Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:40, 04 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Kurier Poranny
Znachorka oszukała mieszkankę Białegostoku na pół miliona zł
Znachorka oszukała mieszkankę Białegostoku na pół miliona zł - Kurier Poranny
Znachorka pewnego dnia zadzwoniła do swojej ofiary i stwierdziła, że nie jest już w stanie pomagać wujkowi. Bo jego dni są policzone, a śmierć nastąpi wkrótce, przy pełni księżyca. Tak rzeczywiście się stało. Do Sądu Okręgowego w Białymstoku wpłynął akt oskarżenia przeciwko 41-latce, której śledczy zarzucili oszustwo. Znachorka miała wyciągnąć od kobiety pół miliona złotych.
Wróżyła z kart. Mówiła, że jest znachorką, ma nadprzyrodzone właściwości. Za opłatą obiecywała uchronić bliską osobę od chorób. Nawet tak strasznych jak nowotworowe. Wkrótce Edyta M. będzie się z obietnic tłumaczyć przed sądem. Prokuratura oskarżyła ją o oszustwo na ponad pół miliona złotych.
REKLAMA
Pokrzywdzona Małgorzata M. o oskarżonej dowiedziała się od siostrzenicy męża. Ta poznała ją w 2011 roku jako osobę leczącą różne przypadłości niekonwencjonalnymi metodami. Oskarżona zrobiła wrażenie na kobiecie, bo m.in. zdołała na podstawie zdjęcia jej wujka ocenić jego stan zdrowia jako bardzo ciężki. Zaoferowała pomoc. Spotkały się kilka razy. Za każdą wizytę Edyta M. miała brać 100-200 zł. Aż pewnego dnia zadzwoniła i stwierdziła, że nie jest już w stanie pomagać wujkowi. Bo jego dni są policzone, a śmierć nastąpi wkrótce, przy pełni księżyca. Tak rzeczywiście się stało.
Gdy Małgorzata M. to usłyszała, postanowiła, że musi spotkać się ze znachorką. Kuzynka zawiozła ją do oskarżonej do Białegostoku. Małgorzata liczyła, że Edyta M. rozwiąże problemy zdrowotne jej dzieci. Prokuratura ustaliła, że podczas jednej z wizyt znachorka ostrzegła, że synowi grozi choroba nowotworowa. Twierdziła, że może temu zaradzić. Za taką pomoc zażądała jednak większych pieniędzy. Miała powtarzać Małgorzacie M., by ta płaciła, bo stanie się coś złego.
Znachorka: Pieniądze wygrywałam w lotto
I pokrzywdzona płaciła. Najpierw po kilka tysięcy złotych, potem przelewała na konto oskarżonej i po kilkanaście tysięcy. Wydała oszczędności, brała kredyty, pożyczała od rodziny. Jak ustalili śledczy, przez ponad rok przekazała Edycie M. 550 tys. zł. 24 sierpnia 2012 roku mąż Małgorzaty M. złożył zawiadomienie o tym, że żona została oszukana.
Edyta M. nie przyznała się. Twierdziła, że tylko wróżyła pokrzywdzonej z kart i nie brała za to pieniędzy. Skąd więc na jej koncie takie sumy? 41-latka powiedziała śledczym, że wygrywała je w lotto.
...
Opis wskazuje na Cyganke. Ja tego nie wiem ale znajac media i ,,Rumunów" to jestem czujny.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:03, 05 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Złodzieje ukradli kilkaset metrów trakcji. Wstrzymano ruch pociągów w kierunku Mazur
5 sierpnia 2015, 10:05
Poważne utrudnienia w kursowaniu pociągów w województwie warmińsko-mazurskim. Nad ranem złodzieje ukradli kilkaset metrów trakcji elektrycznej na trasie Olsztynek-Waplewo. Przedstawiciele PKP podają, że zginęło kilkaset metrów przewodów.
Z tego powodu trzeba było wstrzymać ruch pociągów na odcinku z Olsztynka do Nidzicy. Jak wyjaśnia Karol Jakubowski z PKP PLK, połączenia lokalne zostały zastąpione autobusami, natomiast dalekobieżne - zmieniają trasę.
Pasażerowie z Działdowa do Olsztyna dojechali autobusami. Pociągi dalekobieżne jadę przez Iławę.
Na miejscu są już ekipy techniczne, które naprawiają trakcję. Według przedstawicieli PKP PLK, ruch będzie mógł być wznowiony dziś po południu.
O sprawie kradzieży trakcji została powiadomiona także policja i Służba Ochrony Kolei.
...
Ludzie ludziom robia pieklo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:59, 10 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Sporna sytuacja we wrocławskim tramwaju. MPK pyta internautów o jej ocenę
Michał Dzierżak
10 sierpnia 2015, 12:31
Kontrowersyjna sytuacja w jednym z wrocławskich tramwajów. Motorniczy skarży się, że pasażerka wstrzymywała odjazd pojazdu, zaś kobieta, że kierujący zwrócił jej uwagę w skandaliczny sposób. Zdanie w tej sprawie zabrali chętnie internauci.
Wrocławskie Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne opublikowało na Facebooku zapis skargi pasażerki oraz odpowiedzi motorniczego na sytuację, która miała miejsce na przystanku Dworzec Nadodrze w tramwaju linii 0P. O ocenę całego zajścia poproszono internautów.
"Przytrzymałam drzwi pojazdu, by moja mama zdążyła dobiec i wsiąść do środka. Po czym motorniczy otworzył swoją kabinę i zaczął na mnie nie tyle krzyczeć, co wrzeszczeć i mnie obrażać. Darł się, że po dzwonku nie wkłada się "giry" między drzwi i tak dalej... Zaistniałe zachowanie jest niedopuszczalne. Może i nie powinnam blokować drzwi i poczekać na kolejny tramwaj, ale to nie jest usprawiedliwienie dla tak skandalicznego zachowania" - pisze w skardze do MPK pasażerka.
W odpowiedzi motorniczy nie zaprzeczał, że użył słowa "gira", które słownik języka polskiego określa jako potoczne, jednak niekiedy - mało stosowne.
"Podczas zamykania drzwi zauważyłem dobiegającą od znajdującej się przy przystanku pizzerii kobietę, która wsadziła nogę w drzwi, w celu przetrzymania odjazdu dla dobiegającej drugiej kobiety - która jeszcze oczekiwała na swoje zamówienie pod lokalem. Zdarzenie miało miejsce przy pierwszych drzwiach pod kabiną, więc wyszedłem i zwróciłem Pani uwagę, że nie przytrzymuje się drzwi, na co zareagowała arogancko, nie słuchając, co mam do powiedzenia. Mogłem użyć potocznego sformułowania "gira", było to spowodowane aroganckim zachowaniem tejże Pani" - tłumaczył kierujący "zerówką" motorniczy.
Internauci, którzy skomentowali to zajście, często twierdzili, że wina leży po obu stronach, jednak nie zabrakło opinii jednoznacznie krytycznych - głównie wobec pasażerki.
"Tramwaj to nie taksówka", "niby odjazd opóźni się o kilka sekund, jednak na kolejne przystanki tramwaj może przyjechać już kilka minut po czasie", "blokowanie drzwi samo w sobie jest totalnym chamstwem" - komentowali użytkownicy Facebooka. Z drugiej strony, kilka krytycznych opinii dotyczyło również zachowania kierującego w takiej i podobnych sytuacjach -"widziałem i słyszałem już dosyć chamskich motorniczych", "różnie bywało z kulturą kierowców i motorniczych".
- Na bieżąco szkolimy naszych pracowników pod kątem komunikacji z pasażerami. Motorniczy faktycznie mógł zareagować inaczej. Popełnił błąd, który doprowadził do eskalacji całej sytuacji - tłumaczą przedstawiciele MPK. Przewoźnik analizuje dokładne okoliczności całego zajścia i wówczas podejmie decyzję, czy wobec motorniczego zostaną wyciągnięte konsekwencje.
...
Jak sie drzwi zamykaja to sie nie wciska nogi. W Conanow sie zabawiacie?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:42, 12 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
"Rzeczpospolita": przybywa nielegalnych ofert sprzedaży organów do przeszczepów
"Rzeczpospolita": przybywa nielegalnych ofert sprzedaży organów - Shutterstock
W internecie przybywa ofert sprzedaży organów do przeszczepów. Policja ostrzega, że takie anonse są karalne, a ich autorzy mogą paść ofiarą międzynarodowych gangów, które czerpią zyski z handlu narządami - informuje "Rzeczpospolita".
Ponadto, osoby publikującej takie ogłoszenia narażają się też na odpowiedzialność karną, bo nawet zamieszczanie ogłoszeń o sprzedaży, np. nerki narusza ustawę transplantacyjną – przypomina Krzysztof Hajdas, rzecznik Komendy Głównej Policji.
REKLAMA
Policja prowadzi rocznie od kilku do kilkunastu spraw przeciwko osobom, które zamieściły w sieci taki anons. Ogłaszający najczęściej chcą sprzedać nerkę, rzadziej szpik lub fragment wątroby.
Zdarzają się również przypadki, jak ten z Olsztyna. - Kobieta podała, że szuka biorcy, deklarując, że jeśli od strony medycznej nie będzie przeciwwskazań, jest gotować oddać nerkę za ok. 57 tys. złotych - opisuje rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Krapkowicach, Jarosław Waligóra.
Jak się tłumaczą? Hajdas wskazuje, że jedni obracają to w żart, inni mówią, iż to nieprzemyślany odruch wynikający z problemów finansowych. Niezależnie od motywu za to przestępstwo grozi do roku więzienia. Ogłoszeniodawcy z reguły dobrowolnie poddają się karze – zauważa "Rz".
Prof. Roman Danielewicz, dyrektor Poltransplantu, podkreśla z kolei, że gangi mogą wykorzystać osoby oferujące w sieci sprzedaż organów. - Mogą się narazić na to, że jakieś grupy przestępcze spoza Polski będą próbować po nie sięgać; warto przed tym ostrzegać – podkreśla.
...
Glupi ludzie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:36, 12 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Usiłował zabić konkubinę. Twierdzi, że sama go o to prosiła
Piotr Halicki
Dziennikarz Onetu
Lekarze uratowali kobietę. Jej wersja wydarzeń była inna niż jej partnera - Norbert Litwiński / Onet
To wyjątkowo zagadkowa sprawa dla śledczych. 61-letni mężczyzna próbował zabić swoją wieloletnią partnerkę, wbijając jej nóż w klatkę piersiową. Jak twierdzi, sama go do tego namówiła. Tak wynika również z listu pożegnalnego, który zostawiła. Potem mężczyzna miał sam odebrać sobie życie. Tymczasem lekarzom udało się uratować kobietę. Kiedy odzyskała przytomność, opowiedziała zupełnie inną wersję zdarzenia.
