Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:21, 20 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Karmią VIP-ów tym co odrzuciły supermarkety
Ministrowie środowiska i inni goście szczytu Programu Środowiskowego ONZ w Kenii uraczyli się we wtorek daniami na bazie produktów odrzuconych przez europejskie supermarkety, ponieważ nie spełniały standardów. Akcja miała zwrócić uwagę na marnowanie jedzenia.
Posiłek dla delegacji zaproszonych na doroczne spotkanie w Nairobi przygotowano z 1,6 tys. kilogramów kenijskich warzyw i owoców odrzuconych przez europejskie sieci handlowe, które uznały je za "niezadowalające" z estetycznego punktu widzenia. Działacze walczący z marnotrawieniem żywności zwracają uwagę, że chodzi np. o odrzucanie fasoli, której strąki są zbyt długie lub nie dość zielone.
Ok. 100 uczestników spotkania zostało podjętych wegetariańskim posiłkiem składającym się wyłącznie z warzyw i owoców, które nie znalazły uznania w Europie. Podano pięć dań, w tym grillowaną kukurydzę w sakiewkach z ciasta, puree z żółtej soczewicy z owocem tamaryndowca i tiramisu na bazie przecieru z mango na deser.
Wszystkie warzywa i owoce zostały wyhodowane w Kenii, która jest ważnym eksporterem na rynek europejski, zwłaszcza do Wielkiej Brytanii. Jeden z kenijskich rolników, mający kontrakt na dostawy do brytyjskich supermarketów, powiedział, że nawet 40 proc. jego produkcji jest odrzucane. Często dostawcy związani kontraktami nie mają prawa sprzedawać na rynku lokalnym lub oddawać żywności na cele charytatywne - zwracają uwagę działacze.
- Żadne powody ekonomiczne, środowiskowe czy etyczne nie mogą usprawiedliwić marnowania jedzenia na taką skalę - podkreślił Achim Steiner, dyrektor Programu Środowiskowego ONZ (UNEP), który prowadzi kampanię na rzecz zmniejszenia ilości marnowanego jedzenia na całym świecie - czyli 1,3 mld ton rocznie.
Produkty wykorzystane do przygotowania dań dla VIP-ów w Nairobi zebrał Tristram Stuart stojący na czele organizacji Feeding the 5.000. Organizuje ona akcje mające na celu uświadomienie ludziom skali marnotrawstwa jedzenia.
Obecnie przepada ponad jedna trzecia żywności na świecie; jednocześnie prawie miliard ludzi cierpi głód - szacuje organizacja. W październiku 2012 roku jej działacze przygotowali curry, którym bezpłatnie poczęstowali 5 tys. osób na dziedzińcu ratusza w Paryżu.
...
Te normy sa tylko po to aby blokowac zywnosc spoza Europy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:11, 20 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Jakub Kodłubaj | Onet
Somalijscy piraci to nasza wina
Problem piractwa u wybrzeży Rogu Afryki to w ostatnich latach ciągnąca się czarna telenowela. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę z tego, co jest jego genezą. A Zachód powinien winić przede wszystkim siebie.
Jedno z głównych źródeł utrzymania w Somalii, szczególnie na wybrzeżu, stanowi rybołówstwo. Jeszcze przed wojną domową, która zaczęła się w 1991 roku, rocznie na eksporcie ryb Somalia zarabiała ok. 15 mln dolarów. Konflikt spowodował liczne straty materialne i zahamował rozwijającą się od lat 70. gałąź gospodarki. Jednak nie tylko wojna pozbawiła rybaków pracy.
Problemem Somalijczyków było nierespektowanie przez obce kutry prawa międzynarodowego i dokonywanie połowu na ich wodach terytorialnych. Zagraniczne załogi zajmowały kluczowe miejsca, na których do tej pory zarzucali sieci rybacy somalijscy. Pierwszym problemem stała się zatem eksploatacja wód wokół wybrzeża kraju przez obce jednostki. Na tym jednak nie koniec.
O ile wzrost konkurencji pewnie dałoby się jakoś przełknąć, o tyle zanieczyszczenie wody już nie. Toksyczne odpady zrzucane przez przepływające statki prowadziły do stopniowego obumierania życia pod powierzchnią Oceanu Indyjskiego, szczególnie w Zatoce Adeńskiej. Nikt przecież nie szuka świeżego i zdrowego jedzenia w koszu na śmieci, a do niego właśnie można porównać to, do czego doprowadziły zagraniczne statki.
Piraci czy ochroniarze?
Wobec fali obcych kutrów i śmiecących w regionie jednostek Somalijczycy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Znając okoliczne wody i mając doświadczenie wojny z początku lat 90. zaczęli patrolować tereny morskie. W dekadzie tej prywatna firma ochrony wygrała też przetarg na utworzenie straży przybrzeżnej. Prawdopodobnie to tam Somalijczycy nauczyli się nawigacji i stamtąd wzięli sprzęt na późniejsze akcje. Początkowo mieli pełnić rolę strażników i bronić wyłącznie interesów swoich rodaków, jednak szybko zorientowali się, że porywanie statków i branie za nie okupu jest dużo bardziej rentowne niż tradycyjne i legalne sposoby zarobku. Sytuacji nie mógł zażegnać też rząd centralny, którego władza do dziś widnieje przede wszystkim na papierze.
Problem na chwilę rozwiązał Związek Sądów Islamskich (UIC), który w 2006 roku doszedł do władzy. Interwencja Etiopii i obalenie rządu UIC już w następnym roku doprowadziły do ponownego wzrostu liczby piratów. Spotkało się to z ostrą reakcją międzynarodową, ponieważ zagrożone zostały dostawy pomocy żywnościowej do Somalii, w 80 proc. dostarczanej drogą morską.
Od tej pory można już mówić o wojnie Zachodu z piratami znad Zatoki Adeńskiej. Ich rola obrońców państwowego biznesu zamieniła się w szukanie własnego łatwego zysku. Tłumaczą, że jest to rekompensata za straty, jakie ponieśli w związku z działaniami obcych jednostek. A sumy te mogą zachęcać niejednego obywatela państwa, które często podaje się jako przykład państwa upadłego, gdzie panuje skrajne ubóstwo.
Większość z piratów pochodzi z Puntlandu w północno-wschodniej Somalii. To jeden z najbiedniejszych regionów kraju, ale też obszar, z którego wywodzi się były prezydent Abdullahi Yusuf. Nierzadko mówiło się, że część pieniędzy kierowano też do niego, w związku z czym piraci mieli jego ciche poparcie.
Pensja pirata
Somalijscy piraci traktują swoich zakładników raczej dobrze, bo od tego często zależy okup, jaki uda im się uzyskać. Od 2005 do 2010 średnia kwota wypłacana przez firmę porywaczom wzrosła ze 150 tys. do 5,4 mln dolarów według raportu "The Economic Cost of Piracy" organizacji Oceans Beyond Piracy. Rok 2010 był zresztą złotym dla piratów, bo w listopadzie wpłynął na ich konto największy okup - 9,5 mln dolarów za południowokoreański tankowiec Samho Dream, a suma wszystkich pieniędzy ściągniętych przez porywaczy wyniosła bagatela prawie 240 mln.
Zastrzyk gotówki od firm, których statki są porywane to nie jedyne źródło dochodów piratów. Podejrzewa się, że z Dubaju, który zamieszkuje dość spora społeczność somalijska, również płyną fundusze wzbogacające konta morskich gangów. Kwoty lecą z emiratu do Somalii poprzez muzułmański system zwany hawala, czyli nieformalny szybki przekaz pieniężny oparty na słowie honoru i wzajemnym zaufaniu. Poza dolarami emigranci dostarczają też sprzęt, jak np. GPS dla pirackich łodzi.
Nieformalnego wsparcia w militariach z kolei udzieliła też niejednokrotnie sąsiednia Etiopia. Broń należąca do wysyłanych przez nią sił zbrojnych, które miały ograniczyć wpływy radykalnych wyznawców islamu, trafiała na rynek w Somalii. Tym kanałem piraci mieli dostęp choćby do AK-47, czyli popularnego Kałasznikowa.
Co daje piractwo, a co zabiera?
Miliony dolarów krążące w okupach uzyskiwanych przez morskich porywaczy prowadzą do stopniowego rozwoju zacofanej Somalii. Najbardziej zmieniło się oczywiście życie samych piratów i ich rodzin, które nagle mogą żyć w luksusach, o jakich nie śnili. Powstanie klasy milionerów-gangsterów to jednak nie jedyny efekt porywania na masową skalę statków na wodach Zatoki Adeńskiej i Oceanu Indyjskiego.
Piractwo to dzisiaj olbrzymi przemysł, w którym pracuje coraz więcej ludzi, szczególnie w Puntlandzie. Za stolicę tego niechlubnego biznesu uważa się miasto Eyl, do którego najczęściej zabiera się zakładników. Powstają tam knajpy specjalnie tworzone pod pojmane załogi, a piraci szastają swoimi pieniędzmi na prawo i lewo. Nie biorą reszty, nie liczą się z tym, ile zapłacą, a to ma swoje dobre i złe strony. Niewielka część społeczeństwa zarabia na piratach, którzy są dużo bogatsi niż sam region. Już w 2007 roku wartość otrzymanych okupów była 1,5 razy większa niż budżet Puntlandu. Jednak takie trwonienie pieniędzy prowadzi też do wzrostu cen i dalszego pogłębiania biedy w Somalii. Przykładowo w latach 2007-2009 buty podrożały o 150 proc., a ziemia o 66 proc.
Istnieje też spore zagrożenie środowiska. Mówi się o ryzyku trafienia piratów w któryś z tankowców i wyciek ropy. Nietrudno sobie wyobrazić, co działoby się w wyniku takiego ostrzału. Scenariusz taki oglądaliśmy podczas katastrofy Deepawater Horizon w kwietniu 2010 roku. Tym razem ciężko by było jednak o wypłatę odszkodowania, a zacofana Somalia nie byłaby w stanie poradzić sobie z umierającym życiem w wodach Zatoki Adeńskiej.
Kto i ile traci przez piratów?
Straty w światowej gospodarce spowodowane przez piractwo u wybrzeży Somalii liczone są w miliardach dolarów rocznie. Okupy są tylko kroplą w morzu kosztów, jakie muszą ponieść firmy w związku z transportem towarów przez Zatokę Adeńską. Dużo więcej płacą na poczet ubezpieczenia od porwania statku. Rocznie według organizacji Oceans Beyond Piracy suma ta wynosi od ok. 460 mln do 3,2 mld dolarów. By nie narazić się na atak piratów, którzy rokrocznie powiększają swoją strefę działania i wypływają dalej od brzegu, coraz częściej zmienia się trasę transportu. Tracą na tym też państwa, np. Egipt - przez ograniczany przepływ Kanałem Sueskim - aż 642 mln dolarów rocznie. W skali świata są to sumy rzędu 2,4-3 mld. Ponadto dochodzą pieniądze na sprzęt mający zwiększyć samoobronę statków, na który korporacje wykładają do 2,5 mld dolarów rocznie.
Wspomniany wyżej Egipt traci najwięcej z państw w tej części świata. Na piratów narzekać też mogą Jemen i Kenia, których wpływy handlowe zmniejszają się odpowiednio o 414 mln i 150 mln dolarów każdego roku. Możliwość zmiany tras może jednak bardzo niekorzystnie wpłynąć też na gospodarki krajów leżących daleko od Somalii. Skoro ubezpieczenie statku osiąga horrendalne stawki, firmy wysyłające towary z Azji do Europu i Ameryki mogą zdecydować się na opływanie Afryki wokół Przylądka Dobrej Nadziei. Doszłoby wówczas do wydłużenia czasu transportu i wzrostów jego kosztów, choćby ze względu na paliwo. To bardzo prawdopodobny scenariusz.
Ostatnią grupę strat finansowych stanowią te, które świat wydaje na walkę z piractwem. Marynarki Zachodu pochłaniają 2 mld dolarów rocznie. Doliczyć też należy koszty procesów i organizacji walczących z piractwem na świecie. Podliczając wszystkie wyżej wymienione kwoty wychodzi, że świat płaci rocznie od 7 do 12 mld dolarów. Tyle dziś kosztują połowy na somalijskich wodach i wyrzucanie tam odpadów w latach 90. Chyba nie było warto.
...
Oczywiscie jest to biznes jak narkotyki w Meksyku .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:17, 22 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
UNICEF: codziennie dzieci umierają przez brak dostępu do czystej wody
Codziennie ok. 2 tys. dzieci poniżej pięciu lat umiera z powodu biegunki; ok. 90 proc. tych zgonów związanych jest z brakiem dostępu do czystej wody, urządzeń sanitarnych i nieprzestrzeganiem podstawowych zasad higieny - alarmuje UNICEF w Światowym Dniu Wody.
Prawie 90 proc. zgonów dzieci spowodowanych przez biegunkę związanych jest bezpośrednio z zanieczyszczoną wodą, brakiem kanalizacji lub niedostateczną higieną. Choć liczba zgonów spadła z 1,2 mln osób w 2000 r. do około 760 tys. osób w 2011 r., UNICEF podkreśla, że liczba ta jest nadal zbyt duża.
Dane UNICEF wskazują, że około połowa zgonów wśród dzieci poniżej piątego roku życia ma miejsce w pięciu krajach: Indiach, Nigerii, Demokratycznej Republice Konga, Pakistanie i Chinach, a jedna trzecia z nich - w dwóch krajach: Indiach (24 proc.) i Nigerii (11 proc.). Znacząca część populacji nie ma tam dostępu do pewnych źródeł wody i zmodernizowanych urządzeń sanitarnych.
- Czasami tak bardzo skupiamy się na dużych liczbach, że nie dostrzegamy ludzkiej tragedii, która kryje się za tymi statystykami. Cały świat byłby z pewnością wstrząśnięty, gdyby w wypadku 90 szkolnych autobusów zginęli wszyscy ich mali pasażerowie. Dokładnie tyle samo dzieci umiera każdego dnia z powodu braku dostępu do czystej wody, urządzeń sanitarnych i nieprzestrzegania zasad higieny - podkreśla Sanjay Wijesekera, koordynator programu ds. wody, warunków sanitarnych i higieny w UNICEF.
Organizacja przypomina, że na całym świecie 783 mln osób żyje bez dostępu do wody pitnej: 119 mln w Chinach, 97 mln w Indiach, 66 mln w Nigerii, 36 mln w Demokratycznej Republice Konga, a 15 mln w Pakistanie.
