Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:38, 22 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Dramat dziecka. 2,5 letnia dziewczynka walczy o życie
2,5 letnia dziewczynka z Łęczycy (woj. zachodniopomorskie) pozostawiona bez opieki wpadła do studzienki kanalizacyjnej. Szczęściem w nieszczęściu jest to, że szambo wcześniej wywieziono. Mimo to maluch jest w ciężkim stanie, ma uszkodzenie płuc i nadal nie ma pewności, czy przeżyje. Jak doszło do tego nieszczęśliwego wypadku?
>>>
No koszmar !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:52, 23 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Syn niemal zagłodził matkę
Policja w Głuchołazach prowadzi czynności sprawdzające w bulwersującej sprawie obłożnie chorej 80-letniej kobiety z Jarnołtówka. Przypomnijmy: choć mieszkała z synem i jego konkubiną, została znaleziona w stanie skrajnego wyczerpania, była zagłodzona i odwodniona. Z relacji sąsiadów wynika, że rodzina ma problem z alkoholem i nie opiekowała się chorą kobietą.
- Czekamy na akta tej sprawy - mówi Klaudiusz Juchniewicz, zastępca prokuratora rejonowego w Prudniku, który nadzoruje postępowanie. - My nie prowadzimy tej sprawy, nie mamy jej wszczętej ani zarejestrowanej. Natomiast policja w Głuchołazach prowadzi postępowanie sprawdzające. Prawdopodobnie wszcznie dochodzenie i będzie w tym kierunku postępowanie karne. Na razie jednak prokuratura nie dostała jeszcze materiałów - wyjaśnia prokurator. - To nie będzie sprawa łatwa do prowadzenia - przewiduje prokurator Juchniewicz. - Wszystkie sprawy o znęcanie są trudne, bo de facto sprawa dotyczy znęcania. Wiadomo, że w kręgu osób najbliższych one są trudne. Ciężko ocenić, czy jest to jakaś wyjątkowa w stosunku do innych sprawa - dodaje prokurator. 80-latka przebywa w szpitalu w Głuchołazach. Trwają starania, aby docelowo umieścić ją w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym.
>>>>>
No tak konkubenci konkubentki ciagle to samo ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:15, 25 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Dramat porzuconych dzieci. "To przerażające"
Mama Bartka podczas ciąży próbowała odebrać sobie życie. Chłopiec cudem przeżył, ale został porzucony zaraz po porodzie. Rodzice wyrzekli się też małej Ani. Julka została podrzucona przez swoich rodziców zupełnie obcym ludziom. - Dla mnie to jest przerażające, żeby matka nie chciała spojrzeć na własne dziecko - mówi pani Bronisława Głogowska, która razem ze swoim mężem pomaga takim dzieciom dając im namiastkę prawdziwego domu i pomagając przetrwać wyjątkowo trudne chwile. To niezwykłe małżeństwo z Lublina prowadzi pogotowie rodzinne i jak samo przyznaje "uczy dzieci na nowo się przytulać". Na przekór przeciwnościom i złemu prawu rodzina pod swoimi skrzydłami miała już trzydzieścioro dzieci.
>>>>
Co ci ludzie wyrabiaja ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:43, 26 Kwi 2012 Temat postu: |
|
|
Tragedia na Śląsku. Zabił łopatą syna konkubiny
Mieli świętować, ale rodzinna atmosfera przerodziła się w tragiczną kłótnię, podczas której 47-letni mężczyzna rzucił się z łopatą na syna swojej konkubiny. Według informacji policji 33-latek został kilkakrotnie uderzony w głowę szpadlem i zmarł w wyniku ran czaszki i twarzoczaszki. Całą historią wstrząśnięci są mieszkańcy jednego z gliwickich osiedli, na którym mieszkały te osoby. Przyznają jednak zgodnie, że w tym domu można się było spodziewać tragedii. - Oni żyli jak pies z kotem - mówią podkreślając, że alkoholowe libacje były tam na porządku dziennym.
>>>>
Dalsze sukcesy konkubenckie ,,stylu zycia''...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:41, 02 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
9-latek zgwałcony w szpitalu psychiatrycznym
Prokuratura z Radomia sprawdza z czyjej winy w szpitalu psychiatrycznym przy ul. Krychnowickiej doszło do gwałtu na 9-letnim chłopcu. Podejrzanym w sprawie jest 16-latek leczony na innym oddziale szpitala - podaje RMF FM.
Matka zgwałconego chłopca zgłosiła, że napastnik nie miał prawa przebywać w tej części szpitala, w której przebywał jej syn. Prokuratura sprawdzi, czy któryś z pracowników placówki nie dopełnił obowiązków.
Według zeznań matki 9-latka, jej syn został dwukrotnie wykorzystany seksualnie przez 16-latka, pacjenta innego oddziału, który nie powinien przebywać w części szpitala, w której leczone są młodsze dzieci.
Postępowanie w sprawie gwałtu prowadzi Sąd Rodzinny w Radomiu. Prokuratura dostarczyła już dokumenty związane ze sprawą.
!!!!
Koszmar ! Co tam sie wyprawia ! Dlaczego dzieci przerbywaja z wyrosnietymi ? Gdzie jest rozum tych co organizuja te osrodki !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:14, 02 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Kibole chcieli wykoleić pociąg z kibicami przeciwnej drużyny
Trzech kiboli Legii podłożyło betonowe bloki na torach, którymi miał jechać pociąg z kibicami Jagiellonii. Gdyby w porę nie zatrzymano składu, doszłoby do katastrofy, informuje "Rzeczpospolita" na stronach "Życie Warszawy".
Policjanci zatrzymali trzech mężczyzn w wieku 18, 22 i 25 lat. We wtorek byli przesłuchiwani przez prokuraturę w Wołominie. Usłyszeli zarzuty usiłowania doprowadzenia do katastrofy w ruchu lądowym.
Prokuratura skierowała do miejscowego sądu dwa wnioski o areszt dla kiboli Legii. Wobec najmłodszego z podejrzanych zastosowano dozór policyjny.
Policjanci z Wołomina i Komendy Stołecznej poszukują teraz innych osób zamieszanych w tę sprawę. Jak wynika z informacji gazety, możliwe są kolejne zatrzymania wśród pseudokibiców Legii. Podejrzanym grozi do ośmiu lat więzienia.
>>>>
Matko ale debile ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:37, 04 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Krwawe bójki i gwałt w szpitalu w Radomiu
Fakt
To ma być lecznica, gdzie chorzy odnajdą spokój i ukojenie?! Gwałt na 9-letnim chłopcu to nie jedyna przerażająca sprawa, która wydarzyła się w ostatnich latach w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Radomiu. Wśród pacjentów dochodziło do krwawych bójek, jedna z ofiar takiej jatki zmarła! Dzieci były zmuszane do sprzątania placówki i załatwiania się do koszy na śmieci. A personel przysłuchiwał się rozmowom pacjentów z krewnymi i utrudniał kontrolę odpowiednim organom – wynika z ustaleń zeszłorocznej inspekcji Rzecznika Praw Pacjenta.
Toalety dostępne tylko w określonych godzinach, zbiorowe kąpiele, przymus sprzątania pomieszczeń, ograniczenie kontaktu pacjentów z bliskimi – to tylko niektóre z wielu nieprawidłowości, jakie wykazała ubiegłoroczna kontrola w szpitalu psychiatrycznym im. Barbary Borzym w Radomiu.
W placówce od dawna dochodzi do skandalicznych incydentów, w tym nawet śmiertelnych wypadków. W minionych miesiącach jedna z pacjentek zmarła po upadku ze schodów. Inna podopieczna (†72 l.) straciła życie w sierpniu zeszłego roku – po tym, jak została brutalnie pobita przez inną pacjentkę.
Prokuratura wszczęła śledztwo, a sprawujący pieczę nad placówką samorząd województwa zlecił tam kontrolę. Warunki panujące w szpitalu zbadał również urząd Rzecznika Praw Pacjenta. Stwierdzono wiele nieprawidłowości. Chodziło m.in. ograniczenie dostępu do toalet i udostępnianie ich tylko w wyznaczonych godzinach, co powodowało że pacjenci, nie mogąc już wytrzymać tej tortury, załatwiali swoje potrzeby fizjologiczne do koszy na śmieci. Chorzy byli też zmuszani do samodzielnego sprzątania szpitalnych pomieszczeń. Podobnie jak do zbiorowych kąpieli, podczas których każdy z pacjentów musiał się rozbierać w obecności innych. Inspekcja wykazała też, że pracownicy szpitala ograniczali chorym możliwość kontaktu z bliskimi, a nawet wprowadzili specjalny system kar, gdzie za niewykonanie powierzonych zadań można było stracić możliwość przepustki czy widzenia.
Władze szpitala zarzuty o naruszenia odpierały min. brakiem pieniędzy, co do sprzątania dyrekcja placówki zastrzegła że było ono dobrowolne i miało służyć celom wychowawczym. Z kolei ograniczony dostęp do łazienek, wynikał ze względów bezpieczeństwa. Chodziło o to, żeby pacjenci nie niszczyli sprzętu i by uniemożliwić im dokonywania samookaleczeń ciała, agresji fizycznej i seksualnej – czytamy w odpowiedzi szpitala na wyniki kontroli.
Jak widać „środki bezpieczeństwa” nie były na tyle wystarczające, by zapobiec kolejnej tragedii. Urząd marszałkowski znów zapowiada kontrolę. Pytanie tylko czy tym razem przyniesie ona lepszy skutek niż sporządzenie raportu?
Podczas kontroli wyszły na jaw szokujące uchybienia. Kąpiel tylko trzy dni w tygodniu – możliwa była tylko w poniedziałki, środy i piątki. Łazienka była zamknięta w ciągu dnia, otwierana tylko na noc. Nie było szatni, dzieci rozbierały się w obecności całej grupy.Toalety były zamykane – otwierano je tylko w godzinach wyznaczonych przez salowego. Jeśli pacjenci się spóźniali, drzwi były już zamknięte. Pacjenci byli zmuszani do załatwiania się do koszy na śmieci.Pacjenci sprzątali szpital – było niemal tak, jak w koszarach: pacjenci musieli sprzątać na stołówce, w salach terapeutycznych, szatni, na korytarzach, w toaletach i łazienkach. Na oddziałach były wyznaczone grafiki dyżurnych odpowiedzialnych za sprzątanie. Kto nie wypełniał obowiązków, był karany utratą spaceru lub przepustki.
Ograniczano kontakt z bliskimi – krewni odwiedzali pacjentów poza oddziałem, w obecności pracowników. Czasem zakazywano odwiedzin i telefonowania. Wyznaczano krótkie półgodzinne okresy (np. od 11.00 do 11.30 i od 19.30 do 20.00), kiedy można było telefonować. Rozmowy odbywały się w obecności personelu.Nie było zajęć terapeutycznych – choć na oddziale byli pacjenci z upośledzeniem umysłowym, dla tej grupy nie organizowano nauki ani zajęć wychowawczych.
Marta Milewska, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego dodaje: "Sprawą zajmuje się prokuratura, dlatego nie możemy na razie udzielać żadnych informacji. Na pewno przyjrzymy się jednak organizacji pracy w placówce".
>>>>
Wspaniale placowkki ,,opieki leczniczej''...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 9:22, 06 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Blok pełen nienawiści. Obwiniają chorego sąsiada
Tak ostry konflikt między sąsiadami zdarza się rzadko. Wzajemna nienawiść sięga przez dziesięć pięter jednego z bloków w Szczecinie. Były już pobicia i niszczenie mienia - winny, według mieszkańców, jest niepełnosprawny 26-latek. Sąsiedzi skarżą się, że są przez niego wyzywani i opluwani. Rodzina chorego tłumaczy, że to reakcja na szykany
>>>>
Koszmar ! Ludzie sami sobie pieklo na ziemi robia i po co ?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:55, 07 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Radom: kolejny gwałt w szpitalu psychiatrycznym?
