Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:58, 17 Sty 2012 Temat postu: Etiopia dziś ! |
|
|
Etiopia: rząd siłą wysiedla mieszkańców
Rząd Etiopii zmusił do przeprowadzki dziesiątki tysięcy mieszkańców, aby ich ziemie dzierżawić zagranicznym inwestorom - podała organizacja broniąca praw człowieka Human Rights Watch (HRW) w opublikowanym dzisiaj raporcie.
Do tej pory wydzierżawiono w ten sposób ponad 3,6 mln hektara ziemi, czyli obszar wielkości Holandii - wynika z dokumentu, omawianego na stronie internetowej BBC. HRW twierdzi, że może udowodnić, iż ok. 70 000 mieszkańców regionu Gambella na zachodzie Etiopii przesiedlono wbrew ich woli do nowych wiosek, w których "brakuje odpowiedniej żywności, ziemi uprawnej, szpitali i szkół".
Na potrzeby raportu pracownicy HRW przeprowadzili rozmowy z ponad setką ludzi w maju i czerwcu 2011 roku. Z licznych relacji wynika, że osoby, które nie chciały się przeprowadzać, były bite przez żołnierzy.
HRW wskazuje, że mieszkańcy nigdy nie mieli formalnego prawa do zamieszkiwanej ziemi. Pozwalało to rządowi klasyfikować te tereny jako "niezamieszkane" lub "wykorzystywane w niedostatecznym stopniu" i dzięki temu omijać zapisy konstytucyjne chroniące ludność przed przesiedleniem.
Wbrew oficjalnej wersji władz, że wszelkie przeniesienia są dobrowolne, a wszyscy chętni uzyskają pomoc od rządu, HRW podkreśla, że wiele z nowych wiosek nie ma dostępu do podstawowych usług i nie może liczyć na żadną pomoc, choć na nową, nieprzygotowaną do uprawy ziemię przybywają w najgorszym możliwym momencie, czyli na początku czasu żniw.
Ponadto rząd nie troszczy się o żywność dla takich ludzi, przez co "powszechne są przypadki śmierci głodowej" - podkreśla HRW w raporcie.
Organizacja zaznacza, że ziemia bezprawnie odebrana jej mieszkańcom przekazywana jest w dzierżawę inwestorom z zagranicy.
- Setki inwestorów z całego świata kierują się do Afryki, skuszone tanią i powszechnie dostępną ziemią, aby uprawiać na niej żywność przeznaczoną na eksport - ocenia szef amerykańskiego think tanku Oakland Institute Anuradha Mittal. Potwierdza przy tym, że z uzyskanych informacji wynika, że dzieje się to kosztem mieszkańców tych obszarów.
Władze etiopskie odrzucają zarzuty. - Human Rights Watch niesłusznie uznała, że program tworzenia wiosek nie cieszy się popularnością i stwarza problemy - oświadczył rzecznik rządu Bereket Simon. - Program funkcjonuje przy pełnym współudziale władz regionalnych, rządu i samych mieszkańców - podkreślił. Wicepremier i szef MSZ Etiopii Hailemariam Dessalegn dodał, że ziemie udostępniane inwestorom to tereny nizinne, których nie chcą uprawiać rolnicy.
>>>>
No to jakis koszmar . Jak mozna gnebic ludzi w imie interesow globalnych kapitalistow !
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Czw 18:08, 28 Cze 2012, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:57, 03 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Etiopia zmierza ku tyranii
W obskurnym etiopskim więzieniu, gdzie roi się od wszy, pcheł i olbrzymich szczurów, dwóch Szwedów odsiaduje wyrok 11 lat za uprawianie dziennikarstwa.
31-letni Martin Schibbye i 29-letni Johan Persson dzielą wąską pryczę – jeden śpi z głową tuż przy stopach drugiego. Schibbye raz obudził się, gdy w jego włosach zaczął mościć się szczur. Jak opowiada jego żona, Linnea Schibbye Steiner, która ostatni raz widziała się z nim w grudniu, w więzieniu szaleją choroby i przemoc. Osadzeni stale biją się między sobą i kaszlą krwią. W ciągu dnia panuje tu upał, w nocy zaś dotkliwy mróz. Szwedom nie wolno korzystać z maila ani telefonu. Na szczęście, dodaje Steiner, około 250 stłoczonych w celi etiopskich więźniów chroni obu dziennikarzy, modli się za nich i żartobliwie nazywa ich pryczę "szwedzką ambasadą”.
Jakiego przestępstwa dopuścili się dwaj mężczyźni? Otóż ich zbrodnią była odwaga. Pojechali oni do regionu Ogaden, by zbadać doniesienia o łamaniu praw człowieka.
Premier Meles Zenawi, którego rządy w Etiopii coraz bardziej przypominają tyranię, zdaje się ostrzegać dziennikarzy z całego świata: “Nie ważcie się ze mną zadzierać!". Jedynym rozsądnym wyjściem pozostaje więc skrupulatna obserwacja nasilających się represji. Niestety, nadużycia Melesa są tolerowane przez Waszyngton oraz wspomagające Etiopię organizacje charytatywne.
Szwedzcy dziennikarze prawdopodobnie zostaną zwolnieni wcześniej na skutek presji międzynarodowej. Na łaskę nie mogą za to liczyć tysiące Etiopczyków, którym grożą tortury, gwałty oraz więzienie.
Obecnie przebywam w Davos w Szwajcarii, na dorocznym szczycie Światowego Forum Ekonomicznego. Jest tu także Meles. Od paru dni próbuję go złapać, by porozmawiać z nim i spytać go o przyczyny brutalnej polityki jego reżimu.
Premier nie zgodził się na wywiad ze mną, więc poprosiłem obserwujących mnie na Twitterze użytkowników, by dawali mi znać, ilekroć natkną się na Melesa. Chciałbym dowiedzieć się, czemu zmusił w ostatniej dekadzie do emigracji więcej dziennikarzy, niż jakikolwiek inny przywódca na świecie. Tak wynika z danych nowojorskiego Committee to Protect Journalists.
Meles zrobił naprawdę wiele dobrego na froncie walki z ubóstwem. Kilku jego podwładnych to znakomici fachowcy, jak chociażby świetny minister zdrowia, a sam kraj dokonał znaczących postępów w dziedzinie zdrowotności i rolnictwa. W Etiopii działa wiele organizacji pomocowych, a władze prowadzą ścisłą współpracę wywiadowczą i militarną z rządem amerykańskim.
Mimo to od 2005 roku, kiedy podczas pierwszej szeroko zakrojonej akcji pacyfikacyjnej zginęło 200 protestujących, a 30 tysięcy zostało aresztowanych, Meles coraz mocniej przykręca śrubę. W styczniowym raporcie Human Rights Watch czytamy, że rząd przymusowo przesiedla dziesiątki tysięcy osób z wiejskich domów do sztucznie tworzonych osad, gdzie grozi im śmierć głodowa. Etiopczyków, którzy sprzeciwiają się nakazowi, czeka areszt, pobicie, bądź jeszcze gorszy los.
“Represje są coraz bardziej dotkliwe", pisze Tamerat Negera, który wyjechał do USA w 2009 roku, kiedy zamknięto redagowaną przez niego gazetę. “Premier najwyraźniej chce wyeliminować wszystkich myślących inaczej niż on".
Meles uznaje sprzeciw wobec rządu za przestępstwo. Bloger Eskinder Nega usłyszał zarzut terroryzmu, co może oznaczać wyrok śmierci. Jedynym jego przewinieniem był apel do władz o wolność słowa i zaniechanie tortur.
Co zatrważające, reżim Melesa wykorzystuje zagraniczną pomoc żywnościową, by rozprawiać się z przeciwnikami. Etiopia jest jednym z największych na świecie beneficjentów pomocy rozwojowej – co roku otrzymuje z tego tytułu prawie 3 miliardy dolarów – zaś USA jednym z najhojniejszych jej sponsorów. Fundusze te ratują życie wielu ludzi, ale zarazem “wspierają represje w Etiopii", jak ocenia Human Rights Watch.
Organizacje praw człowieka dowiodły, że władze etiopskie rozmyślnie głodzą poszczególne rodziny – jak również całe regiony kraju – dopóki nie zaczną one popierać rządu.
Jestem gorącym zwolennikiem sensownej pomocy humanitarnej jako metody walki z ubóstwem na świecie. Jednak darczyńcy i organizacje muszą mieć pewność, że ich działania nie legitymizują represji.
Reżim Melesa, zdominowany przez klikę wywodzącą się (podobnie jak sam premier) z mniejszościowego plemienia Tigrajczyków, największych okrucieństw dopuszcza się w regionie Ogaden, gdzie wybuchło zbrojne powstanie. Kiedy mój kolega z “New York Timesa", Jeffrey Gettleman, pojechał w 2007 roku do tej prowincji, odkrył, że gwałty i tortury są tam na porządku dziennym. Władze aresztowały Gettlemana i jego dwóch towarzyszy, po czym przez pięć dni przetrzymywały ich w skandalicznych warunkach.
Dwaj szwedzcy reporterzy przedostali się nielegalnie na teren Ogaden, gdzie spotkali się z grupą rebeliantów. Mieli zamiar opisać łamanie praw człowieka na tym obszarze. W grudniu skazano obu na karę 11 lat więzienia.
Steiner, żona Schibbye, opowiada o warunkach, w jakich odbywają wyrok: “Jedenaście lat w etiopskim więzieniu to jak dożywocie, bo nikomu nie udaje się tyle przeżyć".
W ostatnich 11 miesiącach władze aresztowały co najmniej 114 etiopskich dziennikarzy oraz polityków opozycji.
>>>>
No to koszmar ! Gdy swiat idzie ku wolnosci w Etiopii ida ku niewoli . Znow przeklenstwo obledu wladzy zawislo nad tym krajem !
Johan Persson i Martin Schibbye, fot. AFP -
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 16:48, 14 Mar 2012 Temat postu: |
|
|
Etiopia: nieznani sprawcy ostrzelali autobus, 19 osób zginęło
Dziewiętnaście osób zginęło i osiem zostało rannych w wyniku ostrzelania przez nieznanych sprawców autobusu w południowo-zachodniej Etiopii - podały władze stanu Gambela, gdzie doszło do ataku.
Gubernator Omod Obang Olum powiedział dziś, że ofiary to Etiopczycy, którzy jechali publicznym autobusem do miasta Bonga. Dodał, że uzbrojeni w broń maszynową zabójcy są ścigani i nie są znane ich motywy. Gambela jest dotknięta sporami o ziemię i wodę. Na jej terytorium napływają uchodźcy z sąsiedniego Sudanu Południowego, uciekający przed wewnętrznymi konfliktami po oddzieleniu się od Sudanu jej południowej części i utworzeniu samodzielnego państwa.
W całym 2011 r. na skutek lokalnych walk w Sudanie Południowym zginęło 3 tys. ludzi, a ponad 300 tys. opuściło swoje domy.
>>>>
Czekamy na wyjasnie kto to zrobil i po co ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:09, 28 Cze 2012 Temat postu: |
|
|
Bloger skazany na dożywocie. Kontrowersje wokół ustawy
Dziennikarz i bloger Eskinder Nega został uznany za winnego złamania etiopskiej ustawy antyterrorystycznej. Prokurator orzekł karę dożywotniego pozbawienia wolności.
Eskinder Nega i 23 inne osoby zostały oskarżone o utrzymywanie kontaktów z organizacją Ginbot Seven, która zwalcza rząd w Etopii. W kraju Ginbot Seven jest oficjalnie uznana za organizację terrorystyczną i wszelka współpraca z nią jest definiowana w świetle prawa jako przestępstwo.
- Korzystając z zapisu o wolności słowa, ci przestępcy chcieli doprowadzić do destabilizacji kraju - prokurator uzasadniał wyrok dożywocia dla oskarżonych.
Za złamanie, budzącej kontrowersje na Zachodzie, ustawy grozi w Etopii kara śmierci. Jednak wyrok dożywotniego pozbawienia wolności nie zmniejsza krytyki - To czarny dzień dla wymiaru sprawiedliwości w Etopii - skomentowała krótko Claire Beston z Amnesty International.
Zdaniem Leslie Lefkow z Human Rights Watch, sprawa Eskundera Nega wybitnie dowodzi, że rząd Etopii jest w stanie posunąć się bardzo daleko, żeby uciszyć osoby, które odważą się go skrytykować.
W samej sprawie pojawiają się pewne nieścisłości. Dziennikarka BBC Anne Waithera podała do wiadomości, że oprócz Nega na ławie oskarżonych znalazło się 8 a nie 23 osoby.
Dziennikarz został zatrzymany we wrześniu po opublikowaniu artykułu, w którym skrytykował aresztowanie w Etopii osób na mocy ustawy antyterrorystycznej. Przykładem może być sprawa dwóch szwedzkich dziennikarzy skazanych na 11 lat więzienia za wspieranie antyrządowej Ogaden National Liberation Front.
W ostatnim miesiącu Eskunder Nega został laureatem nagrody Pen America "Wolność pisania".
????
O co chodzi ???
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:19, 13 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Etiopia: sąd skazał opozycjonistów na długoletnie więzienie
Etiopski sąd skazał w piątek znanego dziennikarza i blogera na 18 lat więzienia za terroryzm, a 23 działaczy opozycji na kary więzienia od ośmiu lat do dożywocia w procesie krytykowanym przez obrońców praw człowieka.
Skazany na 18 lat więzienia dziennikarz Eskinder Nega był wcześniej wielokrotnie więziony za krytykowanie władz - pisze agencja AFP. Negę skazano za współpracę z ugrupowaniem Ginbot 7, uznaną w zeszłym roku przez rząd w Addis Abebie za organizacją terrorystyczną.
Wyrok dożywocia otrzymał opozycjonista Andualem Arage. Sąd uznał go za "szefa lub jednego z decydentów organizacji terrorystycznej" w Etiopii - podała AFP, nie precyzując jednak nazwy tej organizacji. Dożywocie otrzymało również dwóch innych prominentnych działaczy opozycji, Berhanu Nega i Andargachew Tsige, którzy przebywają poza krajem - poinformował Reuters.
