Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna
Anatomia puczu...
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:47, 13 Lut 2017    Temat postu: Anatomia puczu...

RMF 24
Fakty
Polska
News RMF FM: Znamy treść wyjaśnień 21-latka, który uderzył w samochód wiozący Beatę Szydło
News RMF FM: Znamy treść wyjaśnień 21-latka, który uderzył w samochód wiozący Beatę Szydło

Wczoraj, 12 lutego (17:00)

"Widziałem w tylnym lusterku zbliżające się auto, które jechało na sygnałach świetlnych" - miał zeznać 21-letni kierowca seicento, który w piątek w Oświęcimiu uderzył w samochód wiozący Beatę Szydło. Do wyjaśnień mężczyzny jako pierwsi dotarli reporterzy śledczy RMF FM.
Auto, którym podróżowała Beata Szydło
/PAP/Andrzej Grygiel /PAP


21-latek przyznał, że kiedy jechał, widział zbliżające się auto na sygnałach świetlnych - dlatego zatrzymał się po prawej stronie, przy krawężniku jezdni. Wszystko po to, żeby przepuścić samochód jadący na sygnale. Za kierowcą seicento miały zatrzymać się inne samochody.

21-latek zeznał, że kiedy minęło go pierwsze auto na sygnale, chciał włączyć się do ruchu. Nie wiedział jednak, że obok przejeżdża nie jeden samochód tylko kolumna aut. Wtedy zrównał się z rządową limuzyną, którą jechała szefowa rządu - samochody otarły się. Według zeznań 21-latka kierowca BOR odbił w lewo i wjechał w drzewo. Mężczyzna przyznał też, że w momencie wypadku słuchał muzyki.

Prokuratorzy zajmujący się sprawą większość czynności wykonywali już od piątku. Mają gotowy cały przebieg zdarzenia. Opinię przygotowują dla nich biegli z Instytutu Ekspertyz Sądowych.


Michał Dobrołowicz

...

Czyli najbardziej wiarygodna rekonstrukcja ,,puczu".

Kolumna Szydlo z predkosca 100+ lub cos kolo tego przelatywala przez Oswiecim. (O czym swiadczy wyglad limuzyny).
Sygnalow nie wlaczyli ,,bo co bedziemy ludzi budzic". (Zeznania swiadkow).
Jednak wtedy NIE BYLI UPRZYWILEJOWANI!
Tylko zwyklymi uczestnikami ruchu.
Mlody czlowiek przepuscil jednego a poniewaz szybkosc byla duza to odstepy tez duze aby sie nie zderzyc. On jednak nie wiedzial ze jest cos dalej i wjechal. A przy takiej predkosci to nic nie ma I NAGLE JEST!
Samochod otarl sie o cinkocienko i prawdopodobnie kierowca limuzyny przesadnie ,,ratowal" gwaltownym skretem w bok. Gdyby jechal dalej to by tylko bylo wgniecenie ale w drodze by sie zmiescil.
Pasy byly ciągłe czyli nie wolno wyprzedzac na tym odcinku? Bo to na cienkiej drodze oznacza zajecie drugiego pasa a kierowcy naprzeciwko sa pewni ze nikt im nie pojedzie.
...

BOR byl zmieniany chyba juz dwukrotnie? Raz z ,,ubekow" Tuska ktorzy mogli nie wiadomo co zrobic na rozkaz Tuska. Pozniej byly zmiany po wypadku Dudy? Na jeszcze nowszych? Teraz mozna wziac kolejnych? Z liceum gimnazjum? Przedszkola takich co nie mogli byc ubekami...

Wniosek jest jeden. Zmiany to wymaga glownie ta wuadza...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 16:53, 13 Lut 2017    Temat postu:

Wypadki i kolizje - wciąż niewyjaśnione

Dzisiaj, 13 lutego (12:3Cool

Piątkowy wypadek limuzyny pani premier to kolejna kolizja z udziałem ochranianego przez polskie służby wysokiego urzędnika państwowego. Blisko rok temu wypadkowi uległa limuzyna z prezydentem, były kolizje polskiej kolumny w Izraelu i aut przewożących min. Macierewicza pod Toruniem. Jak dotąd żadna z nich nie została ostatecznie wyjaśniona.
Rozbita w Oświęcimiu limuzyna premier Beaty Szydło
/Jacek Bednarczyk /PAP
Prezydencka opona

Mimo że do pęknięcia opony i w efekcie wypadku, w którym pędząca autostradą limuzyna z prezydentem Andrzejem Dudą wypadła z trasy, doszło na początku marca ubiegłego roku, okoliczności wypadku wciąż nie wyjaśniono. Choć upłynął już prawie rok, prowadząca w tej sprawie śledztwo prokuratura w Opolu nie zdecydowała o postawieniu komukolwiek zarzutów. Prokuratorzy w czerwcu zamówili opinie biegłych na temat sprawności opon (geometrii kół i osi, czujników ciśnienia, stanu zużycia opon), określając termin ich przedstawienia na połowę sierpnia.

Wypadki i kolizje - wciąż niewyjaśnione /Michał Dukaczewski, RMF FM

Ekspertyzy, także uzupełniające wpłynęły ostatecznie do prokuratury dopiero 30 grudnia, wciąż jednak nie pozwalają, zdaniem prokuratora, na wyciągnięcie ostatecznych wniosków. Śledczy wciąż więc czekają na uzupełniające opinie w sprawie czujnika ciśnienia w oponach. Według nieoficjalnych doniesień, miał on alarmować kierowcę wiozącego prezydenta o uszkodzeniu opony, jednak miał przez niego zostać zignorowany, i to trzykrotnie. Wydany 3 lutego komunikat o dalszym prowadzeniu czynności procesowych mówi zaś niedwuznacznie "Prokurator nie ujawnia treści uzyskanych opinii"
Kolizja w Izraelu

W tej sprawie w Izraelu śledztwo prowadzili tylko Izraelczycy - BOR po otrzymaniu informacji na ten temat przeprowadził jedynie analizę wypadków na użytek ochrony. Śledztwa w Polsce nie było, bo do kolizji aut w przewożącej polską premier kolumnie doszło z winy izraelskiego kierowcy. Wypadek miał też miejsce w części niechronionej przez BOR, w której jechali uczestnicy delegacji, zajmujący się jej obsługą, a w jego wyniku nie ucierpiał nikt z oficjalnych członków delegacji.
Kolizja kolumny szefa MON

W sprawie zdarzenia, w którym pod koniec stycznia, wzięło udział aż osiem aut także nie ma śledztwa, a tylko postępowanie wyjaśniające. Prowadzi je wojskowy wydział Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, ponieważ na stojące na czerwonym świetle auta najechał jeden z samochodów kolumny przewożącej ministra Macierewicza, prowadzony przez funkcjonariusza Żandarmerii Wojskowej. Wszystkie ustalenia w dochodzeniu zostały objęte tajemnicą. W nim także powołano zespół biegłych z zakresu badania i rekonstrukcji wypadków drogowych, który ma "ustalić okoliczności, przyczyny i wszelkie aspekty zdarzenia".

W tym wypadku także, mimo upływu już prawie trzech tygodni - brak jakichkolwiek oficjalnych ustaleń.
Wypadek z panią premier

W piątek miał go spowodować 21-letni kierowca seicento, który skręcając w lewo doprowadził do zderzenia z limuzyną, którą podróżowała Beata Szydło. Kierowca jej auta po uderzeniu w seicento odbił w lewo i uderzył czołowo w drzewo, stojące kilkanaście metrów dalej, na lewym poboczu ul. Powstańców Śląskich w Oświęcimiu.

Nie wyjaśniono dotąd, jak mogło dojść do zetknięcia się cywilnego auta z limuzyną osoby ochranianej przez BOR. Nie ustalono, jak auta kolumny, które według zasad ochrony w czasie jazdy powinny jechać "zderzak w zderzak", mogły dopuścić do wjazdu między nie obcego pojazdu. Nie jest wcale jasne, czy auta kolumny w sposób zgodny z przepisami sygnalizowały swój przejazd nie tylko światłami, ale i modulowany, sygnałem dźwiękowym.

Mimo oficjalnych zapewnień nie jest także pewne, czy kolumna rzeczywiście jechała z prędkością 50 km/h. Można się zastanawiać czy tak było, widząc bardzo poważne uszkodzenia pancernego Audi A8, które uderzając w drzewo miało już za sobą zderzenie z seicento i przynajmniej kilkanaście metrów na wyhamowanie przed drzewem.

Można się też zastanawiać, czy nie tracąc panowania nad autem (a trudno w to wątpić przy prędkości malejącej od 50 km/h) kierowca wiozący panią premier musiał uderzyć akurat w jedyne w tym miejscu drzewo, nie wymijając go z prawej, gdzie był chodnik i parkan, lub z lewej, gdzie był wolny pas jezdni, którym chwilę wcześniej przejechało pierwsze auto kolumny.
Nic pewnego

Mimo śledztw i postępowań trwających od kilku dni (Oświęcim), przez kilka tygodni (Toruń), miesięcy (Izrael) i niemal rok (wypadek prezydenta na autostradzie pod Opolem) żaden z wypadków z udziałem osób ochranianych nie został wyjaśniony do końca. Sytuacje, które w wypadku zwykłych kierowców oceniane są na miejscu, nawet tak bezsprzeczne jak najechanie na auta stojące na czerwonym świetle, kiedy pojawiają się w nich osoby ochraniane - stają się wymagającymi licznych biegłych zagadkami, których rozwikłanie zajmuje długie tygodnie.

To że w żadnym wypadku z udziałem polskich VIP-ów nie ustalono dotąd ani okoliczności, ani przyczyn, ani winnych być może czemuś służy.

To coś nie jest jednak raczej wiarygodnością wyjaśniających.
Tomasz Skory


Tomasz Skory
Warszawa
Głównie dziennikarz. Zwolennik zanikającej tezy, że poza zadawaniem pytań polega to na słuchaniu i analizowaniu odpowiedzi. Prywatnie nudziarz

Teksty publikowane w dziale BLOGI RMF 24 są prywatnymi opiniami autorów

...

Baa! Ile oni sie napracowali zeby nie wyjasnic. A nuz by sie wyjsnily i bylby dramat dla nich.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:44, 13 Lut 2017    Temat postu:

Magdalena Wojnarowska
13 lutego 2017, 11:12
Były wicepremier i minister spraw wewnętrznych Ludwik Dorn, odnosząc się do wypadku premier Beaty Szydło w Oświęcimiu i przebitej opony w aucie wicepremiera Jarosława Gowina przyznał, że za swojego urzędowania też miał podobny incydent. - Ale z tamtej sytuacji nie robiłem żadnej sprawy - powiedział dziennikowi "Polska The Times". Ocenił, że kłopot z agentami BOR polega na tym, że ulegają oni wpływom ochranianych - najważniejszych osób w państwie. W tym kontekście wymienił Lecha i Jarosława Kaczyńskich, którzy "uważali, że oni się najważniejsi i nikt im nie będzie mówił, co mają robić". - Dlatego w pewnym momencie musiałem odsunąć ówczesnego szefa BOR - wyznał.

Dorn odniósł się do pojawiających się informacji, że kolumna samochodów wioząca premier Szydło nie miała włączonych sygnałów dźwiękowych. Ocenił, że "takie stawianie sprawy jest błędem". Wskazał, że kolumna uprzywilejowana włącza sygnały gdy musi np. przebić się przez korek. - Poza tym stosuje się sygnały świetlne. Z wyjącym kogutem zwyczajnie bowiem nie da się za długo jeździć. Przecież w takim pojeździe nie dałoby się wytrzymać (...) Przecież to by przekraczało normy zdrowotne. Dlatego dźwięk się włącza tylko wtedy, gdy jest taka potrzeba - wyjaśnił. Dodał, że w przypadku ostatniego wydarzenia w Oświęcimiu "pewnie się nie dowiemy, jak było z sygnałami dźwiękowymi i świetlnymi". - Wiarygodność służb i ministra Błaszczaka jest niska - stwierdził.

W jego opinii, duży problem w podobnych przypadkach, gdy BOR zawodzi w prawidłowym zadbaniu o bezpieczeństwo ochranianego, polega na "wpływie najważniejszych osób na agentów ochrony". - Spotkałem się z tym osobiście, bo miałem na głowie prezydenta Lecha Kaczyńskiego i premiera Jarosława Kaczyńskiego, którzy uważali, że oni są najważniejsi i nikt im nie będzie mówił, co mają robić. Dlatego w pewnym momencie musiałem odsunąć ówczesnego szefa BOR płk. Damiana Jakubowskiego, choć on chciał wprowadzać porządek - wiedziałem, że odwołuję go niesłusznie, ale nie chciałem umierać za szefa BOR-u, dopiero, gdy pojawił się spór o szefa Centralnego Biura Śledczego Policji, rzuciłem papierami, to było moje "non possumus" - wyjawił były szef MSW w rozmowie z "Polska The Times".

Wskazał, że problem stanowią również procedury, w których ciągle - mimo katastrofy smoleńskiej - obowiązuje zasada "jakoś to będzie". - Obóz władzy twierdzi, że w przypadku oświęcimskim wszystko było w porządku, a zaraz dodaje, że ciągle musi sprzątać po Marianie Janickim (byłym szefie BOR - przyp. red.). Żeby nie było wątpliwości - jest po czym sprzątać. Przecież zastępca Janickiego Paweł Bielawny został skazany (za nieprawidłowości przy ochronie VIP-ów w Smoleńsku w 2010 r. - przyp. red.), a trudno uznać, że wszystko działo się bez wiedzy jego zwierzchnika. Ale jednocześnie banialuki o nowej służbie, jakie opowiada wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński, podnoszą mi włosy na mojej osiwiałej głowie - powiedział Dorn.
Wyjaśnił, że Zieliński "chciałby uczynić z nowej jednostki oddzielny organ administracyjny oraz (...) rozszerzyć jej zadania o ochronę ministerstw". - Jaki jest sens tak bardzo rozszerzać jej kompetencje? Dziś zajmują się tym firmy ochroniarskie i to wystarczy. BOR i tak ma problem, bo ochrania obiekty rządowe i prezydenckie, choćby pałacyk w Wiśle. Jaki to ma sens? Tylko niepotrzebnie rozprasza siły tej służby i podnosi koszty - stwierdził.

Polska The Times

....

Mamy fachowca od PiSu.

1. BORowcy wymieniani przez kolejne ekipy na ,,swoich" nie sa jakimis wybitnymi fachowcami bo brak trwalosci.

2. ALE PRZECIEZ NIE CHODZI O FIZYKE KWANTOWA TYLKO KIEROWANIE POJAZDEM CO ROBI KILKADZIESIAT MILIONOW POLAKOW Z SUKCESEM! CO DZIEN!

3. TRZEBA MIEC ,,TALENT" ZEBY SPIEPRZYC!

4. Czyli nawet sredni BORowcy by sbie poradzili GDYBY...

5. IM SIE NIE WPIEPRZALI MUNDRZEJSI! A PREZES I SPOLKA SA GENIALNI! WIEDZO LEPIEJ JAK SIE CHRONIC JEZDZIC!

6. Widzielismy w Londynie. PILOT BYL TWARDY I POWIEDZIAL ALBO WYSIADACIE ALBO NIE MA LOTU BO MI SIE DO GROBU NIE SPIESZY Z TAKA GROMADA PRZECIAZAJACA SAMOLOT!

7. Bo pamietal Smolensk. A gdyby nie byo twardy? Bo go zwolnia... TO BY POLECIAL! MOZE W OSTATNI LOT! Czy on nawiasem mowiac jeszcze pracuje co go dobrze zmienili?

8. BORowcy moga nie byc tacy twardzi. Nigdzie tyle nie zarobia i szkoda tracic. A jak sie postawia to UBECY I PUCZ CHCA ZROBIC!

9. Efekt widac...

10. Takie sa realia. Ja w zyciu bym sie nie zgodzil kierowac z takimi swirami. Toz nie moze mi dyrygowac polglowek nad glowa. Z trzesasacymi sie rekami to jaka to jazda? Nerwica sie udziela niebywale.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 9:53, 14 Lut 2017    Temat postu:

Kolumna rządowa w chwili wypadku była uprzywilejowana? Adwokat 21-latka ma wątpliwości

Wczoraj, 13 lutego (13:10)

​"To dla niego bardzo traumatyczne przeżycie" - mówi RMF FM adwokat 21-latka, uczestnika piątkowego wypadku z rządową kolumną w Oświęcimiu. Mężczyzna ma usłyszeć prokuratorskie zarzuty.
Miejsce wypadku samochodowej kolumny rządowej z udziałem premier Beaty Szydło.
/Andrzej Grygiel /PAP
22 osoby przesłuchane ws. wypadku limuzyny Beaty Szydło

Mecenas Władysław Pociej chce ustalenia - ponad wszelką wątpliwość - czy kolumna z premier Beatą Szydło była uprzywilejowana na drodze. Mimo że wiele służb, w tym policja, uznały, że samochody Biura Ochrony Rządu jechały prawidłowo, to zdaniem mec. Pocieja są świadkowie, którzy twierdzą, że nie było sygnałów dźwiękowych. Jak mówi, ważne jest ustalenie tego, jak jechały samochody rządowe.

Będziemy się przyglądać kwestii odległości pomiędzy samochodami, prędkości, z jaką się poruszały, kwestii świateł, koloru świateł i użycia sygnałów dźwiękowych. Dopiero w kompilacji daje to kolumnie rządowej ten status uprzywilejowania - mówi Pociej.

Zdaniem mecenasa nie obędzie się bez powołania biegłych.

Na razie kierowca seicento, jak informuje jego adwokat, dochodzi do siebie po tym "traumatycznym przeżyciu", a także po przesłuchaniu przez policję, bo zdaniem adwokata mężczyzna został zmanipulowany. Nie dano mu szansy, by zaraz po wypadku miał kontakt z prawnikiem.
Przesłuchania w prokuraturze

Do tej pory prokuratura przesłuchała 22 osoby, w tym 11 funkcjonariuszy BOR, w związku z piątkowym wypadkiem limuzyny premier Beaty Szydło. Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Okręgowa w Krakowie.

Jak dowiedział się wcześniej w prokuraturze dziennikarz RMF FM Paweł Pawłowski, 21-latek nie będzie dziś rozmawiał z prokuratorem, ponieważ jego zeznania są w aktach, które zostaną przekazane przez małopolską policję.

