Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:37, 13 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Somalia coraz bogatsza dzięki piractwu
Piractwo pozytywnie wpływa na rozwój Somalii i urosło do rangi ważnego czynnika w gospodarce kraju. Skuteczna walka z tym procederem mogłaby poważnie zahamować rozwój Somalii - wynika z opublikowanego dzisiaj raportu brytyjskiego think tanku Chatham House.
Na potrzeby dokumentu porównano zdjęcia satelitarne Somalii na przestrzeni lat. Widać na nich, że w niektórych miastach wzniesiono nowe budynki i wyremontowano stare. Ponadto na ulicach pojawiło się więcej samochodów. Jak ocenia autorka raportu Anja Shortland, piraci inwestują zyski z napadów na statki przede wszystkim w mieście portowym Bosaso na północy kraju oraz w Garoowe, stolicy autonomicznego regionu Puntland.
Gospodarczy dobrobyt związany z działalnością piratów sprawia, że władze regionu najprawdopodobniej nie zdecydują się na podjęcie skutecznej walki z piractwem - twierdzi Shortland.
Wnioski z raportu potwierdzają opinie analityków, że problem piractwa należy zacząć rozwiązywać od poprawy sytuacji w wioskach, których mieszkańcy użyczają piratom noclegu, ale nie odnoszą z tego tytułu korzyści materialnych. Dotychczas walkę z piractwem prowadzono głównie na morzu i to bez większych rezultatów. Północ Somalii podzielona jest na dwa samozwańcze regiony autonomiczne - Puntland i Republikę Somalilandu, które nie uznają władz centralnych w stolicy kraju, Mogadiszu. Od 1991 roku Somalia pozbawiona jest stabilnego rządu.
????
E tam . Co to za dziwne wnioski ? Kto tam sie bogaci ? Glod oznaka bogactwa ? To wlasnie burdel i prawctwo sa przyczyna glodu . Zlodziej aby ukrasc 10 % musi zniszczyc 90 % . Cudzego ! Zlodzieje zyskuja wszyscy gloduja . Takie to ,,korzysci''...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:20, 14 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
C.J. Chivers / New York Times
Sześć tygodni w niewoli piratów
Załoga kutra "Al Mulahi" została uratowana bez jednego wystrzału.
-Operacja uwolnienia zakładników w Zatoce Omańskiej przypominała geopolityczny thriller – na ratunek irańskim rybakom pospieszyli bowiem Amerykanie. W czwartek 5 stycznia, późnym popołudniem amerykański niszczyciel "Kidd" podpłynął do irańskiej łodzi rybackiej. Z głośników okrętu rozległy się słowa w języku urdu, kierowane do przerażonej załogi kutra "Al Mulahi". "Jeśli macie na pokładzie broń, połóżcie ją w widocznym miejscu, na dachu sterowni". Amerykanie stali w pełnej gotowości, z karabinami w rękach.
Na pokładzie "Al Mulahi", oprócz trzynastu rybaków, było także piętnastu somalijskich piratów. Teraz czekali oni skuleni w różnych częściach łodzi, którą porwali w listopadzie. Mieli noże, pistolet i cztery karabiny automatyczne. Nie znali jednak języka urdu. W tym momencie role się odwróciły: to porywacze byli zdani na łaskę swoich ofiar.
Piraci poprosili irańskich zakładników o przetłumaczenie tego, co powiedzieli amerykańscy marynarze. Jeden z pojmanych, Khaled Abdulkhaled, odpowiedział bez wahania: "Mówią, że zaraz wysadzą ten statek w powietrze".
Piraci wpadli w panikę. Zdążyli jedynie pozbyć się broni. Ich jedność legła w gruzach. Teraz każdy z nich szukał ratunku na własną rękę. Zastanawiali się: poddać się, czy szukać schronienia. Kilku stłoczyło się w niewielkim pomieszczeniu pod sterownią. Inni zgromadzili się przy dziobie kutra.
Chwilę później Amerykanie weszli na pokład. Zauważyli sześciu Somalijczyków przy dziobie. Piraci nie stawiali oporu. Zakładnicy wskazali marynarzom miejsce, w którym schowali się pozostali napastnicy. Piraci wychodzili po kolei z kryjówki. Po chwili wszyscy leżeli twarzą do ziemi.
Irańska załoga "Al Mulahi" została uratowana bez jednego wystrzału.
Operacja uwolnienia zakładników na Zatoce Omańskiej przypominała geopolityczny thriller. Lotniskowiec "John C. Stennis" – który dwa dni wcześniej otrzymał ostrzeżenie od wysokich urzędników irańskiego ministerstwa obrony, by nie wracał w te rejony – zareagował błyskawicznie, organizując akcję ratunkową w pobliżu wybrzeża Iranu.
Załoga była więziona na "Al Mulahi" przez sześć tygodni. Piraci zrobili z 25-metrowej łodzi bazę wypadową, z której wypływali, by porywać międzynarodowe statki dla okupu. Rybacy musieli polegać na modlitwie, mocnych nerwach i koleżeństwie. Pomógł im także podstęp.
Ich dramat zaczął się w listopadzie, niedługo po tym, jak wypłynęli z portu w Czabaharze. Zamierzali spędzić na morzu kilka tygodni. Według założeń kapitana Mahmeda Younesa mieli wrócić do domu z pięcioma, sześcioma tonami marlinów, które będą mogli sprzedać po 1,5 dolara za funt. Piraci liczyli jednak na większy łup.
Kiedy "Al Mulahi" mijał wybrzeże Omanu, podpłynął do niego mniejszy irański kuter "Bayan". Younes i jego ludzie nie wiedzieli, że "Bayan" został porwany przez somalijskich piratów. Kiedy łódź była blisko, piraci wyszli na jej pokład i zaczęli strzelać w powietrze.
Ich zamiary szybko stały się oczywiste. "Bayan" płynął na resztkach paliwa, przez co stał się dla bandytów bezużyteczny. Potrzebowali nowej bazy wypadowej. Somalijczycy przenieśli swój sprzęt na "Al Mulahi". Według relacji Younesa dwóch członków załogi "Bayana" zostało zabitych przez piratów. Pozostali byli wyczerpani i przerażeni.
Younes, który trzy lata temu na innym kutrze także znalazł się w niewoli piratów, od razu zaczął przygotowywać plan działania. Wydał swoim podwładnym rozkaz: "Tylko stosować się do poleceń".
Piraci – być może widząc, że załoga jest posłuszna – nie bili zakładników. Kazali im obrać kurs na Hafun, port na północnym wybrzeżu Somalii.
Po przybyciu na miejsce większość piratów zeszła na ląd. Wrócili z jedzeniem, wodą i dodatkowymi ludźmi – uzbrojonymi i gotowymi do morskich łowów.
Jeden z zakładników, Fazel ur Rehman, dostał od Somalijczyków zgodę na opuszczenie łodzi. Był chory. Piraci dali mu lekarstwa.
W trakcie postoju w porcie załoga "Al Mulahi" planowała próbę wydostania się z opresji. Rybacy wiedzieli, że „Bayan" został uwolniony, bo zabrakło mu paliwa. Younes powiedział swoim ludziom, że kiedy znów wyruszą w morze, mają potajemnie zrzucić paliwo, by zwiększyć szanse na skrócenie niewoli.
Na początku stycznia "Al Mulahi" z piętnastoma piratami, dwiema łodziami wiosłowymi i zewnętrznymi silnikami na pokładzie ruszył na północ, w kierunku wybrzeża Omanu.
Rybacy przystąpili do realizacji planu kapitana. – Pomału, kiedy oni nie widzieli, pozbywaliśmy się paliwa – opowiada Abdulkhaled.
W czwartek sześciu uzbrojonych piratów wyruszyło w jednej z łódek na polowanie. Znaleźli blisko 180-metrowy masowiec "Sunshine", jednak nie udało im się wejść na pokład, ponieważ w odpowiedzi na sygnały alarmowe załogi statku nadleciały helikoptery amerykańskiej marynarki wojennej.
Jeden z nich zbliżył się do łódki piratów. Chwilę później inne śmigłowce zaczęły krążyć nad "Al Mulahi". Piraci zdążyli jednak zagonić większość załogi do ładowni, a sami ukryli się pod pokładem. Rybacy nie mieli jak zawiadomić Amerykanów, że są więzieni.
Szóstka piratów wróciła z nieudanej wyprawy bez broni. Wytłumaczyli, że chcąc pozbyć się dowodów i uniknąć aresztowania, musieli wrzucić ją do oceanu. Sądzili, że udało im się przechytrzyć załogę USS "Mobile Bay" – okrętu, który ich zatrzymał, należącego do grupy uderzeniowej Stennisa.
Porywacze nie wiedzieli, że przez cały czas podążał za nimi w znacznej odległości jeden z helikopterów. Wracając na kuter, sześciu Somalijczyków potwierdziło podejrzenia Amerykanów i ujawniło swoja pływającą bazę.
"Kidd", okręt flagowy międzynarodowych sił antypirackich stacjonujących w rejonie Zatoki Omańskiej, już płynął w ich kierunku.
Kiedy piraci zobaczyli duży statek, płynący z dużą prędkością w ich kierunku, ogarnął ich strach. Szybko wyrzucili do morza pozostałą broń. Zostawili sobie tylko kilka karabinów, żeby utrzymać rybaków pod kontrolą.
"Kidd" zbliżył się do kutra. Marynarze wezwali kapitana przez radio, jednak na początku mówili tylko po angielsku i po arabsku. Younes nie mógł podać im żadnych informacji. Po chwili jednak rozmówcy przeszli na urdu. Piraci nie wiedzieli, o czym jest mowa. Younes poprosił Amerykanów o pomoc i dał im pozwolenie na wejście na pokład – konieczne z uwagi na napięte stosunki między Stanami Zjednoczonymi a władzami Iranu.
Kiedy z głośników dobiegł rozkaz wyłożenia wszelkiej broni na dach sterowni, Abdulkhaled zastosował swój podstęp. Powiedział piratom, że Amerykanie chcą zaatakować łódź. Opór porywaczy nagle ustał. – Wtedy zaczęli się trząść – relacjonuje Abdulkhaled. Od tej pory byli posłuszni i wyciszeni. Amerykanie przetransportowali ich helikopterem na pokład "Stennisa". Po ponad sześciu tygodniach w roli zakładnika kapitan Younes znów dowodził na swoim kutrze.
>>>>
Tak to wyglada od strony ofiar !
Jeden z somalijskich piratów, fot. AFP
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:53, 18 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Atak na turystów, zabito pięciu Europejczyków
W ataku na północnym wschodzie Etiopii nieznani napastnicy zabili pięciu zagranicznych turystów i porwali cztery osoby. Zabici to dwaj Niemcy, dwaj Węgrzy oraz Austriak - podał dzisiaj rzecznik etiopskiego rządu Bereket Simon.
Wcześniej podano, że zginęli obywatele Niemiec, Belgii, Węgier, Włoch i Austrii. Do napadu doszło we wtorek nad ranem w rejonie Afar, w pobliżu granicy z Erytreą. Dwie kolejne osoby, Włoch i Węgier, zostały ranne, a jednej udało się uciec. Wojsko etiopskie przetransportowało rannych do pobliskiego szpitala.
Ponadto "napastnicy porwali cztery osoby - dwóch turystów z Niemiec i dwóch Etiopczyków" - dodał Simon. Etiopczycy to kierowca i policjant.
Sprawcy napadu zostali wyszkoleni i uzbrojeni przez władze Erytrei - powiedział Simon, powołując się na dane etiopskiego wywiadu. Wcześniej państwowa telewizja etiopska informowała, że napastnicy przedostali się na terytorium Etiopii z sąsiedniej Erytrei.
Tamtejsze władze zdecydowanie odrzuciły te oskarżenia. - To żałosne kłamstwo. Erytrea nie ma (z tym) nic wspólnego - zaznaczył przedstawiciel tego kraju przy Unii Afrykańskiej Girma Asmerom.
W latach 1998-2000 miała miejsce wojna na pograniczu etiopsko-erytrejskim, w której zginęło ok. 70 tys. osób. Konflikt wciąż nie został definitywnie zażegnany. Addis Abeba regularnie oskarża władze w Asmarze o wspieranie etiopskich ugrupowań separatystycznych.
>>>>>
Niestety Erytrea te jeden z tych dzikich krajow bezprawia . Oparty na marksizmie-leninizmie co w praktyce Afryki znaczy armie zlozone z dzieci itp. przyjemnosci . Tego typu ,,fronty'' walczyly tam o ,,wyzwolenie'' . Efektem jest powstanie rozbojniczego panstwa .
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Śro 17:54, 18 Sty 2012, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:47, 18 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Ukraina: uchodźcy z Somalii prowadzą strajk głodowy
Kilkudziesięciu somalijskich uchodźców prowadzi głodówkę w ośrodku dla cudzoziemców na zachodzie Ukrainy, domagając się wydania dokumentów, które pozwoliłyby im na życie poza ośrodkiem - poinformował anglojęzyczny tygodnik "Kyiv Post".
"Staliśmy się zakładnikami sytuacji, w której nie możemy uzyskać żadnych dokumentów upoważniających do pobytu na terytorium Ukrainy, a bez dokumentów jesteśmy zatrzymywani przez milicję i miesiącami przetrzymywani w ośrodkach dla cudzoziemców" - napisano w przekazanym tygodnikowi oświadczeniu głodujących. "Kyiv Post" wyjaśnia, że maksymalny termin pobytu w ośrodku wynosi 12 miesięcy, po czym uchodźcy muszą go opuścić. Wychodząc z ośrodka cudzoziemcy nie otrzymują dokumentów, więc po zatrzymaniu przez milicję ponownie do niego trafiają.
"Niektórzy z nas przechodzili przez to już kilka razy, a wielu z nas mieszka na Ukrainie od pięciu-sześciu lat" - powiedział tygodnikowi przedstawiciel głodujących Sultan Haib.
W związku z zaistniałą sytuacją niektórzy Somalijczycy starali się nielegalnie przedostać do Unii Europejskiej, jednak byli zatrzymywani przez ukraińską straż graniczną. "Nie możemy żyć tutaj i nie możemy szukać lepszego życia w innych krajach. Nie jesteśmy przestępcami, uciekliśmy z Somalii, by zachować życie" - podkreślił Haib.
Według ukraińskich obrońców praw człowieka głodówka Somalijczyków w ośrodku we wsi Żurawyczi w obwodzie wołyńskim trwa co najmniej od tygodnia.
"Nie możemy na razie sprawdzić, ile osób głoduje, ale jest ich kilkadziesiąt. Wiadomo, że są wśród nich kobiety i osoby niepełnoletnie" - powiedział Maksym Butkewycz z ukraińskiej organizacji "Bez granic", zajmującej się pomocą uchodźcom. "Kyiv Post" pisze, że brak dokumentów dla uchodźców związany jest ze zmianami w służbach, które się nimi zajmują. Do niedawna takie dokumenty wydawał Państwowy Komitet ds. Narodowości i Religii, jednak został on rozwiązany. Jego miejsce zajęła Państwowa Służba Migracji, która dopiero buduje swe struktury - czytamy na stronach internetowych ukraińskiego tygodnika.
>>>>
Sa ofiarami sowieckiego urzedniczego burdelu ! Ukraina podobnie jak Somalia jest panstwem potencjalnym ktore moze zaistniec o ile sie zbuduje ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:10, 20 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
C. J. Chivers / New York Times
Sześć tygodni w niewoli piratów
Załoga kutra "Al Mulahi" została uratowana bez jednego wystrzału. Operacja uwolnienia zakładników w Zatoce Omańskiej przypominała geopolityczny thriller – na ratunek irańskim rybakom pospieszyli bowiem Amerykanie.