Do tego tajemniczego dramatu doszło w jednej z miejscowości na terenie gminy Izabelin pod Warszawą. Zaczęło się od tego, że dyżurny komendy policji w Starych Babicach otrzymał informację od dyspozytora pogotowia ratunkowego o pchnięciu nożem 57-letniej kobiety. Miało się to stać w jej miejscu zamieszkania. Funkcjonariusze natychmiast pojechali pod wskazany adres.
REKLAMA
- Kobieta była nieprzytomna. Stwierdzono o u niej obrażenia klatki piersiowej. Miała kilka ran kłutych. Przetransportowano ją do szpitala, gdzie od razu przeszła operację. Przeżyła – mówi Onetowi nadkomisarz Ewelina Gromek-Oćwieja z Komendy Powiatowej Policji dla Powiatu Warszawskiego Zachodniego z/s w Starych Babicach.
Podczas wykonywania wstępnych czynności i oględzin miejsca zdarzenia, policjanci znaleźli list pożegnalny, który miała zostawić 57-latka. – Nie ma wątpliwości, że to ona go napisała. Badania grafologiczne to potwierdziły. Nie wiadomo jednak na razie, w jakich okolicznościach ten list został napisany – mówi nam prowadzący sprawę prok. Tomasz Pyzara z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Wola.
Śledczy nie chcą na razie zdradzać szczegółów tego zdarzenia. Jak udało nam się ustalić, w sprawę zamieszany jest wieloletni konkubent kobiety, 61-letni Michał W. Jak utrzymuje mężczyzna, to jego partnerka namówiła go, by... ją zabił. I wszystko wskazuje na to, że to on zadał jej ciosy nożem. Co ciekawe, mniej więcej taka wersja wydarzeń zgodna jest z tym, co zostało napisane we wspomnianym liście pożegnalnym kobiety.
Po zabiciu 57-latki jej partner miał sam odebrać sobie życie. Najwidoczniej jednak rozmyślił się. Wygląda na to, że zmienił zdanie również co do zabójstwa swojej partnerki, bo to on wezwał do niej karetkę pogotowia. Lekarzom udało się ją uratować. Kiedy kobieta odzyskała przytomność, złożyła zeznania.
- Jej wersja zdarzeń odbiega od tej podawanej przez 61-latka. Na podstawie jej zeznań oraz zebranego już materiału dowodowego mężczyzna został zatrzymany i przedstawiono mu zarzut usiłowania zabójstwa – tłumaczy prok. Tomasz Pyzara.
Zgodnie z art. 148 kodeksu karnego, za ten czyn grozi od ośmiu lat więzienia do dożywocia. Na wniosek policji prokuratura wystąpiła do sądu o tymczasowe aresztowanie 61-latka. Sąd przychylił się do wniosku. Michał W. został aresztowany tymczasowo na trzy miesiące.
Postępowanie w tej sprawie trwa. Śledczy przesłuchują świadków i badają okoliczności zdarzenia. Jedną z bardziej zastanawiających jest sprawa wspomnianego listu pożegnalnego. Jedna z wersji rozpatrywanych przez śledczych jest taka, że kobieta mogła zostać zmuszona do jego napisania. Więcej szczegółów tego zdarzenia poznamy za kilka dni lub nawet tygodni. Do sprawy wrócimy.
...
Wesole partnerskie zycie w zwiazkach.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:03, 13 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Dramat na Ursynowie. "Zaczęli mnie dusić, kopać w głowę"
Mariusz Szymczuk
13 sierpnia 2015, 15:28
- Zaczęli mnie dusić, kopać w głowę, uderzać głową o chodnik. Spadły mi okulary, oni je podeptali - opowiada Wirtualnej Polsce pan Łukasz, mieszkaniec jednego z bloków na warszawskim Ursynowie. - Zostałem pobity przez grupę pijaków. Co się musi stać, żeby ktoś zareagował? Muszą kogoś zabić? - pyta rozgoryczony. Zarówno on, jak i jego sąsiedzi o lat zmagają się z wulgarnymi, pijanymi i coraz bardziej agresywnymi ludźmi, którzy tuż obok ich mieszkań urządzili sobie miejsce spotkań. Lokatorzy domagają się odebrania licencji na sprzedaż alkoholu pobliskiemu sklepowi. - Dopóki mieszkańcy nie zgłoszą problemu na piśmie nie możemy nic zrobić - tłumaczy rzeczniczka burmistrza Ursynowa.
- Oby tylko wrzeszczeli i się bili. Oni załatwią się gdzie popadnie. Wszędzie śmierdzi. Teraz robią to pod drzewem, ale zimą to wchodzą na klatkę i do kwiatów - opowiada Wirtualnej Polsce mieszkanka bloku przy ulicy Meander w Warszawie. - Jestem już stara, ale przez całe życie nie usłyszałabym tylu przekleństw co przez chwilę tu, gdy mam otwarty balkon. Uszy więdną - dodaje jej sąsiadka. Obydwie mieszkają tu od lat. Straciły już nadzieję, że cokolwiek się zmieni. - Jest bardzo źle, a tu jeszcze to pobicie. To się robi bardzo groźne - dodaje mieszkający w bloku obok mężczyzna.
Problemem jest sklep z alkoholem?
Pan Łukasz został pobity w ostatnią sobotę. Był w domu, próbował pracować, ale nie mógł dłużej znieść dobiegających zza okna przekleństw i wrzasków. Zszedł na dół, by zwrócić uwagę ludziom, których - jak mówi - od kilku godzin słyszała cała okolica. Ci rzucili się na niego i zaczęli okładać. Część ataku udało mu się nagrać telefonem komórkowym. - Chcieli mi go wyrwać. Wiedzieli, że wszystko zarejestrowałem - wspomina pan Łukasz. Na miejsce przyjechała policja.
- Dwóch mężczyzn oraz kobieta zostało zatrzymanych w dniu 8 sierpnia - potwierdza z st.asp. Robert Opas z Komendy Stołecznej Policji. Zostali przesłuchani w zwolnieni. Są podejrzani o udział w bójce i pobicia. Grozi za to od 3 lat pozbawienia wolności. Kobieta dodatkowo podejrzana jest o formułowanie gróźb karalnych. Grozi za to do 2 lat więzienia. Wszyscy troje są znani policji. Będą odpowiadać z wolnej stopy.
Mieszkańcy twierdzą, że źródłem ich problemów jest pobliski sklep spożywczo-monpolowy. To tam w alkohol mają zaopatrywać się kłopotliwi goście. - Napisaliśmy pismo z prośbą o nieprzedłużanie temu sklepowi koncesji na sprzedaż alkoholu do 18 procent, czyli piwa. Uważamy, że tych ludzi nie będzie stać na wino na 15 złotych czy wódkę za 40 i sobie pójdą. Chcemy pozbyć się piwa z tego sklepu. Nie chcemy pozbywać się koncesji na cały alkohol, bo sami z tego sklepu korzystamy - precyzuje pan Łukasz. - Pewnie wtedy ci ludzie przeniosą się gdzieś dalej, ale to już nie będzie nasz problem - przyznaje.
Wieloletni problem
- Problemy w tej okolicy są od wielu lat - mówi WP Piotr Makohin , wiceprezes Spółdzielni Mieszkaniowej Wyżyny w Warszawie. - Może się zdarzyć, że jakaś zaczepka jest, ale generalnie ci ludzie zajmują się sami sobą. Zdecydowanie czasem są za głośni i w nieodpowiednich porach, ale to zaczepianie ludzi to nie jest główny cel. Myślę, że główny cel to jest napicie się. To nie są ludzie, którzy po to się spotykają, żeby wszczynać burdy. Trzeźwi ludzie też się zdarza, że się pobiją - dodaje wiceprezes. Spółdzielnia pozytywnie zaopiniowała wniosek właściciela sklepu do Urzędu Dzielnicy ws. przedłużenia koncesji na sprzedaż alkoholu. Według wiceprezesa to nie sklep jest problemem. - Piwo można kupić w kilkuset miejscach na terenie Ursynowa. Nie bardzo widzę powody, żeby temu sklepowi wyrażać taką zgodę, a tamtemu nie. Nie my jesteśmy o wychowania społeczeństwa w trzeźwości - wyjaśnia Makohin.
Jerzy Zawadzki, właściciel sklepu, odpiera zarzuty. Zapewnia, że nie sprzedaje alkoholu ani osobom nietrzeźwym, ani nieletnim. Pokazuje monitoring zainstalowany także przed lokalem i przekonuje, że dba o bezpieczeństwo swoich klientów. Dodaje też, że nie może brać odpowiedzialności za to, co dzieje się w pewnej odległości od sklepu. Jego zdaniem ewentualne cofnięcie koncesji na sprzedaż alkoholu przyniesie wiele szkód. - Wtedy sklep upadnie, a pięć rodzin stracie szanse na godne życie. A sklepów jest jak grzybów, co pięćdziesiąt metrów. Te osoby, które tutaj kupują alkohol kupią go obok i nic się nie zmieni - twierdzi Jerzy Zawadzki. - Może faktycznie wydarzył się jakiś incydent na zewnątrz, ale to się wszędzie zdarza. Ostatnio widziałem w gazecie zdjęcie pijanego posła, który leżał na dywanie w hotelu sejmowym. To znaczy, że trzeba sejm zlikwidować? - pyta Zawadzki.
- Z tego rejonu nie otrzymaliśmy pisemnych skarg mieszkańców, a dopiero na takie będziemy mogli oficjalnie zareagować - wyjaśnia Wirtualnej Polsce Bernadeta Włoch-Nagórny rzecznik prasowy Urzędu Dzielnicy Ursynów. - Oczywiście jeśli taka będzie wola mieszkańców, jeśli wystąpią z prośbą do dzielnicy, żeby tę koncesję odebrać to jest to możliwe - dodaje. - A na bieżąco mieszkańcy, w razie potrzeb muszą natychmiast wzywać służby porządkowe i wskazywać im w jakich rejonach są potrzebne - radzi rzeczniczka burmistrza Ursynowa.
Sposobu na ulżenie ludziom szuka już także spółdzielnia "Wyżyny". Być może w spornym miejscu zostanie zorganizowany parking. - Wtedy nie będzie mowy o robieniu tam "biesiad". Co zmienia faktu, że tacy ludzie byli są i będą. Pójdą gdzie indziej i komu innemu będą przeszkadzać - przewiduje Piotr Makohin wiceprezes spółdzielni mieszkaniowej.
...
Raj w k raju.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:21, 13 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Niski stan wody odsłonił wstydliwą prawdę o Wiśle
Piotr Halicki
Dziennikarz Onetu
Stare opony, metalowe beczki i inne żelastwo, stare deski i pnie drzew, foliowe torby, szmaty, całe i rozbite butelki – oto, co widać na brzegach i w płytkiej wodzie Wisły w Warszawie. Niski poziom wody "królowej rzek" ukazał jej rzeczywisty stan czystości. Miasto obiecuje, że wykorzysta ten moment i posprząta.