Z tymi dokumentami zapozna się prokurator i - według procedury - będzie miał pięć dni na wydanie postanowienia o postawieniu zarzutów. Natomiast według informacji reportera RMF FM, ma zrobić to już dziś.

(łł)
Mariusz Piekarski

...

Dorn powiedzial jasno...

NIE JEZDZI SIE NA SYGNALE BO MOZNA OSZALEC W SRODKU!

A on zna z wlasnego doswiadczenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:51, 14 Lut 2017    Temat postu:

oprac.Anna Kozińska
14 lutego 2017, 07:37
Rządy PiS będą incydentem - mówił w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” były minister spraw wewnętrznych Ludwik Dorn. - Zawsze miło widzieć, jak ekipa, której rządy uważam za szkodliwe, z zapałem kopie sobie grób - zaznaczył.



W rozmowie z dziennikarką Agnieszką Kublik, Dorn ocenił działania PiS dotyczące utworzenia warszawskiej metropolii oraz ograniczenia liczby kadencji samorządów do dwóch. - Obserwuję to bez lęku i z pewną satysfakcją, bo to zawsze miło widzieć, jak ekipa, której rządy uważam za szkodliwe, z zapałem kopie sobie grób - podkreślił.

Zdaniem Dorna PiS może rządzić w Warszawie, ale nie może „komenderować” na szczeblu lokalnym. Według byłego ministra spraw wewnętrznych nawet przedstawiciele prawicy odpłacą się PiS za to, że nie będą mogli kandydować w wyborach. - Ten konserwatywny i prawicowy lud, którego matecznikiem jest Polska wschodnia i południowa, myśli tak: pan prezes mówi, że trzeba dorwać ryżego, czyli Tuska i połamać mu rączki i nóżki, a to znakomicie, jesteśmy za tym – powiedział. Jednak do czasu. - Ci odsunięci będą budować koalicję antypisowską, będą w wyborach samorządowych i parlamentarnych agitować: słuchajcie, każdy, byle nie te sukinkoty z PiS – dodał.

Zwrócił też uwagę, że PiS niekoniecznie będzie mogło liczyć na poparcie nowo wybranych wójtów. – Jaki mają interes popierać PiS w wyborach parlamentarnych za dwa lata, jeśli wszystkie inne partie ogłoszą, ze cofną te zmianą? Oni chcą mieć pewność, ze jeżeli ludzie ich zaakceptują, to będą sobie tymi wójtami i burmistrzami przez dłużej niż dwie kadencje. I znów następuje skokowy przyrost wrogów i zerowy sojuszników – podkreślił Dorn.


Skąd według Dorna takie pomysły lidera PiS Jarosława Kaczyńskiego? – Bo Pan Kaczyński ma taką roussoistyczną wizję rządów, gdzie lud, który ujawnia swoją wolę polityczną, winien składać się z izolowanych jednostek, które na zasadzie politycznej integruje wyłącznie jego partia – zaznaczył Dorn.

– A przecież wymiana usług to jedna z podstawowych zasad życia społecznego, od społeczności pierwotnych po skomplikowane społeczności polityczne. Odwzajemniamy usługi, musi być pewna równowaga wkładów i wypłat, bo inaczej ład społeczny jest niesprawiedliwy – podkreślił były minister spraw wewnętrznych.


Skomentował również skuteczność działań partii rządzącej. - PiS dysponuje tylko aparatem represji propagandowej w postaci swoich szczekaczek, z mediami publicznymi na czele – zaznaczył Dorn. Jego zdaniem przejęcie kontroli przez PiS możliwe byłoby tylko jeśli sfałszowano by wybory. Choć Prawo i Sprawiedliwość ma do dyspozycji wszystkie służby, to według Dorna, one „niekoniecznie są wyrywne”. - Fałszowanie wyborów to wielka operacja polityczno-biurokratyczno-instytucjonalna. Gdzie są chętni? Nie widzę.

Dorn, zapytany o to, czy PiS tego, nie wie, odpowiedział: - To jest pytanie: czy oni tego nie widzą, czy też pan Kaczyński nie ma narzędzi intelektualnych, żeby rozpoznać tę konfrontację między podstawowymi wyobrażeniami większości Polaków o funkcjonowaniu społeczności lokalnej a swoim wyobrażeniem? Pan Kaczyński narzędzia ma. Tylko nie potrafi ich użyć.

- To klasyczny przypadek hybris. W kulturze starożytnej Grecji hybris oznacza dumę, pychę uniemożliwiającą prawidłowe rozpoznanie sytuacji i własnej kondycji. Hybris sprawia, że wykraczamy poza miarę, którą wyznaczyli nam bogowie – kontynuował Dorn. Dodał przy tym, że jak ktoś popada w hybris, to zapomina, że społeczeństwo, to nie plastelina.

Przyznał też, że nikt nie przewidział takich porażek jak kampania, którą prowadził Bronisław Komorowski czy to, że lewica znalazła się poza Sejmem. Zdaniem Dorna, nie ma przesłanek, by rządy PiS były czymś innym niż incydentem.


Na koniec odniósł się do informacji, że Kaczyński w 2019 roku będzie miał 70 lat. - I już nie będzie tak szybki. Będzie coraz wolniejszy, ale od fotela prezesa nie da się odstawić, a jeśli odziedziczył gen długowieczności po mamie… Cztery lata samodzielnych rządów PiS będą incydentem, ale sama partia będzie się męczyć z prezesem Kaczyńskim o wiele dłużej - podkreślił.

...

Dokladnie. Kto dzis pamieta Olszewskiego. Albo PiS 2005-7? Szybko zapomnieli i dlatego nastapila recydywa. I okazalo sie ze jest gorzej. Obled coraz wiekszy. Na dzis nawet juz rzad nie moze jezdzic samochodami tak ,,dobrze zmienili". Ale nic do zakutych łbow nie dotarlo. W Smolensku zamach a tu 21 latek winny. Wszyscy tylko nie oni. Upadek bliski. Bo jak sobie wyobrazacie rzady osobnikow ktorzy nie potrafia rozwiazac problemu kierowcow dla siebie. Jakie zatem problemy kraju oni rozwiaza?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 17:53, 14 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Rumuński polityk krytykuje rząd PiS. "Musimy wytrzymać tę próbę"
Rumuński polityk krytykuje rząd PiS. "Musimy wytrzymać tę próbę"

Dzisiaj, 14 lutego (11:5Cool

"Konserwatywny rząd PiS jest bardzo podobny do socjalistycznego rządu Rumunii. Wspólną cechą obu rządów jest presja wywierana na sądownictwo i zasady państwa prawa" - mówi RMF FM Cristian Dan Preda. "Mam nadzieję, że nasze demokracje są wystarczająco silne, by wytrzymać tę próbę" - dodaje rumuński europoseł, mówiąc o masowych demonstracjach trwających w jego kraju.
Protest w Bukareszcie
/VLAD CHIREA /PAP/EPA
Fala protestów w Rumunii. Największe demonstracje od 1989 roku

Od dwóch tygodni przez Rumunię przetaczają się największe protesty od upadku komunizmu w 1989 roku. Rumuni zaczęli masowo wychodzić na ulice pod koniec stycznia w proteście przeciw rządowemu rozporządzeniu łagodzącemu karanie za przestępstwa korupcyjne. Pod presją demonstracji rząd wycofał się z tego pomysłu, ale ten krok nie przyniósł uspokojenia sytuacji w kraju.

Cel protestów jest jasny - obywatele chcą uczciwego rządu, który będzie rządził w transparentny sposób. Protestujący chcą rządu walczącego z korupcją, a nie polityków, którzy realizują swoje prywatne interesy - mówi w rozmowie z RMF FM Cristan Dan Preda. To właśnie dlatego protesty, które były wymierzone w ustawy podważające niezawisłe sądownictwo, przerodziły się w zaciekły sprzeciw wobec tego, jak rządzący chcą uprawiać politykę - dodaje rumuński eurodeputowany.
Preda: Polski rząd przypomina rząd rumuńskich socjalistów

Preda dostrzega pewne podobieństwa, jeśli chodzi o obecną sytuację w Rumunii i Polsce. Polski konserwatywny rząd jest bardzo podobny do socjalistycznego rządu Rumunii. Są jednak także różnice - w Polsce prezydent wspiera rząd, podczas gdy w moim kraju prezydent i rząd nie są po tej samej stronie - przypomina polityk. Klaus Iohannis skrytykował poczynania gabinetu Sorina Grindeanu i sprzeciwił się proponowanym przepisom, które mogłyby utrudnić walkę z korupcją.

Wspólną cechą jest presja wywierana przez rządy Rumuni i Polski na sądownictwo i zasady państwa prawa. Mam jednak nadzieję, że po 28 latach od upadku komunizmu nasze demokracje są wystarczająco silne, by wytrzymać tę próbę - podkreśla Cristian Dan Preda. W jego ocenie, skala protestów w Rumunii pokazała, że przywiązanie do demokratycznych zasad jest powszechne.
"Dlaczego brytyjscy konserwatyści kontynuują współpracę z PiS?"

Eurodeputowany zwrócił uwagę także na konieczność przestrzegania zasad Unii Europejskiej przez jej państwa członkowskie. Zresztą instytucje UE coraz częściej próbują reagować w takich sytuacjach. Preda przypomina, że w październiku 2016 roku Parlament Europejski przyjął rezolucję, w której wezwał Komisję Europejską do wdrożenia paktu chroniącego praworządność i prawa obywatelskie. A sankcje wobec państw UE? Uważam, że cenę powinny płacić rządy naruszające prawo, a nie zwykli obywatele - podkreślił w rozmowie z RMF FM.

Według Predy, rolę w pilnowaniu praworządności w Unii muszą odegrać także grupy polityczne w PE oraz partie o zasięgu europejskim. Dlaczego brytyjscy konserwatyści kontynuują współpracę z Prawem i Sprawiedliwością? Dlaczego socjaliści zasiadają nadal przy jednym stole z takimi ludźmi jak szef rumuńskich socjaldemokratów Liviu Dragnea czy premier Słowacji Rober Fico? - pyta retorycznie.

Na razie nie wiadomo, ile jeszcze będą trwały protesty w Rumunii. Rumuński europoseł deklaruje jednak, że demonstracje będą się odbywać "tak długo, jak długo rząd będzie ignorował przekaz wyrażany przez obywateli każdego wieczora na ulicach największych miast". I przypomina, że na początku lat 90. protesty przeciwko ówczesnym socjalistycznym władzom trwały prawie trzy miesiące.

Przemysław Henzel

...

Bo to sa ludzie siwieccy. Homo sovieticus to nie konstrukcja teoretyczna to realny produkt komuny. Czlowieka ksztaltuje otoczenie. Jesli wokol sowiecki syf to i ludzie syfiasci. I widzimy PiS.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:34, 14 Lut 2017    Temat postu:

Janicki dla WP: politycy wszystkich opcji lekceważą procedury. „Sorry, taki mamy klimat”
Grzegorz Łakomski
14 lutego 2017, 11:08
Gen. Marian Janicki w wywiadzie dla Wirtualnej Polski potwierdza, że Donald Tusk jako premier prowadził prywatny samochód, co uniemożliwiało skuteczną ochronę i próbował wyjeżdżać na narty bez obstawy. Z kolei Bronisław Komorowski zabraniał używania sygnałów świetlnych swojej kolumnie prezydenckiej. Według byłego szefa BOR politycy wszystkich opcji lekceważą procedury, ale obecna sytuacja w Biurze paradoksalnie może się skończyć dobrze dla borowców.



Z gen. Marianem Janickim, byłym szefem Biura Ochrony Rządu, rozmawia Grzegorz Łakomski

Który szef ochrony ważnego polityka miał pseudonim "Nic nie mogę"?

(Cisza). Aaaa tak. Dowiedziałem się o tym od kolegów. Wcześniej nie wiedziałem. To Krzysztof Klimek [szef ochrony Donalda Tuska, który został następcą Janickiego jako szefa BOR – red.].


Wie Pan skąd ta ksywka?

Nie.

Nie potrafił się postawić premierowi w sytuacjach, gdy - jak przyznają funkcjonariusze BOR - względy PR-u wygrywały z procedurami bezpieczeństwa.


Nie należałem do tego typu ludzi. Nie jest to tajemnicą, bo media opisywały, że Donald Tusk chciał zawsze chciał jeździć sam na urlop, ale jeździł w asyście funkcjonariuszy BOR. Nie widział tej asysty. Ale jak potrenował w jednej sytuacji pomocy, to asysta pojawiła się za półtorej minuty.

Premier jest chroniony ustawowo, nie ma prawa zrzec się ochrony.

Może powiedzieć "dziękuję", choć ochrona jest ustawowa. Premier prosił, bym zminimalizował ochronę, a ja i tak robiłem swoje. To była dyskretna ochrona.


Tusk jeździł też po Sopocie prywatnym samochodem.

Tak. My jeździliśmy za nim.

To skuteczny sposób ochrony, gdy VIP jeździ swoim samochodem, w którym nie ma funkcjonariuszy BOR?

Oczywiście, że nie. Sorry, taki mamy klimat. Mieliśmy takiego premiera, który był człowiekiem wolnym, ale to było na początku.

Nie do końca. Tych wyjazdów na narty było kilka, a ostatni bliżej końca okresu sprawowania przez Tuska stanowiska szefa rządu.

Niech tak będzie. Ale nigdy nie było żadnego zagrożenia, bo zawsze na stoku był funkcjonariusz BOR wyśmienicie jeżdżący na nartach z pakietem medycznym. Zawsze było dwóch nie do poznania mówiących po angielski i niemiecku. To byli ludzie, których on nie znał.

Fakt, że musieli się przed premierem ukrywać, raczej im nie ułatwiał pracy.

To nie pomagało, ale musieliśmy się dostosować do sytuacji.

W przypadku Bronisława Komorowskiego też musieliście, bo będąc prezydentem zabraniał swojemu kierowcy używania sygnałów. Wolał stać na czerwonym świetle.

Zgadza się.

To nie był moment, w którym należało się postawić Tuskowi czy Komorowskiemu i powiedzieć, że z uwagi na własne bezpieczeństwo powinni się dostosować?

Moje rozmowy z prezydentem Komorowskim na temat bezpieczeństwa nie należały do łatwych, ale zawsze dochodziliśmy do konsensusu. Nie było tak, że któraś strona odpuszczała. Muszę się pochwalić, że raczej wychodziło na moje.

Komorowski zaliczył jednak wypadek samochodowy i to pod samym Belwederem.

Doszło do niego w grudniu 2014 roku. Wtedy mnie już nie było w BOR, ale znam sprawę. Kobieta z dziećmi jechała wtedy samochodem i uderzyła w jeden z pojazdów w kolumnie prezydenckiej. Prezydent zareagował natychmiastowo i zaprosił tą panią do Belwederu.

Dziecko ucierpiało w tym wypadku?

Z tego, co wiem, nie było obrażeń.

Ale potem kobieta miała pretensje i czuła się poszkodowana.

Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, uznali, że to była wina tej pani, która najechała z tyłu. Dostała 600 zł mandatu. Oznajmiła, że będzie się odwoływać do sądu, ale – z tego , co wiem - nie złożyła w terminie odwołania. Choć mogę mieć nieścisłe informację.

Były jeszcze inne poważne wypadki? Mariusz Błaszczak mówi, że było ich więcej niż dwadzieścia rocznie, ale nie chce ujawnić szczegółów.

Tak, ponad dwadzieścia. U nas wszystkie szkody były liczone. Nawet jak samochód w myjni urwał lusterko. Szkód stricte komunikacyjnych było bardzo mało.

Teraz drobiazgowo się sprawdza, czy kolumna Beaty Szydło poruszała się prawidłowo i czy samochód był pancerny, a za Pana czasów w BOR ani Tusk, ani Komorowski nie jeździli pełną kolumną składającą się z trzech samochodów. Nie chcieli kłuć w oczy wyborców i pozwalali jedynie na dwa.

W Warszawie tak było.

I w tym wypadku PR wygrywał z bezpieczeństwem?

Jak jeździli po Warszawie, to dwoma samochodami. Nie była to pełna kolumna. Poza Warszawą był ochronny z tyłu, by chronić przed możliwością wjechania w tył. Niestety my się też musimy przystosować do reguł.

Pytanie - gdzie jest granica. Najbardziej skrajny przykład pochodzi z okresu kampanii wyborczej, gdy premier Tusk jeździł po Polsce "Tuskobusem", a funkcjonariusze BOR musieli się chować.

"Tuskobus"; to był ewenement w kampanii wyborczej w 2012.

Obok nie mogło być żadnego samochodu ochronnego.

Był.

Ale musiał się trzymać daleko, by go kamery nie pokazały.

Były inne samochody nie należące do BOR. Mieliśmy różne warianty ochrony. Po to jesteśmy.

Były problemy w komunikacji? Donald Tusk był nieufny i o jego planach ochrona musiała się dowiadywać nieformalnymi kanałami.

Tylko na początku.

Jest problem z przekazywaniem informacji borowcom przez polityków?

Nie, nie zgłaszano mi tego problemu. Wiem, że po moim odejściu był jeden i drugi minister, który mówił, gdzie jedzie dopiero jak wsiadał do samochodu. I później przez to mieliśmy "Sowę"; [restaurację "Sowa i Przyjaciele", gdzie nagrywano polityków rządu Tuska - red.].

Wielu ministrów tam jeździło. Żaden nie uprzedzał?

Tak. Jakby minister powiedział, że jedzie na pilne spotkanie tu i tam, to chłopcy by tam pojechali i zabezpieczyli to miejsce. I byłoby inaczej, ale może nie warto do tego wracać.

Jak wygląda podejście polityków do procedur? Lekceważą je?

To jest największa bolączka.

Czy patrząc na relacje na linii politycy - BOR nie widzi Pan potrzeby wprowadzenia regulacji, które umożliwią borowcom, by w niektórych sytuacjach mogli postawić na swoim?

Jest dobrze, dopóki nic się nie stanie. Aktualnie nie jest dobrze. Teraz wszyscy pójdą po rozum do głowy i będą jeździli na bombach [syrenach - red.], na sygnałach przemiennych [świetlnych - red.], bo coś się stało. Ale to będzie trwało chwilę. Potem przyjdzie kampania wyborcza i znowu będzie inaczej. Niezależnie od ekipy rządzącej.