W ubiegłym tygodniu informowaliśmy o gwałcie na 9-letnim chłopcu, do jakiego doszło w szpitalu psychiatrycznym przy ul. Krychnowickiej w Radomiu. Dzisiejszy "Fakt" donosi, że nie była to jedyna ofiara.
"Fakt" dotarł do informacji, że tej samej nocy, kiedy doszło do gwałtu na 9-latku, inne dziecko dzwoniło na bezpłatną infolinię do Biura Rzecznika Praw Pacjenta. Z zeznań pokrzywdzonego pacjenta wynikało, że podczas pobytu w placówce starszy kolega z oddziału naruszył jego nietykalność cielesną.
W pierwszym przypadku 9-latek został zgwałcony dwukrotnie przez starszego, 16-letniego, pacjenta radomskiego szpitala, leczonego na innym oddziale. O incydencie chłopiec poinformował matkę, kobieta zgłosiła sprawę do prokuratury.
Czytaj także: "9-latek zgwałcony w szpitalu psychiatrycznym"
Sprawa gwałtów w radomskim szpitalu trafiła do prokuratury, pokrzywdzonymi dziećmi ma zająć się sąd rodzinny.
Dyrektor szpitala będzie się tłumaczył po gwałtach na 9-latku
Na wyjaśnienie doniesień o gwałtach na 9-letnim chłopcu w szpitalu psychiatrycznym czeka marszałek województwa.
Jak powiedziała Radiu Dla Ciebie rzecznik z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego Marta Milewska, sprawa jest w toku.
- Natychmiast po tym, jak otrzymaliśmy informacje o zaistniałej sytuacji, wystąpiliśmy do dyrekcji szpitala o natychmiastowe wyjaśnienia. Sytuacja jest bardzo niepokojąca, natomiast na tym etapie kluczową kwestią są wyjaśnienia prokuratury. Dopiero gdy sytuacja zostanie w pełni wyjaśniona przez prokuraturę będzie można powiedzieć, czy doszło do zaniedbań, a jeśli tak, to kto ponosi za nie odpowiedzialność - poinformowała Marta Milewska.
Ewentualne konsekwencje wobec dyrekcji szpitala będą wyciągane po wyjaśnieniu sprawy.
>>>>
No super ! Coraz lepiej . Wspaniale . Ile jeszcze takich ?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:01, 09 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Dwaj strażnicy miejscy z Katowic odpowiedzą za rozbój i pobicie.
Dwaj strażnicy miejscy z Katowic odpowiedzą przed sądem za rozbój i pobicie pijanego mężczyzny w listopadzie ubiegłego roku. Do sądu trafił akt oskarżenia - powiedział Paweł Marcinkiewicz, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Katowice-Północ.
Strażnicy, którzy po zatrzymaniu zostali zawieszeni w obowiązkach, konsekwentnie zaprzeczają zarzutom. Może im grozić do 12 lat więzienia.
Zdaniem prokuratury obaj funkcjonariusze, pełniąc 15 listopada ubiegłego roku służbę, pojechali do interwencji po zgłoszeniu o pijanym mężczyźnie, znajdującym się przy ul. Skargi w ścisłym centrum miasta.
Według ustaleń śledztwa, funkcjonariusze mieli pijanego zawieźć radiowozem w odludne miejsce na końcu ul. Opolskiej, tam pobić, przeszukać i ukraść mu 2 tys. zł, a w końcu - pobitego, m.in. ze złamaną ręką - zawieźć do izby wytrzeźwień. Poszkodowany złożył zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa.
- Strażnicy zostali oskarżeni o rozbój i pobicie, a jeden z nich dodatkowo o spowodowanie u pokrzywdzonego uszkodzenia ciała. Według ustaleń postępowania to w wyniku jego działania pokrzywdzony doznał złamania ręki - powiedział prok. Marcinkiewicz.
Strażnicy od początku zaprzeczali, by mieli pobić, użyć przemocy i zabrać pokrzywdzonemu pieniądze. Choć prokuratura nie dysponuje zeznaniami bezpośrednich świadków, zeznania innych osób potwierdzają jednak częściowo wersję pokrzywdzonego.
Po zatrzymaniu i przedstawieniu zarzutów podejrzani zostali aresztowani, później zwolnił ich Sąd Okręgowy w Katowicach.
Komendant katowickiej straży miejskiej zaraz po aresztowaniu zawiesił obu funkcjonariuszy w obowiązkach do czasu wyroku sądu, nie rozwiązując z nimi stosunku pracy.
Akt oskarżenia został przesłany do Sądu Rejonowego Katowice-Zachód.
>>>>
No no ! Jesli to prawda a nie zemsta to kara musi byc surowa . Sprzeniewierzyli sie POWOLANIU ! Wykorzystali wladze sluzbowa do przesteptwa . Tu nie moze byc kara jak za zwykly napad . Ale moze to byc tez zemsta jakiegos podejrzanego typa . Stad trzeba wysokich kwalifikacji sadowych !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:36, 10 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Wielkie problemy dwójki Polaków w Chinach
Para studentów z Polski od ponad siedmiu miesięcy przebywa w chińskim areszcie - dowiedziało się Polskie Radio. W listopadzie ub.r. innemu studentowi ukradli równowartość około 1000 euro. Pieniądze zwrócili, ale zgodnie z chińskim prawem grożą im teraz 3 lata więzienia - w Chinach.
Dwoje studentów - kobieta i mężczyzna - ukradli innemu obcokrajowcowi kartę kredytową, z której wypłacili równowartość 1000 euro. Po aresztowaniu przez policję przyznali się do winy. Od ponad 7 miesięcy osadzeni są w jednym z pekińskich aresztów.
Adwokat Junbo Hao z reprezentującej studentów - częściowo nieodpłatnie - kancelarii Lehman twierdzi, że tak długi okres aresztu nie jest typowy, lecz zgodny z chińskim prawem. - Policja poważnie potraktowała procedury i starannie prowadzi śledztwo - zaznaczył.
Rozprawa sądowa w sprawie polskich studentów odbyła się w połowie kwietnia. - Grozi im do 3 lat więzienia, ale myślę, że wyrok będzie mniejszy niż dwa lata - mówi w wywiadzie dla Polskiego Radia Junbo Hao. Studentom zapewniono także pomoc konsularną.
Mieszkający w Pekinie Polacy przekazują im do aresztu książki i produkty spożywcze. Sprawy na razie nie komentuje ambasada RP w Pekinie. Polska studentka w areszcie kontynuuje naukę chińskiego.
>>>>
ak umoczyc w TAKIM kraju . Gdzie wy macie rozum !!! Do takiego kraju to sie nie jezdzi .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:50, 10 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Kamil Nadolski
Kredyt czy złodziejstwo?
Potrzebujesz gotówki? Chcesz wziąć kredyt, ale bank nie chce Ci go dać? Uważaj! Instytucje parabankowe chętnie Ci go udzielą, ale możesz za to słono zapłacić. Odsetki od takiej pożyczki mogą sięgać 500, a nawet 1000 proc. i to całkiem legalnie.
Pan Stanisław z Lublina na własnej skórze przekonał się, co to znaczy wziąć kredyt na bandyckich zasadach. Kiedy życie zmusiło go do zaciągnięcia pożyczki, udał się do jednej z ogólnopolskich firm oferujących szybkie i tanie kredyty (nazwy nie chce podawać, bo toczy się przeciwko niej postępowanie sądowe, a do momentu zapadnięcia wyroku, ktoś mógłby mu zarzucić pomówienie). Sama pożyczka może i tania była, trudno jednak nazwać tak jej spłatę.
– Kiedy dostałem harmonogram do spłaty, nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przy zaciągniętych 2 tys. zł pożyczki, razem ze wszystkimi dodatkowymi opłatami miałem zwrócić firmie prawie 6 tys. zł. Przyznaję, że z jedną ratą się nie wyrobiłem w terminie, ale żeby z tego powodu żądać prawie trzykrotności pożyczonej sumy to czyste złodziejstwo. Zaciągnąłem kredyt, by pomóc wnuczce na studiach, a zostałem bezczelnie wyrolowany, dlatego ostrzegam wszystkich, żeby dwa razy sprawdzili, co podpisują. Będę się domagał sprawiedliwości w sądzie, choć przestaję wierzyć w ich skuteczność. Podobno takie żerowanie na ludzkiej naiwności jest legalne – oburza się pan Stanisław. Niestety w większości przypadków rzeczywiście jest.
Lichwiarskie odsetki
Instytucje pozabankowe działające na naszym rynku, które oferują szybkie kredyty przy minimum formalności, w dużej mierze zarabiają na bardzo wysokich odsetkach. Choć ich maksymalna wysokość jest ograniczona przepisami prawa (zapis znajduje się w kodeksie cywilnym i mówi maksymalnie o czterokrotności stopy lombardowej NBP - od 10 maja 2012 r. będzie to 25 proc.), nikogo to nie odstrasza. Zresztą bardzo łatwo je ominąć. W jaki sposób?
– Nieuczciwe firmy omijają przepisy wrzucając wysokie koszty odsetek w różnego rodzaju inne opłaty jak choćby ubezpieczenia. Nie za bardzo wiadomo, w jaki sposób można by to kontrolować i tu właśnie jest problem. Oczywiście bankowcy też stosują dodatkowe ubezpieczenia, które podnoszą koszt rzeczywistego kredytu, a wtedy z 25 proc. nominalnego oprocentowania robi się 50 proc. rzeczywistego. Ale nie tak, jak to dzieje się czasem w parabankach, gdzie do spłacenia bywa i 500 albo i 1000 proc. odsetek. Rynek instytucji parabankowych jest bardzo płynny. Począwszy od dużych firm, które wszyscy znają, jak choćby Provident, a skończywszy na osobach fizycznych, które udzielają pożyczek na bardzo wysoki procent, powiedziałbym w sposób lichwiarski – ostrzega Paweł Majtkowski, główny analityk Expandera.
Według ustawy o kredycie konsumenckim z dnia 12 maja 2011 r. (weszła w życie w grudniu 2011 r.), suma wszystkich dodatkowych kosztów może być nieograniczona. Przy tej okazji pada pytanie, czym niektóre kredyty różnią się od napiętnowanej od wieków lichwy? Niczym.
– Sama definicja lichwy mówiąca o pobieraniu „nadmiernych” odsetek od kredytu pozostawia szerokie pole do interpretacji, jaka wartość jest już „nadmierna”. Jakakolwiek konkretna wartość graniczna całości kosztów kredytu zawsze będzie wartością arbitralną, która będzie budzić dyskusje – mówi Jacek Kierepka, konsultant w firmie badawczej TNS Polska i członek Polskiego Towarzystwa Badaczy Rynku i Opinii.
Parabanki rosną w siłę
Oczywiście nie oznacza to, że wszystkie parabankowe kredyty są tak drastycznie drogie, ale zazwyczaj wszystkie przyznawane są na gorszych warunkach niż te oferowane w tradycyjnych bankach. Jednak z kredytu w banku wielu klientów musi zrezygnować, bo choć są niżej oprocentowane, to trudniej je dostać. Komisja Nadzoru Finansowego zaostrzyła warunki przyznawania kredytów konsumenckich, a to oznacza, że spora część społeczeństwa skazana została na kredyty pozabankowe. Nawet co piąty wniosek o przyznanie kredytu jest odrzucany.
– W drugiej połowie roku dokonamy ilościowej analizy wpływu wprowadzonych przez KNF rekomendacji zarówno na rynek bankowy, jak i pozabankowy. Wtedy będą dane za I półrocze – mówi Łukasz Dajnowicz z Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego. Jednak choć urzędnicy nie chcą komentować sprawy przed opublikowaniem danych, nieoficjalnie mówi się, że zaostrzenie warunków kredytowych ma wpływ na wielkość poszczególnych sektorów kapitałowych.
