Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Katastrofa cywilizacyjna w Polsce!
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 70, 71, 72  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 18:59, 18 Paź 2012    Temat postu:

Kaja Poznańska |
Wyciskanie emeryta

Wy­jąt­ko­wy pro­dukt, wy­so­ka ja­kość rze­mieśl­ni­cza i te­ra­peu­tycz­ne dzia­ła­nie pod­czas snu. Do tego 100 proc. żywej wełny, która jesz­cze kilka mie­się­cy temu ga­nia­ła po ste­pach. Wszyst­ko w pro­mo­cji. Gra­tu­lu­je­my, zo­stał pan oszu­ka­ny!

Goły eme­ryt pod koł­drą z wiel­błą­da

Krzyk, gniew i wstyd, nie­za­leż­nie od ko­lej­no­ści, to chyba trzy naj­częst­sze re­ak­cje po za­ku­pie "cu­dow­nych" rze­czy ofe­ro­wa­nych na spe­cjal­nie or­ga­ni­zo­wa­nych pre­zen­ta­cjach. Naj­czę­ściej w szał wpada ro­dzi­na, kiedy dzia­dek przy­no­si do domu hor­ren­dal­nie dro­gie po­dusz­ki, samo zmy­wa­ją­ce ście­recz­ki albo garn­ki z ty­ta­nu. Pła­cze eme­ryt, bo uświa­da­mia sobie, że wła­śnie wydał oszczęd­no­ści ca­łe­go życia.

Pań­stwo Ma­jew­scy o swo­ich za­ku­pach mówić nie chcą. Całą tą sy­tu­acją są bar­dzo zde­ner­wo­wa­ni, mówi ich syn Marek. W małym, skrom­nym miesz­ka­niu usy­tu­owa­nym w ka­mie­ni­cy z lat 50. jest już cia­sno. Obok pa­mią­tek, ksią­żek, ster­ty ubrań, zza tap­cza­na wy­sta­ją duże, pro­sto­kąt­ne, prze­źro­czy­ste worki. Pacz­ki za­wie­ra­ją po­ściel zdro­wot­ną. Część z nich znaj­du­je się w do­mach u dzie­ci i wnu­ków, resz­ta koł­der jest roz­kła­da­na jedna na dru­giej na łóżku. Resz­ta, bo to mał­żeń­stwo kom­ple­tów po­ście­li ku­pi­ło już kilka. Nie po­ma­ga­ją tłu­ma­cze­nia dzie­ci, że sprze­daw­cy to na­cią­ga­cze, a obiet­ni­ce wy­gra­nych to cuda na kiju. Nie dzia­ła­ją ar­gu­men­ty, że te weł­nia­ne koł­dry ni­ko­mu z ro­dzi­ny do szczę­ścia nie są po­trzeb­ne. No, bo prze­cież pani w te­le­fo­nie była taka miła, a chło­pak o bia­łym uśmie­chu za­pew­niał o wy­jąt­ko­wej szan­sie.

- Nie wiem, co mia­ło­by być tą na­gro­dą – mówi syn star­szych ludzi. - Wiem, że moi ro­dzi­ce mają bar­dzo dobre serce. Wie­rzą, że zo­sta­li wy­lo­so­wa­li w pro­mo­cji i, że list kie­ro­wa­ny jest spe­cjal­nie do nich. Mama ma już koło dzie­więć­dzie­siąt­ki i jest osobą, która nie wy­cho­dzi ra­czej z domu. Kiedy do­sta­je za­pro­sze­nie do ja­kie­goś ho­te­lu, zamku, bo to są za­wsze su­per­miej­sca, to wier­ci dziu­rę w brzu­chu tacie, żeby po­szli. I idą.

A tam cze­ka­ją już na nich wy­szko­lo­ne we wci­ska­niu kitu osoby i kon­kret­ne dzia­ła­nia ma­ni­pu­la­cyj­ne. To wy­star­czy, bo star­szy czło­wiek sym­pa­tycz­nym lu­dziom, któ­rzy dwoją się i troją, za­ga­du­ją, czę­stu­ją do­brym szam­pa­nem i dają jakiś bubel, chce się po pro­stu od­wdzię­czyć i ku­pu­je. - Moi ro­dzi­ce wie­rzą w lecz­ni­cze wa­lo­ry pro­duk­tów i w to, że bę­dzie to dobry pre­zent dla wnu­ków. Tato myśli, że zakup się opła­ca, bo prze­cież do­sta­je drugą rzecz za darmo. A, że za pierw­szą płaci tyle, to nic. Na­cią­ga­cze prze­ko­nu­ją sło­wa­mi: "Wie pan, no, tak, to jest niby dro­gie, ale w roz­ło­że­niu rat na dwa lata to dzien­nie wy­cho­dzi tylko 5 zło­tych. Co to jest pięć zło­tych, od­mó­wi pan sobie ba­to­ni­ka. No, co, oszczę­dza Pan na zdro­wiu?". Mama po pro­stu nie pa­mię­ta, że coś ku­pi­ła. I nie za bar­dzo zna war­tość na­byw­czą pie­nią­dza.

W miesz­ka­niu pań­stwa Ma­jew­skich obok koł­der są stare PRL-owskie meble ku­chen­ne i ła­zien­ka, która - jak przy­pusz­czam - pa­mię­ta jesz­cze czasy Gier­ka. - Ro­dzi­ce nie chcą zro­bić re­mon­tu, a wszyst­kie pie­nią­dze od kilku lat ła­du­ją w pro­mo­cje. Bo jakiś facet prze­ko­nu­je, że to przy­da się ich ro­dzi­nie. Czy pana ro­dzi­ce mają jesz­cze ja­kieś oszczęd­no­ści? - pytam. - Nie wiem - od­po­wia­da pan Marek.

Ma­jew­scy i tak są w kom­for­to­wej sy­tu­acji, bo nie wzię­li nie­ko­rzyst­ne­go kre­dy­tu i nie muszą z po­wo­du weł­nia­nej po­ście­li gło­do­wać. A takie czar­ne sce­na­riu­sze to nie rzad­kość, bo za­ku­pio­nych pro­duk­tów z re­gu­ły nie można zwró­cić.

Lo­te­ria dla se­nio­ra

Po­ściel to tylko jeden z wielu to­wa­rów, które ofe­ru­ją nam firmy or­ga­ni­zu­ją­ce pre­zen­ta­cje. Na po­ście­li leżą garn­ki, a na nich pię­trzą się od­ku­rza­cze, apa­ra­ty do mie­rze­nia ci­śnie­nia, spe­cjal­nie ka­mi­zel­ki ma­su­ją­ce krę­go­słup, ro­bo­ty ku­chen­ne naj­now­szej ge­ne­ra­cji i inne cu­dow­ne przed­mio­ty. Nie za­wsze naj­gor­szej ja­ko­ści, z re­gu­ły jed­nak sprze­da­wa­ne z 50-70 proc. prze­bi­ciem i zu­peł­nie nie­po­trzeb­ne. Ostat­nio hitem są dar­mo­we ba­da­nia me­dycz­ne, ro­bio­ne su­per­no­wym sprzę­tem, który - oczy­wi­ście - też można nabyć.

Sche­mat sprze­da­ży jest za­wsze taki sam. Naj­pierw dzwo­ni te­le­fon i pani o ak­sa­mit­nym albo po pro­stu miłym gło­sie w kul­tu­ral­ny spo­sób in­for­mu­je o nie­zwy­kłej pro­mo­cji. Na­stęp­nie pyta star­szą osobę o adres, by wy­słać jej za­pro­sze­nie. Ma to pod­kre­ślić in­dy­wi­du­al­ny cha­rak­ter tej roz­mo­wy. Na ta­kiej kart­ce, wy­sy­ła­nej czę­sto w pach­ną­cej ko­per­cie, jest za­zna­czo­ne, że wy­star­czy przyjść, by otrzy­mać ja­kieś dar­mo­we pre­zen­ty, więc star­szy czło­wiek idzie, a potem to już leci. Pani Ha­li­na na pre­zen­ta­cję wy­bra­ła się z ko­le­żan­ką. - To było za­pro­sze­nie do ogląd­nię­cia ja­kie­goś sprzę­tu me­dycz­ne­go, chyba maty na fotel ma­su­ją­cej krę­go­słup. Nie mia­ły­śmy za­mia­ru nic ku­po­wać, bo nie mamy pie­nię­dzy, ale w za­pro­sze­niu było na­pi­sa­ne, że każdy, kto przyj­dzie, ma do­stać po­dusz­kę i ma­sa­żer do nóg. Jed­nak na miej­scu oka­za­ło się, że, je­że­li nic nie ku­pu­je­my, to - co naj­wy­żej - mo­że­my spo­dzie­wać się ma­łe­go kre­mi­ku. Tu pani Ha­li­na wy­cią­ga pu­de­łecz­ko, by po­ka­zać, i do­da­je: - Ale moja inna ko­le­żan­ka ma taką matę.

Pani Kry­sty­na "szczę­śli­wa" po­sia­dacz­ka dro­gie­go od­ku­rza­cza ku­pio­ne­go na pro­mo­cji in­ne­go ro­dza­ju uczest­ni­czy­ła kie­dyś w pre­zen­ta­cji koł­der na zamku w Korz­kwi. - Do­sta­łam za­pro­sze­nie i wy­bra­li­śmy się z mężem. To była też oka­zja, żeby zo­ba­czyć, jak ten zamek wy­glą­da. By­li­śmy naj­młod­si. Przy­je­cha­li­śmy, a tam wszy­scy ubra­ni na wie­czo­ro­wo, z lamp­ką szam­pa­na. Przy­pusz­czam, że część sta­no­wi­ły osoby za­an­ga­żo­wa­ne do tego ca­łe­go spek­ta­klu. Po trwa­ją­cej pół­to­rej go­dzi­ny pre­zen­ta­cji, re­kla­mie, za­chwa­la­niu ja­ko­ści i po­ka­zy­wa­niu cer­ty­fi­ka­tów do­szło do sprze­da­ży. Ci, co ro­bi­li pre­zen­ta­cję, za­czę­li do­rzu­cać jesz­cze różne pre­zen­ty i po­in­for­mo­wa­li nas, że mają tylko dwa pro­mo­cyj­ne ze­sta­wy. Wtedy jedna para, praw­do­po­dob­nie pod­sta­wio­na, zgło­si­ła się. Lu­dzie za­czę­li się eks­cy­to­wać i li­cy­to­wać ostat­ni ze­staw koł­der. Póź­niej oka­za­ło się, że można coś za­ła­twić, i znaj­dzie się jesz­cze jeden pro­mo­cyj­ny towar. Nic nie ku­pi­li­śmy, szko­da, że tacy mą­drzy nie by­li­śmy przy za­ku­pie od­ku­rza­cza.

Pani Ha­li­na mówi, że cały czas ktoś do niej dzwo­ni i za­pra­sza na ko­lej­ne po­ka­zy. - Jak się raz pój­dzie, to już się nie można od nich uwol­nić.

Do­rwie­my cię w Cie­cho­cin­ku

Scho­ro­wa­ny eme­ryt na pre­zen­ta­cję nie pój­dzie. To nie prze­szko­dzi jed­nak han­dlow­com zaj­rzeć do jego port­fe­la. Szczę­śli­we losy i zdrap­ki do­łą­cza­ne do ko­re­spon­den­cji, które za­pew­nia­ją star­szą osobę, że od głów­nej wy­gra­nej dzie­li ją już tylko zakup kilku ksią­żek, to co­dzien­ny ob­ra­zek w pol­skich do­mach. Naj­pierw przy­cho­dzi ka­ta­log, po za­ku­pie pierw­szych przed­mio­tów przy­cho­dzi drugi, a wraz z nim wzra­sta szan­sa na na­gro­dę. - Mój dzia­dek od pew­ne­go wy­daw­nic­twa do­stał już nawet klu­czyk do sa­mo­cho­du - śmie­je się moja ko­le­żan­ka. - By wziąć udział w głów­nej lo­te­rii mu­siał jesz­cze "tylko" do­ku­pić kilka pro­duk­tów.

Pan Ju­lian w dro­dze do le­ka­rza dał się na­mó­wić na zakup apa­ra­tu fo­to­gra­ficz­ne­go. - Pod­szedł do niego męż­czy­zna bar­dzo ele­ganc­ko ubra­ny, z za­gra­nicz­nym, chyba uda­wa­nym, ak­cen­tem - mówi żona pana Ju­lia­na. – Po­wie­dział, że ma dwa osta­nie apa­ra­ty do sprze­da­nia pro­sto z fa­bry­ki w bar­dzo po­rząd­nych po­krow­cach. "Jak pan weź­mie drugi, to opusz­czę cenę, bo chciał­bym już wra­cać do sie­bie." Coś ta­kie­go po­wie­dział. Mąż kupił je za około 1000 zło­tych. Wy­cią­gnął w domu, a to były sztucz­ne apa­ra­ty, które w ogóle zdjęć nie ro­bi­ły – takie za­baw­ki. Ko­lej­ny raz mąż dał się na­mó­wić na zakup bar­dzo dro­gie­go sprzę­tu w sa­na­to­rium. Na pre­zen­ta­cji do ka­mi­zel­ki, któ­rej zwró­cić nie mógł, do­stał jesz­cze tępe noże.

W uzdro­wi­skach po­ka­zy sprzę­tu "lecz­ni­cze­go" nie na­le­żą do rzad­ko­ści. Nie ma co się dzi­wić, bo chyba trud­no wy­ma­rzyć sobie lep­sze miej­sce do sprze­da­ży. Au­tor­ka bloga klarka.​blog.​onet.​pl twier­dzi, że w sa­na­to­rium, w któ­rym prze­by­wa­ła, sala kon­fe­ren­cyj­na wy­naj­mo­wa­na była takim fir­mom nawet kilka razy w ty­go­dniu. - Pre­zen­te­rzy wrę­cza­li za­pro­sze­nia przed wej­ściem do sto­łów­ki, ku­sząc pre­zen­ta­mi - kto przyj­dzie, do­sta­nie ze­ga­rek, pa­ra­sol­kę czy rę­ka­wicz­ki. Po­ka­zy­wa­li cu­dow­ne garn­ki, w któ­rych go­tu­je się wy­łącz­nie zdro­wo, lampy i fo­te­le przy­wra­ca­ją­ce mło­dzień­czą spraw­ność. Bab­cie ku­ra­cjusz­ki śmier­tel­nie się nu­dzi­ły, więc na te po­ka­zy cho­dzi­ły i cza­sem zda­rza­ło się któ­rejś pod­pi­sać umowę i kupić coś na raty (…) Resz­ta wra­ca­ła z po­czu­ciem klę­ski, bo pre­zen­ter prze­ko­nał ich, że zdro­wie i życie za­le­ży od tej wła­śnie rze­czy ma­ją­cej bez­cen­ne wła­ści­wo­ści, a ich na to nie stać, bo renta to za­le­d­wie za­licz­ka - pisze au­tor­ka bloga.

Inną sy­tu­acją, w któ­rej na­cią­gacz może być pe­wien suk­ce­su, jest piel­grzym­ka. Zwy­cię­stwo nad eme­ry­tem gwa­ran­to­wa­ne, zwłasz­cza jeśli po­dróż do miej­sca świę­te­go or­ga­ni­zu­je wła­śnie firma sprze­da­ją­ca buble. - Zda­rza się, że ofer­ty garn­ków, pie­rzyn, czy in­nych mało war­to­ścio­wych przed­mio­tów sprze­da­wa­nych za wiel­kie pie­nią­dze są przed­sta­wia­ne pod­czas ta­kich piel­grzy­mek. Kiedy lu­dzie wra­ca­ją au­to­bu­sem z ta­kie­go wy­jaz­du, który był re­la­tyw­nie tani, są roz­mo­dle­ni, w na­stro­ju eu­fo­rycz­nym. Wtedy w spo­sób na­tu­ral­ny chcą się od­wdzię­czyć tym, któ­rzy im taki wy­jazd za­fun­do­wa­li po sto­sun­ko­wo nie­dro­gich kosz­tach i są go­to­wi, jakby w ra­mach tej wdzięcz­no­ści, do­ko­nać bar­dzo nie­ra­cjo­nal­ne­go za­ku­pu – mówi Ma­ciej Zdziar­ski, re­dak­tor na­czel­ny por­ta­lu StarsiRodzice.​pl.