Według tej agencji wszystkich 24 Etiopczyków zostało uznanych za winnych spiskowania z rebeliantami w celu obalenia rządu. Reuter zauważa, że to trzecia taka sprawa w ciągu pół roku, w którą uwikłani są przedstawiciele mediów.
Podczas piątkowej rozprawy na sali sądowej obecnych było tylko ośmiu oskarżonych; szesnastu pozostałych zostało osądzonych zaocznie.
Oskarżeni zostali skazani na mocy ustawy antyterrorystycznej, krytykowanej przez obrońców praw człowieka za to, że pozwala na tłumienie wolności wypowiedzi i zamykanie ust opozycji.
Komitet Ochrony Dziennikarzy (CPJ), którego siedziba znajduje się w USA, skrytykował wyrok, oskarżając etiopski rząd o "wykorzystywanie walki z terroryzmem jako pretekstu do uciszania i ograniczania działalności opozycji".
>>>>
Koszmar . Co atm sie dzieje !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:49, 24 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Choroba premiera Etiopii niepokoi Zachód.
Meles Zenawi, premier Etiopii i jej zaledwie trzeci w ciągu ostatniego stulecia przywódca, zapadł na tajemniczą chorobę. Niedyspozycja jednego z najpotężniejszych współczesnych afrykańskich władców wywołała niepokój o losy Rogu Afryki.
Panujący od ponad dwudziestu lat Meles Zenawi po raz ostatni pojawił się publicznie przed miesiącem na naradzie państw grupy G20 w Meksyku. Na początku lipca nie zjawił się w parlamencie, gdy posłowie debatowali nad budżetem państwa. Już wtedy rozeszły się plotki, że choruje. Kiedy zaś nie pojawił się na zorganizowanym w połowie lipca szczycie Unii Afrykańskiej w Addis Abebie (nie zdarzyło mu się to nigdy wcześniej), wrogowie, których Melesowi Zenawiemu nigdy nie brakowało, zaczęli rozgłaszać, że umarł albo zapadł na chorobę tak ciężką, że uniemożliwiającą mu dalsze rządy.
Gazeta "Daily Telegraph" podała, że etiopski premier leczy się w Brukseli w klinice, specjalizującej się w chorobach krwi i najprawdopodobniej cierpi na białaczkę. Etiopskie władze, które, jak cesarski dwór, zbywały plotki o chorobie władcy milczeniem, musiały zabrać głos, gdy otwierając obrady szczytu Unii Afrykańskiej, prezydent Senegalu Macky Sall wyraził żal z powodu nieobecności Melesa i życzył mu powrotu do zdrowia. - Premierowi nie dokucza nic poważnego, ale jest przepracowany, pozostając przez tyle lat bez przerwy na służbie kraju - oznajmił rzecznik rządu Simon Bereket. - Lekarze poradzili mu, by wziął kilka dni urlopu, wkrótce wróci do pracy.
Niedyspozycja władcy 70-milionowej Etiopii, regionalnego mocarstwa z Rogu Afryki, zaniepokoiła przywódców Zachodu. Etiopczyk od lat pełni bowiem rolę żandarma i lojalnego sojusznika, strzegącego Zachód przed somalijskimi talibami, dżihadystami z Jemenu oraz wojennym chaosem z Sudanu.
Nowy afrykański przywódca
Zanim stał się najważniejszym przyjacielem Zachodu w Afryce, Meles Zenawi był komunistą i wrogiem wszystkiego, co zachodnie. Za zdrajcę rewolucji uważał nawet komunistycznego satrapę płk. Mengystu Hajle Marjama, który w 1974 r. obalił cesarza Hajle Syllasje.
W 1979 r. Meles rzucił medyczne studia w Addis Abebie i w rodzinnej prowincji Tire przystał do rebeliantów, którzy wraz z partyzantami ze zbuntowanej prowincji Erytrea wydali wojnę Mengystu. Dziesięć lat później, już jako szef partyzantki, Meles Zenawi zjednoczył powstańców w Etiopski Ludowo-Rewolucyjny Front Demokratyczny, po upadku ZSRR wyrzekł się komunizmu i wyciągnął rękę po pomoc do Amerykanów. W maju 1991 r., przy wsparciu USA, partyzanci Melesa obalili Mengystu, a on sam ogłosił się prezydentem. Miał wtedy zaledwie 36 lat.
Na Zachodzie zaliczono go do nowego pokolenia afrykańskich przywódców, którzy zdobyli władzę w wyniku partyzanckiej wojny, ale nie traktowali jej jak łupu, lecz służbę. Obok Melesa do tego grona zaliczano jego sojusznika z Erytrei Isaiasa Afewerkiego (w podzięce za wspólną wojnę z Mengystu, Meles zgodził się, by po 30-letniej wojnie Erytrea ogłosiła niepodległość), Yoweriego Museveniego z Ugandy, Paula Kagame z Rwandy. Wraz z następcą Nelsona Mandeli, Thabo Mbekim z RPA, mieli stać na czele renesansu Afryki.
Otwierali oni swoje kraje na świat i zagranicznych inwestorów, wprowadzali reformy, zalecane przez zachodnich ekonomistów, walczyli z plagami trybalizmów i korupcji. Skuteczność ich rządów sprawiała, że na Zachodzie wybaczano im ich autorytaryzm.
Pod rządami Melesa Etiopia stała się jednym z najważniejszych sojuszników Zachodu w Afryce. Jako strażniczka Rogu Afryki stała się amerykańską bazą, z której nadzorowano sytuację w sąsiedniej Somalii, a także Jemenie, po drugiej stronie Morza Czerwonego. Za namową Amerykanów Etiopia dwukrotnie, w latach 2006-2009 i jesienią 2011 r., najeżdżała Somalię, by gromić tamtejszych talibów. Na prośbę Waszyngtonu asystowała też w rokowaniach w sprawie pokojowego rozwodu Sudanu Płd. z resztą sudańskiego państwa. W latach 1998-2000 stoczyła też graniczną wojnę z Erytreą.
Upadek autorytetu
Zachwyt Zachodu dla Melesa zaczął maleć w 2005 r., gdy po sfałszowanych przez władze wyborach policja stłumiła uliczne protesty, zabijając prawie 200 osób i wtrącając do więzienia tysiące. Obrońcy praw człowieka zaczęli wypominać Melesowi, rządzącemu jako premier od 1995 r., że odkąd objął władzę, żadne wybory nie były uczciwe, że prześladuje opozycję i dziennikarzy. Ulubieńca Zachodu zaczęto nazywać oświeconym satrapą, nowym cesarzem z Addis Abeby.
Kulisy walki o władzę w Etiopii otoczone są tajemnicą. Po wyborach w 2010 r. Zenawi zapowiadał, że przed nowymi - w 2015 roku - odda władzę i na polityczną emeryturę zabierze ze sobą także większość obecnych dygnitarzy, by zrobili miejsce młodszym.
Sprawujący absolutną władzę liczący zaledwie 57 lat Meles nie namaścił następcy. Odkąd w 2001 r. stłumił próbę pałacowego przewrotu we własnej partii, niewiele wiadomo o frakcyjnych rywalizacjach o sukcesję. Według konstytucji, w czasie urlopu premiera zastępować go będzie wicepremier i minister dyplomacji 47-letni Hailemariam Dessalegn.
Tajemnicza choroba Melesa niepokoi przywódców Zachodu, zatroskanych stabilnością regionalnego mocarstwa, a także tym, czy zajęta sukcesją dalej będzie równie uważnie pilnować biegu spraw.
Wojciech Jagielski
>>>>>
Tak o Etiopii w Polsce mamy potezna literuture i znamy ten kraj bardzo dobrze .
Tam potrzeba szybkiego wzrostu PKB bo naprawde tam jest bieda NAWET jak na Afryke ...
Nie sprzyja temu skostnialy system . I nic nie pomoga zagraniczne inwestycje bo nigdzie nie pomogly . Trzeba rozkrecic miejscowe male firmy a w tym celu musi byc latwosc ich zakladania i stabilnosc funkcjonowania czyli nie ze jakas mafia pobiera haracz ...
No i oczywiscie zadne tam falszowanie wyborow . Zachodnie zgnilki jak zwykle popieraja rezim ALE MY NIE ! Precz z dyktatorem ...
A choroba to pokuta za grzechy . I tak szybko przyszla . Ma szanse sie opamietac !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 17:53, 24 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Choroba premiera Etiopii niepokoi Zachód.
Meles Zenawi, premier Etiopii i jej zaledwie trzeci w ciągu ostatniego stulecia przywódca, zapadł na tajemniczą chorobę. Niedyspozycja jednego z najpotężniejszych współczesnych afrykańskich władców wywołała niepokój o losy Rogu Afryki.
Panujący od ponad dwudziestu lat Meles Zenawi po raz ostatni pojawił się publicznie przed miesiącem na naradzie państw grupy G20 w Meksyku. Na początku lipca nie zjawił się w parlamencie, gdy posłowie debatowali nad budżetem państwa. Już wtedy rozeszły się plotki, że choruje. Kiedy zaś nie pojawił się na zorganizowanym w połowie lipca szczycie Unii Afrykańskiej w Addis Abebie (nie zdarzyło mu się to nigdy wcześniej), wrogowie, których Melesowi Zenawiemu nigdy nie brakowało, zaczęli rozgłaszać, że umarł albo zapadł na chorobę tak ciężką, że uniemożliwiającą mu dalsze rządy.
Gazeta "Daily Telegraph" podała, że etiopski premier leczy się w Brukseli w klinice, specjalizującej się w chorobach krwi i najprawdopodobniej cierpi na białaczkę. Etiopskie władze, które, jak cesarski dwór, zbywały plotki o chorobie władcy milczeniem, musiały zabrać głos, gdy otwierając obrady szczytu Unii Afrykańskiej, prezydent Senegalu Macky Sall wyraził żal z powodu nieobecności Melesa i życzył mu powrotu do zdrowia. - Premierowi nie dokucza nic poważnego, ale jest przepracowany, pozostając przez tyle lat bez przerwy na służbie kraju - oznajmił rzecznik rządu Simon Bereket. - Lekarze poradzili mu, by wziął kilka dni urlopu, wkrótce wróci do pracy.
Niedyspozycja władcy 70-milionowej Etiopii, regionalnego mocarstwa z Rogu Afryki, zaniepokoiła przywódców Zachodu. Etiopczyk od lat pełni bowiem rolę żandarma i lojalnego sojusznika, strzegącego Zachód przed somalijskimi talibami, dżihadystami z Jemenu oraz wojennym chaosem z Sudanu.
Nowy afrykański przywódca
Zanim stał się najważniejszym przyjacielem Zachodu w Afryce, Meles Zenawi był komunistą i wrogiem wszystkiego, co zachodnie. Za zdrajcę rewolucji uważał nawet komunistycznego satrapę płk. Mengystu Hajle Marjama, który w 1974 r. obalił cesarza Hajle Syllasje.
W 1979 r. Meles rzucił medyczne studia w Addis Abebie i w rodzinnej prowincji Tire przystał do rebeliantów, którzy wraz z partyzantami ze zbuntowanej prowincji Erytrea wydali wojnę Mengystu. Dziesięć lat później, już jako szef partyzantki, Meles Zenawi zjednoczył powstańców w Etiopski Ludowo-Rewolucyjny Front Demokratyczny, po upadku ZSRR wyrzekł się komunizmu i wyciągnął rękę po pomoc do Amerykanów. W maju 1991 r., przy wsparciu USA, partyzanci Melesa obalili Mengystu, a on sam ogłosił się prezydentem. Miał wtedy zaledwie 36 lat.
Na Zachodzie zaliczono go do nowego pokolenia afrykańskich przywódców, którzy zdobyli władzę w wyniku partyzanckiej wojny, ale nie traktowali jej jak łupu, lecz służbę. Obok Melesa do tego grona zaliczano jego sojusznika z Erytrei Isaiasa Afewerkiego (w podzięce za wspólną wojnę z Mengystu, Meles zgodził się, by po 30-letniej wojnie Erytrea ogłosiła niepodległość), Yoweriego Museveniego z Ugandy, Paula Kagame z Rwandy. Wraz z następcą Nelsona Mandeli, Thabo Mbekim z RPA, mieli stać na czele renesansu Afryki.
Otwierali oni swoje kraje na świat i zagranicznych inwestorów, wprowadzali reformy, zalecane przez zachodnich ekonomistów, walczyli z plagami trybalizmów i korupcji. Skuteczność ich rządów sprawiała, że na Zachodzie wybaczano im ich autorytaryzm.
Pod rządami Melesa Etiopia stała się jednym z najważniejszych sojuszników Zachodu w Afryce. Jako strażniczka Rogu Afryki stała się amerykańską bazą, z której nadzorowano sytuację w sąsiedniej Somalii, a także Jemenie, po drugiej stronie Morza Czerwonego. Za namową Amerykanów Etiopia dwukrotnie, w latach 2006-2009 i jesienią 2011 r., najeżdżała Somalię, by gromić tamtejszych talibów. Na prośbę Waszyngtonu asystowała też w rokowaniach w sprawie pokojowego rozwodu Sudanu Płd. z resztą sudańskiego państwa. W latach 1998-2000 stoczyła też graniczną wojnę z Erytreą.
Upadek autorytetu
Zachwyt Zachodu dla Melesa zaczął maleć w 2005 r., gdy po sfałszowanych przez władze wyborach policja stłumiła uliczne protesty, zabijając prawie 200 osób i wtrącając do więzienia tysiące. Obrońcy praw człowieka zaczęli wypominać Melesowi, rządzącemu jako premier od 1995 r., że odkąd objął władzę, żadne wybory nie były uczciwe, że prześladuje opozycję i dziennikarzy. Ulubieńca Zachodu zaczęto nazywać oświeconym satrapą, nowym cesarzem z Addis Abeby.
Kulisy walki o władzę w Etiopii otoczone są tajemnicą. Po wyborach w 2010 r. Zenawi zapowiadał, że przed nowymi - w 2015 roku - odda władzę i na polityczną emeryturę zabierze ze sobą także większość obecnych dygnitarzy, by zrobili miejsce młodszym.
