miejsce w Stanach Zjednoczonych, albo na zachodzie Europy – to sąd nie miałby wątpliwości jak zadośćuczynić takiej krzywdzie. W Polsce jest inaczej. Ale nie poddam się.
Będziesz składał apelację?
Na pewno. Jak będzie trzeba, oddam sprawę do Strasburga, będę głośno mówił o tym, jak w Polsce pogrywa się z obywatelem. Przecież nie jestem wyjątkiem, podobnych przypadków jest więcej. Piszę się o tym w gazetach, mówi w telewizji, ale tak naprawdę nic się nie zmienia.
Przeczytaj, jak w 2011 roku Paweł Guz wspominał w rozmowie z Onetem pobyt w więzieniu
Nazywam się Paweł Guz i jestem niewinny. Te słowa powtarzałem przez półtora roku prokuratorom, sędziom, policjantom. Nikt nie chciał mi wierzyć. Ulicami Lubartowa, mojego rodzinnego miasta, przechodziły marsze milczenia, demonstracje oburzonych zbrodnią mieszkańców. Ludzie domagali się kary śmierci, nieśli symboliczne szubienice dla morderców. To była szubienica dla mnie, bo dla ludzi to ja byłem mordercą. Tak powiedziała policja, prokuratura, sąd, tak powtarzały gazety i telewizja. Naprawdę trudno było w to nie uwierzyć. Choć to nieprawda. Ja, Paweł Guz, niczego złego nie zrobiłem, nikogo nie zabiłem. Jestem niewinny.
Koledzy
Z Pawłem, moim imiennikiem, znaliśmy się jakieś trzy, cztery lata. Byliśmy dobrymi kolegami, choć nie byliśmy przyjaciółmi. Poznaliśmy się w Lubartowie, kiedy przyjeżdżałem do Polski na wakacje, na krótki odpoczynek. Jako młody chłopak wyjechałem do Norwegii. Osiadłem w Oslo, założyłem firmę budowlaną. Do Polski przyjeżdżałem od czasu do czasu. Tu miałem dziewczynę, najbliższą rodzinę, kilku przyjaciół. Tu mieszkał też Paweł.
Czasami gdzieś razem wyskoczyliśmy, ale najczęściej spotykaliśmy się u niego w warsztacie. Paweł pod Lubartowem prowadził warsztat samochodowy. Często do niego tam wpadałem. Tam też poznałem Krzysztofa. Razem pracowali. Z Krzysztofem znaliśmy się z widzenia, mówiliśmy sobie "cześć", podawaliśmy sobie rękę na przywitanie. To właśnie Krzysztof obciążył mnie zeznaniami. Powiedział śledczym, że zabiłem Pawła, a jemu kazałem zakopać zwłoki w lesie. Absurd. Ale po kolei.
Zaginięcie
Zaczęło się od tego, że Paweł nie wrócił na noc do domu. Nie było go jeden dzień, potem drugi. Nie pojawił się też w pracy. Nie odbierał telefonów, po prostu przepadł. Zaniepokojona rodzina zgłosiła jego zniknięcie. Zaczęli go szukać. Któregoś dnia zadzwonił do mnie brat Pawła. Zapytał, czy nie mógłbym przyjść na komendę, złożyć zeznań, powiedzieć kogo znam, co wiem o znajomych Pawła. Oczywiście, że pojechałem, bo chciałem pomóc. To był wtorek. Lipiec 2007 roku.
Rozmawiałem z policjantami. Opowiadałem o Pawle, o tym, że byliśmy kolegami. Zapytali mnie w końcu, co robiłem kilka dni temu. Nie przywiązałem dużej wagi do tego pytania, tak naprawdę nie za bardzo pamiętałem, co rzeczywiście tego dnia robiłem. Byłem na urlopie, spotykałem się z dziewczyną, ze znajomymi, jeździłem tu i tam. Mniej więcej tak im odpowiedziałem. Jeszcze wtedy nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji.
Pierwszy ostrzegawczy sygnał padł tego samego dnia. Policjanci powiedzieli, że muszą mnie zatrzymać "na dołku" i na drugi dzień dokończyć przesłuchanie. Zdziwiłem się, zadzwoniłem do prawniczki. Uspokoiła mnie, że nie mam się czym martwić, że taka jest procedura. Noc spędziłem więc "na dołku".
Rano znów mnie przesłuchali, wzięli odciski palców i wypuścili do domu. Gdy prowadzili mnie przez korytarz, mijałem Krzysztofa. Powiedzieliśmy sobie "cześć". Wróciłem do domu. Na krótko, na jeden dzień.
Szósta rano
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Otworzyła moja babcia. Weszło kilku funkcjonariuszy, było ich może z dziesięciu, nie pamiętam już dokładnie. Przedstawili mi zarzut zamordowania Pawła i zabrali. Potem seria pytań - dlaczego to zrobiłeś, z kim to zrobiłeś, jak to zrobiłeś, dostaniesz za to dożywocie, więc lepiej będzie, jak zaczniesz mówić. Byłem w szoku. Mówiłem, że to nieprawda, że jestem niewinny, że nikogo nie zabiłem. Domino jednak już ruszyło. Prokurator, sąd, więzienie. Zostałem tymczasowo aresztowany. Miałem wtedy 28 lat.
Do końca życia zapamiętam ekran telewizora, w który wpatrywałem się w areszcie. Telewizja mówiła o mnie, o zabójstwie Pawła. Przed kamerami stał prokurator, który z przekonaniem w głosie mówił, że śledczy są przekonani o mojej winie, że mają dowody na to, że to właśnie ja zabiłem Pawła.
To była nieprawda. Nie mieli żadnych dowodów, tylko pomówienia, którymi karmił ich Krzysztof. Zresztą on sam zmieniał co jakiś czas zeznania. Raz mówił, że w warsztacie byłem sam, innym razem, że przyjechałem z nieznajomym mężczyzną, jeszcze innym razem, że byłem jeszcze z jednym kolegą. Kłamał, a oni mu wierzyli.
Byłem dla nich tylko statystyką, rubryką w dokumentach, numerem, dzięki któremu mieli premię za rozwiązanie sprawy. Tylko że w tym przypadku było inaczej. Sprawa nie była rozwiązana, nie była jasna. Zamknęli mnie i przetrzymywali w areszcie, po to, żeby wciąż sprawdzać te same dowody. Dowody, których tak naprawdę nie było. Prokuratorzy złamali mi życie, poniżyli mnie. Nie boję się tego powiedzieć, że zachowali się tak samo, jak Krzysztof.
Znak
Tak naprawdę przestałem wierzyć w sprawiedliwość, no bo jakie też miałem powody, żeby w nią wierzyć? Co może sobie pomyśleć młody chłopak, który trafia do więzienia, którego gazety i telewizje przedstawiają jak mordercę, w którym wszyscy widzą zabójcę, kiedy prokuratorzy, sędziowie są przekonani o jego winie, kiedy powtarzają, że czeka go dożywocie. Nic innego, tylko dożywocie.
Nikt, kto tego nie przeżył, nie jest w stanie zrozumieć, co przeżywa niewinny człowiek w zamknięciu. Byłem jak ten ptak, którego złapali na wolności i zamknęli w klatce. Siłą, wbrew woli. W takiej sytuacji ptak woli zdechnąć z głodu, niż żyć w zamknięciu. Dla mnie też życie się skończyło. W jednej chwili.
Najgorsza była ta niepewność. Stres, który towarzyszy ci każdego dnia. Tysiące godzin, miliony minut stresu, przerażenia, że to już koniec życia. Byłem już tym wszystkim wyczerpany, przygotowany na wszystko. Ale wciąż nie wiedziałem, co mnie czeka.
Wtedy przyszedł znak od Boga. Otworzyłem Pismo Święte i pierwsze słowo, jakie przeczytałem, to była „wolność”. Napisana tłustym drukiem. Później jeszcze kartkowałem Nowy Testament, szukałem tego fragmentu i nie mogłem znaleźć. Dlatego wierzę, że to był znak od Boga. Otucha, żebym się nie poddawał. Zawsze wierzyłem w Boga, byłem blisko. Dziś myślę, że te półtora roku za kratkami to była próba mojej wiary. Przecież mogłem się załamać, mogłem się poddać, mogłem zwątpić w Boga. Nie zwątpiłem. Myślę, że zdałem egzamin.
Powrót
Totalny mętlik zapanował po kilku miesiącach mojej odsiadki, kiedy zmienił się prokurator prowadzący śledztwo. Ten, który mnie oskarżał, który przed telewizyjnymi kamerami był pewny mojej winy - odszedł. Byłem tym zaskoczony, dziś jestem przekonany, że już wtedy w prokuraturze podejrzewali, że coś jest nie tak, że popełnili błąd, ale nie potrafili się do tego przyznać. Nowy prokurator wszystko zaczął od początku. Całe śledztwo jeszcze raz, dowód po dowodzie, wątek po wątku, szczegół po szczególe. Odkrył prawdę, odkrył, że w areszcie trzymany jest niewinny człowiek z zarzutem morderstwa. Ja, Paweł Guz. A prawdziwym mordercą jest Krzysztof.
Odzyskałem wolność po półtora roku. Miałem już 30 lat. W więzieniu spędziłem osiemnaście miesięcy. Ptak został wypuszczony z klatki. Ale powrót do domu nie był łatwy. Na ulicy spotkałem rodzinę Pawła. Matkę, brata. Dla nich wciąż byłem mordercą, powiedzieli mi to prosto w twarz. Uwierzyli w to, co wcześniej mówiła prokuratura. Nawet im się nie dziwię, być może i ja bym w to uwierzył. Są głęboko zranieni. Wiem to. Ale przykro jest usłyszeć na ulicy „ty morderco”, kiedy naprawdę jesteś niewinny. Nic nie zrobiłeś.
Pamiętam jeszcze, jak kupiłem gazetę. Dziennikarze pisali, że na wolności jest mężczyzna podejrzany o morderstwo. Pisali o mnie Paweł G., jak o zbrodniarzu. Dzwoniłem do prokuratora i pytałem, kiedy zdejmą ze mnie zarzuty, skoro wiedzą, że jestem niewinny. Mówił w poniedziałek, w styczniu, w lutym, w marcu. Zdjęli znów jakoś po półtora roku, kiedy matka Pawła przestała pisać skargi. Miała do tego prawo.
Pozew
Odzyskałem wolność, zostałem oczyszczony z zarzutów, ale już do końca życia będę postrzegany jak morderca, przynajmniej przez niektórych ludzi, przez rodzinę Pawła. Pytam sam siebie, za jakie grzechy mnie to spotkało, ale nie umiem sobie na to odpowiedzieć, nie potrafię. Moja godność została zdeptana, to więzienie, te zarzuty, areszt, groźba dożywocia to było powolne niszczenie człowieka. I za to domagam się odszkodowania. Pięciu milionów złotych. Moi prawnicy już przygotowują pozew. Sprawie będzie patronowała Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Uważam, że te pięć milionów to niedużo za to, co przeżyłem. Nikomu tego nie życzę, choć wiem, że nie jestem jedynym, który znalazł się w takiej sytuacji. Poznałem takich ludzi za kratkami, poznaję ich teraz. Wiem jedno. Takie zdarzenia nie mogą mieć miejsca w cywilizowanym kraju. Przecież to nie Białoruś, nie Korea Północna, nie Rosja, tylko Polska. Unia Europejska.