Kiedy jed­nak Ma­ho­met jest opor­ny i nie chce przyjść do góry, to góra puka do jego domu. Sprze­daw­ca roz­kła­da swój sprzęt i już od drzwi bie­gnie do kuch­ni, by wy­pu­co­wać garn­ki i, niby przy oka­zji, po­ka­zać wspa­nia­łe wła­ści­wo­ści ście­re­czek. Albo ni­czym Per­fek­cyj­na Pani Domu od­ku­rzy miesz­ka­nie cu­dow­nym elek­tro­luk­sem, upich­ci też coś pro­sto i zdro­wo w wie­lo­funk­cyj­nym urzą­dze­niu. Nasi ro­dzi­ce bądź dziad­ko­wie po­zo­sta­ją pod cią­głym ostrza­łem na­ga­bu­ją­cych ich akwi­zy­to­rów, choć zda­rza się, że i młod­si dadzą się "wpu­ścić w ma­li­ny".

Nie tylko eme­ry­ci - za­sta­nów się, kogo wpusz­czasz do domu

- Pra­cu­ję jako przed­sta­wi­ciel han­dlo­wy i do­sko­na­le wiem, do ja­kie­go domu mam je­chać, żeby sprze­dać sprzęt za 5000 zł. Naj­lep­szy klient to taki, który mi w progu mówi, że nic nie kupi, bo nie ma pie­nię­dzy. Wtedy ja wiem, że kupi. Czło­wiek z kasą broni się przed jej wy­da­niem, więc krzy­czy gło­śno, że jest bied­ny. Rze­czy­wi­ście bied­ny wsty­dzi się tego, że jest bied­ny, więc nigdy się do tego nie przy­zna­je. Po 5 mi­nu­tach u klien­ta wiem, czy sprze­dam, czy też nie. (…) Naj­le­piej je­chać do prze­cięt­nia­ków, bo na ratę za­wsze kasę mają – pisze jeden z pra­cow­ni­ków ta­kiej firmy na forum [link widoczny dla zalogowanych] i chyba coś w tym jest.

- Ja, pro­szę pana, tego od­ku­rza­cza nie chcę, on nie jest mi do ni­cze­go po­trzeb­ny. Od tych słów za­czę­ła roz­mo­wę ze sprze­daw­cą od­ku­rza­cza pani Kry­sty­na, kiedy ten prze­kra­czał próg jej domu. Moja roz­mów­czy­ni przy­zna­je, że choć do eme­ry­tu­ry tro­chę jej bra­ku­je i ra­czej jest osobą po­dejrz­li­wą, rów­nież dała "nabić się w bu­tel­kę". - Facet dzwo­nił, i dzwo­nił, i dzwo­nił. Nie chcia­łam tego od­ku­rza­cza, ale ko­le­żan­ka mnie po­pro­si­ła: Kryś­ka, weźże przyj­mij go­ścia na pre­zen­ta­cję, bo ja za to będę mieć zniż­kę na jakąś tam cześć do od­ku­rza­cza. Więc się zgo­dzi­łam. Gość przy­szedł i za­czął de­mon­stro­wać: że na wodę, że dla aler­gi­ków. Po­ka­zy­wać, ile brudu wcią­ga, mówić, że nie śmier­dzi i skra­piać wodę olej­ka­mi. Chcia­łam pójść po są­sia­dów, ale pan R. po­wie­dział, że nie można, bo pre­zen­ta­cja jest tylko i wy­łącz­nie dla do­mow­ni­ków. Pew­nie dla­te­go, żeby ktoś nie po­wie­dział: Co ty ro­bisz, ko­bie­to? Potem za­czął mówić, że do końca roku była pro­mo­cja, w któ­rej można było do­stać ja­kieś ga­dże­ty eks­tra, ale może jesz­cze da się coś jesz­cze za­ła­twić - mamił (był sty­czeń). Za­dzwo­nił do szefa i po­wie­dział: Mam dla pań­stwa su­per­wia­do­mość, jesz­cze bę­dzie szan­sa. Są pań­stwo ostat­nią parą, któ­rej się uda.

Pani Kry­sty­na i jej mąż wpła­ci­li za­licz­kę. Otrzeź­wie­li do­pie­ro, gdy zo­sta­li z od­ku­rza­czem sam na sam. Na­pi­sa­li od­stą­pie­nie od umowy i pró­bo­wa­li to wszyst­ko jesz­cze jakoś od­krę­cić. Nie­ste­ty po kon­sul­ta­cjach z praw­ni­kiem oka­za­ło się, że zgod­nie z umową od­ku­rza­cza nie mogą zwró­cić. Po pró­bach roz­mo­wy z sze­fem firmy po­ja­wi­ły się te­le­fo­ny: - Pan R. za­czął dzwo­nić i stra­szyć nas win­dy­ka­cją. Krzy­czał do słu­chaw­ki, że je­ste­śmy im winni resz­tę pie­nię­dzy, jego to nie ob­cho­dzi, że chce­my oddać sprzęt. "Trze­ba wie­dzieć, co się pod­pi­su­je. Wy­eg­ze­kwu­je­my pie­nią­dze w inny spo­sób." Po mie­sią­cu z tej samej firmy za­czę­ły się te­le­fo­ny ofe­ru­ją­ce do­dat­ko­wo ze­staw pio­rą­cy, w rze­czy­wi­sto­ści za 700 zł! Pod­czas pre­zen­ta­cji ze­staw ten można było do­stać za 1 zł. Wy­star­czy­ło tylko podać ad­re­sy i te­le­fo­ny 8 zna­jo­mych, za­dzwo­nić do nich i pro­sić, żeby przy­ję­li akwi­zy­to­ra. W in­struk­cji czar­no na bia­łym na­pi­sa­ne było.

Tu pani Kry­sty­na wy­cią­ga kart­kę i za­czy­na czy­tać: "Nie zdra­dzaj­cie swoim zna­jo­mym, jakie funk­cje wy­ko­nu­je urzą­dze­nie. MUSZĄ zo­ba­czyć to na żywo. Nie mów­cie, ile kosz­tu­je. Po­wiedz­cie, że bar­dzo wam za­le­ży, bo tym samym pra­cu­je­cie na ważna dla was przy­staw­kę”. Szczyt bez­czel­no­ści – mówi pani Kry­sty­na, która do tej pory spła­ca od­ku­rzacz nie­war­ty tych 4 700 zł.

Se­nior pre­de­sty­no­wa­ny

Pod­kre­śla­nie waż­nych dla star­sze­go czło­wie­ka war­to­ści, bu­do­wa­nie po­czu­cia zo­bo­wią­za­nia, mó­wie­nie o zdro­wot­nych wa­lo­rach ofe­ro­wa­ne­go mu sprzę­tu, czy po pro­stu po­świę­ce­nie odro­bi­ny czasu. W ten spo­sób na emo­cjach eme­ry­tów grają oszu­ści. - Ci, któ­rzy takie ofer­ty skła­da­ją, są ludź­mi bar­dzo mło­dy­mi i pró­bu­ją od­wo­ły­wać się do ta­kich cech, jak uczu­cio­wość osób star­szych, sto­su­jąc na przy­kład stra­te­gię pod­szy­cia się pod wnucz­ka. Jest taki miły chło­piec, który mówi: "no, je­że­li ja sprze­dam pani tu pie­rzy­nę, to będę mógł opła­cić swoje stu­dia". Star­si lu­dzie są wraż­li­wi i bar­dzo czę­sto temu ar­gu­men­to­wi ule­ga­ją - mówi Ma­ciej Zdziar­ski.

Sprzy­mie­rzeń­cem hochsz­ta­ple­ra w walce o pie­nią­dze eme­ry­ta jest też samo ciało osoby za­awan­so­wa­nej wie­kiem. Kło­po­ty ze wzro­kiem, z kon­cen­tra­cją, to tylko nie­któ­re z tzw. star­czych do­le­gli­wo­ści, utrud­nia­ją­ce eme­ry­to­wi spraw­ne funk­cjo­no­wa­nie. A wal­czyć jest o co, bo jak prze­ko­nu­je Zdziar­ski: - Star­si lu­dzie z re­gu­ły nie są ubo­dzy, mają oszczęd­no­ści, po­tra­fią bar­dzo tanio żyć, dzię­ki czemu od­kła­da­ją pie­nią­dze i te od­kła­da­ne pie­nią­dze sta­no­wią ka­pi­tał, po który żar­łocz­nie ru­sza­ją roz­ma­ici sprze­daw­cy.

Jak ochro­nić przed oszu­sta­mi na­szych ro­dzi­ców? Być, wspie­rać, roz­ma­wiać, tłu­ma­czyć, a przede wszyst­kim uświa­do­mić sobie, że: - Sta­rość to nie spra­wa ludzi sta­rych, to spra­wa do­ro­słych dzie­ci, które mogą mieć ogrom­ny wpływ na ja­kość sta­rze­nia się swo­ich bli­skich. Na­le­ży oka­zy­wać za­in­te­re­so­wa­nie pro­ble­mom osoby star­szej, także po to, byśmy póź­niej nie mu­sie­li roz­wią­zy­wać cze­goś znacz­nie gor­sze­go. Je­że­li przy­glą­da­my się zdro­wiu swo­ich ro­dzi­ców, to mniej ry­zy­ku­je­my, że kie­dyś bę­dzie­my mu­sie­li się mar­twić, jak za­pew­nić opie­kę, kiedy doj­dzie do wy­le­wu. Ana­lo­gicz­nie, żeby uchro­nić się przed sy­tu­acją, że bę­dzie­my mu­sie­li w imie­niu ro­dzi­ców od­krę­cać zakup koł­der za kilka ty­się­cy, na­le­ży zbu­do­wać silną więź mię­dzy do­ro­słym dziec­kiem a sta­rze­ją­cym się ro­dzi­cem – mówi Zdziar­ski.

>>>>

,,Najfajniej'' sie oszukuje najslabszych . Jak zwykle !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:26, 24 Paź 2012    Temat postu:

Chcą ich zamurować żywcem!

Fakt

Mieszkańcy jednego z bloków przy ulicy Obrońców Tobruku 1 w Olsztynie niebawem zostaną zamurowani w swoich mieszkaniach żywcem. A wszystko przez powstającą naprzeciwko ich okien szkołę tańca. Inwestycja idzie pełną parą!

– To może się zdarzyć tylko w Polsce. Nikt się z małym nie liczy, dosłownie nikt – grzmi Bożenna Wojtkiewicz (61 l.), jedna z mieszkanek zamurowywanego bloku.
– Budowę skarżyliśmy bezpośrednio do ratusza i prezydenta, ale wszystko na nic. Nikt się tym nie przejął i codziennie widzę nowe cegły za oknem – dodaje kobieta.

Pani Bożena mieszkanie kupiła kilka lat temu. Kupując mieszkanie kierowała się głównie chęcią świętego spokoju. I dlatego wybrała blok na uboczu z południowym słonecznym widokiem, nie na ruchliwą ulicę, a podwórze i parking. Przez lata w mieszkaniu żyło się jej wręcz doskonale. Sielankę jej i sąsiadów przerwał inwestor, który wykupił grunty i zaczął budowę centrum tańca. I to zaledwie w odległości dwóch metrów od bloku!


– Wspólnota mieszkaniowa zgodziła się na budowlę do wysokości pierwszego piętra. O zmianie w projekcie już nas nie poinformowano, a w urzędach inwestor przedłożył zgody na pierwotny projekt, w którym była mowa o budynku do pierwszego piętra – dodaje mieszkająca na II piętrze pani Bożenna. Tymczasem budowa idzie pełną parą i powoli mieszkańcom budowniczy zamurowują widok na świat. Pnie się już do wysokości II piętra, a nie do obiecanego pierwszego!

– Mieszkanie zostało zamienione w bunkier, bez słońca i widoku na świat. Do tego woda deszczowa przedostaje się przez ściany do mieszkań. Kto na to pozwala? – pyta przez łzy zamurowywana lokatorka.

– Odległość między budynkami powinna wynieść nie mniej niż 8 metrów. Dlatego to co dzieje się na ulicy Obrońców Tobruku jest niezgodne z prawem – mówi Faktowi Roman Nadolski, inspektor budowlany.
Nikt ze strony inwestora nie chciał komentować sprawy. Urząd miasta rozpatruje skargi mieszkańców i wniosek inspektora budowlanego.

>>>

Fajne wiesci .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:05, 26 Paź 2012    Temat postu:

Policjanci z Opola zabrali matkę w nocy na oczach jej dzieci. Nie zapłaciła 2,3 tys. zł.

Kobieta została zatrzymana, bo nie zapłaciła 2,3 tys. zł grzywny. Jej małą córeczkę i syna policja wyrwała ze snu i zawiozła do rodziny zastępczej. Policjanci tłumaczą, że działali na polecenie sądu i nie popełnili błędu. O sprawie jako pierwsza poinformowała "Nowa Trybuna Opolska".

Jak poinformował Wirtualną Polskę Sędzia Sądu Okręgowego w Opolu Waldemar Krawczyk, brak reakcji kobiety i niestawienie się w sądzie na rozprawę, o której była poinformowana przyczyniły się do tak dramatycznego finału tej sprawy. - Wezwanie na rozprawę kobieta odebrała osobiście. Wówczas istniała jeszcze możliwość zamiany kary pozbawienia wolności na inną. Nie stawiła się jednak - tłumaczył Waldemar Krawczyk.

Dodał także, że pisma i wezwania z sądu wysyłano na adres, który podała sama zainteresowana. Na pytanie, jak to możliwe, że pisma z sądu wysyłane były na stary adres kobiety, a policja dotarła już na nowy, Krawczyk tłumaczył, że funkcjonariusze aktualnego adresu nie uzyskali z sądu, tylko od kuratora, z którym kobieta miała kontakt w związku ze swoim byłym mężem.

Wyjaśnił również, że według wiedzy sądu, pani Joanna była mężatką i miała jedno dziecko. - To kurator miał aktualne informacje o jej sytuacji życiowej. Więc nie było możliwe, by uprzedzić policję o tym, że kobieta ma małe dzieci i nie będzie miała z kim ich zostawić - mówił.

Interwencja policji

Policja zapukała do drzwi pani Joanny, mieszkanki Opola we wtorek tuż przed godz. 22. Dzieci, które kobieta wychowuje samotnie, 2-letnia Julka i 6-letni Kubuś spali już w swoich łóżeczkach.

Kobieta wspominając słowa funkcjonariusza, który powiedział jej o nakazie doprowadzenia do aresztu śledczego, mówi że nogi się pod nią ugięły i myślała, że to pomyłka. Zdziwienie zamieniło się w panikę, gdy usłyszała, że jeśli nie ma z kim zostawić dzieci, zostaną rozdzielone i trafią do domu małego dziecka oraz do pogotowia opiekuńczego. Błagała policjantów, by tego nie robili.

Wystawiła rachunek zamiast faktury

- Wiedziałam, że mam do zapłacenia karę 2 tysięcy 250 złotych, ale dostałam pismo od pani komornik, że sprawa została umorzona. Od roku żyłam z taką świadomością - powiedziała na antenie TVN24 pani Joanna. Kara dla kobiety wynikała z tego, że wystawiła klientowi swojej już nie istniejącej kwiaciarni zwykły rachunek zamiast faktury.