Sprawujący absolutną władzę liczący zaledwie 57 lat Meles nie namaścił następcy. Odkąd w 2001 r. stłumił próbę pałacowego przewrotu we własnej partii, niewiele wiadomo o frakcyjnych rywalizacjach o sukcesję. Według konstytucji, w czasie urlopu premiera zastępować go będzie wicepremier i minister dyplomacji 47-letni Hailemariam Dessalegn.
Tajemnicza choroba Melesa niepokoi przywódców Zachodu, zatroskanych stabilnością regionalnego mocarstwa, a także tym, czy zajęta sukcesją dalej będzie równie uważnie pilnować biegu spraw.
Wojciech Jagielski
>>>>>
Tak o Etiopii w Polsce mamy potezna literuture i znamy ten kraj bardzo dobrze .
Tam potrzeba szybkiego wzrostu PKB bo naprawde tam jest bieda NAWET jak na Afryke ...
Nie sprzyja temu skostnialy system . I nic nie pomoga zagraniczne inwestycje bo nigdzie nie pomogly . Trzeba rozkrecic miejscowe male firmy a w tym celu musi byc latwosc ich zakladania i stabilnosc funkcjonowania czyli nie ze jakas mafia pobiera haracz ...
No i oczywiscie zadne tam falszowanie wyborow . Zachodnie zgnilki jak zwykle popieraja rezim ALE MY NIE ! Precz z dyktatorem ...
A choroba to pokuta za grzechy . I tak szybko przyszla . Ma szanse sie opamietac !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:25, 21 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Śmierć żandarma Rogu Afryki - Melesa Zenawiego.
Śmierć premiera Etiopii Melesa Zenawiego sprawi, że to regionalne mocarstwo afrykańskie będzie musiało zająć się wpierw sukcesją w Addis Abebie, a na później odłożyć sprawy pilnowania porządku w niespokojnym Rogu Afryki.
Jak poinformowała etiopska telewizja, panujący od 1991 r. 57-letni Meles Zenawi umarł po ciężkiej chorobie, z którą od dawna się zmagał. Pierwsze plotki o niedyspozycji etiopskiego przywódcy pojawiły się już w 2009 r. Władze kategorycznie je dementowały.
Zdrowie premiera - największa tajemnica
Melesa, byłego komunistę i rewolucjonistę, nazywano "czerwonym negusem" i "nowym cesarzem". I jak na monarszym dworze czy w komunistycznym politbiurze, stan zdrowia władcy utrzymywano w najgłębszym sekrecie. Nawet w lipcu, gdy Meles nie pojawił się na naradzie przywódców Unii Afrykańskiej w Addis Abebie jego ministrowie zapewniali, że wszystko jest w najlepszym porządku, a premier wziął tylko kilka dni urlopu. O chorobie premiera nie wiedzieli ponoć nawet ministrowie z jego rządu.
Tajemnica, jaką najbliżsi towarzysze premiera otoczyli jego chorobę, miała ustrzec Etiopię przed politycznymi niepokojami i chaotyczną walką o sukcesję. Etiopska opozycja, bezwzględnie prześladowana pod rządami Melesa, jest rozbita i słaba i nie jest w stanie zagrozić panującemu Etiopskiemu Ludowo-Rewolucyjnemu Frontowi Demokratycznemu. Wieść o chorobie władcy mogłyby za to wywołać frakcyjne wojny w rządzącym obozie i zagrozić stabilizacji 80-milionowej Etiopii, stanowiącej - obok Nigerii, Egiptu i Republiki Południowej Afryki - regionalne mocarstwo w Afryce.
Regionalna siła
Etiopska armia uważana jest za najlepszą w całej Afryce, a gospodarka od co najmniej 10 lat rozwija się w dwucyfrowym tempie. Rządzona od ponad 20 lat twardą ręką przez Melesa Zenawiego, z państwa biednego i upadłego, Etiopia przerodziła się w regionalnego żandarma, dyktującego wolę państwom regionu - Somalii, Sudanowi, Erytrei i Dżibuti, Kenii, Kongu, a nawet Jemenowi.
Rola ta sprawiła, że pod rządami Melesa Etiopia stała się najważniejszą sojuszniczką USA w Afryce. Etiopia wzięła na siebie zadanie upilnowania, by pogrążona w wojnie domowej Somalia nie została przejęta przez Al-Kaidę - etiopskie wojsko dwukrotnie najeżdżało w tym celu Somalię, a wojny nie wybuchały w afrykańskich kolosach Sudanie i Kongu.
Zachód przymyka oczy
W zamian za wyświadczane mu przez Melesa przysługi, Zachód nie szczędził mu pieniędzy i wsparcia. Przywódcy z Londynu i Waszyngtonu wychwalali gospodarcze sukcesy przywódcy, ale przymykali oczy, gdy prześladował opozycję, fałszował wybory lub zamykał gazety.
W ten sposób Meles panował jak oświecony władca absolutny, nie dopuszczając żadnej opozycji ani nawet krytyki, a kulisy pałacowych rozgrywek o władzę w Addis Abebie były głęboko skrywane. Zachód obawia się, że po śmierci władcy walka o sukcesję w Addis Abebie zburzy polityczną stabilizację i pozbawi Etiopię roli regionalnego żandarma.
Walka o władzę
Po śmierci Melesa obowiązki szefa rządu przejął tymczasowo jeden z jego faworytów, 47-letni wicepremier i minister dyplomacji Hailemariam Dessalegn. Nowego przywódcę wybierze rządząca partia na specjalnym zjeździe, którego terminu jeszcze nie ustalono.
Walka o władzę rozegra się między Tigrajczykami, którzy choć stanowią ledwie 6 proc. ludności, pod rządami Melesa objęli kontrolę nad większością państwowych stanowisk, a Amharami, uważającymi się za jedynych prawowitych gospodarzy Etiopii.
Tigrajczycy, starzy towarzysze broni Melesa z czasów zwycięskiej wojny partyzanckiej z lat 80., niechętnie ustąpią władzy. Za przywódcę "starej gwardii" uważany jest wszechpotężny szef sztabu etiopskiego wojska gen. Samora Yenus, krajan Melesa. Ale według krążących po Addis Abebie plotek on także podupadł na zdrowiu i wyjechał na leczenie za granicę. Pod rządami Melesa wojskowi zdobyli ogromną władzę w Addis Abebie, generałowie będą mieli wiele do powiedzenia przy wyborze nowego władcy, a on będzie musiał zabiegać o ich wsparcie. Wśród kandydatów na następcę po Melesie Zenawim wymienia się też panią Azeb Mesfin, jego żonę i matkę jego trojga dzieci.
Gdyby pałacowa wojna o tron między zazdrosnymi o władzę Tigrajczykami a mającymi dość ich panowania Amharami zaczynała grozić wybuchem prawdziwej wojny, wyznaczony na tymczasowego władcę Hailemariam Dessalegn, jako "człowiek z zewnątrz" mógłby okazać się możliwym do zaakceptowania przez wszystkich.
Jest pierwszym protestantem na czele etiopskiego państwa i pierwszym przywódcą, wywodzącym się z południa kraju, a nie z północy, dominującej dotąd w etiopskiej polityce. Na swojego zastępcę wybrał go w 2010 r. sam Meles, ale Hailemariam należy już do nowego pokolenia etiopskich polityków, nieskrępowanych czasami wojny domowej.
Szybka sukcesja?
- Niezależnie od tego, kto zastąpi Melesa, na początku swojego panowania i tak będzie się musiał skupić na sprawach kraju - powiedział Reuterowi były ambasador USA w Etiopii David Shinn. - Nie spodziewam się, by pod nowymi rządami miała się zmienić etiopska polityka zagraniczna, ale dopiero gdy poczuje się pewnie w swojej stolicy, nowy przywódca Etiopii będzie mógł zająć się sprawami regionu.
Dlatego Zachód chciałby, by sukcesję w Addis Abebie przeprowadzono jak najszybciej.
Meles Zenawi to już czwarty zmarły w tym roku afrykański przywódca. Przyczyną śmierci Etiopczyka był najprawdopodobniej rak. W lipcu na raka umarł prezydent Ghany John Atta-Mills, w kwietniu zmarł na serce prezydent Malawi Bingu wa Mutharika, a w styczniu, na cukrzycę, prezydent Gwinei-Bissau Malam Bacai Sanha.
Wojciech Jagielski, PAP
>>>>>
Musial umrzec bo stawal sie coraz gorszy . O ile łotrom zachodu to bylo obojentne byle robic biznes o tyle Bogu nie . On kazdego chce ratowac stad ta ciezka choroba jako pokuta ... Wszyscy oni w Afryce maja za uszami ale poniewaz Afryka jest kraina nieszczesc Bóg ocenia ich lagodnie . Co nie znaczy ze moga szalec . Trzeba tepic miejscowych bandytow psycholi i kanibali ...
Dobrze ze Etiopia utrzymuje porzadek w regionie brawo . Ale w kraju musi byc wszystko w porzadku a zwlaszcza gospodarka musi rosnac . Tam to podstawa . Bieda olbrzymia . A oczywiscie o falszowaniu czegokolwiek mowy nie ma . NIE WOLNO !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:45, 02 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Etiopia: setki tysięcy ludzi oddały ostatni hołd zmarłemu przywódcy
W stolicy Etiopii Addis Abebie odbył się pogrzeb zmarłego 20 sierpnia premiera Melesa Zenawiego. W uroczystościach wzięły udział dziesiątki prezydentów i innych ważnych osobistości z całego świata. Hołd przywódcy oddały setki tysięcy Etiopczyków.
Meles był u władzy od obalenia w 1991 roku marksistowskiego dyktatora Mengistu Hajle Mariama. Po zakończeniu kadencji na stanowisku prezydenta w 1995 roku został premierem. Krytycy Melesa zarzucali mu zwalczanie opozycji i niezależnych mediów pod pozorem troski o bezpieczeństwo narodowe.
- Był wyjątkowo mądrym i dalekowzrocznym człowiekiem – powiedziała podczas ceremonii ambasador Stanów Zjednoczonych przy ONZ Susan Rice. W mowach pogrzebowych wspominali go również przywódcy afrykańscy, określając mianem "największego bojownika o wolność", nazywając "siłą, na której Unia Afrykańska opierała się przez ostatnią dekadę".
W uroczystościach wzięli udział m.in. założyciel Microsoftu, miliarder Bill Gates z żoną i ścigany listem gończym przez Międzynarodowy Trybunał Karny prezydent Sudanu Omar el-Baszir.
>>>>
jak widzicie obluda na calego ...
Na ulicach Addis Abeby Melesa żegnały tłumy ludzi, ubranych w czarne koszulki z jego podobizną.
- Pamiętam dzień, kiedy obiecał, że nasz kraj się rozwinie i dotrzymał słowa. Jestem dumny, że rozwijamy się najszybciej na świecie - powiedział jeden z przedsiębiorców. - Wiem, że jeszcze jest dużo do zrobienia, ale zaciskamy zęby, by było lepiej. Boję się teraz o przyszłość Etiopii. Mam nadzieję, że nie będzie żadnej wojny i przekazanie władzy pójdzie gładko – dodał.
Za rządów Melesa Etiopia stała się jednym z najszybciej rozwijających się krajów świata.
- Ja jestem z Sudanu Południowego i wiem, że nasz młody kraj zawdzięcza zmarłemu premierowi bardzo wiele. Z pewnością zabraknie go przy stole w negocjacjach pokojowych, jakie toczą ze sobą państwa sudańskie – powiedział sudański dziennikarz Tut Jok.
Po dojściu do władzy Meles stał się wyjątkowo wpływowym i aktywnym politykiem w rejonie Afryki Wschodniej. Był głównym mediatorem w konflikcie państw sudańskich, wysłał etiopską armię, która ma opinię najlepszej w Afryce, do Somalii, by zwalczała bojówki powiązane z Al-Kaidą. Był kluczową postacią w Unii Afrykańskiej, która ma swoją siedzibę w Addis Ababie.
- Bardzo płakałem po premierze, ale już mam dość. Dwa tygodnie żałoby, nie można było nawet słuchać muzyki. Wszędzie tylko nasz tradycyjny flet pasterski i jego dość irytująca melodia żałobna. Myślałem, że oszaleję. Szkoda mi premiera, ale musimy sobie teraz bez niego poradzić – powiedział didżej Brook.
Meles Zenawi zmarł dwa tygodnie temu w Brukseli, po długiej chorobie, choć według oficjalnego oświadczenia rządu Etiopii była to "nagła infekcja". Miał 57 lat. Spoczął w stołecznej katedrze Świętej Trójcy, obok ostatniego cesarza Etiopii Hajle Sellasjego.
>>>>
Zenawi podobnie jak Walesa sie skompromitowal . Wladza go zniszczyla moralnie ! ALE ! Lud poprawil swoj poziom zycia i zwyklemu czlowiekowi jest NIEPOROWNANIE lepiej ! Odwrotnie niz w Polsce . Gdzie nastapila ekonomiczna tragedia . A to diametralna roznica ... Trzeba sie molic za jego dusze bo rzadzacy beda przez Boga rozliczanie nieporownanie surowiej niz zwykli ludzie a on nagrzeszyl . Obludne zachwyty nic tu nie pomoga !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:32, 16 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Fiona Ehlers | Der Spiegel
Der Spiegel
Cud z Wonchi
Sukces tego projektu oznaczałoby prawdziwą rewolucję. Skończyłyby się problemy z kształceniem, można by pokonać przepaść dzielącą bogatych od biednych.
W odległej, biednej wiosce w Etiopii przeprowadzono ciekawy eksperyment: sponsorzy z całego świata podarowali tutejszym dzieciom tablety. Gdy po pewnym czasie pojechano tam, by sprawdzić, jak sobie z nimi poradziły, efekty przeszły wszelkie oczekiwania. Malcy rozpracowali aplikacje, nakręcili filmiki wideo i nauczyli się trochę angielskiego - a wszystko to bez niczyjej pomocy.