W czwartek 5 stycznia, późnym popołudniem amerykański niszczyciel "Kidd" podpłynął do irańskiej łodzi rybackiej. Z głośników okrętu rozległy się słowa w języku urdu, kierowane do przerażonej załogi kutra "Al Mulahi". "Jeśli macie na pokładzie broń, połóżcie ją w widocznym miejscu, na dachu sterowni". Amerykanie stali w pełnej gotowości, z karabinami w rękach. Na pokładzie "Al Mulahi", oprócz trzynastu rybaków, było także piętnastu somalijskich piratów. Teraz czekali oni skuleni w różnych częściach łodzi, którą porwali w listopadzie. Mieli noże, pistolet i cztery karabiny automatyczne. Nie znali jednak języka urdu. W tym momencie role się odwróciły: to porywacze byli zdani na łaskę swoich ofiar. Piraci poprosili irańskich zakładników o przetłumaczenie tego, co powiedzieli amerykańscy marynarze. Jeden z pojmanych, Khaled Abdulkhaled, odpowiedział bez wahania: "Mówią, że zaraz wysadzą ten statek w powietrze".
Dołącz do nas na Facebooku
Piraci wpadli w panikę. Zdążyli jedynie pozbyć się broni. Ich jedność legła w gruzach. Teraz każdy z nich szukał ratunku na własną rękę. Zastanawiali się: poddać się, czy szukać schronienia. Kilku stłoczyło się w niewielkim pomieszczeniu pod sterownią. Inni zgromadzili się przy dziobie kutra. Chwilę później Amerykanie weszli na pokład. Zauważyli sześciu Somalijczyków przy dziobie. Piraci nie stawiali oporu. Zakładnicy wskazali marynarzom miejsce, w którym schowali się pozostali napastnicy. Piraci wychodzili po kolei z kryjówki. Po chwili wszyscy leżeli twarzą do ziemi.
Irańska załoga "Al Mulahi" została uratowana bez jednego wystrzału. Operacja uwolnienia zakładników na Zatoce Omańskiej przypominała geopolityczny thriller. Lotniskowiec “John C. Stennis” – który dwa dni wcześniej otrzymał ostrzeżenie od wysokich urzędników irańskiego ministerstwa obrony, by nie wracał w te rejony – zareagował błyskawicznie, organizując akcję ratunkową w pobliżu wybrzeża Iranu. Załoga była więziona na "Al Mulahi" przez sześć tygodni. Piraci zrobili z 25-metrowej łodzi bazę wypadową, z której wypływali, by porywać międzynarodowe statki dla okupu. Rybacy musieli polegać na modlitwie, mocnych nerwach i koleżeństwie. Pomógł im także podstęp.
Ich dramat zaczął się w listopadzie, niedługo po tym, jak wypłynęli z portu w Czabaharze. Zamierzali spędzić na morzu kilka tygodni. Według założeń kapitana Mahmeda Younesa mieli wrócić do domu z pięcioma, sześcioma tonami marlinów, które będą mogli sprzedać po 1,5 dolara za funt. Piraci liczyli jednak na większy łup. Kiedy "Al Mulahi" mijał wybrzeże Omanu, podpłynął do niego mniejszy irański kuter "Bayan". Younes i jego ludzie nie wiedzieli, że "Bayan" został porwany przez somalijskich piratów. Kiedy łódź była blisko, piraci wyszli na jej pokład i zaczęli strzelać w powietrze. Ich zamiary szybko stały się oczywiste. "Bayan" płynął na resztkach paliwa, przez co stał się dla bandytów bezużyteczny. Potrzebowali nowej bazy wypadowej. Somalijczycy przenieśli swój sprzęt na "Al Mulahi". Według relacji Younesa dwóch członków załogi "Bayana" zostało zabitych przez piratów. Pozostali byli wyczerpani i przerażeni.
Plan kapitana - pozbyć się paliwa
Younes, który trzy lata temu na innym kutrze także znalazł się w niewoli piratów, od razu zaczął przygotowywać plan działania. Wydał swoim podwładnym rozkaz: "Tylko stosować się do poleceń". Piraci – być może widząc, że załoga jest posłuszna – nie bili zakładników. Kazali im obrać kurs na Hafun, port na północnym wybrzeżu Somalii. Po przybyciu na miejsce większość piratów zeszła na ląd. Wrócili z jedzeniem, wodą i dodatkowymi ludźmi – uzbrojonymi i gotowymi do morskich łowów. Jeden z zakładników, Fazel ur Rehman, dostał od Somalijczyków zgodę na opuszczenie łodzi. Był chory. Piraci dali mu lekarstwa.
W trakcie postoju w porcie załoga “Al Mulahi” planowała próbę wydostania się z opresji. Rybacy wiedzieli, że „Bayan” został uwolniony, bo zabrakło mu paliwa. Younes powiedział swoim ludziom, że kiedy znów wyruszą w morze, mają potajemnie zrzucić paliwo, by zwiększyć szanse na skrócenie niewoli. Na początku stycznia "Al Mulahi" z piętnastoma piratami, dwiema łodziami wiosłowymi i zewnętrznymi silnikami na pokładzie ruszył na północ, w kierunku wybrzeża Omanu. Rybacy przystąpili do realizacji planu kapitana. – Pomału, kiedy oni nie widzieli, pozbywaliśmy się paliwa – opowiada Abdulkhaled.
W czwartek sześciu uzbrojonych piratów wyruszyło w jednej z łódek na polowanie. Znaleźli blisko 180-metrowy masowiec "Sunshine", jednak nie udało im się wejść na pokład, ponieważ w odpowiedzi na sygnały alarmowe załogi statku nadleciały helikoptery amerykańskiej marynarki wojennej.
Jeden z nich zbliżył się do łódki piratów. Chwilę później inne śmigłowce zaczęły krążyć nad "Al Mulahi". Piraci zdążyli jednak zagonić większość załogi do ładowni, a sami ukryli się pod pokładem. Rybacy nie mieli jak zawiadomić Amerykanów, że są więzieni.
Szóstka piratów wróciła z nieudanej wyprawy bez broni. Wytłumaczyli, że chcąc pozbyć się dowodów i uniknąć aresztowania, musieli wrzucić ją do oceanu. Sądzili, że udało im się przechytrzyć załogę USS "Mobile Bay" – okrętu, który ich zatrzymał, należącego do grupy uderzeniowej Stennisa. Porywacze nie wiedzieli, że przez cały czas podążał za nimi w znacznej odległości jeden z helikopterów. Wracając na kuter, sześciu Somalijczyków potwierdziło podejrzenia Amerykanów i ujawniło swoja pływającą bazę.
"Kidd", okręt flagowy międzynarodowych sił antypirackich stacjonujących w rejonie Zatoki Omańskiej, już płynął w ich kierunku. Kiedy piraci zobaczyli duży statek, płynący z dużą prędkością w ich kierunku, ogarnął ich strach. Szybko wyrzucili do morza pozostałą broń. Zostawili sobie tylko kilka karabinów, żeby utrzymać rybaków pod kontrolą. "Kidd" zbliżył się do kutra. Marynarze wezwali kapitana przez radio, jednak na początku mówili tylko po angielsku i po arabsku. Younes nie mógł podać im żadnych informacji. Po chwili jednak rozmówcy przeszli na urdu. Piraci nie wiedzieli, o czym jest mowa. Younes poprosił Amerykanów o pomoc i dał im pozwolenie na wejście na pokład – konieczne z uwagi na napięte stosunki między Stanami Zjednoczonymi a władzami Iranu.
Kiedy z głośników dobiegł rozkaz wyłożenia wszelkiej broni na dach sterowni, Abdulkhaled zastosował swój podstęp. Powiedział piratom, że Amerykanie chcą zaatakować łódź. Opór porywaczy nagle ustał. – Wtedy zaczęli się trząść – relacjonuje Abdulkhaled. Od tej pory byli posłuszni i wyciszeni. Amerykanie przetransportowali ich helikopterem na pokład "Stennisa". Po ponad sześciu tygodniach w roli zakładnika kapitan Younes znów dowodził na swoim kutrze.
>>>>
No faktycznie to jest koszmar ! Ale takie ,,porzadki'' to koszmar glownie dla miejscowych ! To ich bezprawie uderza straszliwie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:41, 20 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Atak na turystów w Etiopii. Zginęło pięciu Europejczyków
W ataku na północnym wschodzie Etiopii nieznani napastnicy zabili pięciu zagranicznych turystów i porwali cztery osoby. Zabici to dwaj Niemcy, dwaj Węgrzy oraz Austriak.
Do napadu doszło we wtorek nad ranem w rejonie Afar, w pobliżu granicy z Erytreą. Dwie kolejne osoby, Włoch i Węgier, zostały ranne, a jednej udało się uciec. Wojsko etiopskie przetransportowało rannych do pobliskiego szpitala.
>>>>>
I znowu koszmar na ktorym bynajmniej najbardziej nie cierpi zachod tylko Afryka ...
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:20, 21 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Kolejny atak sekty Boko Haram w Nigerii. Są ofiary
Co najmniej siedem osób zginęło w piątek w serii skoordynowanych ataków w Kano, największym mieście w muzułmańskiej, północnej części Nigerii. Do ich przeprowadzenia przyznała się islamska sekta Boko Haram. Wśród ofiar są funkcjonariusze policji, dziennikarz i cywile.
Pierwsza eksplozja wstrząsnęła posterunkiem policyjnym w północnej części miasta, gdzie zginęło trzech funkcjonariuszy i dziennikarz. Druga bomba wybuchła w biurze paszportowym, gdzie śmierć poniosło co najmniej trzech urzędników; poinformowano też o pewnej liczbie ofiar cywilnych. Wielki problem Nigerii. Czego chce Boko Haram? - dowiedz się więcej
Następnie w Kano słychać było jeszcze co najmniej cztery eksplozje następujące krótko po sobie.
Organizacja Boko Haram, której nazwę tłumaczy się jako "zachodnia edukacja to świętokradztwo", bywa określana jako sekta. Brutalnymi metodami, uciekając się do mordów i zamachów, walczy ona o wprowadzenie szariatu we wszystkich 36 stanach Nigerii (szariat obowiązuje w północnych stanach, gdzie mieszka znacznie więcej muzułmanów).
Według szacunków agencji Associated Press, organizacja Boko Haram jest odpowiedzialna za co najmniej 510 ofiar śmiertelnych tylko w ubiegłym roku. Od początku tego roku w wyniku operacji grupy zginęło co najmniej 76 osób.
Sekta przyznała się m.in. do zamachów bombowych na kościoły katolickie w Boże Narodzenie w ubiegłym roku, w których zginęło w sumie ok. 40 osób.
Nigeryjskie miasto widmo - Damaturu, miasto na północy Nigerii, stało się miejscem ataków radykalnych islamistów sekty Boko Haram. Teraz Damaturu stało się prawdziwym miastem duchów, miastem widmo niezauważalnym dla nikogo.
>>>>>
Zbrodniczy koszmar trwa !!!
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 0:18, 22 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Nigeria: ataki w Kano, ponad 120 ofiar
Co najmniej 121 osób zostało zabitych w serii skoordynowanych ataków w Kano, największym mieście północnej Nigerii - poinformowało źródło z Czerwonego Krzyża. Do przeprowadzenia ataków przyznała się sekta islamskich radykałów o nazwie Boko Haram.
Fot. Reuters Według źródła z miejscowego Czerwonego Krzyża, zabici to ofiary serii ostrzałów, do jakich doszło w piątek wieczorem. Wiele organizacji uczestniczy w usuwaniu ciał z ulic - powiedziało źródło pragnące zachować anonimowość. Oświadczyło, że na razie doliczono się 121 ofiar.
Agencja Associated Press pisze, że sytuacji nie są w stanie opanować liczne oddziały żołnierzy i policji na ulicach Kano, które liczy ponad 9 mln mieszkańców.
W piątek agencje podały, że w Kano doszło tego dnia do kilku zamachów bombowych, dokonanych przez organizację Boko Haram, w których zginęło co najmniej siedmiu ludzi.
Boko Haram, której nazwę tłumaczy się jako "zachodnia edukacja to świętokradztwo", bywa określana jako sekta. Uciekając się do mordów i zamachów, walczy o wprowadzenie szariatu we wszystkich 36 stanach Nigerii; szariat obowiązuje w północnych stanach, gdzie mieszka znacznie więcej muzułmanów. Według szacunków agencji AP, organizacja Boko Haram jest odpowiedzialna za co najmniej 510 ofiar śmiertelnych tylko w ubiegłym roku w Nigerii. Sekta przyznała się m.in. do zamachów bombowych na kościoły katolickie w Boże Narodzenie w ubiegłym roku, w których zginęło w sumie ok. 40 osób.
>>>>
Ilosc ofiar rosnie !
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:03, 22 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Nigeria: do 162 wzrosła liczba zabitych w Kano
Do co najmniej 162 wzrosła liczba zabitych w skoordynowanych zamachach bombowych i strzelaninie w Kano, największym mieście północnej Nigerii - podały źródła szpitalne. Według nich liczba zabitych zwiększy się, gdyż wciąż są przynoszone nowe ciała.
Wcześniejsze dane nigeryjskiego Czerwonego Krzyża mówiły o 121 zabitych. Do przeprowadzenia ataków przyznała się sekta islamskich radykałów o nazwie Boko Haram. Ugrupowanie to w ubiegłym roku zabiło setki ludzi w Nigerii. Piątkowe ataki skłoniły rząd do wprowadzenia godziny policyjnej w mieście, które liczy ponad 9 mln mieszkańców. Agencja Associated Press pisze, że sytuacji nie są w stanie opanować liczne oddziały żołnierzy i policji na ulicach Kano.
Kano i wiele innych miast na północy Nigerii jest nękanych działaniami Boko Haram, organizacji, która jest oskarżana o wiele zamachów i zbrojnych ataków. Ataki Boko Haran są wymierzone głównie w obiekty rządowe, posterunki policyjne, siedziby służb specjalnych.
Boko Haram, której nazwę tłumaczy się jako "zachodnia edukacja to świętokradztwo", bywa określana jako sekta. Uciekając się do mordów i zamachów, walczy o wprowadzenie szariatu we wszystkich 36 stanach Nigerii; szariat obowiązuje w północnych stanach, gdzie mieszka znacznie więcej muzułmanów. Agencja Reuters pisze, że z ostatnich oświadczeń organizacji wynika, iż jej cele się zmieniły i atakuje wszystkich, którzy się jej przeciwstawiają, ostatnio zwłaszcza policję, władze i chrześcijan.
Unia Afrykańska potępiła w sobotę "terrorystyczne" ataki w Kano.
Według szacunków agencji AP, organizacja Boko Haram jest odpowiedzialna za co najmniej 510 ofiar śmiertelnych tylko w ubiegłym roku w Nigerii. Sekta przyznała się m.in. do zamachów bombowych na kościoły katolickie w Boże Narodzenie w ubiegłym roku, w których zginęło w sumie ok. 40 osób.
>>>>>
Opetani przez demony . To jest realny satanizm . Szatan spieszy sie bo to ostatnie chwile jego panowania . Stad popelnia bledy bo obrzydliwe zbrodnie budza wstret i nikogo nie pozyska do piekla tym sposobem . Co cieszy :O)))
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 0:31, 23 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Nigeria: dziewięciu zabitych w atakach na chrześcijan
Co najmniej dziewięć osób zginęło, a 12 zostało rannych w ataku na chrześcijan w nocy z soboty na niedzielę na północy Nigerii - poinformował agencję AFP przedstawiciel lokalnej wspólnoty Bukata Zhyadi.
Kano po zamachu bombowym. Fot. Reuters Do ataku doszło w mieście Tafawa Balewa, zamieszkałym głównie przez muzułmanów. Według Zhyadiego, chrześcijan zaatakowali muzułmanie z plemion Hausa i Fulani. Więcej szczegółów nie podano.
Tymczasem 162 osoby zostały zabite w piątek w serii skoordynowanych ataków w Kano, największym mieście północnej Nigerii. Do ataków przyznała się sekta islamskich radykałów o nazwie Boko Haram. Ugrupowanie to w ubiegłym roku zabiło setki ludzi w Nigerii.
Boko Haram, której nazwę tłumaczy się jako "zachodnia edukacja to świętokradztwo", ucieka się do mordów i zamachów, walcząc o wprowadzenie szariatu we wszystkich 36 stanach Nigerii; szariat obowiązuje w północnych stanach, gdzie mieszka znacznie więcej muzułmanów.