Na dowód, że nie ma długów, kobieta pokazała pismo o bezskuteczności egzekucji. Choć wywołało to zdziwienie funkcjonariusza, stwierdził, że musi wypełnić nakaz sądu, a cała sprawa zostanie wyjaśniona następnego dnia, bo przecież w nocy sądy nie pracują.

"Nie chciałam się zgodzić na rozdzielenie córki i syna"

- Nie chciałam się zgodzić na rozdzielenie córki i syna, więc jeden z policjantów wyszedł i kiedy wrócił powiedział, że jest znaleziona dla nich rodzina zastępcza - opowiada pani Joanna. Jak relacjonuje dzieci zostały odwiezione do opiekunów ok. godz. 23.30. Około północy pani Joanna została odwieziona do izby zatrzymań.

Kobieta musiałaby spędzić w areszcie 25 dni. Pomogli jednak sąsiedzi, którzy następnego dnia rano wpłacili za nią pieniądze.

W sądzie kobieta dowiedziała się, że wyrok wysłano pocztą. Nie dotarł jednak do adresatki, gdyż zmieniła adres zamieszkania.

Podinsp. Maciej Milewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu tłumacząc nocną wizytę policji w mieszkaniu kobiety, mówi, że w postanowieniu sądu nie było informacji, że to matka samotnie wychowującą dzieci. - Próbowali pomóc, pytali sędziego, czy nie można odroczyć terminu wykonania kary, tak by kobieta miała czas zebrać pieniądze. Sędzia jednak nie miał wątpliwości, postąpiliśmy prawidłowo - mówi.

Interweniuje Rzecznik Praw Dziecka

Sprawą obiecał zająć się Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak. - Taka sytuacja nie powinna się powtórzyć - podkreślił. Zapowiedział, że dokładnie zbada procedury obowiązujące w takich sytuacjach.

Dodał, że trzeba ustalić, czy rzeczywiście - tak jak mówi matka - po dzieci miał przyjechać ktoś z rodziny. W takiej sytuacji zdaniem rzecznika, lepiej byłoby poczekać niż zabierać dzieci do pogotowia opiekuńczego.- Dzieci nie wolno traktować przedmiotowo - podkreślił.

Rzecznik zamierza też zbadać, czy nie można było prosić sędziego o odroczenie decyzji w tej sprawie. - To trzeba sprawdzić - zastrzegł. Przypomniał, że np. w sądach rodzinnych są 24-godzinne dyżury sędziów, by w nagłych sytuacjach można było podjąć adekwatną decyzję. Podkreślił, że to sąd jest właściwym organem do podejmowania decyzji w tego rodzaju sprawach.

Reakcja ministerstwa

Ministerstwa - spraw wewnętrznych i sprawiedliwości - przeprowadzą wspólną kontrolę po zatrzymaniu - poinformowała rzeczniczka MSW Małgorzata Woźniak.

- Minister spraw wewnętrznych w rozmowie z ministrem sprawiedliwości zdecydował, że będzie wspólna kontrola dotycząca sprawdzenia z jednej strony działań policji, z drugiej - działań sądów - powiedziała Woźniak.

>>>>

I co tam sie wyprawia ???


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:30, 28 Paź 2012    Temat postu:

Wprost: Mamo, dlaczego ksiądz mówi, że jestem dzieckiem szatana?.

wprost.pl
- Większość księży wypowiada się o in vitro w okrutny sposób. Nazywają nas towarem zakupionym w sklepie, potworami z probówek, imitacjami ludzi, dziećmi Frankensteina... - mówi 15-letnia Konstancja Saramonowicz, która przyszła na świat dzięki in vitro.

- Jestem piętnastolatką z Warszawy. Uczennicą trzeciej klasy gimnazjum. Jestem dziewczyną, która marzy o tym, by pewnego dnia do kin trafił film z jej imieniem i nazwiskiem w miejscu reżysera - mówi Konstancja Saramonowicz w rozmowie z Martą Bratkowską.

Rozmówczyni "Wprost" przyznaje, że to, iż pojawiła się na świecie dzięki in vitro ma dla niej znaczenie. - Dowodzi, tego, że moi rodzice byli gotowi zrobić wszystko, żeby umożliwić mi przyjście na świat i kochają mnie bezgranicznie - tłumaczy.

Konstancja Sarmonowicz mówi, iż wie, że część księży wypowiada się o dzieciach z in vitro w okrutny sposób. - Staram się mieć do tego dystans, bo w większości to głosy ludzi, którzy nie mają o sprawie pojęcia i nie powinni się o niej wypowiadać - mówi.

>>>>

O to widze ze Wprost sciga sie w pornografii z Niuslykiem ... Jacy znowu ksieza tak sie wypowiadaja ? Skad oni w mediach takie brednie biora ???
Kto normalny mowi ze sa to potwory z probowek ? Nikt nie kwestionuje ze takie dzieci sa dziecmi . Bilogicznie takimi samymi . Co do zabawek i towarow to niestety prawda . Dzieci z invitro sa zabwakami ... Bite sa swoiste rekordy . 50 latka ,,urodzila dziecko'' . 60 latka ,,urodzila'' 70 latka ,,urodzila''... Teraz bedzie za chwile 80-latka ,,urodzila''... To nie ksieza zabawiaja sie dziecmi invitro ale ,,rodzice'' i ,,naukowcy''...
Nie ma w tym ZADNEJ milosci skoro zabili iles dzieci aby wyselekcjonowac jakis jeden ,,plod'' i ,,zrobic'' z niego dziecko ... Nie ma sie co oszukiwac TO SA POTWORY . Nie te dzieci tylko ci co ,,produkuja'' dzieci . I zadne plugawe ohydne hitlerowskie media prawdy nie zmienia publikujac brednie ...
Widzimy zreszta typowy objaw . Nikczemnicy namorduja a potem wyglaszaja mowy ,, jak ksieza mnie krzywdza''... Bo ,,zabraniaja'' . Przeciez to dziecko powtarza to co mowia w domu aby usprawiedliwic wlasne zlo ... Maca dziecku w glowie jak niby to je ,,kochaja'' gdy faktycznie sa skrajnymi egoistami a dziecko jest zabawka w ich rekach . Hitler ze Stalinem to dopiero byli pokrzywdzeni bo robili dokladnie to co jest grzechem ... Oni to by wyglosili mowy jacy zli sa ksieza ...
I wy tez jak idioci nie sluchajcie to co wam wpychaja zwyrodniale media tylko troszczcie sie o Boga . Oni wszyscy zostana OSADZENI !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:22, 28 Paź 2012    Temat postu:

Nie żyje chorąży Remigiusz M., technik Jaka-40 - ważny świadek w śledztwie smoleńskim.

Technik pokładowy Jaka-40, który wylądował na smoleńskim lotnisku, godzinę przed katastrofą Tu-154M chorąży Remigiusz M. nie żyje - potwierdził rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie Dariusz Ślepokura. Chorąży był bardzo ważnym świadkiem w śledztwie smoleńskim, a fakty przez niego podawane przeczyły oficjalnym ustaleniom.

Ślepokura poinformował po południu, że zwłoki 42-letniego Remigiusza M. odnalazła w sobotę ok. 23.30 jego żona w piwnicy w bloku w Piasecznie, w którym mieszkali. Według niego okoliczności zdarzenia wskazują na samobójstwo.

Rzecznik relacjonował, że ciało mężczyzny znalazła w piwnicy żona, która próbowała go reanimować i wezwała pogotowie. Lekarz stwierdził zgon.

- Na razie nic nie wskazuje na udział osób trzecich - podkreślił Ślepokura. Na miejsce zdarzenia przybyli przedstawiciele prokuratury i technicy śledczy. W sprawie prowadzone jest śledztwo.

Ciało Remigiusza M. przewieziono do zakładu medycyny sądowej. W poniedziałek prokurator ma zdecydować o sekcji zwłok denata.

Chorąży Remigiusz Muś a śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej

Chor. Remigiusz M. był już na emeryturze. W śledztwie w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154M był przesłuchiwany jako świadek. M. w wywiadach dla mediów twierdził, że kontroler z wieży w Smoleńsku zezwolił załodze prezydenckiego samolotu na zejście do wysokości 50 m. Z opublikowanego stenogramu wynika, że kontroler miał zezwolić na zejście do 100 metrów.

Chor. M. twierdził, że już po wylądowaniu Jaka-40, pozostając w kabinie, słyszał przez radio rozmowę między załogą Tu-154M i kontrolerem i słyszał wyraźnie, że kontroler miał zezwolić na zejście do "wysokości decyzji" 50 m, na której załoga miała zdecydować, czy wyląduje. Według M. również załoga Jak-a dostała zgodę na zejście do 50 m. Jak-40 wylądował w trudnych warunkach, około godziny przed katastrofą prezydenckiego samolotu. Na jego pokładzie było kilkunastu dziennikarzy mających relacjonować uroczystości rocznicowe w Katyniu.

>>>>

Bardzo dziwne zgony . Ale on nic szokujacego nie mowil ... Bardzo dziwne ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:38, 29 Paź 2012    Temat postu:

Warszawska kuria: Halloween to promowanie okultyzmu i magii

Obchodzona 1 listopada Uroczystość Wszystkich Świętych oraz wspomnienie zmarłych 2 listopada bardzo często zastępowane są promowaniem Halloween; to rozpowszechnianie okultyzmu i magii - podkreśla na stronie internetowej warszawska kuria metropolitalna.

"Często praktyki okultystyczne kryją się pod pozorem zabawy 'przekupywania duchów', do której zaprasza się dzieci, młodzież i dorosłych. Nie są one zgodne z nauką Kościoła. Zatem praktykowanie Halloween mija się z powołaniem chrześcijanina" - czytamy.

Kuria przestrzega przed Halloween i przypomina, że jego korzenie związane są z pogańskimi obchodami święta duchów i z oddawaniem czci celtyckiemu bogu śmierci. "Anton Lavey, twórca współczesnego satanizmu, stwierdził, iż noc z 31 października na 1 listopada jest największym świętem lucyferycznym. Mają wtedy miejsce wzmożone liczebnie akty przemocy o charakterze okultystycznym. Kościół otwarcie sprzeciwia się takim praktykom" - podkreśla kuria metropolitalna.

Kuria przypomina, że zgodnie z Katechizmem Kościoła katolickiego, złą praktyką jest też korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium.

Anglosaskie Halloween, obchodzone 31 października, najbardziej popularne jest w USA. Jest to święto, w którym tradycje pogańskie mieszają się z chrześcijańskimi. Słowo Halloween jest swoistym zniekształceniem angielskiego All Hallow's Eve (Wigilia Wszystkich Świętych) i celtyckiego Samhain. W istocie korzenie święta tkwią w kulturze starożytnych Celtów, którzy wierzyli, że 31 października - w dniu będącym u nich oficjalnym końcem lata - dusze zmarłych wychodzą z grobów i błąkają się po ziemi w poszukiwaniu ciał żywych, do których mogłyby wniknąć.

Dlatego żywi zaczęli się tego dnia przebierać w odrażające maski i wszelkie odpychające, makabryczne kostiumy, aby odstraszyć dusze zmarłych. Stąd współczesny zwyczaj przebierania się w stroje upiorów, demonów i czarownic. Dzieci w małych grupach, przebrane za zjawy i upiory, chodzą od domu do domu, pukają do drzwi i mówiąc: "Treat or trick" (Poczęstunek albo straszymy), domagają się słodyczy.

Ten zwyczaj wywodzi się z obyczaju chrześcijan we wczesnym Średniowieczu, tzw. Soul-cake (ciasto duszy). Chodzili oni wtedy od domu do domu, żebrząc o ciasto; ten, kto podarował im większe, mógł liczyć na dłuższe i bardziej gorące modlitwy za ich zdrowie i zbawienie duszy. Halloween ma jednak charakter zdecydowanie pogański.

>>>>

Przede wszystkim nie zasmiecajmy pieknych polskich tradycji obcowania ze swietymi USejskim dziadostwem . W ogole szok ze ktos tak moze ,,swietowac''... Wprawdzie Amerykanie sa prosci ale zeby az takie prostactwo ??!!! To nie jest wzor dla kraju z taka historia i kultura jak Polska ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:53, 30 Paź 2012    Temat postu:

Sąd Najwyższy ws. Nergala: uczucia religijne obraża nie tylko ten, kto tego chce.

Przestępstwo obrazy uczuć religijnych popełnia nie tylko ten, kto chce go dokonać, ale także ten, kto ma świadomość, że może do niego dojść - uznał Sąd Najwyższy odpowiadając na pytanie prawne zadane przez gdański sąd okręgowy, rozpatrujący apelację sprawy Adama Darskiego "Nergala", lidera zespołu Behemoth, oskarżonego m.in. o podarcie Biblii.

Do uzyskania odpowiedzi SN gdański sąd odroczył sprawę Darskiego (uniewinnionego w sądzie I instancji); teraz wyznaczy termin jej rozpatrzenia.

SN podkreślił, że nie zajmował się winą Darskiego i że to gdański SO rozstrzygnie apelację. Sam Darski liczy na prawomocne uniewinnienie przez ten sąd.

Art. 196 Kodeksu karnego stanowi, że kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo do dwóch lat więzienia. SO spytał SN, czy ten czyn można popełnić tylko w "zamiarze bezpośrednim" (kiedy sprawca chce popełnić przestępstwo) czy także i w "ewentualnym" (gdy sprawca przewiduje możliwość przestępstwa i godzi się na to).

W 2007 r. podczas koncertu w Gdyni Darski podarł Biblię, której kartki rozrzucił ze słowami: "Żryjcie to ...piii". Nazwał też ją "kłamliwą księgą", a Kościół katolicki - "największą zbrodniczą sektą".

W 2010 r. gdyńska prokuratura rejonowa oskarżyła Darskiego z art. 196 Kk. Śledztwo wszczęto po doniesieniach Ryszarda Nowaka z Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą (obejrzeli w internecie film z koncertu).

W 2011 r. Sąd Rejonowy w Gdyni uniewinnił Darskiego, uznając że działał on "bez zamiaru bezpośredniego". On sam mówił, że nie miał zamiaru obrazić niczyich uczuć. Według SR działanie oskarżonego było "swoistą formą sztuki", zgodną z "metalową poetyką grupy Behemoth" oraz kierowaną do "określonej i hermetycznej publiczności", a film upubliczniono bez zgody Nergala.

Rozpatrując apelację prokuratury i Nowaka (chcą zwrotu sprawy do SR), SO uznał, że SN musi dokonać wykładni prawa w drodze uchwały, czy do przestępstwa obrazy uczuć religijnych dochodzi tylko, gdy sprawca działa "z zamiarem bezpośrednim" (jak wynika z wyroku SR), czy także wtedy, gdy działa "z zamiarem ewentualnym" (jak ocenia oskarżenie w apelacji).

Prokuratura Generalna wniosła, by z powodów formalnych SN odmówił podjęcia uchwały w sprawie. Prok. Aleksander Herzog mówił w SN, że wypowiedziane przez podsądnego wulgarne słowa podczas darcia Biblii sprawiają, że nieuzasadnione wydaje się mówienie, by działał tylko w zamiarze ewentualnym. O odmowę wydania uchwały wniósł także obrońca Nergala mec. Jacek Potulski. Jego zdaniem, samo działanie w ramach swobody artystycznej znosi bezprawność działania oskarżonego.

SN uznał jednak, że wydanie uchwały jest potrzebne, bo problem interpretacyjny jest zasadny. Uznał też, że to przestępstwo można popełnić i w zamiarze bezpośrednim, i ewentualnym - przy wyczerpaniu wszystkich znamion czynu z art. 196. SN podkreślił, że odpowiedź na pytanie "nie skutkuje określonym rozstrzygnięciem sprawy przez sąd odwoławczy".