Statystyki dotyczące dostępu do urządzeń sanitarnych są jeszcze gorsze. W Indiach 814 mln osób nie ma dostępu do zmodernizowanych sanitariatów, w Chinach - 477 mln, w Nigerii - 109 mln, w Pakistanie - 91 mln, a w Demokratycznej Republice Konga - 50 mln. Zdaniem UNICEF bezpieczne ujęcia wody i zmodernizowane urządzenia sanitarne pozwoliłyby na zmniejszenie umieralności dzieci w tych krajach.
Wijesekera podkreśla, że postęp osiągnięty w ostatnich dekadach to dowód na to, że przy dobrej woli polityków i dzięki odpowiednim inwestycjom, każde dziecko będzie mogło uzyskać dostęp do czystej wody i urządzeń sanitarnych w ciągu jednego pokolenia.
Światowy Dzień Wody został ustanowiony przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w 1992 r. Rok 2013 został ustanowiony Międzynarodowym Rokiem Współpracy w Dziedzinie Wody; koordynatorem obchodów jest UNESCO. Oficjalnym sloganem Międzynarodowego Roku Współpracy w Dziedzinie Wody jest "Water, water everywhere, only if we share" - wzywające wspólnotę międzynarodową do współpracy na rzecz upowszechnienia dostępu do wody. Wymyśliła je 23-letnia Hinduska, mieszkanka Delhi, która wygrała międzynarodowy konkurs ogłoszony przez ONZ. W dniach 1-6 września obędzie się Światowy Tydzień Wody.
...
Tak w Afryce woda jest kluczowa sprawa !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:33, 28 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Najgorsza od ponad 60 lat plaga szarańczy na Madagaskarze
Najgorsza od lat 50. plaga szarańczy opanowała około połowy terytorium Madagaskaru. Stada owadów zagrażają zbiorom, a mieszkańcom tego biednego wyspiarskiego państwa grozi głód - alarmuje Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO).
- Połowę kraju opanowały pasikoniki i latające stada złożone z miliardów roślinożernych owadów. (...) Jeśli nie podejmiemy żadnych działań, do września zajmą dwie trzecie Madagaskaru - poinformowała FAO w oświadczeniu.
Organizacja ostrzega, że szarańcza może pożreć trawę z terenów pastewnych oraz zbiory ryżu, który stanowi podstawę wyżywienia dla mieszkańców Madagaskaru. - Blisko 60 proc. spośród 22 mln mieszkańców może zagrozić głód w kraju, w którym i tak jest bardzo niski poziom bezpieczeństwa żywnościowego i wysoki poziom niedożywienia - podano.
FAO ocenia, że na walkę z szarańczą potrzeba pilnie ok. 22 mln dolarów.
Ostatnia tak poważna plaga szarańczy nawiedziła kraj w latach 50. ubiegłego wieku; trwała 17 dni.
...
Kolejna plaga znana z Biblii ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:27, 29 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
15 osób zginęło pod gruzami kamienicy w Dar es Salaam
Co najmniej 15 osób zginęło pod gruzami budowanej kamienicy, która zawaliła się rano w centrum stolicy gospodarczej Tanzanii - Dar es Salaam. Trwa przeszukiwanie gruzów. Pierwsze doniesienia mówiły o ok. 40 uwięzionych i kilku rannych.
Wśród ofiar są robotnicy pracujący przy stawianiu budynku, bawiące się na ulicy dzieci i sprzedawcy. Komendant policji w Dar es Salaam, Suleiman Kova, powiedział dziennikarzom na miejscu tej katastrofy budowlanej, że wydobyto dotąd tylko dwie żywe osoby.
15-piętrowy budynek, znajdujący się w dzielnicy handlowej i biznesowej Dar es Salaam, zawalił się w piątek około godz. 6.45 czasu polskiego. Do wydobywania poszkodowanych spod gruzów przyłączyli się okoliczni mieszkańcy i pracujący w tej dzielnicy ludzie.
....
Afryka musi dbac o jakosc . Oszczedzanie na bezpieczenstwie sie nie oplaca .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:38, 03 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Piotr Gruszka | Onet
Justyna Szczudlik-Tatar: w 2012 roku Chiny w Afryce zainwestowały 2,5 mld dolarów
- Niektóre z szacunków wskazują, że wartość tylko ubiegłorocznych chińskich inwestycji w Afryce wyniosła ok. 2,5 mld dolarów - mówi w rozmowie z Onetem Justyna Szczudlik-Tatar, ekspertka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Z Justyną Szczudlik-Tatar, analitykiem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, rozmawia Piotr Gruszka.
Justyna Szczudlik-Tatar: Cele chińskiego zaangażowania w Afryce, a więc utrzymywania dobrych relacji z państwami afrykańskimi, można podzielić na ekonomiczne i polityczne. Państwo Środka jest przede wszystkim zainteresowane dostępem do surowców, głównie energetycznych - ropy naftowej i gazu, ale także miedzi, żelaza, uranu, diamentów i takich dóbr jak drewno, bawełna czy produkty rolnicze. Obecność chińska w Afryce to także dywersyfikacja źródeł pozyskiwania surowców oraz zapewnienie ich nieprzerwanych dostaw.
Władze w Pekinie są także zainteresowane dostępem do rynków zbytu. Chińska gospodarka jest w znacznym stopniu oparta na eksporcie, otwarcie afrykańskich rynków dla produktów z Chin przyczynia się do utrzymania wysokiego wzrostu gospodarczego w ChRL. Jest to tym istotniejsze wobec spadku chińskiego eksportu np. do Europy w związku z kryzysem.
Afrykę postrzega się także jako rynek pracy dla chińskich pracowników dlatego też znaczna część chińskich inwestycji na kontynencie jest realizowana "chińskimi rękami".
Jeśli zaś chodzi o cele polityczne to Pekin dąży do realizacji zasady "jednych Chin" czyli zerwania stosunków dyplomatycznych z Tajwanem przez państwa nadal uznające władze w Tajpej i nawiązanie ich z ChRL (np. w latach 2003-2007 cztery państwa afrykańskie utrzymujące stosunki z Tajwanem nawiązały stosunki dyplomatyczne z Chinami).
Drugim celem jest budowanie koalicji w organizacjach międzynarodowych już istniejących (np. w ONZ) lub powoływanie nowych instytucji z silną pozycją Państwa Środka (np. Forum Współpracy Chiny-Afryka). Może się to przyczynić do poprawy wizerunku Chin jako kraju odpowiedzialnego za region, a także jako rosnącego i coraz bardziej liczącego się mocarstwa na świecie. Jest to także metoda rywalizacji ze Stanami Zjednoczonymi.
Zainteresowanie Chin Afryką oraz ich obecność na kontynencie rosły przez ostatnie kilkanaście lat błyskawicznie. W zeszłym roku, dystansując USA i Zachód, Chiny stały się największym partnerem handlowym Afryki. Jak wyglądało "wchodzenie" Chińskiego Smoka do Afryki?
Zdecydowane wzmożenie zainteresowania Afryką to okres rządów Jiang Zemina czyli początki nowego wieku. W 2006 r. Chiny opublikowały dokument w którym nakreśliły swoją politykę wobec Afryki - pierwszy taki dokument w ChRL dotyczący polityki wobec tego kontynentu.
Wcześniej, od 2000 r. rozpoczęto organizowanie ogromnych jeśli chodzi o skalę oraz zawierane porozumienia szczytów w ramach Forum Współpracy Chiny-Afryka, instytucji powołanej z chińskiej inicjatywy. Są one organizowane co trzy lata na przemian w Chinach i jednym z państw afrykańskich. Ostatni taki szczyt był w ubiegłym roku. Rezultatami tych spotkań są przyjmowane trzyletnie plany działania. Te spotkania i dokumenty sankcjonują ekonomiczną i dyplomatyczną obecność Chin w Afryce.
Państwo Środka inwestuje ogromne środki w rozwój Afryki. Na jaką kwotę możemy szacować inwestycje i w jakie główne gałęzi przemysłu mają one miejsce?
Są to inwestycje przede wszystkim w infrastrukturę oraz w przemysł wydobywczy dzięki czemu Chińczycy uzyskują dostęp do surowców, ale także w sektor IT, branżę budowlaną, sektor energetyczny, itd. Niektóre z szacunków wskazują, że wartość tylko ubiegłorocznych chińskich inwestycji w Afryce wyniosła ok. 2,5 mld dolarów i prawdopodobnie Chiny są jednym z największych jeśli już nie największym inwestorem w Afryce.
Jest jednak i ciemna strona chińskiej ekspansji. Tanie chińskie towary niszczą lokalny rynek, a rdzennej ludności wyrosła konkurencja w postaci licznej chińskiej emigracji. Jakie jeszcze można wymienić zagrożenia wynikające z zainteresowania Chin tym regionem?
Do innych zagrożeń czy też niekorzystnych działań z punktu widzenia państw afrykańskich można zaliczyć np. nieprzestrzeganie przez chińskich inwestorów zasad ochrony środowiska przy realizacji chińskich projektów w Afryce, realizowanie inwestycji za pomocą chińskiej siły roboczej co nie poprawia sytuacji na rynku pracy w państwach afrykańskich, a tam gdzie są zatrudniani lokalni pracownicy obowiązują niskie standardy bezpieczeństwa pracy, oferowane są bardzo niskie płace.
Te dwa ostatnie czynniki to główne powody wzrostu niezadowolenia afrykańskich pracowników i wzmożenie protestów przeciwko chińskiej obecności w Afryce.
Zarówno w Afryce, jak i na Zachodzie pojawiają się głosy, że Chiny traktują Czarny Ląd jak swoją kolonię, z której można czerpać bogactwa naturalne, nic nie dając w zamian. Czy te opinie są zasadne?
Oprócz niewątpliwie wielu ciemnych stron chińskiego zaangażowania w Afryce o których była już mowa można też dostrzec pewne dobre strony. Chiny przyczyniają się do modernizowania Afryki poprzez np. poprawę infrastruktury transportowej (wg. chińskich źródeł w latach 2000-2007 Chiny wybudowały w Afryce 6 tys. km dróg i 3.5 tys. km linii kolejowych) a także branż energetycznej, budowniczej, IT, itd. Stwarza to szanse na np. wzrost zatrudnienia.
Ponadto Chiny pokazują Afryce swój model rozwojowy jako przykład szybkiej modernizacji od kraju biednego do zamożnego. ChRL także dowartościowuje państwa afrykańskie, pokazując znaczenie Afryki na świecie. Temu np. służą częste wizyty na wysokim szczeblu chińskich liderów w Afryce oraz afrykańskich przywódców w Chinach.
Chińska obecność w Afryce wzmogła także zainteresowanie tym kontynentem i jego większą "zauważalność" w innych krajach, np. w Europie. Może się to przełożyć na oferowanie konkurencyjnych projektów rozwojowych i pomocowych na czym Afryka może zyskać.
Jak sami Afrykańczycy, po wielowiekowych doświadczeniach z kolonializmem, odnoszą się do Chińczyków? Widzą w nich zagrożenie czy raczej szansę na lepszą przyszłość?
Chińczycy zacieśniając relację z Afryką zwracają uwagę na podobne doświadczenia z przeszłości czyli bycie kontynentem i państwem kolonizowanym przez mocarstwa zachodnie. Chcą w ten sposób pokazać, że rozumieją sytuację Afryki i że są lepszym partnerem niż dawni europejscy kolonizatorzy. W sferze symbolicznej odwołują się także do bardzo długich relacji chińsko-afrykańskich czego egzemplifikacją jest wyprawa chińskiego admirała Zheng He do Afryki w XV w., który "pojechał, poznał, ale nie podbił Afryki".
Pragmatyczni Chińczycy nie mają oporów, by współpracować zarówno z demokratami, jak i dyktatorami. W przeciwieństwie do Zachodu Chiny nie uzależniają udzielania pomocy od przestrzegania praw człowieka w afrykańskich państwach czy promowania w nich demokracji. Jak widać polityka ta przynosi sukcesy.
Chiny argumentują, że realizują w Afryce politykę zagraniczną opartą na zasadzie nieingerencji w wewnętrzne sprawy innego państwa - jest to główna zasada chińskiej polityki zagranicznej. Tak jak Chiny nie życzą sobie ingerowania w ich system polityczny, tak i Chiny zgodnie z tą zasadą nie będą się mieszać w rozwiązania polityczne innych państw, w tym wypadku w krajach Afryki.
Przykładowo polityka ta jest chociażby widoczna w relacjach Chin z Zimbabwe, na które są nałożone unijne (choć ostatnio złagodzone po referendum konstytucyjnym w Zimbabwe) czy amerykańskie sankcje. Chiny są ważnym partnerem prezydenta Mugabe z uwagi na bogactwo Zimbabwe w surowce naturalne. ChRL poprzez utrzymywanie bliskich relacji z Zimbabwe oraz dostarczanie wszelkiego rodzaju pomocy (od preferencyjnych pożyczek, przez inwestycje w infrastrukturę, po pomoc żywnościową) jest ważnym partnerem legitymizującym władze w Harare.
Ekspansja Chin wzbudza zdenerwowanie w m.in. w USA czy Francji. Czy Zachód, z całym postkolonialnym bagażem, ma jakąkolwiek skuteczną odpowiedź na plany zdominowania Afryki przez Państwo Środka?
Niewątpliwie jest to trudne i jak na razie działania Zachodu nie są skuteczne. Pekin oferuje ogromne pakiety pomocy, pożyczek, kredytów, stypendiów, inwestycji infrastrukturalnych. Nie wymagają przy tym spełniania wyśrubowanych warunków ich otrzymania, a następnie rozliczania, czy wprowadzania reform czego zdecydowanie domaga się Zachód. Kryzys gospodarczy z którym Chiny dobrze sobie radzą w porównaniu z sytuacją w Europie pracuje na korzyść Państwa Środka. Szansą dla państw zachodnich jest działanie wspólne wg określonego planu. Z uwagi na taką, a nie inną przeszłość obecność państw zachodnich w Afryce powinna być oparta na rzeczywistej formule obopólnych korzyści.
***
Justyna Szczudlik-Tatar jest analitykiem ds. Chin w programie Międzynarodowe Stosunki Gospodarcze i Problemy Globalne Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).