8Zobacz zdjęcia
Poziom wody Wisły w stolicy w ostatnich dniach waha się w okolicach 60 cm. To zaledwie kilka centymetrów od rekordu. Najniższy (w historii pomiarów, czyli od 1797 roku) jej stan w Warszawie odnotowano w 2012 roku – 52 cm.
Dzięki tej sytuacji z wody wyłoniły się m.in. szczątki leżącego na dnie statku – pasjonaci podejrzewają, że to legendarna „Bajka”, teraz sprawdzają to eksperci. Ale Wisła odsłoniła też inne niespodzianki, te bardziej przykre. Na brzegach i w płytkiej wodzie zalegają bowiem całe stosy śmieci.
Sprawdziliśmy, podczas spaceru brzegiem rzeki zauważyliśmy stare opony, pordzewiałe metalowe beczki i inne żelastwo, stare deski i całe pnie drzew, szmaty, foliowe torby, puszki, rozbite butelki i wiele innych przedmiotów, które – co widać po ich stanie – długo leżały w wodzie. Jest też oczywiście pełno "świeżych" śmieci, pozostawionych przez bezmyślnych imprezowiczów. Nie trzeba chyba nikogo przekonywać, że to wszystko nie jest przyjemnym widokiem i może popsuć popołudniową przechadzkę nad rzeką.
Zapytaliśmy odpowiednie instytucje, czy zamierzają wykorzystać niski stan Wisły i posprzątać ją i jej okolice. Trzeba przy tym zaznaczyć, że to kompetencje dwóch różnych „gospodarzy” – za czystość brzegów odpowiadają służby miejskie, a za samo koryto rzeki, w obrębie którego jest woda – Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Warszawie.
- Idealnie pan trafił z tym pytaniem – właśnie wydałam decyzję, by zatrudnione przez nas ekipy wzięły się za sprzątanie brzegów rzeki, które zostały odsłonięte przez ustępującą wodę – powiedziała nam Renata Kuryłowicz, koordynator Służby Brzegowej w Warszawie. - Zrobią to prawdopodobnie w przyszłym tygodniu – dodała.
- Zajmą się tym, w ramach swoich obowiązków, ekipy, które codziennie sprzątają nadwiślańskie tereny, m.in. miejskie plaże. To nie będzie ich pierwsza taka akcja. Za każdym razem, gdy poziom wody w Wiśle obniża się, staramy się to wykorzystać właśnie do oczyszczenia jej brzegów, które zostały odkryte – zapewnia Renata Kuryłowicz.
Specjalnej akcji sprzątania nie planuje natomiast Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Warszawie, bo, jak zapewnia, robi to przez cały czas. - Porządkowaniem terenów wzdłuż rzeki zajmujemy się w ramach codziennych obowiązków, wykorzystując nasze możliwości kadrowe. Nasi pracownicy, którzy są w terenie każdego dnia, zabierają z brzegów różne porzucone, większe i mniejsze przedmioty. Niedawno sprzątali okolice mostu Skłodowskiej-Curie, zwanego Północnym - zebrali kontener śmieci, m.in. meble i śmieci drobniejsze – informuje Urszula Tomoń, rzeczniczka stołecznego RZGW.
- Śmieci nad rzekami i w rzekach są niestety problemem powszechnym i ogólnokrajowym. Za taki stan rzek powinni się wstydzić wszyscy ci, którzy te śmieci pozostawiają w miejscach, gdzie nie powinni. Śmieci powinny się znajdować w koszach i specjalnych pojemnikach, a nie na brzegu rzeki czy w wodzie. Czyste środowisko zależy od nas wszystkich – dodaje Urszula Tomoń.
...
Taka mamy holote..
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:23, 13 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Ciężarna kobieta upija się do nieprzytomności. Służby: to nie jest karalne
13 sierpnia 2015, 17:33
Jest w ósmym miesiącu ciąży i codziennie upija się do nieprzytomności. Pije piwo, denaturat - co tylko wpadnie jej w ręce. Ani policja, ani straż miejska nie są w stanie nic zrobić - mogą jedynie odwieźć pijaną kobietę do szpitala.
- Pełna ochrona prawna dziecka rozpoczyna się z chwilą rozpoczęcia akcji porodowej. W sytuacji kiedy kobieta w zaawansowanej ciąży nadużywa alkoholu jest rzeczą oburzającą i niedopuszczalną. Jednak tego typu zachowanie nie jest karalne - mówi portalowi epoznań.pl Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
Młoda kobieta widywana była prawie codziennie w jednej z poznańskich dzielnic. Początkowo sądzono, że jest bezdomna. Razem ze swoim konkubentem korzystała z pomocy wszystkich placówek dla potrzebujących w Poznaniu. Szybko jednak ich z nich wyrzucano: za picie alkoholu, zażywanie narkotyków, burdy.
Para ponownie trafiła więc na ulicę, gdzie bez przeszkód oddawała się nałogom. Policjanci lub strażnicy miejscy odwozili ją nieprzytomna do szpitala, tam trzeźwiała, potem była wypisywana i wszystko zaczynało się od początku.
- Gdyby w piątym czy ósmym tygodniu przerwała ciążę zostałaby ukarana. Gdyby trzymała już to dziecko na rękach też byłaby zatrzymana - mówi portalowi epoznan.pl jedna z jego czytelniczek.
Po raz ostatni ciężarna trafiła do szpitala w środę. Wtedy też okazało się, że wcale nie jest bezdomna.
- Tam bardzo się awanturowała, więc na miejsce wezwano funkcjonariuszy - powiedział portalowi epoznan.pl Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji. - W trakcie wykonywania czynności okazało się, że mąż zgłosił jej zaginięcie i jest poszukiwana. Ostatecznie mąż przyjechał po nią do Poznania i zabrał ją do Wałbrzycha, skąd pochodzą.
Rzecznik wielkopolskiej policji zapowiedział, że funkcjonariusze z Poznania skontaktują się z odpowiednimi służbami z Wałbrzycha, by ci monitorowali dalsze losy kobiety.
epoznan.pl
...
A zabierac dzieci rodzinie bo dochod za niski to wolno. Zwyrodniale panstwo.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:23, 17 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
"Rzeczpospolita": alkohol jest w Polsce łatwiej dostępny niż chleb
W Polsce jest ok. 250 tys. punktów sprzedaży alkoholu - Shutterstock
W Polsce jest ok. 250 tys. punktów sprzedaży alkoholu, wiele czynnych całą dobę, i w efekcie łatwiej dziś kupić wyskokowe trunki niż pieczywo - pisze "Rzeczpospolita".
Coraz większa liczba wójtów, burmistrzów i prezydentów wsłuchuje się zaś w głosy mieszkańców i zmniejsza liczbę takich sklepów i lokali.
REKLAMA
Samorządy zrozumiały, że obecność alkoholu kosztuje, i to w każdym zakresie: bezpieczeństwa, zdrowia czy spraw socjalnych, bo nadużywanie wiąże się z wykluczeniem – mówi Krzysztof Brzóska, dyrektor Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
Jak podkreśla, nie jest tak, że do kasy miasta tylko płyną środki z opłat za koncesje, bo w praktyce złotówka wpada, a 4 zł wypływa.
Według Światowej Organizacji Zdrowia jeden punkt sprzedaży alkoholu powinien przypadać na 1-1,5 tys. mieszkańców, tymczasem w Polsce to 265. Do tego nasz kraj jest jednym z nielicznych w Europie, w których spożycie trunków się zwiększa. W 2013 r. wynosiło 9,67 litra czystego alkoholu na mieszkańca.
...
To kraj nam sie rozwija.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:34, 18 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Legnica: kasjerka zagarnęła 131 tys. zł. Grozi jej do 8 lat więzienia
Michał Dzierżak
18 sierpnia 2015, 09:07
Kasjerka z Legnicy (woj. dolnośląskie) przywłaszczyła sobie 131 tys. złotych podchodzące z opłat za rachunki. W ten sposób oszukała ponad 300 osób. Teraz stanie przed sądem.
Prokurator Rejonowy w Legnicy skierował do miejscowego sądu akt oskarżenia w sprawie 28-letniej legniczanki Doroty M., która za namową swojego partnera Dawida O., zagarnęła 131 tys. złotych. Pieniądze pochodziły z opłat za rachunki, których w punkcie kasowym dokonywali klienci. M. pracowała tam od kilku lat.
- Dorota M. pracowała w firmie przyjmującej za niewielką prowizją rachunki do zapłaty. Długo cieszyła się zaufaniem i dobrą opinią u pracodawców, jednak zmieniło się to w 2014 r., kiedy kobieta za namową partnera życiowego, 32-letniego Dawida O., zaczęła przywłaszczać sobie pieniądze pochodzące od wpłacających – mówi Liliana Łukasiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Dawid O. już wcześniej odsiadywał w więzieniu karę za oszustwa. Przekonał swoją partnerkę, że zagarnięte pieniądze zainwestuje, aby zapewnić jej i ich dziecku dostatnią przyszłość. 28-latka zabieraną z firmy gotówkę oddawała Dawidowi O.
- W ciągu roku oskarżona przywłaszczyła pieniądze z wpłat dokonanych przez 328 osób. Oszustwo wyszło na jaw, gdy klienci punktu zaczęli otrzymywać wezwania do zapłaty rachunków, które w ich mniemaniu zostały już przecież zapłacone. Pracodawca Doroty M. przeprowadził wewnętrzną kontrolę w firmie, która wykryła przestępczy proceder – dodaje Łukasiewicz.
Klienci firmy odzyskali pieniądze tylko dlatego, że punkt kasowy był ubezpieczony na taką okoliczność. Jednocześnie, po kontroli, całą sprawę zgłoszono do prokuratury.
Kobieta przyznała się do winy i teraz odpowie przed sądem. Grozi jej od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Jej partner Dawid O., został oskarżony o paserstwo, jednak z uwagi na to, że to nie pierwsze jego przestępstwo, będzie sądzony w warunkach recydywy i grozić może mu kara do 7 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności. 32-latek odsiaduje obecnie w więzieniu wyrok w innej sprawie.
...
A osobnikom od marnowania milionow z budzetu nic nie grozi.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:18, 19 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
W Sosnowcu powstała aplikacja do walki ze złodziejami samochodów
Paweł Pawlik
Dziennikarz Onetu
W Sosnowcu powstała aplikacja do walki ze złodziejami samochodów - Paweł Pawlik / Onet
W stolicy Zagłębia powstaje w sieci społeczność, która dzięki aplikacji mobilnej, wymienia się informacjami o skradzionych pojazdach i tablicach rejestracyjnych. "Ten projekt powstały z bezsilności", uważa pomysłodawca aplikacji Car Patrol.