W uzasadnieniu uchwały sędzia SN Tomasz Artymiuk mówił, że z konstytucji i międzynarodowych konwencji wynika ochrona prawna z jednej strony wolności sumienia i wyznania, a z drugiej - wolności wypowiedzi i swobody artystycznej. - Nie sposób wykazać, by którejś z tych wartości przyznać prymat nad inną - powiedział sędzia.

Według SN gdański SO musi odpowiedzieć, czy w tej sprawie przekroczono granice wolności słowa i wypowiedzi artystycznej, bo "dopóki istnieje art. 196, istnieją takie granice".

Obecny w SN Nergal powiedział, że "broni swojej wolności", ale dodał, że nie znaczy to, "by był nieomylny". Swój proces porównał do "Procesu" Franza Kafki i powtórzył, że poczuły się obrażone osoby, które nie były na koncercie.

Nowak ocenił uchwałę SN jako "historyczną", bo jego zdaniem trzeba będzie "bardziej uważać przy obrazie uczuć religijnych".

Uchwała SN wiąże sąd, który zadał pytanie; inne sądy mogą ją brać pod uwagę.

Sprawa Dody i Nieznalskiej

Ostatnio zapadło kilka wyroków w takich sprawach. W czerwcu br. Dorota Rabczewska została prawomocnie skazana przez warszawski sąd na 5 tys. zł grzywny za obrazę uczuć religijnych dwóch osób określeniem autorów Biblii, jako "naprutych winem i palących jakieś zioła". Doniesienie do prokuratury na 27-letnią piosenkarkę złożyli Ryszard Nowak (był oskarżycielem posiłkowym, z czego potem zrezygnował i pogodził się z Dodą) .

Doda (była partnerka Nergala) mówiła, iż nie miała zamiaru nikogo obrazić. Według niej "napruty" oznacza "pozytywnie nastawiony", "wino było mszalne", a "zioła mogły być lecznicze". Jej obrońca podkreślał, że można być skazanym, gdy dwie osoby poczują się subiektywnie obrażone czyjąś wypowiedzią.

Z kolei w 2010 r. gdański sąd uniewinnił artystkę Dorotę Nieznalską, oskarżoną o obrazę uczuć religijnych, bo w instalacji pt. "Pasja" umieściła na krzyżu fotografię męskich genitaliów. Sąd uznał, że nie miała ona świadomego zamiaru obrażenia uczuć, a media wypaczyły sens jej dzieła; żadna z osób, które składały doniesienia, nie widziała pracy w całości.

Ostatnie rozstrzygnięcie SN co do takiego czynu zapadło w 1938 r. - w ówczesnym Kodeksie karnym karze do pięciu lat więzienia podlegał ten, "kto publicznie bluźnił Bogu".

>>>>

Wreszcie ! Ale przed wojna to bylo prawo ! Jasne ostre wyrazne ! Nie to co obecny sowiecki chlam ,,uczuciowy'' ...

I do tego wrocimy jak w sejmie znajada sie prawdziwi Polacy !!!

,,...kto publicznie bluźnił Bogu"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 15:33, 02 Lis 2012    Temat postu:

Młodzi ambitni są zmęczeni

Pracują do utraty tchu, mają kilkudziesięcioletnie kredyty. Cały czas wisi nad nimi widmo bezrobocia. To młodzi 30- i 40-latkowie, którzy masowo kończą u psychiatrów i kardiologów - alarmuje "Rzeczpospolita".

Pokolenie lemingów ma coraz większe problemy z własnym zdrowiem. Do szpitali na oddziały kardiologiczne i psychiatrów coraz częściej trafiają młodzi Polacy do czterdziestego roku życia.

Kiedyś 30-, 40-latkowie z zaburzeniami rytmu serca i zawałem byli prawdziwą rzadkością. Dziś to norma. Zdaniem ekspertów takich ludzi będzie przybywać.

Młodzi ludzie biorą sobie coraz więcej na głowę. Coraz więcej obowiązków, coraz więcej zleceń. Później przychodzi jednak moment, w którym nie dają rady. Z reguły jest nagły i bolesny.

Więcej w "Rzeczpospolitej".

>>>

Kolejny artykul Rz . Chyba chca sie zrehabilitowac . Istotnie ostatnie 20lecie to koszmar ! To jakis hitleryzm ekonomiczny ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:45, 03 Lis 2012    Temat postu:

Otwarte forum
dyskusyjne Frondy

W Muzeum Narodowym
w Warszawie sprzedają
Dużą książkę o aborcji
dodano: 28.10.2012, 21:34
Przy okazji prowadzonych przez Muzeum
Narodowe w Warszawie specjalnych zajęć dla
rodzin (na pewno godnych polecenia) zajrzałem
do sklepiku, który znajduje się w
eksponowanym miejscu wewnątrz muzeum.
Poza dość ograniczoną ofertą książek z zakresu
sztuki i reprodukcji, obok książek dla dzieci
znalazłem "Dużą książkę o aborcji" Kazimierzy
Szczuki i Katarzyny Bratkowskiej (http://
ecsmedia.pl/c/ duza-ksiazka-o-aborcji-p-
iext6183136.jpg ). No po prostu szok. Zamiast
wzbogacać ofertę tematyczną w miejscu, które
powinno być wizytówką polskiej kultury
prowadzi się jakąś ideologiczną promocję
morderstw na dzieciach. Wielu rzeczy można
było się spodziewać, ale przyznam, że to mnie
zaskoczyło.

Autor: mak
......

Muzeum antynarodowe ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:10, 05 Lis 2012    Temat postu:

Projekt radnych PO gminnego programu dofinansowania metody in vitro

Szczecińscy radni PO przygotowali projekt uchwały ws. dofinansowania m.in. metody zapłodnienia in vitro z budżetu miasta. Projekt, po zebraniu podpisów wśród szczecinian, miałby trafić w grudniu do przewodniczącego rady miasta jako obywatelski.

Radni poinformowali w poniedziałek dziennikarzy, że chodziłoby o dofinansowanie procedury leczenia niepłodności, w tym metody in vitro kwotą 2 tys. zł. Program miałby się rozpocząć 1 lipca przyszłego roku, a zakończyć w 2016 r.

Według dokumentu, który - jak podkreślali radni - powstał we współpracy z ekspertami - program objąłby 220 procedur rocznie i kosztowałby rocznie 440 tys zł.

Jak zaznaczył na konferencji prasowej eurodeputowany Sławomir Nitras, szczeciński program ma być komplementarny z powstającym programem rządowym dofinansowania in vitro. Jak dodał, lokalni działacze Platformy kontaktowali się w sprawie opracowanego przez nich projektu z ministrem zdrowia Bartoszem Arłukowiczem.

- Liczymy, że dzięki wprowadzeniu takiego programu w Szczecinie oprócz programu rządowego, będzie mogło z niego skorzystać więcej par - zaznaczył. Politycy PO chcą, by projekt stosownej uchwały trafił pod obrady radnych jako obywatelski. Będą zbierać pod nim podpisy mieszkańców miasta. Muszą zebrać ich co najmniej 400.

Według projektu, w programie mogłyby wziąć udział pary zameldowane od co najmniej roku w Szczecinie i od roku starające się o poczęcie dziecka. Podmioty medyczne wykonujące w ramach programu procedury miałyby być wybierane w drodze konkursu ofert. Projekt definiuje także kryteria medyczne doboru par.

Według danych GUS w Szczecinie jest około 11 tysięcy par, które mają problem z niepłodnością.

Przewodniczący klubu radnych PiS w szczecińskiej radzie miasta Marek Duklanowski w rozmowie z PAP zapowiedział, że jego klub nie poprze projektu przede wszystkim ze względów światopoglądowych. Jego zdaniem akcja PO to "chwyt marketingowy".

Rzecznik lokalnych struktur SLD Albin Majkowski powiedział PAP, że Sojusz jest zadowolony, że szczecińska PO zauważyła problem setek młodych ludzi w Szczecinie. Zaznaczył jednak, że jego partia czeka na szczegóły dotyczące zapowiedzi premiera Donalda Tuska ws. rządowego programu dofinansowania procedury in vitro. - Nie chcemy, by to była obietnica finansowania pieniędzmi samorządu - zaznaczył.

Według niego SLD liczy, że rząd w całości sfinansuje procedury in vitro. - Jeśli nie, to przychylimy się do szczecińskiego projektu, ale będziemy za tym, by wówczas miasto pokryło te procedury w stu procentach, a nie w jednej trzeciej - zapowiedział Majkowski.

W październiku o dofinansowaniu przez miasto kwotą 3 tys. zł leczenia niepłodności metodą in vitro zdecydowali radni Częstochowy.

Także w październiku premier i minister zdrowia zapowiedzieli, że zapłodnienie in vitro będzie finansowane w ramach programu zdrowotnego. Refundacja ma być dostępna dla par (nie tylko małżeństw), które udokumentują, że od roku bezskutecznie leczą niepłodność. Program przewidziany jest na 3 lata; ma objąć 15 tysięcy par.

Koszt pierwszego pół roku funkcjonowania programu - od lipca do końca 2013 r. - to ok. 50 mln zł. W następnych latach ma to być kwota dwukrotnie wyższa. Premier zapowiedział, że dalsze losy programu będą zależały od zapisów ustawy, która ma powstać w ciągu pierwszych trzech lat działania programu.

Szczecińska Rada miasta liczy 31 radnych. Klub 12 radnych PO jest w opozycji. Miastem współrządzą z prezydentem SLD i PiS, które mają w radzie łącznie 13 radnych.

>>>>

Zwyrodnialcy .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:24, 05 Lis 2012    Temat postu:

Narkobiznes dla każdego

Pojawiło się nowe, niepokojące zjawisko. Dla coraz większej liczby osób handel narkotykami stało się zajęciem takim, jak każde inne - czytamy w "Rzeczpospolitej".

Coraz częściej angażują się w narkobiznes młodzi, którzy nie mieli dotąd problemów z prawem - powiedział gazecie jeden z warszawskich policjantów. Wielu uważa, że to po prostu gałąź biznesu, taka sama jak np. sprowadzanie komputerów z zagranicy czy handel legalnymi towarami. W ten sposób dorabiają sobie studenci czy uczniowie szkół średnich, handlowcy i wielu bezrobotnych. Gazeta przytacza liczne przykłady takich zachowań.

Spraw narkotykowych każdego roku przybywa. W 2011 r. policja wszczęła ich niemal 23 tys., o blisko 10 proc. więcej niż w 2010 r. i 20 proc. więcej niż pięć lat temu. Pierwsze półrocze tego roku to już ponad 11 tys. wszczętych spraw.

>>>>

Koszmar ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:02, 14 Lis 2012    Temat postu:

Inspekcja handlowa ostrzega - te lizaki mogą zabić!

Zatrważające odkrycie gdańskiej inspekcji handlowej! Ponad 170 tysięcy świecących lizaków z gwizdkiem stwarza ogromne zagrożenie dla zdrowia i życia dzieci. Choć część z nich nie trafi już na sklepowe półki, to wciąż nie wiadomo, ile takich zabójczych smakołyków znajduje się na rynku. Rodzice, miejcie się na baczności! Te lizaki mogą zabić wasze dziecko!

Trudno się dziwić dzieciom, że lizaki „Light Candy” robią wśród nich furorę. Są kolorowe, smakowite, a do tego świecą i można na nich gwizdać. Niestety są też bardzo niebezpieczne. Bo nie dość, że dziecko może się nimi skaleczyć, to może też do tego połknąć malutkie, źle zabezpieczone elementy, które znajdują się w gwizdku.

Lizaki wpisano już dawno na europejską czarną listę niebezpiecznych produktów, jednak jak się okazuje, producenci i sprzedawcy nic sobie z tego nie robią. Kiedy pojawiło się podejrzenie, że zabójcze smakołyki sprowadza jeden z trójmiejskich importerów zabawek, na miejsce od razu pojechali specjaliści z gdańskiej inspekcji handlowej.

- Skontrolowaliśmy 173 284 sztuki zabawek „Lizak z gwizdkiem” - mówi Dariusz Klugmann (34 l.) z gdańskiej inspekcji handlowej. - Nie spełniały one wymagań bezpieczeństwa. Okazało się, że wszystkie lizaki są ogromnym zagrożeniem, narażają na niebezpieczeństwo dziecko, nie mają prawa trafić do sklepów. Wszystkie łakocie musiały zostać zniszczone, a importera czeka kara grzywny. Wciąż nie wiadomo jednak, ile takich niebezpiecznych zabawek może znajdować się na polskim rynku, dlatego zanim kupimy coś dziecku, warto się temu solidnie przyjrzeć!

>>>>

No to super ...



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Śro 19:03, 14 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:08, 14 Lis 2012    Temat postu:

Hiszpanka 2 godziny jeździła po mieście. Nie mogła wrócić do domu

Przez ponad dwie godziny podróżowała autobusami po Śląsku, bo nikt nie potrafił udzielić jej informacji, gdzie jest i jak ma dostać się do domu... Hiszpanka Maria, mimo że w Katowicach mieszka już od pół roku, jest świetnym przykładem na to, że obcokrajowcom podróżującym po Polsce na pewno nie jest łatwo.

>>>>

Super po prostu ...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:36, 15 Lis 2012    Temat postu:

Eksperci: konieczne zmiany w odżywianiu dzieci

Pol­skie dzie­ci źle się od­ży­wia­ją - alar­mu­ją eks­per­ci. Jak prze­ko­nu­ją, jeśli sy­tu­acja się nie zmie­ni, w 2030 roku kosz­ty śred­nie i bez­po­śred­nie zwią­za­ne z le­cze­niem cu­krzy­cy i cho­rób serca prze­kro­czą 100 mi­liar­dów zło­tych.

Pod­czas kon­fe­ren­cji w Sej­mie pt. "Czy stać nas na złe od­ży­wia­nie dzie­ci?" eks­per­ci pod­kre­śla­li, że cho­ro­by cy­wi­li­za­cyj­ne to obec­nie jeden z naj­waż­niej­szych pro­ble­mów, jakie stoją przed pol­skim spo­łe­czeń­stwem. Tylko na cu­krzy­cę i cho­ro­by serca cier­pi ponad 10 mln Po­la­ków.

We­dług eks­per­tów przy­czyn roz­prze­strze­nia­ją­cej się epi­de­mii cho­rób cy­wi­li­za­cyj­nych na­le­ży szu­kać w stylu życia Po­la­ków: złej die­cie i ni­skiej ak­tyw­no­ści fi­zycz­nej. Nie­pra­wi­dło­we ży­wie­nie za­czy­na się już w wieku nie­mow­lę­cym i wcze­snym dzie­ciń­stwie.

Eks­per­ci przy­to­czy­li dane dwóch nie­za­leż­nych badań dzie­ci w wieku od 6 do 36 mie­się­cy wy­ko­na­ne przez eks­per­tów In­sty­tu­tu Matki i Dziec­ka oraz Cen­trum Zdro­wia Dziec­ka. Oka­zu­je się, że ponad po­ło­wa dzie­ci po­mię­dzy 1. a 3. ro­kiem życia ma nie­pra­wi­dło­wy wskaź­nik masy ciała (BMI).

Dzie­ci jedzą zbyt wiele po­sił­ków w ciągu dnia, spo­ży­wa­ją trzy razy wię­cej biał­ka niż ak­tu­al­ne za­le­ce­nia, z kolei 80 proc. dzie­ci ma w die­cie nie­do­bór wap­nia i wi­ta­mi­ny D, 90 proc. dzie­ci spo­ży­wa za dużo soli, a 80 proc. za dużo cukru. Ma to bez­po­śred­ni wpływ na nie­pra­wi­dło­wą dietę w wieku szkol­nym i życiu do­ro­słym, co bar­dzo czę­sto pro­wa­dzi do nad­wa­gi i oty­ło­ści.

