Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:27, 04 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Wielkanocna zbiórka żywności w Małopolsce
Zbiórkę organizuje krakowski Bank Żywności
Od piątku do niedzieli (4-6 kwietnia) w całej Małopolsce będzie się odbywać wielkanocna zbiórka żywności. Organizuje ją krakowski Bank Żywności.
W akcji bierze udział 170 sklepów spożywczych, w których 3,5 tysiąca wolontariuszy będzie zachęcać klientów do dzielenia się żywnością z potrzebującymi. Zbiórka będzie przeprowadzania na terenie 28 miejscowości Małopolski. Lista sklepów biorących udział w akcji dostępna jest na stronie bankizywnosci.pl.
Wolontariusze będą stali w sklepach przy specjalnie oznakowanych koszach. Żywność, która do nich trafi będzie przeznaczona dla najbardziej potrzebujących – trafi do najbiedniejszych dzieci, rodzin wielodzietnych, osób samotnie wychowujących dzieci, bezdomnych, chorych i bezrobotnych, a także do osób pracujących, których nie stać na zakup żywności.
Podczas ubiegłorocznej zbiórki udało się zebrać blisko 33 tony żywności i przekazać ją do 58 organizacji charytatywnych wspierających najuboższych.
W tym roku Bank Żywności apeluje o wyjątkową hojność, bowiem chwilowo nie będzie mógł korzystać z Unijnego Programu PEAD, w ramach którego przez 9 lat przekazywał żywność potrzebującym. Ten program już się zakończył, ostatnia dostawa żywności była w grudniu i zapasy już się kończą. Za PEAD pojawi się nowy mechanizm pomocowy, na lata 2014-2020, ale zacznie on działać dopiero w okresie letnim. Pracownicy Banku chcą więc, aby tegoroczna zbiórka wielkanocna wystarczyła przynajmniej do okresu letniego.
W Polsce jest 2,5 miliona osób żyjących za 500 zł miesięcznie (dane GUS za 2013). W Małopolsce prawie 7 procent osób żyje w skrajnym ubóstwie i nie jest w stanie codziennie zapewnić sobie żywności.
...
Powodzenia .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 15:21, 04 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Zebrano ponad 82 tys. zł dla Hospicjum św. Kamila w Gorzowie Wielkopolskim
82,7 tys. zł zebrano w Gorzowie Wlkp. podczas ulicznej zbiórki na rzecz Hospicjum św. Kamila w tym mieście. W kweście uczestniczyło ponad tysiąc wolontariuszy - poinformował dyrektor hospicjum Marek Lewandowski.
Zebrano o prawie 20 tys. zł wiecej niż przed rokiem. Życzliwości gorzowian sprzyjała przyjemna, wiosenna pogoda - powiedział Lewandowski.
Po słabszym wyniku w 2013 r. (63 tys. zł) udało się zebrać ponad 80 tys. zł, czyli mniej więcej tyle, co podczas wcześniejszych zbiórek - dodał.
Podarowane przez gorzowian pieniądze zostaną wykorzystane na bieżącą działalność hospicjum, modernizację działu fizjoterapii i zakupy związane z wymogami informatyzacji obiegu dokumentów medycznych.
Publiczna zbiórka została przeprowadzona w czwartek od godz. 8 do 20. Tradycyjnie wśród kwestujących byli uczniowie gorzowskich gimnazjów i szkół średnich, studenci, członkowie różnych wspólnot Kościoła katolickiego oraz ludzie, którzy zaoferowali swoją pomoc.
Gorzowskie Stowarzyszenie Hospicjum św. Kamila działa od 1993 roku; od 1995 roku organizacja mieści się w budynku przy ul. Stilonowej. Podstawą działalności hospicjum są pieniądze z kontraktu z NFZ - ok. 1,9 mln zł - jednak bez pomocy sponsorów i wpływów z różnego rodzaju akcji charytatywnych czy darowizn w ramach 1 proc. podatku hospicjum nie byłoby w stanie działać w tak szerokim zakresie, jak obecnie. Roczny koszt jego utrzymania to ok. 3,2 mln zł.
Hospicjum prowadzi oddział opieki stacjonarnej i tzw. hospicja domowe dla dzieci i dorosłych. Obecnie pod ich opieką jest 80 pacjentów. Placówka ma także dział dziennego pobytu, rehabilitacji i poradnie.
Coroczne kwesty na rzecz gorzowskiego hospicjum mają ponad 15-letnią tradycję.
...
Wspaniale .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:55, 04 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Sportowcy zbierają na rehabilitację 12-letniego skoczka
Prawie 7 tysięcy zł zebrali skoczkowie kadry oraz uczniowie zakopiańskiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego dla 12-letniego Szymona, który uległ ciężkiemu wypadkowi podczas zawodów w skokach narciarskich na Maleńkiej Krokwi w lutym w Zakopanem.
Jak powiedziała dyrektorka zakopiańskiej szkoły sportowej Barbara Sobańska, dotychczas zorganizowano dwie kwesty: w Zębie podczas uroczystego powitania Kamila Stocha po zawodach Pucharu Świata oraz w Warszawie w Złotych Tarasach. Ponadto uruchomiono konto bankowe, na które można wpłacać pieniądze na rehabilitację Szymona. Kolejne kwesty z udziałem olimpijczyków mają odbyć się w maju lub czerwcu w Zakopanem.
- Rehabilitacja Szymona będzie bardzo kosztowna. Z ostatnich informacji wynika, że koszty sięgną nawet 400 tysięcy zł – zaznaczyła Sobańska. - Jesteśmy w kontakcie z rodziną chłopca. Chcemy z zebranych pieniędzy płacić za konkretnie wykonane zabiegi rehabilitacyjne – dodała dyrektorka zakopiańskiej szkoły sportowej.
Numer konta bankowego, na który można dokonywać wpłat na rehabilitację Szymona jest podany m.in. na oficjalnej stronie Kamila Stocha.
12-letni Szymon Olek, zawodnik LKS Klimczok Bystra podczas zawodów 25 lutego w Zakopanem na Maleńkiej Krokwi upadł i doznał poważnych obrażeń mózgu. Został karetką przewieziony najpierw do szpitala w Zakopanem - tam zdecydowano o transporcie chłopca do szpitala specjalistycznego w Krakowie-Prokocimiu, gdzie przeszedł operację ratującą życie.
12-latek nadal przebywa w krakowskim szpitalu, gdzie przeszedł kolejne zabiegi chirurgiczne. Jak powiedziała rzeczniczka szpitala dziecięcego w Krakowie–Prokocimiu Magdalena Oberc, stan zdrowia chłopca stopniowo się poprawia, jednak Szymon wszystkiego musi uczyć się od nowa. - Coraz więcej mówi, jednak nadal nie porusza się samodzielnie. Czeka go długa rehabilitacja – dodała.
Zakopiańska prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie wypadku. Jej szef Zbigniew Lis powiedział, że w toku śledztwa zostali przesłuchani już organizatorzy zawodów oraz powołano biegłych.
Maleńka Krokiew w Zakopanem to obiekt przeznaczony dla młodych skoczków o punkcie konstrukcyjnym K-35.
...
Popieramy .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:28, 05 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Radio Kraków
Skazani posprzątają Chrzanów
Do tej pory pracowali w muzeum, szpitalu i domu pomocy społecznej, teraz zlikwidują dzikie wysypiska śmieci. Więźniowe z małopolskich zakładów karnych od maja będą sprzątać powiat chrzanowski. Starostwo właśnie podpisało umowę ze służbą więzienną. Dzięki temu w lasach ma być czysto - podaje Radio Kraków.
Skazani w okolicach Chrzanowa będą pracować za darmo. Starostwo zapewni im narzędzia, worki na śmieci, ubrania i codzienny dowóz na miejsce prac. Roboty ruszą w maju. Na początek codziennie w terenie ma pracować 20 skazanych z zakładu karnego w Trzebini.
- Chcemy zrobić generalny porządek - tłumaczy Adam Potocki, starosta powiatu chrzanowskiego.
Choć trzeba zabezpieczyć pieniądze m.in. na dowóz więźniów i tak ich zatrudnienie gminom się opłaca.
- Mamy kryzys i gminy borykają się z problemami finansowymi. Prawo pozwala zatrudniać skazanych nieodpłatnie - mówi na antenie Radia Kraków pułkownik Krzystof Trela, dyrektor Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Krakowie.
Codziennie z zakładów karnych w krakowskim inspektoracie do pracy poza murami więzienia wychodzi 500 skazanych. Z ich pracy korzysta już ponad 200 instytucji. Oprócz samorządów to fundacje, szpitale i muzea. Dlaczego z takiej współpracy nie korzysta miasto Kraków?
Niewykluczone, że i tu skazani pomogą usuwać z murów domów i kamienic szpecące napisy. Rozmowy w tej sprawie z Zarządem Budynków Komunalnych trwają. Porozumienia jednak nadal nie ma.
...
Brawo !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:32, 05 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Potężny wybuch gazu w Warszawie. "Jak mnie eksmitują, to ich wysadzę"
Przyczyną wczorajszego wybuchu gazu na warszawskiej Pradze było umyślne działanie jednego z mieszkańców - twierdzą lokatorzy budynku, z którymi rozmawiał reporter RMF FM. Mężczyzna to jedyny ranny w tym wypadku. Jak mówią jego sąsiedzi, powodem był zatarg z administracją i pozostałymi mieszkańcami budynku.
Sąsiedzi 29-letniego mężczyzny uważaj, że miał problemy psychiczne. Powiedzieli, że go eksmitują. Więc on powiedział: Jak wy mnie eksmitujecie, to ja was wysadzę. I zrobił to. Gaz odkręcił. On tam wyleciał z framugami. Pozbierał się i uciekał w stronę Złotego Rogu, na Grochowskiej. Tam go złapali - powiedzieli.
Kamienicą przy Kobielskiej 91 wczoraj wieczorem wstrząsnął potężny huk. Bez dachu nad głową zostało 50 osób. Dziś zostanie podjęta decyzja, czy będą mogli wrócić do swoich mieszkań.
Do wybuchu doszło około godziny 20.20. - Stało się to na parterze dwukondygnacyjnego budynku. Uszkodzenia widoczne są też na piętrze. Wybuch uszkodził większą część kamienicy - powiedział kpt. Artur Laudy, rzecznik stołecznej straży pożarnej.
...
Niestety w kraju zyje sie ciezko .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:50, 05 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Zbierają żywność dla biednych rodzin
Podobne akcje odbywają się w całej Polsce, np. w Białymstoku
W Lublinie trwa przedświąteczna zbiórka żywności. To inicjatywa Bractwa Miłosierdzia imienia świętego Brata Alberta. W sklepach sieci Społem wolontariusze cały dzień będą czekać na klientów, którzy chcą wspomóc akcję.
Zdaniem Agaty Świąder-Pitery z lubelskiego Bractwa trzeba pomóc, bo ubogich rodzin jest coraz więcej. Dodaje, że do tej pory mieszkańcy Lublina zawsze odpowiadali na takie akcje otwartym sercem. Robiąc dziś zakupy, wystarczy kupić jeden produkt więcej i włożyć go do koszyka wolontariuszy.
Żywność trafi na świąteczny stół podczas zaplanowanego na przyszły tydzień spotkania z siedzibie Bractwa przy ulicy Zielonej w Lublinie. W planach wolontariuszy jest też przygotowanie ponad 500 świątecznych paczek.
....
Brawo !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:05, 06 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
W Kielcach ruszyła IV edycja kampanii Pola Nadziei
Rozpoczęła się IV edycja kampanii Pola Nadziei, w której uczniowie kieleckich szkół zapoznają się z ideą opieki hospicyjnej oraz kwestują na dokończenie budowy i wyposażenie pierwszego w Kielcach stacjonarnego hospicjum imienia błogosławionej Matki Teresy z Kalkuty - informuje "Echo Dnia".
Organizatorem kampanii oraz budowy hospicjum jest Caritas Diecezji Kieleckiej. Jak powiedział ksiądz Krzysztof Banasik, wicedyrektor Caritas Kieleckiej, w kampanię zaangażowanych jest ponad 250 uczniów kieleckich szkół. W ramach kampanii będą prowadzone spotkania edukacyjne w szkołach, konkursy literackie, plastyczne, fotograficzne i filmowe dla młodzieży, żonkilowe kwesty na ulicach Kielc, w galeriach handlowych, kościołach. – Poprzez udział w konkursach chcemy przybliżyć dzieciom i młodzieży cele jakim służy hospicjum, konieczność otoczenia opieką i wsparciem psychicznym osób w stanie terminalnym, uświadomić potrzebę otoczenia szacunkiem osób umierających – wyjaśnia ksiądz Banasik.
