Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:52, 11 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
56-letni muzułmanin "pogryzł i zasztyletował" 27-letnią Polkę. Chciał upozorować wypadek
56-letni muzułmanin "pogryzł i zasztyletował" 27-letnią Polkę - Thinkstock
56-letni Mohammed Ali Abboud "zamordował młodą kobietę, a następnie próbował wmówić sędziom, że sama upadła na ostrze". Proces muzułmanina oskarżonego o morderstwo 27-letniej Agnieszki Szaflar rozpocznie się w listopadzie - podaje Polish Express.
Do tragedii doszło 23 stycznia w Bridge of Earn w Perthshire. 56-latek najpierw miał "pogryźć po całym ciele" swoją polską partnerkę, a następnie zadać jej wiele ciosów "nożem lub innym ostrym narzędziem" – informuje policja. Mężczyzna miał "ścigać ją po mieszkaniu, a następnie przygwoździć do ziemi" i zadawać kolejne ciosy. Kobieta zmarła na miejscu wskutek odniesionych ran.
REKLAMA
Prokuratorzy twierdzą, że brutalna zbrodnia nie była odosobnionym aktem przemocy. Mężczyzna już wcześniej miał wielokrotnie dawać wyraźne dowody niechęci wobec swojej pochodzącej z Polski kochanki.
56-latek odpowie także za utrudnianie śledztwa. Brytyjskie media informują bowiem, że muzułmanin próbował zacierać ślady morderstwa i pozorować wypadek. W tym celu zabrał narzędzie zbrodni i umieścił je pod zwłokami leżącej na ziemi Polki. Miało to sprawiać wrażenie, jakby 27-latka upadła na nóż "przypadkiem".
By jeszcze bardziej uwiarygodnić taką wersję wydarzeń, Ali Abboud zadał kilka ciosów sobie samemu – a potem twierdził, że to Polka zaatakowała go pierwsza. Nikt nie dał jednak wiary zeznaniom, jakie złożył podczas przesłuchania w Sądzie Najwyższym w Glasgow.
Proces mężczyzny rozpocznie się 27 listopada przed Sądem Najwyższym w Edynburgu.
Agnieszka Szaflar przyjechała do Wielkiej Brytanii z Włocławka. Pracowała jako tłumaczka w Perth College. Sąsiedzi i znajomi Polki opisują ją jako "uroczą i pogodną dziewczynę". - Jesteśmy zszokowani i przerażeni tym, co się stało. W takich miejscowościach jak nasza takie rzeczy po prostu się nie zdarzają – mówi pragnąca zachować anonimowość sąsiadka zmarłej.
...
Zrobila z nim zwiazek ,,partnerski" i to skutek. Konkubinat jest grzechem ciezkim. Szatan w nim rzadzi...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:57, 13 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Rodzeństwo z Daliowej zostanie odebrane dziadkom. Sąd: brak więzi
12 czerwca 2015, 19:02
Sąd rejonowy w Krośnie zdecydował, że rodziną zastępczą dla czworga dzieci z Daliowej nie będą dziadkowie. Matka dzieci zginęła pod koniec stycznia, ratując je z pożaru.
Dziadkowie nie będą rodziną zastępczą z kilku powodów. Zdaniem sądu, nie mają oni wystarczających więzi z wnukami. Starsze małżeństwo nie radziło sobie ze sprawami opiekuńczymi i wychowawczymi - tak brzmią opinie sporządzone przez Rodzinny Ośrodek Diagnostyczny.
Czwórka dzieci w wieku od 2,5 do 9 lat zostanie skierowana do zawodowej rodziny zastępczej, która ma dwoje własnych dzieci i doświadczenie w wychowywaniu rodzeństw. Ostatnio sprawowali pieczę nad trójką maluchów, które wróciły już do swojej biologicznej rodziny.
Dziadkowie czworga dzieci byli oburzeni decyzją sądu. Zapowiadają złożenie odwołania. Mają na to trzy tygodnie.
O przyznanie dziadkom stałej opieki nad dziećmi wnioskowało kilka tygodni po tragicznym pożarze Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Krośnie.
...
Czy to dobra decyzja?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:14, 16 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Co zrobić, gdy ktoś pozna twoje dane osobowe?
Jarosław Sadowski
- Shutterstock
Dane osobowe to wrażliwe informacje. Ich kradzież może wiązać się z bardzo nieprzyjemnymi konsekwencjami. Dlatego warto zwrócić szczególną uwagę na to, komu udostępnia się swoje dane.
Expander radzi, w jaki sposób zabezpieczać własną tożsamość oraz jakie kroki podjąć w sytuacji, gdy mamy podejrzenie, że ktoś może podszywać się pod nas.
W mediach szerokim echem odbija się sprawa hakera, który twierdzi, że wykradł dane osobowe klientów Plus Banku i ich część opublikował w internecie. Ci, którzy korzystają z usług innych instytucji finansowych odetchnęli zapewne z ulgą, gdy dowiedzieli się, że sprawa nie dotyczy ich banku. Warto jednak pamiętać, że niemal stale jesteśmy narażeni na ryzyko tzw. kradzieży tożsamości. Część swoich danych (imię, nazwisko, adres, telefon, e-mail) często udostępniamy różnym firmom z usług, których korzystamy. Rzadziej podajemy PESEL i nr dowodu osobistego. Niestety od czasu do czasu ich podanie także jest wymagane. Co więcej, czasami proszą o to instytucje nie tak dobrze zabezpieczone jak większość banków.
Poza tym przestępcy nie zawsze zadają sobie tyle trudu, aby włamywać się do banku, sklepu internetowego czy na nasz komputer. W celu poznania naszych danych mogą skorzystać z dużo łatwiejszych sposobów. Często wysyłają e-maile, w których podszywają się np. pod różne firmy, prosząc o udostępnienie swoich danych. Zwykle tłumaczą, że ich podanie jest konieczne z jakiegoś ważnego powodu.
Do czego przestępcom są potrzebne nasze dane
Przestępcy wykorzystują nasze dane, aby na nich zarobić. Podszywając się pod nas, mogą chcieć uzyskać kredyt. Podejmą pieniądze, ale oczywiście nie będą regulowali należności. W rezultacie po pewnym czasie zgłosi się do nas komornik, który zajmie wynagrodzenie lub będzie chciał sprzedać część naszego majątku. Oszuści mogą również np. podpisać w naszym imieniu umowę z operatorem telefonii komórkowej. W takim przypadku wybierają drogi telefon komórkowy, który później sprzedają. Rachunków za telefon oczywiście nie płacą. W rezultacie kradzież tożsamości oznacza dużo kłopotów dla osoby, która padnie jej ofiarą.
Jak się zabezpieczyć
W celu uniknięcia problemów warto być bardzo ostrożnym w sytuacji, gdy ktoś prosi nas o podanie danych. Przede wszystkim należy sprawdzić, czy faktycznie mamy do czynienia z tym, za kogo ktoś się podaje. Dla przykładu, ktoś może do nas zadzwonić i twierdzić, że jest pracownikiem naszego banku, ale żeby mógł podać informacje, prosi o podanie numeru PESEL. W takiej sytuacji warto potwierdzić, z kim mamy do czynienia. Nigdy nie należy natomiast podawać danych mailowo. Takie prośby pochodzą zwykle od przestępców podszywających się pod bank czy jakąś firmę. Dobrą metodą jest używanie niejednakowych haseł do różnych celów. Dla przykładu do poczty elektronicznej, do bankowości elektronicznej oraz do portalu społecznościowego – każde hasło powinno być inne. Dodatkowo nie należy zostawiać swojego dokumentu np. w sytuacjach gdy wypożyczamy jakiś sprzęt sportowy. Nie możemy mieć bowiem pewności czy osoba, która będzie przetrzymywała dokument nie wykorzysta naszych danych.
Co zrobić, gdy obawiamy się, że ktoś poznał nasze dane
Gdy mamy podejrzenie, że ktoś mógł poznać nasze dane osobowe, przede wszystkim warto wyrobić sobie nowy dowód osobisty. Numer tego starego należy natomiast zastrzec zgłaszając to w swoim banku. Instytucje finansowe mają bowiem wspólną bazę dokumentów zastrzeżonych. Jeśli ktoś będzie chciał się pod nas podszyć i poda taki numer dokumentu, banki będą wiedziały, że najprawdopodobniej mają do czynienia z oszustem.
Ważne jest także byśmy uzyskali informacje w sytuacji, gdyby ktoś chciał zaciągnąć kredyt na nasze dane czy skorzystać z usług telefonii komórkowej. Dlatego najlepiej włączyć sobie powiadamiania SMS o zapytaniach na nasz temat w bazach takich jak BIK, InfoMonitor, KRD czy ERIF. Na wszelki wypadek można też uruchomić usługę informującą o transakcjach dokonywanych na naszym koncie bankowym. Poza tym najlepiej zmienić wszystkie hasła dostępu do kont bankowych, poczty elektronicznej itp. i zadbać o to, by było inne dla każdej z tych usług.
Jak się zabezpieczyć, gdy ktoś poznał nasze dane:
1. Zastrzec numer dowodu w banku
2. Uruchomić powiadomienia SMS o zapytaniach w bazach BIK, InfoMonitor, KRD, ERIF
3. Uruchomić powiadomienia SMS o transakcjach w banku
4. Zmienić hasła, ustawić inne do różnych celów
5. Wymienić kartę płatniczą
>>>
Elementarna ostroznosc.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:54, 17 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Policjant pobił córkę pasem. Dziecko trafiło do szpitala
Policjant pobił córkę pasem - Shutterstock
Do szpitala trafiła 9-letnia dziewczynka, którą pasem zbił ojciec – policjant. Miała to być kara za złe oceny na świadectwie. Do tych dramatycznych wydarzeń doszło w Jarosławiu na Podkarpaciu – informuje radio RMF FM.
Jak podaje RMF FM – razy wymierzone pasem miałby być karą za złe oceny. Były na tyle mocne, że posiniaczone dziecko trafiło do szpitala. Dziewczynka wróciła już do domu.
REKLAMA
Lekarze zawiadomili prokuraturę. Sprawą zajmie się też Biuro Spraw Wewnętrznych Policji.
Mężczyzna może usłyszeć zarzut naruszenia nietykalności lub nawet znęcania się nad dzieckiem.
...
O i to jest przemoc nie kara.
Po pierwsze nie karze sie za oceny. Bo to kwestia zdolnosci.
Po drugie nie tak male dziecko tak mocno.
Po trzecie dziewczynki karze sie inaczej.
To nastoleniego chuligana sie kroi pasem. Nie 9 letnia dziewczynke.
I ZA ZACHOWANIE!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:50, 18 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Policjanci z Warszawy odmówili kontroli autokaru z dziećmi. "Proszę przyjechać przed Torwar"
Michał Fabisiak
akt. 18 czerwca 2015, 15:38
- Zadzwoniliśmy na numer 112 i poprosiliśmy, aby policja przyjechała sprawdzić stan trzeźwości kierowcy autokaru, który miał zawieźć nasze dzieci na zieloną szkołę. Zgłoszenie najpierw zostało przyjęte, lecz po chwili otrzymaliśmy telefon zwrotny, w którym poinformowano nas, że funkcjonariusze jednak do nas nie przyjadą - relacjonuje Wirtualnej Polsce matka 9-letniej uczennicy. Kobiecie powiedziano, że w Warszawie kontrole autokarów odbywają się przed Torwarem i poproszono o przyjazd do tego miejsca. - A co, jeśli kierowca był pijany? Miał w takim stanie jechać przez całe miasto do punktu kontroli? - pyta rozmówczyni Wirtualnej Polski.
Kobieta tłumaczy, że jeden z rodziców już kilka dni przed wyjazdem dzieci próbował skontaktować się z policją w celu umówienia kontroli. - Dzwonił na podany na stronie internetowej Komendy Stołecznej całodobowy numer telefonu 22-603-77-55, ale nikt nie odebrał - tłumaczy matka 9-latki. I zaznacza, że w ciągu 2-3 dni podjętych zostało kilka prób kontaktu. O sprawę zapytaliśmy Komendę Stołecznej Policji.
Zdaniem KSP opisywana sytuacja spowodowana była nieporozumieniem. - Dyżurny nadzorujący pracę osób obsługujących zgłoszenie od razu zadysponował wysłanie funkcjonariuszy w celu dokonania kontroli. Policyjny patrol, co wynika ze sprawdzenia w naszych systemach, dojechał na miejsce w niespełna piętnaście minut. Jednak brak przekazania tej informacji osobie proszącej o przeprowadzenie kontroli spowodował, że autokar odjechał przed przybyciem funkcjonariuszy - wyjaśnia Mariusz Mrozek, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. Jego zdaniem stało się tak, ponieważ telefonista, z którym rozmawiała kobieta, skupił się głównie na przekazaniu informacji o samej formie prowadzenia kontroli autokarów w punkcie przed Torwarem.
Z tym tłumaczeniem nie do końca zgadza się matka 9-latki. - Pierwszy dyspozytor rzeczywiście przyjął zgłoszenie. Później zadzwonił jednak inny policjant, który wyraźnie powiedział, że oni nie przyjadą, dlatego, że autokary i stan trzeźwości kierowców sprawdza się przed Torwarem - tłumaczy rozmówczyni WP.
Jak poprosić o kontrolę?
Stołeczna policja zapewnia, że Wydział Ruchu Drogowego prowadzi kontrole stanu technicznego oraz stanu trzeźwości kierujących przed odjazdem na wycieczki szkolne i tym podobne wyjazdy. Kontrole dokonywane są zwykle w wyznaczonym przez organizatora miejscu po wcześniejszym dokonaniu zgłoszenia w formie pisemnej lub telefonicznej. - Osoby chcące umówić kontrolę autokaru prosimy o kontakt pod specjalnie do tego celu przeznaczonym numerem telefonu 22-603-77-18 od poniedziałku do piątku w godzinach 8.00-16.00. Rodzice mogą również korzystać z całodobowego nr dyżurnego WRD KSP 22-603-77-55 oraz 22-603-77-56 - tłumaczy Mrozek. Policja prosi, aby z uwagi na dużą liczbę zgłoszeń kontrole umawiać z kilkudniowym wyprzedzeniem.
