Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 19:44, 20 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Rekordowe bezrobocie młodych
Aż 5,5 mln młodych mieszkańców UE nie ma zatrudnienia. Stopa bezrobocia osób poniżej 25. roku życia jest najwyższa w historii. Co gorsza, nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie sytuacja miała się poprawić.
Niekorzystną sytuację na rynkach pracy w Europie wciąż potęguje kryzys gospodarczy. Wskaźnik stopy bezrobocia osób poniżej 25. roku życia utrzymuje się na ponad dwukrotnie wyższym poziomie w porównaniu do wartości stopy bezrobocia wszystkich aktywnych zawodowo. Zgodnie z danymi opublikowanymi przez Eurostat, w maju 2012 roku w Unii Europejskiej bez pracy pozostawało 5 517 mln osób, które nie ukończyły 25. roku życia. Stopa bezrobocia w tej grupie wiekowej wyniosła 22,7%.
Najgorzej sytuacja wygląda na południu Europy. Bez pracy pozostaje ponad połowa młodych Hiszpanów (52,1%) i Greków (52,8%). Niewiele lepiej jest na Słowacji (38,8%) oraz w Portugalii i we Włoszech (w obu ponad 36%). Dalej znalazły się Bułgaria (29,2%), Irlandia (28,5%), Litwa (27,7%) i Węgry (26%).
W Polsce skala zjawiska nie jest aż tak dramatyczna. Mimo wszystko bezrobocie wśród młodych Polaków wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie 24,9% (spadek z 26,4% zanotowanych w styczniu 2012 roku). – Jedną z wielu przyczyn tak wysokiego bezrobocia wśród młodych może być problem niedopasowania kompetencyjnego młodych do oczekiwań pracodawców. Dotyczy to zarówno niedopasowania w zakresie wiedzy uzyskanej np. w toku studiów, jak i kompetencji i umiejętności ukształtowanych na kolejnych etapach edukacji. Pracodawcy skarżą się na brak takich kompetencji u młodych jak umiejętność pracy w zespole, czy też umiejętności komunikacji – komentuje Diana Turek z Sedak & Sedalk.
W podobnej sytuacji są Szwedzi (24,6%) i Francuzi (22,7%). W pozostałych krajach wartość stopy bezrobocia osób, które nie ukończyły 25. roku życia jest niższa od średniej dla całej UE.
Najniższe bezrobocie wśród młodych odnotowano w Niemczech. Mimo kryzysu, stopa bezrobocia osób poniżej 25. roku życia spadła tam z ponad 11% w 2007 r. do 7,9% w maju 2012 r. Oprócz naszych zachodnich sąsiadów, dobrze wygląda sytuacja na rynku pracy w Austrii, gdzie stopa bezrobocia w tej grupie wiekowej wynosi 8,3%. Grono krajów mogących się poszczycić bezrobociem wśród młodych poniżej 10% uzupełnia Holandia z wynikiem 9,2%. – Warto zaznaczyć, że w 2011 roku stopa bezrobocia w Austrii, Holandii czy Niemczech była najniższa wśród wszystkich krajów Eurolandu. Tym samym, bezrobocie wśród młodych kształtowało się w tych państwach na niższym poziomie w porównaniu do innych krajów UE – dodaje specjalista z Sedlak & Sedlak.
>>>>
Coraz lepsze wiesci...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 16:26, 22 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Guido Westerwelle: euro ma się świetnie
Szef dyplomacji Niemiec Guido Westerwelle wyraził w opublikowanym w piątek wywiadzie optymizm co do szans na wyjście z kryzysu zadłużenia i pozytywnie ocenił działania Europejskiego Banku Centralnego (EBC). Jego zdaniem wspólna waluta euro ma się świetnie.
>>>>
Tak wprost WSPANIALE ! Cos mu sie pogorszylo ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:06, 26 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
KE chce utworzenia europejskiej prokuratury, by chronić budżet UE
Komisja Europejska zaproponuje w przyszłym roku utworzenie biura europejskiej prokuratury, by chronić interesy finansowe Unii, a więc środki z budżetu UE. Jeśli nie będzie zgody wszystkich 27 państw, to możliwa jest wzmocniona współpraca grupy państw UE.
Pomysł nie jest nowy, a możliwość utworzenia europejskiej prokuratury przewiduje Traktat z Lizbony - wyjaśniła PAP w środę rzeczniczka KE Mina Andreeva. Komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reding już kilka razy wspominała, że chciałaby, by projekt ujrzał światło dzienne do końca mandatu obecnej Komisji Europejskiej w 2014 roku.
"Logika jest prosta: jeśli mamy +federalny budżet+ z pieniędzmi pochodzącymi z 27 państw UE, to powinniśmy mieć też federalny instrument, by ten budżet chronić. Jeśli my jako UE nie będziemy chronić naszego federalnego budżetu, nikt tego za nas nie zrobi" - powiedziała niedawno Reding.
Propozycja w sprawie europejskiej prokuratury, w skrócie EPPO (z ang. European Public Prosecutor's Office) zostanie opublikowana najpewniej w drugiej połowie przyszłego roku. Celem jest zapewnienie, że dochodzenia w sprawach, gdzie zagrożone są interesy UE, a więc środki z budżetu UE, są skuteczne i zsynchronizowane we wszystkich państwach członkowskich.
"Tymczasem dziś wielu spraw nie ściga się w ogóle, a przestępcy wykorzystują luki w prawie. Musimy to zmienić i skupić się na ochronie interesów finansowych Unii. EPPO będzie odpowiedzialne za dochodzenia, ścigania i pociągania do odpowiedzialności współsprawców przestępstw przeciwko interesom finansowym Unii" - powiedziała PAP Andreeva.
Rzeczniczka KE wskazała na precedens w USA. "Pierwszym przypadkiem przestępczości transgranicznej, jaki policja mogła ścigać poza granicami stanów, było uchylanie się od podatków federalnych. Przecież Al Capone nie został aresztowany, bo był szefem mafii, ale został osadzony w więzieniu za zbrodnie przeciw budżetowi federalnemu USA" - powiedziała Andreeva.
Traktat UE przewiduje, że jeśli będzie jednomyślna zgoda wszystkich państw UE, to zadania europejskiej prokuratury będzie można w przyszłości poszerzyć o walkę z poważnymi przestępstwami o charakterze transgranicznym, jak np. przemytem papierosów.
EPPO ma powstać na bazie już istniejącej współpracy krajowych prokuratorów z państw UE, którą koordynuje Eurojust w Hadze.
Zwolennikiem europejskiej prokuratury jest przewodniczący KE Jose Barroso, o czym mówił w swym wystąpieniu o stanie UE w Strasburgu w połowie września, a także szef unijnego biura ds. walki z nadużyciami finansowymi OLAF Giovanni Kessler. W rozmowie w AFP w środę w Wilnie wyraził przekonanie, że większości państw ten pomysł się podoba. Przeciw jest Wielka Brytania, czyli kraj, który zawsze podchodzi sceptycznie do inicjatyw ujednolicenia w UE kompetencji prawnych.
Źródła w KE powiedziały PAP, że nawet przy oporze Wielkiej Brytanii jest możliwość pójścia do przodu z tą propozycją w ramach tzw. wzmocnionej współpracy grupy państw.
>>>>
Tak towarzysze WINCY URZEDNOW . EUROINTEGRACJA MUSI KOSZTOWAC !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:29, 28 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
The New York Times
Niemcy dają pracę
W Hiszpanii czy Grecji ponad 25 proc. osób w wieku produkcyjnym nie ma obecnie zatrudnienia – tymczasem Ingolstadt, niemieckie miasto na północ od Monachium, zmaga się z odwrotnym problemem: brakuje tam rąk do pracy.
Dwudziestojednoletni Patrick Schulter rozważał trzy różne propozycje – w końcu wybrał program szkoleń w zakresie ergonomii pracy w zakładach Schabmueller Automobiltechnik, produkujących części do Audi i innych pojazdów.
Jego historia nie jest odosobniona. – Nikt z moich znajomych nie miał problemu ze znalezieniem pracy – mówi jego koleżanka z pracy, osiemnastoletnia Rebecca Hartl.
Ingolstadt, miasto liczące 128 tysięcy mieszkańców, to chyba najlepszy przykład zmian zachodzących na niemieckim rynku pracy po zmianie prawa pracy w 2005 roku. Bezrobocie w regionie Ingolstadt wynosi zaledwie 2,2 proc. – najmniej w całym kraju. A najniższe bezrobocie w tym regionie jest obecnie w sąsiednim Eichstätt – 1,3 proc.
Zmiany, które doprowadziły do takiej sytuacji, w niektórych częściach Niemiec często przedstawiane są jako wzór do naśladowania przez inne kraje Europy. Niestety, jak zaświadcza wielu nisko opłacanych pracowników w Niemczech, “zatrudnienie” i “dostatek” nie są synonimami. Wyraźnie potwierdzają to stale rosnące różnice dochodów pomiędzy najbogatszymi a najbiedniejszymi. Co więcej, wystarczy odwiedzić Ingolstadt, aby zorientować się, że wyjątkowo niski poziom bezrobocia jest tu także efektem kilku czynników bardzo trudnych do powtórzenia gdzie indziej.
Nawet zamożne Niemcy nie są całkowicie odporne na europejskie problemy ekonomiczne. Ifo business climate index – indeks ekonomiczny obrazujący klimat biznesowy w niemieckiej gospodarce – od pięciu miesięcy spada (według danych monachijskiego Ifo Institute). Szefowie firm zdają sobie sprawę, że kryzys w strefie euro jest powodem spadku sprzedaży ich produktów w innych krajach Europy.
Firmy w Ingolstadt – podobnie jak wiele innych w Niemczech – czerpią jednak zyski także z eksportu poza Europę, na wschodzące rynki całego świata. Fabryka Volkswagena i Audi – największy pracodawca w mieście – sprzedaje dziś więcej drogich samochodów w Chinach niż w Niemczech czy Stanach Zjednoczonych. Warto także zauważyć, że reform rynku pracy nie da się analizować w oderwaniu od zdrowego sposobu zarządzania firmami.
– Te sprawy są ściśle połączone – przekonuje Thomas Sigi, członek zarządu Audi odpowiedzialny za rekrutację pracowników. – Niemiecki przemysł w odpowiednim czasie przygotował się do wejścia na nowe, prężne rynki.
Od 2005 roku, kiedy weszły w życie zmiany prawa pracy, poziom bezrobocia w Niemczech spadł z 13 do 7 proc. Jednym z najważniejszych kroków tej reformy było zdecydowane cięcie zasiłków i wsparcia dla osób bezrobotnych, co skłoniło wielu ludzi do przyjmowania nawet mniej dochodowych posad. Istotną zmianą było także ułatwienie firmom zatrudniania pracowników na umowy czasowe i rozluźnienie ochrony przed zwolnieniami.
Dlatego też wielu Niemców ma ambiwalentne uczucia na temat “cudu spadku bezrobocia” – bo wszyscy zdają sobie sprawę, że był on możliwy kosztem likwidacji wielu wygodnych, ale bardzo kosztownych przywilejów społecznych, które przecież Niemcy bardzo sobie cenili. Zdobycie pracy odbywa się więc poniekąd kosztem poczucia bezpieczeństwa i gwarancji długoterminowych, stabilnych dochodów. Bezrobotni są pod większą presją i często przyjmują propozycje pracy, która nie do końca im odpowiada. Nawet dobrze opłacani pracownicy muszą się liczyć z tym, że przez dłuższy czas nie otrzymają podwyżek – albo że będą one bardzo niewielkie. W rezultacie koszty pracy w Niemczech niemal nie zmieniły się w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Ograniczenie płac pomogło niemieckim firmom zwiększyć swoją konkurencyjność na światowych rynkach i zapobiegło spadkowi miejsc pracy w produkcji na rzecz Europy Wschodniej czy Chin – ale siłą rzeczy zwiększyło także przepaść płacową pomiędzy bogatymi a biednymi.
Gerhard Schroeder – poprzedni kanclerz Niemiec, który przeforsował zmiany w prawie pracy wbrew ostrej opozycji także w łonie własnej partii – przegrał potem wybory na rzecz Angeli Merkel. Po odejściu z polityki naraził się na krytykę i śmieszność podejmując pracę dla rosyjskiego Gazpromu.
Jego los nie uszedł uwagi rządzących w krajach takich jak Hiszpania czy Włochy, które z dużym ociąganiem biorą się za wprowadzanie zmian w skostniałych zasadach dotyczących pracy. Wiadomo, że tego typu zmiany są niepopularne. Co gorsza, aby przyniosły one owoce, musi minąć kilka lat – a w tym czasie rządzący, którzy je wprowadzili, tracą zwykle poparcie i urzędy.
Jednak niezależnie od wszystkich zastrzeżeń, w Ingolstadt zaszły naprawdę istotne zmiany. Niegdyś był to region postrzegany jako jeden z uboższych w Bawarii, najbardziej znany z tego, że tu właśnie powieściowy doktor Frankenstein pozszywał kawałki ciał wydobytych z grobów i stworzył swojego słynnego potwora.
W 2005 roku poziom bezrobocia w Ingolstadt wynosił ponad 7 proc. – trzykrotnie więcej niż obecnie. Miasto nie jest tak zamożne jak położone na południu Bawarii Monachium. Można tu znaleźć piękną starówkę otoczoną murami obronnymi – ale część sklepów na jej terenie stoi pustych. Wiele dzielnic składa się z szarych betonowych bloków mieszkalnych, gdzie częściej od języka niemieckiego słyszy się turecki albo rosyjski.
Dziś Audi nadal prężnie się rozwija, w sierpniu bieżącego roku sprzedaż była o 13 proc. wyższa niż rok wcześniej – ale część mieszkańców miasta martwi się, że prędzej czy później firma może zacząć odczuwać takie same problemy, jakie przechodzą obecnie inni europejscy producenci samochodów. A przecież fabryka Audi w Ingolstadt nie tylko zatrudnia 35 tysięcy ludzi, ale pośrednio daje pracę ogromnej sieci dostawców.
– Tak, bardzo się martwimy, co może się stać, jeśli Audi zacznie mieć kłopoty ze sprzedażą – przyznaje Bernhard Stiedl, zastępca szefa związku zawodowego IG Metall, reprezentującego pracowników Audi. – To mogłoby być dla nas fatalne w skutkach.
Gdyby tak się stało, pierwsi ucierpieliby pracownicy zatrudnieni na umowach czasowych. Po zmianach w prawie pracy w 2005 roku firmom łatwej jest zatrudniać takich „sezonowych” pracowników – i zwalniać ich, jeśli wymaga tego sytuacja na rynku.
– Elastyczność produkcji to sprawa podstawowa, a możliwość czasowego zatrudniania gra w tej dziedzinie niezwykle ważną rolę – mówi Janina Kugel, starsza wiceprezes do spraw zasobów ludzkich w działających w Eichstatt zakładach Osram, będących częścią koncernu Siemensa.
Jednak nawet po zmianach z 2005 roku większość zatrudnionych Niemców cieszy się większym poziomem ochrony pracy niż pracownicy firm w USA. Pracownik zatrudniony na umowę stałą może być zwolniony dopiero po negocjacjach z pracodawcą, co zwykle oznacza dla niego otrzymanie sowitej odprawy. Niemieccy politycy niechętnie rozmawiają o możliwościach zmiany tego systemu.