W piątek kwestę na rzecz dokończenia budowy hospicjum rozpoczęli uczniowie II Liceum Ogólnokształcącego im. Śniadeckiego oraz Zakładu Doskonalenia Zawodowego. Swój udział w kweście zapowiedzieli również prezydent Kielc Wojciech Lubawski, świętokrzyski kurator oświaty Małgorzata Muzoł, senator Krzysztof Słoń.
Pierwsze kieleckie hospicjum stacjonarne imienia bł. Matki Teresy z Kalkuty jest budowane przy kościele Miłosierdzia Bożego na Czarnowie z datków społeczności naszego regionu. Placówka o powierzchni ponad 1200 metrów kwadratowych zaprojektowana jest na 44 miejsca dla osób chorych terminalnie. Oprócz pokoi dla chorych będą tu gabinety lekarskie i pielęgniarskie, pokoje dla członków rodzin, który będą chcieli opiekować się swoimi chorymi, na poddaszu zaplanowano sale konferencyjno – szkoleniowe dla wolontariuszy, będzie też mały zimowy ogród i niewielka kaplica.
Trzykondygnacyjny budynek (z użytkowym poddaszem) jest już prawie gotowy. Do ukończenia całości potrzeba jeszcze 1,5 mln zł. Na przełomie czerwca i lipca hospicjum ma przyjąć pierwszych kilkunastu pacjentów.
...
Pieknie
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 21:57, 06 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Te filmiki pomagają w słusznej sprawie... i chwytają za serce
Studenci z Poznania nakręcili krótkie, sieciowe filmiki - tzw. virale - dla różnych organizacji pozarządowych. W ten sposób nie dość, że tworzą ciekawe dzieła, to jeszcze pomagają. Bohaterką jednego z virali jest Justyna, która czeka na szpik - informuje TVP.
Zobacz, jak z tym zadaniem poradzili sobie poznańscy studenci.
...
Brawo studenci .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:46, 08 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Julita Januszkiewicz
Suraż: władze wyrzucają chorego do piwnicy
Lada dzień muszę się tu wprowadzić – pokazuje Jacek Szczygielski - Kurier Poranny
W takich warunkach ma mieszkać chory na Parkinsona mężczyzna. Nie płacił czynszu, więc ma trafić do pomieszczenia po byłej suszarni. - To nasza dobra wola. Nie musimy nikomu zapewniać mieszkania - mówi Sławomir Halicki, burmistrz Suraża.
- Nie wiem, gdzie się podzieję – mówi 65-letni Jacek Szczygielski. Od czterech lat choruje na Parkinsona. Dostał nakaz wyprowadzenia się z gminnego mieszkania, które znajduje się w budynku suraskiego urzędu. Pan Jacek bowiem od roku nie płaci za jego wynajem. Jego długi wynoszą 14 tysięcy złotych.
Mężczyzna tłumaczy, że nie ma za co płacić czynszu (500 zł wraz z opłatami). – Co miesiąc z opieki społecznej dostaję 540 złotych zapomogi. 140 złotych wydaję na leki. Nie mam za co żyć – rozpacza.
Władze Suraża zaproponowały mu lokal zastępczy. To pomieszczenie po byłej suszarni. Znajduje się ono w piwnicy naprzeciwko mieszkania, w którym do tej pory mieszkał Szczygielski.
Redakcja "Kuriera Porannego" pojechała zobaczyć to miejsce. Zastała obskurną klitkę (pow. 24 mkw.), która jednocześnie jest pokojem oraz łazienką. Przy ścianie stoją ubikacja i wanna.
– To nasza dobra wola, że znaleźliśmy mu miejsce. Odnowiliśmy je. Kupiliśmy sedes. Założyliśmy instalację wodno-kanalizacyjną – wymienia burmistrz Halicki.
Miesięcznie pan Jacek za mieszkanie w byłej suszarni będzie musiał płacić gminie 100 zł. Tyle że on nie chce się tam wprowadzić. – To poniżające – denerwuje się mężczyzna.
– Pan Jacek jest poważnie chory. Przebywanie w takich warunkach urąga ludzkiej godności – oburza się Piotr Dierzgowski, lekarz z Suraża.
Sąsiedzi też żałują Jacka Szczygielskiego. – Szkoda człowieka. Pomagam mu jak mogę. Zapraszam na śniadania i obiady, bo on nie ma na jedzenie – mówi pan Ryszard, który prosi o anonimowość.
– Sytuacja jest ciężka. Nie jestem za wyrzucaniem go z mieszkania. Ale pan Szczygielski sam sobie też nie chce pomóc – uważa Zygmunt Jarmoc, radny z Suraża.
Jacek Szczygielski w tym miasteczku zamieszkał siedem lat temu. Przyjechał tutaj z Austrii. Założył firmę. Ale popadła ona w poważne kłopoty finansowe. Za mieszkanie, które jego firma wynajmowała od gminy, przestał płacić. Jak opowiada, rozchorował się. Szczygielski nie ma jednak renty. Dopiero dwa miesiące temu złożył do ZUS wniosek o przyznanie mu świadczenia.
>>>
Wladze mamy wrazliwe na kase ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:47, 08 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
"Dziennik Gazeta Prawna": Rewolucja spokojnej starości
Emeryt zapłaci własnym majątkiem za opiekę w domu pomocy społecznej. Gminy będą też skuteczniej ścigać krewnych, które nie chcą dopłacać do pobytu seniora – donosi "Dziennik Gazeta Prawna".
Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej chce ulżyć samorządom, które coraz więcej dokładają do domów pomocy społecznej (DPS). Resort proponuje, aby senior, który ma znaczny majątek, np. lokaty albo nieruchomości, pokrywał opłatę nie tylko ze swojej emerytury lub renty, ale również z tych zasobów.
Zasada ta nie dotyczyłaby tylko domu lub lokalu, w której obecnie mieszka jego rodzina. Wprowadzony ma też być limit pieniędzy, które zostaną do dyspozycji mieszkańca DPS. Będzie to 20 tys. zł.
Samorządy pozytywnie oceniają pomysł resortu pracy. "Jeżeli ktoś ma majątek lub oszczędności, to w pierwszej kolejności powinien on służyć do pokrycia kosztów pobytu w DPS" – uważa Zdzisław Czajka, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Mielcu.
Samorządom ma też być łatwiej dochodzić należności, gdy rodzina uchyla się od płacenia za pobyt krewnego. Gmina, która wnosi opłatę zastępczo, będzie mogła dochodzić zwrotu pieniędzy w trybie postępowania egzekucyjnego w administracji.
>>>
ALE JAZDA ! TO JUZ EMERYTURA NIE STARCZY ! TO WAS BEDA GRABIC ! MAJATKI ZAJMOWAC ! PRZY TYM ODBIERANIE ZASILKOW TO NIC ! TAK SIE GLOSOWALO BARANY !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:36, 08 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
[link widoczny dla zalogowanych]
Ruszyła wypożyczalnia sprzętu rehabilitacyjnego
W Skarżysku ruszyła wypożyczalnia sprzętu dla osób niepełnosprawnych i starszych. Wózki inwalidzkie i rehabilitacyjne, balkoniki, chodziki, wózki sanitarne, elektryczne podnośniki do wanny i wiele innych można wypożyczać za symboliczną opłatą.
Wypożyczalnię uruchomiło Stowarzyszenie Rodzin i Przyjaciół Osób Niepełnosprawnych w Skarżysku-Kamiennej.
– Od dawna nasi podopieczni i ludzie związani ze Stowarzyszeniem prosili o taką wypożyczalnię, ponieważ nie ma takiej w okolicy, a potrzeby są ogromne – mówi Danuta Janiec, prezes Stowarzyszenia Rodzin i Przyjaciół Osób Niepełnosprawnych w Skarżysku-Kamiennej.
W wypożyczalni przygotowano pierwszą partię sprzętu do wypożyczania – w magazynie czeka kolejna część. Sprzęt Stowarzyszenie otrzymało od niemieckiego przyjaciela – Waltera Matta, który poświęcił swoje życie na zbieranie i przekazywanie sprzętu dla chorych i niepełnosprawnych. Do skarżyskiego Stowarzyszenia trafił w ubiegłym roku sprzęt o wartości około 150 tysięcy złotych. Część od razu trafiła do różnych instytucji z terenu powiatu skarżyskiego, m.in. do ośrodków pomocy społecznej, Szpitala Powiatowego, Domu Pomocy Społecznej czy Towarzystwa Przyjaciół Chorych. Pozostały sprzęt trafił właśnie do wypożyczalni.
Płatność za wypożyczony sprzęt jest symboliczna – 5, czy 10 zł za miesiąc.
Wypożyczalnia znajduje się przy ulicy Aptecznej 7 w Skarżysku-Kamiennej. Na wypożyczenie sprzętu należy się umówić pod numerem telefonu 663 378 265 lub 41 25 15 964.
Wypożyczalnia dysponuje następującym sprzętem:
- Wózek sanitarny toaletowy – mogą z niego korzystać osoby, które nie są w stanie z różnych przyczyn dotrzeć do łazienki. Umożliwia wykonywanie czynności fizjologicznych w pozycji siedzącej. Po wyjęciu pojemnika spod siedziska, wózek najeżdża na sedes.
- Wózek aktywny – pozwala na dużą mobilność, łącznie z pokonywaniem progów i innych przeszkód. Istnieje możliwość dokonania dużej liczby regulacji, dzięki czemu wózek jest zwrotny. Umożliwia osiągnięcie maksymalnej sprawności i samodzielności w życiu oraz utrzymanie aktywności sportowej.
- Wózek rehabilitacyjny – nazywany wysokim lub leżakowym, przystosowany jest do przewożenia osób, które nie mają możliwości utrzymania głowy w pionie oraz przyjęcia pełnej pozycji siedzącej. Istnieje możliwość regulacji zmiany kąta oparcia aż do pozycji leżącej.
- Wózek inwalidzki z napędem elektrycznym – zapewnia łatwe poruszanie się w warunkach domowych oraz jazdę terenową.
- Chodzik – wygodna i łatwa w prowadzeniu podpórka na kółkach, przeznaczona dla osób potrzebujących wsparcia po urazach lub osób starszych. Ułatwia poruszanie się po domu, codzienne spacery czy wyjście na zakupy. Wyposażony w siedzisko i koszyk. Chodzik jest składany, co ułatwia transport i przechowywanie.
- Balkonik rehabilitacyjny stały – sprzęt pomocniczy wspomagający pionizację i poruszanie się. Bardzo dobrze sprawdza się u osób ze schorzeniami narządu ruchu, z zaburzeniami równowagi, u osób potrzebujących wsparcia po urazach lub osób starszych.
- Kula łokciowa – jest pomocą techniczną poprawiającą mobilność użytkownika, przeznaczona dla osób ze schorzeniami urazowo-ortopedycznymi lub z niedowładem kończyn dolnych, gdy wskazane jest odciążenie narządu ruchu.
- Elektryczny podnośnik do wanny – urządzenie przeznaczone dla osób mających problemy ruchowe, które pragną korzystać z wanny, ale nie maja tyle siły, aby wejść lub z niej wyjść. Nadaje się do każdej wanny. Jest to stabilne siedzisko z oparciem, które potrafi zjechać na dno wanny, a następnie unieść osobę z powrotem do krawędzi. W każdej chwili można go wyjąć, złożyć i schować.
...
Brawo !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:37, 08 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
"Dla Ciebie to 5 minut, dla Kogoś całe życie"
9 i 10 kwietnia w ponad 180 punktach rozlokowanych na 104 uczelniach w całym kraju odbędzie się III edycja wyjątkowej inicjatywy studentów pod hasłem "Dla Ciebie to pięć minut, dla Kogoś całe życie". Organizatorem największej w Polsce akcji rejestracji potencjalnych dawców szpiku jest Fundacja DKMS Polska.
W Kielcach rejestracja potencjalnych dawców odbędzie się na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego.