I tak sobie myślę na koniec. Pytam znów sam siebie. Czy można bezkarnie poniżać niewinnych ludzi?
***
Paweł został zamordowany w swoim warsztacie samochodowym w lipcu 2007 roku. Zginął od uderzenia młotkiem w głowę. Zabójca zakopał zwłoki w lesie. Miejsce, w którym zakopane były zwłoki mężczyzny, wskazał śledczym Krzysztof P. On też obciążył zeznaniami Pawła Guza i jeszcze jednego mężczyznę. Krzysztof twierdził, że tylko był przy zbrodni, a za zabójstwem Pawła stoją jego dwaj koledzy. Obaj zostali aresztowani. Po niespełna półtora roku sąd w Lublinie nie dał jednak wiary tym zeznaniom i uznał, że nie mają podstaw w dowodach. Mężczyźni zostali oczyszczeni z zarzutów i wyszli na wolność. W 2009 roku przed Sądem Okręgowym w Lublinie zapadł wyrok w sprawie zabójstwa w warsztacie samochodowym. Krzysztof P. został skazany na dożywocie. Wyrok jest już prawomocny.
>>>
W sadach sa tylko ludzie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:38, 27 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Naczelnik więzienia z Koszalina stanął przed sądem za pomoc choremu więźniowi
Sąd uznał, że pułkownik Krzysztof Olkowicz, dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Koszalinie, bezprawnie zapłacił grzywnę za skazanego. We wrześniu minionego roku do koszalińskiego aresztu trafił mężczyzna, który ukradł batonik za 99 groszy i nie zapłacił grzywny. Jak się potem okazało, jest chory na schizofrenię i ubezwłasnowolniony. Pułkownik Olkowicz postanowił zapłacić za skazanego 40 złotych.
Ostatecznie Sąd Rejonowy w Koszalinie odstąpił od ukarania pułkownika służby więziennej, który zapłacił grzywnę za chorego na schizofrenię. – Z uwagi na to, że tej pobudki działania Krzysztofa Olkowicza nie można ocenić jako nagannej, sąd uznał, że niemożliwym jest wymierzenie obwinionemu jakiejkolwiek kary lub środka karnego – oświadczyła sędzia.
>>>
Ta jest ! Grozni przestepcy musza czuc twarda reke prawa ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:16, 28 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Dziennik Łódzki: komornik żąda od niego 420 tys. zł, bo nazywa się tak samo jak dłużnik
Czy takie samo imię i nazwisko jak dłużnika wystarczy, by oficjalnym pismem żądać od kogoś zapłaty długu? Dla komornika tak. Przekonał się o tym Robert Czaja z Radomska, który otrzymał wezwanie do zapłaty 420 tys. zł, chociaż to nie on jest dłużnikiem - czytamy na łamach Dziennika Łódzkiego.
Dalej gazeta przytacza, że mimo wielokrotnych telefonów ze strony pana Roberta, komornik nie reagował. Podobno pracownik kancelarii komorniczej przyznał nawet, że podobne pisma wysłano też do innych osób o tym samym nazwisku.
Po interwencji mediów komornik przeprosił pana Roberta, ale ten zapowiedział, że tak sprawy nie zostawi i teraz w jego imieniu będzie występował prawnik. - Czy powinno być tak, że niewinny ma się tłumaczyć? To pismo parafowało wiele osób, nikt nie zauważył, że dane się nie zgadzają? - przytacza słowa pana Czaji Dziennik Łódzki.
Pracownik kancelarii komornika sądowego dla Warszawy Woli, skąd przysłano pismo, odmówił komentowania sprawy.
>>>
Super sady prokuratorzy itp. !
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Śro 19:16, 28 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:36, 02 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Tomasz Terlikowski przegrał proces z Anną Grodzką
Tomasz Terlikowski poinformował na swoim profilu na Facebooku o przegraniu sądowego procesu z Anną Grodzką. Sąd zdecydował, że publicysta naruszył dobra osobiste posłanki, kwestionując jej płeć. - To powrót lewackiej cenzury - komentuje ten wyrok Terlikowski na portalu Fronda. Jak dodaje, "wyrok jest skandaliczny".
Proces przeciwko Tomaszowi Terlikowskiemu został wytoczony przez posłankę Annę Grodzką, która uznała, że komentator naruszał jej dobra osobiste, mówiąc o jej życiu intymnym i wypowiadając się o integralności płci i seksualności. Posłanka domagała się ochrony dóbr osobistych i zakazu naruszania tych dóbr w przyszłości.
- Właśnie zakończył się proces przeciwko mnie - pisze na portalu Fronda Tomasz Terlikowski. - Wyrok jest skandaliczny, bowiem - choć znosi roszczenia finansowe - to jednocześnie wprowadza cenzurę w Polsce. Otóż sąd zakazał mi całkowicie komentowania i kwestionowania tożsamości płciowej strony powodowej (Anny Grodzkiej - red.) - czytamy w komentarzu Terlikowskiego.
Jak dodaje publicysta, sąd uznał, że "zadawanie pytań o narządy w przypadku operacji zmiany płci jest naruszeniem dóbr osobistych, a także podkreślił, że wyrok sądowy dopuszczający zmianę płci wszystko ostatecznie rozstrzygnął".
- Od teraz politycy lewicy będą mieli placet na wypowiadanie każdej bzdury na temat transseksualizmu - dodaje Terlikowski. Publicysta nie zamierza jednak "zrezygnować z walki o normalność". - Nie ma na ziemi sądu, który mógłby mnie przekonać, że czarne jest białe, a białe czarne - dodaje. Terlikowski zamierza od tej pory nie odnosić się do Anny Grodzkiej - czego zabronił jej sąd, tylko wypowiadać swoje sądy na jak największym poziomie ogólności.
Terlikowski o wyroku poinformował na swoim profilu na Facebooku. Później na portalu Fronda ukazał się jego redakcyjny komentarz.
>>>
Znowu sendziole sie popisali niezrozumieniem jezyka polskiego . Co za dno . W ogole jak sa moze wprowadzic ZAKAZ WYPOWIEDZI ! Toz to sprzeczne z KONSTYTUCJA ! KTO ICH UCZYL PRAWA ?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:22, 06 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Chełm: pedofil uciekł z miejsca pracy więźniów
Pedofil, odbywający karę w więzieniu w Chełmie samowolnie oddalił się wczoraj z miejsca pracy więźniów. - Na razie nie ma informacji potwierdzających jego ujęcie- informuje TVP Info.
- Mężczyzna nie był pilnowany bez konwojentów służby więziennej, ale przez to, że był zatrudniony w palcówce straży granicznej, to podlegał pewnym zasadom dotyczącym wejścia, przebywania i opuszczania miejsca pracy. Nie posiadamy informacji czy osadzony został ujęty. Prowadzone są obecnie czynności wyjaśniając – mówi TVP Info podporucznik Konrad Wierzbicki, rzecznik prasowy Zakładu Karnego w Chełmie.
>>>
Jak WIDAC ! Czy trzeba mowic o karze smierci ? ! ,,Mozna obecnie skutecznie odizolowac zwyrodnialca ... itp " NIE MOZNA I NIGDY NIE BEDZIE MOZNA ! Bo na sposoby SA SPOSOBY ! I zawsze jest ryzyko . A JEGO ZYCIE NIE JEST WARTE CHOCBY JEDNEGO ZNISZCZONEGO DZIECKA !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 21:22, 06 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Łukasz Warzecha: "Jestem dżdżownicą!" - stwierdził pan Stanisław
Fakt, że sąd uznaje, iż Krzysztof Bęgowski jest Anną Grodzką, nie oznacza, że stwierdza prawdę - pisze w felietonie dla WP.PL Łukasz Warzecha.
Dżdżownica Stanisław miał dość. W pozwie sądowym napisał między innymi: "Czuję się nieustannie obrażany. Moja godność jest naruszana przez dziennikarzy, którzy opisując moją historię traktują mnie jak człowieka płci męskiej, choć zostali doskonale poinformowani, że jestem dżdżownicą. [...] O ile dla osób nieświadomych mojej przemiany moja postać zewnętrzna może być myląca, to nie ulega wątpliwości, że mojej tożsamości nie definiuje jedynie wygląd, a nawet geny, ale przede wszystkim moje własne ja, moje wewnętrzne odczucie. A ja wewnętrznie czuję się dżdżownicą". Fakt, że sąd uznaje, iż Bęgowski jest Grodzką, nie oznacza, że stwierdza prawdę
Dwie lokalne gazety z Kielc, gdzie zdarzyła się ta historia, pozwane przez dżdżownicę, zgodziły się na sądową ugodę i na swoich łamach przeprosiły za nazywanie dżdżownicy "człowiekiem", "wyjątkowym oryginałem", a nawet "nieszkodliwym wariatem". Na ugodę nie chciał jednak pójść Wacław Brzask, komentator regionalnego tygodnika "Nowiny Świętokrzyskie". Upierał się, że jeśli ktoś urodził się człowiekiem, nie może zostać dżdżownicą tylko dlatego, że tak sobie ubzdura, ubierze się na brązowo i będzie pełzał po ulicy ruchem posuwistym.
Doszło do procesu. Sędzia okazał się na szczęście człowiekiem nowoczesnym i otwartym na nowe poglądy. Orzekł, że pozwany dziennikarz musi przeprosić dżdżownicę Stanisława w tygodniku i na jego stronie internetowej oraz zapłacić 5 tys. złotych zadośćuczynienia. Motyl żądał 10 tysięcy. W ustnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia powiedział: "Pozwany wykazał się nie tylko arogancją, ale także ignorancją. Od jakiegoś już czasu wiadomo, że o tożsamości osoby i jej przynależności gatunkowej nie decydują jedynie - a może nawet nie przede wszystkim - czynniki czysto fizjologiczne, ale to, kim dana osoba się czuje. W nauce nosi to nawet specjalną nazwę: tożsamościowa przynależność gatunkowa. Wystarczy tu przypomnieć pracę wybitnego brytyjskiego antropologa, językoznawcy i filozofa Johna Dumbheada "Gatunek w mózgu". Redaktor Brzask jest osobą wystarczająco wykształconą, aby zdawać sobie sprawę z tych wszystkich uwarunkowań. Trzeba przeto uznać, że jego uparte nazywanie dżdżownicy Stanisława 'człowiekiem' nosi znamiona uciążliwego nękania".
Dżdżownica Stanisław był zadowolony z orzeczenia. Wypełznąwszy z gmachu sądu, powiedział do dziennikarzy: "Pan Brzask twierdzi, że zamyka mu się usta, zabrania wypowiadania słów na temat transformacji gatunkowej. A przecież nie ma to nic wspólnego ani z wyrokiem sądu, ani z treścią mojego powództwa. Mnie chodziło o to, że on obraża zarówno mnie, jak i inne osoby transgatunkowe, które przeszły bardzo trudną drogę, żeby być sobą".
Redaktor Brzask replikował, że sąd wprowadza cenzurę wbrew rzeczywistości i zdrowemu rozsądkowi. Widać przecież gołym okiem, że dżdżownica Stanisław to nie robak, ale człowiek, i w dodatku mężczyzna. Nawet jeśli - jak twierdzi Stanisław - usunięto mu męskie narządy płciowe, aby mógł się bardziej upodobnić do dżdżownicy. Dziennikarz twierdził ponadto, że cała rzekoma przemiana Stanisława jest udawana, ponieważ zachowuje się on jak dżdżownica jedynie publicznie, w przestrzeni prywatnej zaś wraca do zwykłych ludzkich zachowań. W przeciwnym wypadku nie byłby przecież w stanie prowadzić samodzielne normalnego gospodarstwa domowego.