Gorsza jest sytuacja pracowników tymczasowych, których oficjalnym pracodawcą są firmy świadczące usługi rekrutacyjne – oni mogą zostać zwolnieni z dnia na dzień. – Coraz więcej ludzi pracuje na umowy czasowe – mówi Rolf Zoellner, szef federalnego biura pośrednictwa pracy w Ingolstadt. – Około 40 proc. naszych ofert to właśnie propozycje pracy pochodzące z firm rekrutacyjnych. Taka praca wiąże się z brakiem poczucia bezpieczeństwa.
Na razie jednak mało kto narzeka. Ingolstadt ma problemy, których wiele innych miast mogłoby mu zazdrościć. Populacja wielu miejscowości spada, bo spada przyrost naturalny – tymczasem w Ingolstadt co roku przybywa tysiąc mieszkańców, a firmy budowlane niemal nie nadążają z budową nowych domów. W Niemczech zamyka się szkoły i publiczne baseny – a w Ingolstadt buduje się nowe. Audi sponsoruje nowe stadiony i lokalne zawodowe drużyny – hokejową i piłkarską. Paradoksalnie w najgorszej sytuacji w Ingolstadt są pracodawcy, desperacko starający się o nowych pracowników – zwłaszcza małe firmy, które nie są w stanie płacić tyle, co Audi.
Przed kawiarenką Espresso Cafe Boulevard na miejskim deptaku właścicielka, Kristin Zinser, wystawiła dwie duże tablice. Jedna z nich zaprasza na lunch dnia (mięso w sosie i mała sałatka), druga – informuje, że lokal szuka osoby do pracy za ladą. Pani Zinser mówi, że trudno dziś znaleźć pracownika, a jeszcze trudniej do zatrzymać. – Przychodzą głównie studenci – tłumaczy. – Pracują jakiś czas i odchodzą.
Nic dziwnego, że płace także powoli rosną. Firma Schabmueller, producent części samochodowych, podniosła ostatnio sumę, jaką płaci uczniom odbywającym praktyki: z dawnych 400 do 510 euro. Co więcej, uczeń może dostać jeszcze o 150 euro więcej, jeśli w szkole ma średnią ocen co najmniej B (odpowiednik polskiej czwórki – przyp. Onet).
Mimo niedostatków siły roboczej w Ingolstadt nie odnotowano na razie napływu pracowników z krajów o wysokim bezrobociu, takich jak Hiszpania, Grecja czy Włochy. Wyjątkiem są zakłady Osram, które do części swoich bawarskich fabryk sprowadzają pracowników z Polski i Czech. Ale, jak mówi Rolf Zoellner, dla przybyszy z Europy Wschodniej problemem okazuje się czasami bariera językowa. Z czasem może się jednak okazać, że napływ siły roboczej z zagranicy może być niezbędny – inaczej niemiecki rynek pracy może stać się hamulcem wzrostu gospodarczego. – Nie mogę kupić nowej maszyny, jeśli nie mam kogoś, kto będzie ją obsługiwał – tłumaczy Christian Stoehr, dyrektor w firmie Schabmueller odpowiedzialny za rekrutację i szkolenie pracowników.
Rynek pracy wchłania dziś nawet ludzi uznawanych kiedyś za „niezatrudnialnych”. Po upadku Związku Radzieckiego do Ingolstadt przyjechało wielu etnicznych Niemców z byłych republik radzieckich – na przykład z Kazachstanu – którzy zgodnie z niemieckim prawem mogli starać się o obywatelstwo.
Wielu z nich nie mówiło po niemiecku i nie miało żadnych umiejętności przydatnych na tutejszym rynku pracy. Często obarczano ich odpowiedzialnością za wzrost przestępczości. Dziś, jak mówi Herbert Lorenz, szef biura rozwoju ekonomicznego urzędu miasta, problem w zasadzie zniknął. – Pełne zatrudnienie to najskuteczniejsza polityka społeczna! – komentuje urzędnik.
Jack Ewing
>>>>
Nic dziwnego . Winne jest euro i UE . Przeciez to samo jest w USA ! Na poludniu NIE MA PRACY ! Osiedlaja sie tam emeryci po zakonczeniu zycia zawodowego . Praca jest na POLNOCY . Nadrenia jest tym czym rejon Chicago-NJork . Wielka fabryka . A Poludnie USA i Europy to wielki osrodek wypoczynkowy ...
Aby to zmienic trzeba zlikwidowac UE a w USA trzeba przywrocic CSA . Wtedy trendy beda inne ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:04, 03 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
PE: Konserwatyści i chadecy o dyskryminacji chrześcijan w Europie
Chrześcijanie są dyskryminowani w Europie, a ich wolność wypowiedzi jest ograniczana - uznali w Brukseli uczestnicy seminarium zorganizowanego przez konserwatystów i chadeków z Parlamentu Europejskiego. Wezwano do podjęcia dyskusji o relacji demokracji i religii.
To, co spotyka obecnie chrześcijan w Europie, to dyskryminacja; nie nazywamy tego zjawiska prześladowaniami, by rozróżnić między położeniem, w jakim znaleźli się wyznawcy chrześcijaństwa w UE, a tymi, którzy padają ofiarą takich aktów w innych miejscach, np. na Bliskim Wschodzie - powiedział otwierając seminarium jeden z moderatorów, Jan Olbrycht (PO/EPL).
Organizatorzy konferencji przytaczali dane na poparcie tezy, że chrześcijanie są przedmiotem ataków.
Przypomniano brytyjski sondaż z 2011 roku, w którym 74 proc. respondentów oceniło, że "chrześcijanie zaznają więcej negatywnej dyskryminacji niż wyznawcy innej wiary", a ponad 60 proc. uznało, że chrześcijanie są marginalizowani w kręgach rządowych, miejscach pracy i sferze publicznej. Przytoczono też wypowiedź francuskiego ministra spraw wewnętrznych Brice'a Hortefeux z 2010 r., że w roku tym "84 proc. aktów wandalizmu we Francji było wymierzonych w chrześcijańskie miejsca (kultu)".
Uczestnicy seminarium jako przykłady dyskryminacji chrześcijan w sferze publicznej wymienili sytuacje, w jakich znajdują się przedstawiciele służb cywilnych, którzy wbrew swemu sumieniu muszą udzielać ślubu parom homoseksualnym, aptekarze sprzedający leki wywołujące ich sprzeciw natury etycznej czy studenci medycyny asystujący przy zabiegach przerwania ciąży.
Według Martina Kuglera z Obserwatorium ds. Nietolerancji i Dyskryminacji przeciw Chrześcijanom aktywiści praw mniejszości seksualnych czy feministki "robią hałas", który tłumi głos chrześcijan, nawet w takich kwestiach jak edukacja seksualna. Kugler zarekomendował podjęcie w Europie działań mających nakłonić rządy państw UE do tego, by umożliwiły chrześcijanom uczestniczenie w debacie publicznej i życiu politycznym. Należy też zachęcić media do "walki z przesądami wymierzonymi w chrześcijan".
W mocnych słowach określił sytuację chrześcijan w Europie słowacki deputowany i były minister sprawiedliwości Daniel Lipszic, który powiedział, że chrześcijanie narażają się na różne formy prześladowania, a wręcz nienawiść, jeśli tylko krytykują homoseksualistów, islam czy prowadzą kampanie antyaborcyjne.
"W niektórych krajach ochrona praw mniejszości seksualnych kończy się ograniczaniem krytyki i wolności wypowiedzi" - powiedział poseł PiS do PE Konrad Szymański.
W opiniach powtarzanych przez większość uczestników seminarium chrześcijanie stają się przedmiotem dyskryminacji przybierającej również inne formy, dotyczące obrządków czy symboli religijnych. Częstym przykładem było usuwanie krzyży z budynków publicznych czy określanie w kalendarzach przeznaczonych dla szkół świąt Bożego Narodzenia jako "przerwy międzysemestralnej".
Były sędzia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka Francisco Javier Borrego Borrego upomniał się o publiczne gesty pobożności. "Torreador w Hiszpanii żegna się przed walką z bykami, bo chce wykonać dobrą robotę" - powiedział.
Zaapelował też o to, by sędziowie, ferując wyroki dotyczące praw człowieka, nie narzucali swych ideowych przekonań. Według Borrego źle się dzieje, że coraz więcej sędziów to profesorowie uniwersyteccy, którzy w swych decyzjach powodują się własnymi opiniami i polityczną poprawnością.
Szymański, który był jednym z moderatorów dyskusji, powiedział - odnosząc się do relacji między religią a europejską demokracją - że liberalna demokracja może się zmienić "w system dyskryminacyjny". Podkreślił, że "w Europie chętnie podnosimy sprawę praw człowieka, równości praw, zasady niedyskryminacji wobec całego świata", ale nie może to prowadzić do dyskryminacji chrześcijan.
Uczestnicy seminarium nazwali wtorkową debatę początkiem walki o odzyskanie równowagi w sposobie traktowania chrześcijan i muzułmanów w Europie i o to, by prawo do zachowania prywatności - dotyczące również swobód seksualnych i wolności słowa - nie było zbyt szeroko interpretowane. Wzywano również do wszczynania postępowań sądowych, gdy chrześcijanie są eliminowani z życia publicznego i politycznego oraz zagłuszani przez inne grupy, ponieważ stanowi to formę agresji.
>>>>
Dlatego czekamy na upadek tego potworka ... Przy czym zasady Biblii nie sa jakas tam propozycja... jedna z wielu . TO JEDYNA PROPOZYCJA . To jak prawa fizyki . Walczac z parwami fizyki powodujesz katastrofe i NIC WIECEJ !!!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:37, 10 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Synod biskupów: Europa traci swą chrześcijańską pamięć
Biskupi uczestniczący w synodzie w Watykanie na temat nowej ewangelizacji alarmowali, że Europa straciła swoją chrześcijańską pamięć. Mowa była też o dyskryminowaniu katolików, fałszywym obrazie wiary w mediach i nieskutecznym przekazie wiary.
Przewodniczący Rady Konferencji Biskupich Europy kardynał Peter Erdo z Węgier oświadczył na forum zgromadzenia: "Europa musi być ewangelizowana. Potrzebuje tego". Hierarcha przytoczył adhortację apostolską "Ecclesia in Europa", w której Jan Paweł II wyraził zaniepokojenie z powodu "zatracenia pamięci o chrześcijańskim dziedzictwie".
- Proces ten stał się jeszcze bardziej wyraźny w ostatnich latach. Mimo licznych radosnych doświadczeń, w większej części kontynentu szerzy się nieznajomość wiary chrześcijańskiej - powiedział kardynał Erdo. Następnie ocenił: "Wiele mass mediów rozpowszechnia obraz wiary chrześcijańskiej i historii, który niekiedy obfituje w kalumnie, dezinformując odbiorców zarówno w kwestii treści naszej wiary, jak i rzeczywistości Kościoła".
- Dechrystanizacji towarzyszą stałe ataki prawne, a nawet fizyczne przeciwko widocznemu okazywaniu wiary - stwierdził Przewodniczący Rady Konferencji Biskupich Europy. Powołał się na dane Europejskiego Obserwatorium Chrystianofobii, mówiące o przypadkach "dyskryminacji i przemocy wobec chrześcijan w prawie wszystkich krajach" kontynentu.
- Nierzadko zdarza się, że także sądy odmawiają pomocy chrześcijańskim ofiarom takich ataków - mówił kardynał Erdo. Tymczasem jego zdaniem Europejczycy "odczuwają głód i pragnienie wiary" z powodu niżu demograficznego i starzenia się populacji, a także w rezultacie kryzysu ekonomicznego oraz "osłabienia tożsamości kulturowej i religijnej".
Radio Watykańskie poinformowało o wystąpieniu prefekta Kongregacji Wychowania Katolickiego kardynała Zenona Grocholewskiego na synodzie. Jego zdaniem ewangelizacyjny kryzys Kościoła wynika z nikłej skuteczności przekazu wiary w katechizacji i na katolickich uczelniach.
- Trzeba postawić sobie pytanie, dlaczego wzrost liczby kościelnych instytucji oświatowych, w tym szkół wyższych, łączy się z kryzysem wiary. Dlaczego te ośrodki są tak mało skuteczne w przekazywaniu wiary, w ewangelizacji? - mówił kardynał Grocholewski. Wskazując przyczyny, powiedział między innymi: "Często budujemy naszą teologię tylko na studiach i wiedzy, a nie na kontakcie z Panem Bogiem".
- Żeby rzeczywiście znać Pana Boga, nie wystarczą studia, nie wystarczą zdolności akademickie, ale potrzeba kontaktu z Panem Bogiem. Jest to niezbędne, aby stać się prawdziwym ewangelizatorem w dzisiejszym świecie. Myślę, że gdyby wszystkie kościelne instytucje zdawały sobie sprawę z ważności kontaktu z Bogiem, to byłyby one bardziej skuteczne w dziele ewangelizacji - dodał polski kardynał, cytowany przez papieską rozgłośnię.
>>>>
I dlatego umiera ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 18:57, 19 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Szczyt UE o Noblu: Europa pozostanie
kontynentem dobrobytu i postępu
Przywódcy państw UE wyrażając zadowolenie z
przyznania Unii Europejskiej Pokojowej Nagrody
Nobla, podkreślili w deklaracji ze szczytu, że
"osobiście poczuwają się do zadbania, by Europa
pozostała kontynentem, na którym królują postęp
i dobrobyt".
......
Tak towarzysze . Widzimy kontynent glodobytu i ustepu ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 12:09, 21 Paź 2012 Temat postu: |
|
|
Gigantyczny "pomnik komunizmu" pełen tajemnic
700 architektów i 20 tys. robotników postawiło swoisty pomnik komunistycznemu dyktatorowi Rumunii Nicolae Ceausescu. 23 lata po jego śmierci Pałac Parlamentu wciąż góruje nad Bukaresztem. Dla jednych to symbol komunizmu, dla innych oznaka potęgi narodu.
To właśnie tam Europejska Partia Ludowa (EPL) zorganizowała w środę i czwartek swój kongres, na który zjechało ponad tysiąc delegatów, w tym polscy europosłowie z PO i PSL.
- Podobno ten budynek jest drugim budynkiem na świecie pod względem powierzchni, po Pentagonie – mówi eurodeputowany Andrzej Grzyb (PSL), który po raz pierwszy odwiedził pałac wiosną 1994 r. z polskim posłami i senatorami. Gmach był wciąż w budowie - Zewnętrznie cała konstrukcja już stała. Ale pałac nie był jeszcze wykończony; w jednym skrzydle widziałem jeszcze dźwigi – wspomina Grzyb.
Monumentalny, wysoki na ponad 80 metrów neoklasycystyczny pałac z białego marmuru ma powierzchnię 340 tys. metrów kwadratowych. Jego budowa trwała 13 lat, od 1984 r. Kosztowała ponad 3 mld euro. Gmach, wciąż nazywany "Domem Ludu", i wzniesiony w stylu nazwanym żartobliwie "neobabilońskim", stanowił uwieńczenie planów przebudowy centrum stolicy, dla których wysiedlono dziesiątki tysięcy ludzi. Jedną piątą starego Bukaresztu zrównano z ziemią, burząc m.in. sześć synagog i 19 cerkwi. - Bukareszt w pewnym momencie był nazywany "małym Paryżem", teraz już tego nie ma – ubolewa Carosela, dziennikarka rumuńskiej telewizji Antena 1.