Od początku roku do końca lipca w województwie śląskim skradziono 937 samochody. Jak wynika z policyjnych statystyk, to o 159 mniej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego. Z roku na rok rośnie też liczba odzyskanych pojazdów. Policyjna statystyka jest krzepiąca, ale jednak - i słusznie - nie przemawia do poszkodowanych.
REKLAMA
W Sosnowcu powstał pomysł, jak walczyć ze złodziejami przy wykorzystaniu internetu. Chodzi o stworzenie społeczności, która będzie się wymieniała informacjami o skradzionych pojazdach i tablicach rejestracyjnych. W tym celu powstała aplikacja mobilna, która zrzesza obecnie kilkaset osób.
– Impulsem do stworzenia aplikacji Car Patrol była informacja o kradzieży pojazdu znajomego. Potem obserwacja jego bezsilności i bezskutecznej walki o odnalezienie skradzionej własności – mówi Damian Nowaczyk, twórca aplikacji Car Patrol. – Aplikacja ma pomóc w odnalezieniu auta, ale także przygotować kierowcę na takie ryzyko – dodaje.
Schemat działania aplikacji polega na tym, że osoba której auto zostało skradzione, umieszcza zawiadomienia z danymi skradzionego pojazdu, w tym jego zdjęciem. Takie zgłoszenie zostaje przesłane do wszystkich użytkowników, to tzw. powiadomienie push. Zawiadomienie zawiera informację o dokładnej lokalizacji miejsca, gdzie został skradziony samochód oraz w jakiej odległości od użytkownika, który otrzymał takie zgłoszenie.
Monit jest całkowicie anonimowy. W zgłoszeniu znajdują się jedynie dane dotyczące samego pojazdu. Zadaniem użytkowników, którzy otrzymali zawiadomienie o kradzieży, jest wysłanie powiadomienia w momencie, gdy zobaczą oni skradziony pojazd. Informacja może zostać wysłane do właściciela pojazdu lub bezpośrednio na Policję.
– Takie działanie daje realną szansę na uniemożliwienie złodziejowi przestawienia pojazdu w zaciszne miejsce, gdzie samochód "stygnie" po kradzieży, lub dotarcia do tzw. "dziupli", czyli miejsca, gdzie skradzione auta są między innymi rozbierane na części – mówi Nowaczyk.
Uzupełnieniem całej koncepcji jest oznakowanie samochodu za pomocą charakterystycznej naklejki. To prewencyjne działanie, podpatrzone z policyjnej akcji "Noc stop". Tutaj też chodzi o informację dla potencjalnego złodzieja, że pojazd jest pod okiem społeczność Car Patrol.
– Jeżeli oznaczymy pojazdy to będziemy je w stanie wzajemnie monitorować, ponieważ pojazd skradziony jadący z miejsca kradzieży do miejsca docelowego jedzie po tych samych drogach co każdy z nas – opisuje pomysłodawca akcji.
Aplikacja oferuje również dodatkowe usługi: licznik punktów karnych, przypomnienie o terminie OC i przeglądu technicznego.
..
Zrobil sie horror.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:36, 19 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
"Solidarność" zawiadomiła prokuraturę ws. reklamy Żytniej
Jacek Gądek
Dziennikarz Onetu
Zdjęcie udostęonione przez markę Żytnia - [link widoczny dla zalogowanych]
"Solidarność" skierowała do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa w związku z opublikowaniem reklamy wódki Żytnia. W reklamie wykorzystano zdjęcie przedstawiające, jak koledzy niosą ciało zastrzelonego w 1982 r. Michała Adamowicza. - Mówimy "nie" dla profanacji oraz nieetycznego i niemoralnego bezczeszczenia ofiar Zbrodni Lubińskiej - podkreślili związkowcy.
Wczoraj, na profilu na FB marki Wódka Żytnia, której producentem jest Polmos Bielsko-Biała, opublikowano reklamę, której głównym elementem było zdjęcie przedstawiające grupę mężczyzn niosących ciało martwego demonstranta z Lubina - z 1982 roku. Podpisano je tak: "Kac Vegas? Scenariusz pisany przez Żytnią". To sugestia, że mężczyźni wracają z imprezy.
REKLAMA
- Jest to skandal i chamstwo - tak w rozmowie z Onetem reklamę wódki ocenia Krystyna Marcinowska z prezydium zarządu regionu Zagłębie Miedziowe. Zarząd NSZZ "Solidarność" Zagłębie Miedziowe skierował już do Prokuratury Okręgowej w Legnicy zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez autorów reklamy.
- Zawiadamiam o możliwości popełnienia przestępstwa przez wykorzystanie do promocji wódki marki Żytnia zdjęcia Zbrodni Lubińskiej ukazującego zamordowanego Michała Adamowicza z podpisem "Kac Vegas? Scenariusz pisany przez Żytnią" - napisali związkowcy. A na dowód dołączyli kopię reklamy, która wywołała falę krytyki wobec producenta trunku.
W ocenie "Solidarności" z Zagłębia Miedziowego "doszło do zbeszczeszczania Michała Adamowicza - jednej z trzech ofiar zastrzelonych przez ZOMO w dniu 31 sierpnia 1982 r. w Lubinie". "S" prosi prokuraturę o ukaranie osób odpowiedzialnych za opisany "haniebny uczynek".
Także centrala "Solidarności" zareagowała na reklamę Żytniej. - Tylko wypalony Żytnią wódą mózg mógł coś tak chorego wymyślić. Nawet nie ma słów, aby to wyrazić - komentuje na stronach "S" Marek Lewandowski, rzecznik prasowy związku. I dodaje: - Postaramy się, aby ponieśli tego konsekwencje. "Solidarność" choć zwraca uwagę, że producent alkoholu szybko się zreflektował i przeprosił za swoją reklamę, to - zdaniem związkowców - nie zamyka to sprawy.
Na profilu trunku faktycznie zamieszczono przeprosiny: - W imieniu zespołu Extra Żytniej najmocniej przepraszamy wszystkich, których uraziliśmy naszą publikacją. Pragniemy podkreślić, że publikacja takiej fotografii nie była wynikiem braku szacunku, a naszej nieświadomości. Popełniliśmy błąd i teraz za niego przepraszamy. Dopełnimy wszelkich starań, aby taka sytuacja się nie powtórzyła.
Podczas zajść w Lubinie (31 sierpnia 1982) zamordowano trzy osoby. Śmierć ponieśli Michał Adamowicz, Andrzej Trajkowski i Mieczysław Poźniak. Michał Adamowicz, którego ciało uwieczniono na fotografii, miał 28 lat. Zdjęcie to stało się jedną z ikon walki opozycji antykomunistycznej i pamięci o ofiarach.
...
To celowe zagranie nie pomylka. Taki juz jest poziom ,,moralny" warszawki.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:22, 21 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Głos Koszaliński
Koszalin: kobiety oszukały emerytkę. Policja ostrzega
Koszalin: kobiety oszukały emerytkę. Policja ostrzega - Shutterstock
77-latka z Koszalina padła kolejną ofiarą bezlitosnych złodziei, którzy wymyślili nowy sposób, by ufny człowiek otworzył drzwi mieszkania. Policja ostrzega zwłaszcza osoby starsze, które szczególnie narażone są na działania oszustów.
W czwartek rano do jednego z mieszkań w bloku przy ulicy Stefana Starzyńskiego w Koszalinie zapukały dwie kobiety. Otworzyła im 77-latka. Przekonały seniorkę, że były umówione na spotkanie z jej sąsiadami, ale – najwyraźniej o wizycie tej sąsiedzi zapomnieli. Poprosiły o pomoc – o kartkę i długopis, by mogły zostawić znajomym wiadomość. 77-letnia koszalinianka wpuściła kobiety do mieszkania. Jedna poszła z nią do kuchni, gdzie dostała kartkę, długopis i zaczęła pisać wiadomość. Druga w tym czasie zaczęła buszować po szaflach i szufladach w pokoju obok. Po chwili weszła do kuchni. Kobiety opuściły mieszkanie i po południe starsza pani zauważyła, że wraz z nimi zniknęła też koperta z pieniędzmi i biżuteria. Straty – 3 tysiące złotych.
REKLAMA
- Jedna z poszukiwanych kobiet ma około 50 lat, średnią budowę ciała, wzrost – 160-170 cm. Ma jasną cerę, a w chwili zdarzenia miała na głowie słomkowy kapelusz z dużym rondem. Druga z kobiet ma około 20-25 lat i była niższa – mł. asp. Monika Kosiec opisuje szczegóły, które udało się zapamiętać ofierze oszustek. - Zdarzenie to powinno być przestrogą dla wszystkich osób, które nie zachowują ostrożności w kontaktach z obcymi. Przestrzegamy, że aby ustrzec się przed złodziejami, najlepiej nie wpuszczać obcych do mieszkania, szczególnie w sytuacji, gdy inni domownicy są nieobecni – apeluje policjantka.
Oszuści pojawiają się najczęściej u osób starszych. Opowiadają i uprawdopodabniają rożne wymyślone historie. Podają się na przykład za pracowników zakładów usługowych czy remontowych, ZUS-u lub Narodowego Funduszu Zdrowia. Potrafią tak prowadzić rozmowę z seniorami, aby ci wskazali miejsce przechowywania gotówki czy innych wartościowych przedmiotów.
- Najlepiej w ogóle nie wpuszczać do domu osób, których nie znamy, a w razie podejrzeń i wątpliwości zaleca się natychmiastowy kontakt z policją pod nr telefonu 997 – przypomina mł. asp. Monika Kosiec z koszalińskiej komendy.
Zdarza się, że przestępcy dzwonią wcześniej do swoich ofiar, przedstawiają się za wnuczka, bratanka, siostrzenicę. Proszą o pilną pożyczkę, bądź wsparcie konkretną kwotą pieniędzy. Tłumaczą, że odbierze je kolega bądź koleżanka, pracownik banku, sklepu, w którym chcą coś kupić. Kolejna metoda: po chwili od takiego telefonu jest kolejny - ktoś przedstawia się jako policjant. Twierdzi, że mundurowi rozpracowują szajkę oszustów, prosi o pomoc. Podpytuje też, jaką gotówką dysponuje starsza osoba. Namawia do zorganizowania zasadzki i przekazania gotówki... Bądźcie czujni!
...
Bestie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:57, 21 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
"Dziennik Gazeta Prawna": oszuści mają nową metodę - na komornika
"Dziennik Gazeta Prawna": oszuści mają nową metodę - na komornika - Shutterstock
Krajowa Rada Komornicza ostrzega przed fałszywymi egzekutorami, którzy wysyłają do banków pisma o zajęciu rachunków i ogłaszają licytacje – informuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Zajęcie wierzytelności z rachunku bankowego należy do jednej z najpopularniejszych metod odzyskiwania należności. Oszuści to wykorzystują i kierują do banków zawiadomienia o zajęciu rachunku, gdzie zarówno numer rachunku komornika, jak i jego personalia są fałszywe.