Dżdżownica Stanisław nie rozkładał na to rąk, ponieważ w ramach stania się dżdżownicą przestał ich praktycznie używać, przynajmniej publicznie, stwierdził natomiast: "Mam nadzieję, że pan Brzask nie będzie już więcej obrażał osób transgatunkowych. Mam nadzieję, że ten wyrok pohamuje takie zapędy, sprawi, że debata stanie się debatą, rozmowa - rozmową, a nie wzajemnym obrażaniem się.
Tych, którzy doczytali do tego miejsca, spieszę poinformować, że troszkę podkoloryzowałem. Dżdżownica Stanisław nie istnieje, podobnie jak jego adwersarz i jego pismo. Nie było zatem także procesu. Ale wypowiedzi człowieka, który za sprawą swojego głębokiego przekonania stał się podobno dżdżownicą są - przy odpowiednich poprawkach - autentyczne i zostały wygłoszone przez osobę, która dziś przedstawia się jako Anna Grodzka, a jakiś czas temu była Krzysztofem Bęgowskim. Okazją do wygłoszenia tych stwierdzeń był wygrany przez tę osobę proces cywilny z Tomaszem Terlikowskim, który o Grodzkiej mówił i pisał "on".
Zapewne zgodzą się państwo, że historia z dżdżownicą jest absurdalna, a sędzia, który wydałby opisane na początku orzeczenie, musiałby być niespełna rozumu. Czym to się jednak różni od sytuacji z Bęgowskim? Owszem, w jego przypadku zmianę płci potwierdził sąd - bez tego nie byłoby możliwe wydanie dokumentów, stwierdzających, że Bęgowski to teraz Grodzka. Tylko czy orzeczenie sądu musi mnie krępować w moich przekonaniach? Przecież, jak doskonale wiadomo, sąd orzeka w ramach istniejącego prawa, ale to wcale nie oznacza, że orzeka prawdę. Jedno z drugim nie musi mieć nic wspólnego.
Weźmy choćby pamiętną sprawę Mariana Jurczyka, byłego prezydenta Szczecina, a w PRL działacza opozycji. I, jak się okazało na początku ubiegłej dekady, także konfidenta SB. Sąd I instancji stwierdził, że Jurczyk był kłamcą lustracyjnym, ale w kasacji sprawa upadła, bo "Jurczyk nikomu nie zaszkodził, a jego współpraca nie miała charakteru tajnego". Mówiąc po ludzku, sąd orzekł, że Jurczyk wprawdzie konfidentem był, ale nim nie był.
Z kolei w procesie, jaki Alicja Tysiąc wytoczyła Tomaszowi Terlikowskiemu zapadło nie mniej kuriozalne orzeczenie: wprawdzie aborcję można nazwać morderstwem, ale osoby dokonującej aborcji nie można nazwać mordercą.
Koncepcja, zgodnie z którą mężczyzna może się stać kobietą (lub na odwrót - kobieta mężczyzną) tylko dlatego, że tak mu się zdaje, opiera się na absurdalnym przeświadczeniu, że o tym, jakiej jesteśmy płci, decyduje nasze upodobanie. Lewica, żeby nie brzmiało to zbyt frywolnie, nadaje mu poważnie brzmiące nazwy: tożsamość, "płeć mózgu" itd.
Fakt, że sąd uznaje, iż Bęgowski jest Grodzką, nie oznacza, że stwierdza prawdę. Potwierdza jedynie, że w ramach prawa dokonała się pewna formalna zmiana. Jeśli uważam, że wspomniana teza o "płci mózgu" jest wierutną bzdurą, z mojego punktu widzenia Bęgowski jest po prostu nadal mężczyzną, tyle że (jak twierdzi) z tym i owym obciętym, a tym i owym doprawionym. Czy sąd w swojej niezmierzonej mądrości chce powiedzieć, że mam się tego poglądu wyzbyć i nie mogę się nim dzielić ze swoimi czytelnikami?
Pan Stanisław z Kielc, choćby nie wiem ile kilometrów przemierzył, pełzając ruchem posuwistym po ziemi i choćby nie wiem jak był wewnętrznie przekonany, że stał się dżdżownicą, pozostanie homo sapiens, panem Stanisławem. Nie zmieniłyby tego żadne sądowe potwierdzenia, a sądowy zakaz nazywania go człowiekiem byłby nie tylko absurdalny, ale też krępowałby w niedopuszczalnym stopniu wolność słowa.
To samo dotyczy orzeczenia w sprawie przeciwko Terlikowskiemu. Sąd w istocie zabrania nam głoszenia opinii, że żadna zmiana płci nie jest możliwa, a wewnętrzne przekonanie nie ma tu żadnego znaczenia. Nakazuje nam przyjąć ideologicznie umotywowaną koncepcję płci jako dowolnego wyboru, upodobania i kaprysu. Obawiam się, że sędzia chyba nie do końca rozumiał konsekwencje własnych działań.
Krzysztof Bęgowski jako Anna Grodzka wydał książkę "Mam na imię Ania" (zdrobnienie stanowiące zabawny kontrast z potężną posturą autorki). Na promocję przyszła grupa ludzi z transparentem, na którym widniał napis: "Krzysiek, nie wygłupiaj się". Ten sam apel kieruję dzisiaj do sędziego: niech się wysoki sąd nie wygłupia.
Specjalnie dla WP.PL Łukasz Warzecha
...
W sadach siedza barany majace rozum w mediach ktore tworza podobni im imbecyle . I tak to sie kreci .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:12, 13 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Kary grzywny za zakłócenie spotkania Palikota
Po 500 zł grzywny mają zapłacić trzej mężczyźni, którzy przed rokiem zakłócili spotkanie Janusza Palikota z mieszkańcami Kielc - orzekł kielecki sąd rejonowy.
26 czerwca 2013 r. na kieleckim placu Artystów grupa kilkudziesięciu młodych mężczyzn otoczyła grupę polityków, wśród których był Janusz Palikot, i dziennikarzy, którzy przyszli na konferencję prasową.
Krzyczeli: "To jest Polska nie Bruksela, tu się zboczeń nie popiera", "Palikot, nikt cię tu nie chce", "Tylko idiota głosuje na Palikota", "Kto nie skacze, ten czerwony". Zaintonowali też hymn Polski.
Palikot przerwał konferencję i poprosił swoich przeciwników o umożliwienie mu przeprowadzenia spotkania z dziennikarzami. W odpowiedzi został obrzucony wulgaryzmami. Polityków i dziennikarzy odgrodził od protestujących kordon policji. Doszło do przepychanek. Skandujący "towarzyszyli" także Palikotowi, gdy rozmawiał z mieszkańcami Kielc. Policja wylegitymowała co najmniej kilkunastu protestujących.
Zakłócający spotkanie nie mieli żadnych transparentów, ani emblematów.
Doniesienie w sprawie zakłócających spotkanie złożyła na policję szefowa świętokrzyskich struktur Twojego Ruchu, Małgorzata Marenin.
Trzech mężczyzn obwinionych o wykroczenie – zakłócanie porządku i spokoju publicznego - nie przyznało się przed sądem do zarzutów.
Wyjaśniali, że znaleźli się na placu Artystów przypadkowo, nie wykrzykiwali wulgarnych haseł, jedynie śpiewali hymn. Argumentowali, że mieli prawo uczestniczyć w spotkaniu, zapowiadanym jako otwarte dla mieszkaniec Kielc, i wyrażać swoje poglądy.
Zdaniem sadu postępowanie dowodowe pozwoliło ustalić, że obwinieni dopuścili się zarzucanych czynów. Wynika to m.in. z zeznań świadków – policjantów zabezpieczających spotkanie oraz z nagrań wideo. - Na filmie widać obwinionych - są aktywni, krzyczą i skandują hasła, zakłócając przebieg spotkania. Sami rozpoznali się na nagraniach - mówiła sędzia Agnieszka Treszczotko.
Według sądu mężczyźni działali umyślnie, a ich zachowanie nie było przypadkowe. - Nie można zgodzić się ze stwierdzeniem, że tylko prezentowali swoje poglądy. Macie panowie rację w tym, że macie prawo do prezentowania poglądów, ale nie w taki sposób, aby uniemożliwić prezentowanie poglądów innym oraz uniemożliwić tym, którzy przyszli na to spotkanie wysłuchanie tego, co mieli do powiedzenia przedstawiciele partii Palikota - uzasadniała sędzia.
Zdaniem sądu, mimo iż skazani są bezrobotni i utrzymują ich rodzice, są w stanie znaleźć pracę – np. sezonową i zapłacić orzeczone grzywny.
Wyrok nie jest prawomocny.
...
Czyli juz jak widze protestowac nie mozna . Sendziole zrobili z tym ,,porzadek" .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:37, 02 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Julia Wizowska | Onet
Kierowca płacze i płaci
- Nic, tylko nerkę sprzedać - mówi Marek, kierowca, który po wypadku musi spłacać odszkodowanie na rzecz pasażera. Takich jak on jest wielu.
"Autostopowiczów nie zabieram z zasady" - pisze pewien internauta. "Chce człowiek okazać serce, a płaci gotówką" - dodaje drugi. "Kiedyś można było bez problemu zabierać do samochodu przypadkowe osoby, bez ryzyka, że cię za coś pozwą. A teraz co?" - grzmi trzeci. Sytuacje, w których kierowcy pokrywają koszty odszkodowań powypadkowych dla pasażerów zabranych z trasy, wywołują burzę emocji. Eksperci jednak zwracają uwagę, że autostopowicz autostopowiczowi nierówny. A odpowiedzialność za przewóz zależy od jego charakteru.
Wina czy ryzyko
- Podwoziłem autostopowicza swoim samochodem. W pewnym momencie na jezdnię wyskoczył pies. Aby go ominąć, musiałem gwałtownie skręcić. Auto wpadło do rowu. A pasażer od tamtej pory ma problemy zdrowotne. Próbowaliśmy uzyskać odszkodowanie, ale ubezpieczyciel stwierdził, że był to przewóz grzecznościowy, więc odpowiedzialność jest rozpatrywana na zasadzie winy. Za winnego zostało uznane zwierzę, więc mój ubezpieczyciel jest zdania, że to nie on ma wypłacać pieniądze. Z oczywistych względów kosztów leczenia pies nie pokryje, więc czuję się w obowiązku, żeby samemu wspomóc pasażera - skarży się Łukasz.
Jak informuje Biuro Rzecznika Ubezpieczonych, w razie wypadku są dwie podstawy odpowiedzialności cywilnej: na zasadzie ryzyka i winy. Ostatnia jest częstsza. Należy wówczas udowodnić, na kim ciąży wina za spowodowanie wypadku. Przy zasadzie ryzyka nie trzeba udowadniać winy - odpowiada za zdarzenie osoba, która jest jego sprawcą.
Roszczenia osób przypadkowo zabranych z trasy rozpatrywane są na zasadzie winy pod warunkiem, że to przewóz grzecznościowy. Czyli kierowca, zabierając autostopowicza, nie brał pod uwagę korzyści finansowych, a działał z dobrego serca. Dlatego i jego ewentualny błąd traktowany jest ulgowo: poszkodowany pasażer, oprócz ustalenia związku przyczynowo-skutkowego między wypadkiem a doznaną szkodą, musi udowodnić, że sprawca zawinił.