Potwierdzają to zresztą inne szacunki. Biuro Informacji Kredytowej udostępniło dane na temat ilości przyznanych kredytów gotówkowych w 2011 r. Wynika z nich, że 7,5 mln kredytów ratalnych i gotówkowych, które zostały przyznane Polakom przez banki, to o 6,5 proc. mniej niż w 2010 r. – Na dynamikę akcji kredytowej w ujęciu wartościowym znaczący wpływ ma bardzo zmienna wartość dużych kredytów konsumpcyjnych, zapewne przeznaczanych na cele biznesowe – tłumaczył na konferencji prasowej Andrzej Topiński, główny ekonomista BIK.
I choć nadal 70 proc. pożyczających pieniądze po kredyt udaje się do banku, liczba osób, które zdecydowały się na pożyczkę z instytucji parabankowych wzrosła o 20 proc. w stosunku do roku poprzedniego.
– Z moich obserwacji rynku wynika, że bardzo wielu klientów instytucji parabankowych to bynajmniej nie są ludzie, którzy zostali odesłani z kwitkiem przez banki, ale ludzie, którzy w momencie dokonywania pierwszego wyboru od razu poszli do firmy parabankowej. W dużych miastach na każdej wiacie przystankowej znajdziemy co najmniej kilka ogłoszeń w stylu „kredyty bez BIK-u” itd. To jest wyraz ich popularności. Polacy nie zdają sobie sprawy z zagrożeń, jakie niosą ze sobą instytucje parabankowe – mówi Paweł Majtkowski z Expandera.
Jeśli kredyt, to przede wszystkim w banku
Warto więc pochylić się nad podstawowymi zagadnieniami i obalić kilka mitów. Pierwszy z nich dotyczy zarobków. Nie jest prawdą, że jeśli ktoś ma niskie dochody, nie może liczyć na kredyt w banku. Wiele z nich specjalizuje się nawet w udzielaniu kredytów dla takich osób. Druga sprawa to rozeznanie się na rynku. To, że jeden bank odmówi nam udzielenia kredytu nie oznacza, że wszystkie zrobią podobnie. Wiele osób traktuje banki w Polsce jako jeden organizm. Niesłusznie. Banki tak jak inne instytucje wolnorynkowej gospodarki rywalizują ze sobą i chcą przyciągnąć klientów do siebie. Pamiętajmy, że na kredytach przecież zarabiają.
Osób, które nie mają szans na absolutnie żaden kredyt jest naprawdę mało. Większy problem jest w sytuacji, gdy sami zmniejszamy wiarygodność w oczach banków, poprzez niespłacanie rat, czy opóźnienia. Jeśli zwłoka w opłatach przekroczyła 30 dni, taka informacja trafia do Biura Informacji Kredytowej. Jest to swoista wizytówka naszej wiarygodności w oczach banków. Wiadomo jednak, że różnie w życiu bywa i mamy prawo mieć gorsze miesiące.
– To, że mieliśmy jakieś problemy ze spłatą kredytu i takie informacje znalazły się w BIK-u, nie znaczy, że każdy bank nam odmówi. Najczęściej tego typu informacje przetrzymywane są w BIK-u przez 5 lat. W przypadku mniejszych kwot w części banków możemy się spróbować po prostu wytłumaczyć. Polecałbym każdemu najpierw wyciągnąć sobie raport na swój temat z Biura Informacji Kredytowej. Można to zrobić w Warszawie w biurze albo korespondencyjnie. Raz na pół roku możemy sobie taki raport pobrać za darmo. Weźmy taki raport, zobaczmy co tam jest i wtedy decydujmy – radzi Paweł Majtkowski.
Jeśli jednak z różnych przyczyn zostaniemy wypchnięci poza system bankowy i musimy wziąć kredyt w instytucji parabankowej, warto zwrócić uwagę na kilka podstawowych rzeczy, które pozwolą nam uniknąć nieprzyjemności przy spłacie zaciągniętego kredytu.
Jak nie dać się zwieść?
– Po pierwsze, jak przy korzystaniu z jakichkolwiek innych usług, jeśli ktoś nie ma szans na uzyskanie pożyczki w banku, powinien sprawdzać oferty i porównywać koszty wielu różnych firm parabankowych. One też różnią się kosztami, oferują różne warianty produktowe. Da się więc wybrać relatywnie najtańszą ofertę pożyczki, choć być może i tak drogą na tle standardowej oferty banków. Poza tym warto porównać kwotę pożyczaną z całkowitą kwotą, którą mamy do spłacenia w danym czasie. Jeśli np. po roku klient będzie zmuszony do zwrócenia dwukrotności (lub więcej) pożyczonej sumy, to być może będzie to bodziec do zadania sobie pytania, czy dana pożyczka jest naprawdę niezbędna, a poniesione koszty uzasadnione w relacji do celu, na który mają być przeznaczone pieniądze – radzi Jacek Kierepka z PTBRiO.
To nie wszystko. Warto unikać ofert, gdzie samo rozpatrzenie wniosku związane jest z wniesieniem wysokiej bezzwrotnej opłaty wstępnej, bez gwarancji udzielenia pożyczki lub ofert, gdzie teoretycznie nie ma żadnych opłat wstępnych, ale z samej kwoty pożyczki już na początku potrącane są znaczne „koszty”. W takich przypadkach można być niemal pewnym, że całkowity koszt pożyczki będzie bardzo wysoki. O ile zostanie ona w ogóle udzielona.
Co jeszcze? – Zdecydowanie należy unikać ofert wymagających zabezpieczenia o wartości niewspółmiernie wysokiej do samej kwoty pożyczki, np. takich, w których pożyczka o nawet relatywnie niedużej wartości wymaga ustanowienia zabezpieczenia w postaci nieruchomości – ostrzega Jacek Kierepka. Powód jest bardzo prozaiczny. Oddając w zastaw swoje mieszkanie czy dom możemy paść ofiarą oszustwa, w wyniku którego pod pretekstem nie wywiązywania się ze zobowiązań, firma będzie próbowała je zająć. Lepiej zastanowić się, czy warto ryzykować?
Należy pamiętać o tym, by kierować się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. Miejmy świadomość istnienia ustawy o kredycie konsumenckim, która nakłada pewne obowiązki informacyjne i dotyczy to nie tylko banków, ale i instytucji parabankowych. Jeżeli nie są to pożyczki udzielane pomiędzy osobami fizycznymi, tylko mamy przedsiębiorcę, który udziela kredytów w sposób zawodowy, to jest on nam zobowiązany zapewnić m.in. europejski formularz kredytowy (wyliczenia wszystkich kosztów związanych z naszym kredytem, czyli jasno – ile i za co?). Podstawowa zasada jest taka, abyśmy prosili o te wyliczenia jak najwcześniej w kontakcie z taką instytucją. Jeśli zobaczymy, że jest z tym jakikolwiek problem, to powinna nam się zapalić czerwona lampka i najlepiej byłoby zrezygnować z usług takiej instytucji. Jeśli ktoś od początku jest niechętny do tego, by udzielać nam kompleksowych informacji o ponoszonych kosztach, to jest to mocno podejrzane.
>>>>
Po prostu nie dajcie sie oszukiwac . Najprostsza droga to nie wmawiac sobie ze ,,musze'' wydac na to czy tamto . Nic nie musze ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:58, 10 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Wyłudzają pieniądze na orzełka
Firmy podszywające się pod "Monitor Sądowy i Gospodarczy" oszukują przedsiębiorców - alarmuje "Dziennik Gazeta Prawna".
Firmy wysyłają pisma podobne do urzędowych i żądają zapłaty za zamieszczenie informacji w jej publikatorze. O procederze wiedzą urzędnicy Ministerstwa Sprawiedliwości, którzy ostrzegają zgłaszających się do nich przedsiębiorców przed żądającymi zapłaty po ponad 400 złotych. Już wcześniej ministerstwo ostrzegało przed podobnie działającymi firmami: Internetowym Rejestrem Ogłoszeń Monitora Sądowego i Gospodarczego i Centralnym Rejestrem Ogłoszeń Monitora Sądowego i Gospodarczego. Śledztwa przeciwko nim prowadzą prokuratury w Warszawie i Krakowie.
Gazeta dodaje, że w przypadku Kancelarii Odpisów z Monitora Sądowego i Gospodarczego, z jaką miał do czynienia czytelnik dziennika, oszuści posłużyli się dla uwiarygodnienia swojego pisma orzełkiem na pieczątce, który zamiast w prawo spogląda w lewo. Stąd też oprócz oszustwa, firma wyłudzająca w ten sposób pieniądze mogła dopuścić się także znieważenia godła RP.
Więcej o sprawie - w "Dzienniku Gazecie Prawnej".
>>>>
Łajdactwo i zlodziejstwo sie rozplenilo . Przykladl szedl z gory .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:40, 11 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Horror w radomskim szpitalu psychiatrycznym. Co tam się dzieje?
To szpital, w którym w ostatnim czasie 16-latek dwukrotnie zgwałcił 9-letniego chłopca, gdzie innemu dziecku podczas pobytu w placówce starszy kolega z oddziału naruszył nietykalność cielesną i gdzie jak donosił wczorajszy "Fakt" samobójstwo popełnił 63-letni pacjent oddziału zamkniętego. Po incydentach w placówce rzecznik praw dziecka domaga się zawieszenia dyrektora placówki - informuje "Radio Dla Ciebie".
O pilnej kontroli zdecydował zarząd województwa mazowieckiego, któremu podlega szpital. Kontroli domagała się też pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania Agnieszka Kozłowska-Rajewicz.
Sprawa dotyczy gwałtu, którego 16-latek dokonał na 9-letnim chłopcu. O zdarzeniu poinformowała matka pokrzywdzonego. Kobieta nie chciała rozmawiać z mediami. Jej pełnomocnik poinformował, że dalsze postępowanie sądowe będzie zależeć od efektów rozmów z dyrekcją, które właśnie trwają.
Wiadomo, że dyrektor szpitala zaoferował matce pomoc psychologiczną, bo kobieta jest w złym stanie. Wcześniej tą sprawą zajęła się radomska prokuratura, która wszczęła śledztwo ws. niedopełnienia obowiązków przez personel szpitala.
9-latek zgwałcony w szpitalu psychiatrycznym
Jak dowiedziało się RMF 16-latek został wypisany już placówki. Wobec nastolatka sąd nie zastosował żadnych środków zapobiegawczych.
Dyrektor Szpitala Psychiatrycznego w Krychnowicach Włodzimierz Guzowski na antenie "Co za Dzień" powiedział, że chłopiec nie został zgwałcony, a całe zajście można uznać jako "inne czynności seksualne". - Po rozpoznaniu problemu ustaliliśmy, że jest podejrzenie popełnienia przestępstwa o czym poinformowaliśmy prokuraturę, która prowadzi stosowne śledztwo i jej wyjaśnienia będą wiążące dla oceny sytuacji. Ja osobiście wykluczam gwałt, uważam, że to postępowanie, które dotychczas pozwoliło wyjaśnić sprawę kwalifikuje się bardziej do molestowania seksualnego – powiedział dyrektor szpitala w wywiadzie dla "Co za Dzień”.
Radom: kolejny gwałt w szpitalu psychiatrycznym?
W tym samym szpitalu miało dojść także do kolejnego aktu przemocy seksualnej. Tej samej nocy, kiedy doszło do gwałtu na 9-latku, inne dziecko dzwoniło na bezpłatną infolinię do Biura Rzecznika Praw Pacjenta. Z zeznań pokrzywdzonego pacjenta wynikało, że podczas pobytu w placówce starszy kolega z oddziału naruszył jego nietykalność cielesną.
W radomskim szpitalu psychiatrycznym przy ul. Krychnowickiej, w którym doszło do dwóch gwałtów na małych pacjentach, giną też dorośli. W kwietniu 65-letnia pacjentka zmarła na schodach szpitala. W ubiegłym roku powiesił się tam na własnych spodniach 63-letni pacjent oddziału zamkniętego - informuje "Fakt".
Pacjentka szpitala zmarła na schodach
Stowarzyszenie Primum Non Nocere alarmuje zaś, że rzecznik praw pacjenta od dawna wiedział o nieprawidłowościach w tej placówce. Tłumaczył je zbyt małym zatrudnieniem personelu.