Droga do Wonchi prowadzi nad krawędzią wygasłego wulkanu. Ścieżka wije się wśród plantacji bananów i kolczastych krzewów, pachnie tu dzikim majerankiem. W głębi leży jezioro wulkaniczne, a za nim ciągną się Wielkie Rowy Afrykańskie, nazywane też kolebką ludzkości. W zagłębieniu tym przed milionami lat żyli przodkowie Homo sapiens. Gdy spojrzy się na tę równinę z jej zielonymi, falującymi pagórkami, ma się wrażenie, że wszystko wygląda tu tak samo jak dawniej, zanim do tej okolicy wtargnęła nowoczesność. (…)
Żyje tutaj osiem rodzin, mieszkają w glinianych chatach o spiczastych dachach pokrytych słomą. Wonchi przypomina trochę wioskę smerfów. Nie ma tu prądu ani bieżącej wody, do najbliższego źródła trzeba iść godzinę, najbliższa szkoła znajduje się o dwanaście kilometrów stąd.
Kiedy Amerykanin Matt Keller po raz pierwszy stanął na krawędzi krateru między jeziorem a doliną i spojrzał na Wonchi, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Poszukiwał właśnie miejsca maksymalnie odległego od całej reszty świata i zamierzał już wracać, bo nie przypuszczał, że ktoś tu może mieszkać.
Od końca października czuje jednak, że jest nieco bliżej tutejszych ludzi. Świat w jego rodzinnym Cambridge zniknął pod falami, szalał huragan “Sandy“, a dom Kellera znalazł się pod wodą. Nie było ogrzewania, cieplej wody, światła, nie działało nic. On sam przez dwa dni siedział w swoim samochodzie, ładował komórkę od zapalniczki i odbierał telefony z całego świata. Naukowcy, dziennikarze i sponsorzy chcieli wiedzieć, co będzie z komputerowym projektem, z dziećmi i ich szansą na lepszą przyszłość.
Potem, grudniowy rankiem, Matt Keller pojawił się w wiosce, była to jego już piąta wizyta w Wonchi. Chciał wiedzieć, jakie postępy zrobiły dzieci od czasu, kiedy był tu po raz ostatni. Wybiegło mu naprzeciw kilka dziewczynek i chłopiec, wzięli go za rękę i zaprowadzili do nowej chaty z bateriami słonecznymi na dachu.
Dzieci były bose, ośmioletni Kelbessa z rozczochraną czupryną, o zamyślonym spojrzeniu, miał na sobie sztywną od brudu męską marynarkę i niósł po pachą brązowy skórzany przedmiot, który wyglądał jak aktówka. Starsza o dwa lata Abebech z braku kolczyków miała w uszach zapałki, na plecach zaś niosła w chuście swojego młodszego brata.
Również ona trzymała w ręce ten przedmiot, "komputera", jak nazywali go malcy - przenośny tablet PC z ekranem dotykowym. Abebech włączyła go, na monitorze pojawiły się trzy litery: "A" miało czapkę bejsbolową, "B" śpiewało do mikrofonu, a "C" rapowało. Literki śpiewały ostrymi elektronicznymi głosami: "ABC", brzmiały podobnie jak Teletubisie, człowiek dorosły nie był w stanie długo tego wytrzymać.
Abebech jednak podobała się ta piosenka, mogła jej słuchać całymi godzinami. W skupieniu rysowała palcami litery na wyświetlaczu, wycierając sobie nos brzegiem dłoni, błyskawicznie otwierała kolejne aplikacje, stukała i pisała jak w transie.
Po kilku minutach z kolei Kelbessa pokazał Kellerowi swoje najnowsze dzieło. Przechytrzył system zabezpieczeń, chroniący przed dziećmi programy ze zdjęciami i nagraniami wideo, ponieważ zużywają one zbyt wiele prądu i miejsca na kartach pamięci. Kelbessa nakręcił nawet dwuminutowy filmik - był na nim jego dziadek z bydłem, chata, jego siostry. Chłopiec promieniał z dumy.
Keller siedział obok dzieci na pokrytej kurzem podłodze, patrzył, nic nie mówił i cały czas tylko myślał, że jest oto świadkiem prawdziwego cudu, cudu z Wonchi. Dotychczas jeszcze nikt z zachodniego świata nie przybył tu, by zbadać owe niezwykłe zjawisko.
Matt Keller ma 48 lat, jest refleksyjnym Amerykaninem w spodniach safari. Od kiedy ów "ferenji", "biały" odwiedza od czasu do czasu Wonchi, wszystko tu wygląda już inaczej. Keller pracuje w Massachusetts Institute of Technology w Cambridge. Ma dostarczyć dowodu, że dzieci są w stanie nauczyć się wszystkiego, samodzielnie i bez żadnych wskazówek. Dzieci, które nie mają możliwości uczęszczania do szkoły, bo najbliższa znajduje się zbyt daleko albo rodzice wolą wysyłać je po wodę lub na pole, gdzie rano pilnują krów, a wieczorem pasą kozy.
Co byłoby jednak, gdyby owym dzieciom, których rodzice nie potrafią ani pisać, ani czytać, dać do dyspozycji komputer? Zaopatrzyć go w programy edukacyjne, filmy o zwierzętach i dalekich krajach, gry, a wszystko to w języku angielskim i amharskim - etiopskim języku urzędowym? Gdyby tak pozwolić im po prostu robić to, co chcą, w nadziei, że same udzielą sobie lekcji i będą się uczyć jedno od drugiego?
Może dzięki temu krajom rozwijającym się udałoby się dokonać skoku do epoki cyfrowej? Czy raczej tablety pokryją się kurzem, równie szybko jak zabawki, które lądują na śmietniku, gdy przestają już być nowe i interesujące? Kto wie, może jednak udałoby się w ten sposób pomóc nawet stu milionom dzieciom niemającym możliwości kształcenia się, bo mieszkają na wsi albo ich rodziny są zbyt biedne?
Matt Keller w każdym razie mocno w to wierzy. Wierzy, że malcom wystarczy dać komputer, a cała reszta przyjdzie sama. - Dzieci to autodydaktycy - mówi - przecież chodzenia i mówienia nie trzeba ich wcale uczyć.
Jeśli jego projekt się powiedzie, oznaczałoby to prawdziwą rewolucję. Skończyłyby się problemy z kształceniem, można by pokonać przepaść dzielącą bogatych od biednych.
Autorem całej idei jest 69-letni dziś Nicholas Negroponte, światowej sławy amerykański informatyk, pasjonat techniki, wizjoner. Jego bestseller, zatytułowany "Total Digital", który napisał na notebooku w swojej chatce na greckiej wyspie, stał się manifestem internetowego stulecia.
Już w 1995 roku prorokował w owym dziele, że pewnego dnia zaczniemy żyć w cyfrowym, połączonym globalną siecią świecie. Negroponte jest szefem Matta Kellera i zwykle miewa rację. Swój wspólny projekt nazwali "One Laptop per Child" (OLPC). Badania w Etiopii prowadzą od lutego zeszłego roku, wybrali po dwadzieścioro dzieci w wieku od czterech do jedenastu lat, z Wonchi i wioski Wolonchete, i wyposażyli je w tablety Motorola Xoom. Przez rok, dwa chcieli zebrać informacje, był to rodzaj testu. Jeśli uda im znaleźć wsparcie ze strony rządów, które to sfinansują, rozdadzą tablety na całym świecie - taki mają plan.
Kilka miesięcy temu Negroponte sam siedział w tutejszej w chacie. Dzieci nie wiedziały, kim jest, komputery miały dopiero od dziesięciu tygodni. Był to dzień, w którym mały Kelbessa po raz pierwszy napisał na piasku słowo “lion“, a Abebech dotarła z alfabetem do litery "W". Nicholas Negroponte aż podskoczył, bliski łez - opowiada Matt Keller - ale szybko znów usiadł, nie chcąc przeszkadzać dzieciom.
Pod koniec października był 10 tysięcy kilometrów stąd, na konferencji w Cambridge, i mówił o sukcesie w Wonchi. Opowiadał, jak to rozdawali dzieciom komputery, mając niewielką nadzieję, że będą wiedziały, co z nimi zrobić. - Zamiast tego jednak - wykrzyknął, nie posiadając się z zachwytu - rozerwały paczki i już po czterech minutach znalazły przycisk włączający.
Dzieci, które nigdy dotychczas nie widziały liter, po zaledwie pięciu dniach potrafiły otworzyć 47 aplikacji. Po dwóch tygodniach śpiewały już piosenkę "ABC", po pięciu miesiącach zaś przechytrzyły zabezpieczenia. - Teraz umieją już pisać i czytać - wołał Negroponte. - To naprawdę działa!
Innymi słowy, oznacza to, że wszędzie na świecie dzieci mogą uczyć się w taki sam sposób i są tak samo uzdolnione. Nie potrzebują nawet nauczyciela. Tablety można zrzucać z powietrza podobnie jak paczki z pomocą, a tym samym zmniejszyć przepaść w stanie wiedzy pomiędzy krajami żyjącymi w dobrobycie a ubogimi - również ta teza porwała Nicholasa Negropontego.
W ogóle lubi on porywające tezy. - Jeśli dziecko może nauczyć się czytać, jest również w stanie dzięki tej umiejętności opanować wszystko inne - mówi. Uważa też, że lepiej siedzieć sześć godzin dziennie przed komputerem, niż w szkole, gdzie klasa liczy osiemdziesięciu uczniów, i recytować wyuczone na pamięć formułki. W przypadku Etiopii, Birmy czy Kabulu może to być prawdą.
Informacje o cudzie z Wonchi szybko rozeszły się w sieci. O ratowaniu świata za pomocą tableta. A Kellera nic nie mogło uratować już przed odbieraniem telefonów w samochodzie w samym środku huraganu.
Ale projekt Negropontego nie ustrzegł się także krytyki. Niektórzy uważali, że lansuje się go z typowo zachodnią arogancją. Dlaczego bowiem afrykańskie dzieci miałyby być mniej zdolne od swoich rówieśników z Zachodu? To przecież nie małpki.
Rzeczywiście, słowa wypowiedziane przez Nicholasa Negropontego na konferencji w Cambridge przypominają nieco film "Pożegnanie z Afryką". Scenę, w której Robert Redford w buszu stawia przed pawianami gramofon. Zwierzęta po raz pierwszy słyszą muzykę, i to od razu Mozart. Co teraz zrobią? Uciekną? Po dwóch minutach zwierzaki zaczynają niszczyć płytę.
Akcja "One Laptop per Child" może uczynić świat nieco bardziej sprawiedliwym, a producenci komputerów mogliby zarobić na tym miliony, ale ten projekt nie jest tak całkiem nowy i nie zawsze się udawał.
Przed siedmiu laty współpracownicy Negropontego rozdali już pierwsze komputery, lepiej znane jako "hundred dolar laptops". Zarządzano tym wówczas w ramach projektów edukacyjnych w Peru, Urugwaju i Ruandzie. Jednym z problemów, jakie wyłoniły się podczas tej akcji, było to, że już po krótkim czasie uczniowie nauczyli się surfować po internecie szybciej niż ich nauczyciele. I że nauczyciele wyłączali urządzenia, z uzasadnieniem, że wychowankowie i tak będą tam tylko tracić czas i oglądać strony pornograficzne.
(…) Tym razem jednak musi się udać, to całkiem nowy początek. W międzyczasie technika poszła naprzód i w projekcie tym nie chodzi tylko o dzieci, lecz również o analfabetów, nikt też nie surfuje na próżno po internecie, przynajmniej jak dotychczas. Tablet kosztuje jeszcze około 400 dolarów, ale teraz, gdy Google wypuściło na rynek Nexusa 7, za jedyne 199 dolarów, ceny będą dalej spadać.
(…) Obok Kellera stoi Mike. jego asystent. Raz w tygodniu przyjeżdża z Addis Abeby i wymienia karty pamięci, by wysłać informacje do Cambridge. Tam oceniają je językoznawcy i specjaliści od kształcenia, sprawdzając, które dziecko korzysta z którego programu i przez ile godzin dziennie wykazuje aktywność. Średnio przez sześć, głównie w nocy.
Mike nie jest "ferenji", biały, to Etiopczyk, ma 29 lat i czuprynę w stylu afro. Studiował informatykę w Helsinkach, a w Addis Abebie pracuje dla niemieckiej organizacji pomocowej. Jeśli ktokolwiek może ocenić, czy cud z Wonchi jest prawdziwy, czy też to jedynie dobry pomysł biznesowy, to tylko on.
Mówi, że pierwszy raz w życiu jest dumny ze swojej pracy. Po dziurki w uszach ma już słowa "pomoc". (…) - Tą pomocą Etiopię zamęczono na śmierć - stwierdza. W stolicy, tej twierdzy pomagaczy, można zobaczyć, jak jadą oni swoimi terenowymi wozami o zaciemnionych szybach i jak w pięciogwiazdkowych hotelach, według zachodniej klasyfikacji, urządzają sobie przyjęcia przy grillu. - Wy, biali, nakarmiliście nas rybami - mówi Mike - ale nie pokazaliście, jak je łowić.
Jednak ta akcja z tabletami - ona naprawdę zmienia Etiopię. Nikt bowiem nie dostaje tu niczego za darmo. - Dzieci z Wonchi zadają sobie trud przez sześć godzin dziennie, bo mają z tego przyjemność i są dumne, że coś potrafią.
Mike uważa, że Etiopii udało się przezwyciężyć wizerunek kraju, w którym ludzie głodują. Dzisiaj to jedno z najszybciej rozwijających się państw na świecie. Za parę lat będzie potęgą gospodarczą wschodniej Afryki, siedzibą przemysłu tekstylnego, a nawet samo zacznie tworzyć nowe technologie. To powód, dla którego rząd w Addis Abebie przykłada tak wielką wagę do projektu Negropontego i Kellera. Minister oświaty nie może doczekać się zakończenia fazy testów i napływu większej liczby tabletów do jego kraju - z pomocą zagranicznych sponsorów oczywiście.
