Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Kolejna kompromitacja sądowa!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 34, 35, 36  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:44, 29 Kwi 2014    Temat postu:

"Dziennik Polski": Biegłym brakuje biegłości

Ekspertyzy niezbędne do wydawania wyroków może sporządzać tylko specjalista. Okazuje się jednak, że nie musi być fachowcem w danej dziedzinie. Wystarczy, że potrafi przekonać sędziego o swoich kwalifikacjach – alarmuje "Dziennik Polski".

Prokuratura w Nowym Sączu już dwa lata czeka na opinię biegłego w sprawie śmierci bliźniąt na porodówce Szpitala Powiatowego w Limanowej. Ponieważ raportu z sekcji zwłok wciąż nie ma, śledztwo zawieszono.

- Te przykłady doskonale odzwierciedlają katastrofalny stan instytucji biegłych sądowych. Jedni są niekompetentni, a na opinie innych czeka się latami - mówi mecenas Zbigniew Ćwiąkalski. Były minister sprawiedliwości ocenia, że problem z biegłymi wynika głównie z braku systemu powoływania takich ekspertów.

- Rozmowę kwalifikacyjną z kandydatem na biegłego przeprowadza sędzia, którego wiedza na temat specjalizacji takiej osoby zazwyczaj jest mała. Wystarczy, że kandydat potrafi się dobrze sprzedać i już jest przyjęty - przyznaje sędzia Paweł Szewczyk, zajmujący się listą biegłych krakowskiego sądu.

A jeśli już ktoś raz trafi na sądową listę, to raczej z niej nie wypadnie. Sędzia Szewczyk zauważa, że kandydatów na biegłych z roku na rok przybywa. Zainteresowanie nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę zarobki ekspertów.

....

Sundy ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:50, 05 Maj 2014    Temat postu:

Wojna cenowa u prawników

Staw­ki za nie­któ­re usłu­gi ad­wo­ka­tów i rad­ców spa­dły nawet o jedną dzie­sią­tą. To efekt otwar­cia tych za­wo­dów - do­no­si "Rzecz­po­spo­li­ta".

Go­dzi­na pracy praw­ni­ka kosz­tu­je od kil­ku­dzie­się­ciu do 1,5 tys. zło­tych. I przy­naj­mniej na razie dro­żej nie bę­dzie. Jak wy­ni­ka z in­for­ma­cji "Rzecz­po­spo­li­tej", staw­ki za usłu­gi praw­ni­cze stoją w miej­scu. A we­dług nie­któ­rych kan­ce­la­rii jest nawet ta­niej o 10 proc.

Na niż­sze ceny mogą li­czyć zwłasz­cza nie­wiel­kie firmy i klien­ci in­dy­wi­du­al­ni. Ob­słu­gu­ją­ce ich małe kan­ce­la­rie od­czu­wa­ją bo­wiem kon­ku­ren­cję tych, któ­rzy wła­śnie zdo­by­wa­ją upraw­nie­nia. W 2013 r. na rynek tra­fi­ło ok. 5,5 tys. no­wych rad­ców i ad­wo­ka­tów.

"Ci mło­dzi lu­dzie są w sta­nie kon­ku­ro­wać wła­śnie z kil­ku­oso­bo­wy­mi kan­ce­la­ria­mi zaj­mu­ją­cy­mi się mniej skom­pli­ko­wa­ny­mi spra­wa­mi. Wkrót­ce jed­nak zdo­bę­dą do­świad­cze­nie i staną do ry­wa­li­za­cji z więk­szy­mi" - mówi Ja­ro­sław Ostrow­ski, part­ner za­rzą­dza­ją­cy w kan­ce­la­rii Ostrow­ski i Wspól­ni­cy.

Co wię­cej, klien­ci coraz mniej chęt­nie roz­li­cza­ją się we­dług sta­wek go­dzi­no­wych. Wolą od razu usta­lić kwotę za pełną usłu­gę. A to może być nie­ko­rzyst­ne dla praw­ni­ków w razie kom­pli­ka­cji i prze­cią­ga­nia się spra­wy.

>>>

Ceny spadly 10 KROTNIE W WYNIKU WPROWADZENIA WOLNEGO RYNKU !!! Widzicie ile oni kradli !!! 90 % ich wynagrodzen to byla KRADZIEZ !!! Przez ostatnie 20 lat !!! Po to to bylo I ONI REPREZENTOWALI ,,PRAWO" !!! Dlatego nie zdziwcie sie jak w niebie zobaczycie zlodziei przestepcow tych kryminalnych ! Zreszta Jezus niejednokrotnie daje do zrozumienia to samo . PIERWSZY KANONIZOWANY SWIETY TO BANDYTA !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:07, 14 Maj 2014    Temat postu:

Maciej Stańczyk | Onet
Paweł Guz: czuję się tak, jakbym drugi raz dostał w twarz

Sąd udo­wod­nił, że nie po­tra­fi uczci­wie zre­kom­pen­so­wać do­zna­nej krzyw­dy, komuś, kto spę­dził pół­to­ra roku w wię­zie­niu z za­rzu­ta­mi prze­stęp­stwa, któ­re­go nie po­peł­nił. Ten wyrok po­ka­zu­je, że w na­szym kraju liczą się tylko ci, co mają wła­dzę i zna­jo­mo­ści, że prawa czło­wie­ka tak na­praw­dę nic nie zna­czą – mówi nam Paweł Guz. W mi­nio­ny wto­rek za­padł nie­pra­wo­moc­ny wyrok. Sąd uznał, że męż­czyź­nie na­le­ży się nie­ca­łe 300 tys. zło­tych.

Z Paw­łem Guzem pierw­szy raz roz­ma­wia­łem w 2011 roku. Męż­czy­zna miał już za sobą osiem­na­ście mie­się­cy spę­dzo­ne w wię­zie­niu z za­rzu­ta­mi po­peł­nie­nia naj­cięż­szej zbrod­ni - mor­der­stwa, któ­re­go w rze­czy­wi­sto­ści nie do­ko­nał. - Byłem dla nich (dla pro­ku­ra­tu­ry - red.) tylko sta­ty­sty­ką, ru­bry­ką w do­ku­men­tach, nu­me­rem, dzię­ki któ­re­mu mieli pre­mię za roz­wią­za­nie spra­wy – mówił mi wtedy Paweł Guz.

Od­zy­skał wol­ność po pół­to­ra roku od­siad­ki. Pra­wo­moc­nie zo­stał uzna­ny za nie­win­ne­go. - Od­zy­ska­łem wol­ność, zo­sta­łem oczysz­czo­ny z za­rzu­tów, ale już do końca życia będę po­strze­ga­ny jak mor­der­ca, przy­naj­mniej przez nie­któ­rych ludzi, przez ro­dzi­nę Pawła (za­mor­do­wa­ne­go męż­czy­zny – red.) - tłu­ma­czył, kiedy roz­ma­wia­li­śmy w jego lu­bel­skim miesz­ka­niu w 2011 roku.

Już wtedy Paweł Guz do­ma­gał się od pań­stwa w sumie 5 mln zło­tych od­szko­do­wa­nia i za­dość­uczy­nie­nia. Kiedy roz­ma­wia­li­śmy, cze­kał na wy­zna­cze­nie ter­mi­nu pierw­szej roz­pra­wy są­do­wej. W mi­nio­ny wto­rek męż­czy­zna usły­szał wyrok, jesz­cze nie­pra­wo­moc­ny. Sąd uznał, że na­le­ży mu się nie­ca­łe 300 tys. zło­tych.

Ma­ciej Stań­czyk: Je­steś za­wie­dzio­ny wy­ro­kiem sądu?

Paweł Guz: Oczy­wi­ście, że tak. Uwa­żam, że więk­szej kom­pro­mi­ta­cji sądu nie można sobie wy­obra­zić. Dzi­siej­szym wy­ro­kiem (roz­ma­wia­my we wto­rek 13 maja – red.) sąd udo­wod­nił, że nie po­tra­fi uczci­wie zre­kom­pen­so­wać do­zna­nej krzyw­dy, komuś, kto spę­dził pół­to­ra roku w wię­zie­niu z za­rzu­ta­mi prze­stęp­stwa, któ­re­go nie po­peł­nił. Ten wyrok po­ka­zu­je, że w na­szym kraju liczą się tylko ci, co mają wła­dzę i zna­jo­mo­ści, że prawa czło­wie­ka nic nie zna­czą.

Nie prze­sa­dzasz. Sę­dzia Piotr Ła­gu­na tłu­ma­czył, że bar­dzo trud­no usta­lić kwotę za­dość­uczy­nie­nia, że "są to rze­czy bar­dzo trud­ne do miar­ko­wa­nia". Uznał też, że przy­zna­na ci kwota zre­kom­pen­su­je do­zna­ne krzyw­dy i do­le­gli­wo­ści "oczy­wi­ście na tyle, na ile sama kwota może za­dość­uczy­nić do­zna­nym krzyw­dom mo­ral­nym". Nie prze­ko­nu­je Cię ta ar­gu­men­ta­cja?

Nie. Czuję się po dzi­siej­szym wy­ro­ku, jak­bym drugi raz do­stał w twarz. Pierw­szy raz – od pro­ku­ra­tu­ry, która mnie bez­pod­staw­nie oskar­ża­ła, drugi raz – dziś od sądu. Nie wiem nawet czy śmiać się, czy pła­kać. Prze­cież to kpina ze spra­wie­dli­wo­ści, wy­par­cie się praw­dy. Sąd np. dys­po­no­wał opi­nia­mi bie­głych, któ­rzy uzna­li, że do­zna­łem uszczerb­ku na zdro­wiu. Przy­jął je do wia­do­mo­ści, ale nie wziął pod uwagę, wy­da­jąc wyrok. A prze­cież uszczer­bek na zdro­wiu to tylko jedna ze strat, któ­rej do­zna­łem.

Stra­ci­łeś też firmę

Firmę, oszczęd­no­ści, dziew­czy­nę. Przede wszyst­kim stra­ci­łem dobre imię, żyję z pięt­nem mor­der­cy, pół­to­ra roku spę­dzi­łem w wię­zie­niu za prze­stęp­stwo, któ­re­go nie po­peł­ni­łem. Je­stem prze­ko­na­ny, że gdyby taka sy­tu­acja miała miej­sce w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, albo na za­cho­dzie Eu­ro­py – to sąd nie miał­by wąt­pli­wo­ści jak za­dość­uczy­nić ta­kiej krzyw­dzie. W Pol­sce jest ina­czej. Ale nie pod­dam się.

Bę­dziesz skła­dał ape­la­cję?

Na pewno. Jak bę­dzie trze­ba, oddam spra­wę do Stras­bur­ga, będę gło­śno mówił o tym, jak w Pol­sce po­gry­wa się z oby­wa­te­lem. Prze­cież nie je­stem wy­jąt­kiem, po­dob­nych przy­pad­ków jest wię­cej. Piszę się o tym w ga­ze­tach, mówi w te­le­wi­zji, ale tak na­praw­dę nic się nie zmie­nia.

Prze­czy­taj, jak w 2011 roku Paweł Guz wspo­mi­nał w roz­mo­wie z One­tem pobyt w wię­zie­niu

Na­zy­wam się Paweł Guz i je­stem nie­win­ny. Te słowa po­wta­rza­łem przez pół­to­ra roku pro­ku­ra­to­rom, sę­dziom, po­li­cjan­tom. Nikt nie chciał mi wie­rzyć. Uli­ca­mi Lu­bar­to­wa, mo­je­go ro­dzin­ne­go mia­sta, prze­cho­dzi­ły mar­sze mil­cze­nia, de­mon­stra­cje obu­rzo­nych zbrod­nią miesz­kań­ców. Lu­dzie do­ma­ga­li się kary śmier­ci, nie­śli sym­bo­licz­ne szu­bie­ni­ce dla mor­der­ców. To była szu­bie­ni­ca dla mnie, bo dla ludzi to ja byłem mor­der­cą. Tak po­wie­dzia­ła po­li­cja, pro­ku­ra­tu­ra, sąd, tak po­wta­rza­ły ga­ze­ty i te­le­wi­zja. Na­praw­dę trud­no było w to nie uwie­rzyć. Choć to nie­praw­da. Ja, Paweł Guz, ni­cze­go złego nie zro­bi­łem, ni­ko­go nie za­bi­łem. Je­stem nie­win­ny.

Ko­le­dzy

Z Paw­łem, moim imien­ni­kiem, zna­li­śmy się ja­kieś trzy, czte­ry lata. By­li­śmy do­bry­mi ko­le­ga­mi, choć nie by­li­śmy przy­ja­ciół­mi. Po­zna­li­śmy się w Lu­bar­to­wie, kiedy przy­jeż­dża­łem do Pol­ski na wa­ka­cje, na krót­ki od­po­czy­nek. Jako młody chło­pak wy­je­cha­łem do Nor­we­gii. Osia­dłem w Oslo, za­ło­ży­łem firmę bu­dow­la­ną. Do Pol­ski przy­jeż­dża­łem od czasu do czasu. Tu mia­łem dziew­czy­nę, naj­bliż­szą ro­dzi­nę, kilku przy­ja­ciół. Tu miesz­kał też Paweł.

Cza­sa­mi gdzieś razem wy­sko­czy­li­śmy, ale naj­czę­ściej spo­ty­ka­li­śmy się u niego w warsz­ta­cie. Paweł pod Lu­bar­to­wem pro­wa­dził warsz­tat sa­mo­cho­do­wy. Czę­sto do niego tam wpa­da­łem. Tam też po­zna­łem Krzysz­to­fa. Razem pra­co­wa­li. Z Krzysz­to­fem zna­li­śmy się z wi­dze­nia, mó­wi­li­śmy sobie "cześć", po­da­wa­li­śmy sobie rękę na przy­wi­ta­nie. To wła­śnie Krzysz­tof ob­cią­żył mnie ze­zna­nia­mi. Po­wie­dział śled­czym, że za­bi­łem Pawła, a jemu ka­za­łem za­ko­pać zwło­ki w lesie. Ab­surd. Ale po kolei.