Ta reguła nie zawsze jednak obowiązuje. - Istotne jest nastawienie psychiczne obydwu osób w momencie, gdy zaczynają podróż. Jeśli pasażer ma zamiar zapłacić kierowcy i w jakiś sposób mu to zakomunikuje, przejazd nie będzie uznany za grzecznościowy - mówi Damian Łapka z Kancelarii Prawnej Adwokaci i Radcowie Prawni. - Wtedy zachodzi odpowiedzialność na zasadzie ryzyka, a nie winy. To korzystniejsze dla autostopowicza, bo nie będzie musiał on ustalać winy posiadacza pojazdu - dodaje prawnik.
Brak fotelika
Andrzej zawsze zabierał z pobocza osoby łapiące okazje. - Pamiętam jeszcze czasy książeczek autostopowicza PTTK, sam byłem jej posiadaczem - mówi. Dlatego spłatę długu wdzięczności po latach uważał za swój obowiązek. Do czasu, aż pewnego dnia zatrzymał się przy kobiecie z dwójką dzieci.
- Autobus się zepsuł, a musimy dojechać do miasta. Niech pan podwiezie, do benzyny się dołożę - powiedziała kobieta, a Andrzej się zgodził. Po drodze zdarzył się im wypadek, w wyniku którego jedno z dzieci zostało niepełnosprawne.
- Gdybym się wtedy nie zatrzymał albo na propozycję kobiety, co do zapłaty za przewóz stanowczo powiedział "nie", nie byłbym teraz zadłużony - mówi Andrzej.
Po wypadku Andrzej i jego pasażerka zwrócili się do zakładu, w którym wykupione było ubezpieczenie pojazdu. - Wtedy się dowiedziałem, że umyślnie naraziłem pasażerów na niebezpieczeństwo, bo wiozłem małe dzieci, nie mając w samochodzie fotelików. Na moją niekorzyść zagrało również oświadczenie pasażerki, że chciała ona zapłacić za podróż. Czyli nie był to już podwóz grzecznościowy - mówi Andrzej. - Zakład zażądał, żebym zwrócił wypłacone pasażerom odszkodowanie, pokrył koszty rehabilitacji dziecka, a także płacił dożywotnią rentę - dodaje kierowca.
Czytaj dalej na następnej stronie: roszczenia autostopowicza w przypadku upadłości ubezpieczyciela
Damian Łapka tłumaczy, że poszkodowany w wypadku pasażer otrzyma odszkodowanie, jeśli nie od ubezpieczyciela pojazdu, to z Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Kierowca z kolei w określonych przypadkach będzie musiał te pieniądze ubezpieczycielowi zwrócić. - To się nazywa regres. Ma on miejsce wówczas, gdy kierowca działał na szkodę umyślnie, prowadził pojazd pod wpływem alkoholu albo innych środków odurzających, wszedł w posiadanie pojazdu wskutek czynu zabronionego, jeżeli posiadacz pojazdu nie miał uprawnień do kierowania nim oraz jeśli uciekł z miejsca zdarzenia - mówi Damian Łapka.
Zdaniem zakładu ubezpieczeniowego, Andrzej w ramach regresu ma zwrócić 13 tys. zł. Reszta kwot jest wciąż ustalana.
Letnie opony
Przejazd nie jest grzecznościowy również wtedy, gdy osoba za kierownicą, zabierając towarzysza podróży, nie kieruje się grzecznością w potocznym znaczeniu tego słowa. W razie wypadku pasażer będzie mógł dochodzić odszkodowania od kierowcy na zasadzie ryzyka.
Pan Stanisław miał umowę z sąsiadem: raz jeden podwozi swoim samochodem do pracy, raz drugi. Na zmianę. Bo taniej i raźniej razem jechać. - Podróżowaliśmy tak przez całe lato i jesień, ale nadeszły przymrozki, a wraz z nimi problem - mówi pan Stanisław. Sąsiad uparcie nie wymieniał opon na zimowe. Jak twierdzi pan Stanisław, z oszczędności. Pewnego dnia jednak ta oszczędność zawiodła, bo śliska droga zaprowadziła samochód z panami w środku prosto pod słup elektryczny. Najbardziej ucierpiał samochód: maska nie nadawała się do prostowania. A i panowie zostali ranni: kierowca był posiniaczony, a pan Stanisław ma odtąd problemy z szyją i ciśnieniem. Zwrócili się więc do ubezpieczyciela po odszkodowanie.
- Pieniądze otrzymałem, ale jakiś czas później przyszedł do mnie sąsiad i mówi: słuchaj, zakład żąda, bym te pieniądze, co dostałeś, zwrócił. Bo jako że gumy nie zmieniłem, działałem umyślnie na twoją szkodę - opowiada pasażer. - Pokłóciliśmy się, bo ja mówiłem, że postąpił głupio, nie zakładając zimowych opon, a on, że przecież sąsiadami jesteśmy, więc, aby nie było między nami zwad, powinienem mu te pieniądze oddać - opowiada pan Stanisław.
Sprawa trafiła do sądu. Pan Stanisław mówił: doznałem krzywdy, dostałem odszkodowanie, w czym problem? Sąsiad argumentował: przecież kiedy wsiadał do samochodu, widział letnie opony, a więc jest współwinny. Sprawa wciąż trwa. Jeśli sąsiad przegra, będzie musiał zwrócić ubezpieczycielowi ok. 5 tys. zł.
Bo zakład upada
Są też sytuacje, kiedy kierowca ma po prostu pecha. Jak pan Marek. Ma on ważne prawo jazdy, nie pije od wielu lat i nigdy nie uciekał z miejsca wypadku. A i wypadków poważnych nie miał nigdy. Ot, drobne stłuczki. Zawsze natomiast, czuł, jakby się urodził w piątek trzynastego. Pech sprawił, że będzie musiał zapłacić rannemu pasażerowi odszkodowanie.
Tego nieszczęśliwego dnia Marek jechał do pracy. - Droga zajmowała mi zazwyczaj półtorej godziny. Jechałem przeważnie sam, więc się nudziłem - opowiada. A tego dnia zauważył na poboczu człowieka łapiącego okazję. Zatrzymał się. - Do miasta pan jedzie? - zapytał nieznajomy. Do miasta. - Podrzuci pan? Pewnie.
- Zaczęliśmy rozmawiać, on opowiedział, że jedzie do żony do szpitala, ja, że mam firmę i śpieszę się do biura. Zajęty pogawędką, zbyt późno zauważyłem zjazd. Kiedy zacząłem skręcać, uderzył we mnie inny samochód. Moja wina - mówi Marek. Sam wyszedł z tego bez szwanku, ale zabrany z drogi pasażer ucierpiał. Miał uraz kolana i uszkodzenie kręgów szyjnych. - Samochód miałem ubezpieczony, więc zapewniłem go, że ubezpieczyciel pokryje wszystkie koszty. Ale w razie czego zostawiłem również namiary do siebie - opowiada kierowca. Po jakimś czasie pasażer się odezwał i powiedział, że przykro mu, ale będzie dochodził odszkodowania z kieszeni Marka. - Spytałem go, dlaczego. A on, że dlatego, bo mój ubezpieczyciel ma problemy finansowe - dodaje kierowca.
Damian Łapka tłumaczy, że autostopowicz ma możliwość zgłoszenia swoich roszczeń do ubezpieczyciela pojazdu albo posiadacza. Roszczenia wobec ostatniego są rzadkością i mają związek z upadłością zakładu ubezpieczeniowego. - Wtedy pasażerowie wolą zgłosić szkodę od razu do kierowcy, żeby uniknąć długotrwałych procedur - tłumaczy prawnik.
Pasażer Marka żądał 20 tys. tytułem rekompensaty za szkody fizyczne i moralne. Sąd zgodził się na 9 tys. zł. Marek mówi: - Miałem wówczas kryzys w firmie. Żona śmiała się przez łzy: nic, tylko nerkę sprzedać.
...
Znów problemy z sądami . Tu musi rządzić rozum . Kierowcy też są równi . Jeśli zabierają pasażera a później próbują pobić rekord szybkości to muszą płacić . Ale jeśli jadą zgodnie z prawem to z jakiej paki ? Tylko gdy ich wina . Reszta to ryzyko wsiadającego .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 21:59, 16 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Umorzone śledztwo ws. znieważenia papieża Franciszka
Poznańska prokuratura umorzyła śledztwo ws. znieważenia papieża Franciszka przez dyrektorkę Teatru Ósmego Dnia w Poznaniu Ewę Wójciak poprzez wpis na portalu społecznościowym. Według śledczych nie doszło do popełnienia przestępstwa, które może być ścigane z urzędu.
Prokuratura uznała, że choć wpis miał charakter ewidentnie znieważający, to nie miał charakteru publicznego.
W marcu 2013 roku Ewa Wójciak, po wyborze papieża Franciszka, napisała na jednym z portali społecznościowych: "No i wybrali ch..., który donosił wojskowym na lewicujących księży".
Prokuratura Rejonowa Poznań-Stare Miasto wszczęła śledztwo w sprawie publicznego znieważenia głowy Państwa Watykańskiego. Doniesienie w tej sprawie złożył w prokuraturze m.in. poseł Solidarnej Polski z Poznania Tomasz Górski.
Jak poinformował w środę prokurator Jacek Derda z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, prokuratura zdecydowała się umorzyć śledztwo, uznając, że wpis nie miał charakteru publicznego i nie ma przestępstwa ściganego z urzędu. - Wypowiedź miała charakter ewidentnie znieważający, czyn ten ma jednak charakter prywatno-skargowy. Pokrzywdzony nie dochodził swoich praw, zaś zainteresowane osoby trzecie mogą wystąpić do sądu z prywatnym aktem oskarżenia - powiedział.
Prokurator Derda podał, że Prokuratura Rejonowa Poznań-Stare Miasto zwróciła się w tej sprawie o pomoc prawną do USA, jako że serwis Facebook znajduje się pod amerykańską jurysdykcją.
- Strona amerykańska odmówiła odpowiedzi na zapytania prawne powołując się na 1. poprawkę do Konstytucji, dotyczącą wolności słowa. Nie byliśmy w stanie sami zweryfikować tego wpisu, on został szybko usunięty - podał.
Ewa Wójciak powiedziała w środę, że decyzja prokuratury o umorzeniu śledztwa w jej sprawie nie była dla niej oczywista.
- Po ostatnich wydarzeniach w Polsce związanych z odwoływaniem przedstawień, dochodzeniem obrazy uczuć religijnych, można było spodziewać się każdej decyzji prokuratury. Byłam nastawiona na każde rozwiązanie - powiedziała.
Po wszczęciu śledztwa Wójciak mówiła, że papież Franciszek jako kardynał był zamieszany w okrutną historię "brudnej wojny" w Argentynie, w której życie straciło 30 tys. ludzi. W środę zaznaczyła, że podtrzymuje swoje opinie na temat obecnego papieża.
- Uważam go za człowieka winnego tego, co się tam działo. Nie mam żadnych wątpliwości, jak oceniać ten autorytet Kościoła; zamieszczając wpis uważałam, że wyrażam swoją prywatną opinię do przyjaciół. W rozmowie z dziennikarzem nie użyję tego (zamieszczonego we wpisie - red.) słowa, ale nie uważam obecnego papieża godnego tego stanowiska, które piastuje - powiedziała.