(…) Jak daleko zajdzie mała Abebech, kiedy już dorośnie? Dwie trzecie z 85 milionów Etiopczyków nie skończyło jeszcze 25. roku życia. Ambo, najbliższe miasto, stało się miejscem młodych, niezadowolonych ludzi, wystających całymi dniami na ulicach. Są dobrze wykształceni, ale nie mogą znaleźć dobrej pracy, bo takiej tu po prostu nie ma.
Noc jak wielkie czarne nic pochyla się nad Wonchi. Połowa wioski siedzi przy ogniu w chacie ojca Abebech. Jest całkiem jak dawniej, zanim jeszcze dotarła tutaj nowoczesność. Jak w stajence w Betlejem - wół, dwa osiołki, kobiety karmią piersią swoje niemowlęta, mężczyźni opowiadają sobie historie o Haile Selassie, ostatnim cesarzu Etiopii. Ogień daje miło ciepło, wypełnia chatynkę światłem, pomału zaczyna już wygasać.
I nagle do środka wpadają dzieci, jak robaczki świętojańskie. Tablety służą im tym razem za latarki, niebieskie światło wyznacza drogę. I wtedy jest tak, jakby to wszystko miało jednak sens. Abebech wchodzi do chaty, rozlega się piosenka "ABC", mężczyźni gromadzą się wokół małej, która wyjaśnia im znaczenie obcych liter i pokazuje, jak się je pisze. Mężczyźni dziwią się i uważnie słuchają - dziesięcioletniego dziecka, w dodatku dziewczynki. Zanim do Wonchi przybyli biali, z tymi swoimi śmiesznymi urządzeniami, coś takiego było tutaj zupełnie nie do pomyślenia.
>>>
Ciekawe . Tylko tablety to zabawka a tam trzeba produkcji ! Aby byl dochod !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:05, 03 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Tysiące ludzi protestowały przeciwko politycznym represjom w Etiopii
Tysiące ludzi wyszły w niedzielę na ulice stolicy Etiopii Addis Abeby, domagając się uwolnienia więzionych dziennikarzy i działaczy społecznych, co było rzadkim przejawem opozycji wobec rządzącej partii, która dysponuje monopolem władzy.
Przemarsz głównymi ulicami miasta odbył się przy akompaniamencie okrzyków "Potrzebujemy wolności" i "Potrzebujemy sprawiedliwości".
Była to pierwsza większa demonstracja w Etiopii od czasu niepokojów po wyborach w 2005 roku, kiedy to siły bezpieczeństwa zabiły setki protestujących.
Jednocześnie był to pierwszy publiczny przejaw niezadowolenia wobec rządu premiera Hailemariama Desalegna, który pełni również funkcję przewodniczącego Etiopskiego Ludowego Frontu Rewolucyjno-Demokratycznego (EPRDF). Oba te stanowiska objął po zmarłym - w sierpniu ubiegłego roku - Milesie Zenawim.
>>>
Popieramy walke o wolna Etiopie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:10, 12 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
Egipt-Etiopia: wojna o wodę
Dwa afrykańskie mocarstwa Egipt i Etiopia wojują o wody Nilu. Etiopia chce przegrodzić rzekę tamą, by postawić tam największą w Afryce elektrownię wodną. Egipt oskarża Etiopię o kradzież wody i odgraża się, że nigdy się na to nie zgodzi.
- Nie damy sobie odebrać ani kropli wody z Nilu - zagroził w tym tygodniu egipski minister dyplomacji Mohammed Kamal Amr, a prezydent Mohammed Mursi dodał w poniedziałek, że choć Egipt nie chce wojny, to "rozważy wszystkie sposoby", by bronić swoich życiodajnych wodnych zasobów.
Według Egipcjan zagraża im gigantyczna Tama Wielkiego Odrodzenia, jaką na Błękitnym Nilu chcą zbudować Etiopczycy, by urządzić tam elektrownię wodną, i jako energetyczna potęga sprzedać z zyskiem prąd całej Afryce.
Etiopia zaczęła ją stawiać już dwa lata temu, kiedy to udało się jej pobuntować państwa z basenu Nilu - Demokratyczną Republikę Konga, Kenię, Ugandę, Tanzanię, Burundi i Rwandę - przeciwko obowiązującym jeszcze od czasów kolonialnych umowom, dającym Egiptowi i Sudanowi monopol na wody Nilu. Układy z 1929 i 1959 roku przewidują, że z 84 mld m3 wody, która płynie co roku Nilem, Egipt ma prawo aż do 55 mld m3, a 18,5 mld m3 przypada Sudanowi (10 mld m3 przewidziano na straty). Kiedy umowy były zawierane, Kongo, Kenia, Uganda, Tanzania, Burundi i Rwanda jeszcze nie istniały jako państwa.
Dopiero w 2010 roku w wyniku starań Etiopii, gdzie bierze początek Błękitny Nil (Biały wypływa z Jeziora Wiktorii, a oba łączą się w jeden w Chartumie) państwa regionu podpisały umowę o "zgodnym wykorzystywaniu wód" liczącego prawie 7 tys. km długości Nilu, drugiej obok Amazonki, najdłużej rzeki świata.
Etiopia natychmiast przystąpiła do dzieła. Górzysty kraj, niegdyś symbol nędzy, tyranii i klęsk suszy i głodu, stał się regionalnym mocarstwem, którego rząd umyślił sobie, że podstawą jego gospodarczej potęgi będą hydroelektrownie, a największą z nich ma stać się Tama Wielkiego Odrodzenia, budowana za 5 mld dolarów na Błękitnym Nilu w regionie Benishangul-Gumuz, 40 km od granicy z Sudanem.
Tama ma być gotowa w 2017 r., a w zeszłym tygodniu robotnicy zaczęli prace, by o pół kilometra przesunąć na czas budowy naturalne koryto Nilu. I dopiero wieści o przekierowaniu Nilu wywołały protesty w Kairze.
Etiopczycy zapewniają, że tama, ani tymczasowe przekierowanie Nilu nie wyrządzą nikomu żadnych szkód. Po napełnieniu tamy woda popłynie jak dawniej, napędzając jedynie turbiny, a Etiopia nie pobierze choćby litra dla irygacji ziemi.
Egipt, dla którego woda z Nilu jest źródłem życia i sam postawił na nim wiele własnych tam z Asuańską na czele, obawia się, że zanim etiopska zapora zapełni się wodą, mniejszy poziom rzeki przemieni w pustynię nadrzeczne uprawy. Hydrolodzy przyznają, że przez 3-4 lata, gdy zapora się będzie zapełniała, do Egiptu docierać będzie o jedną piątą wody mniej niż zwykle. Dodatkowo, nowe sztuczne jezioro sprawi, że co roku Nil będzie tracił więcej wody w wyniku zwiększonego parowania.
Narastająca z każdym dniem wojowniczość wypowiedzi egipskich i etiopskich polityków wywołała już dyplomatyczny skandal, gdy w jednej z kairskich telewizji czołowi politycy zastanawiali się, czy rząd powinien posłać dywersantów, by wysadzili etiopską tamę, czy może raczej wspierać etiopską opozycję, by ta obaliła rząd w Addis Abebie. Akurat w tych dniach w Addis Abebie doszło do pierwszej od lat wielotysięcznej demonstracji przeciwko policyjnemu państwu, jakim od lat pozostaje Etiopia.
Powołując się na swoje "historyczne prawa" do Nilu przywódcy Egiptu, szczególnie wojskowi dyktatorzy Anwar Sadat i Hosni Mubarak, nieraz wspierali rebelianckie ugrupowania w Etiopii, by szantażować władze w Addis Abebie, ilekroć zamierzały one głębiej czerpać z wód Nilu.
Na żądania egipskich przywódców, by natychmiast wstrzymać budowę tamy, Etiopczycy odpowiadają, że nie dadzą się zastraszyć, ale choć mowy nie ma o rezygnacji z budowy tamy, to gotowi są rozmawiać o obawach półpustynnych sąsiadów o ich wodne bezpieczeństwo.
- Ani myślimy tkwić po uszy w biedzie, jeśli możemy wykorzystać skarby, które się nam należą - mówi szef etiopskiej dyplomacji Tedros Adhanom, zapraszając na rozmowy do Addis Abeby prezydenta Mursiego i jego ministra spraw zagranicznych. - Pojedziemy, mamy plan - zapowiada minister Muhammed Kamal Amr. - Porozmawiamy z Etiopczykami, a potem zobaczymy co dalej".
Egipcjanie uważają, że w całej sprawie Etiopczycy zachowali się zdradziecko dwa razy. Raz - gdy zabrali się za budowę tamy nie troszcząc się o interesy i obawy sąsiadów i dwa - zabierając się za to, gdy Egipt zajęty był bez reszty uliczną rewolucją i obalaniem prezydenta Mubaraka.
Mursi, następca Mubaraka, został postawiony przed faktem dokonanym i pod murem zarazem. Po arabskiej wiośnie z 2011 r. Egiptem wciąż co rusz wstrząsają nowe rozruchy, a Mursi musi odpierać ataki politycznych wrogów.
Jeśli w sporze z Etiopczykami okaże się ustępliwy, nieprzyjaciele oskarżą go o słabość i rzucą mu się do gardła. Ale awantura o Nil z Etiopią może też wydać się samemu Mursiemu kuszącą okazją, by zjednoczyć kraj przeciwko wspólnemu wrogowi i odwrócić uwagę rodaków od domowych problemów.
>>>>
To sa ciezkie problemy . Chyba trzeba stosowac parytet ludnosciowy wody ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 18:40, 02 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Hit sieci: mężczyzna podróżuje na rowerze z kozą na plecach
Niecodziennie zdarzenie zostało zarejestrowane okiem kamery w Etiopii. Mężczyzna wiózł na rowerze... kozę. Filmik jest już hitem internetu.
Nie zważając na ciekawskie spojrzenia kierowców, mężczyzna jedzie na rowerze, a na plecach "trzyma się" go koza. Komentujący filmik zauważyli, że łapy zwierzęcia mogą być związane tak, aby nie spadło ono podczas transportu.
30-sekundowe wideo w tempie błyskawicznym obiegło cały świat.
>>>
Alle osssohozi ? Zwierzeta tez mozna transortowac . Co sie ma meczyc na piechote ? Popieramy kozy !
Sam bym pojezdzil . Na kozach gdyby byly wieksze ! To by mozna szarze urzadzac !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:10, 20 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Okrutna tradycja w Etiopii. Zabili matce 15 dzieci
Boko Balguda ma 45 lat. Mieszka w plemiennej wiosce Karo na terenie etiopskiej Doliny Omo. Urodziła 15 dzieci i żadne z nich już nie żyje. Wszystkie zostały zabite tuż po porodzie. Starszyzna wioski uznała je bowiem za przeklęte. I nie jest to odosobniony przypadek w tym odciętym od świata regionie.
Dolina Omo to jeden z ostatnich ocalałych fragmentów dziewiczej Afryki. Żeby się tam dostać, trzeba jechać ok. dwóch dni ze stolicy kraju Addis Abeby. Wyboiste drogi prowadzą do wiosek pozbawionych elektryczności i bieżącej wody, gdzie plemienne tradycje są podstawą egzystencji i trwają niezmienione od wielu pokoleń.
Jedna z nich wiąże się z rzadko wymawianym głośno w tym regionie słowem "mingi". To przekonanie, bardzo mocne u plemion Kara, Banna i Kamaer, że dane dziecko urodziło się jako przeklęte. By uznać je za takie, nie trzeba wiele - wystarczy, że pochodzi z nieślubnego łoża albo... jego zęby rozwijają się nieprawidłowo. Za pechowe uznawane są także dzieci niepełnosprawne, niektóre z bliźniaków, czy te, na których poczęcie zgody nie wyrazili przywódcy plemienia.
Tubylcy uważają, że dzieci "mingi" są przekleństwem dla wioski - sprowadzają suszę, głód i choroby. Dlatego są zabijane.
Nierzadko już noworodki są wrzucane do pełnej krokodyli rzeki Omo, pozostawiane na śmierć w buszu lub duszone przez zatkanie ust ziemią. Jak wiele bezbronnych dzieci zostało zabitych w ten sposób? Znawcy tego regionu przyznają, że podanie statystyk jest niemożliwe, ale najprawdopodobniej liczba ofiar sięga wielu tysięcy.
- Straciłam pięć, plus pięć, plus pięć - w sumie 15 dzieci - opowiada Boko Balguda brytyjskiemu "Daily Mail". - Miałam siedmiu chłopców i osiem dziewczynek. Nie szanowałam naszych tradycji, a więc oni zabili moje dzieci - dodaje.
Problemy zaczęły się jeszcze zanim została matką. Mężczyzna, którego poślubiła, nie wziął udziału w inicjacyjnym rytuale skoku przez byka. W efekcie starszyzna oświadczyła, że wszelkie dzieci, jakie narodzą się z ich związku, zostaną uznanie za nielegalne i zabite zaraz po urodzeniu.
Chociaż 45-latka nie została zmuszona do zamordowania swoich dzieci, patrzyła, jak były zabierane na śmierć przez ludzi z jej wioski. - To nie ja je zabiłam. To inni ludzie - opowiada.
Rodzicom, którzy opłakują swoje dzieci, mówi się, że nie powinni być smutni, bo ta ofiara pozwala ocalić wioskę.
Dla przeklętych dzieci niedawno pojawiła się jednak nowa nadzieja. Lale Labuko - 30-latek, który dorastał w Dolinie Omo i stracił dwie siostry, uznane za "mingi" wraz z fotografem i podróżnikiem Johnem Rowe założyli fundację Omo Child. Od 2012 roku nie szczędzą wysiłków, przekonując rodziców, by zgodzili się oddawać "przeklęte" dzieci, zamiast je zabijać.
Fundacja prowadzi sierocińce w Dolinie Omo. I choć ostatnio jej założycielom udało się przekonać plemię Kara do zaniechania tradycji zabijania dzieci "mingi", to przyznają, że ich walka jest bardzo trudna. Przesądy, wpajane mieszkańcom regionu od wielu lat są bowiem bardzo silne.
