Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 1:26, 18 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Polska
W niedzielę na krakowskim Rynku wigilia dla bezdomnych i potrzebujących
W niedzielę na krakowskim Rynku wigilia dla bezdomnych i potrzebujących
Wczoraj, 17 grudnia (21:4
W niedzielę na krakowskim Rynku odbędzie się największa w Polsce dwudziesta już wigilia dla bezdomnych i potrzebujących. Co roku przyjeżdża na nią kilkadziesiąt tysięcy osób z różnych stron kraju. Po raz pierwszy uczestnicy Wigilii będą mogli skorzystać z diagnostyki medycznej.
Zdjęcie z ubiegłorocznej wigilii na Rynku
/PAP/Jacek Bednarczyk /PAP
Wigilia rozpocznie się po godz. 11 i potrwa aż do wyczerpania przygotowanych dań. Życzenia złożą zgromadzonym na Rynku prezydent Krakowa Jacek Majchrowski i metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz.
W wigilijnym menu będą m.in. pierogi, czerwony barszcz, kapusta z grzybami i ponad 10 tys. porcji smażonego karpia. Każdy, kto chce, może przynieść w niedzielę na Rynek żywność o przedłużonej przydatności do spożycia: konserwy mięsne, gotowe dania i makarony. Produkty te, podobnie jak żywność przekazana przez sponsorów, będą na bieżąco rozdawane potrzebującym.
Państwowa Straż Pożarna ustawi na Rynku Głównym szpital polowy. Lekarze i wolontariusze ze Związku Polskich Kawalerów Maltańskich będą w nim prowadzić bezpłatne badania diagnostyczne.
Chcemy skupić się na badaniach przesiewowych, które mogą wyłapać uciążliwe lub zagrażające życiu choroby. Będziemy wykonywać echo serca, USG brzucha i klatki piersiowej. Będą dermatolodzy, którzy potrafią wychwycić choroby zakaźne i choroby skóry oraz stomatolodzy, którzy będą wyczuleni na stany zapalne i ropnie, które mogą być realnym zagrożeniem - mówił dziennikarzom Bartłomiej Guzik, lekarz chorób wewnętrznych i kardiolog. Po diagnozie chorzy będą kierowani do miejsc, w którym mogą uzyskać bezpłatną pomoc.
...
Bardzo dobrze.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:02, 18 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
Bezdomni i potrzebujący z całej Polski przyjechali do Krakowa na wigilię
Dzisiaj, 18 grudnia (09:43)
Aktualizacja: 57 minut temu
O godz. 11 rozpoczęła się na krakowskim Rynku największa w Polsce wigilia dla bezdomnych i potrzebujących. Od 20 lat przyjeżdża na nią kilkadziesiąt tysięcy osób z różnych stron kraju. Po raz pierwszy uczestnicy Wigilii mogą skorzystać z diagnostyki medycznej.
Kraków: Największa w Polsce wigilia dla bezdomnych i potrzebujących (19 zdjęć)
+ 16
W menu są m.in. pierogi, czerwony barszcz, kapusta z grzybami i ponad 10 tys. porcji smażonego karpia. Każdy, kto chce, może przynieść na Rynek żywność o przedłużonej przydatności do spożycia: konserwy mięsne, gotowe dania i makarony. Produkty te, podobnie jak żywność przekazana przez sponsorów, będą na bieżąco rozdawane potrzebującym.
Na naszej wigilii z jednej strony są ci, którzy mogą i chcą się podzielić, z drugiej ci, którzy pomocy szukają i potrzebują. Pomiędzy nimi jest stół wigilijny – mówi pomysłodawca i organizator wigilii, krakowski restaurator Jan Kościuszko.
Reporter RMF FM Paweł Pawłowski rozmawia z organizatorem wigilii Janem Kościuszko /RMF FM
Państwowa Straż Pożarna ustawiła na Rynku Głównym szpital polowy. Lekarze i wolontariusze ze Związku Polskich Kawalerów Maltańskich prowadzą w niej bezpłatne badania diagnostyczne. Chcemy skupić się na badaniach przesiewowych, które mogą wyłapać uciążliwe lub zagrażające życiu choroby. Będziemy wykonywać echo serca, USG brzucha i klatki piersiowej. Będą dermatolodzy, którzy potrafią wychwycić choroby zakaźne i choroby skóry oraz stomatolodzy, którzy będą wyczuleni na stany zapalne i ropnie, które mogą być realnym zagrożeniem – podkreśla Bartłomiej Guzik, lekarz chorób wewnętrznych i kardiolog. Po diagnozie chorzy są kierowani do miejsc, w którym mogą uzyskać bezpłatną pomoc.
W 1996 r. podczas pierwszej wigilii rozdano ok. 5 tys. posiłków, przed rokiem ponad 50 tys.
(mpw)
RMF FM/PAP
...
Znakomicie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 18:39, 18 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
Nikt nie będzie tu głodny
Monika Łącka
dodane 18.12.2016 15:50
Na krakowskiej 20. Wigilii dla Potrzebujących zjawiło się dziś kilkadziesiąt tysięcy osób z całej Polski
Monika Łącka /Foto Gość
zobacz galerię
Na krakowskim Rynku Głównym trwa 20. Wigilia dla Potrzebujących. - Pan Jan Kościuszko prowokuje nas do dobra - mówił administrator apostolski diecezji, dziękując mu za organizację tej wyjątkowej wieczerzy.
W tę ostatnią przed Bożym Narodzeniem niedzielę do Krakowa, jak co roku, przyjechali tłumnie ci, którzy najbardziej potrzebują bliskości drugiego człowieka i ciepłego, pachnącego świętami posiłku. Niektórzy do ogromnych stołów, znad których unosi się aromat barszczu, bigosu, pierogów z grzybami i smażonego karpia, podchodzą pewnie i nie wahają się stanąć w rosnącej w oczach kolejce. Są tu już nie pierwszy raz. Inni na twarzach mają wymalowane skrępowanie i nieśmiałość, a może nawet zażenowanie sytuacją, w której się znaleźli. Nietrudno też wyczytać z tych twarzy zmęczenie życiem i chorobami.
- Gdybym nie musiał, to znaczy gdyby mnie bieda nie przycisnęła, to by mnie tu dziś nie było. Kiedyś żyło mi się całkiem nieźle, ale potem przyszyły choroby, śmierć żony, utrata pracy, bo zdrowie nie pozwalało mi zarabiać na chleb. A jeszcze później część rodziny rozjechała się po świecie i żyję z niewielkiej renty. Na wszystko mi brakuje. Pan Jan to dobry człowiek, bo co roku daje nam szansę, by poczuć klimat świąt - mówił pan Kazimierz, mieszkający w jednej z podkrakowskich miejscowości.
- Boże Narodzenie w mediach ukazywane jest jako najbardziej rodzinne święta. Miasta i sklepy już od dawna stroją się w choinki i przyciągają na zakupy. A co mają powiedzieć ci, którzy rodziny nie mają i żyją z dnia na dzień, mając w kieszenie grosze? Moja żona zmarła kilka lat temu na raka, dzieci wyjechały za chlebem i zapomniały o starym ojcu. Sąsiedzi trochę mi pomagają, a dziś cieszę się, że zjem dobry posiłek - wtórował mu pan Józef, który na Rynek przyjechał z województwa świętokrzyskiego.
Organizatorzy tej niezwykłej wigilii szacują, że do godzin popołudniowych (wieczerza trwać będzie do ok. godz. 17 albo do opróżnienia magazynów) w sercu Krakowa zjawiło się już kilkadziesiąt tysięcy potrzebujących osób z całej Polski. Suto zastawione stoły dobrą sławę zdobyły już bowiem w najdalszych zakątkach kraju. Co więcej, tegoroczna, jubileuszowa - bo 20. już - odsłona wigilii w zamierzeniu J. Kościuszki i wszystkich jego współpracowników ma być największa z dotychczasowych.
Dla jej gości przygotowano więc ogromną liczbę pierogów ruskich i z grzybami, smażonego karpia oraz hektolitry czerwonego barszczu. Wszystko to wydaje kilkudziesięciu wolontariuszy, którzy na Rynku pojawili się dziś już o godz. 8 rano, a zostaną do samego końca, aż wszystko zostanie posprzątane. Wśród posługujących są w tym roku zarówno stypendyści Fundacji "Dzieło Nowego Tysiąclecia", jak i wolontariusze, którzy pracowali przy organizacji ŚDM Kraków 2016 oraz wolontariusze i terapeuci z Fundacji im. Brata Alberta z Radwanowic na czele z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim, od rana smażącym karpia i rozmawiającym z potrzebującymi.
- To charytatywne przedsięwzięcie jest najlepszym sposobem realizacji idei Bożego Narodzenia. Bóg rodzi się przecież w ubogiej stajence, a to zachęca nas wszystkich, żebyśmy dzielili się z ubogimi. W Polsce mamy piękną tradycję pustego miejsca przy wigilijnym stole - mówił dziennikarzom ks. Isakowicz-Zaleski.
Warto dodać, że J. Kościuszko po raz drugi organizuje tę wigilię we współpracy z krakowskim Arcybractwem Miłosierdzia. Również po raz drugi na Rynku Głównym o świąteczny klimat zadbał Chór "Organum" pod dyrekcją Bogusława Grzybka, wspierany przez rozśpiewanych stypendystów Fundacji "Dzieło Nowego Tysiąclecia". Akcję wspierają też firmy Jeronimo Martins SA, Wawel SA, "Bacówka" Towary Tradycyjne, Gospodarstwo Rybackie "Dolina Będkowska" oraz piekarnia i cukiernia "Lajkonik".
Po raz pierwszy wigilia została też poszerzona o bezpłatną pomoc medyczną dla wszystkich, którzy potrzebują diagnostyki. Zagwarantowało ją 25 lekarzy, ratownicy medyczni, pielęgniarki oraz wolontariusze ze Związku Polskich Kawalerów Maltańskich. Aby skorzystać z USG, badania stanu uzębienia czy skóry, nie trzeba mieć przy sobie ani dowodu osobistego, ani dowodu ubezpieczenia.
- Papież Franciszek z okazji swoich 80. urodzin zaprosił wczoraj na śniadanie bezdomnych. Dziś pan Kościuszko zaprosił do wigilijnego stołu wszystkich, którzy tego potrzebują. On inspiruje nas do dobra i do tego, byśmy wszyscy byli dla siebie braćmi - mówił kard. Stanisław Dziwisz, który tradycyjnie poświęcił pokarmy, a prezydent Jacek Majchrowski, który patronuje temu wydarzeniu i wspiera je, zauważył, że krakowska wigilia to inicjatywa jedyna w Polsce, która dla innych miast może być przykładem.
Jan Kościuszko nie ukrywa z kolei, że marzy o tym, by te inne miasta poszły za ideą z Krakowa i również podjęły się organizacji takich wieczerzy. Przypomina, że przed laty zaczynał od wydawania 4 tys. porcji, a w ub. roku było ich aż 50 tys. W tym rozdanych zostanie podobna liczba porcji. To nie wszystko - cały czas potrzebującym wydawane są również paczki żywnościowe, które powstają zarówno dzięki wsparciu sponsorów akcji, jak i hojności darczyńców przynoszących na Rynek konserwy, ryż, cukier, makaron, słodycze.
...
Znakomicie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 22:06, 18 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
Karol Kłos: Aby mieć dużo pieniędzy, w święta trzeba jeść kaszę jaglaną
Dzisiaj, 18 grudnia (18:10)
"W Wigilię trzeba spróbować wszystkich potraw, a aby mieć dużo pieniędzy trzeba jeść kaszę jaglaną" - powiedział w specjalnym wywiadzie dla RMF FM i Szlachetnej Paczki Karol Kłos. Siatkarz Skry Bełchatów i reprezentant Polski dodał, że idealne święta to te spędzone nie na zgrupowaniu, a z rodziną. "I jeszcze, gdyby spadł śnieg. Boże, proszę, jeżeli mnie słyszysz, chociaż w te święta, żeby był śnieg" - dodał ze śmiechem sportowiec.
Karol Kłos /Paweł Supernak /PAP
Jak wyglądają idealne święta Karola Kłosa?
Z rodziną, nie w Spale na zgrupowaniu, bo i takie się zdarzały. Ostatnio Sylwestra mieliśmy na zgrupowaniu, a raz spędziłem Wielkanoc - też w Spale, z kolegami. To ciekawe doświadczenie, ale takie idealne święta Karola Kłosa to są z rodziną, a teraz też z narzeczoną. I idealne by były, gdyby spadł śnieg. Boże, proszę, jeżeli mnie słyszysz, chociaż w te święta, żeby był śnieg (śmiech). Ja mieszkam w Warszawie, ludzie pewnie w górach gdzieś tam mają śnieg, ale ja proszę o śnieg w Warszawie. Nie musi padać w całej Warszawie, byle padał u mnie, koło mnie (śmiech). U nas już nie było śniegu od nie pamiętam kiedy.
Idealne święta w domu, w Warszawie, w rodzinnym domu, z rodzicami, siostrą, ciocią, czasem z większą rodziną, jeżeli gdzieś przyjedzie. A pierwszy, drugi dzień świąt u narzeczonych, przyszłej żony. Drugi dzień świąt to w zasadzie już na treningach, bo nigdy nie mamy aż tak pełnych świąt.
Symbole wigilijne na waszym stole.
Opłatek na sianku, potrawy - trzeba wszystkich spróbować. Aby mieć dużo pieniędzy - to trzeba jeść kaszę jaglaną. Światełko betlejemskie, przyniesione z kościoła, na świeczce.
A Mikołaj przychodzi?
Przychodzi, ale ostatnio byłem niegrzeczny (śmiech). Różne rzeczy przynosi, już nawet nie pamiętam, co było rok temu. Mikołaj przychodzi zawsze po posiłku, po kolacji. A kolacja zaczyna się z pierwszą gwiazdką na niebie. Chyba, że są chmury i ich nie widać, to o 18.
A kiedy uświadomiłeś sobie, że coś jest nie tak ze świętym Mikołajem?
Kiedy zobaczyłem, że świętym Mikołajem jest mój tata. I co zrobił z moim tatą? (śmiech) Czy to mój tata czy mój wujek? Już nie pamiętam. Nie pamiętam, kiedy sobie to uświadomiłem, kiedy przestałem wierzyć, że rzeczywiście to Mikołaj przychodzi.
Prezent świąteczny, który najmilej wspominasz.
Klocki Lego. Ja w ogóle uwielbiam do teraz jakieś klocki, uwielbiam układać różne rzeczy. Nie mam na to czasu i stoi takie wielkie pudło u mnie. Dostałem stację benzynową, z samochodzikami... Byłem przeszczęśliwy. To był taki wymarzony prezent, z którym Mikołaj trafił. Jakoś mi to tak utkwiło w pamięci. Miałem ogromną radochę przez kolejne dni. Zresztą klocki bardzo rozwijają wyobraźnię i ja lubiłem takie rzeczy.
Co jest kluczem udanych świąt?
Święta spędzone ze zdrową rodziną. Zawsze na święta lubią się przytrafiać jakieś choroby i takie różne rzeczy. Jeżeli rodzina jest zdrowa i zbierze się cała na święta, przy stole wigilijnym, to to są udane święta.