Politycy lekceważą kwestie bezpieczeństwa?

Tak. Niezależnie od tego, kto rządzi. Zawsze jest "minimalnie, najmniej, a może tego nie, a może tego za dużo". Teraz widzę, że może być dobrze dla kolegów z BOR-u.

Nie za późno się Panu zebrało na krytykę?

Prawicowe portale oskarżają, że jestem głównym krytykiem. Nie mówię źle i nie osądzam, ale nie jestem też klakierem, który powie "odwalcie się wszyscy od nich, bo tam jest wszystko OK". Nie jest OK. Źle się dzieje. To ja zostałem zaatakowany jako pierwszy, bo wcześniej nie krytykowałem BOR-u. Proszę sprawdzić moje wcześniejsze wypowiedzi. Stronię od krytyki, ale nie można powiedzieć, że wszystko jest cacy i nic się nie stało. Stało się. Tego ciągu wypadków, do których doszło w ostatnim roku, nie da się obronić. Jednak każda krytyka pomaga. Za chwilę będzie lepiej.

...

Jednak co innego jest jezdzic bez ochrony a co innego piractwo drogowe. Polityk moze zrezygnowac z ochrony to jego ryzyko. Z ZASAD PORUSZANIA SIE NIE BO TO ZACZYNA BYC NASZE RYZYKO! A NAWET FUNKCJONARIUSZY BORU! ONI MAJA CHRONIC POLITYKOW ALE NIE BEZMYSLNIE GINAC W WYPADKACH!

TAK LAMANIE ZASAD TO PATOLOGIA PO 89 I WSZYSCY TO ROBILI! JEDNAK PIS DOPROWADZIL TE PATOLOGIE DO MAKSIMUM! Nikt az tak nie łamał zasad. Byly jakies granice chocby strachu o tyłek. Ci to kompletny odlot. Brak minimum instynktu samozachowaczego. Az do autodestrukcji ktorej symbolem Smolensk. Gdzie wymogi kampanii wyborczej i pokazania sie w odpowiednim dniu byly ponad rozumem.

PiS to maksimum degenaracji typowej dla okresu pookraglostolowego. Rzady prostakow, parcie na zlob na szklo. Chaos niekomptencja klamstwa. Łamanie wszelkich zasad. Skutek bezkarnosci wuadzy. To sa owoce uklafu okraglostolowego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:07, 15 Lut 2017    Temat postu:

Rząd nie mówi prawdy o kierowcy Szydło. WP ujawnia kulisy

Grzegorz Łakomski
15 lutego 2017, 13:10
Kierowca Beaty Szydło - inaczej, niż twierdził szef MSWiA - nie zaczął pracy o godz. 18 w Krakowie, ale o 7 rano w Warszawie, czyli ponad 11 godzin przed wypadkiem - ustaliła Wirtualna Polska w dwóch źródłach w BOR. Według naszych informatorów kierowcy dwóch samochodów ochronnych z kolumny premier mają "znikome doświadczenie", a jeden z pojazdów tego dnia "złapał gumę".



Do wypadku kolumny szefowej rządu doszło ok. 18.30 w Oświęcimiu. Premier przyleciała samolotem do Krakowa, skąd w dalszą drogę wyruszyła w kolumnie trzech samochodów.

Mariusz Błaszczak powiedział na konferencji prasowej, że kierowca szefowej rządu zaczął służbę o godz. 18 na lotnisku w Krakowie.

Według informacji Wirtualnej Polski z kilku źródeł w BOR szef MSWiA minął się z prawdą, bo kierowca Szydło zaczął tego dnia pracę ok. 11 godzin wcześniej - o 7 rano w Warszawie.


Zdaniem naszych informatorów w piątek rano z siedziby BOR przy ul. Podchorążych wyjechała laweta z pancernym Audi A8, które uległo wypadkowi w Oświęcimiu. Pozostałe samochody z kolumny jechały na kołach.

- Kolega, który potem prowadził samochód Szydło, jechał jako pasażer w lawecie - mówi WP jeden z oficerów.


Drugi wyjaśnia, że zgodnie z procedurami kierowca nie może siedzieć za kółkiem więcej niż 12 godzin. - Jest to sprytne obejście prawa, bo jeśli pracuje wykonując inne czynności, to mu ich się nie zalicza do czasu pracy - tłumaczy.

Czas pracy kierowcy to niejedyna nieścisłość, jaką można zarzucić szefowi MSWiA. W wydanym w poniedziałek komunikacie resortu dementowano też podaną przez media informację, że feralnego dnia trzech kierowców premier miało wolne.

Rozmówcy z BOR potwierdzają to, co Wirtualna Polska napisała w sobotę. Jeden z trzech najbardziej doświadczonych kierowców Szydło w piątek odbierał wolne za nadgodziny, drugi był na zwolnieniu lekarskim, a trzeci pracował w Warszawie w kolumnie, która zawiozła szefową rządu na lotnisko.

Jak tłumaczy jeden z nich, problem grupy ochronnej szefowej rządu polega na tym, że poza trzema funkcjonariuszami prowadzącymi z reguły limuzynę premier na trzech zmianach, nie ma czwartego o zbliżonym doświadczeniu do nich, który w sytuacji awaryjnej mógłby pełnić rolę zmiennika.


- Dlatego musiał jechać kolega, który zachował się potem jak niedzielny kierowca i wjechał w drzewo. Szkoda naszego człowieka, ale to, co się stało, uderza w wizerunek naszej firmy i całego państwa. Wszystkim jest nam wstyd - mówi borowiec.

Nasi informatorzy podkreślają, że jeszcze mniejsze doświadczenie mieli funkcjonariusze, którzy prowadzili dwa pozostałe samochody w kolumnie. - Obaj są zupełnie zieloni. Mają mizerne doświadczenie i mały staż. W grupie premier byli od kilku miesięcy - przyznaje rozmówca WP.

- Trzeba przyznać, że cała ta ekipa kierowców, którzy jechali z Szydło do Oświęcimia, to wielka porażka - ocenia drugi.

Zanim do Krakowa przyleciała samolotem szefowa rządu jeden z samochodów BOR - jak mówią nam informatorzy - w Krakowie "złapał gumę".

- Koledzy mieli niezły problem, bo te samochody nie mają kół zapasowych. Na ich szczęście wyjątkowo w Krakowie był czwarty samochód, który podmienili. Takie mamy tanie państwo. Zamiast zapasowego koła mamy zapasowy samochód - przyznaje rozmówca.

Według naszych informacji w BOR po wypadku w Oświęcimiu wszczęto wewnętrzne dochodzenie. Może ono skutkować odsunięciem od służby funkcjonariuszy, którzy brali udział w feralnym wyjeździe z premier. - To był kompletny dramat, bo nie wiem, skąd wezmą następców - zastanawia się jeden z borowców.

Wirtualna Polska od wtorku próbowała uzyskać komentarz MSWiA, jednak zarówno szef resortu Mariusz Błaszczak, jak i jego zastępca Jarosław Zieliński byli nieuchwytni, a biuro prasowe do tej pory nie odpowiedziało na nasze pytania .

...

Łżą jak psy. Ja w ogole nie slucham ich oswiadczen. Prostackie manipulacje. Tylko czekam az poniosa kare.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 10:02, 16 Lut 2017    Temat postu:

BOR potwierdza informacje WP, że rząd nie mówił prawdy o kierowcy Szydło
Grzegorz Łakomski
15 lutego 2017, 22:49
Biuro prasowe BOR potwierdza informacje Wirtualnej Polski, że kierowca Beaty Szydło - inaczej, niż mówił Mariusz Błaszczak - nie zaczął pracy o godz. 18 w Krakowie, ale o 7.29 rano w Warszawie. Biuro nie zaprzecza, że kierowcy dwóch samochodów ochronnych z kolumny premier mają małe doświadczenie, a jeden z pojazdów BOR tego dnia "złapał gumę".



Wirtualna Polska od wtorku próbowała uzyskać komentarz MSWiA do tych informacji, jednak zarówno szef resortu Mariusz Błaszczak, jak i jego zastępca Jarosław Zieliński byli nieuchwytni, a biuro prasowe resortu do tej pory nie odpowiedziało na nasze pytania.

W środę wieczorem odpowiedź na część pytań skierowanych do MSWiA dostaliśmy z Zespołu Komunikacji Medialnej i Społecznej BOR.

W mailu zatytułowanym "sprostowanie" - wbrew tytułowi - uzyskaliśmy potwierdzenie najważniejszych informacji opublikowanych w tekście.


Do wypadku kolumny szefowej rządu doszło w piątek ok. 18.30 w Oświęcimiu. Premier przyleciała samolotem do Krakowa, skąd w dalszą drogę wyruszyła w kolumnie trzech samochodów.

Mariusz Błaszczak powiedział na konferencji prasowej, że kierowca szefowej rządu zaczął służbę o godz. 18 na lotnisku w Krakowie.


W dzisiejszym tekście Wirtualna Polska ujawniła, że wbrew słowom ministra kierowca premier Szydło zaczął pracę w piątek w siedzibie BOR w Warszawie, gdzie stawił się o 7 rano i skąd jako pasażer wyjechał do stolicy Małopolski.

Gen. Roman Polko powiedział WP, że wypowiedź szefa MSWiA z konferencji prasowej wskazuje na jego brak szacunku dla oficerów BOR-u. - Politycy widzą ich pracę tylko, kiedy są bezpośrednio ochraniani, a nie widzą ogromu przedsięwzięć logistycznych, które wiążą się z tym, by samochód było podstawiony, a ochrona doszła do skutku - ocenił Polko.

- Czas pracy i poziom zaangażowania funkcjonariuszy powinien być kontrolowany, by nie doprowadzać do sytuacji, gdy ktoś po tylu godzinach ma jeszcze jechać z premier i zachować czujność - dodał były dowódca GROM.

W mailu wysłanym przez zespół prasowy BOR podkreślono, że w piątek "funkcjonariusz rozpoczął kierowanie" samochodem premier "około godziny 18", a za kierownicą siedział "około 1 godziny".


"Wcześniej funkcjonariusz był przewożony do miejsca wykonywania obowiązków kierowcy (lotnisko Kraków - Balice). Wyjazd z garażu BOR nastąpił o godz. 7.29 co zostało potwierdzone stosownym meldunkiem do oficera operacyjnego BOR" - zaznaczono.

W odpowiedzi na nasze szczegółowe pytania dotyczące doświadczenia funkcjonariuszy, którzy prowadzili dwa samochody ochronne w kolumnie szefowej rządu, z BOR uzyskaliśmy ogólnikową odpowiedź, że wszyscy kierowcy z grupy chroniącej premier "posiadają uprawnienia do kierowania pojazdami uprzywilejowanymi, wymagane prawem kwalifikacje oraz stosowne szkolenia".

W dzisiejszym tekście Wirtualna Polska ujawniła też, że zgodnie z procedurami BOR kierowca nie może siedzieć za kółkiem więcej niż 12 godzin. - Jest to sprytne obejście prawa, bo jeśli pracuje wykonując inne czynności, to mu ich się nie zalicza do czasu pracy - mówił nam jeden z funkcjonariuszy.

Czas pracy kierowcy to niejedyna nieścisłość, jaką można zarzucić szefowi MSWiA. W wydanym w poniedziałek komunikacie resortu dementowano też podaną przez media informację, że feralnego dnia trzech kierowców premier miało wolne. Ponowne dementi znalazło się w dzisiejszym mailu z biura prasowego BOR, choć takiej informacji nie było w naszym tekście.

Rozmówcy z BOR potwierdzali w nim informację, którą Wirtualna Polska podała w sobotę - jeden z trzech głównych kierowców Szydło miał wolne, drugi był na zwolnieniu lekarskim, a trzeci pracował w Warszawie i zawiózł szefową rządu na lotnisko.

Jak tłumaczył jeden z nich, problem grupy ochronnej szefowej rządu polega na tym, że poza trzema funkcjonariuszami prowadzącymi z reguły limuzynę premier na trzech zmianach, nie ma czwartego o zbliżonym doświadczeniu do nich, który w sytuacji awaryjnej mógłby pełnić rolę zmiennika.

- Dlatego musiał jechać kolega, który zachował się potem jak niedzielny kierowca i wjechał w drzewo. Szkoda naszego człowieka, ale to, co się stało, uderza w wizerunek naszej firmy i całego państwa. Wszystkim jest nam wstyd - mówił borowiec.

Według biura prasowego BOR sytuacja wygląda inaczej. "W każdej zmianie kierowców znajduje się dwóch - trzech kierowców o porównywalnym doświadczeniu" - podkreślono w mailu.

Nasi informatorzy zauważyli, że jeszcze mniejsze doświadczenie mieli funkcjonariusze, którzy prowadzili dwa pozostałe samochody w kolumnie. - Obaj są zupełnie zieloni. Mają mizerne doświadczenie i mały staż. W grupie premier byli od kilku miesięcy - przyznał rozmówca WP.

Tej informacji buro prasowe BOR nie zdementowało. Nie odpowiedziało też na pytanie, kiedy ci funkcjonariusze dołączyli do grupy chroniącej Beatę Szydło.

Bez odpowiedzi pozostało też pytanie o okoliczności, w jakich jeden z samochodów ochronnych BOR "złapał gumę" w Krakowie.

- Koledzy mieli niezły problem, bo te samochody nie mają kół zapasowych. Na ich szczęście wyjątkowo w Krakowie był czwarty samochód, który podmienili. Takie mamy tanie państwo. Zamiast zapasowego koła mamy zapasowy samochód - mówił nam jeden z informatorów.

W mailu z biura prasowego BOR zaznaczono, że "okoliczności zdarzenia w Oświęcimiu zostały objęte śledztwem Prokuratury Okręgowej w Krakowie". "W związku z powyższym Biuro Ochrony Rządu nie udziela szczegółowych informacji i nie komentuje szerzej zagadnień będących przedmiotem czynności organów ścigania oraz wymiaru sprawiedliwości - podkreślono.

BOR: kierowca premier Beaty Szydło rozpoczął pracę ok. godziny 18
16 lutego 2017, 00:00
Funkcjonariusz, który prowadził limuzynę premier Beaty Szydło w piątek 10 lutego w Oświęcimiu, rozpoczął kierowanie pojazdem ok. godziny 18.00 - poinformował BOR w środę późnym wieczorem.



Jak wskazał BOR, godzinę rozpoczęcia pracy kierowcy podano w związku z "licznymi doniesieniami medialnymi rozpowszechniającymi nieprawdziwe informacje dotyczące zdarzenia z udziałem kolumny BOR w Oświęcimiu".

Biuro podkreśliło, że kierowca prowadził samochód premier ok. jednej godziny, a na miejsce rozpoczęcia pracy - Lotnisko Kraków-Balice - został przewieziony.

- Sugerowanie, jakoby funkcjonariusz miał być przemęczony, jest rażącą nadinterpretacją, niemającą potwierdzenia w rzeczywistości. Jednocześnie należy z pełną mocą podkreślić, że wszyscy kierowcy z grupy ochronnej Prezes Rady Ministrów posiadają uprawnienia do kierowania pojazdami uprzywilejowanymi, wymagane prawem kwalifikacje oraz stosowne umiejętności i doświadczenie potwierdzone specjalistycznymi szkoleniami - wskazał w komunikacie kpt. Grzegorz Bilski z zespołu komunikacji medialnej i społecznej BOR.


Do wypadku z udziałem premier doszło w piątek 10 lutego ok. godz. 18.30 w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów, w której pojazd Beaty Szydło jechał w środku, wyprzedzała fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które następnie uderzyło w drzewo.

W wyniku wypadku obrażenia, które doprowadziły do "naruszenia czynności ciała na okres dłuższy niż siedem dni", odniosła Beata Szydło i jeden z funkcjonariuszy BOR - szef ochrony premier. U kierowcy BOR stwierdzono "obrażenia naruszające czynności ciała poniżej siedmiu dni", ale w jego przypadku prowadzone będą jeszcze dodatkowe badania. Beata Szydło od piątku przebywa w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie.
PAP

...

Poniewaz jednak to co oni ,,oswiadczaja" zawsze okazuje sie klamstwem trzeba przyjac ze kierowal wiele godzin. Choc oczywiscie wypadek moze byc i w pierwszej minucie...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:35, 16 Lut 2017    Temat postu:

Adwokat Sebastiana K.: jesteśmy zdumieni, że list prywatny pani premier został opublikowany medialnie
oprac.Anna Kozińska
15 lutego 2017, 21:28
Czy Sebastian K. otrzymał list, który napisała do niego premier Beata Szydło? Nie potwierdza tego ani nie zaprzecza podejrzany - powiedział w rozmowie z Polsat News Władysław Pociej, obrońca podejrzanego. Dodał również, że razem ze swoim klientem są zaskoczeni tym, że list prywatny pani premier został opublikowany medialnie.



- Klient mój ani nie potwierdza, ani nie zaprzecza, że taki list otrzymał. Ale gdyby tak było, to zarówno fakt otrzymania tego listu, nie mówiąc o jego treści, z uwagi na prywatny charakter tej korespondencji, utrzymałby w tajemnicy - zaznaczył Pociej.

- Wyrażamy też bezgraniczne zdumienie, że list prywatny pani premier został opublikowany medialnie i zapewniamy, że nie jest to naszym działaniem - dodał adwokat oskarżonego.

Przypomnijmy, że do wypadku z udziałem premier doszło w piątek. We wtorek natomiast Sebastian K. usłyszał zarzuty naruszenia zasad ruchu drogowego i niesygnalizowania manewru.Mężczyzna nie przyznaje się do winy.


Polsat News

...