>>>>
Ostrzegam Afryke przed podstepnoscia Pekinu .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:32, 06 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Posługiwali się rytuałami wudu, by zmuszać kobiety do prostytucji
Hiszpańska policja aresztowała pięciu członków bandy handlarzy żywym towarem, którzy sprowadzali do Hiszpanii kobiety z Nigerii i posługiwali się animistycznymi rytuałami wudu, aby je szantażować i zmuszać do prostytucji.
Przestępcy wybierali do swego procederu kobiety w ciąży lub kobiety z dziećmi i przemycali je do Hiszpanii via Maroko. Jako samotne matki z dziećmi miały ułatwienia w uzyskiwaniu hiszpańskich wiz pobytowych.
Dzieci służyły bandzie handlarzy żywym towarem jako zakładnicy: przestępcy odbierali je kobietom i trzymali w ukryciu, aby zagwarantować sobie, że Nigeryjki będą im bez protestów przekazywać swój "utarg", aby spłacić im "dług" za przewiezienie do Europy i znalezienie "pracy".
Każda musiała odpracować zadłużenie wobec "organizacji" w wysokości 40 do 60 tysięcy euro.
Aby zachować pełną kontrolę psychiczną nad swymi ofiarami, przestępcy posługiwali się rytuałami wudu, tak iż eksploatowane kobiety były przekonane, że każde nieposłuszeństwo wobec "organizacji" sprowadzi nieszczęście na ich dzieci i na nie same.
...
Afrykanczycy musza tez porzucic kult diabla bo on ich niszczy ....
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:50, 15 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Międzynarodowe Biuro Morskie: najniższy poziom piractwa od pięciu lat
O 35 proc. zmalała liczba napadów pirackich w pierwszym kwartale br. w porównaniu z tym samym okresem w roku ubiegłym - informuje Międzynarodowe Biuro Morskie (IMB). Według danych IMB piractwo morskie osiągnęło najniższy poziom w ciągu pięciu lat.
W pierwszych trzech miesiącach bieżącego roku odnotowano 66 napadów pirackich na świecie, podczas gdy w roku ubiegłym w analogicznym okresie zarejestrowano 102 napady. Piraci uprowadzili pięć statków, 75 członków załogi wzięli jako zakładników, a jedna osoba została zabita.
Mimo poprawy sytuacji u wybrzeży Somalii, gdzie maleje liczba rozbojów morskich, piractwo w Zatoce Gwinejskiej staje się coraz bardziej niebezpieczne. Międzynarodowe Biuro Morskie ma informacje o dokonaniu 15 ataków w rejonie zatoki, w tym o trzech porwaniach.
W 2012 roku zarejestrowano 297 ataków pirackich na świecie, a w 2011 było ich 439.
....
Wreszcie jakies dobre wiesci z Afryki !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:43, 01 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Przerażający bilans klęski głodu w Somalii - 260 tys. zmarłych, połowa to małe dzieci
Klęska głodu w Somalii w 2011 roku zabiła 260 tys. osób, z czego połowę stanowiły dzieci poniżej piątego roku życia - wynika z najnowszego raportu, do którego dotarła agencja Associated Press. Wcześniejsze szacunki mówiły o 50-100 tys. zmarłych.
Dokument został opracowany przez Amerykanów i Brytyjczyków z organizacji pomocowych. Ma on zostać upubliczniony w czwartek.
W 2011 roku Somalia została dotknięta najgorszą od 60 lat suszą w regionie. Kryzys pogłębił brak rządu centralnego w tym kraju od 1991 roku. W rezultacie doszło do koszmarnej klęski głodu, która według raportu pochłonęła ponad ćwierć miliona Somalijczyków. Połowę stanowiły dzieci poniżej piątego roku życia.
Dokument stwierdza, że dziesiątki tysięcy ludzkich istnień można było ocalić, gdyby społeczność międzynarodowa zareagowała szybciej na oznaki zbliżającej się katastrofy, które pojawiły się już na przełomie lat 2010 i 2011.
Do powiększenia rozmiarów tej już i tak ogromnej tragedii przyczynili się somalijscy talibowie spod znaku ekstremistycznej organizacji Al-Szabaab, którzy nie wpuścili przedstawicieli organizacji humanitarnych na kontrolowane przez siebie tereny. Bojownicy nie pozwolili też wielu mężczyznom opuścić rejonów pustoszonych przez głód.
Jak stwierdza AP, właśnie z powodu islamistów bardzo trudno jest określić dokładną liczbę zmarłych. Dlatego przedstawiony bilans ofiar jest jedynie szacunkiem, dokonanym przez ekspertów specjalizujących się w ocenianiu skutków katastrof i sytuacji kryzysowych. Wcześniejsze szacunki mówiły o 50-100 tys. zmarłych.
Marthe Everard, przedstawicielka Światowej Organizacji Zdrowa odpowiedzialna za Somalię, powiedziała, że nie widziała jeszcze raportu, ale nie byłaby zdziwiona tak wysoką liczbą zmarłych.
- Somalijczycy sami byli zaszokowani liczbą umierających kobiet i dzieci - wskazuje cytowana przez AP. - To powinno dać nam lekcję, ale co z nią zrobimy? Jak naprawimy to następnym razem? - pyta retorycznie.
Everard przypomniała, że świat ruszył z pomocą Somalii dopiero, gdy zobaczył zdjęcia wychudzonych i umierających dzieci, które pojawiły się w mediach latem 2011 roku. W tym samym czasie ONZ ogłosiła na tym obszarze klęskę głodu. - W tamtym momencie było już za późno - zaznacza.
Z powodu głodu setki tysięcy Somalijczyków uciekało do obozów uchodźców w Kenii, Etiopii oraz stolicy swego kraju - Mogadiszu, w poszukiwaniu pożywienia. Według ONZ głód definiuje się jako stan, kiedy dwie osoby dorosłe lub czworo dzieci na 10 tys. ludzi umiera z głodu każdego dnia, a jedna trzecia dzieci cierpi na ostre niedożywienie.
...
I do tego walnie sie przyczynili islamisci z Al Kaidy . Oto skutek ich rzadow .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:21, 03 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Katastrofalne skutki suszy w Somalii
Głód w Somalii w ostatnich latach był znacznie poważniejszy niż przypuszczano. Takie szacunki przedstawili eksperci ONZ, którzy za śmierć tysięcy ludzi częściowo obwiniają społeczność międzynarodową.
Głód na terenie Somalii w latach 2010-2012 był przyczyną śmierci 260 tysięcy ludzi, wynika z raportu ONZ. To znacznie więcej, niż szacowano wcześniej. Przyczyną była susza, a potem konflikt; islamscy ekstremiści blokowali pomoc państw zachodnich.
- Pierwsze sygnały alarmowe pojawiły się dość wcześnie i nasililiśmy akcję pomocową, ale dziś wydaje się, że reakcja mogła być szybsza - mówi Mark Smulders z agencji ONZ do spraw wyżywienia i rolnictwa.
Podczas katastrofalnej suszy w krajach Rogu Afryki - Somalii, Kenii, Etiopii i Dżibuti - z głodu zmarły setki tysięcy ludzi. Somalia była najbardziej dotknięta skutkami najgorszej od 60 lat suszy w regionie, a kryzys pogłębia brak rządu centralnego w tym kraju od 1991 roku.
Somalia nie ma od ponad 20 lat funkcjonującego rządu centralnego, jest targana wewnętrznymi wojnami, a do niektórych regionów nie dopuszcza organizacji humanitarnych islamistyczne ugrupowanie al-Szabab.
...
Uroki anarchizmu .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:31, 06 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Nigeria: 10 ofiar śmiertelnych ataku na kościół
Co najmniej 10 osób poniosło śmierć w rezultacie ataku na kościół i pobliski targ w wiosce Njilan, w nigeryjskim stanie Adamawa - poinformowała policja.
Rzecznik policji stanu Adamawa Muhammad Ibrahim poinformował, że 6 osób poniosło śmierć na targu a 4 w pobliżu kościoła. Dodał, że nieznany jest motyw ataku, ani kto go dokonał.
W północno wschodnich rejonach Nigerii dochodzi od roku 2010 do coraz częstszych krwawych ataków islamskich ekstremistów z organizacji Boko Haram oraz pomniejszych.
Islamiści dążą do narzucenia krajowi radykalnej wersji prawa islamskiego - szariatu.
>>>>
Znowu te bydlaki .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:37, 04 Cze 2013 Temat postu: |
|
|
FAO: 870 milionów ludzi głoduje, 2 miliardy niedożywionych
870 milionów ludzi na świecie cierpi z powodu głodu, a dwa miliardy jest niedożywionych - podała we wtorek Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) w raporcie. Odnotowano w nim, że 1,4 miliarda osób ma nadwagę, a 500 mln jest otyłych.
W dorocznym raporcie ogłoszonym w siedzibie FAO w Rzymie mowa jest o ogromnych kosztach społecznych i ekonomicznych głodu, niedożywienia, a także niewłaściwego odżywiania na świecie. Koszty te oszacowano na 3,5 tryliona dolarów (w tym około 2 trylionów to skutki niedożywienia), co stanowi 5 procent globalnego PKB. To 500 dolarów na osobę - wynika z obliczeń.
Jak zauważył szef agendy ONZ Jose Graziano da Silva odnotowano pewien postęp w walce z głodem, ale konieczne są zdecydowane działania, by wykorzenić to zjawisko. Droga, którą trzeba przebyć, jest jeszcze długa - dodał dyrektor generalny FAO. Organizacja położyła nacisk na to, że powinno to być priorytetem wspólnoty międzynarodowej.
26 procent dzieci w wieku do 5 lat ma z powodu głodu bądź niedożywienia krzywicę lub wady rozwojowe.
W dokumencie na temat sytuacji żywnościowej na świecie zwraca się uwagę na potrzebę zwalczania niedożywienia także poprzez odpowiednie zachowania, troskę o jakość żywności i odpowiednie systemy rolne. FAO argumentuje, że w ten sposób również można uczynić żywność bardziej dostępną, bardziej zróżnicowaną i zdrową.
Organizacja zaapelowała o redukcję zjawiska marnotrawstwa żywności. Obecnie szacuje się, że marnuje się jedna trzecia rocznej globalnej produkcji żywności. Jako jeden z powodów wskazano jej sprzedaż przez supermarkety, gdzie klient szczególnie narażony jest na kupowanie zbyt dużej ilości jedzenia. Rezultaty są dwa: jej wyrzucanie, ale także otyłość.
W raporcie odnotowano, że otyłość staje się coraz większym problemem na świecie.
>>>>>
Niestety !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:16, 01 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Wielka Brytania: imigranci z Kamerunu praktykują "prasowanie piersi"
W Kamerunie praktyka "prasowania piersi" jest powszechna .
W Wielkiej Brytanii może dochodzić do wyjątkowo okrutnych praktyk na kobietach – alarmuje independent.co.uk. Chodzi o starą afrykańską tradycję "prasowania piersi", która ma ochraniać dziewczynki przed niechcianą uwagą ze strony mężczyzn, a co za tym idzie – ciążą i gwałtem. Zabieg ten jest potwornie bolesny.
"Prasowanie piersi" polega na układaniu gorących, ciężkich przedmiotów na klatkach piersiowych dziewczynek jeszcze przed okresem pokwitania. Zabieg stosuje się czasem latami. W efekcie piersi rosną zdeformowane i wiotkie, a czasem znikają całkowicie.
Okaleczanie ma opóźnić oznaki, że dziewczynka staje się kobietą i ochronić ją przed pożądliwymi spojrzeniami i seksualnymi napaściami ze strony mężczyzn. W Kamerunie zabieg stosuje się na ok. 24 proc. dziewczynek w wieku 9-14 lat. Zazwyczaj "prasowaniem piersi" zajmują się ich matki lub siostry. Dokładne liczby trudno jednak podać, ponieważ odbywa się on w zaciszu domowym, co czyni go trudnym do namierzenia.
Z informacji policji i opieki społecznej wynika, że okrutna tradycja została przeniesiona przez kameruńskich imigrantów do Wielkiej Brytanii. Już dwa lata temu w Londynie aresztowano kobietę podejrzewaną o przeprowadzanie "prasowania piersi" na swojej córce, jednak ostatecznie zwolniono ją bez postawienia zarzutów. Przypadek zszokował opinię publiczną.
Eksperci uważają, że zwyczaj jest praktykowany wśród mieszkających na Wyspach kilku tysięcy Kameruńczyków. Jak podkreślają, przypadki takie, podobnie jak okaleczanie żeńskich narządów płciowych, powinny być traktowane jak przemoc wobec dziecka i nie można chować się za argumentami o "praktyce kulturowej". Dodają, iż "prasowanie" nie tylko jest poważnym zagrożeniem dla zdrowia, ale i zbrodnią przeciwko godności kobiety.
....
Tfu co za ohyda . Zaraz sie porzygam . Tepic bestialstwo dzikusow !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:37, 13 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
Jeden na trzech mieszkańców Afryki wręcza łapówki
Z sondażu opublikowanego dziś przez Afrobarometr wynika, że jeden na trzech mieszkańców Afryki przynajmniej raz do roku wręcza łapówki. Badanie przeprowadzono wśród 51 tysięcy ankietowanych zamieszkujących 34 państwa.
Najgorsza sytuacja panuje w Sierra Leone gdzie 63 proc. respondentów przyznało, że zostali zmuszeni do wręczenia korzyści majątkowej. W tym kraju wręczenie łapówki było niezbędne do załatwienia spraw urzędowych, rozwiązywania problemów z policją czy do otrzymania pomocy medycznej.
Mieszkańcy Afryki negatywnie oceniają wysiłki swoich rządów w walce z korupcją. Ponad połowa badanych (56 proc.) na kontynencie uważa, że działania ich władz w tej kwestii nie przynoszą efektów. Najgorzej swoich przedstawicieli oceniają mieszkańcy Nigerii. 82 proc. z nich uważa, że działania antykorupcyjne władz są zupełnie nieskuteczne.
Z przeprowadzonego badania wynika także, że najbardziej skorumpowaną grupą w Afryce są policjanci. 43 proc. badanych podkreśla, że "większość", albo "wszyscy", przyjmują korzyści majątkowe. Najmniejszym zaufaniem stróże prawa cieszą się w Nigerii, gdzie 78 proc. ankietowanych uważa, że biorą oni łapówki.
Afrobarometr alarmuje, że do dawania łapówek zmuszani są częściej ludzie biedni, mający problem z regularnym wyżywieniem. Jeden na pięciu badanych (18 proc.), którzy cierpią z głodu, został zmuszony przynajmniej raz w roku do wręczenia korzyści majątkowej w celu uzyskania pomocy urzędnika państwowego. W przypadku ankietowanych niemających problemu z wyżywieniem ta liczba jest mniejsza i wynosi 12 proc.