Prezydent Poznania za zamieszczenie wpisu ukarał Ewę Wójciak naganą, ta podała Ryszarda Grobelnego do sądu pracy. Strony ostatecznie zawarły ugodę. Po tym Grobelny rozpoczął procedurę odwołania dyrektor Teatru Ósmego Dnia. Jak powiedział rzecznik prasowy prezydenta Paweł Marciniak, prezydent zebrał wszelką potrzebną dokumentację w tej sprawie, ale nie podjął jeszcze decyzji.
Ewa Wójciak powiedziała, że czuje się szykanowana przez władze miasta i nie wyklucza w tej sprawie pozwu do sądu.
...
Aha czyli można fałszywie oskarżać ?
Wójcik to piii.. która donosiła na kolegów do UB !
Jak to brzmi ? Super teraz już jest legalne !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:24, 25 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
1300 zł za dzień izolacji Mariusza Trynkiewicza
Mariusz Trynkiewicz przebywa w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie. Dziennik.pl ustalił, że - jak dotąd - jego utrzymanie kosztowało podatników prawie 240 tys. złotych. Oznacza to 1300 zł na dzień.
Przypomnijmy. Trynkiewicz to pedofil skazany w 1989 r. za zabójstwo czterech chłopców na karę śmierci, zamienioną potem na mocy amnestii na 25 lat więzienia. 11 lutego tego roku zakończył odbywanie kary i wyszedł na wolność. Jego przypadek był jednym z powodów opracowania ustawy o nadzorze nad groźnymi przestępcami, która zaczęła obowiązywać od 22 stycznia br.
Obecnie Trynkiewicz przebywa w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie. - W pierwszych sześciu miesiącach 2014 r. środki poniesione w związku z utrzymaniem KOZZD wyniosły 237 570 zł - powiedział dziennikowi.pl Krzysztof Bąk, rzecznik Ministerstwa Zdrowia, któremu podlega ośrodek. Oznacza to, że jedna dobra kosztuje podatnika ponad 1,3 tys. zł.
Fundusze przeznaczane są głównie na pensje dla 24 zatrudnionych w KOZZD pracowników. Ponad połowę załogi stanowią pielęgniarki i sanitariusze. Do tego dochodzą pracownicy ochrony oraz specjaliści: psychiatrzy, psychologowie i terapeuci.
W rozporządzeniu, jak podaje dziennik.pl, mowa była nawet o 77 pracownikach ośrodka. Problem polega jednak na tym, że ekipa przewidziana była dla 10, a nie dla jednego pacjenta.
Trynkiewicz ma do dyspozycji całe piętro ośrodka - dwuosobowy pokój z meblami, świetlicę i stołówkę oraz sale do terapii zajęciowych. "Szatan z Piotrkowa" zbiera w Gostyninie pozytywne noty. Jest cichy, spokojny i ugodowy.
>>>
KOSZMAR TO CO ONI WYRABIAJA Z PANSTWEM ! CO ZA DEBILE WSZEDZIE !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 23:52, 30 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Gazeta Współczesna
Sąd wypuścił na wolność 31-latka podejrzanego o pedofilię
Sąd nie przychylił się do wniosku kolneńskiej prokuratury i w we wtorek wypuścił na wolność podejrzanego o pedofilię 31-latka z gm. Grabowo.
- Podejrzany złożył wyjaśnienia i przyznał się do zarzucanego mu czynu - informuje sędzia Jan Leszczewski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Łomży. - Sąd uznał, że nie zachodzi obawa mataczenia i utrudniania śledztwa przez podejrzanego. Tym samym nie przychylił się do zastosowania wobec niego aresztu tymczasowego na trzy miesiące. A o to wnioskowali kolneńscy śledczy.
- Mężczyzna jest sąsiadem dziewczynki - mówi Kazimierz Bąkowski, zastępca prokuratora rejonowego w Kolnie. - Według naszych ustaleń wiedział, że rodzice dziewczynki są poza domem, a nią opiekują się dziadkowie. Zwabił 11-latkę do garażu, tam się obnażył i kazał dotykać. Dziecko zdołało mu się wyrwać i uciec.
11-latka powiadomiła dziadków, a ci policję. W minioną sobotę ok. godz. 20 mieszkaniec niewielkiej wsi w gm. Grabowo trafił do policyjnego aresztu.
W poniedziałek usłyszał prokuratorski zarzut dopuszczenia się wobec osoby poniżej 15. roku życia innych czynności seksualnych. Czyn ten zagrożony jest karą od 2 do 12 lat pobawienia wolności. - Podejrzany złożył wyjaśnienia - dodał prokurator. Mężczyzna był już wcześniej karany za inne przestępstwa.
...
Coś z takimi trzeba robić . Jakieś ośrodki . Dzieci nie mogą żyć w strachu !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:04, 31 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Dopadną i komornika
W 2012 r. średni miesięczny dochód komornika wynosił 46 tys. zł, podaje "Rzeczpospolita". Jedynie w ośmiu spośród 238 rewirów komorniczych nie przekraczał wynagrodzenia sędziego Sądu Najwyższego.
Na wszystkich pozostałych obszarach komornicy uzyskiwali dochody wyższe, często kilka, a nawet kilkadziesiąt razy, nieraz mimo bardzo niskiej skuteczności swej pracy.
To wnioski z najnowszego opracowania Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości. Wykonano go w związku z pracami w Sejmie nad projektem (posłów PO) nowelizacji ustawy o komornikach .
....
Jeden wielki koszmar ! Z czego oni mają taki dochód ? Toż praca jak każda inna a prokuratorzy dużo bardziej ryzykują !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:02, 20 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Ewelina C. objęta ustawą o "bestiach" wyjdzie na wolność
Pierwsza kobieta objęta tzw. ustawą o bestiach może już w ten czwartek wyjść na wolność. Decyzja o przymusowym leczeniu psychiatrycznym oraz nadzorze policyjnym Eweliny C. nie jest bowiem prawomocna – podaje serwis gazeta.pl.
Dyrektor Zakładu Karnego w Lublińcu w marcu tego roku wnioskował o izolację 27-letniej Eweliny C. Pracownicy placówki twierdzą, że mimo terapii kobieta nadal jest agresywna i wykazuje objawy choroby psychicznej. Dodatkowo, podczas odsiadywania wyroku, Ewelina C. napadła na jedną ze współosadzonych i oblała ją wrzątkiem.
Jak podaje serwis gazeta.pl, 24 czerwca Sąd Okręgowy w Częstochowie uznał, że Ewelina C. na wolności nadal może stanowić zagrożenie. Postanowiono, że wobec kobiety zostanie zastosowany przewidziany w nowej ustawie tzw. nadzór prewencyjny. Sędzia zdecydował również, że kobieta musi obowiązkowo leczyć się psychiatrycznie.
Okazuje się, że postanowienie nie jest prawomocne. Do Sądu Apelacyjnego w Katowicach nie wpłynęły bowiem odpowiednie dokumenty zawierające informację o ośrodku, w którym C. miałaby rozpocząć leczenie.
Jak podaje gazeta.pl, działania prokuratury były w tym przypadku błyskawiczne. Urzędnicy złożyli "wniosek o zabezpieczenie postępowania polegającego na zobowiązaniu Eweliny C. do tego, by w ciągu 48 godzin po wyjściu na wolność zgłosiła się na policję i podała swój stały adres oraz niezwłocznie informowała policję o każdorazowej zmianie miejsca pobytu".
"Aspołeczna i antyspołeczna"
W 2008 roku Ewelina C. porwała z przypadkowego wózka niemowlę i cisnęła nim o ziemię. Dziecko z licznymi obrażeniami trafiło do szpitala, lekarzom udało się je uratować.
- Kobieta stwierdziła, że w taki sposób będzie zabijać "wszystkie bękarty" - mówił w 2008 roku w rozmowie z TVP Sławomir Mileniczuk, rzecznik kieleckiej prokuratury.
Oskarżona w trakcie procesu nie przyznawała się do winy. Twierdziła, że głównym celem była kradzież wózka, a dziecko nieszczęśliwie wypadło jej z rąk. Biegli uznali, że kobieta ma infantylną osobowość, zmienne nastroje i natychmiast wyładowuje negatywne emocje.
- To są cechy osobowości psychopatycznej, to są cechy osobowości, która jest dotknięta społecznym niewykształceniem. I można powiedzieć, że jest to osobowość i aspołeczna, i antyspołeczna – tłumaczył w reportażu TVP prof. Janusz Heitzman, psychiatra i biegły sądowy.
Sąd uznał, że ciężarna Ewlina C. chciała dokonać morderstwa, ale miała ograniczony wpływ na swoje zachowanie. Dlatego wyrok nie był surowy i wyniósł 6 lat więzienia.
>>>
Kolejne sukcesy wymiaru czegos tam ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:19, 24 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Aleksander Broda czekał na sprawiedliwość 13 lat
Niewiele osób wie, jak zakończyła się historia byłego generalnego konserwatora zabytków - Aleksandra Brody. Zdymisjonowany pod zarzutami urzędnik ponad rok spędził w areszcie i więzieniu, a na sprawiedliwość musiał czekać aż 13 lat.
To był dla niego stracony czas. Dziś może mówić o moralnym zwycięstwie. To historia Aleksandra Brody. Niesłusznie oskarżonego o korupcję i przekroczenie uprawnień. Niedawno sąd apelacyjny prawomocnie zdecydował o uniewinnieniu Brody i innych, którzy w tej sprawie też usłyszeli wyroki. Uznał, że w ogóle nie było podstawy do postawienia aktu oskarżenia. Sprawie przygląda się prokuratura generalna. A osoby, które przed latami oskarżały, nie mają sobie nic do zarzucenia.
Aleksander Broda nie liczy, że ktoś przywróci go na stanowisko. Teraz walczy o odzyskanie dobrego imienia. - Będę wnosił, aby zrekompensowano mi wyrządzoną krzywdę - mówi Broda. Były konserwator pozostaje najwyższym urzędnikiem państwowym, który trafił w Polsce do więzienia.
...
O to ekspres tylko 13 lat ? Mogło być 130 ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:54, 25 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Katarzyna Nylec | Onet
Zaatakował ratowników medycznych. Nie można go zatrzymać
Mężczyzna zaatakował gazem ratowników medycznych
Mężczyzna, który kilka dni temu zaatakował gazem ratowników medycznych, wciąż nie może zostać zatrzymany. - Bez opinii lekarza biegłego nie przedstawimy sprawcy zarzutów - przekonują policjanci.
Rudzkie pogotowie ratunkowe w nocy z czwartku na piątek otrzymało wezwanie do pacjenta, który dziwnie się zachowywał. - Pacjent początkowo kierowany był przez zespół ratownictwa medycznego na oddział psychiatryczny. Tam w obecności personelu oraz lekarza oddziału przyznał się, że od dwóch tygodni zażywa amfetaminę, co wcześniej w wywiadzie negował - poinformował Onet zespół prasowy Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
Lekarz oddziału nakazał ratownikom, by przewieźli pacjenta na oddział wewnętrzny. Nagle mężczyzna zaatakował załogę ambulansu gazem i uciekł.