,,Prywatny list" na pokaz. Jaka to ,,pani premier" dobra. Co mysleliscie ze to od serca? Nie. Byly glosy ze nawet listu nie napisala to postanowili ,,zaradzic". Kompletne cyborgi. Brak cech ludzkich. Zreszta herodowie roku to co sie spodziewac. ,,Opozycja" zreszta tez...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:01, 16 Lut 2017    Temat postu:

Obrońca kierowcy seicento: mój klient nie został pouczony, że może skorzystać z adwokata. Nie został też zbadany
oprac.Adam Przegaliński
akt. 16 lutego 2017, 16:53
Mój klient nie został zbadany pod kątem obrażeń po wypadku, a także zmanipulowano jego matkę w sprawie dostępu do adwokata - powiedział obrońca kierowcy seicento Sebastiana K., podejrzanego o nieumyślne spowodowanie wypadku z udziałem kolumny rządowej. Odnosząc się do artykułu w portalu wPolityce.pl - w którym opublikowano protokół pobrania krwi - Władysław Pociej powiedział, że "ten, kto twierdzi, że badanie pacjenta przy pobieraniu krwi jest wystarczające dla uznania, że został zdiagnozowany, jest w bardzo ciężkim błędzie - powiedział Pociej.



Obrońca odniósł się w ten sposób do informacji podanej przez portal wPolityce.pl, że Sebastian K. został przebadany po wypadku przez lekarza, a także pouczony o prawie do skorzystania z adwokata; portal opublikował protokół pobrania krwi i wywiadu lekarskiego oraz jedną ze stron protokołu wyjaśnień kierowcy.

Portal przypomina, że politycy PO w debacie o wypadku zarzucali, że Sebastian K. nie był badany przez lekarza i nie wiedział, że może powołać obrońcę. Zarzuty takie podnosiły również media.

"To jest dokument wykonywany wyłącznie na pobranie krwi"

Do sprawy odniósł się obrońca Sebastiana K. adwokat Władysław Pociej. - Na portalu wPolityce.pl przedstawiony został dokument, z którego wynika, że mój klient miał być badany przez lekarza. Owszem, był badany, ale to jest badanie, które się wykonuje tylko i wyłącznie - podkreślam - na potrzeby pobrania krwi - powiedział obrońca.


Jak wyjaśnił: "Krew się pobiera w celu stwierdzenia, czy zawiera ona alkohol lub inne niedozwolone substancje. Sporządza się do tego protokół, w którym pisze się nie tylko, że taką czynność wykonano i pisze się numery fiolek, ale również opisuje się stan pacjenta - że chodzi równo, chwieje się, ma mowę wyraźną, bełkotliwą, spocony, blady, czerwony, itp. To są te wszystkie okoliczności, które mogą wskazywać, że pacjent jest pod wpływem jakiegoś środka - lub nie".


- Nic mi nie wiadomo, ażeby mój klient był badany przez jakiegoś chirurga. Jeżeli był badany przez chirurga, z całą przyjemnością zapoznam się z dokumentami, które miałyby być przez niego sporządzone - stwierdził.

- Badanie pacjenta po wypadku komunikacyjnym nie polega na opisie jego wyglądu. To jest przecież kwestia wykonania całej palety różnych badań, ewentualnych zdjęć rentgenowskich i rezonansów. Natomiast ten, kto twierdzi, że badanie pacjenta przy pobieraniu krwi jest wystarczające dla uznania, że został zdiagnozowany, że nic nie zaszło, jest - odnoszę wrażenie - w bardzo ciężkim błędzie - powiedział Pociej.

"Zmanipulowano matkę w sposób straszny"

Adwokat odniósł się także do kwestii pouczenia o możliwości skorzystania z usług adwokata. - Każdemu zatrzymanemu (...) wręcza się formularz, na którym są wszelkie możliwe przewidziane w kodeksie pouczenia. I trzeba sobie jasno wyobrazić następującą sytuację: młody człowiek, który dosłownie przed chwilą (...) został poddany ogromnemu wstrząsowi nie tylko fizycznemu, ale również psychicznemu, zestresowany, samotny, bez jakiejkolwiek pomocy, dostaje jakąś kartkę, na której ma masę liter. On nic innego nie będzie widział i nikt inny normalnie nic nie widzi. Problem nie w tym, że on nie był pouczony. On formalnie tę kartkę dostał, ale nikt w takiej sytuacji, będąc jeszcze w szoku spowodowanym samym faktem pozbawienia go wolności, nie myśli racjonalnie. To jest oczywiste - podkreślił mec. Pociej. - Natomiast o możliwość korzystania z pomocy adwokata pytała jego matka, której odpowiedziano, że na tym etapie nie jest on potrzebny. Więc bez względu na pouczenia, które dostał podejrzany, to zmanipulowano matkę w sposób straszny. Tak nie wolno robić. Trzeba było powiedzieć: to jest pani wolna wola, a nie opowiadać, że na tym etapie nie jest potrzebny. Na którym etapie będzie potrzebny - pisania kasacji? - pytał adwokat.


Mec. Pociej odniósł się także do podawanej przez wiceministra SWiA Jarosława Zielińskiego w mediach informacji, że rejestratory w pierwszym i trzecim samochodzie kolumny nie zanotowały żadnych danych z ostatniego przejazdu. - Jeżeli tak jest, to wnioski pozostawiam państwu do wyciągnięcia - jak to było możliwe? - spytał adwokat.

"Nie był badany, bo nie było takiej potrzeby"

Rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Krakowie prok. Włodzimierz Krzywicki potwierdził, że "Sebastian K. nie był badany pod kątem obrażeń powypadkowych. - Nie był badany, bo nie było takiej potrzeby. Jutrzejsze przesłuchanie ratowników medycznych w Oświęcimiu posłuży również dokładniejszemu wyjaśnieniu tych kwestii - czy była potrzeba interwencji lekarskiej, czy zatrzymany składał oświadczenia w tej sprawie, czy sygnalizował dolegliwości. Z formalnego protokołu zatrzymania wynikało, że nie sygnalizował dolegliwości wymagających interwencji lekarskiej, ale właśnie dla wyjaśnienia tego wątku prokuratorzy jadą do Oświęcimia".

Zwrócił także uwagę, że "krótki kontakt podejrzanego z lekarzem nastąpił podczas pobierania krwi".

Do wypadku doszło w piątek wieczorem w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów, w której pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku, wyprzedzała fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które następnie wpadło na drzewo. W wyniku wypadku obrażenia odniosła premier Beata Szydło i szef jej ochrony. Kierowca BOR wyszedł już ze szpitala. Premier Szydło i drugi funkcjonariusz od piątku przebywają w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie.

Anna Pasek,PAP
PAP

...

PiSoskie szczekaczki aktywnie wlaczaja sie w klamstwa i manipulacje. Kartke nazywaja informacja o adwokacie a pobranie krwi ,,badaniem". Co by bylo z Szydlo gdyby tak ja ,,zbadali". Zreszta oczywiscie nie zarzucam braku lekarza. Nie jest tak ze zostawili krawiacego 21 latka na ulicy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 17:08, 18 Lut 2017    Temat postu:

Rapacki: Wpadki BOR są spowodowane tym, że politycy wybierają kolegów na kierownictwo

Dzisiaj, 18 lutego (07:29)

„Połączenie BOR z Żandarmerią Wojskową to nieporozumienie. Żandarmeria to wojsko, niech się skupi na pilnowaniu naruszeń prawa przez żołnierzy, a niech nie zastępuje służb cywilnych” – mówił gen. Adam Rapacki o ewentualnym połączeniu tych dwóch organów. „BOR-owi potrzeba stabilizacji, mądrych szefów z doświadczeniem, którzy potrafią postawić twarde warunki osobom ochranianym” – mówił gość Marcina Zaborskiego w RMF FM potrzebnych zmianach w Biurze Ochronie Rządu. „Największa ilość wpadek Biura Ochrony Rządu jest związanych z tym, że politycy wybierając kierownictwo BOR wybierają swoich kolegów, a nie patrzą przez pryzmat kwalifikacji. Przez takie kumplowanie się nieprzestrzegane są procedury i nie ma twardych zasad w formacji” – komentował Rapacki. „Szefowie BOR powinni chronić i przestrzegać przed takimi sytuacjami, kiedy funkcjonariusze wchodzą w zbyt bliskie relacje z osobami ochranianymi. To skutkuje takimi wpadkami, jak stara opona, nieprzypilnowanie samochodu prezydenta, niewłaściwa reakcja w ruchu drogowym” – mówił gość RMF FM.

Rapacki: Wpadki BOR spowodowane tym, że politycy wybierają kolegów na kierownictwo /Kamil Młodawski, RMF FM
Posłuchaj rozmowy Marcina Zaborskiego z gen. Adamem Rapackim

Marcin Zaborski, RMF FM: Wiemy, że będą zmiany, nie wiemy jeszcze jakie - BOR czeka na reformę. Czego najbardziej potrzebuje dzisiaj Biuro Ochrony Rządu?

Gen. Adam Rapacki: BOR-owi potrzeba stabilizacji, BOR-owi potrzeba mądrych szefów - z doświadczeniem; takich, którzy potrafią postawić twarde warunki politykom, osobom ochranianym, po to, aby nie wymuszano rozwiązań niekoniecznie zgodnych z procedurami.

A potrzebne jest wzmocnienie pozycji szefa BOR, jego usamodzielnienie, zmiana statusu?

Szef BOR ma dzisiaj niezależną pozycję. Odpowiada za ochronę najważniejszych osób w państwie, najważniejszych obiektów w państwie, ochronę placówek dyplomatycznych. I w tym zakresie jego autonomia jest duża.

A szefowie MSWiA przekonują, że powinna być większa, bo nie może być tak, że on musi za każdym razem prosić o akceptację decyzji kierownictwo ministerstwa, tylko powinien być samodzielny w podejmowaniu decyzji.

Część tych uprawnień można równie dobrze scedować na szefa BOR, i tutaj ma absolutną autonomię w zakresie zarządzania. Nie widzę tutaj jakichś potrzeb zmian prawnych.

Prawo podsłuchiwania i przeglądania maili dla Biura Ochrony Rządu - potrzebne?

Dostanie takiego prawa będzie wymagało nauczenia się i pozyskania do pracy kilkudziesięciu, a może nawet powyżej 100 funkcjonariuszy. I ci funkcjonariusze będą musieli prowadzić czynności operacyjno-rozpoznawcze wobec osób, które stanowią jakieś zagrożenie dla VIP-ów w państwie.

Ale może dzięki temu praca będzie sprawniejsza, jeśli chodzi o BOR?

Dzisiaj te zadania realizuje Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i policja, i wspiera BOR w tym zakresie. Natomiast dodanie takiego uprawnienia dla BOR będzie wymagało potężnego rozbudowania samej struktury. I czy tu się poprawi bezpieczeństwo VIP-ów - śmiem wątpić.

A połączenie Biura Ochrony Rządu z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego byłoby dobrym rozwiązaniem?

Były rozważane warianty połączenia BOR bardziej z policją, bo wtedy przy dużych zabezpieczeniach, tak czy siak to policja realizuje zabezpieczenie tego dużego pierścienia albo skupia się tylko na najważniejszych osobach. Taki scenariusz również w przeszłości i ja rozważałem.

I co z tego wyszło?

Od tego zamiaru odstąpiłem...

Dlaczego?

... Uznając, że jest pewna autonomia BOR, jest już pewna tradycja - to już jest kilkadziesiąt lat funkcjonowania w takiej strukturze. I uważałem, ze to Biuro współpracując z innymi partnerami, może spokojnie i dobrze realizować zadania, które przed nimi są stawiane.

A gdyby połączyć BOR z Żandarmerią Wojskową?

To jest zupełne nieporozumienie, bo ŻW to jest wojsko. Żandarmeria niech się skupi na pilnowaniu naruszeń prawa przez żołnierzy, a nie zastępowaniu służb cywilnych w innych dziedzinach. Tutaj akurat jestem zdecydowanym przeciwnikiem takiego rozwiązania.

Kiedyś stawał pan w obronie BOR-u i mówił, że funkcjonariusze to nie są niańki czy lokaje. Myśli pan, że to jest przeszłość; że ta choroba w Biurze Ochrony Rządu kompletnie odeszła w zapomnienie?

Obawiam się, że nie, i tutaj dostrzegam największą ilość wpadek BOR. Wpadek związanych z tym, że politycy wybierając kierownictwo BOR, dobierają swoich kolegów, a nie patrzą przez pryzmat kwalifikacji, doświadczenia, pewnej charyzmy i mądrego zarządzania tą jednostką. I to powoduje, że później takie kumplowanie się i załatwianie sobie stanowisk poprzez dobre relacje z politykiem, powoduje, że nieprzestrzegane są procedury i że nie ma twardych zasad obowiązujących w formacji.

Bartłomiej Sienkiewicz w jednej z nagranych rozmów - podsłuchanych - stwierdzał, że oficerowie BOR cierpią na tzw. syndrom sztokholmski, czyli zaprzyjaźniają się z politykami.

Tego być nie powinno. Szefowie BOR powinni chronić i przestrzegać przed takimi sytuacjami, gdzie funkcjonariusze BOR wchodzą w zbyt bliskie relacje z osobami ochranianymi. Naturalne jest, że oni wchodzą, bo liczą, że poprzez te dobre relacje załatwią sobie stanowiska - i życie pokazuje, że niestety to jest prawda. Tylko to skutkuje takimi wpadkami jak stara opona, nieprzypilnowanie samochodu prezydenta, niewłaściwa reakcja w ruchu drogowym.

A czy zarobki funkcjonariuszy BOR są adekwatne do obowiązków, które wykonują?

Zarobki są porównywalne do średnich zarobków policjanta, funkcjonariusza służb specjalnych...

Zaglądam do dziennika ustaw i do stawek zaszeregowania w BOR. Ta najniższa stawka dla etatowego szeregowego w najniższej grupie uposażenia - 1590 zł.

To jest najniższa. Do tego dochodzą pewne dodatki - pensja netto będzie wyższa. Trzeba brać pod uwagę również to, że gro funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu pilnuje obiektów, ważnych z punktu widzenia państwa, czy to urzędowych budynków administracji państwowej, czy też jakichś obiektów specjalnych. Tam te kwalifikacje funkcjonariuszy nie są wymagane aż takie wysokie i tam te wynagrodzenia nie powinny być aż takie wysokie. Natomiast ci, którzy rzeczywiście odpowiadają za bezpieczeństwo personalne najważniejszych osób, od których wymagane są najwyższe umiejętności w zakresie technik walki, strzelania, jazdy samochodem... Tutaj te wynagrodzenia powinny być zdecydowanie wyższe.

Szef MSWiA zapowiada podwyżki - 250 zł średnio dla funkcjonariuszy w różnych służbach, i przy okazji piszę w liście do policjantów, że ustawa dezubekizacyjna nie będzie obejmowała byłych milicjantów, a tylko funkcjonariuszy SB. Czy Stowarzyszenie Generałów Policji RP, którym pan kieruje, w związku z ta deklaracją odstępuje od krytyki, od zapowiedzi skarżenia tej ustawy w Strasburgu?

Nie, nie odstępuję, bo ta ustawa nie dotyczy tylko i wyłącznie funkcjonariuszy walczących z opozycją w przeszłości. Ta ustawa obejmuje swoim zakresem m.in. funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu; m.in. takich milicjantów, którzy w przeszłości byli komendantami rejonowego urzędu spraw wewnętrznych. Oni odpowiadali za pion milicyjny w tamtym czasie. Ale ponieważ byli komendantami, a w strukturze był jakiś tam fragmencik związany ze Służbą Bezpieczeństwa, to również tych milicjantów ta ustawa obejmuje.

Państwo mówią, że ustawa jest niesprawiedliwa i restrykcyjna, a minister spraw wewnętrznych przekonuje, że to zniesienie - jak mówi - przywilejów związanych z pracą w aparacie represji PRL jest aktem sprawiedliwości społecznej.

Nie, to nie jest żaden akt sprawiedliwości. To jest akt zemsty na byłych funkcjonariuszach. Ja rozumiem, że obniżono wynagrodzenie funkcjonariuszom, którzy walczyli z opozycją i tutaj byliśmy zgodni za tym, że oczywiście te emerytury powinny być obniżone, natomiast nie zero procent za każdy rok służby, tylko mówimy 0,7 proc., tak jak jest rok nieskładkowy, bo dzisiaj skazany ma wyższe uprawnienia do emerytury - bo jemu liczy się 0,7 proc. za każdy rok - natomiast tych funkcjonariuszy spycha się na margines, na najniższą...

Czyli Strasburg.

Absolutnie. I Polska będzie przegrywała procesy indywidualne.

"Słowik", "Parasol", "Młody Wańka". Znów słyszymy o członkach mafii pruszkowskiej, trafili właśnie do aresztu. Mamy powrót do dawnego układu przestępczego w Polsce?

Może nie w takim kształcie, nie w takich rozmiarach jak kiedyś, ale okazuje się, że dawny zarząd Pruszkowa wrócił do "biznesu", tylko nie był to już "biznes" o charakterze takich siłowych działań, kryminalnych, a bardziej związanych z wyłudzeniami VAT-u, przestępstwami gospodarczymi. Okazało się, że Centralne Biuro Śledcze Policji prowadzące śledztwo, po raz kolejny dowody wskazujące, że zarząd Pruszkowa wrócił do przestępczej działalności.

...

I taka jest prawda a nie pieprzenie o ubekach i ,,braku dyscypliny". ZA DUZA DYSCYPLINA WOBEC DEBILI! Jak chca sie zabic niech sobie wezma kierowcow tez kolesi tak jak obsadzili kierownictwo. Tak bylo po 89 ale obecni doprowadzili burdel do maksimum.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:00, 20 Lut 2017    Temat postu:

Tylko w WP. Kulisy lotów premier i prezydenta na weekend do Krakowa
Grzegorz Łakomski
19 lutego 2017, 21:37
Andrzej Duda i Beata Szydło latają z Warszawy na weekend do Krakowa rządowymi Embraerami i samolotami Casa wykorzystywanymi też do przewożenia deportowanych z Anglii Polaków - ustaliła Wirtualna Polska. - Casa była projektowana dla wojsk desantowych, a nie do lotów z VIP-ami - mówi gen. Waldemar Skrzypczak. PiS odpowiada, że trzeba odbudować zlikwidowany po Smoleńsku 36 pułk lotniczy, bo rządowych samolotów jest za mało.



Erywań, 22 grudnia 2011 r. Donald Tusk jest wściekły. Rządowy Embraer z premierem na pokładzie przez śnieżycę utknął na lotnisku w stolicy Armenii. Po kilku godzinach czekania kapitan oświadcza, że pilotom LOT-u właśnie skończył się czas pracy. Załoga opuszcza samolot i udaje się do hotelu. Tusk musi spać w ambasadzie.