Karol Kłos
data urodzenia: 8.08.1989
waga: 87 kg
wzrost: 201 cm
Karol Kłos występuje na pozycji środkowego bloku. Obecnie gra w Skrze Bełchatów, a od 2009 roku jest także reprezentantem Polski. Swoją karierę rozpoczynał w Metro Warszawa, potem przeniósł sie do Legii. We wrześniu 2014 roku wraz z drużyną biało-czerwonych wywalczył złoty medal Mistrzostw Świata. Wówczas został także uznany za drugiego najlepszego blokującego.
Podopiecznym stowarzyszeniu WIOSNA, które organizuje m.in. Szlachetną Paczkę, wciąż możecie pomóc.
Jak? Sprawdźcie na stronie [link widoczny dla zalogowanych]
APA/Szlachetna Paczka
...
Zyc pieknie...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:33, 21 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
SuperW wrócą do potrzebujących i nauczą ich, jak zarabiać i wydawać pieniądze
29 minut temu
Jak zarabiać więcej i jak wydawać pieniądze - tego przede wszystkim nauczą wolontariusze powracający do rodzin w potrzebie. Finał tegorocznej Szlachetnej Paczki już za nami, ale organizatorzy akcji charytatywnej nie zamierzają zapomnieć o osobach, które znalazły się w ich bazie potrzebujących. "Nie ma chyba do tej pory, takiego programu w Polsce, który by uczył naturalnego, normalnego, podejścia do pieniędzy. Są szkolenia biznesowe, które w dużej mierze oddzielają życie od zarabiania. Uczą technik zarabiania, ale nie uczą takiego życia, w którym można zarabiać i żyć pełnią życia. A my tego właśnie chcemy" - powiedział w specjalnym wywiadzie dla RMF FM pomysłodawca Szlachetnej Paczki ks. Jacek Stryczek. Rozmawiała z nim Ada Pałka.
Ks. Jacek Stryczek
/Stanisław Rozpędzik /PAP
Ada Pałka: Wolontariusze, którzy w weekend 10-11 grudnia odwiedzili potrzebujących po to, aby przekazać im przygotowane przez darczyńców paczki - wrócą do nich. To nowość w Szlachetnej Paczce. Kiedy i po co odbędą się kolejne wizyty?
Ks. Jacek Stryczek: Kiedy przygotowałem strategię Paczki w 2013 roku zadałem sobie pytanie, co będzie robiła Paczka w 2020 roku? Wtedy pomyślałem sobie, że ciągle rośnie w Polsce klasa średnia i może już nie być tak dużo biednych rodzin, ale na pewno w Polsce będą potrzebne szkolenia z tego, jak zarabiać więcej, jak lepiej wydawać pieniądze. No i to się właśnie spełniło w tym roku. Najpierw chcemy uczyć wolontariuszy, jak więcej zarabiać. Obecnie jesteśmy w trakcie przygotowania tych programów. Najważniejsze założenie jest takie, że chcemy pracować z człowiekiem takim, jaki jest.
Najważniejsze założenie jest takie, że chcemy pracować z człowiekiem takim, jaki jest”
Chcemy tak naprawdę uczyć ludzi, jak żyć, żeby częścią tego życia było to, że zarabianie jest łatwe. Na przykład, ja mam takiego przyjaciela, który stracił kilka razy w życiu pracę, ale nigdy jej nie szukał, co oznacza, że tak dobrze traktował zawsze ludzi, z którymi pracował, że jak tylko dowiedzieli się, że stracił pracę, to natychmiast go ściągali. I fajnie jest nauczyć ludzi właśnie takiego podejścia do zadań i do innych ludzi, żeby być tą osobą, którą ktoś potrzebuje.
Kiedyś mój znajomy, który potem został milionerem, zaczął pracę od tego, że sprzątał w barze, ale jako jedyny wkładał tyle wysiłku, że nie tylko te stołki barowe wycierał od góry, ale też od dołu i te nóżki. I w ciągu dwóch tygodni jego szef zrobił go menadżerem knajpy, a już dwa czy trzy lata później był milionerem. Nie wiadomo, dlaczego często ludzie idą do pracy i nie angażują się tak, jakby mogli, co sprawia, że po pierwsze nie rozwijają swoich kompetencji, a po drugie nie budują swojego dorobku. Też w relacjach, w przekonywaniu do siebie. I w efekcie: czym się mniej angażują, tym bardziej stają się niewolnikami pracy, której mogą nie lubić, bo nie potrafią wiele.
Ks. Stryczek: Szlachetna Paczka w CV to 100-proc. pewność na znalezienie dobrej pracy
To wszystko to jest postawa życiowa. Natomiast pytanie jest: z jakiego punktu my musimy wyjść? Na wstępnym szkoleniu wolontariuszy zadaliśmy pytanie: z czym mi się kojarzą pieniądze. Z wojną, z mikrobami, z chorobami, z zazdrością, z pokusami. To jest punkt, z którego my wyruszamy w tym kraju, do tego, żeby uczyć Polaków. Nie ma chyba do tej pory takiego programu w Polsce, który by uczył naturalnego, normalnego, podejścia do pieniędzy. Są szkolenia biznesowe, które w dużej mierze oddzielają życie od zarabiania. Uczą technik zarabiania, ale nie uczą takiego życia, w którym można zarabiać i żyć pełnią życia. A my tego właśnie chcemy.
Jak dokładnie będzie wyglądała pomoc wolontariuszy? Będą regularnie odwiedzali te rodziny?
Nie ma chyba do tej pory, takiego programu w Polsce, który by uczył naturalnego, normalnego, podejścia do pieniędzy”
Ten projekt jest cały czas jeszcze w fazie rozwoju, przymierzamy się. Ogromne znaczenie też ma, ile zdobędziemy pieniędzy, żeby go zrealizować, bo tego nie da się zrobić bezkosztowo. To jest inwestycja w zmianę naszego kraju, naprawdę to jest ważne. Przymierzamy się do tego, że wolontariusze przejdą dwa dni takich podstawowych szkoleń, z tego jak więcej zarabiać, lepiej wydawać plus cztery dodatkowe. Zależy nam na tym, żeby wolontariusze byli fajniejsi, mieli większe kompetencje na wolnym rynku, a potem żeby wrócili do rodziny w potrzebie w przynajmniej dwóch różnych spotkaniach, żeby zdiagnozować problemy tych rodzin.
Zobaczymy też, czy uda się członków tych rodzin sprowadzić na dedykowane dla nich szkolenia. Wiem z doświadczenia, że to nie jest takie proste, na przykład, odejść od chorego, który leży w łóżku, pozostawić dzieci bez opieki. My rozumiemy różnego rodzaju uwikłania, które są w tych rodzinach. Mamy taką zasadę w Paczce, że pomagamy bez dogmatów. Zaczynamy, potem patrzymy, jakie to daje efekty i w oparciu o to, co działa poprawiamy te projekty.
Ważna zasada jest też taka, że nigdy nie mieliśmy dużo zasobów, więc optymalizujemy tę skuteczność, czyli przy małych nakładach, żeby był duży efekt i to jest droga, którą pewnie przez parę lat będziemy musieli pójść. To jest dokładnie tak, jak w Akademii Przyszłości. To jest jedno spotkanie tutora z dzieckiem w tygodniu, a dziecko się przemienia w stu procentach praktycznie. Nie zwiększamy zakresu tej pracy, a jednak podnosimy efektywność i tutaj też chcielibyśmy tak działać.
Mamy taką zasadę w Paczce, że pomagamy bez dogmatów”
Mam w ogóle taką nadzieję, że w ciągu dziesięciu lat przeoramy ten kraj i każdy zetknie się z naszymi programami rozwojowymi w obszarze zarabiania, żebyśmy mieli też w Polsce taki wspólny etos, taki wspólny punkt odniesienia do tego, jak patrzeć na rzeczywistość, jak się zachować, że dobrze jest w ogóle być życzliwym.
Liczba zainteresowanych osób Szlachetną Paczką spada. To efekt m.in. programu 500 +. Darczyńcy uważają, że tym rodzinom nie trzeba już pomagać. Ludzie są też mniej wrażliwi, zamknięci, patrzą tylko na siebie... Jak chcecie przekonać Polaków do tego, żeby pomagali, żeby liczba zaangażowanych w Paczkę rosła.
To jest nasza diagnoza. Jesteśmy dużą organizacją. Mamy przepływ informacji od blisko miliona osób. Jesteśmy prawie wszędzie, w różnych grupach społecznych i to, co zaobserwowaliśmy, to to, że obecnie wiele osób czuje się zagrożonych i zaczyna przede wszystkim myśleć o sobie i o swoich, czyli to jest ten efekt dorobkiewicza, właśnie takiego zamknięcia się w moim małym świecie.
Wydaje mi się natomiast, że istnieje, ja to nazywam "koalicją przebiśniegów", czyli że jest zima, a są już ludzie, którzy rozkwitają. Chcą żyć inaczej, chcą wzajemnie się wspierać, chcą o sobie dobrze mówić, chcą ze sobą współpracować. Ja zawsze miałem takie podejście, żeby nie zmuszać nikogo do zmiany, tylko żeby iść z tymi, którzy już są gotowi. Mam taką nadzieję, że nastąpi teraz konsolidacja ludzi, dla których ideały Szlachetnej Paczki są ważne. Ten sposób podejścia do rzeczywistości, że łączymy biednych i bogatych, że uczymy ludzi zarabiania, że jesteśmy wrażliwi, że chcemy współpracować, że mówimy tylko dobrze o sobie.
Szlachetna Paczka w 2001 roku zaczęła się od tego, że było kilkadziesiąt osób, kilkudziesięciu idealistów, nie mieliśmy nic i zaczęliśmy działać. Cały czas taka atmosfera panuje w środowiskach, w których jestem. Zawsze się zastanawiam, gdzie jest granica tych ideałów. Ludzie, z którymi pracuję, zaniedbują przez ostatnie miesiące wiele swoich osobistych problemów. To jest na pierwszym planie, ten idealizm. Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu, więc karmią się tym szczęściem, a nie dogadzaniem sobie.
Czyli idziemy na jakość, a nie na ilość osób zaangażowanych w Paczkę.
Polscy modele, projektanci i artyści również wspierają Szlachetną Paczkę
Taka jest też zasada, że w czasach zagrożenia następuje konsolidacja. I to się stało, bo wartość pomocy na jedną rodzinę wzrosła. Myślę, że my w Polsce uczymy się tego, że możemy się łączyć w ideałach, bo na początku, kiedy startowaliśmy z Paczką, ona była bardziej programem pomocowym, czyli pomoc polega na tym, że czuję, że mogłem pomóc. To jest taki poziom emocjonalny raczej płytki. Takie przeczucie pomagania nie jest za bardzo wartościowe. Cały czas przeprowadzamy Paczkę z poziomu pomocowego na poziom ideałów i zmiany rzeczywistości. I ta świadomość tych wspólnych ideałów jest coraz większa i to na pewno obserwujemy.
Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu”
Coraz większa liczba osób szuka w pracy i w życiu sensu i innych, fajnych ludzi. Dwa lata temu jeszcze tak nie było, a teraz wiele osób wychodzi i mówi głośno tak: ja mam takie ideały, ja jestem osobą wierzącą, dla mnie Bóg jest ważny, ja chciałbym inaczej żyć, bo to jest oczywiste, że to jest część mojego życia, że pomagam. Niesamowite. My właśnie próbujemy z tymi ludźmi budować koalicję i mnie to wystarczy.
Ja naprawdę jestem ostatnią osobą, która by chciała kogoś do czegoś zmusić, jak ktoś nie ma ochoty pomagać, to niech absolutnie zostanie w swoim świecie. Ja wiem, że więcej szczęście jest w dawaniu, aniżeli w braniu.
Ada Pałka
...
Czynic dobro...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 9:42, 28 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
Ksiądz ukradł pieniądze z ministerstwa. Kościół nie chce oddać
28 grudnia 2016, 02:55
Na współpracy z Caritasem diecezji płockiej PFRON mógł stracić 25 mln zł. Od ośmiu lat nie może jednak odzyskać pieniędzy. Ani Episkopat, ani Watykan nie poczuwają się do odpowiedzialności za nadużycia - pisze "Gazeta Wyborcza".
Dopuścił się ich ks. Jerzy Z. w 2006 r. dyrektor Caritasu Płock, który otrzymał z Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych ponad 13 mln zł na realizację czterech programów. Chodziło o kursy i szkolenia służące aktywizacji zawodowej. Nigdy się one nie odbyły.
- Kiedy pieniądze płynęły już do Płocka, PFRON zorientował się, że coś nie jest tak. Ten sam mężczyzna według dokumentów Caritasu pracował jako osoba sprzątająca w ośrodku w Łowiczu i Kołobrzegu, a to miasta oddalone o 440 km - pisze gazeta w oparciu o informacje uzyskane od osoby bliskiej śledztwu zainicjowanemu w 2010 r.
Nieprawidłowości wykazał również audyt kurii biskupiej w Płocku.
Akt oskarżenia był gotowy w 2013 r. Obejmował siedem osób. Zgodnie z późniejszym wyrokiem Caritas powinien zwrócić zawłaszczane nieuczciwie środki, ale - jak pisze gazeta - "nikt nie chce oddać pieniędzy".
- PFRON ma podwójny problem. Nie tylko nie odzyskał kwoty przekazanej Caritasowi, ale jeszcze sam musi znaleźć drugie tyle. Bo środki, które sprzeniewierzył ks. Z. pochodziły z Unii Europejskiej, a do funduszu trafiły przez Ministerstwo Infrastruktury.
PFRON musi zwrócić ministerstwu ok. 11,5 mln zł. Straty funduszu mogą wynieść więc 13,6 mln (z odsetkami) plus 11,5 mln zł, łącznie: 25,1 mln zł" - wylicza "Gazeta Wyborcza" i dodaje "negocjacje z diecezją utknęły w listopadzie 2014 r. Dziś sprawa wygląda beznadziejnie".
Oprac. Adam Hrynkiewicz
PAP
...
Kto ma wlasciwie oddac? Ci co daja na Caritas? Dlaczego maja dawac datki na afery? Z organizacjami humanitarnymi jest tak ze jak ktos ukradnie to nie ma jak odzyskac bo by trzeba brac datki od ludzi. Odsetki sa tu jeszcze bardziej absurdalne bo od czego? Co to bank? Ze zarabia? Fikcyjna kwota. Najwyzej mozna odzyskac sume. I nie zapominajmy o stratach dla Polski poczynionych przez dzialalnosc Wyborczej TO SA BILIONY przez 27 lat! Samo schladzanie gospodarki przez Balcerowicza ile nas kosztowalo. A teraz beda odwracac uwage na Caritas... Sa afery nie od dzis. Normalnie kradna 95% Pomocy MIEDZYNARODOWEJ 5% dociera. W Caritasie kradna np. 10% I DLATEGO WARTO TAM DAWAC! Nawet jakby kradli 50% to i tak dociera 50% a tak 5%. Niestety nie miejmy zludzen ze nie kradna w tej ,,branzy".
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:26, 29 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
Ksiądz ukradł, Kościół nie odda"..., a jak było naprawdę
ks. Włodzimierz Piętka
dodane 29.12.2016 15:54
Przed rokiem Caritas Diecezji Płockiej świętowała w płockiej katedrze 25-lecie swej działalności
ks. Włodzimierz Piętka /Foto Gość
Dyrektor Caritas Diecezji Płockiej o nieprawdziwej publikacji "Gazety Wyborczej".