Podobnie jak w poprzednich latach tak i w tym roku, w okresie wzmożonych wyjazdów autokarowych na parkingu przy ul. Łazienkowskiej uruchomiony został tymczasowy punkt kontroli autokarów. Jest on czynny od poniedziałku do piątku w godzinach 6.00-10.00 lub do ostatniego zgłoszonego pojazdu. Punkt działa od 1 czerwca i będzie funkcjonował do odwołania.
Jednocześnie policja informuje, że w przypadku, gdy organizator wycieczki w momencie podstawienia autokaru ma uzasadnione podejrzenia, dotyczące stanu trzeźwości kierowcy lub stanu technicznego autokaru, powinien zawiadomić o tym policję. Można to zrobić poprzez numer alarmowy 112 lub 997. W takiej sytuacji na miejsce skierowany zostanie patrol.
Od 26 czerwca kontrole z udziałem WITD
Do inicjatywy policji przyłączył się Wojewódzki Inspektorat Transportu Drogowego. W ramach nawiązanej współpracy, od 26 czerwca w punkcie przed Torwarem pojawią się funkcjonariusze WITD. - Ich wsparcie pozwoli na przeprowadzenie kontroli wszystkich zgłaszających do punktu autokarów - tłumaczy Mrozek.
Rzecznik prasowy KSP przypomina również rodzicom o projekcie "Bezpieczny Autobus". - Jest to darmowa usługa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, która pozwala sprawdzić on-line podstawowe informacje o autokarze lub każdym pojeździe przeznaczonym do transportu więcej niż dziewięciu osób - wyjaśnia rozmówca WP. Aby z niej skorzystać wystarczy wpisać na stronie serwisu [link widoczny dla zalogowanych] numer rejestracyjny pojazdu. Dzięki temu można uzyskać m.in. informacje dotyczące ubezpieczenia OC posiadacza pojazdu czy ważności badań technicznych. Usługa jest darmowa i dostępna również z telefonu komórkowego.
W 2014 roku policjanci Wydziału Ruchu Drogowego KSP skontrolowali 2102 autokary. Ujawniono dwóch nietrzeźwych kierujących oraz nałożono 510 mandatów karnych. Do tego zatrzymano dwa prawa jazdy i 101 dowodów rejestracyjnych. W bieżącym roku skontrolowano już 826 autokarów.
...
To trzeba się nauczyć porozumiewać.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:34, 19 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Radio Olsztyn
Policjanci wymuszający zeznania stracili pracę
Policjanci wymuszający zeznania stracili pracę - Shutterstock
Trzej policjanci z Olsztyna podejrzani o stosowanie brutalnych metod przesłuchań otrzymali rozkazy komendanta wojewódzkiego o wydaleniu ze służby.
Podobna procedura toczy się wobec czwartego podejrzanego. Chodzi o funkcjonariuszy z wydziału zwalczania przestępczości narkotykowej Komendy Miejskiej w Olsztynie, którzy dla poprawienia swoich wyników, wymuszali na zatrzymanych przyznawanie się do czynów których nie popełnili.
Zeznania wymuszali za pomocą gazu, elektrycznego paralizatora, pieści i kopniaków, o czym informowaliśmy przed dwoma miesiącami. Jak ustalił reporter Radia Olsztyn - lista funkcjonariuszy z zarzutami może się poszerzyć.
...
Smutne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:26, 19 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Wpadka Poczty Polskiej. Zaginęła urna z prochami
19 czerwca 2015, 15:52
Poczta Polska szuka zaginionej paczki z urną z prochami Polki, która zmarła w Niemczech - informuje Radio ZET.
Przesyłka miała trafić na Śląsk, jednak nigdy tam nie dotarła. Co więcej - nie wiadomo, gdzie jest. Rodzina nie może więc pochować zmarłej.
Poczta tłumaczy, że paczka nie była specjalnie oznakowana. Rzecznik Poczty Zbigniew Baranowski przeprasza rodzinę i zapewnia, że pocztowcy chcą jak najszybciej odnaleźć urnę.
- Trwa wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. Rozmawiamy z pracownikami, analizujemy zapisy z monitoringu, sprawdzamy dokumentację przesyłki, aby jak najszybciej wyjaśnić sytuację - tłumaczy Radiu ZET Baranowski
Poczta Polska jest gotowa ponieść dodatkowe koszty związane z przeniesieniem daty pogrzebu zmarłej kobiety.
...
Znowu koszmar.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:53, 23 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Pniewite: Śmierć dwojga dzieci na przejeździe kolejowym. "Nie wiem, jak będziemy dłużej żyć"
Dwoje małych dzieci zginęło w tragicznym wypadku w miejscowości Pniewite. PKP nie postawiło na przejeździe kolejowym sygnalizacji świetlnej, pomimo że wcześniej prosili o to mieszkańcy wioski. Szczególnie żarliwie o zmiany zabiegała mama Zosi i Mateusza. - Nie wiem, jak będziemy dłużej żyć - przyznaje zapłakany ojciec dzieci.
Do tragedii na przejeździe doszło tuż przed rozpoczęciem długiego czerwcowego weekendu. Filip Osuch z żoną i dziećmi postanowili spędzić wolne dni nad morzem. - Widoczność była niedobra. Jak zawsze. Kiedy zauważyliśmy jadący na nas pociąg, było zbyt późno, by jakkolwiek zareagować. Pociąg w nas uderzył - wspomina mężczyzna. Samochód zatrzymał się kilkadziesiąt metrów od przejazdu. Pan Filip był przytomny. Jego żona również. - Widziałem, że córka na pewno nie żyje. Leżała obok mnie... Mateusza nie widziałem. Myślałem, że może jest jeszcze szansa… - mówi ojciec dwojga dzieci.
Mieszkańcy podkreślają, że widoczność wokół przejazdu jest bardzo ograniczona: ze względu na ukształtowanie terenu kierowca jest w stanie zobaczyć, co się dzieje w odległości ok. 20 metrów z jednej i 80 m z drugiej strony przejazdu. Sytuacja na przejeździe stała się szczególnie niebezpieczna rok temu, po modernizacji trakcji kolejowej. Pociągi jeżdżą od tej pory zdecydowanie szybciej niż przedtem.
Zanim doszło do tragedii, mama Zosi i Mateusza wysłała pismo do PKP. - Podpisali się mieszkańcy i sołtys. Sugerowaliśmy chociaż postawienie tam świateł - mówi pan Filip. PKP odmówiło.
Z informacji PKP wynika, że przejazd był kontrolowany na dzień przed tragedią. I nie stwierdzono żadnych uchybień. - W 2015 roku skontrolowaliśmy kilkaset przejazdów. W większości nasi inspektorzy mieli zastrzeżenia co do stanu technicznego czy też widoczności - zaznacza rzecznik Urzędu Transportu Kolejowego, Grzegorz Mazur. Dopiero po wypadku została skoszona trawa przy przejeździe w Pniewitem, a ruch pociągów do czasu wyjaśnienia przyczyn tragedii został ograniczony do 40 km/h. Sprawę bada prokuratura.
...
Tu już mamy winę.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:22, 26 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
waga, oszuści fałszują rachunki za prąd!
Zenon Kubiak
26 czerwca 2015, 15:38
Mająca swoją siedzibę w Poznaniu firma Enea ostrzega swoich klientów przed oszustami, którzy wysyłają rachunki za prąd ze sfałszowanym numerem konta.
Enea sama poinformowała o tym, że docierają do niej sygnały o sfałszowanych fakturach za prąd, które trafiają głównie do firm, ale zdarzyły się już przypadki, że „lewe” rachunki otrzymali też klienci indywidualni. Ile osób dało się oszukać, na razie nie wiadomo.
- Do nas docierają sygnały od klientów z różnych miejscowości z północno-zachodniej Polski, m.in. Poznania, Piły, Zielonej Góry, Bydgoszczy, którzy zauważyli, że dostali rachunek z innym numerem konta i zadzwonili do nas z pytaniem, czy rzeczywiście wprowadziliśmy jakieś zmiany – wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską Sławomir Krenczyk, rzecznik prasowy grupy Enea.
Firma rzeczywiście zmienia numery kont, na które należy wpłacać należności za energię elektryczną, ale dotyczy to tylko klientów z regionu szczecińskiego.
- Wszystkich klientów poinformowaliśmy o zmianach, przesyłając im także wzór numeru konta z powtarzalnym ciągiem cyfr, który jest wspólny dla wszystkich naszych klientów z tego regionu – mówi Krenczyk.
Podobna zmiana czeka także klientów z pozostałych obszarów działania firmy, czyli okolic Poznania, Zielonej Góry, Gorzowa i Bydgoszczy, ale na razie powinni oni wpłacać należności na dotychczasowe konta. Każdy przypadek faktury, która budzi nasze podejrzenia, powinien być zgłaszany firmie i policji. W razie wątpliwości warto też zadzwonić na infolinię Enei pod numer 611 111 111.
Sprawą już zajmuje się policja i prokuratura.
...
Uwazajcie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 16:29, 29 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Grzechy ekip budowlanych
Maciej Stańczyk
Dziennikarz Onetu
- Shutterstock
Grzechy ekip budowlanych? Najczęściej to wadliwie wykonana robota, do tego długo po terminie i za kwotę, która odbiegała od pierwszej wyceny. Nie mówiąc już o sytuacjach, kiedy fachowcy zrobili sobie przerwę na mecz w telewizji, albo do jednego z remontowanych mieszkań, z okazji urodzin kolegi, zaprosili striptizerkę.
Osiem miesięcy. Mniej więcej tyle Ela i Marek użerali się z remontem swojego wymarzonego mieszkania. - I właściwie na każdym etapie napotykaliśmy na nieoczekiwane problemy – mówią dzisiaj, kiedy już złapali oddech po udrękach z ekipami „fachowców” przeprowadzającymi remont.
REKLAMA
„Nie da się”
Zaczęło się od wyburzenia ścianek działowych. Polecona ekipa fachowców pojawiła się na miejscu i od razu uznała, że „nie da się” tak wyburzyć ścianek, jak chcą tego przyszli lokatorzy mieszkania. A bo to żelbet, generalnie dużo kurzu, roboty i hałasu – według nich chyba zupełnie niepotrzebnego.
Nie przekonywało ich nawet to, że mamy potwierdzenie na piśmie ze spółdzielni i opinie inspektorów budowlanych, którzy wyrażali zgodę na przeprowadzenie wyburzeń w takim zakresie, jaki nas interesował. Panowie budowlańcy uznali, że się nie da i już. Lepiej będzie, jak pani sobie zostawią tą ściankę. Ładnie będzie – mówili i generalnie kręcili nosem na każdą przeróbkę proponowaną przez inwestorów – wspomina para. Naturalnie nie skorzystaliśmy z ich usług – dodają nasi rozmówcy.
Zanim w ogóle wybrali wykonawców robót porównali oferty kilku, jak nie kilkunastu w sumie ekip. - To co nas zaskoczyło, to rozrzut z wycenami. Niektórzy za ten sam zakres prac liczyli sobie nawet trzy, cztery razy więcej niż konkurencja. Tak naprawdę to nie wiedzieliśmy co jest podstawą tego cennika. I którą ekipę wybrać, bo każda praktycznie była z rekomendacji – wspominają.
Ci fachowcy, na których postawili nasi rozmówcy, lekko spuścili z ceny, wzięli klucze do mieszkania i zniknęli na kilka dobrych tygodni, choć pracę mieli zacząć już od poniedziałku. - Raz kompletowali materiały, innym razem psuł im się samochód, a jeszcze innym razem mieli jakieś nieoczekiwane, zupełnie nieracjonalne wytłumaczenia. A prawda jest taka, że kończyli remont u kogoś innego, a nas wzięli na przeczekanie. Opóźnili remont o kilka tygodni – mówi Ela.
Marek dodaje: Kiedy wreszcie pojawili się u nas od razu zażądali zaliczki. Pracowali szybko, jakby gdzieś im się śpieszyło. Na początku nas to cieszyło, bo myśleliśmy, że przyśpieszymy z remontem, ale potem zaczęliśmy dostrzegać niedoróbki. A to niechlujnie położone kafelki, a to źle zamontowane szafki. Przestało nas to bawić. Zaczęło dochodzić do nieprzyjemnych rozmów, bo panowie jakby nie dostrzegali swojej fuszerki. Wydziwiacie państwo – odpowiadali na nasze uwagi.
Fachowcy kontra zwykli partacze
Historia Agaty i Marka nie jest wyjątkowa. Wystarczy zapytać kogokolwiek, kto niedawno zakończył remont, żeby usłyszeć nieraz naprawdę długą litanię skarg na ekipę przeprowadzającą remont. Wadliwie wykonana robota, albo niezgodnie z ustalonym projektem. Do tego długo po terminie i za kwotę, która odbiegała od pierwszej wyceny. Nie mówiąc już o sytuacjach, kiedy fachowcy zrobili sobie przerwę na mecz w telewizji, albo do jednego z remontowanych mieszkań, z okazji urodzin kolegi, zaprosili striptizerkę na pokaz i suto zakrapianą imprezę.
Oczywiście nie można generalizować, bo na rynku działają naprawdę rzetelne i uczciwe zespoły fachowców, ale oprócz tego, natknąć można się na zwykłych partaczy, którzy najpierw przechwalają się, jak to szybko i sprawnie pracują, jak z kolejnymi remontami wracają do tych samych klientów, a potem odwalają fuszerkę i kręcą nosem na zgłaszane poprawki.