W zamyśle Ceausescu budowla miała być siedzibą głównych organów państwa i jego własną. Po rewolucji pojawiły się jednak pomysły, by kojarzący się z dyktaturą pałac wyburzyć, a jeden z burmistrzów nawet zamierzał przekształcić olbrzymi gmach w kompleks kasyn, hoteli i sal widowiskowych.
Ostatecznie znalazły tam swoje miejsce m.in. obie izby parlamentu, trybunał konstytucyjny, międzynarodowe centrum konferencyjne, siedziba biura ochrony rządu, wydawnictwa urzędowe, a nawet muzeum sztuki współczesnej – wymienia Julia Garbacea z lokalnej telewizji. Świetnie zna historię budynku, w którym bywa codziennie od co najmniej sześciu lat.
Pałac ma 12 pięter oraz osiem podziemnych kondygnacji. - Arabski emir kiedyś powiedział mi, że choć w swoim kraju ma wiele budynków, to jego pałac nie jest tak wielki jak "Dom Ludu" i że nawet dla niego taka budowa byłaby zbyt kosztowna – opowiada Garbacea.
Ceausescu chciał zbudować coś wielkiego, by pokazać światu potęgę swojego reżimu – tłumaczy inna dziennikarka Elena.
Jak zauważa europoseł Grzyb, pałac miał być świadectwem talentów i umiejętności Rumunów. Podczas pierwszej wizyty wrażenie na polskim eurodeputowanym zrobiło to, że budynek został zaprojektowany przez architektów rumuńskich oraz wykonany z surowców pochodzących z kraju, m.in. z transylwańskich marmurów. - Kamienie i marmury są wszechobecne. Każda z sal jest indywidualnie zaprojektowana, łącznie z wystrojem, lampami, dywanami, meblami - wyjaśnia Grzyb. Bogato zdobione monumentalnymi rzeźbami sale z pozłacanymi sufitami kontrastują z przestrzennymi korytarzami. Zagranicznych gości dziwi, że na większości z nich można palić.
Według eurodeputowanego Jerzego Buzka (P0) ten "wielki i reprezentacyjny gmach" to przykład gigantyzmu, "który się zdarza w niektórych krajach".
- Bardzo dobrze się tu obraduje, jest dużo przestrzeni i miejsca do działania. Użyteczne jest to, że można jednocześnie prowadzić tu kilka kongresów – komentuje Buzek. - Na pewno gmach będzie stał setki lat - dodaje.
Europoseł Krzysztof Lisek (PO), który w budynku był już pięciokrotnie, wspomina, że za pierwszym razem zrobił on na nim wielkie wrażenie. - Ale jednocześnie wszyscy zastanawiali się, ile to mogło kosztować i komu to tak naprawdę służyło – wspomina.
Dziennikarka Elena twierdzi, że majestatyczny gmach nie jest lubiany przez Rumunów, którzy kojarzą go z okresem rządów dyktatora. - Ale skoro jest, to próbujemy utrzymać go w dobrym stanie – dodaje. Europoseł Grzyb wspomina, że w latach 90. słyszał sporo słów krytyki na temat pałacu. - Ale myślę, że teraz to się zmieniło, a budynek wpisał się w tożsamość Bukaresztu i całej Rumunii – dodaje Grzyb.
Pracującemu od lat w pałacu strażnikowi budynek nie kojarzy się z komunizmem. - To symbol państwa rumuńskiego. Tyle osób go budowało – tłumaczy.
Podczas pierwszych pięciu lat przy budowie dzień i noc pracowało tam 20 tys. robotników. Niektórzy stracili życie, gdy silny wiatr strącał ich z wielopiętrowych rusztowań - mówi Garbacea. Dodaje, że nie ma oficjalnych danych na ten temat. - Ceausescu nigdy nie przyznał, że ludzie giną podczas budowy jego pałacu - opowiada.
Wiele osób narzeka na warunki pracy w gmachu, m.in. ze względu na duże odległości i niefunkcjonalność. Choć oświetlany jest ok. 500 żyrandolami, to w środku brakuje naturalnego światła. - Ludzie nie lubią tu pracować. Tutejsi dziennikarze czasami dziennie pokonują po kilka kilometrów, przemieszczając się z głównych sal parlamentu do komisji znajdujących się po drugiej stronie budynku – mówi Garbacea. - Potrzeba trochę czasu, by wszystko znaleźć i zrozumieć, jak to funkcjonuje - zauważa Carosela. - Ja się tu źle czuję. Gmach jest zbyt wielki, zbyt przytłaczający – mówi europoseł Lisek.
Według Garbacei wiele pomieszczeń nie zostało wybudowanych do obecnych celów. - Sale nie są odpowiednio ogrzewane. Czasami jest duszno, boli od tego głowa – tłumaczy. - Śmiejemy się, że po całym dniu tutaj jesteśmy tacy bladzi, że wyglądamy jak ten marmur na ścianach – mówi.
Krytykowane są także wysokie koszty utrzymania gigantycznego pałacu. Garbacea przywołuje dane, z których wynika, że miesięcznie są one równe kosztom utrzymania jednego rumuńskiego miasta średniej wielkości.
Zdaniem polskich eurodeputowanych gmach wymaga odświeżenia i remontu. - Ale cofając się w czasie o 20 lat na pewno można sobie wyobrazić, że wtedy to był absolutny przepych i luksus - podkreśla Lisek. Europoseł Grzyb broni budynku. Choć widoczne są pewne "niedoróbki" to trzeba pamiętać, że "w polskim parlamencie też to się zdarzyło" - mówi.
Pałac, w którym w 2008 roku odbył się szczyt NATO, jest najbezpieczniejszym miejscem w całej Rumunii – twierdzi Garbacea. Dziennikarka w "Domu Ludu" przeżyła nawet trzęsienie ziemi. - Prawie go nie zauważyłam, choć w centrum miasta było ono bardzo odczuwalne - opowiada.
Plotka mówi, że w podziemiach znajduje się pomieszczenie, w którym Ceausescu chciał się schronić w przypadku ataku chemicznego. - Znamy też te plotki, że wewnątrz mógł nawet lądować helikopter. Nie wiem, czy to prawda, chyba Rumuni też tego nie wiedzą. Jednak znając fantazję pana Ceausescu można przypuszczać, że miał taki zamiar, nawet jeśli go nie zrealizował – żartuje europoseł Lisek.
......
Moloch zbudowany przez potwornych towarzyszy przydaje sie jak znalazl euro-towarzyszom . Tez ludowym. UE powinna sie nazywac Europejska Republika Ludowo-Demokratyczna . Taka jest ludowa jak i demokratyczna .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:08, 05 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Raport: media mało uwagi poświęcają wprowadzeniu euro w Polsce
Polskie media mało poświęcają uwagi wprowadzeniu euro w Polsce oraz funkcjonowania strefy euro w kontekście polskiej gospodarki - wynika opublikowanego w poniedziałek raportu "Wizerunek waluty EURO w polskich mediach elektronicznych".
Raport dotyczy badania mediów elektronicznych w okresie od 1 stycznia 2008 r. do 20 lipca 2012 r., został przygotowany dla Fundacji Schumana i Fundacji Konrada Adenauera.
"Analiza euro w mediach elektronicznych wskazała na pewne tendencje oraz braki w sposobie komunikowania polskiego społeczeństwa o walucie, strefie euro oraz perspektywach przyjęcia w Polsce wspólnej waluty (...) Jakościowa analiza wybranych artykułów, blogów i komentarzy z badanego okresu pokazuje stosunkowo małe zróżnicowanie przekazu w zakresie euro i strefy euro i zbyt mocne +bazowanie+ na doraźnej sytuacji, zwłaszcza zewnętrznej" - napisano w raporcie.
Renata Mieńkowska-Norkiene z Uniwersytetu Warszawskiego powiedziała podczas prezentacji raportu, że o wspólnej walucie mówi się głównie w kontekście kryzysu w Grecji i problemów strefy euro, co - jej zdaniem - oznacza, że przekaz na ten temat jest jednostronny.
Zdaniem prezes Polskiej Fundacji im. Roberta Schumana Anny Radwan niepewność na rynkach przekłada się na to, jak Polacy postrzegają euro. "Często słyszymy, że dzięki temu, że Polska pozostała +zieloną wyspą+, nie jesteśmy w strefie auro. To utrudnia debatę" - powiedziała.
Radwan wskazała, że przed przystąpieniem Polski do UE i tuż po tym ponad 50 proc. Polaków popierało przyjęcie euro, natomiast teraz poparcie to wynosi ok. 25 proc. Jej zdaniem debata na temat euro może mieć też istotny wpływ na podniesienie edukacji ekonomicznej Polaków, która jest na niskim poziomie.
Krzysztof Bień, redaktor naczelny portalu NBP obserwatorfinansowy.pl zwrócił uwagę, że Polacy są pod wpływem negatywnych informacji na temat euro, które są mediach. "Negatywne informacje lepiej się sprzedają, a w mediach elektronicznych przede wszystkim" - zaznaczył.
Obecny na konferencji Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha zwrócił uwagę, że jak się robi analizę dotyczącą sposobu informowania o euro, "to należy zadać sobie pytanie, co należy rozumieć przez informowanie obiektywne i rzetelne".
Zgodnie z informacją podaną w raporcie badanie tzw. retrospektywne objęło 81 tys. 342 publikacje, które ukazały się od 1 stycznia 2008 r. do 31 marca br. Największą ich część stanowiły informacje o charakterze newsów, a w dalszej kolejności blogi. Badanie tzw. prospektywne objęło 4 tys. 286 publikacji, które ukazały się od 20 kwietnia br. do 20 lipca br. 93 proc. publikacji stanowiły informacje.
>>>>
Towarzysze zaniepokojeni ,,informowaniem'' . Za Mao usmiechnietych ludzi chwalcych euro w mediach ... Ze zycie ich stalo sie lekkie i przyjemne . Zwlaszcza trzeba takich z Grecji Hiszpanii Portugalii pokazywac .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:58, 06 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Trybunał Obrachunkowy: prawie
4 proc. budżetu UE błędnie
wydane
Prawie 4 proc. środków z unijnego
budżetu w 2011 r. zostało błędnie
wydane - oszacował Europejski
Trybunał Obrachunkowy.
Wtorkowy raport w tej sprawie
zaprezentowany w Brukseli
odczytywany jest jako kolejny
argument za cięciami w unijnej
kasie.
Europejski Trybunał
Obrachunkowy, który jest
odpowiedzialny za kontrolę
finansów instytucji UE, obliczył, że
3,9 proc. środków z kasy unijnej
w 2011 r. było wydanych
niewłaściwie. Oznacza to, że
błędnie wydano około 5 mld ze
129,4 miliardów euro z
zeszłorocznego budżetu UE.
Do błędów w płatnościach
dochodzi, gdy beneficjenci, na
przykład rolnicy, nie przestrzegają
podjętych zobowiązań
środowiskowych, inwestorzy nie
stosują się do zasad udzielania
zamówień publicznych, a ośrodki
badawcze wnioskują o zwrot
kosztów niezwiązanych z
projektami finansowanymi ze
środków UE.
W najbardziej narażonej na błędy
polityce "Rozwój obszarów
wiejskich, rybołówstwo i zdrowie"
nieprawidłowości wskazano w 7,7
proc. wydatków; w mniejszym
stopniu błędy wystąpiły w
dopłatach bezpośrednich (wyniosły
2,9 proc. płatności). W raporcie
podano przykładowy błąd w
funduszach rolnych: hodowcy
przyznano premię specjalną za 150
owiec, jednak podczas kontroli na
miejscu okazało się, że w ogóle nie
miał on owiec. Rolnicy zawyżają
również powierzchnie gruntów
przy ubieganiu się o dopłaty.
W przypadku "Polityki regionalnej,
energii i transportu", poziom
błędu szacowany jest na 6 proc.
Trybunał stwierdził m.in. przypadki
poważnych naruszeń przepisów
dotyczących zamówień
publicznych. Występowały one w
jednej czwartej skontrolowanych
transakcji.
"To właśnie w tych obszarach
zdaniem Trybunału państwa
członkowskie nie wywiązują się w
pełni ze swoich obowiązków. Jeśli
chodzi o zarządzanie środkami UE
i kontrolę nad nimi, organy
krajowe powinny wykazać się
większym zaangażowaniem,
ponieważ to one w pierwszej
kolejności i w głównej mierze są
odpowiedzialne za ochronę
interesów finansowych obywateli
UE" - oświadczył prezes
Europejskiego Trybunału
Obrachunkowego Vitor Caldeiry.
Zwracając uwagę na fakt, że z
powodu kryzysu finanse publiczne
w Europie są pod ogromną presją,
prezes podkreślił, że jest
możliwość bardziej wydajnego i
lepiej ukierunkowanego
wydatkowania środków UE.
Szacowany poziom błędu dla
budżetu UE zwiększa się od trzech
lat. W 2009 r. wynosił 3,3 proc.,
w 2010 3,7 proc., by w 2011 r.
osiągnąć 3,9 proc.
Rzeczniczka Komisji Europejskiej
ds. podatków i audytów Emer
Traynor mówiła na wtorkowej
konferencji prasowej, że KE ma
mechanizmy, które pozwalają jej
odzyskać nieprawidłowo
wydatkowane pieniądze. "Te środki
nie powinny być postrzegane jako
stracone" - zapewniała.
Ogólną odpowiedzialność za
wykonanie budżetu UE ponosi
Komisja Europejska, jednak to
państwa członkowskie odgrywają
kluczową rolę w zarządzaniu 80
proc. funduszy unijnych oraz ich
kontroli. W sprawozdaniu za 2011
r. nie wskazywano, które z krajów
mają najsłabsze wyniki.
Jak podkreśla Reuters wykazane
nieprawidłowości w wydatkowaniu
unijnych funduszy to "amunicja"
dla tych, którzy chcą zastopować
wzrost nowego wieloletniego
budżetu UE na lata 2014-2020. Za
cięciami opowiadają się płatnicy
netto, np. Wielka Brytania i
Niemcy. Przeciwko ograniczaniu
wydatków jest m.in. Polska, która
jest największym beneficjentem
polityki spójności UE. Kluczowy
szczyt w sprawie nowego budżetu
odbędzie się w Brukseli 22-23
listopada.
......
Taa 4 % Chyba tylko brak przecinkow liczyli ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:53, 14 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Przez Europę przetacza się fala protestów przeciwko oszczędnościom
W wielu krajach Europy, w tym w Polsce, zorganizowano demonstracje, strajki i pikiety w proteście przeciw wymuszonej kryzysem polityce cięć w polityce socjalnej. W niektórych państwach, np. Danii, odzew na apel o strajki okazał się raczej umiarkowany.
W odpowiedzi na obniżający się standard życia wielu Europejczyków, a także wysokie bezrobocie, Europejska Konfederacja Związków Zawodowych (ETUC) wezwała związkowców do protestów przeciw drakońskim oszczędnościom.
W Portugalii i Hiszpanii trwają strajki generalne.
W Portugalii do 24-godzinnego protestu przyłączyli się w pierwszej kolejności strażacy oraz pracownicy metra, kolei i promów na rzece Tag w aglomeracji stołecznej. Ograniczono ruch pociągów podmiejskich oraz dalekobieżnych. Do strajku przystąpili pracownicy lotnisk oraz załoga największego portugalskiego przewoźnika, spółki TAP. Według rzecznika z zaplanowanych 360 lotów dojdzie do skutku zaledwie połowa.
Stopa bezrobocia w Portugalii wyniosła rekordowe 15,8 proc. w III kwartale 2012 r. - podał w środę Krajowy Instytut Statystyczny w Lizbonie. W poprzednim kwartale bezrobocie wyniosło 15 proc., a w III kwartale 2011 roku - 12,4 proc.