Ks. Szczepan Bugaj, dyrektor diecezjalnej Caritas, odpowiada na zarzuty zawarte we wczorajszej publikacji "Gazety Wyborczej". Poniżej zamieszczamy tekst jego oświadczenia:
W związku z artykułem opublikowanym w dniu 28 grudnia 2016 r. w Gazecie Wyborczej pt. "Ksiądz ukradł, Kościół nie odda. Jak PFRON stracił miliony na współpracy z Caritasem", Caritas Diecezji Płockiej oświadcza, że opublikowane tam informacje, odnoszące się do postępowania Caritas w kwestii rozliczenia dofinansowań przez nas otrzymanych, są nieprawdziwe.
Artykuł zawiera liczne fałszywe informacje. Świadczą nie tylko o braku rzetelności, ale wręcz o woli realizacji z góry powziętego zamiaru przedstawienia strony kościelnej w negatywnym świetle.
Niezgodnie z prawdą zostały przedstawione, w szczególności, następujące kwestie:
Nieprawdą jest, że strona kościelna nie poczuwała się do właściwego rozliczenia projektów. Pierwsze rozmowy z PFRON (dotyczące stwierdzonych nieprawidłowości) odbyły się już wiosną 2007 r. Ich efektem było, między innymi, zwolnienie ówczesnego dyrektora Caritas Diecezji Płockiej ks. Jerzego Z. Od tego czasu wielokrotnie, na różnych szczeblach, dochodziło do spotkań i prób wspólnego rozwiązania problemu. Były o tym przekonane zarówno PFRON, jak i strona kościelna.
Nieprawdą jest, że Caritas zaproponowała rozliczenie projektów dopiero po rzekomo podtrzymującym nakaz zapłaty wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Przeciwnie, wyrok Sądu Apelacyjnego nie tylko nie potwierdził obowiązku zapłaty, ale obowiązek ten zakwestionował (uchylając wyrok sądu I instancji). Obecnie nie ma żadnej decyzji sądu (nawet I instancji), która zobowiązywałaby Caritas do jakichkolwiek spłat na rzecz PFRON.
Nieprawdą jest, iż strona kościelna nie zamierzała rozliczyć projektów i zwrócić środków, które nie były wydatkowane prawidłowo. Wbrew sugestiom autorów publikacji strona kościelna wielokrotnie występowała z propozycjami ugody i rozliczenia środków, bez oczekiwania na wyrok sądu. Caritas zaakceptowała, w szczególności, przedstawioną przez sam PFRON propozycję ugodową, która odnosiła się do wyliczonej przez PFRON kwoty zwrotu w wysokości 5,7 mln zł. To, że do ugody nie doszło było wynikiem wycofania się z niej przez PFRON, a nie – jak wynika to z artykułu – z przedstawienia przez stronę kościelną rzekomo nierealnej propozycji.
To nie postawa strony kościelnej powoduje, że prowadzone negocjacje utknęły. Dla Caritas Diecezji Płockiej przedłużanie postępowania sądowego było i jest niekorzystne. Strona kościelna nie ma wpływu na przyśpieszenie rozpoznania tej sprawy przez sąd, której PFRON nie chce rozstrzygnąć w inny sposób. Obecne oczekiwanie na opinię (kolejnego już) biegłego powołanego przez sąd również spowodowane zostało postawą PFRON, który nie zgadzał się z oszacowaniem poprzedniego biegłego, wskazanego przez ten sam sąd.
To nie postawa Caritas Diecezji Płockiej spowodowała przedawnienie części zarzutów stawianych byłemu dyrektorowi – ks. Jerzemu Z. Przeciwnie, Caritas od samego początku ujawnienia nieprawidłowości aktywnie współpracowała z Prokuraturą. To opieszałość tej ostatniej spowodowała przedawnienie niektórych zarzutów. Co więcej, Caritas Diecezji Płockiej – uczestnicząc w postępowaniu karnym jako oskarżyciel posiłkowy – złożyła apelację od wyroku sądu okręgowego, żądając zaostrzenia orzeczonej kary. Pominięcie w przedmiotowym artykule faktu złożenia apelacji przez stronę kościelną, z jednoczesnym wskazaniem apelacji prokuratury, trudno ocenić inaczej niż celowe ukrycie faktów nie mieszczących się w założeniach artykułu.
Autorzy artykułu nie zamieścili nadto choćby wzmianki o zachowaniu władz PFRON z okresu realizacji projektów. Niezrozumiałym jest, że władze PFRON mimo, iż o nieprawidłowościach wiedziały już na początkowym etapie ich realizacji, nie podjęły adekwatnych działań. Przeciwnie, nadal przekazywały milionowe transze, nie reagując na sygnalizowane nieprawidłowości. W artykule zawarta została jedynie wzmianka o wezwaniu w 2008 roku do zwrotu środków. Tymczasem wiedzę o nieprawidłowościach w realizacji projektów przez Caritas, PFRON posiadał znacznie wcześniej (już na początku 2007 r.). To niezrozumiałe postępowanie PFRON doprowadziło do powiększenia szkody.
Warto podkreślić, że w całej prowadzonej sprawie Caritas otrzymał status pokrzywdzonego. Potwierdziły go zarówno Prokuratura jak i sądy.
Należy zauważyć również, że PFRON zawierając (w 2006 r.) umowy o dofinansowanie nie zwracał się (pomimo ciążącego na nim obowiązku prawnego), o akceptację władz zwierzchnich wobec Caritas Diecezji Płockiej. Powoływanie się dziś na brak tej zgody jest w świetle powyższego nadużyciem. Wskazywanie zaś na odpowiedzialność "Episkopatu" czy "Watykanu" jest całkowicie nie na miejscu. Żaden podmiot kościelny poza Caritas Diecezji Płockiej nie uczestniczył w negocjowaniu i podpisaniu umowy z PFRON.
Szczególnie nierzetelnie autorzy artykułu wyliczyli kwotę "szkody" przeszacowując ją pięciokrotnie. Przede wszystkim środki, których dotyczy spór ostatecznie mogą (potencjalnie) obciążyć Caritas Diecezji Płockiej, a nie PFRON. Pomijając jednak powyższe, zsumowanie kwoty wypłaconej Caritas i kwoty zwróconej Ministerstwu Infrastruktury jest zabiegiem nie tylko nieuprawnionym i wprowadzającym w błąd, ale wręcz nielogicznym. Jeśli sąd stwierdzi, iż PFRON słusznie zakwestionował rozliczenia Caritas, to Caritas zwróci należne środki. Pokryje to kwotę zwróconą przez PFRON Ministerstwu. Jeśli zakwestionowanie wypłat było niesłuszne – Ministerstwo winno zwrócić PFRON wpłacone wcześniej kwoty. W obu wypadkach PFRON nie ponosi żadnej "szkody". Poza tym, jak już zostało podniesione, kwestionowane wydatki związane z realizacją projektów dotyczą nie całej kwoty dofinansowania, a sumy zdecydowanie mniejszej – zgodnie z wyliczeniami PFRON ok. 5 mln złotych.
Szkoda, że redaktorzy Gazety Wyborczej nie zainteresowali się przed publikacją stanowiskiem strony kościelnej. Żadne zapytania w powyższej sprawie nie wpłynęły ani do Caritas Diecezji Płockiej, ani do rzecznika prasowego Diecezji Płockiej.
...
Oczywiscie ja nie znam sprawy. PODKRESLAM ZE KSIADZ JEST POKRZYWDZONY O CZYM NIE WIEDZIALEM! BO TO WYBORCZA! Napisalem ze sa kradzie i w Caritas bo oczywiscie aferzysci kreca sie wszedzie i nie ma co mowic ze wokol Kosciola nie. A Wyborcza powinien zajac sie kat.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:08, 30 Gru 2016 Temat postu: |
|
|
gosc.pl → Wiadomości → Caritas Polska: Sukces programu "Rodzina Rodzinie"
Caritas Polska: Sukces programu "Rodzina Rodzinie"
KAI
dodane 30.12.2016 17:06 Zachowaj na później
Ks. Marian Subocz
Jakub szymczuk /foto gość
Ponad 1,1 tys. rodzin syryjskich poszkodowanych w wojnie zostało objętych opieką przez Polaków biorących udział w programie "Rodzina Rodzinie" - informuje Caritas Polska. Wśród darczyńców znalazło się ponad 3,7 tys. podmiotów, m.in. rodzin, szkół, organizacji i osób indywidualnych.
Pierwszym darczyńcą obejmującym pomocą syryjską rodzinę w Aleppo został przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki, którego nazwisko otwiera listę darczyńców. Jest ona dostępna na stronie internetowej projektu: [link widoczny dla zalogowanych] Tam można również znaleźć informacje o rodzinach, które
czekają na wsparcie.
"Każdy użytkownik internetu może poznać ich krótkie historie i podjąć się ich półrocznego wsparcia" - wyjaśnia Paweł Kęska, rzecznik prasowy Caritas Polska.
Według statystyk Caritas w akcję od początku października włączyło się 108 parafii, 20 zgromadzeń zakonnych, 45 organizacji i wspólnot kościelnych, sześć szkół oraz sześciu biskupów. Łącznie w projekt zaangażowanych jest ponad 3,7 tys. podmiotów: rodzin, organizacji, czy osób indywidualnych.
Program "Rodzina Rodzinie" polega na objęciu materialnym wsparciem konkretnej rodziny, która potrzebuje pomocy. Przekazane środki służą na pomoc żywnościową, opiekę zdrowotną, edukację, schronienie i artykuły nieżywnościowe.
- Inicjatywa „Rodzina Rodzinie” to - jak podkreśla dyrektor Caritas Polska ks. Marian Subocz - realna odpowiedź na apel papieża Franciszka o przyjęcie rodzin syryjskich przez parafie. Dzięki temu programowi wsparciem objęte mogą zostać trzy kategorie rodzin: osoby mieszkające w Aleppo w Syrii, uchodźcy syryjscy w Libanie oraz będący w nędzy z powodu zapaści spowodowanej kryzysem uchodźczym Libańczycy.
Do udziału w akcji zachęcają polscy biskupi. Z apelem do wiernych o pomoc syryjskim rodzinom zwrócił się wczoraj metropolita katowicki abp Wiktor Skworc.
W inicjatywę włączyć się mogą polskie rodziny, parafie, diecezje, środowiska czy firmy oraz inne instytucje, które zadeklarują sześciomiesięczną pomoc dla konkretnej rodziny. Darczyńcy mogą objąć rodzinę wsparciem całościowym lub częściowym, w zależności od możliwości finansowych.
Partnerami w programie są: Caritas Liban oraz misja sióstr Franciszkanek Misjonarek Maryi działająca w Aleppo.
...
Znakomicie. A na wp.pl nadal nie widze sprostowania klamstw Wyborczej o ,,ksiedzu ktory ukradl i Kosciele co nie chce oddac". Przepisac klamstwo to od razu a prostowac to tylko jak przycisna sadem. I pewnie wiele innych ,,mediow" tak ma. Trzeba by poszukac.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:02, 06 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Caritas podziękowała swym darczyńcom
Justyna Jarosińska
dodane 05.01.2017 21:38 Zachowaj na później
Wyróżnienie dla Szkolnego Koła Caritas trafiło do dyrektora szkoły Tomasz Szydło oraz opiekunki koła Katarzyny Pryputniewicz
Justyna Jarosińska /Foto Gość
zobacz galerię
Bez zaangażowania wielu ludzi dobrej woli, Caritas Archidiecezji Lubelskiej nie udałoby się pomóc tak wielkiej liczbie potrzebujących. Podczas Gali Darczyńców była okazja, by podziękować wszystkim wolontariuszom.
Uroczysta gala, zorganizowana już po raz czwarty, była okazją do posumowania całorocznej działalności Caritas lubelskiej oraz podsumowania Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom.
Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom to kampania, która już od ponad dwóch dekad służy potrzebującym dzieciom, zapewniając im m.in. posiłki, stypendia, wakacje, leczenie i rehabilitacje. Dzięki zaangażowaniu darczyńców w 2016 r. na terenie archidiecezji lubelskiej udało się rozprowadzić prawie 70 tysięcy świec.
Rok 2016 był dla Caritas Archidiecezji Lubelskiej szczególny, bo po latach oczekiwań w Krasnymstawie otwarte zostało Centrum Charytatywne, które pomaga dzieciom, niepełnosprawnym, seniorom i wszystkim osobom, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej.
Dzięki pomocy wielu darczyńców lubelska Caritas przekazała w ubiegłym roku przeszło 44 tys. zł na dofinansowanie operacji. Fundusz Caritas Dzieciom sfinansował prawie 15 tys. ciepłych posiłków na kwotę ponad 50 tys. zł dla 79 dzieci. Stypendia socjalne otrzymało 89 dzieci, na które przeznaczone zostało ponad 16 tys. zł. Wyprawki szkolne otrzymało 2200 dzieci. Ze sprzętu rehabilitacyjnego dla osób starszych i chorych w ubiegłym roku skorzystało 407 osób.
W ubiegłe wakacje na koloniach zorganizowanych przez Caritas odpoczywało 600 dzieci, a Fundusz Stypendialny Skrzydła wsparł 71 dzieci kwotą prawie 60 tys. zł. Wydano 755 ton żywności dla ponad 50 tys. osób oraz wsparto ponad 500 uchodźców. Przez cały rok Caritas wydawała potrzebującym posiłki, ubrania, meble i leki. Z tej pomocy skorzystało 25 tys. osób.
Wieczór nazwany Galą Darczyńców był okazją, by podziękować wszystkim tym, bez których realizacja tej pomocy nie mogłaby mieć miejsca. Podczas gali wyróżniono statuetkami osoby i instytucje, które wspierały w minionym roku lubelską Caritas.
Statuetkę w kategorii "Firma odpowiedzialna społecznie" otrzymało przedsiębiorstwo z branży handlowej POSNET, które w tym roku wsparło kampanię "Tornister pełen uśmiechów".
- Nasze główne przesłanie to inwestowanie w dzieci - mówił Rafał Kapica prezes firmy. - Mamy nadzieję, że w przyszłym roku także będziemy mogli wziąć udział w tej kampanii - podkreślał. Statuetka "Darczyńcy regularnego" trafiła do małżeństwa Moniki i Dariusza Jawniaków, którzy od lat wspierają Fundusz Caritas Dzieciom.
Wyróżnienie "Przyjaciel Caritas" trafiło do reprezentatek klubu MKS Selgros.
- Piłkarki z MKS Selgros bardzo chętnie wspierają wszystkie akcje charytatywne, szczególnie dobrze im się współpracuje z Caritas - mówił ks. Grzegorz Bzdyrak duszpasterz piłkarek.
W kategorii "Dziennikarz" nagrodę otrzymała inicjatorka ogólnopolskiej akcji charytatywnej "Pomóż Dzieciom Przetrwać Zimę" dziennikarka Radia Lublin Ewa Dados
Tytuł "Wolontariusza Caritas" przypadł ks. Pawłowki Ciosmakowi, który od 14 lat swoje ferie zimowe i letnie spędza w domu Caritas w Firleju, a statuetkę w kategorii "Proboszcz Caritas" otrzymał proboszcz parafii św. Anny w Lubartowie ks. Andrzej Jóźko. Wyróżnieniem "Wspólnota Caritas" zostało odznaczone Szkolne Koło Caritas działające przy Gimnazjum nr 3 w Świdniku, które działa od 2005 r.