Za­gi­nię­cie

Za­czę­ło się od tego, że Paweł nie wró­cił na noc do domu. Nie było go jeden dzień, potem drugi. Nie po­ja­wił się też w pracy. Nie od­bie­rał te­le­fo­nów, po pro­stu prze­padł. Za­nie­po­ko­jo­na ro­dzi­na zgło­si­ła jego znik­nię­cie. Za­czę­li go szu­kać. Któ­re­goś dnia za­dzwo­nił do mnie brat Pawła. Za­py­tał, czy nie mógł­bym przyjść na ko­men­dę, zło­żyć ze­znań, po­wie­dzieć kogo znam, co wiem o zna­jo­mych Pawła. Oczy­wi­ście, że po­je­cha­łem, bo chcia­łem pomóc. To był wto­rek. Li­piec 2007 roku.

Roz­ma­wia­łem z po­li­cjan­ta­mi. Opo­wia­da­łem o Pawle, o tym, że by­li­śmy ko­le­ga­mi. Za­py­ta­li mnie w końcu, co ro­bi­łem kilka dni temu. Nie przy­wią­za­łem dużej wagi do tego py­ta­nia, tak na­praw­dę nie za bar­dzo pa­mię­ta­łem, co rze­czy­wi­ście tego dnia ro­bi­łem. Byłem na urlo­pie, spo­ty­ka­łem się z dziew­czy­ną, ze zna­jo­my­mi, jeź­dzi­łem tu i tam. Mniej wię­cej tak im od­po­wie­dzia­łem. Jesz­cze wtedy nie zda­wa­łem sobie spra­wy z po­wa­gi sy­tu­acji.

Pierw­szy ostrze­gaw­czy sy­gnał padł tego sa­me­go dnia. Po­li­cjan­ci po­wie­dzie­li, że muszą mnie za­trzy­mać "na dołku" i na drugi dzień do­koń­czyć prze­słu­cha­nie. Zdzi­wi­łem się, za­dzwo­ni­łem do praw­nicz­ki. Uspo­ko­iła mnie, że nie mam się czym mar­twić, że taka jest pro­ce­du­ra. Noc spę­dzi­łem więc "na dołku".

Rano znów mnie prze­słu­cha­li, wzię­li od­ci­ski pal­ców i wy­pu­ści­li do domu. Gdy pro­wa­dzi­li mnie przez ko­ry­tarz, mi­ja­łem Krzysz­to­fa. Po­wie­dzie­li­śmy sobie "cześć". Wró­ci­łem do domu. Na krót­ko, na jeden dzień.

Szó­sta rano

Obu­dzi­ło mnie pu­ka­nie do drzwi. Otwo­rzy­ła moja bab­cia. We­szło kilku funk­cjo­na­riu­szy, było ich może z dzie­się­ciu, nie pa­mię­tam już do­kład­nie. Przed­sta­wi­li mi za­rzut za­mor­do­wa­nia Pawła i za­bra­li. Potem seria pytań - dla­cze­go to zro­bi­łeś, z kim to zro­bi­łeś, jak to zro­bi­łeś, do­sta­niesz za to do­ży­wo­cie, więc le­piej bę­dzie, jak za­czniesz mówić. Byłem w szoku. Mó­wi­łem, że to nie­praw­da, że je­stem nie­win­ny, że ni­ko­go nie za­bi­łem. Do­mi­no jed­nak już ru­szy­ło. Pro­ku­ra­tor, sąd, wię­zie­nie. Zo­sta­łem tym­cza­so­wo aresz­to­wa­ny. Mia­łem wtedy 28 lat.

Do końca życia za­pa­mię­tam ekran te­le­wi­zo­ra, w który wpa­try­wa­łem się w aresz­cie. Te­le­wi­zja mó­wi­ła o mnie, o za­bój­stwie Pawła. Przed ka­me­ra­mi stał pro­ku­ra­tor, który z prze­ko­na­niem w gło­sie mówił, że śled­czy są prze­ko­na­ni o mojej winie, że mają do­wo­dy na to, że to wła­śnie ja za­bi­łem Pawła.

To była nie­praw­da. Nie mieli żad­nych do­wo­dów, tylko po­mó­wie­nia, któ­ry­mi kar­mił ich Krzysz­tof. Zresz­tą on sam zmie­niał co jakiś czas ze­zna­nia. Raz mówił, że w warsz­ta­cie byłem sam, innym razem, że przy­je­cha­łem z nie­zna­jo­mym męż­czy­zną, jesz­cze innym razem, że byłem jesz­cze z jed­nym ko­le­gą. Kła­mał, a oni mu wie­rzy­li.

Byłem dla nich tylko sta­ty­sty­ką, ru­bry­ką w do­ku­men­tach, nu­me­rem, dzię­ki któ­re­mu mieli pre­mię za roz­wią­za­nie spra­wy. Tylko że w tym przy­pad­ku było ina­czej. Spra­wa nie była roz­wią­za­na, nie była jasna. Za­mknę­li mnie i prze­trzy­my­wa­li w aresz­cie, po to, żeby wciąż spraw­dzać te same do­wo­dy. Do­wo­dy, któ­rych tak na­praw­dę nie było. Pro­ku­ra­to­rzy zła­ma­li mi życie, po­ni­ży­li mnie. Nie boję się tego po­wie­dzieć, że za­cho­wa­li się tak samo, jak Krzysz­tof.

Znak

Tak na­praw­dę prze­sta­łem wie­rzyć w spra­wie­dli­wość, no bo jakie też mia­łem po­wo­dy, żeby w nią wie­rzyć? Co może sobie po­my­śleć młody chło­pak, który tra­fia do wię­zie­nia, któ­re­go ga­ze­ty i te­le­wi­zje przed­sta­wia­ją jak mor­der­cę, w któ­rym wszy­scy widzą za­bój­cę, kiedy pro­ku­ra­to­rzy, sę­dzio­wie są prze­ko­na­ni o jego winie, kiedy po­wta­rza­ją, że czeka go do­ży­wo­cie. Nic in­ne­go, tylko do­ży­wo­cie.

Nikt, kto tego nie prze­żył, nie jest w sta­nie zro­zu­mieć, co prze­ży­wa nie­win­ny czło­wiek w za­mknię­ciu. Byłem jak ten ptak, któ­re­go zła­pa­li na wol­no­ści i za­mknę­li w klat­ce. Siłą, wbrew woli. W ta­kiej sy­tu­acji ptak woli zdech­nąć z głodu, niż żyć w za­mknię­ciu. Dla mnie też życie się skoń­czy­ło. W jed­nej chwi­li.

Naj­gor­sza była ta nie­pew­ność. Stres, który to­wa­rzy­szy ci każ­de­go dnia. Ty­sią­ce go­dzin, mi­lio­ny minut stre­su, prze­ra­że­nia, że to już ko­niec życia. Byłem już tym wszyst­kim wy­czer­pa­ny, przy­go­to­wa­ny na wszyst­ko. Ale wciąż nie wie­dzia­łem, co mnie czeka.

Wtedy przy­szedł znak od Boga. Otwo­rzy­łem Pismo Świę­te i pierw­sze słowo, jakie prze­czy­ta­łem, to była „wol­ność”. Na­pi­sa­na tłu­stym dru­kiem. Póź­niej jesz­cze kart­ko­wa­łem Nowy Te­sta­ment, szu­ka­łem tego frag­men­tu i nie mo­głem zna­leźć. Dla­te­go wie­rzę, że to był znak od Boga. Otu­cha, żebym się nie pod­da­wał. Za­wsze wie­rzy­łem w Boga, byłem bli­sko. Dziś myślę, że te pół­to­ra roku za krat­ka­mi to była próba mojej wiary. Prze­cież mo­głem się za­ła­mać, mo­głem się pod­dać, mo­głem zwąt­pić w Boga. Nie zwąt­pi­łem. Myślę, że zda­łem eg­za­min.

Po­wrót

To­tal­ny mę­tlik za­pa­no­wał po kilku mie­sią­cach mojej od­siad­ki, kiedy zmie­nił się pro­ku­ra­tor pro­wa­dzą­cy śledz­two. Ten, który mnie oskar­żał, który przed te­le­wi­zyj­ny­mi ka­me­ra­mi był pewny mojej winy - od­szedł. Byłem tym za­sko­czo­ny, dziś je­stem prze­ko­na­ny, że już wtedy w pro­ku­ra­tu­rze po­dej­rze­wa­li, że coś jest nie tak, że po­peł­ni­li błąd, ale nie po­tra­fi­li się do tego przy­znać. Nowy pro­ku­ra­tor wszyst­ko za­czął od po­cząt­ku. Całe śledz­two jesz­cze raz, dowód po do­wo­dzie, wątek po wątku, szcze­gół po szcze­gó­le. Od­krył praw­dę, od­krył, że w aresz­cie trzy­ma­ny jest nie­win­ny czło­wiek z za­rzu­tem mor­der­stwa. Ja, Paweł Guz. A praw­dzi­wym mor­der­cą jest Krzysz­tof.

Od­zy­ska­łem wol­ność po pół­to­ra roku. Mia­łem już 30 lat. W wię­zie­niu spę­dzi­łem osiem­na­ście mie­się­cy. Ptak zo­stał wy­pusz­czo­ny z klat­ki. Ale po­wrót do domu nie był łatwy. Na ulicy spo­tka­łem ro­dzi­nę Pawła. Matkę, brata. Dla nich wciąż byłem mor­der­cą, po­wie­dzie­li mi to pro­sto w twarz. Uwie­rzy­li w to, co wcze­śniej mó­wi­ła pro­ku­ra­tu­ra. Nawet im się nie dzi­wię, być może i ja bym w to uwie­rzył. Są głę­bo­ko zra­nie­ni. Wiem to. Ale przy­kro jest usły­szeć na ulicy „ty mor­der­co”, kiedy na­praw­dę je­steś nie­win­ny. Nic nie zro­bi­łeś.

Pa­mię­tam jesz­cze, jak ku­pi­łem ga­ze­tę. Dzien­ni­ka­rze pi­sa­li, że na wol­no­ści jest męż­czy­zna po­dej­rza­ny o mor­der­stwo. Pi­sa­li o mnie Paweł G., jak o zbrod­nia­rzu. Dzwo­ni­łem do pro­ku­ra­to­ra i py­ta­łem, kiedy zdej­mą ze mnie za­rzu­ty, skoro wie­dzą, że je­stem nie­win­ny. Mówił w po­nie­dzia­łek, w stycz­niu, w lutym, w marcu. Zdję­li znów jakoś po pół­to­ra roku, kiedy matka Pawła prze­sta­ła pisać skar­gi. Miała do tego prawo.

Pozew

Od­zy­ska­łem wol­ność, zo­sta­łem oczysz­czo­ny z za­rzu­tów, ale już do końca życia będę po­strze­ga­ny jak mor­der­ca, przy­naj­mniej przez nie­któ­rych ludzi, przez ro­dzi­nę Pawła. Pytam sam sie­bie, za jakie grze­chy mnie to spo­tka­ło, ale nie umiem sobie na to od­po­wie­dzieć, nie po­tra­fię. Moja god­ność zo­sta­ła zdep­ta­na, to wię­zie­nie, te za­rzu­ty, areszt, groź­ba do­ży­wo­cia to było po­wol­ne nisz­cze­nie czło­wie­ka. I za to do­ma­gam się od­szko­do­wa­nia. Pię­ciu mi­lio­nów zło­tych. Moi praw­ni­cy już przy­go­to­wu­ją pozew. Spra­wie bę­dzie pa­tro­no­wa­ła Hel­siń­ska Fun­da­cja Praw Czło­wie­ka.

Uwa­żam, że te pięć mi­lio­nów to nie­du­żo za to, co prze­ży­łem. Ni­ko­mu tego nie życzę, choć wiem, że nie je­stem je­dy­nym, który zna­lazł się w ta­kiej sy­tu­acji. Po­zna­łem ta­kich ludzi za krat­ka­mi, po­zna­ję ich teraz. Wiem jedno. Takie zda­rze­nia nie mogą mieć miej­sca w cy­wi­li­zo­wa­nym kraju. Prze­cież to nie Bia­ło­ruś, nie Korea Pół­noc­na, nie Rosja, tylko Pol­ska. Unia Eu­ro­pej­ska.

I tak sobie myślę na ko­niec. Pytam znów sam sie­bie. Czy można bez­kar­nie po­ni­żać nie­win­nych ludzi?

***

Paweł zo­stał za­mor­do­wa­ny w swoim warsz­ta­cie sa­mo­cho­do­wym w lipcu 2007 roku. Zgi­nął od ude­rze­nia młot­kiem w głowę. Za­bój­ca za­ko­pał zwło­ki w lesie. Miej­sce, w któ­rym za­ko­pa­ne były zwło­ki męż­czy­zny, wska­zał śled­czym Krzysz­tof P. On też ob­cią­żył ze­zna­nia­mi Pawła Guza i jesz­cze jed­ne­go męż­czy­znę. Krzysz­tof twier­dził, że tylko był przy zbrod­ni, a za za­bój­stwem Pawła stoją jego dwaj ko­le­dzy. Obaj zo­sta­li aresz­to­wa­ni. Po nie­speł­na pół­to­ra roku sąd w Lu­bli­nie nie dał jed­nak wiary tym ze­zna­niom i uznał, że nie mają pod­staw w do­wo­dach. Męż­czyź­ni zo­sta­li oczysz­cze­ni z za­rzu­tów i wy­szli na wol­ność. W 2009 roku przed Sądem Okrę­go­wym w Lu­bli­nie za­padł wyrok w spra­wie za­bój­stwa w warsz­ta­cie sa­mo­cho­do­wym. Krzysz­tof P. zo­stał ska­za­ny na do­ży­wo­cie. Wyrok jest już pra­wo­moc­ny.

>>>

W sadach sa tylko ludzie !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:38, 27 Maj 2014    Temat postu:

Naczelnik więzienia z Koszalina stanął przed sądem za pomoc choremu więźniowi

Sąd uznał, że puł­kow­nik Krzysz­tof Ol­ko­wicz, dy­rek­tor Okrę­go­we­go In­spek­to­ra­tu Służ­by Wię­zien­nej w Ko­sza­li­nie, bez­praw­nie za­pła­cił grzyw­nę za ska­za­ne­go. We wrze­śniu mi­nio­ne­go roku do ko­sza­liń­skie­go aresz­tu tra­fił męż­czy­zna, który ukradł ba­to­nik za 99 gro­szy i nie za­pła­cił grzyw­ny. Jak się potem oka­za­ło, jest chory na schi­zo­fre­nię i ubez­wła­sno­wol­nio­ny. Puł­kow­nik Ol­ko­wicz po­sta­no­wił za­pła­cić za ska­za­ne­go 40 zło­tych.