Rejestracja potencjalnych dawców:
Godziny: 11:00 - 18:00
Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach
Miejsce: Wydział Matematyczno - Przyrodniczy
Adres: ul. Świętokrzyska 15, Kielce
Godziny: 11:00 - 18:00
Miejsce: Wydział Nauk o Zdrowiu
Adres: al. IX Wieków Kielce 19, Kielce
...
Brawo !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:48, 09 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Opiekunka znęcała się nad niepełnosprawnymi. "Jak cię pi..., to cię zabiję normalnie"
Krzyczała, wyzywała, szarpała, biła. Mimo że sąd skazał opiekunkę domu pomocy społecznej w Rokocinie, ta nadal pracowała, bo - jak broni się dyrekcja - wyrok był nieprawomocny. Zdaniem związkowców szefostwo DPS-u tak naprawdę zamykało oczy na problem.
"Czy ty pii.. będziesz spać dzisiaj czy nie? Zostaw to krzesło do cholery jasnej, jak cię pi..., to cię zabiję normalnie" – to tylko jedna z wypowiedzi, którą zarejestrowano na nagraniu. Nie kończyło się jednak na groźbach, kobieta dopuszczała się wobec podopiecznych także rękoczynów.
Władze DPS-u tłumaczą, że do chwili ujawnienie nagrania nie miała pojęcia o procederze. Dyrektorka placówki twierdzi natomiast, że związkowiec, który ujawnił nagrania, chciałby po prostu się jej pozbyć.
Co gorsza, jak podkreślają eksperci, przypadek ten nie jest odosobniony. Ponieważ brakuje pieniędzy na specjalistów, często do podobnych ośrodków trafiają przypadkowe osoby. Stąd bierze się brak empatii, owocujący nierzadko przemocą.
>>>
Super opieka !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:07, 09 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Wielki finał akcji rejestracji dawców szpiku
Dla Ciebie to pięć minut, dla Kogoś całe życie" - to hasło wyjątkowej inicjatywy studentów z całej Polski, której finał już 9 i 10 kwietnia. Każdy może pomóc osobom chorym na białaczkę i inne nowotwory krwi.
W Polsce co godzinę ktoś dowiaduje się, że ma białaczkę. Walka z tą chorobą jest długa, trudna i często niesprawiedliwa. Wiedzą to Ci, którzy ją wygrali i Ci, którzy stracili bliskich pokonanych przez tę chorobę.
Fundacja DKMS Polska wraz z 230 Studentami z całego kraju po raz trzeci organizuje największą w Polsce, jak dotąd jedyną na świecie, akcję rejestracji potencjalnych dawców szpiku. Po dwóch edycjach, które w zeszłym roku zaskoczyły efektami samych organizatorów, spodziewają się oni kolejnego poruszenia młodzieży zaangażowanej w pomoc osobom chorym na białaczkę i inne nowotwory krwi.
REKLAMA Czytaj dalej
9 i 10 kwietnia w ponad 180 punktach rozlokowanych na 104 uczelniach w całym kraju zarejestrować się będzie mógł każdy zdrowy człowiek pomiędzy 18. a 55. rokiem życia, ważący minimum 50 kg. Rejestracja zajmuje tylko chwilę, polega na przeprowadzeniu wstępnego wywiadu medycznego, wypełnieniu formularza z danymi osobowymi oraz pobraniu wymazu z błony śluzowej, z wewnętrznej strony policzka. Na podstawie pobranej próbki zostaną określone cechy zgodności antygenowej, a jeśli okaże się, że kod genetyczny dawcy zgadza się z kodem genetycznym chorego, wtedy dochodzi do przeszczepienia.
Wszyscy, którzy chcą się zarejestrować, powinni mieć ze sobą dokument tożsamości z nr PESEL. Aby sprawdzić gdzie najbliżej będzie znajdował się punkt, wystarczy wejść w kalendarz dni dawcy na stronie [link widoczny dla zalogowanych]
- Prosimy, przyjdźcie i dajcie szansę na życie tym, dla których jedynym ratunkiem jest przeszczepienie komórek macierzystych od niespokrewnionego dawcy – zachęca Agata Maraszek, Kierownik Działu Rekrutacji Dawców.
9 kwietnia Fundacja DKMS Polska przy okazji III edycji projektu studenckiego, ulokuje punkt koordynacji działań na Wydziale Elektroniki i Technik Informacyjnych (Audytorium Centralne) Politechniki Warszawskiej. Będzie to miejsce, z którego koordynowane będą działania na wszystkich uczelniach. Osoby, które odwiedzą punkt koordynacji, będą mogły na bieżąco obserwować jak postępuje proces rejestracji na wszystkich uczelniach, w 46 miastach, jak również spotkać pacjentów, którzy wygrali walkę z białaczką. Będzie też możliwość rozmowy z lekarzem hematologiem Tigranem Torosianem i dawcami, którzy mieli już szczęście podarować komuś szansę na nowe życie. Do dyspozycji będą również pracownicy Fundacji DKMS Polska, którzy opowiedzą o całym procesie rejestracji potencjalnych dawców i koordynacji pobrań szpiku kostnego od dawców.
Fundacja DKMS Baza Dawców Komórek Macierzystych Polska, działająca od 2008 roku, jako niezależna organizacja non-profit, od początku działalności przebadała i zarejestrowała ponad 470 tysięcy potencjalnych dawców komórek macierzystych, i jest tym samym największą bazą w Polsce. Już ponad 1000 osób z bazy DKMS podarowało cząstkę siebie innym, dając im tym samym szansę na wygranie walki z białaczką. Jako jedyna baza potencjalnych dawców szpiku w Polsce, Fundacja DKMS posiada możliwość rejestracji dawców za pomocą pałeczek do poboru wymazu z błony śluzowej. Ta innowacyjna metoda pozwala na samodzielne pobranie wymazu, z którego, tak jak z krwi, oznaczane są cechy zgodności tkankowej.
>>>
Cenne .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:57, 10 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Inowrocław: dworzec zamknięty, bezdomni zamieszkali w Parku Zdrojowym
Inowrocławskie Solanki. To tutaj przy jednej z głównych alejek koczują bezdomni -
- Właściwie to nie mamy wielkich potrzeb. Tylko porządnie umyć się nie ma gdzie - zwierza się "Gazecie Pomorskiej" bezdomny z inowrocławskich Solanek.
Gazetę odwiedził czytelnik. - Koniecznie zajrzyjcie do Parku Zdrojowego. W tujach, przy jednej z głównych alejek, tej równoległej do ulicy Wilkońskiego, koczuje grupa bezdomnych. Ktoś powinien im pomóc. Park to przecież nie noclegownia - usłyszał przedstawiciel redakcji.
Strażnicy są w porządku
Na pytanie czy mieszkają w Solankach, szybko odpowiadają, że nie. Mężczyzna z kobietą nie przeczą jednak, że są bezdomnymi. W trakcie rozmowy przyznają się, że śpią w parku, pod rozłożystymi tujami. W sumie koczują tam trzy osoby. Wraz z parą jest jeszcze jeden mężczyzna.
- Zimą mieszka się w starych domach. Czasem zaglądamy do ogrzewalni. Ale stamtąd wyrzucają już o szóstej rano. Dworzec kolejowy jest w remoncie. Na autobusowym nocy nie da się spędzić, więc przenieśliśmy się do Solanek - opowiada jeden z bezdomnych i pokazuje porozrzucane kołdry i szmaty w "domu" pod tują.
Rozmówcy twierdzą, że nie potrzeba im wiele. Przydałyby się jakieś koce i stare kołdry. No i możliwość umycia się. - Owszem, można to zrobić w schronisku u brata Alberta, ale jest po drugiej stronie miasta. Autobusem tam nie pojadę, bo zaraz by mnie z niego wyrzucili. Poza tym u Alberta przyjmują tylko mężczyzn, a my jesteśmy parą. Bez mojej partnerki się nigdzie nie ruszę - dodaje mężczyzna.
Panowie drą na kawałki papier. Robią skręty, podpalają i... kontynuują opowieść. - Chyba wiemy kto poinformował o nas "Gazetę". Ale ludzie są tu dla nas w porządku. A najlepsi są strażnicy miejscy. Zaglądają do nas, dopytują czy nam czegoś nie potrzeba - słyszymy.
U Alberta tłok
Redakcja pyta więc o możliwość wydania bezdomnym posiłków. - Trzeba to załatwić przez MOPS - pada odpowiedź.
Jadwiga Kalinowska, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej zapewnia, że udzieli bezdomnym niezbędnego wsparcia. - Osoby takie mają zagwarantowane ustawowo prawo do posiłku, lekarza, ubrania. Nie ma o czym mówić. Ludzie nie powinni też mieszkać w parku. Zobaczymy co się da zrobić - mówi.
...
Dworce to nie miejsce dla bezdomnych i zadna nedza tego nie tlumaczy . Zrobmy im jakies ogrzewalnie w stylu dworca albo stare dworce ale nie te zwykle .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 15:58, 10 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Radio Kraków
Rodzina eksmitowana z ul. Lema żyje na walizkach
W trzech jednopokojowych mieszkaniach i wciąż na walizkach. Tak żyje rodzina pana Zbigniewa Pielki, eksmitowanego kilka dni temu z domu przy Alei Jana Pawła w Krakowie. Ich dom, przypomnijmy, przejęła gmina pod budowę ulicy Lema. Usunięcie rodziny odbyło się w dramatycznych okolicznościach, z udziałem policji - informuje Radio Kraków.
Rodzina tymczasowo mieszka w trzech lokalach socjalnych, w nowych blokach na Prądniku Czerwonym. Jak tłumaczy zięć pana Zbigniewa, rodzina miała dostać mniej, niż milion czterysta tysięcy za oddanie domu. Do tego straciła ważne źródło dochodu, bo w budynku były też dwa lokale wynajmowane pod sklepy.
Rodzina odwołała się od decyzji o wycenie, więc wypłata odszkodowania została wstrzymana, do momentu wyliczenia nowej kwoty. Pielkowie liczyli, że wstrzymana będzie też eksmisja, ale urzędnicy nie chcieli dłużej czekać, bo stojący dom opóźniał pracę. Przejęli więc budynek siłą. Większość właścicieli pozostałych kilkunastu działek, oddała je dobrowolnie i wzięła odszkodowania.
...
Tu super ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 20:33, 10 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Blisko 81 tys. zł zebrała Fundacja "Pomóż Im" w ramach "Pól nadziei"
Blisko 81 tys. zł zebrała do tej pory białostocka Fundacja "Pomóż Im" na rzecz Hospicjum dla Dzieci w ramach akcji "Pola nadziei" - poinformowano na konferencji prasowej. W tym roku fundacja obchodzi pięciolecie działalności.
Fundacja działa od 2007 roku, prowadzi domowe Białostockie Hospicjum Dla Dzieci; to jedyna taka placówka w Podlaskiem.
Środki na swoją działalność fundacja pozyskuje w ramach 1 proc. odpisu od podatku, a także dzięki akcji "Pola nadziei", która popularyzuje ideę opieki paliatywnej. Kampanię rozpoczęto w październiku ubiegłego roku, kiedy ponad sto szkół i instytucji współpracujących z fundacją posadziło przy swoich siedzibach cebulki żonkili, które wiosną zakwitły, a kwiaty rozdawane są podczas kwest.
Do tej pory odbyły się trzy kwesty w Białymstoku i Łomży. W niedzielę w ramach ogólnopolskiego finału "Pól nadziei" w Białymstoku kwestowało ok. 650 wolontariuszy. Pieniądze będą zbierane przez fundację jeszcze do maja.
Jak powiedział na konferencji prasowej prezes fundacji Szczepan Barszczewski, dotychczasowy wynik - blisko 81 tys. zł - jest bardzo zadowalający. Szacuje, że do maja fundacji uda się zebrać ponad 100 tys. zł. Dodał, że w ubiegłym roku w ramach "Pól nadziei" zebrano 76 tys. zł. Barszczewski mówił, że pieniądze z kwest zaspokajają część potrzeb fundacji i hospicjum. Dodał, że coraz lepszy wynik kwesty pokazuje też, że rośnie świadomość społeczeństwa i "ludzie zaczynają rozumieć, czym jest hospicjum i opieka paliatywna", a tym samym coraz chętniej wspierają tego typu akcje.
Podczas konferencji podsumowano też pięć lat działalności fundacji. W tym czasie do hospicjum przyjęto 101 nieuleczalnie chorych dzieci, odeszło 35 pacjentów, a 37 zostało wypisanych z powodu względnie stabilnego stanu zdrowia. Obecnie pod opieką fundacji jest 25 pacjentów, najmłodszy ma 6 miesięcy, najstarszy 19 lat.
Pracujący w fundacji lekarz Adam Hermanowicz mówił, że to pacjenci ze schorzeniami neurologicznymi, nowotworowymi, chorobami wrodzonymi, genetycznymi czy metabolicznymi, których leczenie skończyło się w szpitalu. Dodał, że w hospicjum starają się pomóc pacjentom uśmierzyć ból czy inne dolegliwości, ale pomagają też całym rodzinom w opiece nad nieuleczalnie chorym dzieckiem.
Specyfiką hospicjum jest to, że lekarze dojeżdżają do domów pacjentów na terenie województwa podlaskiego. Barszczewski mówił, że przez te pięć lat pracownicy przejechali w sumie ponad 1,1 mln kilometrów i odbyli blisko 25 tys. wizyt w domach pacjentów. W fundacji pracuje ok. 20 osób - lekarzy, pielęgniarek, rehabilitantów, psychologów, kapelanów oraz pracowników administracyjnych.
Oprócz opieki lekarskiej, fundacja pomaga w poprawieniu warunków socjalnych dzieci, organizują swoim podopiecznym zimowe i letnie wyjazdy rehabilitacyjne. Finansuje też różne projekty na rzecz ciężko chorych dzieci, np. malowanie ścian w pomieszczeniach kliniki onkologii Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. Ważną częścią działalności są wolontariusze, którzy m.in. pomagają w akcjach fundacji.
...
Bardzo dobrze
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:10, 11 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Na Wielkanoc dla potrzebujących zebrano ponad 290 ton żywności
Na Wielkanoc dla potrzebujących wolontariusze Caritas zebrali już ponad 290 ton żywności. Trafi ona do kilkudziesięciu tysięcy potrzebujących z całej Polski. Także kilka tysięcy osób z regionu skorzysta z pomocy.
Rzecznik Caritas Polska Paweł Kęska poinformował, że przedświąteczna zbiórka żywności była prowadzona w 32 diecezjach. Produkty trafią do blisko 60 tysięcy osób.
Pomoc otrzymają między innymi rodziny wielodzietne i ubodzy. Paczki będą rozdawane także podopiecznym Caritas samotnym, bezdomnym czy chorym. Placówki Caritas zajmujące się dożywianiem przygotują także śniadania Wielkanocne dla potrzebujących.
O konkretnych miejscach w regionach, gdzie będą wydawane paczki żywnościowe czy organizowane świąteczne śniadania, informują diecezje i parafie.
>>>
Pieknie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:15, 12 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Katarzyna Nylec | Onet
Głuchoniemi bez szans? Egzamin nie do przejścia
Od niemal półtora roku, czyli odkąd zmieniły się przepisy dotyczące egzaminu na prawo jazdy, w Katowicach ani jednej osobie głuchoniemej nie udało się podejść do egzaminu praktycznego. Zarówno egzaminatorzy jak i instruktorzy nauki jazdy nie owijają w bawełnę: To dyskryminacja. Głuchoniemi są traktowani przez rząd jak obywatele gorszej kategorii!
Już latem 2012 roku przedstawiciele Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Katowicach zwracali w Warszawie uwagę, że po wprowadzeniu zmian w przepisach głuchoniemym odbierze się możliwość ubiegania o prawo jazdy. - Jak grochem o ścianę. Nikt nas nie słuchał. Nie trzeba być wybitnym uczonym, żeby wiedzieć, że język polski dla osoby głuchoniemej jest językiem obcym - denerwuje się jeden z pracowników WORD-u.
Głuchoniemi kandydaci na kierowców nie mogą zdawać egzaminu teoretycznego w obecności tłumacza języka migowego. - Egzamin na prawo jazdy to przede wszystkim test ze znajomości zasad języka polskiego. Głuchoniemi rozumieją zaledwie 20-25 procent tekstu, nic więc dziwnego, że teoria jest dla nich nie do przejścia - wyjaśnia w rozmowie z Onetem Roman Bańczyk, dyrektor katowickiego WORD-u.
Przed zmianą przepisów egzaminy teoretyczne odbywały się w formie ustnej w obecności tłumacza. Obecnie tłumacz może towarzyszyć egzaminowanemu tylko podczas egzaminu praktycznego. Problem w tym, że zanim kandydat na kierowcę usiądzie za kółkiem musi zdać egzamin teoretyczny.
Obecnie tylko jedna osoba głuchoniema podejmuje trud podchodząc do egzaminu teoretycznego. - Temu chłopakowi brakuje tylko dwóch punktów, ale mocno trzymamy za niego kciuki. Nie znajduję słów, żeby wyrazić nasz podziw. To człowiek o niezwykłym samozaparciu, ponadprzeciętnie zdolny i zdeterminowany, by osiągnąć cel - dodaje Bańczyk.
Zdolności niepełnosprawnych docenia także jeden z instruktorów nauki jazdy z Zabrza. - Zgłosił się do mnie pewien młody mężczyzna. Jest osobą głuchoniemą. Doskonale sobie radzi za kółkiem, ma tzw. szósty zmysł, ale cóż z tego, skoro przepisy są absurdalne - rozkłada ręce.
Śląski oddział Polskiego Związku Głuchych podpisuje się pod słowami przedstawicieli WORD-u i dodaje: - Do tej pory, mimo obietnic ministerstwa transportu, nie rozwiązano tego problemu. Wciąż czekamy na jakąś propozycję - usłyszeliśmy w katowickim oddziale PZG.
...
Ale pomoc ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 20:15, 12 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Koncert na rzecz chorych na stwardnienie rozsiane
W niedzielę w Nowohuckim Centrum Kultury odbędzie się koncert "Kapele Serc", podczas którego wolontariusze będą zbierać pieniądze na rzecz chorych na stwardnienie rozsiane. Początek o godzinie 18.
"Kapele Serc" to akcja charytatywna, która została zapoczątkowana już w 2009 roku przez Polską Sekcję Międzynarodowej Rady Stowarzyszeń Folklorystycznych, Festiwali i Sztuki Ludowej CIOFF z inicjatywy Zespołu Pieśni i Tańca Uniwersytetu Warszawskiego "Warszawianka".
Podczas niedzielnego wydarzenia wystąpią m.in. Zespół Pieśni i Tańca "Krakowiacy", Zespół Pieśni i Tańca "Nowa Huta", Międzyszkolny Ludowy Zespół Pieśni i Tańca "Krakowiak" oraz "Małe Słowianki". Zagra także irlandzki zespół Eriu oraz Moh Lena – Zespół Tańca Bollywood.
Podczas występów wolontariusze będą zbierać pieniądze, a w przerwie koncertu będzie można zakupić cegiełki ofiarowane przez organizatorów. Cały dochód zostanie przekazany Polskiemu Towarzystwu Stwardnienia Rozsianego Oddział w Krakowie, które pomaga chorym na stwardnienie rozsiane.
....
Pieknie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 14:17, 13 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Lubelskie: wielkanocna akcja Caritas - "Chleb dobroci"
Zebraniu pieniędzy na żywność dla potrzebujących służy akcja "Chleb dobroci" prowadzona przez Caritas Archidiecezji Lubelskiej przed Świętami Wielkanocnymi. Przygotowano 35 tys. bochenków chleba, które będą rozprowadzane w zamian za datki.
- Chleb jest darem piekarzy lubelskich i chełmskich. Będzie rozprowadzany w parafiach naszej archidiecezji i na deptaku w centrum Lublina. Zachęcamy, aby datki wynosiły 5 zł za bochenek – powiedział dyrektor Caritas Archidiecezji Lubelskiej ks. Wiesław Kosicki.
Akcja nawiązuje do symboliki Wielkiego Czwartku i Ostatniej Wieczerzy, podczas której Chrystus dzielił się chlebem ze swoimi uczniami.
- Ten bochenek poświęcony w Wielką Sobotę, a spożywany w czasie posiłku wielkanocnego, będzie wyrazem solidarności z potrzebującymi – dodał ks. Kosicki.
Niewielkie bochenki oznakowane są logo Caritas i napisem "Chleb dobroci". Część z nich została zapakowana w kolorowe pudełka, które można używać jako skarbonki i zbierać w nich drobne kwoty z przeznaczeniem na cele charytatywne.
Akcja "Chleb dobroci" prowadzona jest w archidiecezji lubelskiej od 2000 r. Jedna złotówka z datków za każdy bochenek pozostaje w parafiach, które rozprowadzają chleb, a reszta trafia do archidiecezjalnej Caritas. W ubiegłym roku – po potrąceniu kosztów - było to około 70 tys. zł.
Pieniądze z tegorocznej zbiórki przeznaczane mają być na zakup żywności dla potrzebujących i finansowanie obiadów dla dzieci w szkołach.
- Potrzeby są coraz większe, osób ubogich przybywa. Tymczasem w lutym skończyła się akcja przekazywania żywności ubogim z nadwyżek Unii Europejskiej. W ubiegłym roku dzięki niej otrzymaliśmy 700 ton jedzenia dla 38 tys. naszych podopiecznych. Uruchomienia kolejnej tego typu akcji spodziewamy się dopiero pod koniec tego roku, dlatego datki są bardzo potrzebne – zaapelował ks. Kosicki.
....
Tak polaczenie pomocy z tradycja narodowa i religijna .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:26, 14 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Ewelina Potocka | Onet
"Iść i prosić, to nie takie proste"
Labudowie - Arek Wegner
Gdy pięć lat temu straciła męża, jej świat rozsypał się jak domek z kart. Została sama z dziesiątką dzieci, długami, rozpadającym się domem i kłopotami, którymi mogłaby obdzielić pół rodzinnej Wiślinki. Ale Maria Labuda nie poddała się i postanowiła walczyć. Po pięciu miesiącach życia w biedzie pokonała własny wstyd i poprosiła o wsparcie. W walce o godne życie pomogli jej dobrzy ludzie, do których trafiła dzięki Fundacji Hospicyjnej z Gdańska.
Czwartkowe popołudnie. W siedzibie Fundacji Hospicyjnej przy ul. Chodowieckiego w Gdańsku codzienna krzątanina. Dzieci hałasują w świetlicy, pracownice hospicjum odbierają telefony i przyjmują interesantów, a grupa wolontariuszy pakuje puszki, do których zbierane będą datki podczas corocznej akcji "Pola Nadziei na Pomorzu". W grupie zapracowanych osób jest też Maria Labuda, drobna i niepozorna kobieta, której historia poruszyła dziesiątki serc dobrych ludzi.
- My tu jesteśmy jak swoi - zaczyna radośnie pani Maria. W takcie rozmowy uśmiechać się będzie za każdym razem, gdy tylko wspomni o Fundacji Hospicyjnej.
Labudowie przy ul. Chodowieckiego pojawiają się w każdy w czwartek. 12-letnia Roksana i 11-letni Patryk mają swoje zajęcia w świetlicy, a pani Maria… tej pełno wszędzie! Z każdym porozmawia, każdego podtrzyma na duchu. Kręci się tu i tam, gdy trzeba, to pomoże albo przypilnuje dzieci. Chociaż sama ma ich w sumie okrągłą dziesiątkę (z czego pięcioro ciągle mieszka z nią w domu w Wiślince), zajmuje się także cudzymi dzieciakami - podopiecznymi Funduszu Dzieci Osieroconych.
Fundusz Dzieci Osieroconych działa w ramach Fundacji Hospicyjnej. Wspiera najmłodszych, którzy w pewnym momencie swojego życia musieli zmierzyć się z najgorszym - śmiercią najbliższej osoby. Pani Maria i jej dzieci doskonale wiedzą, jak wielka jest to trauma. Gdy w lutym 2009 roku umarł jej mąż Leszek, świat Labudów rozsypał się jak domek z kart.
30 kg w trzy tygodnie
- To było tak: 10 lat wcześniej mąż miał wypadek. Spadł z czterech metrów. Odratowali go, ale kręgosłup miał złączony na cztery śruby. Po dwóch latach doszedł do siebie, właściwie dzięki mnie. Funkcjonował normalnie, pracował, ale co jakiś czas jeździł na rehabilitację do różnych ośrodków zdrowia. W 2007 roku był w górach. Wrócił stamtąd jakiś podziębiony. Wysłałam go do lekarza. Dostał antybiotyki. Brał je przez dwa miesiące, ale nic nie przechodziło. A kaszel miał taki duszący. Nie chciał nic jeść, nic pić - opowiada Maria Labuda.
Za namową żony Leszek Labuda ponownie odwiedził lekarza, tym razem prywatnie. Ten wypisał skierowanie na kompleksowe badania.
Położyli go w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. Wtedy już było wiadomo, że to coś poważnego. Pan Leszek schudł 30 kg w trzy tygodnie.
Jest źle
Na diagnozę nie trzeba było długo czekać. Lekarze orzekli, że to nowotwór przełyku i drobnokomórkowiec na dolnym płacie lewego płuca.
Labudowie załamali się.
Jednak chemioterapia, której poddany został Leszek Labuda, szybko zaczęła przynosić rezultaty. Jakiś czas potem z badania rezonansem magnetycznym wynikało, że po raku nie został nawet ślad.
- Pani nie wie, jak ja skakałam do góry ze szczęścia. Jak myśmy się wtedy cieszyli. Jaka to wtedy radość była. Mój Boże… - wspomina pani Maria.
W tej całej euforii Maria Labuda nie uśpiła jednak swojej intuicji. Ta podpowiadała jej bowiem, że to jeszcze nie koniec.
I rzeczywiście - po czterech miesiącach złośliwiec najpierw zaatakował szyję, a potem nadnercza. I tam już został do końca.
Czuł, że umrze
"Mąż jest tak osłabiony, że chemia by go zabiła. Musi pani się z tym pogodzić", usłyszała Maria Labuda od lekarza.
- Jak mam się z tym pogodzić? Jak mam to zrobić? Płakałam i pytałam lekarzy. Byłam załamana totalnie - Maria Labuda wspomina ten czas, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj.
I dodaje: - Nic nie mówiłam mężowi, ale on wiedział. Przeczuwał, że umrze. Bardzo źle się czuł. Bolało go strasznie. Dwa razy musiałam pogotowie wzywać, bo nałykał się tabletek. Ale co one mogły mu pomóc? W końcu w nocy go złapało na dobre. Zawiozłam go do szpitala.
Sprawy zaczęły nabierać zawrotnego tempa. Lekarze wiedzieli już, że Leszkowi Labudzie nie da się pomóc. Wiedziała o tym także pani Maria.
- Dwóch braci zmarło na raka, mój tata też. Widziałam końcówkę tej choroby, wiem co się dzieje wtedy z człowiekiem. W tamtym momencie to samo działo się z moim mężem. Widziałam spuchnięte nogi i byłam pewna, że to już tylko kwestia czasu… - opowiada kobieta.
"Jestem sama"
Najgorsza jest niemoc. Jeszcze cztery miesiące wcześniej ściskali się szczęśliwi, że udało się przegonić paskudztwo. Ale wtedy, w ten lutowy, chłodny wieczór, wiadomo było, że już nic nie da się zrobić. Maria Labuda czuła, jak miażdży ją poczucie bezsilności.
W tej sytuacji lekarze podjęli decyzję, że pan Leszek musi opuścić szpital. Jemu nie dało się już pomóc, więc musiał zwolnić łóżko dla kolejnego pacjenta.
Bezlitosne, bezduszne, nieludzkie zasady.
To są momenty, gdy czuć, jak ziemia zapada się pod nogami. Umierający mąż, szóstka dzieci, które czekają w domu i wciąż pytają, co dzieje się z ojcem. Do tego praca, bo przecież trzeba z czegoś żyć. W całej niepewności Maria Labuda była przekonana o jednym - nie zabierze umierającego męża do domu.
"Panie doktorze, ja jestem sama. Mam szóstkę małych dzieci, sześcioletniego syna w domu. Związany jest z ojcem ogromnie, bo ja pracuję. Ojciec z nim siedział, praktycznie go wychowywał od małego. Starszą córkę Roksanę też. Czy moje dzieci muszą być skazane, by patrzeć na umierającego ojca? W życiu tego nie zrobię, nie zabiorę go do domu!" - te słowa usłyszał od Marii Labudy onkolog z UCK.
Leszek Labuda trafił do szpitala w czwartek, a już we wtorek, dzięki pomocy dr. Krzysztofa Konopy z UCK, przewieziono go do Hospicjum im. Ks. Eugeniusza Dutkiewicza SAC w Gdańsku.
Szybki koniec
To była dramatyczna decyzja. Maria Labuda podjęła ją ze względu na dobro najbliższych. Jednak najstarszy syn powiedział jej wtedy wprost, że nigdy matce tego nie wybaczy. Mąż podobnie - był decyzją żony bardzo zawiedziony.
- Wcześniej dla mnie i dla nas wszystkich hospicjum to było takie miejsce, gdzie ludzie odchodzą bez pomocy. To był dom, w którym tylko umierają, wynoszą, wnoszą - przyznaje Maria Labuda.
Gdy przyjechała do hospicjum przy ul. Kopernika w Gdańsku, szybko wyzbyła się obaw. To nowoczesne miejsce pełne światła, przestrzeni i takiej nieuchwytnej dobroci, która krąży gdzieś między korytarzami i pokojami.
Syn pani Marii szybko przekonał się, że matka miała rację. Przeprosił ją i wraz z pozostałą częścią rodzeństwa czuwał przy łóżku ojca.
Z decyzją żony zdążył pogodzić się także pan Leszek. Odszedł trzy dni po przywiezieniu do hospicjum, w piątek o godzinie 5:45.
To, co działo się potem zlewa się w jedno. Smutek, żal, łzy, dużo łez. Dzieci Labudów były przygotowane na to, co się stanie. Matka szczególną troską otoczyła Patryka i Roksanę. Im najtrudniej było pojąć, co to znaczy, że tatuś nie żyje.
Maria Labuda nie spodziewała się, że Patryk tak czule będzie tulił się do ojca podczas ostatniego pożegnania. - Pamiętaj, że jak mama będzie na mnie krzyczeć, to powiedz jej "nununu nie wolno" - mówił, ściskając ojca. Maria Labuda była wstrząśnięta. Nie chciała, by sześciolatek widział, że wylewa morze łez, więc odwróciła głowę.
Masakra w domu
Wkrótce potem nastąpił kolejny cios. Maria Labuda została sama z sześciorgiem niepełnoletnich dzieci w domu, który był ruderą. Przez dwa lata choroby Labudowie nieźle się zadłużyli. Wkrótce w domu w Wiślince zabrakło prądu - z powodu braku regularnych wpłat dostawca odciął zasilanie. Nie było też ogrzewania, schody na piętro zawaliły się, a ganek rozpadł się i brakowało drzwi wejściowych.
- Naprawdę miałam masakrę w domu. Gdyby nie pomoc tych wszystkich dobrych ludzi, to nie wyszłabym nigdy z tego. Nie wiem, jakby to było i czy w ogóle by było… - pani Maria zamyśla się.
Nigdy wcześniej nie znalazła się w tak ekstremalnej sytuacji. Wcześniej wraz z mężem miała firmę, potem każde pracowało na etacie - pani Maria w firmie Bromix, a mąż jako ochroniarz.
- Ktoś może powiedzieć: dzieci sobie narobiła, to niech teraz cierpi. Ale to nie jest tak. Dzieci było dużo, ale nigdy im niczego nie brakowało. Radziliśmy sobie, starszym dzieciom wyprawiliśmy huczne wesela. Nie musiałam o nic nikogo prosić - mówi Maria Labuda.
Pierwszy raz poprosiła dopiero we wrześniu, ponad pół roku po śmierci męża i pięć miesięcy po tym, gdy odcięli im prąd.
- Już nie mogłam wytrzymać. Nie wiedziałam, co mam robić dalej. Bałam się o dom i o dzieci. Męczyłam się długi czas, czułam takie pohamowanie i wstyd. Bo to właśnie wstyd jest najgorszy. Przyszłam do Hospicjum i trafiłam na panią Ewę Starkel. Gdy usłyszała moją historię, od razu zapytała, dlaczego jestem tu tak późno. Ale to nie jest tak proste: iść i prosić. Zawsze są te próby, że może się uda samemu. Ale nie da rady. Ja próbowałam wszystkimi sposobami. Pisałam do Energi listy o umorzenie długu, o rozłożenie na raty. Zostałam sama z szóstką dzieci i kłopotami - opowiada pani Maria.
Akcja: pomoc!
- Zazwyczaj jest tak, że śmierć jednego z małżonków obniża status materialny rodziny i wsparcie jest potrzebne. Jednak w tym przypadku to była rodzina, która bezwzględnie potrzebowała naszej pomocy - potwierdza Alicja Stolarczyk, prezes Fundacji Hospicyjnej.
Na pomoc nie trzeba było długo czekać. Fundacja Hospicyjna pomagała własnymi środkami, zorganizowała akcję społeczną, poprosiła także zaprzyjaźnione media o wsparcie. Dzięki materiałom w "Gazecie Wyborczej" i TVP o losie rodziny usłyszeli ci, którzy pragną pomagać.
Labudowie otrzymali wsparcie materialne, dzięki któremu udało się spłacić dług w Enerdze, a dzieci nie musiały już odrabiać lekcji przy świeczkach. Osoby prywatne i firmy podarowały Labudom ubrania i kosmetyki. Jeden ofiarodawca przyjechał samochodem wypchanym jedzeniem.
Krok po kroku Labudowie zaczęli odbijać się od dna. Ich życie powoli zaczęło wchodzić na właściwy tor, choć nie obyło się bez chwili załamania i zwątpienia. W gorszych momentach Maria Labuda po prostu wychodziła z domu, choćby do sklepu po chleb. Szła przed siebie, a po drodze gubiła łzy i złe myśli. Gdy wracała, dzieci widziały znów silną i zdecydowaną mamę. Tak zleciało pięć lat.
- Dziękuję wszystkim, którzy nam pomogli. Z całego serca dziękuję. Staram się odwdzięczyć, jak mogę. Pomogli nam, pomagamy im - mówi Maria Labuda i nawiązuje do swojej charytatywnej działalności w Fundacji Hospicyjnej.
Patryk i Roksana w siedzibie przy ul. Chodowieckiego czują się jak u siebie. Najchętniej wcale by stąd nie wychodzili. Chętnie udzielają się także w akcjach organizowanych przez fundację. Oglądać ich możemy na plakacie promującym Fundusz Dzieci Osieroconych, działającym przy fundacji, na którą każdy z nas może przekazać 1 procent podatku.
Wyjście na prostą
Dzięki ludziom dobrej woli Labudowie mają teraz ciepłą wodę, prąd, światło. Pani Maria pracuje, a dzieci są na tyle samodzielne, że potrafią zadbać o siebie i o dom. Niedawno mama szkolnej koleżanki Roksany, pani Kuropatnicka, sprezentowała Labudom meble - pięciodrzwiową szafę do pokoju, komodę, kuchenną zabudowę. - Koniecznie musi pani napisać, że bardzo, bardzo dziękuję pani Kuropatnickiej za ten wspaniały prezent - wielokrotnie podkreśla Maria Labuda.
Ale jednocześnie nie ukrywa, że nadal jest jej trudno. Patryk, sowizdrzał, zbił już czwarte okulary. Biegł, przewrócił się i po sprawie. Okulary to koszt 250 złotych, a więc niemałe pieniądze. A w domu jest jeszcze Roksana, Kinga, Sebastian i Kamil. Nie ma szans, by Patryk dostał nowe okulary w tym miesiącu.
Tym bardziej że zbliża się Wielkanoc, a w święta u Labudów jest najtrudniej. Matka stara się, jak może, ale nie zawsze się udaje. Labudowie ciągle jeszcze potrzebują pomocy. - Zawsze przyda się trochę żywności, jakieś ubrania, może jakiś prezent dla dzieci. Żeby było fajnie, żeby się cieszyły - mówi po cichu.
W domu jest wilgoć, a ściany pokrywa grzyb. Pani Maria ma dużą działkę, chciałaby dobudować drugi dom dla synów. - Może jest ktoś, kto ma na zbyciu materiały budowlane? - pyta nieśmiało.
Leszek Labuda, pochowany na cmentarzu w Pruszczu Gdańskim, ciągle nie ma pomnika. - Chciałabym wziąć pożyczkę, ale kto mi da? Może za kilka lat uda mi się uzbierać… - dodaje kobieta.
Pamięć zawsze będzie
Pani Maria żyje z dnia na dzień. Jak przyznaje, nawet nie ma czasu pomyśleć o sobie. Rodzina ciągle się powiększa, bo najstarsze dzieci też zostają rodzicami. Gdy wszyscy zjadą się do Wiślinki, w domu przebywa 30 osób. Jest głośno i bardzo wesoło. Tylko pana Leszka brak.
- Jest pamięć, zawsze będzie - mówi Maria Labuda. - W Boże Narodzenie dzieci zawsze nalewają barszcz dla ojca. Nigdy go nie zapomną, bo mąż był kochany, do rany przyłóż.
I dodaje: - On jest cały czas w moim, naszym życiu, dlatego nie wyobrażam sobie innej osoby obok mnie. Córka mówi do mnie: mama, ty jeszcze sobie kogoś znajdziesz. Ale ja bym nie mogła. Ten zapach jego, głos, dotyk, to wszystko… Człowiek ma 50 lat, ale z Leszkiem to było 30 lat pożycia małżeńskiego. Tego się nie da niczym zastąpić.
Każdy, kto chciałby wspomóc rodzinę Labudów, może skontaktować się z Fundacją Hospicyjną w Gdańsku. Warto także wesprzeć samą Fundację Hospicyjną i Hospicjum im E. Dutkiewicza SAC w ich działalności i przekazać im 1 procent podatku. Więcej szczegółów na stronie [link widoczny dla zalogowanych]
....
Kobiety samotne nie z wlasnej winy (nie chodzi o takie co maja 5 dzieci i nie kojarza z kim) maja wszelkie prawo do pomocy bez zadnej łaski . TO OBOWIAZEK !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:46, 15 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Prawie 85 tys. zł z charytatywnej aukcji strusich pisanek
Prawie 85 tys. zł zebrano w poniedziałek w Łodzi podczas licytacji artystycznie zdobionych strusich pisanek oraz obrazów autorstwa znanych malarzy, karykaturzystów i jubilerów. Dochód przeznaczony zostanie na letni wypoczynek dzieci i młodzieży niepełnosprawnej.
W tym roku na charytatywnej aukcji sprzedano ponad 60 artystycznych pisanek ze strusich wydmuszek oraz kilkanaście obrazów. Akcję "Malowane nadzieją" już po raz 13. przed świętami wielkanocnymi zorganizowało Katolickie Stowarzyszenie Niepełnosprawnych Archidiecezji Łódzkiej.
Strusie pisanki wykonali i przekazali na licytację m.in. litewski grafik, ilustrator książek i scenograf Stasys Eidrigevicius, karykaturzysta Edward Lutczyn, rzeźbiarka Magdalena Abakanowicz oraz studenci Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Wśrd pisanek były m.in. wyroby jubilerskie, rzeźby, wielobarwne dzieła m.in. z tradycyjnymi wielkanocnymi motywami.
Wśród wyrobów ze strusich wydmuszek za najwyższą kwotę - 4 tys. zł - sprzedano szkatułkę na biżuterię przygotowaną przez artystkę Sylwię Serwin - powiedział organizator aukcji ks. Piotr Kosmala.
Z wystawionych na aukcji obrazów najwyżej wylicytowane zostało dzieło Kariny Sławińskiej, które sprzedano za 5 tys. zł. Pod młotek poszły także obrazy znanego kompozytora Jana Kantego-Pawluśkiewicza oraz ukraińskiego twórcy Iwana Kulika.
W sumie podczas aukcji udało się zebrać 84,9 tys. zł. Całkowity dochód tradycyjnie przeznaczony będzie na organizację turnusów wypoczynkowo-rehabilitacyjnych dla dzieci i młodzieży niepełnosprawnej, znajdujących się pod opieką Katolickiego Stowarzyszenia Niepełnosprawnych Archidiecezji Łódzkiej.
Stowarzyszenie wywodzi się z Duszpasterstwa Osób Niepełnosprawnych, założonego w 2001 roku. Zajmuje się organizacją pielgrzymek, wycieczek i turnusów wakacyjnych.
....
Bardzo pieknie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:02, 15 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Potrzebni wolontariusze na obchody 70. rocznicy powstania warszawskiego
Urząd m.st. Warszawy i Muzeum Powstania Warszawskiego rozpoczęły dzisiaj nabór wolontariuszy na obchody 70. rocznicy powstania warszawskiego. Osoby te będą pomagać weteranom powstania, którzy przybędą do stolicy z całego świata. Zgłaszać się można do 15 maja.
Jak powiedziała na konferencji prasowej prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, w związany z obchodami projekt wolontariatu zaangażowanych ma być 450 osób.
Wciąż brakuje ponad 200 wolontariuszy - poinformował dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego Jan Ołdakowski. Zachęcając do zgłaszania się wyjaśnił, że formularz rekrutacyjny dostępny jest na stronie internetowej muzeum [link widoczny dla zalogowanych] Dolna granica wieku dla osoby, która może zostać wolontariuszem podczas obchodów to 14 lat; górnej granicy wieku nie ma - zwrócił uwagę Ołdakowski.
W czasie obchodów wolontariusze obecni będą w miejscach oficjalnych uroczystości, podczas wydarzeń edukacyjnych i kulturalnych organizowanych przez muzeum, a także m.in. w centrum prasowym i w punktach informacyjnych. Mają nieść wsparcie weteranom powstania, którzy w związku z obchodami przybędą do stolicy - np. pomagając powstańcom w docieraniu do miejsc, w których organizowane będą poszczególne wydarzenia, składające się na program obchodów.
- Pomoc wolontariuszy będzie niezbędna. Na moje zaproszenie przyjedzie do stolicy ponad 700 osób, w tym blisko 400 uczestników powstania, wielu z nich z najdalszych zakątków świata - mówiła we wtorek Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Republika Południowej Afryki, Australia, Brazylia, Argentyna, Wielka Brytania, Francja, Grecja, Litwa, Niemcy, Szwecja, Dania, Szwajcaria i Rosja - m.in. z tych krajów przybędą na obchody weterani powstania.
- Ponad sto osób przyleci ze Stanów Zjednoczonych - z Chicago, Las Vegas, Los Angeles, Nowego Jorku, San Francisco. Będzie kilkadziesiąt osób z Kanady. A także goście z Izraela - zapowiedziała Gronkiewicz-Waltz.
Weterani powstania, którzy mieszkają w Polsce, przyjadą na obchody m.in. z Koszalina, Sopotu, Gdańska, Zielonej Góry, Wrocławia, Poznania, Bydgoszczy, Łodzi, Lublina, Krakowa, Zakopanego i Sosnowca.
Na rocznicowe uroczystości weterani zapraszani są razem z osobami towarzyszącymi - zwróciła uwagę prezydent Warszawy. Powstańcy to "osoby już wiekowe, większość z nich ma ponad 90 lat" - mówiła. - Część porusza się o kulach, część na wózkach inwalidzkich. Są często osoby niewidome, niedowidzące. Niektórym będą towarzyszyć całe rodziny - powiedziała prezydent.
Wolontariusze zaangażowani w obchody będą mogli poznać weteranów osobiście. Możliwość "otarcia się o historię" oraz "poznania kulis tak dużego wydarzenia, jakim będą obchody 70. rocznicy wybuchu powstania" - m.in. to zyskają osoby, które zdecydują się na udział w projekcie - podkreślała Gronkiewicz-Waltz.
Ołdakowski zaznaczył, że wszyscy, którzy zostaną zakwalifikowani do kilkutygodniowej pracy jako wolontariusze, przejdą przed obchodami specjalne szkolenie m.in. z zakresu wiedzy historycznej (spotkania z historykami i uczestnikami powstania), umiejętności interpersonalnych oraz tego, jak zajmować się ludźmi starszymi.
- Służba ojczyźnie, służba pamięci powstania warszawskiego. A także przygoda - z tym wiązać się będzie zaangażowanie w wolontariat - podsumował dyrektor muzeum.
- Szukamy osób chętnych do działania, poznania nowych ludzi oraz kulis organizacji tak dużych i znaczących wydarzeń na terenie Warszawy; osób, którym bliska jest pamięć i szacunek względem tego wyjątkowego okresu w historii stolicy - napisali organizatorzy akcji w zaproszeniu dla wolontariuszy. Rekrutacja potrwa do 15 maja.
Projekt jest kolejnym elementem budowy i promocji wolontariatu miejskiego.
- Kilkanaście dni temu w Centrum Komunikacji Społecznej Urzędu Miasta zatwierdzony został do realizacji projekt wolontariatu miejskiego «Ochotnicy warszawscy», mającego na celu stworzenie systemu wolontariatu. Organizacja wolontariatu w trakcie 70. rocznicy Powstania Warszawskiego wpisuje się w rozwój współpracy różnorodnych instytucji i promocję aktywności ochotniczej wśród mieszkańców - napisano.
...
To tez pomoc .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:29, 16 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Fundacja Dzieci Niczyje wspiera aktywizację zawodową młodych ludzi
18 tys. euro otrzymała Fundacja Dzieci Niczyje na realizację programu "Accordeon Samodzielności", którego celem jest ułatwienie startu na rynku pracy młodym ludziom w szczególnie trudnej sytuacji życiowej. Akcję objęło patronatem MPiPS.
W programie uczestniczy 20 młodych ludzi, których wybrała jeszcze w ubiegłym roku Fundacja Dzieci Niczyje. To młodzież, która wychowuje się poza rodzinami i jest szczególnie zagrożona bezrobociem. Wszyscy otrzymują wsparcie z zakresu rozwoju osobistego oraz opiekę psychologa. Celem akcji jest wsparcie procesu usamodzielnienia się podopiecznych Fundacji, którego zwieńczeniem są staże zawodowe w firmach w uczestniczących w programie.
18 tys. euro na wsparcie aktywizacji zawodowej młodych ludzi przekazali przedstawiciele Fundacji Accor w środę podczas uroczystości w Warszawie. Będą one przeznaczone na drugą edycję programu "Accordeon Samodzielności", którą Fundacja Dzieci Niczyje realizuje wspólnie z Fundacją Accor.
Podopieczni Fundacji w ramach "Accordeonu Samodzielności" biorą udział w szkoleniach podnoszących wiedzę i kompetencje, uczą się pracy w grupie, odbywają też wizyty w firmach oferujących staże. Jako stażyści otrzymują wynagrodzenie, a po zakończeniu stażu mają szanse na stałe zatrudnienie.
Podczas uroczystości przedstawiciele firm, które zaangażowały się w organizację staży dla uczestników programu, odebrali pamiątkowe dyplomy. Za wsparcie programu dziękował im m.in. minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz, który objął akcję honorowym patronatem.
- Zdecydowaliśmy się objąć patronatem tę akcję, bo pokazywanie dobrych przykładów i dobrych praktyk jest też naszą misją i naszym obowiązkiem. A to jest realny przykład społecznej odpowiedzialności biznesu (...) - powiedział minister pracy.
Kosiniak-Kamysz zwrócił uwagę, że walka z bezrobociem wśród młodych jest "jednym z najważniejszych wyzwań dla Unii Europejskiej na najbliższe lata". Według ministra warto rozwijać te kompetencje, które będą poszukiwane przez pracodawców w najbliższych latach - chodzi przede wszystkim o przygotowanie do pracy w sektorze IT, ochronie zdrowia i opiece nad osobami starszymi oraz w dziedzinie usług. Kosiniak-Kamysz podkreślił też, że równie ważne są kompetencji "mniej formalne", takie jak elastyczność w podejmowaniu zatrudnienia czy umiejętność pracy w grupie.
Kosiniak-Kamysz apelował też o wypełnienie w zeznaniu podatkowym rubryki dotyczącej przekazania jednego procentu podatku na organizację pożytku publicznego. - Polska potrzebuje organizacji pozarządowych, potrzebuje trzeciego sektora i to nie jest abdykacja państwa - to jest uzupełnienie jego roli - powiedział minister.
Pierwsza edycja "Accordeonu Samodzielności" odbyła się w 2 013 r. Uczestniczyło w nim 20 młodych ludzi; pełen program ukończyło 13 osób (część zrezygnowała z uczestnictwa w trakcie trwania), a siedem znalazło stałe zatrudnienie w firmach biorących udział w akcji. W ubiegłym roku na realizację programu Fundacja Accor przekazała 22 tys. euro.
>>>
Brawo .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:30, 16 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Przemysław Henzel | Onet
Akcja charytatywna komandosów Formozy na rzecz 10-letniej Nadii
Komandosi Formozy zakończyli charytatywną wyprawę w Alpy trasą Haute Route. Celem akcji było zebranie funduszy na leczenie i rehabilitację Nadii – córki żołnierza Formozy Rafała Kowalewskiego. Siedmiodniowa wyprawa, która odbywała się w trudnych warunkach pogodowych, pomimo kłopotów, zakończyła się sukcesem. Komandosi ze Stowarzyszenia KRS Formoza zdradzają, że planują kolejne tego typu wyprawy.
Nadia Kowalewska od urodzenia cierpi na dystrofię mięśniową. 10-latka, wraz z rodzicami, co kilka tygodni jeździ do Uniwersyteckiego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku, gdzie poddawana jest serii zastrzyków - w ramach programu eksperymentalnego. Na razie jeszcze nie ma lekarstwa, ale członkowie Stowarzyszenia KRS "Formoza" liczą, że zostanie ono opracowane w niedalekiej przyszłości. Nadii można pomóc już teraz zbierając fundusze na rehabilitację oraz sprzęt medyczny.
Rafał Kowalewski, ojciec dziewczynki, członek stowarzyszenia KRS Formoza, był pierwszym dowódcą Zespołu Bojowego A. Członkowie Stowarzyszenia podkreślają, że pomoc dla jego córki to ich moralny obowiązek.
Celem wyprawy zorganizowanej przez komandosów ze Stowarzyszenia KRS "Formoza" było przejście na nartach od Chamonix we Francji do Zermatt w Szwajcarii. Haute Route, między Mont Blanc, a Metternhorn to jedna z najbardziej znanych tras w Alpach. Przygotowania do wyprawy trwały kilka miesięcy, a organizatorzy podkreślają, że włożono w nie “wiele wysiłku i serca".
Pożegnanie uczestników wyprawy miało miejsce 6 kwietnia w Gdyni. Po przybyciu do Chamonix Polacy napotkali na pierwszy problem z uwagi na złe warunki pogodowe. Żołnierze relacjonują, że wyprawa była bardzo trudnym wyzwaniem, ponieważ przy tak forsownej i trudnej technicznie trasie nie było miejsca na błędy lub improwizację. W pierwszym dniu nastąpiło kompletne załamanie pogody, do którego doszło także zagrożenie lawinowe. Po zejściu dwóch lawin, opóźniła się aklimatyzacja na Aquile du Midi (3842 m n.p.m), co wymusiło pokonanie w ciągu jednego dnia trasy wyznaczonej na dwa dni.
Pomimo trudnych warunków komandosi zdobyli szczyty Col du Tour Noir (3535 m n.p.m.), Alaninhorn (4023 m n.p.m.) i szczyt w Masywie Strahlhorn (3790 m n.p.m.). Jak podkreślają, "co dzień dawali z siebie wszystko w granicach bezpieczeństwa, które w górach jest nad wyraz ważne, w terenie, w którym każdy niewłaściwy ruch mógł skończyć się upadkiem do szczeliny i zagrożeniem życia". "Zdobywaliśmy kolejne szczyty na nartach dla Nadii, bohaterki naszej akcji" - dodają.
- Warunki pogodowe były najgorsze pierwszego dnia, mieliśmy także pewne trudności z aklimatyzacją, będącą sporym wyzwaniem dla ludzkiej kondycji. Trudne były również warunki terenowe - śnieg w wielu miejscach był twardy jak lód, a wszędzie było pełno szczelin, co nie ułatwiało nam zjazdów z lodowca - mówi w rozmowie z Onetem Kacper, jeden z uczestników wyprawy.
- Warunki były zmienne, co uzmysłowiło mi, jak ważne było podejmowanie właściwych decyzji. Nieraz po ciele przechodziły ciarki, ale przygotowaliśmy się do tej wyprawy najlepiej, jak mogliśmy - podkreślił wojskowy. - Już po wszystkim dało o sobie znać zwykłe zmęczenie, ale najważniejsze, że dzięki naszej motywacji, daliśmy radę - dodał.
Akcja pomocy dla Nadii trwa cały czas - żołnierze apelują o przekazywanie wpłaty 1 proc. podatku na rzecz Fundacji Dzieciom "Zdążyć z pomocą" oraz na konto stowarzyszenia KRS Formoza z dopiskiem "Mila dla Nadii".
"Obiecujemy też, że to nie koniec. Planujemy już kolejne wyprawy i każda będzie równie ekstremalna. Niedługo z pewnością zdradzimy jakieś szczegóły" - zdradzają komandosi na swoim profilu na Facebooku.
W czerwcu 2013 roku roku komandosi Formozy wzięli udział w 10-dniowej akcji "Mila dla Sebastiana – Alpy". Akcję swoim patronatem objęli minister obrony narodowej, minister sportu oraz znani sportowcy, tacy jak Marcin Gortat i Artur Siódmak. - Nigdy nie zostawimy Sebastiana, zrobiliśmy to dla niego. Zrobiliśmy po prostu to, co do nas należało - mówił wtedy Dariusz Terlecki, prezes Stowarzyszenia KRS Formoza. - Nigdy nie zapomnimy o Sebastianie. Oprócz najbliższej rodziny, ma także nas - podkreślał wojskowy w rozmowie z Onetem.
>>>
Pieknie )))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:20, 17 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Wielkanocne paczki dla ubogich od Stowarzyszenia "Droga"
7dbb9b17-20b5-4e25-a8cf-c2e4408bb009 0
Ok. 6 tys. potrzebujących z województwa podlaskiego otrzyma świąteczną pomoc od Stowarzyszenia Pomocy Rodzinie "Droga" z Białegostoku. Paczki żywnościowe w czwartek otrzymały osoby z miasta, w piątek trafią do rodzin w całym województwie podlaskim.
"Droga" takie akcje prowadzi nie tylko przed Wielkanocą, ale także przed Bożym Narodzeniem. Pieniądze na nie pozyskuje m.in. ze sprzedaży ozdób i pamiątek świątecznych, a także z kwest w hipermarketach.
Pomoc otrzymują rodziny, którymi zajmuje się Stowarzyszenie oraz osoby wskazane przez ośrodki pomocy społecznej.
W czwartek paczki odebrały osoby z Białegostoku, a także przedstawiciele gminnych ośrodków pomocy społecznej, aby móc je rozdać potrzebującym na swoim terenie w piątek. W paczkach znajduje się m.in. kiełbasa, wędliny, jajka, mąka, olej oraz słodycze dla dzieci. Jak powiedział założyciel Stowarzyszenia "Droga" ojciec werbista Edward Konkol, to niezbędne rzeczy, aby móc przygotować potrawy na stół świąteczny.
Mówił, że w akcji nie chodzi tylko o dawanie darów ubogim, ale też dawanie dobroci. - Ci ludzie są często w sytuacjach wręcz makabrycznych, bo mają dużo dzieci, idą święta, a oni nie wiedzą co im przygotować. I właśnie w takich momentach wraca im nadzieja, dostają paczkę, ale mają też świadomość, że to dzięki dobroci innych ludzi - dodał.
Zdaniem Konkola szlachetni są też ludzie, którzy chcą pomóc potrzebującym. - Kiedy człowiek angażuje się w życie drugiego człowieka, to wraca mu uśmiech na twarzy, wraca mu poczucie życia - mówił.
W tym roku stowarzyszenie zebrało też dary dla potrzebujących z Ukrainy. W specjalnym busie, który w czwartek wjechał na teren tego kraju, znalazły się m.in. koce, środki czystości, żywność, słodycze, a nawet płyta gazowa i grzejnik elektryczny.
W sobotę na Rynku Kościuszki w Białymstoku, z inicjatywy Konkola, już po raz kolejny odbędzie się ekumeniczne święcenie wielkanocnych pokarmów. Pokarmy będą święcić hierarchowie katolicki i prawosławny.
Stowarzyszenie "Droga" działa od 1991 r. i jest jedną z najbardziej znanych i aktywnych w Podlaskiem organizacji, zajmujących się dziećmi z rodzin ubogich i patologicznych. Prowadzi dom, gdzie znajdują schronienie, mogą najeść się, odrobić lekcje. Stowarzyszenie wspiera całe rodziny: organizuje letni wypoczynek, zbiórki żywności i odzieży, pomoc terapeutyczną. Zbiera też pieniądze na stypendia dla najzdolniejszych podopiecznych.
>>>
Pieknie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:22, 18 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Więźniowie pomogą oczyścić Kraków
Zarząd Budynków Komunalnych w Krakowie podpisał umowę z zakładem karnym w Nowej Hucie, na mocy której więźniowie będą brali udział w pilotażowym programie sprzątania miasta oraz usuwania nielegalnego graffiti.
W ramach zawartej umowy, więźniowie skupią się przede wszystkim na budynkach będących w zasobie Zarządu Budynków Komunalnych. W najbliższych miesiącach będą brali udział głównie w usuwaniu nielegalnego graffiti z budynków przychodni zdrowia.
To na razie pilotażowy program, który umożliwi zatrudnienie ok. 4-5 osób pozbawionych wolności do prac porządkowych.
ZBK będzie zapewniał więźniom transport, narzędzia do pracy, określi także zakres ich prac i będzie je nadzorował. Wszyscy osadzeni będą również przeszkoleni w zakresie zasad bezpieczeństwa i higieny pracy.
...
Bardzo sluszne .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:24, 18 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Joanna Weyna Szczepańska | Onet
Jeden procent może wiele
Piotruś Wojciechowski z Bydgoszczy będzie obchodzić w tym roku piąte urodziny. Dwa lata temu zachorował na raka. Guz wielkości śliwki ujawnił się na pniu mózgu. Na szczęście, już pierwsze objawy choroby naprowadziły lekarzy na właściwy trop.
- To jest dziwne uczucie. Rodzisz zupełnie zdrowe dziecko. Rozwija się wspaniale. I nagle przychodzi niedzielny poranek, który zmienia w życiu rodziny dosłownie wszystko – opowiada mama Piotrusia, Emilia.
Krytycznego dnia Piotruś obudził się w swoim łóżeczku o zwykłej porze. Rodzice zauważyli, że przekrzywia główkę, ma nieznaczne trudności z zachowaniem równowagi.
Robert: Już następnego dnia byliśmy z nim u lekarza, a tydzień później syn miał wykonany rezonans magnetyczny. Dowiedzieliśmy się o guzie, który umiejscowił się na pniu mózgu, jednak o jego czwartym stopniu złośliwości, dostaliśmy informacje dopiero po laboratoryjnym badaniu wycinków chorej tkanki. Syn pomyślnie przeszedł operację, ale proces leczenia raka to coś więcej; nasz syn ma za sobą dziesiątki naświetlań, mega chemię i autologiczny przeszczep szpiku kostnego. Kruchy i mały chłopczyk zniósł to wszystko, choć nie da się ukryć, że katorżnicza chemia i radioterapia odcisnęła piętno na jego organizmie.
Rodzice dziecka od początku choroby złożyli sobie obietnicę, że zrobią wszystko, aby pomóc Piotrusiowi. Po zakończonym leczeniu w Bydgoszczy szukają więc niekonwencjonalnych metod, aby zapobiec ewentualnemu nawrotowi choroby. Robert dotarł do informacji o leczeniu immunologicznym w klinice w Tel Avivie. Dziś, pomimo trudów rehabilitacji i wciąż długiej jeszcze drogi malca do pełni sił i zdrowia, patrzą w przyszłość z optymizmem.
Emilia: Gdyby nie nieoceniona pomoc rodziny, przyjaciół, znajomych bliższych i dalszych, a także ludzi dobrej woli, nigdy nie udałoby się uzbierać kwoty 150 tysięcy złotych na pobyt naszego dziecka w Izraelu, a Robert wyjaśnia: - W Polsce lekarze rozprawili się z guzem mózgu. Wszystko przebiegało w myśl ustalonych procedur leczenia tego typu raka i jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu. Naszemu dziecku uratowano życie! Do Izraela pojechaliśmy uzyskać pomoc, o której nie mogło być już mowy w Polsce. Synek miał przeszczepione(od pielęgniarza!) ciała odpornościowe, których zadaniem po zasymilowaniu się z organizmem dziecka było wypracowanie odpowiedniej pamięci immunologicznej, aby nowe komórki nowotworowe były natychmiast niszczone. Na szczęście, kolejne badania Piotrka rezonansem magnetycznym w szpitalu w Bydgoszczy (szczegółowy "skan" ciała) nie wykazał nowych komórek raka. To dla nas podwójna radość, że przeszczep się przyjął i że wzmocniony system odpornościowy zadziałał. Teraz Piotruś musi nadrobić resztę. Musi samodzielnie chodzić, mówić, nadrobić umiejętności intelektualne. Wierzę, że podoła. Nie na darmo nazwaliśmy Piotrusia Walecznym.