W uroczystej gali udział wzięli liczni goście, sympatycy i darczyńcy organizacji m.in. Małgorzata Sadurska, szefowa Kancelarii Prezydenta RP .
...
Wdziecznosc jest cnotą.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 19:09, 07 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Za przykładem św. Brata Alberta
PAP
dodane 07.01.2017 15:08
Jakub Szymczuk /Foto Gość
Abp Gądecki: Zachęcam do jeszcze większej wrażliwości na każdego bezdomnego człowieka, aby nie stał się ofiarą mrozów.
W ciągu ostatniej doby siedem osób zmarło z powodu wychłodzenia - wynika z danych Rządowego Centrum Bezpieczeństwa.
"W związku z falą zimna w Polsce zachęcam do jeszcze większej wrażliwości na każdego bezdomnego człowieka, aby nie stał się ofiarą mrozów. Caritas oraz inne instytucje charytatywne Kościoła katolickiego są otwarte na potrzebujących schronienia" - napisał w apelu abp Gądecki.
"W sytuacji, gdy osoby giną z powodu zamarznięcia, zechciejmy wykazać szczególną czujność, aby nikogo nie pozostawić bez dachu nad głową. Będzie to uczynek miłosierdzia spełniony w roku św. Brata Alberta, który troszczył się o bezdomnych i ubogich" - zwrócił uwagę przewodniczący KEP.
Przypomniał, że nocleg można znaleźć również w instytucjach państwowych, dzwoniąc na ogólnopolski telefon alarmowy 112 lub na numer straży miejskiej 986.
Nad ranem IMGW podało, że w sobotę temperatura maksymalna wyniesie od -15 st. C do -11 st. C na wschodzie, od -11 st. C do -6 st. C w centrum i od -6 st. C do -3 st. C na zachodzie oraz Wybrzeżu. W kotlinach sudeckich od -10 do -7 st. C, a w dolinach karpackich od -17 do -12 st. C.
W nocy z soboty na niedzielę temperatura minimalna wyniesie od -19 do -14 st. C na południowym wschodzie, od -13 do -9 st. C w centrum, i od -9 do -5 st. C na zachodzie i północnym zachodzie oraz od -5 do -3 st. C nad morzem. W kotlinach sudeckich od -12 do -9 st. C, a w dolinach karpackich od -25 do -19 st. C.
...
A takze alkoholicy. Oni nie mysla logicznie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:04, 08 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Świat
Rzym: Z inicjatywy papieża koczującym na ulicach rozdawane są śpiwory
Rzym: Z inicjatywy papieża koczującym na ulicach rozdawane są śpiwory
Wczoraj, 7 stycznia (20:45)
Z inicjatywy papieża Franciszka w Rzymie z powodu fali zimna noclegownie dla bezdomnych są otwarte przez całą dobę. Koczującym na ulicach rozdawane są termiczne śpiwory. Taką pomoc niesie najbiedniejszym urząd papieskiego jałmużnika abpa Konrada Krajewskiego.
Papież Franciszek
/PAP/EPA/ETTORE FERRARI /PAP/EPA
Termiczne śpiwory roznoszone tym, którzy nie chcą opuścić swych stałych miejsc, wytrzymują temperatury do minus 20 stopni Celsjusza.
Oddaliśmy do dyspozycji także samochody naszego urzędu, by ci, którzy nie chcą zmieniać miejsca pobytu, mogli w nocy spać w środku - powiedział arcybiskup Krajewski, cytowany przez Ansę. W samochodzie jałmużnika, zaparkowanym w pobliżu placu Świętego Piotra, spał ostatnio 85-letni bezdomny.
Abp Krajewski poinformował również, że podjęto decyzję o tym, że kościelne noclegownie są otwarte cały czas, a nie tylko w nocy. Dzięki temu o każdej porze dnia wychłodzeni ludzie mogą tam wejść, zagrzać się, dostać gorący napój i posiłek.
Z urzędem jałmużnika współpracują nie tylko żołnierze Gwardii Szwajcarskiej, ale także przedstawiciele włoskiego wojska.
Teraz zwiększyliśmy pomoc. Bezdomnym roznosimy też gorące zupy, kanapki, gorącą czekoladę - dodał współpracownik papieża.
Watykan skuty lodem (14 zdjęć)
+ 11
Pomoc najbiedniejszym niesie Caritas. Także jej placówki, czyli stołówki i noclegownie, otwarte są przez całą dobę. Kościelna organizacja dobroczynna zwiększyła liczbę miejsc noclegowych i przygotowała dodatkowe śpiwory.
Działają również wolontariusze dobroczynnej Wspólnoty Świętego Idziego z Wiecznego Miasta, która oprócz stałej doraźnej pomocy prowadzi zbiórkę śpiworów i szuka dodatkowych miejsc noclegowych. Ochotników Wspólnoty odwiedził w sobotę w stołówce dla ubogich premier Włoch Paolo Gentiloni, który podziękował im za służbę.
...
To sa takie spiwory? Cenne!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:46, 12 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
gosc.pl → Wiadomości → To ponad moje siły, dlatego spróbuję
To ponad moje siły, dlatego spróbuję
Tomasz Tarnowski
dodane 12.01.2017 12:10 Zachowaj na później
Kamil Cierniak
Paulina Guzik
To ponad moje siły, dlatego spróbuję – to było motto dwóch pierwszych akcji charytatywno-sportowych Zakonu Maltańskiego w Polsce. Ich uczestnicy mierzyli się pełnym dystansem IronMana oraz górskim ultramaratonem Rzeźnik. W trzeciej akcji, 2 kwietnia, na starcie klasycznego maratonu pojawią się znane osoby: Jerzy Skarżyński, wracający po 25 latach na trasę 42 km, debiutanci – aktorka Karolina Gorczyca, mistrz windsurfingu Przemek Miarczyński oraz byli lekkoatleci: Paweł Januszewski i Sebastian Chmara.
Wspólnie z innymi osobami pobiegną dla tych, którzy marzą by chodzić – osób niepełnosprawnych, podopiecznych Zakonu Maltańskiego w Polsce. Szczegóły akcji można znaleźć na stronie: [link widoczny dla zalogowanych] a my przytaczamy jeden z
ciekawszych wpisów Kamila Cierniaka – 23-letniego studenta z Krakowa, chorującego na zanik mięśni. Tekst „42195m i pełnia życia” to inne spojrzenie na życie:
"Nigdy nie biegłem maratonu. Nigdy nie biegłem na sto metrów. Ani nawet na metr. Gdybym brał udział w zawodach sprinterskich ze ślimakiem, mój rywal odniósłby spektakularne zwycięstwo, bo prędzej czy później dotarłby o własnych siłach do mety.. Ja nie.
Nie mam zatem pojęcia jakie zmęczenie towarzyszy maratończykom. Wiem jednak jakie towarzyszy często w życiu – najważniejszych „zawodach”, jak je określił św. Paweł Apostoł. Podobnie jest w maratonie, tu także musimy mierzyć się z wyczerpaniem fizycznym, psychicznym, duchowym, z własnymi słabościami, a także przeszkodami od nas mniej czy bardziej niezależnymi. I tu muszę zauważyć jedną przewagę jaką nad życiem ma bieg – nawet ten na 42 kilometry: tutaj mamy konkretny cel. Trudny, ale precyzyjnie zdefiniowany. Wiadomo, że jest daleko. Wiadomo, że będzie tak trudno, iż po finiszu przyjdzie może zwymiotować z wysiłku. Wiadomo też co trzeba robić i jak próbować rozłożyć siły. Coś w i a d o m o.
Na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki – jak zauważył Benjamin Franklin. Faktycznie w życiu często nie mamy zbyt wielu pewników, choć uważam, że coś by się jeszcze znalazło. Owszem, także sami stawiamy sobie jakieś mniej lub bardziej ambitne cele i to pewnie dobrze. Jakże jednak często wątpimy czy są właściwe! Mało tego – czasem nawet po ich osiągnięciu czujemy rozczarowanie, niedosyt. Nie wspominając już o tym, że nigdy nie mamy zupełnej pewności co będzie jutro. I czy w ogóle będzie jutro. No właśnie, a co to będzie jak go nie będzie? Co kiedy przeminą wszystkie jutra naszego życia? Co po-jutrze? Wielu z nas ma Wiarę. Ale zwykle słabą. Chyba tylko jakaś grupa, garstka mistyków i może jeszcze innych miała Wiarę tak silną, że rzeczywiście graniczyła z wiedzą. Życie jest czasem trochę jak bieżnia elektryczna – biegniemy, biegniemy, a wydaje nam się, że stoimy w miejscu i nie wiemy czy biegniemy w dobrym kierunku, bo to, czego pragniemy, ciągle się nie chce przybliżyć. Ale ta bieżnia to przecież także i trening, co maratończycy wiedzą najlepiej.
Mam takie przekonanie, że maraton – po odpowiednim treningu – może przebiec (prawe) każdy. Podobnie jest w życiu, więc … warto żyć jego pełnią."
Zobacz też:
[link widoczny dla zalogowanych]
...
Cenne.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:39, 14 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Bezdomnych Polaków w Paryżu i regionie jest 10 tys.
oprac.Arkadiusz Jastrzębski
akt. 14 stycznia 2017, 07:52
Aż 10 tys. bezdomnych Polaków żyje na ulicach Paryża i jego przedmieść. - Większość nie mówi po francusku, co często utrudnia pomaganie tym osobom - mówią wolontariuszki z "Pomost Passerelle", organizacji pomagającej bezdomnym.
Bezdomni Polacy koczują w namiotach i trzymają się razem, bo tak jest łatwiej przetrwać. - Łączy ich poczucie przynależności narodowej oraz właśnie brak znajomości języka francuskiego, co jest jedną z ważnych składowych wykluczenia społecznego Polaków we Francji - wyjaśnia w rozmowie z PAP Barbara Gruca ze stowarzyszenia "Pomost Passerelle".
Dodaje, że bez znajomości języka trudno jest samodzielnie pójść do lekarza, znaleźć pracę, czy miejsce na odwyku.
Dyrektorka warszawskiej Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej i przewodnicząca Komisji Dialogu Społecznego ds. bezdomności przy RPO Adriana Porowska, która współpracuje z "Pomost Passerelle", wyjaśnia, że we Francji pytanie o kraj pochodzenia bezdomnego jest "passe" - takich pytań się po prostu nie zadaje. Bezdomny to bezdomny, dlatego służby nie mają dokładnych danych na temat narodowości ludzi, którzy mieszkają na ulicy.
Brak tych danych jest jednym z powodów trudności w finansowaniu pomocy dla obcokrajowców.
Z powodów finansowych wolontariuszki "Pomost Pasarelle" mogą swoim podopiecznym zaproponować teraz jedynie dwutygodniowy detoks, po którym wracają oni z powrotem na ulicę, bo dalsze etapy terapii odbywają się już tylko w jęz. francuskim. Porowska uważa system francuski za dobry, ale nieprzystosowany do obcokrajowców, przez co staje się dla nich niedostępny.
Jak podkreśla prezeska stowarzyszenia "Pomost Passerelle", Maria Warunek, stowarzyszenie pomaga również tym osobom w sprawach administracyjnych.
PAP
...
Koszmar.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:09, 16 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Oxfam alarmuje. 8 osób ma większy majątek niż połowa ludzkości
oprac.Radosław Rosiejka
16 stycznia 2017, 13:50
Oxfam w swoim najnowszym raporcie informuje, że osiem najbogatszych osób na świecie posiada majątek równy łącznemu majątkowi biedniejszej połowy ziemskiej populacji. Organizacja humanitarna zwraca uwagę, że najbogatsi bogacą się bardzo szybko.
Do ośmiu najbogatszych ludzi należą: twórca Facebooka Mark Zuckerberg, założyciel Microsoftu Bill Gates, współwłaściciel Amazona Jeff Bezos, Warren Buffett, Carlos Slim, Amancio Ortega, Larry Ellison, Michael Bloomberg. Razem mają majątek o wartości 426 mld dolarów.
Oxfam zauważa w raporcie, że ci ludzie posiadają tyle, ile łącznie 3,6 mld. najbiedniejszych ludzi na Ziemi. Są to nowe, zaktualizowane obliczenia o dane z Chin i Indii. Wcześniej organizacja humanitarna oceniała, że równość majątkowa na świecie jest nieco większa. Rok temu Oxfam podawał, że 62 najbogatszych ludzi posiada taki sam majątek jak biedniejsza połowa ludzkości. Teraz okazało się, że aby pomieścić ludzi mających równowartość połowy majątku połowy ludzkości nie potrzeba londyńskiego autobusu, ale wystarczą dwa samochody.
W raporcie Oxfamu wzięto pod uwagę aktywa pierwszej ósemki z listy najbogatszych magazynu "Forbes". Organizacja humanitarna dodaje, że w obecnych czasach mamy do czynienia z niezwykle szybkim bogaceniem się najbogatszych. Akumulują majątek w takim tempie, że w ciągu 25 lat może pojawić się na Ziemi pierwsza osoba, która zgromadzi majątek o wartości przekraczającej bilion dolarów.
IAR
...
To jest chore i szkodliwe bo skoro bogacze maja wiekszy procent to biedacy mniejszy. Suma musi byc 100. System prawa tak jest ustawiony. Od roznych ACTA po prawo gospodarcze.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 14:10, 17 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Ks. Piotr Maciejski przeprasza za słowa o WOŚP. "Doją ludzi na aborcję i eutanazję"
Natalia Durman
17 stycznia 2017, 09:11
"15 stycznia dałem się ponieść emocjom i wypowiedziałem moją prywatną opinię dotyczącą WOŚP. Przepraszam wolontariuszy, składających datki, parafian i tych wszystkich, których dotknęły moje słowa" - pisze ks. Piotr Maciejski w oświadczeniu zamieszczonym na stronie parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Strzelcach Opolskich. W niedzielę duchowny mówił z ambony, że wolontariusze "doją ludzi na aborcję i eutanazję".
Maciejski podkreśla w oświadczeniu, że "każde dobro zasługuje na uznanie i szacunek". "Ubolewam, że moja wypowiedź przyniosła szkodę dobremu imieniu parafii, diecezji opolskiej i Kościołowi" - dodaje.
O skandalicznej wypowiedzi księdza informował jako pierwszy portal nto.pl. "Wywołało to poruszenie nie tylko wśród zgromadzonych wiernych. Rodzice dzieci proszą kurię i dyrektora szkoły, by odsunęła Maciejskiego od prowadzenia lekcji religii" - donosił serwis.
Słowa ks. Maciejskiego wprawiły wiernych w konsternację. Część z nich miała opuścić kościół, inni - kiwać z niedowierzaniem głowami.
"Na mszę nie przyszli, a doją ludzi na aborcję i na eutanazję" - mówił duchowny z ambony. Wolontariusze WOŚP stali wtedy przed kościołem i zbierali pieniądze.
Proboszcz parafii, a także kuria jeszcze tego samego dnia odcięły się od wypowiedzi księdza.
...