Każdy z nas uważa się za fachowca. Takich samozwańczych majstrów jest na rynku ogromna liczba
W naszej część Europy każdy jest przekonany, że zna się na budownictwie i remontach. Każdy jest przekonany, że potrafi naprawić gniazdko, poprawić schody, wyremontować mieszkanie. Lubimy sądzić, że wszystkie te umiejętności nabyliśmy z momentem urodzenia. W związku z tym każdy z nas uważa się za fachowca, wystarczy jeszcze tylko założyć działalność gospodarczą i świadczyć usługi. Takich samozwańczych majstrów jest na rynku ogromna liczba – mówił w ubiegłym roku „Newsweekowi” Tomasz Budziak, wiceprezes Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Budownictwa.
Nic więc dziwnego, że mnożą się skargi na tego typu pseudo fachowców. - Uwagi na usługi remontowe zdarzają się obecnie prawie codziennie, co stanowi zapewne odzwierciedlenie „remontowej” pory roku – mówi nam Piotr Rokicki ze Stowarzyszenia Konsumentów Polskich. - Konsumenci skarżą się generalnie na nieterminowość wykonywanych prac, na zmiany wysokości wynagrodzenia, nie wystawianie potwierdzeń dokonywania płatności i na nierzetelnie wykonywane prace. Problemem jest na pewno nie wystawianie pokwitowań przez przedsiębiorcę za przyjęte od konsumenta płatności i porzucanie pracy w sytuacji, gdy konsument spostrzeże i zwróci przedsiębiorcy uwagę na niewłaściwy sposób wykonywania prac – dodaje Piotr Rokicki.
Jak to wygląda w oficjalnych statystykach? Ze sprawozdania Inspekcji Handlowej wynika, że klienci w 2013 roku skarżyli się na poziom świadczonych usług (czyli na całą branżę usługową – red.) ponad 1,3 tys. razy, co stanowi 7 proc. ogółu skarg konsumenckich, które wpłynęły do Inspekcji Handlowej. Usługi remontowo-budowlane były najczęściej kwestionowanym rodzajem usług – ta tematyka dotyczyła ponad 16 proc. skarg. Na firmy budowlane i ekipy remontowe skarżyliśmy się częściej niż na lokale gastronomiczne czy warsztaty samochodowe.
Z kolei do rzeczników konsumentów z całej Polski w 2013 roku wpłynęło ponad 13 tys. skarg dotyczących usług remontowo-budowlanych. Zresztą, rzecznicy konsumentów, którzy funkcjonują w Polsce od 1999 roku, w ubiegłym roku pokusili się o zestawienie, z którego wynika, że do 2012 roku na wykonawców usług remontowo-budowlanych skarżyliśmy się ponad 119 tys. razy. Problemy dotyczyły m.in. jakości usług, realizacji umów przez osoby bez kwalifikacji oraz żądania pełnej zapłaty za nieprawidłowo wykonaną usługę.
Mediacja, sąd, albo odpuszczenie win
Trzeba mieć jednak świadomość, że oficjalne statystyki mogą być tylko wycinkiem większego zjawiska. Nie każdy decyduje się na zgłoszenie sprawy do rzeczników konsumenta, czy do Inspekcji Handlowej. Wielu z klientów odpuszcza, nawet jeśli nie są zadowoleni z usługi. Tak zrobili cytowani wyżej Ela i Marek.
Nie mieliśmy już sił na przepychanki z niby-fachowcami, choć nie wszystko w naszym mieszkaniu wygląda, tak jak powinno. Nasz remont wlókł się jednak osiem miesięcy, mieliśmy już dość. Na szarpanie się, chodzenie po sądach nie mieliśmy ani czasu, ani ochoty – przyznają. Tacy fachowcy prędzej czy później przepadną na rynku, na którym liczą się przede wszystkim rekomendację – dodają.
Nie warto jednak odpuszczać, bo chodzi przecież o nasze pieniądze. Cześć spornych kwestii udaje się rozwiązać w trakcie mediacji. Dla przykładu, konsument poskarżył się inspektorom handlowym, że fachowcy krzywo zamontowali mu płytki, a umywalka i kabina prysznicowa nie są stabilne. Ekipa na początku bagatelizowała problem, ale potem (po mediacji) zadeklarowała wykonanie poprawek na swój koszt.
Dbać o własny interes
Eksperci są przekonani, że przynajmniej części problemów można byłoby uniknąć, gdybyśmy lepiej dbali o swój interes.
Z naszego punktu widzenia wynika to (liczba skarg na firmy remontowo-budowlane – red.) przede wszystkim z braku nawyku dbałości o własny interes, bowiem konsumenci nie domagają się spisania ustalonych warunków na piśmie, dokonują płatności gotówką, a nawet, co się zdarza bardzo często, nie ustalają w ogóle ani wysokości wynagrodzenia za dane prace, ani terminu ich ukończenia – mówi nam Piotr Rokicki ze Stowarzyszenia Konsumentów Polskich. - Konsumentom wydaje się, że to zawsze przedsiębiorca ustala jednostronnie wysokość swojego wynagrodzenia po wykonaniu prac, że może je zmieniać i podwyższać po wykonaniu prac. Nie mają świadomości, że do zmiany ustalonej wysokości wynagrodzenia konieczna jest ich zgoda – dodaje Rokicki.
Warto pamiętać o tym, że nawet kiedy nie mamy podpisanej umowy z wykonawcami to mamy możliwość dochodzenia swoich praw. Kiedy więc w naszym świeżo wyremontowanym mieszkaniu przecieka wanna, albo chwieją się podłogowe klepki możemy zażądać poprawek, nawet jeśli umowę z fachowcami zawieraliśmy tylko ustnie. Powołujemy się w tym przypadku na przepisy dotyczące rękojmi za wady fizyczne dzieła. Jeśli wykryjemy wady, a po naszym wezwaniu do naprawienia usterek w ustalonym terminie, fachowiec i tak nie poczuwa się do odpowiedzialności - możemy odstąpić od zawartej z wykonawcą umowy albo zażądać obniżenia ceny. Takie uprawnienia daje nam kodeks cywilny.
...
Bez moralności to nie da się domu zbudowaca dopiero bardziej skomplikowane sprawy.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:49, 30 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Matka zmieniła dziecku pieluchę. Kierowca autobusu wezwał policję
29 czerwca 2015, 21:18
Kierowca autobusu miejskiego w Bydgoszczy wezwał policję, ponieważ jedna z pasażerek nie chciała opuścić pojazdu podczas zmiany pieluszki swojej 2-letniej córce. - Powiedziałam, że nie opuszczę pojazdu, ponieważ uważałam, że kierowca nie ma racji - mówi matka dziecka.
Incydent w autobusie w Bydgoszczy
Nadkom. Monika Chlebicz, rzeczniczka Komendanta Wojewódzkiego Policji w Bydgoszczy, przekonuje, że w tej sytuacji nie doszło do popełnienia ani wykroczenia, ani przestępstwa.
Lucjan Sieradzki z Miejskich Zakładów Komunikacyjnych w Bydgoszczy uważa, że kierowca zareagował zbyt surowo, ale zaznacza również, że podczas ewentualnego gwałtownego hamowania pasażerce i jej dziecku mogła stać się krzywda.
>>>
Trzeba wyrozumialosci.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:15, 30 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Do mieszkań pukają fałszywi inkasenci
"Nie zapłacili Państwo ostatniego rachunku za energię elektryczną" – to stwierdzenie najczęściej padające z ust oszustów podszywających się pod inkasentów i próbujących wyłudzić pieniądze.
Oszuści przychodzą pod pretekstem sprawdzenia stanu licznika czy podpisania aneksu do umowy. Nieświadomi niczego, wpuszczamy fałszywych inkasentów do domów. Pytają czy uregulowaliśmy wszystkie należności i proponują przyjęcie zapłaty i wystawienie rachunku, a jeśli odmawiamy – straszą odcięciem prądu.
- To próby oszustwa. Nasi pracownicy nie pobierają żadnych opłat w domach klientów ani nie przedstawiają ofert sprzedaży energii i umów do podpisania – mówi serwisowi infoWire.pl rzecznik prasowy PGE Obrót S.A. Agnieszka Szczekala.
...
Cały czas trzeba uważać.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:06, 02 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Handel ludźmi w Polsce
Piotr Gruszka
Redaktor Onet Wiadomości
Handel ludźmi w Polsce - istock
Najczęstszą formą handlu ludźmi, jeśli chodzi o nasz kraj, jest wykorzystywanie seksualne kobiet – wynika z danych KGP za 2014 rok. Daniela Sikora, prezes fundacji YouCanFreeUs Polska, mówi w rozmowie z Onetem, że przemytnicy werbują swoje ofiary, używając dwóch metod: na pracę i na miłość.
Z opracowania w KGP wynika, że Polska jest krajem przeznaczenia dla ofiar handlu ludźmi z: Ukrainy, Bułgarii, Rumunii, Białorusi, Mołdawii, Litwy, Rosji, Wietnamu, Chin, Bangladeszu i Tajlandii. Z kolei Polki i Polacy trafiają do Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemiec, Włoch, Holandii, Belgii, Austrii, Szwajcarii, Hiszpanii, Szwecji, Finlandii, Norwegii, Francji, a nawet do Japonii.
REKLAMA
Polska jest też krajem tranzytowym dla ofiar handlu ludźmi pochodzących z Ukrainy, Bułgarii, Rumunii, Mołdawii, Rosji, Nigerii i Indii; z Polski "przerzucani" są oni dalej do krajów Europy Zachodniej.
Z Danielą Sikorą, autorką książki "Milczenie jest złotem – prawda o handlu ludźmi", rozmawia Piotr Gruszka.
Piotr Gruszka: Jak wynika z ostatniego raportu Komendy Głównej Policji, najczęstszą formą handlu ludźmi – jeśli chodzi o nasz kraj – jest wykorzystywanie seksualne kobiet. Jak duże rozmiary ma ten proceder w Polsce?
Daniela Sikora: Bardzo trudno jest oszacować dokładnie, jaka jest skala tego problemu, tak w Polsce, jak na świecie. Wiemy na pewno, że poszkodowanych jest dużo więcej niż tych, o których wiemy. Zdecydowana większość nigdy nie zgłasza się po pomoc do organizacji pozarządowych ani tym bardziej na policję. Nie ufają niemal nikomu, wstydzą się, boją odpowiedzialności karnej za przestępstwa, których dokonały pod przymusem, chcą zapomnieć. Szacuje się, że jest to kilkanaście tysięcy poszkodowanych rocznie.
W jaki sposób werbuje się ofiary? Jakich sztuczek używają przemytnicy? Czy jest jakiś schemat działań przestępców?
Najczęściej stosowane są dwie typowe metody: na pracę i na miłość. Oczywiście w miarę jak przybywa nowych form wykorzystania, przybywają również nowe metody rekrutacji, ale głównie sprowadzają się one do tych dwóch. Mechanizm na pracę adresowany jest do wszystkich z grup chcących polepszyć swoją sytuacje życiową, szukających możliwości wyjazdu za granicę, pracowników sezonowych, rzemieślników, pracowników do prac socjalnych typu opieka nad starszymi czy dziećmi. Zalicza się do niego również wabienie młodych kobiet na oferty pracy jako modelki. Mechanizm na miłość bazuje głównie na nawiązaniu fałszywej relacji, jedynie w celu późniejszego uprowadzenia pod pozorem wyjazdu we dwoje, sprzedania i wykorzystania. Czyli są to mechanizmy bazujące głównie na czynniku ekonomicznym lub emocjonalnym.
Kim są ofiary?
Ofiarą może stać się dosłownie każdy. Zdecydowana większość to osoby z dość niskim statusem społecznym, często z rodzin ubogich czy rozbitych, ale nie tylko. Ofiarą może paść każdy, kto znalazł się w sytuacji kryzysu. Może być to kryzys emocjonalny lub ekonomiczny, lub mieszany, jak to najczęściej się dzieje. Może też wynikać on ze złej sytuacji zdrowotnej członka rodziny, co nieść może za sobą serie kryzysów. Ofiary to potencjalnie nasze córki i synowie, bracia i siostry, przyjaciele, znajomi, matki, ojcowie, żony, mężowie, ciotki i wujkowie.
Każdy może stać się niewolnikiem, a powodem są różne trudne sytuacje życiowe. Nie tylko bieda jest przyczyną
Daniela Sikora
Do jakich krajów werbowane są Polki?
Polska jest krajem pochodzenia dla ofiar werbowanych głównie do Niemiec, Holandii, Belgii, Włoch, Hiszpanii, Szwecji, Francji oraz Wielkiej Brytanii, choć z pewnością jest wiele krajów, które nie są na tej liście, a do których Polki, sławne z ich urody, są uprowadzane.
W ostatnich latach, zwłaszcza po przystąpieniu Polski do UE, pojawiły się nowe formy handlu ludźmi. Obok tych w celach seksualnego wykorzystywania, coraz częstsze są: praca przymusowa, żebractwo, zmuszanie do drobnych przestępstw lub wyłudzanie zasiłków socjalnych i kredytów. Dlaczego tak się dzieje? Czy główny powodem stania się "niewolnikiem" jest rzeczywiście bieda?
Powody stania się ofiarą handlu ludźmi sprowadzają się do dwóch najbardziej podstawowych, najbardziej elementarnych – potrzeb społecznych, czyli potrzeby bycia kochanym, akceptowanym, potrzeby uznania. Z drugiej strony mamy czynnik ekonomiczny, czyli potrzebę poprawienia swojej sytuacji materialnej, która w dużym stopniu skłania ludzi do wyjazdów za granicę w poszukiwaniu pracy. Te czynniki często w różnym stopniu nakładają się na siebie.
Każdy może stać się niewolnikiem, a powodem są różne trudne sytuacje życiowe. Nie tylko bieda jest przyczyną, ale jest nią często. Do wyłudzania świadczeń wybiera się osoby, które mogą je otrzymać. Zmuszać do żebractwa, kradzieży czy wyłudzania kredytów można każdego i nie musi mieć to związku z jego wcześniejszym statusem społecznym.