- Pewna kobieta powiedziała mi, że chociaż chciałaby mieć dziesięcioro dzieci, to gdy któreś z nich okaże się "mingi", natychmiast je"wyrzuci" - opowiada Labuko. I przyznaje, iż dopóki wszystkie plemiona nie odrzucą okrutnej tradycji, dramat kobiet takich, jak Boko Balguda, będzie się powtarzać.
....
A w czym wy Zachodnie bydlaki czujecie się lepsi od dzikich ? Oni są ciemny a wy ? Aborcja eutanazja invitro . Stoicie moralnie dużo niżej niż oni .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:38, 09 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
Naród skrzywdzony w dobrej wierze
Shutterstock
Chcieliśmy pomagać głodującym dzieciom, a ufundowaliśmy im dyktaturę. Wzbogacona pieniędzmi Zachodu Etiopia zamieniła się w jedno z najbardziej represyjnych państw świata.
Z fryzurą na Einsteina i brodą mędrca Mulugeta Tesfakiros tuż po powrocie z waszyngtońskiej delegacji rozsiadł się w swoim oszklonym biurze w Addis Abebie. Magnat i współudziałowiec winiarskiego biznesu Boba Geldofa rozmyśla nad współczesną Etiopią: - Większości ludzi potrzeba najpierw bezpieczeństwa, potem żywności…, a na koniec demokracji.
REKLAMA
Godzinę drogi stąd stanęły blaszane wieże wartownicze miejscowego więzienia. Wśród osadzonych znalazło się dziewięciu blogerów i dziennikarzy skazanych za terroryzm. Na podwórzu, w dniu odwiedzin, dysydenci opowiadają o torturach, jakim ich poddano. - Nie rozpoznaję dawnej Etiopii. Ten kraj całkowicie się zmienił - mówi jeden z więźniów.
Takie są dwie twarze drugiego pod względem liczby mieszkańców państwa Afryki. W trzy dekady po tym, jak zdjęcia umierających z głodu ludzi zaszokowały świat, Etiopia stała się prymuską w grupie państw rozwijających się oraz czarną owcą w rankingach organizacji praw człowieka. Jeśli na konferencjach dla inwestorów kraj ten będzie stawiany za wzór dla innych, to organizacje w rodzaju Human Rights Watch (HRW) określą go mianem “jednego z najbardziej wrogich środowisk dla dziennikarzy" w skali całego świata.
Niewątpliwie w Etiopii byliśmy świadkami gospodarczego cudu. Przez ostatnią dekadę statystyki informowały tu o blisko dwucyfrowym wzroście, a z jednego z badań wynika, iż w żadnym innym afrykańskim kraju liczba milionerów nie rośnie w tak szybkim tempie. Ulice Addis Abeby rozbrzmiewają dźwiękami maszyn budowalnych, a betonowe szkielety nowych wieżowców pną się w poprzecinane dźwigami niebo. Rząd twierdzi, że jeszcze przed 2025 rokiem Etiopia zrealizuje ambitny program gospodarczy i dołączy do grupy średniozamożnych państw.
Z drugiej strony gorączkowa urbanizacja pozbawiła ziemi tysiące rolników, a ci, co się temu sprzeciwiali, trafili do więzień. W gronie 547 deputowanych zasiadających w parlamencie zaledwie jeden należy do opozycji. Dziennikarze i obrońcy praw człowieka przestrzegają przed aparatem państwowym nadzorującym mieszkańców jak u Orwella. Rozmowy telefoniczne są tu nagrywane, a przepływ e-maili monitorowany przez armię biurokratów zorganizowanych na wzór Stasi w Berlinie Wschodnim. Ci, którym mimo wszystko starczy odwagi by wyjść na ulice z transparentami, zostaną z impetem zdławieni. Amnesty International nazwała tę formę przygotowań do przyszłorocznych wyborów “atakiem na niezadowolenie".
Architektem tego wyraźnie chińskiego modelu rozwoju we wschodniej Afryce był premier Meles Zenawi, który wytyczył główną linię postępowania rzucając hasło: “Nie ma związków między rozwojem a demokracją". Kiedy w 2012 roku Meles zmarł po 21 latach sprawowania rządów, brytyjski premier David Cameron nazwał go inspirującym rzecznikiem Afryki, zaś Tony Blair, którego zdjęcie z autografem ozdobiło pięciogwiazdkowy hotel Sheraton Addis, wyraził swój “wielki smutek".
Wśród tych, co skorzystali na programie Melesa jest Tesfakiros, szef Muller Real Estate, biznesowego imperium obejmującego centra logistyczne, usługi transportowe, przetwórstwo żywności oraz winiarski interes z Geldofem, który tylko w zeszłym roku przyniósł pięć mln dol. zysku. - Chcielibyśmy uczynić z Etiopii producenta win w rodzaju Kalifornii czy RPA - wyjaśnia afrykański bogacz.
Do tego Etiopia importuje około 10 mln litrów wina rocznie na potrzeby swojej rozrastającej się klasy średniej - fakt, który wydałby się zapewne nie do pomyślenia odbiorcom dramatycznych obrazów głodu i bezradności, jakie popłynęły w świat w 1984 roku za sprawą Band Aid. - Rzeczywiście, ludzie mają prawo się dziwić. Trudno w to wszystko uwierzyć - przyznaje Tesfakiros. - W ciągu ostatnich 15 lat byliśmy świadkami niezwykłego wzrostu. Nauczyliśmy się inwestowania i etyki pracy. Rozkwitł sektor nieruchomości i kwitł będzie jeszcze długie lata.
Tesfakiros wyraża uznanie dla gabinetu premiera Hailemariama Desalegna, który jego zdaniem zapewnił Etiopii pokój, stworzył system zachęt dla krajowej przedsiębiorczości, a także przyciągnął inwestycje z Chin, Indii i Zachodu. Zapytany, czy ten rozwój odbywał się ze szkodą dla demokracji, biznesman ma gotową odpowiedź: - A co to takiego demokracja? Opozycja wymagałaby wsparcia ze strony klasy średniej. Jak już będziemy mieli klasę średnią, będziemy mieli również demokrację. (…) Najpierw powinniśmy rozwijać edukację i cywilizację. W tej chwili 85 proc. społeczeństwa stanowią rolnicy. Ludzie nie umieją pisać i czytać. Gdy już zyskamy klasę średnią, to będziemy walczyć o swoje prawa - zapowiada. I jeśli postęp wymaga ustępstw w kwestii swobód obywatelskich, w tym nawet podsłuchiwania rozmów telefonicznych, to Tesfakiros jest gotów zapłacić tę cenę. (…)
etiopski rząd sprawuje pełną kontrolę nad siecią telekomunikacyjną w kraju i posiada praktycznie nieograniczony dostęp do zapisu rozmów wszystkich użytkowników telefonów. Technologii w większości dostarczyła chińska firma ZTE, z drugiej strony Etiopia korzysta też z narzędzi opracowanych w Wielkiej Brytanii, Niemczech i we Włoszech. Niektórzy są zdania, że tak zaawansowany system szpiegowania ludności musiał powstawać z przyzwoleniem i pomocą zachodnich rządów. Z amerykańską bazą na swym terytorium Etiopia bywa postrzegana jako regionalny strażnik bezpieczeństwa. (…)
Na kolejnej stronie: nie tylko dziennikarze trafią za kraty
Trzech dziennikarzy i szóstkę blogerów zatrzymano w kwietniu, a w czerwcu oskarżono ich o terroryzm, planowanie zamachów w Etiopii oraz tajną współpracę z Ginbot 7, opozycyjną grupą z siedzibą w USA, którą Addis Abeba uważa za organizację terrorystyczną. Dziewiątka więźniów skarży się na tortury i odmawia przyznania się do winy. Podczas odwiedzin “Guardiana" w zakładzie karnym, jeden z osadzonych zdradził, że zamknięto go na 20 m kw. z setką innych więźniów. - Nawet nie chodzi o to, że nas biją. Najgorsze, że budzą nas w środku nocy w tym ohydnym pomieszczeniu, gdzie ze wszystkich sił staramy się spać. Poddają nas torturom fizycznym i psychicznym. Dla kogoś, kto interesował się światem i surfował po internecie 24 godziny na dobę, bycie zamkniętym tutaj to jak rezygnacja z życia. Wolność pozostawili mi jedynie w sferze myślenia. Nie mogą powstrzymać mnie od myślenia, choć to myślenie też jest teraz zniekształcone. (…)
Nie tylko dziennikarze trafiają za kraty. W czerwcu Andargachew Tsige, Brytyjczyk etiopskiego pochodzenia i sekretarz generalny Ginbot 7 został zatrzymany na jemeńskim lotnisku i nielegalnie wydany Etiopii, gdzie groziła mu kara śmierci. Partie opozycyjne bojkotujące parlament po ostatnich wyborach podają, że ich członkowie trafiają do więzień - a to jeszcze nie najgorszy los, jaki może ich spotkać. Federalistyczny Kongres Oromów, reprezentujący największą w kraju grupę etniczną, protestuje przeciw rządowym planom ekspansji Addis Abeby, utrzymując, że do tej pory wywłaszczono z ziemi bez jakiejkolwiek rekompensaty 150 tys. ludzi. Naoczni świadkowie wyliczyli, że tylko w tym roku policja zabiła 17 protestujących, w tym dzieci i studentów, a setki opozycjonistów są przetrzymywane w więzieniach bez postawienia zarzutów.
Jeśli magnaci w rodzaju Tesfakirosa opływają w bogactwa, których źródłem jest boom na nieruchomości, to Bekele Nega, sekretarz generalny Kongresu Oromów, liczącego ponad 10 tys. członków, patrzy na gospodarkę Etiopii z innej perspektywy. - Czegoś takiego my nie nazwalibyśmy “rozwojem" - mówi. - To dla nas raczej wykorzenianie rdzennej ludności, która traci swoją kulturę i tożsamość. Rząd mówi o rozbudowie Addis Abeby, w rzeczywistości jednak tylko pozbywa się przeciwników ELRFD (Etiopskiego Ludowo-Rewolucyjnego Frontu Demokratycznego).
Ma żal do mieszkańców Zachodu pozytywnie odnoszących się do etiopskich zmian. - Cudzoziemcy widzą te nowe wieżowce i zakładają, że Etiopia się rozwija, ale to nieprawda - mówi Nega. - Nie jadamy trzech posiłków dziennie. Ludzie tacy jak Bob Geldof sądzą, że nam pomogli i oczywiście mają rację, lecz nie dotarli do źródła naszych problemów. ELRFD wykorzystała zagraniczne pieniądze do budowy imperium, nad którym sprawuje całkowitą kontrolę. Politycy przechwycili pomoc ofiarowaną dla biednych. Widać to czarno na białym.
Etiopia nadal należy do największych odbiorców brytyjskiej pomocy rozwojowej, z Londynu płynie tu około 300 mln funtów rocznie. Środki hojnie przekazują także Stany Zjednoczone. Nega skarży się na marnotrawienie tych kwot. - Zachód nas porzucił, porzucił ludzi. Amerykanie wspierają dyktatorów, a nas nie chcą nawet zauważyć. Dlaczego? Podobnie Brytyjczycy, wyznawcy demokracji. Przekazują pieniądze podatników, które są potem przeznaczane na zakup broni dla policji nękającej Etiopczyków.
Przekazane przez Zachód środki służyłyby również represyjnemu państwu do akcji szpiegowskiej wymierzonej we własnych obywateli, a nawet do pozyskiwania krewnych do współpracy. - Na pięciu członków rodziny statystycznie rzecz biorąc jeden donosi. To może być twój brat, siostra albo matka - zauważa opozycjonista.
Etiopia odwróciła się od zachodniej koncepcji demokracji, stwierdza Nega. - Czy nam się to podoba czy też nie, żyjemy w państwie rozwijanym na wzór chiński. Zachód chciałby, żebyśmy byli demokratami i budowali demokrację. Ten wymóg nie podoba się naszym przywódcom. Oni twierdzą, że nam trzeba jedynie żywności. Nie rozumieją, że biedni też pragną demokracji. To, że nie mamy pieniędzy nie oznacza przecież, że przestaliśmy być ludźmi. Nie chcemy być wywłaszczani i gnębieni. Jako istoty ludzkie zasługujemy na demokrację i państwo prawa. Będziemy się ich domagać, nawet za cenę życia. Domagamy się tego dla dobra naszych dzieci. Może jutro, a może jeszcze dziś zostanę zatrzymany i wtrącony do więzienia, ale wciąż mam język i pióro, dlatego nikt nie powtrzyma mnie przed mówieniem o tym, w co wierzę. Liczę, że świat wreszcie się dowie, jak wygląda nasza rzeczywistość.
Podobną krytykę kierowano wcześniej pod adresem Rwandy Paula Kagame, gdzie wzrostowi gospodarczemu też nie towarzyszył rozwój swobód. Ale Etiopia jest o wiele większa. Na jej czele stoi niepokorny rząd przekonany o wadze swojej misji. Najmniejsza wątpliwość mogłaby naruszyć fundament, na którym wspiera się władza. Jak powiedział nam pewien urzędnik, “podstawowym prawem człowieka jest prawo do posiłku na stole. Skoro zapewniamy to ludziom, to dlaczego mielibyśmy naruszać ich prawa? [Etiopia] to dziś bezpieczne miejsce i zależy nam, by taka pozostała. Zrobimy wszystko, by osiągnąć ten cel". (…)
David Smith
....
Az tak zle ? Koszmar .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 23:25, 07 Gru 2014 Temat postu: |
|
|
U wybrzeży Jemenu utonęło 70 imigrantów z Etiopii
Co najmniej 70 nielegalnych imigrantów z Etiopii utonęło dzisiaj u wybrzeży Jemenu, gdy ich łódź wywróciła się na Morzu Czerwonym z powodu złej pogody - poinformowały jemeńskie siły bezpieczeństwa.
Imigranci z Afryki, głównie uciekający ze swych krajów Etiopczycy i Somalijczycy, próbują przedostać się drogą morską do Jemenu w nadziei na dalszą podróż do Arabii Saudyjskiej i krajów Zatoki Perskiej, by tam szukać pracy.