Tylko za forme. Nie ma zadnych zludzen ze Owsiakiem stoja ci od czarnych marszy zabijania chorych dzieci.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 22:08, 17 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Znalazł się winny odmowy wsparcia WOŚP. Urzędnik odchodzi z pracy
oprac.Patryk Skrzat
17 stycznia 2017, 17:14
O Agacie Wojtyszek, wojewodzie z Kielc, głośno było tuz przed finałem WOŚP, kiedy na aukcję trafiła jej odmowa wsparcia inicjatywy Jerzego Owsiaka. Oficjalnie winnym "afery" jest inny pracownik urzędu, który działa w imieniu szefowej.
Jak informuje kielecka "Wyborcza" po "aferze" z WOŚP pracę stracił Bartosz Cmoch, dyrektor biura wojewody świętokrzyskiej. Sam podał się do dymisji, którą przyjęła Agata Wojtyszek.
Przypomnijmy, że z prośbą o przekazanie przedmiotu na licytację WOŚP zwróciła się do wojewody Karolina Kępczyk, dyrektorka Europejskiego Centrum Bajki im. Koziołka Matołka w Pacanowie. Dostała krótkie pismo z odmową.
Ostatecznie i tak "wsparła" Orkiestrę, bo na aukcję trafił sam dokument. Na tym jednak sprawa się nie skończyła.
Okazuje się - jak donosi "Wyborcza Kielce" - że pismo w imieniu przełożonej przygotował i wysłał Bartosz Cmoch, dyrektor biura wojewody świętokrzyskiej. - Pan Bartosz Cmoch złożył rezygnację, a pani wojewoda ją przyjęła - wyjaśniła gazecie Diana Głownia, rzeczniczka wojewody świętokrzyskiej.
Oficjalnie jednak nikt nie chciał potwierdzić, że dymisja ma związek z sytuacją wokół WOŚP.
kielce.wyborcza.pl
...
Wspieranie Owsiaka przez urzedy to juz obowiazek co ? SKANDAL!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:16, 18 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Generał dominikanów: W pustych klasztorach przyjmiemy uchodźców
KAI
dodane 17.01.2017 20:45 Zachowaj na później
Na zdjęciu: kościół Sant' Agnese in Agone na Piazza Navona
princessdi722 / CC 2.0
Generał dominikanów zadeklarował, że członkowie tego obchodzącego swe 800-lecie zakonu oddadzą swe puste klasztory do dyspozycji uchodźców. O. Bruno Cadoré mówił o tym na dzisiejszej konferencji prasowej w Biurze Prasowym Stolicy Apostolskiej.
- Sprawa uchodźców dotyczy nie tylko „innych”. Wszystkie osoby przeżywające trudności dzielą z nami wspólny los - stwierdził francuski dominikanin. Za normalne uznał oddanie do dyspozycji uchodźców opustoszałych klasztorów.
Dał przykład klasztoru w Pizie we Włoszech, który miał być sprzedany, ale w obecnej sytuacji został przekazany stowarzyszeniu, które zajmuje się przyjęciem uchodźców, bo - jak zaznaczył - „nasi bracia nie posiadają do tego odpowiednich kompetencji”.
Zdaniem o. Cadoré oprócz udzielania bezpośredniej pomocy, trzeba uczestniczyć w dyskusji politycznej, mającej na celu wypracowanie kompetentnej polityki wobec uchodźców.
Generał dominikanów przedstawił także program rozpoczętego dzisiaj międzynarodowego kongresu „Posłani, by głosić Ewangelię”, zamykającego obchody 800-lecia Zakonu Kaznodziejskiego. Odbywa się on na Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza (Angelicum) w Rzymie i potrwa do 21 stycznia z udziałem ponad 600 osób z całego świata: osób konsekrowanych i świeckich. Tego dnia papież Franciszek odprawi kończącą kongres i jubileusz Mszę św. w bazylice św. Jana na Lateranie.
..
W miare mozliwosci.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:17, 19 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Polska
Chcesz kogoś ogrzać? Zostaw kurtkę na specjalnym wieszaku!
Chcesz kogoś ogrzać? Zostaw kurtkę na specjalnym wieszaku!
Dzisiaj, 19 stycznia (16:00)
W Warszawie ruszyła akcja pod hasłem "Wymiana Ciepła". W jej ramach przy alei Solidarności 90, przed Urzędem Dzielnicy Wola stanął specjalny wieszak. Każdy chętny może zostawić na nim ciepłe ubranie. Każdy potrzebujący może je stamtąd zabrać bezpłatnie.
Ciepłe ubrania na wieszakach na Woli
/Michał Dobrołowicz /RMF FM
Kolejne podobne wieszaki w najbliższych mroźnych dniach mają stanąć przy ulicy Obozowej 85 oraz na terenie wolskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Pomysłodawcy akcji zachęcają przede wszystkim do zostawiania ciepłych bluz, kurtek i polarów, a także czapek, szalików i rękawiczek we wszystkich rozmiarach, również dziecięcym.
POSŁUCHAJ, JAKIE RZECZY WIESZAJĄ WARSZAWIACY NA SPECJALNYM WIESZAKU
W tej chwili widzę tu około pięćdziesięciu, sześćdziesięciu ubrań. Jest w czym wybierać. Wczoraj było ich na pewno więcej, część zniknęła, dobrze że ktoś skorzystał - mówi naszemu reporterowi jedna z mieszkanek Warszawy. Kupiłam w czasie ostatnich wakacji cieplejszy polar, który miałam na sobie kilka razy. Jest niezniszczony i ciepły, zostawiam go, oby przydał się - dodaje jej koleżanka.
(abs)
Michał Dobrołowicz
...
Proponuje jeszcze TERMOS DLA BEZDOMNEGO! Zeby nie ,,ogrzewali sie" wódą..
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:13, 20 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Niewidzialny druk istnieje. Ta książka to udowadnia
Aleksandra Siedlecka-Małecka
akt. 20 stycznia 2017, 13:27
Napisali ją bezdomni. Jej okładka nie wpisuje się we współczesne kanony kolorowych, "krzykliwych" okładek, bo jest zwykła, kartonowa. Dosłownie jak karton, na którym często śpią bezdomni. Książka nosi intrygujący tytuł "Niewidzialni". W środku kryje pozornie niewidzialną treść. Pozornie, bo kiedy temperatura otoczenia spada poniżej zera litery zaczynają się układać w zdania. A zdania w paragrafy tekstu.
Ubiegłej zimy
Na pomysł wydania tej nietypowej książki wpadła grupa młody ludzi. Zdradza w rozmowie z Wirtualną Polską Jacek Hugo-Bader, dziennikarz, reporter i pisarz.
- To było już w zeszłym roku, zeszłej zimy. Młodzi, sympatyczni ludzie z Walk Creative (agencja reklamowa) skontaktowali się ze mną. Wymyślili, że znajdą wśród bezdomnych ludzi utalentowanych, którzy potrafią napisać o sobie, swoim losie i historii. Ja wiem, że takich ludzi jest cała masa. Wiem, bo ich poznałem i napisałem o nich tekst "Charlie w Warszawie". Było to, o ile dobrze pamiętam, w 1993 roku. Pomysłodawcy zwrócili się do mnie właśnie z tego powodu, z powodu mojego testu. Zapytali czy mogą go wykorzystać w książce. Ja oczywiście powiedziałem: bardzo proszę, róbcie co chcecie.
Poczuć się jak bezdomny
Książka "Niewidzialni" zawiera wzruszające wspomnienia, wiersze opisujące przykrą codzienność, reportaż, a nawet sztukę teatralną. Ich autorami są bezdomni podopieczni Fundacji Kapucyńskiej. Fundacja jest znana mieszkańcom Warszawy, którzy bywają w okolicach ulicy Miodowej. Można tam zaobserwować kolejkę bezdomnych czekających przed drzwiami kościoła na wydanie gorącego posiłku. Lektura "Niewidzialnych" ma skłonić czytelnika do zwrócenia uwagi na bezdomnych. Zmusić ich do poczucia się jak bezdomny autor, który zimą marznie na ulicach Warszawy. A inni ludzie traktują go jak powietrze.
Promocja na ulicy
Jacek Hugo-Bader wziął udział w promocji książki "Niewidzialni". Ta odbyła się w czwartek o 14.00 w Warszawie na tzw. "patelni", czyli tuż przy wyjściu ze stacji metra Metro Centrum. O tej porze termometry na zewnątrz pokazywały kilka stopni mrozu. Dlatego promocja musiała się udać. Fragmenty książki czytali bezdomni autorzy i Radosław Pazura od lat związany z Fundacją Kapucyńską. Swój tekst przeczytał także Hugo-Bader. A wracają do domu przekonał się, że pojawiający się i znikający druk naprawdę istnieje.
- Dostałem bezpłatny egzemplarz i chciałem go poczytać w tramwaju. Okazało się, że nie mogłem, bo druku nie było widać - opowiada Hugo-Bader.
Unikatowy egzemplarz
Wirtualna Polska skontaktowała się z agencję reklamową "Walk", żeby poznać szczegóły powstania pierwszego egzemplarza "Niewidzialnych". Mariusz Pitura, dyrektor kreatywny firmy zapewnił nas, że książka to pomysł, który zrodził się głowach pracowników w czasie tzw. "burzy mózgów". - Oprócz tego, że pracujemy dla dużych klientów to mamy też budżet na inicjatywy kreatywne i kampanie społeczne - wyjaśnia Pitura.
Droga od pomysłu do realizacji bywa często długa i kręta. Tym razem też tak było, bo nikt nigdy wcześniej w żadnym zakątku świata nie wydrukował takiej książki. - Trzeba było zdobyć specjalną, termoaktywną farbę, specjalny papier. Znaleźć drukarnię, która podejmie się eksperymentu z niestandardowymi produktami - przyznaje Pitura.
Ale udało się. Co więcej zarówno producent farby (z Wielkiej Brytanii), jak i papieru oraz drukarnia (z Polski) i firma kurierska wiedząc, że pieniądze ze sprzedaży trafią na szczytny cel wykonali swoją pracę po kosztach. - Koszt wydania 1 egzemplarza "Niewidzialnych" zmienia się w zależności od nakładu, ale mieści się w granicach 80-150 zł - dodaje Pitura.
Jak kupić?
"Niewidzialni" są do kupienia przez internet. Wystarczy wejść na stronę zobaczniewidzialnych.pl. Czytamy tam: "Jeżeli jesteś zainteresowany zakupem książki „Niewidzialni“ w cenie 155 złotych (55 zł koszty produkcji i wysyłki krajowej) + 100 zł na rozbudowę jadłodajni dla ubogich i bezdomnych w Warszawie przy ulicy Miodowej, prosimy wyślij maila". Niestety czas realizacji zamówienia jest dość długi, około 2 miesiące. Trzeba się więc pospieszyć, żeby zdążyć przeczytać tą książkę przed wiosną.
...
Tak. Bezdomni i bezrobotni sa zdolni nie tak jak wy. Do polityki mediow na lekarzy prawnikow POSZLISCIE NA CHAMA DLA KASY I KARIERY BEZ POWOLANIA! Stad to wszystko leży a ci co powinni to robic sa w oplakanej sytuacji.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 23:23, 20 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Narkotyki, rozboje, nielegalny handel. Krzysztof: cela uratowała mi życie
Monika Rozpędek
20 stycznia 2017, 16:39
Delikatny uścisk dłoni kłóci się z jego posturą. Do tego spokojne "dzień dobry pani redaktor". Zawstydzenie przykrywa delikatnym uśmiechem. Ale na krześle siedzi wyprostowany, jest pewny siebie. Gdyby nie miejsce, w którym jesteśmy, ciężko byłoby po nim poznać, że właśnie odsiaduje wyrok za rozboje. Przez kilka lat wstrzykiwał też do swoich żył amfetaminę, dilował i zbierał haracz, zastraszając ludzi. Nie lubi mówić o sobie "więzień". Woli słowo "osadzony". - Do wyjścia zostały mi jeszcze ponad dwa lata. Nie mogę doczekać się życia na wolności - mówi Krzysztof.
Był bardzo młody, kiedy wkręcił się w handel piratami. Dostał za to 6 miesięcy. Wyrok odsiedział w Radomiu. "Nie jest źle. Szybko zleci" - pomyślał. Drzwi do celi były pozamykane. Pełna izolacja. - Żeby się czymś zająć, czytałem książki i pisałem listy. Do mamy. Pytałem co słychać, czy wszyscy zdrowi, jak sobie radzą i czy się im układa. Nie odpisywała mi, ale przyjeżdżała na widzenia - opowiada. Mama Krzysztofa umarła jeszcze w trakcie jego pierwszej odsiadki. Podczas gotowania obiadu dostała wylewu. Od kuchenki zapalił się jej sweter. Spłonęła żywcem. - Nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Pewnie dlatego, wychodząc z pierwszego wyroku, uciekłem w narkotyki. Wyszło, jak wyszło. Przez 5 miesięcy życia na wolności dorobiłem się 9,5 lat więzienia - wspomina.
Krzysztof od ponad dwóch lat pracuje jako konserwator w Okręgowym Inspektoracie Służby Więziennej w Warszawie. Wyłącznie dzięki temu, że od pewnego czasu odsiaduje wyrok w półotwartym zakładzie karnym. Nie do końca rozumie na czym będzie polegał nowy projekt ministerialny "Praca dla więźnia", ale opisując własną historię próbuje przekonać mnie, że praca rzeczywiście może skazanego zmienić.
"Więzienie albo śmierć"
- Nie do końca rozumiem słowo "resocjalizacja". Ja to nazywam "naprawą człowieka". Jeżeli człowiek świadomie widzi co i ile stracił w życiu, i co może jeszcze zrobić i zyskać, jest w stanie się zmienić. Tak jak ja - opowiada Krzysztof. Cały czas siedzi wyprostowany jak struna. Ręce chowa pod małym stolikiem, przy którym siedzimy. Ale wciąż badawczo patrzy mi w oczy.
Wspomina warszawskie technikum. Tam poznał kumpli z różnych środowisk. Poszedł nie w tym kierunku, co trzeba. Wciągnęły go łatwy zarobek i szybka kasa. Sprzedawał kradzione rzeczy, składał komputery z nielegalnych części. Razem z pirackimi oprogramowaniami opychał je później "na mieście". Po pierwszej odsiadce i śmierci matki było tylko gorzej. Wkręcił się w narkotyki. Najpierw marihuana, później amfa i kokaina. Po czasie sam zaczął dilować. Przed siedem lat nikt nie złapał go za rękę, ale ponieważ zaczęło się robić bardziej niebezpiecznie, a nagonka na dilerów rosła, "przebranżowił się" na rozboje. To za nie dostał 9,5 roku.
- Zastraszałem, wyłudzałem pieniądze, używałem siły. Napadałem na hurtownie. Miałem swój rewir i dwóch zaufanych ludzi - wspomina. Pytam, co się z nimi stało. Krzysztof dosłownie na sekundę zamiera, spuszcza wzrok na schowane pod stolikiem ręce, ale chwilę później sprawnie odpowiada: przedawkowali. Dwa tygodnie po ich śmierci Krzysztof trafił za kratki. - Nie oszukujmy się, takie życie może skończyć się tylko na dwa sposoby. Więzienie albo śmierć. Pomyślałem, że albo się w tym więzieniu ogarnę, albo, tak jak oni, wyląduję w piachu. Myślę sobie, że cela uratowała mi życie - mówi.