W lipcu 2006 roku w regionie Apulia na południu Włoch policja uwolniła 119 Polaków, przetrzymywanych w prymitywnych warunkach i pracujących na plantacjach za minimalne stawki. Sprawa odbiła się głośnym echem w Polsce. W 2013 roku zapadły wyroki skazujące. Popatrzmy jednak na tę sprawę z drugiej strony. Czy w naszym kraju istniały/istnieją "obozy pracy", w których wykorzystywani są cudzoziemcy?
Jeżeli "obozami pracy" nazwiemy budowy, fabryki i zakłady pracy, to jak najbardziej. Niestety są takie miejsca w Polsce. Poszkodowani na terenie naszego kraju to nie tylko Polacy, ale również obcokrajowcy i to w dużym procencie.
Obcokrajowcy w naszym kraju są wykorzystywani w pracach budowlanych, w różnego typu fabrykach, hodowlach i uprawach rolnych, pracach sprzątających i porządkowych. Dużym problemem jest zmuszanie do żebractwa, głównie społeczności rumuńskich Romów, którzy są do tego zmuszani praktycznie grupami, często przez własnych rodaków.
Jaki jest mechanizm "wabienia" obcokrajowców do Polski?
Wszystko działa na podstawie prostego mechanizmu: obiecywana jest praca i świetne zarobki z perspektywy kraju pochodzenia poszkodowanych. Na miejscu okazuje się, że zarabiają dużo mniej, niż było im obiecane, czyli tylko tyle, żeby byli w stanie przeżyć pobyt u nas w kraju. Czasem cudem są w stanie wysłać coś rodzinie. Zmuszani do życia w podłych warunkach, często bez ogrzewania, śpią w halach lub na budowach, lub w przepełnionych, obskurnych mieszkaniach, w których nie mają warunków do godnego życia. Całkiem dobrym scenariuszem wydaje się jak uda im się wrócić do domu, a wracają upokorzeni, zhańbieni i z jeszcze większymi problemami – zadłużeni, bo często cała rodzina składa się na "bilet do ziemi obiecanej". Analogicznie ma się sytuacja naszych rodaków wykorzystywanych do pracy za granicą.
Czy wiemy, ile jest osób poszkodowanych?
Brak jest dokładnych danych statystycznych – mamy tylko dane szacunkowe, zbudowane w oparciu na nich historie i zeznania tych osób, które skorzystały z oferty pomocowej w naszym kraju. Poszkodowani najczęściej, jeśli uda im się uciec, powrócić do kraju, albo uzyskać normalną pracę – nie zgłaszają nigdzie tego, co się stało. Dzieje się to ze wstydu albo ze strachu. Szacuje się, że problem w Polsce, włączając w to również zmuszanie do prostytucji, to około 15 tysięcy osób rocznie.
Nie sposób też nie wspomnieć o surowo zabronionym przez polskie prawo procederze handlu organami. Choć policja przekonuje, że w naszym kraju ten problem nie istnieje, to raz na jakiś czas w internecie można przeczytać ogłoszenie typu: "sprzedam nerkę". Czy podziemie transplantacyjne istnieje w Polsce?
Tak się składa, że Polska podpisała ostatnio, jako jeden z 14 krajów Konwencję Rady Europy w sprawie walki z handlem ludzkimi narządami. Gdyby nie było problemu, nie byłoby konwencji. Policja z pewnością wypowiada się na podstawie danych liczbowych wynikających z ich raportów. Możliwe, że nie odnotowano takiego przypadku, ale słusznie pan zauważył, że w internecie pojawiają się podobne ogłoszenia i z pewnością znajdują się na nie odpowiedzi, skoro większość z nas nie ma problemu z ustaleniem, ile taka nerka mogłaby kosztować.
Obcokrajowcy w naszym kraju są wykorzystywani w pracach budowlanych, w różnego typu fabrykach, hodowlach i uprawach rolnych, pracach sprzątających i porządkowych.
Daniela Sikora
Wspomniała Pani o Konwencji Rady Europy w sprawie walki z handlem ludzkimi narządami. Co Polacy zyskują, podpisując ten dokument?
Konwencja została podpisana 25 marca 2015 roku w Hiszpanii. Jest ona pierwszym międzynarodowym porozumieniem w tej kwestii. Dokument ten ustala ramy prawne, które powinny być wdrożone w obszarach takich jak zapobieganie handlowi narządami, ochrona ofiar i współpraca na poziomie krajowym i międzynarodowym. Ma się to przyczynić do polepszenia skuteczności ścigania tego typu przestępstw. Konwencja wprowadzać ma też wymagania w zakresie zapewnienia przejrzystego, krajowego systemu usług transplantologicznych i zapewnić równy dostęp do nich. W Polsce przeszczep komórek, tkanek lub narządów wbrew przepisom ustawy, wykorzystanie osób w tym celu – jest zgodnie z definicją, jedną z form przestępstwa handlu ludźmi.
W naszym kraju pomocą ofiarom handlu ludźmi zajmuje się m.in. Krajowe Centrum Interwencyjno-Konsultacyjne dla Ofiar Handlu Ludźmi, Fundacja "La Strada" czy Fundacja "Dzieci Niczyje". Jakie kroki powinna poczynić osoba, która zdała sobie sprawę, że jest wykorzystywana?
To zależy od indywidualnej sytuacji tej osoby i poziomu jej traumy. Na pewno warto skontaktować się właśnie z Krajowym Centrum Interwencji Kryzysowej, prowadzonym przez "La Stradę", lub inną organizacją udzielającą pomocy ofiarom. W ramach KCIK-u pracuje również Stowarzyszenie "Po MOC", powstała właśnie Ogólnopolska Sieć Organizacji Pozarządowych Przeciwko Handlowi Ludźmi, powstaje nasza Fundacja YouCanFreeUs Polska. Te organizacje doradzą, pokierują lub udzielą konkretnej pomocy, jeśli zachodzi potrzeba. "La Strada" i "Po MOC" prowadzą ośrodki opieki dla ofiar. Wkrótce powstanie kolejny prowadzony przez YouCanFreeUs. Potrzeba prowadzenia takich ośrodków jest ogromna. Zwłaszcza jeśli chodzi o ofiary zmuszane do pracy w seksbiznesie – potrzeba wielu miesięcy, żeby pomóc im stanąć na nogi.
Osoby pokrzywdzone tym przestępstwem często nie zdają sobie do końca sprawy czego ofiarą padły, ale wiedzą natomiast, że padły ofiarą wykorzystania, że przeszły piekło, ale zupełnie nie wiedzą, gdzie szukać pomocy – warto wtedy skontaktować się z policją. W każdej wojewódzkiej komendzie policji pracuje zespół do spraw zwalczania handlu ludźmi – z całą pewnością ich pomoc będzie bezcenna.
Coraz więcej młodych i niedoświadczonych osób, w nadziei na znalezienie pracy, decyduje się skorzystać z pośredników, którzy nie zawsze okazują się uczciwi. Jakich rad, wskazówek mogłaby Pani im udzielić?
Radziłabym przede wszystkim sprawdzać każdego pośrednika, czy jest zarejestrowany w KRS, czy widnieje na liście przedsiębiorców. Co do samego kontaktu z potencjalnym pracodawcą, to nie dać się zwieść minimalnymi formalnościami. Zadawać pytania. Nie wyjeżdżać nigdzie w pośpiechu! Nie decydować się na wyjazd bez podpisania umowy w języku, który rozumiemy. Sprawdzić, czy firma, w której mamy pracować istnieje, można skorzystać z pomocy ambasady polskiej w kraju, do którego się wybieramy – konsulaty pomagają ustalić, kim jest potencjalny pracodawca. Nie godzić się na dawanie żadnych zaliczek ani na to, że jakiś koszt wyjazdu będziemy musieli odpracować po przyjeździe. Koniecznie trzeba zabrać ze sobą kopię paszportu, a jedną kopię zostawić rodzinie. Koniecznie trzeba zostawić rodzinie dokładne informacje o tym, dokąd jedziemy i gdzie będziemy przebywać i pracować. Musimy zapoznać się z naszymi podstawowymi prawami w kraju, do którego chcemy wyjechać. Konieczne jest upewnienie się, że będziemy zatrudnieni legalnie. Zachęcam do zapoznania się z informacjami na stronie [link widoczny dla zalogowanych] – są tam również informacje dla wyjeżdżających do pracy za granicę.
***
Daniela Sikora, autorka książki "Milczenie jest złotem – prawda o handlu ludźmi", fundator i prezes fundacji YouCanFreeUs Polska.
...
Kolejny horror.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:49, 07 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Opuścił więzienie po latach. Związał się z kobietą i zgotował jej piekło
Tomasz Pajączek
Dziennikarz Onetu
Opuścił więzienie po latach. Związał się z kobietą i zgotował jej piekło - Shutterstock
Sąd w Głogowie zajmie się sprawą 44-letniego Mariusza K., który po przedterminowym wyjściu z więzienia, brutalnie znęcał się nad swoją partnerką. Grozi mu do 7,5 roku pozbawienia wolności.
W sierpniu minie rok, jak Mariusz K. opuścił zakład karny. W sumie za usiłowanie zabójstwa miał spędzić za kratami 11 lat. Jednak po ośmiu latach i dziewięciu miesiącach został warunkowo zwolniony.
REKLAMA
Po wyjściu z więzienia 44-latek związał się z kobietą. W styczniu para zamieszkała razem w Głogowie. Od tego momentu mężczyzna zaczął zachowywać się niezwykle agresywnie. – Będąc często pod wpływem alkoholu, podejrzewając o zdrady, wyzywał partnerkę, groził pozbawieniem życia, zakazywał wychodzić z domu i ograniczał jej kontakty ze znajomymi – relacjonuje Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Jak się okazało to był dopiero początek. Później było jeszcze gorzej. Mariusz K. zaczął regularnie bić partnerkę. Kobieta niejednokrotnie była zmuszona uciekać z domu do siostry.
4 kwietnia nie zdołała uciec. Wtedy też doszło do najbrutalniejszego pobicia. – Mariusz K. grożąc zabójstwem, chwycił konkubinę za włosy, zrzucił z łóżka na podłogę, a następnie przytrzymując ją rękami kopał po całym ciele – podkreśla Łukasiewicz.
Skończyło się na stłuczeniu głowy, licznych krwiakach na ciele, wstrząśnieniu mózgu i złamaniu nosa. Kobieta jednak dopiero pięć dni po pobiciu trafiła do szpitala. Później rodzina zabrała ją do siebie i zgłosiła sprawę na policję. 12 kwietnia Mariusz K. został zatrzymany i trafił do aresztu.
W czasie śledztwa mężczyzna przyznał się do znęcania i spowodowania u konkubiny obrażeń ciała. – Twierdził, iż to ona prowokowała go do tego rodzaju zachowań przez to, że go zdradzała. Miała też zbyt wielu znajomych poznanych za pośrednictwem internetu – tłumaczy Łukasiewicz.
Teraz Mariuszowi K. grozi od trzech miesięcy do 7,5 roku pozbawienia wolności.
...
Ta kobieta tworząc konkubinat świadomie decydowała się na grzeszne życie. To tylko skutek. Trzeba słuchać Boga.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:15, 07 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Uwierzyła nieznajomemu z internetu, straciła ponad 100 tys. złotych
Mieszkanka powiatu łańcuckiego padła ofiarą internetowego oszustwa - Shutterstock
Mieszkanka powiatu łańcuckiego nawiązała znajomość przez internet. Rozmówca przedstawił się jako weteran zagranicznej armii. Między rozmówcami nie było bariery językowej, ponieważ mężczyzna zapewnił, że biegle włada naszym językiem.
- Oszust szybko wzbudził u kobiety zaufanie. Początkowo kontaktował się z nią drogą mailową, a później na internetowym czacie. Opisał tragiczną historię swojego życia, w którym pozostał sam. Nie mając bliskich, zaproponował kobiecie, że przekaże jej nagrodę, którą miał otrzymać za ofiarną służbę w wojsku - mówi st. asp. Mariusz Stanio, rzecznik policji w Łańcucie.
REKLAMA
Nagrodą, o której mówił, miały być pieniądze i złoto. Mężczyzna na potwierdzenie swoich słów wysłał kobiecie nawet zdjęcia złota, który chciał jej ofiarować. Jej zadaniem było tylko pokrycie kosztów transportu z Afryki.
Między marcem a czerwcem kobieta wykonała kilka przelewów, które w sumie przekroczyły 100 tys. zł. Korespondując elektronicznie najpierw z rzekomym weteranem, a następnie ze wskazaną przez niego firmą była informowana o kolejnych trudnościach z transportem kosztowności. Aby je rozwiązać, wykonywała kolejne przelewy.
...
Jak można kupić tak prymitywną lipę?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:31, 09 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
ZUS ostrzega przed oszustami podszywającymi się pod Zakład
- Norbert Litwiński / Onet
Jeśli przedsiębiorca sam nie zdecydował się na kontakt drogą mailową z opiekunem klienta w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych, to ZUS maili do niego nie wysyła, szczególnie z informacjami o błędach w rozliczeniach składkowych - ostrzega Zakład.
"Prosimy uważać na wszelką korespondencję elektroniczną zwracającą uwagę na błędy w rozliczeniach składkowych" - apeluje rzecznik ZUS Wojciech Andrusiewicz w przesłanym PAP komunikacie.
REKLAMA
Dodał, że ostrzeżenie to wynik wzmożonej aktywności osób podszywających się pod pracowników ZUS. "W ostatnich dniach szereg przedsiębiorców zgłosiło do ZUS informację o dziwnych mailach, które zawierały sugestię błędnych rozliczeń z tytułu należności składkowych i konieczność ich natychmiastowego sprostowania. Maile były rzekomo podpisane przez jednego z dyrektorów ZUS. Tymczasem maile z ZUS trafiają jedynie do tych przedsiębiorców, którzy zdecydowali się na taki kontakt ze swoim indywidualnym opiekunem z Zakładu i zawsze widnieje w nich podpis tegoż opiekuna" - podkreślił.