>>>>>
Kolejne ofiary bestialskich zbrodni ! To wam niesie diabel . Patrzcie przynajmniej taka korzysc wyciagnijcie . Pieklo to ciagla nienawisc ...
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 15:25, 23 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Fiona Hamilton / The Times
Podobno był czarownikiem
Nastolatek został zamęczony i pobity na śmierć podczas napaści o "nieopisanej brutalności i bestialstwie" ze strony swojej starszej siostry i jej partnera. Oprawcy byli przekonani, że chłopak praktykuje czarną magię – wynika z zeznań złożonych w sądzie.
Podczas wizyty u swej brytyjsko-kongijskiej rodziny we wschodnim Londynie w czasie Bożego Narodzenia 2010 roku 15-letni Kristy Bamu był bity przez cztery dni i wymuszono na nim przyznanie się do bycia czarownikiem. Przed sądem karnym Anglii i Walii zaznano, że siostra nastolatka, Magalie Bamu i jej partner Eric Bikubi – oboje w wieku 28 lat – użyli takich narzędzi jak połamane kafle podłogowe, obcążki, młotek, dłuto i metalowy pręt. Zadali chłopcu 101 ran, powodując taki ból, że błagał o śmierć. Kristy’ego znaleziono w Boże Narodzenie utopionego w wannie, w mieszkaniu w Forest Gate, dziewięć dni po tym, jak przyjechał z Paryża na wakacje wraz z czworgiem swego rodzeństwa. Według prokuratury Bamu i Bikubi byli przekonani, że rodzeństwo próbuje przy pomocy czarnej magii wpłynąć na inne dziecko mieszkające w tym samym domu. Zaatakowali także dwie siostry Kristy’ego i zmusili je, by przyłączyły się do torturowania brata. Brian Alman z prokuratury powiedział: – Dzieci nie miały innego wyjścia jak zrobić to, co im kazano, bo inaczej im samym groziła taka sama przemoc. Oboje podsądnych urodziło się w Demokratycznej Republice Konga, gdzie – jak poinformowano sędziów – wiara w kindoki, czyli czarną magię, jest powszechna.
Bikubi do bicia Kristy’ego zmuszał także Yvesa. Bicie trwało godzinami. Patolodzy stwierdzili, że głowa, twarz, plecy i ramiona Kristy’ego były pokryte głębokimi ranami ciętymi i siniakami. Brakowało mu także kilku zębów. Według prokuratury Bamu "dobrowolnie" przejęła stosowanie przemocy, gdy Bikubi się zmęczył. – Mimo że rodzeństwo zaprzeczało, by byli czarownikami, Magalie Bamu zaczęła powtarzać za swoim chłopakiem jego wymysły i uczestniczyć w przemocy – powiedział Altman.
Niekiedy dzieciom pozwalano zadzwonić do rodziców, Pierre’a i Jacqueline Bamu we Francji. W sam dzień Bożego Narodzenia 45 razy zadzwoniły do matki na komórkę i telefon stacjonarny w Paryżu. Kiedy Kristy zaczął tego dnia błagać ojca o pomoc i mówić: "Wujek Eric mnie zabije", rodzice natychmiast polecieli do Londynu, ale było już za późno.
Gdy rany Kristy’ego były już bardzo poważne, zaczął błagać, by pozwolono mu umrzeć. Wtedy został wsadzony do wanny. Bikubi puścił wodę, ale nastolatek miał zbyt poważne obrażenia, by utrzymać głowę nad wodą. Niewykluczone też, że był nieprzytomny – stwierdził Altman. Jak dodał, Bikubi kazał Yvesowi, Kelly i ich młodszemu rodzeństwu wejść do wanny i polał ich zimną wodą. – Kiedy Kristy umierał, Bikubi wsadził Yvesa, Kelly i dwoje pozostałych dzieci do wanny razem z bratem i wszystkich polał z prysznica zimną wodą. Altman mówi, że Bamu w końcu wezwała sanitariuszy, którzy zastali Bikubiego w łazience przy próbie reanimacji chłopca, który zmarł około północy. Pozostałe dzieci znajdowały się wtedy w salonie. – Były w histerii, przerażone i przemoczone do suchej nitki – relacjonuje. – Zaledwie 20 minut przed śmiercią Kristy’ego do mieszkania przyszedł hydraulik z powodu skarg sąsiadów na przeciekającą przez podłogę wodę.
Bikubi, który zamieszkał w Wielkiej Brytanii w 1991 roku, przyznał się do nieumyślnego zadania śmierci w stanie ograniczonej poczytalności oraz do dwóch napaści skutkujących obrażeniami ciała przeciwko Kelly i jej młodszej siostrze. Bamu, która przeniosła się do Wielkiej Brytanii w 1996 roku, nie przyznaje się do zabójstwa i dwóch napaści. Proces trwa.
>>>>
Widzicie tutaj jak poaganie sa w niewoli diabla i jak wazne jest aby ich wyzwolic . Tym zajmuja sie misjonarze . I to jest wspaniale . Glosy aby ich ,,zostawic'' jako skansenik to glosy szkodliwe . Czary diabel i opetanie to nie jest ich kultura tylko demoniczne zniewolenie od ktore trzeba ich wyzwolic . Niekiedy mozecie sie spotkac z bredniami jakto Kościół ,,zniszczyl'' kulture i religie pogan . Widzicie jakie to klamstwo . Kościół rozbil tylko satanizm typu ofiary z ludzi poprzez wyrywanie wątroby - palenie wdów z mężami itp. przejawy ,,kultury'' . Ja dziekuje jakby takie ,,religie'' mialy byc do tej pory ... Na szczescie to wytepiono ale jak widac za malo... To trwa latami ... W Polsce setki lat od Chrztu 966 . Niech nikt nie mysli ze ludnosci Polski roku 966 przypominala obecna ! Nic takiego ! To byal dzicz ... To co uznajemy jako ,,azjatyckie okrucienstwo'' typu mordowanie dziewczynek kfitlo w najlepsze ! Mamy przekazy niepodwazalne ze misjonarze na Pomorzy zwalczali proceder zabijania dziewczynek bo tylko chlopcy byli ,,wartosciowii'' i to okolo roku 1115 czyli duzo pozniej niz 966 ale to bylo poganskie Pomorze zacofane religijnie w stosunku do kraju ... Wczesniej tak bylo wszedzie ...
Misjonarze maja jeszcze wiele do zrobienia w Afryce i aby ich bylo jak najwiecej . Z tym ze misjonarze wlasciwego chrzescijanstwa ! Nie chodzi o potworne sekty bo te tylko szkodza . Trzeba uwazac kogo sie przyjmuje ! Ale najwiecej dobrego przyszlo o Afryki od Kościoła - wręcz wszystko co dobre . Bo przeciez cale dobro jest od Boga !
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:32, 23 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Arne Perras / Suddeutsche Zeitung
Uczyć się od Zanzibaru
Walka z malarią wymaga czasu i wytrwałości. Niektórym krajom afrykańskim udaje się skutecznie przeciwdziałać tej śmiertelnej chorobie.
Poczas gdy wiele krajów w Afryce wciąż boryka się ze śmiercionośnym pasożytem malarii, są państwa, które odniosły ogromne sukcesy w walce z chorobą. Odwiedzamy centralny szpital kliniczny w Zanzibarze: wprawdzie ze ścian odpadają płaty tynku, ale puste korytarze są wymownym świadectwem znaczącego postępu w zwalczaniu malarii. 53-letnia pielęgniarka Kadija Zam pracuje w szpitalu od trzydziestu lat. Dawniej klinika pękała w szwach i pielęgniarka nie miała gdzie położyć ciężko chorych dzieci. Widok trójki maluchów upchanych na jednym materacu nie należał do rzadkości. Bardzo często pacjenci zbyt późno trafiali do szpitala, dotyczyło to szczególnie dzieci poniżej trzech lat. - Wiele z nich umarło na moich oczach - opowiada siostra Kadija. A teraz? - Proszę się rozejrzeć - stwierdza z dumą. - Od wielu dni nie przywieziono ani jednego dziecka, chorego na malarię. Najlepiej proszę porozmawiać na ten temat z kierownikiem laboratorium.
Co minutę malaria zabija jedno dziecko. Dane nie wróżą szybkiego pokonania pasożyta, uważanego za największą plagę krajów Trzeciego Świata. Mimo to Światowa Organizacja Zdrowia informuje w najnowszym raporcie o "znaczącym postępie" w walce z groźną chorobą tropikalną i systematycznym spadku liczby ofiar. W 2010 roku odnotowano 655 tys. zgonów, o 36 tys. mniej niż dwa lata temu. W ciągu minionej dekady udało się zepchnąć malarię do defensywy we wszystkich regionach zagrożonych chorobą, nawet w ubogich krajach Afryki subsaharyjskiej. Malaria występuje w co drugim kraju na świecie, jej nosicielami są komary, przenoszące chorobę z człowieka na człowieka. Na dziesięć ofiar śmiertelnych aż dziewięć pochodzi z Afryki. Większość nie skończyła piątego roku życia.
Malaria jest najgroźniejszym zabójcą dzieci na świecie. Choroba wyrządza także trudne do oszacowania szkody społeczne. Przede wszystkim hamuje rozwój gospodarczy, podobnie jak AIDS. Pracownicy urzędów, firm, szkół, czy uniwersytetów muszą pracować w dwójnasób i zastępować chorych kolegów, powalonych wysoką gorączką i dreszczami. W przypadku zarażenia wyjątkowo złośliwą odmianą pasożyta choremu grozi śmierć. Jednym ratunkiem są odpowiednie leki. Nawroty choroby powodują dotkliwe straty ekonomiczne i obniżają dynamikę rozwoju gospodarczego krajów dotkniętych malarią.
Wróćmy jednak do centralnego szpitala klinicznego w Zanzibarze, gdzie odniesiono znaczące sukcesy w walce z chorobą. Na parterze otwierają się ze skrzypieniem drzwi i Amier Yussuf, uprzejmy, starszy pan zaprasza do odwiedzenia jego skromnego królestwa. W maleńkim pokoju siedzą laboranci, pochyleni nad mikroskopami i szukają patogenów malarii. Uważnie oglądają każdą kroplę krwi w stukrotnym powiększeniu. Ich wprawne oczy szybko dostrzegają pasożyty, ale dzisiaj mają niewiele pracy. - W tym miesiącu stwierdziliśmy dwa przypadki malarii - wylicza Yussuf. Opowiada, że dawniej co druga próbka krwi pobrana od pacjentów była pozytywna. Bywało, że pracownicy laboratorium stwierdzali malarię u dziesięciu do dwudziestu chorych dziennie.
Zanzibarowi udało się znacząco zmniejszyć liczbę zachorowań. Niektórzy podają wyspę jako modelowy przykład skutecznej walki z malarią. Ali Abdullah kierujący programem walki z malarią opowiada, że sukces zawdzięczają zdecydowanym działaniom kierownictwa politycznego. - Niewiele byśmy zdziałali również bez wsparcia finansowego ze strony Światowego Funduszu na rzecz Walki z HIV, Malarią i Gruźlicą - przyznaje. Organizacje międzynarodowe przeznaczyły w 2011 roku ponad dwa miliardy dolarów na walkę z malarią. Co drugie gospodarstwo domowe w krajach Afryki subsaharyjskiej wyposażono w moskitierę. Jednak Światowa Organizacja Zdrowia ostrzega, że obecne środki finansowe są niewystarczające. Dalsze kontynuowanie sukcesów w przeciwdziałaniu chorobie wymaga sześciu miliardów dolarów rocznie.
Władze Zanzibaru wypowiedziały zdecydowaną walkę malarii. Mieszkańcy niektórych wiosek przyznają, że czasami służby sanitarne stosowały mało demokratyczne metody, kiedy niektórzy mieszkańcy nie pozwalali spryskiwać pestycydami wnętrz swoich domów. Wprawdzie środki chemiczne są bardzo skuteczne w zwalczaniu komarów, ale nie wszyscy wierzą, że są obojętne dla zdrowia, jak przekonuje WHO.
Pozytywne rezultaty przyniosło rozdawanie przez władze Zanzibaru moskitier, nasączonych środkami owadobójczymi. Mieszkańcy dali się przekonać, że stanowią lepsze zabezpieczenie przed ukąszeniami komarów niż spanie pod baldachimem z sieci rybackich. Pozytywne rezultaty przyniosła kampania uświadamiająca i lepsze zaopatrzenie w leki. Powyższe działania doprowadziły do spadku liczby zachorowań, choć "nadal nie udało się całkowicie wyeliminować malarii" przyznaje Ali Abdullah. W 2000 roku odsetek zgonów wywołanych zimnicą był dziesięć razy wyższy niż obecnie. W ubiegłym roku w Zanzibarze zanotowano 48 przypadków śmiertelnych - przy populacji liczącej 1,3 mln osób.
Okazuje się, że nie wszystkie państwa zagrożone malarią chcą sięgać po pestycydy, choć WHO przekonuje, że nie mają one żadnych skutków ubocznych przy prawidłowym użyciu. Nie brakuje sceptyków środków owadobójczych, którzy uważają, że skoro chemikalia zabijają komary gnieżdżące się we wnętrzach domów, to równie dobrze mogą być niebezpieczne dla zdrowia ludzi. Na tym tle wybuchł konflikt w zanzibarskiej wiosce Chechu. Jedni rolnicy nie chcieli słyszeć o spryskiwaniu chat środkami owadobójczymi, a z kolei inni widzieli w nich szansę pozbycia się groźnej choroby, zbierającej śmiertelne żniwo szczególnie wśród dzieci.
Skuteczne zwalczanie malarii utrudnia uodpornienie pasożytów na pestycydy. WHO obserwuje, że komary roznoszące malarię rozwinęły odporność na wiele środków owadobójczych. Dotychczas główną bronią w walce z malarią były pyretroidy lub DDT, polecany przez WHO do opryskiwania wnętrz domów od 2006 roku. Ponieważ środek nie ulega biodegradacji, chemicy poszukują alternatywnych preparatów do zwalczania owadów.
Eksperci są zaniepokojeni faktem, że wielu miejscach na świecie pojawiły się szczepy malarii, np. zarodźca sierpowatego (plasmodium falciparum) odporne na skuteczny lek o nazwie artemizyna. Pierwsze przypadki uodpornienia zaobserwowano w lutym roku 2009 na granicy Kambodży i Tajlandii, a obecnie na granicy Tajlandii z Wietnamem i Birmą. Lek należy podawać w połączeniu z preparatami pomocniczymi w celu uniknięcia wykształcenia odporności u chorego. Niestety w Azji Południowej nie przestrzega się zaleceń ekspertów. Cały czas w 25 państwach sprzedaje się artemizynę jako jedyny lek przeciwmalaryczny. Prawdopodobnie wojna z malarią będzie przeżywała kolejne wzloty i upadki. Po zachęcających sukcesach nastąpią przygnębiające porażki. Jednym słowem przyjdzie nam jeszcze długo poczekać na ostateczne pokonanie groźnego zabójcy dzieci.
>>>>
Juz niedlugo . Tym razem moge pocieszyc . Nie tylko rezimy znikna takze choroby i glod ! To juz widac ! Tocieszy :O))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 17:17, 25 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Duński okręt zajął statek piracki, uwolnił zakładników
Duńska marynarka wojenna poinformowała, że jej okręt wsparcia i dowodzenia "Absalon" zajął u wybrzeży Somalii statek piracki, uwalniając 14 zakładników, znajdujących się na jego pokładzie.
Jak oświadczył rzecznik marynarki Mikael Bill, uczestniczący w operacji antypirackiej operacji NATO o kryptonimie Ocean Shield okręt zajął w sobotę statek rybacki z 25 ludźmi, podejrzewanymi o działalność piracką. Są oni najprawdopodobniej narodowości somalijskiej i byli w niedzielę przesłuchiwani. "Operacja przebiegła zgodnie z planem, bez strat wśród członków załogi, zakładników lub piratów" - napisał w wydanym w sobotę oświadczeniu dowódca "Absalona" Carsten Fjord Larsen. Dodał, iż uwolnieni zakładnicy to Pakistańczycy i Irańczycy.