Przemytnicy często przewożą imigrantów łodziami niezdatnymi do żeglugi morskiej. W wypadkach na morzu giną co roku setki ludzi. Według danych Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji z krajów Rogu Afryki przedostało się do Jemenu w 2012 roku około 84 tys. ludzi.
...
Koszmar trwa .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:51, 23 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
Po wyborach w Etiopii: w parlamencie tylko partia rządząca
Rządzący od ćwierć wieku Etiopski Ludowo-Rewolucyjny Front Demokratyczny (EPRDF) odniósł bezdyskusyjne zwycięstwo w majowych wyborach powszechnych. W dawnym parlamencie zasiadał jeden poseł opozycji, w nowym znajdą się wyłącznie posłowie z partii rządzącej.
Prawie miesiąc zajęło zebranie i obliczenie głosów, oddanych w wyborach z 24 maja. Ogłoszone wyniki wskazują, że rządzący EPRDF zdobył wszystkie mandaty w 546-osobowym parlamencie. Zgarnął też prawie wszystkie mandaty w parlamentach stanowych. Z 2 tys. mandatów tylko 21 przypadło kandydatom niezależnym i opozycyjnym.
REKLAMA
Centralna komisja wyborcza, a także zagraniczni obserwatorzy (głównie z Afryki) uznali etiopskie wybory za uczciwe i wolne. Tylko pokonana etiopska opozycja twierdzi, że były farsą, przypominającą wyborcze przedstawienia, jak urządzane kiedyś na komunistycznym Wschodzie lub w państwach rządzonych przez dyktatorów.
EPRDF to dawni lewicowi rewolucjoniści i partyzanci, którzy po 17-letniej wojnie domowej w 1991 r. zdobyli Addis Abebę i obalili komunistycznego, wspieranego przez ZSRR, tyrana Mengistu Hajle Mariama.
Pogromca Mengistu i zarazem nowy przywódca Etiopii, partyzancki komendant Meles Zenawi, od początku swojego panowania nie ukrywał podziwu dla azjatyckich "tygrysów" – Chin, Korei Południowej, Malezji, a zwłaszcza Singapuru, które pod wodzą autokratycznych przywódców (nierzadko w wojskowych mundurach) nie tylko wydostały się z biedy i zacofania, ale stały się awangardą rozwoju, postępu i dostatku.
Zenawi, zapatrzony w przywódcę Singapuru Lee Kuan Yew, postanowił odmienić Etiopię z krainy uosabiającej nędzę, głód i wojny w oazę spokoju i bogactwa. Do osiągnięcia tego celu, jak w Singapurze, a także postkomunistycznych Chinach, miał posłużyć państwowy kapitalizm i jedynowładztwo rządzącej partii.
Zmarły w 2012 r. Zenawi osiągnął swój cel. Pod jego rządami Etiopia stała się jednym z najbardziej stabilnych krajów Afryki, mogącym się pochwalić jednym z najwyższych na świecie – 10-12- procentowym – tempem wzrostu gospodarczego. Dzięki zagranicznym inwestycjom (zwłaszcza chińskim) i rządowym programom rozbudowy infrastrukturalnej (koleje, drogi, elektrownie wodne itp.), Etiopia stała się jednym wielkim placem budowy, a zagraniczni ekonomiści zaczęli nazywać ją "afrykańskim lwem".
Ceną, jaką za gospodarczy rozwój i stabilizację płaci Etiopia, są autokratyczne rządy dawnych rewolucjonistów z EPRDF. Tylko raz, w 2005 r., przeprowadzono wybory z prawdziwego zdarzenia, uczciwe i wolne. Zjednoczona opozycja zdobyła w nich jedną trzecią miejsc w parlamencie. Zamiast jednak je zająć, opozycja ogłosiła, że wygrała elekcję, lecz została oszukana przez rządzącą partię. Na ulicach Addis Abeby doszło do rozruchów, w których zginęło prawie 200 osób. Władze odpowiedziały represjami – prawie 30 tys. działaczy i zwolenników opozycji trafiło do więzień. Nie zamierzając dopuścić do powtórki, przed wyborami 2010 r. rząd tak "przykręcił śrubę" obywatelom, że zakończył elekcję rekordową wygraną 99,6 proc. zdobytych głosów. W 546-osobowym parlamencie znalazł się tylko jeden poseł opozycji i jeden niezależny.
W nowym parlamencie opozycji nie będzie w ogóle, a pełną władzę sprawować będzie EPRDF i jego premier Hajle Mariam Desalegn, następca Zenawiego. Następne wybory zaplanowane są na rok 2020.
Mimo że od lat krytykowana jest za autokratyczne rządy, łamanie obywatelskich swobód i praw człowieka, Etiopia pozostaje najważniejszym sojusznikiem Zachodu, a zwłaszcza USA w Afryce. Etiopczycy stali się pożądanymi sprzymierzeńcami, odkąd ich sąsiadka Somalia, na początku lat 90. pogrążyła się w chaosie wojny domowej i została zawłaszczona przez sprzymierzonych z Al-Kaidą dżihadystów.
Na prośbę Amerykanów Etiopia już dwukrotnie najeżdżała zbrojnie na Somalię, żeby udaremnić miejscowym talibom z ugrupowania Al-Szabab przejęcie władzy w Mogadiszu. W zamian za trzymanie w szachu dżihadystów w Rogu Afryki, Amerykanie przymykają oczy na autokratyczne rządy sojuszników z Addis Abeby. W lipcu z wizytą do Etiopii wybiera się prezydent Barack Obama, który stanie się w ten sposób pierwszym urzędującym przywódcą USA, który odwiedzi oficjalnie Addis Abebę.
...
To jest absurd i kpiny nie wybory.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 23:07, 19 Gru 2015 Temat postu: |
|
|
75 zabitych podczas protestów w Etiopii
Co najmniej 75 osób zabiły etiopskie siły bezpieczeństwa podczas trwających od kilku tygodni protestów przeciw wywłaszczeniom związanym z planowanym przez władze rozwojem stolicy kraju, Addis Abeby.
W ciągu trzech tygodni demonstracje rozprzestrzeniły się na ponad 100 miejscowości w regionie Oromia, który okala etiopską stolicę. Ich uczestnicy są przez władze oskarżani o terroryzm oraz brutalnie pacyfikowani.
Rząd informował dotychczas o pięciu zabitych demonstrantach, jednak etiopska grupa opozycyjna, Kongres Ludowy Oromo, wczoraj mówił już o co najmniej 70 ofiarach śmiertelnych. Zdaniem przywódcy ludu Oromo Bekele Gerby frustracja społeczeństwa narasta od lat z powodu biedy i represyjnej władzy.
W Etiopii, gdzie wszystkie mandaty w parlamencie należą do rządzącej koalicji, opozycja polityczna jest narażona na szykany. Zwalczana jest również wolność słowa. 10 dziennikarzy przebywa w Etiopii za kratami, a premier Hailemariam Desalegn mówił w lipcu, podczas wizyty prezydenta USA Baracka Obamy, że kraj potrzebuje "etycznego dziennikarstwa", a nie prasy, która "przekracza dopuszczalne granice".
...
CO TO ZA MASKRY?! CO TO MA ZNACZYC! TRYBUNAL KARNY!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:06, 01 Kwi 2016 Temat postu: |
|
|
Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej
Etiopia głoduje. PCPM chce wysłać na pomoc medyków
Połowie mieszkańców Etiopii brakuje żywności - PCPM
Połowie mieszkańców Etiopii brakuje żywności. "Wychodzenie" z niedożywienia nie jest łatwe, a osłabiony głodem organizm ludzki jest bez trudu atakowany przez wirusy i bakterie. Dlatego PCPM chce pomóc głodującej Etiopii i wysłać do Afryki Zespół Ratunkowy PCPM.
Etiopia to jeden z najszybciej rozwijających się krajów Afryki, w którym całkowite ubóstwo nie jest tak powszechne, jak mogłoby się wydawać. Ten etap Etiopia ma za sobą. Katastrofalna susza oznacza jednak brak plonów w połowie kraju. Taki stan trwa 1,5 roku, przez co aż 15 milionów ludzi potrzebuje po prostu jedzenia.
Według szacunków UNICEF, aż 2,2 mln dzieci poniżej piątego roku życia cierpi w Etiopii z powodu niedożywienia spowodowanego suszą. Aż 450 tysięcy dzieci będzie musiało być objęte programami żywienia terapeutycznego – innymi słowy, programami ratującymi najmłodsze dzieci przed śmiercią głodową. Jednak największym zabójcą osłabionych głodem dzieci są choroby – nawet te najbardziej prozaiczne.
– We współpracy i koordynacji z organizacjami zaangażowanymi w leczenie niedożywionych dzieci w Etiopii, w tym UNICEF i Lekarze Bez Granic, PCPM przygotowuje wyjazd zespołu polskich lekarzy i ratowników medycznych z Zespołu Ratunkowego PCPM, by wesprzeć pomocą medyczną punkt dożywiania dzieci w okolicach miasta Kombolcha, 250 km na północ od Addis Abeby, stolicy Etiopii. Planujemy, że Zespół Ratunkowy PCPM będzie tam działać od końca maja do sierpnia – podczas największego nasilenia suszy i głodu – wyjaśnia Wojciech Wilk, prezes PCPM.
Pomoc lekarzy, ratowników medycznych i pielęgniarek z Zespołu Ratunkowego PCPM dla coraz większej liczby niedożywionych dzieci będzie możliwe jedynie dzięki wsparciu finansowemu, o które fundacja zwraca się do Polaków.
Etiopia nie pierwszy raz walczy z głodem. W pierwszej połowie lat 80. ubiegłego wieku z powodu suszy i głodu zmarło tam ponad 400 tysięcy ludzi. Trwająca teraz susza, która rozpoczęła się jeszcze w 2014 roku i jest związana z klimatycznym efektem El Niño, jest jeszcze groźniejsza.
PCPM jest jedyną polską organizacją pozarządową, realizującą programy pomocy rozwojowej w Etiopii od 2012 roku. W ciągu ostatnich czterech lat pracownicy fundacji oświetlili ponad 300 szkół podstawowych, dając szansę na kontynuację nauki szkolnej dla 200 tys. najuboższych dzieci oraz przeszkolili jednostki straży pożarnej w ośmiu miastach Etiopii, w wielu miejscowościach tworząc ją praktycznie od nowa.
...
A tyle bylo gadki ze PKB rosnie 10%.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 11:31, 09 Sie 2016 Temat postu: |
|
|
Co najmniej 50 osób zginęło w antyrządowych manifestacjach w Etiopii
mr/
2016-08-09, 05:49
Podczas antyrządowych manifestacji brutalnie stłumionych przez władze w regionie Oromia w środkowej i zachodniej Etiopii oraz w regionie Amhara na północy zginęło od 50 do 100 osób - podały w poniedziałek źródła opozycyjne.
- Według naszych informacji od 48 do 50 manifestantów zostało zabitych w regionie Oromia - powiedział agencji AFP Merera Gudina przedstawiciel opozycji i Kongresu Ludu Oromii. - Bilans ofiar może być jednak jeszcze większy - zastrzegł wskazując, że siły porządkowe używały ostrej amunicji dla stłumienia manifestacji.
"Potrzebujemy wolności"
W piątek premier Hailemariam Desalegn wydał rozporządzenie zezwalające policji na użycie wszelkich dostępnych środków dla przywrócenia ładu i przeciwdziałanie zbieraniu się spontanicznych manifestacji.
Z kolei anonimowe źródło dyplomatyczne w Addis Abebie poinformowało, że łącznie w Oromii i Amharze zginęło 49 osób, w tym co najmniej 22 w samej Oromii. Oba regiony są zamieszkiwane łącznie przez 60 proc. ludności stumilionowej Etiopii.
W sobotę na ulice wielu miast tego regionu, w tym w leżącej tam, stołecznej Addis Abeby wyszło wielu demonstrantów, żeby zaprotestować przeciwko polityce rządu sformowanego w większości przez polityków wywodzących się z prowincji Tigraj. "Potrzebujemy wolności" - brzmiało hasło na jednym z transparentów. Tłum został brutalnie rozpędzony przez siły bezpieczeństwa. Niektórych protestujących zatrzymywano i zaciągano do samochodów policyjnych.
Mnożące się manifestacje
Manifestacje w Addis Abebie - wcześniej sporadyczne - mnożą się od listopada, gdy ludzie zaczęli protestować przeciw planom rozszerzenia granic terytorialnych stolicy.
W niedzielę demonstracje miały też miejsce w Amharze. Tego dnia do starć sił bezpieczeństwa z manifestantami doszło również w mieście Bahir Dar na północy. W proteście uczestniczyło kilka tysięcy osób - podało źródło dyplomatyczne.
Na razie źródła rządowe nie podały żadnego bilansu ofiar.
PAP
....
Potwory! Za wszystko odpowiecie przed Bogiem!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:28, 23 Sie 2016 Temat postu: |
|
|
Wykonał antyrządowy gest, teraz boi się wrócić do kraju. "Mogą mnie zabić"
Dodano dzisiaj 08:35
Feyisa Lilesa / Źródło: Newspix.pl / Li Ming
Srebrny medalista olimpijski w maratonie Feyisa Lilesa na mecie wykonał antyrządowy gest. Teraz boi się wrócić do Etiopii, ponieważ obawia się, że może zostać zabity - podaje CNN.
Feyisa Lilesa w niedzielę podczas finiszu biegu podniósł w górę skrzyżowane ręce na znak protestu. Potem powtórzył ten znak na konferencji prasowej. Po zawodach Lilesa tłumaczył, że chciał w ten sposób zwrócić uwagę na ofiary protestów, które odbywają się w jego rodzinnym regionie Oromia.
Maratończyk przyznał, że po tym, co zrobił boi się wracać do kraju, ponieważ może zostać zabity. – Mogę zginąć, albo trafić do więzienia. Niektórzy z członków mojej rodziny są już w więzieniu. Martwię się o bezpieczeństwo swojej żony i dzieci – przyznał. Lilesa nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji, ale jeśli uda mu się zdobyć niezbędne dokumenty, rozważa przeprowadzkę do innego kraju.