Rzecznik praw dziecka Marek Michalak. Domaga się ukarania odpowiedzialnych za dramatyczne zdarzenie. - Takie sytuacje są niedopuszczalne - podkreślał na antenie "Radia Dla Ciebie".
- Do czasu wyjaśnienia sprawy, osoba odpowiedzialna za taki stan rzeczy powinna być co najmniej zawieszona w pełnieniu obowiązków, stąd także mój wniosek do marszałka województwa o podjęcie pilnych działań naprawczych, włącznie z rozważeniem zmian kadrowych w placówce względem kadry zarządzającej - powiedział Marek Michalak.
Kilka miesięcy temu w radomskim szpitalu psychiatrycznym przy ul. Krychnowickiej była już prowadzona kontrola Rzecznika Praw Pacjenta, już wtedy wyszły na jaw liczne uchybienia, pacjenci mieli mieć ograniczony dostęp do toalet, w wyznaczonym przez personel czasie, zmuszeni byli załatwiać swoje potrzeby do kubłów na śmieci, pacjentom utrudniano także kontakt z bliskimi.
Dyrektor szpitala nie zamierza podać się do dymisji.
>>>>>
Niestety kraj jest w stanie upadku pod kazdym wzgledem .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:41, 11 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Piotr Halicki
Brutalne zabójstwo. Szukał pracy, znalazł śmierć
Brutalne zabójstwo pod Warszawą. Dwaj mężczyźni umówili się na spotkanie w sprawie pracy. Jednak zamiast ich zatrudnić, niedoszli pracodawcy okradli ich i tak dotkliwie pobili, że jeden z bezrobotnych zmarł. Jego kolega stracił przytomność i ocknął się dopiero rano. Wtedy wezwał policję. Mundurowi złapali już napastników.
Do tego bulwersującego zdarzenia doszło w miejscowości Bramki w gminie Błonie pod Warszawą. Zaczęło się od tego, że przy dwóch idących drogą obywatelach Ukrainy zatrzymał się samochód. – Siedzący w nim mężczyźni zapytali pieszych, czy nie szukają przypadkiem pracy. Ci potwierdzili. Mężczyźni z auta zaproponowali więc spotkanie za jakiś czas w celu omówienia wszystkich warunków. Chodziło o pracę na budowie. Ukraińcy zgodzili się i umówili się z – jak sądzili - przyszłymi pracodawcami – mówi Onetowi nadkomisarz Ewelina Gromek-Oćwieja z Komendy Powiatowej Policji dla Powiatu Warszawskiego Zachodniego w Starych Babicach.
Zobacz miejsce zdarzenia
Do spotkania doszło na przystanku przy drodze krajowej nr 2. "Pracodawcy" w trakcie omawiania z Ukraińcami warunków ich pracy nagle niespodziewanie rzucili się na nich. Brutalnie ich pobili, aż do nieprzytomności, a potem ukradli im 720 zł i paszport. Swoje ofiary zostawili przy drodze i uciekli. Jeden z pobitych Ukraińców ocknął się dopiero nad ranem. Natychmiast powiadomił policję. Jego 23-letni kolega nie oddychał. Mundurowi przybyli na miejsce podjęli reanimację. Kontynuował ją lekarz wezwanego pogotowia ratunkowego. Niestety, nie udało się go uratować. 23-latek zmarł. Drugi z pokrzywdzonych z pękniętą śledzioną oraz licznymi obrażeniami głowy trafił do szpitala.
Kryminalni ze Starych Babic rozpoczęli poszukiwania napastników. Pierwszy w ich ręce wpadł 20-letni Daniel M. Następnego dnia policjanci zatrzymali także jego kompana – również 20-letniego Piotra K. Obaj są mieszkańcami błońskiej gminy. - Dostali zarzuty rozboju oraz pobicia, którego następstwem była śmierć 23-letniego obywatela Ukrainy oraz ciężki uszczerbek na zdrowiu drugiego pokrzywdzonego - informuje Ewelina Gromek-Oćwieja.
Sąd tymczasowo aresztował podejrzanych na trzy miesiące. Co było bezpośrednią przyczyną śmierci 23-letniego obywatela Ukrainy wyjaśni sekcja zwłok.
>>>>
Tfu co za zwyrodnialcy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:44, 15 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Co piąty taksówkarz bez licencji
Wsiadając do taksówki w Warszawie trzeba bardzo uważać, by nie zostać oszukanym. Co piąty taksówkarz skontrolowany w Śródmieściu nie miał wymaganej licencji, a co drugi pojazd był źle oznakowany. Takie zatrważające dane przedstawiła stołeczna straż miejska.
Od czterech miesięcy straż miejska wraz z inspektorami transportu miejskiego prowadzi kontrole stołecznych taksówek. Ich wyniki nie napawają optymizmem, zwłaszcza w związku ze zbliżającymi się mistrzostwami Europy w piłce nożnej, podczas których zapewne wiele osób będzie korzystać z tego rodzaju transportu. Okazuje się, że nagminnie ujawniane są nieprawidłowości związane z nielegalnymi przewozami osób i podszywaniem się pod taksówkarzy. - Tylko w samym Śródmieściu na 104 skontrolowane do tej pory taksówki nałożono 77 mandatów karnych za oznakowanie niezgodne z przepisami i kolejne kary za łamanie przepisów ruchu drogowego. W 22 przypadkach stwierdzono, że taksówkarze prowadzą działalność bez wymaganej na terenie Warszawy licencji – informuje Monika Niżniak ze stołecznej straży miejskiej.
Ze statystyk wynika, że co piąty skontrolowany tylko w samym Śródmieściu taksówkarz przewoził pasażerów bez wymaganej licencji, a co druga taksówka była źle oznakowana. Zdarzały się też przypadki podszywania się pod korporacje taksówkarskie. - Pomysłowość pseudotaksówkarzy nie zna granic – mówi Onetowi Monika Niżniak. – Np. na moście Śląsko-Dąbrowskim strażnicy zatrzymali do kontroli taksówkę, a właściwie jej podróbkę. Oznakowanie było sfałszowane, łudząco podobne do oznakowania jednej z dużych korporacji, a kierowca nigdy nie posiadał licencji. Tłumaczył się, że najpierw chciał sprawdzić, czy w tym zawodzie da się zarobić – dodaje rzeczniczka.
Podobnych przypadków było więcej. Nie dość, że fałszowano oznakowanie czy świadczono usługi nie posiadając licencji, to jeszcze zdarzały się przypadki kiedy kierowca przewoził osoby, mimo że licencję mu cofnięto.
Za takie i podobne przewinienia straż miejska może wlepić mandat do 500 zł. Dużo bardziej dotkliwe są kary, które mogą nałożyć inspektorzy drogowi, bo wynoszą one nawet do kilkunastu tysięcy zł.
Według przepisów osoba świadcząca usługi taksówkarskie musi posiadać stosowną licencję, orzeczenie o badaniach lekarskich i psychologicznych, dokument dopuszczający pojazd do ruchu jako taksówka i świadectwo legalizacji taksometru. Plus oczywiście odpowiednie oznakowanie pojazdu, które stanowią m.in. żółto-czerwone pasy naklejone pod szybami na całej ich długości, numer boczny, herb Warszawy, tabliczki informująca o taryfie opłat, hologram, identyfikator ze zdjęciem na desce rozdzielczej, itd.
>>>>
No no . Te korporacje to nie jesty jakis raj . Maja tendencje do przeksztalcania sie w mafie i generuja jak widac szara strefe .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:47, 15 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Perfidny czyn funkcjonariuszy. Wywieźli je na poligon
Na kary więzienia w zawieszeniu skazał we wtorek Sąd Rejonowy Lublin-Zachód b. policjanta Michała G. i b. strażnika miejskiego Bartłomieja J. za molestowanie dwóch nastolatek w 2007 r.
W powtórnym procesie 31-letni obecnie Michał G. skazany został na dwa lata więzienia, natomiast 32-letni Bartłomiej J. - na rok i 10 miesięcy więzienia. W stosunku do obu oskarżonych sąd zawiesił wykonanie kary więzienia na pięć lat i w tym czasie oddał ich pod dozór kuratora sądowego
Sprawa toczyła się z wyłączeniem jawności ze względu na dobro małoletnich pokrzywdzonych; sąd utajnił także ustne uzasadnienie wyroku.
Sędzia Agnieszka Kołodziej powiedziała jedynie, że warunkowe zawieszenie kary wobec obu oskarżonych jest wynikiem ugody, zawartej przez nich z pokrzywdzonymi. - Była zgoda pokrzywdzonych, na warunkach wynikających z ugody, na kary więzienia z warunkowym zawieszeniem – powiedziała sędzia.
Oskarżeni stanowili załogę tzw. gimbus-patrolu skierowanego do patrolowania okolic lubelskich szkół i uczelni. Na początku kwietnia 2007 r., podczas służby, wywabili z domów dwie dziewczyny w wieku 14 i 15 lat. Radiowozem wywieźli je na teren wojskowego poligonu na przedmieściach Lublina i tam doprowadzili do poddania się czynnościom seksualnym.
Obaj oskarżeni uznani zostali także za winnych zaniechania wykonywania czynności służbowych. Sąd uniewinnił natomiast Michała G. od zarzutów dotyczących grożenia nastolatkom śmiercią.
Michał G. i Bartłomiej J. nie byli obecni na ogłoszeniu wyroku. Zostali wydaleni ze służby, gdy sprawa wyszła na jaw. Odpowiadali z wolnej stopy.
Wyrok jest nieprawomocny.
Oskarżający w tej sprawie prokurator Zbigniew Reszczyński powiedział dziennikarzom, że domagał się kar bezwzględnego więzienia dla obu oskarżonych: pięć lat w stosunku do Michała G. i trzech lat - Bartłomieja J. Zapowiedział, że prokuratura rozważy złożenie odwołania od tego wyroku.
- Prokurator zażąda pisemnego uzasadnienia wyroku, a po jego otrzymaniu dokonamy kompleksowej oceny. Ugoda między pokrzywdzonymi a oskarżonymi, zawarta w wyniku mediacji, na którą zgodził się sąd, nie wiąże prokuratora. Ugoda dotyczyła szeregu kwestii, m.in. finansowych, prokurator w to nie ingeruje – powiedział Reszczyński.
Był to drugi proces Michała B. i Bartłomieja J. W 2009 r. lubelski sąd skazał pierwszego z nich na trzy lata i 10 miesięcy więzienia, zaś drugiego – na 2,5 roku więzienia. Wyrok ten, z powodu błędów formalnych, uchylił sąd okręgowy i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia.
????
COOO ??? Za tak ohydny czyn ? FUNKCJONARUSZE POLICJI !!! I W ZAWIESZENIU ? SKANDAL ! KPINY Z PRAWA !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:15, 15 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
"Rzeczpospolita": Gimnazjum na gigancie
Coraz młodsze dzieci uciekają z domu. Brakuje im bliskości i zainteresowania rodziny – alarmuje "Rzeczpospolita".
Uciekają, gdy mają problemy w szkole, z kolegami, kiedy są konflikty w domu. Specjaliści radzą: trzeba rozmawiać z synem czy córką. I alarmują - ucieczki zdarzają się coraz młodszym dzieciom.
- Granica wieku zdecydowanie się obniża. Jest więcej ucieczek 13-, 14-latków" - mówi Zuzanna Ziajko, dyrektor Zespołu Poszukiwań i Identyfikacji Fundacji Itaka.
Każdego roku z domu rodzinnego ucieka ok. 4 tys. nastolatków, a z różnego rodzaju placówek kolejne 15 tys. - wynika z policyjnych statystyk. W zeszłym roku uciekło 4,2 tys. nastolatków.
Uciekinierzy mają średnio od 14 do 16 lat. I nie są to tylko dzieci z marginesu. Na wyprawy w nieznane uciekinierzy często decydują się w wakacje, albo tuż przed. Te ostatnie są na ogół związane z końcem roku szkolnego i ocenami. Za ucieczkami w innych porach roku kryje się często zła atmosfera w rodzinie.