Warszawa, 10 lutego 2017 r. Trwa posiedzenie Sejmu. Beata Szydło opuszcza ławy rządowe o godz. 13.30. Na godz. 15 jest zaplanowany lot do Krakowa. Wylot się jednak opóźnia o 2 godziny. Na lotnisku w podkrakowskich Balicach na szefową rządu czeka kolumna trzech samochodów BOR. Ze stolicy premier ma się tam dostać Casą. Załoga wojskowego samolotu jest w gotowości.

- Rozkazy dotyczące lotu przychodzą z reguły 3-4 dni wcześniej. Czekamy i wykonujemy lot. Taka nasza rola. Decyzje zapadają wyżej - mówi Wirtualnej Polsce jeden z żołnierzy.


Jeden samolot dla zatrzymanych, deportowanych i prezydenta

Nasz drugi informator, który ma dostęp do planów lotów, mówi, że prezydent i premier często latają do Krakowa. - Praktycznie w każdy weekend. Wykorzystują Embraery, ale też Casy - zaznacza.


Wojskowe samoloty stacjonują w krakowskiej 8 bazie lotnictwa transportowego. Są wykorzystywane nie tylko do celów militarnych - transportują krew, organy do przeszczepów, na zleceni MSWiA przewożą zatrzymanych, a także Polaków deportowanych z Wielkiej Brytanii.

- Za rządów Platformy takie loty były czasem wykorzystywane przez polityków, którzy chcieli się dostać do Krakowa, bo Casa po przywiezieniu grupy deportowanych do stolicy i tak musiała wracać na południe. Teraz Casy są w użyciu częściej - zauważa rozmówca WP.

Jeden z żołnierzy krakowskiej bazy transportowej tłumaczy, że Casy podlegają ministerstwu obrony, ale poszczególne instytucje, jak kancelaria premiera czy prezydenta mogą z nich korzystać zamawiając loty za pośrednictwem Dowództwa Generalnego Sił Zbrojnych.

- Praktycznie cały czas wykonujemy te loty dla MON, kancelarii premiera i prezydenta - przyznaje.


Marek Magierowski potwierdza w rozmowie z Wirtualną Polską, że Andrzej Duda korzysta z samolotów Casa. Dyrektor biura prasowego prezydenta zastrzega jednak, że te samoloty są w dyspozycji MON, a zasady korzystania z nich są inne niż w przypadku rządowych Embraerów.

Rzecznik rządu Rafał Bochenek pytany o loty Casą odpowiada, że Beata Szydło korzysta zarówno z samolotów Embraer, Casa, jak i z transportu samochodowego.

MON zakazuje komentowania

Najważniejsze osoby w państwie (premier, prezydent, marszałkowie Sejmu i Senatu) mają do dyspozycji dwa Embraery wyczarterowane od LOT-u jeszcze przez rząd PO-PSL w 2010 roku.

Według naszych rozmówców korzystanie na co dzień z Casy to novum, bo wcześniej premierowi zdarzyło się wsiadać na pokład tego transportowego samolotu tylko w wyjątkowych przypadkach - przykładowo, gdy musiał lądować na lotnisku wojskowym, do którego dostępu nie mają cywilne Embraery.

Loty z jedną z czterech najważniejszych osób w państwie mają status HEAD, tzn. są objęte przepisami zawartymi w instrukcji HEAD. Zgodnie ze stworzonym w MON dokumentem samoloty przeznaczone do wykonywania lotów o tym statusie "podlegają szczególnej selekcji i weryfikacji", a dowódcy rodzajów Sił Zbrojnych w corocznych rozkazach określają typy samolotów dopuszczonych do takich lotów.

Wirtualna Polska nie uzyskała do tej pory odpowiedzi na pytania dotyczące wymogów spełnianych przez samoloty Casa. Według służb prasowych dowództwa operacyjnego na temat lotów o statusie HEAD odpowiedzi może udzielać włącznie MON. Sam resort milczy.

Samoloty dla wojsk desantowych, a nie VIP-ów

Gen. Waldemar Skrzypczak, który jako wiceszef MON w rządzie PO-PSL był odpowiedzialny za zakup samolotów Casa, podkreśla w rozmowie z WP, że samoloty Casa były projektowane dla wojsk desantowych, a nie VIP-ów. - Wyposażenie jest wybitnie wojskowe, a piloci są szkoleni do transportowania żołnierzy - mówi Skrzypczak.

W opinii byłego wiceministra Casa nie ma odpowiedniego wyposażenia ratunkowego, jakie jest wymagana przy przewozie najważniejszych osób w państwie np. brakuje kamizelek ratunkowych. - Można oczywiście je kupić i wrzucić na pokład samolotu, ale w przypadku Casy nikt nie będzie wiedział jak ich używać - przekonuje generał.

Na ubogie wyposażenie samolotu zwróciła uwagę komisja badająca przyczyny wypadku Casy, która w 2008 r. rozbiła się pod Mirosławcem. W raporcie zauważono, że samolot poza pasami bezpieczeństwa na fotelach nie posiada "systemów ochronnych".

Według eksperta lotniczego Michała Setlaka nie jest to największy problem, bo pod względem bezpieczeństwa samoloty Casa nie ustępują Embraerom, jednak - jak dodaje - ważniejsze jest to, kto siedzi za sterami.

- Embraery są pilotowane przez pilotów LOT-u, którzy mają ograniczenia, bo muszą się trzymać cywilnych procedur. Obawiam się, że użytkownicy tych samolotów liczą na to, że wojskowi będą bardzie skłonni do lotów w sytuacjach, w których cywilni piloci by odmówili - ocenia Setlak.

Jedyna dolegliwość to zatyczki do uszu

Wojciech Skurkiewicz, wiceszef sejmowej komisji obrony z PiS, podkreśla w rozmowie z WP, że w poprzedniej kadencji samoloty Casa również były używane przez polityków.

- Jako senator komisji obrony w poprzedniej kadencji nieraz leciałem Casą z minister lub wiceminister obrony - zaznacza poseł PiS. W jego opinii wyposażenie na pokładzie Casy jest wystarczające, a jedyna dolegliwość polega na tym, że ze względu na duży hałas trzeba zakładać zatyczki do uszu.

Rozmówcy Wirtualnej Polski są zgodni, że Casa, jako mniejszy samolot, jest znacznie tańsza w eksploatacji od Embraera, którego godzina lotu kosztuje ok. 11 tys. zł. W przypadku Casy jest to tylko ponad 3 tys. zł. Kwotę trzeba pomnożyć razy dwa, bo do stolicy z Krakowa muszą przylecieć dwie Casy. Według wymogów instrukcji HEAD do lotu z premier, czy prezydentem muszą być zawsze gotowe dwa samoloty, jeden jako rezerwowy.

Obok samolotów politycy mogą też korzystać ze śmigłowców 1 Bazy Lotnictwa Transportowego z Warszawy. Lot śmigłowcem W3 Sokół to koszt ok. 3,7 tys. zł za godzinę.

Niezależnie jednak od tego, czy politycy wykorzystują dwa stojące na warszawskim lotnisku Embraery podatnicy i tak ponoszą koszty, bo zgodnie z umową czarteru tych samolotów, rząd płaci za ich gotowość do lotu.

Czarter Embraerów był planowany jeszcze przez poprzedni rząd, a do finalizacji kontraktu dochodziło w pośpiechu po 10 kwietnia 2010 r., gdy jeden TU-154 rozbił się pod Smoleńskiem, a drugi był akurat w serwisie.

Samolotów jest za mało, a 36 pułk trzeba odtworzyć

Zawarta bez przetargu w czerwcu 2010 r. umowa była kilkakrotnie przedłużana i ma obowiązywać do jesieni 2017 r. Wartość kontraktu jest rozbita na dwie liczby - wynikającą ze "stałych opłat miesięcznych" pokrywaną przez MON i zmienną, obejmującą m.in.: koszt paliwa, obsługi, opłat lotniskowych, podatki i catering. Te drugie, zgodnie w wykonanymi lotami, obciążają kancelarie prezydenta, premiera, Sejmu lub Senatu.

Zdaniem Wojciecha Skurkiewicza umowa na czarter Embraerów nie będzie przedłużona, bo dwa samoloty przeznaczone dla najważniejszych osób w państwie to za mało. - To nie do pomyślenia, by 38-milionowy kraj miał tylko dwa samoloty do przewożenia VIP-ów - przekonuje poseł PiS, który przypomina, że latem mają być w użyciu dwa nowe samoloty Gulfstream, kupione w tym celu przez MON. Michał Setlak zwraca uwagę, że zakup nowych samolotów to tylko "mały element" planu, który powinien być realizowany, by bezpiecznie wozić najważniejszych polityków.

- Piloci powinni być wyszkoleni co najmniej na poziomie pilotów liniowych, by myśleli przede wszystkim o bezpieczeństwie pasażerów, a nie tym że najważniejsze jest zrealizowanie zadania, czyli dowiezienie ich do punktu docelowego - przekonuje ekspert.

Według wiceszefa komisji obrony na dłuższą metę samolotów powinno być więcej. Powinna też zostać odbudowana specjalna jednostka na kształt 36 pułku (zlikwidowanego po katastrofie smoleńskiej - red.), która będzie przystosowana tylko na przewozu najważniejszych osób w państwie. - MON się do tego przymierza - przyznaje Skurkiewicz.

...

W ramach histerii smolenskiej zlikwidowali ten 36 pułk i teraz strach sie bac. Glupcy nami rzadza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 15:00, 20 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
BOR szuka pracowników. W połowie marca projekt ustawy ws. zmian w Biurze Ochrony Rządu
BOR szuka pracowników. W połowie marca projekt ustawy ws. zmian w Biurze Ochrony Rządu

Dzisiaj, 20 lutego (11:0Cool

Co najmniej 130 nowych funkcjonariuszy ma w tym roku zatrudnić Biuro Ochrony Rządu - dowiedział się nasz reporter Paweł Balinowski. Jak już wcześniej zapowiadali szefowie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, BOR czeka też poważna reforma. Projekt ustawy w tej sprawie ma pojawić się do połowy marca.
Funkcjonariusz BOR
/Leszek Szymański /PAP
Są wnioski do NIK o kontrole w BOR i Żandarmerii Wojskowej

Według MSWiA w BOR są duże braki kadrowe. W sumie potrzeba ponad 300 funkcjonariuszy. Jak tłumaczy w rozmowie z RMF FM wiceszef resortu Jarosław Zieliński, rekrutacja w BOR będzie kontynuowana do czasu, kiedy braki kadrowe uda się uzupełnić.

Sytuacja wymagań działań w ciągu dwóch, trzech lat. W przyszłym roku nabór intensywny też będzie prowadzony - dodaje wiceminister Jarosław Zieliński.

WYPADKI I KOLIZJE. POLECAMY BLOG DZIENNIKARZA RMF FM TOMASZA SKOREGO

Równie ważne jak to, ile osób zostanie przyjętych, istotne jest również to, ilu funkcjonariuszy odejdzie. W ubiegłym roku BOR zatrudnił 130 osób, ale aż 70 funkcjonariuszy odeszło z pracy.

Według Jarosława Zielińskiego 130 nowych etatów w BOR to minimum. Resort liczy, że uda się przyjąć i przeszkolić więcej osób.

Wiceminister nie chce na razie zdradzać szczegółów planowanej reformy Biura Ochrony Rządu.

(ug)
Paweł Balinowski

...

Kolejna wymiana kadry i kolejni znajomkowie beda zatrudnieni. Nastepne wypadki w drodze... Normalka po 89.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:46, 20 Lut 2017    Temat postu:

To niedopuszczalne, a Andrzej Duda jest w gorszej sytuacji niż prezydent Burundi – politycy oburzeni po publikacji WP
Grzegorz Łakomski
20 lutego 2017, 16:22
Wojskowe samoloty to nie taksówki. Nie utrzymujemy sił zbrojnych po to, by woziły polityków z pracy do domu - tak politycy opozycji komentują loty premier i prezydenta do Krakowa wojskowym samolotem Casa, co ujawniła Wirtualna Polska. PiS odpowiada, że likwidacja po katastrofie smoleńskiej 36. pułku lotniczego była "aberracją", a Andrzej Duda - inaczej niż prezydent Burundi - nie ma swojego samolotu. Gen. Roman Polko przyznaje, że politycy lubią latać, ale "po cichu", a nad nim się pastwili, gdy jako wiceszef BBN użył śmigłowca.



Wirtualna Polska ujawniła, że Andrzej Duda i Beata Szydło latają z Warszawy na weekend do Krakowa nie tylko rządowymi Embraerami, ale też wojskowymi samolotami Casa, które na co dzień stacjonują w krakowskiej 8. bazie lotnictwa transportowego. Pisaliśmy o tym tu. Transportowe samoloty są wykorzystywane nie tylko do celów militarnych - transportują krew, organy do przeszczepów, na zlecenie MSWiA przewożą zatrzymanych, a także Polaków deportowanych z Wielkiej Brytanii.

Były wiceminister obrony w rządzie PO-PSL Czesław Mroczek ocenia w rozmowie z WP, że taka sytuacja jest "niedopuszczalna".

- Nie utrzymujemy sił zbrojnych po to, by woziły polityków z pracy do domu i z powrotem. Nie można statków powietrznych traktować jak taksówki. Wojsko zamienia się w przedsiębiorstwo taksówkowe - zaznacza poseł Platformy.


Według niego korzystanie przez premier i prezydenta z wojskowych samolotów może świadczyć o zwiększonym zapotrzebowaniu na przeloty najważniejszych osób w państwie, skoro rządowe Embraery "przestały wystarczać".

Mroczek zaznacza, że w poprzedniej kadencji kancelarie prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu nie wykorzystywały wszystkich przysługujących im godzin lotu Embraerami.


"Wojsko nie może zastępować korporacji taksówkowej"

Wykorzystywanie wojskowych maszyn podobnie ocenia były wiceminister obrony w rządzie SLD Janusz Zemke. - To nieporozumienie. Wojskowe samoloty nie powinny być traktowane jak taksówki, a wojsko nie może zastępować korporacji taksówkowej - przekonuje.

Europoseł SLD zwraca uwagę, że do tej pory samoloty Casa wykorzystywano przez polityków w wyjątkowych sytuacjach. Na przykład, gdy trzeba było polecieć w rejon konfliktu zbrojnego. - Te samoloty, w przeciwieństwie do cywilnych, mogą lądować na lotniskach wojskowych i mają system obrony pasywnej - wyjaśnia Zemke.

Trzy samoloty i trzy załogi w gotowości

Wtóruje mu były szef MON w rządzie PO-PSL Tomasz Siemoniak. - Jak byłem ministrem w ciągu 4 lat, nie licząc Afganistanu, były trzy takie loty - zaznacza.


Poseł PO zwraca też uwagę, że zgodnie z instrukcją HEAD [zawierającą procedury dotyczące lotów z najważniejszymi osobami w państwie - red.] w przypadku lotu Casą ze stolicy do Krakowa do dyspozycji w tym samym czasie powinny być trzy samoloty i trzy załogi. - Dwie w Warszawie na wypadek awarii, a trzeci czeka w Krakowie - wyjaśnia Siemoniak.

Inaczej - jak podkreśla - wygląda sytuacja w przypadku korzystania przez polityków z wyczarterowanych od LOT-u Embraerów, które stacjonują w Warszawie. - Jako rezerwowy może być użyty liniowy samolot LOT-u. Tam są piloci z LOT-u i mogą natychmiast podstawić załogę, bo mają swoje rezerwy - przekonuje poseł.

"Jak raz poleciałem, to nadgorliwi urzędnicy zaczęli się nade mną pastwić"

Na inny aspekt zwraca uwagę generał Roman Polko, który za poprzednich rządów PiS był wiceszefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

- Będąc w BBN obserwowałem pewną nieśmiałość polityków w podejściu do lotów. Na dachu BBN jest lądowisko dla helikopterów, ale z niego nie korzystano w obawie, że dziennikarze to nakręcą. Jak raz sam poleciałem, to nadgorliwi urzędnicy zaczęli się nade mną pastwić i pytali, jak mogłem dokonać takiego nadużycia - śmieje się Polko.

Jego zdaniem politycy uważają, że z transportu lotniczego można korzystać po cichu, a nie otwarcie, w obawie, że media to pokażą.

Były dowódca GROM stwierdza, że błąd popełnił rząd Donalda Tuska, likwidując po katastrofie smoleńskiej 36. pułk lotnictwa transportowego odpowiedzialny za przewożenie VIP-ów.

Podobnie uważa Janusz Zemke. - 36. pułk powinno się odtworzyć, bo decyzja o jego likwidacji była błędem. Trzeba było zmienić dowództwo pułku i procedury, a nie likwidować całą jednostkę - przekonuje.

"Nawet Burundi ma samolot dla swojego prezydenta, a Polska nie ma"

Tego samego zdania jest szef sejmowej komisji obrony Michał Jach (PiS), który podkreśla w rozmowie z WP, że tylko odtworzenie jednostki do transportu VIP-ów "gwarantuje odpowiedni poziom bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie". - Decyzja o rozwiązaniu 36. pułku to była aberracja. Ktoś nabroił, a zrzucono winę na jednostkę - ocenia poseł.

Jach, odnosząc się do zarzutów polityków opozycji, zauważa, że politycy zawsze "mogli latać i latali Casami". - Nie ma w nich dobrych warunków do pracy na przykład dla prezydenta, ale w poprzednich latach politycy też z nich korzystali - mówi szef komisji obrony.

Zdaniem Jacha politycy Platformy nie powinni się w ogóle wypowiadać na temat transportu lotniczego VIP-ów, bo przez 8 lat rządów nie kupili samolotów. - Polska jako duży kraj nie miała samolotów dla VIP-ów. Nawet Burundi ma samolot dla swojego prezydenta, a Polska nie ma - wytyka poseł PiS.

...