"W związku z tym ZUS ponownie przypomina, że pracownicy Zakładu nie kontaktują się z klientami w ich indywidualnych sprawach za pośrednictwem e-maili" - dodał.
Wskazał, że ZUS drogą mailową nie przekazuje informacji o możliwych błędach w rozliczeniach. "Prosimy więc o szczególną ostrożność w przypadku otrzymania tego typu korespondencji. W celu uniknięcia problemów na pewno nie należy na tę korespondencję odpowiadać" - stwierdził.
"Jednocześnie we wszelkich wątpliwych dla naszych klientów sprawach prosimy o kontakt z Centrum Obsługi Telefonicznej ZUS pod numerem telefonu: 22 560 16 00" - dodał.
...
Znowu oszuści.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:50, 10 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Gazeta Pomorska
Trzej mężczyźni pobili bezdomnego na śmierć. Są w rękach policji
Jeden z mężczyzn trafił tymczasowo do aresztu. Dwaj pozostali dzisiaj usłyszeli zarzuty - Gazeta Pomorska
Wtorkowa sekcja zwłok wskazała, że do śmierci bezdomnego, do jakiej doszło w ubiegły piątek (3 lipca) przy ul. Cyganka we Włocławku przyczyniły się inne osoby - informuje "Gazeta Pomorska".
Policjanci po przeprowadzonej sekcji zwłok szybko starali się odszukać sprawcę lub sprawców. Dzięki zeznaniom świadków i zebranemu materiałowi dowodowemu szybko udało się wpaść na trop.
- Kryminalni wstępnie ustalili, że do śmierci bezdomnego 48-latka mogło przyczynić się trzech mężczyzn w wieku 30, 31 i 40 lat. Pierwszy został zatrzymany 40-latek. Mężczyzna został namierzony jeszcze we wtorek w okolicy włocławskich Bulwarów. Pozostali dwaj, kilka godzin później, w mieszkaniu, przy ul. Matebudy - wyjaśnia Lidia Popielińska z zespołu komunikacji społecznej KMP we Włocławku.
Całej trójce za pobicie ze skutkiem śmiertelnym grozi do 10 lat więzienia.
...
Bestie...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:29, 14 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Polish Express
Polish Express
Polak groził śmiercią partnerce i jej córeczce. Podpalił dom w The Keep w Haverhill. Sąd wydał wyrok
38-letni Polak został skazany na cztery lata więzienia - Thinkstock
38-letni Polak, który podpalił dom zamieszkiwany przez jego partnerkę i jej córkę został skazany na cztery lata więzienia - podaje "Polish Express". Z relacji przedstawionej przed sądem wynika, że na miejscu zdarzenia krzyczał do policjantów: "wejdźcie do środka, pokażę Wam, jak rozwiązujemy takie problemy w Polsce".
Do dramatycznych wydarzeń doszło w The Keep w Haverhill. Kłótnia między Pawłem R. i jego partnerką wywiązała się po tym, jak para wróciła wieczorem do domu. Wkrótce do awantury włączyła się 13-letnia córka kobiety, która razem z przyjaciółką spędzała wieczór w domu.
Polak miał najpierw pchnąć dziewczynkę na ścianę, a następnie rzucić się na jej matkę, złapać ją za głowę i nią potrząsać. Kiedy mężczyzna zaczął grozić obu śmiercią, wezwały policję. To jednak tylko pogorszyło sytuację. Polak chwycił wtedy 30-centymetrowy kuchenny nóż i wymachując nim stwierdził, że "zabije policjantów, którzy przyjadą na interwencję, a zaraz potem 13-latkę".
Kiedy funkcjonariusze zjawili się na miejscu, 38-latek znów zaczął wygrażać nożem. "Wejdźcie do środka, pokażę Wam, jak rozwiązujemy takie problemy w Polsce" – krzyczał do policjantów. "No, bijcie się ze mną, jestem gangsterem, zabiję was" – wrzeszczał.
Chwilę później Polak podpalił meble w jednym z pokojów na piętrze. Z budynku natychmiast wybiegli wszyscy zgromadzeni – z wyjątkiem 38-latka. Pomimo wielokrotnych apeli policjantów, Polak nie chciał opuścić domu, który coraz szybciej wypełniał się dymem.
- Krzyczał do policjantów, że czeka, aż ogień do niego dotrze – relacjonowała oskarżyciel Nicola May. - Funkcjonariusze weszli do środka i wywlekli go stamtąd. Nawet wtedy jednak stawiał wściekły opór i konieczne było użycie wobec niego gazu pieprzowego – dodała.
Przesłuchiwany przez policjantów mężczyzna wyjaśnił, że podpalając dom był "wściekły i czuł się jak bomba".
- Mój klient miał problemy z nadużywaniem alkoholu. Po tym, jak został aresztowany, próbował odebrać sobie życie – mówił obrońca Polaka, Andrew Shaw. Sędzia pozostał jednak niewzruszony wobec wyznań mężczyzny i skazał 38-latka na cztery lata więzienia. - To było zdecydowany czyn, popełniony z pełną premedytacją. Ryzykowałeś życie innych ludzi i własne. Do tego doprowadziłeś do zniszczenia domu – tłumaczył Rupert Overbury.
>>>
Znowu konkubinat.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:13, 15 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Zakład Ubezpieczeń Społecznych ostrzega: Uwaga na e-maile. Oszuści podszywają się pod ZUS
Zakład Ubezpieczeń Społecznych ostrzega - Norbert Litwiński / Onet
ZUS ostrzega przed fałszywymi e-mailami, które rozsyłane są do przedsiębiorców. Oszuści żądają wyrównania składek emerytalnych. Wiadomości zawierają niebezpieczne linki oraz zainfekowane załączniki.
"Ostrzeżenie spowodowane jest wzmożoną aktywnością osób podszywających się pod pracowników Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. W ostatnich dniach szereg przedsiębiorców zgłosiło do ZUS informację o dziwnych e-mailach, które zawierały sugestię błędnych rozliczeń z tytułu należności składkowych i konieczność ich natychmiastowego sprostowania. E-maile były rzekomo podpisane przez jednego z dyrektorów ZUS. Tymczasem e-maile z ZUS trafiają jedynie do tych przedsiębiorców, którzy zdecydowali się na taki kontakt ze swoim indywidualnym opiekunem z Zakładu i zawsze widnieje w nich podpis tegoż opiekuna" - czytamy w oświadczeniu ZUS.
REKLAMA
Wiadomości są wysyłane z adresu [link widoczny dla zalogowanych]. W przypadku jakichkolwiek wątpliwości, ZUS prosi o kontakt z Centrum Obsługi Telefonicznej ZUS pod numerem telefonu: 22 560 16 00.
>>>
Znowu.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:12, 16 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Radio Łódź
Bandyci porwali i pobili mężczyznę ze Strykowa
Policja
Policjanci ze Strykowa zatrzymali dwóch mężczyzn, którzy kilka dni temu dotkliwie pobili i porwali 45-latka.
Sprawcy zaatakowali go w barze przy ulicy Kolejowej w Strykowie. Pobitego wrzucili do samochodu i wywieźli do lasu. - Gdy dotarli na miejsce, napastnicy polecili by 45-latek wysiadł i zdjął z siebie całe ubranie. Wystraszony mężczyzna spełnił ich żądanie. Rozebranego do naga, zostawili w ciemnym lesie i odjechali. Zaraz po tym mężczyzna ubrał się i przez dwie godziny pieszo wędrował do domu.
REKLAMA
Gdy zobaczyła go matka natychmiast wezwała pogotowie. Mężczyzna ze złamanymi żebrami trafił do szpitala - mówi nadkomisarz Liliana Garczyńska z komendy w Zgierzu.
O zajściu funkcjonariusze dowiedzieli się kilka dni później, ale ustalili tożsamość sprawców napaści. Mieszkańcy Strykowa w wieku 34 i 40 lat usłyszeli już zarzuty pozbawienia wolności i naruszenia nietykalności cielesnej.
...
Horror.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:50, 20 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Plakaciarze nie uszanowali pracy poznaniaków - słupy znów obklejone
Janusz Ludwiczak
Dziennikarz Onetu
Plakaciarze nie uszanowali pracy poznaniaków - słupy znów obklejone
W sobotę poznaniacy oczyszczali słupy trakcyjne, latarnie i skrzynki energetyczne z nielegalnych plakatów, ulotek i reklam. Już następnego dnia okazało się, że plakaciarze nie uszanowali pracy mieszkańców. W nocy z niedzieli na poniedziałek plakatów na oczyszczonych słupach było jeszcze więcej. Jednego z wandali ujęła Straż Miejska.
W sobotnie przedpołudnie Urząd Miasta wspólnie z Zarządem Dróg Miejskich, MPK i Zarządem Transportu Miejskiego rozpoczął akcję "Czyste słupy", której celem jest uświadomienie wszystkich, że reklamy na miejskiej infrastrukturze są nielegalne, a do tego ich usuwanie sporo kosztuje.
REKLAMA
Tylko w rejonie Starego Miasta do wyczyszczenia zakwalifikowano 54 słupy sieci trakcyjnej, 45 ulicznych latarni, 5 sygnalizacji świetlnych z szafkami sterowniczymi oraz 80 słupków do znaków drogowych. Oczyszczenie ich z plakatów oraz ponowne wymalowanie kosztować będzie ponad 100 tysięcy złotych. Najwięcej nielegalnych plakatów, którymi są głównie zapowiedzi koncertów i imprez organizowanych z klubach, pojawia się w rejonie Starego Rynku, Placu Wolności czy Mostu Teatralnego.
W akcję czyszczenia słupów, latarni, skrzynek energetycznych i innych elementów miejskiej infrastruktury włączyli się mieszkańcy, a także prezydent Jacek Jaśkowiak wraz ze swoimi zastępcami, dyrektorzy ZTM, MPK, poznańscy i osiedlowi radni, a także plastyk miejski.
– Niestety, już w niedzielę dotarły do nas pierwsze sygnały o tym, że plakaciarze nadal je oklejają. W nocy z niedzieli na poniedziałek strażnicy miejscy zatrzymali jednego z wandali – mówi Agnieszka Smogulecka z Zarządu Transportu Miejskiego.
W poniedziałek straż miejska skontaktowała się z właścicielami dwóch lokali, które promowane były na nielegalnych plakatach. Chce ustalić, komu zlecono plakatowanie.
– Dokonano nielegalnego oklejenia plakatami ok. 15 oczyszczonych słupów. Funkcjonariusze, przy wykorzystaniu monitoringu miejskiego, ujęli i ukarali jednego ze sprawców – informuje Przemysław Piwecki, rzecznik Straży Miejskiej.
Urzędnicy nie zamierzają poprzestać na przywróceniu porządku w Poznaniu. Służby MPK powtórnie oczyszczą słupy w centrum i dokończą ich malowanie. Następnie na słupach pojawią się naklejki informujące o zakazie plakatowania.
Zgodnie z artykułem 63a Kodeksu Wykroczeń za umieszczanie ogłoszeń, plakatów, ulotek, afiszy, napisów czy rysunków w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym grozi kara grzywny od 20 do 5 tysięcy złotych.
...
Oni z tego żyją.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:06, 23 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Piraci rowerowi czują się bezkarni. "Ścieżka to nie ulica. Nie obowiązują nas przepisy"
Michał Fabisiak
akt. 23 lipca 2015, 16:09
- Przepisy? Nie obowiązują nas żadne przepisy. Ścieżka rowerowa to przecież nie ulica - mówi Wirtualnej Polsce cyklista, który chwilę wcześniej prawie przejechał pieszego przechodzącego po pasach na trasie dla jednośladów. Czy użytkownicy ścieżek rowerowych rzeczywiście mogą czuć się na nich bezkarni?
W polskich miastach zapanowała moda na rower. Powody wsiadania na siodełko bywają różne. Jedni jeżdżą rekreacyjnie, dla innych pojazd na dwóch kółkach jest podstawowym środkiem transportu, np. w drodze do pracy. Żeby jeździć, nie trzeba być właścicielem jednośladu. W wielu polskich miastach jak grzyby po deszczu wyrastają wypożyczalnie rowerów miejskich. Dzięki nim dostęp do pojazdów stał się łatwiejszy, co w połączeniu z wciąż rozwijającą się infrastrukturą rowerową sprawia, że w Polsce przybywa miłośników jednośladów. Niestety, rośnie też liczba piratów rowerowych.
Żeby móc poruszać się jednośladem, nie wystarczy sama umiejętność jazdy. Rowerzysta powinien znać również przepisy ruchu drogowego. Wiedzą z tej dziedziny nie wszyscy użytkownicy tych pojazdów mogą się jednak pochwalić. Nikt też tego od nich nie wymaga. W przeciwieństwie do kierowców samochodów, cykliści nie muszą zdawać prawa jazdy, aby uzyskać uprawnienia do poruszania się po drodze. Za łamanie przepisów, jak każdy uczestnik ruchu drogowego, mogą zostać pociągnięci do odpowiedzialności przez policję lub straż miejską. Z tym, że kontrole tych służb ograniczają się głównie do ulic. Na ścieżkach rowerowych cykliści czują się bezkarni, na co zwracają uwagę inni użytkownicy tych dróg.
- Ratowałam się zjazdem na chodnik. Mało brakowało, a sama potrąciłabym pieszego. Wszystkiemu winien był rowerzysta pędzący z przeciwka, który wyprzedzał kolumnę cyklistów. Biorąc pod uwagę prędkość z jaką się poruszał, nasze zderzenie mogło skończyć się tragicznie - relacjonuje Wirtualnej Polsce Ania, 30-latka z Warszawy. Wyprzedzanie na trzeciego, zbyt szybka jazda czy zajeżdżanie drogi innym, to najczęstsze zarzuty, jakie padają pod adresem rowerowych piratów.