Plemię Oromo stanowi połowę ludności Etiopii. Protestuje przeciwko działaniom rządu, które prowadzą do upadku rolnictwa w kraju. Odbywają się krwawe demonstracje, w których mogło już zginąć 400 osób.
/ Źródło: CNN / "Washington Post"
...
Ponury rezim.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:38, 02 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Ofiary śmiertelne podczas antyrządowej demonstracji w Etiopii. Opozycja mówi o śmierci 50 osób
Dzisiaj, 2 października (14:36)
Co najmniej kilka osób zginęło i zostało rannych podczas antyrządowej demonstracji, która odbyła się w niedzielę w pobliżu stolicy Etiopii - poinformowały władze tego kraju. Według opozycji w wyniku działań policji zginęło co najmniej 50 osób.
W wyniku chaosu kilka osób zginęło, a kilka osób zostało poszkodowanych i przewiezionych do szpitali - podały władze w komunikacie. Winni poniosą konsekwencje - zapowiedziano.
Przedstawiciel opozycyjnej partii, Narodowego Kongresu Oromo, Merera Gudina powiedział, że co najmniej 50 osób zginęło po tym, jak policja próbowała rozpędzić demonstrantów. Służby strzelały w powietrze i użyły wobec protestujących gazu łzawiącego.
Do antyrządowej manifestacji doszło w trakcie lokalnego festiwalu.
Reuters przypomina, że do protestów przeciwników rządu Etiopii dochodzi w okolicach stolicy sporadycznie od ok. dwóch lat.
..
KTO JEST WINIEN OFIAR!!! POTWORY!!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 1:02, 10 Paź 2016 Temat postu: |
|
|
Stan wyjątkowy w Etiopii. Wprowadzono go ze względów bezpieczeństwa
1 godz. 29 minut temu
Rząd Etiopii ogłosił w niedzielę stan wyjątkowy, który ma potrwać sześć miesięcy. Decyzję podjęto ze względów bezpieczeństwa, po miesiącach gwałtownych antyrządowych protestów organizowanych przed dwie największe grupy etniczne w kraju - podał portal BBC.
Etiopczycy podczas Ashenda Festival
/AA (PAP/Abaca) /PAP
Stan wyjątkowy został wprowadzony po dogłębnej dyskusji rady ministrów w sprawie ofiar śmiertelnych i szkód, do jakich doszło w kraju - oświadczył etiopski premier Hailemariam Desalegn. Naszym priorytetem jest bezpieczeństwo obywateli. Ponadto chcemy położyć kres niszczeniu infrastruktury, placówek medycznych, budynków administracji i wymiaru sprawiedliwości.
Dodał również, że rządzący Etiopski Ludowy Front Rewolucyjno-Demokratyczny ma zamiar wprowadzić reformy oraz planuje rozmowy z partiami opozycyjnymi.
Jak ocenia AFP, decyzja ta jest dowodem na zaostrzenie polityki rządu wobec trwających od końca 2015 roku protestów, które zdaniem wielu organizacji broniących praw człowieka niejednokrotnie były krwawo tłumione przez władze. Według szacunków organizacji pozarządowych w ciągu trwających od miesięcy manifestacji zginęły setki ludzi, a dziesiątki tysięcy zostało zatrzymanych - pisze BBC.
Antyrządowe manifestacje organizują przede wszystkim przedstawiciele grup etnicznych Oromo i Amhara, którzy choć stanowią ok. 60 proc. wszystkich Etiopczyków, czują się marginalizowani przez władze.
Szczególnie tragiczne w skutkach były protesty z zeszłej niedzieli, gdy w starciach między policją a demonstrantami w trakcie festiwalu odbywającego się pod Addis Abebą zginęło co najmniej 55 osób.
AFP ocenia, że obecne demonstracje są najpoważniejszymi w Etiopii od ok. 25 lat.
APA
....
Lekki absurd jesli Amharowie protestuja. PRZECIEZ TO PODSTAWOWA LUDNOSC KRAJU! Znaczy sie ludzie maja dosc wladzy. JAK CIE LUDZIE MAJA DOSC ODEJDZ OD KORYTA A NIE ORGANIZUJESZ MORDY! Assad czy Ruscy to jest droga do piekla.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:43, 09 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
gosc.pl → Wiadomości → Kościół walczy z obrzezaniem kobiet
Kościół walczy z obrzezaniem kobiet
KAI
dodane 09.01.2017 13:57 Zachowaj na później
T U R K A I R O / CC 2.0
Kościół katolicki w Etiopii walczy z obrzezaniem kobiet. Okaleczanie żeńskich narządów płciowych musi się skończyć - stwierdzono podczas niedawnego seminarium dla dyrektorów i nauczycieli szkół katolickich w Addis Abebie z udziałem przedstawicieli episkopatu.
Wśród przyczyn okaleczania kobiet wskazywano głównie na społeczną presję, powodującą utrzymywanie się stosowania tych praktyk. Lęk przed stygmatyzacją i obawa, że córki będą uznane za niezdolne do małżeństwa powodują, że matki akceptują ich obrzezanie, choć są świadome związanych z tym niebezpieczeństw.
Podczas seminarium uznano, że szkoły katolickie mają ważną rolę do odegrania w uświadamianiu społeczeństwu tego problemu.
Biskupi Etiopii nie po raz pierwszy zabierają głos w tej sprawie. Zrobili to już w 2013 r. Problem jest o tyle duży, że - jak wynika z danych UNICEF - aż 74 proc. etiopskich kobiet zostało poddanych obrzezaniu, polegającemu na częściowym lub całkowitym usunięciu łechtaczki, a czasem również warg sromowych mniejszych.
Według ONZ, ofiarami okaleczania narządów płciowych jest w sumie 200 mln dziewcząt i kobiet w 30 krajach świata, zwłaszcza afrykańskich. Poza Etiopią praktyka ta jest szczególnie rozpowszechniona w Somalii, Dżibuti, Egipcie, Erytrei, a także w Gwinei.
...
Dzikie zwyczaje.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:15, 19 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Polacy oświetlili ponad 100 szkół w Etiopii
19 stycznia 2017, 14:51
W Etiopii wciąż istnieją miejsca, w których po zmroku zapada zupełna ciemność. Dzięki polskim wolontariuszom nawet 35 tys. uczniów nie musi już rezygnować z nauki i zabawy.
Wolontariusze z Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej zainstalowali systemy fotowoltaiczne, wykorzystujące energię słoneczną, w ponad 100 etiopskich szkołach. Tym samym umożliwi naukę po zmroku ponad 35 tys. dzieci.
– W 2016 roku zainstalowaliśmy systemy słoneczne w 103 szkołach podstawowych znajdujących się w południowej części Etiopii. Tam wciąż istnieją miejsca, gdzie po zapadnięciu zmroku panuje całkowita ciemność. Tymczasem dzięki zainstalowanym przez nas panelom, około 350 dzieci w każdym z miejsc może poświęcić czas na naukę również wieczorami - tłumaczy Kamil Ewertowski, koordynator projektu PCPM.
Oświetlony został graniczący z Kenią Region Narodów, Narodowości i Ludów Południa oraz Oromia położona w środkowo-południowej części Etiopii. Miejsca te mają charakter pasterski, oznacza to, że mieszkające tam dzieci w większości zajmują się pomaganiem rodzicom w wypasie bydła. Po zakończeniu pracy w gospodarstwie jest zbyt ciemno, aby pisać lub czytać. Z oświetlonych pomieszczeń korzystają nie tylko uczniowie, ale także dorośli mieszkańcy regionów objętych pomocą.
To nie jedyne działanie polskich wolontariuszy na rzecz wspierania edukacji w Etiopii. PCPM zorganizowało szkolenia z obsługi zainstalowanych paneli, prowadzenia bibliotek szkolnych i metod skutecznego nauczania. W sumie wzięło w nich udział ponad 300 nauczycieli, dyrektorów i członków rad rodziców.
Projekt realizowany w partnerstwie z IIRR (International Institute of Rural Reconstruction) w Etiopii współfinansowany jest z programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.
Marianna Fijewska
[link widoczny dla zalogowanych]
...
Pieknie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:44, 12 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Zwały śmieci zasypały szałasy, ponad 20 ofiar śmiertelnych
Zwały śmieci zasypały szałasy, ponad 20 ofiar śmiertelnych
Dzisiaj, 12 marca (15:0
Co najmniej 24 osoby zginęły, a 28 zostało rannych na peryferiach Addis Abeby, stolicy Etiopii. Doszło tam do wielkiego osuwiska na wysypisku śmieci.
Stolica Etiopii
/Yannick Tylle /PAP/EPA
Zwały śmieci zasypały ok. 30 prowizorycznych szałasów na wysypisku osób. Większość ofiar to osoby, które przeczesują góry śmieci w poszukiwaniu rzeczy, mających jakąkolwiek wartość, by je następnie sprzedać.
Spodziewamy się, że liczba ofiar będzie większa - powiedział przedstawiciel stołecznych władz Dagmawit Moges. Dodał, że obszar objęty osuwiskiem jest duży.
Wysypisko śmieci Koshe powstało ok. 40 lat temu. Należy do największych leżących na obrzeżach Addis Abeby, metropolii liczącej ok. 4 mln mieszkańców, która ciągle się rozrasta w szybkim tempie.
(mal)
RMF24-PAP
...
Nkestety czesto poza Zachodem to wszystko tak wyglada. Zwiazane drutami sznurkami wisi na wlosku.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 9:08, 13 Mar 2017 Temat postu: |
|
|
info.wiara.pl |Etiopia: Już prawie 50 ofiar śmiertelnych osuwiska na wysypisku śmieci
rss
newsletter
facebook
twitter
Etiopia: Już prawie 50 ofiar śmiertelnych osuwiska na wysypisku śmieci
Bilans ofiar śmiertelnych wielkiego osuwiska na wysypisku śmierci na przedmieściach Addis Abeby, stolicy Etiopii, wzrósł do 48 osób - podaje w niedzielę portal BBC, powołując się na dane władz miasta. Wciąż są dziesiątki zaginionych.
Reklama
Wcześniej informowano o 24 ofiarach śmiertelnych. Przedstawiciele władz podają, że wśród zmarłych jest kilkoro dzieci.
Do osuwiska doszło w sobotę wieczorem. Tony śmieci zasypały ok. 30 prowizorycznych szałasów służących za domy mieszkańcom wysypiska. Większość ofiar to osoby, które przeczesują góry śmieci w poszukiwaniu rzeczy mających jakąkolwiek wartość, by je następnie sprzedać. Według BBC w ten sposób żyją setki ludzi; wielu z nich mieszka tam na stałe. Zdaniem cytowanego przez portal świadka w momencie zdarzenia było na wysypisku ok. 150 osób.
Wysypisko śmieci Koshe powstało ok. 40 lat temu. Należy do największych leżących na obrzeżach Addis Abeby, metropolii liczącej ok. 4 mln mieszkańców, która ciągle się rozrasta w szybkim tempie.
....
Niestety.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:22, 25 Wrz 2017 Temat postu: |
|
|
24
Fakty
Świat
Krwawy konflikt etniczny w Etiopii. Setki osób zginęły, tysiące straciły domy
Krwawy konflikt etniczny w Etiopii. Setki osób zginęły, tysiące straciły domy
Dzisiaj, 25 września (19:42)
W brutalnych walkach, które wybuchły we wrześniu w Etiopii pomiędzy dwiema mniejszościami etnicznymi, zginęły setki osób, a tysiące straciły domy - poinformował rząd Etiopii.
Zdj. ilustracyjne /Halden Krog /PAP/EPA
REKLAMA
Somalijczycy mieszkający w Etiopii i lud Oromo od lat spierają się o tereny na południu i wschodzie kraju. Choć w tej sprawie zorganizowano w 2004 roku referendum, to wciąż konflikt nie jest zażegnany.
11 września Somalijczycy zatrzymali dwóch urzędników z plemienia Oromo, a następnie ich zabili. W odpowiedzi Oromowie wyszli protestować. Demonstracje zostały spacyfikowane przez milicje somalijskie.
Setki osób z plemion Oromo zginęły. Po stronie somalijskiej też są ofiary, jednak nie znamy dokładnych liczb - powiedział rzecznik etiopskiego rządu Negeri Lencho.
Lencho dodał także, że przez działalność niewielkich milicji i bojówek prawie 50 tysięcy osób musiało uciekać ze swoich wiosek.
Etiopski rząd rozpoczął śledztwo w sprawie zamieszek i brutalnych działań służb. Lencho zaznacza, że każdy urzędnik zamieszany w masakrę zostanie aresztowany. Administracja nie może zabijać i wyrzucać naszych obywateli - powiedział.
(az)
...
Znowu opetani urzadzaja masakry. Nie chca isc do nieba. Niestety taki jest czlowiek sta Apokalipsa jest bolesna.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:02, 25 Wrz 2018 Temat postu: |
|
|
Walka z małżeństwami dzieci
O Etiopii rzadko się pisze coś dobrego. Warto zauważyć więc, że w tym kraju w ciągu dekady odsetek dziewcząt wychodzących za mąż przed 18. rokiem życia spadł z 60 do 40% (20% przed 15 rokiem życia). Kraj jest wzorem dla całej Afryki, w której problem małżeństw niepełnoletnich jest ciągle palący.
...
To wspaniale!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135910
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 20:12, 10 Mar 2019 Temat postu: |
|
|
Polacy wśród ofiar katastrofy boeinga w Etiopii. Nie przeżył nikt ze 157...
Katastrofa samolotu etiopskich linii lotniczych: maszyna ze 157 ludźmi na pokładzie rozbiła się w okolicach miasta Debre Zeit w środkowej Etiopii. Nikt ze 149 pasażerów i 8 członków załogi nie przeżył. Z najnowszych informacji przekazanych przez władze Ethiopian Airlines wynika, że wśród...
...
Duza tragedia.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|