Jak poinformował rzecznik Bill, na pokładzie zajętego statku znajdowały się małe łodzie z przyczepnymi silnikami, których piraci często używają w swych napadach.
Na wodach Oceanu Indyjskiego wokół tak zwanego Rogu Afryki piractwo stanowi znaczne zagrożenie dla statków i ich załóg oraz poważne obciążenie dla armatorów, starających się zabezpieczyć swe jednostki.
>>>>
A wiec cigaly kociol z piratami ale trzeba ich zwalczyc dla dobra Afryki !
Somalijscy piraci, fot. Reuters
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:25, 25 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Somalia: uwolniono zakładników z organizacji humanitarnej
W operacji sił USA w Somalii uwolnieni zostali Duńczyk i Amerykanka pracujący dla organizacji humanitarnej, uprowadzeni w październiku zeszłego roku - poinformowały źródła wśród przedstawicieli krajów zachodnich. Zakładników uwolniono ostatniej nocy.
Według źródeł cytowanych przez agencje AFP i Associated Press operację przeprowadziły siły specjalne przy użyciu co najmniej dwóch śmigłowców USA. Przedstawiciel władz lokalnych w Somalii Mohammed Nur potwierdził, że uwolnionych zostało dwoje pracowników Duńskiej Grupy ds. Rozminowywania (DDG). Organizacja ta pomaga w usuwaniu niewypałów i informuje społeczności na temat zagrożeń związanych z minami.
Duńczyk, Amerykanin oraz Somalijczyk pracujący dla DGG zostali porwani w październiku w mieście Gaalkacyo, gdy jechali na lotnisko. W związku z częstymi porwaniami oraz ciągłymi walkami Somalia jest jednym z najniebezpieczniejszych krajów dla pracowników organizacji humanitarnych.
>>>>
To cieszy :O)))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:29, 26 Sty 2012 Temat postu: |
|
|
Nigeria: aresztowano osoby odpowiedzialne za zamachy w Kano
Nigeryjska policja zatrzymała ok. 200 osób, w większości obywateli Czadu, w związku ze skoordynowanymi zamachami bombowymi i strzelaniną w Kano, największym mieście na północy Nigerii. W aktach przemocy z ubiegłego tygodnia zginęło tam co najmniej 185 osób.
- Od czasu (piątkowych) ataków aresztowaliśmy wiele osób (...) z czego 80 proc. to Czadyjczycy, którzy przyjechali do Nigerii jako najemnicy - poinformował dzisiaj przedstawiciel policji, zastrzegając sobie anonimowość. Dodał, że istnieją wskazania, iż Czadyjczykom zapłacono za udział w atakach, które przypisuje się sekcie islamskich radykałów Boko Haram. Ugrupowanie to w ubiegłym roku zabiło w Nigerii setki ludzi.
Według sił bezpieczeństwa, domniemani członkowie grupy skontaktowali się z policją w celu nawiązania dialogu poprzez emira Kano, będącego najwyższym hierarchą muzułmańskim w mieście. "Oni (islamiści) mówią, że chcą, aby emir był mediatorem w dialogu, jaki proponują" - podało policyjne źródło, na które powołuje się agencja AFP. Boko Haram, której nazwę tłumaczy się jako "zachodnia edukacja to świętokradztwo", walczy o wprowadzenie szariatu we wszystkich 36 stanach Nigerii; szariat obowiązuje w północnych stanach, gdzie mieszka najwięcej muzułmanów.
>>>>
Tylko ostroznie aby nie dreczyc niewinnych ! Nie mamy przeciez pewnosci . Potrzebny jest proces . Ale oczywiscie brawo ! To nas cieszy :O))) Trzeba zaprowadzac sprwiedliwosc w Afryce !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:19, 02 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Wielka Brytania wyznaczyła ambasadora w Somalii. Pierwszego od lat
Brytyjskie władze wyznaczyły nowego ambasadora w Somalii w czasie niespodziewanej wizyty w Mogadiszu szefa dyplomacji Williama Hague'a. Matt Baugh będzie pierwszym od 21 lat ambasadorem w tym wschodnioafrykańskim kraju, targanym od dwóch dekad wojną domową.
- Matt Baugh złożył listy uwierzytelniające prezydentowi Szarifowi Szejkowi Ahmedowi - poinformował rzecznik brytyjskiej ambasady w Kenii. Dodał, że ze względów bezpieczeństwa dyplomata będzie pełnił swe obowiązki w Nairobi do czasu aż sytuacja poprawi się w Mogadiszu i będzie tam można otworzyć ambasadę.
Do mianowania nowego ambasadora i wizyty Hague'a doszło przed zaplanowaną na 23 lutego w Londynie międzynarodową konferencją w sprawie Somalii. Konferencja ma na celu "skoordynowanie polityki międzynarodowej" w tym kraju.
Według brytyjskiego resortu spraw zagranicznych, należy poruszyć takie kwestie jak sposoby radzenia sobie z "pochodzącym z Somalii zagrożeniem terrorystycznym" oraz z piractwem i kryzysem humanitarnym, który trawi ten kraj.
Somalia "jest przypadkiem najbardziej upadłego państwa (ang. failed state)" - ocenił minister Hague. - Dla Wielkiej Brytanii bardzo ważne jest, aby Somalia stała się krajem bardziej stabilnym - dodał.
William Hague jest pierwszym od 20 lat szefem brytyjskiej dyplomacji, który przyjechał z wizytą do Mogadiszu. W somalijskiej stolicy wzmocniono tego dnia środki bezpieczeństwa.
Hague spotkał się z prezydentem Ahmedem, zapowiadając pomoc dla Somalii w okresie politycznych przemian.
W styczniu, po raz pierwszy od prawie 20 lat, ONZ wysłało do Mogadiszu swojego wysłannika ds. Somalii.
ONZ obawia się, że śmierć głodowa grozi 250 tys. mieszkańcom Somalii. Pokonanie obecnego kryzysu żywnościowego, wywołanego katastrofalną suszą panującą w Rogu Afryki, utrudnia to, że kraj od dwóch dekad jest w niemal permanentnym stanie wojny domowej.
W związku z częstymi porwaniami oraz ciągłymi walkami Somalia jest jednym z najniebezpieczniejszych krajów dla pracowników organizacji humanitarnych. Obecnie w Mogadiszu mieści się sześć placówek dyplomatycznych, reprezentujących interesy Dżibuti, Etiopii, Libii, Sudanu, Turcji i Jemenu.
>>>>
No wreszcie ! Trzeba pomagac tem krajowi stanac na nogi !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:09, 03 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Koniec głodu w Somalii. Klęska humanitarna nadal się utrzymuje
W Somalii nie ma już głodu, ale wciąż utrzymuje się stan klęski humanitarnej - ogłosiła w piątek ONZ. Klęskę głodu ogłoszono w Somalii w lipcu. Teraz sytuacja poprawiła się, jednak ONZ apeluje o pomoc, by zapobiec powrotowi głodu.
W pięciostopniowej skali, gdzie najwyższy stopień oznacza głód, ONZ cofnęła ocenę sytuacji w Somalii do stopnia czwartego - klęski humanitarnej. Wskazała, że sytuacja poprawiła się dzięki dobrym zbiorom i napływowi pomocy humanitarnej. Jednak nadal ponad 2 mln ludzi w Somalii dotyka kryzys żywnościowy, co oznacza 31 proc. populacji - wskazuje ONZ.
W lipcu zeszłego roku, gdy w Somalii od miesięcy panowała susza, ONZ ogłosiła w kilku regionach klęskę głodu. Setki tysięcy Somalijczyków uciekało do obozów uchodźców w Kenii, Etiopii oraz stolicy swego kraju - Mogadiszu, w poszukiwaniu pożywienia.
Kilka tygodni później ONZ ogłosiła klęskę głodu w dalszych regionach - łącznie sześciu na osiem w Somalii. Głód zdefiniowano jako stan, kiedy dwie osoby dorosłe lub czworo dzieci na 10 tys. ludzi umiera z głodu każdego dnia, a jedna trzecia dzieci cierpi na ostre niedożywienie. Somalia nie ma od ponad 20 lat funkcjonującego rządu centralnego, jest targana wewnętrznymi wojnami, a do niektórych regionów nie dopuszcza organizacji humanitarnych islamistyczne ugrupowanie al-Szabab.
>>>>
Przynajmniej cos drgnelo na lepsze !
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 23:56, 05 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Liczba ofiar malarii o prawie połowę większa niż sądzono
Do niepokojących wniosków doszli naukowcy z amerykańskiego University of Washington. Okazało się bowiem, iż malaria co roku zabija ponad 1,2 mln ludzi, o prawie 50 proc. więcej niż dotychczas sądzono. Wyniki prac zostały opublikowane na łamach pisma "Lancet".
Analizy badaczy sugerują, że w 2010 roku z powodu przenoszonej przez moskity choroby mogło umrzeć 1,24 mln osób. Z kolei Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podaje liczbę 655 tys. zgonów. W obu przypadkach wskazywano na zmniejszenie śmiertelności związanej z malarią. W badaniu sfinansowanym przez Bill and Melinda Gates Foundation wykorzystano nowe dane i nowoczesne modele komputerowe dla zbudowania historycznej bazy danych dotyczącej zapadalności na malarię w latach 1980-2010. Obliczono, że światowa liczba zgonów wzrosła od 995 tys. w 1980 roku do rekordowego 1,82 mln w roku 2004, aby do 2010 roku spaść do poziomu 1,24 mln.
W latach 2007-2010 liczba śmiertelnych przypadków zmniejszała się o 7 proc., głównie w Afryce. W latach 2004-2010 największy spadek ofiar malarii (o 30 proc.) odnotowano w Tanzanii i Zambii.
Wzrost śmiertelności obserwowany do 2004 roku spowodowany był wzrostem liczebności zagrożonej malarią populacji, a spadek związany był ze zwiększeniem skali ochrony przed chorobą, co było możliwe w głównej mierze dzięki środkom finansowym z zagranicy.
Większość zgonów dotyczyła małych dzieci, głównie w Afryce, choć badacze odkryli, że wbrew wcześniejszym szacunkom stosunkowo dużo umierało też dzieci starszych i dorosłych. W sumie w 2010 roku zmarło o 433 tys. więcej dzieci powyżej piątego roku życia oraz osób dorosłych, niż szacowało WHO.
- Uważa się, że dzieci wystawione na ryzyko malarii stają się na nią odporne i rzadko umierają na nią jako dorośli – zauważył prowadzący badanie dr Christopher Murray z University of Washington. – To, czego dowiedzieliśmy się ze szpitalnych archiwów i z innych źródeł, temu przeczy.
Naukowcy uznali, że wytępienie malarii w krótkim okresie nie będzie możliwe. - Oszacowaliśmy jednak, że jeżeli spadek śmiertelności będzie postępował, to po 2020 roku będziemy mieli do czynienia ze 100 tys. zgonów rocznie – podali naukowcy.
Amerykańscy badacze posłużyli się w swoich analizach szeregiem danych, aby lepiej oszacować śmiertelność z powodu malarii. Brali pod uwagę m.in. wskaźniki zakażeń, dostępność opieki medycznej, odporność na leki i stosowanie moskitier – opisuje portal BBC News.
>>>>
Niestety kolejne zle wiesci !
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 16:51, 07 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Nauczyciele z Poznania pomogli Kenijczykom
Dzięki poznańskim nauczycielom szkoła dla dziewcząt w Nyamarimba w Kenii zyskała nową kuchnię i stołówkę. Na ten cel udało się pozyskać grant z MSZ w wysokości 12 tys. euro.
W szkole średniej dla dziewcząt imienia św. Marii w Nyamarimba uczy się 150 osób, placówka zatrudnia ok. 15 osób. Nowy budynek został nazwany imieniem Adama Mickiewicza - to patron VIII Liceum Ogólnokształcącego w Poznaniu, które pomogło w pozyskaniu środków dla afrykańskiej placówki. - Nasza współpraca z kenijską szkołą zaczęła się od mojego kontaktu z dyrektorem tamtejszej placówki. On na nasze zaproszenie odwiedził Polskę, później my pojechaliśmy do Afryki. Zobaczyliśmy obiekt, który działa bez prądu, wody, nauka odbywa się w bardzo trudnych warunkach - powiedział współinicjator przedsięwzięcia Henryk Józefowski, nauczyciel VIII Liceum Ogólnokształcącego im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Jak wyjaśnił, poznańscy nauczyciele wraz z pedagogami z Kenii złożyli wnioski w polskiej ambasadzie w Nairobi, na ich podstawie ambasada wystąpiła do MSZ o pomoc w formie grantu w wysokości 12 tys. euro z Funduszu Małych Grantów.
- Wszystkie te pieniądze zostały w Kenii, bo prace budowlane prowadzili tamtejsi rzemieślnicy, również wszystkie materiały budowlane zostały kupione na miejscu - powiedział Józefowski.
Jak wyjaśnił, w nowo wybudowanym obiekcie odbywają się wszelkie uroczystości szkolne. Stołówka z kuchnią mają też służyć lokalnej społeczności: organizowane są tam np. wesela, pogrzeby, a pozyskane w ten sposób środki zasilają szkolny budżet.
- Chcemy tę szkołę dalej wspomagać, planujemy zorganizowanie zbiórki funduszy na zakup wyposażenia klas, by dziewczęta mogły się uczyć w bardziej ludzkich warunkach. Będziemy się też ubiegać o kolejne granty na rzecz tej szkoły - zapowiedział Józefowski.
Poznańscy nauczyciele myślą też o zaproszeniu młodych Kenijczyków do Polski. W Poznaniu mogliby oni odbyć praktyki m.in. w urzędach lokalnych samorządów.
>>>>
No i brawo . Kazdy moze pomoc . Ale oczywiscie najwiecej pomagaa misjonarze uczac ich moralnosci !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:21, 07 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Arne Perras / Süddeutsche Zeitung
Zgwałcone człowieczeństwo
Gwałt jest jednym z najbardziej odrażających przejawów barbarzyństwa ( Tylko nie barbarzynstwa ! Conan jest super ! To cywilizowani sa najbardziej zwyrodniali .) we współczesnych konfliktach zbrojnych. Coraz częściej ofiarami przemocy seksualnej padają nie tylko kobiety, ale i mężczyźni. Dwóch mieszkańców Konga daje świadectwo doznanej tragedii.
-Jego życie wypełniała muzyka. Mieszkańcy Gomy lubili tańczyć nawet w czasie bratobójczej wojny domowej. Charles Kasereka prowadził małe studio nagraniowe. Nagrywał piosenki artystów ze wschodniego Konga, a potem kopiował na płyty CD. Lubił swoją pracę. Tak wyglądało jego życie. Teraz już nic nie jest takie, jak dawniej. Kasereka, w czarnej czapce rapera spod której wystają dredy, siedzi skulony na krześle ogrodowym ze wzrokiem wbitym w ziemię. Nawet pogodne, kongijskie piosenki nie są w stanie podnieść go na duchu. Kasereka mówi, że przestał dostrzegać piękno ukryte w dźwiękach muzyki.
Dzień, w którym legło w gruzach jego dawne życie, nie różnił się od innych. We wschodnim Kongo szalała wojna domowa, ale ciągle nie brakowało ludzi pragnących weselić się przy jego muzyce. Pamiętnego wieczoru w czerwcu 2006 roku, jak zwykle wrócił z pracy. W domu czekała żona i szóstka dzieci.
Nagle rozległo się głośne walenie do drzwi. Na progu stali żołnierze z armii rządowej. "Jesteś szpiegiem" - oświadczył jeden z mundurowych. Tak rozpoczęła się tragedia, która trwa do dzisiaj.
Kasereka nie potrafi powstrzymać łez, gdy opowiada o tym, co wydarzyło się później. Oprawcy wciąż prześladują go we śnie. Żona nie rozumie, dlaczego mąż rzuca się na łóżku i jęczy przez sen. - Ona o niczym nie wie. Nie może poznać prawdy - stwierdza 32-letni Kongijczyk.
W rzeczywistości Charles Kasereka nazywa się inaczej. Żaden z uczestników popołudniowego spotkania w ogródku piwnym w Kampali nie zgadza się na podanie prawdziwego imienia i nazwiska. Przyszli tu, aby porozmawiać o swym cierpieniu i bólu. Uciekinierzy z Konga łamią tabu, towarzyszące wielu wojnom na kontynencie afrykańskim. W kawiarnianym ogródku spotykają się mężczyźni, zgwałceni przez mężczyzn.
Przemoc seksualna jest groźną i skuteczną bronią, powszechnie stosowaną w konfliktach zbrojnych. Pod tym względem nic się nie zmieniło od stuleci. Zazwyczaj sprawcom chodzi o poniżenie i psychiczne zniszczenie przeciwnika. Coraz więcej organizacji charytatywnych specjalizuje się w fachowej opiece nad ofiarami gwałtów, a międzynarodowe organy wymiaru sprawiedliwości częściej niż kiedykolwiek koncentrują się na ściganiu przestępstw na tle seksualnym. Przeważnie chodzi o kobiety, bo to one najczęściej padają ofiarą gwałtów. Natomiast mężczyźni prawie w ogóle nie pojawiają się w statystykach przemocy seksualnej, jak zauważa amerykańska badaczka Laura Stemple z Uniwersytetu w Los Angeles. Tymczasem badania przeprowadzone w Kongo i Liberii dowodzą, że seksualne barbarzyństwo dokonywane na mężczyznach było powszechną praktyką, stosowaną przez obydwie strony konfliktu.
- Ludzie myślą stereotypami - stwierdza prawniczka. W świadomości społecznej przyjęło się, że ofiarami wojny są wyłącznie kobiety jako słabsze z natury. Mężczyźni uchodzą za silnych i agresywnych, co automatycznie klasyfikuje ich do roli oprawców. Mężczyźna w roli ofiary nie mieści się w powyższym schemacie. Laura Stemple podaje za przykład Rezolucję Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1325 z 2000 roku, która wprawdzie wzywa do lepszej ochrony kobiet w regionach konfliktów zbrojnych, ale nie wspomina jednym słowem o przemocy seksualnej wobec mężczyzn.
Pewnie dlatego opinia publiczna niezwykle rzadko dowiaduje się o dramatach takich mężczyzn jak Charles Kasereka. Po aresztowaniu przez żołnierzy armii rządowej zamknięto go w areszcie pod zarzutem rzekomego szpiegostwa na rzecz rebeliantów. Żona Kasereka pochodziła z plemienia Tutsi, podobnie jak bojownicy generała Laurenta Nkundy, walczącego z siłami rządowymi. Kasereka przekonywał, że nie ma nic wspólnego z wojną. Muzyka była jego całym światem. Interesowała go tylko rodzina i nagrywanie kolejnych piosenek.
Żołnierze nie uwierzyli zapewnieniom Kasereka i zamknęli go w ciasnej celi razem z innymi podejrzanymi. W dniu 19 czerwca Charlesa wyprowadzono z celi i zaciągnięto do odosobnionego pomieszczenia. Strażnik kazał mu się rozebrać, założył pętle na przegubach dłoni, a sznur przymocował do przeciwległych ścian. Potem kazał uklęknąć i pochylić głowę. Najpierw Charlesa zgwałcił pierwszy żołnierz. Jeszcze nigdy nie przeżył tak silnego bólu.
Po pierwszym oprawcy, przyszedł drugi, potem trzeci. Przy czwartym Charles stracił przytomność, ale w kolejce czekali następni. Później wielokrotnie zabierano go do pokoju, związywano ręce, powalano na kolana.
Ofiarą kongijskiej wojny domowej jest także Gabriel Ngabu. Nie dostał się w łapy rozbestwionych żołnierzy armii rządowej, lecz rebeliantów. Uzbrojeni żołdacy zaciągnęli elektronika do pobliskiego lasu i przywiązali do drzewa, podobnie jak pięciu innych mężczyzn. Ngabu nerwowo opowiada, że oddziałem dowodził "potężny facet z opasłym brzuchem". Ngabu wyrzuca z siebie słowa zdyszanym głosem, jakby brakowało mu tchu. Komendant oddziału rozkazał rozwiązać jeńców. Ngabu musiał zdjąć ubranie i uklęknąć "jak muzułmanin". W pierwszej chwili nie miał pojęcia, co zamierzają jego prześladowcy. Zrozumiał, gdy zaszli go od tyłu. Najpierw elektronika zgwałcił jeden żołnierz, po nim było jeszcze pięciu.
Okaleczeni jeńcy cierpieli katusze. Jeden zmarł pierwszego dnia. Gabriel bardzo krwawił, nie mógł chodzić o własnych siłach tylko czołgał się jak zwierzę. Żołnierze gwałcili go przez dziewięć dni z rzędu. Pewnego dnia wysłali do lasu po drewno na opał. Wtedy Ngabu udało się uciec.
Po jakimś czasie elektronik i producent muzyczny wyemigrowali do Kampali, stolicy Ugandy. Tu znaleźli pomoc w ramach programu Refugee Law Project realizowanego na Uniwersytecie Makerere. To jeden z nielicznych projektów, badających skalę przemocy seksualnej na mężczyznach i udzielających ofiarom fachowej opieki. Naukowcy przeanalizowali raporty ponad 4 tysięcy organizacji pozarządowych, zajmujących się zjawiskiem przemocy seksualnej. Zaledwie 3 procent organizacji wymieniało mężczyzn jako ofiary seksualnego barbarzyństwa.
Według Laury Stemple to alarmujące zjawisko, ponieważ coraz częściej ofiarami gwałtów stają się mężczyźni, jak dowodzą informacje z regionów dotkniętych konfliktami zbrojnymi i czystkami etnicznymi - byłej Jugosławii, Sri Lanki, Salwadoru i Chile. Wprawdzie kobiety zdecydowanie przodują w statystykach ofiar gwałtów, ale Laura Temple dowodzi, że mężczyźni tworzą "pokaźną mniejszość" wśród wszystkich ofiar. Na podstawie badań historycznych Amerykanka stwierdziła, że od niepamiętnych czasów mężczyźni padali ofiarami przemocy seksualnej. Fizyczne pohańbienie przeciwnika stosowano w starożytnej Grecji, Persji, a także w okresie wypraw krzyżowych.
Ugandyjka Salome Atim opiekowała się w Kampali wieloma mężczyznami, którzy padli ofiarą gwałtów. Najczęściej są to uchodźcy wojenni albo byli więźniowie polityczni z państw rządzonych przez autorytarne reżimy. Musi upłynąć dużo czasu, nim ofiary będą w stanie opowiedzieć o doznanych cierpieniach. - Najczęściej podczas pierwszego spotkania mężczyźni zasłaniają się silnym bólem głowy - opowiada Salome Atim. Czasami mijają tygodnie albo nawet miesiące nim przełamią palący wstyd. - W afrykańskiej kulturze mężczyzna musi być silny, bo spoczywa na nim obowiązek utrzymania rodziny - wyjaśnia Ugandyjka. Sytuację ofiar dodatkowo komplikuje lęk przed społecznym wykluczeniem i piętnem homoseksualisty. W wielu krajach afrykańskich obowiązuje drakońskie prawo karzące śmiercią lub dożywociem za homoseksualne stosunki. Nagonka na gejów jeszcze bardziej pogłębia lęk i samotność ofiar. Niektórzy mężczyźni nie mają odwagi pojechać do szpitala mimo ciężkich obrażeń wewnętrznych.
Gabriel Ngabu, tyczkowaty facet o głęboko osadzonych oczach do dzisiaj jest bezradny w obliczu tragedii. - Dlaczego mi to zrobili? Może dowódca był czarownikiem i dokonał na mnie rytualnego gwałtu, aby zdobyć siły do dalszej walki? - zastanawia się. Ngabu nie potrafi doszukać się innej, logicznej przyczyny. - Przecież nie uczyniłem rebeliantom nic złego - stwierdza bezradnie.
Charles Kasereka cicho mówi: – Nie wiem, czy jestem jeszcze mężczyzną. Od czasu gwałtu unika zbliżenia z żoną i jego małżeństwo przeżywa głęboki kryzys. Praktycznie ich związek jest bliski rozpadu. Może dzieje się tak dlatego, bo Charles nie jest w stanie pracować i zarabiać na utrzymanie rodziny. - Coś się we mnie wypaliło, nie potrafię dojść do siebie - przyznaje. Cały dom jest na głowie żony. Sama w obcym kraju może mówić o szczęściu, jeżeli zdoła zarobić trochę pieniędzy, aby wykarmić gromadkę dzieci. Gwałt pozostawia po sobie nie tylko głębokie urazy psychiczne, ale także ciężkie okaleczenia wymagające interwencji chirurgicznej. Tak jest w przypadku Gabriela Ngabu. Od trzech lat dokuczają mu silne krwotoki, ma trudności z siedzeniem. Unika kontaktów z otoczeniem. Jak ma iść między ludzi, gdy w każdej chwili może zacząć krwawić? Kongijczyk nie ma odwagi odwiedzić chirurga współpracującego z Refugee-Law-Projekt. - Jeszcze nie jestem gotowy. Ciągle się boję - tłumaczy Gabriel Ngabu.
>>>>>
Niestety w Afryce panuje zwyrodnialstwo . Ale wszak jak bylo niedys w Europie ??? Oni sa czesto na poziomie Wandalow czy Hunow . To ze maja kalasze i komorki nie zmienia ich wnetrza !
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:18, 08 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Wybuch w stolicy Somali
Eksplozja w pobliżu hotelu w stolicy Somalii, Mogadiszu, w którym często zbierają się somalijscy parlamentarzyści, zabiła co najmniej dziewięć osób.
Według policji prawdopodobnie był to zamach samobójczy z użyciem samochodu wypełnionego materiałami wybuchowymi. - Dotychczas wydobyliśmy zwłoki dziewięciu cywilów. Jest też 34 rannych. Na razie nie stwierdziliśmy ofiar wśród parlamentarzystów. Liczba zabitych może wzrosnąć - powiedział agencji Reutera funkcjonariusz policji Hassan Ali.
>>>>
I znowu ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:52, 09 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Dramat biednych kobiet. Miały masować stopy
Policjanci z Angoli i Chin zniszczyli ogromny krąg prostytucji. Biedne kobiety były zwabiane z Chin do Afryki obietnicą pokrycia kosztów przelotu; miały one pracować tam jako masażystki stóp.
Kobiety, zaraz po przybyciu do Angoli, były zmuszane do prostytucji, a ich "opiekunowie" zabierali im paszporty. – Szybko zorientowałyśmy się, że nas oszukano. Lokalna policja nie była w stanie nam pomóc, nie miałyśmy także pieniędzy na powrót do domu. Byłyśmy wyczerpany i zdesperowane – mówi Li Jie, jedna z ofiar kręgu prostytucji. Policjanci, jak dotąd, aresztowali 11 Angolańczyków i pięciu Chińczyków. Według ONZ, Chiny są zarówno źródłem, jak i celem przemytu ludzi. Inne tego typu kraje to Tajlandia i Malezja. Przemyt ludzi stał się dochodowym biznesem. Według szacunków, osiągnął on astronomiczną wartość 50 miliardów dolarów. Na całym świecie współczesnych niewolników jest już ponad 20 milionów.
>>>>
Widzimy tutaj jak pekinczycy wykorzystuja Afryke!!! Ostrzegam te kraje!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:39, 10 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Fiona Hamilton / The Times
Podobno był czarownikiem
Nastolatek został zamęczony i pobity na śmierć podczas napaści o “nieopisanej brutalności i bestialstwie” ze strony swojej starszej siostry i jej partnera. Oprawcy byli przekonani, że chłopak praktykuje czarną magię – wynika z zeznań złożonych w sądzie.
Podczas wizyty u swej brytyjsko-kongijskiej rodziny we wschodnim Londynie w czasie Bożego Narodzenia 2010 roku 15-letni Kristy Bamu był bity przez cztery dni i wymuszono na nim przyznanie się do bycia czarownikiem. Przed sądem karnym Anglii i Walii zaznano, że siostra nastolatka, Magalie Bamu i jej partner Eric Bikubi – oboje w wieku 28 lat – użyli takich narzędzi jak połamane kafle podłogowe, obcążki, młotek, dłuto i metalowy pręt. Zadali chłopcu 101 ran, powodując taki ból, że błagał o śmierć. Kristy’ego znaleziono w Boże Narodzenie utopionego w wannie, w mieszkaniu w Forest Gate, dziewięć dni po tym, jak przyjechał z Paryża na wakacje wraz z czworgiem swego rodzeństwa. Według prokuratury Bamu i Bikubi byli przekonani, że rodzeństwo próbuje przy pomocy czarnej magii wpłynąć na inne dziecko mieszkające w tym samym domu. Zaatakowali także dwie siostry Kristy’ego i zmusili je, by przyłączyły się do torturowania brata.
Brian Alman z prokuratury powiedział: – Dzieci nie miały innego wyjścia jak zrobić to, co im kazano, bo inaczej im samym groziła taka sama przemoc.
Oboje podsądnych urodziło się w Demokratycznej Republice Konga, gdzie – jak poinformowano sędziów – wiara w kindoki, czyli czarną magię, jest powszechna.
Altman powiedział, ż Kristy przyjechał do Wielkiej Brytanii 16 grudnia ze swoim bratem Yvesem, który miał wtedy 22 lata, 20-letnią siostrą Kelly oraz młodszą siostrą i bratem. Pierwsze trzy dni spędzili bez komplikacji, ale potem Bikubi, którzy przyznaje się do wiary w czarną magię, nabrał przekonania, że Kristy i jego rodzeństwo zostali opętani przez złe duchy i wywierają zły wpływ na dziecko mieszkające w tym samym domu.
Początkowo zmuszał rodzeństwo do głodówki, modlitwy i śpiewu przez całą noc, ale wkrótce stał się brutalny. Kelly powiedziała policji, że zmusił ją, by uderzyła Kristy’ego. – Kiedy Bikubi zobaczył, że tylko udaje, iż bije młodszego brata, wepchnął jej do ust żarówkę, złapał za gardło i przyłożył nóż do klatki piersiowej – zrelacjonował Altman.
Bikubi do bicia Kristy’ego zmuszał także Yvesa. Bicie trwało godzinami. Patolodzy stwierdzili, że głowa, twarz, plecy i ramiona Kristy’ego były pokryte głębokimi ranami ciętymi i siniakami. Brakowało mu także kilku zębów.
Według prokuratury Bamu “dobrowolnie” przejęła stosowanie przemocy, gdy Bikubi się zmęczył. – Mimo że rodzeństwo zaprzeczało, by byli czarownikami, Magalie Bamu zaczęła powtarzać za swoim chłopakiem jego wymysły i uczestniczyć w przemocy – powiedział Altman.
Niekiedy dzieciom pozwalano zadzwonić do rodziców, Pierre’a i Jacqueline Bamu we Francji. W sam dzień Bożego Narodzenia 45 razy zadzwoniły do matki na komórkę i telefon stacjonarny w Paryżu. Kiedy Kristy zaczął tego dnia błagać ojca o pomoc i mówić: “Wujek Eric mnie zabije”, rodzice natychmiast polecieli do Londynu, ale było już za późno.
Gdy rany Kristy’ego były już bardzo poważne, zaczął błagać, by pozwolono mu umrzeć. Wtedy został wsadzony do wanny. Bikubi puścił wodę, ale nastolatek miał zbyt poważne obrażenia, by utrzymać głowę nad wodą. Niewykluczone też, że był nieprzytomny – stwierdził Altman. Jak dodał, Bikubi kazał Yvesowi, Kelly i ich młodszemu rodzeństwu wejść do wanny i polał ich zimną wodą. – Kiedy Kristy umierał, Bikubi wsadził Yvesa, Kelly i dwoje pozostałych dzieci do wanny razem z bratem i wszystkich polał z prysznica zimną wodą.
Altman mówi, że Bamu w końcu wezwała sanitariuszy, którzy zastali Bikubiego w łazience przy próbie reanimacji chłopca, który zmarł około północy. Pozostałe dzieci znajdowały się wtedy w salonie. – Były w histerii, przerażone i przemoczone do suchej nitki – relacjonuje. – Zaledwie 20 minut przed śmiercią Kristy’ego do mieszkania przyszedł hydraulik z powodu skarg sąsiadów na przeciekającą przez podłogę wodę. Bikubi, który zamieszkał w Wielkiej Brytanii w 1991 roku, przyznał się do nieumyślnego zadania śmierci w stanie ograniczonej poczytalności oraz do dwóch napaści skutkujących obrażeniami ciała przeciwko Kelly i jej młodszej siostrze. Bamu, która przeniosła się do Wielkiej Brytanii w 1996 roku, nie przyznaje się do zabójstwa i dwóch napaści. Proces trwa.
>>>>
Kolejny opis obledu i opetania demonicznego pokazujacy jak potrzebni sa misjonarze aby wyswobadzac pogan z niewoli demona ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:22, 11 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Libia: zatonęła łódź z somalijskimi emigrantami, 15 ofiar
Piętnastu somalijskich emigrantów zginęło, a 40 innych jest zaginionych po zatonięciu w tym tygodniu łodzi u wybrzeży libijskiego portu Misrata - poinformował ambasador Somalii w Trypolisie Abdelghami Wais.
- U wybrzeży Misraty wyłowiono ciała 15 ofiar; wśród nich jest dziecko i 12 kobiet. Pozostali są zaginieni - dodał dyplomata. W sobotę w Misracie odbyły się pogrzeby ofiar, których ciała wyłowiono w środę.
Według ambasadora, na pokładzie łodzi znajdowało się 55 nielegalnych emigrantów, którzy chcieli dostać się do Europy.
Na początku tego tygodnia szef libijskiego MSZ zwracał uwagę na "ogromne problemy" jego kraju w związku z napływem tysięcy nielegalnych imigrantów.
>>>>
Niestety znow dramat uchodzcow ...
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:54, 13 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Polskie MSZ potępia ataki przeciw chrześcijanom
Ministerstwo Spraw Zagranicznych wyraziło głębokie zaniepokojenie eskalacją przemocy w Nigerii. "Potępiamy ataki bombowe oraz starcia między grupami etnicznymi i religijnymi, do których doszło w ostatnich tygodniach" - napisał w oświadczeniu rzecznik resortu.
Fot. Reuters
"Ministerstwo Spraw Zagranicznych ponownie wyraża głębokie zaniepokojenie eskalacją przemocy w Federalnej Republice Nigerii. Szczerze ubolewamy z powodu rosnącej liczby ofiar ataków terrorystycznych. Tego rodzaju zachowania zasługują na stanowcze potępienie całej społeczności międzynarodowej" - czytamy w oświadczeniu rzecznika MSZ Marcina Bosackiego. "Potępiamy ataki bombowe oraz starcia między grupami etnicznymi i religijnymi, do których doszło w ciągu ostatnich tygodni" - podkreślił rzecznik.
"Wzywamy do natychmiastowego powstrzymania się od aktów przemocy i powrotu do pokojowego współżycia wyznawców różnych religii. Apelujemy do władz FRN o zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim mieszkańcom, bez względu na ich wyznanie i przynależność etniczną" - dodał.
Zdaniem MSZ "wielokulturowa i wielowyznaniowa Federalna Republika powinna stanowić przykład wszechstronnego i pokojowego dialogu społecznego, aktywnie wspieranego przez władze centralne i lokalne".
Naznaczeni krzyżem – czytaj w serwisie Religia.onet
Od kilku tygodni w Nigerii narasta konflikt między chrześcijanami a muzułmanami.
31 grudnia po zamieszkach i antychrześcijańskich atakach prezydent Jonathan wprowadził stan wyjątkowy w środkowych i północno-wschodnich regionach kraju, w których aktywna jest muzułmańska sekta Boko Haram odpowiedzialna za liczne mordy i ataki na kościoły chrześcijańskie.
W sobotę wprowadzono też godzinę policyjną w stanie Adamawa, na wschodzie kraju. Atakowani chrześcijanie zapowiedzieli, że zaczną bronić się sami, przeciw dżihadystom z Boko Haram, odpowiedzialnej za śmierć co najmniej 510 osób w minionym roku.
Z kolei w poniedziałek we wszystkich głównych miastach Nigerii rozpoczął się bezterminowy strajk generalny, który zapowiedziano po zniesieniu rządowych subwencji na paliwa, które spowodowały gwałtowny wzrost ich cen.
>>>>
No to sie wysilili chcac zmyc pietno zdrady . Wypad to odnotowac ...
[b][color=blue]- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:32, 14 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Amerykanie kolejny raz uratowali Irańczyków
Amerykańska marynarka wojenna uratowała dzisiaj sześciu Irańczyków, których statek uległ awarii w Zatoce Perskiej - poinformował Pentagon. Kilka dni wcześniej marynarze USA uwolnili z rąk somalijskich piratów 13 irańskich marynarzy.
Co najmniej jeden Irańczyk z uszkodzonego statku jest poparzony z powodu pożaru, który wybuchł na pokładzie jednostki. Ranny jest pod opieką amerykańskiej marynarki - podał rzecznik Pentagonu George Little. W czwartek amerykański niszczyciel USS Kid, jeden z okrętów wojennych eskortujących lotniskowiec USS John C. Stennis uratował 13 Irańczyków porwanych przez somalijskich piratów na Morzu Arabskim.
Amerykanie uwolnili Irańczyków z rąk piratów
W sobotę Iran uznał, że uwolnienie irańskich marynarzy przez amerykańską marynarkę wojenną było "pozytywnym humanitarnym gestem".
Pentagon nie podał dodatkowych szczegółów w sprawie akcji ratunkowej.
>>>>
I przypominamy to akcje aby przypomniec o Somalii ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:04, 15 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Mordy chrześcijan, wysadzają kościoły - zagrożenie rośnie
Nigeria pojawiła się na czołówkach gazet po antychrześcijańskich atakach w czasie Bożego Narodzenia. Zamachy na kościoły potępił papież Benedykt XVI. Ale to nie jedyne problemy tego kraju. Ostatnio w Nigerii, która jest największym eksporterem ropy na kontynencie, znów doszło do starć. Ich powodem nie była religia, ale... podwyżki cen paliw. Kolejny raz polała się krew. Sytuację w tym afrykańskim państwie analizuje dla Wirtualnej Polski Michał Staniul.
Obecnie w Nigerii liczą się właściwie tylko dwa tematy.
O pierwszym, czyli islamskiej sekcie Boko Haram i zamachach na chrześcijan, do których ostatnio niemal codziennie dochodzi, mówią media na całym świecie.
O drugim - pokojowych protestach, podczas których wyznawcy Chrystusa i muzułmanie ramię w ramię blokują najważniejsze miasta kraju, i który nazwano już nigeryjskim Ruchem Oburzonych - raczej na zewnątrz się nie wspomina.
Zobacz zdjęcia: Tam paliwo tak zdrożało, że ludzie wyszli na ulice
W rezultacie otrzymujemy obraz kraju pogrążonego w fanatyzmie i nienawiści. Kraju, w którym życie toczy się tylko i wyłącznie wokół wojny światów i religii; państwa, w którym nic innego się nie liczy. A prawda jest znacznie bardziej złożona.
Walka o stacje benzynowe
O tym, że w Nigerii wybuchną demonstracje, wiadomo było już od kilku tygodni. Na początku grudnia prezydent Goodluck Jonathan ogłosił plan budżetu na 2012 rok. Znalazło się w nim coś, co uderzyło Nigeryjczyków jak piorun: rezygnacja z subwencji na paliwo.
W przeszłości próbowano zrobić to kilka razy. Efekt zawsze był taki sam - obywatele wychodzili na ulice, związkowcy ogłaszali strajk, przemysł stawał, a rząd wycofywał się z pomysłu. Ekonomiści od dawna upierali się jednak, że tak dłużej być nie może: paliwowe subsydia, które utrzymywały cenę litra benzyny na poziomie 0,4 dol. (1,4 zł!), kosztowały państwo w zeszłym roku 8 mld dolarów. Eksperci od makroekonomii zgodnie twierdzili, że lepiej przeznaczyć te pieniądze na rozwój infrastruktury, bo ta jest, delikatnie rzecz ujmując, słaba.
Niestety, dla przeciętnego mieszkańca Nigerii kwestia ta wygląda zupełnie inaczej. 40 centów za litr to niewiele w porównaniu ze światowymi standardami, ale ogromna większość ze 160 mln Nigeryjczyków żyje za mniej niż dwa dolary dziennie. Paliwa potrzebują nie tylko do napędzania samochodów, lecz też domowych generatorów, gdyż przerwy w dostawach prądu to w Nigerii codzienność. Nawet najmniejsza podwyżka ceny benzyny oznacza wzrost kosztów transportu do pracy, żywności i niemal wszystkich usług. Tymczasem wycofanie subwencji ("noworoczny prezent Jonathana dla rodaków", jak często się szydzi) podniosło opłaty na stacjach ponad dwukrotnie. Dla napiętych domowych budżetów to krytyczny cios.
A teraz zagadka: dlaczego Nigeria, będąc największym eksporterem ropy w Afryce, ma problem z dostarczeniem taniego paliwa obywatelom? Odpowiedź może zaskoczyć: otóż Nigeryjczycy niemal każdy litr benzyny i oleju napędowego muszą... sprowadzać po kosztach z zagranicy. W państwie funkcjonują zaledwie trzy zapuszczone rafinerie. W żaden sposób nie mogą zaspokoić krajowego zapotrzebowania na przetworzoną ropę. Dla Nigeryjczyków jest to kolejny - setny, a może i tysięczny - przykład na nieudolność ich polityków.
Jednocząca bieda
Na początku rząd podszedł do protestujących dosyć pobłażliwie. Nigeria uchodzi za jeden z najbardziej podzielonych krajów świata - żyje tam 250 grup etnicznych mówiących 300 językami i wyznających najróżniejsze religie. Ostatnie zamachy na kościoły i chrześcijan oraz ataki odwetowe na muzułmanach jeszcze bardziej pogłębiają istniejące różnice. Władze zakładały więc, że Nigeryjczycy nie będą w stanie jednomyślnie sprzeciwić się zmianom. Ale się pomyliły.
Już w ciągu pierwszych dni demonstranci zablokowali największe miasta, tak na północy, jak i południu. Działali podobnie do buntowników z Tunezji i Egiptu - przy pomocy telefonów i internetu błyskawicznie informowali się o wydarzeniach "na froncie", ustalali miejsca zbiórek i metody działania. W sieci szybko zaczęły krążyć rozmaite poradniki dotyczące zachowywania się podczas manifestacji i przetrwania w sparaliżowanych dzielnicach. Wszystkie wzywają do tego, by nie używać przemocy. Jak na razie się udaje - ofiary, w tym kilka śmiertelnych, są efektem nadgorliwości służb bezpieczeństwa. Nigeryjczycy w charakterystycznym dla siebie stylu ironizują, że rząd zaczął rywalizować z Boko Haram w konkurencji pt. "kto zabije więcej niewinnych cywilów?".
Nigeryjscy internauci dużo uwagi poświęcają jedności, która wytwarza się między uczestnikami protestów. W wielu miejscach modlących się muzułmanów własnymi ciałami osłaniali ich sąsiedzi chrześcijanie - i na odwrót. Różnice religijne okazują się słabsze od poczucia wspólnej krzywdy. W poniedziałek do rozgniewanych Nigeryjczyków przyłączyły się związki zawodowe, które ogłosiły strajk generalny. Z wiadomości dostępnych w momencie pisania tekstu wynika, że zamknięto wiele banków, sklepów, a nawet lotnisk. Autobusy i koleje miejskie stoją. Zamieszczane w internecie zdjęcia i filmy ukazują puste ulice gigantycznego Lagos - miasta, które na co dzień oplatają wielokilometrowe kolejki samochodów.
To, co zaczęło się jako bunt przeciwko wycofaniu subwencji na paliwo, stopniowo zamienia w manifestację rozpaczy wywołanej fatalną sytuacją w kraju. Prezes Banku Centralnego Nigerii stwierdził w weekend, że: kierowanie państwem to nie konkurs popularności. Jeśli pewne reformy są korzystne dla obywateli, to trzeba je wprowadzić - nawet gdy początkowo mogą sprawić im nieco problemów. Nigeryjski pisarz Sola Odunfa odpowiada mu na łamach serwisu BBC: - Pytam, ile trudności Nigeryjczycy mają jeszcze znosić, gdy brakuje prądu, wody pitnej, bezpieczeństwa, dróg, pracy, szpitali, dobrych szkół publicznych, a ceny żywności rosną prawie codziennie?
By załagodzić nastroje prezydent Jonathan ogłosił, że obetnie o jedną czwartą pensje pracowników przerośniętej administracji. Protestujący chcą jednak głębszych zmian. Kto ustąpi pierwszy?
Trucizna
W normalnych warunkach pozycja rządu byłaby w tej wojnie nerwów korzystniejsza - po kilku dniach strajków demonstranci zaczęliby odczuwać jego finansowy ciężar i zmęczenia, a część powoli wycofywałaby się do domów. Ale tym razem Jonathan może nie mieć czasu na czekanie. Nie w momencie, gdy w innych częściach kraju płoną kościoły i płynie krew.
Boko Haram powstała w 2002 roku jako niewielka sekta radykalnych muzułmanów skupionych wokół młodego kaznodziei, Mohammeda Yusufa. Chociaż otwarcie domagała się wprowadzenia szariatu w całej Nigerii i sprzeciwiała demokracji, przez lata nie traktowano jej poważnie. W 2009 roku członkowie organizacji zaatakowali kilka posterunków policji. Służby bezpieczeństwa odpowiedziały dokonując istnej masakry - zabiły około 800 ludzi (rzekomo samych islamistów), w tym Yusufa.
Po roku ciszy Boko Haram dała o sobie ponownie znać, odbijając z więzienia kilkuset kompanów i przeprowadzając zamachy na restauracje, banki, komisariaty oraz nieprzychylnych polityków i duchownych, w tym muzułmanów. Działalność ekstremistów szczególnie nasiliła się po wyborach, które w kwietniu 2011 roku wygrał Jonathan Goodluck, chrześcijanin z południa kraju. Jego zwycięstwo wywołało wiele gniewu na w większości muzułmańskiej północy Nigerii. Ataki Boko Haram stawały się zuchwalsze i bardziej niszczycielskie. W połowie roku potrafili uderzyć na komendę główną policji i siedzibę ONZ w Abudży, stolicy kraju.
Nic jednak nie mogło przygotować Nigeryjczyków na to, co dzieje się od kilku tygodni. W Boże Narodzenie fanatycy wysadzili kilka kościołów w trzech stanach.
Zobacz zdjęcia: Zamordowali ich w święta
Od tego czasu właściwie codziennie zabijają chrześcijan żyjących na północy kraju. Tylko w miniony weekend zamordowali co najmniej 30 osób. W południowej Delcie Nigru doszło do już do ataków odwetowych, a ktoś wrzucił granat do szkoły, w której paroletnie dzieci uczyły się języka arabskiego. Niewiele pomaga wprowadzony przez rząd stan wyjątkowych w czterech regionach i wojsko na ulicach.
Do tej pory Boko Haram uważano za grupę zimnokrwistych morderców, których napędza nienawiść i gniew wywołany powszechną nędzą. Ale ostatnie wydarzenia podsuwają też inne wnioski. Prędkość, z jaką organizacja przemieniła się z małej sekty obecnej w dwóch zabiedzonych stanach w hydrę, która potrafi zaatakować jednocześnie kilka oddalonych od siebie o setki kilometrów miejsc jest zastanawiająca. Coraz więcej dowodów świadczy o tym, że czasami inne grupy podszywają się pod organizację założoną przez Yusufa i korzystają z chaosu. W listopadzie służby bezpieczeństwa odkryły, że cztery największe mafijne syndykaty wysyłają pogróżki podpisując się jako Boko Haram. Co ciekawe, tylko jeden z nich kierowany jest przez muzułmanów. Dwa tygodnie temu w Delcie Nigru złapano chrześcijanina, który w tradycyjnym islamskim stroju próbował podpalić kościół. Religijny terroryzm to wygodna przykrywka dla złych intencji.
W kwietniu wielu polityków, zwłaszcza z północy kraju, poprzysięgło Jonathanowi, że nie dotrwa jako prezydent do końca kadencji. "Szczęściarz" pochodzi z Delty Nigru, która od lat nie miała swojego człowieka na szczytach władzy. Wskakując na fotel głowy państwa Jonathan wepchnął się tam, gdzie część elit go nie chciała. Elit, które nie mogłoby sobie wyobrazić lepszego "prezentu" dla zapracowanego lidera niż Boko Haram - czymkolwiek dzisiaj jest. Sam prezydent przyznał w niedzielę, że "terroryści mają swoich zwolenników w rządzie i służbach bezpieczeństwa".
Masowe strajki i nieprzerwane zamachy - sytuacja Jonathana jest nie do pozazdroszczenia. Nie poradzi sobie z tymi dwoma problemami na raz. Z tajemniczymi napastnikami na pewno się nie dogada. Z demonstrantami - cały czas jeszcze może. A innej drogi już chyba nie ma.
Michał Staniul,
>>>>>
Przypominam sytuacje Nigerii ...
(fot. AFP / Pius Utomi Ekpei)
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:24, 16 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Nigeria: zbiegł podejrzany o zabicie chrześcjan
Nigeryjska policja przyznała dzisiaj, że główny podejrzany w sprawie zamachu na świątynię chrześcijańską w Boże Narodzenie zdołał uciec w ciągu 24 godzin od zatrzymania.
25 grudnia w kościele katolickim pw. św. Teresy na peryferiach Abudży eksplodował ładunek wybuchowy, zabijając 37 osób i raniąc 57. Do ataku przyznała się radykalna organizacja islamska Boko Haram. We wtorek policja aresztowała głównego podejrzanego w tej sprawie. Jednak gdy radiowóz przewoził go do domu, by tam w obecności mężczyzny przeszukać jego lokum, samochód stanął w płomieniach.
- Policjanci eskortujący podejrzanego zostali zaatakowani, najprawdopodobniej przez członków gangu. (W powstałym chaosie) mężczyzna zbiegł - powiedział rzecznik policji Olusola Amore. - Oceniamy ten incydent jako poważne zaniedbanie ze strony (odpowiedzialnego za sprawę) komisarza policji, który został przesłuchany i zawieszony w wykonywaniu obowiązków - dodał.
Organizacja Boko Haram, której nazwę tłumaczy się jako "zachodnia edukacja to świętokradztwo", bywa określana jako sekta. Brutalnymi metodami, uciekając się do mordów i zamachów, walczy ona o wprowadzenie szariatu we wszystkich 36 stanach Nigerii (szariat obowiązuje w północnych stanach, gdzie mieszka znacznie więcej muzułmanów). Działalność Boko Haram budzi obawy, że organizacja ta dąży do wzniecenia konfliktu między muzułmańską północą i chrześcijańskim południem - pisze Reuters.
>>>>
I znowu . Chyba ma umocowanych wyzej protektorow ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:21, 17 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Save the Children: pół miliarda dzieci cierpi z powodu niedożywienia
Nawet pół miliarda dzieci przez najbliższe 15 lat może cierpieć na fizyczny i psychiczny niedorozwój, ponieważ nie dostają wystarczającej ilości jedzenia - podaje BBC News za raportem charytatywnej organizacji Save the Children. - Problem ukrytego głodu zabija po chichu - mówi Assumpta Ndumi, dietetyk, który współpracuje z Save the Children w Kenii.
fot. AFP Raport podaje, że jest jeszcze dużo do zrobienia, aby zmniejszyć zjawisko niedożywienia w najbiedniejszych krajach. Organizacja twierdzi, że wiele rodzin nie stać na mięso, mleko czy warzywa. Badaniem objęto rodziny z Indii, Bangladeszu, Peru, Pakistanu i Nigerii, gdzie jak twierdzi międzynarodowa agencja sondażowa Globescan, znajduje się połowa z całej populacji niedożywionych dzieci. Jeden na sześciu rodziców twierdzi, że ich dzieci porzucają szkołę, aby pomóc im pracować na jedzenie. Jedna trzecia badanych rodziców twierdzi, że ich dzieci skarżą się na brak odpowiedniej ilości jedzenia.
Organizacja Save the Children twierdzi, że ten rekordowy pod względem cen żywności rok znacznie zwiększył niedożywienie wśród dzieci, co może wpłynąć na postęp w redukcji zgonów dzieci. – Świat zrobił olbrzymi postęp, jeśli chodzi o śmiertelność dzieci, jednak może się to zatrzymać, jeśli nie uda nam się rozwiązać problemu niedożywienia – mówi dyrektor organizacji, Justin Forsyth.
Według raportu, niedożywienie jest przyczyną śmierci 2,6 mln dzieci każdego roku. Assumpta Ndumi, dietetyk, który współpracuje z Save the Children w Kenii, powiedział BBC, że kolejne susze powodują tam efekt równi pochyłej. – Kiedy przychodzi następna powódź i środki do życia zostają zniszczone, wykarmienie dzieci staje się bardzo trudnym zadaniem.– Mleko jest bardzo ważne dla rodzin w północno– wschodniej Kenii, więc gdy tracą dobytek, są praktycznie pozbawieni dostępu do źródeł białka. Musimy zająć się problemem ukrytego głodu, ponieważ zabija on po cichu – dodaje.
Według FAO (Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa) ceny jedzenia wzrosły gwałtownie w pierwszej połowie zeszłego roku, po tym jak niesprzyjająca pogoda zniszczyła zbiory w największych krajów eksportujących żywność w 2010 roku.
FAO podaje, że indeks cen żywności wzrósł w ubiegłym miesiącu po raz pierwszy od lipca 2011 roku, ale nadal jest o 7 proc. niższy niż w styczniu 2011 roku.
>>>>
Niestety jest to glownie Afryka . Trzeba podniesc tamtejsza gospodarke !!!
- Ci przyodziani w białe szaty kim są i skąd przybyli ?
- To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty i we krwi Baranka je wybielili .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:19, 17 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Arne Perras,Nicolas Richter / Sddeutsche Zeitung
Szlakiem ”krwawych diamentów”
Od wielu lat społeczność międzynarodowa stara się ukrócić handel "krwawymi diamentami". Z chwilą, gdy kamienie zostaną oszlifowane, trudno odkryć mroczną tajemnicę ich pochodzenia. Czy nabywcy kosztownych błyskotek zdają sobie sprawę, że finansują brutalne rządy dyktatorów pokroju Roberta Mugabe? Oto relacja z podróży szlakiem brudnych diamentów.
Elegancka para schodzi po szerokich schodach wprost w objęcia nowojorskiej zimy. Nieznajoma, ubrana w zwiewną suknię kroczy z gracją wśród wirujących płatków śniegu, otoczona opiekuńczym ramieniem partnera. Na szyi kobiety błyszczy diamentowa kolia, rzucając iskry w mrok nocy. W takich filmach, jak ten jubilerzy reklamują szlachetne kamienie. Diamenty są głównymi bohaterami spotów reklamowych. Zawsze wcielają się w identyczną rolę: symbolizują uczucie łączące zakochanych i dają świadectwo dozgonnej miłości. Kamienie milczą na temat swej przeszłości. Czy posiadacze brylantów wiedzą skąd pochodzą drogocenne błyskotki i ile zła wyrządziły?
Niektóre tajemnice diament zdradza pod lupą. Dopiero w dziesięciokrotnym powiększeniu widać mikroskopijne zanieczyszczenia i pęknięcia. (...) Czystość struktury diamentów zakłócają różne inkluzje, za wyjątkiem jednej - ludzkiej krwi.
Diamenty nie krwawią, choć niekiedy nazywa się je ”krwawymi diamentami”.
Przez pewien czas tylko w kinach można było zobaczyć mordercze kamienie, finansujące krwawe rozgrywki dyktatorów w regionach ogarniętych konfliktami zbrojnymi. Po latach powróciły z wygnania. Od listopada ubiegłego roku zniesiono embargo na eksport diamentów wydobywanych w Zimbabwe, kraju rządzonym przez dyktatora Roberta Mugabe.
Obrońcy praw człowieka nazywali tę decyzję hańbiącą. Postanowienie organizacji międzynarodowej, regulującej system obrotu surowcem diamentowym, wywołało sprzeczne reakcje rządów i zazwyczaj jednomyślnych lobbystów przemysłu diamentowego. Jak krwawe, jak brudne są kamienie Roberta Mugabe? W celu odkrycia prawdy wyruszyliśmy ich szlakiem. Przemierzyliśmy rozpaloną słońcem sawannę, dotarliśmy do gniazd przemytników ukrytych w górach, do centrum diamentowego w Antwerpii. Rozmawialiśmy z nielegalnymi poszukiwaczami, żołnierzami, biznesmenami i dyplomatami. (�Ś)
Zimbabwe przecinają łagodne wzniesienia, a kobierzec liści opadłych z lasów miombo mieni się wszystkimi kolorami w promieniach wschodzącego słońca. Na wschodzie kraju wyrastają góry wyznaczające granicę z Mozambikiem (...), a na zachodzie rozciągają się jałowe pola Marange - świat Simona Sithole.
Mutare
Każdej nocy 26-latek o zapadniętych policzkach przekopuje kamienistą ziemię. Wierzy, że pewnego dnia uśmiechnie się do niego szczęście i znajdzie cenny kamień. Żona z trójką dzieci czeka w domu i modli się o szczęśliwy powrót męża.
Niedawno Simon rozharatał sobie prawe przedramię o ostry odłamek skały. To drobnostka, gdy pomyśli, co mogą mu zrobić żołnierze i strażnicy z psami, tropiący nielegalnych poszukiwaczy diamentów. Biada, jeżeli złapią nieszczęśnika. Simon Sithole już raz dostał się w ich łapy. - Drugim razem nie puszczą mnie żywego - stwierdza. Mimo niebezpieczeństwa nadal kopie pod osłoną nocy. (...)
O świcie Simon odwiedził znajomego. Zmył z ciała siedmiotygodniowy brud, opatrzył świeżą ranę, założył czystą koszulkę i przyjechał na spotkanie w mieście Mutare. W parku miejskim nie ma żywego ducha, ale Simon uważnie rozgląda się dookoła. Boi się, że ktoś może podsłuchać naszą rozmowę. W Zimbabwe roi się od szpicli opłacanych przez paranoicznego dyktatora Roberta Mugabe. Reżim zarabia krocie na eksporcie kamieni szlachetnych. Simon Sithole jest jednym z tysięcy biedaków, próbujących uszczknąć odrobinę z bajkowego bogactwa. Dlatego po zapadnięciu zmroku ryje w kamienistej ziemi.
Zimbabwe mogłoby pławić się w dobrobycie dzięki posiadanym złożom diamentów. Kopalnie w Marange przynoszą co roku od dwóch do czterech miliardów dolarów zysku, równowartość niemalże całego budżetu państwa. Niestety diamentowe bogactwo stało się przekleństwem Zimbabwe. Wydobycie i eksport kamieni kontrolują organizacje przestępcze. Pracownicy kopalni są wyzyskiwani, oszukiwani, torturowani i mordowani. Większość zysków z wydobycia diamentów płynie do kieszeni sługusów i generałów Roberta Mugabe. Zniesienie embarga na sprzedaż diamentów z Marange jest na rękę dyktatorowi i jego klice po tym, jak społeczność międzynarodowa wprowadziła przeciwko Zimbabwe szereg dotkliwych sankcji. Reżim potrzebuje pieniędzy na dalsze finansowanie represji - opłacenie wojska, policji, młodzieżowej przybudówki partii rządzącej i jej bojówek. Przemoc jest jedynym środkiem, zapewniającym 87-letniemu dyktatorowi utrzymanie się przy władzy.
Diamentowych pól Marange pilnują strażnicy, patrole, blokady. Wtajemniczeni znają sposoby, jak dostać się do skarbca. (...) Simon Sithole od lat koczuje w jamie wydrążonej w korzeniach drzewa. W ciągu dnia śpi, gotuje papkę z mąki kukurydzianej, a po zapadnięciu zmroku tyra w pocie czoła dla ”syndykatu”.
Pracę grupy kopaczy nadzoruje żołnierz. Dziewięcioosobową brygadę tworzą rolnicy i bezrobotni. Tak długo przekopują ziemię w Shonje Hills aż ręce odmówią im posłuszeństwa. Żołnierz bacznie obserwuje robotników. Prawdopodobnie dał łapówkę przełożonym albo dowództwo pozwoliło mu szukać diamentów na własną rękę, opłacając sobie w ten sposób jego wierność. Na obrzeżach trzech oficjalnych kopalni diamentów drąży ziemię tuzin nielegalnych syndykatów. Połowę urobku dostają górnicy, połowę zabierają żołnierze. Dla Sithole to marny interes. - Takie są zasady - stwierdza bezradnie.
A pomyśleć, że jeszcze dziesięć lat temu nikogo nie interesowały drobne, niepozorne kamienie, nieco cięższe od zwykłych, polnych kamyków. Miejscowi chłopcy używali ich jako amunicji do ostrzeliwania ptaków z proc. Surowe diamenty z Marange okrywa zielono-brązowa powłoka, dlatego człowiek tak późno odkrył ich tajemnicę. (...)
Nowy Jork
Dwanaście tysięcy kilometrów na północny zachód, w Nowym Jorku przedsiębiorca Martin Rapaport opowiada, jak pewnego jesiennego dnia przechadzał się po Piątej Alei na Manhattanie. Naturalnie zajrzał także do sklepu jubilerskiego Tiffany. Na drugim piętrze w dziale z pierścionkami zaręczynowymi obserwował zakochane pary, dumnych rodziców towarzyszących młodym, toasty wznoszone szampanem. Potem sprzedawca wkładał pierścionek w ozdobne puzderko, a z papieru i wstążek wyczarowywał małe dzieło sztuki.
Rapaport, potężnie zbudowany mężczyzna z nieodłączną jarmułką na głowie, może godzinami opowiadać o diamentach. Obecnie przemawia na międzynarodowej konferencji poświęconej handlowi diamentami. Martin Rapaport jest pomysłodawcą monitoringu cen diamentów i autorem cenionych ekspertyz, publikowanych w internecie. - Ważne, aby nabywcy lepiej rozumieli mechanizmy powstawania luksusu - opowiada. Na dobrą sprawę diament jest krystaliczną formą węgla w najczystszej postaci. Dopiero pragnienia człowieka czynią z niego przedmiot powszechnego pożądania. (...) Diament stał się symbolem narodzin wielkiego uczucia. Wielu przedstawicielom branży jubilerskiej zależy na tym, aby kamień zachował w tajemnicy swoją historię, zwłaszcza jeżeli pochodzi z kraju rządzonego przez dyktatora Mugabe.
Tymczasem w listopadzie ubiegłego roku USA, Kanada i Unia Europejska cofnęły sprzeciw wobec eksportu diamentów z Zimbabwe. Dyktator może co roku zarzucać rynek milionami karatów. Martin Rapaport, 59-letni ekspert i sumienie branży diamentowej otwarcie przyznaje: – Nie jestem w stanie zapobiec sprzedaży diamentów z Zimbabwe. Nie pomoże płacz, krzyk, czy przekleństwa. Nikt nie wrzuci kamieni do toalety i nie pociągnie za spłuczkę. Zawsze znajdzie się chętny do ich kupna. Dlatego w praktyce nie można położyć kresu procederowi handlu krwawymi diamentami.
A właściwie dlaczego nie można?