Ba­da­nie po­ka­za­ło, że 16,1 proc. dziew­cząt oraz 21,4 proc. chłop­ców ma nad­wa­gę lub oty­łość, 11,1 proc. miało pod­wyż­szo­ne war­to­ści ci­śnie­nia tęt­ni­cze­go krwi. Aż 20 proc. nie­mow­ląt kar­mio­nych jest 10, a nawet wię­cej razy na dobę.

Eks­per­ci pod­kre­śla­ją, że do­ro­sły czło­wiek w ciągu dnia po­wi­nien spo­ży­wać około pię­ciu nie­wiel­kich po­sił­ków dzien­nie w re­gu­lar­nych, sta­łych od­stę­pach. Pra­wi­dło­we na­wy­ki ży­wie­nio­we po­win­ny być utrwa­la­ne już od naj­młod­szych lat, co skut­ku­je dużą szan­są ich prze­strze­ga­nia w życiu do­ro­słym.

W co­dzien­nym ja­dło­spi­sie dziec­ka po­win­no zna­leźć się co naj­mniej 4-5 po­sił­ków, w tym mi­ni­mum jeden cie­pły. W skła­dzie każ­de­go z głów­nych po­sił­ków, ta­kich jak: śnia­da­nie, obiad i ko­la­cja na­le­ży umie­ścić źró­dło peł­no­war­to­ścio­we­go biał­ka: wa­rzy­wa, owoce czy pro­duk­ty ob­fi­tu­ją­ce w wę­glo­wo­da­ny zło­żo­ne.

Ży­wie­nie dziec­ka po­win­no być uroz­ma­ico­ne, po­sił­ki re­gu­lar­ne, a wiel­kość por­cji do­sto­so­wa­na do wieku i po­trzeb mło­de­go or­ga­ni­zmu. Nie­pra­wi­dło­we ży­wie­nie dzie­ci, w któ­rym wy­stę­pu­je za­rów­no nie­do­bór, jak i nad­miar wielu skład­ni­ków diety, może mieć swoje ne­ga­tyw­ne kon­se­kwen­cje. Źle zbi­lan­so­wa­na dieta wieku dzie­cię­ce­go może skut­ko­wać m.​in. za­bu­rze­nia­mi wzro­stu i roz­wo­ju dzie­ci, nad­wa­gą czy oty­ło­ścią, a w wieku do­ro­słym zwięk­szo­nym ry­zy­kiem cu­krzy­cy typu 2 czy cho­rób serca.

>>>>

To sa rezultaty takich ,,rzondow'' ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:16, 18 Lis 2012    Temat postu:

Abp Andrzej Dzięga: katolik nie może popierać in vitro

Metropolita szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga w liście do wiernych archidiecezji podkreślił, że katolik nie może popierać procedur in vitro. List to reakcja na projekt szczecińskich radnych PO ws. dofinansowania metody zapłodnienia in vitro z budżetu miasta.

"Powtarzam wyraźnie, że zgodnie z nauką Kościoła i zgodnie z prawdą o godności ludzkiego życia, nikt z katolików nie może popierać procedur in vitro" - napisał hierarcha w liście pasterskim czytanym w kościołach archidiecezji.

Według metropolity zarówno podpis pod wnioskiem w sprawie in vitro czy głosowanie w parlamencie lub w radzie miasta jest publicznym opowiedzeniem się.

"Gdyby jednak ktoś z katolików świadomie podpisał się lub głosował za dopuszczalnością in vitro, także przez pokrętną formułę jego dofinansowania wbrew obowiązującym w Polsce zasadom prawa, niech pamięta, że występuje przeciwko godności osoby ludzkiej i przeciwko prawu Bożemu. Sam się wtedy odłącza od pełnej wspólnoty z Kościołem katolickim, póki następnie sprawy nie przemyśli, nie przemodli i nie zmieni publicznie swojego stanowiska. Do tego czasu niech pamięta, by nie prosił też Kościoła o dar komunii świętej" - napisał abp Dzięga.

Metropolita podkreślał, że są takie sytuacje, w których biskup nie może milczeć, aby nie stać się współwinnym grzechu. Problem in vitro w sensie dosłownym jest sprawą "życia i śmierci", lecz nie jest i nie powinien być tematem politycznym - zaznaczył arcybiskup.

Hierarcha napisał, że pragnienie rodziców przekazania życia dziecku jest piękne, a ich miłość jednym z najpiękniejszych przejawów miłości ludzkiej. "Każde dziecko powołane do życia jest osobą ludzką od samego poczęcia, także poczęcia wymuszonego w laboratorium w ramach procedur in vitro. Każde dziecko jest umiłowane przez Boga i musi być umiłowane przez ludzi. Przez wszystkich ludzi" - przypomniał jednocześnie.

Przestrzegł też przed "nierozumną" ingerencją człowieka w prawa natury, która może spowodować szkody. Procedura in vitro nie jest leczeniem niepłodności, gdyż jej nie usuwa, dlatego trudno uznać ją za procedurę leczniczą - zaznaczył.

Według przygotowanego przez radnych PO projektu uchwały, chodziłoby o dofinansowanie procedury leczenia niepłodności, w tym metody in vitro kwotą 2 tys. zł. Projekt, po zebraniu podpisów wśród szczecinian, miałby trafić do przewodniczącego rady miasta jako obywatelski. Program miałby rozpocząć się 1 lipca 2013 r., a zakończyć w 2016 r. Objąłby 220 procedur rocznie i kosztowałby rocznie 440 tys. zł. Szczeciński program ma być komplementarny z powstającym programem rządowym dofinansowania in vitro.

Pomysłowi PO zdecydowanie sprzeciwiają się radni PiS. Poparcie deklarują radni SLD. Kluby radnych PO i SLD mają razem 18 głosów w 31-osobowej radzie miasta.

Według danych GUS w Szczecinie jest około 11 tys. par, które mają problem z niepłodnością.

....

Moralna zbrodnia .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 16:49, 21 Lis 2012    Temat postu:

Aleksandra Kozicka-Puch
Mieszkanie za 200 zł

Tysiące osób może zostać bez dachu nad głową i środków do życia. Komisja Nadzoru Finansowego przestrzega przed firmami oferującymi prywatną, groszową emeryturę, w zamian za zrzeczenie się prawa do mieszkania. Pojawiają się porównania do głośnej afery Amber Gold.

None

Emitowane zazwyczaj w porze największej oglądalności reklamy są słodkie, jak cukierki: dobrze ubrani, jak sami o sobie mówią, „wreszcie szczęśliwi” emeryci przekonują, że znaleźli niezwykły sposób na wyjście z finansowych tarapatów: otrzymali dodatkowe, poza systemem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, świadczenie. Starsza pani wykupiła niezbędne lekarstwa, sędziwy pan pojechał na wymarzone wakacje, jeszcze inna rodzina wyremontowała mieszkanie, które „może zajmować do końca życia”. Minutowy, pokazywany z dużą intensywnością, przekaz kończy stateczny, o tubalnym głosie jegomość, który robiąc dłońmi charakterystyczny, wzbudzający ponoć wrażenie spokojnego profesjonalizmu, trójkącik przekonuje, by do grupy szczęśliwych seniorów w te pędy dołączyć.

Tak swoje usługi reklamuje jeden z tzw. funduszy hipotecznych, który w zamian za zrzeczenie prawa własności wartego setki tysięcy zł mieszkania, oferuje wypłatę dodatkowej, miesięcznej emerytury. Nikt nie wie ile dokładnie osób skorzystało dotychczas z takiej usługi. Propozycja jest kusząca, reklama zrobiona profesjonalnie.

Polska zajmuje niechlubną, wysoką pozycję pod względem ubóstwa osób, które karierę zawodową mają już za sobą. Według ubiegłorocznych danych Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) średnio kilkanaście proc. seniorów żyje w naszym kraju gorzej niż skromnie. Osoby, które podpiszą umowę z funduszem mogą natomiast otrzymać dodatkowe kilkaset zł, a w przekazywanym lokalu wolno im mieszkać do śmierci.

– To kusząca propozycja dla ubogich, mocno doświadczonych przez los osób, które nie orientują się w skomplikowanych meandrach wyceny nieruchomości – ubolewa Sebastian Przytuła, doradca finansowy. – W wyniku podpisania umowy otrzymują, co prawda, dodatkowe, regularne świadczenie, za które mogą opłacić czynsz, czy wydać na drobne zakupy. Ale rzadko kiedy zdają sobie sprawę, że prawdziwa cena takiego wsparcia może być nieproporcjonalnie wysoka.

Emerytury bez nadzoru

Wielkość przyznawanego świadczenia zależy przede wszystkim od wieku podpisującej umowę osoby, jej płci i wartości nieruchomości będącej przedmiotem umowy (nie musi to być własność hipoteczna). Jak kilka tygodni temu wyliczyła na podstawie informacji uzyskanych w funduszach jedna z ogólnopolskich gazet, przekazując mieszkanie wartości 200 tys. zł mający 65 lat (minimalny, wymagany wiek) mężczyzna może otrzymać 340 zł miesięcznie dodatkowego wsparcia. Kobiety, które statystycznie żyją dłużej, dla funduszy są więc gorszym klientem, mogą liczyć tylko na 270 zł hipotecznego świadczenia. Godziwe, w wysokości około 5 tys. zł miesięcznie, wypłaty przewidziane są tylko dla najbogatszych osób, dysponujących nieruchomością o wartości, co najmniej, miliona zł, które w momencie podpisywania umowy będą miały w dodatku nie mniej niż 85 (mężczyźni) do 89 (kobiety) lat, a więc w wieku określanym jako mocno podeszły.

Czytaj dalej na kolejnej stronie: spadkobiercy bez prawa do mieszkania?

Fundusze na tego typu produktach sporo zarabiają. Nawet biorąc pod uwagę długi, kilkunastoletni okres życia klienta, łączna wartość wypłaconych świadczeń rzadko kiedy przekroczy jedna trzecią ceny nieruchomości. Jeśli przykładowy emeryt pobierać będzie świadczenie przez dekadę od daty podpisania umowy (o trzy lata dłużej niż w 2011 roku wynosiła statystyczna długość życia mężczyzny), fundusz przeleje na jego konto zaledwie 40 tys. 800 zł (bez uwzględnienia indeksacji). W przypadku kobiet, które średnio funkcjonują o ponad osiem lat dłużej, świadczenie byłoby jeszcze niższe i wyniosło 270 zł (32 tys. 400 zł w ciągu dekady). – Podobnie jak w przypadku Amber Gold fundusze hipoteczne nie podlegają nadzorowi Komisji Nadzoru Finansowego – informuje Łukasz Dajnowicz, rzecznik KNF. – Klienci zatem, w razie bankructwa firmy, nie mogą liczyć na taką pomoc ze strony Państwa, jak w przypadku banków, towarzystw ubezpieczeniowych, czy od niedawna SKOK – ów.

Spadkobiercy bez prawa do mieszkania?

Ale to nie wszystko. Chociaż fundusze hipoteczne bronią się twierdząc, że umowy podpisywane są u notariusza i w księgach wieczystych osoba korzystająca z nieruchomości do śmierci funkcjonuje jako właściciel, nieprecyzyjne przepisy powodują, że złudzeniem może być samo świadczenie. W przypadku bankructwa firmy komornik może zająć będące przedmiotem umowy dom, ziemię, czy mieszkanie, a wypłata emerytury, co oczywiste, zostanie wstrzymana.

Spadkobiercy, ludzie młodzi, nie będą mieć także do niego prawa. Tylko w niektórych funduszach przysługuje im prawo do niewielkiej, jednorazowej, zapisanej w umowie zapomogi. Rzadko kiedy firmy zgadzają się na takie zapisy w księgach wieczystych, które dają mocniejsze, niż zwykła umowa, gwarancje dożywotniego korzystania z nieruchomości. Dlatego Komisja Nadzoru Finansowego chce aby tego typu działalnością zajmowały się jedynie dysponujące odpowiednio wysokim kapitałem towarzystwa ubezpieczeniowe. Fundusze, które po wejściu w życie nowych uregulowań prawnych, nadal chciałyby świadczyć tego typu usługi, powinny wystąpić, zdaniem KNF, o zezwolenie na prowadzenie działalności ubezpieczeniowej.

Spadkobiercy natomiast mieliby rok na ewentualny zwrot pobranych przez emeryta pieniędzy i odzyskanie praw do nieruchomości. Dopiero gdyby nie udało im się zebrać wydanej kwoty, fundusz przejmowałby dom, ziemię, czy mieszkanie. – Do pewnych obszarów rynku finansowego z dużą ostrożnością należy dopuszczać podmioty zajmujące się przejmowaniem od klientów dóbr majątkowych wysokiej wartości w celach spekulacyjnych bądź zarobkowych – mówi Łukasz Dajnowicz z Komisji Nadzoru Finansowego.

Podobnego zdania jest ekonomista Ryszard Bugaj, były doradca prezydenta, który przypomina, że swego czasu rząd zlekceważył także doniesienia Komisji Nadzoru Finansowego dotyczące spółki Amber Gold, która oferowała ponoć zabezpieczone złotem, wysoko oprocentowane lokaty. Firma upadła, a klienci stracili nieraz dorobek całego życia. W połowie września br. do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku wpłynęło blisko 5,7 tys. zawiadomień o popełnienia przestępstwa, na łączną kwotę przekraczającą 290 mln zł. – Z reguły jestem przeciwnikiem dodatkowych regulacji, ale akurat w przypadku firm oferujących emerytury hipoteczne potrzebny jest raport pokazujący jaka jest skala tego zjawiska – mówi poseł Przemysław Wipler, ekspert od spraw gospodarczych PiS, były doradca Ernst & Young oraz Centrum im. Adama Smitha. – To bardzo poważna sprawa, mamy bowiem do czynienia z dosyć dużą skalą nadużyć, które dotykają seniorów. W tej sprawie potrzebny jest szczegółowy nadzór.

Czytaj dalej na kolejnej stronie: przekleństwo branży finansowej

Przekleństwo branży finansowej

W Stanach Zjednoczonych, gdzie odwrócona hipoteka (Conversion Mortgages) funkcjonuje od 1989 roku, osoby, które chcą z niej skorzystać muszą najpierw zasięgnąć bezstronnej i darmowej porady niezależnego od funduszy, zatwierdzonego przez władze stanowe i certyfikowanego przez pomagające osobom starszym doradcy. Analizuje on zarówno wartość nieruchomości, jak i wysokość ewentualnego świadczenia, rozważa indywidualną sytuację finansową starającej się o tego typu świadczenie osoby. Specjalne regulacje dotyczą także instytucji oferujących świadczenia. Muszą one mieć licencję nadzoru bankowego, posiadać kapitał własny w wysokości co najmniej 500 tys. dol. (ponad 1,5 mln zł), a także nie mniej niż 100 tys. dol. (ponad 300 tys. zł) w papierach wartościowych.

Jednak głównym powodem, dla którego odwrócona hipoteka w najpopularniejszej wersji Home Equity Conversion Mortgages (tzw. HECMs) zrobiła furorę w Stanach jest objęcie jej gwarantowanym ubezpieczeniem Mortgage Insurance Premium (MIP), które jest obligatoryjne i finansowane ze składek właścicieli. W pierwszym roku jego wysokość wynosi 2 proc. sumy kredytu, w kolejnych latach – 0,5 proc. Chroni ono przed ewentualnym spadkiem wartości mieszkania, domu lub ziemi, które może mieć wpływ na opłacalność inwestycji.

Daje także gwarancję funduszom, że w razie gdyby nie były w stanie wywiązać się z podjętych zobowiązań (wypłacać emerytur), świadczenia będą realizowane ze środków ubezpieczyciela. – Tego typu regulacje zostały wprowadzone by chronić starsze osoby przed nieuczciwymi firmami oraz nierzetelnymi, wprowadzającymi w błąd praktykami informacyjnymi, które przed uchwaleniem ustawy były przekleństwem branży – mówi zajmujący się zagadnieniem Wiktor Daruk z poznańskiego Uniwersytetu Ekonomicznego.