- Nastoletni uciekinier, zwłaszcza gdy skończą mu się pieniądze, może zejść na drogę przestępstwa lub paść jego ofiarą - zauważa Grażyna Puchalska z KG Policji.
>>>
No tak . Coraz lepiej ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:05, 16 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Matka zrobiła z 16-letniej córki prostytutkę
Młoda dziewczyna pracowała w jednej z agencji towarzyskich. Jej matka nie okazała żadnej skruchy - podaje "Gazeta Współczesna".
Pochodząca spod Olecka Ewa B., nakłoniła swoją szesnastoletnią córkę do uprawiania nierządu w jednej z łomżyńskich agencji towarzyskich.
Prokuratura Okręgowa w Łomży zakończyła właśnie śledztwo przeciw dziewięcioosobowej grupie sutenerów. Wszyscy mieli czerpać korzyści z prostytucji uprawianej przez kobiety w latach 2010-2011 w pensjonacie "Wenus” przy ul. Łąkowej w Łomży. Z szajką współpracowali również recepcjoniści jednego z łomżyńskich hoteli oraz dwie kobiety.
Oddała własne dziecko
Wśród nich m.in. wspomniana 36-letnia Ewa B. (matka czworga dzieci) nakłoniła w maju 2010 r. do uprawiania nierządu swoją najstarszą córkę. Szesnastoletnia wówczas dziewczyna pieniędzmi zarobionymi na seksie dzieliła się kierownictwem agencji. Ewa B. podczas prokuratorskiego przesłuchania właściwie nie okazywała skruchy z powodu tego, gdzie umieściła córkę. Poza nią pracowała tam też jeszcze jedna nieletnia dziewczyna.
Z ustaleń śledczych wynika, że agencję założył 30-letni Tomasz T. Pochodzący spod Zambrowa (podobnie jak większość grupy) mężczyzna na przełomie lat 2009 i 2010 wynajął jeden z budynków przy ul. Łąkowej i oficjalnie prowadził tam działalność hotelarską. Ale już w przeciągu pierwszych trzech miesięcy zmienił ją w dobrze prosperującą agencję towarzyską. W prowadzeniu interesu pomagali mu 21-letni Karol G., 23-letni Adrian R. oraz jego konkubina, 30-letnia Edyta W.
Poza innymi, często sporadycznymi współpracownikami, swój udział w procederze mieli również 34-letni Jacek K i 28-letni Karol P. Obaj panowie, obsługujący klientów w jednym z łomżyńskich hoteli, dorabiali sobie do pensji recepcjonisty, pomagając sutenerom w organizacji spotkań hotelowych gości z prostytutkami. Za każde udane spotkanie Tomasz T. miał płacić im "prowizję” od 20 do 30 zł.
Wiedzieli jak robić biznes
Kierujący grupą przestępczą Tomasz T. miał odpowiadać przede wszystkim za spotkania dziewczyn z klientami, organizację pracy prostytutek, werbowanie nowych dziewczyn oraz trzymać pieczę nad wyglądem i kondycją swoich "podopiecznych”.
Z kolei Karol G., Adrian R. mieli odpowiadać za ochronę lokalu, oraz zastępować sutenera podczas jego nieobecności przede wszystkim w rozliczeniach z kobietami, które miały odprowadzać do kieszeni Tomasza T. ustaloną część swoich dochodów.
Już od początku "szef” oświadczał dziewczynom, że pieniędzmi będzie trzeba się dzielić. Za godzinę cielesnych uciech panie pobierały zwykle 160 zł, zaś 110 zł za połowę tego czasu. Z tego odpowiednio 80 i 50 zł prostytutki oddawały Tomaszowi T, bądź komuś, kto go tego dnia zastępował. Jedna z kobiet wspominała, że jej zarobki wynosiły nie mniej niż 800 zł tygodniowo. W ciągu kilku miesięcy mogły więc inkasować nawet kilkanaście tysięcy złotych.
Ale interes prosperował właściwie tylko kilka miesięcy. Powodem licznych scysji między sutenerami a dziewczynami były przeważnie pieniądze, bo prowadzący interes panowie nie stosowali wobec zatrudnionych kobiet przemocy.
Jednak wprowadzono system kar finansowych, bo kobietom "potrącano z pensji” za nieobecności, niedyspozycję czy też niezadowolenie klienta. Część miała dorabiać na własną rękę, bądź pracować okazyjnie dla konkurencji.
Ostatecznie biznes "posypał się” na początku minionego roku. W maju 2011 roku zaczęły się pierwsze zatrzymania członków szajki.
(Michał Modzelewski)
>>>>
Jeden wielki koszmar . Jakas opetana bo niby jak to inaczej tlumaczyc ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:32, 17 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Rodzice nie interesują się losem własnych dzieci
Żaden wychowanek z radomskiego domu dziecka nie jest sierotą, a zdecydowana większość rodziców nie interesuje się swoimi pociechami. Te dane pokrywają się z ostatnim raportem Najwyższej Izby Kontroli - podaje cozadzien.com.pl.
Według opublikowanego ostatnio raportu NIK, tylko 3 procent dzieci w domach dziecka to sieroty, 17 proc. wychowanków ma jednego, a 80 proc. oboje rodziców. Czy w radomskim domu dziecka sytuacja wygląda podobnie?
- W chwili obecnej nie mamy żadnego dziecka, które trafiło do nas ze względu na sieroctwo. Są u nas dwa przypadki, gdzie podczas pobytu dziecka w placówce, rodzice zmarli - mówi Aneta Skrzypczyk-Dobrasiewicz, psycholog kliniczny ze Słonecznego Domu w Radomiu.
Mimo wielu starań pomocy społecznej, domów dziecka i Powiatowych Centrów Pomocy Rodzinie nadal nie widać poprawy. Kontakt z rodzicami tych dzieci jest bardzo trudny, a często nie ma go w ogóle.
- W naszej placówce jest ok. 30 proc. rodzin, z którymi współpraca się układa. Natomiast gros rodziców czy opiekunów w ogóle się z nami nie kontaktuje. Są to głównie rodziny alkoholowe, patologiczne oraz takie, które nie radzą sobie z dziećmi. Zdarza się również, że nasi wychowankowie wracają do domu dziecka z rodzin zastępczych z własnej woli, ponieważ źle się tam czują - wyjaśnia Aneta Skrzypczyk-Dobrasiewicz.
Jak możemy przeczytać w raporcie NIK: "Pracownicy socjalni alarmują, że z każdym rokiem jest coraz mniej kandydatów na rodziców zastępczych i adopcyjnych. Pomoc państwa jest znikoma, a akcje informacyjne - zachęcające do podjęcia wysiłku rodzicielstwa zastępczego - nieskuteczne.".
Podstawowym problemem systemu adopcyjnego w Polsce jest zbyt długi czas, w jakim toczy się postępowanie. Zazwyczaj jest to spowodowane tym, że rodzicom dzieci sąd nie odebrał prawa do opieki. Nieletni nie mogą wtedy iść do rodziny adopcyjnej, a jedynie do zastępczej.
- Bardzo rzadko pozbawia się rodziców praw do opieki całkowicie, ale mamy takie przypadki. Wtedy prawnym opiekunem staje się któryś z wychowawców, przeważnie ten, któremu podlega dane dziecko. Natomiast rodzice wszystkich dzieci przebywających u nas mają ograniczoną władzę rodzicielską - tłumaczy psycholog.
Przeciętnie postępowanie adopcyjne trwa ok. dwa i pół roku, ale może się to przeciągnąć nawet do ośmiu lat.
- Zdarzały się u nas dzieci, które zgłaszaliśmy do adopcji, natomiast nigdy się ona nie udała, bo ci wychowankowie już odeszli z naszej placówki. Szanse na adopcję są bardzo marne, a niektóre dzieci czekają na nią cały czas - zaznacza Aneta Skrzypczyk-Dobrasiewicz.
Jak wykazała kontrola NIK, "część sądów, wydając postanowienia, celowo nie rozstrzyga, do jakiego rodzaju placówki ma trafić dziecko. Dzięki temu ostateczną decyzję podejmują samodzielnie pracownicy Centrów, którzy w pierwszej kolejności biorą pod uwagę możliwości powiatów.". Jest to o tyle niebezpieczne, że do domów dziecka trafiają młodociani przestępcy.
- Bardzo często zdarzają się takie przypadki, że kierowane są do nas osoby agresywne, które powinny trafić do placówki resocjalizacyjnej. Przyjmujemy je wtedy do naszego oddziału interwencyjnego. Dzieci takie używają przemocy, wulgaryzmów, opuszczają zajęcia, nie realizując obowiązku szkolnego - to nagminne. Ma to niestety wpływ na pozostałe dzieci, ponieważ skądś muszą czerpać wzorce i robią to od swoich kolegów, a nas nie zawsze słuchają - podkreśla psycholog.
Obecnie w Domu Słonecznym w Radomiu jest 18 dzieci, kiedyś było to blisko 100 osób. Dzieci mogą zostać w placówce do momentu zakończenia edukacji, nawet powyżej 18 roku życia. Wychowankowie mają tutaj wsparcie pedagogów, psychologów, wychowawców.
- Teraz mało dzieci jest kierowanych do naszej placówki, częściej idą do rodzinnych domów dziecka lub pozostają w domu i mają nadzór kuratora - mówi Aneta Skrzypczyk-Dobrasiewicz.
>>>>
Tak . Oddawanie dzieci do domu dziecka przez ,,rodzine'' jest smutna rzeczywistoscia zreszta ,,rozwija sie'' rownolegle z pozbywaniem sie dziadkow do domow starcow ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:02, 17 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Po 3-dniowej imprezie zabiła kochanka
Tragedia w Warszawie. 35-letnia kobieta posprzeczała się ze swoim konkubentem, po czym chwyciła nóż i kilkakrotnie ugodziła nim mężczyznę. Zmarł. Zabójczyni grozi dożywocie.
Wszystko wydarzyło sie na warszawskim Mokotowie. Policjanci zostali powiadomieni, że w jednym z mieszkań kobieta zaatakowała nożem mężczyznę. – Kiedy mundurowi przybyli na miejsce, natychmiast podjęli akcję reanimacyjną. Niestety, obrażenia 35-latka okazały się śmiertelne – tłumaczy komisarz Magdalena Bieniak z mokotowskiej komendy.
Okazało się, że 35-letnia Dorota Z. pokłóciła się ze swoim konkubentem. W trakcie sprzeczki chwyciła nóż i kilkakrotnie wbiła go w klatkę piersiową mężczyzny. 35-latka była kompletnie pijana. – Kobieta tłumaczyła policjantom, że od trzech dni spożywała z konkubentem alkohol. Miała blisko trzy promile w organizmie – informuje Magdalena Bieniak.
Dorota Z. trafiła do aresztu. Dostała już zarzut zabójstwa. Grozi jej dożywocie.
>>>
I znow konkubianat ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:15, 18 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Norbert Nowocień / cozadzien.com.pl
Radom: dalszy ciąg koszmaru w szpitalu, dzieci były przywiązywane
Do Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Radomiu wpływają kolejne skargi na szpital w Krychnowicach. Ostatnio zadzwoniła matka, mówiąc, że jej dziecko było w szpitalu na siłę przywiązywane i odurzane silnymi lekami. Kilka dni temu media donosiły, że dzieci w lecznicy były paraliżowane - informuje portal cozadzien.com.pl.
- To przesada. "Fakt" tak napisał, ale nic takiego nie miało miejsca. Rodzice nie dzwonili do nas z takimi problemami - tłumaczy dziennikarzom cozadzien.com.pl dyrektor OIK w Radomiu Włodzimierz Wolski.
Skargi na szpital trafiały do OIK już wcześniej. Jednak telefony rozdzwoniły się po ostatnich traumatycznych wydarzeniach w szpitalu psychiatrycznym (przypomnijmy - istnieje podejrzenie, że nastoletni pacjent zgwałcił w szpitalu dwoje dzieci). Wiele osób wyraża niepokój o dalszy los szpitala. Dzwonią w szczególności pacjenci i ich rodziny.