"Praca wyrabia charakter"
Przez pierwsze dwa lata wyroku Krzysztof, jako osadzony, zatrudniany był do "prac wewnętrznych". To oznaczało, że pracował za darmo, nie wychodząc poza mury zakładu karnego. Był stolarzem i gotował w więziennej kuchni. Więcej opowiada o tej drugiej robocie. Pewnie dlatego, że nie było lekko. - Wstawałem o godzinie 3.30 rano. Przygotowywałem pierwsze i drugie śniadanie, zupy mleczne, robiłem herbaty. Dźwigałem garnki po 40 kilogramów. Ładowałem je na wózek i rozwoziłem po celach. Przede mną pracowało tam wielu chłopaków, ale po 2 tygodniach mieli dość i rezygnowali. Ja nie - mówi. Nie ukrywa dumy i czeka na moją reakcję. Chwilę milczymy. Krzysztof się skrzywił i przyznał, że wkurzało go trochę to, że pracował za darmo. Później jakby się zreflektował i dodał: - Ale praca wyrabia charakter. Z kuchni wychodziłem o 12.00, a na 15.00 szedłem do szkoły. Z powrotem w więzieniu byłem około 19.00. Pełna mobilizacja - mówi. Wiedział, że siedzenie w czterech ścianach celi nie ma sensu, a praca, nawet ta nieodpłatna, przygotuje go do życia na wolności.
Krzysztof, w przeciwieństwie do swoich współwięźniów, postanowił skończyć liceum. Jeszcze w Łowiczu, gdzie brał udział w terapiach dla uzależnionych i agresywnych, napisał wniosek z prośbą o przydzielenie go do szkoły. Tak trafił na warszawski Mokotów, do zakładu karnego przy Rakowieckiej. - Zrobiłem trzy lata liceum. Podchodziłem do matury, ale nie udało się. Z matematyki i angielskiego zabrakło mi trochę punktów - mówi, jednocześnie zapewniając mnie, że zamierza to nadrobić po wyjściu z więzienia.
Gdy został przydzielony do półotwartego zakładu karnego, mógł liczyć na płatną już pracę poza murami więzienia. Został konserwatorem w Okręgowym Inspektoracie Służby Więziennej w Warszawie. Mówią tu na niego "nasza gwiazda". A Krzysztof zaprzecza. Trochę nerwowo potrząsa głową i powtarza, że jest przecież "normalnym osadzonym".
W Inspektoracie, dwie ulice od zakładu karnego, jest już o 7.30. Naprawia, trochę sprząta, chwilę porozmawia z urzędnikami. Do celi wraca o 16.00. Zje obiad, obejrzy coś w telewizji, poczyta, później kolacja i obowiązkowy, wyczekany telefon do narzeczonej.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo
Poznali się na przepustce. Krzysztof może opuszczać więzienie dwa razy w miesiącu. Raz na 30 godzin, a drugi nawet na 6 dni. - Moja narzeczona studiowała z żoną kolegi z celi. Powiedziała, że nie interesuje ją moja przeszłość tylko to, jaki jestem teraz. Zapewniła też, że na mnie poczeka. Jest niesamowita. Pewnie każda inna dziewczyna pomyślałaby: wariat, co on ode mnie chce? A moja narzeczona dała mi szansę. Jesteśmy zaręczeni już od 4 lat - opowiada.
Jak tylko wyjdzie, chce wziąć ślub. No i dziecko. Chciałby mieć pełną rodzinę. - Mam 34 lata. Mogę jeszcze dużo zrobić. Zawaliłem sobie życie i nic nie osiągnąłem. Rodzina tylko się za mnie wstydziła. Przez to, co nawywijałem, przed długie lata czułem do siebie obrzydzenie. Ale teraz powoli mogę wszystko zacząć naprawiać - opowiada Krzysztof.
Ma fach w ręku, więc mówi, że na wolności nie będzie mu trudno o pracę. Jeszcze przed drugim wyrokiem pracował na budowach, jako stolarz i pomocnik elektryka. Do tego doświadczenie zdobyte już za kratami. Poza tym ma znajomości. Kilku kumpli może go zatrudnić z dnia na dzień. A jeśli to nie wypali? Pójdzie do pośredniaka. Weźmie wszystko, przecież trzeba jakoś zacząć. - Nikt nie mówi, że będzie łatwo. Ale mam zdrowe ręce i zdrowe nogi. Nie ma takiej pracy, której bym się nie podjął - przekonuje mnie.
Pożyć jak człowiek
Ostracyzm społeczny skazanego? Mówi, że tego nie doświadczył. A były ku temu okazje, chociażby na przepustkach. - Bałem się pierwszego kontaktu z ludźmi. Ale oni są po prostu ciekawi. Szczególnie ci, którzy nigdy wcześniej nie mieli styczności z osadzonym. Teraz już, im częściej wychodzę na przepustki, mam wrażenie, że patrzą na mnie przychylnym okiem - mówi. Liczy na to, że przyszli pracodawcy na wolności również nie będą mieli problemu z jego wyrokiem.
Na koniec rozmowy wracamy jeszcze do pracy więźniów podczas odbywania kary. Mówię, że ludzie się boją, że więźniowie zabiorą pracę bezrobotnym z czystą kartoteką. Krzysztof trochę się miesza. Nie wie, co o tym myśleć. Ale tłumaczy mi, że dzięki temu, że pracuje podczas odbywania kary, łatwiej będzie mu się odnaleźć na wolności. - Osadzony, który pracuje, przygotowuje się do życia w społeczeństwie, w którym będzie przecież musiał sobie jakoś poradzić. By móc się zrehabilitować, każdy powinien dostać szansę na pracę - tłumaczy.
Krzysztof ma ambitne plany. Rodzina, przyjaciele inni niż dotychczas, matura, praca. Powrotu do poprzedniego życia nie przewiduje, choć przyznaje, że nawet podczas przepustek natyka się na pokusy. - Nie raz spotkałem starych znajomych, którzy proponowali mi łatwy zarobek. Ale ja widzę, co się z nimi dzieje. I nie chcę już takiego życia. Mam dość. Chcę teraz trochę pożyć. Jak człowiek - mówi.
Projekt ministerialny "Praca dla więźnia" zakłada wybudowanie 40 hal na terenach zakładów karnych, które będą dzierżawione przez przedsiębiorców. Zostaną w nich zatrudnieni osadzeni z zamkniętych więzień. Skazani będą mogli także podjąć nieodpłatną pracę na rzecz samorządów. Natomiast ci pracodawcy, którzy zdecydują się na zatrudnienie byłego więźnia, mogą liczyć na wysokie ulgi podatkowe. Urzędnicy więzień w rozmowach z Wirtualną Polską tłumaczą, że nie ma zagrożenia, iż więźniowie "zabiorą" miejsca pracy innym obywatelom. Mają oni być przydzielani do prac, na których w danym mieście chętnych nie ma.
...
Kary dla przestepcow sa DOBRE! Pomagaja im.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 13:20, 21 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Szlachetna Paczka zebrała 50 milionów zł!
Wczoraj, 20 stycznia (22:3
Szlachetna Paczka zebrała dla potrzebujących 50 milionów zł. Radio RMF FM zostało wyróżnione za pomoc i zaangażowanie w kolejną edycję Szlachetnej Paczki. W charytatywną akcję jesteśmy zaangażowani już od kilku lat!
Odznaka Szlachetnej Paczki
/RMF FM
W tegorocznej akcji łączna wartość prezentów, jakie najbiedniejszym polskim rodzinom zrobili darczyńcy wyniosła 50 mln zł.
Szlachetna Paczka
/RMF FM
Pomoc trafiła do niemal 19 tysięcy potrzebujących.
W akcję charytatywną zaangażowanych było 11 tys wolontariuszy i 660 tys. darczyńców.
...
Znakomicie.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:45, 25 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Fundacja oszukała niepełnosprawnych
Aleksandra Siedlecka-Małecka
akt. 25 stycznia 2017, 12:40
Wirtualna Polska dotarła do historii, która bulwersuje. Troje niepełnosprawnych podopiecznych pewnej warszawskiej placówki chciało legalnie dorobić do renty. Oszukała ich fundacja, z którą podpisali umowę o dzieło. Mieli zarobić 3 tys. zł, a dostali zaledwie kilkaset złotych.
Praca dla fundacji
Łukasz ma 32 lata i porusza się na wózku inwalidzkim. Od lat narzeka, że jedyna praca jaką oferuje się niepełnosprawnym to praca przez telefon. A on nie chce siedzieć w czterech ścianach, bo ceni sobie bezpośredni kontakt z ludźmi. Pewna fundacja, której nazwy nie chce nam ujawnić, zaoferowała zarówno jemu, jaki i jego koleżance Ani i koledze Michałowi pracę. Miała ona polegać na roznoszeniu ulotek. - Jeździliśmy w miejsca gdzie odbywały się imprezy plenerowe i tam mieliśmy rozdawać ulotki fundacji. Przyznam szczerze, że na początku nie miałem żadnych podejrzeń - przyznaje Łukasz.
Problemy zaczęły się, kiedy nadszedł czas wypłaty. Łukasz zadzwonił do fundacji zapewniając, że umawiał się na inną kwotę niż mu wypłacono. Dostał całe 600 zł. W słuchawce usłyszał, że jego papiery się niestety zawieruszyły.
Wolontariuszka - egzekutorka
Łukasz, Ania i Michał w ośrodku, w którym są rehabilitowani poznali wolontariuszkę, emerytkę panią Wandę. Wiedzieli, że Wanda zna się na umowach i różnych urzędowych papierach, więc zwrócili się do niej z prośbą o pomoc w rozliczeniu PIT-u. - Przyszedł moment rozliczania, więc młodzież poprosiła mnie o pomoc. Wiem, bo trochę orientuję się w tych sprawach, że niepełnosprawni mogą zarobić do 3 tys. w ciągu roku, żeby nie mieć żadnych problemów z rentą. Kiedy przyjrzałam się ich dokumentom stwierdziłam, że dobrze zrobili, bo zarobili dokładnie tyle, ile mogli. Wtedy spojrzeli na mnie dziwnym wzrokiem i przyznali, że dostali po 400 czy 600 zł. Na co ja im odpowiedziałam, że mają przecież rozliczenie. Zdziwili się bardzo, a ja się zdenerwowałam, bo mam trzy "czułe miejsca": dzieci, osoby niepełnosprawne i zwierzęta - opowiada Wanda.
Wolontariuszka poszła z dokumentami podopiecznych do swojej szefowej. Ta nie miała wątpliwości, że doszło do jakiegoś szwindlu. Dlatego pozwoliła Wandzie wziąć sprawy w swoje ręce. - Ta fundacja miała swoją siedzibę niedaleko naszego ośrodka. Dlatego szefowa użyczyła nam służbowego busa, żebyśmy ja, jeden z wychowawców oraz nasi pokrzywdzeni mogli tam pojechać. W tej podejrzanej fundacji, która ma swoją siedzibę w prywatnym domu w Międzyszynie stało wtedy sporo kartonów. Jak teraz o tym myślę to wyglądało to tak, jakby kończyli swoją działalność. Po wejściu do środka spotkaliśmy księgową. Ta próbowała nas zagadać, ale ja wiem, o co jej chodziło. Stanowczo domagałam się spotkania z prezesem. Ale szefa podobno nie było, więc poprosiłam o pokwitowanie, że młodzież zarobiła tyle ile wynika z PIT-u. Księgowa nie chciał mi nic wypisać. Zagroziłam więc, że jak nie zjawi się prezes to powiadomię PEFRON (Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych) i Izbę Skarbową. Między mną a księgową doszło do utarczki słownej. Przyznaję, byłam bardzo upierdliwa. Wtedy zjawił się prezes - opisuje szczegółowo Wanda.
- Ten mężczyzna próbował nas przekupić ciasteczkami. Ale my nie przyjechaliśmy tam na kawkę i ciasteczka tylko po nasze pieniądze - dodaje Łukasz.
Pani Wanda opowiada, że prezes czy raczej szef fundacji, bo ciężko określić kim tak naprawdę był, kiedy usłyszał o powiadomieniu o sprawie PEFRON-u i Izby Skarbowej zaczął się nerwowo kręcić w kółko. Narzekał też, że ciągle nachodzą go jakieś kontrole.
- Ten pan usłyszał od nas, że bez pieniędzy lub prawdziwych dokumentów nie wyjdziemy. Chwilę pomyślał. Po czym wyciągnął z portfela pieniądze i dał nam do ręki po tysiącu zł. Powiedział też, żebyśmy nie mówili o tym skarbówce. Przyznaję, że nie donieśliśmy, ale chyba znalazł się ktoś kto ją powiadomi, bo pewnego dnia przyjechało do mnie do domu CBA. Musiałem złożyć zeznania - przyznaje Łukasz.
Fundacja tylko z NIP-em i REGON-em
Pani Wanda po całej tej sprawie uczuliła wszystkich podopiecznych w ośrodku, w którym pracuje. Zaapelowała, żeby podpisywali wszelkie umowy tylko w obecności zaufanej osoby. Kogoś, kto widział wcześniej umowę o dzieło czy o pracę. I, żeby trzymali w bezpiecznym miejscu kopię dokumentów, które podpisują.
Fundacji, które pomagają potrzebującym jest w Polsce sporo. Jak odróżnić te uczciwe od nieuczciwych? Emerytka Wanda ma na to niezawodny, bo sprawdzony sposób. Żeby go zobrazować opowiedziała nam historię. - Byłam kiedyś u koleżanki na bazarze. Po okolicy kręciła się jakaś dobrze ubrana pani ze znaczkiem jakiejś fundacji. Ewa mówi mi, że ta pani przychodzi tutaj dość często, a ona daje jej tyle, ile danego dnia może. Wtedy ja, nie zastanawiając się zbyt długo, zaczepiłam kobietę ze znaczkiem i poprosił o: NIP, REGON (Rejestr Gospodarki Narodowej) i inne dokumenty potwierdzające istnienie fundacji. Pani natychmiast się ulotniła - opowiada Wanda.
Sprawa fundacji, która oszukała niepełnosprawnych jest już podobno zakończona. Łukasz twierdzi, że poszkodowanych było w sumie kilkadziesiąt osób. Po tym przykrym incydencie chłopak ma bardzo ograniczone zaufanie do wszelkich fundacji. Z kolei pani Wanda twierdzi, że do puszki wrzuca raz w roku i jest to puszka Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
...
W tym sektorze tez sa przekrety.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:56, 26 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
info.wiara.pl |W kwestii donacji narządów wciąż potrzeba więcej empatii
rss
newsletter
facebook
twitter
W kwestii donacji narządów wciąż potrzeba więcej empatii
Agnieszka Małecka /Foto Gość
Ktoś ginie w wypadku, ktoś ma nieodwracalny wylew i uszkodzenie mózgu, czyli gaśnie ta świeca życia, ale jeszcze musimy podjąć wysiłek, żeby zapalić nową świecę, nowe życie... To jest coś nieprawdopodobnego - mówi prof. Zembala
W kwestii donacji narządów wciąż potrzeba nie tylko szerzyć wiedzę na ten temat, lecz także uwrażliwiać ludzi, wzbudzać w nich jeszcze więcej empatii - uważają eksperci. W czwartek 26 stycznia przypada ogólnopolski Dzień Transplantacji.