W Hiszpanii główna centrala związkowa UGT podała, że w akcji uczestniczy niemal 100 proc. zatrudnionych w przemyśle motoryzacyjnym, energetycznym, stoczniowym i budowlanym.
- To strajk (...) wymierzony w politykę samobójczego i antyspołecznego rządu - powiedział przywódca związku zawodowego CCOO Ignacio Fernandez Toxo.
W Barcelonie grupy związkowców podpalały opony przed wejściem na rynek handlu hurtowego Mercabarna. W Madrycie setki młodych ludzi już od północy przy dźwiękach syren i gwizdków blokowały główne arterie; w ciągu dnia doszło tam do starć z policją. Według MSW zatrzymano 42 osoby, a 15 odniosło lekkie obrażenia w starciach.
Pod koniec dnia w Madrycie planowane są dwie wielkie manifestacje - jedna zwołana przez związkowców, a druga z inicjatywy ruchu oburzonych. W kraju utrzymany jest minimalny poziom usług w transporcie.
Protesty nie ominęły także Włoch, gdzie zorganizowano około 100 demonstracji. Obok młodzieży szkolnej i uniwersyteckiej uczestniczyli w nich również pracownicy budżetówki, między innymi transportu i służby zdrowia.
W Rzymie i Mediolanie doszło w środę do starć manifestujących uczniów i studentów z policją. Kamieniami i farbami obrzucono witryny banków, interweniowały siły policji. W Turynie wraz z młodzieżą szli w pochodzie nauczyciele. Niektórzy jego uczestnicy rzucali jajkami i świecami dymnymi.
W Grecji związkowcy o godz. 11 czasu polskiego na trzy godziny odeszli od stanowisk pracy. Na czas strajku zamknięte są szkoły i ministerstwa, a dziennikarze nadają tylko wiadomości dotyczące protestów odbywających się tego dnia w Europie.
Według organizatorów strajk nie odbije się na transporcie lotniczym i promowym w Grecji; także pociągi i autobusy mają kursować normalnie. W centrum Aten planowana jest demonstracja przeciw rządowej polityce drakońskich oszczędności.
Z kolei w Belgii trwa 24-godzinny strajk pracowników kolei, który doprowadził do wstrzymania wielu połączeń krajowych i zagranicznych. Nie kursuje m.in. pociąg dużych prędkości między Belgią a Niemcami, a na trasach łączących Belgię z Francją i Holandią spodziewane są opóźnienia.
W środę rano w Walonii na południu kraju nastąpił całkowity paraliż transportu kolejowego, a we Flandrii kursują tylko nieliczne pociągi. W stolicy kraju, Brukseli, tramwaje i autobusy nie wyjechały z zajezdni.
Choć związkowcy w Holandii nie strajkują, kraj ten odczuwa skutki protestów w innych krajach. Amsterdamskie lotnisko Schiphol odwołała 10 lotów z i do Hiszpanii. Krajowy przewoźnik kolejowy ostrzega przed odwołanymi kursami pociągów i opóźnieniami. Anulowano m.in. kursy pociągów dużych prędkości do Paryża i do Paryża.
W krajach, które nie odczuwają skutków kryzysu równie boleśnie co Hiszpania czy Grecja, apel ETUC spotkał się z umiarkowanym odzewem.
- Dotychczas w Niemczech odbyły się raczej symboliczne pikiety, ponieważ udało nam się uniknąć kryzysu - ocenił Michael Sommer, szef głównej centrali związkowej w Niemczech.
W Danii do skutku nie doszły żadne protesty ze względu na dobre relacje między pracodawcami a związkami zawodowymi. - Pracodawcy mówią tym samym językiem co my (związkowcy), rozumiemy wzajemne potrzeby i postulaty - podkreślił emerytowany pracownik Joergen Frederiksen.
W środę w wielu krajach, w tym w Polsce, trwa europejski dzień akcji związków zawodowych i solidarności na rzecz kontraktu socjalnego dla Europy.
>>>>
Tak tonie UE !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 22:23, 17 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
W Europie wrze. Tysiące ludzi na ulicach
W wielu krajach Europy doszło w sobotę do protestów i antyrządowych wieców. Tysiące ludzi wyszły na ulice m.in. w Hiszpanii, w Czechach i na Słowacji.
Demonstracje w Czechach, fot. AFP
Protest policjantów w Hiszpanii
Ponad pięć tysięcy policjantów przybyłych z całej Hiszpanii manifestowało w sobotę w centrum Madrytu, by wyrazić sprzeciw wobec kroków oszczędnościowych, które przyniosły zamrożenia i cięcia płac i świadczeń socjalnych w policji.
"Obywatele, przepraszamy was za to, że nie aresztowaliśmy tych, którzy naprawdę są odpowiedzialni za kryzys: bankierów i polityków" - głosiło hasło w pochodzie policjantów, którzy przemaszerowali pod ministerstwo spraw wewnętrznych. Protest zwołały policyjne związki zawodowe SUP.
Przedstawiciel związku Jose Maria Benito ogłosił, że celem protestu jest przekazanie władzom, iż "bezpieczeństwo powinno być ich priorytetem". - Żyjemy w burzliwych dla społeczeństwa czasach i potrzebujemy adekwatnej odpowiedzi policji - wskazał.
- Co roku na emeryturę odchodzi 1200-1500 policjantów, a przyjmowanych jest na służbę 125. To znaczy, że Hiszpania będzie w przyszłości mniej bezpieczna, a przestępstw będzie więcej - mówił cytowany przez agencję AFP Jose Maria Sanchez Fornet.
36-letnia policjantka z miasta El Ferrol w północno-zachodniej Hiszpanii przekonywała, że funkcjonariusze na skutek cięć w ich płacach i świadczeniach stracili miesięcznie około 300 euro. Ona sama zarabia dziś 1450 euro, a zaczynała od 1500 euro, gdy przyszła przed dziesięciu laty na służbę.
- To my, funkcjonariusze, ponosimy wszystkie konsekwencje kryzysu - powiedział Antonio Perez, policjant z Madrytu z 33-letnim stażem. - Problem polega na tym, że zabierają nam pieniądze po to, by dać je innym - regionom autonomicznym albo bankom - przekonywał.
- Jeśli kraj funkcjonuje źle, to jest to wyłącznie z powodu polityków - powiedział Juan Manuel Aguado Torres, 60-letni policjant z Granady, cytowany przez AFP.
Naciskany przez partnerów w Unii Europejskiej rząd pogrążonej w kryzysie Hiszpanii musi do 2014 roku znaleźć oszczędności wynoszące 150 miliardów euro. Bezrobocie w kraju wzrosło do ponad 25 procent.
W środę odbył się w Hiszpanii drugi od początku roku strajk generalny, zwołany w proteście przeciw cięciom budżetowym.
Antyrządowe wiece w rocznicę aksamitnej rewolucji
Dziesiątki tysięcy Czechów i Słowaków wzięły udział w sobotnich, antyrządowych wiecach w 23. rocznicę aksamitnej rewolucji, która obaliła komunizm w ówczesnej Czechosłowacji. Żądano przywrócenia demokratycznych wartości i odejścia skompromitowanych polityków.
Manifestacja pod hasłem "Demokracja wygląda inaczej" zgromadziła w centrum Pragi, na Placu Wacława, około 20 tysięcy Czechów. Pochód, zorganizowany przez związkowców oraz inicjatywę obywatelską "Stop rządowi", do których przyłączyły się organizacje obywatelskie, liderzy lewicowej opozycji i uczestnicy aksamitnej rewolucji przeszedł trasą marszu studentów sprzed 23 lat, z Placu Wacława do Narodni Trzidy (Alei Narodowej). Niesiono transparenty z hasłami przeciwko "oszczędnościowemu programowi rządu". Na czele pochodu powiewały czerwone flagi.
- Rząd Petra Neczasa jest najgorszy od czasów aksamitnej rewolucji. Zrujnował Czechy. Zachowuje się arogancko, nie konsultuje reform ze społeczeństwem, ignoruje związkowców, jest skorumpowany, rozkrada majątek narodu. On nie powinien ustąpić! Powinien uciekać, gdzie pieprz rośnie ! - grzmiał z trybuny przewodniczący czeskich związkowców Jaroslav Zavadil.
Protesty pod hasłami: "Stop dla rządu!", "Dokończymy rewolucję" i "Demokracja wygląda inaczej" odbyły się także w Ostrawie, Brnie i innych miastach.
Jubileusz aksamitnej rewolucji usiłowali wykorzystać prawicowi ekstremiści z Partii Robotniczej. Ponad 300 aktywistów zgromadziło się w pobliżu Teatru Narodowego i przemaszerowało przez Most Karola. Policja otoczyła demonstrantów kordonem.
Podobne manifestacje związkowcy zorganizowali na Słowacji: w Bratysławie, Żylinie, Koszycach, Novych Zamkach, Popradzie i Bańskiej Bystrzycy - Obiecywano nam lepsze życie. A po 23 latach harówki doczekaliśmy się głodowych emerytur i rozkradania państwowego majątku - twierdzili z goryczą uczestnicy wieców.
Tymczasem w sąsiedniej Słowacji lewicowy rząd premiera Roberta Fico nie zorganizował oficjalnych uroczystości. Akcję wspomnieniową przeprowadzili jedynie w Teatrze Narodowym w Bratysławie liderzy prawicowej opozycji. Premier, który przed rokiem powiedział, że "w 1989 roku aksamitnej rewolucji nawet nie zauważył", wyjaśnił, że "ma wiele pilnych zajęć biurowych".
Natomiast przewodniczący parlamentu Pavol Paszka, który przed rokiem ujawnił, że "podczas aksamitnej rewolucji wykładał kafelkami łazienkę", w tym roku "poświęcił wolny czas rodzinie".
W przeddzień aksamitnej rewolucji aktywiści organizacji obywatelskiej "Nieznani bohaterowie" otworzyli w jednej z sal bratysławskiej Wyższej Szkoły Zdrowia św. Elżbiety "Muzeum Zbrodni i Ofiar Reżimu Komunistycznego". Przewodniczący organizacji Frantiszek Neupauer powiedział, że celem ekspozycji jest "pokazanie losów 70 tysięcy słowackich więźniów politycznych, którzy zostali zrehabilitowani po roku 1989".
Słowacki dziennik "SME" ostrzegł, że Słowacy zapominają o aksamitnej rewolucji. W podręcznikach dla gimnazjalistów wydarzeniom 1989 roku poświęcona jest zaledwie jedna strona. - Co czwarty maturzysta nie wie, czym była praska wiosna – twierdzi Branislav Poliaczik ze szkoły w Zvoleniu.
Tysiące zwolenników lewicy żądały na wiecu odejścia rządu
Tysiące zwolenników lewicy wyszły w sobotę na ulice stolicy Bułgarii w proteście przeciw redukcji wydatków na cele socjalne w budżecie na 2013 rok i z żądaniami odejścia centroprawicowego rządu premiera Bojko Borysowa.
Na placu przed katedrą Aleksandra Newskiego niedaleko parlamentu zebrały się tysiące ludzi - 20 tysięcy według organizatorów, około 10 tysięcy według mediów. Opozycyjna Bułgarska Partia Socjalistyczna zwołała wiec pod hasłem "Połóżmy kres katastrofie zwanej GERB". Partia GERB - Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii - rządzi Bułgarią od lipca 2009 roku.
Na wiecu kierowano pod adresem rządu dwa hasła: "Dymisja" i "Mafia".
- Coraz więcej ludzi protestuje przeciw rosnącemu bezrobociu, cięciom socjalnym, autorytarnym rządom GERB i oligarchicznej władzy – oznajmił poseł lewicy Janaki Stoiłow. - Powinniśmy zwalczać neoliberalną politykę i wyprowadzić kraj na drogę rozwoju - zaapelował.
Według lidera lewicy Sergieja Staniszewa rządy Borysowa doprowadziły kraj i ogromną większość obywateli do głębokiego kryzysu i skompromitowały się w wyniku niekończących się skandali i afer. - Krajowi potrzebny jest rząd odpowiedzialności narodowej – oznajmił Staniszew.
Ostatnie sondaże odzwierciedlają poważny spadek poparcia dla gabinetu Borysowa i jego partii. W październiku prawie połowa Bułgarów (45 proc.) oświadczyła, że odnosi się negatywnie do centroprawicowego rządu. Jego działalność aprobowało 18 proc. ankietowanych, a 70 proc. nie aprobowało polityki gospodarczej, socjalnej, dotyczącej ochrony zdrowia oraz dochodów.
Główne przyczyny tych nastrojów to zamrożone od trzech lat emerytury, świadczenia socjalne i część dochodów, co sprawia, że Bułgaria jest na ostatnim miejscu w UE pod względem dochodów, a także znaczny wzrost cen w ostatnich miesiącach - zarówno paliw, jak i prądu czy żywności.
Lewica, która cieszy się poparciem rzędu 20-23 proc., ogłosiła, że od sobotniego wiecu zaczyna mobilizację przed wyborami parlamentarnymi, które mają się one odbyć w lipcu przyszłego roku.
Wielotysięczny protest przeciwko cięciom budżetowym
Tysiące Słoweńców - według organizatorów nawet 30 tys. - wzięło udział w sobotę w proteście przeciwko rządowej polityce oszczędności. Związki zawodowe nazwały tę politykę "neoliberalnym wirusem szerzącym się w Europie".
Dwumilionowa Słowenia w 2007 roku przyjęła euro. Ze względu na jej uzależnienie od eksportu mocno uderzył ją globalny kryzys finansowy i gospodarczy. Zadłużenie kraju wzrosło z 21,9 proc. PKB w 2008 r. do ponad 47 proc. PKB w roku ubiegłym. Powodem były niskie podatki dochodowe oraz wysokie wydatki z budżetu.
Według organizatorów na głównym placu Lublany zebrało się w sobotę 30 tys. ludzi. "Domagamy się, by rząd odrzucił tego neoliberalnego wirusa, który szerzy się po Europie. Reformy muszą być w zgodzie z potrzebami obywateli, a nie po linii oczekiwań tych w Brukseli" - zwrócił się do tłumu Duszan Semolić, przewodniczący największego związku zawodowego ZSSS.
W demonstracji licznie uczestniczyli studenci i emeryci, protestując przeciwko cięciom wydatków na szkolnictwo, podwyżkom podatków i obniżkom emerytur.
W tym roku centroprawicowy rząd Janeza Janszy obniżył mniej więcej o 3 proc. pensje w sektorze publicznym. W przyszłym roku planuje kolejną 5-procentową obniżkę, tak aby zredukować deficyt budżetowy do 3 proc. PKB w 2013 roku, z 4,2 proc. oczekiwanych w roku bieżącym.
Rząd planuje także podniesienie od stycznia wieku emerytalnego, wprowadzenie zmian umożliwiających bardziej elastyczne zatrudnianie i zwalnianie pracowników oraz zredukowanie zasiłków dla bezrobotnych.
Oczekuje się, że w tym roku słoweńska gospodarka skurczy się o 2 proc., a w przyszłym - o kolejne 1,4 proc. PKB.
....
Tym razem to nie noliberalizm a starokomunizm . Czyli euro .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 15:37, 18 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Ameryka Łacińska krytykuje UE za politykę zaciskania pasa
Przywódcy krajów Ameryki Łacińskiej skrytykowali w sobotę na szczycie państw iberoamerykańskich w hiszpańskim Kadyksie lansowaną przez UE politykę drastycznych oszczędności jako instrument w walce z zadłużeniem.