Badanie przeprowadzono pomiędzy październikiem 2011 roku a czerwcem 2013 na grupie 51 tysięcy ankietowanych.
....
Afrykanczycy jak wam nie wstyd ! Zupelnie jak w Rosji ! Jest to jedna z przyczyn glodu !!! Bo Rosja ma MNOSTWO SUROWCOW a w Afryce tylko GDZIENIEGDZIE ! I nie da sie przykryc patologii strumieniem kasy za gaz i rope .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:09, 04 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Nigeria: uwolniono 16 ciężarnych nastolatek z "fabryki dzieci"
Policja w Nigerii odkryła na południowym wschodzie kraju nową nielegalną "fabrykę dzieci" i uwolniła 16 ciężarnych nastolatek, które miały urodzić dzieci na sprzedaż - poinformowała rzeczniczka policji w stanie Imo.
Policjanci uwolnili dziewczęta w wieku od 16 do 19 lat, w różnych stadiach ciąży. Dziewczęta według rzeczniczki powiedziały, że za urodzenie dziecka na sprzedaż oferowano im 100 tys. nairów (466 euro).
Jak powiedziała Joy Elomoko, policja po zebraniu informacji wywiadowczych przeprowadziła nagłą inspekcję domu w Owerri, stolicy stanu Imo, i aresztowała właściciela. W domu znaleziono również niezarejestrowaną broń automatyczną. Właściciel domu twierdził, że jest to siedziba pozarządowej organizacji promującej prawa kobiet i dzieci.
Wszczęto także dochodzenie w sprawie zniknięcia dziecka w tym nielegalnym "pensjonacie". Rzeczniczka wyraziła przypuszczenie, że zostało ono sprzedane do celów rytualnych czarnej magii.
W Afryce handel ludźmi jest rozpowszechniony; często kupowane są dzieci, które nowym rodzinom mają pomagać w polu, pracować w kopalniach, warsztatach lub w gospodarstwie domowym. Zgłaszane są również przypadki prostytucji dziecięcej, jak również rzadsze przypadki tortur lub składania dzieci w ofierze w rytuałach czarnej magii.
W ostatnich miesiącach siły porządkowe w Nigerii odkryły, zwłaszcza na południowym wschodzie kraju, wiele podobnych "fabryk dzieci", m.in. w końcu października znaleziono sześć ciężarnych nastolatek w nielegalnej klinice położniczej w naftowym mieście Port-Harcourt.
.....
Koszmar i bestialstwo .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:32, 12 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
13 mln Afrykanów z HIV bez dostępu do leków ratujących życie
Ok. 13 mln mieszkańców Afryki zarażonych HIV nie ma dostępu do ratujących życie leków - podała w środę Światowa Kampania przeciw HIV/AIDS. Powodem jest przede wszystkim korupcja, złe zarządzanie i brak woli politycznej do walki z HIV.
Alarmujące wnioski ogłoszono w środę w Kapsztadzie na zakończenie międzynarodowej konferencji poświęconej problematyce AIDS i zakażeń przekazywanych drogą płciową ICASA (International Conference on AIDS and STIs in Africa).
Problem braku dostępu do niezbędnych leków dotyczy przede wszystkim zarażonych HIV osób mieszkających w zachodniej i środkowej Afryce. W tym regionie tylko jedna trzecia zarażonych ma dostęp do leków, które opóźniają przeradzanie się HIV (ludzkiego wirusa niedoboru odporności) w AIDS (syndrom nabytego niedoboru odporności) - wynika z danych Wspólnego Programu Narodów Zjednoczonych Zwalczania HIV i AIDS (UNAIDS).
Według UNAIDS, obecnie brakuje jednej piątej z 24 mld dolarów (ok. 17,4 mld euro) potrzebnych na walkę z rozprzestrzenianiem się HIV w 2014 roku.
Szef UNDAIDS Michel Sidibe zaapelował ponadto o lepsze testy w kierunku HIV. "Takie testy muszą być prostsze, szybsze, tańsze i łatwiej dostępne, żebyśmy mogli szybciej zadbać o ratujące życie leki" - podkreślił.
Wskazał, że postępy w walce z HIV zanotowano przede wszystkim w południowej Afryce. W RPA i Malawi do 80 proc. osób HIV-pozytywnych (w przypadku których wyniki wskazują na infekcję tym wirusem) ma dostęp do niezbędnych leków.
ICASA to największa w Afryce konferencja poświęcona strategiom lepszego zapobiegania nowym zakażeniom, organizowana co dwa lata. Tegoroczna konferencja w Kapsztadzie zgromadziła ok. 12 tys. ekspertów i przedstawicieli ok. 600 organizacji i stowarzyszeń związanych z HIV i AIDS.
....
Trzeba obnizyc ceny lekow przez likwidacje pseudopraw autorskich .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:15, 31 Sty 2014 Temat postu: |
|
|
Praktyka prasowania piersi w Kamerunie
Na terenie krajów Afryki praktykowany jest niezwykle okrutny zwyczaj. Chodzi o starą afrykańską tradycję "prasowania piersi", która ma ochraniać dziewczynki przed niechcianą uwagą ze strony mężczyzn, a co za tym idzie – ciążą i gwałtem. Zabieg ten jest potwornie bolesny.
"Prasowanie piersi" polega na układaniu gorących, ciężkich przedmiotów na klatkach piersiowych dziewczynek jeszcze przed okresem pokwitania. Zabieg stosuje się czasem latami. W efekcie piersi rosną zdeformowane i wiotkie, a czasem znikają całkowicie.
Okaleczanie ma opóźnić oznaki, że dziewczynka staje się kobietą i ochronić ją przed pożądliwymi spojrzeniami i seksualnymi napaściami ze strony mężczyzn. W Kamerunie zabieg stosuje się na ok. 24 proc. dziewczynek w wieku 9-14 lat. Zazwyczaj "prasowaniem piersi" zajmują się ich matki lub siostry. Dokładne liczby trudno jednak podać, ponieważ odbywa się on w zaciszu domowym, co czyni go trudnym do namierzenia.
...
Koszmar ! Lud Afryki ciezko grzeszy i musza byc kary .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 19:38, 18 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
400 mln osób w Afryce nie ma dostępu do wody pitnej
- Około 400 mln osób w Afryce nie ma dostępu do wody pitnej - powiedział dziś premier Wybrzeża Kości Słoniowej Daniel Kablan Duncan podczas otwarcia w Abidżanie afrykańskiej konferencji na temat wody pitnej i jej uzdatniania.
- Musimy zdać sobie sprawę z tego, że uzdatnianie wody pitnej i dostarczanie jej populacji (Afryki) to przyczynianie się do rozwoju naszego kontynentu - powiedział Duncan.
Podkreślił też, że "ponad 70 proc. miejsc w szpitalach w Afryce zajmują osoby cierpiące na choroby związane z jakością wody", do której mają dostęp.
W raporcie opublikowanym w roku ubiegłym organizacja pozarządowa Save the Children oceniła, że liczba dzieci, którym grozi niedożywienie w najbliższych latach sięgnie 450 mln. Zaś jedną z najważniejszych przyczyn niedożywienia jest brak dostępu do wody zdatnej do picia. Nieuzdatniona woda jest też źródłem wielu śmiertelnych chorób, na które zapadają dzieci.
Na konferencję zorganizowaną w Abidżanie przez Afrykańskie Stowarzyszenie Zasobów Wodnych przybyło 1200 specjalistów z 40 krajów. Spotkanie potrwa do czwartku.
Według sekretarza generalnego tego stowarzyszenia Sylvaina Ushera problemy wynikające z braku właściwej infrastruktury są głównym powodem, dla którego część mieszkańców Afryki nie ma dostępu do wody pitnej, choć na kontynencie jest jej pod dostatkiem.
Program Środowiskowy Organizacji Narodów Zjednoczonych ustalił w zeszłym roku, że tylko osiem spośród 53 krajów Afryki zdoła zrealizować do połowy 2015 roku wyznaczone przez ONZ tzw. cele milenijne dotyczące dostępu do wody oczyszczonej. Te kraje to Algieria, Tunezja, Libia, Botswana, Angola, RPA i Egipt.
>>>
A kanibale przy wladzy bynajmniej sytuacji nie poprawia .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 0:13, 20 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
ONZ: ponad 850 tys. Somalijczyków pilnie potrzebuje żywności
Wg ONZ ponad 850 tysiecy Somalijczyków ma ograniczony dostęp do żywności
- Ponad 850 tysięcy Somalijczyków "rozpaczliwie potrzebuje żywności", żyje w warunkach kryzysowych - poinformował przedstawiciel Biura NZ ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) John Ging. Kolejne 2 miliony Somalijczyków ma "niepewną sytuację żywnościową".
- Te liczby są naprawdę ogromne (...) i mają jasny przekaz mówiący, że sytuacja w Somalii pod względem humanitarnym jest bardzo poważna - ocenił wczoraj Ging po powrocie z trzydniowej wizyty w tym afrykańskim kraju.
Według danych Światowego Programu Żywnościowego (WFP) w lutym br. 857 tysięcy Somalijczyków znajduje się w ciężkich warunkach kryzysowych i wymaga natychmiastowej pomocy humanitarnej. - To nieznaczna poprawa w porównaniu z sześcioma ostatnimi miesiącami, kiedy 870 tys. Somalijczyków rozpaczliwie potrzebowało jedzenia - dodał Ging.
Zwrócił uwagę, że w 2011 r. w Somalii z głodu zmarło 260 tysięcy ludzi; wezwał wspólnotę międzynarodową, aby nie dopuściła do powtórzenia takiej tragedii.
ONZ zaapelowała w tym roku o 933 miliony dolarów na pomoc humanitarną dla Somalii, lecz - jak sprecyzował John Ging - organizacja do tej pory zebrała zaledwie 36 mln USD.
Po odsunięciu od władzy prezydenta Siada Barre w 1991 roku w Somalii wybuchła wojna domowa, która trwała 20 lat. Obecne władze dążą do odbudowy kraju po tym konflikcie.
Głównym przeciwnikiem władz centralnych są bojownicy powiązanej z Al-Kaidą radykalnej milicji islamskiej Al-Szabab. W sierpniu 2011 roku siły Unii Afrykańskiej zmusiły Al-Szabab do wycofania się ze stolicy Somalii, Mogadiszu, jednak islamiści nadal kontrolują znaczne obszary w środkowej i południowej części kraju.
....
Tak koszmar !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:30, 24 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Misjonarze apelują: wyślij pączka do Afryki i pomóż odbudować domy
Tłusty czwartek nie musi kojarzyć się z pustymi kaloriami. Misjonarze w Republice Środkowoafrykańskiej proszą o wysyłanie pączków ... do Afryki! To akcja, od której rośnie serce, a nie brzuchy - informuje Grzegorz Kwolek w RMF FM.
Chodzi o grę słów nawiązującą do nazwiska kapucyna ojca Benedykta Pączki, autora pomysłu i szefa misji w Ngaoundaye. Jego przyjaciele w Polsce namówili do współpracy kilkanaście cukierni, w których można kupować ciastka z myślą o pomocy misji. Wszystkie środki zostaną przeznaczone na żywność, leki i odbudowę domów zniszczonych przez ataki bojówek Selek kilka tygodni temu.
Do tej pory udało się zebrać ponad 40 tysięcy złotych. Lista miejsc dostępna na stronie [link widoczny dla zalogowanych] Za pośrednictwem tej samej strony można też kupować wirtualne pączki - czyli przelewać pieniądze.
W Republice Środkowoafrykańskiej przebywa obecnie 37 polskich misjonarzy. Kilka tygodni temu okolice misji w Ngaoundaye były pustoszone przez muzułmańskie bojówki Seleka. Zginęło co najmniej kilkadziesiąt osób.
>>>
Tak . Pomoz !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:12, 25 Lut 2014 Temat postu: |
|
|
Piotr Ogórek | Onet
Kup pączka i pomóż dzieciom w Afryce
Fundacja Kapucyni i Misje chce w nietypowy sposób pomóc dzieciom z Republiki Środkowoafrykańskiej. W RŚA przebywają polscy misjonarze, którzy starają się nieść pomoc ludziom, a zwłaszcza dzieciom, w kraju nękanym krwawymi walkami. Teraz każdy może pomóc poprzez zwykłą, prostą rzecz – zakup pączka.
Serce Afryki od wielu lat targane jest wojnami. Od tygodni nasilają się tam ataki rebeliantów okupujących kraj, a niewinna krew przelewana jest codziennie w bratobójczych walkach. Ludności cywilnej starają się pomóc m.in. polscy misjonarze. Jednak z powodu walk jest to bardzo utrudnione, dlatego potrzebują pomocy z zewnątrz.
Największe ofiary ponosi miejscowa ludność, a zwłaszcza niewinne dzieci, które pozbawione domu i opieki rodziców, umierają z powodu głodu i chorób. Jedyną nadzieją dla nich jest pomoc misjonarzy. Ciepły posiłek i bezpieczne schronienie są szansą na przeżycie.
Polscy misjonarze nie chcą wycofać się z ogarniętego konfliktem kraju. W RŚA przebywa 39 polskich misjonarzy, którzy starają się nieść pomoc pomimo powszechnego zagrożenia.
Kapucyn Benedykt Pączka przebywa na misji od września 2013 roku w Ngoundaye w Republice Środkowoafrykańskiej. Teraz bracia kapucyni proszą o pomoc swoich rodaków w Polsce.
- Koszt utrzymania dziecka w RŚA przez jeden dzień, to zaledwie 1zł. To tyle, co połowa pączka – mówią bracia. Tak zrodził się pomysł, aby do pomocy wciągnąć innych i w tłusty czwartek podzielić się swoim pączkiem.
W tej akcji każdy może pomóc kupując specjalnego "afrykańskiego pączka". - Chodziło też o skojarzenie z nazwiskiem brata Benedykta – mówi Piotr Gajda, który koordynuje całą akcję.
Do współpracy zaproszono kilkanaście cukierni, w sumie już 18, które dochód ze sprzedaży „afrykańskich pączków” przekażą na konto Fundacji Kapucyni i Misje. Z uzyskanych środków zostaną zakupione niezbędne rzeczy, w tym żywność, które są potrzebne do przeżycia w RŚA.