Reklama
Prof. Marian Zembala, dyrektor Śląskiego Centrum Chorób Serca - placówki, w której w ub.r. przeprowadzono największą w kraju liczbę transplantacji serca i płuc (odpowiednio 46 i 19) uważa, że rok 2016 dla transplantacji w Polsce był lepszy od poprzedniego. Jednak podkreślił, że u nas, na tle innych krajów europejskich, wciąż pobiera się niewiele narządów w przeliczeniu na mieszkańca. "Pamiętajmy, że w nieodległej Austrii liczba pobrań wielonarządowych na milion mieszkańców to blisko 40, a w Polsce to wciąż ok. 14" - mówił profesor.
Przeszczepianie narządów jest metodą ratowania życia. Polega na wszczepieniu biorcy narządu lub tkanek pochodzących od innego człowieka. Dla osób np. ze skrajną niewydolnością serca, płuc czy wątroby przeszczepienie narządu jest jedyną skuteczną metodą ratującą życie. Prof. Zembala transplantologię metaforycznie porównał do przekazywania płomienia świecy, gdy jedna z płonących świec zaczyna dogasać, wypala się, ale można od niej odpalić następną. W sytuacji tej dogasającej już nic się zmieni, jednak promyk można jeszcze przekazać dalej. "Ktoś ginie w wypadku, ktoś ma nieodwracalny wylew i uszkodzenie mózgu, czyli gaśnie ta świeca życia, ale jeszcze musimy podjąć wysiłek, żeby zapalić nową świecę, nowe życie, które uratuje sześciu, siedmiu innych pacjentów, którym przeszczepimy wątrobę, nerki, trzustkę, rogówkę, serce, płuca. To jest coś nieprawdopodobnego" - podkreślił prof. Zembala.
Jedna z polskich akcji promujących transplantację działa pod nazwą "Tak dla transplantacji". Jest to ogólnopolski program Fundacji ŚCCS w Zabrzu. "Główna misja, z jaką idziemy, to przede wszystkim to, żeby społeczeństwo miało okazję bez emocji, które towarzyszą śmierci, zastanowić się, jaki testament chcą po sobie zostawić" - wyjaśniła koordynatorka transplantacji ŚCCS Bogumiła Król. Przypomniała, że w Polsce w sprawie donacji narządów obowiązuje zgodna domniemana. "Czyli jeśli ktoś za życia nie wyraża sprzeciwu, domniemywa się, że może zostać dawcą. Tym samym dawcą może zostać każdy, aczkolwiek zawsze przeprowadzamy rozmowy z rodziną i pytamy, co dana osoba na ten temat sądziła" - dodała. Dlatego działania propagujące donację narządów - w ocenie ekspertki w dziedzinie innowacyjnych metod i technik edukacyjnych dr Danuty Morańskiej z Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej - są bardzo potrzebne. "Chodzi o to, by zacząć bardziej intensywnie kształtować świadomość społeczną młodych ludzi w tym zakresie, ponieważ wydaje mi się, że młodzież wciąż niewiele wie na ten temat, że jeszcze bardzo dużo mitów i stereotypów krąży na temat transplantologii" - zaznaczyła.
By akcje na rzecz propagowania donacji narządów były skuteczniejsze, powinny jej zdaniem być tworzone na podstawie wiedzy specjalistów i doświadczeniach chorych po przeszczepach, a udział w nich powinny brać autorytety. "Ale te akcje trzeba organizować regularnie, by informacje się utrwalały. Zauważmy, jeżeli to nie jest działanie systematycznie, tylko jednorazowe, to efekty początkowo są widoczne, ale po pewnym czasie przygasają, ponieważ ludzie po prostu o tym zapominają. Problematyka ta jest tak istotna, że powinna ciągle funkcjonować w ludzkiej świadomości" - dodała.
Ponadto podstawowe jej zdaniem znaczenie ma budowanie wrażliwości społecznej. "Nie tylko przekazywanie wiedzy, ale uwrażliwianie społeczeństwa na te problemy i pokazywanie, że jest to jedna z tych gałęzi medycyny, której rozwój może w krytycznych sytuacjach uratować wiele ludzkich istnień" - mówiła. "Często lekceważymy tego typu rzeczy, dopóki nie nastąpi jakaś krytyczna sytuacja, która dotyczy nas bezpośrednio, wtedy, kiedy ktoś z naszych bliskich w wyniku jakiegoś zdarzenia losowego albo choroby potrzebuje nagłej pomocy transplantologicznej, a okazuje się, że dawcy nie ma. Dzięki akcjom promującym przeszczepy można by takich sytuacji uniknąć" - dodała.
Ogólnopolski Dzień Transplantacji obchodzony jest w rocznicę pierwszego udanego przeszczepu nerki w Polsce w 1966 r.
...
To jest ofiara ale pobieranie musi byc uczciwe tez...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 18:56, 26 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
Energetyczne wykluczenie. Coraz więcej Polaków bez prądu.
Luiza Łuniewska
26 stycznia 2017, 14:57
Jeśli przeznaczasz więcej niż 10 proc. swoich dochodów na rachunki za prąd i ogrzewanie oznacza to, że jesteś wykluczony energetycznie. Coraz więcej Polaków traci dostęp do prądu trwale, bo nie ma z czego opłacić zaległych rachunków.
Przyszli na dzień przed Wigilią, żeby wyłączyć mi prąd - mówi Agnieszka Żelazny. Z trójką dzieci mieszka w komunalnym mieszkanku na warszawskiej Pradze. Niedużym, ale wysokim, prawie czterometrowym. Ogrzanie takiego lokum, nawet do temperatury kilkunastu stopni, to kilkanaście tys. rocznie. Dla samotnej matki bardzo dużo. Prąd wyłączają jej regularnie, co kilka miesięcy. Chroniczne zapalenie ucha najmłodszej córki ani to że leki, które pani Agnieszka bierze ze względu na swoją niepełnosprawność trzeba przechowywać w lodówce to nie jest żaden argument. Przysyłany raz na kwartał rachunek można rozłożyć góra na trzy raty.
- I skąd ja niby mam wziąć 2 tys miesięcznie - załamuje ręce pani Agnieszka.
Piotr Ikonowicz z Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej , który jako pierwszy w Polsce podjął temat wykluczenia energetycznego i ludzi trwale pozbawionych dostępu do energii elektrycznej mówi, że w Polsce nie ma nawet statystyk dotyczących tego problemu. Wiadomo, że np. w Hiszpanii odłączono w zeszłym roku dostawy energii elektrycznej do 600 tys. lokali. W polityce społecznej Francji wykluczenie energetyczne to szeroko dyskutowany problem.
- Według Unii Europejskiej jeśli przeznaczamy więcej niż 10 proc. naszych dochodów na rachunki za prąd i ogrzewanie, jesteśmy wykluczeni energetycznie - mówi założyciel KSS. O dostawy prądu nie spytano jednak ani przy spisie powszechnym ani nie zainteresowało to GUS. Zdaniem Ikonowicza liczba wykluczonych energetycznie, w związku z rosnącymi cenami prądu, dramatycznie wzrasta.
Pan Władysław ma 85 lat. Prądu nie ma od dwóch. Nikomu o tym nie mówi, wie tylko kilka najbliższych osób. Za komuny, jak tłumaczy prąd wyłączano tylko pijakom. Jego dobiły grzałki, które sam zamontował w starych kaflowych piecach. Wydawało mu się, że tak będzie miał lepiej na starość. Pomylił się.
- Należałoby wprowadzić okresy ochronne dla osób, które mają na prąd ogrzewanie. Może założyć jakiś fundusz gwarancyjny - tłumaczy. I dodaje, że w tej chwili dodatek energetyczny przysługuje tylko naprawdę ubogim i wynosi od kilku do kilkunastu złotych miesięcznie.
Paradoks sytuacji polega na tym, że w miastach najdroższe ogrzewanie mają najbiedniejsi. W mieszkaniach socjalnych i komunalnych standardem jest drogie ogrzewanie elektryczne.
...
Straszne bo przeciez nawet telefonu nie naladuja. To jak beda dzwonic?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 12:35, 27 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
RMF 24
Fakty
Polska
Wyścigówka zamiast hulajnogi
Wyścigówka zamiast hulajnogi
1 godz. 41 minut temu
17 tysięcy osób w 7 miastach Polski pobiegło 4 września 2016 w Poland Business Run, aby pomóc osobom z niepełnosprawnością ruchową. Jak zmieniło się ich życie? Jak czują się w nowej sytuacji?
Na zdjęciu pani Alina Bujak
/Archiwum prywatne /
To wyścigówka w porównaniu z moją poprzednią protezą, która była hulajnogą - opowiada z radością Alina Bujak, beneficjentka Wrocław Business Run i dodaje, że każdą wolną chwilę poświęca na poszukiwanie ładnych butów na obcasie. Pani Alina chce je założyć do spódnic, których nie mogła nosić przez wiele lat, ponieważ nie pozwalała jej na to stara i zużyta proteza. Teraz po prostu chce mi się zakładać "nową nogę". Chodzę w niej cały dzień i nie boli mnie kręgosłup. Wszyscy powinni mieć takie możliwości - przekonuje kobieta i snuje plany wiosennej wycieczki górskiej.
W wieku 16 lat Alina Bujak przeżyła wypadek kolejowy, jednak nogi nie udało się uratować. Jej największe marzenie to dopracowanie do emerytury - to jeszcze dwa i pół roku. Ono właśnie się spełnia, gdyż poruszanie się dla pani Aliny już nie jest problemem.
U Artura Lewickiego w grudniu 2015 roku lekarze zdiagnozowali nowotwór kości. Niestety nie udało się ocalić nogi chłopaka. Młody mężczyzna był załamany i zagubiony, nie wiedział jak poradzić sobie w nowej rzeczywistości. Dzięki Kraków Business Run otrzymał protezę i wrócił do sprawnego funkcjonowania. Pracuję w wypożyczalni snowboardów, mogę prowadzić samochód i regularnie chodzę na siłownię - opowiada głosem pełnym energii i optymizmu.
Beneficjent Łódź Business Run, Kamil Marczak, otrzymał finansowanie rehabilitacji, której bardzo potrzebuje, aby znów chodzić. Trzynaście lat temu miał wypadek samochodowy, z którego wyszedł bez szwanku. Pół roku później okazało się, że ma tętniaka w rdzeniu kręgowym dlatego nie może chodzić. Mężczyzna bardzo wierzy, że rehabilitacja pomoże mu to zmienić. Chcę wrócić do dawnego życia, mam nadzieję, że będzie to możliwe dzięki specjalistycznej rehabilitacji w Konstancinie. W końcu widzę efekty ćwiczeń - cieszy się Kamil.
Poland Business Run 2016 zmienił życie 52 osób. W ciągu 5 lat pomógł zakupić protezy, sfinansować rehabilitacje i konsultacje psychologiczne dla 110 beneficjentów. Kolejna edycja biegu 3 września 2017 roku. Zapisy rozpoczną się już wkrótce.
...
Cenne ale myslalem ze to cos o obecnej wuadzy. Im to hulajnogi zamiast wyscigowek.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:10, 31 Sty 2017 Temat postu: |
|
|
50 litrów "Zupy na Plantach"
Paulina Smoroń
dodane 31.01.2017 09:00
W "Żywej Pracowni" kolejne litry zupy będą gotowane dziś wieczorem, a bezdomni dostaną ją jutro, czyli w środę od 18.30
Paulina Smoroń /Foto Gość
zobacz galerię
Krakowscy bezdomni nie są sami - od dwóch miesięcy wolontariusze zbierają się w "Żywej Pracowni" w Podgórzu, żeby specjalnie dla nich ugotować zupę. Jest tam też magazyn ciepła, w którym trzymają rzeczy podarowane przez dobrych ludzi.
Spotykają się trzy razy w tygodniu. W tym czasie razem gotują i sortują otrzymaną od darczyńców odzież. Kiedy wszystko jest gotowe, wielkie garnki i paczki z ubraniami wiozą na wózkach przymocowanych do dwóch rowerów na tzw. krąg, nieopodal Teatru im. Juliusza Słowackiego. Tam czekają na nich bezdomni, którzy nawet nie są w stanie słowami wyrazić swojej wdzięczności.
- Od samego początku powtarzamy, że naszą misją nie jest uratowanie całego świata. Nasz pomysł na te działania to nakarmienie czymś ciepłym bezdomnych wieczorem. Jednak najważniejsze jest spotkanie - w ich miejscu, w przestrzeni, w której żyją - mówi Magda, właścicielka "Żywej Pracowni".
Wszystko zaczęło się w listopadzie, kiedy Adam, mąż Magdy, wychodząc ze sklepu, natknął się na kilku bezdomnych. Poprosili go o kurtki i śpiwory. Okazało się, że mężczyźni nocują w parku. Chwilę później Adam był znów przy nich z rzeczami, o które prosili.
Wiadomość o potrzebujących z Krakowa szybko rozniosła się w mediach społecznościowych. Chętnych do pomocy było wielu, a na zbiórce ubrań się nie skończyło. W tym samym czasie zrodził się pomysł, żeby oprócz tego bezdomnym dawać gorącą zupę. Za pierwszym razem było jej pół garnka, dziś jest 50 litrów. Tak właśnie zaczęły się "Zupy na Plantach", na które przychodzi nawet 100 potrzebujących osób. Niemal tyle samo wolontariuszy angażuje się w pomoc przez cały tydzień.
- W Święto Trzech Króli ugotowaliśmy dodatkową zupę i szukaliśmy bezdomnych w różnych miejscach. Kiedy około godz. 19 przechodziłam przez dworzec, spotkałam pana, który powiedział, że to będzie jego pierwszy posiłek tego dnia. Okazało się, że był wcześniej na Rynku i szukał czegoś do zjedzenia. Znalazł kiełbaskę, którą ktoś wyrzucił, ale nie dało się jej zjeść, bo była zamarznięta. Wciąż to jest dla mnie niewiarygodne, że dziś są osoby, które chodzą głodne. Wiem, że choćby dla niego jednego warto było tam pójść - opowiada Marzena.
Dodatkową motywacją do działania jest Rok św. Brata Alberta. Jak przekonują wolontariusze, ten święty zawstydza ich swoją postawą, ponieważ sam całkowicie oddał się bezdomnym.
- Kiedy spojrzałam na jego podobiznę, pomyślałam, że w jakimś sensie czuję się powołana, by robić coś podobnego. Spotkania z bezdomnymi dają mi wielką radość i poczucie, że to nie ja im coś daję, ale że dzięki nim mogę zawalczyć z moją samotnością. Warto pomagać, bo sensem życia człowieka jest miłość. Doświadcza się jej właśnie przez pomaganie - tłumaczy Teresa.
Zaangażowani w akcję krok po kroku, podobnie jak kiedyś Brat Albert, zdobywają zaufanie osób bezdomnych. Dziś nazywają ich swoimi przyjaciółmi. Zupa jest więc dobrą okazją do zbudowania relacji, a wolontariusze zapewniają, że potrzebującym chcą ofiarować to, co mają najcenniejszego - swój czas.
W takiej formie mają zamiar działać do końca zimy, ale dobre serca nie pozwalają im całkowicie skończyć z pomaganiem. Na wiosnę będą się doszkalać, by w następną zimę działać jeszcze skuteczniej. Planują też spotykać się z bezdomnymi regularnie, podtrzymywać więzi i nadal budować zaufanie.