- Dzwonią do nas również opiekunowie i mówią, że ciężko było uzyskać informacje od personelu odnośnie stanu zdrowia dzieci, przebywających na oddziale. Wielokrotnie dzieci były traktowane w sposób niewłaściwy - mówi Włodzimierz Wolski.
Na światło dzienne wychodzi coraz więcej incydentów.
- Ostatnio zadzwoniła do nas mama i powiedziała, że jej syn w krychnowickim szpitalu był przywiązywany do łóżka. Podawano mu tak silne środki, że kobieta nie mogła z nim przez bardzo długi czas nawiązać kontaktu. Nikt nie chciał jej wytłumaczyć, na czym to jego leczenie tak naprawdę polega - dodaje.
Ośrodek prowadzi również terapię molestowanego, a być może nawet zgwałconego 9-letniego chłopca.
- Jesteśmy w kontakcie z mamą i dzieckiem. Nasza psychoterapeutka prowadzi terapię, której efekty może być widać dopiero po ok. 2-3 latach. Chłopiec ma też stwierdzone ADHD, którego leczenie jest bardzo długotrwałe - wyjaśnia dyrektor radomskiego OIK.
Przypomnijmy, że zarząd Województwa Mazowieckiego zadecydował o wszczęciu kontroli szpitala w Krychnowicach. Rozpoczęła się ona w zeszły czwartek. Wyniki kontroli, którą prowadzą przedstawiciele Urzędu Marszałkowskiego, zostaną przedstawione w najbliższy wtorek podczas posiedzenia zarządu.
Jak mówi Włodzimierz Wolski, oddział dziecięco-młodzieżowy w szpitalu psychiatrycznym w Krychnowicach zostanie prawdopodobnie przekształcony w tzw. oddziały dzienne, gdzie leczone dzieci będą miały dobrym kontakt z rodzicami i opiekunami.
- Taki system to bardzo dobry kierunek. Natomiast oddziały całodobowe powinny być przeznaczone tylko i wyłącznie do osób, które dostają nakaz sądowy lub prokuratorski. Właśnie przez to, że dzieci były trzymane w systemie całodobowym, powstawały różnego rodzaju patologie - tłumaczy dyrektor.
Dyrektor radomskiego OIK kontaktował się już dwukrotnie z dyrektorem szpitala w Krychnowicach Włodzimierzem Guzowskim. - Oferuję pomoc ze swojej strony. Wydaje mi się, że pan dyrektor z niej skorzysta - mówi.
>>>>
Wspanaile dalsze wiesci ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:39, 22 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Niepokojące wieści. Dzieci zagrożone przestępstwami seksualnymi
Dzieci są coraz bardziej zagrożone przestępstwami seksualnymi. Tymczasem praktyka pokazuje, że leczenie pedofilów to fikcja. Po odbyciu kary nadal stanowią oni zagrożenie - informuje "Rzeczpospolita".
Z danych Komendy Głównej Policji, które cytuje gazeta wynika, że w pierwszym kwartale tego roku doszło do 328 przestępstw pedofilii, gdzie ofiarami było 1332 małoletnich. Rok wcześniej takich ofiar było 847.
W zakładach karnych siedzi obecnie ponad tysiąc skazanych za przestępstwa seksualne wobec dzieci. Około 130 zostało zdiagnozowanych jako pedofile. Od dwóch lat przepisy pozwalają kierować ich przymusowo na leczenie zamknięte po odbyciu wyroku. Jednak utworzone w tym celu oddziały są puste. W szpitalu w Choroszczy, w którym w 2011 r. taki oddział z pompą otworzył Donald Tusk, leczą się trzy osoby. W dwóch pozostałych (w Starogardzie Gdańskim i Kłodzku) pacjentów brak.
>>>>
Niestety koszmar ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:51, 22 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Kampania społeczna na Euro 2012: "Gram fair, używam prezerwatyw".
"Gram fair, używam prezerwatyw" - pod takim hasłem Krajowe Centrum ds. AIDS, w związku z rozgrywkami Euro 2012, rozpoczyna kampanię społeczną FAIR PLAY dotyczącą profilaktyki zakażeń HIV - poinformowano na konferencji prasowej w Warszawie.
Kampania jest adresowana do kibiców, głównie do tych młodych, w wieku 18-39 lat, podejmujących ryzykowne zachowania seksualne. - Takich ryzykownych sytuacji może być szczególnie dużo podczas tegorocznych mistrzostw Europy w piłce nożnej. Dlatego będziemy starać się przekonać kibiców, żeby bawili się dobrze w czasie piłkarskich rozgrywek, ale unikali ryzykownych zachowań grożących zakażeniem wirusem HIV - powiedziała dyrektor Krajowego Centrum ds. AIDS, Anna Marzec-Bogusławska.
Eksperci szacują, że w Polsce jest 30-35 tys. osób z wirusem HIV, a spośród nich ponad połowa nie zdaje sobie sprawy, że jest zakażona. Specjaliści przyznali, że to niewiele w porównaniu do innych krajów, ale od 8 czerwca do 1 lipca, podczas mistrzostw Europy, stadiony w Polsce odwiedzą setki tysięcy kibiców z całego świata, a niektórzy mogą być nosicielami tego wirusa.
- Największe zagrożenie mogą stwarzać kibice z Europy Wschodniej, gdzie mamy do czynienia z eksplozja epidemii HIV/AIDS - powiedziała szefowa Krajowego Centrum ds. AIDS. W Rosji ocenia się, że jest 1,2 mln osób zakażonych wirusem HIV, a na Ukrainie od 300 do 500 tys. Dodała, że Europa Wschodnia to jedyny na świecie rejom, w którym od 2000 r. potroiła się liczba osób z wirusem HIV.
Według ekspertów Polacy nie są przygotowani na to potencjalne zagrożenie, gdyż wielu uważa, że zakażenie HIV nas nie dotyczy. Tylko 9% Polaków wykonało przynajmniej raz w życiu test w kierunku HIV.
- Chcemy zwrócić uwagę, że podczas mistrzostw warto przestrzegać kilku zasad bezpieczeństwa, gdyż brak zakażenia dziś nie chroni przed infekcją w przyszłości, niedalekiej przyszłości - podkreśliła Marzec-Bogusławska. Namawiała, by przede wszystkim unikać przypadkowego seksu, używać prezerwatyw, unikać kontaktu z krwią bez odpowiednich zabezpieczeń, np. bez znajdujących się w apteczce rękawiczek jednorazowego użytku.
Warto również pilnować swoich napojów, gdy są już otwarte, by ktoś nie dosypał jakiego środka (np. odurzającego) - radzili eksperci.
Jak powiedział podsekretarz stanu w ministerstwie zdrowia Aleksander Sopliński powiedział, że przestrzeganie podstawowych zasad chroni także przed innymi chorobami przenoszonymi drogą płciową. Chodzi głownie o kiłę, drożdżycę i powodowaną przez bakterie chlamydiozę (wywołującą stany zapalne narządu rodnego grożące niepłodnością i powikłaniami ciąży u kobiet).
- Propagujemy także wierność, która polega na tym, że bierzemy odpowiedzialność za zdrowie własne i swego partnera - powiedziała Marzec-Bogusławska. Dodała, że prezerwatywa zmniejsza ryzyko zakażenia, ale całkowicie przed nim nie chroni.
Osoby, które chcą się zbadać w kierunku wirusa HIV mogą to zrobić anonimowo i bezpłatnie w 31 punktach konsultacyjno-diagnostycznych na terenie całego kraju. Informacje na ten temat można znaleźć na stronie internetowej: [link widoczny dla zalogowanych]
Gdyby było konieczne leczenie z powodu AIDS można skorzystać z leczenia przeciwwirusowego, które jest bezpłatne. - Stosujemy najnowsze metody terapii pozwalające znacznie wydłużyć życie chorego, jak i poprawić jego komfort - zapewniał minister Sopliński.
W ramach kampanii FAIR PLAY w Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu i Warszawie, gdzie będą odbywały się mecze, rozdawane będą pakiety edukacyjne z prezerwatywami, ulotki oraz kalendarz mistrzostw wraz informacją o profilaktyce zabezpieczeniu się przed HIV/AIDS.
>>>>
Tfu co za ohyda . Juz zaczynaja ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:51, 23 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Miał odziedziczyć 13 mln dolarów, stracił 30 tys. zł
Ponad 30 tysięcy złotych stracił 32-letni mieszkaniec powiatu świdnickiego, który padł ofiarą tzw. "oszustwa nigeryjskiego". Autor przesłanego mailem listu twierdził, że mężczyzna odziedziczył ogromny spadek po kuzynie z Malezji, a jego odzyskanie jest na wyciągnięcie ręki.
Z jego treści wynikało, że zmarły pozostawił po sobie ogromny spadek liczący około 13 mln dolarów. Autor listu zaproponował Polakowi pomoc prawną w zdobyciu tych pieniędzy.
Aby być autentycznym, rzekomy adwokat przesłał mailem 32-latkowi szereg dokumentów w języku angielskim potwierdzające fakt, że to właśnie Polak jest prawowitym spadkobiercą zmarłego obywatela Malezji.
Potem nadawca maila zażądał wpłaty 10 tysięcy dolarów jako kaucji na poczet przyszłego spadku.
Po wpłaceniu na założone w Malezji konto ponad 30-stu tysięcy złotych, 32-latek został poinformowany o chwilowych problemach z przelaniem spadku.
Kiedy jednak "adwokat" polecił wpłacenie kolejnych 10 tysięcy dolarów, młody mieszkaniec powiatu świdnickiego zorientował się, że został oszukany.
Policjanci apelują o ostrożność i zasadę ograniczonego zaufania w stosunku do osób, które informują nas o wielkiej wygranej bądź dużym spadku.
>>>>
Niestety oszusci grasuja . Nie mowie aby byc czujnym ciagle ale zawsze gdy dzieje sie cos niecodziennego . Jakis szum jacys ludzie zaczepiaja dzwonia . Niepokoj . To od diabla . Generalnie sa dwie metody .
Na litosc . Prosza o pomoc i chca dostac sie do domu . A potem gaz ogluszajacy i rabunek . Albo pokazuja kase ile to bedziecie mieli tylko najpierw musicie - i tuatj albo wpuscic ich do domu albo wyslac ,,zaliczke''... Pamietajmy ze oszusci maja dar przekonywania ! Nikt kto nie ma predyspozycji do wciskania ludziom kitu nie zajmuje sie takimi matactwami !!! Nie mozna dac sie omamic ....
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:07, 23 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Kredyt na 30 tys. procent? To możliwe tylko w Polsce
Od roku gwałtownie rośnie rynek parabankowy. Firmy oferujące tzw. chwilówki lub kredyty bez BIK zajmują miejsce tradycyjnych banków. Eksperci twierdzą, że rośnie zagrożenie systemowe, które naraża cały sektor na duże kłopoty. Na dodatek nikt nie wie, ilu Polaków przez szybkie i wysoko oprocentowane pożyczki wpadło w spiralę zadłużenia.
Przeglądając internetowe strony firm pożyczkowych, łatwo można znaleźć informację o RRSO, czyli rzeczywistej rocznej stopie oprocentowania. Podczas gdy w bankach sięga ono 20-30 procent, a jedynie w skrajnych przypadkach 40 procent, to w przypadku tzw. chwilówek koszt pieniądza rośnie do nawet 35 tys. procent. Pożyczka 200 zł w tydzień potrafi zamienić się nawet w kwotę dwukrotnie wyższą.
>>>>
To jawna zbrodnia ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:34, 25 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Nietypowa atrakcja turystyczna. Będą palić czarownice
"Gazeta Lubuska": Historycy odtworzyli historię procesów o czary, które zakończyły się śmiercią podejrzanych. Gmina Kolsko uczyni z nich atrakcję i to nie tylko turystyczną.