Cukiernie sprzedające "afrykańskie pączki" będą oznaczone plakatami. Ponieważ Fundacja ma siedzibę w Krakowie, to najwięcej cukierni zaangażowało się tutaj oraz w innych miastach Małopolski. - W akcję staraliśmy się wciągnąć cukiernie z całej Polski, co częściowo nam się udało. Na liście są m.in. cukiernie z Lublina czy Rzeszowa – mówi Gajda.
Dodatkowo do akcji udało się zaangażować kilkadziesiąt szkół z całej Polski, które również wspierają akcję. Nauczyciele wraz z uczniami będą m.in. piekli pączki i organizowali kwesty.
Pomóc można oczywiście także w inny sposób. Jeśli ktoś nie lubi pączków, to może wysłać e-pączka, czyli po prostu dokonać wpłaty na konto Fundacji. - Każda złotówka jest na wagę złota. Potrzeby są ogromne. Brakuje wszystkiego. Twoja pomoc może naprawdę uratować komuś życie. Za zebrane pieniądze misjonarze zakupią żywność, leki i maty dla tych, którzy stracili swoje domy – apelują przedstawiciele Fundacji.
W tym momencie Fundacja uzbierała już ponad 50 tysięcy złotych. Potrzeby są jednak większe. Jak wyjaśnia Piotr Gajda, docelowo chcą zebrać ponad 260 tys. złotych. - W misjach w RŚA schroniło się około 26 tys. osób. Potrzeba około stu złotych na osobę, aby zapewnić podstawowe rzeczy do przeżycia, jak maty, lampy, naczynia, itp. oraz racje żywnościowe – dodaje Gajda.
Polskich misjonarzy wspiera także polski rząd. Ostatnio MSZ zapewniło transport wojskowy z pomocą dla polskich misjonarzy i ich podopiecznych.
Szczegóły akcji oraz lista cukierni i szkół, które się w nią zaangażowały znajduje się na stronie tamtamitu.kapucyni.pl.
>>>
Cenna akcja .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:37, 25 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
"Nigeryjski dom grozy". Policja znalazła szkielety i zakrwawione ubrania
Ludzkie szkielety, fragmenty ciał i zakrwawione ubrania - taki widok ukazał się oczom nigeryjskich policjantów, gdy przeszukiwali opuszczone zabudowania niedaleko miasta Ibadan. Baraki zostały okrzyknięte przez media "nigeryjskim domem grozy".
W okolicach baraków znaleziono kilka osób zakutych w kajdany. Niektórzy z nich byli tak wychudzeni, iż wyglądali jak żywe szkielety. Policja rozpoczęła śledztwo w sprawie popełnionych morderstw. W tej sprawie zatrzymano już pierwszych podejrzanych.
Baraki znajdujące się w trzecim co do wielkości mieście Nigerii przeszukano po tym, jak policję zaalarmowali pracujący w mieście motocyklowi taksówkarze.
Z ich relacji wynika, że w ostatnim czasie zniknęło kilku pracujących w tej branży mężczyzn. Według komentatorów, ofiary podobnych porwań często są torturowane i rytualnie mordowane.
Rzecznik miejscowej policji Olabisi Ilobanafor, powiedziała, iż podobne porwania i morderstwa nie zdarzały się do tej pory w regionie. Jednocześnie zapewniła, że policja zajmuje się już sprawą, a wobec osób odpowiedzialnych za te zbrodnie zostaną wyciągnięte konsekwencje.
>>>
Afryka musi sie pozegnac z takimi ,,atrakcjami" .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:43, 29 Mar 2014 Temat postu: |
|
|
Piotr Gruszka | Onet
Wyścig mocarstw o bogactwa naturalne. O tym się nie mówi
Bogata w niezliczone surowce naturalne Afryka jest obiektem "ekonomicznej inwazji" dokonywanej zarówno przez Chiny, Zachód, jaki i różnorakie "średnie potęgi". Czy zatem możemy mówić już o rekolonizacji Czarnego Lądu? - Mamy do czynienia z trwającym już od co najmniej dekady wyścigiem po afrykańskie bogactwa naturalne i zaczynającym się obecnie wyścigiem o dostęp do rynków afrykańskich - mówi w rozmowie z Onetem prezes Polskiego Centrum Studiów Afrykanistycznych dr Andrzej Polus.
We wcześniejszej rozmowie z Onetem Justyna Szczudlik-Tatar, ekspertka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, opowiadała o ogromnym zaangażowaniu Chin na Czarnym Lądzie. Do ciemniejszych stron tego zjawiska ekspertka zaliczyła m.in. "nieprzestrzeganie przez chińskich inwestorów zasad ochrony środowiska przy realizacji chińskich projektów w Afryce, realizowanie inwestycji za pomocą chińskiej siły roboczej co nie poprawia sytuacji na rynku pracy w państwach afrykańskich, a tam gdzie są zatrudniani lokalni pracownicy, obowiązują niskie standardy bezpieczeństwa pracy, oferowane są bardzo niskie płace".
Piotr Gruszka: Czarny Ląd przez ostatnie kilkanaście lat jest obiektem zaciekłej rywalizacji mocarstw. Chiny, USA czy Zachód nie szczędzą sił i środków, by na dobre wejść do Afryki. Co takiego mają Afrykanie, co czyni ich ważnymi z perspektywy największych gospodarek świata?
Dr Andrzej Polus: Nie wydaje mi się zasadne mówienie o "zaciekłej rywalizacji". Faktem jest, że chińskie zaangażowanie w Afryce Subsaharyjskiej uległo w ciągu ostatnich 20 lat bezprecedensowej intensyfikacji. Nie zgodziłbym się jednak z twierdzeniem, że Zachód również intensyfikuje swoje zaangażowanie na kontynencie. Państwa rozwinięte utrzymują raczej status quo w relacjach z Afryką. Jest również mało prawdopodobne, by jak wieszczą niektórzy komentatorzy, doszło do zwrotu w relacjach euro-afrykańskich na kanwie ostatnich interwencji zbrojnych Francji na kontynencie.
Znaczące jest natomiast "wchodzenie" do Afryki tzw. średnich potęg. Warto w tym kontekście wspomnieć choćby ofensywy dyplomatyczne Turcji czy Brazylii w Afryce. Swoją obecność w Afryce zaznaczają również Indie, Malezja, Korea Południowa, Rosja, a nawet Iran. Ubolewam nad tym, że Polska zamknęła trzy ambasady w Afryce Subsaharyjskiej.
Dlaczego?
Współczesna Afryka to przede wszystkim najszybciej rozwijające się gospodarki świata. W świecie powoli wychodzącym z kryzysu (bądź czekającym na jego drugą falę), Afryka na południe od Sahary może jawić się jako miejsce gdzie można osiągnąć wysoką stopę zwrotu z inwestycji. Proszę pamiętać, że to ponad miliard konsumentów, wciąż relatywnie biednych, jeśli porównać ich nawet z innymi państwami rozwijającymi, ale siła nabywcza Afrykańczyków rośnie. Obecnie najszybciej rozwijającymi się gospodarkami świata są m.in. Malawi, Mozambik, Angola, Rwanda, Etiopia, czy Zambia.
Afryka jest cały czas zapleczem surowcowym świata. W strukturze jej eksportu dominują dobra nieprzetworzone lub niskoprzetworzone. Paradoksalnie, jest to również np. pod względem ropy naftowej bardzo słabo przebadany region, dlatego też można liczyć, że potencjalne zyski na tym kontynencie mogą być wyższe niż w innych rejonach świata.
Dodatkowo, pomimo wciąż licznych problemów, ogólna sytuacja polityczno-społeczna w Afryce Subsaharyjskiej ulegała poprawie w ostatnich dwudziestu latach. Bardzo powoli poprawie ulegają też warunki do prowadzenia działalności gospodarczej. To prawda, że rankingi "państw upadłych" otwierają kraje afrykańskie, ale błędem byłoby patrzenie na Afrykę przez pryzmat sytuacji w Somalii.
"Wchodzenie" do Afryki nie przebiega bezproblemowo. Pojawiają się zarzuty, m.in. ze strony afrykańskich biskupów, iż wielkie korporacje pod przykrywką miliardowych inwestycji masowo łamią prawa człowieka. Lokalna ludność zmuszana jest do niewolniczej pracy. Mógłbym Pan bliżej opisać główne zarzuty kierowane pod adresem zagranicznych inwestorów.
Jak powiedziałem powyżej, głównymi dobrami eksportowymi Afryki są kopaliny oraz produkty rolne. Główne zarzuty dotyczą przedsiębiorstw działających w przemyśle wydobywczym można podzielić je na cztery kategorie.
Po pierwsze, jak sam zauważył Pan w pytaniu, zwraca się uwagę na warunki pracy i towarzyszące jej wynagrodzenia. Sytuacja ta nie dotyczy jedynie inwestorów chińskich, w zeszłym roku RPA ogarnęła fala strajków w kopalniach złota i platyny (w wyniku starć z siłami porządkowymi w kopalni w Marikanie śmierć poniosło kilkudziesięciu górników).
Po drugie chodzi o społeczną odpowiedzialność biznesu i reinwestowanie chociażby części zysków w miejscach gdzie wydobywa się minerały i ropę naftową.
Wiąże się to z trzecią grupą zarzutów związanych z zanieczyszczeniem środowiska i nieusuwaniem szkód górniczych. Sytuacja w Delcie Nigru związana z wyciekami ropy z sieci rurociągów jest chyba najbardziej wydatnym przykładem słabości państwa nigeryjskiego w stosunku do międzynarodowych korporacji wydobywających ropę.
Ostatnia czwarta kategoria zarzutów dotyczy unikania płacenia podatków oraz zawyżania kosztów funkcjonowania przedsiębiorstw. Należy wspomnieć w tym kontekście relatywną słabość części państw afrykańskich w zakresie prowadzenia efektywnej polityki fiskalnej.
Czy są jakiekolwiek badania, które ukazują stopień korupcji w Afryce przy rozstrzyganiu przetargów korzystnych dla międzynarodowych firm? Czy wiemy także, ile pieniędzy trafia na prywatne konta rządzących, a ile jest wykorzystywanych na potrzeby społeczeństwa?
Nie znam kompleksowych badań w tym zakresie. Sam zajmuję się zagadnieniem tzw. klątwy surowcowej w Afryce i uzyskiwanie danych w zakresie funkcjonowania przemysłu wydobywczego jest niezwykle trudne. Wiąże się to z brakiem jawności kontraktów zawieranych pomiędzy rządami państw afrykańskich a zagranicznymi inwestorami.
Jednakże w ostatnich latach obserwujemy powstawanie reżimu międzynarodowego ukierunkowanego na zwiększenie transparentności przepływów pieniężnych w sektorze wydobywczym. Najbardziej kompleksową działalność w tej dziedzinie prowadzi Extractive Industries Transperncy Initiative (EITI), która bada i porównuje deklaracje wpływów uzyskiwanych z sektora wydobywczego składane przez rządy afrykańskie i deklaracje wpłat na rachunki rządowe dokonywane przez korporacje wydobywcze.
Jak można ocenić skuteczność EITI?
Największą słabością tej inicjatywy jest dobrowolny charakter uczestnictwa. Mimo to EITI ujawniła liczne rozbieżności pomiędzy wpłatami sektora wydobywczego a wpływami rządowymi. Jedyną sankcją, jaką EITI może wymierzyć jest zawieszenie w prawach członkowskich bądź wykluczenie z Inicjatywy. Proszę jednak pamiętać, że część państw afrykańskich, np. Botswana, czy Namibia uczyniły z przemysłu wydobywczego koła zamachowe swoich gospodarek.
Nie można jednak mówić o samych negatywnych skutkach inwestycji. Co, dzięki pompowanym miliardom dolarów, zyskują sami Afrykańczycy?
Oczywiście, że nie można! Jednakże głównymi problemem współczesnych afrykańskich gospodarek surowcowych są braki kadrowe i niedodawanie wartości do produkowanych dóbr. Państwa afrykańskie muszą dążyć do dywersyfikacji produkcji gospodarczej, celem uniknięcia negatywnych skutków fluktuacji cen na produkowane przez nie dobra. Zyski z przemysłu wydobywczego, jeśli dobrze inwestowane mogą przyczynić się do dywersyfikacji produkcji gospodarczej.
Po drugie, część inwestycji wiązana jest ze zobowiązaniami do rozbudowy infrastruktury. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na inwestycje chińskie. W wielu przypadkach jednak dążenia rządów afrykańskich i inwestorów zagranicznych są sprzeczne.
Dobrym przykładem obrazującym tych rozbieżności jest dążenie rządu Ugandy do zbudowania na jej terytorium dużej rafinerii, która zaspokajałaby rosnące potrzeby energetyczne Afryki Wschodniej, zaś firmy działające w przemyśle naftowym opowiadały się za rafinerią małą.
Jak sami Afrykańczycy chcą rozwijać swój kontynent?
Wśród Afrykańczyków zaczyna rodzić się świadomość, że należy jak najwięcej inicjatyw podejmować indywidualnie, a nie afirmować zależność od dawnych metropolii kolonialnych i Chin. Pierwszą tego typu inicjatywą był NEPAD będący obecnie częścią Unii Afrykańskiej, który miał na celu używanie afrykańskiego potencjału dla rozwiązywania problemów kontynentu.
Jako największego inwestora w Afryce można wskazać Chiny. Państwo Środka jest przede wszystkim zainteresowane dostępem do surowców - ropy naftowej i gazu. Stosując zasadę "płacę i o nic nie pytam" zawierają sojusze ze skorumpowanymi afrykańskimi watażkami.
Mówienie o sojuszach Chin z afrykańskimi watażkami jest drobną przesadą. Głównymi partnerami Chin są uznane rządy afrykańskie. Chciałbym, abyśmy nie patrzyli na Chiny jak na "Wielkiego Smoka", który powoli połyka Afrykę.
Chińskie inwestycje w Afryce są niezmiernie zróżnicowane, podobnie jak interesy chińskich prowincji, armii, rządu centralnego, etc. które są tam realizowane. Rzeczywiście, na poziomie deklaratywnych Chiny afirmują brak dziedzictwa kolonialnego, przywiązanie do zasady suwerenności i równości państw na arenie międzynarodowej i niewiązanie inwestycji oraz pomocy bilateralnej od spełnienia określonych warunków politycznych. W praktyce pojawiają się stale naciski na zerwanie lub nienawiązywanie relacji z Tajwanem.
Czy pojawiają się antychińskie ruchy?