Polak głupi po szkodzie

W Polsce wciąż panuje wolna amerykanka. Jedno z towarzystw swego czasu reklamowało się w formie niby urzędowego, wywieszanego na klatkach schodowych, obwieszczenia o możliwości pobrania przez emerytów dodatkowych pieniędzy (zostało ukarane przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów). Od miesięcy trwają prace nad ustawą regulującej odwróconą hipotekę. W rządzie trwa jednak spór na temat szczegółowych rozwiązań.

Minister finansów Jacek Rostowski chce firmy objąć bardziej ścisłym nadzorem, kierowane do niedawna przez Waldemara Pawlaka ministerstwo gospodarki odpowiada, że wystarczy ten, który sprawuje KNF. Nie ma też zgody na samą definicję. Jako że konstrukcja renty różni się od Conversion Mortgages, resort finansów zabiega, by uchwalono dwie ustawy. – Skutek jest taki, że nowe prawo od kilku tygodni znajduje się w sejmowej zamrażarce, czekając na bardziej pomyślne wiatry – mówi Sebastian Przytuła. – W tym czasie emitowane są reklamy i nowe umowy wciąż są podpisywane.

Czyżby afera Amber Gold niczego nie nauczyła instytucji państwowych? Oby nie okazała się aktualna pieśń Jana Kochanowskiego, który w 1586 roku pisał: Nową przypowieść Polak sobie kupi, Że przed szkodą i po szkodzie głupi.

....

Uwaga !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 14:52, 22 Lis 2012    Temat postu:

Jacek Piech
Krwawy szlak "Skorpiona"

- Najpierw robiłem to za pieniądze, potem zaczęło mnie to fascynować – stwierdził w sądzie pięciokrotny zabójca - Lubię patrzeć na ludzkie cierpienie, jak ludzie umierają. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest całkiem normalne, ale nic na to nie poradzę.

Zwłoki 18-letniej Sylwii L. znalazła 6 lutego 2001 roku koleżanka wynajmująca razem z nią mieszkanie na jednym z poznańskich osiedli. Kobiety trudniły się nierządem i przyjmowały klientów zwabionych ich ogłoszeniem w miejscowej gazecie. Do Sylwii L. oddano dwa strzały : w głowę i serce, które od razu spowodowały jej śmierć.

Pierwsza hipoteza zakładała, że zabójcą był któryś z klientów; druga – że padła ofiarą porachunków w miejscowym półświatku. Wydawało się , że więcej informacji uda się uzyskać od "ochroniarza" dziewczyny. Wezwano go na przesłuchanie. Prowadzony korytarzem przez policjantów w pewnym momencie próbował uciec skacząc prze otwarte okno. Niestety, zmarł w wyniku obrażeń i nigdy nie udało się ustalić, dlaczego zdecydował się na ten desperacji czyn. Najprawdopodobniej nie wytrzymał presji policyjnego przesłuchania, może miał coś na sumieniu i obawiał się, że wyjdą na jaw jakieś przestępstwa. Tę tajemnicę zabrał ze sobą do grobu.

Śledztwo w sprawie zabójstwa w Poznaniu nie nabrało jeszcze rozmachu, tymczasem we Wrocławiu doszło do jeszcze bardziej makabrycznego zdarzenia. 9 lutego, zaledwie trzy dni po zabójstwie Sylwii L., odnaleziono zwłoki 33-letniej Ukrainki i jej ochroniarza. Zabójca działał niemal w taki sam sposób, również z takiej samej broni oddano strzały. Na ciele kobiety znaleziono ślady po pięciu kulach oraz próbie duszenia; mężczyzna oprócz poderżniętego gardło miał kilka ran kłutych w okolicach brzucha i trzy ranyg postrzałowe. Minęło kilkanaście dni i Wrocławiem wstrząsnęło kolejne zabójstwo. Z pistoletu maszynowego "skorpion" zastrzelono małżeństwo Jana i Barbarę K. Na ciele kobiety odkryto sześć ran postrzałowych, u mężczyzny - cztery. Może był to przypadek, a może nie, ale denaci kilka dni wcześniej zamieścili ogłoszenie o sprzedaży samochodu. Czyżby to ściągnęło na nich mordercę?

Policja nie miała wątpliwości, że pojawił się seryjny zabójca. Z racji broni, którą się posługiwał, nadano mu pseudonim "Skorpion". Na miejscu zbrodni pozostawił zaledwie kilka śladów, nieznany był motyw jego działania, czym kieruje się przy wyborze ofiar. Sprawa wydawała się niezwykle skomplikowana i zagadkowa. W tego typu sprawach często pozostaje tylko czekanie, że przy okazji kolejnego przestępstwa popełni jakiś błąd, bądź pozostawi bardziej wyraźny ślad, dzięki któremu uda się wpaść na jego trop.

Przypadkowa wpadka

Nie wiadomo jak długo trwałby znaczony kolejnymi ofiarami szlak "Skorpiona", gdyby nie "banalna" wpadka po drobnej kolizji na jednej z wrocławskich ulic. Pewnej marcowej nocy 2001 roku jadący "zygzakiem" kierowca uderzył w środku Wrocławia w prawidłowo zaparkowany na poboczu inny samochód. Sprawca zatrzymał się na chwilę, zobaczył, co się stało, po czym pomimo protestów świadków odjechał z miejsca zdarzenia. Policja powiadomiona o tym incydencie kilkanaście minut później dopadła pirata . Nie próbował stawiać oporu, od razu zatrzymał się do kontroli i z uśmiechem na twarzy – który miał maskować z trudem skrywane zdenerwowanie - podał dokumenty do kontroli. Od razu czuć było, że jest mocno pijany (jak się potem okazało miał we krwi ponad 2,7 promila alkoholu). Policjanci z drogówki po spisaniu jego danych zainteresowali się zawartością walizki leżącej na tylnym siedzeniu. Jakież było ich zdziwienie kiedy zobaczyli tam pistolet maszynowy "skorpion".

Sytuacja zmieniła się w oka mgnienie. Funkcjonariusze nabrali podejrzeń, że mają do czynienia z groźnym przestępcą i dlatego skuli go kajdankami. Kierowca zupełnie się tego nie spodziewał. – Panowie, ale o co chodzi?! – próbował wyjaśnić sytuację. – A co robi ten karabin w walizce? – zapytał go jeden z funkcjonariuszy. – Jak to co? Znalazłem go niedawno, właśnie jechałem na posterunek, żeby go zostawić…

Tłumaczenia nie były przekonujące, tym bardziej, że zatrzymany kierowca nie potrafił precyzyjnie wskazać gdzie i kiedy znalazł natrafił na to niezwykłe znalezisko. Najwidoczniej oszukiwał i coś ukrywał. Został tymczasowo aresztowany - bardzo szybko okazało się, że z tej właśnie broni została zastrzelona młoda dziewczyna w Poznaniu. Jeszcze większym zaskoczeniem był fakt, że ze znalezionego przy Krzysztofie G. karabinu zastrzelono cztery osoby we Wrocławiu. Wiele wskazywało na to, że zatrzymany mężczyzna jest poszukiwanym od kilku tygodni seryjnym mordercą. Śledczy nabrali tej pewności, kiedy okazało się, że kilka śladów znalezionych na miejscu zabójstw, należy do zatrzymanego mężczyzny.

Zanim został mordercą

Nic nie zapowiadało, że Krzysztof G. zostanie seryjnym zabójcą. Zanim po raz pierwszy pociągnął za spust prowadził przeciętne życie. Urodził się w 1965 roku, pochodził ze zwykłej, rodziny. Jego ojciec był górnikiem i jedynym żywicielem rodziny, matka nigdzie nie pracowała i zajmowała się prowadzeniem domu. Od najmłodszych lat był świadkiem przemocy w rodzinie. Ojciec zbyt często zaglądał do kieliszka, a kiedy w głowie szumiał mu nadmiar procentów, potrafił mocno uderzyć tak żonę, jak i własne dziecko. Niekiedy wystarczył pretekst, a dostawał białej gorączki.

Po skończeniu szkoły średniej poszedł w ślady ojca i został górnikiem. Do 1994 roku pracował w jednej z wałbrzyskich kopalni węgla. Niestety, firma została zamknięta, a on został bez pracy. Dostał jak inni koledzy sowitą odprawę, dzięki której stać go było na założenie jednoosobowej firmy budowlanej. Nie szło mu jednak najlepiej. Kiedy zadłużenie przekroczyło 100 tysięcy złotych zbankrutował. Potem imał się różnych zajęć, ale wszystkie okazały się nieporozumieniem. Wreszcie zajął się… windykacją długów. Szło mu to całkiem dobrze, bo postawny, silny, groźnie wyglądały mężczyzna budził postrach w oczach wierzycieli. Ale nie tylko posturą wymuszał zwrot pieniędzy bo w 2000 roku został aresztowany pod zarzutem wymuszeń rozbójniczych. W areszcie spędził kilka miesięcy, w styczniu 2001 roku wyszedł na wolność gdzie miał oczekiwać na rozprawę sądową.

Nie wiadomo co stało się z Krzysztofem G. bo zaczął wieść życie seryjnego zabójcy. Korzystając ze znajomości w przestępczym półświatku kupił karabin maszynowy. Któregoś dnia pojechał do Poznania. Kupił miejscową gazetę, w rubryce z ogłoszeniami towarzyskimi znalazł numer do przypadkowej dziewczyny. Umówił się z nią, jeszcze tego samego dnia znalazł się w jej mieszkaniu. Poszedł do łazienki – rzekomo umyć się – ale tak naprawę po to, by przykręcić tłumik do pistoletu. Kiedy wyszedł oddał w kierunku kompletnie zaskoczonej dziewczyny dwa strzały. Zginęła na miejscu. To podobno wtedy doświadczył niezwykłego uczucia, wręcz ekscytacji, kiedy zabijał drugiego człowieka. To on był panem życia i śmierci.

Do końca śledztwa nie udało się wyjaśnić motywów działania "Skorpiona", nie natrafiono na ślad jakichkolwiek wspólników bądź zleceniodawców. Wszystko wskazywało na to , że o wyborze ofiar decydował całkowity przypadek. Sylwię L. z Poznania zabił tylko dlatego, bo w miejscowej prasie znalazł jej anons w rubryce "ogłoszenia towarzyskie". Zadzwonił do niej, ona podała mu adres, pojechał do niej, wszedł do wnętrza mieszkania i zabił strzałami z karabinu maszynowego. Minęły trzy dni i w podobnych okolicznościach zabił we Wrocławiu Ukrainkę i towarzyszącego jej ochroniarza. Kilkanaście dni później, również we Wrocławiu, zastrzelił małżeństwo K. Ci z kolei chcieli sprzedać kilkuletni samochód…

Lubię patrzeć na ludzkie cierpienie

Proces przed Sądem Wojewódzkim we Wrocławiu rozpoczął się w 2002 roku. Krzysztof G. odwołał większość wyjaśnień składanych w śledztwie. Przyznał się tylko do dwóch zabójstwa, w trzech innych miał być tylko świadkiem, zaś – tak przynajmniej zapewniał na sali sądowej ku zdumieniu i zaskoczeniu ławy sędziowskiej – stwierdził, że zlecono mu zabójstwo Zbigniewa M. pseudonim "Carrington", często nazywanego "królem pogranicza" (miał za to otrzymać 30 tys. zł i udział w zyskach z przemytu alkoholu przez "zieloną" granicę") oraz zabił dwóch Białorusinów w centrum Zgorzelca w 1998 roku.

- Najpierw robiłem to za pieniądze, potem zaczęło mnie to fascynować – stwierdził podczas jednego z przesłuchań. - Lubię patrzeć na ludzkie cierpienie, jak ludzie umierają. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest całkiem normalne, ale nic na to nie poradzę.

Krzysztof G. został skazany na karę dożywotniego pozbawienia wolności z jednoczesnym zastrzeżeniem, że o przedterminowe zwolnienie będzie mógł się ubiegać najwcześniej po 50 latach odbywania kary. – Oskarżony pięć razy ugodził w najwyższe dobro, jakim jest ludzkie życie, zabijając pięć niewinnych, nieznanych sobie osób, które nic mu nie zrobiły, a których życiowym błędem okazało się umieszczenie ogłoszenia w prasie - uzasadniał sędzia wyrok sądu pierwszej instancji.

Ku zaskoczeniu swojego obrońcy Krzysztof G. wysłał do sądu pismo, w którym poinformował, że rezygnuje z prawa do apelacji. Dla sędziów było to sporym zaskoczeniem bo przy tak ciężkich wyrokach skazani imają się wszelkich sposobów, dzięki którym mogą liczyć na łagodniejszy wyrok kary. G. nawet nie chciał skorzystać z tej znikomej, ale zawsze szansy. Tym samym wyrok sądu skazany będzie mógł ubiegać się o przedterminowe warunkowe zwolnienie dopiero w 2051 roku.

Czy zabił też dwójkę studentów?

Z opinii sporządzonej przez biegłych psychologów wynikało, że Krzysztof G. działał w bardzo brutalny sposób. Zabijał tak, by jego ofiary cierpiały, a on sam miał z tego satysfakcję. I pewnie dlatego, by mieć pewność, że ofiary nie żyją, ostatni strzał oddawał z tył głowy. Biorąc pod uwagę "modus operandi", popełnianych przez jego przestępstw dolnośląska policja dokładnie sprawdzała czy nie jest on przypadkiem sprawcą niewyjaśnionego do dzisiaj zabójstwa dwójki studentów w Górach Stołowych latem 1997 roku.

Anna K. i Robert O. – bo to o nich mowa - wędrowali szlakiem do Karłowa, gdzie mieli spotkać się ze znajomymi, ale do celi wędrówki nigdy nie dotarli. Następnego dnia rozpoczęły się zakrojone na szeroką skalę poszukiwania, ale niestety nic one nie dały. Dopiero jedenaście dni później znaleziono ich ciała. Ofiarom skradziono dokumenty, pamiętnik Anny i aparat fotograficzny. Obydwoje zginęli od strzałów w tył głowy. Policjanci prowadzący sprawę mówili, że "za spust pociągał fachowiec", który – chyba dla skierowania śledztwa na tzw. ślepy tor - próbował upozorować gwałt. Przesłuchano kilkuset świadków, wykonano ogromną pracę operacyjno-dochodzeniową, a jednak nie udało się ustalić ani motywu, ani świadków. Zabójca precyzyjnie wybrał miejsce zabójstwa – choć do podwójnej zbrodni doszło w biały dzień w okolicach popularnego szlaku turystycznego, gdzie wędruje mnóstwo turystów, to jednak nikt nie widział, ani nie słyszał nic podejrzanego.

Wydawało się, że "Skorpion" może być sprawcą tej zbrodni, jednak pomimo weryfikacji tej hipotezy, przez kilka miesięcy nie udało się znaleźć przekonujących dowodów. Zabójca dwójki studentów w Górach Stołowych jest nadal na wolności.

.....

Kolejna ofiara transformacji . Opetany przez demony . Ale gada tak jak kolesie z wszawki . Lubi patrzec na ludzkie cierpienie jak Agora jak kolesie z RPP . Hitlerow jest mnostwo . Ale nie . Hitler nie lubil patrzec on to robil z ,,obowiazku" wobec rasy... A ci dla przyjemnosci ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:11, 23 Lis 2012    Temat postu:

Parówki z MOM dla... niemowląt

W parówkach dla dzieci znaleźć można MOM, substancje konserwujące, a czystego mięsa czasem jest mniej niż w produktach skierowanych dla dorosłych. Afera z MOM w jedzeniu dla niemowląt firmy Gerber niczego producentów wędlin nie nauczyła.