Zaufania nie da się zbudować nawołując wyłącznie do wyrzeczeń - powiedziała prezydent Brazylii, Dilma Rouseff, na zakończenie dwudniowego spotkania. Wiceprezydent Argentyny Amado Boudou wyraził obawę, że twardy kurs oszczędnościowy koliduje z wyznaczonym celem - wzrostem gospodarczym.
....
Co tam ludzie grunt to urzedasi ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:47, 02 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Stiglitz: Europa głównym zagrożeniem dla światowej gospodarki w 2013 r.
Europa będzie stanowić główne zagrożenie dla światowej gospodarki w 2013 roku - ocenił w komentarzu dla niemieckiego dziennika "Handelsblatt" amerykański ekonomista Joseph Stiglitz i laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii z 2001 roku.
Wskazał na trudności ekonomiczne Hiszpanii i Grecji, które, według niego, znajdują się "w depresji i nie widać żadnych oznak wyjścia".
Amerykański ekonomista wyraził opinię, że pakt fiskalny "nie jest rozwiązaniem" trwającego od wielu miesięcy kryzysu w strefie euro. Ocenił też, że skupowanie obligacji państwowych przez Europejski Bank Centralny (EBC) może być jedynie "tymczasowym środkiem zaradczym".
"Jeśli EBC nadal będzie uzależniał finansowanie od polityki oszczędności, to tylko pogłębi to stan chorobowy" - napisał Stiglitz. Według niego europejscy politycy nie doszli do porozumienia w sprawie planu wzrostu dla krajów strefy euro, pogrążonych w kryzysie ekonomicznym.
Nie wykluczył, że w 2013 roku dojdzie do kolejnych turbulencji w strefie euro.
>>>>
Slusznie . Zombiaka o nazwie UE trzeba zlikwidowac JAK NAJSZYBCIEJ . Czas dziala NA NIEKORZYSC !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 20:33, 12 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
Komisarz Tajani prosi ArcelorMittal o wstrzymanie zwolnień w UE
Zwracam się do ArcelorMittal, by wstrzymał się z decyzjami o zamykaniu hut i zakładów do czasu zapoznania się z planem KE, którego celem jest ochrona sektora stalowego - zaapelował we wtorek komisarz UE ds. przemysłu Antonio Tajani. Plan ma być gotowy do lata.
Dotknięte zwolnieniami w zakładach stalowego giganta są m.in. we Francji, Belgii i Luksemburgu.
"Zwracam się do ArcelorMittal, by przełożył swoje decyzje o zamykaniu hut i zakładów przynajmniej do czasu zaakceptowania przez Komisję (Europejską) planu działań, ponieważ jestem przekonany, że możemy znaleźć rozwiązanie, by obronić przemysł stalowy w Europie" - powiedział Tajani w Brukseli otwierając spotkanie grupy wysokiego szczebla poświęcone przyszłości sektora stalowego w Europie i przygotowaniu planu KE w tym zakresie. Tajani wyraził nadzieję, że propozycja KE będzie gotowa do lata.
Tajani przyznał, że europejski przemysł stalowy otrzymał "ciężki cios" w związku z kryzysem i wyraził obawę, że będzie on przenosił się poza UE, gdzie nie obowiązują m.in. obostrzenia środowiskowe. Dlatego - uzasadniał - KE chce wyjść z planem na rzecz ochrony sektora. "Stal była w sercu integrującej się Europy, odgrywa kluczową rolę w jej historii i jest ważna dla jej przyszłości" - przekonywał Tajani. Podkreślił, że w sektorze zatrudnienie znajduje 360 tys. osób.
Rzecznik KE Olivier Bailly zapowiedział we wtorek, że Komisja chce przedstawić plan działań dla sektora stalowego w Europie w czerwcu. "Przemysł stalowy to specyficzny sektor, który stoi w obliczu bardzo specyficznych wyzwań i musimy się do nich odnieść" - powiedział.
Pracom nad tym planem poświęcona była kolejna runda rozmów "okrągłego stołu" w sprawie sektora stalowego, które odbyły się we wtorek w Brukseli. W rozmowach uczestniczyli przedstawiciele 11 krajów UE, w tym Polski, reprezentanci przemysłu stalowego oraz partnerów społecznych. Europejski przemysł stalowy to około 500 fabryk, w których pracuje 360 tysięcy ludzi.
Apel Tajaniego jest odpowiedzią na prośbę francuskiego rządu. Obecny w Brukseli minister ds. reindustrializacji Arnaud Montebourg dziękował komisarzowi za wysłany wcześniej list z apelem do ArcelorMittal, infrmując jednocześnie, że koncern zareagował nań krytycznie.
"Zaprotestowali, wskazując, że to nie do Komisji Europejskiej ani do krajów członkowskich należy mieszanie się w sprawy niezależnego przedsiębiorstwa" - powiedział minister. Wyraził przy tym przekonanie, że ArcelorMiottal jest w błędzie, bowiem skoro korzysta z publicznych subsydiów, to władze mają prawo wglądu w jego działalność.
W Polsce działa spółka ArcelorMittal Poland, do której należy ok. 70 proc. potencjału produkcyjnego polskiego przemysłu hutniczego. W skład firmy wchodzi pięć hut: w Krakowie, Dąbrowie Górniczej, Sosnowcu, Świętochłowicach i Chorzowie. Do koncernu należą też Zakłady Koksownicze Zdzieszowice, czyli największy producent koksu w Europie. ArcelorMittal Poland zatrudnia ponad 12 tys. osób, a wraz ze spółkami zależnymi - ponad 15 tys. Od 2004 r. ArcelorMittal zainwestował w Polsce blisko 5 mld zł.
Lakshmi Mittal, właściciel i prezes koncernu, ocenia, że sytuacja w tym sektorze w 2013 r. nadal będzie trudna, szczególnie w Europie. W skali globalnej spodziewa się wzrostu zużycia stali na poziomie 2-3 proc.
...
Zachod pada . A bydlaki Warszawki zdazyly im oddac nasz stal .Tfu !!!
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:59, 21 Lut 2013 Temat postu: |
|
|
ESA: Europa musi mieć zdolność wykrywania małych asteroid
- Europa, aby chronić swych mieszkańców, musi wyposażyć się w specjalną sieć obserwacyjną, zdolną do wykrywania małych asteroid zagrażających Ziemi - oceniła Europejska Agencja Kosmiczna (ESA), która rozpoczęła prace nad takim projektem.
- Na razie wykryto głównie największe obiekty. Zidentyfikowanych zostało już około 99 proc. dużych asteroid, o średnicy ponad 1 km - przypomina Nicolas Bobrinsky z ESA.
Jego zdaniem "niebezpieczeństwo nadchodzi jednak ze strony małych asteroid, zdecydowanie bardziej licznych".
- W przypadku zderzenia (z Ziemią) mogą one powodować duże szkody - podkreśla, zwracając uwagę na to, jakie spustoszenie wywołał niedawno meteoroid o średnicy 17 m w Czelabińsku. Wskutek deszczu meteorytów, który spadł w ubiegły piątek nad Uralem, ponad 1100 osób zostało rannych.
- Jeśli mamy do czynienia z obiektem o średnicy 50 m i masie pomnożonej przez 20 lub 30, otrzymujemy olbrzymią energię - wskazał Bobrinsky.
Asteroida oznaczona symbolem 2012 DA14, która w zeszłym tygodniu przeleciała w odległości 27 600 km od Ziemi, miała średnicę ok. 45 m i masę 135 tys. ton.
Według Bobrinsky'ego około miliona asteroidów o średnicy 50 m lub większej znajduje się w naszym układzie słonecznym, a mniej niż 10 tys. to asteroidy mogące przeciąć orbitę Ziemi. - Oznacza to, że większość obiektów (...) nie została wykryta i jest w tej mierze do zrobienia kolosalna praca - podkreślił Bobrinsky, który jest odpowiedzialny w ESA za rozpoczęty pod koniec 2008 r. program monitorowania sytuacji w przestrzeni kosmicznej (SSA).
Żeby lepiej obserwować i śledzić te mające przeciąć orbitę Ziemi obiekty, rozpoznać ich naturę, trajektorię lotu i ewentualne zagrożenie dla Ziemi, ESA uruchomi 22 maja w Rzymie specjalne centrum koordynacji.
Program SSA przede wszystkim rozpocznie prace nad rozwijaniem prototypu nowatorskiego teleskopu. ESA chce również umieścić zautomatyzowaną sieć swoich teleskopów zdolnych obserwować niebo w celu wykrycia zagrażających asteroid.
Jak kwituje Bobrinsky, głównym celem projektu jest "możliwość wykrycia ponad 50-metrowych obiektów na trzy miesiące wcześniej", co "da czas na odpowiednie reagowanie", jak np. ewakuację zagrożonych terenów.
....
Chcialo by sie uniknac kary z grzechy ! To trzeba zyc porzadnie a nie czynic zlo i wymyslac ,,systemy ochronne" .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:13, 01 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Europejczycy zmieniają plany wakacyjne w związku z kryzysem
Trzy czwarte Europejczyków wybierają się w tym roku na wakacje, ale 34 procent musiało zmienić plany urlopowe w związku z trudną sytuacją gospodarczą. Takie są wyniki Eubarometru, badania opinii publicznej.
Najwięcej osób ze zmienionymi planami wakacyjnymi jest w Grecji i Irlandii - ponad połowa. Problemy finansowe zmusiły też do zmiany decyzji Rumunów, Włochów, Węgrów, Cypryjczyków, Hiszpanów i Portugalczyków. Takich kłopotów nie mieli natomiast w większości mieszkańcy Niemiec i Austrii - tylko 14 procent przyznało, że zdecydowało się wybrać tańszy wariant wakacyjny, czyli krótsze wakacyjne w kraju. Podobnie jak mieszkańcy Danii, Szwecji, Finlandii i Holandii.
Sondaż potwierdził więc podział Europy na bogatszą północ i biedniejsze południe. Jeśli chodzi o Polskę, to 35 procent rodaków deklarowało, że zmieniło plany wakacyjne w związku z kryzysem. Nie musiało tego robić czterech na dziesięciu Polaków, natomiast w ogóle na wakacje nie wybiera się 15 procent, reszta jeszcze nie podjęła decyzji.
....
To juz koniec . UE zamordowala Europę .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:23, 18 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Mandeng: MFW stracił swoją niezależność
Dając się wciągnąć w ratowanie strefy euro wraz z pozostałymi członkami trojki (EBC, KE) Międzynarodowy Fundusz Walutowy stracił niezależność. By się ratować, musi opuścić trojkę - pisze na łamach "Financial Times" były pracownik MFW, Ousmene Mandeng.
- Jest wiele ofiar kryzysu strefy euro, ale o jednej z nich wspomina się rzadko: MFW. Został on (...) wykorzystany jako przykrywka dla europejskich polityków i stracił niezależność - pisze Mandeng w komentarzu dla czwartkowego "FT".
MFW powstał jako instytucja technokratów i jako taki został zaangażowany w ratowanie Europy; - Uznano, że potrzebny był neutralny mediator, by rozwiązać problemy strefy euro. Zakładano, że oceniając sytuację peryferyjnych krajów eurolandu, jako instytucja z zewnątrz, MFW będzie mniej uprzedzony niż np. kanclerz Niemiec czy Komisja Europejska - wyjaśnia były ekspert MFW, który uważa, że Fundusz, który z założenia powinien pozostać apolityczny znalazł się pod presją polityków.
Niezależność Funduszu od jakiegokolwiek regionu świata czy mocarstwa była podstawą efektywnego działania tej instytucji i ma dla niej zasadnicze znaczenie. Zatem fakt, że decyzje w sprawie programów ratunkowych wspieranych finansowo przez MFW podejmowane są we Frankfurcie, Berlinie czy Brukseli powinny głęboko niepokoić członków MFW. - Tymczasem KE i Europejski Bank Centralny, które nawet nie należą do Funduszu tworzą wraz z MFW trojkę, która organizuje pakiety ratunkowe dla krajów strefy euro - pisze Mandeng.
- Fundusz nie może być postrzegany jako neutralny i zarazem służyć bezpośrednio interesom strefy euro. Ponadto istnieje ryzyko, że zaangażowanie MFW w ratowanie unii walutowej zniszczy wiarygodność Funduszu - ostrzega Mandeng i sugeruje rozwiązanie: "By się uratować, MFW musi opuścić trojkę".
Również w czwartek "New York Times" napisał, że kryzys umocnił międzynarodową pozycję MFW i jego dyrektor wykonawczej, Christine Lagarde.
...
O juz tak . Biedny wykorzystany MFW .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:34, 18 Kwi 2013 Temat postu: |
|
|
Szef Bundesbanku ostrzega, że kryzys potrwa jeszcze 10 lat
Szef banku centralnego Niemiec Jens Weidmann ostrzegł w wywiadzie udzielonym "Wall Street Journal", że kryzys zadłużenia Europy może potrwać jeszcze dekadę, dodając, że jedynym rozwiązaniem problemów UE jest przeprowadzenie głębokich reform strukturalnych.
Trwałym rozwiązaniem problemu zadłużenia w Europie nie jest poleganie na interwencjach Europejskiego Banku Centralnego, lecz głębokie reformy strukturalne - uważa szef Bundesbanku.
- Wychodzenie z kryzysu i radzenie sobie z jego skutkami pozostanie poważnym wyzwaniem jeszcze przez dekadę - powiedział Weidmann w rozmowie z nowojorskim dziennikiem finansowym.
...
Znaczy sie UE pociagnie jeszcze 10 lat ?! Pesymista ! Nie sadze abysmy doswiadczyli tak dlugiego koszmaru !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 17:23, 02 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Niemieccy związkowcy: nie można prowadzić w Europie polityki oszczędnościowej do upadłego
Niemieckie związki zawodowe (DGB) domagają się odejścia od kursu oszczędnościowego w Europie. Przewodniczący DGB ostro zaatakował kanclerz Merkel.
Nie można prowadzić w Europie polityki oszczędnościowej do upadłego, powiedział szef DGP Michael Sommer na pierwszomajowej manifestacji związkowców w Monachium. - Istnieje alternatywa do dyktatu oszczędnościowego a la Merkel - wyraził się dosłownie Sommer. Jednocześnie wezwał do nałożenia większych obowiązków na bogatych i zamożnych. Konstytucja wyraźnie mówi, że własność zobowiązuje. Kto więcej posiada, musi też więcej oddawać. - Bogaci i będący u władzy przestali traktować to poważnie - podkreślił szef DGB.
Sport bogaczy - machlojki podatkowe
Michael Sommer domaga się w tym kontekście wyższego opodatkowania zamożnych obywateli Niemiec. Jest niedopuszczalne, by "nasza społeczność była finansowana niemal wyłącznie z podatków od wynagrodzeń i podatków konsumenckich, podczas gdy piękni i bogaci robią, co im się podoba". Dla wielu osób ucieczka od płacenia podatków nie jest przestępstwem, tylko "sportem bogaczy" - dodał.
Frank Bsirske, szef związku zawodowego sektora usług Verdi, zarzucił kanclerz Merkel, że odmawiając wprowadzenia podatku od majątku ma zamiar "w dalszym ciągu nadawać przywileje bogatym spadkobiercom i właścicielom dużych majątków". Bsirske domaga się zdecydowanej walki z przestępcami podatkowymi. Trzeba położyć nareszcie kres zwolnieniu z kary przestępców podatkowych, którzy sami składają na siebie doniesienie, powiedział szef Verdi na majowej manifestacji w Ludwigshafen.