To tylko objawy systemu 89+...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 22:14, 21 Lut 2017    Temat postu:

Kolumna samochodów szarżująca pod Żywcem należała do Andrzeja Dudy - wynika z informacji WP
Grzegorz Łakomski
akt. 21 lutego 2017, 20:38
Kolumna BOR, która na opublikowanym w internecie filmie zmusiła jadącego z przeciwka kierowcę do ucieczki na pobocze, należała do Andrzeja Dudy - ustaliła Wirtualna Polska. Nagranie powstało w czwartek o godz. 17 pod Żywcem. Prezydent tego dnia o godz. 16 wyjechał z Rabki-Zdroju, gdzie był na zawodach narciarskich. To by oznaczało, że kolumna pokonała w godzinę trasę, która powinna zająć co najmniej półtorej godziny. -Wykręcili niezły wynik - mówi nam funkcjonariusz BOR.



Na opublikowanym przez serwis Żywiec 112 filmie widać kolumnę trzech samochodów, które jadąc na sygnałach świetlnych z dużą prędkością wyprzedzają jeden samochód i zmuszają jadącego z przeciwka kierowcę do ucieczki na pobocze.

Według naszych rozmówców z BOR na filmie widać pancerne Audi A8, którym często porusza się prezydent. W BOR były dwa takie samochody, jednak drugi z nich 10 lutego uległ wypadkowi z Beatą Szydło w Oświęcimiu.

W czwartek 16 lutego, gdy premier po wypadku leżała jeszcze w szpitalu, prezydent gościł w Rabce-Zdroju na amatorskich zawodach narciarskich im. Marii Kaczyńskiej. Andrzej Duda wręczył tam nagrody narciarzom-amatorom i spotkał się z mieszkańcami uzdrowiska przy stoku narciarskim Polczakówka. Według relacji uczestników spotkania prezydent wyjechał z Rabki o godz. 16. Zdaniem autora filmu, na którym widać kolumnę głowy państwa, powstał on w ostatni czwartek o godz. 17 na drodze S1 pod Żywcem.

Najkrótsza trasa do tego miejsca z Rabki liczy 70 kilometrów (z reguły wąskimi drogami). Pokonanie tej drogi - według Google Maps - zależnie od wybranej trasy powinno zająć od 1 godziny 30 minut do 1 godziny 50 minut.


- Przejeżdżając tę trasę w godzinę wykręcili niezły wynik - mówi WP funkcjonariusz BOR. Jego zdaniem manewr, który widać na filmie był ryzykowny i niezgodny z zasadami jazdy w kolumnie. - Tak samo, jak w Oświęcimiu nie zabezpieczyli dobrze prawej strony ochranianego samochodu. Poza tym jechali zbyt agresywnie, nie powinni zganiać z drogi samochodu jadącego z przeciwka - ocenia borowiec.

Podobnego zdanie jest inny oficer. - Nie rozumiem, dlaczego strzelają sobie w stopę jadąc w ten sposób krótko po wypadku z premier - dodaje.

Biuro Ochrony Rządu nie chce komentować sytuacji spod Żywca. Kpt. Grzegorz Bilski z biura prasowego BOR podkreśla w rozmowie z WP, że na nagraniu nie widać rejestracji samochodów jadących w kolumnie. - Nie możemy powiedzieć, czy to były samochody BOR - zaznacza Bilski.

...

W ZESZLY CZWARTEK? ZNOWU? LUDZIE UCIEKALI PRZED PIRATAMI?
NO WIDZICIE? MALO IM! TU JEST FILM I NIE DA SIE KLAMAC ZE 21LATEK!
Przypomne haslo!
STOP WARIATOM DROGOWYM!!!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 23:13, 22 Lut 2017    Temat postu:

Premier Szydło kłamie w sprawie lotów casą. Jej wersja nie jest zgodna z instrukcją HEAD
oprac.Filip Skowronek
22 lutego 2017, 20:28
"Chętnie podróżowałabym środkami komunikacji publicznej, ale nie mogę tego robić" - tłumaczyła podczas konferencji premier Beata Szydło. Tłumaczyła przy tym, że loty wojskowymi samolotami są zgodne z instrukcją HEAD przyjętą przez MON. Okazuje się, że nie jest to zgodne z prawdą.

"Zgodnie z instrukcją HEAD mam prawo do przelotów samolotami CASA" - twierdziła premier. Niestety, instrukcja nie przewiduje wykorzystywania tego typu samolotów do lotów prywatnych. Jeden z naszych informatorów potwierdził, że MON, kancelaria prezydenta i premiera wykorzystują wojskowe samoloty.

Jak podaje portal TVN24, instrukcja HEAD mówi jasno, że loty wojskowymi maszynami wykonywać można. Ale tylko "w misjach oficjalnych". Tymczasem premier Szydło miała odbywać je do domu, na weekendy. Potwierdziła to sama premier podczas konferencji prasowej, zaznaczają przy tym prawidłowość takiego wykorzystania samolotu.

tvn24.pl

...

Nie dziwi mnie. Najwyrazniej kolejne klamstwo. Najlepiej przytoczyc ten punkt aby nie bylo watpliwosci. Ale ze oni klamia jest oczywiste.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 17:54, 23 Lut 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Obrońca Sebastiana K. niedopuszczony do udziału w przesłuchaniu Beaty Szydło
Obrońca Sebastiana K. niedopuszczony do udziału w przesłuchaniu Beaty Szydło

Dzisiaj, 23 lutego (14:36)
Aktualizacja: 49 minut temu

Premier Beata Szydło przyjechała o godz. 14.30 do krakowskiej Prokuratury Okręgowej, gdzie na godz. 15 przewidziano początek przesłuchania jej w charakterze świadka wypadku kolumny rządowej w Oświęcimiu 10 lutego, w którym uczestniczyła. Prokuratura w Krakowie podjęła decyzję o niedopuszczeniu adwokata Władysława Pocieja, obrońcy Sebastiana K., do udziału w przesłuchaniu.
Premier Beata Szydło przybyła do Prokuratury Okręgowej w Krakowie
/Jacek Skóra /RMF FM
Obrońca Sebastiana K. niedopuszczony do udziału w przesłuchaniu Beaty Szydło

"Prokuratura Okręgowa w Krakowie podjęła decyzje o niedopuszczeniu w przesłuchaniu Premier Beaty Szydło obrońcy podejrzanego Sebastiana K., adwokata Władysława Pocieja" - poinformowała prokuratura w komunikacie.

"Udział obrońcy na tak wczesnym etapie postępowania może spowodować ujawnienie zeznań świadka (pokrzywdzonego), co w konsekwencji powodować może na dalsze etapie śledztwa, poważne trudności dowodowe. Niewykluczone jest bowiem, że w późniejszej fazie postępowania przygotowawczego może zachodzić konieczność prowadzenia konfrontacji pomiędzy przesłuchiwanym świadkiem a podejrzanym, reprezentowanym przez obrońcą w osobie adwokata Władysława Pocieja. Nie bez znaczenia jest również fakt, iż przesłuchanie będzie dotyczyło także procedur bezpieczeństwa transportu najważniejszych osób w państwie, które to procedury dotyczą informacji niejawnych" - tłumaczy prokuratura.

"Wskazać należy, iż w razie ewentualnego skierowania w sprawie aktu oskarżenia, podejrzany i jego ustanowienia obrońcy na końcowym etapie śledztwa mają - zgodnie z art. 321 k.p.k. - prawo zapoznania się z całością zgromadzonego materiału dowodowego. Ponadto w toku ewentualnego postępowania przed Sądem rozpoznającym sprawę, mają prawo zadawania pytań świadkom" - czytamy w komunikacie.
Treść komunikatu na stronie prokuratury
/
Władysław Pociej opuścił budynek prokuratury

Mecenas Pociej opuścił przed 16 budynek prokuratury. Jak poinformował, przesłuchanie premier Beaty Szydło formalnie się jeszcze nie rozpoczęło.

Pociej odmówił odpowiedzi na pytanie, dlaczego nie będzie uczestniczył w przesłuchaniu. Dopytywany przez dziennikarzy poinformował, że chciał w nim uczestniczyć. Jak powiedział, takie jest jego prawo jako obrońcy, został także o przesłuchaniu formalnie zawiadomiony.

Nie mogę państwu powiedzieć nic więcej - powiedział.

Pytany, jakie kwestie w zeznaniach premier by go interesowały, powiedział, że "głównie charakter kolumny rządowej". Jeżeli nie byłyby to pojazdy uprzywilejowane, to mój klient miał prawo sądzić, że na lewym pasie przy podwójnej ciągłej nie będzie żadnego innego pojazdu - wyjaśnił.
Premier Beata Szydło przyjechała do krakowskiej Prokuratury Okręgowej

Premier Beata Szydło do krakowskiej Prokuratury Okręgowej przyjechała o godzinie 14:30. Przed budynkiem prokuratury licznie zgromadziły się media. Dziennikarze nie mają jednak dostępu do budynku. Obok nich stoją manifestanci z bębnami i emblematami w formie serca, na których jest napis: "Kochasz? Powiedz stop piratom drogowym. KOD".

W przesłuchaniu uczestniczyć także będzie obrońca podejrzanego o nieumyślne spowodowanie wypadku Sebastiana K. adwokat Władysław Pociej. Moja rola będzie zależała od dynamiki spotkania, nie mam gotowych pytań, ale chciałbym wyjaśnić wszelkie możliwe kwestie - powiedział adwokat.

Premier Szydło przybyła do prokuratury w Krakowie /Jacek Skóra, RMF FM

Początkowo prokuratura zapowiadała, że przesłuchanie odbędzie się w uzgodnionym z premier Szydło terminie w siedzibie rządu w Warszawie, dokąd pojedzie jeden z prokuratorów prowadzących śledztwo. Miało to nastąpić prawdopodobnie w przyszłym tygodniu. We wtorek premier Szydło poinformowała jednak, że prawdopodobnie przesłuchanie odbędzie się w czwartek w Krakowie.
Protest przed budynkiem prokuratury
/Jacek Skóra /RMF FM

Termin przesłuchania potwierdzili w środę rzecznik rządu Rafał Bochenek i rzecznik Prokuratury Regionalnej w Krakowie prok. Włodzimierz Krzywicki.
Wypadek limuzyny Beaty Szydło w Oświęcimiu

Do wypadku doszło 10 lutego w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów (pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku) wyprzedzała fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które następnie uderzyło w drzewo.
Policjanci przed budynkiem prokuratury w Krakowie
/Jacek Skóra /RMF FM

W wyniku wypadku poważne obrażenia ciała, utrzymujące się dłużej niż 7 dni, odnieśli premier i jeden z funkcjonariuszy BOR - szef ochrony Beaty Szydło. U drugiego funkcjonariusza BOR - kierowcy pojazdu - stwierdzono lżejsze obrażenia (naruszenie czynności ciała przez mniej niż 7 dni). Beata Szydło do 17 lutego przebywała w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie.

(ph)
RMF FM/PAP

...

Ukrywaja prawde...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:30, 24 Lut 2017    Temat postu:

Kłopoty z czarną skrzynką z auta premier Szydło. "Próba odczytu się nie powiodła"

Dzisiaj, 24 lutego (14:00)

​Prokuratorzy prowadzący śledztwo ws. wypadku w Oświęcimiu i biegli będą analizować zeznania premier Beaty Szydło, które złożyła w prokuraturze - poinformował rzecznik Prokuratury Regionalnej w Krakowie prok. Włodzimierz Krzywicki.
Rozbity samochód rządowy odwożony na lawecie po wypadku w Oświęcimiu
/Jacek Bednarczyk /PAP


Analizie poddane zostaną też zapisy rejestratorów parametrów jazdy z samochodu audi A8 po wydobyciu i odczytaniu ich przez biegłych.

Zeznania pani premier zostaną poddane analizie nie tylko przez prokuratorów prowadzących śledztwo, ale także biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych, którzy mają za zadanie dokonać rekonstrukcji wypadku" - powiedział prok. Krzywicki. "W materiałach przekazanych biegłym bezwarunkowo będą także zeznania pani premier, jak i wszystkie zeznania, jakie zostały złożone oraz pozostały materiał dowodowy - podkreślił prokurator.

Jak wskazał, inni biegli, w rozszerzonym składzie, będą z kolei analizować rejestratory znajdujące się w samochodzie audi A8, w którym jechała premier, w tym tzw. czarną skrzynkę, czyli urządzenie UDS. Jak się okazało, jest to niezwykle czułe i bardzo zaawansowane technologicznie urządzenie, w związku z czym pierwsza próba demontażu i odczytania nie powiodła się. Zespół biegłych z Instytut Pojazdów Samochodowych i Silników Spalinowych Politechniki Krakowskiej został więc poszerzony o dodatkowego specjalistę z zakresu rejestratorów - poinformował prok. Krzywicki. Jak dodał, "jeżeli zajdzie taka potrzeba, prokuratura poprosi też o pomoc producenta".

Biegli z Politechniki Krakowskiej wydadzą też opinię na temat stanu technicznego pojazdów biorących udział w wypadku - fiata seicento oraz audi A8.

W sprawie wypadku w czwartek blisko trzy godziny zeznawała premier Beata Szydłow. Jak poinformowała prokuratura po zakończeniu przesłuchania, z uwagi na treść składanych zeznań, obejmujących informacje niejawne, czynność przeprowadzona została w Kancelarii Tajnej Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

W przesłuchaniu premier nie mógł uczestniczyć obrońca podejrzanego o nieumyślne spowodowanie wypadku adw. Władysław Pociej. Prokuratura uznała, że jego udział na tak wczesnym etapie postępowania może spowodować ujawnienie zeznań świadka (pokrzywdzonego) i trudności dowodowe. Jak stwierdziła, nie można wykluczyć konieczności konfrontacji świadka z podejrzanym, ponadto przesłuchanie dotyczyło także procedur bezpieczeństwa transportu najważniejszych osób w państwie, które to procedury dotyczą informacji niejawnych.

Prokuratura wskazywała, że "w razie ewentualnego skierowania w sprawie aktu oskarżenia, podejrzany i jego obrońcy na końcowym etapie śledztwa mają prawo zapoznania się z całością zgromadzonego materiału dowodowego; ponadto w toku ewentualnego postępowania przed Sądem mają prawo zadawania pytań świadkom".

Ja powiedział PAP mec. Pociej, nie wyklucza on złożenia zażalenia na tę decyzję prokuratury. Oczekuję na doręczenie mi postanowienia w tej sprawie wraz z uzasadnieniem. Po jego analizie podejmę stosowną decyzję - powiedział PAP adwokat.

Do wypadku doszło 10 lutego w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów (pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku) wyprzedzała fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które następnie uderzyło w drzewo.

W wyniku wypadku poważne obrażenia ciała, utrzymujące się dłużej niż 7 dni, odnieśli premier i jeden z funkcjonariuszy BOR - szef ochrony Beaty Szydło. U drugiego funkcjonariusza BOR - kierowcy pojazdu - stwierdzono lżejsze obrażenia. Beata Szydło do 17 lutego przebywała w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie.

14 lutego prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał kierowca fiata Sebastian K. Kierowca nie przyznał się do winy, prokuratura nie podaje treści jego wyjaśnień.

Śledztwo w tej sprawie prowadzi zespół trojga prokuratorów z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. Nadzór nad śledztwem objęła Prokuratura Regionalna w Krakowie.

...

Wykazala nie to co trzeba? I sie ,,popsula". Kto to mowil o falszowaniu czarnych skrzynek?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 17:33, 27 Lut 2017    Temat postu:

60 wypadków BOR za rządów PO? Ostatni z udziałem VIP-a miał miejsce za panowania PiS
oprac.Filip Skowronek
27 lutego 2017, 14:37
W miniony czwartek Jarosław Zieliński, wiceminister spraw wewnętrznych wyliczał wypadki BOR za czasów rządów PO i PSL. W poniedziałek dziennikarz Roman Osica przypomniał, że ostatni wypadek, w którym ranny został VIP miał miejsce w 2007 roku. W czasie poprzednich rządów... PiS.



O "nieuzasadnionym ataku na rząd" mówił w czwartek wiceszef MSWiA Jarosław Zieliński o awanturze wokół wypadku kolumny BOR z udziałem premier Beaty Szydło. "Za rządów PO i PSL doszło do 60 zdarzeń drogowych z udziałem Biura Ochrony Rządu" - przypomniał z mównicy sejmowej. W poniedziałek do debaty włączył się dziennikarz Radia Zet Roman Osica. Przypomniał, że do ostatniego wypadku, w którym ranny został VIP doszło w 2007 roku. To okres... poprzednich rządów PiS.


Ostatni wypadek BOR z udziałem VIPa gdy tenże został ranny to 2007 rok i zawracanie na podwójnej ciągłej w al. Ujazdowskich. Ranny Z.Ziobro.
— Roman Osica (@RomanOsica) 27 lutego 2017


Wtedy ranny został ówczesny (i obecny) minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. Służbowe bmw zderzyło się z cywilną toyotą w centrum Warszawy. W wyniku zdarzenia trzeba było opatrzyć złamaną rękę ministra. Co ciekawe, również wtedy wiceministrem spraw wewnętrznych był... Jarosław Zieliński, o czym przypomniał Osica.



@RomanOsica Dodajmy, że wtedy ZZ trafił do lekarza zatrzymanego kilka miesięcy wcześniej przez CBA(uniwinnionego prawomocnie w 2011)
— Krzysztof Brejza (@KrzysztofBrejza) 27 lutego 2017


O innym aspekcie incydentu przypomniał przy okazji poseł PO Krzysztof Brejza. Odpowiadając na twitt Osicy, opisał sytuację lekarza, który opatrywał ministra Ziobrę. Miał on być kilka miesięcy wcześniej zatrzymany przez CBA. Został uniewinniony w 2011 roku.


Twitter.com

...

STOP WARIATOM DROGOWYM!!! Wladza ich odurza. Dostaja amoku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:58, 28 Lut 2017    Temat postu:

Wypadek z udziałem auta ministra Macierewicza. Kierowca usłyszy zarzuty?

Dzisiaj, 28 lutego (10:00)

​Zostali już przesłuchani niemal wszyscy świadkowie styczniowego karambolu z udziałem samochodu wiozącego Antoniego Macierewicza. Niemal wszyscy, bo zeznań nie złożył jeszcze szef MON. Nie przesłuchano też kierowcy samochodu zamykającego ministerialną kolumnę, a także prowadzącego auto Macierewicza.

Zderzenie, m. in. z udziałem pojazdu szefa MON, na drodze krajowej nr 10 w Lubiczu Dolnym /PAP


Dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada dowiedział się w prokuraturze, że nie jest wykluczone, iż kierowca będzie odpowiadał za spowodowanie tego wypadku.