Tak. Zaczęły pojawiać się afrykańskie inicjatywy polityczne o antychińskim nastawieniu. Warto w tym miejscu wspomnieć, że obecny prezydent Zambii – Michael Sata, uczynił z krytyki chińskich inwestycji, warunków pracy w chińskich kopalniach i zalewu tanich towarów, które niszczyły lokalny przemysł tekstylny, oś wyborczej retoryki, zaś słowo "Chińczyk" uzyskało status obelgi. Antychińskie nastroje są również obecne w wielu państwach afrykańskich, co jest związane z lękiem przed dominacją.
W minionym roku dochodziło do antychińskich wystąpień m.in. w Tanzanii i Mozambiku. Po drugie, Chińczycy często podejmują się reaktywowania projektów gospodarczych, które zostały porzucone przez Zachodnich inwestorów. Jak wspomniałem powyżej, producentom afrykańskim jest niezwykle ciężko konkurować z tanimi towarami z Chin, co powoduje zanik m.in. afrykańskiego przemysłu tekstylnego, ale równocześnie import towarów z Chin dał Afrykańczykom możliwość dostępu do wielu dóbr, które były wcześniej dla nich nieosiągalne z powodu ich cen i ograniczonej dostępności.
Czy Zachód ma jakikolwiek plan, by skutecznie odpowiedzieć na chińską aktywność?
Proszę zauważyć, że przez lata, to Zachód był jedynym dawcą pomocy i źródłem inwestycji dla państw afrykańskich. Zagregowane inwestycje USA i państw europejskich w Afryce nadal przewyższają inwestycje chińskie. Wydaje mi się, że pojawienie się Chińczyków tworzy nowe warunki, dzięki którym pomoc i inwestycje będą dokonywane z korzyścią dla Afryki.
Wśród państw Europy Zachodniej widoczne jest pojawianie się w ostatnich latach sloganu "trade not aid" ("handel nie pomoc"), a ministrów ds. pomocy rozwojowej w oficjalnych delegacjach zastępują obecnie biznesmeni.
Prezydent Francois Hollande wzywał ostatnio francuskich przedsiębiorców do "ponownego odkrycia Afryki", Angela Merkel i David Cameron odbywali tournee po Afryce, ale wydaje się, że Europa nie ma obecnie wizji długotrwałego zaangażowanie się w Afryce. Części liderów państw Zachodu trudno wyzbyć się również mentorskiego tonu w stosunku do Afryki, czego szczególnym wyrazem było przemówcie prezydenta Sarozy’ego w Dakarze w 2007 roku, kiedy stwierdził on, że idea postępu jest kulturowo obca Afryce.
I na sam koniec. W samej Afryce coraz głośniejsze są opinie, iż obecnie mamy do czynienia z rekolonizacją Czarnego Lądu. Czy te opinie mają odzwierciedlenie w rzeczywistości.
Teza według której mamy obecnie do czynienia z rekolonizacją Afryki (tzw. New scramble for Africa) pojawiał się już pod koniec lat 90. ubiegłego wieku. Na pewno mamy do czynienia z dynamicznym rozwojem Afryki Subsaharyjskiej, powolnym przezwyciężaniem licznych problemów kontynentu oraz bezprecedensowym zaangażowaniem Chin oraz innych gospodarek wschodzących w tym regionie świata. Nie można moim zdaniem mówić rekolonizacji w klasycznym znaczeniu tego słowa.
Państwa afrykańskie nie stają się mniej suwerenne w związku z rosnącym zaangażowaniem gospodarczym na Czarnym Lądzie. Nie można również mówić o wytworzeniu się stref wpływów poszczególnych "mocarstw" w Afryce. Nie ma porozumień "ponad głowami" Afrykańczyków, które wytyczają nowe granice.
Mamy jednakże do czynienia z trwającym już od co najmniej dekady wyścigiem po afrykańskie bogactwa naturalne i zaczynającym się obecnie wyścigiem o dostęp do rynków afrykańskich. Nie mamy do czynienia z neokolonializmem, ale z wypracowywaniem modelu wymiany handlowej Afryki z resztą świata.
Strona afrykańska bez wątpienia jest partnerem słabszym i jej siła przetargowa jest mniejsza niż inwestorów zagranicznych, agend pomocowych, czy międzynarodowych instytucji finansowych. Wydaje się jednak, że pozycja rządów afrykańskich w negocjacjach handlowych jest obecnie silniejsza niż bezpośrednio po zakończeniu zimnej wojny, kiedy Afrykę nazywano "kontynentem beznadziei" (ang. hopless continent).
Nasz kraj ma jakikolwiek plan na Afrykę?
Polska powinna zdefiniować cele strategiczne współpracy z Afryką. Jest wiele katalizatorów takiej współpracy, m.in. diaspora afrykańska w Polsce, brak brzemienia kolonializmu, wsparcie dyplomatyczne i materialne udzielane przez Polskę państwom afrykańskim w okresie dekolonizacji i bezpośrednio po jej zakończeniu.
***
Dr Andrzej Polus: doktor nauk politycznych, adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, prezes Polskiego Centrum Studiów Afrykanistycznych (www.pcsa.org.pl). Autor ponad 40 publikacji poświęconych Afryce i stosunkom międzynarodowym. Ostatnio opublikował: A. Polus, "Relacje pomiędzy rządami a NGOs w afrykańskich państwach surowcowych", Atut, Wrocław 2013.
...
Afryka nie rozwinie sie gdy bedzie kolonia ekonomiczna pekinczykow ! Musi miec wlasna gospodarke !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:57, 04 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Kleptokracja ma się dobrze. Dyktatorzy kradną na potęgę i ciężko odzyskać te pieniądze
Kiedy francuscy śledczy weszli do sześciopiętrowego domu w centrum Paryża, byli w szoku. - Nigdy nie widzieliśmy takiego luksusu - mówili później reporterom. Ociekająca przepychem rezydencja, należąca do syna afrykańskiego satrapy, to tylko jeden z wielu przykładów, jak wielkie bogactwa gromadzą dyktatorzy, okradając własnych rodaków. I jak ciężko jest je później odzyskać.
Patrząc na oficjalne zarobki, Teodoro Nguema Obiang junior do biednych nie należy. Prawie siedem tysięcy dolarów wiceprezydenckiej pensji to niemało - na jedzenie, dach nad głową i trochę szaleństw zapewne wystarczy. Czy jednak takie dochody pozwoliłyby na zakup prywatnego odrzutowca, paru rezydencji, kilkudziesięciu sportowych aut i niezliczonych garniturów od najdroższych projektantów? Raczej nie. Zdecydowanie nie.
Problem w tym, że Teodorin - "młody Teodoro" - posiada to wszystko. To, i o wiele, wiele więcej.
Gdy we wrześniu 2011 roku francuska policja na polecenie sądu zabezpieczyła sześciopiętrowy dom z ponad setką pokoi w pobliżu centrum Paryża, śledczy byli w szoku. - Nigdy nie widzieliśmy takiego luksusu - mówili później reporterom.
O ile osobiste kino, dwie siłownie, salon fryzjerski i łaźnia turecka mieściły się w granicach krezusowych ekstrawagancji, o tyle jedenaście prawie nieużywanych samochodów (m.in. dwa Bugatti Veyron, Maseratti MC12 i Ferrari 599 GTO), setki dzieł sztuki i antyków (na przykład biurko z epoki Ludwika XVI wycenione na 1,6 mln euro, zegar za 3 mln i rzeźba autorstwa Rodina) oraz wielkie szafy wypełnione nietkniętymi designerskimi ciuchami mogły szokować. Zwłaszcza, że ich właścicielem był minister rolnictwa i leśnictwa kraju, w którym blisko 20 proc. dzieci umiera przed 5. urodzinami - Gwinei Równikowej.
Rząd w Malabo zareagował wściekłością. "To agresywny, pretensjonalny i ksenofobiczny akt neokolonializmu" - grzmiały oficjalne komunikaty, a prezydent - Teodoro senior - groził Francji pozwami do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. - Ta rezydencja nie należy do mojego syna, lecz narodu gwinejskiego - przekonywał. Ale dostępne dowody, w tym dokumenty rejestracyjne superwozów, jasno wskazywały prawdę. Potomek rządzącego od 1979 roku dyktatora (który władzę zdobył w krwawym zamachu stanu przeciwko swemu brutalnemu wujowi) musiał pogodzić się więc ze stratą części majątku. Na wszelki wypadek, ojciec mianował go wiceprezydentem i ambasadorem do UNESCO. Dyplomatyczny immunitet nikomu jeszcze nie zaszkodził.
Aby opróżnić budynek przy Alei Focha, policjanci potrzebowali kilku ciężarówek. Półtora roku później Bugatti i spółka wylądowały na aukcji. Walczyło o nie ponad sto osób; auta sprzedano za blisko 4 mln euro.
Największy fan Jacksona
Konfiskata zabawek 43-letniego Teodorina była efektem pozwu, który w 2007 roku wytoczyły przeciwko Obiangowi oraz dwóm innym afrykańskim dyktatorom (Denisowi Sassou-Nguesso z Kongo-Brazzaville i nieżyjącemu już dziś Omarowi Bongo z Gabonu) i ich rodzinom francuskie organizacje pozarządowe walczące z korupcją. W jaki sposób ludzie ci w samej tylko Francji zgromadzili fortuny, których wartość przekracza niekiedy o setki razy wysokość ich oficjalnych rocznych zarobków? - pytali aktywiści. I udzielali odpowiedzi: po prostu okradają własnych rodaków. I to na prawdziwie zbrodniczą skalę.
W połowie lat 90. w Gwinei Równikowej - zacofanym państewku na zachodnim wybrzeżu Afryki - odkryto pokaźne złoża ropy naftowej. Błyskawicznie przyciągnęło to firmy takie jak ExxonMobil, Marathon Oil i Noble Energy, a gwinejskie PKB per capita podskoczyło do poziomu porównywalnego z hiszpańskim. Dla zwykłych Gwinejczyków nie miało to jednak żadnego znaczenia. Prawie dwie dekady później około 75 proc. z 730 tys. mieszkańców kraju żyje poniżej granicy ubóstwa. Niektóre wskaźniki, chociażby dostępu do wody pitnej, uległy pogorszeniu. Przyczyn może być wiele, ale jedna wyprzedza inne: według Transparency International, Gwinea Równikowa od lat należy do 10 najbardziej skorumpowanych państw świata.
- To nie jest tak, że uparliśmy się na klan Obiangów - twierdzi William Bourdon, jeden z prawników reprezentujących antykorupcyjne NGOsy. - Ale sposób, w jaki marnotrawią publiczne pieniądze, jest doprawdy spektakularny - dodaje.
Szczególną uwagę śledczych od początku przykuwał najstarszy syn gwinejskiego prezydenta i jego prawdopodobny następca. Nawet gdy zainteresował się nim sąd, Teodorin nie zrezygnował z rozrzutności. W 2009 roku zamówił w niemieckiej stoczni jacht za 380 mln dolarów (gdy ujawniła to organizacja Global Witness, projekt wstrzymano), a dwa lata później sprowadził do Malabo 26 sportowych samochodów z USA.
- Po prostu mamy głowę do interesów i lubimy dobre życie - tłumaczył Teodoro senior. - Zarobił pieniądze zgodnie z prawem Gwinei Równikowej, nawet jeśli te nie odpowiada międzynarodowym standardom - upierał się prawnik juniora.
Żaden z argumentów nie przekonał francuskich sędziów, którzy w połowie marca 2014 roku postawili Teodorinowi zarzuty prania brudnych pieniędzy. Wysłuchał ich podczas wideokonferencji, ponieważ od dwóch lat nie zawitał do Francji. A niedługo może chcieć unikać także USA.
Amerykański Departament Sprawiedliwości już w 2011 roku oskarżył młodego Obianga o szereg przestępstw finansowych. Syn gwinejskiego lidera miał stworzyć przy pomocy dwóch prawników z Beverly Hills sieć firm-wydmuszek, dzięki którym potajemnie nabył m.in. wartą 35 mln dolarów rezydencję w Malibu, odrzutowiec Gulfstream i pamiątki po Michaelu Jacksonie, wliczając siedem rzeźb przedstawiających artystę w skali 1:1 oraz białą rękawiczkę z trasy "Bad" (zapłacił za nie pół miliona dolarów). Departament twierdzi, że między 2004 a 2011 rokiem Teodorin wydał w Stanach 314 mln dolarów - cztery tysiące razy więcej niż zarabia.
Nasuwa się tu jednak pytanie: jeśli dowody oszustw są tak wyraźne, dlaczego podjęcie realnych kroków przeciwko Teodorinowi zabrało tyle czasu?
Przebudzenie
Dyktator bananowej republiki ukrywający miliony dolarów na zagranicznych kontach to może i stereotypowy, ale nie oderwany od rzeczywistości obrazek. Mobutu, Bokassa, Duvalierowie, Batista, Saddam, Marcos, Suharto - czasy zimnej wojny były złotym okresem dla kleptokratów (od greckiego kleptes - złodziej i kratos – władza). Chcąc zwiększyć grono sojuszników, supermocarstwa obsypywały satrapów z Trzeciego Świata pieniędzmi i nie dociekały, na co będą je przeznaczać.
Rozpad ZSRR i koniec rywalizacji potęg przyniósł wiele zmian. Bez sponsorów część dyktatur runęła, innym znacznie baczniej zaczęły przyglądać się organizacje międzynarodowe. Niektóre z nich, jak Transparency International i Global Witness, skupiły się na śledzeniu, gdzie trafiają fortuny zrabowane przez chciwych liderów.
W 2005 roku w życie weszła Konwencja Narodów Zjednoczonych Przeciwko Korupcji. Podpisany przez ponad 150 państw dokument regulował m.in. zasady przekazywania skradzionego mienia pokrzywdzonym społeczeństwom. Kwestie te poruszono także w traktatach Rady Europy, Unii Afrykańskiej czy azjatyckich bloków regionalnych.
Ale nawet jeśli "na papierze" wszystko było jasne, w praktyce wyglądało to zdecydowanie trudniej.
Silnemu wolno więcej
Stephan Kingah, doktor prawa zajmujący się kleptokracją na oenzetowskim uniwersytecie w Brugii, dzieli problemy związane z odzyskiwaniem publicznych pieniędzy na pięć kategorii.