Darek, rowerzysta ze stolicy, który jednośladem każdego dnia dojeżdża do pracy, tłumaczy, że komfort jazdy na ścieżkach z roku na rok się pogarsza. Jego zdaniem przyczyną tej sytuacji są miejskie wypożyczalnie. - Wystarczy mieć trochę drobnych w portfelu i już można mieć rower. To nic, że nie zna się przepisów - mówi mężczyzna. I dodaje, że wypożyczalnie często zlokalizowane są przy ścieżkach, co sprawia, że osoby wypożyczające blokują pas ruchu. - Ścieżka służy do jazdy, to nie miejsce parkingowe - tłumaczy rozmówca WP.
Zdaniem Darka, najgorszymi użytkownikami ścieżek rowerowych są pary oraz rodziny z dziećmi. - Nie jeżdżą wężykiem tylko obok siebie, blokując całą ścieżkę. Nie można ich wyprzedzić, a jadąc z przeciwka trzeba uważać, aby się nie zderzyć - mówi 42-latek. Darek uważa, że rowerzysta na ścieżce powinien zachowywać się jak kierowca samochodu na drodze, a więc jechać blisko prawej strony, nie spowalniać innych oraz wyprzedzać wtedy, gdy nie nadjeżdża nikt z naprzeciwka. Do tych zasad nie stosuje się duża część rowerzystów.
Dla Ani największym kłopotem są tzw. zawodowi cykliści. - Markowy rower, okularki, kask i sportowy strój. Po tym można ich rozpoznać. I jeszcze jedno, nie znają słowa hamulec, a ścieżkę traktują jak tor wyścigowy - tłumaczy 30-latka. I dodaje, że te osoby są nie tylko postrachem innych rowerzystów, ale i pieszych. - Często się tak zdarza, że trasa dla cyklistów krzyżuje się z chodnikiem. W tym miejscu najczęściej namalowane są pasy, na których należy przepuścić pieszego. "Zawodowcy" nic sobie nie robią z faktu ich istnienia. Moja mama prawie została kiedyś w ten sposób potrącona - mówi Ania.
Jestem świadkiem podobnego zdarzenia. Starszy mężczyzna przechodzi po zebrze w miejscu, w którym chodnik krzyżuje się ze ścieżką. Tuż przed nim przejeżdża rozpędzony cyklista. Rowerzysta zatrzymuje się, ale dopiero kilka metrów dalej na skrzyżowaniu. Schodzi z jednośladu i coś poprawia. Jest okazja, żeby porozmawiać. Pytam dlaczego się nie zatrzymał. Na początku nie odpowiada. Po chwili milczenia wyciąga słuchawki z uszu i raz jeszcze rozpoczynamy naszą rozmowę. - A dlaczego miałem się zatrzymać? - pyta zdziwiony. Gdy mówię o przepisach i obowiązku ustąpienia pierwszeństwa pieszemu, on odpowiada. - Przepisy? Tutaj nie obowiązują nas żadne przepisy. Ścieżka rowerowa to przecież nie ulica. Przepraszam, mam zielone, muszę jechać - żegna się i przejeżdża przez pasy na jezdni.
- To, że rowerzysta porusza się po ścieżce dla rowerów, nie oznacza, że może tam uprawiać tak zwaną wolną amerykankę. Ta trasa należy do drogi publicznej i należy zachować na niej ostrożność - tłumaczy Marek Kąkolewski z Komendy Głównej Policji. I przypomina, że cyklista jest takim samym uczestnikiem ruchu, jak wszyscy. - Ma jeździć rozważnie, ostrożnie i nie może stwarzać zagrożenia bezpieczeństwa innym uczestnikom ruchu - wyjaśnia policjant.
Rozmówca WP odniósł się również do jazdy po ścieżce obok siebie. - Poruszamy się przy prawej krawędzi. To powinno być jasne jak słońce. Wyprzedzając, zachowujemy szczególną ostrożność i bezpieczny odstęp, nie zajeżdżamy nikomu drogi - tłumaczy Kąkolewski. Warto wspomnieć, że na ścieżce dla jednośladów policja ma prawo egzekwować przestrzegania tych przepisów tak samo, jak na ulicy. Lepiej o tym wiedzieć, bo nieznajomość prawa szkodzi.
...
W sumie to samo co na drogach.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:58, 24 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Wakacje za seks - bogaci, ale samotni szukają atrakcyjnych towarzyszek na urlop
Zenon Kubiak
24 lipca 2015, 14:02
Każdego lata w internecie roi się od ogłoszeń panów gotowych zafundować wspólny wakacyjny wyjazd atrakcyjnej kobiecie. Oczekują od niej nie tylko seksu, ale też klasy i zachowań, które nie przyniosą wstydu na plaży czy w restauracji.
"Jeśli jest tu chętna Kobieta na wspólny wypad w sierpniu, to zapraszam. Południowa Europa. Zależy mi na spędzeniu czasu w miłym towarzystwie bez zobowiązań" - pisze 34-letni Michał z Warszawy.
Inni są bardziej bezpośredni.
"Witam Cię, w wakacje spędzam urlop nad naszym morzem. Proponuje uczciwe 800-1000 zł. Jeśli masz ochotę spotkać się, to daj mi szybko znać. Mam ochotę na przyjemną przygodę, w której odprężysz się i gdzie przy okazji do torebki wpadnie Ci sporo gotówki na Twoje własne wydatki" - zapowiada 35-latek z województwa zachodniopomorskiego, opisując siebie jako "wysokiego, zadbanego, bardzo miłego, uczciwego i sympatycznego".
Chętna na seks, ale z wysokim IQ
Chociaż z pozoru może się wydawać, że to ogłoszenia adresowane do zwyczajnych prostytutek, w rzeczywistości panowie mają zdecydowanie większe wymagania wykraczające poza atrakcyjny wygląd i gotowość świadczenia usług seksualnych.
"Kogo szukam? Młodej, uśmiechniętej kobiety (tak do ok. 28 lat). Osobowości, z którą da się porozmawiać o czymś innym niż tipsy, solarium czy ostatnia impreza na mieście , zatem IQ znacznie wyższe niż ameby;). Po prawdzie, mechaniczny seks z głupiutkimi lalami w ogóle mnie nie kręci. Musi być chemia i wspólne pożądanie. Szukam takiej trochę spontanicznej wariatki, trochę mocno perwersyjnego zboczucha , trochę wrażliwej intelektualistki, koniecznie szczupłej lub z delikatnymi krągłościami Jako, że sam nie jestem najwyższy... to poszukuję raczej osoby filigranowej" - tak swoje oczekiwania precyzuje 30-letni singiel szukający towarzyszki na urlop na Cyprze.
Takie wymagania nie dziwią prof. Jacka Kurzępy, socjologa z Uniwersytetu Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
- Ci panowie szukają na wyjazd kobiety atrakcyjnej nie tylko pod względem seksualnym, ale też estetycznym i towarzyskim. Oczekują od towarzyszki wyjazdu wspólnego korzystania z różnych wakacyjnych atrakcji. Chcą się z nimi pokazywać na plaży, w restauracji, czy teatrze. Atrakcyjna kobieta ma świadczyć o ich własnej atrakcyjności, chcą się nimi pochwalić, że oto towarzyszy im taka piękność. Byłoby to niemożliwe, gdyby zabrali ze sobą zwyczajną prostytutkę - wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Kurzępa.
Potwierdza to 43-letni Jacek z Wrocławia, który od lat na wakacje wybiera się z kobietami, których szuka poprzez ogłoszenia w Internecie.
- Na każde ogłoszenie odpowiada około 10 kobiet na ogół w wieku 28-32 lata, chociaż ja wolę młodsze. Z tych 10 na wyjazd nadaje się najwyżej jedna. Inne są nieatrakcyjne, wulgarne lub mają jakieś absurdalne roszczenia, dlatego nie ma sensu tracić czasu na wymianę maili, tylko najlepiej jak najszybciej spotkać się z kobietą, aby ocenić, czy się nadaje - opowiada.
Jacek z zawodu jest bankowcem, nie żyje z nikim w stałym związku, był kiedyś żonaty, ale rozwiódł się. Twierdzi, że kobiety, z którymi był związany w przeszłości, zdradzały go, dlatego woli się nie angażować w kolejne związki, wybierając prosty układ sponsorski. Pod tym względem jest dość reprezentatywnym przedstawicielem grupy mężczyzn, którzy zamieszczają ogłoszenia o chęci zabrania na wakacyjny wyjazd atrakcyjnej kobiety w zamian za seks.
Zamożni pracoholicy, którzy nie mają czasu na związek
- To mężczyźni zamożni, zwykłego klienta prostytutek nie byłoby stać na taki wyjazd i utrzymywanie kobiety przez tydzień czy dwa - zwraca uwagę prof. Kurzępa. - Poza tym zazwyczaj to single, nie mają rodziny czy stałej partnerki, są pracoholikami, żyją w stresie, który nie pozwala im na stworzenie stałego związku opartego na bliskości. Zdarza się też, że aktywność zawodowa to sposób, w jaki usprawiedliwiają swoją nieumiejętność nawiązania trwałych relacji z płcią przeciwną. Wakacje to czas, w którym nie chcą być sami - dodaje.
Jacek twierdzi, że po powrocie z wakacyjnego wyjazdu zdarza mu się kontynuować znajomość z towarzyszką podróży. Z jedną wszedł nawet w tak bliską relację, że zamieszkali razem, ale po trzech miesiącach związek i tak się rozpadł.
A kim są kobiety, które decydują się na układ "egzotyczne wakacje za seks"? Zdarza się, że to prostytutki, dla których wakacje i seks z tylko jednym partnerem to forma odpoczynku od codziennej pracy, rutyny. Częściej są to jednak kobiety, które na co dzień mają normalną pracę i nie uważają, aby taki wyjazd był formą prostytucji.
"Przecież nie jestem prostytutką"
- Decydują się na taki układ, ponieważ mężczyzna jest atrakcyjny fizycznie, na dodatek proponuje im wyjazd w egzotyczne miejsce, na co nie byłoby ich stać - wyjaśnia socjolog. - Nie ma jednej kategorii, jeśli chodzi o ich wykształcenie, bo przecież nawet kasjerka w sklepie wielkopowierzchniowym często jest absolwentką studiów. Łączy je jedno - muszą być atrakcyjne fizycznie, oznaczać się seksapilem - dodaje.
Zdaniem prof. Kurzępy zazwyczaj są to kobiety, które w przeszłości już zgadzały się na różnego rodzaju relacje związane z osiąganiem korzyści majątkowych w zamian za usługi seksualne, np. kobiety, które miały swojego sponsora, np. w czasie studiów. Same wakacje to dla nich na ogół za mało, aby zdecydowały się na wyjazd, liczą też na drogie prezenty czy gotówkę.
- Oczywiście pokrywam koszty wszystkich atrakcji, obiadów, kolacji. Zdarza się, że kupuję dziewczynie np. sukienki. Poza tym daję jej 500 euro, aby miała na własne wydatki - mówi Jacek. I wyjaśnia, że takie kwestie omawia się już przed wyjazdem, aby nie było niedomówień. - Zasadę mam prostą. Dziewczyna ma dzień do swojej dyspozycji, ale w nocy należy do mnie bez żadnych limitów, chociaż niektóre próbują takie wprowadzać. Najwięcej różnych roszczeń mają kobiety bardzo atrakcyjne, dlatego lepiej umawiać się z dziewczynami o raczej przeciętnej urodzie - dodaje.
Prof. Kurzępa uważa, że układ "wakacje za seks" nie jest żadną polską specyfiką wynikającą np. z rosnących różnic ekonomicznych w społeczeństwie. Podobne zjawiska można zaobserwować we wszystkich krajach, a i w Polsce podobne wyjazdy zdarzały się nawet w czasach PRL-u. Nie jest to też wyłącznie domena relacji męski sponsor - damska towarzyszka.
- Dobrym przykładem są sanatoria, które odwiedzają młodzi mężczyźni liczący na zarobek w zamian za usługi seksualne świadczone leciwym paniom - zwraca uwagę prof. Kurzępa.
...
Ohyda prostytucji.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:22, 27 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Kultowe studia klapą? Silesianistyka nie cieszy się powodzeniem - zarejestrowało się kilka osób
Robert Kulig
27 lipca 2015, 14:24
Gdy senat Uniwersytetu Śląskiego dał zgodę, z dumą i zadowoleniem ogłoszono powstanie nowego kierunku - silesianistyki. Teraz okazuje się, że... nie ma chętnych. Czy kulturowe studia, które miały być kultowe, okażą się klapą?
- To jest pomysł, który pewnego czasu chodził nam po głowach. Cieszymy się, że będzie on na wydziale filologii. W czasie kształcenia przykłada się dużą wagę do interdyspylinalności, dlatego do współpracy zaproszeni są filolodzy, kulturoznawcy, socjolodzy, również wydział prawa i administracji, ponieważ każdy region ma swoje prawo - mówił wtedy Wirtualnej Polsce prof. Marian Kisiel, pomysłodawca stworzenia studiów śląskich.
Niestety, w procesie rekrutacji, zaledwie kilka osób zgłosiło chęć studiowania silesianistyki, pierwszego w Polsce kierunku z zakresu kultury, literatury, historii, socjologii i geografii ekonomiczno-społecznej Śląska.
Jak mówią przedstawiciele UŚ, sytuacja może się zmienić, po obronie prac licencjackich.
- Studia śląskie są dla osób, które już mają licencjat i mają charakter akademicki, a nie zawodowy. To realizacja pewnej potrzeby, która była zgłaszana przez Ślązaków. Ludzie chcą pogłębionej wiedzy na temat Górnego Śląsku - dodaje prof. Kisiel.
Dlatego po kolejnej fali obrony tytułów licencjata, pracownicy liczą na większe zainteresowanie kierunkiem. Tym bardziej, że rekrutacja na nowe studia to tylko zapisy - nie przewidzoano żadnej rozmowy wstępnej.