Osta­tecz­nie Sąd Re­jo­no­wy w Ko­sza­li­nie od­stą­pił od uka­ra­nia puł­kow­ni­ka służ­by wię­zien­nej, który za­pła­cił grzyw­nę za cho­re­go na schi­zo­fre­nię. – Z uwagi na to, że tej po­bud­ki dzia­ła­nia Krzysz­to­fa Ol­ko­wi­cza nie można oce­nić jako na­gan­nej, sąd uznał, że nie­moż­li­wym jest wy­mie­rze­nie ob­wi­nio­ne­mu ja­kiej­kol­wiek kary lub środ­ka kar­ne­go – oświad­czy­ła sę­dzia.

>>>

Ta jest ! Grozni przestepcy musza czuc twarda reke prawa ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:16, 28 Maj 2014    Temat postu:

Dziennik Łódzki: komornik żąda od niego 420 tys. zł, bo nazywa się tak samo jak dłużnik

Czy takie samo imię i na­zwi­sko jak dłuż­ni­ka wy­star­czy, by ofi­cjal­nym pi­smem żądać od kogoś za­pła­ty długu? Dla ko­mor­ni­ka tak. Prze­ko­nał się o tym Ro­bert Czaja z Ra­dom­ska, który otrzy­mał we­zwa­nie do za­pła­ty 420 tys. zł, cho­ciaż to nie on jest dłuż­ni­kiem - czy­ta­my na ła­mach Dzien­ni­ka Łódz­kie­go.

Dalej ga­ze­ta przy­ta­cza, że mimo wie­lo­krot­nych te­le­fo­nów ze stro­ny pana Ro­ber­ta, ko­mor­nik nie re­ago­wał. Po­dob­no pra­cow­nik kan­ce­la­rii ko­mor­ni­czej przy­znał nawet, że po­dob­ne pisma wy­sła­no też do in­nych osób o tym samym na­zwi­sku.

Po in­ter­wen­cji me­diów ko­mor­nik prze­pro­sił pana Ro­ber­ta, ale ten za­po­wie­dział, że tak spra­wy nie zo­sta­wi i teraz w jego imie­niu bę­dzie wy­stę­po­wał praw­nik. - Czy po­win­no być tak, że nie­win­ny ma się tłu­ma­czyć? To pismo pa­ra­fo­wa­ło wiele osób, nikt nie za­uwa­żył, że dane się nie zga­dza­ją? - przy­ta­cza słowa pana Czaji Dzien­nik Łódz­ki.

Pra­cow­nik kan­ce­la­rii ko­mor­ni­ka są­do­we­go dla War­sza­wy Woli, skąd przy­sła­no pismo, od­mó­wił ko­men­to­wa­nia spra­wy.

>>>

Super sady prokuratorzy itp. !


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Śro 19:16, 28 Maj 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:36, 02 Cze 2014    Temat postu:

Tomasz Terlikowski przegrał proces z Anną Grodzką

To­masz Ter­li­kow­ski po­in­for­mo­wał na swoim pro­fi­lu na Fa­ce­bo­oku o prze­gra­niu są­do­we­go pro­ce­su z Anną Grodz­ką. Sąd zde­cy­do­wał, że pu­bli­cy­sta na­ru­szył dobra oso­bi­ste po­słan­ki, kwe­stio­nu­jąc jej płeć. - To po­wrót le­wac­kiej cen­zu­ry - ko­men­tu­je ten wyrok Ter­li­kow­ski na por­ta­lu Fron­da. Jak do­da­je, "wyrok jest skan­da­licz­ny".

Pro­ces prze­ciw­ko To­ma­szo­wi Ter­li­kow­skie­mu zo­stał wy­to­czo­ny przez po­słan­kę Annę Grodz­ką, która uzna­ła, że ko­men­ta­tor na­ru­szał jej dobra oso­bi­ste, mó­wiąc o jej życiu in­tym­nym i wy­po­wia­da­jąc się o in­te­gral­no­ści płci i sek­su­al­no­ści. Po­słan­ka do­ma­ga­ła się ochro­ny dóbr oso­bi­stych i za­ka­zu na­ru­sza­nia tych dóbr w przy­szło­ści.

- Wła­śnie za­koń­czył się pro­ces prze­ciw­ko mnie - pisze na por­ta­lu Fron­da To­masz Ter­li­kow­ski. - Wyrok jest skan­da­licz­ny, bo­wiem - choć znosi rosz­cze­nia fi­nan­so­we - to jed­no­cze­śnie wpro­wa­dza cen­zu­rę w Pol­sce. Otóż sąd za­ka­zał mi cał­ko­wi­cie ko­men­to­wa­nia i kwe­stio­no­wa­nia toż­sa­mo­ści płcio­wej stro­ny po­wo­do­wej (Anny Grodz­kiej - red.) - czy­ta­my w ko­men­ta­rzu Ter­li­kow­skie­go.

Jak do­da­je pu­bli­cy­sta, sąd uznał, że "za­da­wa­nie pytań o na­rzą­dy w przy­pad­ku ope­ra­cji zmia­ny płci jest na­ru­sze­niem dóbr oso­bi­stych, a także pod­kre­ślił, że wyrok są­do­wy do­pusz­cza­ją­cy zmia­nę płci wszyst­ko osta­tecz­nie roz­strzy­gnął".

- Od teraz po­li­ty­cy le­wi­cy będą mieli pla­cet na wy­po­wia­da­nie każ­dej bzdu­ry na temat trans­sek­su­ali­zmu - do­da­je Ter­li­kow­ski. Pu­bli­cy­sta nie za­mie­rza jed­nak "zre­zy­gno­wać z walki o nor­mal­ność". - Nie ma na ziemi sądu, który mógł­by mnie prze­ko­nać, że czar­ne jest białe, a białe czar­ne - do­da­je. Ter­li­kow­ski za­mie­rza od tej pory nie od­no­sić się do Anny Grodz­kiej - czego za­bro­nił jej sąd, tylko wy­po­wia­dać swoje sądy na jak naj­więk­szym po­zio­mie ogól­no­ści.

Ter­li­kow­ski o wy­ro­ku po­in­for­mo­wał na swoim pro­fi­lu na Fa­ce­bo­oku. Póź­niej na por­ta­lu Fron­da uka­zał się jego re­dak­cyj­ny ko­men­tarz.

>>>

Znowu sendziole sie popisali niezrozumieniem jezyka polskiego . Co za dno . W ogole jak sa moze wprowadzic ZAKAZ WYPOWIEDZI ! Toz to sprzeczne z KONSTYTUCJA ! KTO ICH UCZYL PRAWA ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:22, 06 Cze 2014    Temat postu:

Chełm: pedofil uciekł z miejsca pracy więźniów

Pe­do­fil, od­by­wa­ją­cy karę w wię­zie­niu w Cheł­mie sa­mo­wol­nie od­da­lił się wczo­raj z miej­sca pracy więź­niów. - Na razie nie ma in­for­ma­cji po­twier­dza­ją­cych jego uję­cie- in­for­mu­je TVP Info.

- Męż­czy­zna nie był pil­no­wa­ny bez kon­wo­jen­tów służ­by wię­zien­nej, ale przez to, że był za­trud­nio­ny w pal­ców­ce stra­ży gra­nicz­nej, to pod­le­gał pew­nym za­sa­dom do­ty­czą­cym wej­ścia, prze­by­wa­nia i opusz­cza­nia miej­sca pracy. Nie po­sia­da­my in­for­ma­cji czy osa­dzo­ny zo­stał ujęty. Pro­wa­dzo­ne są obec­nie czyn­no­ści wy­ja­śnia­jąc – mówi TVP Info pod­po­rucz­nik Kon­rad Wierz­bic­ki, rzecz­nik pra­so­wy Za­kła­du Kar­ne­go w Cheł­mie.

>>>

Jak WIDAC ! Czy trzeba mowic o karze smierci ? ! ,,Mozna obecnie skutecznie odizolowac zwyrodnialca ... itp " NIE MOZNA I NIGDY NIE BEDZIE MOZNA ! Bo na sposoby SA SPOSOBY ! I zawsze jest ryzyko . A JEGO ZYCIE NIE JEST WARTE CHOCBY JEDNEGO ZNISZCZONEGO DZIECKA !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:22, 06 Cze 2014    Temat postu:

Łukasz Warzecha: "Jestem dżdżownicą!" - stwierdził pan Stanisław

Fakt, że sąd uznaje, iż Krzysztof Bęgowski jest Anną Grodzką, nie oznacza, że stwierdza prawdę - pisze w felietonie dla WP.PL Łukasz Warzecha.

Dżdżownica Stanisław miał dość. W pozwie sądowym napisał między innymi: "Czuję się nieustannie obrażany. Moja godność jest naruszana przez dziennikarzy, którzy opisując moją historię traktują mnie jak człowieka płci męskiej, choć zostali doskonale poinformowani, że jestem dżdżownicą. [...] O ile dla osób nieświadomych mojej przemiany moja postać zewnętrzna może być myląca, to nie ulega wątpliwości, że mojej tożsamości nie definiuje jedynie wygląd, a nawet geny, ale przede wszystkim moje własne ja, moje wewnętrzne odczucie. A ja wewnętrznie czuję się dżdżownicą". Fakt, że sąd uznaje, iż Bęgowski jest Grodzką, nie oznacza, że stwierdza prawdę

Dwie lokalne gazety z Kielc, gdzie zdarzyła się ta historia, pozwane przez dżdżownicę, zgodziły się na sądową ugodę i na swoich łamach przeprosiły za nazywanie dżdżownicy "człowiekiem", "wyjątkowym oryginałem", a nawet "nieszkodliwym wariatem". Na ugodę nie chciał jednak pójść Wacław Brzask, komentator regionalnego tygodnika "Nowiny Świętokrzyskie". Upierał się, że jeśli ktoś urodził się człowiekiem, nie może zostać dżdżownicą tylko dlatego, że tak sobie ubzdura, ubierze się na brązowo i będzie pełzał po ulicy ruchem posuwistym.

Doszło do procesu. Sędzia okazał się na szczęście człowiekiem nowoczesnym i otwartym na nowe poglądy. Orzekł, że pozwany dziennikarz musi przeprosić dżdżownicę Stanisława w tygodniku i na jego stronie internetowej oraz zapłacić 5 tys. złotych zadośćuczynienia. Motyl żądał 10 tysięcy. W ustnym uzasadnieniu orzeczenia sędzia powiedział: "Pozwany wykazał się nie tylko arogancją, ale także ignorancją. Od jakiegoś już czasu wiadomo, że o tożsamości osoby i jej przynależności gatunkowej nie decydują jedynie - a może nawet nie przede wszystkim - czynniki czysto fizjologiczne, ale to, kim dana osoba się czuje. W nauce nosi to nawet specjalną nazwę: tożsamościowa przynależność gatunkowa. Wystarczy tu przypomnieć pracę wybitnego brytyjskiego antropologa, językoznawcy i filozofa Johna Dumbheada "Gatunek w mózgu". Redaktor Brzask jest osobą wystarczająco wykształconą, aby zdawać sobie sprawę z tych wszystkich uwarunkowań. Trzeba przeto uznać, że jego uparte nazywanie dżdżownicy Stanisława 'człowiekiem' nosi znamiona uciążliwego nękania".

Dżdżownica Stanisław był zadowolony z orzeczenia. Wypełznąwszy z gmachu sądu, powiedział do dziennikarzy: "Pan Brzask twierdzi, że zamyka mu się usta, zabrania wypowiadania słów na temat transformacji gatunkowej. A przecież nie ma to nic wspólnego ani z wyrokiem sądu, ani z treścią mojego powództwa. Mnie chodziło o to, że on obraża zarówno mnie, jak i inne osoby transgatunkowe, które przeszły bardzo trudną drogę, żeby być sobą".

Redaktor Brzask replikował, że sąd wprowadza cenzurę wbrew rzeczywistości i zdrowemu rozsądkowi. Widać przecież gołym okiem, że dżdżownica Stanisław to nie robak, ale człowiek, i w dodatku mężczyzna. Nawet jeśli - jak twierdzi Stanisław - usunięto mu męskie narządy płciowe, aby mógł się bardziej upodobnić do dżdżownicy. Dziennikarz twierdził ponadto, że cała rzekoma przemiana Stanisława jest udawana, ponieważ zachowuje się on jak dżdżownica jedynie publicznie, w przestrzeni prywatnej zaś wraca do zwykłych ludzkich zachowań. W przeciwnym wypadku nie byłby przecież w stanie prowadzić samodzielne normalnego gospodarstwa domowego.

Dżdżownica Stanisław nie rozkładał na to rąk, ponieważ w ramach stania się dżdżownicą przestał ich praktycznie używać, przynajmniej publicznie, stwierdził natomiast: "Mam nadzieję, że pan Brzask nie będzie już więcej obrażał osób transgatunkowych. Mam nadzieję, że ten wyrok pohamuje takie zapędy, sprawi, że debata stanie się debatą, rozmowa - rozmową, a nie wzajemnym obrażaniem się.

Tych, którzy doczytali do tego miejsca, spieszę poinformować, że troszkę podkoloryzowałem. Dżdżownica Stanisław nie istnieje, podobnie jak jego adwersarz i jego pismo. Nie było zatem także procesu. Ale wypowiedzi człowieka, który za sprawą swojego głębokiego przekonania stał się podobno dżdżownicą są - przy odpowiednich poprawkach - autentyczne i zostały wygłoszone przez osobę, która dziś przedstawia się jako Anna Grodzka, a jakiś czas temu była Krzysztofem Bęgowskim. Okazją do wygłoszenia tych stwierdzeń był wygrany przez tę osobę proces cywilny z Tomaszem Terlikowskim, który o Grodzkiej mówił i pisał "on".

Zapewne zgodzą się państwo, że historia z dżdżownicą jest absurdalna, a sędzia, który wydałby opisane na początku orzeczenie, musiałby być niespełna rozumu. Czym to się jednak różni od sytuacji z Bęgowskim? Owszem, w jego przypadku zmianę płci potwierdził sąd - bez tego nie byłoby możliwe wydanie dokumentów, stwierdzających, że Bęgowski to teraz Grodzka. Tylko czy orzeczenie sądu musi mnie krępować w moich przekonaniach? Przecież, jak doskonale wiadomo, sąd orzeka w ramach istniejącego prawa, ale to wcale nie oznacza, że orzeka prawdę. Jedno z drugim nie musi mieć nic wspólnego.

Weźmy choćby pamiętną sprawę Mariana Jurczyka, byłego prezydenta Szczecina, a w PRL działacza opozycji. I, jak się okazało na początku ubiegłej dekady, także konfidenta SB. Sąd I instancji stwierdził, że Jurczyk był kłamcą lustracyjnym, ale w kasacji sprawa upadła, bo "Jurczyk nikomu nie zaszkodził, a jego współpraca nie miała charakteru tajnego". Mówiąc po ludzku, sąd orzekł, że Jurczyk wprawdzie konfidentem był, ale nim nie był.

Z kolei w procesie, jaki Alicja Tysiąc wytoczyła Tomaszowi Terlikowskiemu zapadło nie mniej kuriozalne orzeczenie: wprawdzie aborcję można nazwać morderstwem, ale osoby dokonującej aborcji nie można nazwać mordercą.

Koncepcja, zgodnie z którą mężczyzna może się stać kobietą (lub na odwrót - kobieta mężczyzną) tylko dlatego, że tak mu się zdaje, opiera się na absurdalnym przeświadczeniu, że o tym, jakiej jesteśmy płci, decyduje nasze upodobanie. Lewica, żeby nie brzmiało to zbyt frywolnie, nadaje mu poważnie brzmiące nazwy: tożsamość, "płeć mózgu" itd.

Fakt, że sąd uznaje, iż Bęgowski jest Grodzką, nie oznacza, że stwierdza prawdę. Potwierdza jedynie, że w ramach prawa dokonała się pewna formalna zmiana. Jeśli uważam, że wspomniana teza o "płci mózgu" jest wierutną bzdurą, z mojego punktu widzenia Bęgowski jest po prostu nadal mężczyzną, tyle że (jak twierdzi) z tym i owym obciętym, a tym i owym doprawionym. Czy sąd w swojej niezmierzonej mądrości chce powiedzieć, że mam się tego poglądu wyzbyć i nie mogę się nim dzielić ze swoimi czytelnikami?

Pan Stanisław z Kielc, choćby nie wiem ile kilometrów przemierzył, pełzając ruchem posuwistym po ziemi i choćby nie wiem jak był wewnętrznie przekonany, że stał się dżdżownicą, pozostanie homo sapiens, panem Stanisławem. Nie zmieniłyby tego żadne sądowe potwierdzenia, a sądowy zakaz nazywania go człowiekiem byłby nie tylko absurdalny, ale też krępowałby w niedopuszczalnym stopniu wolność słowa.

To samo dotyczy orzeczenia w sprawie przeciwko Terlikowskiemu. Sąd w istocie zabrania nam głoszenia opinii, że żadna zmiana płci nie jest możliwa, a wewnętrzne przekonanie nie ma tu żadnego znaczenia. Nakazuje nam przyjąć ideologicznie umotywowaną koncepcję płci jako dowolnego wyboru, upodobania i kaprysu. Obawiam się, że sędzia chyba nie do końca rozumiał konsekwencje własnych działań.

Krzysztof Bęgowski jako Anna Grodzka wydał książkę "Mam na imię Ania" (zdrobnienie stanowiące zabawny kontrast z potężną posturą autorki). Na promocję przyszła grupa ludzi z transparentem, na którym widniał napis: "Krzysiek, nie wygłupiaj się". Ten sam apel kieruję dzisiaj do sędziego: niech się wysoki sąd nie wygłupia.

Specjalnie dla WP.PL Łukasz Warzecha

...

W sadach siedza barany majace rozum w mediach ktore tworza podobni im imbecyle . I tak to sie kreci .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 18:12, 13 Cze 2014    Temat postu:

Kary grzywny za zakłócenie spotkania Palikota

Po 500 zł grzywny mają zapłacić trzej mężczyźni, którzy przed ro­kiem zakłócili spotkanie Janusza Palikota z mieszkańcami Kielc - orzekł kielecki sąd rejonowy.

26 czerwca 2013 r. na kieleckim placu Artystów grupa kilkudzie­sięciu młodych mężczyzn otoczyła grupę polityków, wśród któ­rych był Janusz Palikot, i dziennikarzy, którzy przyszli na konfe­rencję prasową.

Krzyczeli: "To jest Polska nie Bruksela, tu się zboczeń nie popie­ra", "Palikot, nikt cię tu nie chce", "Tylko idiota głosuje na Paliko­ta", "Kto nie skacze, ten czerwony". Zaintonowali też hymn Pol­ski.

Palikot przerwał konferencję i poprosił swoich przeciwników o umożliwienie mu przeprowadzenia spotkania z dziennikarzami. W odpowiedzi został obrzucony wulgaryzmami. Polityków i dziennikarzy odgrodził od protestujących kordon policji. Doszło do przepychanek. Skandujący "towarzyszyli" także Palikotowi, gdy rozmawiał z mieszkańcami Kielc. Policja wylegitymowała co najmniej kilkunastu protestujących.

Zakłócający spotkanie nie mieli żadnych transparentów, ani em­blematów.

Doniesienie w sprawie zakłócających spotkanie złożyła na poli­cję szefowa świętokrzyskich struktur Twojego Ruchu, Małgorzata Marenin.

Trzech mężczyzn obwinionych o wykroczenie – zakłócanie po­rządku i spokoju publicznego - nie przyznało się przed sądem do zarzutów.

Wyjaśniali, że znaleźli się na placu Artystów przypadkowo, nie wykrzykiwali wulgarnych haseł, jedynie śpiewali hymn. Argu­mentowali, że mieli prawo uczestniczyć w spotkaniu, zapowiada­nym jako otwarte dla mieszkaniec Kielc, i wyrażać swoje poglą­dy.

Zdaniem sadu postępowanie dowodowe pozwoliło ustalić, że ob­winieni dopuścili się zarzucanych czynów. Wynika to m.​in. z ze­znań świadków – policjantów zabezpieczających spotkanie oraz z nagrań wideo. - Na filmie widać obwinionych - są aktywni, krzyczą i skandują hasła, zakłócając przebieg spotkania. Sami rozpoznali się na nagraniach - mówiła sędzia Agnieszka Tresz­czotko.

Według sądu mężczyźni działali umyślnie, a ich zachowanie nie było przypadkowe. - Nie można zgodzić się ze stwierdzeniem, że tylko prezentowali swoje poglądy. Macie panowie rację w tym, że macie prawo do prezentowania poglądów, ale nie w taki sposób, aby uniemożliwić prezentowanie poglądów innym oraz uniemoż­liwić tym, którzy przyszli na to spotkanie wysłuchanie tego, co mieli do powiedzenia przedstawiciele partii Palikota - uzasadnia­ła sędzia.

Zdaniem sądu, mimo iż skazani są bezrobotni i utrzymują ich ro­dzice, są w stanie znaleźć pracę – np. sezonową i zapłacić orze­czone grzywny.

Wyrok nie jest prawomocny.

...

Czyli juz jak widze protestowac nie mozna . Sendziole zrobili z tym ,,porzadek" .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 20:37, 02 Lip 2014    Temat postu:

Julia Wizowska | Onet
Kierowca płacze i płaci

- Nic, tylko nerkę sprzedać - mówi Marek, kierowca, który po wy­padku musi spłacać odszkodowanie na rzecz pasażera. Takich jak on jest wielu.

"Autostopowiczów nie zabieram z zasady" - pisze pewien inter­nauta. "Chce człowiek okazać serce, a płaci gotówką" - dodaje drugi. "Kiedyś można było bez problemu zabierać do samochodu przypadkowe osoby, bez ryzyka, że cię za coś pozwą. A teraz co?" - grzmi trzeci. Sytuacje, w których kierowcy pokrywają koszty od­szkodowań powypadkowych dla pasażerów zabranych z trasy, wywołują burzę emocji. Eksperci jednak zwracają uwagę, że auto­stopowicz autostopowiczowi nierówny. A odpowiedzialność za przewóz zależy od jego charakteru.

Wina czy ryzyko

- Podwoziłem autostopowicza swoim samochodem. W pewnym momencie na jezdnię wyskoczył pies. Aby go ominąć, musiałem gwałtownie skręcić. Auto wpadło do rowu. A pasażer od tamtej pory ma problemy zdrowotne. Próbowaliśmy uzyskać odszkodo­wanie, ale ubezpieczyciel stwierdził, że był to przewóz grzeczno­ściowy, więc odpowiedzialność jest rozpatrywana na zasadzie winy. Za winnego zostało uznane zwierzę, więc mój ubezpieczy­ciel jest zdania, że to nie on ma wypłacać pieniądze. Z oczywi­stych względów kosztów leczenia pies nie pokryje, więc czuję się w obowiązku, żeby samemu wspomóc pasażera - skarży się Łu­kasz.

Jak informuje Biuro Rzecznika Ubezpieczonych, w razie wypad­ku są dwie podstawy odpowiedzialności cywilnej: na zasadzie ry­zyka i winy. Ostatnia jest częstsza. Należy wówczas udowodnić, na kim ciąży wina za spowodowanie wypadku. Przy zasadzie ry­zyka nie trzeba udowadniać winy - odpowiada za zdarzenie osoba, która jest jego sprawcą.

Roszczenia osób przypadkowo zabranych z trasy rozpatrywane są na zasadzie winy pod warunkiem, że to przewóz grzecznościo­wy. Czyli kierowca, zabierając autostopowicza, nie brał pod uwagę korzyści finansowych, a działał z dobrego serca. Dlatego i jego ewentualny błąd traktowany jest ulgowo: poszkodowany pa­sażer, oprócz ustalenia związku przyczynowo-skutkowego mię­dzy wypadkiem a doznaną szkodą, musi udowodnić, że sprawca zawinił.

Ta reguła nie zawsze jednak obowiązuje. - Istotne jest nastawie­nie psychiczne obydwu osób w momencie, gdy zaczynają podróż. Jeśli pasażer ma zamiar zapłacić kierowcy i w jakiś sposób mu to zakomunikuje, przejazd nie będzie uznany za grzecznościowy - mówi Damian Łapka z Kancelarii Prawnej Adwokaci i Radcowie Prawni. - Wtedy zachodzi odpowiedzialność na zasadzie ryzyka, a nie winy. To korzystniejsze dla autostopowicza, bo nie będzie musiał on ustalać winy posiadacza pojazdu - dodaje prawnik.

Brak fotelika

Andrzej zawsze zabierał z pobocza osoby łapiące okazje. - Pamię­tam jeszcze czasy książeczek autostopowicza PTTK, sam byłem jej posiadaczem - mówi. Dlatego spłatę długu wdzięczności po latach uważał za swój obowiązek. Do czasu, aż pewnego dnia zatrzymał się przy kobiecie z dwójką dzieci.

- Autobus się zepsuł, a musimy dojechać do miasta. Niech pan podwiezie, do benzyny się dołożę - powiedziała kobieta, a An­drzej się zgodził. Po drodze zdarzył się im wypadek, w wyniku którego jedno z dzieci zostało niepełnosprawne.

- Gdybym się wtedy nie zatrzymał albo na propozycję kobiety, co do zapłaty za przewóz stanowczo powiedział "nie", nie byłbym teraz zadłużony - mówi Andrzej.

Po wypadku Andrzej i jego pasażerka zwrócili się do zakładu, w którym wykupione było ubezpieczenie pojazdu. - Wtedy się do­wiedziałem, że umyślnie naraziłem pasażerów na niebezpieczeń­stwo, bo wiozłem małe dzieci, nie mając w samochodzie foteli­ków. Na moją niekorzyść zagrało również oświadczenie pasażer­ki, że chciała ona zapłacić za podróż. Czyli nie był to już podwóz grzecznościowy - mówi Andrzej. - Zakład zażądał, żebym zwrócił wypłacone pasażerom odszkodowanie, pokrył koszty rehabilita­cji dziecka, a także płacił dożywotnią rentę - dodaje kierowca.

Czytaj dalej na następnej stronie: roszczenia autostopowicza w przypadku upadłości ubezpieczyciela

Damian Łapka tłumaczy, że poszkodowany w wypadku pasażer otrzyma odszkodowanie, jeśli nie od ubezpieczyciela pojazdu, to z Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. Kierowca z kolei w określonych przypadkach będzie musiał te pieniądze ubezpieczycielowi zwrócić. - To się nazywa regres. Ma on miejsce wówczas, gdy kierowca działał na szkodę umyślnie, prowadził po­jazd pod wpływem alkoholu albo innych środków odurzających, wszedł w posiadanie pojazdu wskutek czynu zabronionego, jeżeli posiadacz pojazdu nie miał uprawnień do kierowania nim oraz jeśli uciekł z miejsca zdarzenia - mówi Damian Łapka.

Zdaniem zakładu ubezpieczeniowego, Andrzej w ramach regresu ma zwrócić 13 tys. zł. Reszta kwot jest wciąż ustalana.

Letnie opony

Przejazd nie jest grzecznościowy również wtedy, gdy osoba za kie­rownicą, zabierając towarzysza podróży, nie kieruje się grzeczno­ścią w potocznym znaczeniu tego słowa. W razie wypadku pasa­żer będzie mógł dochodzić odszkodowania od kierowcy na zasa­dzie ryzyka.

Pan Stanisław miał umowę z sąsiadem: raz jeden podwozi swoim samochodem do pracy, raz drugi. Na zmianę. Bo taniej i raźniej razem jechać. - Podróżowaliśmy tak przez całe lato i jesień, ale na­deszły przymrozki, a wraz z nimi problem - mówi pan Stanisław. Sąsiad uparcie nie wymieniał opon na zimowe. Jak twierdzi pan Stanisław, z oszczędności. Pewnego dnia jednak ta oszczędność zawiodła, bo śliska droga zaprowadziła samochód z panami w środku prosto pod słup elektryczny. Najbardziej ucierpiał samo­chód: maska nie nadawała się do prostowania. A i panowie zosta­li ranni: kierowca był posiniaczony, a pan Stanisław ma odtąd problemy z szyją i ciśnieniem. Zwrócili się więc do ubezpieczycie­la po odszkodowanie.

- Pieniądze otrzymałem, ale jakiś czas później przyszedł do mnie sąsiad i mówi: słuchaj, zakład żąda, bym te pieniądze, co dostałeś, zwrócił. Bo jako że gumy nie zmieniłem, działałem umyślnie na twoją szkodę - opowiada pasażer. - Pokłóciliśmy się, bo ja mówi­łem, że postąpił głupio, nie zakładając zimowych opon, a on, że przecież sąsiadami jesteśmy, więc, aby nie było między nami zwad, powinienem mu te pieniądze oddać - opowiada pan Stani­sław.

Sprawa trafiła do sądu. Pan Stanisław mówił: doznałem krzyw­dy, dostałem odszkodowanie, w czym problem? Sąsiad argumen­tował: przecież kiedy wsiadał do samochodu, widział letnie opony, a więc jest współwinny. Sprawa wciąż trwa. Jeśli sąsiad przegra, będzie musiał zwrócić ubezpieczycielowi ok. 5 tys. zł.

Bo zakład upada

Są też sytuacje, kiedy kierowca ma po prostu pecha. Jak pan Marek. Ma on ważne prawo jazdy, nie pije od wielu lat i nigdy nie uciekał z miejsca wypadku. A i wypadków poważnych nie miał nigdy. Ot, drobne stłuczki. Zawsze natomiast, czuł, jakby się urodził w piątek trzynastego. Pech sprawił, że będzie musiał za­płacić rannemu pasażerowi odszkodowanie.

Tego nieszczęśliwego dnia Marek jechał do pracy. - Droga zajmo­wała mi zazwyczaj półtorej godziny. Jechałem przeważnie sam, więc się nudziłem - opowiada. A tego dnia zauważył na poboczu człowieka łapiącego okazję. Zatrzymał się. - Do miasta pan je­dzie? - zapytał nieznajomy. Do miasta. - Podrzuci pan? Pewnie.

- Zaczęliśmy rozmawiać, on opowiedział, że jedzie do żony do szpitala, ja, że mam firmę i śpieszę się do biura. Zajęty pogawęd­ką, zbyt późno zauważyłem zjazd. Kiedy zacząłem skręcać, ude­rzył we mnie inny samochód. Moja wina - mówi Marek. Sam wy­szedł z tego bez szwanku, ale zabrany z drogi pasażer ucierpiał. Miał uraz kolana i uszkodzenie kręgów szyjnych. - Samochód miałem ubezpieczony, więc zapewniłem go, że ubezpieczyciel po­kryje wszystkie koszty. Ale w razie czego zostawiłem również na­miary do siebie - opowiada kierowca. Po jakimś czasie pasażer się odezwał i powiedział, że przykro mu, ale będzie dochodził od­szkodowania z kieszeni Marka. - Spytałem go, dlaczego. A on, że dlatego, bo mój ubezpieczyciel ma problemy finansowe - dodaje kierowca.

Damian Łapka tłumaczy, że autostopowicz ma możliwość zgłosze­nia swoich roszczeń do ubezpieczyciela pojazdu albo posiadacza. Roszczenia wobec ostatniego są rzadkością i mają związek z upa­dłością zakładu ubezpieczeniowego. - Wtedy pasażerowie wolą zgłosić szkodę od razu do kierowcy, żeby uniknąć długotrwałych procedur - tłumaczy prawnik.

Pasażer Marka żądał 20 tys. tytułem rekompensaty za szkody fi­zyczne i moralne. Sąd zgodził się na 9 tys. zł. Marek mówi: - Mia­łem wówczas kryzys w firmie. Żona śmiała się przez łzy: nic, tylko nerkę sprzedać.


...

Znów problemy z sądami . Tu musi rządzić rozum . Kierowcy też są równi . Jeśli zabierają pasażera a później próbują pobić rekord szybkości to muszą płacić . Ale jeśli jadą zgodnie z prawem to z jakiej paki ? Tylko gdy ich wina . Reszta to ryzyko wsiadającego .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:59, 16 Lip 2014    Temat postu:

Umorzone śledztwo ws. znieważenia papieża Franciszka

Poznańska prokuratura umorzyła śledztwo ws. znieważenia pa­pieża Franciszka przez dyrektorkę Teatru Ósmego Dnia w Pozna­niu Ewę Wójciak poprzez wpis na portalu społecznościowym. We­dług śledczych nie doszło do popełnienia przestępstwa, które może być ścigane z urzędu.

Prokuratura uznała, że choć wpis miał charakter ewidentnie znie­ważający, to nie miał charakteru publicznego.

W marcu 2013 roku Ewa Wójciak, po wyborze papieża Francisz­ka, napisała na jednym z portali społecznościowych: "No i wybra­li ch..., który donosił wojskowym na lewicujących księży".

Prokuratura Rejonowa Poznań-Stare Miasto wszczęła śledztwo w sprawie publicznego znieważenia głowy Państwa Watykańskie­go. Doniesienie w tej sprawie złożył w prokuraturze m.​in. poseł Solidarnej Polski z Poznania Tomasz Górski.

Jak poinformował w środę prokurator Jacek Derda z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, prokuratura zdecydowała się umorzyć śledztwo, uznając, że wpis nie miał charakteru publicznego i nie ma przestępstwa ściganego z urzędu. - Wypowiedź miała charak­ter ewidentnie znieważający, czyn ten ma jednak charakter pry­watno-skargowy. Pokrzywdzony nie dochodził swoich praw, zaś zainteresowane osoby trzecie mogą wystąpić do sądu z prywat­nym aktem oskarżenia - powiedział.

Prokurator Derda podał, że Prokuratura Rejonowa Poznań-Stare Miasto zwróciła się w tej sprawie o pomoc prawną do USA, jako że serwis Facebook znajduje się pod amerykańską jurysdykcją.

- Strona amerykańska odmówiła odpowiedzi na zapytania praw­ne powołując się na 1. poprawkę do Konstytucji, dotyczącą wolno­ści słowa. Nie byliśmy w stanie sami zweryfikować tego wpisu, on został szybko usunięty - podał.

Ewa Wójciak powiedziała w środę, że decyzja prokuratury o umo­rzeniu śledztwa w jej sprawie nie była dla niej oczywista.

- Po ostatnich wydarzeniach w Polsce związanych z odwoływa­niem przedstawień, dochodzeniem obrazy uczuć religijnych, można było spodziewać się każdej decyzji prokuratury. Byłam na­stawiona na każde rozwiązanie - powiedziała.

Po wszczęciu śledztwa Wójciak mówiła, że papież Franciszek jako kardynał był zamieszany w okrutną historię "brudnej wojny" w Argentynie, w której życie straciło 30 tys. ludzi. W środę zaznaczyła, że podtrzymuje swoje opinie na temat obecne­go papieża.

- Uważam go za człowieka winnego tego, co się tam działo. Nie mam żadnych wątpliwości, jak oceniać ten autorytet Kościoła; za­mieszczając wpis uważałam, że wyrażam swoją prywatną opinię do przyjaciół. W rozmowie z dziennikarzem nie użyję tego (za­mieszczonego we wpisie - red.) słowa, ale nie uważam obecnego papieża godnego tego stanowiska, które piastuje - powiedziała.

Prezydent Poznania za zamieszczenie wpisu ukarał Ewę Wójciak naganą, ta podała Ryszarda Grobelnego do sądu pracy. Strony ostatecznie zawarły ugodę. Po tym Grobelny rozpoczął procedurę odwołania dyrektor Teatru Ósmego Dnia. Jak powiedział rzecz­nik prasowy prezydenta Paweł Marciniak, prezydent zebrał wszelką potrzebną dokumentację w tej sprawie, ale nie podjął jeszcze decyzji.

Ewa Wójciak powiedziała, że czuje się szykanowana przez wła­dze miasta i nie wyklucza w tej sprawie pozwu do sądu.

...

Aha czyli można fałszywie oskarżać ?
Wójcik to piii.. która donosiła na kolegów do UB !
Jak to brzmi ? Super teraz już jest legalne !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:24, 25 Lip 2014    Temat postu:

1300 zł za dzień izolacji Mariusza Trynkiewicza

Ma­riusz Tryn­kie­wicz prze­by­wa w Kra­jo­wym Ośrod­ku Za­po­bie­ga­nia Za­cho­wa­niom Dys­so­cjal­nym w Go­sty­ni­nie. Dziennik.​pl usta­lił, że - jak dotąd - jego utrzy­ma­nie kosz­to­wa­ło po­dat­ni­ków pra­wie 240 tys. zło­tych. Ozna­cza to 1300 zł na dzień.

Przy­po­mnij­my. Tryn­kie­wicz to pe­do­fil ska­za­ny w 1989 r. za za­bój­stwo czte­rech chłop­ców na karę śmier­ci, za­mie­nio­ną potem na mocy amne­stii na 25 lat wię­zie­nia. 11 lu­te­go tego roku za­koń­czył od­by­wa­nie kary i wy­szedł na wol­ność. Jego przy­pa­dek był jed­nym z po­wo­dów opra­co­wa­nia usta­wy o nad­zo­rze nad groź­ny­mi prze­stęp­ca­mi, która za­czę­ła obo­wią­zy­wać od 22 stycz­nia br.

Obec­nie Tryn­kie­wicz prze­by­wa w Kra­jo­wym Ośrod­ku Za­po­bie­ga­nia Za­cho­wa­niom Dys­so­cjal­nym w Go­sty­ni­nie. - W pierw­szych sze­ściu mie­sią­cach 2014 r. środ­ki po­nie­sio­ne w związ­ku z utrzy­ma­niem KOZZD wy­nio­sły 237 570 zł - po­wie­dział dziennikowi.​pl Krzysz­tof Bąk, rzecz­nik Mi­ni­ster­stwa Zdro­wia, któ­re­mu pod­le­ga ośro­dek. Ozna­cza to, że jedna dobra kosz­tu­je po­dat­ni­ka ponad 1,3 tys. zł.

Fun­du­sze prze­zna­cza­ne są głów­nie na pen­sje dla 24 za­trud­nio­nych w KOZZD pra­cow­ni­ków. Ponad po­ło­wę za­ło­gi sta­no­wią pie­lę­gniar­ki i sa­ni­ta­riu­sze. Do tego do­cho­dzą pra­cow­ni­cy ochro­ny oraz spe­cja­li­ści: psy­chia­trzy, psy­cho­lo­go­wie i te­ra­peu­ci.

W roz­po­rzą­dze­niu, jak po­da­je dziennik.​pl, mowa była nawet o 77 pra­cow­ni­kach ośrod­ka. Pro­blem po­le­ga jed­nak na tym, że ekipa prze­wi­dzia­na była dla 10, a nie dla jed­ne­go pa­cjen­ta.

Tryn­kie­wicz ma do dys­po­zy­cji całe pię­tro ośrod­ka - dwu­oso­bo­wy pokój z me­bla­mi, świe­tli­cę i sto­łów­kę oraz sale do te­ra­pii za­ję­cio­wych. "Sza­tan z Piotr­ko­wa" zbie­ra w Go­sty­ni­nie po­zy­tyw­ne noty. Jest cichy, spo­koj­ny i ugo­do­wy.

>>>

KOSZMAR TO CO ONI WYRABIAJA Z PANSTWEM ! CO ZA DEBILE WSZEDZIE !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:52, 30 Lip 2014    Temat postu:

Gazeta Współczesna

Sąd wypuścił na wolność 31-latka podejrzanego o pedofilię

Sąd nie przychylił się do wniosku kolneńskiej prokuratury i w we wtorek wypuścił na wolność podejrzanego o pedofilię 31-latka z gm. Grabowo.

- Podejrzany złożył wyjaśnienia i przyznał się do zarzucanego mu czynu - informuje sędzia Jan Leszczewski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Łomży. - Sąd uznał, że nie zachodzi obawa mataczenia i utrudniania śledztwa przez podejrzanego. Tym samym nie przychylił się do zastosowania wobec niego aresztu tymczasowego na trzy miesiące. A o to wnioskowali kolneńscy śledczy.

- Mężczyzna jest sąsiadem dziewczynki - mówi Kazimierz Bąkow­ski, zastępca prokuratora rejonowego w Kolnie. - Według na­szych ustaleń wiedział, że rodzice dziewczynki są poza domem, a nią opiekują się dziadkowie. Zwabił 11-latkę do garażu, tam się obnażył i kazał dotykać. Dziecko zdołało mu się wyrwać i uciec.

11-latka powiadomiła dziadków, a ci policję. W minioną sobotę ok. godz. 20 mieszkaniec niewielkiej wsi w gm. Grabowo trafił do policyjnego aresztu.

W poniedziałek usłyszał prokuratorski zarzut dopuszczenia się wobec osoby poniżej 15. roku życia innych czynności seksual­nych. Czyn ten zagrożony jest karą od 2 do 12 lat pobawienia wol­ności. - Podejrzany złożył wyjaśnienia - dodał prokurator. Męż­czyzna był już wcześniej karany za inne przestępstwa.

...

Coś z takimi trzeba robić . Jakieś ośrodki . Dzieci nie mogą żyć w strachu !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:04, 31 Lip 2014    Temat postu:

Dopadną i komornika

W 2012 r. średni miesięczny dochód komornika wynosił 46 tys. zł, podaje "Rzeczpospolita". Jedynie w ośmiu spośród 238 rewi­rów komorniczych nie przekraczał wynagrodzenia sędziego Sądu Najwyższego.

Na wszystkich pozostałych obszarach komornicy uzyskiwali do­chody wyższe, często kilka, a nawet kilkadziesiąt razy, nieraz mimo bardzo niskiej skuteczności swej pracy.

To wnioski z najnowszego opracowania Instytutu Wymiaru Spra­wiedliwości. Wykonano go w związku z pracami w Sejmie nad projektem (posłów PO) nowelizacji ustawy o komornikach .

....