- Piękne jest też to, że niektórzy bezdomni przychodzą trzeźwi, bo mają motywację. Spotykają się z bandą ludzi, wśród których są też młode dziewczyny i jest im głupio, kiedy wypiją. Te dni, kiedy do nich przychodzimy (w środy i niedziele od 18.30), są dla nich mobilizacją, żeby nie pić, pójść się umyć albo się ogolić. To jest ogromny sukces! - przekonuje Magda.
Informacje o tym, jak pomagać oraz czego aktualnie potrzebują osoby bezdomne, można znaleźć na profilu "Zupa na Plantach" w mediach społecznościowych.
...
Bardzo dobrze
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:28, 05 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Tony żywności na śmietniku. Włosi marnują jedzenie na potęgę
oprac.Marek Grabski
akt. 5 lutego 2017, 08:38
145 kilogramów żywności wartej 360 euro wyrzuca średnio co roku rodzina we Włoszech. Dane te przypomniano w związku z obchodzonym w niedzielę po raz czwarty Krajowym Dniem Zapobiegania Marnowaniu Żywności.
Marnotrawstwo to sięga w skali kraju kwoty 16 miliardów euro rocznie.
Analizy wskazują, że jedzenie wyrzucane jest przede wszystkim w domach. To tam marnuje się 75 procent całej żywności we Włoszech.
Z sondażu wynika, że co piąty Włoch bardzo stara się w kuchni, co praktycznie oznacza, że w tygodniu wyrzuca połowę średniej krajowej.
57 procent mieszkańców Włoch zachowuje dużą ostrożność i rozsądnie gospodaruje jedzeniem. 4 procent przyznaje, że łatwo je wyrzuca.
- Zapobieganie to słowo klucz tegorocznego dnia - powiedział Andrea Segre, prezes komitetu techniczno-naukowego, organizującego niedzielne obchody.
Jako najważniejszy, nowy instrument tej prewencji we Włoszech wskazuje się tzw. family bag, czyli papierowe opakowania na jedzenie zostawione na talerzu w restauracji. Ich wprowadzenie w lokalach pochwala 80 procent Włochów - wynika z ankiety.
W marcu we współpracy z uniwersytetem w Bolonii rusza eksperymentalne badanie gospodarowania żywnością w 400 rodzinach z całego kraju. Przez tydzień będą one notować każdą ilość i rodzaj wyrzucanych produktów. Po raz pierwszy, podkreślają eksperci, domowe marnowanie jedzenia zostanie zbadane i zmierzone naukowo.
WP, PAP
...
Kara byc musi bo to grzech.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 16:29, 05 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Córka śląskiego policjanta prosi o pomoc
oprac.Adam Styczek
5 lutego 2017, 02:08
16-letnia Wiktoria Gruszka z Zabrza, córka policjanta z Komisariatu Policji w Pyskowicach choruje na rzadkie schorzenie moya-moya, występujące głównie u młodych Azjatów. Jednyną szansą dla dziewczynki jest kosztowna operacja. Koszt tego leczenia to aż 40 tysięcy euro.
Chorzy na tę rzadką cierpią na postępującą niedrożność dużych tętnic wewnątrzczaszkowych. To zaś może prowadzić do niedokrwienia ośrodkowego układu nerwowego. W przypadku niepodjęcia leczenia Wiktorii grozi udar mózgu lub krwotok mózgowy.
Polscy lekarze po przeprowadzeniu serii badań orzekli, że Wiktoria musi przejść operację. Klinika specjalizująca się w stosownych zabiegach znajduje się w Niemczech. Wcześniej prób poprawy zdrowia pacjentki podejmowali się polscy lekarze. Skutki zabiegów okazywały się jednak zbyt krótkotrwałe. I dlatego padł pomysł przeprowadzenia operacji inną metodą – w jednym ze szpitali w Berlinie.
W grudniu mieszkańcy podjęli się próby organizacji biegu, którego celem miało być uzbieranie środków na leczenie. Jednak nie udało się wciąż uzbierać odpowiedniej kwoty – a to aż 180 tys. złotych.
Jeśli ktoś zechciałby mi pomóc to może przekazać 1 proc. podatku [KRS 0000399191 z dopiskiem „Wiktoria Gruszka”] lub dokonać wpłaty na subkonto: Nr 49 1050 1298 1000 0024 2458 4775 w temacie: Dla Wiktorii Gruszki Fundacja Różyczka Ul. Kościuszki 35 44-100 Gliwice
Wirtualna Polska
...
Znow pomoc.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 8:57, 06 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
info.wiara.pl |W Warszawie "Dzień radości" dla dzieci z dworca w Brześciu
rss
newsletter
facebook
twitter
W Warszawie "Dzień radości" dla dzieci z dworca w Brześciu
"Dzień radości" zorganizowali w Warszawie wolontariusze dla czeczeńskich dzieci, którym po kilku miesiącach koczowania na białoruskim dworcu w Brześciu udało się przedostać do Polski. Przygotowano dla nich zajęcia muzyczne i taneczne oraz spotkanie z ludźmi, którzy pomogli im po polskiej stronie.
Reklama
"Takie spotkania to - oprócz pokazania tym dzieciom, że są dla nas ważne - jest również formą odczarowywania stereotypów" - powiedział PAP obecny na "Dniu radości" rzecznik praw dziecka Marek Michalak. "Organizatorzy pokazują, że przyjechały do nas dzieci takie same, jak wszystkie inne. Te dzieci nie są groźne, tylko szukają swojego bezpiecznego miejsca na Ziemi. To miejsce wymarzyły sobie w Polsce" - mówił.
Od kilku miesięcy na dworcu w białoruskim Brześciu koczują czeczeńskie matki z dziećmi, czekając na wjazd do Polski. Jak tłumaczyła PAP Marina Hula, która bezinteresownie pomaga czeczeńskim rodzinom, uciekinierzy, których nie wpuszczono do Polski, wracają do Brześcia, ponieważ nie mają dokąd pójść. Obywatele Federacji Rosyjskiej mogą przebywać na Białorusi bez konieczności rejestracji przez okres do 90 dni. Na dworcu wolontariusze Krajowego Forum Oświaty Niepublicznej oraz Międzynarodowej Inicjatywy Humanitarnej założyli szkołę demokratyczną; starają się zwrócić dzieciom skradzione dzieciństwo.
"Po wielu miesiącach mieszkania na dworcu, po kilkudziesięciu próbach przekroczenia granicy Brześć-Terespol wreszcie się udało. Trafili do ośrodków dla uchodźców w Białej Podlaskiej, Linnie oraz do Domu Samotnej Matki na warszawskim Targówku" - opowiadała Hula. Podkreśliła, że ponieważ nie chciała, by dzieci oglądały Polskę przez okno ośrodka, postanowiła zorganizować dla nich cykliczne spotkania, które nazwała "Dniami radości".
W trakcie warszawskiego Dnia można było poznać dzieci z dworca Brześć, którym udało się już wjechać do Polski, zobaczyć jak tańczą narodowe tańce, kupić rysunki i ręcznie robione szmaciane lalki oraz skosztować czeczeńskich potraw przygotowanych przez czeczeńskie mamy. Dzieci - wśród tańców, śpiewów i podarków - mogły także poznać ludzi, którzy im pomagali. "Żeby wiedzieli, że to nie sama Marina, że jest nas więcej - że tu w Polsce są ludzie, którzy na nich czekają, którzy chętnie zaproszą ich do domu na herbatę, którzy ich przytulą, bo ich lubią. Zawsze powtarzam, że nie ma dzieci uchodźców, są dzieci. Wszystkie dzieci są takie same" - mówiła. Podkreślała: "Nie chcemy pozostawić ich samym sobie w kraju z nieznanym językiem, obcą kulturą i srogą zimą. Jestem absolutnie przekonana, że nie tylko dzieciakami, które są na dworcu w Brześciu trzeba się zajmować, ponieważ ta bezradność po przyjeździe do Polski, która wiąże się z nieznajomością języka i z tym, że te ośrodki dla uchodźców wcale nie są przyjaznymi miejscami, jest ogromna". Podkreślała, że choć ludzie z różnych przyczyn opuszczają kraj ojczysty, to zawsze są to przyczyny ważne. "Zawsze to jednak jest przyczyna ważna i nie do udźwignięcia - prześladowania, porwania, czasem tortury. To niemożność życia w totalitarnym kraju, którym dzisiaj jest Czeczenia" - opowiadała Hula.
Następny "Dzień radości" odbędzie się w Katowicach 18 i 19 marca.
Na początku października Helsińska Fundacja Praw Człowieka przeprowadziła monitoring, z którego wynika, że zdarza się, iż na przejściu granicznym Brześć-Terespol Straż Graniczna uniemożliwia osobom chcącym wjechać do Polski złożenie wniosku o status uchodźcy. W trakcie przeprowadzonego monitoringu na dworcu w Brześciu koczowało 50 osób, w tym 30 dzieci. Według szacunków przedstawicieli organizacji pracujących w Brześciu, a także samych cudzoziemców, w czasie prowadzonego przez HFPC monitoringu w mieście przebywało ok. 1500-2000 osób bezskutecznie próbujących złożyć w Terespolu wniosek o ochronę międzynarodową. Poza osobami narodowości czeczeńskiej, które stanowiły zdecydowaną większość, w grupie tej byli m.in. Inguszowie i Dagestańczycy, a także co najmniej jedna rodzina gruzińska i jedna tadżycka.
Odnosząc się do tych zarzutów rzeczniczka Straży Granicznej zapewniła, że funkcjonariusze postępują zgodnie z prawem, a dokonywana na granicach weryfikacja celu wjazdu cudzoziemca do Polski to jedno z ich podstawowych zadań, które stanowią "bardzo istotny element zapewnienia bezpieczeństwa państwa".
Monitoring HFPC nie był pierwszym przeprowadzonym na przejściu Brześć-Terespol. W sierpniu kontrolę przeprowadził tam m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich, dochodząc do podobnych wniosków - potwierdzono przypadki, w których funkcjonariusze SG nie dopuszczali do złożenia wniosku o udzielenie ochrony międzynarodowej cudzoziemców, którzy podczas rozmowy albo wprost deklarowali zamiar ubiegania się o taką ochronę, albo sygnalizowali okoliczności mogące świadczyć o tym, że byli prześladowani w kraju pochodzenia.
Więcej informacji o rodzinach koczujących na dworcu w Brześciu można znaleźć na facebookowej stronie wydarzenia.
...
Trzeba czynic dobro.
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135936
Przeczytał: 60 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:43, 07 Lut 2017 Temat postu: |
|
|
Wymiana ciepła, czyli jak w prosty sposób pomóc zimą potrzebującym
Paulina Smoroń
dodane 06.02.2017 17:07
Każdy może zabrać z wieszaka ciepłe ubranie lub zawiesić je tam dla potrzebujących
Paulina Smoroń /Foto Gość
W połowie stycznia na ulicach wielu polskich miast zaczęły pojawiać się wyjątkowe... wieszaki, które czekają na ciepłe ubrania dla potrzebujących. Od kilku tygodni są również w Krakowie.
Nikomu w stolicy Małopolski hasło "Wymiana ciepła" nie powinno więc kojarzyć się ze zmianą pieca, lecz raczej z dobrym uczynkiem w stronę potrzebujących. Nikogo też nie powinien już dziwić żaden wieszak wystawiony na zewnątrz, uginający się pod wieloma kurtkami, płaszczami czy kożuchami. Wszyscy już wiedzą, że jest to narzędzie do szerzenia dobra.
Inicjatywę "Wymiana ciepła" w Krakowie rozpropagowała działaczka społeczna Małgorzata Szymczyk-Karnasiewicz. To właśnie dzięki niej pierwsze wieszaki pojawiły się 27 stycznia przy budynku wspólnoty "Emaus" w Nowej Hucie. - Do tej akcji zachęcił mnie znajomy Jacek Dunikowski, zaangażowany w Sylwestra z ubogimi i w "Zupę na Plantach". Od razu pomyślałam o Nowej Hucie i o wspólnocie "Emaus" i już następnego dnia mogłam przystąpić do działania – opowiada.
Włączyć się w tę akcję wcale nie jest trudno – wystarczy przynieść czystą, niezniszczoną odzież i zawiesić ją na jednym z wieszaków. To czego nie da się powiesić, czyli rękawiczki, czapki i szaliki można włożyć do skrzyni poniżej. Jak przekonuje koordynatorka akcji przy Osiedlu Willowym, przyda się wszystko, choć najbardziej potrzebne są ciepłe kurtki i spodnie.
– Przyszedł tutaj kiedyś pan, który na co dzień chodził w damskich spodniach, ponieważ nie miał innych. Mówił, że to nie było dla niego zbyt komfortowe. Szybko znaleźliśmy mu męskie spodnie i widziałam, że był bardzo zadowolony - wspomina M. Szymczyk-Karnasiewicz.
Pierwsze rzeczy, które znalazły się na wieszaku Małgorzata dostała od swoich sąsiadek. - Zaczynaliśmy bardzo skromnie, od 3 kurtek i kilku czapek, a dzisiaj musiałam dołożyć kolejny, większy wieszak. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak duży odzew społeczeństwa. Codziennie są nowe rzeczy i bardzo się cieszę, że ludzie przyjeżdżają nawet z odległych części miasta - mówi.
Punkt w Nowej Hucie czynny jest od godz. 9.00 do 17.00. Wtedy można zarówno przynosić ciepłe rzeczy, a także - w razie potrzeby - je stamtąd zabrać. Warto również podkreślić, że z przyniesionej odzieży korzystać mogą nie tylko bezdomni, ale również osoby ubogie. Jak tłumaczy M. Szymczyk-Karnasiewicz, nie każdy ma w sobie tyle odwagi, by pójść do punktu pomocy i samemu o tę pomoc poprosić. "Wymiana ciepła" pomaga tego zakłopotania uniknąć.
- Mam zaufanie do ludzi i wiem, że korzystają z tego ci, którzy potrzebują. Nie pytamy o to, po co biorą te rzeczy. Nawet jeśli ktoś je później sprzeda, to widocznie tych kilkunastu złotych potrzebuje. Najważniejsze, że choć w niewielkim stopniu można komuś pomóc - przekonuje.
Inicjatywa z każdym dniem przyciąga coraz więcej osób, które chcą podzielić się ciepłem z potrzebującymi. To dowodzi, że duch solidarności rośnie. – Mam w domu sporo rzeczy, z których od dawna nie korzystam. Kiedy usłyszałam w telewizji, że można je tutaj przynieść, długo nie musiałam się zastanawiać. Warto pomagać, zwłaszcza, że jest zima, a ubodzy i bezdomni właśnie takiej odrobiny ciepła potrzebują – przekonuje Helena z Krakowa.
Akcja przy Osiedlu Willowym 29 potrwa do środy 8 lutego do godz. 17.00. Okazało się jednak, że mieszkańcy Krakowa chcą się dzielić ciepłem również w innych częściach miasta i takim sposobem wieszaki na odzież można znaleźć również przy Domu Pomocy Społecznej na ul. Krakowskiej 55 oraz przed Księgarnią Pod Globusem na ul. Długiej 1.
Koordynatorka akcji w Nowej Hucie doradza też, że warto tę akcję prowadzić z uśmiechem, a nie ze zniechęceniem. - Musimy w pomaganie wnosić naszą wewnętrzną radość i pozytywną energię. To przyciągnie też innych – zapewnia.
...
Termosy dla bezdomnych. Tak jest! Cieplo!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|