Mija blisko dwa lata od nagłośnienia przez media afery z produktami Gerbera (należy do koncernu Nestle). W styczniu 2011 roku okazało się, że w jedzeniu tej marki przeznaczonym dla dzieci i niemowląt stosowano MOM, czyli mięso oddzielone mechanicznie. To najtańszy zamiennik czystego mięsa i jednocześnie produkt przez niektórych uważany za szkodliwy dla zdrowia.

Gdy porównaliśmy skład sześciu naszym zdaniem najpopularniejszych obecnie na polskim rynku parówek dla dzieci, okazało się, że mięso oddzielone mechanicznie znaleźliśmy w jednym opakowaniu. MOM stosuje zakład Animex-OZD z Opola w swoim produkcie o nazwie... Bobaski. Już w nazwie firma sugeruje, że te parówki mogą jeść nie tylko dzieci, ale nawet niemowlęta. Na dodatek mięso oddzielone mechanicznie stanowi główny składnik Bobasków. Czystego jest tu zaledwie 5 proc.

- W żadnym wypadku nie można dawać parówek z MOM dzieciom z uwagi na niską wartość odżywczą tego produktu mięsopodobnego. Poza tym mogą się w nich znaleźć kawałki chrząstek, pazurków czy kości - tłumaczy Magdalena Jarzynka, ekspert do spraw żywienia z dietosfera.pl.

Jak dodaje, zjedzenie parówek z MOM niekoniecznie może wywołać ból brzucha czy niestrawność u dziecka. Choć od razu objawów nie będzie widać, to jedzenie tego typu produktów z pewnością nie jest zdrowe. Według Polskiej Normy, czyli dokumentu sugerującego producentom, jaki powinien być skład poszczególnych produktów, maksymalna zawartość MOM w parówkach to 15 proc. Producent Bobasków na etykiecie nie podaje, jaka jest procentowa zawartość mięsa oddzielonego mechanicznie. Można podejrzewać, że jest to jednak znacznie więcej niż 15 proc.

Poza tym Bobaski zawierają także fosforany: E451, E452. Powodują one między innymi gorsze przyswajanie przez organizm wapna, magnezu czy żelaza, czyli składników szczególnie potrzebnych dzieciom.


Na szczęście Bobaski to jedyne z przetestowanych przez Wirtualną Polskę parówek zawierających MOM i fosforany. Pozostałe wypadają dużo lepiej. Najwięcej czystego mięsa znaleźliśmy w Sokolikach, czyli parówkach z Sokołowa dla dzieci. Producent już na etykiecie chwali się obniżoną zawartością tłuszczu i 87-proc. udziałem mięsa. Jednocześnie to najdroższe parówki w zestawieniu - za ich kilogram trzeba zapłacić około 25 zł.


Na drugim miejscu są Piratki, czyli marka własna Lidla. Znajduje się w nich 83 proc. mięsa. Nie ma w nich żadnych substancji konserwujących ani wzmacniaczy smaku. Zamiast tego znaleźć można tzw. startery, czyli kultury starterowe bakterii zupełnie neutralne dla naszego organizmu.

Trzecie miejsce w rankingu zajęły Morlinki. Jak chwali się producent, parówki posiadają pozytywną opinię Instytutu Matki i Dziecka. W 78 proc. składają się one z mięsa wieprzowego. Co ciekawe ich producent, czyli firma Morliny z Ostródy, to część tego samego koncernu mięsnego Animex, który produkuje Bobaski z MOM.

Parówki sponsoruje literka E

Nie licząc parówek z Lidla, w składach wszystkich przeanalizowanych przez nas produktów znaleźć można azotyn sodu (E 250). To syntetyczny konserwant i jednocześnie stabilizator barwy powszechnie stosowany dziś do peklowania wędlin. Jak podaje na swoich stronach internetowych Federacja Konsumentów, jego nadmierne spożycie jest szczególnie szkodliwe dla niemowląt, bo utrudnia transport tlenu przez krew. Poza tym poddany temperaturze powyżej 150 stopni C sprawia, że tworzą się w reakcji z białkiem rakotwórcze nitrozoaminy.

Dodatkowo Kubusiowe Paróweczki (z Kubusiem Puchatkiem na obrazku i logo Disneya) produkowane przez zakład Henryk Kania oraz Bobaski zawierają glutaminian sodu, czyli popularny wzmacniacz smaku (E 621). Jego spożycie jest odradzane ze względu na możliwość wystąpienia usztywnienia karku, pleców oraz ramion; może też powodować szybsze bicie serca, bóle głowy oraz osłabienia (dane za Federacją Konsumentów).

Z ogólnopolskich marek parówek jednak to nie kiełbaski skierowane dla dzieci mają najlepszy skład. Zdecydowanie pod tym względem wygrywają Parówki z szynki - produkt Sokołowa. W ich składzie aż 93 proc. to mięso. Cena nie odbiega natomiast od tej, jaką musimy zapłacić za parówki dla dzieci. Kilogram Parówek z szynki kosztuje ok. 23-25 zł.

>>>>

Trzeba badac zawartosc parowki w parowce bo skrytozercy pozeraja ...



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:24, 23 Lis 2012    Temat postu:

Policja ostrzega przed zdradliwymi breloczkami do kluczy

Po informacjach od niemieckich kolegów, lubuscy policjanci ostrzegają przed przyjmowaniem od nieznajomych breloczków do kluczy, które mogą przekazywać sygnał o lokalizacji użytkownika i tym samym ułatwiać włamania do mieszkań.

Za zachodnią granicą pojawiły się grupy przestępcze typujące w ten sposób domy i mieszkania, które następnie okradają - powiedział rzecznik lubuskiej policji Sławomir Konieczny.

- W naszym regionie podobnych przypadków na razie nie notowano, jednak czujność jest wskazana. Urządzenie ma wbudowany elektroniczny chip, za pomocą którego przestępcy są w stanie szybko ustalić lokalizację użytkownika. W ten sposób, mając potwierdzenie, że opuściliśmy mieszkanie, decydują się na dokonanie włamania - wyjaśnił rzecznik.

Niemieccy policjanci przekazali informacje, że w ich kraju uaktywniły się grupy przestępcze wykorzystujące te urządzenia do planowania kradzieży z włamaniem. Ich członkowie, pod pozorem akcji promocyjnych, rozdają przygodnym osobom takie breloczki szczególnie w okolicach parkingów lub stacji paliw.

Wcześniej w podobny sposób dokonywano przestępstw na terenie Holandii. Polska policja apeluje o ostrożność i informowanie o wszelkich podejrzeniach związanych z opisanym procederem.

>>>>

Znowu UWAGA !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:21, 28 Lis 2012    Temat postu:

Prokurator zbada, czy szef NOP Adam Gmurczyk złamał prawo, pochwalając przestępstwo z 11 listopada

Prokuratura sprawdza, czy wszcząć śledztwo w sprawie publicznego pochwalania przestępstwa, jakim było wtargnięcie narodowców do squatu we Wrocławiu. Lider Narodowego Odrodzenia Polski Adam Gmurczyk komentował to w internecie: "Jako człowiek - dziękuję im za to. Nie ustawajcie!".

O wpisie Gmurczyka prokuraturę powiadomiła Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Chce ona ścigania lidera Narodowego Odrodzenia Polski za publiczne nawoływanie do popełnienia występku i publiczne pochwalanie popełnienia przestępstwa. Kodeks karny stanowi, że grozi za to kara grzywny, ograniczenia wolności lub do dwóch lat więzienia.

>>>>

Bydlaki z tej Fundacji popieraly gorsze podlosci .

- Zawiadomienie wpłynęło do nas dwa dni temu. Trwają czynności sprawdzające - powiedziała szefowa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście Północ Agnieszka Muł. Postępowanie sprawdzające poprzedza decyzję prokuratury, czy wszcząć śledztwo w danej sprawie, czy też tego odmówić - wobec niestwierdzenia prawdopodobieństwa, że doszło do przestępstwa.

"Marsz Patriotów" we Wrocławiu

Sprawa dotyczy zajść z 11 listopada we Wrocławiu, gdzie odbył się "Marsz Patriotów". Kilkadziesiąt osób wtargnęło wtedy do squatu Wagenburg. Agresywna grupa niszczyła przyczepy, w których mieszkali squatersi, pozostawione na zewnątrz sprzęty, w tym zaparkowane na terenie kempingu samochody.

Większość zaatakowanych osób zdołała uciec. Jedna osoba, 34-letni mężczyzna, została dotkliwie pobita (m.in. przy użyciu pałek i kastetów) i w stanie ciężkim trafiła do szpitala.

Dwa dni po tym zdarzeniu lider NOP Adam Gmurczyk umieścił na swym profilu na portalu społecznościowym wpis o treści: "Media poinformowały, że po Marszu Patriotów grupa wrocławskich wolontariuszy udała się mimo dnia świątecznego do miejscowego squotu i podjęła działania remontowe. Męczyło mnie, skąd taka bezinteresowna akcja. Wszystko wyjaśnia poniższe zdjęcie. Straszliwe warunki, w jakich żyją squtersi poruszyło serce wrocławian. Jako człowiek - dziękuję im za to. Nie ustawajcie!" (pisownia oryginalna).

- Adam Gmurczyk pisząc o "grupie wrocławskich wolontariuszy" (...) i o ich "działaniach remontowych" czy "bezinteresownej akcji" bezpośrednio nawiązywał do zdarzeń w squacie we Wrocławiu"- powiedziała dr Dorota Pudzianowska z HFPC. Zdarzenia te w jej ocenie były w istocie niszczeniem mienia, spowodowaniem ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i narażeniu na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia - co stanowi przestępstwa.

- Jednocześnie Adam Gmurczyk podziękował napastnikom ("Jako człowiek - dziękuję im za to") oraz zachęcał ich dalszego działania ("Nie ustawajcie!") - zauważa dr Pudzianowska, która podkreśla, że okoliczności te świadczą o możliwości popełnienia przez Gmurczyka przestępstwa publicznego nawoływania do popełnienia występku i publicznego pochwalania popełnienia przestępstwa.

Jak argumentuje Fundacja, umieszczenie wpisów na portalu społecznościowym i udostępnienie ich tym samym nieograniczonej i nieokreślonej liczbie odbiorców wypełnia znamię publicznego działania sprawcy. - Literalna analiza słów A. Gmurczyka wskazuje, że umieszczając ww. wpisy na portalu społecznościowym FB chciał on, aby dochodziło do podobnych czynów, chwalił je - czytamy w zawiadomieniu.

PAP nie udało się skontaktować z Gmurczykiem.

>>>>

Oczywiscie nie ma mowy o takich numerach . Bandytyzm musi byc scigany . Takie byly najgorsze cechy ONR przed wojna i oczywiscie za to jest sad i wiezienie ... Zeby bylo jasne . Nie przekreslam mlodych z roznych takich grup, OBRZYDLIWE I PODLE sa twierdzenia zwyrodnialcow aborcyjnych itp . ze ONR itp . to najgorsze zagrozenie dla Polski . Oni sami sa najgorsi . Ale bandytyzm musi byc TEPIONY ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 20:26, 06 Gru 2012    Temat postu:

Tylko w tym roku Polacy stracili 2 mld złotych

Jak wy­ni­ka z ra­por­tu pro­ku­ra­tu­ry, w tym roku klien­ci pa­ra­ban­ków stra­ci­li 2,1 mld zł – ujaw­nia "Rzecz­po­spo­li­ta".

Afera Amber Gold, naj­gło­śniej­sza spra­wa ostat­nich lat do­ty­czą­ca pa­ra­ban­ków, to czu­bek góry lo­do­wej. Jak wy­ni­ka z ra­por­tu pro­ku­ra­to­ra ge­ne­ral­ne­go An­drze­ja Se­re­me­ta, do któ­re­go do­tar­ła "Rzecz­po­spo­li­ta", w ciągu pię­ciu lat stra­ty po­szko­do­wa­nych wy­ni­ka­ją­ce z dzia­łań pa­ra­ban­ków wzro­sły kil­ku­na­sto­krot­nie.

We­dług ofi­cjal­nych da­nych w 2007 roku ich klien­ci twier­dzą, że stra­ci­li 168 mln zł. W tym roku była to już kwota się­ga­ją­ca 2,1 mld zł. Przy­by­wa po­krzyw­dzo­nych: w ciągu pię­ciu lat było ich

133 ty­sią­ce. Znacz­nie wię­cej wpły­nę­ło rów­nież tego typu spraw. Ich licz­ba z 300 wzro­sła w tym cza­sie do ponad 900.

Choć pro­blem na­ra­sta, pro­ku­ra­to­rzy nie­chęt­nie ści­ga­ją na­cią­ga­czy: po­ło­wę śledztw z ostat­nich pię­ciu lat umo­rzy­li, a tylko w co czwar­tej for­mal­nie oskar­ży­li spraw­ców.

- To spra­wy skom­pli­ko­wa­ne i pro­ku­ra­tu­ry boją się ich jak dia­beł świę­co­nej wody. Ale z dru­giej stro­ny jest rów­nież tak, że lu­dzie nie pa­trzą na to, co pod­pi­su­ją, więc nie za­wsze oso­bom pro­wa­dzą­cym pa­ra­ban­ki można po­sta­wić za­rzu­ty – mówi prof. Piotr Kru­szyń­ski, kar­ni­sta z Uni­wer­sy­te­tu War­szaw­skie­go.

>>>>

Trzeba uzywac rozumu .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 14:55, 08 Gru 2012    Temat postu:

Celebryci mogą więcej

W razie wpadki z narkotykami czy zatargów z policją znane osoby są traktowane łagodniej niż zwykli śmiertelnicy - informuje "Rzeczpospolita".

- Gwiazdom zawsze wolno było więcej. Przyzwyczailiśmy się do tego, że parkują samochody w niedozwolonych miejscach, jeśli zostają skrzywdzone, to ich prześladowcy są karani surowo, a kiedy same popełniają przestępstwo, jesteśmy skłonni przymknąć na to oko - mówi prof. Wiesław Godzic, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.

Za posiadanie środków odurzających grozi do trzech lat więzienia, a gdy sprawa jest mniejszej wagi grzywna, ograniczenie wolności lub do roku więzienia. Ale praktyka pokazuje, że celebryci, którym przydarzy się incydent z narkotykami, traktowani są łagodnie.

- Od zawsze lepiej traktujemy tych, którzy są ładni, bogaci i zajmują wysoką pozycję w hierarchii społecznej. Sędzia też jest człowiekiem i nie zawsze jest w stanie oddzielić pracy od osobistych przekonań i upodobań - tłumaczy prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny.

...

Tak . Pamietajmy o tym ze osoby niesympatyczne z wygladu maja gorzej . Sady niby maja byc sprawiedliwe . Ale jest jak widac .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:59, 09 Gru 2012    Temat postu:

Kupujmy choinki z legalnego wyrębu

Leśnicy przestrzegają przed kup­nem drzewek, które nie pochodzą z plantacji lub z leśnictwa.

Shutterstock

Rzecznika Lasów Państwowych Anna Malinowska powiedziała, że bardzo łatwo można sprawdzić le­galność choinki. Wystarczy popro­sić sprzedawcę o fakturę lub o asy­gnatę. Jeśli nie posiada takich doku­mentów, należy to zgłosić odpo­wiednim służbom.

Anna Malinowska zwraca uwagę, że w ostatnich latach znacznie spa­dła liczba kradzieży drzewek z lasów. Ciągle jednak zdarzają się wyjątki. W zeszłym roku udało się zatrzymać mężczyznę, który ukradł pięćset drzewek. Sprawa tra­fiła do sądu.

W przyszłym tygodniu leśnicy za­czną akcję "Choinka". Będą patrolo­wać lasy i łapać osoby, które niele­galnie ścinają drzewka.