Jeden wielki koszmar ! Z czego oni mają taki dochód ? Toż praca jak każda inna a prokuratorzy dużo bardziej ryzykują !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:02, 20 Sie 2014    Temat postu:

Ewelina C. objęta ustawą o "bestiach" wyjdzie na wolność

Pierw­sza ko­bie­ta ob­ję­ta tzw. usta­wą o be­stiach może już w ten czwar­tek wyjść na wol­ność. De­cy­zja o przy­mu­so­wym le­cze­niu psy­chia­trycz­nym oraz nad­zo­rze po­li­cyj­nym Ewe­li­ny C. nie jest bo­wiem pra­wo­moc­na – po­da­je ser­wis gazeta.​pl.

Dy­rek­tor Za­kła­du Kar­ne­go w Lu­bliń­cu w marcu tego roku wnio­sko­wał o izo­la­cję 27-let­niej Ewe­li­ny C. Pra­cow­ni­cy pla­ców­ki twier­dzą, że mimo te­ra­pii ko­bie­ta nadal jest agre­syw­na i wy­ka­zu­je ob­ja­wy cho­ro­by psy­chicz­nej. Do­dat­ko­wo, pod­czas od­sia­dy­wa­nia wy­ro­ku, Ewe­li­na C. na­pa­dła na jedną ze współ­o­sa­dzo­nych i ob­la­ła ją wrząt­kiem.

Jak po­da­je ser­wis gazeta.​pl, 24 czerw­ca Sąd Okrę­go­wy w Czę­sto­cho­wie uznał, że Ewe­li­na C. na wol­no­ści nadal może sta­no­wić za­gro­że­nie. Po­sta­no­wio­no, że wobec ko­bie­ty zo­sta­nie za­sto­so­wa­ny prze­wi­dzia­ny w nowej usta­wie tzw. nad­zór pre­wen­cyj­ny. Sę­dzia zde­cy­do­wał rów­nież, że ko­bie­ta musi obo­wiąz­ko­wo le­czyć się psy­chia­trycz­nie.

Oka­zu­je się, że po­sta­no­wie­nie nie jest pra­wo­moc­ne. Do Sądu Ape­la­cyj­ne­go w Ka­to­wi­cach nie wpły­nę­ły bo­wiem od­po­wied­nie do­ku­men­ty za­wie­ra­ją­ce in­for­ma­cję o ośrod­ku, w któ­rym C. mia­ła­by roz­po­cząć le­cze­nie.

Jak po­da­je gazeta.​pl, dzia­ła­nia pro­ku­ra­tu­ry były w tym przy­pad­ku bły­ska­wicz­ne. Urzęd­ni­cy zło­ży­li "wnio­sek o za­bez­pie­cze­nie po­stę­po­wa­nia po­le­ga­ją­ce­go na zo­bo­wią­za­niu Ewe­li­ny C. do tego, by w ciągu 48 go­dzin po wyj­ściu na wol­ność zgło­si­ła się na po­li­cję i po­da­ła swój stały adres oraz nie­zwłocz­nie in­for­mo­wa­ła po­li­cję o każ­do­ra­zo­wej zmia­nie miej­sca po­by­tu".

"Aspołeczna i antyspołeczna"

W 2008 roku Ewe­li­na C. po­rwa­ła z przy­pad­ko­we­go wózka nie­mow­lę i ci­snę­ła nim o zie­mię. Dziec­ko z licz­ny­mi ob­ra­że­nia­mi tra­fi­ło do szpi­ta­la, le­ka­rzom udało się je ura­to­wać.

- Ko­bie­ta stwier­dzi­ła, że w taki spo­sób bę­dzie za­bi­jać "wszyst­kie bę­kar­ty" - mówił w 2008 roku w roz­mo­wie z TVP Sła­wo­mir Mi­le­ni­czuk, rzecz­nik kie­lec­kiej pro­ku­ra­tu­ry.

Oskar­żo­na w trak­cie pro­ce­su nie przy­zna­wa­ła się do winy. Twier­dzi­ła, że głów­nym celem była kra­dzież wózka, a dziec­ko nie­szczę­śli­wie wy­pa­dło jej z rąk. Bie­gli uzna­li, że ko­bie­ta ma in­fan­tyl­ną oso­bo­wość, zmien­ne na­stro­je i na­tych­miast wy­ła­do­wu­je ne­ga­tyw­ne emo­cje.

- To są cechy oso­bo­wo­ści psy­cho­pa­tycz­nej, to są cechy oso­bo­wo­ści, która jest do­tknię­ta spo­łecz­nym nie­wy­kształ­ce­niem. I można po­wie­dzieć, że jest to oso­bo­wość i aspo­łecz­na, i an­ty­spo­łecz­na – tłu­ma­czył w re­por­ta­żu TVP prof. Ja­nusz He­it­zman, psy­chia­tra i bie­gły są­do­wy.

Sąd uznał, że cię­żar­na Ew­li­na C. chcia­ła do­ko­nać mor­der­stwa, ale miała ogra­ni­czo­ny wpływ na swoje za­cho­wa­nie. Dla­te­go wyrok nie był su­ro­wy i wy­niósł 6 lat wię­zie­nia.

>>>

Kolejne sukcesy wymiaru czegos tam ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 21:19, 24 Sie 2014    Temat postu:

Aleksander Broda czekał na sprawiedliwość 13 lat


Niewiele osób wie, jak zakończyła się historia byłego generalnego konserwatora zabytków - Aleksandra Brody. Zdymisjonowany pod zarzutami urzędnik ponad rok spędził w areszcie i więzieniu, a na sprawiedliwość musiał czekać aż 13 lat.

To był dla niego stracony czas. Dziś może mówić o moralnym zwycięstwie. To historia Aleksandra Brody. Niesłusznie oskarżonego o korupcję i przekroczenie uprawnień. Niedawno sąd apelacyjny prawomocnie zdecydował o uniewinnieniu Brody i innych, którzy w tej sprawie też usłyszeli wyroki. Uznał, że w ogóle nie było podstawy do postawienia aktu oskarżenia. Sprawie przygląda się prokuratura generalna. A osoby, które przed latami oskarżały, nie mają sobie nic do zarzucenia.

Aleksander Broda nie liczy, że ktoś przywróci go na stanowisko. Teraz walczy o odzyskanie dobrego imienia. - Będę wnosił, aby zrekompensowano mi wyrządzoną krzywdę - mówi Broda. Były konserwator pozostaje najwyższym urzędnikiem państwowym, który trafił w Polsce do więzienia.

...

O to ekspres tylko 13 lat ? Mogło być 130 ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:54, 25 Sie 2014    Temat postu:

Katarzyna Nylec | Onet
Zaatakował ratowników medycznych. Nie można go zatrzymać

Mężczyzna zaatakował gazem ratowników medycznych

Mężczyzna, który kilka dni temu zaatakował gazem ratowników medycznych, wciąż nie może zostać zatrzymany. - Bez opinii le­karza biegłego nie przedstawimy sprawcy zarzutów - przekonu­ją policjanci.

Rudzkie pogotowie ratunkowe w nocy z czwartku na piątek otrzy­mało wezwanie do pacjenta, który dziwnie się zachowywał. - Pa­cjent początkowo kierowany był przez zespół ratownictwa me­dycznego na oddział psychiatryczny. Tam w obecności personelu oraz lekarza oddziału przyznał się, że od dwóch tygodni zażywa amfetaminę, co wcześniej w wywiadzie negował - poinformował Onet zespół prasowy Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.

Lekarz oddziału nakazał ratownikom, by przewieźli pacjenta na oddział wewnętrzny. Nagle mężczyzna zaatakował załogę ambu­lansu gazem i uciekł.

Ratownicy dochodzili do siebie godzinę. Sprawę zgłoszono poli­cji, jednak ta nie może zatrzymać sprawcy. - Znamy jego persona­lia, ale zatrzymanie napastnika będzie bezcelowe. Do tej pory sa­nitariusze nie złożyli u nas doniesienia. Ponadto, dopóki nie po­znamy opinii biegłego lekarza, który wykona obdukcję, nie wiemy jaka jest kwalifikacja prawna czynu - tłumaczy Arkadiusz Ciozak, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Rudzie Ślą­skiej.

...

Jak to nie można zatrzymać ? Co jest grane ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:31, 25 Sie 2014    Temat postu:

Skazali go na dożywocie za zabójstwo. Po 15 latach prawda wychodzi na jaw

Prokuratura Olsztyn-Południe wysłała przełożonym wniosek o rozważenie wznowienia postępowania ws. zabójstwa sprzed 15 lat, które prawdopodobne zostało błędnie osądzone. O to samo do Sądu Najwyższego zwrócił się adwokat skazanego za to zabójstwo na dożywocie Jacka W. Sam W. zapowiedział, że nie zamierza po ewentualnym wyjściu domagać się odszkodowania. Nie ma do nikogo żalu, że siedzi w więzieniu, bo - jak sam przyznał - "święty nie był".

Prokurator rejonowy z prokuratury Olsztyn-Południe Arkadiusz Szwedowski poinformował, że wysłał w poniedziałek do Prokuratury Okręgowej zarówno pismo przewodnie z prośbą o rozważenie, czy nie należałoby wznowić postępowania ws. zabójstwa z 1999 roku, jak i kopię akt, które wskazują na to, że wyrok dożywotniego więzienia w tej sprawie odsiaduje nie ta osoba, która powinna, tj. Jacek W.

- Teraz dalsze losy sprawy związanej z Jackiem W. zależą od Prokuratury Okręgowej. My dalej prowadzimy sprawę, w której do zabójstwa Tomasza S., za które skazano W., przyznał się kto inny. To Wiesław S., osadzony dotąd za włamania, przyznał się do popełnienia tego zabójstwa w 1999 roku i wskazał miejsce ukrycia zwłok - powiedział Szwedowski.

Wniosek o wznowienie postępowania, w którym na dożywocie skazano Jacka W., złożył także jego adwokat Jakub Orłowski. Skierował pismo do Sądu Najwyższego. - Sprawie nie nadano jeszcze biegu ani sygnatury - powiedział Orłowski.

Pełnomocnik skazanego Jacka W. złożył także wniosek do prokuratora generalnego o objęcie specjalnym nadzorem służbowym postępowania prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową Olsztyn-Południe, związanego z Wiesławem S. To w tym śledztwie wyszło na jaw, że Jacek W. mógł zostać przed laty niesłusznie skazany.

- Chcemy objęcia tej sprawy nadzorem, ponieważ z ramienia Prokuratury Okręgowej nadzoruje to śledztwo ten sam prokurator, który przed laty w naszej ocenie na początkowym etapie nieprawidłowo prowadził śledztwo związane z Jackiem W. - powiedział mecenas Orłowski i dodał, że na to pismo nie otrzymał na razie odpowiedzi.

Jacek W. odbywa karę dożywotniego pozbawienia wolności w Zakładzie Karnym w Kamińsku k. Górowa Iławeckiego. Mężczyzna nigdy nie przyznawał się zabójstwa Tomasza S. i konsekwentnie odwoływał od skazania; jego dożywotni wyrok stał się prawomocny dopiero w listopadzie 2006 r., gdy wypowiedział się w jego sprawie Sąd Najwyższy.

W poniedziałek Jacek W. powiedział, że gdyby nie kara dożywocia, od roku mógłby się starać o warunkowe, przedterminowe zwolnienie z więzienia. Dodał, że w związku z dożywociem zakwalifikowano go też do grupy osadzonych objętych specjalnymi rygorami, m.in. utrudnionym dostępem do telefonów. Jego wyroki w innych sprawach, m.in. za kradzieże i pobicia, terminowo kończą się w przyszłym roku.

Niedawno Prokuratura Rejonowa w Olsztynie ustaliła, że wyrok dożywotniego więzienia za zabójstwo sprzed 15 lat może odbywać niewłaściwa osoba. Prawdopodobnie błędnie też ustalono tożsamość zwłok.

List od włamywacza

W listopadzie ubiegłego roku list do Prokuratury Rejonowej Olsztyn-Południe napisał aresztowany za włamania Wiesław S. Mężczyzna poinformował, że chce się podzielić "istotnymi informacjami dotyczącymi poważnego przestępstwa". W rozmowie ze śledczymi Wiesław S. nawiązał do sprawy z 1999 roku - związanej z wyłowieniem z jeziora Pluszne pod Olsztynem poćwiartowanych i spakowanych w reklamówki zwłok. Śledztwo - prowadzone wówczas najpierw przez olsztyńską prokuraturę, a następnie przez prokuraturę w Białymstoku - wskazywało, że szczątki należały do związanego z suwalskim światem przestępczym Tomasza S. Sądy badające tę sprawę ustaliły m.in., że Tomasz S. był przed śmiercią więziony w metalowej klatce i torturowany. O zabójstwo oskarżono Jacka W., który został za to skazany na dożywocie.

Klatka i zwłoki

Gdy olsztyńscy prokuratorzy zaczęli weryfikować informacje przekazywane im przez Wiesława S., najpierw odnaleziono klatkę, w której miał być przetrzymywany Tomasz S. (przed laty jej nie odnaleziono), a następnie we wskazanym przez Wiesława S. miejscu w lesie pod Olsztynem odkopano zwłoki.

- Kluczową sprawą było ustalenie tożsamości tych zwłok. Zleciliśmy w tym celu badania DNA i badania daktyloskopijne. Z dużym prawdopodobieństwem ekspertyzy te wykazały, że to właśnie teraz odnaleźliśmy Tomasza S. Dodatkowo Wiesław S. przyznał nam, że to on w 1999 roku zabił Tomasza S. Przedstawiliśmy mu więc zarzut zabójstwa, a sąd go za to tymczasowo aresztował - powiedział prokurator Szwedowski.

Przed laty Wiesław S. był sądzony razem z Jackiem W. ws. zabójstwa Tomasza S. Sąd wówczas orzekł, że był on niepoczytalny i skierował go na leczenie w zakładzie psychiatrycznym, z którego po kilku latach Wiesław S. wyszedł i zaczął popełniać kolejne przestępstwa.

Na razie nie wiadomo, czyje zwłoki wyłowiono w 1999 roku z jeziora Pluszne ani też, kto i dlaczego zabił tamtego mężczyznę.

"Wmanewrowano mnie"

Jacek W. nie chciał rozmawiać o tym, dlaczego Wiesław S. dopiero po tylu latach wskazał śledczym zwłoki Tomasza S. i przyznał się do zabójstwa, za które on dostał dożywocie. - Czasem do niego dzwoniłem jak był na wolności, ale nie wiem, dlaczego on teraz o wszystkim powiedział - powiedział W. Dodał, że nie ma do nikogo żalu ani pretensji o to, że siedzi w więzieniu, ponieważ - jak przyznał - "święty nie był".

- Ale Tomasza S. nie zabiłem i wmanewrowano mnie w tę sprawę. Jedyne, czego chcę to wyjść na wolność i żeby wyjaśniono manipulacje, jakie zrobiła w mojej sprawie prokuratura, a w co uwierzyły wszystkie sądy, z Sądem Najwyższym włącznie. Jestem zaskoczony jak to państwo działa, jak działają jego organy, skoro tak można człowieka wmanewrować - powiedział W.

Sprawa Jacka W. jest precedensowa, podobnego przypadku dotąd w Polsce nie notowano. Z tego powodu, jak podkreślają prokuratorzy, trudno kreślić dalsze scenariusze sprawy, trudno też przewidzieć, czy i kiedy Jacek W. wyjdzie na wolność.

W poniedziałek W. powiedział, że jeśli wyjdzie z więzienia, nie będzie się ubiegał o odszkodowanie za niesłuszne skazanie go.

...

Trzeba zawsze być gotowym na rewizje takich spraw .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:47, 09 Wrz 2014    Temat postu:

Wyrok ws. zapłacenia grzywny za osadzonego utrzymany

Sąd Okręgowy w Koszalinie utrzymał wyrok ws. dyrektora kosza­lińskiego więziennictwa płk Krzysztofa Olkowicza, który wpłacił grzywnę za osadzonego w areszcie niepełnosprawnego intelektu­alnie mężczyznę. W maju sąd uznał go za winnego i nie wymie­rzył kary. Wyrok jest prawomocny.

Szef koszalińskiego więziennictwa odwołał się od decyzji sądu I instancji, bo czuł się niewinny. Przed rozprawą powiedział, że gdyby sytuacja się powtórzyła, postąpiłby tak samo. W jego oce­nie sprawą nigdy nie powinna zajmować się policja i sąd, a nie­pełnosprawny mężczyzna nie powinien w ogóle znaleźć się w areszcie.

Olkowicz zapłacił 40 zł grzywny za mężczyznę, który znalazł się w areszcie po kradzieży wafelka wartego 99 groszy. Sprawa trafi­ła na wokandę po tym, jak o wpłaceniu grzywny za ubezwłasno­wolnionego Arkadiusza K. do Ministerstwa Sprawiedliwości do­nieśli podwładni Olkowicza. Powiadomili resort o podejrzeniu naruszenia przez dyrektora przepisu, który zabrania uiszczania za więźnia grzywny, jeśli nie jest się bliską mu osobą.

Arkadiusz K. trafił do koszalińskiego aresztu 3 września 2013 r., bo nie zapłacił 100 zł grzywny za kradzież wafelka. Grzywnę za­mieniono mu na 5 dni aresztu. O powodach jego osadzenia Olko­wicz dowiedział się trzy dni później. Zaprosił więźnia na rozmo­wę, po której nabrał podejrzeń, że Arkadiusz K. cierpi na jakieś schorzenie psychiczne i nie powinien przebywać w areszcie.

...

Po prostu super ! Sendziole dajo czado ..


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:49, 09 Wrz 2014    Temat postu:

Apelacja w sprawie zapłacenia grzywny za chorego

Szef służby więziennej znów przed obliczem Temidy. Sąd Okręgo­wy w Koszalinie rozpatrzy apelację w sprawie pułkownika Krzysztofa Olkowicza, który zapłacił grzywnę za chorego na schi­zofrenię mężczyznę. W maju sąd rejonowy uznał, że pułkownik bezprawnie zapłacił grzywnę za skazanego, który ukradł bato­nik.

Zdaniem sądu Olkowicz - dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Koszalinie jest winny, odstąpił jednak od kary. Sąd uznał, że zachowanie oskarżonego podważało zasad­ność prawomocnej decyzji sądu i nie jest pozbawione społecznej szkodliwości.

Krzysztof Olkowicz uważa, że jest niewinny i chce walczyć o swoje dobre imię. Jak tłumaczy, swą apelacją chce dodać innymi odwagi, choć cała sprawa kosztowała go wiele stresu. Powtórzył, że nie żałuje tego, co zrobił.

We wrześniu minionego roku do koszalińskiego aresztu trafił mężczyzna, który ukradł batonik za 99 groszy i nie zapłacił grzywny. Jak się potem okazało, jest chory na schizofrenię i ubez­własnowolniony.

...

To rozpatrzyli ! GDZIE JĄ ŻYJĘ !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:54, 09 Wrz 2014    Temat postu:

Kary ograniczenia wolności za gest faszystowskiego pozdrowienia

Pięć miesięcy ograniczenia wolności, z obowiązkiem pracy spo­łecznej po 30 godz. miesięcznie - takie kary orzekł Sąd Rejonowy w Białymstoku w procesie dwóch osób oskarżonych o wykonanie gestu faszystowskiego pozdrowienia. Wyrok nie jest prawomoc­ny.

Chodzi o gest wykonany na zakończenie marszu nazwanego Mar­szem Niepodległej Polski, zorganizowanego w Białymstoku 10 li­stopada 2013 roku m.​in. przez Narodowe Odrodzenie Polski.

Według policji, wzięło w nim udział ok. 300 osób. Jego uczestnicy przeszli z placu przy ratuszu w centrum Białegostoku na cmen­tarz wojskowy, gdzie po złożeniu wieńca i przemówieniach, marsz zakończył się.

Wieniec składał mężczyzna w asyście dwóch kobiet, które miały w rękach pochodnie i flagi. Na filmie, który został opublikowany w internecie tuż po marszu widać, że mężczyzna i jedna z kobiet, stojąc przed pomnikiem na cmentarzu wojskowym, wznoszą ręce w geście faszystowskiego pozdrowienia.
Prokuratura zajęła się sprawą po informacji o filmie od dzienni­karzy, potem swoje zawiadomienia złożyli także m.​in. Teatr Trzy­Rzecze, prezydent Białegostoku i miejscowy Sojusz Lewicy Demo­kratycznej.

Prokuratura oskarżyła te dwie osoby (19-letnią kobietę z Białego­stoku oraz 41-letniego mężczyznę z Warszawy) o publiczne pro­pagowanie faszystowskiego ustroju państwa i znieważenia miej­sca pamięci - pomnika na cmentarzu wojskowym. Chciała za to kar więzienia w zawieszeniu.

Oskarżeni nie przyznawali się i twierdzili, że owszem, podnieśli ręce, ale że był to tzw. salut rzymski, czyli - jak argumentowali - znak pozdrowienia ugrupowań narodowych.

Sąd nie zgodził się jednak z tą argumentacją. Sędzia Andrzej Ko­chanowski mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku, że we współ­czesnych czasach ten gest nie może być traktowany jako tzw. salut rzymski.

- W czasach współczesnych, po II wojnie światowej, ten gest, który wykonali oskarżeni, gest wyprostowanej prawej ręki, w oce­nie sądu nie może być traktowany jako coś, co miało oddawać hołd pamięci zmarłych. Ten gest w naszym środowisku, w naszej współczesności, jest jednoznacznie - w mojej ocenie - traktowany jako gest faszystowskiego pozdrowienia - mówił sędzia Kocha­nowski.

W ocenie sądu "nie ulega wątpliwości", że oskarżeni zdawali sobie sprawę jaki gest wykonują. - Każdy przeciętny, normalny człowiek, mający przeciętne wykształcenie historyczne (...) powi­nien zdawać sobie sprawę, że wykonanie takiego gestu jedno­znacznie propaguje faszyzm - dodał sędzia.

Powiedział też, że takie gesty służą "lansowaniu się" w środowi­sku, które takie gesty aprobuje, a nie uczczeniu pamięci osób.

Dlatego sąd uznał winę oskarżonych i skazał oboje na kary po pięć miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem prac społecz­nych po 30 godzin miesięcznie. - Praca społecznie użyteczna w łącznym wymiarze 150 godzin, powinna dać im czas na przemy­ślenie swojego zachowania i nabranie troszeczkę większego dy­stansu do tego typu gestów - dodał sędzia Kochanowski.

Na razie nie wiadomo, czy będą w tej sprawie składane apelacje.

!!!!

PIĘĆ MIESIĘCY ZA UNIESIENIE RĘKI ! TO NIE ŻART TO REALIA ! TAK DZIALAJO SENDZIOLE ! Owszem młodzi są niedojrzali i robią głupstwa ... Ale taka kara ? W kraju nieosądzonych afer i komuny ! W ogóle wymiar czegoś tam stracił wszelkie proporcje . Jest ponury kabaret który może cie skrzywdzić ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:55, 09 Wrz 2014    Temat postu:

Kary ograniczenia wolności za gest faszystowskiego pozdrowienia

Pięć miesięcy ograniczenia wolności, z obowiązkiem pracy spo­łecznej po 30 godz. miesięcznie - takie kary orzekł Sąd Rejonowy w Białymstoku w procesie dwóch osób oskarżonych o wykonanie gestu faszystowskiego pozdrowienia. Wyrok nie jest prawomoc­ny.

Chodzi o gest wykonany na zakończenie marszu nazwanego Mar­szem Niepodległej Polski, zorganizowanego w Białymstoku 10 li­stopada 2013 roku m.​in. przez Narodowe Odrodzenie Polski.

Według policji, wzięło w nim udział ok. 300 osób. Jego uczestnicy przeszli z placu przy ratuszu w centrum Białegostoku na cmen­tarz wojskowy, gdzie po złożeniu wieńca i przemówieniach, marsz zakończył się.

Wieniec składał mężczyzna w asyście dwóch kobiet, które miały w rękach pochodnie i flagi. Na filmie, który został opublikowany w internecie tuż po marszu widać, że mężczyzna i jedna z kobiet, stojąc przed pomnikiem na cmentarzu wojskowym, wznoszą ręce w geście faszystowskiego pozdrowienia.
Prokuratura zajęła się sprawą po informacji o filmie od dzienni­karzy, potem swoje zawiadomienia złożyli także m.​in. Teatr Trzy­Rzecze, prezydent Białegostoku i miejscowy Sojusz Lewicy Demo­kratycznej.

Prokuratura oskarżyła te dwie osoby (19-letnią kobietę z Białego­stoku oraz 41-letniego mężczyznę z Warszawy) o publiczne pro­pagowanie faszystowskiego ustroju państwa i znieważenia miej­sca pamięci - pomnika na cmentarzu wojskowym. Chciała za to kar więzienia w zawieszeniu.

Oskarżeni nie przyznawali się i twierdzili, że owszem, podnieśli ręce, ale że był to tzw. salut rzymski, czyli - jak argumentowali - znak pozdrowienia ugrupowań narodowych.

Sąd nie zgodził się jednak z tą argumentacją. Sędzia Andrzej Ko­chanowski mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku, że we współ­czesnych czasach ten gest nie może być traktowany jako tzw. salut rzymski.

- W czasach współczesnych, po II wojnie światowej, ten gest, który wykonali oskarżeni, gest wyprostowanej prawej ręki, w oce­nie sądu nie może być traktowany jako coś, co miało oddawać hołd pamięci zmarłych. Ten gest w naszym środowisku, w naszej współczesności, jest jednoznacznie - w mojej ocenie - traktowany jako gest faszystowskiego pozdrowienia - mówił sędzia Kocha­nowski.

W ocenie sądu "nie ulega wątpliwości", że oskarżeni zdawali sobie sprawę jaki gest wykonują. - Każdy przeciętny, normalny człowiek, mający przeciętne wykształcenie historyczne (...) powi­nien zdawać sobie sprawę, że wykonanie takiego gestu jedno­znacznie propaguje faszyzm - dodał sędzia.

Powiedział też, że takie gesty służą "lansowaniu się" w środowi­sku, które takie gesty aprobuje, a nie uczczeniu pamięci osób.

Dlatego sąd uznał winę oskarżonych i skazał oboje na kary po pięć miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem prac społecz­nych po 30 godzin miesięcznie. - Praca społecznie użyteczna w łącznym wymiarze 150 godzin, powinna dać im czas na przemy­ślenie swojego zachowania i nabranie troszeczkę większego dy­stansu do tego typu gestów - dodał sędzia Kochanowski.

Na razie nie wiadomo, czy będą w tej sprawie składane apelacje.

!!!!

PIĘĆ MIESIĘCY ZA UNIESIENIE RĘKI ! TO NIE ŻART TO REALIA ! TAK DZIALAJO SENDZIOLE ! Owszem młodzi są niedojrzali i robią głupstwa ... Ale taka kara ? W kraju nieosądzonych afer i komuny ! W ogóle wymiar czegoś tam stracił wszelkie proporcje . Jest ponury kabaret który może cie skrzywdzić ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 13:49, 12 Wrz 2014    Temat postu:

Reporter skazany w związku z dziennikarską prowokacją

Doszło do złamania prawa - ocenił Sąd Okręgowy w Białymstoku i skazał na 2 tys. zł grzywny telewizyjnego reportera, który uda­wał uchodźcę, by dostać się do ośrodka dla cudzoziemców i poka­zać, jak funkcjonuje. Wyrok jest prawomocny.

W styczniu 2013 roku reporter TVP Endy Gęsina-Torres (zgadza się na podawanie danych, obecnie nie pracuje już w telewizji pu­blicznej) znalazł się w ośrodku dla cudzoziemców w Białymsto­ku, udając kubańskiego uchodźcę. Chciał pokazać panujące tam warunki - trwała wówczas publiczna dyskusja na temat sytuacji uchodźców w takich ośrodkach w Polsce.