REKLAMA
- Dlatego uczulamy, aby pracownicy banków dokładnie weryfikowali treść pism o zajęcie i sprawdzali, czy taki komornik rzeczywiście istnieje - mówi Monika Janus, rzeczniczka Krajowej Rady Komorniczej. Na portalach aukcyjnych pojawiają się także ogłoszenia o licytacji komorniczej.
Oszuści - podając dane prawdziwych komorników (z innym numerem konta i numerem telefonu) - informują, że jest wyznaczona licytacja luksusowego auta, ale istnieje też możliwość sprzedaży z wolnej ręki, przy czym decyduje kolejność wpłat. - Był przypadek, gdy ktoś wpłacił oszustowi 40 tys. zł za samochód, którego potem domagał się od komornika. Tymczasem żadnej licytacji nie prowadzono - opowiada Monika Janus.
...
Znowu...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:10, 25 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Wrocław: Nie mogą korzystać z windy. Sąsiedzi zamurowali im przejście...
Tomasz Pajączek
Dziennikarz Onetu
Przez lata mieszkańcy trzech klatek przy ul. Lwowskiej we Wrocławiu zgodnie korzystali z jednej windy. W końcu jednak poróżnili się i jedna ze wspólnot zamurowała sąsiadom przejście do dźwigu. Dla starszych ludzi, szczególnie tych mieszkających na czwartym i piątym piętrze to spory problem. Z powodu odciętego dostępu do windy, wielu z nich nie wychodziło z domu od kilku tygodni.
5Zobacz zdjęcia
– Winda nie jest na tyle osób. Jest przystosowana do tego budynku. I ja mam ją w przydziale, a oni jej nie mają – tłumaczy pani Weronika, która mieszka przy ul. Lwowskiej 21. To właśnie mieszkańcy z tej klatki mają teraz windę na wyłączność, choć przez lata z dźwigu mogli korzystać także lokatorzy z bramy nr 23 i 25. Od kilku miesięcy jest to już jednak niemożliwe, bo przejścia, które były między klatkami zamurowano. Zrobiono tak na wyższych kondygnacjach w sześciopiętrowym budynku. Na niższych – zaplombowano drzwi, które prowadziły na galerię. W ten sposób mieszkańcy dwóch klatek zostali odcięci od windy.
Plują, brudzą, powinni się wstydzić
Lokatorzy z Lwowskiej 21 wyjaśniają, że mieli dobre intencje. Jednak z sąsiadami nie dało się dogadać. Chcieli jeździć windą, ale nie chcieli płacić. Poza tym pluli i brudzili w dźwigu. Słowem, nie umieli się zachować. – Chcieliśmy płacić razem, jeździć razem, mówić sobie dzień dobry – dodaje pani Weronika. I podkreśla, że ani ona, ani inni mieszkańcy z jej bramy nie mają sobie nic do zarzucenia. – To oni powinni się wstydzić. Powiedzieli, że jeździli, jeżdżą i będą jeździć. A my im powiedzieliśmy: jeździliście, ale już nie będziecie. Żyjmy sobie jak bracia, ale liczmy się jak Żydzi – mówi.
– Owszem szkoda ludzi, bo są już starsi, ale powinni się pogodzić. Mnie by było wstyd po innych klatkach chodzić. Windy nie mają, bo im się nie należy. Wszystko jest załatwione legalnie, urzędowo – przekonuje inna z lokatorek z Lwowskiej 21, pani Stanisława.
Sąsiedzka złośliwość
Przechodzimy do drugiej bramy. Pani Emilia mieszka w klatce nr 23, na czwartym piętrze. Odkąd nie ma dojścia do windy, rzadziej wychodzi z domu, bo jak mówi – chodzenie po schodach sprawia jej coraz większą trudność. – Wiek robi swoje – podkreśla. – To nieprawda, że wcześniej nie płaciliśmy za windę. Płaciliśmy tyle, ile administracja nałożyła – dodaje.
– Umowa na korzystanie z windy została nam wypowiedziana bez powodu – mówi pani Wiesława, która także mieszka przy Lwowskiej 23. – Najpierw nam zaplombowali drzwi, a później na czwartym i piątym piętrze je zamurowali – dodaje.
Wchodzenie po schodach to dla wielu mieszkańców, zwłaszcza tych starszych i schorowanych, często przeszkoda nie do pokonania. – Na piątym piętrze mieszkają osoby, które są uwięzione w swoich mieszkaniach i praktycznie w ogóle nie wychodzą z domu – podkreśla pani Wiesława.
– To zwykła ludzka złośliwość, nic więcej, bo myśmy chcieli się z nimi dogadać. Zaproponowaliśmy, że będziemy płacić tyle, ile oni chcą. Ale nie zgodzili się. To jest znęcanie się nad ludźmi. My jesteśmy klatką bardzo spokojnych ludzi. Te starsze panie miałyby pluć? To jest po prostu śmieszne – zapewnia.
Porozumienia nie będzie?
Każda brama, 21, 23 i 25, stanowi oddzielną wspólnotę, ale wszystkimi zarządza ta sama firma – Admirom 5. Jej przedstawiciele sprawy jednak nie komentują. Nieoficjalnie mówi się, że w sąsiedzki konflikt po prostu nie chcą się mieszać.
– We wrześniu jesteśmy umówieni z naszym zarządcą na spotkanie trzech wspólnot. I będziemy próbować dyskutować na ten temat. Może to coś zmieni – mówi pani Wiesława z Lwowskiej 23.
Wszystko wskazuje jednak na to, że sąsiedzki spór trwać będzie nadal. – Ja do grobu windy nie wezmę, ale jak oni chcą mieć swoją windę, to niech sobie ją zbudują, a co – przyznaje bez ogródek pani Stanisława z Lwowskiej 21. – Oni się starają nie wiadomo o co, a to już nic nie wyjdzie z tego. Szkoda zachodu, bo my już się nie zgodzimy na to – wtóruje sąsiadce z klatki pani Weronika.
Niewykluczone, że konflikt o windę skończy się w sądzie.
...
Nie ma to jak dobroc ludzka...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:35, 26 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Głuchy telefon? Uważaj na swoje konto bankowe
Głuchy telefon? Uważaj na swoje konto bankowe - Thinkstock
Oszuści bez przerwy opracowują nowe metody, jak dobrać się do naszych kont bankowych. Na fałszywe e-maile (phishing) zachęcające do logowania się na podrobione strony banków coraz więcej osób zwraca większą uwagę i tym samym nie daje się nabrać. Szukając nowego sposobu na łatwy zarobek, oszuści opracowali nową metodę "na głuchy telefon".
Na czym polega sposób ataku? Na pewno nieraz zdarzyło się wam odebrać telefon i po drugiej stronie nie usłyszeć nikogo. Prawdopodobnie nie wzbudziło to waszej podejrzliwości, w końcu mógł to być problem z zasięgiem czy infrastrukturą operatora. Błąd. W ten sposób przestępcy sprawdzają, czy numer, pod który dzwonią, jest używany i po drugiej stronie znajduje się żywy człowiek (a nie np. biuro obsługi). Odebranie połączenia od nieznanego numeru i wydanie jakiegokolwiek dźwięku będzie dla przestępców znakiem, że numer jest aktywny. Oczywiście proces odbywa się automatycznie i połączenia pod kolejne numery wykonuje program komputerowy, korzystając np. ze Skype’a i nic nie stoi na przeszkodzie, aby oszust znajdował się wtedy na drugiej półkuli. W jaki jednak sposób można wiedzę o aktywności naszego numeru wykorzystać tak, aby dobrać się do naszych pieniędzy?
REKLAMA
Po potwierdzeniu aktywności numeru telefonu przestępcy wykonają do nas połączenie, podszywając się pod pracownika banku. Dzwonią z ważną wiadomością dotyczącą naszej karty debetowej (bądź kredytowej). Najpierw jednak muszą przeprowadzić weryfikację naszych danych, co można wykonać po wybraniu odpowiedniej cyfry na telefonie. Jeśli w tym momencie postanowicie się rozłączyć bądź zignorować wiadomość, usłyszycie, że to może doprowadzić do zablokowania konta do czasu przeprowadzenia weryfikacji.
Po wybraniu opcji potwierdzenia danych oszuści zażądają danych, o które banki zwykle proszą, czyli imię, nazwisko, adres, PESEL, hasło telefoniczne czy datę ważności karty.
Gdy udzielimy tych informacji, przestępcy dzwonią do banku w naszym imieniu i podszycie się pod nas nie stanowi większego problemu – przed chwilą zyskali wszelkie niezbędne dane. Od konsultanta telefonicznego wyłudzają informację o stanie naszego konta i jeśli kwota będzie warta uwagi (kilka albo kilkadziesiąt tysięcy złotych), to proszą o zmianę adresu i innych niezbędnych danych, dzięki czemu przejmują całkowitą kontrolę nad kontem. Nie trzeba chyba dodawać, że kolejnym krokiem jest jak najszybsze wyprowadzenie środków, a my po kolejnym zalogowaniu znajdujemy puste saldo albo wręcz olbrzymi debet.
Jak się można przed tym bronić? Przede wszystkim nie podawać pierwszej lepszej osobie naszych danych, a już szczególnie tych związanych z bankowością. Zawsze należy sprawdzać numer, z którego otrzymujemy połączenie. Banki nigdy nie dzwonią z numerów zastrzeżonych i w celu uniknięcia oszustw jak wyżej opisane dzwonią z numeru podanego na stronie internetowej. A jeśli pojawią się wątpliwości, czy osoba po drugiej stronie jest na pewno pracownikiem banku lepiej się rozłączyć i samemu przedzwonić do banku. Żaden bank nie zablokuje konta klienta z tego powodu i lepiej dmuchać na zimne.
...
Uwazajcie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:38, 02 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Kobra ukąsiła mężczyznę na jednym z łódzkich osiedli. Policja apeluje o ostrożność
64-letni mieszkaniec Łodzi przebywa w ciężkim stanie w szpitalu po ukąszeniu przez węża. - Apelujemy do mieszkańców o większą ostrożność, zwłaszcza przy spacerach z psem po rejonach parków, zarośli i krzaków, bo jeżeli rzeczywiście jest to zwierzę, które uciekło komuś z hodowli, to może ono być agresywne, jeżeli jest wygłodniałe czy zmęczone - mówi rzeczniczka Komendanta Wojewódzkiego Policji w Łodzi Joanna Kącka.
Jak przyznają mieszkańcy Łodzi, nikt nie spodziewa się, że w środku miasta może grasować kobra. - Zawsze trzeba surowicy szukać, ale chyba bym biegła do przychodni - mówi jedna z łodzianek zapytana o to, co należy robić po ukąszeniu. Zwierzę jeszcze nie zostało schwytane.
...
Skad to sie wzielo?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:36, 03 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Trzech mężczyzn porwało i zgwałciło 18-letnią sieradzankę
Trwają poszukiwania gwałcicieli - istock
Trzech mężczyzn zgwałciło i pobiło 18-letnią dziewczynę, mieszkankę Sieradza. Jednego z możliwych sprawców już zatrzymała policja. 23-latek został osadzony w areszcie na trzy miesiące. Pozostałych dwóch gwałcicieli szuka policja.
Paweł Chojnacki, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Sieradzu nie chce udzielać żadnych informacji w tej sprawie. - Ani w tej, ani w podobnych, jakie miały miejsce w naszym regionie nie udzielam informacji. Prokurator jest gospodarzem tej sprawy - ucina rzecznik.
REKLAMA
Bardziej rozmowny jest Józef Mizerski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sieradzu, która nadzoruje policyjne śledztwo w sprawie gwałtu na 18-latce. Nie kryje, że obecne ustalenia potwierdzają, że nad zbiornkiem Próba (pow. sieradzki, woj. łodzkie) doszło do gwałtu zbiorowego. A ten w świetle obowiązujących przepisów prawa karnego traktowany jest jak zbrodnia. I zagrożony karą od trzech do nawet 15 lat pozbawienia wolności. Potwierdza, że zatrzymano 23-letniego sieradzanina, którego wskazała ofiara gwałtu. Nie podaje jednak, na jakim etapie - ze względu na dobro prowadzonego śledztwa - są poszukiwania pozostałych dwóch gwałcicieli.
- Do brutalnego gwałtu zbiorowego doszło w ubiegłym tygodniu, w nocy z 27 na 28 sierpnia. Około godziny czwartej w nocy trzech młodych mężczyzn zaatakowało w centrum Sieradza 18-letnią sieradzanką. Porwano ją z okolic II Liceum Ogólnokształcącego. U zbiegu ulic Targowej, Broniewskiego, Zajęczej. Dziewczynę siłą wciągnięto do samochodu. Napastnicy wywieźli ją w okolice zbiornika Próba. Około 10 kilometrów od Sieradza. I tam ją zgwałcili. Po czym napastnicy odwieźli ją z powrotem do Sieradza. Dziewczyna wróciła do domu. Opowiedziała o całym zajściu rodzinie. Potem za namową bliskich zgłosiła się na policję, a następnie trafiła do szpitala. W regionie łódzkim nie zostało odnotowanych wiele takich zdarzeń w ostatnich latach. Często zdarzały się jednak w latach siedemdziesiątych. Wówczas zapadały surowe wyroki. Nawet do 10 lat za kratkami. Myślę, że i teraz znając dotychczas zgromadzony materiał zapadną równie surowe - mówi portalowi Onet rzecznik Prokuratury Okręgowej w Sieradzu Józef Mizerski.
Kiedy jeden z mężczyzn ją gwałcił, inni zajmowali się jej przytrzymywaniem. Ponadto wykorzystana nastolatka była zniewolona, bita i kopana.
Znajomi zatrzymanego 23-latka na portalach społecznościowych twierdzą, że jego zatrzymanie jest pomyłką. Piszą, że jest niewinny i w tym czasie przebywał ze swoją dziewczyną. Inni twierdzą, że to ponoć ofiara gwałtu sprowokowała napastników. Rzecznik Mizerski nie chce komentować takich wpisów. Zauważa, że jeśli ktoś ma jakąkolwiek wiedzę w tej sprawie powinien się zgłosić na policję czy do prokuratury.
Ostatnio do gwałtu zbiorowego doszło w regionie sieradzkim w czerwcu 2010 roku w powiecie wieluńskim. Wówczas dwóch mężczyzn dopuściło się podobnej zbrodni. Zgwałcili niepełnosprawną umysłowo kobietę. Wcześniej przestępstwo dokładnie zaplanowali. Gwałciciele zawitali do jej domu i spożywali z ojcem kobiety alkohol. Jeden z nich wyciągnął potem mężczyznę na zewnątrz pod pozorem zakupu kolejnych butelek trunku. W tym czasie pozostali dwaj dokonali brutalnego gwałtu. Ci gwałciciele już wyszli na wolność. Dostali po trzy lata kary pozbawienia wolności.
...
WYJATKOWE BESTIALSTWO!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:34, 04 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
"Rzeczpospolita": tak łamią prawo policjanci
"Rzeczpospolita": tak łamią prawo policjanci - Norbert Litwiński / Onet
Maleje korupcja wśród policjantów, ale coraz więcej z nich wynosi tajemnice i fałszuje dokumenty - pisze "Rzeczpospolita".
W 2014 r. 369 policjantów usłyszało 1108 zarzutów – wynika z raportu Biura Spraw Wewnętrznych. To minimalnie więcej niż rok wcześniej.
REKLAMA
W liczącej prawie 100 tys. formacji ci dopuszczający się przestępstw stanowią margines – zaznacza rzecznik Komendy Głównej Policji Krzysztof Hajdas.
Według raportu BSW główny grzech policjantów to wciąż korupcja – czyny o tym charakterze stanowiły 44 proc. wszystkich, za jakie mundurowi dostali zarzuty. Pocieszające jest, że łapówkarski trend słabnie – 5 lat temu było 1,3 tys. takich przestępstw, w ub.r. – 485.
W 2014 r. odnotowano zaś więcej przypadków zdrady tajemnic służbowych: wzrost liczby zarzutów z 20 w 2013 r. do 52, czy fałszowania dokumentów – z 63 do 133. Ponad dwukrotnie wzrosła liczba zarzutów dla policjantów w związku z udziałem w przestępczości narkotykowej – przeszło 50 z nich złapano na posiadaniu lub udzielaniu narkotyków.
Jest też druga strona medalu: wielu mundurowych bywa niesłusznie oskarżanych – zaznacza raport. Bywa, że dopiero po latach są oczyszczani z zarzutów.
...
Rozumiem ze wypelnianie durnych papierow jest meczace ale wynoszenie tajemnic? Policja musi swiecic przykladem!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:26, 06 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Żona uderzyła go w twarz. Upadł na ziemię i przestał się ruszać
6 września 2015, 09:57
Oficer dyżurny komisariatu w Morągu (woj. warmińsko-mazurskie) został powiadomiony przez dyspozytora pogotowia ratunkowego, że zadzwoniła do niego roztrzęsiona kobieta, która powiedziała, że właśnie zabiła swojego męża. Natychmiast na miejsce wysłano policjantów. Tam okazało się, że w mieszkaniu doszło do awantury, podczas której kobieta uderzyła w twarz swojego męża. Ten upadł na podłogę i przestał się ruszać.
Do oficera dyżurnego morąskiego komisariatu zadzwonił dyspozytor nr 112, który przekazał policjantowi niepokojące zgłoszenie. Kobieta, która chwilę wcześniej zadzwoniła na numer alarmowy i roztrzęsionym głosem powiedziała, że zabiła swojego męża. Po tej informacji na miejsce natychmiast zostali wysłani policjanci.
Tam okazało się, że małżeństwo razem piło alkohol. Kiedy trunek się skończył doszło do kłótni, w trakcie której żona uderzyła męża w twarz. Ten po uderzeniu osunął się na ziemię i nie dawał oznak życia. Spanikowana kobieta, nie mogąc ocucić małżonka zadzwoniła na pogotowie. Kiedy policjanci i ratownicy przyjechali na miejsce okazało się, że mężczyźnie nic się nie stało.
Jak tłumaczył, po tym jak żona z otwartej ręki uderzyła go w twarz, postanowił ją nastraszyć, udając, że nie żyje. Poza tym, w ten sposób chciał zapobiec dalszej awanturze. Kiedy jednak zobaczył, że kobieta wpadła w panikę, wstał z podłogi.
Jak donosi "Fakt", mężczyzna, żeby nie zaogniać napiętej atmosfery, opuścił mieszkanie w towarzystwie policjantów i spędził noc u kolegi.
...
Nie robcie sobie piekla z rodziny.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:12, 07 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Dramat w Warszawie. Próbował zabić byłą partnerkę i siebie
Piotr Halicki
Dziennikarz Onetu
Dramat w Warszawie. Próbował zabić byłą partnerkę i siebie - Shutterstock
Poczekał, aż kobieta wyjdzie z domu, po czym zaatakował ją, raniąc ją w szyję. 40-latka uciekła i zabarykadowała się w pobliskim sklepie. Napastnik sam pociął sobie nadgarstki i szyję. Zatrzymali go policjanci. Jak ustaliliśmy nieoficjalnie, przyczyną całego zdarzenia była niespełniona miłość – kobieta była partnerką napastnika, ale zerwała z nim.
Wszystko wydarzyło się na warszawskim Mokotowie. O godz. 6.30 na ul. Wołoskiej mężczyzna rzucił się na kobietę. Miał nóż i próbował podciąć jej gardło.
REKLAMA
- Jak ustalili policjanci, 44-letni Marcin B. czekał na swoją ofiarę, aż wyjdzie z domu do pracy. Zaatakował ją i próbował zadać kilka ciosów nożem, raniąc ją m.in. w szyję. Jednak kobieta broniła się i uciekła. Wbiegła do pobliskiego sklepu i zabarykadowała się, by wezwać pomoc – relacjonuje komisarz Agnieszka Hamelusz z Komendy Rejonowej Policji Warszawa II.
Na miejsce natychmiast pojechali policjanci. Od razu zaczęli szukać mężczyzny odpowiadającego rysopisowi podanemu przez poszkodowaną. Na ul. Bachmackiej zauważyli mężczyznę, który na ich widok zaczął uciekać. Na początku nie reagował na okrzyki "stój, policja!". W końcu zatrzymał się, odwrócił się i trzymając nóż w ręku, zagroził, że jeśli policjanci się do niego zbliżą, zrobi sobie krzywdę.
- Funkcjonariusze próbowali przekonać mężczyznę, by odrzucił nóż. Szczególnie że już zdążył pociąć sobie nadgarstki i szyję. Jeden z policjantów zaszedł go od tyłu i wytrącił nóż z ręki, po czym obezwładnił 44-latka. Policjanci udzielili Marcinowi B. pierwszej pomocy i zawieźli do szpitala – informuje Agnieszka Hamelusz.
Okazało się, że mężczyzna jest pijany. Miał ponad dwa promile alkoholu w organizmie. Po udzieleniu pomocy medycznej mężczyzna trafił do mokotowskiej komendy, a później do prokuratury. Tam usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa, w zbiegu z uszkodzeniem ciała. Grozi mu za to nawet dożywocie. Mokotowski sąd zadecydował o tymczasowym aresztowaniu go na trzy miesiące.
Jak udało nam się ustalić nieoficjalnie, podłożem całej sprawy jest niespełniona miłość. Marcin B. i pokrzywdzona byli wcześniej przez pewien czas parą. Dwa tygodnie temu kobieta postanowiła jednak zerwać tę znajomość. 44-latek nie mógł się z tym pogodzić. Wszystko wskazuje na to, że postanowił zabić ją, a potem siebie.
...
Konkubenci...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:15, 09 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Kępno: miał się opiekować starszą panią, a przez lata ukradł jej łącznie 47 tys. zł
Zenon Kubiak
9 września 2015, 09:03
81-latka miała tak duże zaufanie do opiekującego się nią znajomego, że dała mu nawet swoją kartę bankomatową, aby robił jej zakupy. Mężczyzna w ciągu trzech lat regularnie kradł jej pieniądze.
Nas początku września do Komendy Powiatowej Policji w Kępnie zgłosiła się 81-letnia kobieta, zgłaszając kradzież pieniędzy z jej mieszkania. Podobnych zgłoszeń w ostatnich miesiącach od osób starszych nie brakuje z powodu prawdziwej plagi oszustów działających metodą „na wnuczka”. Historia 81-latki okazała się jednak zupełnie inna, a ustalenie sprawcy nie zajęło policjantom zbyt wiele czasu.
Szybko wyszło na jaw, że starszą kobietą opiekował się 42-letni mężczyzna. Znali się od lat, a on pomagał jej w różnego rodzaju czynnościach.
- Kobieta miała do mężczyzny na tyle duże zaufanie, że powierzyła mu też kartę bankomatową. Mężczyzna płacił nią za sprawunki wykonywane dla kobiety – relacjonuje Anna Lubojańska, oficer prasowy kępińskiej policji. – Szybko jednak zaczął wykorzystywać zaufanie kobiety. Najprawdopodobniej nawet od 2012 roku wypłacał z jej konta drobne sumy pieniędzy. Kobieta przez lata nie była świadoma, że jest okradana – dodaje.
Być może kradzieże nie wyszłyby na jaw, gdyby 42-latek nie połakomił się także na oszczędności, które starsza pani trzymała w mieszkaniu w metalowej kasetce. Znajdowało się w niej 12 tys. zł i to ich brak zauważyła kobieta. Jej „opiekun” został zatrzymany.
- Mężczyzna przyznał się do wszystkich stawianych mu zarzutów. W chwili obecnej straty sięgają 47 tys. zł. Sprawa jest jednak rozwojowa – wyjaśnia Lubojańska.
Zatrzymanemu grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.
...
Ohyda.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:16, 09 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Bartosz Marczuk: zabrali rodzicom do bidula ośmioro dzieci. Proszę o pomoc Andrzeja Dudę
Bartosz Marczuk
9 września 2015, 10:50
Gdy bada i opisuje się tego rodzaju historie nie tylko włosy jeżą się na głowie. Ma się wręcz wrażenie, że oprócz bezmyślności naszego państwa, może tu chodzić o handel dziećmi.
Bo jak inaczej wytłumaczyć odebranie ośmiorga dzieci państwu Olejarzom z podkarpackiego Pruchnika, pod zarzutem braku pracy, łazienki i niskich dochodów? Czy urzędnicy, którzy rozdzielili rodzeństwo i umieścili je w dwóch domach dziecka (oddalone kilkadziesiąt kilometrów od domu) oraz rodzinie zastępczej, nie wiedzą, że utrzymanie każdego z nich kosztuje 3,7 tys. zł miesięcznie? Przecież od kwietnia, odkąd Elżbieta, Iwona, Natalia, Kamila, Bartłomiej, Sabina, Jarosław i Julia znajdują się poza domem, państwo kosztowało to już 110 tys. zł. Czy za te pieniądze nie można rodzinie zbudować łazienki i pomóc w znalezieniu pracy? Czy głupota i bezmyślność naszych urzędników i sądów jest aż tak straszna? Gdzie refleksja o wartości rodziny, branie pod uwagę przerażenia i cierpienia odbieranych rodzicom dzieci?
Dziś, w środę, kolejna rozprawa w ich sprawie. Może tym razem sąd okaże więcej empatii i refleksji. Tym bardziej, że osoby, które stykają się z tą rodziną mówią, że warunki mieszkalne wymagają poprawy, ale nie są katastrofalne. Małżeństwo cieszy się dobrą opinią wśród sąsiadów, może liczyć na pomoc wielu osób, w tym dyrektora lokalnego gimnazjum. Co więcej, dobre, czułe i pełne miłości relacje między rodzicami a dziećmi widać podczas ich spotkań w domu dziecka. Potwierdzają to także dokumenty. Widziałem postanowienie sądu w tej sprawie - główne zarzuty dotyczą sytuacji materialnej rodziny.
To kolejny odcinek w tym samym serialu - terroru państwa wobec rodzin. Zetknąłem się z tym osobiście, gdy jeszcze jako dziennikarz "Rzeczpospolitej" nagłośniłem sprawę rodziny państwa Bajkowskich. Sąd odebrał im trzech synów i umieścił w domu dziecka. Jak później się okazało - nie dając im nawet prawa do obrony. Ostatecznie sprawa skończyła się pomyślnie - Bajkowscy mieszkają dzisiaj z dziećmi. Mniej szczęśliwe skończyła się za to opisywana przeze mnie sprawa pani Zdańskiej, której zabrano dwie córki. Kobieta straciła siłę do walki z bezduszną urzędniczą machiną.
Mnożą się przypadki kolejnych bezmyślnych interwencji państwa. Ich szczytem jest odbieranie dzieci rodzicom ze względu na trudne warunki materialne. Tak dzieje się właśnie w przypadku państwa Olejarzy.
Takie działanie państwa nie tylko oburza, ale także dramatycznie obnaża jego fatalną organizację. Nie powinniśmy się z tym godzić. Pytanie, gdzie jest minister sprawiedliwości, rzecznik praw dziecka czy praw obywatelskich?
Gdy opisałem historię rodziny państwa Bajkowskich, w sprawę, całkowicie bezinteresownie, zaangażował się, wówczas poseł, Andrzej Duda. Współpracowaliśmy przy niej przez blisko rok. Może tym razem, panie prezydencie, także zechce Pan pochylić się nad niedolą tych ludzi. W ich imieniu bardzo o to Pana proszę.
Bartosz Marczuk dla Wirtualnej Polski
Bartosz Marczuk, z-ca red. nacz. "Wprost", społecznie ekspert Związku Dużych Rodzin 3+, autor książki "Nie daj sobie wmówić"
...
Bydlaki. Wiemy co sie wyprawia w ,,domach dziecka". Homogwalty itp.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:26, 10 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
"Nikt nie był zainteresowany opieką nad nimi". Dziewięcioro rodzeństwa trafi do domu dziecka
Dziewięcioro rodzeństwa z samotnym ojcem czekało na nowy dom. Ten okazał się jednak domem dziecka. Rodzina mieszkała w jednoizbowym mieszkaniu. Wkrótce miała przenieść się do nowego domu, który remontowała dla nich gmina. Jednak trzy tygodnie temu ojciec chory na gruźlicę znalazł się w szpitalu. Decyzją sądu dzieci trafiły do domu dziecka. Zawsze gotowi do wsparcia sąsiedzi i nauczyciele mają pretensje, że nikt nie pytał ich o zdanie.
- Jestem zbulwersowana, że rodzina, która żyje ze sobą i jest w bardzo trudnej sytuacji życiowej, musi zmierzyć się z taką tragedią - mowi Kinga Pułkownik z Zespołu Szkół Mechaniczno-Elektrycznych w Tarnowie.
Teoretycznie opiekę nad siedmiorgiem młodszych dzieci mogliby roztoczyć najstarsi - pełnoletni już siostra i brat. Nie są jednak w pełni sprawni umysłowo. Sąd twierdzi, że w tej chwili dom dziecka był jedynym wyjściem. Wójt próbował szukać rodziny zastępczej, ale nie było chętnych.
- Nikt nie był zainteresowany opieką nad tyloma dziećmi - mówi Wiesław Kozłowski, wójt gminy Dębno.
Dzoś sąd ma zdecydować, czy będzie on zdolny do opieki nad dziećmi.
...
Bali sie ze tak ich duzo. Dla takiej liczby to warto zrobic osobny domek przy domu dziecka aby bylo naturalnie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:31, 14 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Koszmarny finał kłótni - mężczyzna podpalił swoją konkubinę
Magdalena Gałczyńska
Dziennikarz Onetu
podpalona kobieta (2) - Policja
Koszmarny finał kłótni – mężczyzna podpalił swoją konkubinę. Został zatrzymany, usłyszał zarzuty.
Dramatycznie zakończyła się rodzinna kłótnia w podłódzkiej Woli Moszczenickiej. Jak relacjonuje policja, 44-letni mężczyzna oblał swoją konkubinę rozpuszczalnikiem i podpalił. Kobieta w stanie ciężkim trafiła do szpitala a jej konkubent usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa.
Do tragicznych wydarzeń doszło w piątek, około 14. Jak mówi mł. asp. Ilona Sidorko z policji w Piotrkowie Trybunalskim, para siedziała w pomieszczeniu gospodarczym na terenie swojej posesji. – Wiemy, że doszło do kłótni. Mężczyzna, podczas gwałtownej wymiany zdań, chwycił butelkę z rozpuszczalnikiem i polał ciało swojej konkubiny. Jednocześnie podpalił ją od niedopałka papierosa. Potem, wystraszony sytuacją, uciekł – relacjonuje asp. Sidorko – Policję o wszystkim powiadomił lekarz pogotowia, który zabrał 35-letnią kobietę do szpitala. Jest ciężko ranna, doznała rozległych obrażeń.
Już kilkanaście minut po tragicznej kłótni policjanci z komisariatu w Wolborzu zatrzymali 44-latka. Mężczyzna był trzeźwy. – Teraz – mówi asp. Sidorko – przebywa w areszcie, zgodnie z dzisiejszą decyzją sądu, zostanie tam przez trzy miesiące.
Sprawę bada prokuratura, która na podstawie zebranych dowodów oraz opinii biegłego lekarza postawiła mężczyźnie zarzut usiłowania zabójstwa oraz spowodowania ciężkich obrażeń. Może mu za to grozić nawet dożywocie.
Rodzina, jak informuje policja, nie była objęta procedurą "Niebieskiej karty". Karta, wyjaśnijmy, obejmuje wszystkie czynności podejmowane i realizowane przez, między innymi, policję, w związku z uzasadnionym podejrzeniem, że w rodzinie dochodzi do stosowania przemocy.
....
Znowu konkubenci.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 23:06, 14 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Kto płaci za niewykrytego sprawcę wypadku? Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny przestrzega przed rosnącą falą wypadków
Poniedziałek, 14 września 2015, źródło:PAP
fot.Fotolia / starsstudio
Aż o 50 proc. wzrosły wypłaty za wypadki spowodowane przez nieubezpieczonych i niezidentyfikowanych sprawców. Tak złego pierwszego półrocza nie było od lat - podaje Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny.
Jak podaje UFG ten skokowy wzrost wypłat to efekt wznawiania dawno już zakończonych spraw i występowania o kolejne odszkodowania za wypadki drogowe sprzed lat, a także wynik znacznie wyższych sum zasadzanych obecnie przez sądy.
W pierwszym półroczu 2015 roku UFG wypłacił ponad 52 mln złotych.
"Jeżeli ten trend wzrostu świadczeń utrzyma się przez dłuższy okres, niezbędne będzie uruchomienie procedury podwyższenia składki płaconej przez ubezpieczycieli na UFG" - ostrzega fundusz.
"Z naszych szacunków wynika, że aby pokryć te lawinowo rosnące roszczenia - rynek ubezpieczeń komunikacyjnych musiałby sięgnąć do kiszeni kierowców i podwyższyć składkę na Fundusz z obecnych 1,3 procent do 2 procent rocznego przypisu składki za ubezpieczenia OC" - dodaje.
Jak zastrzega dokładniejsza ocena rozwoju tego zjawiska będzie możliwa po trzecim kwartale roku.
...
Kazda nieuczciwosc kosztuje.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:57, 16 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Porzucił eternit – złapali go na gorącym uczynku mieszkańcy Górczyna
Janusz Ludwiczak
Dziennikarz Onetu
Porzucił eternit – złapali go na gorącym uczynku mieszkańcy Górczyna - Straż Miejska Miasta Poznania / Materiały prasowe
Mieszkańcy poznańskiego Górczyna zauważyli, jak pewien mężczyzna podjechał samochodem na ulicę Górniczą i wyrzucił na jedną z działek niebezpieczne eternity. Mieszkańcy zrobili zdjęcia, spisali numery rejestracyjny i przekazali sprawę Straży Miejskiej. Sprawca otrzymał grzywnę w wysokości pół tysiąca złotych.
Do zdarzenia doszło na początku sierpnia. Mieszkańcy zrobili zdjęcia, spisali numery rejestracyjne i powiadomili Straż Miejską.
– Sprawą zajęli się strażnicy referatu Grunwald: Dominika Kaczmarek i Sebastian Rokosik. Niebezpieczne wysypisko ogrodzili taśmą i wykonali dokumentację fotograficzną. W dalszej kolejności przeprowadzili rozmowy z osobami, które zdarzenie to zauważyły a następnie korzystając z bazy danych CEPiK ustalili i wezwali właściciela pojazdu wskazanego przez świadków. Mężczyzna, po przedstawieniu mu zebranych informacji przyznał się do wyrzucenia płyt eternitowych na terenie niezagospodarowanej działki przy ul. Górniczej i zobowiązał się do ich usunięcia – objaśnia Przemysław Piwecki, rzecznik prasowy Straży Miejskiej Miasta Poznania.
– Tłumaczenie, jakie przedstawił strażnikom było całkowicie niewiarygodne: "płyty te przypadkowo znalazłem właśnie na tej działce. Chciałem z nich wykonać zadaszenie, ale żona uświadomiła mi, że jest to niebezpieczny eternit. W takiej sytuacji przywiozłem je z powrotem i odłożyłem w to samo miejsce…." – dodaje Przemysław Piwecki ze Straży Miejskiej.
Prace porządkowe wykonała firma posiadająca zgodę na transport materiałów niebezpiecznych. Strażnicy sprawdzili wykonanie zleconego porządkowania. Wszystkie płyty zostały przekazane do zakładu zajmującego się utylizacją eternitu.
Nietypowy "śmieciarz" otrzymał rachunek za utylizacje śmieci w wysokości 125 zł oraz przekazania odpadów. Te dokumenty przedstawił strażnikom. Funkcjonariusze mając pewność, że niebezpieczny eternit został prawidłowo przekazany do utylizacji, ukarali mężczyznę grzywną w wysokości 500 złotych.
...
Debil. Przeciez sa punkty odbioru.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:00, 16 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Groził, że obleje byłą partnerkę kwasem, jeżeli nie zobaczy córki
Piotr Halicki
Dziennikarz Onetu
Groził, że obleje byłą partnerkę kwasem, jeżeli nie zobaczy córki - Shutterstock
Kopał w drzwi mieszkania, szarpał za klamkę oraz groził swojej byłej partnerce, że obleje ją kwasem i zabije. W ten sposób chciał wymusić widzenie ze swoim 6-letnim dzieckiem. Przerażona kobieta wezwała policjantów, a ci zatrzymali agresywnego mężczyznę. 29-latek był pod wpływem alkoholu. Grozi mu do dwóch lat więzienia.
Wszystko działo się na warszawskim Mokotowie. Policjanci jednej nocy interweniowali w tej samej sprawie dwukrotnie. Najpierw, około godz. 21, zostali wezwani do jednego z mieszkań przy ul. Bytnara "Rudego" przez 29-letniego Radosława B.
REKLAMA
- Mężczyzna poinformował, że jego była partnerka uniemożliwia mu widzenie z dzieckiem. Policjanci zapukali do mieszkania kobiety i wyjaśnili sytuację. Mężczyzna został pouczony o możliwościach cywilno-prawnych rozwiązania tego problemu – informuje komisarz Agnieszka Hamelusz z mokotowskiej komendy policji.
Jak się okazało, para rozstała się jakiś czas temu. Owocem ich związku jest 6-letnia córka. Sprawa ich dziecka nie została uregulowania prawnie, ale mieszka ono z matką. Przy czym trzeba dodać, że wobec ojca nie ma też żadnego wyroku sądowego, zakazującego mu widzeń z córką.
Po pouczeniu o możliwościach uregulowania tej sytuacji, policjanci odjechali z miejsca interwencji. Minęło zaledwie kilkanaście minut i funkcjonariusze ponownie zostali wezwani pod ten adres. Tym razem dzwoniła kobieta, która była przerażona zachowaniem swego byłego partnera.
- Według jej relacji, 29-latek kopał i uderzał pięściami w drzwi jej mieszkania, szarpał za klamkę, a jednocześnie krzyczał w niewybredny sposób, że obleje ją kwasem i zabije. Kobieta zeznała, że taka sytuacja ma miejsce od dłuższego czasu, dlatego obawia się o swoje życie – mówi Onetowi Agnieszka Hamelusz.
Policjanci zaczęli szukać mężczyzny, który tuż przed ich przyjazdem wyszedł z klatki schodowej bloku. Zauważyli go przy ul. Wolskiej. Radosław B. został zatrzymany. Trafił do komendy przy ul. Malczewskiego. Okazało się, że jest nietrzeźwy – badanie alkomatem wykazało 0,75 promila alkoholu w jego organizmie. Po wytrzeźwieniu 29-latek usłyszał zarzut kierowania pod adresem byłej partnerki gróźb karalnych. Za tego rodzaju przestępstwo może trafić do więzienia nawet na dwa lata.
...
Z zycia konkubentow...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:35, 18 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Nie żyje mężczyzna, którego pobito w nocy w Kaliszu
Zenon Kubiak
18 września 2015, 11:53
W nocy policja została wezwana do jednego z mieszkań w Kaliszu, gdzie doszło do głośnej awantury. Na miejscu znaleziono zwłoki 54-letniego mężczyzny z widocznymi śladami wskazującymi na pobicie.
Do zdarzenia doszło około północy w jednym z mieszkań przy ul. Ciasnej. Policję wezwał jeden z sąsiadów, słysząc hałasy głośnej awantury. W mieszkaniu funkcjonariusze znaleźli leżącego na podłodze nieprzytomnego 54-letniego mężczyznę.
- Policjanci wezwali pogotowie i jednocześnie podjęli próbę reanimacji, ale nie przyniosła ona skutku. Przybyły na miejsce lekarz stwierdził zgon - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Anna Jaworska-Wojnicz, oficer prasowy kaliskiej policji.
Na ciele denata stwierdzono obrażenia wskazujące na udział osób trzecich. Na razie jednak śledczy nie potwierdzają, czy w tym przypadku doszło do zabójstwa czy do pobicia ze skutkiem śmiertelnym.
Jeszcze tej samej nocy policja zatrzymała trzech mężczyzn.
– Aktualnie przebywają oni w policyjnej izbie zatrzymań i trwa wyjaśnianie ich związku ze sprawą – mówi Jaworska-Wojnicz.
...
Co sie dzieje.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136630
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:45, 23 Wrz 2015 Temat postu: |
|
|
Ktoś poluje na rowerzystów? Niebezpieczne pułapki na Śląsku
Robert Kulig
23 września 2015, 11:04
Rowerzyści ze Śląska ostrzegają: od kilku dni ktoś rozkłada deski nabite gwoździami. Sprawa nie jest incydentalna i dotyczy kilku miast na południu województwa.
- Jechaliśmy w okolicy piaskarni w Godowie, nagle jeden z kolegów wpadł w deskę nabitą gwoździami - mówi Robert Wilk, mieszkaniec Jastrzębia-Zdroju. - Pułapka przebiła komplet dętek, a za 15 minut sam wpadłem w takie same ostre przedmioty wystające z ziemi. Z poziomu roweru nie było ich widać, były delikatnie zasypane ziemią - dodaje.
To nie była pierwsza taka sytuacja w okolicy Godowa. Od kilku dni na portalach społecznościowych rowerzyści alarmują o niebezpiecznych przedmiotach zakopanych w ziemi.
Zdaniem urzędników i policji celem nie są rowerzyści, a motocykliści na crossowych pojazdach. Możliwe, że pułapki rozstawiają właścicieli posesji prywatnych, którzy zbuntowali się przeciwko rozjeżdżaniu terenu i hałasowi w Godowie.
Jednak podobne, niebezpieczne przedmioty są rozstawiane również w tyskich lasach.
- To prawie niemożliwe, żeby tutaj jeździły motocykle - komentuje sprawę Artur Mróz, tyski rowerzysta. - Nie mogą tu jeździć, nigdy ich tu nie widziałem. A jednocześnie to główna arteria rowerowa do Pszczyny, więc ktoś celowo pod kolarzy podrzuca gwoździe. Gdyby nie czujność, córka wjechałaby w te pułapki - opowiada Mróz.
Jak można dowiedzieć się z portali społecznościowych, tylko w ostatnich dniach znaleziono kilkanaście desek nabitych gwoździami.
- Może wydawać się to śmieszne, bo na rodzinnym rowerowaniu nie ma prędkości. Ale jeśli byłbym na treningu i przy prędkości 35 km/h straciłbym panowanie, mógłbym się trochę połamać - komentuje sprawę Artur Mróz.
...
Jacys psychopaci.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|