...
Caly ten narod slaski to lipa...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:29, 27 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Dziecko leżało na tylnej półce samochodu w czasie jazdy
27 lipca 2015, 09:58
Szokująca bezmyślność kierowcy, który postanowił przewieźć dziecko na półce bagażnika.
Nawet lekka stłuczka albo gwałtowne hamowanie mogło się zakończyć tragedią. Na zdjęciach widać, że dziecko leżało przy tylnej szybie auta zupełnie niezabezpieczone.
Policja przypomina, że dzieci do 1,5 m wzrostu muszą być przewożone w fotelikach. Fotelik musi być właściwie zamontowany, a dziecko poprawnie zapięte.
Każdego roku na drogach ginie około 100 najmłodszych Polaków.
...
Glupi lud ma glupi rzad. Poziom myslenia jak w Sejmie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:19, 28 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
"Polska The Times"
Opolskie: 21-latek wypadł z pociągu jadącego na Woodstock
Opolskie: Wypadek w pociągu jadącym na woodstock. 21-latek wypadł z pociągu
Opolskie: Wypadek w pociągu jadącym na woodstock. 21-latek wypadł z pociągu - Norbert Litwiński / Onet
Niebezpieczny wypadek w pociągu jadącym na Woodstock. 20-latek z Dąbrowy Górniczej wypadł ze składu. Ciężko ranny trafił do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu - informuje "Polska The Times".
Do wydarzenia doszło wczoraj wieczorem na stacji kolejowej w Zdzieszowicach niedaleko Opola. - Mężczyzna zachwiał się, stojąc w otwartych drzwiach pociągu, w momencie kiedy załatwiał potrzebę fizjologiczną - powiedział Jarosław Waligóra, rzecznik policji w Krapkowicach.
20-latek z rozległymi obrażeniami ciała został przewieziony do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu - czytamy na stronach "Polski The Times".
...
~Prawda : Jak sie ma 21 lat to trzeba myslec a nie wypadac z pociagu zaraz sie zacznie ze to lokomotywa winna lub kolejarze ze debil wypadł z pociagu. Jak debil to wypadł jego problem
...
Niestety w tym wieku brak wielu komorek w mozgu. Jeszcze platy mozgowe sie nie wyksztalcaja.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:51, 28 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Były funkcjonariusz CBŚ ujawnia prawdę o działalności gangów motocyklowych w Polsce
Mateusz Baczyński
Redaktor Onet Wiadomości
389
Hells Angels jest największym klubem motocyklowym na świecie. Swoje oddziały ma też w Polsce
Hells Angels jest największym klubem motocyklowym na świecie. Swoje oddziały ma też w Polsce - PATRICK SEEGER / PAP
Okolice Krosna Odrzańskiego w województwie lubuskim, 6 października 2012 roku. Piękna, słoneczna pogoda. Nagle ciszę przerywa warkot silników. Na miejscu zjawia się prawie pięciuset motocyklistów, którym towarzyszą pseudokibice. Chcą wyrównać rachunki z klubami, które z nimi zadarły. – Przez chwilę zastanawialiśmy się, czy może jednak dopuścić do konfrontacji. Przynajmniej mielibyśmy ich za co zamknąć. Niestety, prawo nam nie pozwala na takie działania – mówi były funkcjonariusz CBŚ-u, który postanowił wyjawić nam, jak wygląda przestępczość związana z klubami motocyklowymi w Polsce.
Prawdopodobnie zaczęło się od błahostki. Dwóch motocyklistów z konkurencyjnych klubów pokłóciło się w pizzerii o kobietę. Doszło między nimi do bójki, w wyniku której jeden z nich stracił kamizelkę klubową. – A pamiętaj, że kamizelka jest w klubach MC dobrem szczególnie chronionym i otaczanym czcią. Kamizelka z barwami stanowi własność klubu. Jej utrata jest równa utracie honoru przez członka klubu. Nie wolno takiemu motocykliście zrobić sobie drugiej kamizelki, musi odzyskać utraconą – opowiada mój rozmówca, były funkcjonariusz CBŚ-u.
We wspomnianej pizzerii doszło do starcia między członkiem klubu, który pochodzi z Niemiec a motocyklistą z organizacji zrzeszającej rdzennie polskie kluby motocyklowe. Ten pierwszy klub ma w Polsce aż kilkanaście oddziałów m.in. w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu, Łodzi czy Częstochowie. W skład polskiej organizacji wchodzi z kolei ponad setka klubów motocyklowych z całego kraju.
Między niemieckim klubem a polską organizacją następuje gwałtowna eskalacja konfliktu. 30 maja 2012 roku, w godzinach wieczornych, do Ostrowca Świętokrzyskiego przyjeżdża kilkuset motocyklistów. Na miejscu pojawiają się też pseudokibice. Ma dojść do konfrontacji z członkami niemieckiego klubu. - Dzięki uzyskanej w ostatniej chwili informacji operacyjnej, policjantom ze Świętokrzyskiej KWP udało się jednak zapobiec bójce – relacjonuje mój rozmówca. Funkcjonariusze z Ostrowca Świętokrzyskiego przyznają, że taka sytuacja miała miejsce. Udało się wtedy skontrolować około 250 motocyklistów, ale nie było podstaw do tego, aby ich zatrzymać. To był jednak dopiero początek.
W lipcu 2012 roku dochodzi do napadu na siedzibę niemieckiego klubu na warszawskiej Woli. - Podczas imprezy do klubu wjechali zamaskowani sprawcy i pobili osoby znajdujące się w środku, bez względu na ich płeć. Dwie najbardziej poszkodowane osoby odwieziono do szpitala. Jeden ze sprawców nie był zamaskowany, rozpoznano w nim prezydenta jednego z klubów zrzeszonych w ramach polskiej organizacji – opowiada mój rozmówca. W trakcie ataku członkom niemieckiego klubu zabrano kamizelki. Poszkodowani wezwali policję dzwoniąc na numer 997, ale poza tym nikt nie złożył oficjalnie zawiadomienia o całym zajściu. To oznacza, że policja nie miała podstaw do wszczęcia postępowania.
Następnej nocy nieznani sprawcy włamali się do wspomnianego domu klubowego i całkowicie go zdemolowali. – Nikt nie zawiadomił o tym fakcie policji, więc nikt nie prowadził żadnego postępowania – mimo że Komenda Rejonowa Policji na Woli została przeze mnie poinformowana o szerokim kontekście tego najścia – mówi były funkcjonariusz CBŚ-u.
Po tym zdarzeniu, z Mannheim do Polski przyleciał rezydent niemieckiego klubu na nasz kraj. Prawdopodobnie wydał wtedy polecenia dotyczące zemszczenia się na członkach polskich klubów.
Pierwszym celem niemieckiego gangu stała się siedziba Boruty MC (klubu zrzeszonego w ramach polskiej organizacji) w Pruszkowie. Znajdowała się ona w starej wieży ciśnień, naprzeciwko dworca PKP. Rzucono w nią butelkami z płynem zapalającym. Przypadkowa osoba wezwała strażaków. Jednak, mimo pisemnej informacji o przyczynach pożaru, która znalazła się w raporcie straży pożarnej, policja w Pruszkowie nie wszczęła żadnych czynności. – Oficjalna wersja jest taka, że wezwany na miejsce zdarzenia najemca lokalu nie zawiadomił organów ścigania, bo nie było żadnych strat. Policjanci, którzy przyjechali na miejsce wezwani przez straż pożarną nie sporządzili nawet notatki urzędowej! – oburza się mój rozmówca. Faktycznie – gdy wysłaliśmy zapytanie w tej sprawie do Komendy Powiatowej w Pruszkowie, dostaliśmy odpowiedź, że w policyjnych rejestrach z tego okresu nie ma żadnej wzmianki na ten temat. Jak się jednak okazuje, informowały o tym nawet lokalne media. Portal WPR24 cytował świadka tego zdarzenia: "Dwie osoby przeskoczyły przez płot na teren baszty, rzuciły butelkę z benzyną i uciekły. Dzięki szybkiej reakcji straży, która została wezwana przeze mnie, ponieważ reszta ludzi wolała oglądać jak się pali, nic poważnego się nie stało."
Trudno stwierdzić, do jak wielu starć doszło między członkami obu klubów. Policja miała zapewne odnotowane tylko niektóre z nich. Tak jak to, w którym jeden z motocyklistów został w środku dnia potrącony samochodem. Mimo odniesionych obrażeń, szybko wypisał się ze szpitala, żeby policjanci nie mogli wszczynać postępowania z urzędu. Mój rozmówca przytacza też sytuację, do której doszło na Dolnym Śląsku. Do domu jednego z motocyklistów – w czasie niedzielnego obiadu – wtargnęli "nieznani sprawcy", którzy wyciągnęli go na zewnątrz i na oczach całej rodziny dotkliwie pobili. – Wcześniej, aby ustalić gdzie mieszka, wjechali do pobliskiego sklepu spożywczego i tam, przystawiając ekspedientce nóż do szyi, wymusili informację o miejscu zamieszkania – opowiada.
Do ostatecznego starcia miało jednak dojść w okolicach Krosna Odrzańskiego. Odbywał się tam jesienny zlot organizacji zrzeszającej rdzennie polskie kluby motocyklowe. Na miejsce przybyło około pięciuset członków niemieckiego klubu. Wśród nich byli też motocykliści z Niemiec, którzy przyjechali do Polski samochodami. Mieli w nich załadowane m.in. kamizelki kuloodporne, kilofy, łopaty, drewniane trzonki i miotacze gazu. – Na pytanie, po co im te narzędzia odpowiadali z uśmiechem, że "jadą do Polski do pracy". Polskich członków niemieckiego klubu nie kontrolowaliśmy, bo było ich tak dużo, że nie daliśmy rady w sposób bezpieczny dokonać legitymowań i przeszukań. Wśród nich była też kilkunastoosobowa grupa ludzi w dresach. Później, po analizie zebranego materiału, potwierdzono, że byli to pseudokibice – relacjonuje mój rozmówca. W korespondencji z Onetem, policjanci z Krosna Odrzańskiego zaznaczyli, że aby zapobiec "zadymie" sprowadzili posiłki z Gorzowa Wlkp. i Zielonej Góry. Nie miejscu pojawili się też funkcjonariusze Straży Granicznej, Inspekcji Transportu Drogowego, Straży Leśnej oraz niemieccy policjanci z Brandenburgii. - W czasie trwania kongresu, pomimo realnego zagrożenia wystąpienia pokazu sił zwaśnionych klubów, w wyniku odpowiedniego zabezpieczenia prewencyjnego nie doszło do żadnych chuligańskich ekscesów - podkreśliła asp. szt. Justyna Kulka.
Kolejna próba konfrontacji na taka skalę miała miejsce zimą, 28 lutego 2013 roku w okolicy Kalisza. Klub Iskra MC związany z polską organizacją robił imprezę z okazji otrzymania pełnych barw kongresowych. Ponieważ ich clubhouse mieścił się w Nowych Skalmierzycach, czyli na "terenie" niemieckiego klubu, jego członkowie chcieli rozbić tą imprezę. – Ganialiśmy się z nimi do trzeciej nad ranem, bo mimo zaangażowania znacznych sił policji, szukali możliwości ominięcia blokad – opowiada były funkcjonariusz CBŚ - Wielu członków niemieckiego klubu, którzy przyjechali "na imprezę" miało zamaskowane twarze, posiadali też drewniane pałki, zbrojone rękawice i bokserskie ochraniacze zębów – dodaje. Ostatecznie kluby zawiesiły spór i dziś omijają się szerokim łukiem. – Doszli w końcu do wniosku, że przez ten konflikt za bardzo depczemy im po piętach – konkluduje.
*****
To fragment materiałów szkoleniowych, które mój rozmówca prezentował innym policjantom. Informacji jest jednak dużo więcej. Z materiałów możemy dowiedzieć się m.in. co oznaczają poszczególne naszywki na kamizelkach, w jakim układzie jeżdżą motocykliści, z kim i jak należy rozmawiać w trakcie zatrzymań. Wrażenie robią też zdjęcia niektórych domów klubowych – pilnowane przez "strażników" i monitorowane przez kamery.
Czym w takim razie zajmują się kluby motocyklowe w Polsce? – dopytuję. – Zakres ich działalności jest szeroki – odpowiada mój informator – znakomita większość z nich to nieformalne zrzeszenia ludzi będących hobbistami. Ale część z nich – na szczęście niewielka – tworzy doskonale zorganizowane grupy przestępcze. Oficjalnie zakładają salony tatuażu, warsztaty motocyklowe, puby, kluby ze striptizem. Nieoficjalnie zajmują się dystrybucją narkotyków i kontrolowaniem lokalnej prostytucji.
A co łączy środowisko pseudokibiców z motocyklistami? – Kluby wykorzystują ich jako swoje bojówki. Poza tym najprawdopodobniej łączą ich interesy związane z handlem narkotykami – słyszę.
Jednak działalność gangów motocyklowych jest dużo bardziej przebiegła niż środowisk pseudokibiców. Ci pierwsi korzystają zazwyczaj z usług świetnych prawników, a w dodatku są doskonałymi PR-owcami. Organizują w swoich domach klubowych dni otwarte, biorą udział w pokazach ratownictwa medycznego, czy uczestniczą w zbiórkach pieniędzy dla organizacji społecznych.