Aby tam trafić, dał się zatrzymać przez policję, wykorzystał swoje kubańskie pochodzenie, podał fałszywe dane personalne i histo­rię swego rzekomego przekroczenia granicy z Białorusią. Decy­zją sądu został umieszczony w ośrodku, gdzie ukrytą kamerą na­grał materiał do programu TVP "Po prostu". Kiedy sprawa wyszła na jaw (funkcjonariusze Straży Granicznej w ośrodku zorientowa­li się, że mężczyzna ma zegarek z ukrytą kamerą i kartą pamię­ci), prokuratura wszczęła śledztwo i ostatecznie oskarżyła dzien­nikarza.

Postawiono mu zarzuty podrabiania dokumentów (podpisywa­nia ich fałszywym imieniem i nazwiskiem). Oskarżony został także o składanie fałszywych zeznań dotyczących rzekomego po­bytu na Białorusi, nielegalnego przekroczenia granicy oraz utra­ty rzeczy i dokumentów, a także swej sytuacji rodzinnej i mate­rialnej.

W śledztwie i w trakcie procesu dziennikarz tłumaczył, że musiał tak zrobić, bo nie było innej możliwości znalezienia się w ośrod­ku. Zapewniał, że jego jedynym celem było pokazanie opinii pu­blicznej warunków tam panujących i nie miał zamiaru ani ośmie­szyć, ani oszukać sądu, który decydował o umieszczeniu go w ośrodku.

W listopadzie 2013 roku Sąd Rejonowy w Białymstoku uznał jed­nak Gęsinę-Torresa za winnego, ale przyjął jednocześnie, że był to tzw. wypadek mniejszej wagi i - biorąc pod uwagę motywację i cel działania oskarżonego - odstąpił od wymierzenia mu kary. Za­sądził jedynie 2 tys. zł świadczenia pieniężnego na cel społeczny.

Apelacje złożyły obie strony. Prokuratura chciała uznania, że nie był to wypadek mniejszej wagi i kary pół roku więzienia w zawie­szeniu. Oskarżony dziennikarz i jego obrońca - warunkowego umorzenia postępowania.

Sąd Okręgowy uznał jednak, że stopień społecznej szkodliwości działań dziennikarza był znaczny, a on sam "postawił się ponad prawem", gdy nie było ku temu podstaw, i skazał go na grzywnę.

...

O to super !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:59, 15 Wrz 2014    Temat postu:

Sądy sobie nie radzą, reformy zaszkodziły

Mimo podwojenia wydatków na sądownictwo oraz zmian proce­dur i reorganizacji, za rządów PO-PSL liczba zaległości w pol­skich sądach rosła - pisze "Dziennik Polski".

W 2008 r. w sądach było 1,7 mln zaległych spraw, z czego 124 tys. ciągnęło się ponad rok, a w 2013 r. zalegało ich już prawie 2,5 mln, w tym 220 tys. ponad rok. Z raportu przygotowanego przez Justynę Kowalczyk z Ministerstwa Sprawiedliwości wynika też, że czas trwania przeciętnego postępowania wydłużył się o 30 proc. - relacjonuje "DP".

W rzeczywistości jest jeszcze gorzej. Jak bowiem wylicza Łukasz Piebiak ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, w 80 proc. spraw nie ma żadnego sporu, np. chodzi o wpis do rejestru lub wydanie nakazu zapłaty. "Te rozpatrywane są w miarę szybko, co poprawia statystyki" - wyjaśnia.

Ale ludzi interesuje, jak prędko sąd potrafi rozstrzygnąć ich spór, a na to, zwłaszcza w metropoliach, czeka się dziś długo, zbyt długo - podkreśla Piebiak.

W Warszawie, Łodzi, Lublinie, Krakowie i Wrocławiu sporne sprawy cywilne i gospodarcze ciągną się po 2-3 lata; przeciętny sędzia cywilny załatwia dziś na bieżąco 84 sprawy ze 100, jakie do niego wpływają, gospodarczy - 86. To fatalny wynik - zazna­cza dziennik.

...

Coraz lepiej , Ale chorych psychicznie sprawnie wsadzaja ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:25, 19 Wrz 2014    Temat postu:

Porwał, bił i gwałcił 18-latkę. Rodzina nie może pogodzić się z wyrokiem

Gwałcicielowi ze wsi Tarnawa Góra w Świętokrzyskiem groziło 12 lat więzienia za porwanie, bicie, bezprawne uwięzienie i trzy­krotny gwałt na osiemnastoletniej dziewczynie. Jaką karę wymie­rzył mu sąd?

Ostatecznie mężczyzna dostał tylko pięć lat pozbawienia wolno­ści, bo sąd dopatrzył się okoliczności łagodzących. Jakież to mogą być okoliczności łagodzące w przypadku brutalnych gwałtów, a nawet zagrożenia życia ofiary?

...

Wspaniale ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:42, 24 Wrz 2014    Temat postu:

Wycenić cierpienie

Brak prawidłowej i jednakowej dla wszystkich towarzystw ubez­pieczeniowych metody wyceny szkody osobowej powoduje, że sądy zapchane są sprawami - informuje "Rzeczpospolita".

Sądy zasądzają już milionowe odszkodowania dla ofiar wypad­ków komunikacyjnych. Ich wysokość zależy od operatywności kancelarii odszkodowawczych i oceny sędziego. W efekcie, wyso­kość średnich wypłat się podwoiła. Dziesięć lat temu średnia szko­da z polisy komunikacyjnej OC sięgała 2,7 tys. zł, dziś jest to już 5,4 tys. zł.

Ubezpieczyciele chcą to zmienić. Ich zdaniem system wyceny tzw. szkody osobowej powinien być uporządkowany, aby nie było ogromnych różnic pomiędzy kwotami, jakie proponują ich biegli, a tymi, które zasądzają sądy.

Pod egidą Polskiej Izby Ubezpieczeniowej trwają prace z udzia­łem środowisk medycznych nad systemem oceniającym skutki medyczne zdarzeń drogowych. Jedną z propozycji jest indeks Human Body Trauma. Testuje go już kilka towarzystw.

...

Znów nie potrafią prostej rzeczy zrobić .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:06, 25 Wrz 2014    Temat postu:

RMF FM: brutalni przestępcy na wolności

Kilkunastu brutalnych i niebezpiecznych zabójców i gwałcicieli dzieci, po odbyciu kary więzienia, przebywa na wolności - infor­muje RMF FM. Obecnie czekają na uprawomocnienie się decyzji o zamknięciu ich w specjalnym ośrodku w Gostyninie. Sprawy te mają związek z tzw. ustawą o bestiach.

Reporter RKM FM Krzysztof Zasada przywołuje historie trzech mężczyzn. Zbigniew K. był dwukrotnie skazany za gwałt i usiło­wanie zgwałcenia dziecka. Jerzy R. najpierw był skazany za za­bójstwo, potem gwałt, a ostatnią karę odbywał za brutalne zgwał­cenie 8-letniej dziewczynki. Z kolei Stanisław K. spędził w celi 14 lat za gwałt na małoletniej ze szczególnym okrucieństwem.

Choć sąd okręgowy orzekł, że mają oni być izolowani w ośrodku w Gostyninie, to mężczyźni przebywają na wolności. Dlaczego? Gdyż sprawą ich zajmuje się Sąd Apelacyjny.

Ustawa o bestiach

Ustawa o bestiach to przepisy z 22 listopada 2013 roku dot. "postę­powania wobec osób z zaburzeniami psychicznymi, stwarzają­cych zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób". Ustawa przewiduje, że dyrektorzy zakładów karnych mogą występować z wnioskami w stosunku do skazanych kończą­cych karę z zaburzeniami psychicznymi, co do których istnieją opinie biegłych mówiące, że są niebezpieczni, i w stosunku, do których terapia prowadzona w zakładzie karnym nie przynosi re­zultatu. Mają być oni wówczas izolowani w specjalnych ośrod­kach.

...

Kolejni obywatele będą realizować swoje hobby dzięki takiemu prawu ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:18, 25 Wrz 2014    Temat postu:

Gwałciciel recydywista zaatakował.

Prokuratura podejrzewa, że dolnośląscy policjanci nie upilnowa­li groźnego recydywisty, którego objęła ustawa o bestiach - ustalił reporter RMF FM. Po wyjściu zza krat 26-latek ponownie zaatako­wał i usiłował zgwałcić kobietę. Stało się tak mimo decyzji sądu, że mężczyzna powinien trafić do zamkniętego ośrodka – dowie­dział się Krzysztof Zasada.

Jak informuje RMF FM - decyzja sądu okręgowego o umieszcze­niu 26-latka w Gostyninie, mimo że zapadła pół roku temu, do tej pory nie jest prawomocna, więc nie zostać wykonana. Zażalenie na nią trafiło do Sądu Apelacyjnego, który zanim rozpatrzy skar­gę, czeka na odpowiedź z Trybunału Konstytucyjnego w sprawie interpretacji ustawy o bestiach.

Jak ustalił reporter RMF FM, śledczy wysłali już pytanie do Ko­mendy Wojewódzkiej we Wrocławiu, czy policjanci obserwowali groźnego przestępcę. Prokuratorzy mają świadomość, że informa­cje o działaniach operacyjnych są tajne, dlatego - jeśli nie otrzy­mają odpowiedzi, zwrócą się o ich odtajnienie do MSW.

W ubiegłym tygodniu Marcin G. usiłował zgwałcić kobietę w Cie­plicach na Dolnym Śląsku. Kobiecie udało się wystraszyć napast­nika, bo zaczęła głośno krzyczeć.

...

Trudno pilnować bo by cała policja musiała zajmować się ta grupka . TRZEBA IZOLOWAĆ ! Łatwo zrzucić na policję . Tu akurat jestem pewny że się starali bo nie sądzę aby zlekceważyli .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:40, 30 Wrz 2014    Temat postu:

Poruszająca historia babci walczącej o prawa do opieki nad wnukami

Najpierw sąd zabrał jej wnuki, dziś ponownie ustanowił ją rodzi­ną zastępczą. Przed Sądem Rejonowym w Dzierżoniowie zapadł wyrok w sprawie 5-letniej Uli, 7-letniego Michała i 9-letniej Joasi i ich babci Jolanty Polowczyk z Dzierżoniowa. Trzy lata temu sąd w Dzierżoniowie postanowił, że dzieci mają trafić do zawodowej rodziny zastępczej. W akcję pomocy rodzinie włączyło się wiele osób i instytucji. Dziś rodzina może odetchnąć z ulgą. Wyrok jest nieprawomocny.

Przed salą sądową obok pani Jolanty Polowczyk była najbliższa rodzina, prawnicy, biologiczni rodzice i zawodowa rodzina za­stępcza, do której miały trafić dzieci: Ula, Michał i Joasia. Na ten wyrok czekali wiele miesięcy. Ludziom towarzyszyły ogromne emocje i stres. Orzeczenie sądu nie jest prawomocne, ale opieku­nowie dzieci nie ukrywają radości i ulgi.

W domu na decyzję sądu czekała 18-letnia wnuczka Amelia, którą pani Jolanta wychowuje od urodzenia. I dla niej jest rodzi­ną zastępczą. Na decyzję sądu, przede wszystkim, czekały jednak dzieci.

Ulę, Michała i Joasię życie ciężko doświadczyło. Gdy ich rodzi­com ograniczono prawa rodzicielskie, maluchy trafiły do domu dziecka. Stamtąd zabrała je babcia. Najpierw sąd ustanowił Jo­lantę Polowczyk rodziną zastępczą. Po dwóch latach na wniosek Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie rozwiązał z nią umowę. Pracownicy opieki społecznej uznali, że kobieta ma za małe mieszkanie i jest niewydolna wychowawczo. Dzieci miały trafić do zawodowej rodziny zastępczej.

Szczęśliwe zakończenie

Bez pomocy wielu osób i instytucji dzisiejszy wyrok mógłby być dla pani Jolanty niekorzystny. Jako pierwsi z pomocą ruszyli przedstawiciele Wyższej Szkoły Bankowej we Wrocławiu. Babcia dzieci otrzymała pieniądze i wsparcie prawnika. Sprawą zajęło się też Biuro Rzecznika Praw Dziecka. Pani Jolanta otrzymała od miasta większe mieszkanie.

...

Zabawa ludzmi ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 135950
Przeczytał: 61 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 14:19, 03 Paź 2014    Temat postu:

323 tys. zł za zniszczone życie. Walczył o 17 mln

Nie 17 milionów, a 323 tysiące złotych ma otrzymać Zbigniew Góra, który niesłusznie został skazany za morderstwo lekarki z Lublina. Mężczyzna odsiedział w więzieniu w sumie 1044 dni. 30 września zapadł nieprawomocny wyrok w sprawie zadość­uczynienia, o które Góra walczy od 2009 roku.

Zbigniew Góra został aresztowany w 2005 roku. Oskarżony był o zabójstwo Haliny B., 73-letniej emerytowanej lekarki, od której wynajmował mieszkanie. Kobietę znaleziono w kamienicy w Lu­blinie. Sprawca bił ją i dusił, a także ukradł biżuterię.

Proces w sprawie morderstwa ruszył w 2006 roku. Zbigniew Góra nie przyznawał się do winy, jednak Sąd Okręgowy w Lubli­nie skazał go na 25 lat pozbawienia wolności. Orzeczenie jednak zostało uchylone przez sąd apelacyjny, a Góra w 2009 roku został uniewinniony.

Od tego czasu mężczyzna walczył o zadośćuczynienie. Domagał się 17 milionów złotych. Około miliona za poniesione straty i około 16 milionów zadośćuczynienia za krzywdy, których doznał on i jego rodzina.

– Straciłem rodzinę, straciłem dobre imię. Dzisiaj już nie jestem Zbyszkiem Górą, kucharzem, czy po prostu Zbyszkiem Górą, tylko tym, który był oskarżony, skazany, mordercą dla niektórych, kry­minalistą – mówił w maju tego roku mężczyzna podczas rozmo­wy z naszą reporterką Moniką Sawką-Łuczakiewicz.

Wyrok w sprawie zadośćuczynienia, który zapadł we wtorek, nie jest prawomocny, a poszkodowany już zapowiedział apelację. – Oczywiście będę się odwoływał, nie spodziewałem się mniej niż miliona złotych – powiedział Zbigniew Góra dziennikarzom "Dziennika Wschodniego".

...

Tak jest i nie ma co robi z sadow ostateczny autorytet . Tylko Bóg .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 34, 35, 36  Następny
Strona 5 z 36

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy