Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:55, 27 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
"Najlepszymi audytorami dla fundacji są darczyńcy"
Najskuteczniejszym mechanizmem kontroli nad wydatkami organizacji pozarządowych jest zainteresowanie darczyńców, oni są najlepszymi audytorami - mówią eksperci. Apelują, by wspierać organizacje pożytku publicznego, ale i sprawdzać, jak wydają nasze pieniądze.
Ze statusem organizacji pożytku publicznego (opp) związane są szczególne uprawnienia, ale i obowiązki - jednym z najważniejszych przywilejów jest ubieganie się o 1 proc. podatku, który - od 2004 r. - podatnicy mogą przekazać wybranej opp.
Departament Pożytku Publicznego w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, który sprawuje nadzór nad organizacjami pozarządowymi, przypomina, że głównym celem wprowadzenia statusu opp było stworzenie pewnej elity wśród podmiotów zaliczanych do trzeciego sektora, której cechą charakterystyczną jest transparentność zarówno w momencie rejestracji, jak i w całym okresie działania.
Co roku liczba osób, które się decydują na przekazanie 1 proc. wybranej opp, rośnie - od ok. 0,3 proc. w pierwszym roku działania tego mechanizmu do 43 proc. w ub. roku. Wciąż jest to jednak mniej niż połowa uprawnionych.
Po ujawnieniu w ub. tygodniu nieprawidłowości, do których dochodziło w Fundacji Kidprotect.pl, pojawiły się głosy, że sprawa ta może wpłynąć na wizerunek innych organizacji i zniechęcić Polaków do przekazywania im zarówno darowizn, jak i 1 procenta podatku, o który opp zabiegają najbardziej usilnie w pierwszym kwartale roku - w okresie rozliczeń podatkowych.
- Takie sytuacje jak w Kidprotect.pl nie zdarzają się często, ale w środowisku pozarządowym często działa mechanizm odpowiedzialności zbiorowej. Jest to niesłuszne i niesprawiedliwe, ponieważ przeważająca większość organizacji działa uczciwie. Ale słysząc o takich aferach darczyńcy mogą się zniechęcić - powiedziała Aleksandra Kiełczewska z Fundacji Anioły Filantropii.
Także Adam Sawicki z Instytutu Spraw Publicznych podkreśla, że organizacje pozarządowe bazują na zaufaniu społecznym i każda sytuacja, która może to zaufanie nadszarpnąć, odbija się negatywnie na wizerunku trzeciego sektora. Jednak jego zdaniem może to pozwolić na wyciągnięcie wniosków na przyszłość i wprowadzenie mechanizmów, które pozwolą uniknąć takich sytuacji. W jego opinii najlepszym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie skutecznych rozwiązań samoregulacyjnych w sektorze pozarządowym, a sytuacje takie jak w Kidprotect.pl mogą ten proces przyspieszyć, uświadamiając, że istnieje potrzeba przejrzystego działania.
Sawicki i Kiełczewska przekonują, że fundacje najskuteczniej kontrolują darczyńcy.
- Darczyńca ma prawo wiedzieć, co się stało z jego pieniędzmi. Ma prawo o to spytać organizację, którą wsparł. Może zadzwonić, wysłać maila, a każda organizacja, która poważnie traktuje swoich darczyńców, powinna udzielić tego typu informacji. Pieniądze muszą być wydane zgodnie z wolą darczyńcy. Pamiętajmy, że w przeciwnym razie darowiznę można odwołać - przypomina Kiełczewska.
Zwraca też uwagę, że 1 proc. (który w istocie nie jest darowizną, ponieważ są to pieniądze publiczne) przekazuje coraz więcej osób, ale przeważająca większość tych środków trafia do organizacji, które zbierają na tzw. subkonta (na rzecz indywidualnych osób). - Może to świadczyć właśnie o tym, że chcemy wiedzieć, na co zostaną wydane te środki - dodaje.
Podkreśla, że organizacja, która już od kilku lat jest rekordzistą, jeśli chodzi o wpływy z 1 proc. - Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą" - zbiera dużo, gdyż ma wielu podopiecznych, ale także dlatego, że działa przejrzyście, nigdy nie było zastrzeżeń co do jej wydatków i mogłaby być pod tym względem wzorem.
Kiełczewska zachęca, by szukać sprawozdań organizacji na ich stronach internetowych i w bazie MPiPS na stronie [link widoczny dla zalogowanych] - Pamiętajmy, że najlepszym audytorem w organizacjach są ich darczyńcy. Jeśli oni się interesują, jak wydawane są ich pieniądze, nie dochodzi do żadnych nieprawidłowości - powiedziała.
Także Sawicki uważa, że warto sprawdzać organizacje - przeglądać sprawozdania finansowe i merytoryczne. - W większości są dość proste, nie trzeba mieć wiedzy księgowego, żeby je zrozumieć - przekonuje.
Zdaniem Kiełczewskiej możliwości kontrolne, jakie ma MPiPS, są wykorzystywane, ale nie ma mechanizmu, który szczegółowo kontrolowałby wszelkie szczegóły wydawania pieniędzy. - MPiPS czuwa natomiast nad składaniem przez opp sprawozdań i ten mechanizm działa bardzo dobrze - podkreśla.
Zgodnie z ustawą o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie resort pracy ma możliwość wykreślenia organizacji z listy opp uprawnionych do ubiegania się o 1 proc., a także występowania do sądu rejestrowego z wnioskiem o wykreślenie informacji o posiadanym statusie opp przez organizacje, które nie dopełnią obowiązków w zakresie składania sprawozdań.
Kiełczewska przypomina, że w stowarzyszeniach są komisje rewizyjne, a opp muszą mieć rady, składające się z ludzi z zewnątrz, które czuwają nad tym, czy nie ma żadnych nieprawidłowości. Podkreśliła, że w przypadku Kidprotect.pl to zadziałało - sprawa nieprawidłowości ujrzała światło dzienne dzięki Radzie Fundacji.
W opinii Sawickiego przepisy te wymagają doprecyzowania; warto byłoby m.in. zwiększać zakres odpowiedzialności członków organów nadzorczych i zarządczych organizacji pozarządowych. Jednocześnie wysiłki powinny koncentrować się na promocji dobrych praktyk i standardów w funkcjonowaniu samego sektora pozarządowego.
- Ewentualne zmiany to jedno, ale warto też promować dobre praktyki, takie jak publikowanie bilansów, sprawozdań, poddawanie się zewnętrznym audytom - mówi Sawicki.
Jak informuje Departament Pożytku Publicznego, w związku z niezłożeniem w 2011 r. lub niezamieszczeniem w 2012 r. w terminie sprawozdania finansowego lub merytorycznego, lub złożeniem sprawozdań niekompletnych, lub budzących wątpliwości co do prawidłowości działalności organizacji opp, MPiPS wystosowało odpowiednio: w 2011 r. - 55 wniosków, w 2012 r. - 431 wniosków, natomiast w 2013 r. - 30 wniosków. W wyniku tych działań status opp utraciły 393 organizacje, w tym: 14 organizacje w 2011 r., 375 organizacje w 2012 r., cztery organizacje w 2013 r.
...
Tak . Trzeba dbac o rzetelnosc .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:11, 28 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Problem niepełnosprawnego. Nie ma dla niego podjazdu
Pani Alina i jej 17-letni niepełnosprawny syn mają spory kłopot. Chłopiec, który na co dzień porusza się na wózku inwalidzkim, ma problem z zejściem po schodach, gdyż w domu, gdzie mieszkają nie ma podjazdu. Kobieta, by wyprowadzić na dwór swojego syna, musi najpierw znieść ciężki wózek, a później wziąć na ręce syna i wyprowadzić na zewnątrz budynku. Urzędnicy chcą, by kobieta wybudowała sobie podjazd sama...
....
No tak wspaniala pomoc .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:23, 01 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Erwin James | The Guardian
Więzienie, w którym skazani są traktowani jak ludzie
Na wyspie Bastoy w Norwegii znajduje się więzienie, w którym kary odsiadują sprawcy najcięższych przestępstw, między innymi mordercy i gwałciciele. Warunki, w jakich żyją, są często krytykowane jako "przesadny luksus", ale ilość przypadków recydywy wśród opuszczających to miejsce jest najniższa w Europie.
Wyspa Bastoy leży kilka kilometrów od wybrzeża, około 75 kilometrów od Oslo. Już kiedy wsiadam na prom więzienny, widzę, że nie płynę do zwykłego więzienia. Mężczyzna obsługujący prom grzecznie wita mnie na pokładzie, rozmawiamy o pogodzie, a po chwili dowiaduję się, że mam do czynienia z jednym z więźniów, odsiadującym wyrok 14 lat za przemyt narkotyków. - Mam na imię Petter - mówi, uśmiechając się lekko na widok mojej zdziwionej miny.
Wcześniej Petter przez niemal osiem lat siedział w więzieniu o zaostrzonym rygorze. - Tu jest inaczej - tłumaczy. - Władze więzienne nam ufają. Tratują nas jak dorosłych ludzi.
Norwegia ma niecałe pięć milionów mieszkańców, w więzieniach siedzi tu mniej niż 4 tysiące ludzi, ale też podejście do więźniów jest tu zupełnie inne niż w Wielkiej Brytanii. Cztery lata temu odwiedziłem inne więzienie - zakład o zaostrzonym rygorze w Skien, około 30 kilometrów na północ od Oslo (ostatnio przez pewien czas przebywał tu między innymi Anders Breivik, morderca 77 osób z lipca 2011 r.).
Zobaczyłem ponurą, betonową fortecę, równie przygnębiającą jak każde inne więzienie na świecie… A w każdym razie myślałem tak, dopóki nie wszedłem do środka. Okazuje się bowiem, że sprawcy najcięższych zbrodni nie doświadczają tu żadnych szykan poza samą utratą wolności. W celach są telewizory i komputery, w każdej z nich znajduje się prysznic i ubikacja.
Niektórzy więźniowie z różnych przyczyn są izolowani, ale większość może w czasie odbywania kary uczyć się, trenować i odbywać różnego rodzaju kursy i szkolenia. Podział na niewielkie grupki utrudnia rozprzestrzenianie się "grypsery". Dzięki takim zasadom - jak mi tłumaczono - Norwegia ma najniższy w Europie odsetek recydywistów (tylko niecałe 30 proc. skazanych po wyjściu z więzienia ponownie popełnia przestępstwa).
Tymczasem płyniemy na Bastoy. Pytam Pettera, jak wygląda życie na wyspie. - Zobaczy pan - odpowiada tylko. - To jak życie w małej wiosce, w zamkniętej społeczności. Każdy z nas musi pracować, ale mamy też czas wolny. Wędkujemy, latem możemy pływać w morzu. Mamy świadomość, że jesteśmy więźniami, ale czujemy się jak ludzie.
Jak ludzie… Sam przesiedziałem w więzieniu 20 lat, tyle że w Wielkiej Brytanii. Przez pierwsze osiem - w małej celi, w której znajdowało się tylko łóżko, krzesło, stolik i kubeł pełniący rolę ubikacji. Byłem świadkiem dużego buntu więźniów i wielu poważnych aktów przemocy. Łącznie kilkuset więźniów popełniło w tym czasie samobójstwo, kilku z nich znałem osobiście.
Wielu także padło ofiarami morderstw. Kiedy w naszych celach zainstalowano normalne ubikacje, a kilka lat później dostaliśmy małe telewizorki, większość brytyjskich gazet krytykowała tworzenie "luksusowych więzień".
Jednak za największy skandal brytyjskiego więziennictwa zawsze uważałem niezwykle wysoki odsetek przypadków recydywy wśród wychodzących na wolność więźniów. W 2007 r. (dane pochodzą z 14 więzień w Anglii i Walii) ponad 70 proc. skazańców opuszczających mury zakładów karnych wkrótce do nich wracało.
Zważywszy że roczny koszt utrzymania jednego więźnia to około 40 tysięcy funtów (ponad 190 tys. zł), można powiedzieć, że co roku wyrzuca się w błoto mnóstwo pieniędzy, nie wspominając o kosztach, jakie ponoszą ofiary tych recydywistów. Dlatego właśnie tak zainteresowało mnie norweskie "ekologiczne więzienie".
Na wyspie wita mnie Thorbjorn, strażnik więzienny. Ma 58 lat, od 17 pracuje na Bastoy. Po drodze opowiada mi, jak funkcjonuje to miejsce. Wyspa ma 2,6 kilometra kwadratowego. W ciągu dnia pracuje tu 70 funkcjonariuszy służby więziennej, z czego połowę stanowią umundurowani strażnicy. Ich głównym zajęciem jest liczenie więźniów - jest to pierwsza rzecz, którą robią rano. Później liczą ich jeszcze dwukrotnie w ciągu dnia na stanowiskach pracy, raz w czasie specjalnego apelu i po raz ostatni o 11 w nocy. O czwartej po południu strażnicy opuszczają wyspę. Zostaje tylko czterech dyżurnych.
Thorbjorn pokazuje mi małe drewniane domki pomalowane na jasne kolory. - Tam mieszkają więźniowie - mówi. W każdym domku mieszka do sześciu osób. Każdy osadzony ma własny pokój, kuchnia i łazienka są wspólne. - Chodzi o to, aby nauczyli się żyć tak, jak będą żyć po wyjściu na wolność - tłumaczy strażnik.
Więzienna stołówka zapewnia tylko jeden posiłek dziennie. Więźniowie zarabiają równowartość około 6 funtów (niecałe 30 zł) dziennie, dostają także dodatek na jedzenie - równowartość 70 funtów (ponad 300 zł) miesięcznie. Za te pieniądze mogą kupować żywność w zorganizowanym na wyspie, dobrze zaopatrzonym supermarkecie.
Rozumiem, że wielu ludzi może uznać takie warunki za kontrowersyjne. "Więzienie" postrzegamy jako miejsce odbywania kary, więc nie odpowiada nam wizja "domowych" warunków i wygód. Ale nie każdy norweski więzień może trafić na wyspę Bastoy. Podania o przeniesienie tutaj można składać dopiero, kiedy do końca wyroku pozostało co najwyżej pięć lat, a żeby zostały one rozpatrzone pozytywnie, skazani muszą wykazać się chęcią życia zgodnie z prawem po wyjściu na wolność.
Więźniowie hodują owce, krowy i kury, uprawiają też warzywa - sami produkują większą część swojego pożywienia. Mogą także pracować w pralni, w stajniach (konie są tu wykorzystywane jako siła pociągowa), w warsztatach naprawy rowerów (wielu więźniów ma własne rowery kupione za własne pieniądze), a także w stolarni. Dzień pracy zaczyna się o 8:30 rano.
Docieramy do budynku administracyjnego. Dyżurny strażnik zabiera mi telefon, a Thorbjorn prowadzi mnie do biura naczelnika, Arne Nilsena. - Powiem panu jedno - mówi, kiedy stoimy przed drzwiami gabinetu. - Na tej wyspie czuje się bezpieczniej niż na ulicach Oslo.
Przez okno gabinetu naczelnika widzę budynek kościoła, szkołę i bibliotekę. Widać wyraźnie, że podstawowym założeniem jest uczynienie życie więźniów tak "normalnym", jak to w tych warunkach możliwe. Na pierwszy rzut oka jedynym, co różni to miejsce od zwykłej wioski, jest brak kobiet i dzieci.
- W zamkniętych zakładach więźniowie po odbyciu kary wychodzą na wolność po tym, jak przez kilka lat nie byli za nic odpowiedzialni, nawet za pracę czy gotowanie - tłumaczy Arne Nilsen, z wykształcenia psycholog kliniczny. - Tymczasem zgodnie z prawem więzienie nie ma być okropnym miejscem cierpienia. Kara polega na pozbawieniu wolności. Jeśli więźniów będziemy traktować jak zwierzęta, będą się zachowywali jak zwierzęta. My staramy się ich traktować jak ludzi.
A co z opiniami, że to nie więzienie, tylko "luksusowy obóz dla przestępców"? Naczelnik wzrusza ramionami, ale widać że jest poirytowany. - Nie zmieni się ludzi siłą - odpowiada. - Z punktu widzenia ofiary sprawa jest prosta: sprawca siedzi w więzieniu. Proszę zrozumieć, jestem realistą. Odnosząc się do więźniów z szacunkiem, uczymy ich szacunku do innych ludzi. Najważniejsze jest to, że po takim traktowaniu znacznie rzadziej ponownie popełniają przestępstwa. To chyba dobrze dla społeczeństwa?
Rzeczywiście, odsetek powracających na drogę przestępstwa wśród "absolwentów" wyspy Bastoy wynosi zaledwie 16 procent.
Kim są tutejsi więźniowie? Czy to jakieś wyjątkowe "aniołki"?
Hessle ma 23 lata, odsiaduje 11 lat za morderstwo. - Zabiłem z zemsty - mówi. - Żałuję tego, ale muszę za to zapłacić.
Drobny, jasnowłosy chłopak opowiada, że od 15 roku życia ma kłopoty z prawem. Wszystko przez narkotyki. Tymczasem na wyspie obowiązują trzy "złote zasady": żadnej przemocy, żadnego alkoholu, żadnych narkotyków. Hessle pracuje w stajniach, opiekuje się końmi. Pozostały mu jeszcze cztery lata odsiadki. Co będzie potem? - Nie ciągnie mnie już do narkotyków - mówi. - Chcę normalnie żyć, mieć rodzinę… Tutaj uczę się, jak uczynić to możliwym.
Hessle gra na gitarze. Razem z kilkoma innymi więźniami założyli nawet zespół "Bastoy Blues Band". W ubiegłym roku dostali pozwolenie na wyprawę na festiwal, gdzie zagrali jako suport przed występem ZZ Top.
Sven, także członek zespołu, ma 29 lat i także został skazany za morderstwo, na osiem lat. Przed odsiadką był bezrobotny. Na wyspie pracuje w stolarni. - Lubię poczucie, że jestem za coś odpowiedzialny - mówi. - Wcześniej nie obchodzili mnie inni ludzie.
Rozmawiam z Rutchie, jedną ze strażniczek. - Jestem dumna, że mogę tu pracować - mówi. - W Norwegii, aby zostać strażnikiem więziennym, trzeba przejść trzyletni kurs.
Rutchie patrzy na mnie z niedowierzaniem, kiedy mówię jej, że w Wielkiej Brytanii taki kurs trwa zaledwie sześć tygodni. - To niemożliwe - kręci głową. - Przecież tyle się trzeba nauczyć. Staramy się zrozumieć tych ludzi, zrozumieć, dlaczego zostali przestępcami, pomóc im się zmienić. Uczę się cały czas…
W końcu poznaję Vidora. Vidor ma 72 lata i jest najstarszym więźniem na wyspie. Pracuje w pralni i jest "przełożonym" w swoim domku, w którym poza nim mieszka jeszcze trzech mężczyzn. Odsiaduje 15 lat za nieumyślne spowodowanie śmierci dwóch osób. W jego oczach widać głęboki smutek. - Tacy jak ja nie mają gdzie się schować - mówi. - Po tym, co się stało, załamałem się. Gdyby istniała kara śmierci, błagałbym, aby mi ją wymierzono. Tutaj zrozumiałem, jak do tego doszło, dlaczego stało się tak a nie inaczej.
Wracam na stały ląd. Na promie zastanawiam się nad tym, co właśnie widziałem i słyszałem. Nie, wyspa Bastoy to nie "kolonie", ale mam wrażenie, że zobaczyłem więzienie przyszłości - instytucję, która ma leczyć, a nie krzywdzić, dawać nadzieję, a nie wpędzać w rozpacz.
Jasne, zawsze będą potrzebne więzienia o zaostrzonym rygorze, ale ważne, żeby trafiali do nich tylko ci więźniowie, których naprawdę nie da się potraktować inaczej. Bo przecież dobro społeczeństwa wymaga nie tylko tego, aby przestępca został ukarany, ale także tego, żeby po wyjściu z więzienia nie wracał na drogę przestępstwa i był zdolny żyć wśród ludzi.
>>>>
Istotnie okrucienstwo w wiezeniach nie chroni spoleczenstwa . Kiedys trzeba ich wypuscic i co wtedy ? Rozladuja sie na nas ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 23:02, 04 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Paweł Strawiński | Onet
Ubogim rosną brzuchy
Otyłość w coraz większym stopniu dotyka biednych. Na ich talerzach lądują zwykle mało wartościowe "zapychacze", a w szklankach przesłodzone oranżady. Jak wygląda dieta Polaków żyjących za minimum egzystencjalne?
Archetyp bogatego kapitalisty w cylindrze, z monoklem i opasłym brzuchem, na którym pęka kamizelka należy już do historii. Teraz otyłość staje się głównie problemem osób ubogich, podczas gdy zajadający się surową rybą bogacze chudną w oczach.
Na początku lutego francuska agencja ANSES opublikowała raport, w którym zbadano, w jakim stopniu sytuacja społeczno-ekonomiczna rodziny wpływa na jakość wyżywienia dzieci. Potwierdziło się, że dzieciaki z biednych środowisk nie tylko odżywiają się gorzej i mniej różnorodnie, ale także piją więcej wysoko słodzonych napojów (nawet 2,5 szklanki więcej tygodniowo) oraz jedzą mniej warzyw i owoców. Poza zasobnością portfela rodziców, kluczowe okazywało się ich wykształcenie. Im wyższe, tym dzieci były lepiej odżywione.
Te rezultaty nie zaskoczyły badaczy. Podobne wyniki otrzymano podczas wcześniejszych badań osób dorosłych. Trend jest szczególnie widoczny w najbardziej brzuchatym kraju świata. Jak alarmował w 2011 roku Wall Street Journal, 33 proc. Amerykanów, których roczny dochód nie przekraczał 15 tys. dolarów było otyłych. Odsetek ten wśród osób, które zarabiają powyżej 50 tys. wyniósł "tylko" 24,6 proc. Problem otyłości zaczął dotykać nawet kraje rozwijające się. Czerwony Krzyż ogłosił, że w 2010 roku liczba otyłych na świecie (1,5 mld) przekraczała liczbę niedożywionych (925 mln).
Skąd otyłość w biednych środowiskach? - Jeżeli wybieramy tanią żywność o wysokiej gęstości energetycznej, to zazwyczaj zawiera ona głównie tłuszcze i węglowodany przyswajalne, w tym duże ilości cukru. Takie produkty dostarczają tzw. "pustych kalorii". Niestety ludzki organizm nie jest w stanie wykorzystać tych kalorii w pełni, gdyż wraz z energią nie zostały dostarczone składniki odżywcze odpowiadające za jej wykorzystanie. Natomiast to, czego organizm nie może wykorzystać, odkłada "na później", czyli jako tkankę tłuszczową. Stąd paradoks osób otyłych i jednocześnie niedożywionych - tłumaczy Maria Jakubowska, specjalistka ds. żywienia walczącej z otyłością Fundacji Banku Ochrony Środowiska.
- Problem zaczyna się wtedy, gdy bezrefleksyjnie sięgamy po cukier i słodycze oraz wysoko przetworzone tanie produkty, takie jak białe pieczywo, margaryny, pasztety czy parówki, a także rafinowane oleje. Zamiast wody czy soków wybieramy słodzone napoje i oranżady. Osoby o niższych dochodach rzadko sięgają po inne wartościowe produkty, takie jak orzechy, świeże ryby morskie, dobrej jakości mięso czy oliwę z oliwek - zauważa.
Menu egzystencjalne: biały chleb, ziemniaki, cukier
Chociaż brakuje ogólnopolskich i reprezentatywnych badań na temat otyłości uwzględniających kryteria społeczno-ekonomiczne, to wiadomo, co do koszyka wrzucają najbiedniejsi Polacy. Niestety zwykle na ich talerzach lądują tanie, ale mało odżywcze "zapychacze". - Zarówno ubogie rodziny wiejskie i miejskie nie spożywają ciemnego pieczywa, gdyż jest ono za drogie, a na wsiach nie jest dostępne. Asortyment wędlin to te najtańsze, mortadela, pasztetowa, kaszanka, parówki - wylicza dr Wioletta Żukiewicz-Sobczak z Instytutu Medycyny Wsi w Lublinie.
Dr Włodzimierz Sekuła z Instytutu Żywności i Żywienia w Warszawie przeanalizował, jak wygląda dieta Polaków żyjących w gospodarstwach domowych o dochodach zbliżonych do minimum egzystencjalnego. W 2010 roku dla pracującego małżeństwa wynosiło ono łącznie 794,20 zł miesięcznie. Chociaż taką biedą zagrożonych było 5,7 proc. gospodarstw, to badania rzucają światło na menu większości osób niemajętnych w Polsce.
Jedynie w przypadku trzech produktów konsumpcja osób bardzo ubogich była równa albo większa od średniej krajowej - są to chleb, ziemniaki i cukier. Jeśli statystyczny Kowalski zjadał miesięcznie 4,6 kg chleba, to bardzo biedni spożywali go ponad 5 kg na osobę. Dla ziemniaków ilości te wyniosły odpowiednio 4,9 kg i 5,1 kg. Spożycie cukru było na tym samym poziomie - 1,3 kg.
W przypadku reszty produktów różnice są dramatycznie niekorzystne dla osób żyjących za minimum egzystencjalne. Bardzo ubodzy spożywają o 93 proc. mniej masła (0,14 kg podczas, gdy średnia krajowa to 0,27 kg), o 76 proc. mniej owoców (2,5 kg miesięcznie, średnia 4,4 kg), o 74 proc. mniej wysokiej jakości mięsa, o 73 proc. mniej ryb i o 62 proc. mniej sera. Bardzo biedni Polacy jedzą też o 34 proc. mniej warzyw oraz o 20 proc. mniej kasz, płatków i ryżu. Równie fatalnie wygląda porównanie wartości odżywczych. Dieta najbiedniejszych jest uboga w wartościowe białka, a relatywnie obfita w "puste" cukry. - Trzeba tu podkreślić, że podczas, gdy różnica w przypadku białek i tłuszczy przekraczała 20 proc., to dla węglowodanów była ona znacznie mniejsza - zauważa dr Sekuła z Instytutu Żywności i Żywienia.
W mieście gorzej
Wyniki innych badań wskazują, iż nadwaga i otyłość występują częściej wśród ubogich zamieszkujących miasta niż wśród tych żyjących na wsi. - Może to wynikać z tego, że mieszkańcy wsi spożywają więcej produktów mlecznych, warzyw i drobiu, gdyż te produkty są dla nich łatwiej dostępne, sami je produkują, a są to produkty zdrowe, naturalne. Niższe wskaźniki otyłości wśród mieszkańców wsi mogą wynikać także z tego, że praca na wsi, na roli jest cięższa i spala więcej kalorii - mówi dr Wioletta Żukiewicz-Sobczak.
Do tego niemajętni mieszkańcy dużych miast mają o wiele łatwiejszy dostęp do tanich, ale "pustych" kalorii. - Dieta tych osób jest uboga w owoce, warzywa, ryby oraz ciemne pieczywo i inne artykuły zbożowe. Jedzą oni natomiast duże ilości żywności wysoko przetworzonej i wysoko kalorycznej, ale ubogiej w wartości odżywcze - tłumaczy.
Polska tyje
Statystyki otyłości w Polsce wyglądają przerażająco. Według Instytutu Żywności i Żywienia 62 proc. mężczyzn oraz 50 proc. kobiet w wieku 20-74 ma nadwagę lub jest otyła. Co gorsze, problem dotyka także w coraz większym stopniu dzieci. Wedle WHO nadwagę ma aż 29 proc. polskich jedenastolatków.
Chociaż gonimy trend, to nie jest u nas tak fatalnie, jak w niektórych krajach Zachodu. - Z naszego doświadczenia wynika, że w Polsce z dietą osób o niskich dochodach nie jest jeszcze najgorzej. Mamy przykłady świetnych stołówek szkolnych, świadomych żywieniowo kucharek i dyrektorów szkół, którzy działają w środowiskach dotkniętych dużym bezrobociem - zauważa Marta Jakubowska z Fundacji BOŚ. Potwierdzają to wyniki badania OLAF/Centrum Zdrowia Dziecka z lat 2007-2009 wskazujące, że odsetek dzieci z otyłością i nadwagą jest niższy w biedniejszych województwach ściany wschodniej niż w Warszawie, czy na Śląsku. - W Polsce prosty posiłek w mlecznym barze wciąż jest jednak tańszy niż kaloryczna bomba w popularnej międzynarodowej sieci fastfood - mówi Jakubowska. Tymczasem ci Polacy, których nawet na nią stać, spoglądają na hiperkaloryczne burgery z coraz większą podejrzliwością.
Eko-złotówki
Bogaci w Polsce odżywiają się coraz lepiej, a na siłowniach robi się coraz bardziej tłoczno. Dzięki temu wśród osób o wyższych dochodach rzadziej występują choroby układu krążenia czy zawały serca. Istnieje też pozytywna korelacja pomiędzy wykształceniem a stanem zdrowia. Dzięki większej świadomości, lepiej wykształceni bardziej o siebie dbają.
Już od kilku lat rozkwita moda na eko-jedzenie, które staje się powoli symbolem statusu. Bogaci zajadają się ekologicznymi korniszonami, glonami, tofu i jajkami od kur z wolnego wybiegu. Od 2004 roku ilość producentów żywności ekologicznej wzrosła pięciokrotnie. - Niestety jest ona wciąż droższa od żywności konwencjonalnej, ale warto na ten temat spojrzeć w szerszym kontekście. Wybór produktów ekologicznych to oszczędności na lekarstwach. W Polsce kupujemy za dużo żywności i mnóstwo wyrzucamy. Kupujmy zatem mniej, ale produktów lepszej jakości - radzi Maria Jakubowska. - Jedno jest pewne. Ceny żywności ekologicznej będą spadać wraz ze wzrostem ilości klientów. Mamy taką deklarację od największych dystrybutorów takich produktów w Polsce - dodaje.
Frytki zza parkanu
Kiedy jeden z najsłynniejszych kucharzy na świecie, Brytyjczyk Jamie Oliver, starał się poprawić jakość jedzenia w szkolnych stołówkach, niektórzy rodzice podawali swoim pociechom burgery i frytki przez ogrodzenie, bo obawiali się, że będą one głodować przez niepoważne fanaberie kulinarnego celebryty. To pokazuje jak ważna jest świadomość. - Nie jest wcale trudno przygotować niedrogi, pełnowartościowy posiłek za kilka złotych. Także w zimie - mówi Maria Jakubowska i poleca kaszę, kapustę kiszoną, buraki, marchew, czy pieczone mięso. - Pamiętajmy, że przyczyną otyłości nie jest mała zawartość portfela, ale zawsze niska świadomość konsumentów - dodaje. Specjalistka radzi pamiętać o pięciu przykazaniach:
Jedzmy kasze. Kasze są tanie, stanowią cenne źródło witamin i składników mineralnych, będąc jednocześnie doskonałym źródłem energii i błonnika pokarmowego. Niestety ostatnio są zapomniane przez Polaków.
Pijmy wodę. Zamiast kupować i pić słodzone napoje, warto wybrać wodę, która jest tańsza, a dostarcza wartościowe składniki mineralne i odpowiednio nawadnia organizm.
Planujmy. Nie kupujmy w nadmiarze. Na zakupy powinniśmy chodzić z przygotowaną listą. Możemy nawet planować jadłospis dla rodziny na cały tydzień i robić według niego przemyślane zakupy.
Nie marnujmy. Niestety co trzeci polski konsument wyrzuca jedzenie, ponieważ nie kontroluje terminów przydatności do spożycia podanych na opakowaniach. Bardzo słabo jest także z wiedzą na temat odpowiedniego przechowywania jedzenia. Nie radzimy sobie także z określaniem wielkości porcji jedzenia - co czwarta osoba przygotowuje zbyt duże porcje, a nadmiar trafia do kosza.
Kupujmy od producentów, szukajmy dostawców. Istnieją kooperatywy spożywcze, czyli inicjatywy konsumentów, którzy "chcą jeść zdrową żywność za sprawiedliwą cenę". Zasada ich działania polega na budowaniu sieci współpracy producentów i konsumentów żywności z pominięciem pośredników i zachowaniem niskich cen. Takie kooperatywy istnieją, m. in. w Warszawie, Łodzi, Szczecinie, Gdańsku, Poznaniu i Lublinie.
...
Tak ! Wielkie rozmiary to w krajach bogatych oznala biedy . Jedzenia byle czego .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:24, 07 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Milionerzy, którzy rozdają swój majątek
Zarabiają krocie i krocie rozdają. Wspierają fundacje działające m.in. na rzecz rozwoju medycyny czy poprawy edukacji. Według The Chronicle of Philantrophy w ubiegłym roku darczyńcy przekazali na rzecz organizacji pozarządowych w Stanach Zjednoczonych ponad 7,4 miliarda dolarów.
Oto 10 najbardziej szczodrych amerykańskich przedsiębiorców.
10. David Gundlach Kwota przeznaczona na cele charytatywne w 2012 roku: 140 mln dolarów Beneficjent: Elkhart County Community Foundation Zmarły w 2011 roku multimilioner i założyciel ubezpieczyciela samochodowego Hastings Direct, cały swój majątek przekazał niewielkiej organizacji mającej siedzibę w jego rodzinnym mieście. Biznesmen zmarł na atak serca.
***
9. Sheldon i Miriam Adelson Kwota przeznaczona na cele charytatywne w 2012 roku: 143 mln dolarów Beneficjent: Fundacja założona przez dr Miriam i Sheldona Adelsonów, skupiająca się na prowadzeniu badań medycznych Sheldon Adelson jest przewodniczącym Las Vegas Sands Corporation i jednym z głównych inwestorów z branży hotelarskiej w Las Vegas. Jego żona, Miriam jest lekarzem.
***
8. Carl Icahn Kwota przeznaczona na cele charytatywne w 2012 roku: 150 mln dolarów Beneficjent: Uniwersytet Medyczny Mount Sinai Icahn jest biznesmenem działającym w branży finansowej.
***
7. Fred Fields Kwota przeznaczona na cele charytatywne w 2012 roku: 191,5 mln dolarów Beneficjent: Oregon Community Foundation, Lewis & Clark College Zmarły w 2011 roku Fred Fields był założycielem i dyrektorem Coe Manufacturing Company. Firmę sprzedał w 2000 roku.
***
6. Mortimer Zuckerman Kwota przeznaczona na cele charytatywne w 2012 roku: 200 mln dolarów Beneficjent: Uniwersytet Columbia Zuckerman jest współzałożycielem Boston Properties, firmy działającej w branży nieruchomości. Ponadto jest wydawcą New York Daily News.
***
5. Sergey M. Brin i Anne E. Wojcicki Kwota przeznaczona na cele charytatywne w 2012 roku: 222,9 mln dolarów Beneficjent: Fundacja Brin Wojcicki8 oraz The Michael J. Fox Foundation for Parkinson’s Research Sergey Brin jest współzałożycielem Google, z kolei Anne Wojcicki współzałożycielką biotechnologicznej firmy 23andME.
***
4. Paul G. Allen Kwota przeznaczona na cele charytatywne w 2012 roku: 309,1 mln dolarów Beneficjent: Allen Institute for Brain Science Paul Allen to współzałożyciel Microsoftu. Należy do niego również przedsiębiorstwo inwestycyjne Vulcan.
***
3. John i Laura Arnold Kwota przeznaczona na cele charytatywne w 2012 roku: 423,4 mln dolarów Beneficjent: Fundacja Laury i Johna Arnoldów John Arnold jest założycielem funduszu hedżingowego Centaurus Energy, z kolei jego żona pracowała m.in. jako prawnik
***
2. Mark Zuckerberg i Priscilla Chan Kwota przeznaczona na cele charytatywne w 2012 roku: 498,8 mln dolarów Beneficjent: Silicon Valley Community Foundation Mark Zuckerberg jest założycielem Facebooka, a jego żona pediatrą.
***
Warren Buffett Kwota przeznaczona na cele charytatywne w 2012 roku: 3,1 mld dolarów Beneficjenci to fundacje prowadzone przez dzieci biznesmena. Buffett jest szefem Berkshire Hathaway
***
Na ile jest to szczere a na ile reklama . Bo to tez autopromocja .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:37, 08 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
"Tak, Pomagam" - ogólnopolska wielkanocna zbiórka żywności Caritas
W piątek i sobotę pod hasłem "Tak, Pomagam" odbędzie się ogólnopolska wielkanocna zbiórka żywności Caritas dla najbardziej potrzebujących rodzin - poinformowała rzeczniczka Caritas Olga Kołtuniak.
W tym roku Caritas w Polsce chce zwrócić szczególną uwagę na rodziny, które nie są objęte żadną formą pomocy socjalnej. "Codziennie do diecezjalnych placówek Caritas zgłaszają się ludzie proszący o wsparcie materialne i finansowe. Wielu z nich wraca z MOPS-u lub GOPS-u i jest pozostawionych samym sobie. Pomóc właśnie takim rodzinom to zadanie dla Caritas, które realizujemy od lat. Dlatego w tym roku paczki żywnościowe z artykułami spożywczymi trafią w pierwszej kolejności do nich" - wyjaśnił dyrektor Caritas Polska ks. Marian Subocz.
Podczas świątecznej zbiórki - 8 i 9 marca - którą Parafialne Zespoły i Szkolne Koła Caritas przeprowadzą w supermarketach i w 1200 sieciach handlowych w całej Polsce, około 9 tys. wolontariuszy będzie zbierać artykuły spożywcze z długim terminem przydatności oraz łatwe w przechowywaniu, z których najuboższe rodziny i placówki Caritas przygotują wielkanocne śniadania i posiłki.
Zbierane będą artykuły, takie jak: słodycze dla najmłodszych, herbata, mleko, napoje, mąka, cukier, makaron, ryż, płatki kukurydziane, olej, majonez, ogórki konserwowe, chrzan w słoiczku oraz konserwy mięsne i rybne. Do kosza można wrzucić także bakalie, aromaty do ciast, proszek do pieczenia i cukier waniliowy.
Jak zaznaczyła Kołtuniak, Caritas pomoże również samotnym osobom i rodzinom, które korzystają już z systemowej pomocy Caritas.
Rzeczniczka Caritas przypomniała, że podczas bożonarodzeniowej zbiórki wolontariusze zebrali ponad 250 ton żywności, a przygotowane paczki trafiły do prawie 80 tys. osób z rodzin wielodzietnych, samotnych rodziców, bezdomnych i chorych oraz do placówek prowadzonych przez 30 diecezjalnych Caritas.
....
Kolejna akcja Caritasu .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:54, 11 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
SW: w sądach coraz więcej roszczeń polskich więźniów
Przeludnione cele, osadzenie z osobami palącymi, brak posiłków uwzględniających przekonania religijne, a nawet źle leczony ząb - polscy więźniowie coraz częściej pozywają Służbę Więzienną. Coraz wyższe są też kwoty żądanych odszkodowań i zadośćuczynień.
Statystyki służby więziennej pokazują od 2008 r. trend wzrostowy zarówno, jeśli idzie o liczbę pozwów i skarg z powództwa skazanych i tymczasowo aresztowanych, jak i wartość wypłacanych zadośćuczynień i odszkodowań.
W 2008 r. skazani i tymczasowo aresztowani złożyli 1015 pozwów, których ogólna wartość przedmiotu sporu wyniosła ponad 421 mln zł. Odszkodowania lub zadośćuczynienia zasądzono w 22 sprawach, w sumie na kwotę ok. 78 tys. zł - wynika z informacji przesłanej w poniedziałek PAP przez ppłk Barbarę Prus z zespołu prasowego Centralnego Zarządu Służby Więziennej (CZSW).
W 2009 r. wpłynęły 2544 sprawy o łącznej wartości roszczeń ponad 366 mln zł plus 10,5 mln euro. Sądy przyznały rację osadzonym w 64 sprawach, a suma odszkodowań lub zadośćuczynień od Skarbu Państwa wyniosła ok. 147 tys. zł.
W 2010 r. odnotowano już wpływ 3745 spraw sądowych, a ogólna wartość przedmiotu sporu wyniosła ponad 4 mld zł plus 700 zł renty. Ostatecznie odszkodowania lub zadośćuczynienia zasądzono w 146 sprawach, łącznie na kwotę blisko 370 tys. zł.
Liczba spraw spadła jedynie w 2011 r. - wpłynęło ich 1865 spraw sądowych na łączną wartość przedmiotu sporu ponad 330 mln zł. Prawomocnymi orzeczeniami zakończyło się 201 spraw. Służba Więzienna nie dysponuje informacją o kwocie łącznie wypłaconych odszkodowań i zadośćuczynień.
Znana jest już natomiast kwota odszkodowań wypłaconych w 2012 r. i wynosi ona ponad 615 tys. zł. Jak informuje ppłk Prus, analiza dotycząca liczby pozwów sądowych, które wpłynęły w 2012 r., jest obecnie w przygotowaniu. Dane mają być dostępne pod koniec marca.
Służba Więzienna zastrzega, że przytoczone dane nie są pełne, bowiem ewidencję pozwów toczących się w Europejskim Trybunale Praw Człowieka prowadzi Ministerstwo Spraw Zagranicznych.
O "Wielkich żądaniach zza krat" napisała poniedziałkowa "Rzeczpospolita". Wśród przykładów pozwów gazeta podaje przypadek, gdzie skazany, przebywający w więzieniu o zaostrzonym rygorze domagał się 300 tys. zł odszkodowania za "niewłaściwą jakość i temperaturę potraw, niezgodną z wyznawaną religią".
Według danych CZSW za 2011 r. jednym z najwyższych zasądzeń było ponad 36 tys. zł. odszkodowania plus 80 tysięcy zadośćuczynienia za zakażenie żółtaczką typu C podczas pobytu w szpitalu więziennym.
Stosunkowo wysokie zadośćuczynienie (30 tys. zł) zasądzono też na rzecz więźnia, który podczas spaceru w zakładzie karnym został pobity "tak dotkliwie, że doszło do utraty śledziony".
Ponadto w 2011 r. sąd przyznał np. kwotę 1 tys. zł odszkodowania za okresowe zajmowanie celi mieszkalnej z osadzonymi, którzy palili papierosy; 5 tys. zł przyznano osadzonemu, który przebywał w zakładzie nieprzystosowanym do odbywania kary przez osobę na wózku inwalidzkim; na 20 tys. zł wycenił sąd uszczerbek na zdrowiu, jakiego doznał osadzony wskutek "upadku z łóżka".
Ponadto w 2011 sąd orzekł np. o zadośćuczynieniu pieniężnym na rzecz powoda z uwagi na jego "cierpienie" "związane z zawinionym, błędnie podjętym leczeniem zęba". Jak informuje CZSW "krzywdą był ból, jaki odczuwał powód z uwagi na zastosowanie przez pozwanego nieprawidłowego leczenia".
Z kolei naruszenie dóbr osobistych z powodu przebywania w celi, która nie zapewniała mu odpowiednich warunków - brak zabudowanego kącika sanitarnego, zawilgocenie celi, brak wentylacji - sąd wycenił na 500 zł.
>>>>
Oczywiscie wiecej procesow nie oznacz gorszych warunkow a wlasnie lepsze ! Rosnie poszanowanie wieznia i lepsze sa warunki .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:35, 11 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Anna Rychlewicz | Onet
Matki za więziennym murem
Macierzyństwo jest jedną z najwyżej cenionych i chronionych ról społecznych. Jak pogodzić je i realizować się w tej roli w momencie, kiedy kobieta pozbawiona jest wolności? Kiedy matka ponosi konsekwencje popełnienia przestępstwa i odbywa karę kryminalną. Te dwa skrajne zjawiska zderzają się ze sobą w momencie wykonywania kary wobec kobiet ciężarnych, kobiet-matek, matek-więźniarek.
Wykonywanie kary wobec kobiet ciężarnych wymaga uwzględnienia zarówno specyfiki stanu fizycznego, jak i psychicznego kobiety. W tych wyjątkowych przypadkach należy wziąć pod uwagę postulaty prewencji ogólnej, ale także i tej szczególnej. Kara wobec kobiety w stanie błogosławionym, jeśli nie zostanie zawieszona, nie może zostać do końca pozbawiona swej istoty, tak więc minimum represji powinno zostać zachowane. Naczelną wartość jednak, tak jak w przypadku każdej kary, mają tutaj zasady humanitaryzmu.
Bez wolności. Z prawem do miłości
Kobiety odsiadujące wyrok w zakładach karnych są pozbawione wolności. Nie oznacza to jednak pozbawienia ich prawa do macierzyństwa. Prawa do miłości. Zgodnie z Kodeksem Karnym, celem umożliwienia matce pozbawionej wolności sprawowania stałej i bezpośredniej opieki nad dzieckiem, organizuje się przy zakładach karnych Domy dla Matki i Dziecka. Maluch może przebywać tam razem z matką do ukończenia trzeciego roku życia. W szczególnych przypadkach czas ten może zostać wydłużony do czterech lat za zgodą sądu opiekuńczego.
W Polsce funkcjonują dwie placówki, gdzie kobieta osadzona może odbywać wyrok mając przy sobie dziecko. Jeden Dom dla Matki i Dziecka mieści przy Zakładzie Karnym nr 1 w Grudziądzu, drugi - w Krzywańcu. Do tego pierwszego trafiają wszystkie ciężarne kobiety, które pozostając w kolizji z prawem, rozliczają się z nim. Odsiadują wyrok wychowując swoje dzieci.
Jak polskie prawo reguluje sytuację kobiet ciężarnych pozbawionych wolności? Jak w praktyce realizuje się zadania macierzyństwa w czasie odbywania kary?
- Do 7. miesiąca ciąży kobiety przebywają w warunkach zwykłego Zakładu Karnego. Po tym okresie są przenoszone do Zakładu Karnego nr 1 w Grudziądzu, gdzie mieści się jedyny w kraju oddział ginekologiczno-położniczy. Później, o wypisie decydują względy medyczne - powiedział kpt. Tomasz Wacławek, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Krakowie.
Więźniarki w roli matki
Macierzyństwo to nie tylko społeczny rezultat prokreacji. Macierzyństwo jest zadaniem, na które składa się wiele istotnych funkcji, jakie matka ma do zrealizowania. Jest to szereg zachowań, które mają prowadzić do pełnego rozwoju dziecka i kierowania jego wychowaniem. Jest to miłość, odpowiedzialność, opieka, zapewnienie bezpieczeństwa. Często strach przed tym co nadejdzie, przed tym co nieznane. Zachowania nie raz okraszone nutką poświęcenia. Ale przede wszystkim jest to bliskość... Bliskość drugiego człowieka. Bliskość matki i dziecka. Więź, którą trzeba pielęgnować.
- Macierzyństwo zmienia każdą kobietę, także tę, która przebywa za więziennymi murami. Instynkt biologiczny uwrażliwia ją. Dla wielu skazanych kobiet dziecko staje się najważniejsze - mówi ppłk Helena Reczek, zastępca dyrektora Zakładu Karnego nr 1 w Grudziądzu. Miejsce to jest specyficzną placówką. Przy zakładzie znajduje się Dom dla Matki i Dziecka. Czteropiętrowy budynek, przylegający do niego ogródek z placem zabaw. Zamiast cel dla osadzonych, przeszklone pokoje z balkonami. Przy łóżku matki, stoi łóżeczko jej dziecka. Na każdym piętrze poza pokojami mieszkalnymi, znajdują się kolorowe bawialnie, z których rozbrzmiewa radosny śmiech dzieci. Dziecięce zabawki, kolorowe mebelki, a do tego panująca tu atmosfera sprawia, że mamy wrażenie przebywania w wyjątkowo radosnym miejscu.
Nie ma czasu do stracenia...
Jeszcze podczas trwania ciąży kobieta podejmuje decyzję w kwestii opieki nad dzieckiem. Może przekazać noworodka do zewnętrznego Domu Dziecka, do rodziny zastępczej, pod opiekę ojca, bądź do adopcji. Do Domu dla Matki i Dziecka kobietę przyjmuje się na jej pisemny wniosek złożony do dyrektora placówki. O możliwości wychowywania dziecka w warunkach więziennych decyduje sąd opiekuńczy. Jeżeli ojciec posiada prawa rodzicielskie, musi on wyrazić na to zgodę.
- Matki realizują bezpośrednią i całodobową opiekę w stosunku do swoich dzieci. Czasem jednak instruktaż teoretyczny i praktyczny jest konieczny - stwierdza Helena Reczek.
W Domu dla Matki i Dziecka codzienną opiekę wypełniają pielęgniarki, dietetyczka i lekarz. Dzieci karmione są przez matki naturalnie - piersią, bądź sztucznie - według zaleceń lekarza.
Podopieczni są pod stałą kontrolą medyczną. Maluchy konsultowane są przez lekarzy na terenie całego kraju. Posiłki dostają pięć razy dziennie, a nad ich przygotowaniem czuwa dietetyk. Dobór produktów żywnościowych ustala pediatra. Paradoksalnie można zauważyć, że dzieci wychowujące się za więziennym murem niejednokrotnie mają lepsze warunki bytowe od tych żyjących w "normalnym" środowisku.
Lekcja miłości. Co czują matki? Co widzą dzieci?
Dom dla Matki i Dziecka daje ogromne możliwości rozwoju nie tylko maluchowi, ale także jego matce. W pracy wychowawczej dominuje kształtowanie i utrwalenie właściwych postaw rodzicielskich. Osadzone mają możliwość uzyskania wiedzy z zakresu wychowania dziecka i opieki nad nim, ale także są aktywizowane do regulowania swojej sytuacji życiowej. Mogą podjąć naukę w Zespole Szkół dla Dorosłych przy grudziądzkim zakładzie lub pracę.
W dziecięcej rzeczywistości nie istnieje tylko mur i kraty. Służba więzienna chodzi w cywilnych ubraniach. - Pielęgniarki, za zgodą matek, mają możliwość zabierania dzieci poza więzienne mury. Mali mieszkańcy domu mogą poznać gwar ulicy, sklepy... Poszerzają swój świat, a matki w pełni akceptują propozycję socjalizacji - mówi Helena Reczek.
Jednocześnie można zauważyć, że wiele kobiet ciężarnych i matek posiada znaczny deficyt w zakresie macierzyństwa. Zakorzeniony w ich głowie model rodziny często jest zdeformowany. Wśród podopiecznych grudziądzkiego zakładu można spotkać kobiety wzorowo wypełniające rolę matki, ale też takie, które macierzyństwo traktują bardzo instrumentalnie.
Osadzone stanowią bardzo zróżnicowaną grupę wychowawczą. Są recydywistki i karane po raz pierwszy. Są takie, które zostały skazane za drobne rozboje i kradzieże. Są te, które za kratki trafiły za zabójstwa. Helena Reczek wspomina jeden z wyjątkowych przypadków, kiedy pod opiekę domu trafiła kilkukrotna dzieciobójczyni w kolejnej ciąży. Jedna z kobiet mieszkających w Domu dla Matki i Dziecka miała dożywotni wyrok. Ze swoją córeczką spędziła rok. Potem powierzyła ją bliskim.
Jak układają się losy dzieci i ich matek po upływie magicznych trzech lat? Jak wygląda ich rozstanie? Jaką formę przyjmują ich kontakty?
Rozdzieleni murem
Zakończenie odbywania kary pozbawienia wolności, czy też uzyskanie przedterminowego zwolnienia umożliwiają matce powrót do domu wraz ze swoim dzieckiem. Bezdomne matki trafiają do Domów Samotnej Matki na terenie całego kraju. W przypadku długich wyroków kobiet, dzieci przekazywane są do rodziny biologicznej, bądź rodziny zastępczej. Później więźniarki mogą kontaktować się ze swoimi dziećmi listownie, telefonicznie, a także osobiście. Podczas widzeń w zakładzie karnym i poza nim, na przepustkach.
Kobieta odsiadująca wyrok pozbawienia wolności wraz ze swoim dzieckiem to zjawisko bardzo kontrowersyjne. Można zastanawiać się nad negatywnymi skutkami doświadczeń dziecka, związanymi z jego pobytem "za kratami". Można zastanawiać się nad możliwością osiągnięcia resocjalizacyjnych celów kary przez jej odbywanie wspólnie z dzieckiem. Niemniej jednak celem placówek funkcjonujących przy Zakładach Karnych w Grudziądzu i Krzywańcu jest zapewnienie matkom bliskiego kontaktu z dziećmi. Pielęgnowanie łączącej ich więzi od pierwszych momentów życia dziecka jest niezbędne do jego prawidłowego rozwoju psychofizycznego i emocjonalnego. Utrzymywanie stałego kontaktu osadzonych z ich dziećmi ma niebywale korzystny wpływ na proces resocjalizacji kobiet. - Rodzenie i wychowanie dzieci w więzieniu jest spełnieniem roli matki w warunkach izolacji. Potrafi być równie piękne, jak za murem... - ocenia Helena Reczek.
>>>
Tak . W wiezieniach sa tez matki .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:37, 15 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Licytacja mieszkań z lokatorami
W Siemianowicach Śląskich zlicytowano 49 mieszkań znajdujących się na osiedlu przy dawnej Hucie Jedność. Lokatorzy są zrozpaczeni. Nabywca mieszkań w całej sytuacji widzi przede wszystkim możliwość zarobku.
Mieszkańcy obawiają się o swój dalszy los, martwią ich potencjalne podwyżki czynszów. Z kolei miasto zwraca uwagę na fakt, że część mieszkańców osiedla wcześniej wykupiła swoje lokale.
>>>
Super ! Normalka po 89 ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:47, 16 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Kolejne ofiary zimy - z wychłodzenia zmarły dwie osoby
Kończy się zima, jednak temperatury wciąż są bardzo niskie, szczególnie nocą. W ciągu ostatniej doby Komenda Główna Policji odnotowała dwa przypadki śmierci z powodu wychłodzenia.
Do tragedii doszło w województwach mazowieckim i świętokrzyskim. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa apeluje, abyśmy nie pozostawali obojętni wobec potrzebujących pomocy.
Jeśli wiemy, że ktoś nocuje w nieogrzewanych pomieszczeniach, na działkach lub przystankach autobusowych, musimy powiadomić o tym odpowiednie służby. Taki telefon może uratować komuś życie.
W Poznaniu doszło wczoraj do awarii ciepłowniczej. Ogrzewania nie miało niemal 26 tysięcy osób.
Mimo poprawy pogody, w weekend termometry wciąż będą pokazywały temperaturę ujemną. Nad Polską zalega zimne powietrze pochodzenia arktycznego. Temperatura w Małopolsce może spaść nawet do minus 19 stopni, a na Suwalszczyźnie do minus 16.
....
Niestety znowu !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:43, 17 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Radio Łódź
Uratowano mężczyznę, który spał w nocy na przystanku
Policjanci z Sieradza uratowali 39-letniego mężczyznę, który spał mroźnej nocy na jednym z przystanków. Policjanci pojechali na miejsce po zgłoszeniach od mieszkańców.
Nie udało się natomiast uratować 38-letniego mieszkańca Aleksandrowa Łódzkiego. Jak poinformowała Joanna Kacka z łódzkiej policji - ciało znaleziono w jednym z pustostanów, Wezwany na miejsce lekarz stwierdził zgon z wychłodzenia.
Niskie temperatury mają utrzymać się do niedzieli, policjanci apelują żebyśmy nie byli obojętni i informowali o każdej sytuacji gdzie zagrożone jest ludzkie życie.
Podczas najbliższego weekendu funkcjonariusze zapowiadają kontrole miejsc, gdzie mogą przebywać osoby bezdomne. Są to zazwyczaj pustostany , ogródki działkowe, czy altanki.
....
Brawo ! Z tymi spiacymi w sniegu to jest koszmar !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:15, 17 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Babimojszczanin stracił dom. Pomóżmy!
Człowiekowi spalił się dom. Potrzebuje pomocy. - Chciałbym z wiosną postawić sobie coś niedużego, taką chatkę - mówi Jakub Sztajber. Dostał już pracę, przedsiębiorca ocieplił mu chlewik, sąsiedzi zrobili zrzutkę "na życie".
Budynek spalił się niemal doszczętnie. Poszedł cały dach i drewniany strych. Od żaru popękały ściany. Stało się to dwa tygodnie temu. Dom trudno będzie odbudować, zresztą Jakub Sztajber nie ma takiego zamiaru. - Pewnie nadzór budowlany każe mi rozebrać resztę - mówi.
Został z tym, co miał na sobie, ocalił dowód osobisty, spaliły mu się świadectwa pracy. - Mieszkam w dawnym chlewiku - opowiada 64-latek i specjalnie nawet nie narzeka. - Jest mi tu ciepło, grzeję się "kozą", są ze mną pieski Marynia i Wacek oraz koty.
Do redakcji "Gazety Lubuskiej" zadzwonił Piotr Reiman, przedsiębiorca z Nowego Kramska, który dał pracę "spalonemu". Poprosił nas o pomoc w zorganizowaniu wsparcia społecznego dla pracownika.
- Ten człowiek nie ma teraz nic, mieszka w jakiejś klitce, nie można go tak zostawić - uważa P. Reimann. - Wiem, że z wiosną chciałby zacząć coś dla siebie budować, ma przecież działkę, ale to nie jest osoba pierwszej młodości. Starałem się o wsparcie dla niego ze strony starosty, Caritasu, gdzie założono mu konto...
Burmistrz Bernard Radny przebywa wprawdzie w szpitalu, ale odebrał telefon i opowiedział, co dla Sztajbera dotąd zrobiono. Że byli u niego pracownicy ośrodka pomocy społecznej, że udało się, dzięki przedsiębiorcy Lucjanowi Grólowi, szybko ocieplić pomieszczenie gospodarcze tuż obok spalonego domu. Wstawiono mu piecyk, czyli tzw. kozę. - Kupiliśmy też wersalkę, żeby miał gdzie spać - dodaje B. Radny. - Ponadto ludzie z osiedla Grunwald zebrali trochę pieniędzy dla tego pana.
Pracownicy ośrodka pomocy społecznej rozmawiali z J. Sztajberem gdy jeszcze trwała akcja strażaków na pogorzelisku. Pytali o potrzeby. - Początkowo powiedział, że nie życzy sobie pomocy, ale kładziemy to na karb emocji, bo przecież sytuacja była bardzo dramatyczna - przypomina dyrektorka OPS Bożena Nitschke. - Potem udało się go nakłonić do przyjęcia wsparcia z tytułu zdarzenia losowego. W każdym razie na dziś jest zabezpieczony, dostał pracę, a to najważniejsze.
Pan Jakub - o dziwo - jak rzecz ważną traktuje... laptop, który dostał od syna. Coś w nim pisze. - To mnie wzmacnia - mówi. Radzi sobie z komputerem, surfuje od lat po internecie. Czyni to dla ducha, żeby się trzymać. A jak radzi sobie materialnie mieszkając gospodarczej klitce? - Nie potrzebuję rzeczy, sprzętów, bo nawet nie mam gdzie tego włożyć. Przydałyby się jednak meble, no i powiem wprost, pieniądze. A potem ruszę z budową.
Zarówno "spalony", jak i jego pracodawca podkreślają konieczność szybkiej budowy domku. Sztajber chciałbym zacząć z tym, żeby zdążyć przed następną zimą. Myśli o postawieniu chatki mającej tak 25 lub 35 mkw., jako tzw. architektury ogrodowej. Czyli budowli drewnianej niezwiązanej trwale z gruntem. Miejsce ma, bo działka, na której stoi spalony dom to 1.400 mkw.
- Szukam pomysłu w internecie - wskazuje pan Jakub. Mimo dramatycznej sytuacji nie poddaje się. Nie chce być zdany na innych, ba, odmówił przyjęcia od OPS-u pomocy, gdy sugerowano mu przeniesienie do noclegowni w Zielonej Górze. - A co by się stało z moimi pieskami, kotami? - pyta. Dlatego dodaje, że jeśli ktoś chce mu pomóc, to może dać karmę dla zwierząt.
- Na chleb dziś mnie już stać, bo ludzie pomogli - stwierdza. - A teraz najważniejsze to postawić dom.
Eugeniusz Kurzawa / gazetalubuska.pl
....
Pomozmy !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:38, 18 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
"Rzeczpospolita": głodne dzieci bez pieniędzy
Fundacja Pomocy Dzieciom "Maciuś" z Gdyni alarmowała niedawno, że w Polsce głoduje 800 tys. dzieci. Jej działalności przyjrzała się "Rzeczpospolita".
Śledztwo gazety wykazało, że tylko znikoma część wpłacanych fundacji na głodne dzieci pieniędzy trafia zgodnie z przeznaczeniem.
A chodzi o miliony złotych rocznie. W 2009 r. aż 5,1 mln zł z przychodów, czyli darowizn, poszło głównie do... szwajcarskiej spółki, rok później - 3,8 mln zł. W efekcie fundacja przeznaczyła na dożywianie dzieci tylko 218 tys. zł (w 2009 r.) i 343 tys. zł (w 2010 r.).
Ponadto "Maciuś" od trzech lat nie ma zgody ministra spraw wewnętrznych na prowadzenie ogólnopolskiej zbiórki pieniędzy. Powodem jest brak prawidłowych sprawozdań i rozliczenia zbiórek publicznych z 2007 i 2008 r.
Okazuje się, że milionowe przychody fundacji, jakie pozyskuje od darczyńców na pomoc głodnym dzieciom, zżerają "koszty działalności operacyjnej". To - jak ustaliła gazeta - głównie zlecenie obsługi wysyłkowej listów z prośbą o pomoc dzieciom, prywatnej spółce SAZ Dialog Europe AG z siedzibą w Szwajcarii.
W sprawozdaniach finansowych i z działalności fundacja nie chwali się współpracą z tą spółką.
Więcej w dzisiejszej "Rzeczpospolitej".
...
Dobroczynnosc tez musi byc rzetelna .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:40, 19 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Paczki na święta
18 ton produktów zebrały śląskie banki żywności podczas przedświątecznej akcji. Paczki trafią do ponad 2 tysięcy najbardziej potrzebujących rodzin w regionie.
....
Brawo !
Fani Wisły organizują zbiórkę krwi dla kibiców Lechii
Krakowianie szybko odpowiedzieli na tragiczną wiadomość o wypadku autokaru z kibicami Lechii Gdańsk.
Fani "Białej Gwiazdy" składają kondolencje przyjaciołom z Gdańska i zachęcają do oddawania krwi dla kibiców poszkodowanych w wypadku pod Włocławkiem.
Kibice zachęcają, by oddawać krew w punktach medycznych przy ul. Rzeźniczej 11 (rejestracja w godz. 7.15 -16.30), Wielickiej 265 i os. Na Skarpie 66a (rejestracja w godz. 7.30 - 13). Proszą, by przy zbiórce zaznaczać, że jest ona przeznaczona dla kibiców Lechii Gdańsk poszkodowanych w wypadku autokarowym.
Zbiórka będzie również prowadzona na Reymonta 22 w piątek 22 marca i przed meczem futsalu w godz. 17-17.30 w starej hali Wisły. Osoby, które oddadzą krew dla kibiców lechistów są proszone o zabranie potwierdzenia i przyniesienia go do sklepów kibica Wisły Kraków lub wysłanie na mail: [link widoczny dla zalogowanych].
Kondolencje dla sympatyków Lechii pojawiły się również na oficjalnej stronie Wisły Kraków, ale też Śląska Wrocław. Fani Śląska i Piasta Gliwice również organizują zbiórki krwi dla kibiców z Pomorza.
...
Kibice sa ostatnio opluwani wiev trzeba odklamywac .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:42, 20 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Ta reklama jest zrobiona dla pieniędzy i... dla chorych dzieci!
Tą reklamą nie odwrócimy biegu historii większości pacjentów w hospicjach... ale ostatni etap ich życia możemy uczynić pięknym i godnym. W 2012 roku Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza SAC, główny beneficjent Fundacji Hospicyjnej, objęło opieką ponad 1 200 pacjentów. Na wsparcie Hospicjum przeznaczono 1,2 mln zł.
Tą reklamą nie uzdrowimy małych podopiecznych hospicjów, cierpiących na nieuleczalne przewlekłe choroby genetyczne....
ale za to ich życie możemy uczynić możliwie komfortowym, a rodzicom małych pacjentów stworzyć warunki, w których będą czuli się bezpiecznie.
Tą reklamą nie przywrócimy życia rodzicom podopiecznych Funduszu Dzieci Osieroconych i nie pomożemy ich choremu nieuleczalnie rodzeństwu...
ale możemy spróbować ukoić ich ból. W 2012 roku Fundusz Dzieci Osieroconych zaopiekował się około 700 dziećmi z całej Polski, których bliscy odeszli w hospicjach oraz rodzeństwem dzieci chorych, przeznaczając na ten cel blisko 300 000 zł.
Tą reklamą nie wyleczymy chorych na raka...
ale możemy pomóc skutecznie walczyć z chorobą i prowadzić działania edukacyjno-profilaktyczne. W 2012 roku, dzięki gdańskiemu oddziałowi Akademii Walki z Rakiem, udało się nam pomóc około 80 osobom, przeznaczając na ten cel ponad 50 000 zł.
Szansa pozyskania 1% podatku dochodowego od Państwa na działania Fundacji jest szansą dla mnóstwa ludzi na lepszy los, więc nie ukrywamy, że…
TA REKLAMA JEST ZROBIONA DLA PIENIĘDZY!
Każda złotówka się liczy.
Przekaż 1% Fundacji Hospicyjnej.
KRS 0000 201 002
Być może robisz to także dla siebie lub swoich bliskich!
[link widoczny dla zalogowanych] Obejrzyj na YouTube nasz spot "Ta reklama jest zrobiona dla pieniędzy".
>>>>
Ciekawe !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 22:32, 21 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Mieszkanka Manchesteru: zasiłki są po to, by je wydawać tak jak się chce
Mieszkanka Manchesteru, Tracey MacDonalds, jest oburzona listem od swojej spółdzielni mieszkaniowej, w którym osobom bezrobotnym pobierającym zasiłki sugeruje się zmianę dotychczasowego stylu życia oraz ograniczenie wydatków na rozrywkę i używki.
W związku z oszczędnościami rządu i idącymi za tym cięciami zasiłków, wielu bezrobotnych mieszkańców Wielkiej Brytanii może odczuć skutki tych decyzji na własnej kieszeni. Mając ten fakt na uwadze, jedna ze spółdzielni mieszkaniowych w Manchesterze wysłała list do swoich lokatorów, w których osobom korzystającym ze świadczeń socjalnych - w tym m.in. z dopłat na mieszkanie - radzi się, aby uważniej planować swoje wydatki.
"Czy rzeczywiście stać cię na Sky TV, papierosy, gry hazardowe, alkohol i inne rzeczy, które nie są niezbędne do życia? Jeśli wysokość twoich zasiłków jest zmniejszona, a chcesz zachować swoje mieszkanie, musisz coś zmienić" - czytamy w ulotce do lokatorów spółdzielni Eastland Homes w Manchesterze.
- Jestem oburzona tą poradą! - twierdzi Tracey MacDonald, która w porannym programie stacji ITV opowiadała, na co wydaje pieniądze, które otrzymuje od państwa. - Powinniśmy móc robić z naszymi zasiłkami, co nam się podoba. Dostaję 142 funty co dwa tygodnie i kupuję za to papierosy, alkohol i inne zakupy. Nie chciałabym z niczego rezygnować, tak zostałam wychowana - tłumaczyła matka 16-letniej córki.
Zapytana, co mogłaby powiedzieć ludziom, którzy ciężko pracują, a mimo to nie mogą sobie pozwolić na różnego rodzaje przyjemności, Tracey MacDonald odpowiedziała: "Cóż, to ich wybór, prawda? Podobnie jak naszym wyborem jest to, co robimy".
Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego brytyjską gospodarkę może czekać w tym roku kolejna recesja - trzecia w ciągu czterech lat, a budżet kraju na 2013 rok zakłada o połowę niższy wzrost gospodarczy.
...
Biednemu tez wolno sie napic i zapalic .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 23:34, 21 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Aukcja na rzecz poszkodowanych artystów z ul. Inżynierskiej w Warszawie
Charytatywna aukcja na rzecz artystów, którzy w pożarze kamienicy przy ulicy Inżynierskiej w Warszawie stracili często cały artystyczny dorobek i miejsce pracy, odbędzie się w sobotę w bibliotece przy Koszykowej. Będzie można kupić dzieła znanych polskich artystów.
- Aukcja jest wyrazem solidarności środowiska artystycznego. Chcemy zebrać jak najwięcej pieniędzy, by pomóc artystom, którzy w pożarze utracili swoje prace, warsztat i archiwa - powiedział Konrad Schiller, historyk sztuki, który wraz z grupą przyjaciół zaangażował się w pomoc poszkodowanym przez pożar artystom.
Podczas sobotniej aukcji w bibliotece przy ul. Koszykowej będzie można wylicytować prace, m.in. Pawła Althamera, Radka Szlagi, Maurycego Gomulickiego, Doroty Nieznalskiej i Jana Dziaczkowskiego. Organizatorzy zgromadzili około 150 dzieł - obrazy olejne, fotografie, rysunki i grafiki. Cena wywoławcza każdego z obiektów to 200 zł.
- Ta aukcja to wspaniały i krzepiący gest. To gest solidarności środowiskowej, który uświadamia, że stanowimy wspólnotę. Jestem poruszony wielkim odzewem ze strony innych artystów - wyjawił Jan Mioduszewski, jeden z poszkodowanych twórców z ul. Inżynierskiej.
Podczas wystawy przedaukcyjnej największym zainteresowaniem cieszył się gwasz na papierze (bez tytułu) rozpoznawalnego na świecie malarza po krakowskiej ASP Jakuba Juliana Ziółkowskiego. Jego dzieła bardzo rzadko pojawiają się na aukcjach w Polsce. Uwagę zwraca też praca Rafała Bujnowskiego z 1995 roku "Obce pióro", która jest jedynym obiektem ocalałym z pożaru jego pracowni.
- Zebrane pieniądze zostaną rozdzielone po równo między osoby, które straciły swoje prace na Inżynierskiej. Pomoc trafi do nich w formie stypendiów. Artyści sami określą, na co te pieniądze przeznaczą. Nicolas Grospierre zamierza np. odtworzyć ważny cykl fotograficzny, inny artysta będzie chciał odbudować swój warsztat, a ktoś inny wpłaci pierwszą ratę na nową pracownię - mówi Schiller.
Część artystów wciąż szuka nowych pracowni. Prawdopodobnie ich atelier będą rozproszone po Warszawie. - To nie będą już tak duże pracownie jak na Inżynierskiej - przewiduje Mioduszewski, który szuka lokum na Pradze Północ.
W wyniku pożaru, do którego doszło w styczniu przy ul. Inżynierskiej 3, swój dorobek artystyczny stracili znani malarze, fotografowie, rysownicy, twórcy instalacji i filmów video. Wśród nich dwóch zdobywców Paszportów Polityki - Nicolas Grospierre i Karol Radziszewski, a także autorzy dużych wystaw w Polsce i za granicą, laureaci wielu konkursów i stypendyści ministra kultury: Anna Fryer, Michał Frydrych, Dominik Jałowiński, Arkadiusz Karapuda, Agnieszka Kicińska, Agnieszka Kieliszczyk, Rafał Kochański, Rafał Kowalski, Piotr Kopik, Olga Lubacz, Jan Mioduszewski, Olga Mokrzycka-Grospierre i Ivo Nikić.
Inicjatorami i organizatorami aukcji są: Michał Krasucki, Konrad Schiller, Katarzyna Szydłowska, Fundacja Nizio i Fundacja Kultury Polskiej.
....
Pomoc dorazna tez jest konieczna .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 0:22, 22 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Lekarze będą się specjalizować w medycynie paliatywnej
Hospicjum Samarytanin, jako pierwsze w województwie opolskim otrzymało akredytację pozwalającą na prowadzenie specjalizacji z medycyny paliatywnej.
W ośrodku w Opolu będzie mogło uczyć się trzech lekarzy. - Problem w tym, że lekarze niechętnie specjalizują się w tej dziedzinie - mówi wojewódzka konsultant w dziedzinie medycyny paliatywnej Jadwiga Pyszkowska.
W naszym województwie jest czterech specjalistów medycyny paliatywnej a potrzeba ok. 55. Dodajmy, że do zdobycia specjalizacji w ośrodku Samarytanin zgłosiło się 4-tech lekarzy, czyli więcej niż jest miejsc na specjalizacji.
....
Bardzo pieknie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 17:53, 23 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Na Rynku stanęła wielka skarbonka
"MMWroclaw": W tym tygodniu na wrocławskim Rynku stanęła skarbona, do której można wrzucać pieniądze na leczenie chorych dzieci.
Skarbona powstała dzięki współpracy Urzędu Miasta we Wrocławiu z fundacją "Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową".
- Jeszcze nie wiemy, czy skarbona będzie tutaj na stałe, czy zostanie przeniesiona w inne miejsce - mówi Anna Bytońska z biura prasowego Urzędu Miasta. - Gdyby miała zostać/ przeniesiona, decyzję podejmiemy najpewniej z przedstawicielami fundacji.
Fundacja "Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową" organizuje różne formy pomocy. Jedną z nich jest także powstała ostatnio aplikacja "Heal Them All".
...
Ciekawy pomysl !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:54, 23 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
USA: niezwykła historia utalentowanego bezdomnego 18-latka
Jeszcze sześć lat temu Lane Gunderman z USA mógł powiedzieć o sobie, że jest bezdomny. Teraz nastolatek przygotowuje się do bezpłatnych studiów na Stanford University - podaje serwis chicagotribune.com.
Lane wiele przeszedł w swoim życiu, ale teraz koncentruje się głównie na nauce. Jednym z największych osiągnięć 18-nastolatka jest zakwalifikowanie się do finału konkursu talentów naukowych Intel Science Talent Search. Udało mu się dzięki badaniom symulacji dynamiki molekularnej. Wkrótce poleci on do Waszyngtonu, aby konkurować z 39 osobami.
Lane sześć lat temu mieszkał razem ze swoją rodziną w schronisku. Jak sam mówi, zadania domowe i nauka pomogły mu przetrwać ten okres.
- W schronisku nie było co robić i było bardzo mało prywatności, koncentrowałem się zwłaszcza na nauce - opowiada.
Schroniska i inne organizacje udzielające pomocy często nie rozumieją potrzeb bezdomnej młodzieży albo nie posiadają wystarczających środków finansowych, by podjąć właściwe działania - podaje na swojej stronie internetowej National Alliance to End Homelessness.
Fakt, że system nie jest w stanie zaspokoić potrzeb bezdomnej młodzieży, sprawia, że liczba bezdomnych rodzin w USA wciąż wzrasta.
Według Departamentu Rozwoju Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast ponad 170000 rodzin było w schroniskach w 2009 roku. Jest to o 30 procent więcej rodzin niż w roku 2007.
Wzrasta też liczba nastolatków, którzy uparcie dążą do sukcesu.
Wydział w Dominion High School w Wirginii był w szoku, kiedy dowiedział się, że jedna z ich najlepszych uczennic, Kim Tran, żyje w bardzo trudnych warunkach, a mianowicie mieszka w samochodzie. Teraz dziewczyna mieszka ze swoim nauczycielem i jego rodziną.
Siedemnastoletnia Samantha Garvey, mieszkająca wraz z rodziną w schronisku w Nowym Jorku, również była najlepsza w swojej klasie i wprawiała w zachwyt cenionych ekspertów naukowych.
....
Warto pomagac ! Jak widac :0)))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:28, 25 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Przemysław Henzel | Onet
Niespodziewana decyzja twórcy Facebooka. Pomoże milionom ludzi
Mark Zuckerberg tworzy specjalny zespół, który zajmie się reformą polityki imigracyjnej Stanów Zjednoczonych. W skład zespołu wejdą przedstawiciele największych firm sektora technologicznego. Celem prac będzie przygotowanie projektu ustawy liberalizującej przepisy imigracyjne, co umożliwi prawdopodobnie także uzyskanie obywatelstwa nielegalnym imigrantom znajdującym się w USA.
Globalny bój o wiedzę
Mark Zuckerberg jest znany światu przed wszystkim jako założyciel serwisu społecznościowego Facebook i guru nowych rozwiązań w zakresie globalnej sieci. Amerykańskie media informują jednak, że 28-latek zamierza teraz wejść w świat polityki. Z przecieków wynika, że Zuckerberg zajmie się kwestią reformy polityki imigracyjnej Stanów Zjednoczonych, która umożliwi jego krajowi zwycięstwo w "światowej wojnie o wiedzę".
Twórca Faceboooka przystąpił już do tworzenia "grupy zadaniowej", w skład której wejdą przedstawiciele najważniejszych firm z sektora technologicznego. Celem działań tej grupy ludzi ma być przygotowanie ustawy ułatwiającej przybywanie do Stanów Zjednoczonych wykształconych imigrantów, którzy wzmocnią przewagę technologiczną USA na rynku światowym.
Komentatorzy zauważają, że efektem tego typu działań będzie także stworzenie ścieżki mającej na celu uzyskanie amerykańskiego obywatelstwa przez nielegalnych imigrantów, którzy już przebywają na terytorium Stanów Zjednoczonych; zdaniem ekspertów, ta licząca co najmniej 11 milionów osób grupa, wniesie wielki wkład w rozwój gospodarczy USA w najbliższych latach.
Reforma imigracyjna, która przyniesie zmiany w życiu rzeszy imigrantów, pozostaje jednym z najbardziej kontrowersyjnych tematów bieżącej polityki w Stanach Zjednoczonych. Wprowadzenie koniecznych zmian jest już od kilku lat obiecywane przez Baracka Obamę, tak więc wydaje się, że inicjatywa twórcy Facebooka będzie impulsem, który skłoni amerykańskiego prezydenta do działania.
"Super-grupa" i znajomość z wpływowym politykiem
Zuckerberg, a także inni dyrektorzy najważniejszych przedsiębiorstw z branży IT, chcą pomóc strategom Partii Demokratycznej i Partii Republikańskiej w stworzeniu zrębów polityki dotyczącej zagadnień gospodarczych w długim okresie czasu. Plany utworzenia "super-grupy" pojawiły sie dwa miesiące temu. W toczących się już pracach uczestniczy np. Joe Lockhart, były sekretarz ds. informacji Białego Domu w czasie prezydentury Billa Clintona, który do 2012 roku był także wiceprzewodniczącym komunikacji globalnej Facebooka
Początkiem "romansu" Zuckerberga z polityką było przyjęcie jakie wyprawił w swoim domu w Palo Alto w lutym tego roku. Podczas imprezy zbierano pieniądze na kampanię wyborczą dla Chrisa Christiego, republikańskiego gubernatora New Jersey, ubiegającego sie o reelekcję. Spotkanie, które wprawiło w zdumienie Demokratów, spotkało się nawet z protestami, do których doszło przed domem twórcy Facebooka.
Znajomość Zuckerberga i Christiego sięga 2010 roku. Wtedy to założyciel Facebooka przekazał 100 milionów dolarów na rzecz publicznych szkół w Newark w New Jersey, próbując w ten sposób wesprzeć reformę polityki szkolnej, wprowadzanej w tym czasie przez gubernatora.
Eksperci zwracają uwagę, że Christie, który jest obecnie dość osamotniony w łonie Partii Republikańskiej, stanie sie politykiem, który będzie w stanie wejść w zdominowany przez Demokratów establishment firm z sektora IT. Republikaninowi wydatnie to zadanie ułatwi właśnie "sojusz" z twórcą Facebooka; niewykluczone także, że stanie się on trampoliną Christiego do Białego Domu w wyborach prezydenckich w 2016 roku, w których, według mediów, gubernator zamierza wziąć udział.
Kolejna rewolucja Zuckerberga
Decyzja Zuckerberga o wejściu w politykę jest określana mianem "niezwykłej", jako że twórca Facebooka, jak dotąd, trzymał sie raczej z dala od świata polityki, wspierając głównie organizacje dobroczynne. Dopiero w tym miesiącu Zuckerberg, wraz z przedstawicielami firm z Doliny Krzemowej, spotkał się z członkami Kongresu i prezydentem Barackiem Obamą, by przedyskutować pomysł "poluzowania amerykańskiej" polityki imigracyjnej. Informacje o tym przekazał wtedy dziennik "San Francisco Chronicle", ale teraz te mgliste plany nabierają realnego kształtu.
Mark Zuckerberg już w niedalekiej przyszłości w przyszłości może stać się jednym z najważniejszych graczy w świecie polityki, ponieważ dysponuje majątkiem o wartości co najmniej 10 mld dolarów. Stawia go to w jednym rzędzie obok takich tuzów jak Geroge Soros czy burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg. Facebook, póki co, nie komentuje planów ewentualnej kariery politycznej Zuckerberga, wiadomo jednak, że nie zrezygnuje on z kierowania stworzonym przez siebie serwisem.
W 2010 roku Zuckerberg, Bill Gates i Warren Buffet złożyli publiczną obietnicę, w której zobowiązali się do przekazania na cele dobroczynne w ciągu swojego życia co najmniej połowy swoich majątków. Niewykluczone jednak, że twórca Facebooka zacznie wspierać swoimi pieniędzmi także polityków, wywierając przemożny wpływ na kształt poczynań amerykańskiego Kongresu.
Z drugiej strony, jego zaskakującej decyzji o "wejściu w politykę", można się było kiedyś spodziewać. W końcu, na swoim facebookowym profilu, napisał, że ceni sobie "rewolucyjność i otwartość". Wygląda więc na to, że kolejna rewolucja Zuckerberga właśnie się rozpoczyna.
???
Ciekawe ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:28, 25 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Wstrząsające nagranie z domu spokojnej starości
Krępowanie pensjonariuszy, niewłaściwa opieka podczas kąpieli, brak zabezpieczeń chroniących przed upadkiem - tak wyglądała opieka w jednym z prywatnych pensjonatów dla osób starszych w Warszawie. Szokujące nagrania ujawniła TVN UWAGA! Okazało się, że właściciele nie mają zgody wojewody na prowadzenie tego typu działalności, pensjonat działa jednak od czterech lat.
>>>>
Super !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:29, 25 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Ruszyła charytatywna akcja Caritas "Chleb dobroci"
Ponad 35 tys. bochenków "chleba dobroci" zamierza rozprowadzić przed świętami wielkanocnymi Caritas Archidiecezji Lubelskiej. Dochód z datków za chleb będzie przeznaczony na żywność dla ubogich.
- Bochenki chleba oznakowane logo Caritas z napisem "chleb dobroci" rozprowadzane są we wszystkich parafiach - powiedziała rzeczniczka Caritas w Lublinie Joanna Mazurek.
Chleb jest darem lubelskich piekarzy. Za niewielkie bochenki wierni zwykle wpłacają kilkuzłotowe datki. Część bochenków zapakowana jest w kartonowe pudełka-skarbonki; Caritas zachęca, aby pudełek nie wyrzucać i zbierać do nich drobne oszczędności z przeznaczeniem na cele charytatywne.
- Mieszkańcy Lubelszczyzny ubożeją, wsparcie jest bardzo potrzebne. Dostajemy znacznie więcej podań o pomoc niż w ubiegłych latach. Przychodzą matki z dziećmi, ludzie starsi, proszą o jedzenie - dodała Mazurek.
Akcja prowadzona jest przez lubelską Caritas w okresie świąt wielkanocnych od kilkunastu lat. Wielu wiernych zanosi ten chleb do poświęcenia wraz z innymi pokarmami w Wielką Sobotę i spożywa podczas śniadania wielkanocnego.
Corocznie akcja przynosi kilkadziesiąt tysięcy złotych i podobną kwotę Caritas spodziewa się uzyskać także w tym roku. Część pieniędzy pozostaje do dyspozycji parafialnych zespołów Caritas, reszta trafia do archidiecezjalnej centrali w Lublinie. Pieniądze przeznaczane są na dofinansowanie jadłodajni dla osób bezdomnych i ubogich, dożywianie uczniów w szkołach i zakup żywności wydawanej w centrum pomocy doraźnej Caritas.
>>>>
:O))))
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 23:13, 26 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Dziś Dzień Modlitw za Więźniów
Dziś Dzień Modlitw za Więźniów. W kaplicach więziennych wielu zakładów karnych księża kapelani będą sprawowali Eucharystię w intencji więźniów i ich rodzin. Stowarzyszenie Ewangelicznej Pomocy Więźniom "Bractwo Więzienne" zachęca wiernych w Polsce do objęcia osadzonych modlitwą.
- Utraciłem wiarę, bo jej nie pielęgnowałem i nie karmiłem modlitwą. Konsekwencją jest mój pobyt w więzieniu - mówi więzień Mieczysław. W swoim świadectwie przekazanym Stowarzyszeniu „Bractwo Więzienne” pisze, że wiara pozwala pokonać wszelkie trudności, podsuwa myśli, że wszystko ma jakiś sens i czemuś będzie służyć.
Ogólnopolskie uroczystości Dnia Modlitw za Więźniów odbędą się na Jasnej Górze. Msza św. zostanie odprawiona o godz. 17.30 przed Cudownym Obrazem Matki Bożej.
W Polsce w 160 zakładach karnych przebywa obecnie około 50 tysięcy więźniów.
W Wielki Czwartek w rzymskim więzieniu dla nieletnich Mszę Wieczerzy Pańskiej będzie sprawował Papież Franciszek. To właśnie im, wzorem Chrystusa, umyje nogi. Będzie to tym bardziej niezwykłe, że większość więźniów tego zakładu karnego to muzułmanie - mówi ks. Sandro Spriano, odpowiedzialny za duszpasterstwo więzienne we włoskiej Caritas.
- Myślę, że ten gest bliskości z nimi będzie bardzo ważny, ponieważ dla nas wszystkich więźniowie są symbolem zła. W tym sensie są oni najuboższymi z ubogich. Są to ubodzy, o których nie chcemy nawet myśleć. Przypominają nam bowiem, że możemy być źli, możemy wyrządzić krzywdę bliźnim. Papież przychodzi do nich nie po to by ich chwalić, lecz by im powiedzieć, że również oni są kochani przez Jezusa Chrystusa - powiedział Radiu Watykańskiemu ks. Spriano.
....
Tak . Pomoc duchowa jest najwazniejsza !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 23:17, 26 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Noclegownie pękają w szwach - winna zima
Małopolskie schroniska i noclegownie dla bezdomnych pękają w szwach. Wszystko przez przedłużającą się zimę.
Przepełnione są między innymi placówki w Tarnowie, Krakowie i Nowym Sączu. W nowosądeckim Domu św. Brata Alberta, w którym jest ponad 50 miejsc noclegowych, teraz mieszka blisko 90 osób. Śpią na dostawionych materacach i łóżkach. - Część z tych osób miało możliwość podjęcie pracy sezonowej w ogrodnictwie lub budownictwie, ale ze względu na przedłużającą się zimę nie mogli rozpocząć pracy - mówi Leszek Lizoń, zastępca dyrektora Domu św. Brata Alberta w Nowym Sączu.
Każdy, kto trafia do schroniska, oprócz dachu na głową ma zapewniony przynajmniej jeden gorący posiłek. Głównym warunkiem aby zostać przyjętym jest trzeźwość.
...
Koszmar .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:41, 28 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Zrobiono badania. Wiadomo ilu dokładnie bezdomnych jest w Łodzi
W Łodzi jest prawie 1,2 tys. osób bezdomnych; co dziesiąta nie korzysta z żadnej pomocy instytucjonalnej. 70 proc. stanowią mężczyźni - wynika z przedstawionego w czwartek spisu bezdomnych przeprowadzonego po raz pierwszy przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Łodzi.
Władze miasta zapowiadają utworzenie dwóch mieszkań readaptacyjnych dla osób bezdomnych, hostelu oraz działającej cały rok świetlicy aktywizującej osoby bezdomne. "Chcemy wyciągać wnioski z tych informacji, które zbieramy po to, żeby walczyć z tym wykluczeniem społecznym" - mówił w czwartek na konferencji prasowej wiceprezydent Łodzi Krzysztof Piątkowski.
Akcję liczenia osób bezdomnych przeprowadzono 25 stycznia. Wzięło w niej udział ponad 400 osób; obok m.in. niemal 120 wolontariuszy i streetworkerów, którzy na co dzień pomagają osobom bezdomnym, także strażnicy miejscy i policjanci.
Wolontariusze na podstawie ankiety zbierali informacje dotyczące sytuacji poszczególnych osób. Zgodę na badanie ankietowe wyraziło niespełna 870 osób.
Jak się okazało, w dniu spisu w Łodzi było 1196 osób bezdomnych. Większość z nich przebywała w schroniskach. Co czwarta osoba na co dzień przebywa poza tymi placówkami; prawie 320 osób spędziło zimę w pustostanach, na klatkach schodowych i strychach.
Spis wykazał, że 70 proc. osób bezdomnych to mężczyźni. Najwięcej bezdomnych jest w wieku od 41 do 60 lat (33 proc. ankietowanych) i do 41. roku życia (28 proc.). Prawie jedna trzecia jest bezdomna od roku do pięciu lat, 10 proc. - krócej niż rok; także co 10 badany jest bezdomny ponad 10 lat.
Według badania 26 proc. osób utrzymuje się ze zbierania surowców wtórnych oraz pracy sezonowej. 11 proc. twierdzi, że nie ma żadnego dochodu; co 10 bezdomny nie korzysta z żadnej pomocy instytucjonalnej. Pozostali najczęściej korzystają ze schronisk, noclegowni, świetlicy oraz przygotowanego dla nich autobusu. Tylko 8 proc. korzysta z zasiłków lub pomocy niematerialnej oferowanej przez MOPS.
Spis ma pomóc miastu w planowaniu działań na rzecz aktywizacji osób bezdomnych oraz pomocy w wychodzeniu z bezdomności. Jak zapowiedział wiceprezydent Piątkowski, miasto planuje utworzyć dwa kolejne mieszkania readaptacyjne dla ok. 20 osób, które przeszły przez schroniska i potrzebują pomocy w usamodzielnieniu.
Obecnie w Łodzi funkcjonuje jedno takie mieszkanie dla 10 bezdomnych mężczyzn, prowadzone przez Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta. Mieszkańcy ponoszą koszty utrzymania (czynsz w wysokości ok. 100 zł), mają do dyspozycji kuchnię, łazienki, pralnię, ale muszą o wszystko sami zadbać.
"Jest to taki etap, kiedy mieszkańcy schroniska uczą się samodzielności. Jednak będąc kilka lat w schronisku, człowiek się odzwyczaja od normalnego życia i niejednokrotnie spotykałam się z tym, że nasi podopieczni bardzo boją się samodzielnego życia, jest to dla nich bardzo trudne" - zaznaczyła Wielisława Rogalska, prezes łódzkiego koła Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta.
Nie jest wykluczone, że jedno z takich mieszkań powstanie w Łodzi jeszcze w tym roku, a kolejne w 2014 r. Planowane jest także utworzenie w mieście całorocznego klubu-świetlicy dla osób bezdomnych.
"Liczymy, że byłoby to miejsce integracji środowiskowej, prowadzenia grup samopomocowych, miejsce monitorowane i prowadzone przez terapeutów. Takie stałe miejsce pomogłoby także łódzkim bezdomnym odnaleźć się na rynku pracy" - zaznaczył wiceprezydent Łodzi.
W planach miasta jest także utworzenie hostelu (ok. 35 miejsc), który ma działać zimową, i do którego trafiałyby osoby w stanie upojenia alkoholowego, które nie mogą przebywać w schroniskach. Prawdopodobnie powstanie także klub sportowy dla osób bezdomnych.
Według władz Łodzi akcja to pierwszy w kraju projekt realizowany przez lokalny samorząd na taką dużą skalę; liczą, że łódzkie doświadczenia będą wykorzystywane przez inne samorządy. Projekt jest finansowany z Europejskiego Funduszu Społecznego.
W Łodzi działają po dwa schroniska dla bezdomnych kobiet i mężczyzn oraz jedna noclegowania dla mężczyzn.
W MOPS zatrudnionych jest obecnie pięcioro streetworkerów, którzy pracują z bezdomnymi na ulicach miasta.
...
Nie wiadomo na ile spis byl udany .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 10:58, 29 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Skazani budują hospicjum, by nadać swemu życiu sens
Ci ludzie chcą zmienić swoje życie, aby odnaleźć jego sens pomagając innym. 150 więźniów pracuje w Świętokrzyskiem na budowach i w domach pomocy społecznej. - Jeżeli osadzony pracuje w trakcie odbywania kary pozbawienia wolności, to odnajdzie się szybciej na rynku pracy i będzie to z korzyścią dla niego, rodziny i całego społeczeństwa - mówi kapitan Michał Głowacki, rzecznik Aresztu Śledczego w Kielcach.
....
Bardzo pieknie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:51, 30 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
To zszokowało Polskę! Koszmar staruszków może ciągle trwać
Wstrząsające zdjęcia poniżanych starszych ludzi z warszawskiego domu opieki zszokowały Polskę. Ale ich koszmar może nadal trwać. Wystarczył jeden telefon, by udowodnić, że mimo prowadzonego przez prokuraturę dochodzenia w sprawie zajść w ośrodku i nałożenia przez wojewodę wielotysięcznej kary, placówka wciąż działa. A szefowa domu przyznaje, że jest kolejka oczekujących na miejsce w ośrodku. I zachwala, że pacjenci mają w ośrodku świetne warunki. – W cenie jest pobyt, posiłki, całodobowa opieka pielęgniarska, a także lekarza internisty, który jest u nas cztery razy w tygodniu – zaznacza.
Po tym, jak na jaw wyszły praktyki stosowane w warszawskim domu opieki, sprawą zajęła się prokuratura i urząd wojewódzki. – Prokuratura Rejonowa Warszawa Ochota z urzędu wdrożyła postępowanie sprawdzające w sprawie narażenia pensjonariuszy domu pomocy społecznej w Warszawie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu – mówi Dariusz Ślepokura, rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie. Urzędnicy wojewody mazowieckiego nałożyli natomiast na ośrodek 40 tys. zł kary. – Placówka nie ma wind, jest zbyt mało łazienek, a pokoje pacjentów są przepełnione – zdradza Ivetta Biały, rzecznik wojewody.
"Fakt" postanowił się przekonać, czy mimo tych działań, placówka nadal pracuje i szykuje się na przyjmowanie nowych pensjonariuszy. Dziennikarz zadzwonił do ośrodka podając się za wnuczka, który poszukuje takiej placówki dla swojej babci. Podczas kilkuminutowej rozmowy dowiedział się, że dom pracuje bez zmian! Szefowa placówki pytała o stan zdrowia „babci” i jej potrzeby – czy np. jest na specjalnej diecie. Powiedziała też, ile kosztuje pobyt w osławionym ośrodku. – Koszt pobytu miesięcznego to 2100 zł. Do tego dochodzi koszt wykupu leków – powiedziała właścicielka placówki.
Powiedziano również, że by sprawdzić, w jakich warunkach mieszkają pensjonariusze, można w każdej chwili przyjść do placówki. – Nie trzeba się zapowiadać. Jak mnie nie ma, to jest pielęgniarka dyżurująca, która jest upoważniona do oprowadzania – zapewniła szefowa.
Afera z domem opieki wybuchła, gdy w programie "Uwaga!" TVN wyemitowano film z ośrodka. Widać na nim pacjentów przywiązanych szmatami do kaloryfera, leżących pod łóżkiem czy na podłodze łazienki.
Oto zapis rozmowy:
– Poszukuję miejsca dla 91-letniej babci. Chciałem się dowiedzieć, jakie są warunki przyjęcia, czego się można spodziewać u państwa? Chodzi do sklepu sama, ale chodzi o to, by żeby się nie przewróciła, jest wdową, jej dzieci nie żyją...– Rozumiem. Tak, oczywiście przyjmujemy pacjentów. Jesteśmy w stanie przyjąć, ewentualnie, babcię. Z tym, że w tej chwili nie mamy miejsc.– Aha.– Jeżeli pan by się zdecydował, to zapraszamy na listę oczekujących.– Dużą macie kolejkę?– Jest kilka osób na liście. Ale wiadomo, niektórzy wpisali się, ale czekają gdzieś jeszcze na miejsce. Przede wszystkim zapraszamy do nas, na spotkanie z nami. Do obejrzenia domu. Zapraszamy w każdej chwili. – A jak to wygląda cenowo?– Koszt pobytu miesięcznego jest to 2100 zł. Do tego dochodzi koszt wykupu leków.– Co jest zapewnione w tej kwocie?– Posiłki, całodobowa opieka pielęgniarska, lekarz internista cztery razy w tygodniu.
....
Ja dziekuje za taka pomoc .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 18:45, 30 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Poznań: prawie pół tysiąca osób przy wielkanocnych stołach w Barce i Caritas
Samotnych i potrzebujących zaproszą w niedzielne przedpołudnie na świąteczne śniadanie Caritas Archidiecezji Poznańskiej i poznańska Fundacja Pomocy Wzajemnej Barka. W sumie przy wielkanocnych stołach zasiądzie prawie pół tysiąca osób.
Jak powiedział współorganizator śniadania Edward Skoryna z Barki, w tym roku nie będzie tam tradycyjnego obiadu w wielkanocny poniedziałek; potrzebujący zasiądą do stołów tylko w niedzielę. Organizatorzy spodziewają się obecności ok. 250 osób.
- Na stole będą jak zawsze jajka, żurek, biała kiełbasa, sałatki, bigos. Śniadanie będzie trwało trochę dłużej, bo będzie część artystyczna: przyjadą muzycy, którzy dla naszych gości będą grać i śpiewać. Spotkanie zakończymy kawą i ciastem - powiedział.
Jak dodał, większość środków na zorganizowanie wielkanocnego śniadania udało się pozyskać od sponsorów.
Około dwustu osób siądzie do wspólnego, niedzielnego posiłku w jadłodajni Caritas Archidiecezji Poznańskiej na poznańskich Ratajach.
Jak poinformował rzecznik prasowy poznańskiej kurii ks. Maciej Szczepaniak, śniadanie poprzedzi msza święta. Do posiłku z potrzebującymi zasiądzie metropolita poznański abp Stanisław Gądecki.
- Caritas Archidiecezji Poznańskiej zaprosiła na śniadanie ubogich i bezdomnych, którzy na co dzień korzystają z posiłków wydawanych w jadłodajniach Caritas w Poznaniu - powiedział ks. Szczepaniak.
Niedzielne śniadanie dla samotnych i ubogich przygotowuje też Caritas Archidiecezji Gnieźnieńskiej wspólnie ze Stowarzyszeniem Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo oraz siostrami szarytkami.
Jak poinformowała w imieniu gnieźnieńskiej Caritas Lucyna Muniak, po wspólnej mszy chętni zasiądą do świątecznego stołu, na którym nie zabraknie tradycyjnych wielkanocnych jaj, żurku, białej kiełbasy oraz słodkiego pieczywa. Każdy uczestnik spotkania dostanie ponadto paczki żywnościowe.
....
Bardzo pieknie !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135933
Przeczytał: 61 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:10, 31 Mar 2013 Temat postu: |
|
|
Cynizm i pogarda
W mieszkaniu przy Scharnweberstrasse w Berlinie są szczury i grzyb na ścianie, nie ma ogrzewania ani toalety. Tu można jednak odebrać pouczającą lekcję globalnego kapitalizmu - zobaczyć, jak międzynarodowi inwestorzy dzięki biednym emigrantom z Europy południowo-wschodniej zarabiają na takich ruderach. Organizacja o nazwie "Anker e.V." pod pozorem troski o najsłabszych - bezdomnych, byłych więźniów, uchodźców - dostarcza spekulantom nieruchomościowym lokatorów, którzy nie mają żadnych wymagań.
Są wszędzie tam, gdzie pieniądz robi pieniądz. W Luksemburgu, w londyńskim city czy nad Jeziorem Genewskim. Działają w Azji i Afryce, gdzie mają swoje udziały w firmach, i w Europie, na rynku nieruchomości. W Berlinie ich własnością jest ponad 6 tysięcy mieszkań, w jednym z nich żyje Narghita.