Wszystko zależy od opinii biegłych odtwarzających okoliczności i przebieg tego zdarzenia - ta opinia ma być gotowa nawet w połowie marca. Może się też okazać, że sprawców będzie dwóch - kierowca szefa MON i żandarm z drugiej limuzyny.

Ten wypadek był bardzo dynamiczny. Jeśli okaże się, że sprawcą jest kierowca ministra, w zarzutach ma być uwzględnione, że odjechał z miejsca zdarzenia - powiedział reporterowi RMF FM jeden ze śledczych.

(ph)
Krzysztof Zasada

...

PiS to organizacja przestepcza.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:10, 01 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Wypadek limuzyny premier Beaty Szydło
Prokuratura: Udało się pozyskać dane z samochodu premier Szydło
Prokuratura: Udało się pozyskać dane z samochodu premier Szydło

Dzisiaj, 1 marca (10:35)

​"Udało się pozyskać dane z rejestratora samochodu audi A8, którym jechała 10 lutego premier Beata Szydło. Operacja przebiegła sprawnie i bez zakłóceń" - powiedział prokurator Włodzimierz Krzywicki z Prokuratury Regionalnej, nadzorującej śledztwo w sprawie wypadku.
Zdjęcie z miejsca wypadku w Oświęcimiu
/Jacek Bednarczyk /PAP


Zebrane dane zostaną poddane analizie i przekazane biegłym oraz prokuratorom - powiedział prok. Krzywicki. Odmówił odpowiedzi, z ilu urządzeń udało się sczytać dane. Według zapowiedzi, prowadząca śledztwo Prokuratura Okręgowa opublikuje dziś komunikat w tej sprawie.

Wczoraj prokuratura poinformowała, że biegli podejmą próbę odtworzenia zawartości rejestratorów z samochodu, którym podróżowała Beata Szydło. Pozyskanie danych odbywało się w specjalne wybrany miejscu, "aby ten dowód, który w ocenie prokuratorów będzie miał kapitalne znaczenie dla ostatecznej rekonstrukcji przebiegu wypadku, został w całości, bez żadnego uszczerbku wydobyty dla potrzeb tego śledztwa, poddany analizie i wykorzystany" - wyjaśniał prok. Krzywicki.

Do wypadku doszło 10 lutego w Oświęcimiu. Policja podała, że rządowa kolumna trzech samochodów (pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku) wyprzedzała fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które następnie uderzyło w drzewo. Poszkodowana została premier, szef jej ochrony, lżejsze obrażenia miał kierowca audi.

14 lutego prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał kierowca fiata Sebastian K. Kierowca nie przyznał się do winy, prokuratura nie podaje treści jego wyjaśnień.

...

Wycinanka gotowa? Pamietamy czarna skrzynke sejmowa z 16 grudnia. Skladala sie z dziur.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 18:55, 01 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Polska
Prokuratura potrzebuje spokoju
Prokuratura potrzebuje spokoju

Dzisiaj, 1 marca (10:31)

Prokurator Szacki nie lubił dziennikarzy. Bohater trylogii Zygmunta Miłoszewskiego – mojej ulubionej trylogii – można nawet powiedzieć, że gardził nimi. A no wstrętne pismaki uganiały się za ubranym w garnitur, siwowłosym – co dodawało mu klasy – prokuratorem i przeszkadzali mu w rozwikłaniu wielu zagwozdek, których dostarczał stołeczny i prowincjonalny przestępczy świat.
Premier Beata Szydło (C) po przyjeździe do Prokuratury Okręgowej w Krakowie
/Jacek Bednarczyk /PAP

Czy krakowscy prokuratorzy nie lubią dziennikarzy? Można odnieść takie wrażenie, po zmianie o 180 stopni polityki informacyjnej w sprawie wypadku premier Beaty Szydło. Prokuratura postanowiła, że od dziś będzie utrzymywać kontakty z dziennikarzami jedynie przez lakoniczne, pisane prawniczą nowomową, komunikaty na stronie internetowej. Co dziwi? A no to, że kilka dni po wypadku przedstawiciele prokuratury pozwalali sobie na romanse medialne, ochoczo wychodząc przed kamery i odpowiadając - raz ciekawiej, raz mniej ciekawie - na pytania dziennikarzy. Dziś twierdzą, że potrzebują oddechu i odrobiny spokoju, żeby móc rzetelnie prowadzić śledztwo.

Problem w tym, że presja - ta medialna również - wpisana jest w zawód prokuratora. Niestety, kiedy sprawa dotyczy jednej z najważniejszych osób w państwie, jasne jest, że wozy transmisyjne będą zajmować miejsca parkingowe przed budynkami prokuratur, a dziennikarze będą wydzwaniać co kilka minut do rzeczników prasowych. Czy nie łatwiej więc zorganizować co kilka dni krótki briefing, który zaspokoi ciekawość reporterów? Czy nie lepiej puścić oko do dziennikarzy i pochwalić się postępami w śledztwie - pokazać, że śledczy działają, zrobić sobie dobry PR?

Niestety, zamieszczając suche komunikaty, prokuratura musi mieć świadomość, że będziemy zasypywać śledczych telefonami, z prośbami o doprecyzowanie tych często niejasnych komunikatów. Co bardziej ciekawscy reporterzy, będą próbowali prowadzić własne śledztwa, dowiadując się wielu nieoficjalnych informacji i publikując je na tzw. jedynkach, co będzie rodziło spory szum informacyjny. A to na pewno nie pomoże śledztwu i nie zapewni świętego spokoju prokuratorom.

Prokuratura powinna zrozumieć, że odcinając się od dziennikarzy, sama utrudnia sobie życie, bo stety bądź niestety - dziennikarz niewpuszczony drzwiami, będzie starał się wejść oknem, niezależnie od tego, na którym piętrze będzie się ono znajdowało.

Odcinanie się od mediów i zamieszczanie krótkich komunikatów nie ucywilizuje przekazu, ale prawdopodobnie doprowadzi do chaosu, niedomówień i nawału nieoficjalnych informacji, które mogą czasem mijać się z prawdą. Bo źródła są różne; bo ktoś chce podpuścić; bo nikt nie chce potwierdzić ani zaprzeczyć. Wstrętne pismaki jednak węszą i łatwo wylać na nich wiadro pomyj. Albo i dwa.

A może właśnie o to chodzi śledczym?
Paweł Pawłowski

...

W swietle trudno mataczyc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 22:29, 01 Mar 2017    Temat postu:

WP ujawnia: kierowca Szydło nie miał prawa prowadzić samochodu
Grzegorz Łakomski
1 marca 2017, 16:59
Kierowca Beaty Szydło zgodnie z przepisami nie powinien prowadzić samochodu, gdy doszło do wypadku w Oświęcimiu - ustaliła Wirtualna Polska. Według naszych informacji funkcjonariusz zaczął służbę nie o godz. 7.29 - jak twierdzi BOR - ale około 6 rano. To oznacza, że był zobowiązany skończyć pracę około 18, kilkadziesiąt minut przed zdarzeniem.



Góra Kalwaria, 10 lutego, 4 rano. Do wschodu słońca pozostały 3 godziny. Paweł zaczyna kolejny dzień pracy. Ma do przejechania 30 kilometrów do Warszawy. Szczęście w nieszczęściu, że o tej porze nie ma korków. Pokonanie trasy zajmuje 30-40 minut. Nie może się spóźnić, bo po godz. 6 musi być na miejscu - na ulicy Podchorążych, w garażach Biura Ochrony Rządu.

Paweł jest funkcjonariuszem BOR w grupie ochronnej Beaty Szydło (dlatego nie podajemy jego nazwiska). Zwykle kieruje jednym z dwóch samochodów osłaniających pojazd premier. Tym razem miał pojechać z szefową rządu, zastępując bardziej doświadczonego kolegę, który w ostatniej chwili dostarczył zwolnienie lekarskie.

Pancerne Audi przed 7 wyjeżdża z garażu

Ok. 6 rano po przybyciu do siedziby BOR funkcjonariusz zapoznaje się z planowaną trasą przejazdu i pobiera broń. Jeszcze przed godz. 7 wyprowadza pancerne Audi A8 z garażu. Musi dopilnować, by zostało załadowane na lawetę, na której dotrze do Krakowa. O 7.29 kolumna 4 samochodów z pancerną limuzyną na lawecie opuszcza siedzibę BOR.


Na godz. 15 jest zaplanowany wylot szefowej rządu z Warszawy do Balic. Opóźnia się o dwie godziny. Premier ląduje pod Krakowem ok. 18 i wsiada do pancernej limuzyny. Pół godziny później w Oświęcimiu dochodzi do wypadku. Kierowca premier, próbując ominąć Seicento, uderza w drzewo. Zgodnie z prawem nie powinien być już wtedy w pracy.


Mariusz Błaszczak sugeruje potem na konferencji prasowej dotyczącej wypadku, że kierowca premier był wypoczęty, podkreślając, że rozpoczął służbę o godz. 18 na podkrakowskim lotnisku.

Wirtualna Polska ustaliła wcześniej, że kolumna samochodów wyjechała z siedziby BOR w Warszawie ok. 7 rano, co potwierdziły służby prasowe biura informując, że "wyjazd z garażu BOR nastąpił o godz. 7.29 co zostało potwierdzone stosownym meldunkiem do oficera operacyjnego".

Zapomniane rozporządzenie szef MSWiA

Według najnowszych informacji WP kierowca Szydło zaczął pracę jeszcze wcześniej - stawił się w siedzibie Biura na ul. Podchorążych po godz. 6 rano.


Ta informacja ma kluczowe znaczenie, bo zgodnie z rozporządzeniem ministra spraw wewnętrznych i administracji z 2004 roku dot. czasu służby funkcjonariuszy BOR kierowca premier Szydło nie miał prawa usiąść za kierownicą jej samochodu po godz. 18. Powinien zakończyć służbę po 12 godzinach.

Według rozporządzenia szefa MSWiA "funkcjonariusze, do których obowiązków służbowych należy kierowanie pojazdem samochodowym, mogą pełnić służbę do 12 godzin na dobę, w tym kierować pojazdem nie więcej niż 10 godzin na dobę".

"Kierowca premier powinien zostać zmieniony"

Krzysztof Janik, który jako szef MSWiA w rządzie Leszka Millera wydał obowiązujące do tej pory rozporządzenie, wyjaśnia w rozmowie z Wirtualną Polską, że czas służby kierowcy premier zaczął się z chwilą, gdy pojawił się on w siedzibie BOR, więc po 12 godzinach powinien zostać zmieniony. - W przypadku wyjazdu premier do Krakowa część funkcjonariuszy z jej grupy ochronnej powinna dotrzeć tam dzień wcześniej i przespać noc, by kolejnego dnia mogli wypoczęci zacząć pracę - tłumaczy były szef MSWiA.

Zdaniem naszych rozmówców między bajki można też włożyć twierdzenia, że kierowca premier był feralnego dnia wypoczęty. Funkcjonariusz nie mieszka w Warszawie, tylko w Górze Kalwarii, oddalonej od stolicy o 30 kilometrów. By mieć pewność, że zdąży dojechać na godz. 6 do siedziby BOR, musiał wyjść z domu około 5 rano.

- To nie jest tak, że kierowca sobie przychodzi do garażu i od razu wyjeżdża. Musiał wstać o 4 rano, przyjechać 30 km do Warszawy, pobrać broń, sprawdzić samochód, zapakować go na lawetę - tłumaczy nam jeden byłych kierowców BOR.

Prokuratura: "Przekroczenie czasu pracy mogło mieć wpływ na wypadek"

Wątek przekroczenia czasu pracy przez funkcjonariuszy bada krakowska prokuratura, która prowadzi śledztwo w sprawie wypadku premier.

- Przekroczenie czasu pracy mogło spowodować, że funkcjonariusz był niewystarczająco wypoczęty, skupiony, co mogło się przyczynić do tego, że wydarzenia się splotły tak, a nie inaczej - ocenia w rozmowie z WP rzecznik krakowskiej prokuratury regionalnej Włodzimierz Krzywicki.

Zdaniem naszych informatorów kierownictwo BOR zaczyna wyciągać wnioski z popełnianych wcześniej błędów, o których pisaliśmy tu. Oceniają jednak, że zmiany nie idą w dobrym kierunku. - Zaczęli wymagać, by kierowcy w dokumentach wypisywali "pracę rzeczywistą", czyli godziny, gdy jechali samochodem. Czas, gdy siedzą i czekają na ochranianych, nie jest w to wliczany. To taka praca nierzeczywista - śmieje się jeden z naszych rozmówców.

"W BOR na gwałt zaczęto szkolić kierowców"

Po wypadku w Oświęcimiu w BOR zaczęto przeprowadzać częstsze niż wcześniej szkolenia, a także egzaminy sprawdzające sprawność fizyczną kierowców.

- Do tej pory więcej szkoleń miała "piechota" (borowcy pracujący w ochronie bezpośredniej polityków - red.). Teraz na gwałt zaczęli szkolić wszystkich kierowców - mówi oficer BOR. - Wcześniej było przyjęte, że kierowcy podlegają nieco innym kryteriom niż ochrona bezpośrednia, a teraz są poddawani egzaminom ze sprawności fizycznej na podobnych zasadach. To absurd - mówi inny.

Oblany egzamin kierowców szefa MSWiA

Na pierwszy ogień poszli trzej kierowcy z grupy ochronnej szefa MSWiA. Efekt? Dwóch z nich nie zaliczyło egzaminu sprawnościowego i Mariuszowi Błaszczakowi na trzech zmianach pozostał tylko jeden kierowca.

Biuro prasowe resortu odmówiło odpowiedzi na wysłane we wtorek pytania WP, odsyłając nas do służb prasowych BOR. Tam z kolei usłyszeliśmy, że odpowiedź przyjdzie "w terminie ustawowym" (czyli do dwóch tygodni - red.).

...

Im wiecej wiemy tym zalosniej PiS wyglada.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 19:22, 04 Mar 2017    Temat postu:

Poseł PO: BOR celowo nie zgrał danych o prędkości w momencie wypadku premier Szydło
Magda Kazikiewicz
4 marca 2017, 15:25
Biuro Ochrony Rządu potwierdza, że limuzyny, które brały udział w wypadku premier Beaty Szydło miały komputery pokładowe, ale nie zarejestrowały one prędkości, ani innych parametrów przejazdu. - Celowo doprowadzono do tego, że te dane się nie zapisały. BOR ich nie zgrał - mówi Wirtualnej Polsce poseł PO Krzysztof Brejza.



Polityk PO wystąpił do BOR z interwencją. - Wysłałem szczegółowe pytania, dotyczące wypadku premier Szydło. Szef Biura poinformował, że samochody biorące udział w zdarzeniu posiadają na swoim wyposażeniu komputery pokładowe, ale nie zarejestrowały one danych przejazdu, czyli np. prędkości, drogi hamowania - mówi poseł Brejza.


BOR bez ogródek: danych z 2 pojazdów ochr. już brak (wypadek PBSz).
Czyli nadpisały się.
Obydwa auta wyposażone były w komputery pokładowe! pic.twitter.com/xAIn2iZ2CK
— Krzysztof Brejza (@KrzysztofBrejza) 4 marca 2017


Polityk nie ma wątpliwości, że to celowe działanie. - Doprowadzono do tego, że te dane się nie zapisały. BOR powinien zgrać te dane po wypadku, w serwisie robi się to od ręki, a zamiast tego pozwolono tym samochodom dalej jeździć, co doprowadziło do nadpisania danych - podkreśla Brejza.


P.o. szefa BOR płk Krzysztof Kędzierski poinformował też posła, że audi, który jechała w dniu wypadku premier Szydło, było używane dopiero dwa miesiące i kosztowało 2,5 mln zł.


Nowe Audi A8L Security skasowane po ... 2 miesiącach użytkowania!
Weszło do służby 7.12.2016 (odpowiedź Szefa BOR na moją interwencję) pic.twitter.com/4lZqBoGgOw
— Krzysztof Brejza (@KrzysztofBrejza) 4 marca 2017



W dyspozycji prokuratury jest limuzyna, którą podróżowała premier Szydło. Biegłym udało się odczytać dane z rejestratora, jednak na razie nie wiadomo, co się na nim zapisało.

...

Zadnych zludzen. Czarne skrzynki z 16 grudnia to tez wycinanka. Robia tonco zarzucali Ruskim w Smolensku BO SAMI BY TO ZROBILI!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 16:19, 07 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Wypadek limuzyny premier Beaty Szydło
Śledczy wiedzą już, jak wyliczyć prędkość rządowej kolumny w Oświęcimiu
Śledczy wiedzą już, jak wyliczyć prędkość rządowej kolumny w Oświęcimiu

Dzisiaj, 7 marca (10:07)
Aktualizacja: Dzisiaj, 7 marca (10:52)

Udało się odczytać dane z rejestratorów obu aut jadących w kolumnie przed i za limuzyną premier Beaty Szydło, która 10 lutego miała wypadek w Oświęcimiu - dowiedzieli się dziennikarze RMF FM. Prędkość, z jaką poruszała się rządowa kolumna, będzie jednak ustalana nie poprzez zapisy z rejestratorów samochodów, ale dzięki analizie monitoringu z co najmniej 12 kamer, które zarejestrowały przejazd kolumny w różnych miejscach.
Rozbity samochód rządowy odwożony na lawecie
/Jacek Bednarczyk /PAP

Śledczy zabezpieczyli obraz przejeżdżającej kolumny w odległości 2 kilometrów od skrzyżowania, gdzie doszło do wypadku, i tuż przed samym miejscem wypadku. Ma to pozwolić precyzyjnie oszacować prędkość, z jaką poruszała się rządowa kolumna.

Odczytane wczoraj dane z komputerów pokładowych obu aut zostaną teraz poddane analizie, a wnioski wyciągnięte przez biegłych zostaną zawarte w ekspertyzie, która trafi do prokuratury za trzy tygodnie.