Ratownicy dochodzili do siebie godzinę. Sprawę zgłoszono policji, jednak ta nie może zatrzymać sprawcy. - Znamy jego personalia, ale zatrzymanie napastnika będzie bezcelowe. Do tej pory sanitariusze nie złożyli u nas doniesienia. Ponadto, dopóki nie poznamy opinii biegłego lekarza, który wykona obdukcję, nie wiemy jaka jest kwalifikacja prawna czynu - tłumaczy Arkadiusz Ciozak, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Rudzie Śląskiej.
...
Jak to nie można zatrzymać ? Co jest grane ?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:31, 25 Sie 2014 Temat postu: |
|
|
Skazali go na dożywocie za zabójstwo. Po 15 latach prawda wychodzi na jaw
Prokuratura Olsztyn-Południe wysłała przełożonym wniosek o rozważenie wznowienia postępowania ws. zabójstwa sprzed 15 lat, które prawdopodobne zostało błędnie osądzone. O to samo do Sądu Najwyższego zwrócił się adwokat skazanego za to zabójstwo na dożywocie Jacka W. Sam W. zapowiedział, że nie zamierza po ewentualnym wyjściu domagać się odszkodowania. Nie ma do nikogo żalu, że siedzi w więzieniu, bo - jak sam przyznał - "święty nie był".
Prokurator rejonowy z prokuratury Olsztyn-Południe Arkadiusz Szwedowski poinformował, że wysłał w poniedziałek do Prokuratury Okręgowej zarówno pismo przewodnie z prośbą o rozważenie, czy nie należałoby wznowić postępowania ws. zabójstwa z 1999 roku, jak i kopię akt, które wskazują na to, że wyrok dożywotniego więzienia w tej sprawie odsiaduje nie ta osoba, która powinna, tj. Jacek W.
- Teraz dalsze losy sprawy związanej z Jackiem W. zależą od Prokuratury Okręgowej. My dalej prowadzimy sprawę, w której do zabójstwa Tomasza S., za które skazano W., przyznał się kto inny. To Wiesław S., osadzony dotąd za włamania, przyznał się do popełnienia tego zabójstwa w 1999 roku i wskazał miejsce ukrycia zwłok - powiedział Szwedowski.
Wniosek o wznowienie postępowania, w którym na dożywocie skazano Jacka W., złożył także jego adwokat Jakub Orłowski. Skierował pismo do Sądu Najwyższego. - Sprawie nie nadano jeszcze biegu ani sygnatury - powiedział Orłowski.
Pełnomocnik skazanego Jacka W. złożył także wniosek do prokuratora generalnego o objęcie specjalnym nadzorem służbowym postępowania prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową Olsztyn-Południe, związanego z Wiesławem S. To w tym śledztwie wyszło na jaw, że Jacek W. mógł zostać przed laty niesłusznie skazany.
- Chcemy objęcia tej sprawy nadzorem, ponieważ z ramienia Prokuratury Okręgowej nadzoruje to śledztwo ten sam prokurator, który przed laty w naszej ocenie na początkowym etapie nieprawidłowo prowadził śledztwo związane z Jackiem W. - powiedział mecenas Orłowski i dodał, że na to pismo nie otrzymał na razie odpowiedzi.
Jacek W. odbywa karę dożywotniego pozbawienia wolności w Zakładzie Karnym w Kamińsku k. Górowa Iławeckiego. Mężczyzna nigdy nie przyznawał się zabójstwa Tomasza S. i konsekwentnie odwoływał od skazania; jego dożywotni wyrok stał się prawomocny dopiero w listopadzie 2006 r., gdy wypowiedział się w jego sprawie Sąd Najwyższy.
W poniedziałek Jacek W. powiedział, że gdyby nie kara dożywocia, od roku mógłby się starać o warunkowe, przedterminowe zwolnienie z więzienia. Dodał, że w związku z dożywociem zakwalifikowano go też do grupy osadzonych objętych specjalnymi rygorami, m.in. utrudnionym dostępem do telefonów. Jego wyroki w innych sprawach, m.in. za kradzieże i pobicia, terminowo kończą się w przyszłym roku.
Niedawno Prokuratura Rejonowa w Olsztynie ustaliła, że wyrok dożywotniego więzienia za zabójstwo sprzed 15 lat może odbywać niewłaściwa osoba. Prawdopodobnie błędnie też ustalono tożsamość zwłok.
List od włamywacza
W listopadzie ubiegłego roku list do Prokuratury Rejonowej Olsztyn-Południe napisał aresztowany za włamania Wiesław S. Mężczyzna poinformował, że chce się podzielić "istotnymi informacjami dotyczącymi poważnego przestępstwa". W rozmowie ze śledczymi Wiesław S. nawiązał do sprawy z 1999 roku - związanej z wyłowieniem z jeziora Pluszne pod Olsztynem poćwiartowanych i spakowanych w reklamówki zwłok. Śledztwo - prowadzone wówczas najpierw przez olsztyńską prokuraturę, a następnie przez prokuraturę w Białymstoku - wskazywało, że szczątki należały do związanego z suwalskim światem przestępczym Tomasza S. Sądy badające tę sprawę ustaliły m.in., że Tomasz S. był przed śmiercią więziony w metalowej klatce i torturowany. O zabójstwo oskarżono Jacka W., który został za to skazany na dożywocie.
Klatka i zwłoki
Gdy olsztyńscy prokuratorzy zaczęli weryfikować informacje przekazywane im przez Wiesława S., najpierw odnaleziono klatkę, w której miał być przetrzymywany Tomasz S. (przed laty jej nie odnaleziono), a następnie we wskazanym przez Wiesława S. miejscu w lesie pod Olsztynem odkopano zwłoki.
- Kluczową sprawą było ustalenie tożsamości tych zwłok. Zleciliśmy w tym celu badania DNA i badania daktyloskopijne. Z dużym prawdopodobieństwem ekspertyzy te wykazały, że to właśnie teraz odnaleźliśmy Tomasza S. Dodatkowo Wiesław S. przyznał nam, że to on w 1999 roku zabił Tomasza S. Przedstawiliśmy mu więc zarzut zabójstwa, a sąd go za to tymczasowo aresztował - powiedział prokurator Szwedowski.
Przed laty Wiesław S. był sądzony razem z Jackiem W. ws. zabójstwa Tomasza S. Sąd wówczas orzekł, że był on niepoczytalny i skierował go na leczenie w zakładzie psychiatrycznym, z którego po kilku latach Wiesław S. wyszedł i zaczął popełniać kolejne przestępstwa.
Na razie nie wiadomo, czyje zwłoki wyłowiono w 1999 roku z jeziora Pluszne ani też, kto i dlaczego zabił tamtego mężczyznę.
"Wmanewrowano mnie"
Jacek W. nie chciał rozmawiać o tym, dlaczego Wiesław S. dopiero po tylu latach wskazał śledczym zwłoki Tomasza S. i przyznał się do zabójstwa, za które on dostał dożywocie. - Czasem do niego dzwoniłem jak był na wolności, ale nie wiem, dlaczego on teraz o wszystkim powiedział - powiedział W. Dodał, że nie ma do nikogo żalu ani pretensji o to, że siedzi w więzieniu, ponieważ - jak przyznał - "święty nie był".
- Ale Tomasza S. nie zabiłem i wmanewrowano mnie w tę sprawę. Jedyne, czego chcę to wyjść na wolność i żeby wyjaśniono manipulacje, jakie zrobiła w mojej sprawie prokuratura, a w co uwierzyły wszystkie sądy, z Sądem Najwyższym włącznie. Jestem zaskoczony jak to państwo działa, jak działają jego organy, skoro tak można człowieka wmanewrować - powiedział W.
Sprawa Jacka W. jest precedensowa, podobnego przypadku dotąd w Polsce nie notowano. Z tego powodu, jak podkreślają prokuratorzy, trudno kreślić dalsze scenariusze sprawy, trudno też przewidzieć, czy i kiedy Jacek W. wyjdzie na wolność.
W poniedziałek W. powiedział, że jeśli wyjdzie z więzienia, nie będzie się ubiegał o odszkodowanie za niesłuszne skazanie go.
...
Trzeba zawsze być gotowym na rewizje takich spraw .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:47, 09 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Wyrok ws. zapłacenia grzywny za osadzonego utrzymany
Sąd Okręgowy w Koszalinie utrzymał wyrok ws. dyrektora koszalińskiego więziennictwa płk Krzysztofa Olkowicza, który wpłacił grzywnę za osadzonego w areszcie niepełnosprawnego intelektualnie mężczyznę. W maju sąd uznał go za winnego i nie wymierzył kary. Wyrok jest prawomocny.
Szef koszalińskiego więziennictwa odwołał się od decyzji sądu I instancji, bo czuł się niewinny. Przed rozprawą powiedział, że gdyby sytuacja się powtórzyła, postąpiłby tak samo. W jego ocenie sprawą nigdy nie powinna zajmować się policja i sąd, a niepełnosprawny mężczyzna nie powinien w ogóle znaleźć się w areszcie.
Olkowicz zapłacił 40 zł grzywny za mężczyznę, który znalazł się w areszcie po kradzieży wafelka wartego 99 groszy. Sprawa trafiła na wokandę po tym, jak o wpłaceniu grzywny za ubezwłasnowolnionego Arkadiusza K. do Ministerstwa Sprawiedliwości donieśli podwładni Olkowicza. Powiadomili resort o podejrzeniu naruszenia przez dyrektora przepisu, który zabrania uiszczania za więźnia grzywny, jeśli nie jest się bliską mu osobą.
Arkadiusz K. trafił do koszalińskiego aresztu 3 września 2013 r., bo nie zapłacił 100 zł grzywny za kradzież wafelka. Grzywnę zamieniono mu na 5 dni aresztu. O powodach jego osadzenia Olkowicz dowiedział się trzy dni później. Zaprosił więźnia na rozmowę, po której nabrał podejrzeń, że Arkadiusz K. cierpi na jakieś schorzenie psychiczne i nie powinien przebywać w areszcie.
...
Po prostu super ! Sendziole dajo czado ..
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:49, 09 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Apelacja w sprawie zapłacenia grzywny za chorego
Szef służby więziennej znów przed obliczem Temidy. Sąd Okręgowy w Koszalinie rozpatrzy apelację w sprawie pułkownika Krzysztofa Olkowicza, który zapłacił grzywnę za chorego na schizofrenię mężczyznę. W maju sąd rejonowy uznał, że pułkownik bezprawnie zapłacił grzywnę za skazanego, który ukradł batonik.
Zdaniem sądu Olkowicz - dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Koszalinie jest winny, odstąpił jednak od kary. Sąd uznał, że zachowanie oskarżonego podważało zasadność prawomocnej decyzji sądu i nie jest pozbawione społecznej szkodliwości.
Krzysztof Olkowicz uważa, że jest niewinny i chce walczyć o swoje dobre imię. Jak tłumaczy, swą apelacją chce dodać innymi odwagi, choć cała sprawa kosztowała go wiele stresu. Powtórzył, że nie żałuje tego, co zrobił.
We wrześniu minionego roku do koszalińskiego aresztu trafił mężczyzna, który ukradł batonik za 99 groszy i nie zapłacił grzywny. Jak się potem okazało, jest chory na schizofrenię i ubezwłasnowolniony.
...