Ma 27 lat, jest Romką z Rumunii. Właścicieli swojego mieszkania przy Scharnweberstraße 111 w berlińskiej dzielnicy Reinickendorf nigdy nie widziała na oczy. Zamalowała na zielono pleśń na ścianach, ogrzewania nie ma. Trójka jej dzieci sika do wanny, bo toaleta od wielu tygodni jest nieczynna. Wyposażenie ma ze śmietnika, szczury pozabijała za pomocą trucizny.
Mężczyzna, którego przez długi czas uważała za właściciela mieszkania, nazywa się Marcus Harstel. Jest on przewodniczącym organizacji "Anker e.V. - Berlin von 2010". Zgodnie ze statutem nie prowadzi ona działalności gospodarczej. "Dajemy ludziom siłę" - brzmi jej hasło. Siłę, dzięki której będą mieli lepsze szanse na przyszłość.
"Anker“ (po polsku: kotwica) jest pośrednikiem między zagranicznymi inwestorami - właścicielami zrujnowanych nieruchomości - a ludźmi potrzebującymi miejsca do zamieszkania. W grupie tej są byli więźniowie, bezdomni migranci. Założone w 2010 roku stowarzyszenie martwi się głównie o berlińskich Romów i Sinti, którzy "mieszkają w publicznych parkach, w fatalnych warunkach higienicznych“. Harstel i jego sojusznicy chcą poprawić warunki życia tych ludzi i umieścić ich w "adekwatnych lokalach mieszkalnych“.
Piękne słowa, szlachetne cele, w rzeczywistości jednak jest to tylko pełna pogardy dla ludzi forma cynizmu. Bo "Anker", stowarzyszenie, które działało rzekomo na rzecz słabszych, jeszcze do niedawna dostarczało spekulantom nieruchomościowym pozbawionych wymagań lokatorów, a jego przewodniczący napełniał sobie przy okazji własną kieszeń. Ten bezwzględny model biznesowy jest szeroko rozpowszechniony w Berlinie, jednym z europejskich ośrodków emigracji nędzarzy.
Model ów funkcjonuje również dlatego, że od czasu wstąpienia Rumunii do Unii Europejskiej w 2007 roku liczba obywateli tego kraju przybywających do Niemiec zwiększyła się trzykrotnie. Dzisiaj żyje ich tu 205 tysięcy. Nowi unijni obywatele pracują za trzy euro na godzinę, nie mają ubezpieczenia zdrowotnego i w większości nie mówią po niemiecku. A jako że gminy są przeciążone ich napływem, bo brakuje jakiejkolwiek politycznej koncepcji, co zrobić z tak potężną liczbą migrantów, ludzie tacy jak Narghita dostają się w szpony osobników takich jak Marcus Harstel oraz firm nieruchomościowych mających swoje siedziby w podatkowych oazach.
Narghita przyjechała do Berlina jesienią 2011 roku. Pierwsze tygodnie spędziła u krewnych, potem zaczęła szukać samodzielnego mieszkania. Nie była jednak nigdzie zameldowana, nie mogła wykazać się żadnym dochodem. Jedynie Marcus Harstel, szef stowarzyszenia "Anker“ nie wymagał takich dokumentów, ważne dla niego było jedynie to, by regularnie płaciła czynsz: 705 euro za 33-metrowy pokój.
Pieniądze kasował w drzwiach. Podobnie jak inni Romowie, Narghita płaciła gotówką. A jeśli ktoś z nich nie był w stanie uiścić należności, Harstel straszył go swoimi "psami“ - tak nazywał barczystych Turków i Arabów, którzy dla niego pracowali. Jeśli po spotkaniu z owymi mężczyznami nadal nie płacił, Harstel wystawiał go za drzwi, wynosił z mieszkania cały jego dobytek i wstawiał go do piwnicy. Gromadził w ten sposób tostery, pralki, a nawet puste zwrotne butelki niewypłacalnych najemców.
(…) Większość lokatorów z Scharnweberstraße 111 znała Harstela ubranego w kurtkę Adidasa i tenisówki, z grubym pękiem kluczy u paska dżinsów. Stowarzyszenie wynajęło od firmy Helvetica w Berlinie 73 mieszkania - po to, by samemu je potem podnająć. Były to lokale, na które ich właściciele nie znaleźli chętnych na zwykłym rynku.
Ale dla Romów, jak uważał Harstel, były wystarczająco dobre. Bo rumuńscy Romowie to cierpliwi lokatorzy. Naprawiają, często całymi miesiącami, niedziałające toalety, nieszczelne okna czy krany, rzadko skarżą się, gdy zimą muszą obejść się bez ogrzewania. Harstel, pomagający najsłabszym, załatwił im ogrzewanie elektryczne - co doprowadziło do tego, że część rodzin zaczęła dostawać rachunki opiewające na 3 tysiące euro.
Niektóre piętra w domu przy Scharnweberstraße wyglądają jak schronisko dla uchodźców, wielu lokatorów musi zadowolić się jedną, jeszcze sprawną łazienką. Gdy się tu wprowadzali, Harstel obiecywał im inne mieszkania lub remont, ale gdy potem go o to pytali, zwodził ich kolejnymi obietnicami. Kobiety wieszały na drzwiach do pokojów główki czosnku - to stary romski obyczaj, mający chronić przed złym wzrokiem. Malowały ściany na różowo lub oklejały je strzępami tapet w tygrysie wzory - tak wyglądają naprawy nędzarzy. Ale romskie rodziny nie były złe na Harstela, przeciwnie, czuły dla niego wdzięczność.
Zapraszano go swoich mieszkań, na urodziny dostawał wódkę, pokazywano mu rodzinne nagrania i częstowano rumuńskimi specjalnościami. Patron zawsze powinien być zadowolony, o to chodzi w archaicznych strukturach, do jakich nawykli w swojej ojczyźnie.
Ale jaki mieli wybór? Pieniądze dostawali z urzędu pracy albo zarabiali żebraniem i prostytucją. Na normalnym rynku mieszkaniowym Romowie nie mają praktycznie żadnych szans. Alternatywą była ogrodowa altana na peryferiach miasta za 500 euro albo sublokatorka u bezrobotnego - obie formy były rozpowszechnioną praktyką w interesach z biednymi imigrantami.
Firma Helvetica ma swoją siedzibę w pozbawionym ozdób budynku w mieszczańskiej dzielnicy Charlottenburg. Tablica z godzinami otwarcia przy wejściu, plastikowe krzesła w poczekalni, juka w doniczce - wszystko jest tu porządne i nudne, jak przystało na administrację nieruchomościami.
Ale skromny wystrój jest mylący. Helvetica należy do konglomeratu międzynarodowych inwestorów finansowych, z adresem w Singapurze, na Karaibach lub w europejskich rajach podatkowych, takich jak Wyspa Man. Niektórzy z jej wspólników to doświadczeni gracze kasynowego kapitalizmu. Ludzie tacy jak Paul Macdonald, mały, krępy, o okrągłej twarzy.
60-letni Szkot działa jako makler finansowy w Japonii, w emiracie Katar i w bogatej w surowce Afryce. Można by go nazwać konikiem polnym. On sam określa swoją działalność mianem "Wealth-Management", przez co rozumie sztukę czynienia z zamożnych ludzi jeszcze większych bogaczy - i zarabianiu przy tym samemu dużych pieniędzy. W 2005 roku odkrył do tego celu kolejny rewir: rynek mieszkaniowy w Berlinie. W żadnej innej zachodnioeuropejskiej metropolii nieruchomości nie były tak tanie jak w niemieckiej stolicy. Podaż była duża, również dlatego, że potężnie zadłużone miasto rzuciło na rynek całe bloki mieszkalne.
Macdonald związał się z Leonardem O'Brienem, również działającym na całym świecie menedżerem finansowym. Na Wyspie Man założył on niewielką, dyskretną firmę Epicure Berlin Property, która wprawdzie dysponowała tylko jednym adresem przy Athol Street, ale za to miała pokaźny kapitał w wysokości 125 milionów euro.
Czytaj dalej ten artykuł na kolejnej stronie
zakupy do Berlina. W ciągu roku skompletowali małe imperium nieruchomościowe: 240 domów do wynajęcia, w tym kilka perełek w takich kwitnących dzielnicach, jak berlińskie centrum i Prenzlauer Berg, ale również rudery, nieremontowane kamienice czynszowe w biedniejszych częściach miasta - Neukölln, Wedding i Moabit.
Aby nie stracić rozeznania w swoim królestwie, składającym się z bardzo wytwornych i całkiem nędznych nieruchomości, z 10-15 domów utworzyli osobne stowarzyszenia. Tak oto powstało ponad 20 nowych firm, które wszystkie łączyła jedna nazwa - skrót: "VV". Jedna z nich nazywa się Beragon VV, i to ona jest właścicielem domu przy Scharnweberstraße 111.
W marcu 2006 roku O'Brien kupił dla niej berlińską kamienicę czynszową z 26 mieszkaniami, cena według umowy wyniosła 897 112 euro. W lokalach były piece kaflowe, kanalizacja i elektryczność na poziomie z okresu powojennego. Roczne wpływy z wynajmu sprzedający określił na 92 698 euro.
Już wkrótce jednak nowi właściciele stwierdzili, że taki zysk trudno będzie osiągnąć. Firma administrująca, Helvetica nie zdołała znaleźć lokatorów. Rozwiązaniem problemu stał się Marcus Harstel i jego stowarzyszenie "Anker“. Jego zaangażowanie społeczne przekonało kierownictwo Helvetiki. W zamian za "poprawę estetyki“ zwolniła stowarzyszenie z dziewięciu czynszów netto - za to miało ono wziąć na siebie renowację lokali.
Harstel chętnie skorzystał z tej ulgi, lokatorom kazał jednak płacić pełny czynsz, i to ze sporym dodatkiem - na przykład mieszkanie Narghity wynajął od Helvetiki za 182 euro, od kobiety zaś pobierał 705 euro.
Helvetica do dzisiaj uważa, że działała uczciwie i zgodnie z dobrem społecznym. Ten, kto sam wyremontował swoje mieszkanie - argumentowała firma - będzie o nie później dbał. Poza tym jest to sensowne zajęcie dla mieszkańców, które da im poczucie sukcesu. Stowarzyszenie "Anker" zgodziło się w końcu, że załatwi rzemieślników pracujących społecznie, którzy razem z lokatorami wyszykują ich mieszkania.
Helvetice przez długi czas nie przychodziło jednak do głowy, by skontrolować swego biznesowego partnera i sprawdzić postępy remontu mieszkań. Wystarczyło jej zawarcie bezterminowych umów wynajmu swoich ruder i skasowanie pieniędzy. Za 73 lokale przejęte przez "Anker" Helvetica miała dostawać ćwierć miliona euro rocznie.
Fakt, że stowarzyszenie to istniało zaledwie od kilku miesięcy, a jego przewodniczący i skarbnik pobierali zasiłek dla bezrobotnych, wydawało się nikogo nie niepokoić. Nawet wtedy, gdy w maju 2011 roku urząd pracy przysłał pismo z prośbą o pomoc. Podejrzewa - wyjaśnił w nim - że Marcus Harstel dopuszcza się oszustwa. Zarząd Helvetiki twierdzi, że nie widział tego listu, a tym samym nic nie wie o całej sprawie. Było to w okresie, kiedy interesy ze stowarzyszeniem "Anker" już od miesięcy toczyły się pomyślnie.
Ale potem chciwość Harstela zaczęła rosnąć. Pobierał on obecnie od Romów po 100 euro, gdy potrzebowali zaświadczenia dla urzędu pracy. A kiedy zwalniało się jakieś mieszkanie, pytał natychmiast swoich lokatorów: "Nie macie więcej Rumunów?".
W kolejnych miesiącach był już winny Helvetice sporą część umówionych czynszów, tak w każdym razie twierdzi ta firma. Skarbniczka "Anker" mówi, że to kłamstwo, sam Marcus Harstel jak dotąd nie zechciał udzielić żadnego komentarza. Pewne jest, że w styczniu 2012 roku Helvetica wypowiedziała wszystkie umowy. Harstelowi nie przeszkodziło to jednak nadal wynajmować Romom mieszkania przy Scharnweberstraße - i co miesiąc kasować za to pieniądze.
Dopiero teraz mieszkające tam rodziny poznały prawdziwego właściciela swoich lokali. Otrzymały pismo z informacją, sporządzone w sześciu językach. Ale nie zareagowały. W końcu to Marcus Harstel był ich patronem i jemu płacono czynsz.
W marcu zarząd Helvetiki złożył doniesienie o przestępstwie, ale krótko potem prokuratura zawiesiła śledztwo. Helvetica pisała w tej sprawie do odpowiedzialnego za podobne kwestie członka rady miejskiej, do berlińskiego senatora Mario Czai, federalnej minister do spraw rodziny Ursuli von der Leyen. To wszystko jednak nic nie pomogło. Do listopada 2012 roku, jak twierdzą mieszkańcy Scharnweberstraße 111, Harstel co miesiąc przychodził po pieniądze.
Kiedy w sierpniu 2012 roku kamienicę odwiedzili przedstawiciele Helvetiki, przeżyli szok. Mieszkań nie można było odnowić, dopóki mieszkali w nich ludzie, a wynajmujący wcale nie chcieli się wyprowadzić, szukali pomocy w takich stowarzyszeniach, jak "Südost Europa Kultur", kilka romskich rodzin wynajęło adwokatów.
Teraz stoją naprzeciw siebie w sądzie - menedżerowie międzynarodowych inwestorów i imigranci, których z ich ojczyzny wypędziła bieda. Paul Macdonald chce zadowolić swoich klientów, a Narghita, w zaawansowanej ciąży, nie chce mieszkać na ulicy.
Z "Anker e.V.“ nie pozostało nic poza wpisem do rejestru w sądzie rejonowym. Jego model biznesowy, jak się wydaje, jednak przetrwał, w Berlinie przejęły go już inne osoby.
Również Macdonald przemierza stołeczne ulice, z inwestorami z całego świata. Niedawno wynajął autobus, pracownicy Helvetiki podawali gościom napoje i przekąski. Podczas wycieczki po mieście przyjezdni robili sobie zdjęcia na tle Bramy Brandenburskiej, przede wszystkim jednak odwiedzali swoje nieruchomości, które dotychczas znali jedynie z dokumentów. Byli zachwyceni.
Jeden dom jednak ominęli - ten przy Scharnweberstraße 111.
....
Tak pomagaja bogacze . Sobie .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|