Historie o czarownicach z Kolska można było przeczytać w ostatnim Magazynie "Gazety Lubuskiej”. Tomasz Zygmuntowicz z Kolska jest wielbicielem historii, zwłaszcza tej regionalnej. Mniej więcej przed dwoma laty przygotowywał materiały dotyczące dziejów swojej miejscowości. Na stronie niemieckiego genealoga znalazł informację o straceniu 39 osób oskarżonych o czary właśnie tutaj.
W swoich poszukiwaniach poszedł dalej i trafił na kolejne ślady, chociażby w "Historii procesów o czary na Śląsku”, w której temu, co działo się w Kolsku i okolicy w latach 1664 - 1669, poświęcono cały rozdział. Później były kolejne dokumenty. Te zainteresowały historyków Tomasza Andrzejewskiego, dyrektora nowosolskiego muzeum, a przede wszystkim Adama Górskiego z zielonogórskiego uniwersytetu, który dokumenty przetłumaczył i opracował. Wiadomo już o 28 - 40 ofiarach procesów o czary.
Ta opowieść zafrapowała nie tylko historyków, ale także wójta Kolska Henryka Matysika, który dostrzegł w niej potencjał... promocyjny. Efektem tego zainteresowania jest projekt, który ma szansę zdobyć unijne euro. We wtorek został zaakceptowany przez Lubuskie Urząd Marszałkowski.
- Termin realizacji projektu to lipiec przyszłego roku - mówi wójt. - Przede wszystkim to opracowanie materiałów źródłowych, nad czym pochylić muszą się fachowcy, historycy. Zresztą to, co już zostało zrobiono także działo się przy naszym udziale. Mamy zamiar zaprosić bractwa rycerskie, aby odtworzyć klimat epoki, a przede wszystkim wystawić inscenizację pokazującą proces o czary i chociażby symbolicznie ich efekt, czyli płonące stosy.
Z tym ostatnim elementem chcielibyśmy związać rewelacyjny, nowosolski teatr Terminus A Quo. A o konsultacje poprosimy naturalnie doktora Górskiego. Wartość projektu opiewa na 22 tys. zł. W tej chwili w domu kultury rozpoczyna się burza mózgów, przygotowania i dopinanie szczegółów. Na przykład pleneru rzeźbiarskiego, którego bohaterami będą oczywiście czarownice i czarownicy.
Jak przyznaje wójt Matysik on historii tej słuchał z wypiekami na twarzy. I jest przekonany, że podobnie będzie z wszystkim, którzy wezmą udział w rekonstrukcji wydarzeń sprzed wieków. A ideałem byłoby, aby podobna impreza odbywała cyklicznie, chociażby co roku. W końcu to przybliżenie tego fragmentu historii.
- Oczywiście sporo jest w niej szokujących szczegółów, które pominiemy - dodaje Matysik. - Ale chcielibyśmy oddać klimat tamtej epoki. Chcielibyśmy, aby wszystko działo się w tym samym miejscu, co przed wiekami, czyli przed nasza szkołą. I już teraz serdecznie zapraszamy gości.
(Dariusz Chajewski)
>>>>
Psychole o ,,turystyki'' zrobia z Polski kraj ktory bedzie kojarzyl sie ze stosami . Bo przeciez zachodni nie wiedza ze tam wtedy to nie byla Polska bo w Polsce stosow nie bylo . Ale ,,historycy''... To moze zaglade w Auschwitz bedziecie inscenizowac ? To dopiero bedzie hit turystyczny !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:13, 27 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Misje wojskowe - czas próby dla rodzin polskich żołnierzy.
Polska Zbrojna
Gdy wrócił z kolejnej wojskowej misji, klucz do drzwi jego domu nie pasował. To żona zmieniła zamek. Wkrótce stracił nie tylko ją, ale i syna - wywiozła go za granicę - oraz oszczędności. Rozwód to cena, jaką płacą niektórzy polscy żołnierze za pobyt w Iraku i Afganistanie. - Misja jest wyzwaniem dla całej rodziny, nie tylko dla osoby, która wyjeżdża - mówi w rozmowie z "Polską Zbrojną" porucznik Barbara Duraj-Deć, zajmująca się profilaktyką psychologiczną.
Chorąży Grzegorz decyzję o pierwszym wyjeździe na misję podjął wspólnie z żoną. Chciał głównie zarobić na spłatę kredytu mieszkaniowego. Rok po powrocie z Kosowa wyjechał do Iraku. Złapał już misyjnego bakcyla i zanim wrócił do kraju, już myślał o kolejnym wyjeździe. Ona się nie skarżyła. Pogodzona z sytuacją, wspierała męża. Po powrocie z Iraku po raz pierwszy pomyślał, że się z żoną od siebie oddalają. Ale jeszcze próbowali posklejać małżeństwo. Spłacony kredyt, wygodne życie, dziecko - cieszyły ich oboje. Uzgodnili ponowny wyjazd za granicę. - Tylko pół roku, wytrzymamy - uznali.
Kiedy Grzegorz wrócił z drugiej tury w Iraku, nie mógł otworzyć drzwi. Klucz nie pasował do zamka. W drzwiach stanęła żona, zawołała czteroletniego syna. Pozwoliła mu przytulić ojca na klatce schodowej. To był koniec małżeństwa, a później także więzi z dzieckiem - wywiozła je za granicę, wraz z oszczędnościami z misji.
Problemy są, badań brak
W 2005 roku, według danych Głównego Urzędu Statystycznego, rozwiodło się 68 tysięcy małżeństw. Rekordowe były dane za 2006 i 2009 rok, kiedy sądy orzekły rozwód 72 tysięcy par. Najnowsze zestawienia potwierdzają, że formalne związki rozpadają się coraz częściej. Ta statystyka z pewnością znajduje odbicie w środowisku wojskowym. Oficjalnych danych jednak nie ma: żadna wojskowa instytucja ani poradnie psychologiczne, ani psychoprofilaktycy w jednostkach wojskowych nie gromadzą informacji dotyczących rozwodów żołnierzy. To ich prywatne sprawy.
Statystykami, które potwierdzają problemy wojskowych rodzin, dysponują natomiast ministerstwa obrony innych państw, między innymi USA i Wielkiej Brytanii. Według Departamentu Obrony USA, w 2008 roku rozpadło się dziewięć tysięcy wojskowych małżeństw. Obecnie takich wypadków jest więcej niż w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Amerykańscy analitycy destrukcję więzi rodzinnych wiążą z udziałem żołnierzy w misjach zagranicznych. Zaznaczyć jednak należy, że Amerykanie, podobnie jak Brytyjczycy, często wyjeżdżają na tury roczne, a nie na sześć miesięcy, jak polscy wojskowi.
W czerwcu 2010 roku Wojskowe Biuro Badań Społecznych opublikowało opracowanie dotyczące zdrowotnych i psychospołecznych skutków udziału polskich żołnierzy w misjach, lecz wątek rozpadu relacji partnerskich potraktowany został w nim ogólnikowo. Zespół WBBS, pracujący pod kierownictwem doktora Mariana Kloczkowskiego i Łukasza Kicińskiego, stwierdził, że wpływ misji na relacje rodzinne oraz występowanie zjawisk patologicznych jest wieloaspektowy. Najczęstszymi negatywnymi ich efektami, według żołnierzy, były rozwody i separacje. Co dziesiąty ankietowany (12%) uznał je za zjawisko częste, a co drugi (52%) za sporadyczne.
Żołnierze dostrzegli także wyraźne pogorszenie relacji międzyludzkich w rodzinach wojskowych po powrocie z misji. Dla co dwudziestego ankietowanego (5%) było to zjawisko częste, co trzeci badany uznał je za sporadyczne. Problem z powrotem do relacji z rodziną, takich jak przed wyjazdem, miał więcej niż co dziesiąty badany (13%).
Prywatne dane
Konsultantka dowódcy 21 Brygady Strzelców Podhalańskich do spraw profilaktyki psychologicznej porucznik Barbara Duraj-Deć przyznaje, że wszelkie wnioski na temat wpływu służby w misjach na życie rodzinne żołnierzy wynikają jedynie z obserwacji psychologów wojskowych i dowódców jednostek. - Dostrzegamy, że odkąd żołnierze zaczęli wyjeżdżać, liczba rozwodów się zwiększyła. Wszyscy żołnierze, a także członkowie ich rodzin mogą skorzystać z konsultacji psychologicznej oraz terapii krótkoterminowej na terenie jednostki - zapewnia.
Psycholog z 12 Brygady Zmechanizowanej major doktor Angelika Szymańska potwierdza: Na podstawie danych z lat 2008–2011, od kiedy nasi żołnierze służyli w Iraku i Afganistanie, w trakcie konsultacji indywidualnych psychologowie odnotowywali problemy związane z kryzysem małżeńskim, który ujawniał się po powrocie żołnierzy do kraju. Stwierdzenie, że służba małżonka za granicą bezpośrednio wpłynęła na rozpad małżeństwa, wymaga jednak potwierdzenia w stosownych badaniach.
Doktor Szymańska wskazuje, że żołnierze nie mają obowiązku informowania przełożonych o sytuacji rodzinnej. Mimo to, przed misją i po niej na podstawie wywiadów z żołnierzami psychologowie z jednostek oceniają tak zwane czynniki ryzyka, między innymi sytuację rodzinną. Zdarza się, że żołnierze z obawy, że nie zostaną zakwalifikowani do wyjazdu, nie przyznają się do małżeńskich problemów.
Profesor Stanisław Ilnicki z Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie problemy dostosowawcze w rodzinach tłumaczy tym, że z nową sytuacją musi się zmierzyć nie tylko żołnierz, lecz także jego żona zostająca w kraju. - Kiedy w domu nie ma ojca i kobieta zostaje z dziećmi sama, z konieczności przejmuje pewne męskie funkcje. Niektóre kobiety nie chcą z tego później rezygnować, dzieci się usamodzielniają. Mąż wracający z misji oczekuje szczególnej uwagi i nie zawsze potrafi się odnaleźć. Misje stanowią więc pewne zagrożenie dla zwartości rodziny, głównie takiej, która była niestabilna już przed wyjazdem. Trzeba jednak zachować proporcje w ocenie zjawiska, bo przeważająca większość rodzin nieźle sobie radzi z rozłąką - wyjaśnia.
Trudności z adaptacją
Porucznik Duraj-Deć za ważny element przygotowania do misji uznaje szkolenie psychologiczne. - Wiedza na temat problemów międzyludzkich może zapobiec części z nich oraz pozwolić rozpoznać te, których uniknąć się nie da - mówi.
Opieką są też obejmowane rodziny wojskowych. - Przygotowanie wszystkich członków rodziny do separacji z powodu wyjazdu na misję ma ogromne znaczenie w zbudowaniu tak zwanego "home front", który stanowi dla żołnierza istotny czynnik ochronny przed nasileniem objawów stresu pola walki - dodaje major Szymańska. - Żołnierze uczestniczą w zajęciach psychoedukacyjnych, a bliscy otrzymują pocztą materiały z tej dziedziny zarówno w czasie przygotowania do wyjazdu, jak i w okresie reintegracji po powrocie. Skuteczność tego rodzaju profilaktyki nie została dotychczas statystycznie zbadana - mówi.
Na relacje z partnerami, zdaniem psycholog z 21 BSP, może bezpośrednio wpływać nagły przeskok od stałej aktywności do biernego wypoczynku. Po pewnym czasie wygasa także euforia spowodowana przyjazdem żołnierza. Przestaje on być traktowany jako osoba szczególnie uprzywilejowana, ma też trudności z odzyskaniem statusu męża i ojca, co z kolei może wywoływać u niego poczucie, że jest w rodzinie zbędny. Znaczenie mają także rozluźnienie więzi z dziećmi oraz zetknięcie się z problemami rodzinnymi i wychowawczymi, które zaistniały w czasie jego nieobecności.