Wypadek, w którym uczestniczyła rządowa kolumna trzech aut wioząca Beatę Szydło, miał miejsce 10 lutego o godzinie 18:37 w Oświęcimiu. Kolumna wyprzedzała fiata seicento: jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy rządowy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w drugie auto w kolumnie - właśnie to, którym jechała szefowa rządu - a ono uderzyło w drzewo.
22 osoby przesłuchane ws. wypadku limuzyny Beaty Szydło

Tuż po wypadku Beata Szydło trafiła do szpitala w Oświęcimiu, skąd helikopterem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego przetransportowano ją do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. Spędziła tam tydzień.

Do tej samej placówki trafił również funkcjonariusz BOR-u, szef ochrony premier.

U drugiego funkcjonariusza BOR-u, kierowcy auta szefowej rządu, który także ucierpiał w wypadku, stwierdzono lżejsze obrażenia.

14 lutego prokuratorski zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku usłyszał kierowca seicento Sebastian K.

...

Ciezko idzie mataczenie zeby tak oszukac ze od razu nie wysmieja.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 14:18, 08 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Wiemy, kto spowodował wypadek premier Beaty Szydło w Izraelu
Wiemy, kto spowodował wypadek premier Beaty Szydło w Izraelu

1 godz. 1 minuta temu

To izraelski kierowca spowodował wypadek samochodów z kolumny Beaty Szydło podczas wizyty szefowej polskiego rządu w Izraelu. Jak dowiedział się reporter RMF FM Krzysztof Zasada, takie ustalenia izraelskich służb ws. listopadowego incydentu trafiły do Biura Ochrony Rządu.
Miejsce wypadku premier Beaty Szydło
/United Hatzalah / HANDOUT /PAP
Śledczy wiedzą już, jak wyliczyć prędkość rządowej kolumny w Oświęcimiu

Przypomnijmy: podczas przejazdu polskiej rządowej kolumny z lotniska w Tel Awiwie do Jerozolimy doszło do kolizji z udziałem kilku pojazdów, którymi jechali członkowie polskiej delegacji. Poszkodowani zostali pracownica kancelarii premiera i funkcjonariusz BOR.

W odpowiedzi na pytania Biura Ochrony Rządu dotyczące przebiegu zdarzenia strona izraelska podała, że do kolizji doszło z winy izraelskiego kierowcy, na skutek jego nieuwagi. Podkreślono, że w wypadku uczestniczyły samochody, które nie były tzw. pojazdami ochronnymi, a incydent nie miał wpływu na bezpieczeństwo ochranianej osoby.

Te wyjaśnienia izraelskich służb sprawiły, że zamknięte zostało postępowanie wyjaśniające wszczęte przez Biuro Ochrony Rządu, a sprawa trafiła do archiwum.


(APA, e)
Krzysztof Zasada

...

No oczywiscie! Wszyscy na bidakow najezdzaja. Tylko tera niebezpiecznie bo wyszlo ze ... wszystkiemu winni żydzi... U PANIE! Podejrzewam jakis uklad nie zdziwcie sie jak delegacja Kaczynskiego poprze Izrael w jakims glosowaniu czy cos.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:11, 08 Mar 2017    Temat postu:

RMF 24
Fakty
Raporty specjalne
Wypadek limuzyny premier Beaty Szydło
Kędzierski: BOR jest celem ataków. Większość z nich jest nieprawdziwa
Kędzierski: BOR jest celem ataków. Większość z nich jest nieprawdziwa

1 godz. 46 minut temu

"W ostatnim czasie Biuro Ochrony Rządu stało się celem zmasowanego ataku. Muszę z przykrością stwierdzić, że większość tych ataków jest nieprawdziwa" - mówił posłom sejmowych komisji obrony i spraw wewnętrznych p.o. szefa BOR płk Tomasz Kędzierski. "Chciałbym podkreślić, że BOR to przede wszystkim służba państwu polskiemu ryzykując życie i zdrowie" - dodał.
Tomasz Kędzierski
/PAP/Marcin Obara /PAP


Jak podał Kędzierski, w 2007 r. na ponad 2,5 tys. etatów w BOR, było 2,1 tys. funkcjonariuszy. W grudniu 2015 r. było ponad 2,9 tys. etatów, a funkcjonariuszy było niespełna 1,9 tys. Jak mieliśmy robić szczyt NATO, Światowe Dni Młodzieży, mieliśmy zamknąć firmę, zamknąć drzwi? BOR nie zamyka drzwi - podkreślił. Dodał, że w BOR na 280 etatów było 100 kierowców.

Co my mieliśmy robić przed szczytem NATO, przed imprezą, jakie w Polsce jeszcze nie było? (...) Działaliśmy bardzo szybko i w ramach braków kadrowych podjęliśmy działania, które miały na celu stworzenie tzw. nieetatowego odwodu kierowców wykorzystywanego podczas dużych ochronnych operacji. Robiliśmy to dla Polski. BOR to nie jest formacja, która nie ma kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy funkcjonariuszy tylko niecałe dwa tysiące - podkreślił.

Posłowie połączonych komisji: administracji i spraw wewnętrznych oraz komisji obrony narodowej zapoznają się w środę z informacją szefów MSWiA i MON oraz szefów podległych im służb odpowiedzialnych za ochronę najważniejszych osób w państwie; chodzi o sytuację w Biurze Ochrony Rządu i oddziale specjalnym Żandarmerii Wojskowej po dwóch incydentach drogowych z udziałem funkcjonariuszy tych formacji i ochranianych przez nich polityków, do jakich doszło w ostatnich tygodniach.
Zieliński: Mieliśmy do czynienia z dramatycznym niedofinansowaniem

Mieliśmy do czynienia z dramatycznym niedofinansowaniem BOR przez kolejne lata, brakiem i koncepcji i możliwości modernizacji istniejącej struktury BOR (...), a także modelu przebiegu służby - mówił wcześniej posłom komisji administracji i spraw wewnętrznych oraz komisji obrony narodowej wiceszef MSWiA, Jarosław Zieliński. Jak mówił, struktura biura była "niewydolna", a BOR nie realizowało swoich zadań związanych z ochroną polskich przedstawicielstw dyplomatycznych i placówek konsularnych.

Wiceminister podkreślił, że od 2008 r. BOR nie dysponowało wystarczającymi środkami finansowymi, które pozwoliłyby w sposób "pełny, planowy" na realizację zadań. Jego zdaniem BOR nie miało także odpowiedniej liczby ludzi.

Z powodu niedostatecznej obsady etatowej oraz braku jednolitego systemu obliczania nadgodzin, liczba nadgodzin wynikająca z braków kadrowych wypracowanych przez funkcjonariuszy przekraczała 360 tysięcy in na koniec grudnia 2015 r. W samym 2015 r. funkcjonariusze wypracowali 253 tys. nadgodzin - mówił.

(mn)
RMF24-PAP

...

Ale obowiazkiem jest powiedziec NIE wariatom drogowym.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 10:58, 14 Mar 2017    Temat postu:

Obrońca kierowcy seicento oburzony. Prokuratura łamie prawo
oprac.Patryk Skrzat
14 marca 2017, 07:15
Mec. Władysław Pociej nie został poinformowany przez krakowską prokuraturę o przesłuchaniu kolejnych świadków ws. wypadku premier Beaty Szydło. - O przesłuchaniu kolejnej grupy świadków dowiedziałem się dopiero z komunikatu na stronie prokuratury - powiedział portalowi oko.press.



Prokuratura Okręgowa w Krakowie w poniedziałek przesłuchała uzupełniająco 9 świadków wypadku z udziałem premier Beaty Szydło. Trzy dni wcześniej przesłuchany został także poszkodowany funkcjonariusz BOR. O przesłuchaniach nie wiedział obrońca poszkodowanego, choć jak podkreśla, prokuratura powinna go o nich zawiadomić.

- O przesłuchaniu kolejnej grupy świadków dowiedziałem się dopiero z komunikatu na stronie prokuratury, choć ma ona obowiązek zawiadomienia strony – powiedział portalowi oko.press mec. Pociej. Przez to nie mógł wziąć udziału w przesłuchaniach.

P.o. rzecznika prokuratury nie był w stanie wczoraj odpowiedzieć na pytanie czy zawiadomienie zostało wysłane do obrońcy Sebastiana K.


Sprawę skomentował mec. Paweł Osik z kancelarii prawnej Pietrzak & Sidor, współpracujący z Helsińską Fundacją Praw Człowieka. - Mam wrażenie, że tym razem prokuratura nie zawiadomiła obrońcy o przesłuchaniu na wszelki wypadek, by uniknąć konieczności tłumaczenia się z kolejnej odmowy - stwierdził. Wcześniej mec. Pociej nie mógł wziąć udziału w przesłuchaniu premier Szydło.
oko.press

...

To sa przestepcy. Widzimy kto byl winny. ONI!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
BRMTvonUngern
Administrator



Dołączył: 31 Lip 2007
Posty: 136443
Przeczytał: 60 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:51, 16 Mar 2017    Temat postu:

WP ujawnia jak BOR łamało procedury przy ochronie przywódców na szczycie NATO
Grzegorz Łakomski
15 marca 2017, 17:31
Kilkanaście godzin za kierownicą, po nich trzygodzinna drzemka też w samochodzie i od razu kolejny dzień służby - Wirtualna Polska ujawnia jak pracowali funkcjonariusze BOR, którzy ochraniali zagranicznych przywódców podczas szczytu NATO w Warszawie. Według naszych informatorów z powodu braków kadrowych w BOR doszło do łamania procedur, a uprawnienia do kierowania pojazdami ochronnymi musieli wyrabiać nawet mechanicy.





"Blisko 120 osób ochranianych, zabezpieczenie miejsc czasowego pobytu oraz miejsc zakwaterowania, zapewnienie bezpieczeństwa transportu (...) to tylko część zakresu odpowiedzialności Biura Ochrony Rządu, bez którego Szczyt Paktu Północnoatlantyckiego nie mógłby się odbyć" - chwali się na swojej stronie internetowej BOR.

- Można ocenić, że zadania zostały zrealizowane przez nas celująco - ocenił po lipcowym szczycie wiceszef BOR Jacek Lipski. Również szef MSWiA Mariusz Błaszczak nie unikał słowa "sukces".

Bezpieczny tylko Obama

BOR stanęło wówczas przed nie lada zadaniem - odpowiadało za bezpieczeństwo wszystkich zagranicznych przywódców goszczących w Polsce. Wśród 16 prezydentów i 20 premierów byli m.in. prezydent Francji Francois Hollande, ówczesny premier Wielkiej Brytanii David Cameron, kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent USA Barack Obama. O swoje bezpieczeństwo do końca mógł być spokojny tylko ten ostatni.


Amerykański przywódca, podobnie jak jego poprzednicy, jest wierny zasadzie, że nawet za granicą jeździ własną opancerzoną limuzyną. Za kierownicą Cadillaca nazywanego "Bestią" siedzą zawsze agenci Secret Service. Pozostałych przywódców wozili funkcjonariusze BOR.


Do wyboru - drzemka w samochodzie albo na karimacie

8 lipca, piątek, Warszawa. Pierwszy dzień szczytu NATO dobiegł końca. Większość przywódców lądowała na Okęciu od rana. Jako ostatni przybył Barack Obama.

Godz. 1 w nocy, hotel Mariott. Kolumna samochodów amerykańskiego prezydenta wjeżdża na podziemny parking. Air Force One wylądował kilkadziesiąt minut wcześniej. Agenci Secret Service kończą dzień pracy i mogą odpocząć w 5-gwiazdkowym hotelu.

Godz. 2 w nocy, "Pentagon". Pod szlabanem siedziby BOR (nazywanej w slangu borowców "Pentagonem") przejeżdża kolejna limuzyna po odwiezieniu chronionego przywódcy państwa do hotelu. Funkcjonariusze BOR, którzy jeździli z europejskimi przywódcami są po kilkunastu godzinach pracy, ale nie kończą służby. Mają do wyboru drzemkę w samochodzie albo na karimacie obok niego. Miejsc noclegowych nikt funkcjonariuszom nie zapewnił. Podobnie jak czasu na odpoczynek. Za trzy godziny mają być w gotowości.


Funkcjonariusz BOR: - Większość spała w samochodach. Ale co to za spanie. Wyczekiwaliśmy bardziej. W "Pentagonie" mogliśmy się umyć, zmienić koszulę. O 5 rano trzeba było być na nogach, bo dowództwo wymyśliło, że mamy być w gotowości dwie godziny przed operacją, a nie godzinę, jak zawsze.

Spanie pod stadionem

Borowiec przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską, że kierowcy, którzy jeździli z przywódcami państw mieli szczęście, bo mogli pojechać na noc do siedziby BOR. Gorzej mieli funkcjonariusze, którzy prowadzili pojazdy z ochroną i musieli nocować na parkingu pod Stadionem Narodowym. - O tych, którzy zostali na stadionie nikt nie pamiętał. Zostali tam do następnego dnia w tym samym garniturze i samej koszuli - mówi nam funkcjonariusz.

- Potem jechaliśmy pod hotel po VIP-a, zawodziliśmy go na Stadion Narodowy i czekaliśmy aż skończy. Niektórzy w tym czasie odsypiali zarwaną noc - przyznaje.

Naginanie procedur w zamian za 180 zł podwyżki

Według naszych informatorów z dokumentów BOR wynika, że większość samochodów przez dwa dni szczytu NATO była cały czas w ruchu, a ich powrót do siedziby biura nie został odnotowany przez dyspozytora.

- Większość kierowców samochodów głównych nie zdawała samochodów u dyspozytora, bo kończyliśmy o 2 w nocy, a o 5 rano trzeba było wyjechać. Nie opłacało się wjechać do garażu. Świadomie naginaliśmy procedury - mówi borowiec. - Każdy to brał na siebie, bo za te nadgodziny była obiecana premia - dodaje.

- Przynajmniej można było dorobić, była motywacja do pracy - mówi Wirtualnej Polsce drugi funkcjonariusz.

Według naszych informatorów chodziło o 180 zł podwyżki. - Najlepsi kierowcy zarabiali wcześniej 3500 zł. Po szczycie NATO - 3 680 zł. Przy ogromnej liczbie godzin, które co do zasady nie są opłacane, w naszej firmie pracuje się głównie dla idei - przyznaje borowiec.

"To niedopuszczalne. Prosimy się o nieszczęście"

Były szef BOR Mirosław Gawor ocenia w rozmowie z WP, że tak długie godziny pracy mogą doprowadzić do tragedii. - Ludzie muszą mieć czas na odpoczynek. Nadmierne eksploatowanie jest niedopuszczalne. Prosimy się o nieszczęście - zaznacza Gawor.

Inaczej oceniają to służby prasowe Biura. Kpt. Grzegorz Bilski z zespołu komunikacji medialnej w odpowiedzi na pytania WP wyjaśnia, że czas służby funkcjonariuszy BOR pracujących przy szczycie NATO "podlegał szczególnej (odrębnej) regulacji prawnej". Wyjaśnia, że ustawa o szczególnych rozwiązaniach związanych z organizacją szczytu przewiduje możliwość "przedłużenia czasu służby w określonych warunkach". - W zamian za przedłużony czas służby funkcjonariuszom przysługiwał zryczałtowany ekwiwalent pieniężny - precyzuje Bilski.

Pospolite ruszenie, czyli mechanicy za kierownicą

Według informatorów Wirtualnej Polski kierownictwo BOR wiele tygodni przed szczytem zaczęło na gwałt szukać kandydatów na kierowców, których w Biurze brakuje. - Pod uwagę był brany każdy, kto był żywy i miał prawo jazdy. Nawet mechanicy. Masowo przechodzili badania i podchodzili do egzaminu z jazdy. Założenie było takie, że mają zdać. Na szczęście ci nowicjusze nie siadali potem za fajerą (za kierownicą - red.) w samochodach głównych, ale w ochronnych - relacjonuje WP jeden z borowców.

- Miasto było puste, ulice pozamykane, nie było w co przywalić - ironizuje inny. Zdaniem byłego szefa BOR również masowe dopuszczanie do kierowania samochodami BOR przez funkcjonariuszy to niedobry zwyczaj. - Metoda pospolitego ruszenia nie powinna mieć zastosowania, bo jest nieodpowiedzialna - podkreśla Gawor. Zauważa, że w BOR nigdy wcześniej nie dochodziło do takich sytuacji, nawet w czasie pielgrzymek papieskich, które trwały tydzień.

"Amerykanie mieli z nas ubaw"

Były szef BOR wyjaśnia, że inne standardy panują w Secret Service, gdzie agenci pełniący służbę w ochronie amerykańskiego prezydenta zmieniają się nawet co trzy godziny, by zachować najwyższą czujność.

Na to samo zwraca uwagę jeden z oficerów BOR. - Podczas szczytu NATO były zaangażowane różne służby. Staliśmy obok siebie. Policjanci zmieniali się co 12 godzin, żandarmeria też, nawet kierowcy firmy, która wypożyczyła busy do wożenia mniej ważnych gości także się zmieniali. Tylko borowcy musieli pracować bez przerwy, jak jakieś cyborgi - opowiada funkcjonariusz. - Amerykanie, którzy to obserwowali, mieli z nas niezły ubaw. Mówili, że tylko Polacy tak potrafią - przyznaje borowiec.

Publikacje WP "otworzyły oczy kierownictwu BOR"

Według niego szefostwo BOR zaczyna jednak wprowadzać pozytywne zmiany również po publikacjach Wirtualnej Polski.

WP ujawniła, że w BOR łamane są procedury, a kierowca, który prowadził samochód Beaty Szydło, gdy doszło do wypadku w Oświęcimiu przez przekroczenie limitu godzin pracy nie miał prawa usiąść za kierownicą.

- Kierownictwu to otworzyło oczy. Zaczęli się przejmować i liczyć godziny pracy. Częściej wprowadzają drugą zmianę, gdy pierwsza pracuje za długo. Nawet u marszałka Kuchcińskiego, z czym był zawsze problem (pisaliśmy o tym tu). Przed wyjazdem premier Szydło do Krakowa jedna grupa jedzie tam dzień wcześniej, co się wcześniej nie zdarzało - przyznaje funkcjonariusz.

I dodaje: Ale i tak niektóre procedury są łamane. Nie da się wszystkich przestrzegać. Mamy za mało ludzi.

...

Dokladnie. PiS to tylko szczyt patologii.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Religia,Polityka,Gospodarka Strona Główna -> Aktualności dżunglowe Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 1 z 8

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
cbx v1.2 // Theme created by Sopel & Programy