W całych Niemczech odbyło się kilkaset pierwszomajowych demonstracji. Wezwały do nich związki zawodowe a tegoroczne motto brzmiało: "Dobra praca. Pewne emerytury. Socjalna Europa". Według organizatorów w manifestacjach i demonstracjach uczestniczyło ponad 420 tys. osób. W centrum uwagi znalazły się żądania wprowadzenia ustawowej stawki minimalnej w wysokości 8,50 euro, tych samych płac dla pracowników tymczasowych, jak dla pracowników etatowych i opodatkowania majątków.
SPD i Zieloni zgodni ze związkowcami
Niespełna pięć miesięcy przed wyborami powszechnymi w Niemczech (22 września) partie SPD i Sojusz 90/Zieloni skorzystały z pierwszomajowej okazji, by podkreślić w jak wielu punktach ich program pokrywa się z żądaniami związkowców. Zarząd SPD, który w pierwszomajowym apelu domagał się zmiany u politycznych sterów, stwierdził, że "może się to powieść tylko przy wsparciu silnych związków zawodowych". Czołowa kandydatka partii Zielonych, Katrin Göring-Eckardt, opowiedziała się za minimalną płacą 8,50 euro na godzinę. Zasada "tej samej płacy za tę samą pracę" musi odnosić się według niej także do pracowników tymczasowych i do kobiet.
(dpa, rtr, afp) / Elżbieta Stasik
red. odp.: Bartosz Dudek
....
Mozna mozna . Wy nie wiecie co oni jeszcze zrobia ! 27 % bezrobocia to pryszcz . Liczy sie tylko euro .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:14, 10 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Coraz mniej nieba dla Europejczyków
Jeszcze jeden skutek kryzysu w Europie. Emirates, Qatar Airways i inne linie z krajów Bliskiego Wschodu przejmują europejskich klientów na dochodowych trasach w takim tempie, że szykuje się zasadnicza zmiana układu sił na rynku lotniczych przewozów pasażerskich.
W miesiąc po lutowej inauguracji codziennych połączeń Warszawy z Dubajem linie Emirates po raz kolejny zaoferowały pasażerom specjalne ceny biletów. Tym razem na rejsy obsługiwane przez Boeinga 777-300ER. Jak powiedział Maciej Pyrka, szef Emirates w Polsce, popyt na usługi przewoźnika był tak duży, że konieczne było wprowadzenie na tej trasie większego samolotu. B777 zabiera 364 osoby, zaś dotąd latający Airbus 330-200 o 121 mniej. Na brak pasażerów nie narzekają też Qatar Airways, które pojawiły się w Warszawie przed Emirates i również proponowały atrakcyjne ceny biletów.
Obaj przewoźnicy z miejsca rozpoczęli rywalizację o pasażerów polskich i podróżujących przez Warszawę tranzytem. Rzecz w tym, że ze swych niemal sąsiadujących ze sobą hubów (w Ad-Dausze i Dubaju) oferują rejsy na tych samych trasach azjatyckich, afrykańskich i australijskich. I to po cenach mocno konkurencyjnych wobec takich potęg jak Lufthansa, British Airways czy Air France, z bogatszym cateringiem i serwisem (rozrywką) podczas lotu.
Tylko patrzeć, jak w Polsce pojawi się trzeci gracz - Etihad z Abu Zabi. Jest już blisko. Od końca 2011 r. ma 29-procentowy udział w niezależnej od Lufthansy taniej linii airberlin. Dzięki niej zyskał dostęp do rynków Niemiec, Austrii, Szwajcarii i Hiszpanii. Dla Emirates i Qatar Warszawa była jedną z niewielu stolic europejskich, do których nie docierały.
Wygląda na to, że arabskie linie chcą przejąć, a w każdym razie zdominować, europejski ruch pasażerski na coraz bardziej dochodowych trasach do państw Zatoki Perskiej, Indii, południowo-wschodnich Chin z Hongkongiem na czele, Tajlandii, Malezji Indonezji, Australii, wschodniej i południowej Afryki. To tam prowadzi większość 130 połączeń, jakie Emirates uruchomiły z Dubaju, tak jak większość 120 tras Qataru z Ad-Dauhy i Etihadu z Abu Zabi. W Emirates sądzą, że tylko co trzeci pasażer wylatujący tą linią z Warszawy zatrzyma się w Dubaju, zaś gros skorzysta z bogatej oferty przesiadkowej. Bez nakładania drogi przez Frankfurt.
Większe problemy arabscy przewoźnicy mogą jednak mieć z przejmowaniem klientów podróżujących z Europy do Pekinu i Szanghaju, Korei czy Japonii, bo trasy z zachodnioeuropejskich hubów mają porównywalną długość, a z Helsinek, z których operuje Finnair, są wręcz najkrótsze. Ale arabskie linie stały się groźną konkurencją dla europejskich potęg, dając ich klientom alternatywne, często korzystniejsze oferty.
Są coraz skuteczniejsze w zdobywaniu rynku, choć stosują różne taktyki. Etihad inwestuje w mniejsze linie, by dostarczały pasażerów do jego hubu w Abu Zabi, stąd jego obecność w airberlin. Emirates wybierają bliską współpracę. Jej przykład to 10-letnie partnerstwo z Qantasem. Linia z Sydney zyskuje szansę przywrócenia rentowności swych międzynarodowych lotów, Emirates - dla których kierunek australijski jest ważnym źródłem przychodów - dodatkowych pasażerów. Hubem Qantasu w drodze do i z Europy jest od kwietnia 2013 r. Dubaj, a nie, jak dotychczas, Singapur. Ofiarą układu jest British Airways, z którym Australijczycy kończą 17-letni sojusz.
Qatar dla zdobycia pasażerów postanowił wstąpić do sojuszu lotniczego. Od jesieni 2012 r. jest w oneworld, w którym jest obecnie jedyną linią z Azji. Temu manewrowi ma sprzyjać rynek, bo jak sądzą eksperci UBS Investment Bank, ruch pasażerski z Europy do Chin i Indii będzie rósł, a do USA malał. Choć liderem oneworld jest International Airlines Group, czyli British Airways i Iberia, to uczestnicy sojuszu ciążyć będą z czasem ku Qatarowi, bo to on zapewni im znaczną część przychodów. W ten sposób będzie się zmieniał charakter sojuszy lotniczych. Ich uczestników połączy już nie wspólna strategia marketingowa, ale przewoźnik mający kluczowy hub i sieć kluczowych połączeń.
- Można było sądzić, że rynek lotniczy jest podzielony między trzy potężne sojusze i trzy, cztery największe tanie linie. Wejście bliskowschodnich przewoźników zmieniło ten układ. Okazało się, że alianse nie są już warunkiem przetrwania, a realną alternatywą może być indywidualna współpraca z firmą znad Zatoki Perskiej - mówi Dariusz Pietrzak, ekspert lotniczy (już po udzieleniu wypowiedzi został dyrektorem ds. handlowych PLL LOT).
To może oznaczać wychodzenie linii z aliansów. Ich liderzy będą musieli zareagować. I to już nie poprzez przejęcia mniejszych firm, ale ściślejsze partnerstwo z większymi przewoźnikami. Kto wie, czy w przypadku Lufthansy, lidera Star Alliance i europejskiej linii numer jeden, najlepszą odpowiedzią na ekspansję bliskowschodnich firm nie będzie jej związek z Turkish Airlines (TA), najszybciej rozwijającą się linią lotniczą na świecie.
O takim związku mówi się od listopada zeszłego roku, kiedy to kanclerz Angela Merkel rozmawiała o nim z premierem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem. Jak powiedział agencji Reuters Peter Oppitzhauser, analityk brokerskiej firmy CA Cheuvreux (z grupy Crédit Agricole), turecki przewoźnik to najlepsza, a może i ostatnia dla Lufthansy szansa na utrzymanie się w wyścigu po znaczący udział w połączeniach z Azją i tym samym na przyhamowanie ekspansji firm z Zatoki Perskiej. Przynajmniej w Europie Środkowej, gdzie Niemcy są dominującym graczem.
O atrakcyjności tureckiego przewoźnika stanowi bogata siatka połączeń ze wszystkimi kontynentami. Hubem TA jest Stambuł, leżący na granicy Europy i Azji, osiągalny przez mniejsze, a więc i bardziej ekonomiczne samoloty. TA mają więcej miejsc pasażerskich niż Qatar czy Etihad, z Lufthansą stworzyłyby grupę dysponującą prawie 600 maszynami, zaś bliskowschodnie trio ma ich około 500.
Chcąc wzmocnić pozycję przewoźnika, Turcja buduje nowe lotnisko w Stambule. Ma być największe w Europie i obsługiwać 150 mln pasażerów rocznie. Ruszy na przełomie lat 2016 i 2017. Rozmowy obu firm trwają. Ich związek może polegać na wspólnym obsługiwaniu tras (code-sharingu), zwłaszcza azjatyckich, a także na dzieleniu się wpływami czy zyskami. Razem mogą inwestować w nowe samoloty i oferować tańsze od rywali bilety. Być może powstałoby joint venture podobne do tego, jaki Lufthansa ma z amerykańską korporacją United Continental i z japońską ANA.
Tymczasem pewne jest, że niemiecka firma nie wejdzie we współpracę z żadną arabską linią. Choć Etihad proponował jej partnerstwo w 2010 r., Lufthansa je odrzuciła, licząc na możliwości sojuszu, którym dowodzi. Po trzech latach obecny jej prezes Christoph Franz stwierdził, że współpraca z przewoźnikami znad Zatoki Perskiej Lufthansie się nie opłaca, gdy ma ona najmocniejszą siatkę połączeń Europa-Azja wśród europejskich linii.
Według firmy badawczej CAPA Centre for Aviation z Sydney, tygodniowo Lufthansa (z należącymi do niej Swissem i Austrian) oferuje na nich 127 tys. miejsc, natomiast Air France-KLM 104 tysiące. Ale Emirates mają ich 350 tys., Qatar 160 tys., Etihad 100 tysięcy. Jeśli Lufthansa dogada się z Turkish Airlines (67,6 tys.), to będą mieć znaczący potencjał 195 tys. miejsc, choć wciąż mniejszy od partnerstw Emirates-Qantas (370 tys.), British Airways (IAG)-Qatar (220 tys.) i Air France-KLM-airberlin-Etihad (209,5 tys.).
Statystyka pokazuje, że największej linii Europy potrzebny jest silny partner w konfrontacji z liniami arabskimi i że ich ekspansja jest nieunikniona. Muszą przecież zapełnić swoje samoloty, choćby poprzez wyciąganie przewoźników z sojuszy. Tak jak Emirates w praktyce zrobiły z Qantasem (choć formalnie pozostaje w oneworld), a wcześniej próbowały z American Airlines (też w tym sojuszu). Niewykluczone, że z oneworld wystąpi airberlin, choć jest w nim dopiero od marca 2012 r., bowiem układ, w którym Etihad, współwłaściciel niemieckiej linii, ma porozumienie code-share z grupą Air France-KLM, liderem konkurencyjnego sojuszu SkyTeam, jest nienaturalny. W dodatku airberlin oddał Etihadowi kontrolę nad Topbonusem, swoim lojalnościowym programem frequent-flyer.
Etihad usiłuje też zostać strategicznym inwestorem w Aer Lingus. W narodowej linii Irlandii ma dziś 3-proc. udział, ale chce przejąć pakiety należące do Ryanaira (29,4 proc.) oraz do rządu irlandzkiego (25,4 proc.). Mimo że Aer Lingus nie jest w żadnym sojuszu, to z każdym ma porozumienia code-sharingowe i mocną pozycję na londyńskim porcie Heathrow, gdzie jest wśród największych posiadaczy slotów. Na ważnych lotniskach Europy linie arabskie nie mają wystarczającej liczby slotów, dlatego obstawiły porty poza metropoliami.
Z analiz Komisji Europejskiej wynika, że europejskie linie tracą udział w rynku międzynarodowych podróży lotniczych. 10 lat temu należała do nich trzecia jego część, w 2025 r. będzie to już jedna piąta. Przyczyni się do tego nie tylko kryzys finansowy w Eurolandzie, ale też rosnący ruch pasażerski poza Europą i polityka rządów znad Zatoki Perskiej, które wspierają transport lotniczy jako branżę strategiczną dla swoich gospodarek.
Dlatego bliskowschodnie linie pozostają własnością państwa, a ich ekspansji sprzyja m.in. niższy VAT na usługi przewozowe i brak prawa do strajku w tamtejszych ustawodawstwach. W latach 2000-2011 Emirates zwiększyły liczbę miejsc w samolotach siedmiokrotnie, a Qatar Airways nawet 21 razy. Trwa też rozbudowa arabskich lotnisk. Port w Dubaju ma w 2018 r. obsługiwać nie 60 mln pasażerów, jak dziś, ale 90 milionów.
Międzynarodowe Stowarzyszenie Przewoźników Powietrznych (IATA) szacuje, że w 2012 r. zysk linii europejskich wyniósł 300 mln dol., zaś bliskowschodnich 900 mln dolarów. W tym roku Europejczycy zarobią więcej (800 mln dol.), ale to i tak znacznie mniej niż firmy znad Zatoki Perskiej (1,4 mld dol.).
Zniwelowanie przewagi Emirates, Qataru i Etihadu może być dla europejskich linii niewykonalne. Według ekspertów CAPA sojusze lotnicze po fazach współpracy marketingowej i antymonopolowej znalazły się na etapie, w którym muszą zadecydować, czy wchodzą w partnerstwo z firmami z Bliskiego Wschodu, czy wybierają z nimi konfrontację. Ta oznaczałaby upadek linii o niestabilnych przychodach i pozycji na rynku. Mówi się, że wielu przewoźników rozważa porzucenie aliansu na rzecz umów partnerskich.
Chęć współpracy z alternatywnym partnerem mają linie działające na obrzeżach sojuszy i nieodnoszące w nich korzyści, na jakie liczyły, np. na dostęp do klientów korporacyjnych lidera. Pozasojuszowy układ z bliskowschodnim przewoźnikiem może być wyjściem. Tak jak schronienie się pod skrzydła strategicznego inwestora. Zrobiły to przynoszące straty czeskie linie CSA, a właściwie czeski rząd, który sprzedał w nich mniejszościowy udział (44 proc.) Korean Air (za 3,4 mln dol.).
Na inwestora czeka TAP Portugal, który ma dobre połączenia z Ameryką Południową, zwłaszcza z Brazylią, i z Afryką. Gdyby linię przejęła Lufthansa czy IAG, o czym mówiło się w 2012 roku, byłaby to największa konsolidacja nie tylko w Europie. Może też jedna z ostatnich. Jak powiedział w CNN Vaughn Cordle, szef waszyngtońskiej firmy konsultingowej AirlineForecasts, w branży lotniczych przewozów pasażerskich następuje zmiana modelu biznesowego. Linie nie koncentrują się już na udziale w rynku, ale na swojej rentowności.
Nękane kłopotami mniejsze firmy nie są już łakomym kąskiem dla liderów. Mogą raczej paść łupem przewoźników spoza Europy, którzy chcą się zakotwiczyć na tym rynku, np. arabskich czy koreańskich. Jedyne ograniczenie, jakie napotykają, to unijny zakaz posiadania większościowego udziału w europejskiej linii lotniczej.