A jak wygląda sprawa z najsłynniejszym klubem motocyklowym na świecie Hells Angels MC? Mają w Polsce swoje "chaptery", czyli oddziały? – pytam. Tak, m.in. w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu, Rzeszowie i Opolu. Kiedyś był też w Tychach, ale został zlikwidowany z nie do końca wiadomych przyczyn. Polscy członkowie HA MC wielokrotnie wchodzili w konflikt z prawem…
*****
Głośny echem odbiła się sprawa polskiego członka Hells Angels MC Dariusza S., za którym wydano Europejski Nakaz Aresztowania. Na zlecenie niemieckiej prokuratury został on zatrzymany przez CBŚ KGP na Pomorzu i przekazany niemieckiej policji. Zarzucano mu, że brał udział w porwaniu, torturowaniu i zabiciu dilera narkotykowego na terenie Niemiec. Policja dostała cynk od informatora, o tym gdzie zostały ukryte zwłoki zamordowanego. Ostatecznie jednak okazało się, że ciała nie udało się odnaleźć, a motocyklista został wypuszczony na wolność, z powodu braku dowodów.
Dariusz S. obecnie ukrywa się, ponieważ został wyrzucony z Hells Angels MC. - Nie ma pewności jakie były powody, ale musiały być bardzo poważne. Dariusz S. był osobą wysoko postawioną w hierarchii klubowej. Karierę w Hells Angels MC rozpoczął wiele lat temu jako ochroniarz w niemieckim burdelu będącym własnością klubu. Później zakładał pierwsze oddziały klubu w Polsce. Takiej osoby nie wyrzuca się ze struktur z błahego powodu. Musiał z jakiegoś powodu bardzo podpaść swoim kolegom – opowiada były funkcjonariusz CBŚ.
"Międzynarodową sławę" zyskali też inni członkowie Hells Angels MC związani z Polską - Ali I. i Edward C. ps. „Crazy Edi”. Zostali oskarżeni o to, że 21 maja 2011 roku w Belgii zamordowali dwóch członków konkurencyjnego klubu motocyklowego. Jak się później okazało, miał to być ich "chrzest bojowy" - po wykonaniu zlecenia mieli otrzymać pełne barwy klubowe. Ciała zamordowanych załadowano później do samochodu dostawczego, a następnie zepchnięto w nocy do kanału Zuid-Willemsvaart w miejscowości Eijsden, przy granicy z Holandią. Policja szybko została powiadomiona o tym zdarzeniu, gdyż samochód nie poszedł na dno - zatonął jedynie jego przód, a reszta pojazdu z uwagi na dużą kubaturę unosiła się na powierzchni wody.
Jak relacjonuje mój rozmówca - po tym zdarzeniu obydwaj oskarżeni przyjechali do Polski. Najpierw wybrali się do Hells Angels MC Poland w Poznaniu a później do Prospect Hells Angels MC Poland w Gdańsku. Ich pobyt w tych miejscach został doskonale udokumentowany, gdyż robili sobie pamiątkowe fotografie m.in. na poznańskiej Starówce oraz wewnątrz clubhouse'u w Poznaniu a także przed clubhousem w Gdańsku. Stali tam w otoczeniu polskich członków klubu.
- Turek Ali I. miał bardzo silne związki z Polską. Mieszkał tu, ożenił się, a siostrę swojej żony stręczył do nierządu. Miał zresztą z tego tytułu sprawę karną w Polsce - opowiada były funkcjonariusz CBŚ-u. Po pobycie w Polsce mężczyźni wrócili do Belgii i tam zostali aresztowani - całą akcję przeprowadził Europol, który współpracował w tej sprawie z polską policją. - Edward C. zmarł w więzieniu, chyba dwa lata później. Natomiast sprawa Alego I. jest nadal w toku i pewnie niedługo wyjdzie na wolność bo brakuje dowodów, że to on strzelał - tłumaczy mój rozmówca.
W 2008 roku głośno było o zatrzymaniu Andrzeja L. ps. „Ziomek” – polskiego członka niemieckiego oddziału Hells Agels MC. „Ziomek” był przez lata poszukiwany listem gończym za przemyt znacznych ilości narkotyków i udział w grupie Jana Cz. ps. „Długi”, jednego z ostatnich bossów gangu wołomińskiego. – Organizował przerzut amfetaminy do Szwecji, opracowując nowy szlak via Niemcy i Dania. Wpadł w Niemczech. Podejrzewamy, że narkotyki mogły trafiać do lokalnych gangów motocyklowych takich jak Hell Angels czy Bandidos – opowiadał jeden ze śledczych.
Policjanci postawili wtedy nawet tezę, że polscy mafiosi zaopatrują w narkotyki gangi motocyklowe z zachodniej Europy i Skandynawii. Chodziło duże ilości polskiej amfetaminy, kokainy, heroiny i ecstasy. Jednak oficjalnie prokuraturze nie udało się zgromadzić mocnych dowodów w tej sprawie. Wszystkie informacje przekazano śledczym z Niemiec i Szwecji.
*****
W ostatnich latach w Polsce doszło do wielu niebezpiecznych zdarzeń z udziałem członków klubów motocyklowych. Zatrzymanym stawiano zarzuty m.in. zabójstw, rozbojów z użyciem niebezpiecznych narzędzi, nielegalnego posiadania broni, stręczycielstwa, przemytu narkotyków i prania brudnych pieniędzy. Wielokrotnie udało się też policjantom nie dopuścić do "ustawek" między członkami konkurencyjnych klubów, w których miało brać udział nawet kilkaset osób. Odnotowano też przypadki zdemolowań i podpaleń domów klubowych.
Centralne Biuro Śledcze niechętnie jednak rozmawia na ten temat. Na nasze pytanie o działalność przestępczą gangów motocyklowych w Polsce, usłyszeliśmy, że ma ona charakter incydentalny. "Zjawisko działalności klubów motocyklowych w Polsce różni się od działalności gangów motocyklowych w niektórych krajach Europy Zachodniej oraz Stanów Zjednoczonych, a przeprowadzanie jakichkolwiek paraleli między polską sceną klubów motocyklowych, a gangami motocyklowymi działającymi np. na terenie Niemiec, czy USA jest bezprzedmiotowe, ze względu na szereg uwarunkowań, w tym kulturowych i historycznych" – to fragment maila, który otrzymaliśmy od CBŚ-u. Kiedy dopytaliśmy o niektóre wydarzenia opisane w tym tekście, usłyszeliśmy jedynie enigmatyczną odpowiedź, że "CBŚ nie było gospodarzem postępowań przygotowawczych dotyczących ww. zagadnień".
Mój rozmówca ubolewa nad tym, że - mimo tych wszystkich przypadków - nikt w Polsce tak naprawdę nie traktuje poważnie przestępczości związanej z klubami motocyklowymi. – Żadne ze znanych mi organów ścigania nie prowadzi postępowania przeciwko klubom jako zorganizowanym strukturom przestępczym. Są jedynie informacje operacyjne o handlu narkotykami i żywym towarem, jednak traktowane są one jako sprawy dotyczące pojedynczych osób. Jak dotąd, pomimo np. wydarzeń jakie miały miejsce np. w związku z konfliktem niemieckiego klubu z polską organizacją, nikt z obecnych szefów policji nie chce spojrzeć na ten problem w poważny sposób – tłumaczy.
Nie ukrywa przy tym, że znaczny wpływ na taki stan rzeczy może mieć niezwykła hermetyczność tych grup. – To środowisko załatwia swoje sprawy we własnym gronie i nie współpracuje z policją. Ciekawostką jest natomiast to, że wielokrotnie podczas rozmów z członkami różnych klubów MC słyszałem od nich, jak dokonywali napaści na członków konkurencyjnych klubów. Opowiadali mi o tym chętnie i szczegółowo. Jakby zupełnie nie mieli świadomości, że mówią o poważnych przestępstwach. Opowiadali o tym w tak naturalny sposób, jakby chodziło o serial "Sons of Anarchy" – mówi ze zdumieniem.
Na koniec mój rozmówca mocno podkreśla jedną rzecz: Nie chciałbym, żeby po naszej rozmowie ludzie patrzyli krzywo na wszystkich motocyklistów w kamizelkach klubowych. Znakomita większość z nich to wspaniali ludzie i pasjonaci, którzy nie robią nic złego. Ci którzy zajmują się działalnością przestępczą to odsetek. Bardzo niebezpieczny, ale jednak niewielki odsetek.
>>>
Niestety sa tu niebezpieczne wzory bandyckie wziete z USA.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:30, 28 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Placówki opiekuńczo-wychowawcze pękają w szwach. NIK bada sprawę
Tomasz Gdaniec
28 lipca 2015, 10:22
Placówki opiekuńczo-wychowawcze pękają w szwach. Limit miejsc jest przekroczony o 12 proc. 73 procent wychowanków znajduje się w ośrodkach nielegalnie. Rodzi to patologie i problemy, dlatego Rzecznik Praw Dziecka zwrócił się do NIK z prośbą o zbadanie sprawy.
- W wyniku kontroli przeprowadzonej w 32 losowo wybranych placówkach z całej Polski, ustaliliśmy, że przebywa w nich 1073 dzieci. 73 proc. z nich stanowiły - wbrew przepisom - dzieci do 6. roku życia - mówi Marek Michalak, Rzecznik Praw Dziecka.
Znowelizowane prawo zakłada bowiem, że do placówek wychowawczo-opiekuńczych trafiać mogą wyłącznie dzieci powyżej 7. roku życia. W przyszłym roku, co do zasady, granica ta zostanie podniesiona do 10 lat. Rozdział ma ułatwić kontrolę nad wychowankami. Gdyby przepisy te funkcjonowały trzy lata temu to udałoby się uniknąć tragedii, która rozegrała się we wrocławskim domu dziecka. W maju 2013 roku dwóch 15-letnich wychowanków zgwałciło młodszego o sześć lat kolegę.
W ubiegłym roku podobne nieprawidłowości odkryto w suwalskim ośrodku opiekuńczo-wychowawczym. Jeden z wychowanków placówki miał dwukrotnie dopuścić się gwałtu na swoim 10-letnim koledze. Jednym z powodów tego typu zdarzeń jest przepełnienie ośrodków. Szacuje się, że limity miejsc zostały przekroczone o 12 proc. W związku z tym Rzecznik wystąpił do Najwyższej Izby Kontroli z wnioskiem o przygotowanie raportu dotyczącego systemu pieczy zastępczej.
Urzędnicy NIK w połowie lipca przedstawili wnioski pokontrolne dotyczące funkcjonowania asystentów rodziny. Według danych GUS liczba dzieci w pieczy zastępczej niestety wzrasta - powoli, ale systematycznie z niespełna 73 tys. w 2010 r. do ponad 77 tys. w 2013 r. Wzrost jest notowany mimo niżu demograficznego. Przez cały 2013 rok urzędnicy odebrali rodzicom ponad 1800 dzieci.
Próbą rozwiązania problemu było wprowadzenie asystentów rodziny w 2012 roku. Jego zadaniem jest pomoc rodzinie w podniesieniu umiejętności opiekuńczo-wychowawczych, prowadzenia gospodarstwa domowego, radzenia z sytuacjami dnia codziennego rodziców lub opiekunów dzieci. Ich praca przyczyniła się do do zmniejszenia liczby dzieci przekazanych do domów dziecka i rodzin zastępczych. Zmalała też liczba rodzin, które nie radziły sobie z opieką i wychowaniem.
...
Coraz bardziej nowoczesnie. Konkubinaty i do wolne zwiazki. Jakie spoleczenstwo taki zont.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:28, 01 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Kościół bije na alarm: coraz więcej dzieci pije alkohol
Sierpień to od ponad trzydziestu lat w Kościele rzymskokatolickim w Polsce miesiąc trzeźwości - istock
Do picia przyznaje się ponad 90 procent nieletnich - podaje Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Piją już dwunastolatki. W czasie wakacji spożycie alkoholu wśród dzieci i młodzieży znacznie wzrasta.
Piciu nieletnich sprzyja reklama, duża ilość sklepów z alkoholem i praktycznie fikcyjne ograniczenie wieku sprzedaży - mówi ksiądz Henryk Bartuszek odpowiedzialny za duszpasterstwo trzeźwości w archidiecezji warszawskiej. Duchowny podkreśla, że choć w sklepach wisi kartka o wieku ograniczającym sprzedaż alkoholu, to jest - jego zdaniem - "ciche społeczne przyzwolenie na to, aby wydawać go niepełnoletnim". Do tego dochodzi ogromna liczba miejsc sprzedaży alkoholu. Praktycznie w każdej wsi, miasteczku i mieście jest bardzo wiele takich punktów - dodaje ksiądz Henryk Bartuszek.
REKLAMA
Problem łatwego dostępu do alkoholu i jego reklamy w mediach w kontekście ludzi młodych pojawia się w liście do wiernych biskupa Tadeusza Bronakowskiego. Hierarcha stoi na czele Zespołu Episkopatu Polski do spraw Apostolstwa Trzeźwości. Jego list będzie jutro czytany w kościołach. Biskup prosi w nim, aby w trosce o wychowanie dzieci i młodzieży bez alkoholu swoje siły połączyły: rodziny, społeczeństwo i rząd.
Sierpień to od ponad trzydziestu lat w Kościele rzymskokatolickim w Polsce miesiąc trzeźwości. Kościół co roku zachęca w tym okresie do całkowitej abstynencji.
...
Takie warunki im zgotowaliscie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136629
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:58, 03 Sie 2015 Temat postu: |
|
|
Ostrów Wielkopolski: Nagie niemowlę leżało na ulicy. Przechodnie zaalarmowali policję
Ostrów Wielkopolski: nagie niemowlę leżało na ulicy - Vinokurov Kirill / Shutterstock
Policjanci w Ostrowie Wielkopolskim zostali zaalarmowani, że na jednej z ulic miasta na poduszce leży nagie niemowlę. Trwają poszukiwania rodziców dziecka - informuje TVN24.
Płaczącego chłopca zauważyła przechodząca ulicą kobieta. Według lekarzy dziecko urodziło się dzisiaj, miesiąc przed terminem.
REKLAMA
Dziecko zostało odwiezione do szpitala. Jego stan jest określany jako średni. Lekarze tłumaczą, że niemowlę było w stanie hipotermii, ale jego stan się poprawia.
Funkcjonariusze poszukują rodziców dziecka.
...
Koszmar.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|