Trudności z dostosowaniem mają jednak także żony lub mężowie mundurowych pozostający w kraju. Mogą nie czuć się docenieni za wysiłki w organizowaniu życia codziennego podczas nieobecności małżonka.
- Misja jest wyzwaniem dla całej rodziny, nie tylko dla osoby, która wyjeżdża - wyjaśnia porucznik Duraj-Deć. - Z tego powodu proces adaptacji i ewentualnej terapii musi objąć wszystkich jej członków. Praktyka pokazuje, że zainteresowani rzadko korzystają z ofert wsparcia psychologicznego - dodaje.
Plutonowy Rafał wyjechał do Afganistanu osiem lat po ślubie. - Byliśmy zgodnym małżeństwem. Miewaliśmy lepsze i gorsze dni, ale było nam dobrze razem. Nie spodziewałem się, że nasz związek tak szybko się zakończy - mówi.
Z żoną kontaktował się niemal codziennie. Po trzech miesiącach zauważył, że nie mają sobie nic do powiedzenia. - To było jak rozmowa z automatyczną sekretarką. Ona nic nie opowiadała, nie interesowała się też mną i moją pracą. Kiedy pytałem, co się dzieje, słyszałem: porozmawiamy w domu - opowiada.
Kiedy po sześciu miesiącach wrócił z misji, nie zastał jej w mieszkaniu. Kupił kwiaty i czekał na nią z prezentami. Wieczorem była wspólna kolacja i rozmowy, następnego dnia rano pierwszy raz usłyszał o rozwodzie.
- Po miesiącu w komputerze znalazłem wniosek rozwodowy. W pozwie podała, że byłem pracoholikiem, że za dużo uwagi poświęcałem pracy, a za mało jej. Rozwód dostaliśmy rok później - mówi. Rozstanie, choć nie było przyjemne, nie bolało go tak mocno, jak świadomość straconych ośmiu lat życia. - Misja nie była powodem naszego rozstania. Wyjazd do Afganistanu potwierdził jednak, że zabrakło w tym związku odpowiedzialności i dorosłości. Może nie byliśmy gotowi na wspólne życie – zastanawia się.
- Żona nigdy się nie skarżyła, że została sama. Nawet kiedy wyjechałem na kolejną zmianę do Iraku - opowiada chorąży Grzegorz. Nie zauważył momentu, w którym relacje małżeńskie zaczęły słabnąć. - Powoli każde z nas żyło na własny rachunek: ja na misjach, ona w kraju. Gdyby choć raz powiedziała, że nie chce, abym wyjeżdżał, albo żebym wrócił wcześniej z misji. Nic takiego. Rozstanie było jak grom z nieba. A byłem pewny, że jesteśmy gotowi na życie w rozłące - wspomina.
Żona czy kochanka?
"Żony żołnierzy, z których w dużej mierze składa się społeczność mojego blogu, temat ten poruszały wielokrotnie. '3 lutego mam sprawę rozwodową' – relacjonowała w styczniu 2011 roku użytkowniczka Beata. 'Mój dzielny żołnierz po powrocie z Afganistanu postanowił zakończyć małżeństwo. Powód? Kochanki na misjach. I tak po osiemnastu latach zostałam z dwójką dzieci…'", napisał w książce "Z Afganistanu.pl" Marcin Ogdowski.
Dziennikarz dostrzegł, że misja to dla żołnierzy czas internetowych łowów na portalach społecznościowych i komunikatorach. "Legenda twardego, choć niepozbawionego ludzkich cech faceta na wojnie jest dla niektórych kobiet atrakcyjna. Zwykle nie mają one pojęcia o stanie cywilnym mundurowych, nierzadko będących w stałych związkach". Problemy z partnerami nie zawsze wynikają z braku lojalności którejś osoby. Czasami ich powodem staje się uzależnienie od wyjazdów na misję. Bez badań i statystyk wiadomo, że służba na obczyźnie bywa formą ucieczki od codziennych trudności. Rozłąka z reguły nie pomaga naprawić małżeńskich relacji. Po powrocie problemów najczęściej przybywa.
- Dlaczego ktoś jedzie trzeci, czwarty raz? Nie tylko po pieniądze - mówi generał brygady Wiesław Grudziński, dowódca Garnizonu Warszawa. - Powodem jest ucieczka z domu, w którym jest się nierozumianym i niedocenianym. Żołnierze uważają, że ich miejsce jest w kontyngencie, a po powrocie żony zarzucają ich problemami domowymi, każą opiekować się maluchami. Dlatego ważne jest, aby powracającego przywrócić niejako do normalnego trybu życia - wspólna zabawa z dziećmi, wspólne rozwiązywanie problemów - by znów stał się ojcem i mężem.
"Może misja nie uzależnia, ale życie tam jest dużo łatwiejsze", napisał jeden z internautów na Niezależnym Forum o Wojsku. "W kraju człowiek ma pełno spraw na głowie i problemów. Na misji przyziemne sprawy człowieka nie obchodzą. Życie, oprócz zadań wojskowych, sprowadza się do zaspokojenia najważniejszych potrzeb - trzeba się najeść i wyspać. Dlatego trudno odnaleźć się po powrocie, gdy trzeba iść do urzędu, opłacić rachunki, kredyty i tym podobne.
Marcin Ogdowski: "O tym, że misja to czas próby dla związków, świadczą nie tylko zdrady. Niektóre relacje kończą się i bez takiego pretekstu - czasem nieoczekiwanie, czasem, gdy wyjazd jest również sposobem na ucieczkę od partnerskich kłopotów. Znam kilka przypadków małżeństw lub luźniejszych związków, w których przez te sześć miesięcy coś się wypaliło".
- Bliscy często nie informują żołnierzy o swoich problemach i trudnościach. Powoli uczą się żyć osobno. Partner zostający w domu jest obciążony odpowiedzialnością za rodzinę, stąd może wynikać poczucie krzywdy - wyjaśnia Marzena Kościelniak, psycholog z Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych w Poznaniu. - Rozłąka, jak każda trudna sytuacja, obnaża prawdę o związku – jeśli przed misją był dojrzały i partnerski, a małżonkowie potrafili ze sobą rozmawiać i rozwiązywać konflikty, łatwiej będzie im odbudować więź, bo jest do czego wracać. Po misji zwykle rozpadają się te małżeństwa, które jeszcze przed wyjazdem nie funkcjonowały dobrze. Zwłaszcza, jeśli udanie się na misję miało być "ucieczką" lub odpoczynkiem od siebie. Paradoksalnie to, co miało pomóc, przyspiesza rozstanie - mówi.
Psychologowie przestrzegają jednak przed łączeniem rozwodów z misją na zasadzie przyczyna-skutek. Rozpadają się bowiem związki także tych osób, które na misji nie były. W najtrudniejszej sytuacji są ci, którzy latami mieszkają na dwa domy, a z rodziną widują się dwa razy w miesiącu, w weekendy. Major Arek rozwiódł się z żoną, bo oboje nie wytrzymali trudów rozłąki.
- Rozminęliśmy się i każde z nas zaczęło szukać nowego życia. Mam kilku kolegów, których spotkał podobny los, ale mam i takich, którzy właśnie dlatego, by być z rodziną, a nie żyć z dala od niej, odeszli z wojska - opowiada.
Major od siedmiu lat ma drugą żonę. Też żyją na dwa domy. Choć pierwsze małżeństwo się rozpadło, w drugim układa mu się całkiem dobrze. - Wiele zależy od relacji partnerskich i wzajemnego dopasowania - ocenia oficer.
Paulina Glińska, Magdalena Kowalska-Sendek, "Polska Zbrojna"
Komentarz
Większość wojskowych rodzin, które muszą rozstać się z powodu wyjazdu żony lub męża na misję, dobrze sobie z tym radzi. Zdarzają się jednak pogorszenie relacji albo rozpad związku. Zapobiegać takim sytuacjom można poprzez edukację i wsparcie. Psychologowie w jednostkach wojskowych, posługując się "Programem osłony psychologicznej uczestników misji poza granicami państwa i ich rodzin", edukują również najbliższych członków rodzin uczestników misji. Niektórzy są przygotowani także do prowadzenia mediacji rodzinnych.
Podpułkownik Agnieszka Gumińska - przedstawicielka resortu obrony w Radzie do spraw Zdrowia Psychicznego.
>>>>
Zona ktora porzuca meza na misji to moralne szambo ... Zreszta sama sie ukaze bo niby kim moze byc facet ktory podbiera zone komus kto walczy . Ostatnią mendą . Mozna powiedziec ze trafaia swoj na swego . OHYDA !
Misja to nie zarty . To naprawe poswiecenie i nie tylko tam w Afganistanie ale i tutaj . To poswiecenie wszystkiego .
No ale to jest misja ! Czy ktos mysli ze Bóg gdy bedzie nagradzal to da mniej z Afagnistan niz ksiedzu za nawracanie Afryki ? W zadnym wypadku ! Misaj w fryce moz byc niemala sama radoscia ! I trudno aby wielka byla nagroda z radosc a mala za straszliwie ciezka sluzbe w Afagnistanie . Bóg jest sprawiedliwy ! Nikogo nie pominie . Jak juz mowilem nparawde przy Bogu WSZYSTKO nabiera sensu ! On jest potrzebny NAM ! Po co szarpac sie samemu skoro On otwiera drzwi ??? :O)))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:29, 29 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Ewelina Potocka
Pobili i grozili bronią, bo chcieli ukraść komórkę
Dotkliwe pobicie i groźby z użyciem broni palnej – to nie pomysł na scenariusz filmu sensacyjnego, a realna sytuacja, która miała miejsce pod koniec ubiegłego tygodnia w Gdyni. Dwóch mężczyzn napadło na mieszkańca Gdyni, bo chcieli mu ukraść telefon komórkowy.
Do zdarzenia doszło w niedzielę nad ranem. - 31-letni mieszkaniec Gdyni wracał autobusem z Centrum miasta na Chwarzno. Sprawcy jechali tym samym autobusem. Po wyjściu, zaraz za przystankiem, pokrzywdzony został dotkliwie pobity. Agresywni mężczyźni grozili mu także nożem oraz pistoletem hukowym – informuje Komenda Wojewódzka Policji w Gdańsku.
Wyjątkowo agresywni sprawcy zabrali swojej ofierze telefon komórkowy. Policja w ciągu kilku godzin ustaliła tożsamość obu mężczyzn. Sprawcy to mieszańcy Gdyni w wieku 25 i 29 lat.
- U jednego z nich w mieszkaniu mundurowi znaleźli pistolet hukowy, którym posługiwał się w czasie rozboju informuje KWP w Gdańsku.
Sprawcy zostali zatrzymani i na noc trafili do aresztu. W poniedziałek usłyszeli zarzuty dokonania rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Mogą za to trafić na 12 lat za kratki.
>>>>
Szok . O taka bzdure !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136596
Przeczytał: 57 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:48, 29 Maj 2012 Temat postu: |
|
|
Uważaj! On uważa się za cudotwórcę i leczy raka.
Nawet po kilkaset złotych każe sobie płacić 70-letni Władysław Z. z Wielkopolski, który uważa się za uzdrowiciela i przekonuje, że odkrył tajemnicę... leczenia raka - donosi "Super Express".
Mężczyzna tytułuje się profesorem. Jego zdaniem za raka odpowiada... brak witamin. - Uzdrowiłem już setki ludzi - przekonuje Władysław Z. Swoich kropli nie nazywa jednak lekiem, gdyż - jak przyznaje - nie chce mieć na głowie prokuratora.
Prokuratura Rejonowa w Gnieźnie umorzyła postępowanie wobec działań paramedycznych Zbigniewa Z. Jak zaznacza prokurator z Gniezna Nikola Baranowska, "nie wyczerpano znamion czynu zabronionego, ale niewątpliwie ten przypadek to żerowanie na ludzkiej naiwności".
Mężczyzna odpowie jednak przez sądem za prowadzenie działalności gospodarczej bez zgłoszenia i bezprawne używanie tytułu naukowego.
>>>>
Tak uwazajcie na takie dziadostwo ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|