Tak czy owak to bliskowschodni przewoźnicy kreślą dziś nowy porządek na światowym niebie.
Bogdan Możdżyński, Forbes
>>>>
EU ropka zanika .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:18, 15 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Sondaż: poparcie dla UE i unijnej integracji gospodarczej spada
Poparcie dla Unii Europejskiej i unijnej integracji gospodarczej maleje w wielu krajach członkowskich z powodu kryzysu; spadek jest szczególnie duży we Francji - wynika z opublikowanego sondażu amerykańskiego ośrodka badania opinii Pew Research Center.
Między rokiem 2012 a 2013 poparcie dla projektu europejskiego spadło ze - średnio - 60 proc. do 45 proc., czyli o 15 punktów procentowych. Największy spadek nastąpił we Francji - o 19 punktów proc. do 41 proc. opinii pozytywnych.
W szczególnie dotkniętej kryzysem Hiszpanii spadek poparcia dla UE wynosi 14 punktów (46 proc. pozytywnych opinii), osiem punktów w Niemczech (60 proc. opinii pozytywnych), we Włoszech - tylko 1 punkt procentowy (58 proc. na tak). O tyle - 1 pkt procentowy do 68 proc. - spadło poparcie dla UE w Polsce - wynika z badania, któremu nadano tytuł: "Chory człowiek Europy: Unia Europejska". Określenie "chory człowiek Europy", którego, jak przypomina strona internetowa Pew, pierwotnie użył w połowie XIX wieku car Mikołaj I w odniesieniu do Imperium Osmańskiego, stosowano w ostatnich 15 latach także w odniesieniu do Niemiec, Włoch, Portugalii, Grecji i Francji.
Spadek poparcia dla UE pogłębił się także w tych krajach, gdzie już był znaczny: w Grecji do 33 proc. (o 4 pkt proc.) i w Wielkiej Brytanii do 43 proc. (o 2 pkt).
Jedynym krajem, gdzie notowania UE wzrosły, jest Republika Czeska; wzrosły o 4 pkt procentowe do 38 proc.
O sześć punktów procentowych (do 28 proc.) spadło także poparcie dla integracji gospodarczej, która - jak przypomina Pew - leżała u źródeł projektu europejskiego.
We Francji poparcie to zmalało z 36 proc. do 22 proc., czyli aż o 14 punktów procentowych. Spadek odnotowano też we Włoszech (11 proc. opinii pozytywnych), w Hiszpanii (37 proc. na tak) i w Grecji (11 proc. opinii pozytywnych). Jak pisze Pew, będące największą gospodarką UE Niemcy są jedynym krajem, w którym poparcie dla integracji gospodarczej przekracza 50 proc. Jednak także tam odnotowano spadek z 59 do 54 proc.
Pew podkreśla, że przedłużający się kryzys gospodarczy wywołał siły odśrodkowe, które prowadzą do podziałów europejskiej opinii publicznej, oddzielają Francuzów od Niemców, a Niemców od wszystkich pozostałych.
91 proc. Francuzów uważa, że gospodarka ma się źle, podczas gdy zdaniem 75 proc. Niemców ma się ona dobrze. 77 proc. Francuzów ocenia, że integracja europejska osłabiła gospodarkę, a według 54 proc. Niemców ją wzmocniła. 67 proc. Francuzów potępia sposób, w jaki prezydent Francois Hollande zarządza kryzysem, podczas gdy 74 proc. Niemców pozytywnie ocenia pracę kanclerz Angeli Merkel.
Badanie przeprowadzono w marcu 2013 roku na 7646 osobach z ośmiu krajów UE (Republika Czeska, Grecja, Hiszpania, Niemcy, Wielka Brytania, Polska, Francja, Włochy).
>>>>
Brawo ! Wreszcie ludy sie budza ! ZAchwycja zwlaszcza Francuzi ! PRECZ Z EUROPOTWORAMI !
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez BRMTvonUngern dnia Śro 18:20, 15 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 21:04, 30 Maj 2013 Temat postu: |
|
|
Z powodu kryzysu (czytaj euro) wielu Europejczyków rezygnuje z wakacji
Nieco ponad połowa (54 proc.) Europejczyków planuje w tym roku letnie wakacje. To najsłabszy wynik od 2000 roku - wynika z opublikowanego w czwartek badania Ipsos. Przyczyną zmiany zachowania Europejczyków jeśli chodzi o letni wypoczynek jest kryzys.
W tym roku zamiar wyjazdu między czerwcem a wrześniem deklaruje o 4 punkty procentowe mniej badanych niż rok temu. Natomiast w porównaniu z rokiem 2011 jest to spadek aż o 12 punktów proc.
Tendencja jest najbardziej widoczna w krajach południa kontynentu, które zmagają się z najwyższym bezrobociem. O wakacyjnym wyjeździe myśli w tym roku 42 proc. Hiszpanów; jeszcze rok temu było to 51 proc., a w 2011 roku - 65 proc.
Letnie wojaże planuje 53 proc. Włochów. To o 10 punktów proc. mniej niż rok temu i 25 punktów proc. mniej niż w roku 2011.
Wyraźny 10-punktowy spadek odnotowano też w Belgii (59 proc.), choć ją kryzys oszczędził. W przypadku Brytyjczyków wystąpił natomiast wzrost w porównaniu z rokiem ubiegłym - 56 proc. mieszkańców Wysp planuje w wakacje wyjazd.
W badaniu, przeprowadzonym na zlecenie grupy Europ Assistance, wzięli udział mieszkańcy siedmiu krajów: Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch, Hiszpanii, Belgii i Austrii.
....
Bez swiat bez wakacji bez pracy bez zycie . UE trzeba uratowac za wszelka cene .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:32, 08 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Paweł Strawiński | Onet
Afera excelowa
Polityka oszczędności w Europie i USA spowodowała dotychczas 10 tys. samobójstw. Tymczasem właśnie wykryto poważny błąd w słynnej analizie, którą wymachiwali politycy po obu stronach Atlantyku, kiedy uzasadniali konieczność ostrych cięć. Okazuje się, że nie są one wcale takie skuteczne. Ekonomiści przyznają: pomyliliśmy się.
13 lutego. Rześki środowy poranek. Komornik puka do drzwi jednego z mieszkań w hiszpańskim Alicante. Ma do przeprowadzenia eksmisję 46-letniego mężczyzny, z zawodu tragarza, który od 5 lat nie płaci czynszu. Dzwoni wiele razy, ale wciąż brak odzewu. Wzywa więc ślusarza, żeby otworzył drzwi. Mieszkanie tonie w śmieciach. Po chwili wszystko staje się jasne. Mężczyzna się powiesił. Czas zgonu: 12.30. - Ostrzegał, że to zrobi, kiedy tylko po niego przyjdą - ujawniają znajomi denata.
>>>>
Coo ??? Juz 10 tys. zginelo od dzialna MFW UE I BŚ glownie w strefie euro . To strefa smierci . UE zabija ...
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:21, 12 Lip 2013 Temat postu: |
|
|
Komisja Europejska chce mieć własny serwis newsowy
Komisja Europejska planuje utworzenie serwisu newsowego, oferującego "jakościowe dziennikarstwo" o tematyce unijnej.
W ogłoszeniu o przetargu na stworzenie serwisu napisano, że "strona powinna zarówno stanowić nowy głos w sprawach Unii Europejskiej przez produkowanie własnych materiałów".
Podkreślono, że celem projektu jest też "filtrowanie, selekcja oraz wyjaśnianie informacji obywatelom Unii". Na projekt, nadzorowany przez wiceprzewodniczącą Komisji Europejskiej Viviane Reding, Bruksela zamierza wydać 3,2 mln euro rocznie.
>>>>
Kolejna utopiona kasa .
To dopiero bedzie ,,dziennikarstwo" jak z Gebelsa .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:01, 18 Paź 2013 Temat postu: |
|
|
Jose Barroso usłyszał gorzkie słowa; potem poleciało jajo
Dwoje Francuzów rzuciło jajem w szefa Komisji Europejskiej Jose Barroso. Do zdarzenia doszło w belgijskim mieście Liege podczas debaty o przyszłości Wspólnoty, organizowanej w ramach Europejskiego Roku Obywateli.
Debata o przyszłości Unii w Liege była trzecią, w której uczestniczył przewodniczący Komisji. Wcześniej Jose Barroso był w Dublinie i Warszawie. Zwykle podczas takich spotkań zaproszeni przedstawiciele Komisji i europejscy politycy odpowiadają na pytania z sali. W Liege o głos poprosiło dwoje Francuzów i obarczyło szefa Komisji odpowiedzialnością za politykę zaciskania pasa w Europie i za śmierć ponad 350 imigrantów u wybrzeży włoskiej wyspy Lampedusa.
Jose Barroso usłyszał gorzkie słowa o narzucanych w Unii oszczędności i o Europie, która zamienia się w fortecę. W końcu w stronę szefa Komisji poleciało jajko, które upadło między nim a belgijskim ministrem spraw zagranicznych.
Jose Barroso nie ma ostatnio dobrej passy. W ubiegłym tygodniu podczas wizyty na Lampedusie mieszkańcy włoskiej wyspy przywitali go gwizdami. Na Unię Europejską spadła krytyka, że nie ma pomysłu jak rozwiązać problem masowego napływu uchodźców z Afryki i wciąż nie udało jej się stworzyć wspólnej polityki imigracyjnej.
>>>>
Z bestiami Brukseli jak widzicie nie ma juz dyskusji . To sa terrorysci jak Osama . Morduja Europe .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 18:45, 20 Lis 2013 Temat postu: |
|
|
PE za 40-procentową kwotą dla kobiet w radach nadzorczych
Shutterstock
PE opowiedział się za poprawą równowagi płci wśród dyrektorów niewykonawczych dużych spółek giełdowych w zUE. Europosłowie przyjęli w środę projekt dyrektywy zakładający wprowadzenie 40-procentowej kwoty dla kobiet w radach nadzorczych tych firm do 2020 r.
Parlament Europejski przyjął projekt zdecydowaną większością głosów. Propozycję poparło 459 eurodeputowanych, 148 było przeciw, a 81 wstrzymało się od głosu.
Zadowolenie z wyniku głosowania wyraziła unijna komisarz sprawiedliwości Viviane Reding, która nazwała decyzję PE "historyczną". Europosłowie potwierdzili, że Europa potrzebuje "silnych zasad w celu ograniczenie nierównowagi płci w zarządach spółek" - oświadczyła Reding, autorka proponowanej dyrektywy. Wezwała rządy krajów UE do dalszych prac nad projektem.
Zakłada on ustanowienie prawnie wiążącego celu, jakim jest osiągnięcie 40-procentowego udziału przedstawicieli płci niedostatecznie reprezentowanej w radach nadzorczych spółek notowanych na giełdzie.
Spółki będą zobowiązane do powoływania kandydatów na te stanowiska na podstawie ich kwalifikacji oraz neutralnych pod względem płci kryteriów. Jeśli kandydaci będą mieli takie same kwalifikacje, pierwszeństwo ma mieć kandydat tej płci, która jest niedoreprezentowana.
Kwoty mają obowiązywać od 2020 roku, ale w firmach publicznych już w 2018 roku, aby dały one dobry przykład. Z tych przepisów wyłączone będą przedsiębiorstwa, zatrudniające poniżej 250 osób i z dochodem mniejszym niż 50 mln euro rocznie.
Wiele emocji w trakcie prac komisji nad projektem dyrektywy wzbudziła propozycja sankcji za niespełnienie wymogów dyrektywy. Kraje UE będą same decydować o rodzaju kar, mając do wyboru grzywny administracyjne, wykluczenie z przetargów publicznych czy zakaz dotacji.
Zgodnie z decyzją eurodeputowanych kary będą wymierzane, gdy firmy nie będą stosować przejrzystej procedury rekrutacyjnej, a nie gdy nie osiągną wymaganego celu.
Dzięki nowym przepisom spółki staną się bardziej konkurencyjne i jednocześnie będą respektować wartości Unii związane z równością - powiedziała grecka chadecka eurodeputowana Rodi Kraca-Cagaropulou, która była współodpowiedzialna za sprawozdanie PE w tej sprawie.
Austriacka socjaldemokratka Evelyn Regner wyraziła nadzieję, że prace nad dyrektywą zakończą się przed majowymi wyborami europejskimi.
Zdaniem polskiej eurodeputowanej Joanny Senyszyn (SLD) "dyrektywa ta stanowi wyraźny sygnał zobowiązujący państwa członkowskie do wszczęcia odpowiednich procedur w celu promowania równowagi płci w organach spółek giełdowych".
Według danych KE z października br. udział kobiet w radach nadzorczych dużych spółek wzrósł z 15,8 proc. w październiku 2012 do 16,6 proc. w kwietniu 2013 r. Jednak w kilku krajach: w Polsce, Rumunii, na Litwie, Malcie, w Grecji, Portugalii i Wielkiej Brytanii udział ten się zmniejszył. W Polsce kobiety stanowią 10,3 proc. członków rad nadzorczych; to o 1,4 punktu procentowego mniej niż w październiku 2012 r.
...
Za malo rozpieprzyli gospodarke UE trzeba bardziej . To doprowadzi tylko do tego ze spolki wepchna iles marionetek do rad ktore beda tylko zasiadac i brac kase . Tak jest gdy rzadza barany . Rzadzenie nie jest rola kobiet i nie maja one do tego zdolnosci stad nie ma ich na stanowiskach kierowniczych . Wpychanie ich na sile popsuje gospodarke tak jak obsadzanie gospodarki komuchami . Ale zachodnie barany musza przwrobic komunizm na wlasnej skorze . Zreszta to juz dlugo nie potrwa .
Nawiasem mowiac zmuszanie aby o zarzadzie decydowaly takie kryteria jak plec nie kompetencje to ... seksizm . Dlaczego niby nie mialo by byc 40 % minimum dla rasy aryjskiej ?
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 15:30, 20 Gru 2013 Temat postu: |
|
|
Van Rompuy: unia bankowa to największy krok naprzód od powstania euro
Reuters
Unia bankowa to dla strefy euro największy krok naprzód od czasu jej utworzenia - ocenił na konferencji po pierwszym dniu szczytu UE szef Rady Europejskiej Herman Van Rompuy. Przywódcy udzielili politycznego poparcia uzgodnieniom ministrów ws. II filaru unii bankowej.
Ministrowie finansów krajów UE uzgodnili w nocy ze środy na czwartek drugi filar unii bankowej, czyli wspólny system restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji banków (SRM). Unia bankowa ma uchronić euroland przed kolejnym kryzysem finansowym i oszczędzić kieszenie podatników, gdy upadają banki. Unia ma być też otwarta dla krajów spoza eurolandu.
"Jeśli uzgodniony ubiegłej nocy przez ministrów wspólny mechanizm upadłościowy zostanie zaakceptowany przez Parlament Europejski, co mam nadzieję stanie się szybko, będziemy mieli wszystkie potrzebne elementy unii bankowej przed końcem obecnej kadencji PE" - powiedział Van Rompuy.
Podkreślił, że to niezwykłe osiągnięcie. "Dla strefy euro to największy krok naprzód od czasu jej utworzenia" - podkreślił. Dodał, że znaczy też on wiele dla rynków i świata finansów.
...