Pierwsza wiąże się z brakiem politycznej woli i niezawisłych sądów w poszkodowanych państwach. Nierzadko rządy zastępujące dyktatury są tak samo zepsute jak one. Nie mają zatem interesu w grzebaniu w przestępstwach poprzedników - a to jest z reguły konieczne do przekonania obcych państw, by skonfiskowały nielegalne majątki.
Chociaż walcząc o fotel prezydenta Kenii w 2003 roku Mwai Kibaki zapowiadał, że rozliczy oskarżanego o wyprowadzenie z kraju 2 mld dolarów Daniela Arapa Moiego, po wyborczym triumfie niemal natychmiast zapomniał o swych obietnicach. Dwa lata później sfrustrowany szef utworzonej przez niego jednostki antykorupcyjnej zrezygnował ze stanowiska. Przenosząc się do Londynu, oskarżył nową administrację o wyssanie z krajowej gospodarki 500 mln dolarów.
Złodziejscy przywódcy nie są jedynymi beneficjentami stworzonych przez siebie systemów. Będąc u władzy, nieustannie karmią tabuny przekupnych urzędników, w tym sędziów i prokuratorów. Gdy odchodzą lub upadają, ich skorumpowane "dzieci" często zostają na swoim miejscu. I robią wszystko, by zamieść pod dywan grzechy swych dobrodziejów. Mimo że kleptokrata extraordinaire Sani Abacha zmarł w 1998 roku, wewnętrzne rozgrywki przez lata uniemożliwiały Nigerii wydanie w jego sprawie prawomocnego wyroku i odzyskanie 500 mln dolarów ulokowanych w 11 szwajcarskich bankach (to tylko część łupu dyktatora - w zeszłym miesiącu USA zamroziły kolejne 450 mln dolarów pozostawionego przez niego majątku, a na celowniku jest jeszcze 100 mln znajdujących się w Wielkiej Brytanii).
Drugim problemem są koszty. Rozpracowanie firm-wydmuszek, wyśledzenie poukrywanych środków i pokonanie adwokatów wynajętych przez rodziny kleptokratów wymaga ogromnych umiejętności i czasu. Kancelarie prawnicze wyspecjalizowane w sprawach tego typu pobierają wysokie zaliczki i prowizje sięgające nawet 50 proc. odzyskanej sumy.
Niektóre kraje, np. USA, od kilku lat biorą koszty części takich procesów na siebie. Sęk w tym, że państwowym agencjom często brakuje doświadczenia i środków, by poprowadzić je sprawnie. - Powiedzieć, że ktoś jest skorumpowanym liderem, to jedno. Udowodnić, że jego pieniądze faktycznie pochodzą z korupcji, to drugie - narzekała w rozmowie z "Washington Post" Jennifer Shasky Calvery, ówczesna szefowa Sekcji ds. Konfiskaty i Brudnych Pieniędzy w Departamencie Sprawiedliwości. Pod koniec 2011 roku dziesięciu amerykańskich śledczych musiało zajmować się 80 przypadkami kleptokracji. Na to wszystko nachodzą względy polityczne - zimna wojna mogła się skończyć, ale pewni dyktatorzy nadal są bardziej "przydatni" od innych.
Odzyskiwania pieniędzy nie ułatwia też to, że większość autokratów traci władzę na starość - lub dopiero w momencie śmierci.
Czwarte utrudnienie to brak współpracy ze strony instytucji finansowych. Banki, zwłaszcza w krajach słynących z rygorystycznego przestrzegania zasad tajemnicy bankowej, jak Szwajcaria, Wielka Brytania i państwa Beneluksu, niechętnie udzielają informacji na temat swoich klientów - choćby i byli to najgorsi tyrani. Nie palą się też do rozstawania z środkami złożonymi na ich kontach. Prawnicza bitwa między Szwajcarami a Filipinami, które żądały zwrotu pieniędzy wykradzionych przez Ferdinanda Marcosa i jego żonę Imeldę, trwała prawie 12 lat. Ukryte w szwajcarskich skarbcach 624 mln dolarów wróciły do Filipińczyków dopiero w 1998 roku.
"Dylemat zwrotu"
Ostatnią kategorią problemów jest to, co Stephan Kingah nazywa "dylematem zwrotu" (ang. return dilemma). Co zrobić ze skonfiskowaną fortuną? Odpowiedź wydaje się oczywista - oddać skrzywdzonemu państwu. Jeśli jednak na jego czele stoją ewidentnie skorumpowani politycy (lub, co gorsza, bliscy kleptokraty), może nie być to najlepszym pomysłem. Trzeba wtedy szukać innych rozwiązań.
Warunkiem przekazania Nigerii milionów Abachy było przeznaczenie ich na reformy społeczne wprowadzane pod nadzorem Banku Światowego. Pieniądze zagrabione przez szefa peruwiańskiego wywiadu Vladimiro Montesinosa wylądowały na specjalnym międzyministerialnym funduszu (co akurat nie skończyło się najlepiej - resorty szybko rozszarpały go między sobą). 84 mln dolarów łapówek zdeponowanych w Szwajcarii przez urzędników z Kazachstanu trafiły z kolei do niezależnej kazachskiej organizacji pomagającej dzieciom. Możliwości jest, jak widać, sporo.
Przed "dylematem zwrotu" staną teraz sędziowie zajmujący się łupami zagarniętymi przez kleptokratów z Gwinei Równikowej, Tunezji, Egiptu, Jemenu, Libii, Syrii czy Ukrainy. Niekiedy stawką będą miliardy dolarów. To sumy, które mogą odmienić los tych państw - jeśli zostaną mądrze rozdysponowane. Odpowiedzialność jest więc ogromna. Być może to dlatego sprawa Teodorina ciągnie się tak długo.
Michał Staniul, Wirtualna Polska
...
I to sie w Afryce musi skonczyc !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:57, 09 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
WHO: epidemia Eboli w Afryce Zachodniej "przerażająca"
Epidemia gorączki krwotocznej Ebola w Afryce Zachodniej należy do "najbardziej przerażających" przypadków od czasów pojawienia się tej choroby 40 lat temu - poinformowała Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Liczba ofiar wzrosła do 111.
- Mamy do czynienia z najbardziej przerażającą epidemią, z którą się spotkaliśmy - oświadczył wicedyrektor WHO, Keiji Fukuda. Podczas konferencji prasowej w Genewie powiedział, że rozprzestrzenianie się choroby, która pojawiła się na południu Gwinei, a potem rozprzestrzeniła się do stolicy kraju, Konakry, oraz sąsiedniego kraju - Liberii jest wyjątkowo niepokojące.
Nie mieliśmy do teraz epidemii Eboli w tej części Afryki - dodał.
Zauważył, że tego rodzaju epidemiom towarzyszą strach i niepokój.
WHO podało wczoraj, że w Gwinei zarejestrowano 157 przypadków zakażeń, w tym 101 śmiertelnych. W Liberii wykryto 21 przypadków zachorowań, w tym 10 śmiertelnych. Przypuszcza się również, że choroba dotarła do Sierra Leone. W Mali badanych jest 9 podejrzanych przypadków.
W sobotę rozwścieczony tłum w mieście Macenta na północy Gwinei zaatakował klinikę Lekarzy bez Granic, w której odizolowani zostali chorzy, zmuszając personel do ewakuacji. Ludzie ci oskarżają organizację o sprowadzenie wirusa do kraju.
Rząd Gwinei natychmiast potępił napastników za ten atak i oświadczył, że Lekarze bez Granic oraz inne organizacje charytatywne i pomocowe odgrywają zasadniczą rolę w walce z rozprzestrzenianiem się Eboli.
"Wspólnota międzynarodowa zmobilizowała się bardzo szybko, by przyjść nam z pomocą w tych trudnych chwilach, dostarczając znaczącej pomocy medycznej oraz przysyłając specjalistów" - głosi komunikat rządu w Konakry.
Gorączka krwotoczna Ebola nie występowała wcześniej w Afryce Zachodniej. W Afryce Środkowej choroba ta, której pierwsze przypadki opisano w 1976 roku w Demokratycznej Republice Konga, łącznie spowodowała śmierć ok. 1200 osób.
Ta zakaźna choroba, która zabija 25-90 procent zarażonych, przenosi się za pomocą płynów ustrojowych lub krwi. Do tej pory nie opracowano na nią leku ani szczepionki.
>>>
Tak niestety koszmar .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:40, 29 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Nigeryjczycy skarżą koncern Shell przed brytyjskim sądem
Reuters
Mieszkańcy nigeryjskiego regionu Bodo domagają się przed brytyjskim sądem odszkodowania od koncernu Shell za szkody spowodowane wyciekami ropy - informują brytyjskie media.
Przed brytyjskim sądem ma odbyć się wstępna rozprawa w procesie wytoczonym brytyjsko-holenderskiemu koncernowi Shell przez około 15 tys. mieszkańców nigeryjskiego regionu Bodo, którzy domagają się od spółki odszkodowania za dwa wycieki ropy w 2008 roku.
Mieszkańcy wytoczyli koncernowi proces, bo nie udało się w zeszłym roku doprowadzić do ugody w sprawie wysokości odszkodowania.
Właściwy proces ma ruszyć przed brytyjskim sądem w przyszłym roku.
Reprezentująca mieszkańców firma prawnicza Leigh Day odrzuciła propozycję ugody, zaproponowaną przez koncern Shell i nazwała ją "obraźliwą". Według nieoficjalnych informacji koncern proponował mieszkańcom równowartość 35 mln euro.
Prawnicy uważają, że kwota ta powinna być znacznie wyższa, gdyż w efekcie wycieków tysiące mieszkańców, trudniących się rolnictwem i rybołówstwem, straciło źródło utrzymania.
Według strony pozywającej na skutek wycieków do wód i gruntów trafiło w sumie od 500 do 600 tys. baryłek ropy. Shell co prawda przyznał się do odpowiedzialności za wycieki, ale neguje ich skalę i skutki dla środowiska.
Shell jest firmą globalną, zatrudnia ok. 93 tys. pracowników w ponad 90 krajach. Koncern jest m.in. największym graczem na nigeryjskim rynku naftowym, ale zmniejsza swoją obecność w tym kraju m.in. ze względu na rosnącą skalę kradzieży ropy z rurociągów przez zorganizowane grupy przestępcze. To właśnie ich działalnością Shell tłumaczy skalę wycieków ropy. Zdaniem mieszkańców i aktywistów przeciwnych wydobyciu ropy w Nigerii, koncern nie robi jednak wystarczająco wiele by zabezpieczyć swoje instalacje naftowe przed kradzieżami i wyciekami.
...
AFRYKA MUSI DBAC O SRODOWISKO ! Przypominam ze dzikiej Afryki JUZ NIE MA ! Zwierzeta sa w rezerwatach ! A wiekszosc ludzi mieszka w miastach ! AFRYKA NIE JEST JUZ ROLNICZA ! Przypomina przelom XIX i XX wieku w Europie . Dziki kapitalizm !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:28, 22 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Głód grozi Płd. Sudanowi, Somalii i Republice Środkowoafrykańskiej
ONZ straszy katastrofą podobną do klęsk z lat 80. z Etiopii i Sudanu
Wojny domowe wywołane przez polityków grożą klęską głodu milionom ludzi w Południowym Sudanie, Republice Środkowoafrykańskiej i Somalii. ONZ straszy katastrofą podobną do klęsk z lat 80. z Etiopii i Sudanu.
Wojna w Południowym Sudanie, najmłodszym, powstałym w 2011 r. państwie świata wybuchła w grudniu, gdy o władzę pokłócili się prezydent Salva Kiir i jego zastępca Riek Machar. Walki przybrały charakter etnicznego konfliktu między Dinkami, rodakami Kiira i Nuerami, ziomkami Machara.
Pod naciskami Zachodu, głównego akuszera niepodległości Południowego Sudanu, Kiir i Machar podpisują kolejne rozejmy tylko po to, by je natychmiast łamać (ostatni - na początku maja). Wojna toczy się na ziemiach, gdzie znajdują się złoża ropy naftowej (są one także przedmiotem konfliktu), jedynego poza zagraniczną pomocą źródła dochodów państwa.
W trwającej pół roku wojnie zginęły tysiące ludzi (nikt dotąd nie zliczył ofiar), a 1,5-2 mln straciło dach nad głową. Prawie pół miliona, szukając bezpiecznego schronienia, uciekło do sąsiednich Etiopii, Ugandy, Kenii, a nawet do sudańskiego Darfuru, gdzie także toczy się wojna.
Nieszczęśnikom, którzy pozostali w kraju, grozi teraz głód. Według ekspertów ONZ, jeśli z powodu toczącej się wojny chłopi nie obsiali pól przed nadejściem pory deszczowej (zaczęła się w maju), a pasterze nie przegnali stad bydła na dobre pastwiska, pod koniec roku głód grozić może 4-5 mln ludzi, ponad jednej trzeciej 12-milonowej ludności kraju. Norweski polityki Jan Egeland, zajmujący się (także w ONZ) pomocą humanitarną, uważa nawet, że głodem dotkniętych może zostać nawet trzy czwarte ludności Południowego Sudanu.
Według ONZ kryzys humanitarny w Południowym Sudanie jest dziś znaczenie poważniejszy niż Darfurze, a nawet Republice Środkowoafrykańskiej, gdzie w grudniu również wybuchła wojna domowa.
W Republice Środkowoafrykańskiej wojna przybrała charakter wojny religijnej. Najpierw muzułmańscy rebelianci obalili chrześcijańskiego prezydenta i do marca zajmowali się pogromami chrześcijan. W marcu górę wzięli chrześcijanie, stanowiący większość 5-milionowej ludności kraju i odtąd to oni biorą odwet na muzułmanach. Wojny nie potrafiła przerwać nawet zbrojna interwencja kilka tysięcy żołnierzy z Francji i Unii Afrykańskiej.
W Republice Środkowoafrykańskiej też nikt na razie nie obliczył liczby ofiar (tysiące), a armię bezdomnych i skazanych na zagraniczną jałmużnę szacuje się na ponad milion (ponad jedna piąta ludności). Tamtejsza wojna również uśmierca miejscowe rolnictwo i pasterstwo, podstawę utrzymania ludności.