To rozpatrzyli ! GDZIE JĄ ŻYJĘ !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:54, 09 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Kary ograniczenia wolności za gest faszystowskiego pozdrowienia
Pięć miesięcy ograniczenia wolności, z obowiązkiem pracy społecznej po 30 godz. miesięcznie - takie kary orzekł Sąd Rejonowy w Białymstoku w procesie dwóch osób oskarżonych o wykonanie gestu faszystowskiego pozdrowienia. Wyrok nie jest prawomocny.
Chodzi o gest wykonany na zakończenie marszu nazwanego Marszem Niepodległej Polski, zorganizowanego w Białymstoku 10 listopada 2013 roku m.in. przez Narodowe Odrodzenie Polski.
Według policji, wzięło w nim udział ok. 300 osób. Jego uczestnicy przeszli z placu przy ratuszu w centrum Białegostoku na cmentarz wojskowy, gdzie po złożeniu wieńca i przemówieniach, marsz zakończył się.
Wieniec składał mężczyzna w asyście dwóch kobiet, które miały w rękach pochodnie i flagi. Na filmie, który został opublikowany w internecie tuż po marszu widać, że mężczyzna i jedna z kobiet, stojąc przed pomnikiem na cmentarzu wojskowym, wznoszą ręce w geście faszystowskiego pozdrowienia.
Prokuratura zajęła się sprawą po informacji o filmie od dziennikarzy, potem swoje zawiadomienia złożyli także m.in. Teatr TrzyRzecze, prezydent Białegostoku i miejscowy Sojusz Lewicy Demokratycznej.
Prokuratura oskarżyła te dwie osoby (19-letnią kobietę z Białegostoku oraz 41-letniego mężczyznę z Warszawy) o publiczne propagowanie faszystowskiego ustroju państwa i znieważenia miejsca pamięci - pomnika na cmentarzu wojskowym. Chciała za to kar więzienia w zawieszeniu.
Oskarżeni nie przyznawali się i twierdzili, że owszem, podnieśli ręce, ale że był to tzw. salut rzymski, czyli - jak argumentowali - znak pozdrowienia ugrupowań narodowych.
Sąd nie zgodził się jednak z tą argumentacją. Sędzia Andrzej Kochanowski mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku, że we współczesnych czasach ten gest nie może być traktowany jako tzw. salut rzymski.
- W czasach współczesnych, po II wojnie światowej, ten gest, który wykonali oskarżeni, gest wyprostowanej prawej ręki, w ocenie sądu nie może być traktowany jako coś, co miało oddawać hołd pamięci zmarłych. Ten gest w naszym środowisku, w naszej współczesności, jest jednoznacznie - w mojej ocenie - traktowany jako gest faszystowskiego pozdrowienia - mówił sędzia Kochanowski.
W ocenie sądu "nie ulega wątpliwości", że oskarżeni zdawali sobie sprawę jaki gest wykonują. - Każdy przeciętny, normalny człowiek, mający przeciętne wykształcenie historyczne (...) powinien zdawać sobie sprawę, że wykonanie takiego gestu jednoznacznie propaguje faszyzm - dodał sędzia.
Powiedział też, że takie gesty służą "lansowaniu się" w środowisku, które takie gesty aprobuje, a nie uczczeniu pamięci osób.
Dlatego sąd uznał winę oskarżonych i skazał oboje na kary po pięć miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem prac społecznych po 30 godzin miesięcznie. - Praca społecznie użyteczna w łącznym wymiarze 150 godzin, powinna dać im czas na przemyślenie swojego zachowania i nabranie troszeczkę większego dystansu do tego typu gestów - dodał sędzia Kochanowski.
Na razie nie wiadomo, czy będą w tej sprawie składane apelacje.
!!!!
PIĘĆ MIESIĘCY ZA UNIESIENIE RĘKI ! TO NIE ŻART TO REALIA ! TAK DZIALAJO SENDZIOLE ! Owszem młodzi są niedojrzali i robią głupstwa ... Ale taka kara ? W kraju nieosądzonych afer i komuny ! W ogóle wymiar czegoś tam stracił wszelkie proporcje . Jest ponury kabaret który może cie skrzywdzić ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:55, 09 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Kary ograniczenia wolności za gest faszystowskiego pozdrowienia
Pięć miesięcy ograniczenia wolności, z obowiązkiem pracy społecznej po 30 godz. miesięcznie - takie kary orzekł Sąd Rejonowy w Białymstoku w procesie dwóch osób oskarżonych o wykonanie gestu faszystowskiego pozdrowienia. Wyrok nie jest prawomocny.
Chodzi o gest wykonany na zakończenie marszu nazwanego Marszem Niepodległej Polski, zorganizowanego w Białymstoku 10 listopada 2013 roku m.in. przez Narodowe Odrodzenie Polski.
Według policji, wzięło w nim udział ok. 300 osób. Jego uczestnicy przeszli z placu przy ratuszu w centrum Białegostoku na cmentarz wojskowy, gdzie po złożeniu wieńca i przemówieniach, marsz zakończył się.
Wieniec składał mężczyzna w asyście dwóch kobiet, które miały w rękach pochodnie i flagi. Na filmie, który został opublikowany w internecie tuż po marszu widać, że mężczyzna i jedna z kobiet, stojąc przed pomnikiem na cmentarzu wojskowym, wznoszą ręce w geście faszystowskiego pozdrowienia.
Prokuratura zajęła się sprawą po informacji o filmie od dziennikarzy, potem swoje zawiadomienia złożyli także m.in. Teatr TrzyRzecze, prezydent Białegostoku i miejscowy Sojusz Lewicy Demokratycznej.
Prokuratura oskarżyła te dwie osoby (19-letnią kobietę z Białegostoku oraz 41-letniego mężczyznę z Warszawy) o publiczne propagowanie faszystowskiego ustroju państwa i znieważenia miejsca pamięci - pomnika na cmentarzu wojskowym. Chciała za to kar więzienia w zawieszeniu.
Oskarżeni nie przyznawali się i twierdzili, że owszem, podnieśli ręce, ale że był to tzw. salut rzymski, czyli - jak argumentowali - znak pozdrowienia ugrupowań narodowych.
Sąd nie zgodził się jednak z tą argumentacją. Sędzia Andrzej Kochanowski mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku, że we współczesnych czasach ten gest nie może być traktowany jako tzw. salut rzymski.
- W czasach współczesnych, po II wojnie światowej, ten gest, który wykonali oskarżeni, gest wyprostowanej prawej ręki, w ocenie sądu nie może być traktowany jako coś, co miało oddawać hołd pamięci zmarłych. Ten gest w naszym środowisku, w naszej współczesności, jest jednoznacznie - w mojej ocenie - traktowany jako gest faszystowskiego pozdrowienia - mówił sędzia Kochanowski.
W ocenie sądu "nie ulega wątpliwości", że oskarżeni zdawali sobie sprawę jaki gest wykonują. - Każdy przeciętny, normalny człowiek, mający przeciętne wykształcenie historyczne (...) powinien zdawać sobie sprawę, że wykonanie takiego gestu jednoznacznie propaguje faszyzm - dodał sędzia.
Powiedział też, że takie gesty służą "lansowaniu się" w środowisku, które takie gesty aprobuje, a nie uczczeniu pamięci osób.
Dlatego sąd uznał winę oskarżonych i skazał oboje na kary po pięć miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem prac społecznych po 30 godzin miesięcznie. - Praca społecznie użyteczna w łącznym wymiarze 150 godzin, powinna dać im czas na przemyślenie swojego zachowania i nabranie troszeczkę większego dystansu do tego typu gestów - dodał sędzia Kochanowski.
Na razie nie wiadomo, czy będą w tej sprawie składane apelacje.
!!!!
PIĘĆ MIESIĘCY ZA UNIESIENIE RĘKI ! TO NIE ŻART TO REALIA ! TAK DZIALAJO SENDZIOLE ! Owszem młodzi są niedojrzali i robią głupstwa ... Ale taka kara ? W kraju nieosądzonych afer i komuny ! W ogóle wymiar czegoś tam stracił wszelkie proporcje . Jest ponury kabaret który może cie skrzywdzić ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:49, 12 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Reporter skazany w związku z dziennikarską prowokacją
Doszło do złamania prawa - ocenił Sąd Okręgowy w Białymstoku i skazał na 2 tys. zł grzywny telewizyjnego reportera, który udawał uchodźcę, by dostać się do ośrodka dla cudzoziemców i pokazać, jak funkcjonuje. Wyrok jest prawomocny.
W styczniu 2013 roku reporter TVP Endy Gęsina-Torres (zgadza się na podawanie danych, obecnie nie pracuje już w telewizji publicznej) znalazł się w ośrodku dla cudzoziemców w Białymstoku, udając kubańskiego uchodźcę. Chciał pokazać panujące tam warunki - trwała wówczas publiczna dyskusja na temat sytuacji uchodźców w takich ośrodkach w Polsce.
Aby tam trafić, dał się zatrzymać przez policję, wykorzystał swoje kubańskie pochodzenie, podał fałszywe dane personalne i historię swego rzekomego przekroczenia granicy z Białorusią. Decyzją sądu został umieszczony w ośrodku, gdzie ukrytą kamerą nagrał materiał do programu TVP "Po prostu". Kiedy sprawa wyszła na jaw (funkcjonariusze Straży Granicznej w ośrodku zorientowali się, że mężczyzna ma zegarek z ukrytą kamerą i kartą pamięci), prokuratura wszczęła śledztwo i ostatecznie oskarżyła dziennikarza.
Postawiono mu zarzuty podrabiania dokumentów (podpisywania ich fałszywym imieniem i nazwiskiem). Oskarżony został także o składanie fałszywych zeznań dotyczących rzekomego pobytu na Białorusi, nielegalnego przekroczenia granicy oraz utraty rzeczy i dokumentów, a także swej sytuacji rodzinnej i materialnej.
W śledztwie i w trakcie procesu dziennikarz tłumaczył, że musiał tak zrobić, bo nie było innej możliwości znalezienia się w ośrodku. Zapewniał, że jego jedynym celem było pokazanie opinii publicznej warunków tam panujących i nie miał zamiaru ani ośmieszyć, ani oszukać sądu, który decydował o umieszczeniu go w ośrodku.
W listopadzie 2013 roku Sąd Rejonowy w Białymstoku uznał jednak Gęsinę-Torresa za winnego, ale przyjął jednocześnie, że był to tzw. wypadek mniejszej wagi i - biorąc pod uwagę motywację i cel działania oskarżonego - odstąpił od wymierzenia mu kary. Zasądził jedynie 2 tys. zł świadczenia pieniężnego na cel społeczny.
Apelacje złożyły obie strony. Prokuratura chciała uznania, że nie był to wypadek mniejszej wagi i kary pół roku więzienia w zawieszeniu. Oskarżony dziennikarz i jego obrońca - warunkowego umorzenia postępowania.
Sąd Okręgowy uznał jednak, że stopień społecznej szkodliwości działań dziennikarza był znaczny, a on sam "postawił się ponad prawem", gdy nie było ku temu podstaw, i skazał go na grzywnę.
...
O to super !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:59, 15 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Sądy sobie nie radzą, reformy zaszkodziły
Mimo podwojenia wydatków na sądownictwo oraz zmian procedur i reorganizacji, za rządów PO-PSL liczba zaległości w polskich sądach rosła - pisze "Dziennik Polski".