Ze zbiórki na leczenie Piotrusia aż 36 tysięcy złotych udało się uzbierać z 1 procenta.
Emilia: Nie spodziewaliśmy się takiej sumy. Przecież 1 procent to ułamek od kwoty przeciętnego dochodu. A jednak … Wiele osób nam pomogło. Wszystkim z serca dziękuję. Nieszczęście, które nas dotknęło może przytrafić się każdemu. Nigdy nie wiadomo kiedy i z jaką siłą uderzy choroba. To ogromna lekcja pokory. Mam nadzieję, że najgorsze za nami. Serdeczność i wsparcie od ludzi nieraz pomagały przetrwać naprawdę trudne chwile.
Szesnastoletnia Agnieszka Hajdukiewicz z Czaplinka jest uśmiechniętą, bardzo pogodną nastolatką. W wieku dwóch lat, tuż po śmierci mamy, wraz z czworgiem rodzeństwa trafiła pod opiekuńcze skrzydła kochającej cioci. Gdyby nie pomoc Janiny Ułaś, rodzonej siostry zmarłej, dzieci trafiłyby do placówek opiekuńczych.
- To była szybka decyzja. Siostra, krótko przed śmiercią prosiła, aby zająć się dziećmi. Byłam panną, a nasi rodzice jeszcze o siłach. Wzięłam do siebie całą piątkę, bo szwagier pił i wychowałam je do dorosłości - opowiada zwięźle Janina.
Najmłodsza, Agnieszka, mieszka jeszcze z ciocią. Urodziła się bez nóg i lewej ręki. Od urodzenia porusza się na wózku inwalidzkim. Ma też za sobą doświadczenie protezowania.
- Tańsze protezy, a więc te za około 50 tysięcy złotych, trzeba wymieniać co kilka lat wraz z moim wzrostem – tłumaczy dziewczyna.
- Ustaliłyśmy z ciocią, że teraz będziemy zbierać na protezy inteligentne, takie, które posłużą mi już w dorosłości i na pewno mocno ułatwią samodzielne życie.
Zebranie kwoty na nowe protezy dla Agnieszki to dla Janiny ogromne wyzwanie. Liczy na wpłaty z jednego procenta i inne datki.
- Potrzebujemy kosmicznych dla nas pieniędzy. Na nowe protezy musimy zebrać około 300 tysięcy złotych. Czasami boję się o tym myśleć. Co będzie, to będzie, powtarzam Agnieszce. I ona nigdy się nie skarży. Przytula się do mnie i jeszcze pocieszy. Bóg dał jej niewiarygodną pogodę ducha i umiłowanie życia. Ona chce być w tym swoim życiu użyteczna dla innych. Chce pracować jako prawniczka. Marzy o studiach w Szczecinie. Ma bardzo sprecyzowaną wizję życia. Ufa swoim umiejętnościom i stawia na samodzielność. Czasami krew mnie zalewa, gdy ktoś próbuje podkopywać jej psychiczne siły. Na szczęście, Aga się nie daje – opowiada Janina.
Dzięki wpłatom z 1 procenta, Janina mogła opłacać rehabilitację dla Agi. Udało się również zakupić specjalistyczny wózek.
- To taki wózek aktywny. Lekki i zwrotny. Aga śmieje się, że reaguje na komendy jak dobry pies – opowiada kobieta.
Przyznaje jednak, że zbieranie środków bywa trudne.- W pewien sposób to forma żebractwa. Każdy opiekun osoby niepełnosprawnej wie, co mam na myśli – tłumaczy.
- Kiedyś zdarzyło się, że ulotki, które rozniosłam po okolicy, ktoś szybko po mnie uprzątnął. Ludzkie języki też potrafią dopiec. Wylicza się nam zebrane pieniądze, a ja mówię: To może zamienicie się z Agnieszką? Ona da wam te pieniądze, a wy oddajcie jej swoje nogi i ręce …
Rocznie z 1 procenta udaje się zebrać na leczenie siostrzenicy kilkadziesiąt tysięcy złotych. Większość środków Janina przeznacza na sprzęt rehabilitacyjny i protezy. Teraz dochodzi zbiórka na nowe.
- Jestem niezmiernie wdzięczna wszystkim darczyńcom. Każda złotówka dla Agi to jej maleńki kroczek do samodzielnego i spełnionego życia – mówi Janina i dodaje;
- Żałuję, że ze strony państwa nie ma wsparcia. Jako ciocia Agnieszki, a więc osoba niespokrewniona z nią w pierwszej linii, zostałam pozbawiona prawa do świadczenia pielęgnacyjnego na niepełnosprawne dziecko, pomimo przejęcia nad nim całkowitej opieki. Przez 10 lat zmagałam się z niedostatkiem, ale musiałam podołać wychowaniu dzieci siostry i pomóc Agnieszce. Parę lat temu poszłam do pracy w sklepie. Aga jest już na tyle odpowiedzialna, że może spędzić parę godzin w domu sama. Ostatnio ugotowała smaczny obiad na mój powrót. Byłam wzruszona.
Iwona Sworowska z Drzycimia, mama głęboko upośledzonej dziewczynki z zespołem wad wrodzonych, również podkreśla wagę 1 procenta.
- To nie są oszałamiające kwoty, ale udaje się za nie zapewnić dziecku rehabilitację czy środki opatrunkowe i odżywcze przynajmniej na półtora miesiąca – mówi matka.
W przypadku Nikoli, a więc dziecka bezwolnego, wymagającego uwagi przez 24 godziny na dobę i całkowicie zależnego od swych opiekunów, ogrom funduszy trzeba przeznaczyć na pieluchy, środki opatrunkowe, odpowiednie odżywki i pokarm, a także specjalistyczny wózek i krzesełko do samochodu, aby móc wozić dziecko do lekarzy i na ćwiczenia.
- Co ja się już od ludzi nasłuchałam, że takie dzieci jak Nikola powinno się "likwidować", że wysysają siły i zdrowie z reszty rodziny. Jednak, gdy przychodzi do udzielenia konkretnej pomocy lub okazania zwykłego, ludzkiego odruchu, robi się wokół nas pusto … A czasem ta zwyczajna życzliwość, dobre słowo dla nas już dają siłę do dalszych zmagań. Nikola to moja ukochana córka. Chcę, aby na swój sposób miała normalne dzieciństwo. Kocham ją i jej nie "zlikwiduję". Zdaję sobie sprawę, że z powodu jej niepełnosprawności nasza rodzina stała się w pewien sposób dysfunkcyjna. Bywa trudno. Jednak jesteśmy otwarci na ludzi. Chętnie przyjmiemy słowa wsparcia, porady, jakieś wskazówki. Przyjmiemy też podarowaną nam chwilę odpoczynku i ulgi, gdy ktoś zajmie się naszym dzieckiem przez moment. Paradoksem jest oceniać innych, nie mając w tym względzie żadnego pojęcia, żadnego doświadczenia. Trzy lata temu byłam z córką na komisji lekarskiej tytułem wypłaty zasiłku pielęgnacyjnego. Pani doktor wystawiła kwity na pięć lat. "Myśli pani, że za pięć lat przyjdę tu, do gabinetu, ze zdrową Nikolą?", zapytałam lekarkę. Nic nie odpowiedziała. Tego samego dnia dowiedziałam się, że przyznano zasiłki dwóm matkom, których dzieci są chore, ale nie upośledzone psychoruchowo. Cierpią na alergię. Jedna z matek otrzymała świadczenie pielęgnacyjne do 16 roku życia dziecka. Ja, za dwa lata, znów odbędę z Nikusią naszą małą drogę na Golgotę. Znów dziesiątki badań, zaświadczeń, papierków i nerwów, by lekarz na komisji przedłużył wypłatę świadczenia pielęgnacyjnego na niepełnosprawne dziecko. Bym mogła dalej zajmować się niemówiącą, niechodzącą, niejedzącą samodzielnie i nie nawiązującą z nami kontaktu z powodu autyzmu córeczką.
Dlatego rozumiem matki, które protestowały w Sejmie. Ze swojego podwórka dodam: Niech urzędnicy bacznie się przypatrują do kogo trafia pomoc państwa. Może, gdyby tych pieniędzy nie trwoniono tam, gdzie nie trzeba, matki z Sejmu miałyby te parę groszy więcej. Bez jednego procenta, bez darowizn i pomocy bliskich, toniemy. Nie ma w Polsce przyjaznego klimatu dla rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi.
....
Mona pomoc tym 1 proc.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135950
Przeczytał: 63 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 22:56, 18 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Polacy marnują ok. 2 mln ton jedzenia
W Polsce rocznie marnuje się ok. 9 mln ton żywności, za co w większości odpowiedzialny jest sektor produkcji. Jednak konsumenci również mają znaczący udział w statystykach. Polacy wyrzucają ok. 2 mln ton żywności. Zmniejszenie tej skali nie jest trudne – wystarczy zmiana kilku nawyków żywieniowych.
Do wyrzucania jedzenia przyznaje się blisko 40 proc. dorosłych Polaków (badanie Millward Brown na zlecenie Federacji Polskich Banków Żywności). Najczęściej w koszach lądują takie produkty, jak: wędliny, pieczywo, warzywa, owoce oraz jogurty.
– Zmiana tego zależy od nas. Jest to dość złożony proces: zarówno planowanie zakupów, przygotowywanie posiłków, przechowywanie żywności w domu, jak i wykorzystanie żywności, która nam została po posiłku – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Marek Borowski, prezes Federacji Polskich Banków Żywności.
Ankietowani przyznali, że przyczyną najczęściej jest przegapienie terminu przydatności do spożycia. Zmiana nawyków konsumentów pomogłaby zmniejszyć skalę wyrzucania żywności i tym samym przynieść oszczędności w domowych budżetach. Marek Borowski radzi, by nie robić zakupów, kiedy odczuwamy głód, bo wtedy z reguły kupujemy więcej. Ważne jest też przetransportowanie i przechowywanie żywności w odpowiedni sposób – tak, by przez długi czas pozostała świeża.
– Kolejna rzecz to planowanie posiłku na konkretną liczbę osób i planowanie porcji surowców, które chcemy spożytkować. Polacy mają tendencję do przygotowywania za dużych porcji, a później część tej żywności, niestety, ląduje w koszu – mówi prezes Federacji Polskich Banków Żywności. – Ważne są również kwestie związane z przygotowaniem żywności: w odpowiednich garnkach, w odpowiedniej ilości wody i na odpowiedniej wielkości palniku. Mówimy tu nie tylko stratach żywności, lecz także o stratach energii i wody, które są bardzo ważne dla naszego środowiska.
Podkreśla, że warto również znaleźć sposób na wykorzystanie pozostałej po gotowaniu żywności czy resztek jedzenia.
– Na stronie banków żywności Niemarnuje.pl jest bardzo dużo przepisów, jak przygotować posiłki z tego, co zostało w lodówce. Często zostaje nam ostatnia papryka, pomidor czy kawałek sera i nie bardzo wiemy, co z tym zrobić, a naprawdę są świetne przepisy, podpowiadające nam, jak tę żywność wykorzystać – dodaje Borowski.
Banki żywności starają się walczyć ze skalą marnotrawienia żywności zarówno wśród konsumentów, jak i w sektorze produkcji – gdzie marnuje się najwięcej, a także w dystrybucji.
– Producentom pokazywaliśmy, jak wyglądają straty w całym łańcuchu produkcji i którą żywność można zagospodarować. Banki żywności są naturalnym partnerem dla producentów, bo współpracują z wieloma podmiotami społecznymi, więc gwarantują, że ta żywność nie będzie wykorzystana w celach handlowych, tylko zostanie przekazana na cele społeczne – podkreśla Marek Borowski. – Do dystrybutorów kierowaliśmy programy edukacyjne, pokazujące, w jaki sposób można dobrze gospodarować żywnością i jak informować o tym klientów.
...
Na chodnikach pelno porozwalanego chleba . Co za bydlaki ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|