Czy dziesięć lat temu społeczność międzynarodowa nie opracowała mechanizmów kontroli surowcem diamentowym? W tamtym czasie paramilitarne bojówki przejęły kontrolę nad polami diamentowymi w Afryce Zachodniej. Gigantyczne zyski ze sprzedaży kamieni płynęły na zakup broni. Wojskowi awanturnicy terroryzowali społeczeństwo, a górników buntujących się przeciwko nieludzkim warunkom pracy w kopalniach diamentów - okaleczano, torturowano i zabijano. (...) Wreszcie dawne potęgi kolonialne przy wsparciu Narodów Zjednoczonych, lobbystów i organizacji praw człowieka postanowiły wprowadzić przejrzyste procedury kontrolne. Początkowo rozważano wypalenie laserem kraju pochodzenia, potem postanowiono opatrzyć diamenty specjalnym certyfikatem. Długi czas toczono jałowe dyskusje na temat formatu dokumentu. Ostatecznie konsultacje zakończyło przyjęcie systemu certyfikacji diamentów zwanego potocznie Procesem Kimberley (Kimberley Process Certification Scheme - KPCS) od miasta w RPA, gdzie odbył się pierwszy szczyt w sprawie ukrócenia handlu ”krwawymi diamentami”. Od 2003 roku każdy ładunek surowych diamentów eksportowany za granicę musi być zaopatrzony w rządowy certyfikat. Eksport diamentów jest niemożliwy bez dokumentu. Kamienie, wydobywane w kopalniach kontrolowanych przez rebeliantów nie otrzymają certyfikatu i tym samym nie mogą trafić do legalnej sprzedaży.
Niestety, diament - ów niezrównany mistrz kamuflażu - potrafi ukryć prawdziwe pochodzenie. Szlachetne kamienie stały się ulubieńcem przemytników, uchodźców, pralnią brudnych pieniędzy, przedmiotem nielegalnych interesów i walutą finansującą władzę dyktatorów. Małe, łatwe do ukrycia kamienie są poszukiwanym środkiem płatniczym, z którego szybko da się usunąć oficjalne nadruki, znaki wodne i numery seryjne. Obecnie międzynarodowy program regulacji handlu diamentami może ponieść sromotną klęskę, ponieważ sygnatariusze porozumienia nie przewidzieli precedensu Zimbabwe, gdy eksporterem ”krwawych diamentów” nie są rebelianci i samozwańczy watażkowie, lecz państwo.
Pięć lat temu rząd Roberta Mugabe przygotował grunt pod diamentową gorączkę konfiskując złoża Marange brytyjskiej spółce wydobywczej African Consolidated Resources po odkryciu w tym rejonie drogocennych kamieni. Władze Zimbabwe nie były w stanie zabezpieczyć diamentowych pól ani ich właściwie eksploatować. Lotem błyskawicy rozeszła się wiadomość o odkryciu najbogatszych na świecie złóż diamentowych. W innych regionach trzeba przerzucić setki ton skał, aby znaleźć diamenty o wadze dwóch karatów, czyli 0,4 gramów, zaś w Marange urobek wynosi nawet 5 tys. karatów. W okolicy pojawili się awanturnicy i poszukiwacze szybkiej fortuny. Wszyscy mieli dolary w oczach. Diamentowa gorączka ogarnęła nawet profesorów wyższych uczelni. Każdy przyjechał z własną łopatą.
Marange
Wkrótce na powierzchni wielkości dziesięciu boisk piłkarskich kłębiły się tysiące kopaczy. Chmura pyłu była widoczna na kilometry. Samozwańczy poszukiwacze nawet na chwilę nie opuszczali wykopanej dziury. Kiedy dręczyło kogoś pragnienie płacił diamentami za szklankę wody. W końcu do akcji wkroczyło wojsko. Operację nazwano ”Hakudzokwe” - ”Nigdy nie wracaj”. Podczas pacyfikacji żołnierze zabili setki osób i przejęli kontrolę nad diamentowymi złożami.
Uczestnicy Procesu Kimberley, którego zadaniem jest ukrócenie nielegalnego handlu diamentami, wysłali do Marange inspektorów. Ci donieśli o masowym łamaniu praw człowieka i ekscesach miejscowej armii. W efekcie zawieszono eksport kamieni szlachetnych z kopalni w Marange, nakazano wycofanie oddziałów wojska i ogranicznie przemytu. Wkrótce pojawiły się rozbieżności między sygnatariuszami Procesu Kimberley - strażnikami handlu diamentami ze źródeł wolnych od konfliktów zbrojnych. Kraje afrykańskie nie zgadzały się na to, aby dawne mocarstwa kolonialne dyktowały im, co mają robić z rodzimymi bogactwami naturalnymi i coraz energiczniej domagały się wycofania zakazu eksportu diamentów. Z kolei Stany Zjednoczone, Kanada i organizacje praw człowieka dostrzegały w embargu szansę odcięcia znienawidzonego reżimu Mugabe od ostatniego źródła pieniędzy.
Władze Zimbabwe eksploatują trzy kopalnie diamentów w Marange do spółki z firmami zagranicznymi. Dochody z wydobywanych w Marange diamentów trafiają do kieszeni wysoko postawionych członków ekipy rządzącej. Znawcy miejscowych realiów wymieniają za każdym razem te same nazwiska: Mugabe, Grace - jego małżonkę-zakupoholiczkę, ministra górnictwa Oberta Mpofu i głównodowodzącego armią Constantine Chiwengę. (...) Wiadomo, że satrapa spłaca dostawy broni i techniki szpiegowskiej dostarczonej przez Chiny diamentami wydobywanymi w kopalni Anjin.
Władze nie znają litości wobec nielegalnych poszukiwaczy przekopujących ziemię na obrzeżach pół diamentowych. Przekonał się o tym na własnej skórze Masinda Sanyatna. W nocy, czwartego listopada wyruszył do Marange z grupą kilkudziesięciu desperatów. Sanyatna rozpaczliwie potrzebował pieniędzy na utrzymanie rodziny. Ogród warzywny nie przynosił plonów, próby uprawy pomidorów spełzły na niczym, bo w okolicy brakowało wody.
Pięć dni później Masinda wylądował w szpitalu w wiosce Mutambara. Zagryzając wargi z bólu ostrożnie siada i rozwija niebieski ręcznik owinięty wokół lewego podudzia. Łydka przypomina krwawą, bezkształtną masę, z otwartej rany wzdłuż kości piszczelowej sączy się ropa.
Dopiero co zaczął kopać, gdy nadszedł patrol. Masinda Sanyatna rzucił się do ucieczki, potknął się i runął na ziemię. - Bierz - usłyszał czyjś głos i na poszukiwacza rzuciły się dwa owczarki. Nie wie, co było gorsze: ból w nodze, czy strach przed tym, co mogą mu jeszcze zrobić. Policjanci podeszli bliżej, po chwili przywołali psy. - Możesz iść - rozkazał jeden z nich. Patrol ruszył w dalszy obchód. (...)
Co miesiąc poszukiwacze diamentów umierają z ręki państwowych albo prywatnych firm ochroniarskich. Według informacji byłych żołnierzy i działaczy organizacji pozarządowych nielegalni górnicy giną od kul, zostają pobici na śmierć albo rozszarpani przez psy.
Nawet po śmierci poszukiwacza - diament, mistrz tajnej podróży - zawsze znajdzie sposób, aby pokonać granicę. Gdziekolwiek odkryto złoża diamentów, czy to w Indiach, czy w korytach rzek Brazylii albo na kontynencie afrykańskim, kamienie sobie tylko znanymi drogami docierają tam, gdzie można na nich ubić intratny interes.
Manica
Na drodze prowadzącej z Marange do Manicy w sąsiednim Mozambiku, panuje niewielki ruch. Znudzeni celnicy po obydwu stronach granicy wbijają pieczątki do paszportów, żaden nie ma ochoty na przeszukiwanie bagażu podróżnych. Atletyczny Rosjanin w okularach przeciwsłonecznych przejeżdża przez przejście graniczne białym, wypasionym modelem terenówki. Celnicy machają mu ręką. Wszyscy znają handlarza diamentów.
Manica leży dwadzieścia minut jazdy samochodem od granicy z Zimbabwe. Po przyjeździe do miasteczka podróżnego witają ruiny kościoła portugalskiego, porośniętego chaszczami. Wątły mężczyzna w niebieskiej koszuli, z przerwą między zębami pojawia się punktualnie, zgodnie z umową. Przemytnik od lat krąży między Zimbabwe a Mozambikiem. Woli wędrować po górach zamiast jeździć samochodem. Dogadał się z żołnierzami patrolującymi granicę.
Opowiada, że interesy nie idą tak dobrze jak w 2010 roku, ale ciągle są opłacalne. Kilka dni temu sprzedał surowe diamenty o wadze 17 karatów, które wykopał w Marange. Zainkasował 3 tys. dolarów. W miasteczku tłoczą się dealerzy diamentów z całego świata. Niektórzy czekają w barach przy głównej ulicy. Już przed południem pojawiają się mocno umalowane damy i czekają na klientów. Do Manicy przyjeżdżają prostytutki nawet z odległego Harare.
Latem 2010 roku przygraniczne miasteczko odwiedzili inspektorzy Procesu Kimberley. Pracownicy hoteli otwarcie opowiadali o przybyszach z Indii i Izraela. Wynajmują na kilka tygodni całe piętra w hotelu i ruszają na diamentowe zakupy. Jeden z właścicieli hoteli nawet zaproponował, że zorganizuje specjalnie dla inspektorów prywatną aukcję diamentów. Później jeden z miejscowych handlarzy zdradził inspektorom szlaki, jakimi przewożą kamienie zmotoryzowani kurierzy, pracujący na zlecenie szmuglerskich syndykatów z Libanu.
Z Manicy kamienie wyruszają w dalszą drogę. Wiele trafia na Bliski Wschód, do Indii albo Chin. Pokaźna część ląduje w północnej Europie, w światowym centrum handlu surowymi diamentami.
Antwerpia
Dzielnica diamentów znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie eklektycznego dworca kolejowego o okazałej kopule. (�Ś) Handel diamentami skupia się w dystrykcie Hoveniersstraat. Ulice dojazdowe zabezpieczają automatyczne bariery, opuszczane tylko dla samochodów transportujących wartościowe ładunki pod eskortą policji. W ciągu dnia ulice przemierzają w pośpiechu ludzie interesu. Niekiedy przed budynkiem giełdy diamentów gromadzą się grupki handlarzy - półgłosem wymieniają uwagi, dzielą się nowinkami towarzyskimi i sypią dowcipami. Twarze o jasnej karnacji mieszają się ze śniadymi obliczami Hindusów i mieszkańców Bliskiego Wschodu. Wielu mężczyzn nosi jarmułki albo czarne chałaty - odzienie ortodoksyjnych Żydów.
Diamond Office kontroluje rynek diamentowy, załatwia wszystkie formalności związane z importem i eksportem szlachetnych kamieni. Praktycznie każdy surowy diament na świecie choć raz przemierzył trzy piętrowy budynek. Codziennie trafiają tu kamienie o wartości 200 milionów dolarów. Pierwsze piętro zajmują rzeczoznawcy, oddzieleni od siebie cienkimi przepierzeniami. Obok nich siedzą handlarze albo posłańcy, upoważnieni do odebrania cennych przesyłek. Komisyjnie otwierają każdą paczuszkę, każdy kamień zostanie dokładnie obejrzany, zważony i wyceniony. Diament zachowuje kamienny spokój niczym poważny podróżny, który nie ma nic do ukrycia i z czystym sumieniem znosi badawcze spojrzenie celnika.
Przy jednym ze stolików belgijski rzeczoznawca do spółki z arabskim kurierem mierzą wzrokiem metalową kasetkę, pełną złożonych arkuszy papieru z nieoszlifowanymi diamentami. Największy, podobny do matowego kawałeczka szkła wielkości zęba trzonowego, wyceniono na 200 tysięcy dolarów. Rzeczoznawca uzbrojony w lupę powiększającą otwiera pękaty woreczek i wysypuje na kartkę papieru diamenty wielkości ziaren. Na stole spoczywają kamienie o wartości 2,5 miliona dolarów.
Skąd pochodzą? Czy jeden z nich wykopał Simon Sithole? A może sprzedał je jakiś żołdak Mugabe? Kto przeszmuglował kamienie z Manicy w wielki świat?
W kasetce leży Certyfikat Kimberley, gwarantujący, że surowe diamenty pochodzą z regionów wolnych od konfliktów zbrojnych i wydobyto je z poszanowaniem praw człowieka. Dokument formatu A4 opatrzono mnóstwem pieczątek, podpisów i znaków wodnych. Ceryfikat wystawiły władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. (...)
W światowym centrum handlu diamentami zaciera się pochodzenie błyskotek. Tak naprawdę nikt nie wie, w jakim zakątku globu ziemskiego wydobyto kosztowne kamienie. Wszyscy powołują się na Certyfikat Kimberley, ale licho wie skąd naprawdę pochodzą diamenty. W Antwerpii nikt nie zadaje zbędnych pytań, codziennie przyjmuje się tu 200 przesyłek i odprawia 450. Kamienie wysyła się do szlifierni w Indiach z unijnym Certyfikatem Kimberley. Po oszlifowaniu zamieniają się w brylanty, a te nie potrzebują żadnego zaświadczenia. (...)
Od listopada ubiegłego roku dyktator Robert Mugabe może znowu oficjalnie sprzedawać diamenty z Ceryfikatem Kimberley. Decyzja o zniesieniu embarga miała podłoże polityczne. Zimbabweński minister górnictwa Obert Mpofu pokpiwał z restrykcyjnych działań Amerykanów, że słoń próbuje rozdeptać mysz. Kraje afrykańskie opowiedziały się za cofnięciem zakazu eksportu, grożąc bojkotem Procesu Kimberley. Ostatecznie Europejczycy wypracowali kompromis. - Zachód musiał zrozumieć, że porozumienie z Kimberley nie rozwiąże problemu łamania praw człowieka - oświadczył jeden z unijnych dyplomatów. - System certyfikacji diamentów przestałby praktycznie istnieć, gdybyśmy twardo obstawali przy naszym stanowisku.
A co robi przemysł jubilerski?
Przedstawiciele przemysłu po raz kolejny zachowują się tak, jakby wszystko było w najlepszym porządku, szermują takimi określeniami jak czystość, odpowiedzialność, kontrola. Czołowy lobbysta branży diamentowej Eli Izhakoff prezes nowojorskiej organizacji World Diamond Council, skupiającej największych graczy w branży stwierdził, że diamenty nie są ani dobre ani złe. Zaś problem Zimbabwe rozwiązano na tyle, na ile to było możliwe. Według Izhakoffa sankcje Zachodu wobec reżimu Mugabe nie odniosły żadnych efektów. Tylko dzięki inspekcjom i procedurom narzuconym przez Proces Kimberley udało się skłonić dyktatora do pewnych ustępstw - ograniczenia aktów przemocy i okrucieństwa ze strony firm ochroniarskich, zmniejszenia przemytu i lepszej ochrony interesów mieszkańców zamieszkujących okolice diamentowych pól.
Branża diamentowa ceni dyskrecję. Nic dziwnego, że Martin Rapaport ma opinię wichrzyciela. Na znak protestu wystąpił z World Diamond Council (Światowa Rada Diamentów), która wystawił ”krwawym diamentom” z Zimbabwe zaświadczenia legalności. Rapaporta łączy z prezesem Izhakoffem wieloletnia przyjaźń, ale nie powstrzymało go to przed krytykowaniem organizacji. Zarzuca jej działalność lobbystyczną, tuszowanie przypadków łamania praw człowieka i obronę interesów przemysłu jubilerskiego. - WDC doskonale wie, jakie warunki panują w kopalniach Marange, ale nigdy nie informowało o tym odbiorców - alarmuje Rapaport. W trakcie rozmowy przyznaje, że do walki z ”krwawymi diamentami” skłoniły go także pobudki osobiste - jego rodzice przeżyli pobyt w Auschwitz. Na zakończenie Rapaport stwierdza: – Nie możemy być obojętni na problemy tego świata. Zachowując neutralność stajemy się wspólnikami zła. (...) Ponosimy pełną odpowiedzialność za kupowane produkty. To jedno z najważniejszych przesłań, adresowanych do współczesnego pokolenia.
>>>>
Niestety chciwosc jest przyczyna dramatu tego kontynentu . To sie powtarza w wielu krajach ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|