Z powodu wojen pozamykali sklepy i pouciekali cudzoziemscy kupcy, a targowiska łupione są przez rozmaite oddziały zbrojne. Brak towarów spowodował taki wzrost ich ceny, że tylko niewielu tubylców na nie stać. Brak bezpieczeństwa na drogach sprawia zaś, że organizacje dobroczynne nie mogą spieszyć potrzebującym z pomocą. A ulewne deszcze, które potrwają do października, przemienią dodatkowo polne drogi w bagna i dostarczenie pomocy będzie jeszcze trudniejsze. Czerwony Krzyż ogłosił w tym tygodniu, że po raz pierwszy od 20 lat musi sięgnąć po śmigłowce, by dostarczać w Południowym Sudanie pomoc potrzebującym. Światowy Program Żywnościowy (WFP) już zrzuca pomoc z samolotów.
Podobnie jak w Południowym Sudanie, w Republice Środkowoafrykańskiej końca wojny nie widać, a gromieni teraz muzułmanie domagają się podziału państwa na dwie, odrębne części, jak w 2011 r. w Sudanie.
Ratowanie Republiki Środkowoafrykańskiej wzięła na siebie głównie jej dawna metropolia kolonialna, Francja, do spółki z Uniami Europejską i Afrykańską. ONZ, Amerykanie i Brytyjczycy zajmują się Południowym Sudanem, którego wraz ze Skandynawią są głównymi dobrodziejami. Przedstawiciele ONZ oszacowali, że aby uchronić Południowy Sudan przed głodem trzeba będzie kupić żywności i lekarstw za prawie 2 mld dolarów, o pół miliarda więcej niż jeszcze niedawno sądzono (wojna unieruchomiła pola naftowe i rurociągi i Południowy Sudan przestał cokolwiek zarabiać). Dodatkową zrzutkę wzięli na siebie USA, Wielka Brytania i Norwegia, ale i tak do pełnej sumy wciąż brakuje 500 mln dolarów.
Jan Egeland narzekał na naradzie, że fatalne władze w południowosudańskiej stolicy Dżubie zniechęcają świat do udzielania im pomocy. Tym bardziej, że strony konfliktu niewiele robią, by ułatwić zagranicznym darczyńcom świadczenie pomocy. Przeciwnie, doświadczenia wcześniejszych sudańskich wojen wskazują, że pomoc humanitarna zawsze używana tam była za oręż w walce – do morzenia głodem wrogów i nagradzania sprzymierzeńców. Co gorsza, życiodajna zwykle pora deszczowa, teraz może okazać się zabójczą. W Dżubie zanotowano już prawie 150 przypadków cholery, z których 9 zakończyło się śmiercią.
Głód wywołany niekończącą się wojną i skąpymi deszczami grozi też Somalii, gdzie zaledwie trzy lata temu z powodu niedożywienia i chorób zmarły dziesiątki tysięcy ludzi. ONZ załamuje ręce, bo z miliarda dolarów potrzebnych na pomoc nie uzbierano nawet jednej piątej.
Susza, a nie wojna o władzę wywołana przez polityków jest natomiast powodem groźby głodu w zachodnioafrykańskiej Burkinie Faso. Według władz tego państwa, a także organizacji dobroczynnych, w najbliższych miesiącach kłopoty z zapatrzeniem się w żywność może mieć jedna czwarta 16-milionowej ludności kraju, a kłopoty powiększa fakt obecności w nim tysięcy uchodźców z ogarniętego wojną domową Mali.
...
~zbiorniki wody : Po całej Indii od tysiącleci budowano zbiorniki na ksztal odwroconej piramidy ze schodami wewnatrz. Byluy to bardzo głebokie studie. W czasie opadow ta studnia naepelniala się prosto wz nieba a gdy nastawala susza okoliczni mieszkancy mieli zapas wody a z do nastepnych opadow. Takie zbiorniki zapewnialy ze woda nie wyparuje, nie zamieni sie w sol a mala powierzchnioa tafli że nie bedzie to siedlisko i rozmnazarka komarow jak wielkie rozlewiska. Dlaczego takich zbiornikow nie buduje się w Afryce w strefie Somalii? No bo po co/ Lepiej czekac na pomoic niz pracowac
...
Niestety burdel brak struktur panstwa . I to skutki .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:23, 21 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Ebola znów zabija – reaktywacja śmiercionośnego wirusa
Epidemia zabójczego wirusa Eboli, której kres ogłosiły w maju władze Gwinei, zaatakowała znowu i rozszerzyła się na dwa sąsiednie kraje – Sierra Leone i Liberię. Zmarło już ponad 330 osób.
Lekarze ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) alarmują, że uspokajające deklaracje prezydenta Gwinei Alphy Condego o opanowaniu epidemii Eboli okazały się przedwczesne. Na początku maja wydawało się, że po początkowej panice i śmierci ponad 160 osób w Gwinei, epicentrum zarazy, i Liberii epidemia została opanowana. Od końca kwietnia przez prawie miesiąc nie notowano żadnych nowych przypadków zgonów ani nawet zachorowań, a WHO ogłosiła, że choć epidemia nie została jeszcze ostatecznie zdławiona, to przestała się rozszerzać.
Pod koniec maja zabójczy wirus gorączki krwotocznej, na którego nie wynaleziono lekarstwa ani szczepionki, zaczął jednak atakować ponownie. Nowe przypadki Eboli zanotowano w gwinejskiej stolicy, Konakri, w dzielnicach, w których wcześniej wirus nie atakował, a także w Sierra Leone, w regionie Kailahun położonym przy granicy z Gwineą, przed miedzę z zagubioną w tropikalnej dżungli prefekturą Gueckedou, gdzie wybuchła epidemia.
Lekarze ustalili, że do reaktywacji wirusa przyczynili się krewni chorych, dla których jedynym ratunkiem było farmakologiczne wspieranie i izolacja zapobiegająca rozprzestrzenianiu się wirusa. Zamiast pozostawić krewnych w szpitalach, pod opieką lekarzy, ich bliscy zabierali, a nawet wykradali pacjentów i wywozili do domów, przekonani, że tak najlepiej im pomogą.
Pierre Formenty, ekspert WHO od epidemii Eboli przyznaje, że jest to pierwsza tak poważna epidemia Eboli w Afryce Zachodniej (dotychczas ogniskiem choroby była głównie Afryka Środkowa – Konga, Uganda, Gabon, Południowy Sudan). Ludzie nie obeznani z objawami choroby ani jej skutkami, ani metodami walki z epidemią, łatwo poddają się nastrojom paniki i sami powiększają zagrożenie.
Ebola jest chorobą niezwykle zakaźną, przenoszącą się nawet przez dotyk, za pośrednictwem krwi i płynów ustrojowych. Wywoływana przez wirusa Eboli gorączka krwotoczna jest jedną z najbardziej zaraźliwych i zabójczych chorób współczesności. W zależności od zjadliwości szczepu zabija trzy czwarte, a nawet 90 proc. ludzi, którzy na nią zapadają. Pierwsze objawy przypominają częste w tropikach malarię czy cholerę (gorączka, bóle głowy i gardła), co utrudnia szybkie, właściwe rozpoznanie. Po kilku tygodniach pojawiają się torsje i biegunka, a wirus, który przenosi się przez krew i paraliżuje system odpornościowy, wyniszcza narządy wewnętrzne – wątrobę, żołądek, jelita, nerki – powodując krwotoki i szybką śmierć.
Na początku czerwca epidemia z Gwinei znów zaatakowała Sierra Leone. Z Gwinei przyniosła ją pewna kobieta, która udała się na przygraniczny targ. Kiedy zachorowała, lekarze umieścili ją w izolatce w szpitalu w mieście Koindu. Ze szpitala wykradli ją krewni, przekonani, że choroba, przed którą przestrzegają biali lekarze, jest w istocie jednym z eksperymentów, jakich dokonują w swoich klinikach w Afryce. Krewni chorej wywieźli ją do rodzinnej wioski, prawie 100 km od szpitala. Wkrótce sami zachorowali, a i w wiosce zaczęto notować przypadki Eboli.
Aby opanować epidemię, władze Sierra Leone znów zamknęły granice z Gwineą i Liberią, pozamykały przygraniczne targowiska, a także szkoły, kina, bary i kluby nocne i wszystkie miejsca masowych zgromadzeń z wyjątkiem kościołów i meczetów, by uwolnić ludzi od konieczności kontaktowania się ze sobą, umożliwiającego rozprzestrzenianie się wirusa. Zagraniczne koncerny górnicze, wydobywające w Sierra Leone rudę żelaza, wywiozły z kraju cudzoziemskich inżynierów. Mimo nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa od końca maja wirus Eboli zabił w Sierra Leone ponad 50 ludzi.
W tym tygodniu, po dwóch miesiącach przerwy, ponownie przeniósł się zaś do sąsiedniej Liberii, gdzie w ostatnich dniach na Ebolę umarło prawie 20 osób, a epidemia dotarła do stolicy kraju, Monrovii, kolejnej po gwinejskim Konakri zachodnioafrykańskiej metropolii z międzynarodowym lotniskiem.
Lekarze z WHO obliczyli, że od początku epidemii spowodowała ona śmierć już 337 osób, co czyni ją najbardziej zabójczym z ataków w historii. Tragiczny rekord należał dotąd do pierwszego wybuchu epidemii, w 1976 r., nad rzeką Ebola w Kongu (stąd nazwa wirusa). Umarło wtedy prawie 300 osób. W 2000 r. w miasteczku Gulu na północy Ugandy Ebola zabiła 224 ludzi.
Do niedawna sojuszniczką lekarzy była zabójczość wirusa, który uśmiercał ofiary tak szybko, że nie były one w stanie roznieść choroby poza ognisko epidemii. Rozwój technologiczny okazał się za to sprzymierzeńcem wirusa. Coraz gęstsza i dostępniejsza sieć komunikacyjna sprawia, że z najbardziej zagubionych zakątków ludzie, także zarażeni wirusem, przemieszczają się błyskawicznie i na wielkie odległości. Lekarze z WHO twierdzą, że pod względem łatwości w rozprzestrzenianiu się żadna inna epidemia Eboli nie była tak groźna jak ta z Gwinei, Sierra Leone i Liberii.
...
Niestety znow Afryka cierpi .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 23:11, 25 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Handel dziećmi z Nigerii, wśród zatrzymanych żony polityków
Ok. 20 osób, w tym żony polityków, aresztowano w Nigrze od poniedziałku w ramach akcji wymierzonej w handlarzy dziećmi z sąsiedniej Nigerii. Według ONZ handel ludźmi jest w Nigerii trzecim z najczęstszych przestępstw, po defraudacji i handlu narkotykami.
Większość zatrzymanych w toku międzynarodowego śledztwa to kobiety; w tej grupie jest jedna z żon przewodniczącego nigerskiego parlamentu, a także żona ministra rolnictwa - poinformowały w środę źródła zbliżone do śledztwa.
Policja podała, że handel dziećmi odbywał się między trzema sąsiednimi krajami - Nigerią, Beninem i Nigrem. Od wielu miesięcy śledztwo w tej sprawie prowadziły służby tych trzech krajów.
Jak poinformowano, przeznaczone na sprzedaż dzieci, w tym bliźnięta, pochodzą z Nigerii i są transportowane przez Benin.
W Nigerii regularnie ujawniane są tzw. fabryki dzieci, czyli prywatne kliniki, do których przyjmowane są ciężarne kobiety; ich dzieci są następnie sprzedawane. Ciąże są często wynikiem gwałtu, ale zdarza się też, że do klinik zgłaszają się kobiety, które zaszły w niechcianą ciążę i decydują się na sprzedaż z własnej woli lub pod presją rodzin - twierdzą nigeryjskie władze.
Noworodki są sprzedawane za wiele tysięcy euro, przy czym za chłopców uzyskuje się wyższą cenę niż za dziewczynki. Ich matki otrzymują nie więcej niż równowartość ok. 150 euro.
....
Potwory ohyda ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 136471
Przeczytał: 53 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:29, 02 Lip 2014 Temat postu: |
|
|
Rośnie liczba ofiar śmiertelnych wirusa Ebola w zachodniej Afryce
Liczba zgonów spowodowanych gorączką krwotoczną Ebola w zachodniej Afryce wzrosła do 467 na 759 znanych przypadków zachorowań - podała dzisiaj Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). W środę władze państw regionu mają wypracować plan walki z epidemią.
Najnowsze dane to stan na poniedziałek 30 czerwca, dotyczy trzech krajów - Gwinei, Sierra Leone i Liberii. Poprzedni bilans ofiar śmiertelnych wirusa, według stanu na 23 czerwca, to 399 zgonów na 635 zachorowań. Oznacza to, że w ciągu tygodnia liczba zgonów wzrosła o 17 proc., a nowych przypadków o 20 proc.
Obecna epidemia, oceniana jako najbardziej śmiercionośna od pojawienia się wirusa Ebola na kontynencie afrykańskim w 1976 r., wybuchła w krajach zaliczanych do najbiedniejszych na świecie - z nieszczelnymi granicami, nieefektywną służbą zdrowia, osłabianych przez konflikty zbrojne i nieskuteczne rządy.
W ubiegłym tygodniu WHO ostrzegała kraje zachodniej Afryki, że epidemia Ebola, która wybuchła w lutym w Gwinei, rozprzestrzeniła się na część państw regionu i grozi rozlaniem się na kolejne. Wiosną wydawało się, że zaraza została opanowana, ale pod koniec maja zaatakowała ponownie, rozprzestrzeniając się na kolejne regiony. Nowe przypadki zachorowań i zgonów zanotowano w trzech krajach, w tym w wielomilionowych metropoliach z międzynarodowymi lotniskami – gwinejskim Konakry i liberyjskiej Monrowii.
W odpowiedzi na kryzys ministrowie zdrowia 11 krajów Afryki Zachodniej z inicjatywy WHO spotkają się w środę w Konakry, aby wypracować skoordynowany plan działania.
Wśród głównych czynników odpowiedzialnych za rozprzestrzenianie się wirusa WHO wskazuje m.in. tradycyjne pogrzeby osób zakażonych wyprawiane na obszarach wiejskich oraz gęste zaludnienie Konakry i Monrowii.
Ebola to ostra, wirusowa choroba zakaźna- wywołuje u chorego bardzo wysoką gorączkę, bóle głowy i mięśni, zapalenie spojówek i ogólne wyczerpanie, a w kolejnym stadium - wymioty, biegunkę oraz wewnętrzne i zewnętrzne krwotoki. Do zakażenia wirusem może dojść poprzez drogę kropelkową, w pośrednim lub bezpośrednim kontakcie z osobą zakażoną. Ok. 90 proc. przypadków zachorowanie prowadzi do śmierci. Na wirusa Ebola nie ma szczepionki ani leku.
...
Niestety ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|