Ta jest towarzysze ! Euro doprowadzilo Europe na skraj przepasci ! A teraz bedzie decydujacy krok naprzod ...znaczy sie w te przepasc ! I niech to wreszcie sie skonczy !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 21:48, 12 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Gazeta Finansowa
Unia pustych domów
AFP
Prawie w każdym kraju członkowskim Unii Europejskiej z roku na roku rośnie zarówno liczba ludzi bezdomnych, jak również liczba pustostanów, tak nowo wybudowanych, jak i tych starszych, od dawna nieremontowanych.
Szacuje się, że we wszystkich krajach UE jest ponad 11 mln pustych domów, z czego najwięcej, bo ponad 3,4 mln w Hiszpanii, ponad 2 mln we Francji i tyle samo we Włoszech, 1,8 mln w Niemczech i 700 tysięcy w Wielkiej Brytanii. Kilkaset tysięcy pustych domów i mieszkań jest także w Grecji, Portugalii i Irlandii oraz w innych krajach Unii. Natomiast liczba bezdomnych we wszystkich krajach UE wyniosła w 2013 r. 4,1 mln.
Pękła bańka cenowa
Spora część pustych domów i mieszkań w Hiszpanii, Portugalii, Grecji i Włoszech znajduje się na osiedlach wybudowanych w ostatnich latach nad morzem. Powstały one jeszcze przed kryzysem finansowym (w latach 2007-2008) i znaczna część z nich jest dotąd niezamieszkała. Wiele z tych apartamentów wybudowali dosyć majętni ludzie, którzy w ogóle nie zamierzali w nich mieszkać ani nawet spędzać letnich wakacji. Zbudowano je, aby na fali rosnących cen nieruchomości sprzedać je z zyskiem lub ewentualnie wynająć. Jednak pęknięcie bańki cenowej na rynku nieruchomości pokrzyżowało plany wielu inwestorom, z których znaczna część poniosła spore straty. Niektórzy prywatni deweloperzy zdecydowali się nawet na wyburzenie części postawionych w stanie surowym domów i apartamentowców, licząc na utrzymanie wyższych cen domów wybudowanych "pod klucz". Tak się jednak nie stało. Ceny domów i mieszkań w ogromnej większości krajów Unii Europejskiej spadały aż do drugiej połowy 2013 r.
Londyn na dużym plusie
Zagregowany indeks cen nieruchomości mieszkalnych we wszystkich krajach UE był, według danych Eurostatu, w połowie 2013 r. niższy o prawie 2 proc. w porównaniu z tym samym okresem z roku 2012. Ceny były niższe jednak w takich krajach jak Hiszpania, Włochy, Chorwacja i Portugalia, niż w krajach północy - czyli w Niemczech, Luksemburgu, Holandii i Wielkiej Brytanii. W tym ostatnim kraju przeciętna cena domu wynosiła w grudniu 2013 r. 250 tys. funtów. Ceny domów były nie niższe, lecz wyższe o 7,4 proc. niż w grudniu 2012 r. Wynikało to przede wszystkim ze znacznego wzrostu popytu w Londynie, generowanego przez cudzoziemców (głównie bogatych Rosjan i zamożniejszych obywateli państw znad Zatoki Perskiej). W stosunku do 2012 r. ceny domów w Londynie wzrosły w 2013 r. o ponad 12,3 proc., w porównaniu ze średnim wzrostem cen nieruchomości w Anglii o 5,7 proc., w Walii o 4,8 proc. i tyle samo w Północnej Irlandii oraz o 0,5 proc. w Szkocji. Dla porównania, w tym samym okresie ceny domów i innych nieruchomości mieszkalnych w Hiszpanii spadły o 11 proc.
Przybywa bezdomnych i… apartamentów
Hiszpański rynek nieruchomości nadal znajduje się w zapaści i brak jest ogólnokrajowej strategii na rozwiązanie wielu problemów, z jakimi nie potrafią się uporać ani prywatni inwestorzy, banki kredytujące większość nowo wybudowanych domów i mieszkań, ani też lokalne zarządy gmin i miast, które z braku funduszy nie mogą wynająć nawet niewielkiej części niezamieszkałych domów i apartamentów w celu udostępnienia ich bezdomnym.
To dosyć kuriozalna sytuacja w krajach, gdzie w ostatnich latach zbudowano bardzo dużo domów i mieszkań, na które nie ma efektywnego popytu ze strony ludzi posiadających środki finansowe na ich zakup lub wynajem, a jednocześnie rośnie liczba ludzi ubogich, którzy nie mogą zamieszkać na warunkach nierynkowych, czyli "ulgowych", przy wykorzystaniu subsydiów władz lokalnych lub centralnych, w części tych nowych i starych pustostanów. Niektórzy przedstawiciele organizacji charytatywnych określają niewykorzystywanie istniejącej infrastruktury mieszkaniowej "szokującym marnotrawstwem", które trudno zrozumieć nie tylko ludziom bezdomnym.
Nietrafione inwestycje?
Coś musi być nie tak z rynkiem nieruchomości w wielu krajach Unii Europejskiej, skoro od lat nie udaje się zrównoważyć podaży domów i mieszkań z efektywnym popytem. Prywatni inwestorzy budują domy zdawałoby się w takich miejscach, w których można je sprzedać bogatym nabywcom, traktującym je jako nie tyle miejsce do zamieszkania, ile wyłącznie jako dobrą lokatę kapitału, która po odsprzedaży ma przynieść odpowiednio wysoki zysk. Coraz częściej są to jednak nietrafione inwestycje, na których niezbyt orientujący się w realiach rynku nieruchomości w danym kraju nabywcy (często zagraniczni) ponoszą spore straty, jeśli możliwie szybko zdecydują się na sprzedaż zakupionego przed kilkoma laty domu. A jeśli nadal upierają się przy "starej" cenie zakupu danej nieruchomości, to mają niewielkie szanse na jej sprzedaż. Czekanie na wzrost cen też nie jest dobrą strategią w sytuacji zastoju na rynku nieruchomości. Wybudowane kilka lat temu i nieogrzewane domy niszczeją z roku na rok. Tracą na wartości. Dotyczy to szczególnie starych kamienic i domów przyjętych za długi przez banki, które nie mogą ich ani sprzedać (nawet po zdawałoby się atrakcyjnej, bo mocno obniżonej cenie), ani też wynająć, bez dokonania często bardzo kosztownego remontu.
Hiszpańska plaga pustostanów
Swoista plaga pustych domów i apartamentów występuje od dobrych kilku lat w Hiszpanii, gdzie na początku bieżącego stulecia nasilił się boom budowlany, wynikający głównie z popytu na "wakacyjne domy" ze strony Niemców, Brytyjczyków i Skandynawów. Według najnowszych danych hiszpańskiego urzędu statystycznego, pod koniec 2013 r. było w Hiszpanii 3,4 mln pustych domów - co stanowiło 14 proc. wszystkich domów w tym kraju. W okresie minionej dekady liczba pustych domów w tym kraju zwiększyła się o 10 proc. Według niektórych szacunków, w ostatnich paru latach około 500 tysięcy domów w stanie surowym i rozpoczętych budów domów i apartamentowców została porzucona przez firmy deweloperskie, które mocno ograniczyły swoją działalność inwestycyjną. Natomiast w okresie boomu budowlanego, tj. w latach 2004-2008, oddawano w Hiszpanii do użytku 800 tysięcy domów i apartamentów rocznie. Ich ceny rosły wtedy średnio o 4,4 proc. w skali roku. Obecnie jednak w wielu miejscowościach nadmorskich ponad jedna trzecia wybudowanych domów i apartamentowców jest nadal pusta. Nie ma na nie chętnych, pomimo faktu, że od szczytu kryzysu finansowego z 2008 r. minęło już ponad pięć lat!
Ludzie bez domów, domy bez ludzi
Oczywiście wiele tych pustych domów, które zbudowano na kredyt, zostało przejętych przez hiszpańskie banki, gdyż ich właściciele nie byli w stanie spłacać rat od zaciągniętych pożyczek. Zdaniem przedstawiciela hiszpańskiego stowarzyszenia ludzi bezdomnych Provivienda, Mario Jose Aldanasa, Hiszpania jest obecnie "krajem o rosnącej z roku na roku liczbie przewłaszczeń domów przez banki i wzrastającej liczbie eksmisji, przez co coraz więcej jest ludzi bez domu i coraz więcej jest domów bez ludzi". Władze niektórych autonomicznych prowincji starają się na rożne sposoby zmusić banki do szybkiej (czyli po bardzo niskiej cenie) sprzedaży lub do wynajęcia przejętych od dłużników nieruchomości. Przykładem mogą być władze Katalonii, które na początku tego roku zagroziły bankom, że ukarzą je grzywną w wysokości od 100 000 do 137 000 euro, jeśli przejęte przez nie od dłużników domy będą stały puste dłużej niż dwa lata. Jednak banki, ze zrozumiałych względów, nie chcą sprzedawać ani wynajmować przejętych przez siebie nieruchomości po cenach niegwarantujących im przynajmniej zwrotu udzielonych na ich wybudowanie kredytów. Tylko nieliczne decydują się na sprzedaż poniżej kosztów własnych, dlatego trudno oczekiwać, że groźba kar ze strony władz lokalnych cokolwiek zmieni na lepsze.
Usamodzielnienie odłożone na przyszłość
W sytuacji stagnacji gospodarczej i wysokiej stopy bezrobocia trudno znaleźć potencjalnych klientów, którzy mogą sobie pozwolić na kupno domu czy wynajęcie mieszkania na warunkach rynkowych. Wysokie ceny najmu i zakupu nieruchomości są poważną barierą, szczególnie dla ludzi młodych, nie tylko dla bezrobotnych, lecz także dla tych, którzy wprawdzie pracują, ale zarabiają stosunkowo niewiele i tym samym nie posiadają tzw. zdolności kredytowej. Brak dostępu lub ograniczenia w dostępie do finansowania bankowego powodują między innymi, że ludzie młodzi w przedziale wiekowym od 24 do 35 lat odkładają na przyszłość usamodzielnienie się i nadal mieszkają ze swoimi rodzicami. W Hiszpanii odsetek młodych ludzi mieszkających z rodzicami wynosi 37,8 proc., a w Polsce 44,4 proc., (czyli to 2,8 mln osób), natomiast w Chorwacji jest najwyższy i wynosi aż 68 proc., w Bułgarii 55,7 proc., na Słowacji 56,7 proc. i we Włoszech 44,7 proc. Z kolei w Szwecji i Finlandii tylko 4,1 proc. młodych ludzi do 35. roku życia mieszka z rodzicami. Średnia dla wszystkich starych krajów Unii Europejskiej wynosi 23,6 proc.
Nadzieja w młodych
Badania Eurostatu, a także innych instytucji, potwierdzają fakt, że wbrew pozorom, w usamodzielnieniu się, tożsamym z zakupem lub wynajmem własnego mieszkania, nie przeszkadza przede wszystkim brak pracy, lecz niskie dochody młodych ludzi, którzy pracują w pełnym lub niepełnym wymiarze godzin. Okazuje się bowiem, że ponad 67 proc. młodych ludzi mieszkających nadal z rodzicami pracuje (w Polsce odsetek ten wynosi 68,9 proc.), jednak ich zarobki nie wystarczają ani na wynajęcie, ani tym bardziej na kupno własnego domu czy nawet niewielkiego mieszkania.
Od wzrostu siły nabywczej ludzi młodych, bo starsi w większości zdołali zaspokoić w taki czy inny sposób swoje potrzeby mieszkaniowe, zależeć więc będzie w dużym stopniu sposób, w jaki rozwiązany zostanie, lub nie, problem nadpodaży domów i mieszkań w poszczególnych krajach UE. Trudno bowiem oczekiwać, że dojdzie w tych krajach do rekwizycji prywatnej własności i bezpłatnego przekazania pustych domów i mieszkań bezdomnym.
Czekanie na lepsze
Nakładanie kar i grzywien na banki i inne instytucje utrzymujące pustostany, tak jak to planują lokalne władze Katalonii, nie jest dobrym rozwiązaniem i z pewnością nie doprowadziłoby do rozwiązania problemu mieszkaniowego ani w tej prowincji, ani też w całej Hiszpanii, czy innych krajach Unii Europejskiej. Pozostaje więc ograniczyć budowę nowych domów i zaprzestać wielu nietrafionych inwestycji ukierunkowanych nie tyle na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych najbardziej potrzebujących, ile na szybki zysk oraz poczekać na poprawę koniunktury gospodarczej i tym samym znaczącą poprawę na rynku pracy. Wtedy bowiem można liczyć na odczuwalny wzrost płac i siły nabywczej młodych pracowników, których w większym niż obecnie stopniu stać będzie na wynajęcie lub zakup czekających już na nich domów i mieszkań. Obecni posiadacze wielu pustych domów, tj. w dużej części banki, będą się starać je sprzedać ludziom zamożnym, którzy być może zechcą poczekać na lepsze czasy, kiedy będzie można je odsprzedać lub wynająć z godziwym zyskiem. Nikt jednak nie jest w stanie precyzyjnie przewidzieć, kiedy nadejdą te lepsze czasy, chociaż większość z nas chce wierzyć, że kiedyś nadejdą…
Prof. Adam Gwiazda
Autor jest ekonomistą, politologiem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy
...
Grunt ze jest euro ! Oto rezultat UE . Puste domy i pelne ulice ... bezdomnych .CIEKAWE ILE JESZCZE WYTRZYMACIE BARANY TYCH KORZYSCI Z UE !
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
BRMTvonUngern
Administrator
Dołączył: 31 Lip 2007 Posty: 135916
Przeczytał: 62 tematy
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 15:32, 18 Kwi 2014 Temat postu: |
|
|
Maciej Jędrzejak | Saxo Bank
Bezrobocie w USA najmniejsze od 2007 roku
Podobnie jak w poprzednich dniach, podczas wczorajszej sesji uwagę inwestorów po obu stronach Oceanu przyciągały wiadomości napływające ze Stanów Zjednoczonych, gdzie w ostatnim miesiącu indeks Fed z Filadelfii wzrósł do poziomu 16.6 pkt.
Nie bez znaczenia dla dalszej aprecjacji amerykańskiej waluty pozostały także znacznie lepsze od prognozowanych dane docierające z tamtejszego rynku pracy. Jak wynika z informacji opublikowanych przez Departament Pracy, liczba złożonych wniosków o zasiłki dla bezrobotnych wyniosła w ostatnim tygodniu 304K, podczas gdy analitycy spodziewali się wyniku na poziomie 311K. Warto zauważyć, że w perspektywie ostatniego miesiąca, średnia wysokość tego wskaźnika (312K) spadła do najniższego poziomu od października 2007 roku. Wiele wskazuje więc na to, że optymistyczne słowa Janet Yellen, mówiącej o stabilizacji sytuacji ekonomicznej w USA, nie są bezpodstawne.
Ze względu na zbliżające się Święta Wielkanocne oraz niewielką ilość zaplanowanych na dzisiaj publikacji makroekonomicznych, koniec tygodnia na rynku finansowym powinien upłynąć dosyć spokojnie. Zamknięte są już giełdy m.in w Polsce, Niemczech czy USA. Popołudniu uwagę inwestorów mogą przyciągnąć jedynie informacje na temat wysokości indeksu wskaźników wyprzedzających Conference Board.
...
USA z kryzysu wyszly . A UE ? Coraz gorzej ! Bo to nie kryzys to skutek eurointegracji .
Post został pochwalony 0 razy |
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
-> Aktualności dżunglowe |
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa) Idź do strony Poprzedni 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 Następny
|
Strona 7 z 10 |
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group cbx v1.2 //
Theme created by Sopel &
Programy
|
|