W 2008 r. w sądach było 1,7 mln zaległych spraw, z czego 124 tys. ciągnęło się ponad rok, a w 2013 r. zalegało ich już prawie 2,5 mln, w tym 220 tys. ponad rok. Z raportu przygotowanego przez Justynę Kowalczyk z Ministerstwa Sprawiedliwości wynika też, że czas trwania przeciętnego postępowania wydłużył się o 30 proc. - relacjonuje "DP".
W rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Jak bowiem wylicza Łukasz Piebiak ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, w 80 proc. spraw nie ma żadnego sporu, np. chodzi o wpis do rejestru lub wydanie nakazu zapłaty. "Te rozpatrywane są w miarę szybko, co poprawia statystyki" - wyjaśnia.
Ale ludzi interesuje, jak prędko sąd potrafi rozstrzygnąć ich spór, a na to, zwłaszcza w metropoliach, czeka się dziś długo, zbyt długo - podkreśla Piebiak.
W Warszawie, Łodzi, Lublinie, Krakowie i Wrocławiu sporne sprawy cywilne i gospodarcze ciągną się po 2-3 lata; przeciętny sędzia cywilny załatwia dziś na bieżąco 84 sprawy ze 100, jakie do niego wpływają, gospodarczy - 86. To fatalny wynik - zaznacza dziennik.
...
Coraz lepiej , Ale chorych psychicznie sprawnie wsadzaja ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 15:25, 19 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Porwał, bił i gwałcił 18-latkę. Rodzina nie może pogodzić się z wyrokiem
Gwałcicielowi ze wsi Tarnawa Góra w Świętokrzyskiem groziło 12 lat więzienia za porwanie, bicie, bezprawne uwięzienie i trzykrotny gwałt na osiemnastoletniej dziewczynie. Jaką karę wymierzył mu sąd?
Ostatecznie mężczyzna dostał tylko pięć lat pozbawienia wolności, bo sąd dopatrzył się okoliczności łagodzących. Jakież to mogą być okoliczności łagodzące w przypadku brutalnych gwałtów, a nawet zagrożenia życia ofiary?
...
Wspaniale ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:42, 24 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Wycenić cierpienie
Brak prawidłowej i jednakowej dla wszystkich towarzystw ubezpieczeniowych metody wyceny szkody osobowej powoduje, że sądy zapchane są sprawami - informuje "Rzeczpospolita".
Sądy zasądzają już milionowe odszkodowania dla ofiar wypadków komunikacyjnych. Ich wysokość zależy od operatywności kancelarii odszkodowawczych i oceny sędziego. W efekcie, wysokość średnich wypłat się podwoiła. Dziesięć lat temu średnia szkoda z polisy komunikacyjnej OC sięgała 2,7 tys. zł, dziś jest to już 5,4 tys. zł.
Ubezpieczyciele chcą to zmienić. Ich zdaniem system wyceny tzw. szkody osobowej powinien być uporządkowany, aby nie było ogromnych różnic pomiędzy kwotami, jakie proponują ich biegli, a tymi, które zasądzają sądy.
Pod egidą Polskiej Izby Ubezpieczeniowej trwają prace z udziałem środowisk medycznych nad systemem oceniającym skutki medyczne zdarzeń drogowych. Jedną z propozycji jest indeks Human Body Trauma. Testuje go już kilka towarzystw.
...
Znów nie potrafią prostej rzeczy zrobić .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:06, 25 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
RMF FM: brutalni przestępcy na wolności
Kilkunastu brutalnych i niebezpiecznych zabójców i gwałcicieli dzieci, po odbyciu kary więzienia, przebywa na wolności - informuje RMF FM. Obecnie czekają na uprawomocnienie się decyzji o zamknięciu ich w specjalnym ośrodku w Gostyninie. Sprawy te mają związek z tzw. ustawą o bestiach.
Reporter RKM FM Krzysztof Zasada przywołuje historie trzech mężczyzn. Zbigniew K. był dwukrotnie skazany za gwałt i usiłowanie zgwałcenia dziecka. Jerzy R. najpierw był skazany za zabójstwo, potem gwałt, a ostatnią karę odbywał za brutalne zgwałcenie 8-letniej dziewczynki. Z kolei Stanisław K. spędził w celi 14 lat za gwałt na małoletniej ze szczególnym okrucieństwem.
Choć sąd okręgowy orzekł, że mają oni być izolowani w ośrodku w Gostyninie, to mężczyźni przebywają na wolności. Dlaczego? Gdyż sprawą ich zajmuje się Sąd Apelacyjny.
Ustawa o bestiach
Ustawa o bestiach to przepisy z 22 listopada 2013 roku dot. "postępowania wobec osób z zaburzeniami psychicznymi, stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób". Ustawa przewiduje, że dyrektorzy zakładów karnych mogą występować z wnioskami w stosunku do skazanych kończących karę z zaburzeniami psychicznymi, co do których istnieją opinie biegłych mówiące, że są niebezpieczni, i w stosunku, do których terapia prowadzona w zakładzie karnym nie przynosi rezultatu. Mają być oni wówczas izolowani w specjalnych ośrodkach.
...
Kolejni obywatele będą realizować swoje hobby dzięki takiemu prawu ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:18, 25 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Gwałciciel recydywista zaatakował.
Prokuratura podejrzewa, że dolnośląscy policjanci nie upilnowali groźnego recydywisty, którego objęła ustawa o bestiach - ustalił reporter RMF FM. Po wyjściu zza krat 26-latek ponownie zaatakował i usiłował zgwałcić kobietę. Stało się tak mimo decyzji sądu, że mężczyzna powinien trafić do zamkniętego ośrodka – dowiedział się Krzysztof Zasada.
Jak informuje RMF FM - decyzja sądu okręgowego o umieszczeniu 26-latka w Gostyninie, mimo że zapadła pół roku temu, do tej pory nie jest prawomocna, więc nie zostać wykonana. Zażalenie na nią trafiło do Sądu Apelacyjnego, który zanim rozpatrzy skargę, czeka na odpowiedź z Trybunału Konstytucyjnego w sprawie interpretacji ustawy o bestiach.
Jak ustalił reporter RMF FM, śledczy wysłali już pytanie do Komendy Wojewódzkiej we Wrocławiu, czy policjanci obserwowali groźnego przestępcę. Prokuratorzy mają świadomość, że informacje o działaniach operacyjnych są tajne, dlatego - jeśli nie otrzymają odpowiedzi, zwrócą się o ich odtajnienie do MSW.
W ubiegłym tygodniu Marcin G. usiłował zgwałcić kobietę w Cieplicach na Dolnym Śląsku. Kobiecie udało się wystraszyć napastnika, bo zaczęła głośno krzyczeć.
...
Trudno pilnować bo by cała policja musiała zajmować się ta grupka . TRZEBA IZOLOWAĆ ! Łatwo zrzucić na policję . Tu akurat jestem pewny że się starali bo nie sądzę aby zlekceważyli .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:40, 30 Wrz 2014 Temat postu: |
|
|
Poruszająca historia babci walczącej o prawa do opieki nad wnukami
Najpierw sąd zabrał jej wnuki, dziś ponownie ustanowił ją rodziną zastępczą. Przed Sądem Rejonowym w Dzierżoniowie zapadł wyrok w sprawie 5-letniej Uli, 7-letniego Michała i 9-letniej Joasi i ich babci Jolanty Polowczyk z Dzierżoniowa. Trzy lata temu sąd w Dzierżoniowie postanowił, że dzieci mają trafić do zawodowej rodziny zastępczej. W akcję pomocy rodzinie włączyło się wiele osób i instytucji. Dziś rodzina może odetchnąć z ulgą. Wyrok jest nieprawomocny.
Przed salą sądową obok pani Jolanty Polowczyk była najbliższa rodzina, prawnicy, biologiczni rodzice i zawodowa rodzina zastępcza, do której miały trafić dzieci: Ula, Michał i Joasia. Na ten wyrok czekali wiele miesięcy. Ludziom towarzyszyły ogromne emocje i stres. Orzeczenie sądu nie jest prawomocne, ale opiekunowie dzieci nie ukrywają radości i ulgi.
W domu na decyzję sądu czekała 18-letnia wnuczka Amelia, którą pani Jolanta wychowuje od urodzenia. I dla niej jest rodziną zastępczą. Na decyzję sądu, przede wszystkim, czekały jednak dzieci.
Ulę, Michała i Joasię życie ciężko doświadczyło. Gdy ich rodzicom ograniczono prawa rodzicielskie, maluchy trafiły do domu dziecka. Stamtąd zabrała je babcia. Najpierw sąd ustanowił Jolantę Polowczyk rodziną zastępczą. Po dwóch latach na wniosek Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie rozwiązał z nią umowę. Pracownicy opieki społecznej uznali, że kobieta ma za małe mieszkanie i jest niewydolna wychowawczo. Dzieci miały trafić do zawodowej rodziny zastępczej.
Szczęśliwe zakończenie
Bez pomocy wielu osób i instytucji dzisiejszy wyrok mógłby być dla pani Jolanty niekorzystny. Jako pierwsi z pomocą ruszyli przedstawiciele Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu. Babcia dzieci otrzymała pieniądze i wsparcie prawnika. Sprawą zajęło się też Biuro Rzecznika Praw Dziecka. Pani Jolanta otrzymała od miasta większe mieszkanie.
...
Zabawa ludzmi ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:19, 03 Paź 2014 Temat postu: |
|
|
323 tys. zł za zniszczone życie. Walczył o 17 mln
Nie 17 milionów, a 323 tysiące złotych ma otrzymać Zbigniew Góra, który niesłusznie został skazany za morderstwo lekarki z Lublina. Mężczyzna odsiedział w więzieniu w sumie 1044 dni. 30 września zapadł nieprawomocny wyrok w sprawie zadośćuczynienia, o które Góra walczy od 2009 roku.
Zbigniew Góra został aresztowany w 2005 roku. Oskarżony był o zabójstwo Haliny B., 73-letniej emerytowanej lekarki, od której wynajmował mieszkanie. Kobietę znaleziono w kamienicy w Lublinie. Sprawca bił ją i dusił, a także ukradł biżuterię.
Proces w sprawie morderstwa ruszył w 2006 roku. Zbigniew Góra nie przyznawał się do winy, jednak Sąd Okręgowy w Lublinie skazał go na 25 lat pozbawienia wolności. Orzeczenie jednak zostało uchylone przez sąd apelacyjny, a Góra w 2009 roku został uniewinniony.
Od tego czasu mężczyzna walczył o zadośćuczynienie. Domagał się 17 milionów złotych. Około miliona za poniesione straty i około 16 milionów zadośćuczynienia za krzywdy, których doznał on i jego rodzina.
– Straciłem rodzinę, straciłem dobre imię. Dzisiaj już nie jestem Zbyszkiem Górą, kucharzem, czy po prostu Zbyszkiem Górą, tylko tym, który był oskarżony, skazany, mordercą dla niektórych, kryminalistą – mówił w maju tego roku mężczyzna podczas rozmowy z naszą reporterką Moniką Sawką-Łuczakiewicz.
Wyrok w sprawie zadośćuczynienia, który zapadł we wtorek, nie jest prawomocny, a poszkodowany już zapowiedział apelację. – Oczywiście będę się odwoływał, nie spodziewałem się mniej niż miliona złotych – powiedział Zbigniew Góra dziennikarzom "Dziennika Wschodniego".
...
Tak jest i nie ma co robi z sadow ostateczny autorytet . Tylko Bóg .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|