...

Tak . Pozbywajmy sie zlodziejskich nawykow . A lesnicy niech udostepnia po przystepnych cenach choinki z normalnego wyrebu . Poza tym pamietajmy ze sa przeceny i zawsze za pol darmo mozna miec sztuczna a nawet kilka . I tak wystroj przeciez decyduje .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:47, 10 Gru 2012    Temat postu:

Niewolnictwo XXI wieku. Szokująca prawda

"Każdego roku 15 tys. osób w Polsce uważa się za za­ginione. Policjanci z zespołów po­szukiwawczych coraz częściej suge­rują rodzinom, że ich bliscy mogli paść ofiarą handlarzy ludźmi" - czy­tamy w najnowszym numerze "Uważam Rze". Prawda jest szoku­jąca: w XXI w. w centrum Europy wciąż istnieje niewolnictwo.

Tygodnik przytacza historie dziew­czyn siłą wywiezionych do Nie­miec. Bitych, poniżanych i zmusza­nych do prostytucji.

Ofiarami najczęściej padają nasto­letnie dziewczyny, które uciekły z domów, ale też naiwne kobiety szu­kające pracy. Wabione są wizją wy­sokich zarobków, ale zamiast tego ich życie zmienia się w piekło.

Przez ostatnie lata Polska była jedy­nie krajem tranzytowym, ale to sie zmieniło. Aktualnie przy zachod­niej granicy z Niemcami rozrasta się podziemie związane z handlem ludźmi. To tu zapadają decyzje o przyszłości zniewolonych kobiet.

"W północno-zachodniej Polsce za­grzewają sobie miejsce międzynaro­dowe gangi. Wyjątkowo aktywni są Bułgarzy. Ofiary zostały zwerbowa­ne w ich rodzinnych stronach, w Mołdawii i na Ukrainie. Polska miała być dla nich lepszym świa­tem, a stała się miejscem zniewole­nia. Polskie kobiety także wpadają w ich ręce" - wyjaśnia w "URz" Edyta Sielewończuk z Prokuratury Apelacyjnej w Szczecinie.

Dla organizacji przestępczych to żyła złota. Zyski z handlu ludźmi są porównywalne do zysków z han­dlu bronią czy narkotykami, a sam proceder dużo trudniejszy do wy­krycia.

"Ofiary nie chcą zeznawać, czują się napiętnowane, są sparaliżowa­ne strachem i nie chcą po raz kolej­ny przechodzić przez piekło" - mówi prokurator Sielewończuk.

Handel ludźmi był przez długie lata domeną męskiego półświatka. Ko­biety odgrywały w nim jedynie rolę pomocniczą. Teraz wyraźnie awan­sowały w przestępczej hierarchii. W połowie tego roku policja aresz­towała 61-letnią warszawiankę, która podstępnie zwerbowała do włoskich burdeli co najmniej sześć młodych Polek" - czytamy w "URz".

Więcej w najnowszym numerze "Uważam Rze".

.....

I to w Polsce !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 9:52, 12 Gru 2012    Temat postu:

Nieznani sprawcy spalili dom pomorskiego blogera Klaudiusza Wesołka. Wraz z domem spalone zostały jego psy

'Jak dowiedział się portal wPolityce.pl, nieznani sprawcy spalili dom Klaudiusza Wesołka, blogera prowadzącego niezależną telewizję internetową TVG-9, opozycjonistę antykomunistycznego. Informację potwierdziliśmy u jednego z przyjaciół Wesołka. Wraz z domem Wesołka miały zostać spalone jego psy.

Dziennikarz był wcześniej aresztowany za swoją publicystyczną działalność i filmowanie happeningu „Akcji Alternatywnej Naszość" w sopockim Urzędzie Miasta. O jego sprawie było głośno, gdy w Gdańsku manifestowano w obronie praw blogera.

....

To super . To macie wprowadzenie w Stan Wojenny w realu . Kto to robi ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:56, 20 Gru 2012    Temat postu:

Kibice przed sądem za zakłócanie porządku i obrazę premiera

Przed Sądem Rejonowym w Białymstoku rozpoczęło się postępowanie z wniosku policji o ukaranie 29 osób, kibiców Jagiellonii Białystok, obwinionych o wznoszenie okrzyków obrażających premiera Donalda Tuska i zakłócanie porządku w miejscu publicznym.

17 maja 2011 roku kibice demonstrowali przed Podlaskim Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku. Trwała tam wtedy konferencja prasowa poświęcona tematowi zamknięcia białostockiego stadionu na meczach Jagiellonii. Wnioskowała o to policja.

Kiedy poznali decyzję klubu o zamknięciu części trybun (zamknięcie części stadionu przez sam klub było kompromisem, wobec możliwej decyzji wojewody o zamknięciu całego obiektu), rozwinęli dwa duże transparenty: "Możecie zamykać nam stadiony, lecz nigdy nie zamkniecie nam ust" oraz "Zamknijcie jeszcze dyskoteki, galerie i szkoły, niech nie będzie niczego". Krzyczeli różne hasła, m.in. pod adresem premiera Tuska ("Donald, matole, twój rząd obalą kibole").

Policja zatrzymała wtedy 43 osoby, postawiono im zarzuty z kodeksu wykroczeń. Karano je mandatami, które część osób przyjęła, ale część odwołała się od tych decyzji.

W czwartek rozpoczęło się sądowe postępowanie wobec 29 obwinionych. Policja zarzuciła im demonstracyjne okazywanie lekceważenia konstytucyjnym organom RP poprzez wykrzykiwanie obraźliwego hasła dotyczącego prezesa Rady Ministrów oraz zakłócanie spokoju i porządku publicznego "krzykiem i hałasem".

Jedna osoba ma też zarzut posiadania noża w czasie udziału w zgromadzeniu, inna - zwołania takiego zgromadzenia bez wymaganego zawiadomienia i przewodniczenia temu zgromadzeniu.

W czwartek sąd wysłuchał 19 obwinionych (10 osób nie stawiło się, postępowanie rozpoczęło się bez ich udziału). W kolejnym terminie zeznawać będą świadkowie.

Na wniosek stowarzyszenia kibiców Jagiellonii "Dzieci Białegostoku" w sprawie wypowiedziała się kilka miesięcy temu Helsińska Fundacja Praw Człowieka. W jej ocenie, w przedmiotowej sprawie należy rozważyć, czy "nie doszło do utworzenia się tzw. zgromadzenia spontanicznego".

"W konsekwencji oznaczałoby to, że grupa kibiców głośno i publicznie wyrażająca negatywną opinię o decyzji dotyczącej zamknięcia części stadionu korzystała z prawa gwarantowanego przez art. 57 Konstytucji" - napisano w udostępnionym stanowisku Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Fundacja ma też wątpliwości, co do stosowania w tej sytuacji zapisów kodeksu wykroczeń, mówiących o karaniu za zakłócenie spokoju czy porządku publicznego krzykiem czy hałasem, wobec osób zajmujących stanowisko w istotnej dla siebie sprawie.

W ocenie fundacji, takie zachowanie należy uznać nie za bezpodstawne naruszenie porządku publicznego, ale za "przejaw partycypacji obywateli w życiu publicznym".

"Przyjęty przez zgromadzonych sposób wyrażenia opinii - skandowanie haseł oraz prezentowanie przygotowanych plakatów - bezpośrednio po wydarzeniu i w reakcji na podjęte decyzje, powinien być w demokratycznym państwie prawa tolerowany" - uznała fundacja.

....

Fundacja ta jest organizacja hitlerowsko-stalinowska promujaca dewiacje .
Widzimy juz zbrodnie obrazy majestatu . Ich krolewskie moscie sie porobily TFU !!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 16:26, 03 Sty 2013    Temat postu:

Jak Ludwik Sobolewski reżyserował film

Współpracownik Ludwika Sobolewskiego szukał inwestorów dla filmu "Klątwa Faraona" na jego prośbę - wykazał audyt, do którego fragmentów dotarł "Puls Biznesu".

Gazeta przypomina, że zawieszony prezes Giełdy Papierów Wartościowych podkreśla, iż nie ma sobie nic do zarzucenia, a decyzję rady giełdy uważa wręcz za haniebną. W październiku zapewniał, że poszukiwanie pieniędzy na produkcję filmową to prywatna aktywność jego współpracownika Emila Stępnia. Z fragmentów audytu wynika jednak, że mijał się z prawdą - podkreśla "Puls Biznesu".

Zawieszenie Sobolewskiego nastąpiło po informacjach, że zaangażował się w zdobywanie środków od notowanych na giełdzie spółek na produkcję filmu, w którym rolę ma zagrać jego życiowa partnerka. On sam przekonywał, że giełda nie uczestniczyła w finansowym wsparciu opisywanego w mediach projektu filmowego i że nie naruszył zasad etyki zawodowej.

17 stycznia odbędzie się walne zgromadzeniu akcjonariuszy GPW. Minister skarbu Mikołaj Budzanowski pytany, czy przedstawiciel Skarbu Państwa będzie chciał wtedy odwołania Sobolewskiego, stwierdził, że ostateczna decyzja zostanie upubliczniona w dniu walnego zgromadzenia.

>>>

Czyli zalatwil film ,,partnerce'' rozumiem ze nie zonie ... Niestety taka moralnosc teraz z zachodu . W sumie aferka . Nie ma porownania przy takich megaaferzystach jak o. Rydzyk czy prezes ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:30, 08 Sty 2013    Temat postu:

Bohater Sierpnia'80 skarży się na działanie policji

Ludwik Prądzyński, jeden z trzech robotników, którzy rozpoczęli w sierpniu 1980 r. historyczny strajk w Stoczni Gdańskiej, złożył skargę do pomorskiego komendanta policji, dotyczącą działań funkcjonariuszy. Chodzi o napaść na Prądzyńskiego.

Sprawa dotyczy napaści na 57-letniego Prądzyńskiego przez Janusza M., do której doszło wieczorem 29 grudnia ub. roku we wsi Tuchomie k. Bytowa (Pomorskie). To rodzinna miejscowość Prądzyńskiego.

Według pracującego do dziś w Stoczni Gdańskiej Ludwika Prądzyńskiego do pobicia doszło na terenie jego posesji. Poszkodowany zadzwonił o pomoc na policję i pogotowie ratunkowe. "Byłem zakrwawiony, poszarpany, złożyłem policji informację o przebiegu zdarzenia. Powiedziałem, że M. powiedział, że spali mi budynki i samochód. Na to policjanci oświadczyli, że musi spalić dom i samochód, ażeby mogli podjąć interwencję" - napisał w liście skierowanym do komendanta wojewódzkiego policji w Gdańsku Prądzyński.

Stoczniowiec dodał, że świadkami gróźb i braku reakcji ze strony funkcjonariuszy był sąsiad i jego dwóch znajomych. "Policja odjechała, a mnie pozostawiono pobitego, bez ochrony, nie mogłem pojechać z karetką pogotowia z uwagi na obawę, że sprawca spełni groźby spalenia moich obiektów. Nie zatrzymano sprawcy napadu, czuję się nadal zagrożony i zaskoczony brakiem reakcji policji na bezprawną napaść na moją osobę" - czytamy w skardze Prądzyńskiego do pomorskiego szefa policji.

Prądzyński ma złamany nos, przebywa na zwolnieniu lekarskim do 16 stycznia.

Janusz M. wraz z kilkuosobową rodziną mieszka od 2008 r. w domu Prądzyńskiego bezpłatnie - za tzw. opiekę. W 2010 r. Prądzyński postanowił wymówić mężczyźnie wynajem, a następnie, gdy ten się nie zgodził, zaczął bezskutecznie naliczać czynsz. Według Prądzyńskiego Janusz M. odmówił opuszczenia domu i zaczął mu grozić, że spali mu posiadłość i auto. Pracownik Stoczni Gdańsk wielokrotnie informował o tych pogróżkach miejscową policję, ale ta - według jego relacji - nie podjęła żadnych kroków.

- Skarga trafiła do wydziału kontroli komendy i będzie rozpatrywana. Policjanci wyjaśnią okoliczności tej sprawy w czasie nie dłuższym niż miesiąc - powiedziała rzeczniczka komendanta wojewódzkiego policji w Gdańsku, komisarz Joanna Kowalik-Kosińska.

P.o. rzecznika prasowego Komendy Powiatowej Policji w Bytowie asp. Jarosław Juchniewicz poinformował z kolei, że policjanci przekazali do miejscowego sądu ustną skargę Prądzyńskiego dotyczącą naruszenia jego nietykalności cielesnej. Dodał, że funkcjonariusze przyjęli także zawiadomienie Prądzyńskiego o kierowaniu pod jego adresem gróźb karalnych.

Pod koniec lat 70. ub. wieku Ludwik Prądzyński był działaczem Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża. 14 sierpnia 1980 z inspiracji Bogdana Borusewicza Prądzyński wraz z dwoma innymi robotnikami - Jerzym Borowczakiem i Bogdanem Felskim - wywołał strajk w Stoczni Gdańskiej. Po kilku godzinach na jego czele stanął Lech Wałęsa. Historyczny protest zakończony 31 sierpnia podpisaniem Porozumień Sierpniowych dał początek powstaniu NSZZ "Solidarność". W stanie wojennym Prądzyński był internowany.

Prądzyński jest honorowym obywatelem miasta Gdańska. W 2006 r. został odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.

...

Szok ! Co tam sie wyprawia !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:18, 08 Sty 2013    Temat postu:

9-latek potrącony na przejściu przy szkole. Nikt nie wezwał karetki

W grudniu przed szkołą w Cekcynie w woj. kujawsko-pomorskim 9-letniego chłopca potrącił samochód. Gdy kierowca zaniósł poturbowane dziecko do szkoły, jej dyrektor nie zadzwonił nawet po pogotowie. Chłopiec trafił pod opiekę lekarza dopiero później, kiedy zainterweniowali jego rodzice. Sprawę bada kuratorium.

....

Po prostu horror ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136618
Przeczytał: 63 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 20:10, 08 Sty 2013    Temat postu:

Świebodzin: kto zarabia na uczniach?

Edward Garlikowski jadąc z Zielo­nej Góry do Świebodzina, raz zapła­cił za bilet 9 zł, a innym razem 15.50 zł. -To zdzierstwo - tłumaczy. Pierwszy pojazd należał do PKS Zie­lona Góra, a drugi PKS w Gorzowie Wlkp.

Czy to etyczne, by różnica w cenie była tak duża. Rozumiem złotówka czy nawet dwa zł. Ale ponad 6 zł to już przesada. I najlepszy dowód, że gorzowski PKS zwyczajnie zdziera z pasażerów - tłumaczy pan Edward.

I dodaje: - Kiedy wsiadłem do auto­busu, miałem przygotowane 9 zł. Jakie było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem 15,5 zł. Podobnie zdzi­wieni byli inni pasażerowie. Go­rzowski PKS powinien się wstydzić. Autobusami jeżdżą głównie ucznio­wie, studenci i emeryci. Czy na nich powinno się tak zarabiać? - pyta Edward Garlikowski.

W poniedziałek odwiedziliśmy świe­bodziński dworzec. Ruch tam jak w ulu. Ciężko jednak spotkać zadowo­lonego pasażera. - Z roku na roku jest coraz mniej połączeń - mówi Andrzej Pastuszek z Chociul. -

Czasem trudno znaleźć odpowiedni autobus. Bilety też są coraz droż­sze. Już nie mówiąc o tym, że szwankuje informacja.

Więcej o całej sprawie przeczytasz we wtorkowym, papierowym wyda­niu "Gazety Lubuskiej" (8 stycznia) dla powiatu świebodzińskiego.

Czesław Wachnik, Rafał Krzymiń­ski / gazetalubuska.​pl

...

Jaka zyczliwosc dla czlowieka .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12 ... 70, 71, 72  Następny
Strona 11 z 72

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy